Lotnisko. Czekam na samolot do Polski.
Trochę drzemię, trochę myślę, trochę rozglądam się po
ludziach wokół.
Po prawej na końcu rzędu krzeseł
jakaś rodzina – ewidentnie Włoch i zapewne jego żona Polka, i
jej siostra (?) rozmawiają po polsku i po włosku. Na przeciw mnie
dwie pary. Jego jakbym skądś znał, ale nie wiem skąd. Mam tak od
czasu Poznania, ciągle wydaje mi się, że skądś znam kogoś...
Kojarzę twarz, ale bez okularów, tak jakby ktoś ze szkoły
podstawowej...?
Po lewej jakaś para – on łysy
nalany ok. 30 lat, ona czarna - siedzi sztywno i patrzy na mnie, on
też zwrócony jest w moją stronę i cały czas się uśmiecha mówi
coś do niej, nie podoba mi się ten uśmiech. Na lewo ode mnie
pojawiła się jakaś młoda para, on gra na telefonie, ona chyba coś
czyta, siedzi w grubej czapce, jest dość ciepło na hali. Obok
mnie po prawej młoda kobieta z dwójką dzieci w wieku ok. 8-10 lat.
Wygląda na Polkę, ale mówi do nich po włosku. Ma blond włosy
krótko ścięte z tyłu, widzę dużo pudru na policzku, podkreślone
na czarno oczy, drobne zmarszczki w kącikach oczu – oceniam, że
ma jakieś 35 lat, nie więcej niż 38. Po zachowaniu dzieci
wnioskuję, że jest sama i to raczej więcej niż 2 lata. Szybko
omiatam wzrokiem łuki jej ciała – tak, to na pewno Polka. Chodzę
po hali, wracam na miejsce – ktoś mnie podsiadł, siadam obok
swojego miejsca, ona siedzi obok. Po chwili dopytuję po polsku:
Polka we Włoszech?
Tak, odpowiada, wypytuję ją o pewne
kwestie językowe, dziwi się, że słyszę polskie zwroty we
włoskiej wymowie, opowiada mi o życiu za granicą, o obyczajach
Włochów i że jest kryzys. Rozmawiamy jakiś czas, rzeczywiście
jest sama.. Przychodzi taki moment, kiedy sięga do torby i zsuwa się
z krzesła – wtedy za nią widzę młodego faceta, wydaje mi się,
że już go kiedyś widziałem. Siedzi ze dwa krzesła za nią ma
dziwnie spoconą twarz i dziwnie trzyma telefon w wyciągniętej
ręce. Nieeee.... myślę sobie, już tutaj są?
Facet – podobny do Kajdanowicza z
TVNu nagle ożywia się, gdy zauważa, że się patrzę na telefon.
Podnosi i przekrzywia telefon w dłoni w moją stronę, mimiką
twarzy i całym sobą gwałtownie daje mi znaki. Tak, to młody ubek,
który nęka mnie hasłem: zadzwoń do Pajaca, bo bez tego....
Zaczynam się zastanawiać, czy cała
ta sytuacja nie jest aby specjalnie zorganizowana pod ten gest...
Nic nie jest pewne - to przecież koniec czasów...
Po swojej prawej ręce widzę kogoś
jeszcze. Za rzędem krzeseł stoi nieruchomo jakiś człowiek, ma na
plecach mały pękaty kolorowy plecaczek, ręce nienaturalnie luźno
zwisają po bokach, symetrii tej postaci dopełnia równie pękaty
odstający brzuszek - efekt obżerania się chlebem, raczej nie od
piwa. Wyglądał raczej jak jakaś, że tak powiem łajza... Parzył
się na nas. W zasadzie to patrzył się na nią nieruchomym
wzrokiem.
Już trwa odprawa, proponuję iść w
kolejkę, ona zbiera swoje torby i idziemy razem, stajemy na końcu
kolejki. Po chwili obok mnie po prawej staje "Kajdanowicz"
ze spotniałym pyskiem. Stoi obok zwrócony nieco w moim kierunku,
zupełnie jakbyśmy byli znajomymi, wpatruje się w podłogę –
skupiony jest na naszej rozmowie, ostentacyjnie podsłuchuje o czym
mówimy. Stoimy tak w piątkę. Ja, ona, jej dwoje dzieci i nadzorca
z polskojęzycznego gestapo.
Nie mam prywatności , nie mam
intymności, w całej tej sytuacji brakuje tylko parafrazy filmowego
„A tak witamy się w niemczech”...
Skończył się mój tydzień wolności,
wracam do Polski.
Polska.
Jest już wieczór, idę do hostelu i
po drodze wstępuję do sklepu. Za kasą młoda dziewczyna, żeby
wyciągnąć portfel stawiam na ladzie napój, z którym przyszedłem
plus rzeczy pozbierane w sklepie. Zauważam, że skasowała napój,
zwracam jej uwagę, krótka rozmowa, kogoś mi przypomina, chcę ją
o to zapytać, za długo się przyglądam, ona się uśmiecha i mówi
stanowczo Dobranoc.
Rano idę do Sowy i przechodzę obok
sklepu, za kasą jakiś łepek, u Sowy zamawiam kawę z Opium i
rozkładam swoje rzeczy: telefon, notatnik i pióro.
Przy kontuarze zauważam jakiego
człowieka, nienaturalnie i szeroko gestykuluje rękoma, wybiera
jakieś ciasto, ma na sobie czarny płaszcz i jest niewysoki, nie
widzę twarzy, bo stoi tak zwrócony, nie przyglądam mu się,
przechodzi obok mnie i znika w głębi kawiarni. Dostaję swoje
zamówienie, kelnerka jest bardzo miła, mówi do mnie dziękuję
serdecznie, uśmiecha się.
Zaczynam spisywać Ill the beast,
robię przerwy, popijam kawę, rozglądam się, myślę, czekam aż
pióro napełni się słowami, by wylać je ze środka na papier.
Facet w czarnym płaszczu chyba
wychodzi, po chwili zauważam, że stoi na dworze i rozmawia przez
telefon, dość długo. Zaczynam coś podejrzewać, bo stoi dokładnie
w miejscu na które patrzę przez okno, w końcu odwraca się w moja
stronę – ewidentnie Włoch, ma ciemna skórę, krótkie kręcone
czarne włosy szpakowate na końcach, kończy rozmawiać, chowa
aparat, poprawia szal i odwraca twarz w moim kierunku - widzę tylko
jedno oko, patrzy prosto na mnie przez moment beznamiętnie....
Przypomina mi się pogrzeb mojej matki.
W kaplicy już zamknęli wieko, podchodzą ludzie, żeby wynieść
trumnę, jeden z nich, gdy pochylił się i złapał za uchwyt
trumny, niespodziewanie wykręca głowę w moją stronę, dokładnie
wie, gdzie siedzę, patrzy mi się prosto w twarz i uśmiecha,
zupełnie, jakby zrobił mi jakiś dowcip...
Włoch jednak nie uśmiechał się, był
bardzo poważny, czy ten telefon to kolejny rebus? Na to wygląda,
poprawił szal i wrócił do lokalu nie patrząc bardzo na mnie.
Wieczorem znowu idę do miasta,
przechodzę koło sklepu, kiedy wychodzę na drogę przy kamienicach
spostrzegam młodego człowieka, czeka na mnie kawałek za witryną
sklepu, kiedy go zauważam, on też mnie zauważa i rusza w moim
kierunku, jest poważny na twarzy, patrzy się nie na mnie, ale w
ten kąt między ścianą sklepu, a chodnikiem, ma pedalską
proweniencję i ewidentnie idzie na zderzenie, od razu przystaję i
obserwuję co on zrobi, kiedy się zbliża, rzucam też okiem na
sklep – jest dziewczyna, ta sama co wczoraj, widzi mnie i wtedy wciąga
wargi do wewnątrz, robi nerwowe ruchy, oczy ma rozbiegane, krótko
wybija rytm palcami po blacie, już wiem, że z nią rozmawiali,
patrzę na pedała z ABW, gotowy jestem, żeby go odepchnąć, idzie
prosto na mnie, nie patrzy się i nie jest mu do śmiechu, wzrok
wbity w ziemię, idzie na skos, przecina moją drogę, ale idzie na
mnie, w ostatniej chwili skręca i wymija mnie po lewej stronie.
Kilka miesięcy temu we Wrocławiu, też
tak było, zanim przeszedłem z dworca na rynek miasta z dziesięciu
takich spotkałem. Czekali na mnie w tłumie na ulicy, na płycie
rynku, kiedy byłem już blisko, ruszali w moim kierunku, jakby
zobaczyli znajomego, wyciągając ręce do przodu, jakby w geście
serdecznego powitania, gwałtownie przystawałem w tych momentach,
ostro zmieniałem kierunek w którym szedłem i dawałem wyraz
swojego niezadowolenia, stawali kręcąc głową udając osoby
zdezorientowane. To się nazywa ćwiczenie pamięci ciała, poprzez
takie działania, chcieli nauczyć mój organizm przyzwyczaić do
tego typu zachowań.
A może chodzi o wypchnięcie?
Czym jest opętanie? Dlaczego „zły
duch” (po prostu jakiś człowiek, który wszedł do cudzego ciała)
wyje, mówi innym głosem i ostentacyjnie daje oznaki swej bytności
w jakimś człowieku? Żeby nauczyć ludzi, jak wygląda przejęcie
kontroli nad ciałem innego człowieka, tak, ABY UKRYĆ FAKT, ŻE
TAKIE PRZEJĘCIA ZACHODZĄ "PO CICHU", I ŻE DZIĘKI TYM PRZEJĘCIOM MOŻNA
PRZEJĄĆ KONTROLĘ NA PRZYKŁAD NAD STERAMI DANEGO PAŃSTWA, ALBO
PRZEDSIĘBIORSTWA.
Wcześniej należy wypchnąć dana
osobę z jej ciała lub zagłuszyć. Niektóre osoby z mojego
otoczenia specjalnie ignorują to co mówię, albo – na moje
zapytanie – permanentnie odpowiadają nie na temat. Do tego
kwestionowanie mojej seksualności. Wiele innych zachowań jak np.
zadawanie pytań o podwójnym znaczeniu – być może ta osoba nie
pyta o to, co myślisz, tylko o coś innego – i ty wyrażasz na to
zgodę lub nie. Patrz - „zgoda” na tzw. przyjście tzw. Ducha
świętego, „otwarcie się na Boga” itp. zabiegi.
Stwarzają mi nieznośne warunki
bytowania, bym podjął chęć ucieczki z własnego ciała, traktują
jak kogoś innego, by doprowadzić do rozerwania jaźni –
rozdwojenia. ABW opowiada o mnie, że jestem jakoby świrem – taka
informacja wyszła do mnie od 2 ludzi, z którymi się stykałem.
A więc wmawiają ludziom, że
jestem jakoby kimś innym, na wiele sposobów, w ten sposób również
usiłują wyłgać się od tez zawartych w Werwolf.
Symptomy po przejęciu – zachowuje
głos i charakterystyczną wymowę właściciela, ale osoba nie zna
szczegółów ze swojej przeszłości, MA INNE NAWYKI i wiele innych, o
czym nie mogę napisać ze zrozumiałych względów. Nawyki to coś,
co się kształtuje latami i nie sposób mieć nowe nawyki z dnia na
dzień. Taka osoba może też wracając do swojej przeszłości,
opowiadać w kółko tylko kilka historii – bo po prostu więcej
nie zna. Jak ktos ma 80 lat i w kółko opowiada o sobie 5 (słownie: P I Ę Ć ) historyjek, to jest powód do zastanowienia się. Jesli mamy podejrzenie, to zdanie "Na początku robił wszystko, bawił i przewijał dzieci, a potem nagle przestał" staje sie wymowne, szczególnie słowo NAGLE - zmiana jest ewidentna, tylko brakuje wiedzy i wyobraźni, by zdefiniować przyczynę...
Druga metoda jaka stosują to
podrywająca mnie dziewczyna, która siedzi ze swoim niby facetem
nieopodal. Siadam w kawiarni i po kilku minutach mam obstawę – na
wprost jeden dwóch facetów, z boku, para co udaje parę, czasem
ktoś jeszcze. Ona zaczyna na mnie się patrzeć i daje mi ukradkiem
znaki, zaczyna palcami wykonywać posuwiste ruchy tam i z powrotem.
On siedzi jakby za nią, jest w tle. W pewnym momencie zaczyna robić
to samo co ona. Obydwoje zaczynają się otwarcie na mnie patrzyć i
powtarzają ruchy naśladujące ruchy frykcyjne. Wpatrują się we
mnie, jakby czegoś szukali na mojej twarzy. Odwracam się... Tamci
też zaczynają mi dawać znaki. Odwracam się w jeszcze innym
kierunku, albo wychodzę.
Ta metoda przypomina gotowanie żaby w
kotle, od lat stosowali wobec mnie pewne zachowania, które dopiero w
2017 roku znalazły swoje wytłumaczenie, kiedy zaczęli je stosować
wszystkie naraz wraz z ferią otwartych ataków.
Czasem po prostu siadają obok mnie,
ładna dziewczyna i jakiś koleś, udają rozmowę, ona daje mi
znaki, on zaczyna się drapać po nodze... Ona rzuca mi spojrzenia,
ale to spojrzenia sprawdzające, czy się patrzę – na to drapanie,
które jest w zasięgu mojego wzroku (patrz: Zdolność patrzenia), i
które coraz bardziej przypomina zachowanie o charakterze seksualnym,
i które trwa i trwa i trwa...
Koniec dygresji.
Za dużo tych rzeczy do opisania, tak
wiele tego było.
Idę do miasta.
W centrum zaczepiają mnie młodzi
ludzie i nagabują na tutejsze lokale. Odmawiam po kilka razy, jedna
dziewczyna przykuwa moja uwagę, ma taki znajomy głos...
Zastanawia mnie to, zaczynam się
kręcić i wracam w to samo miejsce, znowu do mnie podchodzi jest
pewna siebie, coraz bardziej podejrzewam, że się znamy..
Znowu rozmawiamy, przyglądam jej się,
i trudno mi ją rozpoznać, ale jednak... to może być ona...Jakiś
taki znajomy głos mówię... jej mowa wyraźnie zwolniła, choć
rezolutnie odpowiada, że może znam taką, a taką rodzinę z tej
tamtej dzielnicy, po chwili dodaje, ze najwyraźniej już głos jej
ochrypł od tego nagabywania, łapie się za gardło i masuje
szyję... wyraźnie straciła rezon, jest nieco sobą rozczarowana,
poddaje się i powoli odwraca mówi coś jeszcze, życzę jej
wesołych świąt, już odwrócona odpowiada: to do miłego...
Tak, to na pewno ona.
Wracam do sklepu, jest już późno,
przed sklepem krępy facet rozmawia przez telefon, dziewczyna na
posterunku, jednak nie wydaje z siebie żadnych sygnałów jak
wcześniej, zagaduję ja przy kasie, odpowiada mi coś tam, śmieje
się, jest swobodna, ktoś wchodzi ona ponagla mnie, czy to wszystko,
wychodzę, facet nadal gada przez telefon, patrzy się na mnie, idę
do siebie.
Mija kilka dni.
Powoli zaczynają się ataki, na
początku po powrocie do pracy jeżdżę samochodem, wszystko zaczyna
się od początku, gdy jadę koleją...
Przeciwko komu są opracowane takie
metody?
Wojna się nie skończyła. Ona trwa
nieustannie od wieków, zmienia się tylko zabarwienie ideologiczne,
które zaciemnia, ukrywa prawdziwych decydentów...
Idziesz ulicą, albo siedzisz w
kawiarni. Podchodzi do ciebie jakiś człowiek i nieznacznie niby przypadkiem dotyka
twojego ramienia. Oburzasz się, albo nie.
Za jakiś czas znowu ktoś dotyka
twojego ramienia, a za godzinę znowu ktoś. W końcu prawie
codziennie jakiś obcy na ulicy dotyka twojego ramienia – lub tylko
udaje, że chce cię dotknąć. Zbliża się, ale tego nie robi,
przecina twoją drogę, uśmiecha się, nic więcej...
Nie możesz go uderzyć, bo jak to
wytłumaczysz?
Po kilku latach jesteś wykończony, bo
nieustannie ktoś wtrąca się do twojego życia. Kiedy idziesz ulicą
zwracasz uwagę, czy ktoś idzie w twoim kierunku, i czy przypadkiem
nie zamierza cię dotknąć. Nie masz prywatności, bo ktoś
nieustannie narusza twoją strefę bezpieczeństwa, twoją strefę
prywatności. Jesteś nieustannie zagrożony, choć nic na to nie
wskazuje. Nikt tego nie widzi, kiedy sam idziesz ulicą. Czasami
tylko w pociągu widzą i rozumieją to przypadkowi ludzie...
Permanentny stres i poczucie
zagrożenia...
Agentura szkaluje cię, organizuje intrygi i zasadzki, opowiada
kłamstwa na twój temat ludziom z twojego otoczenia, „prosi” ich
o współpracę, instruuje – nie wiesz, kto kłamie, a kto mówi
prawdę, bo jesteś ściśle otoczony przez kłamstwa... A do tego
ludzie po prostu kłamią, bo tak mają.
„Jak mi (tego) nie
zrobisz, to pójdę do Jacka” grozi mi i śmieje się dziewczyna.... Dlaczego
się śmieje? O którego Jacka jej chodzi, przecież to jest
wieloznaczne... Nie wierzy w to co napisałem, a może śmieszy ją
to, czy po prostu to taki kobiecy rebus - czy raczej wykonuje
polecenia służb, dla „mojego” i innych „dobra”??
W dodatku – mówi dokładnie tą samą
kwestię, co Magda, kiedy ta odchodziła, jakby ją cytowała, jakby
ktoś ją dokładnie poinstruował, co ma powiedzieć... Byliśmy
już po słowie.. i rzuciła ręcznik. Stała wystraszona nade mną,
w pewnym momencie usłyszałem cichy zdecydowany kobiecy głos
dobiegający jakby z głośnika – ktoś krótko wydał jej
polecenie do słuchawki,
którą musiała mieć podpiętą gdzieś koło ucha....
Błyskawicznie okręciła się na pięcie i położyła papiery na
stół...
Czy ona kłamie, zwodzi mnie z
polecenia służb, czy uprawia własną grę? Nie dowiesz się, bo
ludzie mają tę właściwość, że nie mówią prawdy...
Jesteś otoczony przez kłamstwa,
siedzisz w kryształowej kuli pełnej dwuznaczności i intryg i nie
wiesz, kto dla twojego i swojego dobra szkodzi tobie i sobie, kto
wróg, kto przyjaciel - to jest właśnie koniec czasów....
Dotknięcie nic nie boli, ale tysiące
dotknięć - niczym kapiąca woda dzień po dniu - sprawiają ból.
Ból jest niewielki, ale permanentny. Zaczynasz myśleć o bólu. O
tym, że znowu ktoś narusza twoją strefę prywatności, a ty nie
możesz nic z tym zrobić. Nawet jak mu dasz po mordzie (a wszyscy
oni zapobiegliwie są od ciebie wyżsi i roślejsi), przyjdzie następny. A potem
kolejny i kolejny... I jeszcze będą cię nazywać świrem. Ból
jest niewielki, ale uciążliwy. Zatruwa życie.
Myślisz, że dotknąłeś mojego
ramienia tylko raz – nie... ty naruszyłeś moją strefę prywatności
tysiące razy.
Tysiące...
Tysiące...