Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą demokracja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą demokracja. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 8 grudnia 2024

Demokracja nie działa





 powinno być "prorumuński"



"Lider partii Prawicowa Siła Ludovic Orban ostro skomentował w piątek decyzję Sądu Konstytucyjnego o unieważnieniu wyborów prezydenckich, stwierdzając, że KR "zniszczył demokrację w Rumunii" i że decyzja ta "ma charakter zamachu stanu", zwracając się do prokuratury przy Wysokim Trybunale Kasacyjnym i Sprawiedliwości o wszczęcie śledztwa karnego przeciwko sędziom konstytucyjnym."





przedruk
tłumaczenie automatyczne






BBC.com


5 grudnia 2024


Calin Georgescu, skrajnie nacjonalistyczny polityk prowadzący w wyborach prezydenckich w Rumunii, powiedział BBC, że jeśli zostanie wybrany, zakończy wszelkie wsparcie dla Ukrainy.



Georgescu, którego jedyna kampania wyborcza prowadzona była w mediach społecznościowych, powiedział, że "naród rumuński" stanie się jego priorytetem.

Zaprzeczył jednak, jakoby jego dotychczasowy niespodziewany sukces był wynikiem wspieranej przez Rosję operacji wpływu, mówiąc, że nie obchodzi go "kłamstwa" agencji wywiadowczych jego kraju, ponieważ pracuje z Bogiem i ludźmi.


W środę, w bardzo nietypowym posunięciu, ustępujący prezydent Rumunii opublikował odtajnione dokumenty, które szczegółowo opisywały to, co nazwano masową i "wysoce zorganizowaną" kampanią na rzecz Georgescu na TikToku, koordynowaną przez "aktora państwowego".

Dokumenty zawierały ocenę wywiadowczą, że Rosja przeprowadza ataki hybrydowe na Rumunię, którą postrzega jako "państwo wrogie".

Trybunał Konstytucyjny jest obecnie zasypywany wnioskami o zbadanie zarzutów o ingerencję w celu ewentualnego unieważnienia wyborów.

Prokuratorzy ogłosili dzisiaj, że wszczynają dochodzenie karne, ale nie ma harmonogramu, kiedy może się ono zakończyć.

"Boją się" – tak Georgescu odrzucił dowody na to, że setki tysięcy dolarów wydano na promowanie treści kampanii wyborczej, łamiąc zarówno rumuńskie prawo wyborcze, jak i własne zasady TikToka.

Zaprzeczył, jakoby był "człowiekiem Moskwy", odnosząc się szyderczo do rumuńskich "agencji niewywiadowczych".

"Nie mogą pogodzić się z tym, że naród rumuński w końcu powiedział: »Chcemy odzyskać nasze życie, nasz kraj, naszą godność«" – powiedział, przedstawiając siebie jako walczącego z nieustępliwym establishmentem.


W niekiedy ostrym wywiadzie, w którym chwalił Donalda Trumpa i węgierskiego populistycznego przywódcę Viktora Orbana, Georgescu nazwał Władimira Putina "patriotą i przywódcą".

Następnie dodał: "Ale ja nie jestem fanem".



Ale zapytany o wojnę Rosji z Ukrainą, najpierw zapytał: "Czy jesteś tego pewien?", pozornie zaprzeczając istnieniu wojny.

Następnie powiedział, że Rumunia jest zainteresowana jedynie dążeniem do pokoju na swojej granicy, ale odmówił stwierdzenia, że powinno się to odbyć na warunkach Kijowa.

Zapytany, czy zgadza się na trwanie po stronie Ukrainy, jak to określa UE, "tak długo, jak będzie to konieczne", Georgescu powiedział: "Nie". Powiedział, że wszystko się zmieni.

"Zgadzam się tylko, że muszę dbać o moich ludzi. Nie chcę angażować moich ludzi" – odpowiedział, wyjaśniając, że Rumunia – członek UE i NATO – nie będzie już udzielać swojemu sąsiadowi wsparcia wojskowego ani politycznego.

— Zero. Wszystko się zatrzymuje. Muszę dbać tylko o moich ludzi. Sami mamy wiele problemów".


Byłaby to radykalna zmiana pozycji Bukaresztu, która byłaby muzyką dla rosyjskich uszu.

Prezydent w Rumunii ma znaczną władzę, [wg wpisów rumuńskich publicystów na Gandeste.org. prezydent Rumuni ma nikły wpływ na władze rumuńskie - MS] na w tym wpływ na takie dziedziny jak polityka zagraniczna. Jest także głównodowodzącym sił zbrojnych i mianuje premiera.

Rumunia ma długą granicę z Ukrainą i od czasu inwazji na pełną skalę w 2022 r. jest zagorzałym zwolennikiem Kijowa.

Dostarczono system obrony przeciwrakietowej Patriot, a także wsparcie finansowe. Stał się również kluczowym szlakiem eksportowym dla ukraińskiego zboża, ponieważ rosyjskie bombardowania sparaliżowały pracę tamtejszych portów.

Pod przewodnictwem Georgescu Rumunia dołączyła do Węgier i Słowacji jako sympatycy Rosji na wschodniej flance NATO.

Byłby to również poważny cios w solidarność UE z Ukrainą, która stoi przed perspektywą przejęcia większej odpowiedzialności za pomoc Kijowowi z Donaldem Trumpem z powrotem w Białym Domu.

Georgescu podkreślił, że utrzyma Rumunię w UE i NATO, ale od tej pory wszystko będzie "negocjowane" i skupiać się na interesach jego kraju.


Odmówił stwierdzenia, że Rosja Władimira Putina stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa Zachodu.

Jego poparcie dla teorii spiskowych również wywołało obawy, w tym zaprzeczanie pandemii Covid i wątpienie, że ktokolwiek kiedykolwiek wylądował na Księżycu.

W Rumunii znajduje się gigantyczna baza wojskowa NATO w pobliżu Morza Czarnego, a także amerykańska obrona przeciwrakietowa.

Obecnie Georgescu określa siebie jako nauczyciela akademickiego, ale wcześniej pracował w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i w ONZ.

Z pewnością ma zwolenników – jego przesłanie "czysty tryb życia, przede wszystkim Rumunia" cieszy się popularnością, zwłaszcza poza Bukaresztem.


Ale w stolicy wiele osób martwi się o kierunek, w którym może podążać ich kraj.

[znowu te emocje! i jacyś anonimowi "wiele osób".... - MS]


Zapytany, czy rozumie, dlaczego się boją, Georgescu potrząsnął głową: "To tylko propaganda".

W czwartek wieczorem kilka tysięcy demonstrantów zebrało się w centrum Bukaresztu, aby wezwać Rumunię do pozostania w ścisłym sojuszu z Europą - wielu z nich trzymało niebieską flagę UE.

Inni przynieśli rumuńskie flagi z okrągłym otworem pośrodku, przypominającym o tym, jak po rewolucji 1989 roku ludzie wycinali symbole komunistyczne.

Mówienie o rosyjskich wpływach – wtrącaniu się Moskwy w jakiejkolwiek formie – to dla wielu temat emocjonalny. Kilkoro z nich skandowało: "Wolność!" i "Europa!".

Jeden z mężczyzn powiedział BBC, że on i jego przyjaciele byli z protestującymi na ulicach Bukaresztu 35 lat temu i nie mogli znieść myśli o powrocie Rumunii do przeszłości.

Inna kobieta, Anca, powiedziała, że widziała "długie ramię Rosji" w pracy podczas wyborów prezydenckich w Rumunii i przyszła na wiec, aby pokazać, że wierzy, iż przyszłość jej kraju musi być mocno związana z Europą.





------------



ilfattoquotidiano.it

W Rumunii trwa dochodzenie w sprawie rosyjskiej infiltracji TikToka po odwołanych wyborach. Georgescu: "Idź i głosuj"









przez F. Q.  7 grudnia 2024 r.



Podejrzenia o rosyjską ingerencję zniekształcają wynik głosowania w Rumunii, gdzie wynik pierwszej tury wyborów prezydenckich został w skrajnych przypadkach unieważniony. Zwycięzcą, który wyszedł z pierwszej tury, został kandydat skrajnej prawicy Calin Georgescu (na zdjęciu), który wezwał wyborców do pójścia jutro do urn. 

A teraz otwiera się rozdział sądowy, wraz z rozpoczęciem śledztwa: w rzeczywistości przeprowadzono już szereg przeszukań w celu zweryfikowania wszelkich przestępstw korupcji wyborczej, prania brudnych pieniędzy, fałszerstw komputerowych, ale także ewentualnych naruszeń prawa zakazującego działalności formacji neofaszystowskich, rasistowskich i ksenofobicznych. Kontrole policyjne i sądowe skupiły się w szczególności na niektórych domach w Braszowie, mieście w środkowej Rumunii, a na celowniku znalazłaby się m.in. osoba zamieszana w nielegalne finansowanie kampanii wyborczej Georgescu, prowadzonej niemal w całości na TikToku.


Lega: "Anulować głosowanie? Bardzo niebezpieczny precedens" - Echo sprawy rumuńskiej, w którą zaangażowany jest kraj członkowski UE i zajmujący strategiczne stanowisko na południowo-wschodnim froncie NATO, na granicy z Ukrainą, w międzyczasie nie przestaje się rozprzestrzeniać w Europie, a we Włoszech dochodzi do rozłamu w większości rządowej. 

Jednoznaczne stanowisko wobec decyzji sądu w Bukareszcie zajęła Liga, według której "unieważnienie demokratycznego głosowania" dlatego, że nie podobało się to Sorosowi i UE, "jest niepokojącym i bardzo niebezpiecznym precedensem". 

Sprawa niemal na pewno trafi na posiedzenie plenarne Parlamentu Europejskiego. I będzie to starcie. Również dlatego, że Komisja w pełni opowiada się za wyborem Trybunału Konstytucyjnego.


Rzekoma infiltracja Rosji 


- Unieważnienie wyborów prezydenckich przez Sąd Konstytucyjny, zaledwie dwa dni przed drugą turą wyborów, nastąpiło po odtajnieniu poufnych dokumentów służb wywiadowczych, które oskarżają TikToka i rzekome destabilizujące manewry Rosji. Reakcje na werdykt Sądu Najwyższego w Rumunii były mieszane. Podczas gdy niektórzy przywódcy polityczni, w tym socjaldemokratyczny premier Marcel Ciolacu, uważali ją za "jedyną słuszną decyzję", inni, w tym dwaj pretendenci do jutrzejszej, nieudanej drugiej tury wyborów Calin Georgescu i Elena Lasconi, ostro ją skrytykowali, nazywając ją "nielegalną", "niemoralną" i "antydemokratyczną". 


Z Georgescu, który nie wahał się mówić o autentycznym "zamachu stanu", zapraszając wyborców do pójścia do urn jutro, w dniu, w którym powinna odbyć się druga tura wyborów.

--------------



ilfattoquotidiano.it


Wybory w Rumunii, Sąd Konstytucyjny unieważnia pierwszą turę z powodu ingerencji Rosji. Georgescu: "To zamach stanu na pełną skalę"


Po wyborach, które przypieczętowały zwycięstwo w pierwszej turze prorosyjskiego kandydata skrajnej prawicy Calina Georgescu, Rumunia znalazła się na rozdrożu: wrócić do urn i wybrać między nim a prounijną kandydatką Eleną Lasconi. Ale Sąd Konstytucyjny wstrzymał wszystko: jak potępili zwolennicy proeuropejskiego frontu w dniach głosowania, nawet sędziowie orzekli, że było to wadliwe z powodu "rosyjskiej ingerencji".

"Pozostanę na stanowisku do czasu wyboru nowego prezydenta" – zapowiada Klaus Iohannis, ustępujący szef państwa rumuńskiego. W oświadczeniu skierowanym do narodu Iohannis zapewnił "inwestorów, UE i NATO", że Rumunia pozostaje "solidnym i stabilnym krajem". 

Georgescu, skrajnie prawicowy kandydat w drugiej turze wyborów prezydenckich w Rumunii, nazwał decyzję Sądu Konstytucyjnego o unieważnieniu pierwszej tury głosowania "zamachem stanu". 

"Państwo rumuńskie wzięło demokrację i podeptało ją".



W podobnym tonie utrzymane są wypowiedzi lidera głównej skrajnie prawicowej partii, George'a Simiona, który potępia unieważnienie jako "pełnowymiarowy zamach stanu": 

"Ale my nie wyjdziemy na ulice. System musi upaść w sposób demokratyczny" – mówi. 

Simion jest przewodniczącym partii Sojusz na rzecz Związku Rumunów, która w wyborach parlamentarnych w ubiegłą niedzielę zdobyła 18 procent głosów, drugiej partii po socjaldemokratach.




Druga tura wyborów między oboma kandydatami była pierwotnie zaplanowana na niedzielę 8 grudnia, po pierwszej turze, która odbyła się 24 listopada, ale na niespełna 48 godzin przed otwarciem lokali wyborczych Sąd Konstytucyjny wstrzymał wszystko: po odtajnieniu poufnych dokumentów bezpieczeństwa, dotyczących rzekomej zagranicznej ingerencji, przede wszystkim Rosji, w kampanię wyborczą prowadzoną na TikToku od Calina Georgescu okazałoby się, że zwycięzca pierwszej rundy byłby faworyzowany przez platformę, która zaoferowałaby mu korzystne warunki.


Sędziowie wyjaśnili, że decyzja została podjęta w celu "zapewnienia uczciwości i legalności procesu wyborczego" po otrzymaniu wielu wniosków w tej sprawie, motywowanych odtajnionymi dokumentami wywiadowczymi, z których wynika rosyjska ingerencja w głosowanie.


Jeśli jednak ktoś myśli, że ta decyzja karze tylko kandydata skrajnej prawicy, to nawet Lasconi, który miał dostęp do drugiej tury wyborów kilkoma głosami, mówi o posunięciu Trybunału jako "nielegalnym, niemoralnym i miażdżącym samą istotę demokracji":



 "Powinniśmy byli przeprowadzić głosowanie" – powiedział, powinniśmy byli uszanować wolę narodu rumuńskiego. Czy nam się to podoba, czy nie, z prawnego i legalnego punktu widzenia 9 milionów obywateli Rumunii, zarówno w kraju, jak i w diasporze, wyraziło swoje preferencje dla konkretnego kandydata poprzez swój głos. Nie możemy ignorować ich woli".


Decyzja Sądu Najwyższego zaskoczyła jednak obserwatorów po tym, jak w ostatnich dniach, orzekając w sprawie apelacji i sprzeciwów, zamiast tego potwierdził wynik pierwszej tury wyborów prezydenckich, torując drogę do drugiej tury. Jest to zatem krok wstecz w porównaniu z sytuacją sprzed kilku dni, kiedy ponowne przeliczenie głosów doprowadziło do uzyskania zielonego światła przez Trybunał, który najwyraźniej w ciągu ostatnich kilku godzin uzyskał dokumenty, które w znacznym stopniu zniekształciły jego pierwszą ocenę.


Rano Unia Europejska również wyraziła zaniepokojenie ryzykiem ingerencji w rumuńskie wybory: "Jesteśmy zaniepokojeni rosnącymi oznakami skoordynowanej zagranicznej operacji wywierania wpływu w internecie wymierzonej w trwające wybory w Rumunii, w szczególności na TikToku. Komisja Europejska podjęła działania na mocy aktu o usługach cyfrowych przeciwko TikTokowi" – napisała wiceprzewodnicząca wykonawcza Henna Virkkunen na stronie X.

Konieczne będzie teraz zrozumienie, czy oceny Trybunału nie spowodują reperkusji dla kandydatów i ich kwalifikowalności. Ustawa przewiduje, że w przypadku unieważnienia wyborów muszą one zostać zwołane ponownie w drugą niedzielę po dacie decyzji, w tym przypadku 22 grudnia. Skoro Trybunał zwrócił się o powtórzenie całego procesu wyborczego, to i kampania wyborcza powinna zostać powtórzona. Jeśli jednak mielibyśmy zacząć od sytuacji z 23 listopada, to faworytem w tym momencie pozostaje Georgescu, który pod koniec liczenia głosów zajął pierwsze miejsce z 23% głosów, a za nim uplasował się Lasconi z około 20%. Socjaldemokrata i proeuropejski premier Marcel Ciolacu, faworyt w przededniu wyborów, został zepchnięty na trzecie miejsce z 19,16% głosów.

"Jestem bardzo zaniepokojony potępieniem rosyjskich działań hybrydowych mających na celu wpłynięcie na głosowanie w Rumunii" – pisze w mediach społecznościowych wicepremier i minister spraw zagranicznych Antonio Tajani. "Włochy, również jako prezydencja G7, przodują w ochronie demokracji i procesów wyborczych" – dodał – "kontynuujemy współpracę z partnerami z UE w celu obrony wspólnych wartości".



------------------





6 grudnia 2024, 18:03

Ludovic Orbán twierdzi, że decyzja o unieważnieniu wyborów prezydenckich ma "charakter zamachu stanu": "CCR zniszczył demokrację w Rumunii!" / Wzywa do wszczęcia śledztwa karnego przeciwko sędziom konstytucyjnym


Andriej Stan  -  HotNews.ro




Lider partii Prawicowa Siła Ludovic Orban ostro skomentował w piątek decyzję Sądu Konstytucyjnego o unieważnieniu wyborów prezydenckich, stwierdzając, że KR "zniszczył demokrację w Rumunii" i że decyzja ta "ma charakter zamachu stanu", zwracając się do prokuratury przy Wysokim Trybunale Kasacyjnym i Sprawiedliwości o wszczęcie śledztwa karnego przeciwko sędziom konstytucyjnym.


"CCR zniszczył demokrację w Rumunii! 9 osób, które tymczasowo zajmują stanowiska sędziów Sądu Konstytucyjnego, całkowicie w sposób obraźliwy unieważniło akt woli obywateli Rumunii, którzy wyrazili swoje opcje, głosując na kandydatów w pierwszej turze wyborów prezydenckich" – napisał Ludovic Orban w komunikacie opublikowanym na swojej stronie na Facebooku.


"Na domiar złego, ten sam Trybunał Konstytucyjny, który w poniedziałek zatwierdził pierwszą rundę. Po zarządzeniu ponownego przeliczenia głosów w pierwszej fazie, przy czym decyzja o zatwierdzeniu zostanie podjęta przed zakończeniem procesu ponownego liczenia" – dodał.

"Opierając się na tym precedensie, możemy spodziewać się, że każdy wybór dokonany przez obywateli Rumunii zostanie anulowany. Oznacza to, że możemy dojść do sytuacji, w której CCR nie będzie już chciała wybierać prezydenta w Rumunii" – mówi Orbán.

— Niech mnie nikt nie posądzi o stronniczość wobec Georgescu. Jest to bez wątpienia człowiek wspierany przez sieć kierowaną i finansowaną przez Rosję. Ale to powinno być udowodnione wcześniej przez instytucje, które bronią bezpieczeństwa narodowego" – kontynuował.


Lider Prawicowej Siły jest przekonany, że "Rumuni mieliby na tyle rozeznania, by głosować na Elenę Lasconi, zwłaszcza po odtajnieniu dokumentów z CSAT".

"Dzisiejsza decyzja KRK ma charakter zamachu stanu! Prokuratura przy Wysokim Trybunale Kasacyjnym i Sprawiedliwości powinna zwrócić na to uwagę i wszcząć śledztwo karne przeciwko sędziom CCR" – podkreślił były premier i lider liberałów.

"Biorąc pod uwagę skład Sądu, 4 sędziów mianowanych przez PSD i 4 mianowanych przez Iohannisa i PNL, zadaję sobie uzasadnione pytanie: aby CCR zatwierdził pierwszą turę, kandydaci PSD i PNL muszą wejść do drugiej tury?" – pytał Ludovic Orban, ironicznie, na zakończenie swojego wpisu.


Pierwsza tura wyborów prezydenckich została w piątek unieważniona bezprecedensową decyzją Sądu Konstytucyjnego.


Decyzja zapadła na dwa dni przed drugą turą wyborów prezydenckich, w której wystartowali kandydat niezależny Calin Georgescu i kandydatka ZSRR Elena Lasconi, biorąc pod uwagę, że diaspora już głosuje.

Pierwsza tura została zatwierdzona przez CCR na początku tego tygodnia, po tym, jak sąd poprosił o ponowne przeliczenie wszystkich ponad 9,4 miliona głosów.

W czwartek CCR otrzymało cztery zawiadomienia od SNSPA, Instytutu Badań nad Totalitaryzmem, publikacji Calea Europea i kandydata Cristiana Terheșa.


Notyfikacje pojawiły się po odtajnieniu raportów złożonych do CSAT przez służby bezpieczeństwa, które mówią o operacji przygotowanej z wyprzedzeniem na korzyść Calina Georgescu i mającej "modus operandi aktora państwowego".

Jednak CCR poinformował w czwartek wieczorem, że "może rozpatrywać odwołania złożone przez kwalifikujących się kandydatów w drugiej turze wyborów prezydenckich".








W Rumunii trwa dochodzenie w sprawie rosyjskiej infiltracji TikToka po odwołanych wyborach. Georgescu: "Idź i głosuj" - Il Fatto Quotidiano

wtorek, 8 października 2024

Struktury państwa




Ciągła walka o niepodległość to także sprawianie, że istnieje zastępowalność kadr i ideowych ludzi.




przedruk
tłumaczenie automatyczne




Dan Diaconu: Suwerenność, największa stawka globalistów, jest przygotowywana




Dostanę wiele przekleństw do tego posta, ale jak zawsze jestem gotowy. Przyzwyczaiłem się do tego, że jestem przeklinany, kiedy przedkładam logikę i rozsądek nad uczucia. Jednak ci, którzy na mnie przeklinają, dobrze wiedzą (a przynajmniej mają wrażenie), że w końcu to oni będą cierpieć. Tak dzieje się za każdym razem z tymi, którzy dają się przytłoczyć uczuciom, za każdym razem odkładając moment chłodnej analizy. W końcu rzeczywistość uderza w ciebie i to boli!



Przejdźmy jednak do tematu dnia. To, co obserwujemy, nie tylko w naszym kraju, to eksplozja entuzjazmu suwerenistów. Jest to normalne zjawisko. Świat jest zmęczony imbecylizmem globalistycznej polityki, masowo kultywowaną degeneracją i wszystkimi nonsensami przedstawianymi jako nowa normalność. Tak więc, jak to normalne, świat zmierza w kierunku przeciwieństwa globalizmu. Które przeciwieństwo tak naprawdę nie istniało, ponieważ nie wolno mu było się pojawić. Dopiero później, gdy sytuacja stała się krytyczna, przebiśniegi suwerenizmu zaczęły rozkwitać.

Jeśli pamiętacie, w czasie prezydentury Trumpa pojawił się dziwny termin, który zaczął być kultywowany wszędzie: nacjonalizm gospodarczy. Był to absurdalny termin, mający na celu ustanowienie jałowej, pozbawionej znaczenia doktryny, ale której trzymali się wszyscy ci, którzy mieli nacjonalistyczne ideały. Na czym polega specyfika nacjonalizmu? Miłość do swojego kraju i swojego narodu. Co oznacza nacjonalizm gospodarczy? Coś, w czym rzekomo chronisz gospodarkę kraju, w którym się znajdujesz. Absolutnie nienormalne. Dlaczego miałbyś to robić, jeśli nie opierasz tego na przywiązaniu do swoich ludzi? No cóż, jeśli usuniesz ludzi z nacjonalistycznego równania – tak, aby nie byli powiązani z imigracją, ponieważ jest ona ustanowiona tylko przez Świętego Kalergiego – co ci pozostanie? Po prostu ogromna pustka. To dlatego inicjatywa Trumpa, w której tak wielu niepotrzebnie pokładało nadzieje, była w swoim czasie farsą.

Nadszedł czas, aby zrozumieć suwerenność. Co to za termin, który z dnia na dzień wyszedł z pracy? Jest on właśnie prawowitym spadkobiercą "nacjonalizmu gospodarczego". Ponieważ ideologia promowana przez Trumpa była zbyt wykastrowana, zbyt jałowa na pierwszy rzut oka, znaleziono termin, który był na tyle niejasny, pobłażliwy, że można było wprowadzić w niektórych miejscach kwestie, o których wcześniej nie wolno było nawet wspominać. Choć wydaje się to bliższe nacjonalizmowi, w rzeczywistości suwerenność jest nadal aborcją. Dam wam zabawny przykład: suwerenistyczny Simion, aby dobrze wypaść w ambasadzie Izraela, obiecuje zapełnić kraj Żydami. Nawet ich nie pytają, czy chcą tu przyjechać! Sprowadza ich siłą, wkłada im obywatelstwo do kieszeni, nawet jeśli o nie nie prosili! Boli cię głowa!

Właśnie na tym modelu, wszędzie na Kolektywnym Zachodzie, pojawiły się ruchy suwerenistyczne. W Niemczech z dnia na dzień powstały dwie tak zwane radykalne konstrukcje: jedna na prawicy – AfD i druga na lewicy – Bündnis Sahra Wagenknecht. We Francji tę samą rolę odgrywa Front Narodowy, bieżnikowany przez córkę założyciela. We Włoszech władzę przejęła już wielokrotnie nagradzana Meloni z Atlantic Council. I tak dalej na całym świecie. Mieszanka wątpliwych postaci, wygrzebanych ze szlamu lokalnej polityki, obiecuje zieleń i suchość.

Aby lepiej zrozumieć zjawisko, ograniczę się do tzw. oferty politycznej w Rumunii, bo ci, którzy mnie czytają, dobrze ją znają. Przyglądając się sytuacji, zauważamy, że mamy dwie prominentne osobistości – Simiona i Șoșoacă – za którymi z daleka podąża kilku niezależnych. Mógłbym przeprowadzić dogłębną analizę, sprowadzając resztę plutonu na stół sekcyjny, ale ograniczę się do tych dwóch i od razu wyjaśnię powód.

Aby móc rządzić krajem, potrzebujesz urządzenia. Jeśli przeciwstawia się państwu podziemnemu – jak twierdzi Pan/Pani – musi mieć masę krytyczną osobowości, specjalistów z różnych dziedzin, gotowych do przejęcia władzy na jak największej liczbie szczebli. Weźmy za przykład Ministerstwo Edukacji. Jeśli ma się wrażenie, że mianując ministra, uda się zmienić strukturę i zachowanie tego stalinowskiego potwora – przekształconego po rewolucji w postępowego – to jest w błędzie! Żeby pchnąć Ministerstwo Edukacji w pożądanym kierunku, trzeba mieć kilkaset osób, które zostaną obsadzone na kluczowych stanowiskach. Pomnóż to na poziomie całego stanu. Pomyśl, że tylko w wymiarze sprawiedliwości trzeba zmienić cały aparat, w służbach i wojsku musisz postawić swoich ludzi przynajmniej na kluczowych stanowiskach, w Policji, w obszarze administracji i tak dalej. Ile osób potrzebujesz? Zapewne docieramy do dziesiątek tysięcy osób, które, powtarzam, muszą być dobrymi specjalistami w swojej dziedzinie działalności. W przeciwnym razie nic nie możesz zrobić!

Dlatego też nie włączam do dzisiejszej dyskusji niezależnych polityków, którzy są utożsamiani z ruchem suwerenistycznym. Bez wątpienia niektórzy z nich to uczciwi ludzie, do których osobiście mam pełne zaufanie. Tylko oni są sami! W pojedynkę nie masz szans. Jesteś politycznie zerem. System gra z Tobą dokładnie tak, jak jesienny wiatr kieruje opadaniem suchego liścia. Bez urządzenia, o którym mówiłem, jesteś niemą osobą, która krzyczy w świecie głuchych.

Dlatego też będę odnosił się wyłącznie do Șoșoacă i Simion. Ale i tutaj sprawy nie różnią się zbytnio. Chociaż mają za sobą struktury partyjne, w rzeczywistości są ludźmi orkiestry swoich partii. Zakładając, że wybory prezydenckie wygrają Simion lub Șoșoacă, nie będą w stanie ruszyć z niczym, ponieważ nie mają za sobą spójnej struktury, za pomocą której mogliby przejąć stery władzy. Nie mają nawet spójnej doktryny, programu do wdrożenia. Czy słyszeliście od któregoś z tych, którzy walczą o władzę, w jaki sposób, na przykład, zrestrukturyzują dług publiczny? Jakie kroki podejmą w celu utrzymania spójności systemu emerytalnego? W jaki sposób zrestrukturyzują system wynagrodzeń w instytucjach państwowych? W jaki sposób zmienią rozmiar ministerstw i na jakiej podstawie dokonają tej zmiany? Nic! Dlaczego? Bo nie mają pojęcia. Kiedy jesteś człowiekiem-orkiestrą i udajesz, że wiesz wszystko, w rzeczywistości nie wiesz nic. Tym, którzy pewnie już się rozpalili, mówię tu, nie oceniam, czy jedno lub drugie jest sprawiedliwe, ale czy ma moc zmiany czegoś. A jak to wszystko wygląda, to zakładając, że ktoś chciałby coś zmienić, na pewno by mu się to nie udało.

Dobrze znamy sytuację w naszym kraju. Byłem jednak zaskoczony, gdy odkryłem, że to samo dotyczy innych krajów, w których obserwujemy wzrost tak zwanych ruchów suwerennościowych. Żadna z partii, które chcą zaatakować władzę, nie ma na tyle realnego aparatu, by móc ją przejąć. A jeśli tak się stanie, wita go nieprzyjemna niespodzianka, którą od razu zrozumiesz.

Żeby było jasne, będę kontynuował analizę, biorąc za przykład to, co dzieje się w Kanadzie. Dlaczego Kanada? Bo tam mamy do czynienia z ustabilizowaną, spójną opozycją, która ma zdolność do przejęcia sterów władzy. Konserwatyści, na czele z charyzmatycznym Pierre'em Poilievre'em, rosną w siłę i w sondażach rozbijają partię Trudeau. Chociaż jego sytuacja polityczna jest niepewna, choć w jego własnej partii pojawiają się głosy wzywające do jego rezygnacji, Trudeau kontynuuje radykalną linię, która zdefiniowała jego liczne mandaty. A pytanie, które przychodzi do głowy każdemu, to "dlaczego"? W pewnym sensie jest to tak proste, jak to tylko możliwe. Trudeau niewzruszenie kontynuuje swoją globalistyczną linię, ponieważ jego misją jest wyrządzenie jak najwięcej szkód do końca swojej kadencji. Kanada znajduje się na skraju szczególnie radykalnego kryzysu systemowego. Wszystko jest napompowane pompą, tak że pod koniec swojej kadencji Trudeau faktycznie przekaże rozżarzony węgiel w ręce konserwatystów. W związku z tym cały ich mandat będzie polegał na tym, że będą musieli walczyć z wyzwaniami gospodarczymi, zapominając o innych wstrząsach, które należy skorygować. Ponadto czynniki międzynarodowe będą starały się wywrzeć presję na konserwatystów, aby ich mandat okazał się nieudany. W rzeczywistości taki jest plan: przekazujemy władzę, pozwalamy im skompromitować się w wyniku poważnych zakłóceń równowagi, które stworzyliśmy, a potem wracamy z fanfarami. To samo dotyczy Stanów Zjednoczonych. Bez względu na to, jak bardzo Trump bije się cegłą w piersi, jedyną polityką, jaką może przyjąć, jest bolesna restrukturyzacja, cięcie wydatków. Dziedziczy kraj w zakamuflowanym bankructwie, niezdolny do sfinansowania się i z długami, które rosną z chwili na chwilę. Nawet rezerwy ropy naftowej w tym kraju zostały opróżnione, a Biden wciągnął USA w nieodwracalną strukturę finansowania wojny na Ukrainie, z której Trump będzie prawie niemożliwy do wydostania się.

Jak można dobrze zrozumieć, w obszarach, gdzie struktury polityczne są spójne, gdzie partie, które dochodzą do władzy, są również zdolne do przejęcia władzy, pewne pułapki są już zastawione w celu ograniczenia ewentualnego "rewolucyjnego impetu", który mógłby odwrócić wcześniej ustalony program. Innymi słowy, podobnie jak w pierwszej kadencji Trumpa, kluczowym słowem mandatu rebeliantów, którzy przejmą władzę, będzie porażka. Tak to jest zaprogramowane, aby się działo.

Cóż, mając te przykłady, jak myślisz, co stanie się w nowym ZSRR – czytaj: Unii Europejskiej – kiedy u sterów władzy zostaną zasiadnięte jednostki niewspierane przez żadną strukturę o minimalnym stopniu spójności? Oczywiście, upadek i katastrofa będą nieskończenie większe, a celem całej operacji będzie skompromitowanie nie tylko tak zwanej suwerenności, ale każdego ruchu politycznego mającego na celu zastąpienie globalizmu.

Wspominam, że w swojej analizie założyłem, że ludzie, którzy reprezentują suwerenność, są uczciwi. W rzeczywistości większość tych, którzy "trzymają społeczeństwo w garści", jest podejrzanie wieszana przez państwo podziemne, będą, tak jak ci dzisiejsi, zdalnie sterowanymi lalkami. To dlatego powiedziałem państwu w tytule, że suwerenność, która jest dla nas przygotowywana, jest w rzeczywistości globalistyczną stawką, farsą jak wszystkie inne wystawione do tej pory.

Tak więc, jeśli spodziewasz się jakiejkolwiek zmiany, zdecydowanie nie szukaj we właściwym miejscu. Jedyna realna zmiana może wyniknąć wyłącznie z upadku amerykańskiego hegemona. A raczej z resetu systemu stosunków międzynarodowych. Ale jeszcze będziemy mieli czas, aby porozmawiać na ten temat. Musimy zrozumieć, że jeśli poziom międzynarodowy będzie kontynuowany tak jak wcześniej, wszystko stanie się tak, jak powiedzieliśmy w tym artykule.

środa, 4 września 2024

O liderach (przedruki)







Redaktor naczelny „Tygodnika Solidarność”: 

Czy związkowcy mogą być uznani za nowoczesnych liderów? Jak najbardziej



03.09.2024 12:00


W najnowszym numerze „TS” piszemy o tym, jak ważna jest edukacja. Dobra edukacja, która opiera się na solidnych fundamentach i pozwala młodym ludziom wejść w dorosłe życie z odpowiednim przygotowaniem.


Edukacja, która pozwala poznać nasze korzenie. „Człowiek bez historii jest po prostu bardziej plastyczny, można bez większych konsekwencji zaburzyć jego system wartości” – powiedział mi dr Karol Nawrocki w wywiadzie, który przeczytają Państwo w „TS”. Ale piszemy także o edukacji, która powinna przygotowywać młodych do bycia liderami – w swoich lokalnych społecznościach, w samorządach, w przedsiębiorstwach.



Głos takich osób powinni usłyszeć przedstawiciele innych sektorów rynku

Czy związkowcy mogą być uznani za nowoczesnych liderów? Jak najbardziej. Oni, jak mało kto, znają współczesny rynek pracy i mechanizmy nim rządzące. Głos takich osób powinni usłyszeć przedstawiciele innych sektorów rynku.

I na takich liderów stawia Solidarność. Na ludzi, którzy rozumieją nowoczesny rynek pracy i potrafią w nim funkcjonować. Na liderów, którzy cechują się nie tylko dużą wiedzą i szerokimi kompetencjami, ale również wrażliwością społeczną. To oni muszą mieć podstawy, by być dobrymi przywódcami pracowników. To oni muszą przeciwstawiać się pracodawcy, który zawsze stoi na bardziej uprzywilejowanej pozycji. To oni są głosem członków związku zawodowego, który reprezentują.

Jeśli chcemy rozmawiać o tym, w jakim świecie i w jakim kraju będziemy w przyszłości żyli, nie można pominąć osób najbardziej zainteresowanych, czyli pracowników. To ich dotyczą kwestie związane z bezpieczeństwem kraju, także bezpieczeństwem żywnościowym, interesują ich kierunki rozwoju przedsiębiorstw, to oni mogą skorzystać lub stracić na rozwiązaniach dotyczących polityki. Tylko silni liderzy są w stanie przebić się ze swoim punktem widzenia i przekonać innych do swojej wizji świata. Jeśli pracownicy będą takich mieli, ich głos będzie bardziej słyszalny.

Aby jednak wykształcić dobrych liderów związkowych, ale także po prostu świadomych pracowników, potrzebna jest dobra edukacja, która zawiera elementy nauki o rynku pracy z perspektywy zwykłego pracownika.

Wiedzę o prawach pracowniczych trzeba budować od najmłodszych lat

„Tygodnik Solidarność” w swoich publikacjach porusza problemy osób słabszych, wykluczonych. To często pokrzywdzeni przez pracodawców ludzie pracy. Nieraz alarmowaliśmy, że nikt nigdy nie nauczył ich, jak mogą ze swojej pozycji przeciwstawić się pracodawcy. Solidarność zaś przekonuje, że wiedzę o prawach pracowniczych trzeba budować w dzieciach i młodzieży od najmłodszych lat. Wtedy wchodząc na rynek pracy, będą mocniejsi. Ale jest to możliwe dzięki odpowiedniej edukacji.

Autor: Michał Ossowski




Jacek Siewiera zabiera głos ws. kandydowania w wyborach prezydenckich


03.09.2024 22:00



We wtorek w programie Krzysztofa Stanowskiego szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Jacek Siewiera pytany był o kandydowanie na urząd prezydenta w wyborach w 2025 r. W tym kontekście przytoczono niedawną wypowiedź prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który określił, że kandydat na prezydenta tego ugrupowania musi być "młody, wysoki, okazały, przystojny", znający języki i obyty międzynarodowo.

Siewiera odpowiada na plotki ws. kandydowania w wyborach

"Mam wrażenie, że od początku lipca głównym tematem, jeśli nie jest odebranie finansowania głównej partii opozycyjnej i działanie, które ją paraliżuje w pewien sposób, to jest temat, czy po jednej stronie będzie decydował błysk na zębie, a po prawej nadmiar brylantyny i okazałości. Jeśli 12 miesięcy, które mam przed sobą, mam stracić na taką dyskusję, to nie wiem czy ma to sens" - podkreślił Siewiera.

Zapytany, "czy jest okazały" Siewiera powiedział: "Szczerze wątpię. Myślę, że nie spełniam wielu kryteriów".

Pytany, czy jest realne, by kandydował na prezydenta, ponieważ jest obecny w gronie osób, które się wymienia na to stanowisko, szef BBN podkreślił:

"to nie ja jestem obecny, tu nie chodzi o jakiegoś Siewierę. Obecny w dyskusji jest człowiek, który będzie miał zdolność zagwarantowania odpowiedzialności za społeczeństwo, za ludzi wobec których się zobowiązuje do pełnienia służby".


Według szefa BBN, jeżeli z badań wynika, że potrzebny jest kandydat, który jest młody, wykształcony, "jest w stanie mówić w sposób względnie kompetentny o bezpieczeństwie", to "nie wychodzi Siewiera, a pewien profil kandydata".


Strategii bezpieczeństwa narodowego priorytetem

Siewiera powiedział, że w momencie, w którym BBN przedstawiło rekomendację do strategii bezpieczeństwa narodowego ministrowi obrony narodowej Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi, jest procedowana ustawa reformująca kształt sił zbrojnych i podejmowany jest "wysiłek mobilizacji i katalizowania przemysłu obronnego", to

  "wystawianie gościa, który odpowiada za to, żeby to po prostu dowieźć, na dyskusję o tym, czy będzie kandydował, sprawia, że mogą się pojawiać głosy krytyki, forma oporu, niechęci, które nie służą tej sprawie".

"Kiedyś w wywiadzie powiedziałem, że jeśli moja deklaracja o niekandydowaniu miałaby służyć temu, że przejdzie reforma systemu kierowania i dowodzenia obroną państwa, to ja taką deklarację złożę bez wahania. I to podtrzymuję" - podkreślił Siewiera.

"Mam kłopot z obozami politycznymi i to chyba widać od początku. Za czasów rządu PiS pierwszą decyzją było zwołanie posiedzenia wszystkich byłych szefów BBN, aż do teraz, kiedy również w wielu wypadkach widzę niekompatybilność z linią polityczną" - ocenił






Umiejętność czekania to ćwiczenie cierpliwości.

fragmenty



„Człowiek, który opanuje cierpliwość, opanuje wszystko inne”.

George Savile



Umiejętność czekania i chaos natychmiastowości

Byung-Chul Han, filozof, kulturoznawca i profesor Uniwersytetu Sztuk Pięknych w Berlinie, napisał książkę The Burnout Society. Stwierdza w nim, że społeczeństwo XXI wieku nie jest już społeczeństwem dyscyplinarnym. Zamiast tego koncentruje się na wydajności i mocy do produkcji.

Dzisiaj ludzie chcą zrobić więcej w krótszym czasie. W świecie nadmiernych bodźców każdy spieszy się i jest pod presją. To świat, który bardziej interesuje się wynikami niż cieszy się procesem. Problem polega na tym, że gdy ignorujesz kroki, które podejmujesz i sposób, w jaki się dostałeś do celu, kończysz z wyczerpaniem fizycznym, umysłowym i zawodowym.

Dodatkowo stymulacja wpływa na percepcję. Wykonujesz wiele zadań jednocześnie i robisz wszystko, ale tak naprawdę nic. Według Byung-Chul Han, wielozadaniowość nie oznacza, że robisz postępy. To regresja, ponieważ nie masz wystarczająco dużo czasu na kontemplację i skupienie uwagi na swoich zadaniach. Żyjesz ponad tym, chodząc na palcach bez zanurzania się w swoich doświadczeniach.


Bezpośredniość

W dzisiejszych czasach ludzie nie lubią czekać. Trudno jest być cierpliwym, ponieważ chcesz wszystkiego natychmiast i zachowujesz się dość impulsywnie. Większość ludzi rzadko zatrzymuje się, aby przeanalizować konsekwencje i są przytłoczeni stresem, lękiem, depresją i nudą. Nie lubią robić sobie przerw. Większość ludzi czuje się niekomfortowo, gdy nie mają nic do zrobienia, ponieważ w takich sytuacjach muszą skonfrontować się ze sobą. Niestety niewielu z nas jest na to przygotowanych.

To prawie tak, jakby nuda była wrogiem. Ludzie śpieszą się, aby znaleźć coś do zrobienia i wypełnić swój czas. Pośród tego hałasu możesz zapomnieć, że czysta ekscytacja nie tworzy niczego nowego. W ten sposób z kolei traci się dar słuchania, jak twierdził filozof Walter Benjamin. Jest coś jeszcze – zatracasz się w spirali nadpobudliwości, stresu i niepokoju.

Cierpliwość to sztuka, której musisz się nauczyć w oparciu o trening i tolerancję na ignorancję i niepewność. Ponieważ większość ludzi boi się czekać, sytuacja, w której nie wiesz, co się stanie i nad czym stracisz kontrolę, może być nie do zniesienia. Czasami jednak nie da się tego uniknąć. Nie zapominaj więc, że cierpliwość jest związana z byciem, a niecierpliwość z gromadzeniem.


Czekanie to wyzwanie. Jednak większość ludzi uważa cierpliwość za słabość. Jest tak, ponieważ przez większość czasu mylą to z rezygnacją lub apatią. Cierpliwość nie ma jednak nic wspólnego ze świadomością, ale z odwagą, nadzieją i perspektywą długoterminową. Cierpliwość polega na buncie przeciwko trudnościom na różne sposoby.


Uwagi końcowe

Umiejętność czekania polega na zabezpieczeniu się przed ewentualnością natychmiastowości i możliwości doświadczania niekorzystnych sytuacji bez załamania się. Osoba cierpliwa zna pułapki impulsywności i wynikające z niej konsekwencje. Tego typu ludzie oswoili swoje nieustanne dążenie do przyjemności i natychmiastowej gratyfikacji.

Czekanie może Cię nauczyć, że kontrolowanie wszystkiego jest niemożliwe i niebezpieczne. Refleksja, aby zrozumieć i ustalić priorytety, jest ważną postawą, podobnie jak szukanie czasu tylko dla siebie. Czas zastanowić się, czego chcesz i dokąd zmierzasz, aby uzyskać pewną perspektywę na swojej ścieżce. Oczywiście jest to możliwe tylko wtedy, gdy ćwiczysz cierpliwość. Głównie ze względu na umiejętność dokładnej oceny, gdy jesteś spokojny i nie przyćmiony hałasem potrzeby i natychmiastowej przyjemności.

Bycie cierpliwym to uczenie się, jak nie dać się ponieść okolicznościom i umiejętność podjęcia działań we właściwym czasie. Podpowiada Ci co wybierać i kiedy się poddać, gdy jesteś spokojny. To nauka rytmu życia.




Jakich liderów potrzebuje Polska?



Zespół wGospodarce


Aktualizacja: 3 września 2024, 19:44


Sprawczość, jasno zdefiniowany system wartości, inicjatywa w działaniu - zdaniem uczestników dyskusji w Karpaczu - m.in. takie cechy powinien posiadać współczesny lider. Politycy i biznesmeni zastanawiali się też, w jakim kierunku powinni podążać przywódcy, aby wyprowadzić kraj na ścieżkę rozwoju.

Uczestnicy dyskusji zorganizowanej podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu zastanawiali się nad definicją lidera. 

Prezydent Lubina Robert Raczyński podkreślił, że przywództwo nie ma nic wspólnego z dyktaturą czy zamordyzmem. 
Były marszałek województwa dolnośląskiego Cezary Przybylski zwrócił uwagę, że rolą lidera jest nadawanie tonu zmianom i sprawczość. 
Lider Konfederacji Sławomir Mentzen wskazał, że przywódca powinien mieć jasno zdefiniowany cel i zestaw wartości. 
Prezes Fakro Paweł Dziekoński ocenił, że lider wie dokąd zmierzamy, umie to zakomunikować i dyktuje tempo.

Prowadzący debatę Czesław Bielecki zapytał, co najbardziej politycznie, kulturowo, mentalnie, psuje w Polsce przywództwo. Robert Raczyński wskazał m.in. na model polityczny po 1989 roku nie preferujący zmian politycznych czy brak społeczeństwa obywatelskiego.


Mamy w sobie złe cechy związane z tym, że nie mieliśmy szans stać się społeczeństwem w rzeczywistości obywatelskim. Czyli aktywnym na różnych polach - i gospodarczym, biznesowym, politycznym i społecznym i charytatywnym
- ocenił Raczyński.


Byle nie najlepszy

Zdaniem Dziekońskiego problemem jest też fakt, że w Polsce atakowane są autorytety.

Bardzo łatwo zrzucamy z piedestału. Taka forma konkurencji, w której sami siebie wykańczamy, zamiast się szanować
- zauważył Dziekoński.

Przybylski zwrócił uwagę na problem przywództwa w samorządach. Obecny radny wojewódzki, w latach 2014-2024 pełnił funkcję marszałka województwa dolnośląskiego. Jego zdaniem problemem jest zbytnie upolitycznienie i niestabilność prawa.


Ośrodki decyzyjne niejednokrotnie są poza samorządem. Często bywa też tak, że w jednej partii tych ośrodków decyzyjnych jest kilka. Tak naprawdę nie wiadomo, od kogo te decyzje płyną - powiedział Przybylski.


Brak rozliczeń z obietnic

Sławomir Mentzen zwrócił uwagę na stan państwa. Ocenił, że głównym problemem, który psuje przywództwo w polskiej polityce, jest brak rozliczeń z braku sprawczości.


Politycy nie są rozliczani ze swojego braku działań. Nie wyobrażam sobie prezesa jakiejkolwiek dużej spółki, któremu by pozwolono przez osiem lat nic zrobić, nie dowieźć żadnego dużego projektu, nie zrealizować żadnej obietnicy. Ten problem jest w Polsce systemowy
- powiedział poseł Konfederacji.




Kto znaczy w polskiej polityce.





przedruk




28.08.2024 23:56

Kto znaczy w polskiej polityce. Sakiewicz o nieznośnej cenie demokracji

W polityce krajowej znaczy ten, kto realnie rządzi. Formalnie premierem i szefem największej partii rządzącej jest Donald Tusk. Gdyby był politykiem samodzielnym, bez wątpienia należałoby mu przyznać palmę pierwszeństwa. Problem z Tuskiem polega na tym, że niezależny nie jest. Kto więc nim rządzi? Pewnie bardzo wiele osób odpowie: „Niemcy”.



Ale co to konkretnie znaczy? Kiedy rządziła Angela Merkel, sprawa była jasna. Chłopak stał na baczność i patrzył, czy pani kanclerz jest zadowolona. Czy taka sama relacja jest wobec Olafa Scholza?

Merkel była z innej grupy politycznej niż Scholz, a usłużność Tuska jest podobna. A może tu nie chodzi o liderów politycznych, tylko o ambasadora albo jakiegoś rezydenta wywiadu? Tego nie wiemy. Tak niestety dzisiaj wygląda polska demokracja. Przy ogromnej pomocy niemieckich mediów i fundacji wybieramy polityków, którzy wyłaniają kogoś, kto co najmniej bardzo chce słuchać Berlina, i nawet nie wiemy, dlaczego to robi. Czyni to jednak w taki sposób, jakby mu samo namaszczenie z Niemiec wystarczało, a nasza konstytucja już nie obowiązywała.


Trochę inaczej sprawa wygląda w polityce zagranicznej. Głową państwa jest prezydent Andrzej Duda. Wprawdzie rząd bezprawnie pozbawia go narzędzi uprawiania dyplomacji, jak na przykład zgody na odwołanie i powołanie ambasadorów, ale okazuje się, że w praktyce i tak udaje mu się sporo uzyskać.

Pokazała to wizyta Dudy w USA. To dzięki jego staraniom kongres zdominowany przez republikanów przyznał Ukrainie ogromną pomoc, która właśnie procentuje na froncie. W dniu święta niepodległości naszego wschodniego sąsiada głównym gościem prezydenta Ukrainy był właśnie polski prezydent. To niesamowite podkreślenie jego roli w tej wojnie. Gdzie tu jest Donald Tusk? Nie istnieje. Tak jak nie ma go w jakiejkolwiek istotnej międzynarodowej inicjatywie. Dlaczego? Bo nikt nie traktuje go jako samodzielnego polityka. Zawsze lepiej rozmawiać ze zwierzchnikiem.

Pytanie o rolę Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PiS jest bez wątpienia liderem opozycji, a już na pewno największej opozycyjnej partii. Sądzę, że jeszcze raz będzie realnym przywódcą partii rządzącej. Bardzo dużo jednak będzie zależało od umiejętności gry na kilku fortepianach i pogodzenia się z tym, że w Polsce już nie można mieć wpływu na wszystko. Jestem przekonany, że wróci na numer jeden, chwilowo wobec utraty tej pozycji przez Polskę zwolniony, ale będzie musiał liczyć się z tym, że numer dwa, trzy itd… to już nie jest zupełnie nic. To jest ta nieznośna cena demokracji.





Kto znaczy w polskiej polityce. Sakiewicz o nieznośnej cenie demokracji | Niezalezna.pl












środa, 21 sierpnia 2024

Wyborcza chce na "ostro"










"Trzeba pójść na ostro". Szokujący tekst w Wyborczej


21.08.2024 12:16


Podczas ośmiu lat rządów Prawa i Sprawiedliwości, tzw. "obóz demokratyczny", którego istotną częścią jest gazeta Wyborcza, atakował polski rząd i inspirował do ataku na polski rząd międzynarodowe instytucje pod hasłem tzw. "obrony praworządności". 

Teraz praworządność już mu niepotrzebna - "Teraz trzeba pójść na ostro" - pisze znany ze swojego radykalizmu prof. Wojciech Sadurski na łamach portalu Wyborcza.pl



- Po ośmiu miesiącach od objęcia władzy przez nową ekipę widać wyraźnie, że reforma ustroju przywracająca demokrację utknęła w zmaganiach z odtworzonym PiS-owskim układem. Potrzebne są zdecydowane działania.

- apeluje Wojciech Sadurski, który z jednej strony zachwyca się "majstersztykami" dokonanymi przez ppłk Sienkiewicza i Bodnara, którzy z pominięciem zapisów ustaw przejęli, wręcz siłowo media publiczne, PAP i prokuraturę, ale jednocześnie wskazuje, że "na takie podarunki losu nie można na długą metę liczyć" i w związku z tym trzeba podjąć działania nadzwyczajne.

Według definicji z Wikipedii "zamach stanu" to "niezgodne z porządkiem konstytucyjnym, często z użyciem siły (zbrojny zamach stanu), przejęcie władzy politycznej w państwie przez jednostkę lub grupę osób". W historii najnowszej Polski zamachu stanu dokonał gen. Wojciech Jaruzelski wprowadzając stan wojenny.


"Legalność nas zabija"


- "Legalność nas zabija" – westchnął w 1849 r. Odilon Barrot, premier u boku prezydenta Francji Ludwika-Napoleona Bonapartego. 

A Polskę demokratyczną zabija, a w każdym razie zatruwa, sztampowo rozumiana "praworządność", interpretowana jako bezwzględne podporządkowanie się prawu, jakiekolwiek by ono było

- pisze Sadurski, który tłumaczy konieczność podjęcia nadzwyczajnych działań "okresem przejściowym".



Sadurski wzywa do "otoczenia Pałacu Prezydenckiego kordonem sanitarnym" - Natomiast pozostałe ogniwa zamkniętego systemu PiS-owskiego można i należy rozwiązać. W szczególności dotyczy to Trybunału mgr Przyłębskiej i neo-KRS - pisze o umocowanych w Konstytucji RP i działających na podstawie demokratycznie przyjętych ustaw instytucjach, Sadurski.

- Skoro oba te organy w sposób oczywisty nie przystają do ich konstytucyjnych wzorców, należy je wycofać z tzw. obiegu prawnego. Nie jest to jakiś złożony problem prawny, ale wyłącznie porządkowo-administracyjny. Uzurpatorzy powinni stracić dostęp do gabinetów, służbowej poczty elektronicznej i nienależnych uposażeń. Zwłaszcza to ostatnie, jak przewiduję, zdziała cuda.


- pisze ideolog "obozu demokratycznego".



- Zgadzamy się z prof. Wojciechem Sadurskim  - czytamy na profilu "X" największego, znanego ze swoich politycznych zaangażowań stowarzyszenia sędziów "Iustitia". Sędziów, którzy powinni stać na straży prawa, konstytucji i praworządności.


Autorytarną drogę wskazał Klaus Bachmann

Takie postulaty nie pojawiają się w polskiej przestrzeni publicznej po raz pierwszy. „Tylko autorytaryzm przyniesie zmiany” – pisał w październiku zeszłego roku znany ze swojej mało obiektywnej wobec Polski postawy Klaus Bachmann na łamach „Berliner Zeitung”.

- W skrócie: jeśli nowy rząd naprawdę chce rządzić, musi skierować całą siłę państwa policyjnego, które PiS zbudował przeciwko PiS i prezydentowi


- pisał Bachmann


- Nad Wisłą rozpoczyna się dość unikalny na skalę światową eksperyment, który może być nauką dla wielu innych krajów: demokratycznie wybrana koalicja partii demokratycznych próbuje uczynić kraj ponownie demokratycznym przy użyciu metod niedemokratycznych.

- pisał Bachmann w grudniu zeszłego roku, stawiając takie wtedy potencjalnie stosowane w Polsce metody za wzór do naśladowania dla innych krajów.




Autor: Cezary Krysztopa








„Trzeba pójść na ostro”. Szokujący tekst w „Wyborczej” (tysol.pl)




Podwójne standardy w demo-kracji



Czy społeczeństwo zachodnie kiedykolwiek było demokratyczne?



Jeszua miał spotkanie z diabłem"na szczycie" na dzień przed decyzją o jego śmierci, gdzie odrzucił ostatnią propozycję żyrowania władzy diabła nad światem, wyrosłej z ukradzionej Janowi technologii.


Dlatego dla Sitwy nigdy nie był i nie jest prawdziwym "mesjaszem"


tj. prowadzonym na sznurku "cudotwórcą".


Mesjaństwo to tylko rola w cyrku diabła.





Do przemyślenia.









przedruk
tłumaczenie automatyczne





"Wolność Oświecająca Świat"



Piękna historia mówi nam, że Zachód jest liderem świata, ponieważ opiera się na systemie władzy (demokracji), który odradza się poprzez procesy gwarantujące nieustanną zmianę na szczycie władzy. W ten sposób Zachodowi udaje się osiągnąć godną pozazdroszczenia stabilność. Aby wzmocnić wartość własnej wizji, Zachód ucieka się do swego rodzaju krytyki historii, argumentując, że tyranie stają się ofiarami jego własnego, zesztywniałego systemu biurokratycznego, niezdolnego do reagowania i który ostatecznie kończy się samozniszczeniem. Dlatego, wskazując palcem na dyktatury, przewidując ich koniec, Zachód szczyci się własnymi demokratycznymi ideałami, "które czynią go nieomylnym". Na domiar złego, do pewnego stopnia Zachód ma rację. Co to za środek, to cię zaskoczy.


To, co przyzwoita jednostka może odkryć, to fakt, że zachodnie społeczeństwo nie jest w stanie sprostać własnym standardom. Tak zwane "podstawowe prawa demokracji", niegdyś niewzruszone, zostały przekształcone w proste hasła propagandowe. Wszystko odbywało się za pomocą banalnej sztuczki: do każdej władzy dodawano "prezent", dochodząc w ten sposób do rządu dobrej woli, jak w najbardziej złowrogich dyktaturach, uparcie krytykowanych przez zachodnich ideologów. Powodem jest, że społeczeństwa zachodnie już dawno przestały być demokracjami, rządzonymi za pomocą piekielnego mechanizmu, w którym niewidzialna elita dyktuje, co należy robić. Dla tej elity demokratyczne ograniczenia zniweczyłyby wszelkie korzyści, dlatego konieczne było "uelastycznienie systemu" poprzez wprowadzenie tych decydujących darów.



Kilka przykładów:


"W demokracji większość decyduje, ale nie może unieważnić tego, czego chce mniejszość".

Kiedy jest się u władzy, w wyniku przypadku, nie ma nikogo, kto miałby rację, część po zastosowaniu daru, stwierdzając, że ta siła "musi szanować wolę mniejszości". Jednak, gdy przyciski są właściwe, to pierwsza część ma zastosowanie, ponieważ zakłada się, że jest to "wola większości", a więc musi zostać zrealizowana.


"Każdy jest panem własnego ciała, ale jeśli chodzi o pewne elementy, które są związane z "dobrem zbiorowym", ta wolność musi być ograniczona"


Kiedy stojąca za nim elita ma interes w przeprowadzaniu eksperymentów medycznych na dużą skalę (patrz szczepienia w czasie COVID), wolna decyzja o własnym ciele upada. Kiedy jednak ta sama elita chce zburzyć zasady moralne społeczeństwa, obowiązuje zasada sprzed daru, stwierdzająca na przykład, że prostytutka jest panem swojego ciała. Rozszerzając regułę przed prezentem, dochodzimy do wszystkich aberracji wspieranych przez ideologię gender, która sprawiła, że wiele kobiet na olimpiadzie zostało zmuszonych do walki z mężczyznami tylko dlatego, że uważały się za kobiety.



"W demokracji wolność słowa jest gwarantowana, ale nie wolno wyrażać pewnych idei, które naruszają zestaw standardów"

Kiedy ktoś wyraża opinię, która nie podoba się ogółowi społeczeństwa, domniemywa się wolność słowa, a więc brak możliwości ocenzurowania tej osoby. Ale kiedy ktoś inny chce wyrazić idee, które mają silny oddźwięk wśród społeczeństwa, ale sprzeciwiają się interesom tajnej elity, wtedy interweniują "instytucje standaryzacyjne" i narzucają, że te idee naruszają standardy, więc nie masz prawa wyrażać ich publicznie.



Nie sądzę, by był ktoś, kto nie spotkałby się z podwójnymi standardami narzucanymi jako podstawowa norma zachodniego społeczeństwa. Najważniejsze pytanie, jakie się nasuwa, dotyczy jednak tego, czy społeczeństwo zachodnie kiedykolwiek było demokratyczne. Mamy tu do czynienia z długą dyskusją, która wymagałaby znacznie szerszej analizy. Aby niepotrzebnie nie wydłużać artykułu, zwrócę Waszą uwagę tylko na kilka elementów do przemyślenia.


Po pierwsze, wiemy, że wielkie demokratyczne wydarzenia były w rzeczywistości kłamstwem.


Rewolucja francuska rozpoczęła się od rozpowszechnienia kłamstwa – które jest podtrzymywane do dziś – a mianowicie, że Maria Antonina powiedziała, że "ci, którzy narzekają na brak chleba, powinni jeść ciastka". Święto narodowe Francji upamiętnia również "upadek Bastylii" i uwolnienie więźniów politycznych tam więzionych. Ale w Bastylii Rewolucji uwięziono tylko siedem osób: czterech fałszerzy pieniędzy, których proces był w toku, dwóch szaleńców – Auguste'a Taverniera i Francisa Xaviera Whyta – oraz sprawdzonego przestępcę, hrabiego Huberta de Solages, uwięzionego tam na prośbę swojej rodziny! Byli to "więźniowie polityczni", na których zbudowano mit Bastylii jako więzienia dla przeciwników króla!

Kolejnym elementem, o którym warto wspomnieć, jest "Statua Wolności". Ci, którzy są głupi co do tego, co to bóstwo faktycznie reprezentuje jako symbol, powinni przeczytać to, co jest napisane na tabliczce u podstawy posągu i zrozumieć prawdziwe znaczenie posągu, które nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek wolnością. Oczywiście, niewielu jest takich, którzy tam docierają, a jeszcze mniej takich, którzy rozumieją.

Decydującym dokumentem, który pokazuje, jak naprawdę rządzone jest zachodnie społeczeństwo, jest książka Edwarda Bernaysa, Propaganda. Szczegółowe wyjaśnienia znajdziesz w książce Jacques'a Ellula, Propaganda!


Wracając do współczesności, widzimy wyraźnie, że społeczeństwa zachodnie nie tylko nie podporządkowują się standardom, ale są w takim upadku, że nie robią już z tego tajemnicy. 

Kilka dni temu, zanim Elon Musk przeprowadził wywiad z Trumpem, unijny komisarz Thierry Breton wysłał miliarderowi ostrzeżenie, w którym instruuje go, aby "uważał na to, co mówi w wywiadzie i unikał ryzyka nagłośnienia treści szkodliwych dla UE". Czy możesz sobie wyobrazić coś takiego? Mówienie tych rzeczy publicznie jest równoznaczne z łagodnym uznaniem stanu rzeczy, z normalizacją zakazu prawa do wyrażania opinii, gdy nie pokrywa się ona z kierunkiem wytyczonym przez elity cienia.

Ale najistotniejszym aspektem rzeczywistego stanu rzeczy tak zwanej demokracji zachodniej jest stopień akceptacji przywódców państw. 

Jaka demokracja panuje w Kanadzie, gdzie Trudeau jest "tym, który przetrwał u władzy", mimo że ma mniej niż 30% głosów? Jaka demokracja panuje w Stanach Zjednoczonych, gdzie ponad 70% Amerykanów twierdzi, że ich prezydent jest osobą osłabioną, chorą na demencję starczą, niezdolną do sprawowania swojego mandatu? Nie zrozumieć, że 30%, którzy twierdzą, że tak nie jest, jest przekonanych, że Biden nie jest szalony; wiedzą, że Biden jest zniedołężniały, ale uważają, że "lepiej, żeby Biden był prezydentem, żeby Trump nie osiągnął szczytu". Stało się to po tym, jak propaganda gwałtownie zaprzeczyła rzeczywistości, którą wszyscy widzą. We Francji na partię rządzącą Macrona głosowało zaledwie 25% elektoratu, na koalicję rządzącą w Niemczech tylko 30% głosów, a premiera Japonii Kishidę poparcie dla niej wynosi zaledwie 13%! Jeśli chodzi o Japończyka, jego sytuacja jest wręcz zabawna, ponieważ jest odrzucany przez 9 na 10 członków własnej partii!! Na domiar złego te złowrogie postacie, rządzące za pomocą niesmacznych sztuczek wyborczych, godnych najbardziej perwersyjnych reżimów dyktatorskich, prezentują się z guzików G-7 jako promotorzy demokracji, oskarżając "dyktatorskie reżimy" w Rosji, Chinach czy Iranie, które jednak opierają się na absolutnej i namacalnej większości.

Za każdym razem, gdy wygłaszam takie stwierdzenia, pojawia się hasło "jeśli ci się nie podoba, to dlaczego nie pojedziesz do Rosji?". Jak głupi trzeba być, żeby emitować taką aberrację? Jedziesz do Rosji, jeśli jesteś Rosjaninem, do Chin, jeśli jesteś Chińczykiem i tak dalej. Opinia ta jest generowana przez tę samą chorą ideologię elit, zgodnie z którą, jeśli nie podoba ci się narysowany przez nie "cudowny nowy świat", musisz się z niego wydostać. Oto próbka demokracji!


To, co chcę przekazać wszystkim, to optymistyczny, a zarazem pesymistyczny przekaz. Optymistyczne jest to, że transparentne wychodzenie na światło dzienne elit – które wolały spędzić całą swoją historię w cieniu, aby zachować władzę – jest oznaką słabości, która zapewne sprawi, że znikną. Jest całkiem jasne, że ich reżim stał się ankyloszowany, nienormalny, podobnie jak reżim dyktatur przed nieodwracalnym upadkiem władzy. 

Prawdą jest jednak również, że skoncentrowana władza elit jest tak wielka, że tylko ich własna głupota może je pokonać. Nie łudźcie się, że bitwa rozpoczęta od dołu może zburzyć obecny "niewidzialny reżim"! Niewidzialna siła jest w stanie przekształcić każdą uogólnioną nienawiść w zjawisko niszowe, a każde zjawisko niszowe w publiczną eksplozję, poprzez którą można skierować społeczeństwo dokładnie w stronę pożądanego celu. Niewidzialna siła ma zdolność karmienia się i wzmacniania na ludzkim niezadowoleniu i frustracji, a kiedy czuje głód, prowokuje nawet tak radykalne reakcje. Gra z elitą jest niemożliwa, jeśli nie znasz natury, a przede wszystkim źródła mocy tego piekielnego systemu.

Zdecydowana większość,, niezdolna do zrozumienia nie swoich wzniosłych aspiracji, takich jak cel, ale błahych spraw, takich jak doraźny interes, nigdy nie będzie w stanie walczyć z piekielną władzą elit. Dlatego system może upaść tylko od środka i to jest kwestia, która budzi mój pesymizm.

Aby zrozumieć świat, musisz zrozumieć nie przeciwieństwa, które widzisz, ale tylną rękę, która generuje przeciwieństwa. Rozwiązaniem nie jest stawianie się po stronie widzialnej siły, ale moc, aby dostrzec reżysera stojącego za walką i zaatakować go bezpośrednio. 

Ilu z tych, którzy oglądają, przytępieni w swojej fascynacji, pokaz wrestlingu, ma w głowie, aby pójść za nim i uderzyć właściciela hali? Jakoś żadnego? Widowisko wrestlingowe jest najwierniejszym odwzorowaniem społeczeństwa, w którym żyjemy. Pomyśl o tym!




Dan Diaconu








Dan Diaconu: To jest świat, w którym żyjemy i wiedząc o tym, ogarnie cię rozpacz! - gandeste.org

Statue of Liberty - Wikipedia

niedziela, 21 stycznia 2024

Washington Post podważa demokrację

 

Tekst jest pełen nowomowy i zwrotów, które nic nie znaczą.

Jest to klasyczny bełkot wymieszany z kłamstwami.



Ponadto, redaktor Washington Post nie rozumie jak działa demokracja.






Na tym polega demokracja, że wygrana partia "przemontowuje system"  i obsadza "swoimi" zaufanymi ludźmi.

Robi to zgodnie z wcześniej ustalonymi demokratycznymi zasadami.

Rzecz w tym, że Tusk robi to łamiąc te zasady.


PO łamie zasady demokracji i łamie prawo.




Pan redaktor tego nie wie.



Może nie ma demokracji w USA??







„Washington Post”: sytuacja w Polsce testem na odradzanie zniszczonej demokracji | Polska Agencja Prasowa SA (pap.pl)






poniedziałek, 8 stycznia 2024

Stabilność polityczna



To jest to.

Stabilność polityczna - jest to podstawowa wartość w państwie.

Rząd, jeśli nie działa wbrew interesom obywateli i państwa, a wspiera ich, to może mieć obojętnie jakie wady, a i tak będzie dość dobrym rządem.

Nieustanne zmiany u steru państwa, raz rządzą ci, za 4 lata ci drudzy, ciągła walka, wzajemne niszczenie, niszczenie burzenie tego, co poprzednia ekipa wypracowała i budowanie od zera "nowego" - to recepta na chaos i ruinę. Zbudują "nowe" i za 4 lata to "nowe" będzie zburzone.

Jest to wpisane w system oligarchiczny nazywany w Polsce demokracją.

Oligarcho-demokracja to przykrywka dla rządów tajnych służb - głównie obcych, które pasożytują na obywatelach.







przedruk



Koszalin7.pl





CENTRALNY PORT KOMUNIKACYJNY ODKRYWANY NA NOWO

Centralny Port Komunikacyjny odkryto jeszcze zanim obecna koalicja rządząca zaczęła marzyć o zdobyciu władzy w Polsce.

Nie ma potrzeby, żeby ponownie go odkrywać. Nie ulega wątpliwości, że CPK zaprojektowano w najbardziej pożądanym miejscu nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Tak wynika z badań przeprowadzonych przez dwóch światowych liderów logistyki: Prologis Research (największa na świecie firma z branży nieruchomości logistycznych) oraz Eyefortransport (światowy lider w dziedzinie analityki biznesowej i sieci w branży transportu, logistyki i łańcucha dostaw).
 
Postanowili oni zapytać o zdanie najbardziej zainteresowanych rozwojem sieci logistycznych w Europie, czyli po prostu korzystających z tych sieci operatorów logistycznych. To oni prowadzą globalne działania biznesowe i potrafią najlepiej ocenić dostępność poszczególnych lokalizacji, warunki biznesowe, stan rynku i infrastruktury. Badanie przeprowadzono od lutego do maja 2017 roku, wzięło w nim udział 280 respondentów z różnych sektorów, od handlu detalicznego, przez motoryzację, po elektronikę.
 
Wyróżniono pięć głównych czynników determinujących wybór lokalizacji europejskich. Są to: bliskość centrów konsumpcji, otoczenie regulacyjne, dostępność pracowników, infrastruktura transportowa oraz koszty całkowite. Powstał raport "100 Najbardziej Pożądanych Lokalizacji Logistycznych w Europie 2017".

Lokalizacja "Polska Centralna - Łódź" okazała się najbardziej pożądaną lokalizacją poza Europą Zachodnią, zajmując trzecie miejsce w rankingu!

Lepsze okazały się jedynie lokalizacje "Venlo" (południowa Holandia, najbardziej pożądana lokalizacja w Europie) oraz "Düsseldorf Rhein-Ruhr" (Niemcy zachodnie). Łatwo zauważyć, że polska lokalizacja pokrywa się z rejonem, w którym zaplanowano budowę Centralnego Portu Komunikacyjnego. O ile oba pierwsze obszary liderów dysponują hubami lotniczymi - w Amsterdamie i Frankfurcie nad Menem, to "Polska Centralna - Łódź" takiego hubu nie posiada.
 
Gdybyśmy dysponowali węzłowym portem lotniczym (hub) umożliwiającym płynne przesiadki pasażerom i efektywne przesyłanie ładunków, a także portem kontenerowym w Świnoujściu, polskie lokalizacje miałyby szanse zostać najlepszymi w Europie i na trwale zagościć w czołówkach światowych rankingów. Polska mogłaby wyjść z pułapki średniego wzrostu (brak potencjału do osiągnięcia statusu kraju wysoko rozwiniętego), w której może na długo, jeśli nie na zawsze, ugrzęznąć. Może właśnie o to toczy się teraz walka. Może polskiego sukcesu boją się potężni tego świata, którzy mogą dużo na tym stracić..


Na razie w Polsce trwa ponowne odkrywanie Ameryki i wyważanie otwartych już drzwi. 

Ciągłość pracy państwowej w kraju nad Wisłą nie istnieje, nowa władza chce zaczynać od zera, od audytów, weryfikacji, badania możliwości budżetu. 

Starzy wyjadacze sejmowi, którzy połowę życia spędzili na Wiejskiej będą badać "możliwości budżetowe", zamiast mieć je w głowie, wykute na blachę. 

Znów odzywa się słynne "piniendzy nie ma i nie będzie". 

Polska traci cenny czas i szanse rozwojowe.





















poniedziałek, 22 maja 2023

Poparcie Niemców dla II Wojny Światowej




przedruk




Niemiecki historyk:

Niemcy w zdecydowanej większości do końca popierali wojnę




Niemcy nawet jeśli nie w pełni popierali narodowy socjalizm czy Hitlera, do końca w zdecydowanej większości popierali wojnę – mówi prof. Thomas Weber, niemiecki historyk wykładający na Uniwersytecie w Aberdeen.


Wyjaśnia, że bardzo trudno jest mierzyć poziom niemieckiego poparcia, bo trzeba to rozdzielić na trzy elementy – poparcie dla narodowego socjalizmu, dla Hitlera i dla prowadzenia wojny – które często były zbieżne, ale nie zawsze.


– Było wielu Niemców, którzy uważali, że narodowy socjalizm jest trochę dziwaczny, ale Hitler jest wspaniały. Inni mówili: nie jesteśmy całym sercem za narodowym socjalizmem ani za Hitlerem, ale wciąż popieramy wojnę – mówi Weber.

Jego zdaniem, z tych trzech elementów poparcie dla wojny było najwyższe, szczególnie pod koniec II wojny światowej.


– Jeśli spojrzymy na drugą połowę wojny, jak wytłumaczymy ciągłe zaangażowanie tak wielu Niemców w wojnę? Można wprawdzie wskazać na dyscyplinę i surowość represji, ale nie sądzę, żeby to było wyjaśnieniem. Jak wytłumaczyć, że ostatni rok wojny był najkrwawszy? W ostatnim roku w walkach zginęło tyle samo ludzi, co przez wszystkie poprzednie lata na europejskim teatrze działań wojennych. Gdyby Niemcy prowadzili wojnę niechętnie, z pewnością w tym momencie po prostu by się poddali, zamiast dalej umierać – wskazuje historyk.

Ale zwraca uwagę, że powszechne poparcie dla wojny narodziło się dopiero w jej trakcie.

Wyjaśnił, że w odróżnieniu od 1914 r., gdy w Niemczech istniało silne przekonanie, iż wojna będzie dobra dla kraju, przed II wojną światową nie było pragnienia wojny; Hitler był postrzegany jako ktoś, kto poprawił sytuację Niemiec, zerwał z postanowieniami traktatu wersalskiego, ale uczynił to bez wojny.

– Kiedy pierwsze kampanie wojenne przebiegały dobrze z niemieckiej perspektywy, ludzie zaczęli popierać ten wysiłek wojenny, a naziści zaczęli „sprzedawać” wojnę na dwa sposoby. Swoim zakorzenionym zwolennikom – jako narodowo-socjalistyczną wojnę, jako niemal europejską wojnę przeciw zagrożeniu ze strony międzynarodowego żydostwa, w eschatologiczno-apokaliptyczny sposób, że tylko jeśli ta wojna zostanie wygrana, Europa może zostać ocalona, a może nastąpić odkupienie – mówił historyk.

– Tym, którzy nie byli ideologicznie zwolennikami Trzeciej Rzeszy, przedstawiali ją, szczególnie gdy wojna już nie szła tak dobrze, w tradycyjny sposób, jako narodową wojnę w celu przetrwania. Mimo że w oczywisty sposób to Niemcy były agresorem, zdołali to przedstawić jako wojnę defensywną, gdzie Niemcy musiały po prostu dokonać wyprzedzającego ataku – wskazał.

Jeśli chodzi o stopień poparcia dla narodowego socjalizmu, Weber zwraca uwagę, że stosunkowo łatwo to mierzyć do 1933 r. – liczbą głosów oddawanych w wyborach na NSDAP, ale w kolejnych latach staje się to coraz trudniejsze.

– Problem w tym, że większość twierdzeń o powszechnym poparciu dla Hitlera opiera się na dowodach, które naziści sami stworzyli – wyborach, w których można było głosować tylko tak lub nie czy wielotysięcznych wiecach – mówił.

– Myślę, że wszyscy zgadzają się co do tego, że poparcie w 1938 r. było wyższe niż w 1933 r., ale czy było wyższe o 50, 80 czy 100 proc., trudno powiedzieć – ocenił.

Jak dodaje, jeszcze trudniejsza ta ocena staje się po wybuchu wojny, bo dochodzi wspomniany przed chwilą czynnik poparcia dla wojny.


Weber wskazuje, że mierzenie poparcia dla nazistów liczbą członków NSDAP jest niewłaściwe, bo to pomija okoliczności w danym momencie. Jak wyjaśnia, do 1933 r. do partii nazistowskiej mógł wstąpić praktycznie każdy, ale po przejęciu władzy, w obawie przed napływem oportunistów, przyjmowanie nowych członków zostało praktycznie wstrzymane na kilka lat.

Później były fale, gdy partia otwierała lub zamykała swoje szeregi. Z kolei pod koniec wojny NSDAP wręcz zachęcała, by wstępować, co miało podbudowywać morale wobec pogarszającej się dla Niemców sytuacji na froncie.


Historyk przyznał, że biorąc pod uwagę powszechność poparcia Niemców dla narodowego socjalizmu czy wojny, słowa takie jak wypowiedziane przez kanclerza Olafa Scholza w rocznicę zakończenia II wojny światowej to tym, że „8 maja 1945 r. Niemcy i świat zostały wyzwolone od nazizmu”, mogą brzmieć dziwnie, choć niekoniecznie oznacza to sugerowanie, iż niemal wszyscy Niemcy przeciwstawiali się nazistom.

Zwrócił uwagę, że do lat 80. w Niemczech o końcu wojny mówiono jako o porażce, a zaczęło się to zmieniać od przemówienia prezydenta Richarda von Weizsaeckera w 1985 r., który powiedział, że było to zarazem wyzwolenie się Niemiec od dyktatury.

Weber dodał, że w Niemczech wyraźnie brakuje prób spojrzenia na wojnę z polskiej perspektywy.


– Myślę, że jednym z problemów jest to, że Niemcy nigdy tak naprawdę nie zastanawiali się wystarczająco nad tym jak wojna wpłynęła na Polskę ani jak wpływa na dzisiejsze pokolenia Polaków. Cały czas padają słowa, że musimy wyciągnąć wnioski z przeszłości, upewnić się, że to się nigdy nie powtórzy, i dlatego nigdy nie możemy występować przeciwko Rosji i tak dalej. Ale podobnego myślenia nie ma w stosunku do Polski czy Ukrainy – podkreślił.




Olaf Scholz o wyzwoleniu Niemiec. Historyk: Niemcy w większości popierali wojnę - tvp.info


Niemiecki historyk: Niemcy w zdecydowanej większości do końca popierali wojnę. Słowa kanclerza Scholza o wyzwoleniu brzmią dziwnie | Polska Agencja Prasowa SA (pap.pl)







sobota, 15 października 2022

Aby mieć demokrację, potrzebujesz niewolników.




przedruk
nieco słabe tłumaczenie automatyczne


mój komentarz niebieskim kolorem



Demokracja była sprzedawana na całym świecie jeszcze przed rewolucją francuską. Wszystkie reżimy, które nastąpiły po tym historycznym wypadku, wzywały do ​​demokracji. USA twierdzą, że powstało na demokratycznych fundamentach i jeśli się nad tym zastanowić, od tego wszystko się zaczęło.

Jeden po drugim kraje świata zmieniały się, dopasowując się do „nowego paradygmatu”. I niezależnie od zmiany, twierdzenie o demokracji pozostaje podstawą reżimów ostatnich dwóch stuleci. Związek Radziecki proklamował demokrację, Czerwoni Khmerzy mówili, że są demokratami, dzisiejsza Korea Północna mówi przede wszystkim o demokracji. 

Struktura państwa, niezależnie od tego, czy jest to dyktatura, czy tzw. demokracja, jest identyczna: prezydent, rząd, parlament, sprawiedliwość itd.


Pytanie, które hipotetyczny obiektywny obserwator odwiedzający Ziemię po raz pierwszy może zadać, brzmi: czym właściwie jest demokracja? Biorąc pod uwagę, że wszyscy domagają się tego, jasne jest, że należy znaleźć stałą, która da nam pomysł. Nadchodzą teoretycy, którzy mówią nam, że mimo naśladowania przez niektórych demokracji, w rzeczywistości nie ma demokracji, lecz reżim pseudodemokratyczny. Podstawą, jak mówią, byłyby prawa człowieka i dlatego jest tylko kilka krajów demokratycznych, których drogowskazem jest obszar anglosaski.

- Wow?, nasz hipotetyczny kosmita mógłby zapytać, jeśli jest tam demokracja, to jak to jest, że ludzie są naprawdę deptani? W Kanadzie nie możesz już zapisywać się na niektóre wydziały, chyba że jesteś czarnoskórym, gejem, a ponadto pochodzisz ze zdegenerowanej rodziny. Bycie białym staje się przestępstwem wszędzie w „demokratycznym” świecie.

– Ale to za pomoc marginalizowanym, tym, którzy nie są uprzywilejowani przez społeczeństwo. - otrzymam stanowczą odpowiedź.

– Cóż, skoro społeczeństwo jest demokratyczne, to dlaczego ci są w gorszej sytuacji? – zapyta nasz obcy.

I to nie byłoby jego jedyne pytanie. Wiele innych natychmiast przyszłoby na myśl. Na przykład zapytaliby, dlaczego cała planeta była trzymana w domu do tak zwanej walki z trywialnym wirusem? Jak to się stało, że w Australii – kolejnej świątyni demokracji – zaledwie kilka miesięcy temu ludzie zostali wypuszczeni z więzienia swoich własnych domów? Jak w standardach tak zwanego demokratycznego świata ludzie byli zaganiani jak owce i zmuszani wbrew swojej woli do szczepienia eksperymentalnymi serum? Jak wszystkie te nadużycia były możliwe?

Czy myślisz, że nasz kosmita zatrzymałby się na pandemii? Zwariowany! Przyjrzeliby się, jak zarządzono policję cieplną w Niemczech, jak w Szwajcarii ogrzanie się powyżej 19 stopni stało się przestępstwem. Ale można się też zastanawiać, jak to możliwe, że we Francji policja sprawdza poziom paliwa w baku oczekujących na benzynę i jeśli policjant uzna, że ​​wystarczy, usuwa z kolejki. Jaka jest tutaj demokracja?


W rzeczywistości demokracja jest terminem bezpodstawnym. 

Zawsze mówi się nam o demokracji ateńskiej. Zgadza się, istniał, tylko że ateński demokratyczny luksus był wspierany przez niewolników. Których niewolników ominęła demokracja. Czy rozumiesz o co chodzi? Aby mieć demokrację, potrzebujesz niewolników. Otóż ​​to! 

Czy widzisz wokół siebie niewolników? Na pewno ich nie widzisz, ponieważ jesteś ich częścią.

Różnica między tobą a ateńskimi niewolnikami polega na tym, że starożytni wiedzieli, że są niewolnikami, podczas gdy współcześni nie. Co więcej, dano im prawo myśleć, że są mistrzami i stąd wyszedł cały tragikomiczny bałagan.


- Ale nasze społeczeństwo jest egalitarne! - powie jeden z tłumu. Czy nie widzisz, że wszyscy przestrzegamy tego samego prawa?

I tutaj jest do pewnego momentu. Rzeczywiście jest to równość, tyle że równość dotyczy niewolników. Tak, moi drodzy, jesteście sobie równi, tak jak starożytni niewolnicy byli sobie równi. Ani wtedy, ani teraz nikt nie sprzeciwia się równości niewolników. A prawa, które twierdzisz, są stworzone wyłącznie dla Ciebie!


Prawda, z którą nie chcesz się zmierzyć, jest prosta: nie ma demokracji.

W rzeczywistości przytłaczająca większość ludzi żyje w sposób zwierzęcy. Czy zastanawiałeś się, dlaczego struktura amerykańskiego państwa opiera się na polityce żywnościowej? Dlaczego mamy tam największych tłuszczyków na ziemi? To proste: karmione zwierzęta są spokojne. Różnice między tak zwanymi demokracjami a tyranami wynikają ze stopnia wyżywienia niewolników. Szczęście jest tam, gdzie jest więcej jedzenia. Prosty!

Jedzenie to marchewka, która sprawia, że ​​osioł dyszy. Wiem, że wydaje się to banalne i że powiesz mi, że oprócz jedzenia byłyby też samochody i cała konstrukcja komfortu, o którą prosimy państwo. Zgadza się, dopiero teraz ma miejsce przejście. Ten komfort, o który domagają się masy, zostanie wkrótce zablokowany przez politykę narzuconą przez panów. Po co zawracać sobie głowę dawaniem samochodów niewolnikom, kiedy ich nie potrzebują? Tak, niewolnicy przyzwyczaili się do dobra, tak, muszą zrozumieć, że dobro nie jest im należne. I stopniowo zrozumieją to, ale tak samo stopniowo będą osiedlać się co noc wokół miski obfitego jedzenia. - Zgadza się, jest źle, ale przynajmniej dobrze się odżywiamy! – oto linia kojąca przed pójściem spać.

Na koniec chciałbym zaatakować termin zbyt przyjemny dla niektórych, a mianowicie cywilizację.

Przez dziesięciolecia prano nam mózgi z powodu naszego braku cywilizacji, oczywiście w opozycji do „cywilizacji zachodniej”. Może tak jest, nie zaprzeczam, ale wróćmy do jedzenia: tam była cywilizacja, bo była nadwyżka żywności. Jedzenie i towary według własnego uznania, to raj! I tak powstaje tak zwana cywilizacja: po co kraść, jeśli według własnego uznania? Po co być wyrzutkiem społeczeństwa, skoro możesz równie dobrze żyć będąc uczciwym i uczciwym członkiem społeczności z tym, co zarabiasz? Jeśli dobrobyt jest wszędzie, po co ryzykować wykluczeniem z raju? To tak, jakbym czuł, jak najpodlejsi ludzie dyszą, by mi zaprzeczać, mówiąc, że ludzie tam urodzili się cywilizowani, że społeczeństwo jest lepsze i tyle samo stereotypów, ile słyszymy.

Cóż, jeśli cywilizacja jest tak wspaniała, jak wytłumaczysz, że w Norwegii gromadzą się na policji jak ludzie z demencją? "To nie koza sąsiada z nimi" - pokusiłbyś się powiedzieć, nie wiedząc, że w tych krajach, na które patrzysz z jindem, ludzie pomagają zgłaszać się na policję i że sąsiad kupił inny telewizor. Wiem, nie wierz w to! Lubisz być głupszy, kiedy zadzierasz bezpośrednio z „cywilizacją”.

Ale jak wytłumaczysz swoją cywilizację, jeśli powiem, że Dania stoi w obliczu zjawiska, z którym organy ścigania nie mogą sobie poradzić: kradzieży paliwa. Czy to nie niesamowite? Cóż, praktykuje się to na drogach! Co gorsza, kradzież paliwa została dokonana w najbardziej prymitywny sposób: przez wiercenie otworów w zbiorniku. Czy rozumiesz? Nie tylko kradnie benzynę, ale także pozwala zaoszczędzić kilka tysięcy euro na kosztach wymiany baku. Ładne, prawda? Pamiętajcie, dzieje się to w centrum miast, gdzie znajduje się „cywilizowany świat”, a nie na przedmieściach kontrolowanych przez muzułmańskie sieci i gdzie ustanowiono szariat! Przykładów niszczenia cywilizacji jest wiele. Nie tracę czasu na zwrócenie na nie uwagi, bo wystarczy przejrzeć prasę dowolnego kraju na świecie, który uważacie za cywilizowany. Gdy wyczerpią się niegdyś obfite zasoby, kruszy się kolejna cegła cywilizacji. 

A poprzez zniszczenie cywilizacji, ze zmęczonej twarzy demokracji odsuwa się jeszcze jeden rumieniec, pozostawiając gołym okiem nagą rzeczywistość. Demokracja i cywilizacja, jak zdefiniowały je rewolucje burżuazyjne, zaczynając od rewolucji angielskiej, ale stając się istotne dopiero po rewolucji amerykańskiej, opierają się na nadwyżce wytworzonej z taniego surowca. Początkowo był to węgiel, potem ropa, a teraz miks energetyczny.

Teraz jesteśmy w impasie. Z powodu głupoty zachodnich przywódców i straszliwego głodu systemu, który reprezentują, wybuchła wojna na Ukrainie. Kryzysy wywołane tamtymi wydarzeniami mają tę zaletę, że jasno pokazują nam, czym jest demokracja i jakie są fundamenty „cywilizacji”. Jeśli Rosja zostanie pokonana, szaleństwo pseudodemokratycznego systemu będzie nadal nas miażdżyć, wprowadzając coraz bardziej zdegenerowane zasady, ponieważ rymuje się z ewolucją systemu. Ale jeśli Rosja wygra, prawdopodobnie zachodnia „demokracja” będzie musiała się zrestrukturyzować, naśladując „demokrację” bieguna rosyjsko-chińskiego. Myślę, że rozumiesz, o co chodzi. Jeśli nie, skręć tam.

Cóż, znając całe równanie, szczerze pytam: z kim powinniśmy się trzymać? Z biegunem amerykańskim czy rosyjsko-chińskim? Masz odpowiedź? Jeśli mówisz, że dobrze jest iść w jedną lub drugą stronę, to nonsens ukradł krajobraz. Jeśli naprawdę rozumiesz, o co chodzi, wiesz, że nie ma sensu podążać drogami wytyczonymi przez innych i przestrzegać stworzonych przez nich pseudoskrzyżowań. Wolność oznacza pójście tam, gdzie idzie głowa. Czy dostrzegłeś wolność?

Autor: Dan Diaconu


-----


Czy widzisz wokół siebie niewolników? Na pewno ich nie widzisz, ponieważ jesteś ich częścią.

Rzeczywiście jest [...] równość, tyle że równość dotyczy niewolników. Tak, moi drodzy, jesteście sobie równi, tak jak starożytni niewolnicy byli sobie równi. Ani wtedy, ani teraz nikt nie sprzeciwia się równości niewolników. A prawa, które twierdzisz, są stworzone wyłącznie dla Ciebie!


Dokładnie! 

Mandaty za przekroczenie dozwolonej prędkości to jeden z przykładów. 

A obecnie mandaty te są bardzo wysokie, za każde "przewinienie" - ludzie są "karani" przez wzgląd na swe zasoby finansowe, bo przecież nie chodzisz za karę przez tydzień porządkować trawniki w mieście, tylko oddajesz jakąś część swoich pieniędzy.

Więc chodzi o pieniądze, czy o to, byś zrozumiał, że masz dbać o bezpieczną jazdę?

Wpływy z mandatów do kasy państwa za 2022 rok mogą sięgnąć nawet 4 miliardów złotych. Kwota nie do pogardzenia.


Ci co mają wiele pieniędzy nie odczują tak tej straty jak przeciętny obywatel. Czy to demokratyczne?

Gdyby była demokracja, to w ogóle nie byłoby mandatów.


Albo - zakładając, że WSZYSCY w demokracji chcieliby tych mandatów - wysokość mandatu musiałaby być określona na podstawie wysokości zarobku i/lub wielkości własnego majątku obywatela, czyli określana jako odpowiedni procent/promil od tej wartości.

Wtedy ci bogaci płaciliby mandat nie 500 zł, tylko 500 000 zł. To by go zabolało, to by już odczuł.

Skoro ludzie kiedyś żyli wolni, kiedy rozprzestrzeniali się po ziemi, to po co tworzyć systemy, jak demokrację i podkreślać, że ta forma jest prawdziwie obywatelska?

Bo wcześniej stworzono formy nierówne, które z czasem objęły swym zasięgiem np. całą Europę.

Państwo powstało celem zorganizowanego podboju tych, co żyli w wolnym świecie.

Oni żyli w wolnym świecie - jeśli prawdą jest, że w średniowieczu Europę zamieszkiwało ok. 30 milionów ludzi, tyle co dzisiaj mniej więcej całą Polskę - no to ile przestrzeni każdy mógł mieć dla siebie? Żyłeś z dala od cywilizacji w jakiejś gromadzie i w spokoju. Rąbałeś lasu i łowiłeś ryb tyle ile ci potrzeba, albo ile chciałeś. Miejsca i zasobów było wystarczająco dla każdego.

Oczywiście wtedy było więcej dzikich zwierząt, ale co z tego, dziś nie ma dzikich zwierząt w miastach, ale są dzikie bandy, które w swoich opowiadaniach podprogowo podsuwają  dziewczętom scenariusze prowadzące na manowce....  


Demokracja to usankcjonowany zawoalowany rozbój pod zafałszowaną wizją i definicją.


Archeologia mówi nam wyraźnie, że ludzie żyli w grupach w całej Europie od czasów prehistorycznych, 500 i 800 tysięcy lat temu.

Oni byli wolni.


Tylko rzućmy okiem na wikipedię... 


Demografia średniowiecza

Lata 400–1000

Wraz z końcem starożytności nastąpił duży spadek liczby ludności, osiągając minimum ok. 542 roku, w okresie dżumy Justyniana, ostatniej wielkiej zarazy w Europie przed czarną śmiercią w XIV wieku. Szacunki całkowitej liczby ludności Europy są oparte na domysłach, lecz przyjmuje się, że w czasach Karola Wielkiego było to między 25 a 30 milionów, z czego 15 milionów żyło na terenie państwa Karolingów, obejmującego FrancjęNiderlandy, połowę NiemiecAustrię i Włochy. W tym czasie mieszkanie w pojedynkę, a nie w większej społeczności, było bardzo niebezpieczne, dlatego istniały zatłoczone skupiska otoczone niezamieszkanymi terenami.

Lata 1000–1250

W XI wieku ludzie zaczęli zajmować dzikie okolice, osuszając bagna i wycinając lasy, a następnie rozpoczynając uprawę na tych terenach. W tym samym czasie, podczas Ostsiedlung, Niemcy osiedlili się na wschód od Łaby i Soławy, terytoriach zajmowanych głównie przez Słowian połabskich.



"W tym czasie mieszkanie w pojedynkę, a nie w większej społeczności, było bardzo niebezpieczne, dlatego istniały zatłoczone skupiska otoczone niezamieszkanymi terenami." - to nieprawda, ale i prawda.


To nieprawda, bo sugestia zawarta w tym zdaniu, że nikt nie żył w pojedynkę, jest niezgodna z wynikami poszukiwań archeologicznych jak wyżej podałem, ale też świadectwami historycznymi, z których wiemy, że ludzie mieszkali na wsi w niewielkich skupiskach, np. w biografii Leonarda da Vinci znajdziemy takie uwagi.

Ale i prawda, bo w systemie stworzonym przez głupią chciwą światową sitwę mieszkanie samotne w pobliżu usankcjonowanego rozbójnictwa - było niebezpieczne. 

Ale i nieprawda, bo jak lokalna władza miała podejrzenie, to wieszali Machiavellego za ręce i torturowali tak długo jak chcieli. 

Nie tyle mieszkanie jeden na drugim, tylko przynależność do sitwy dopiero zapewniała (względne) bezpieczeństwo. 

Tam, gdzie sięgała Cywilizacja Śmierci, było niebezpiecznie. Od dzikich ludzi i od dzikich zwierząt też.

Tam, gdzie ludzie żyli wolni - współpracowali oni ze sobą i żyli w zgodzie, bo po pierwsze, mieli oni świadomość, że pochodzą od jednego, że stanowią jakby rodzinę, tyle, że wielką i wszędzie mieszkającą, a po drugie - tak było im łatwiej żyć. Wiele prac do dzisiaj tradycyjnie wykonuje się wspólnie, jak odławianie ryb, zbiory owoców, żniwa, stawianie stodoły, ratunek podczas pożaru...

Historycy wskazują, że Goci przybyli z północy osiedlali się na Pomorzu i żyli w zgodzie z tamtejszymi ludźmi, obok nich. 

Najstarsze obwarowania słowiańskie, jakie znamy, powstawały jako reakcja na najazdy rzymskie, a potem frankońskie - niemieckie (tu mnie sprawdźcie). Wcześniej nie były potrzebne, bo ludzie żyli w zgodzie.

Generalnie ten wpis w wiki ma ugruntować pewien fałsz, który podaje się nie wprost (patrz: mapy Europy z czasów rzymskich, gdzie tereny poza Rzymem to biała rozległa plama), a który mówi, że poza Rzymem żyły sobie tylko grupki słowiańskich nomadów, a ziemia była niczyja.

Tak nie było. 

Na ziemiach polskich istniała rozwinięta infrastruktura tzw. Raju, a tereny te były dość gęsto zamieszkane, na tyle, że zachęcało to Słowianie do dalszej wędrówki i zasiedlanie innych ziem znanych nam dzisiaj jako Grecja, Włochy, Wielka Brytania itd. - co będę się starał wykazać w innych wpisach.