Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obrona. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obrona. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 12 grudnia 2024

Broń czarnoprochowa





"skala na poziomie porażeń piorunem”






przedruk




Ekspert: incydenty z użyciem „czarnoprochowców” w Polsce rzadkie jak porażenie piorunem.
 Ograniczenia zbędne




W rozbrojonej Polsce część funkcjonariuszy policji chciałaby dalszych utrudnień w zbrojeniu się obywateli. Policyjne związki zawodowe złożyły do sejmu petycję, domagającą się obowiązkowej rejestracji broni czarnoprochowej. Zdaniem komentatorów przepisy tego rodzaju są niepotrzebne, a ryzyko związane z rozpowszechnieniem takiego uzbrojenia minimalne.

„W naszym kraju broni czarnoprochowej może być już ponad 500 000 sztuk. Jak pokazały tragiczne przypadki ostatnich kilku lat, jest ona coraz częściej wykorzystywana przez środowiska przestępcze, osoby z zaburzeniami. Niestety jej ofiarami stają się również policjanci, którzy jadąc na interwencję, w policyjnych systemach nie widzą, że dana osoba może posiadać właśnie taką jednostkę broni” – czytamy w petycji NSZZ Policjantów.

Z podobną diagnozą zupełnie nie zgadza się Andrzej Idzikowski, były policjant i instruktor strzelectwa. Jak podkreślał zbrojenie się obywateli w broń czarnoprochową nie jest negatywnym trendem. 

– W mojej ocenie problemu z żadną legalnie posiadaną bronią w Polsce w ogóle nie mamy – mówił. Trzeźwo zauważał, że incydenty z użyciem broni czarnoprochowej są rzadsze, niż śmiertelne wypadki drogowe. Biorąc pod uwagę, że w obrocie legalnym, podlegającym rejestracji, jest ok. 1 miliona sztuk broni, a zdarzeń z jej użyciem (także tej posiadanej nielegalnie) jest średnio pięć rocznie, wg. Idzikowskiego, jest to „skala na poziomie porażeń piorunem”.


– To nie jest taka skala, która by w jakiś sposób wymuszała na ustawodawcy, żeby podjął temat regulacji broni czarnoprochowej. Zgodnie z teorią demokratycznego państwa prawa, każdy zakaz, ograniczenie czy restrykcja, musi wynikać z rzeczywistej i ważnej potrzeby społecznej – podkreślał.

Poza tym, jak wskazał rozmówca PAP, byłby potężny problem, żeby takie regulacje i pozwolenia wprowadzić. Po pierwsze, nie wiadomo, ile tej broni czarnoprochowej jest. Poza tym znajduje się ona – ta zabytkowa (sprzed 1885 roku) zarówno w rękach kolekcjonerów, jak i – jej współczesne repliki – w rękach hobbystów. Przy czym, do tej pory, na żadną z nich nie były potrzebne pozwolenia, więc krąży w wolnym obrocie, sprzedawana z rąk do rąk, można ją nabyć w sklepie albo zamówić przez internet.

Po drugie trudno wyobrazić sobie powszechną konfiskatę i delegalizację takiego uzbrojenia. – (…)Trzeba wziąć pod uwagę, że znaczna część tej broni to zabytki, pamiątki, które stanowią Skarb Narodowy – zaznaczył Idzikowski.

–I co byśmy mieli z tą bronią zrobić? Jeżeli doprowadzilibyśmy do jej trwałego uszkodzenia, np. poprzez pozbawienie jej cech użytkowych, zniszczylibyśmy zabytki, a ich właścicielom należałyby się odszkodowania – zauważył były policjant.

– Obawiam się, że część posiadaczy takiej broni schowałaby ją w swoich domach i nie paliła się do tego, żeby ją legalizować – powiedział Idzikowski. Jak zauważył, jedni z tego powodu, że nie chcieliby sobie zawracać głowy formalnościami, a inni, bo z policją im nie po drodze.

– Wydaje mi się, że rządzący powinni z uwagą wczytać się w petycję policyjnych związków, a potem zastanowić, czy wprowadzenie postulowanych rozwiązań nie wprowadziłoby większego bałaganu i nie postawiłoby pod znakiem zapytania sprawczości państwa – podsumował.

Zdaniem Andrzeja Idzikowskiego, postulaty autorów petycji są absurdalne. – Niedaleko mojego domu, podczas awantury domowej, jeden pan uciął drugiemu dłoń za pomocą piły łańcuchowej. A znajomą policjantkę, kiedy poszła na interwencję, właściciel lokalu uderzył siekierą w głowę, dziewczyna jest w śpiączce – podał przykłady i zapytał, czy ktoś z tych powodów będzie chciał zdelegalizować piły łańcuchowe i siekiery.

– Trudno w tym miejscu nie wspomnieć o nożach, a szczególnie dużych nożach kuchennych, które jako narzędzie służące do ataku od wielu dekad wiodą prym w policyjnych statystykach – zauważał.

Idzikowski podkreślił, że mieszkając w takim kraju jak Polska, gdzie za wschodnią granicą toczy się wojna, powinniśmy zmienić tok myślenia i zastanowić się, w jaki sposób nauczyć społeczeństwo samoobrony. Nasze położenie geograficzne i doświadczenia historyczne wielkiego wyboru nam nie pozostawiają. Coś, „co jeszcze trzy lata temu wydawałoby się nierealne, dzieje się na naszych oczach tuż za granicą” – podkreślił.

– Dzieci teraz się uczą strzelania i obsługi broni, ale jest duża grupa dorosłych, którzy nigdy nie mieli ku temu okazji – wskazał. I dodał, że każdy obywatel RP, który zostanie przeszkolony z użycia broni palnej, wzmacnia jej potencjał obronny.

Jednocześnie zauważył, że nie ma potrzeby „rozluźniania” obecnie obowiązujących przepisów dotyczących posiadania broni. „W mojej ocenie jesteśmy Teksasem Europy. Możliwość dostępu i zakres różnych rodzajów broni jest tak szeroki, że zdecydowana część Europy może nam zazdrościć” – podkreślił.

Poproszony przez PAP o opinię na temat „czarnoprochowców” mec. Konrad Godlewski zauważył, że zgodnie z ustawą o broni i amunicji, narzędziami i urządzeniami, których używanie może zagrażać życiu lub zdrowiu są m.in. nunczaka oraz pałki wykonane z drewna lub innego ciężkiego i twardego materiału, imitujące kij bejsbolowy.

Wskazał, że zgodnie z art. 9 ust. 3 ustawy o broni i amunicji ww. przedmioty można posiadać na podstawie pozwolenia na broń wydanego przez właściwego ze względu na miejsce stałego pobytu zainteresowanej osoby lub siedzibę zainteresowanego podmiotu komendanta powiatowego policji, a w przypadku żołnierzy zawodowych – na podstawie pozwolenia wydanego przez właściwego komendanta oddziału Żandarmerii Wojskowej.

Mec. Godlewski zadał pytanie, czy w Polsce mamy realne możliwości, aby skutecznie i szybko weryfikować przypadki naruszenia przedstawionych norm prawnych? „Przy obecnych problemach kadrowych w policji oraz bardzo znacznym obciążeniu sądów osobiście w to wątpię” – zaznaczył.

Zwrócił jednocześnie uwagę na to, że odpowiednie służby, a za nimi wymiar sprawiedliwości, niekoniecznie są gotowe na wprowadzenie nowych obostrzeń związanych z wprowadzeniem zezwolenia na broń czarnoprochową.

„Nic tak nie podkopuje szacunku dla prawa, jak późniejszy brak możliwości jego wyegzekwowania” – podkreślił mec. Konrad Godlewski.

Jego zdaniem, taki przepis staje się martwy i ostatecznie zamiast pomóc – szkodzi. „Być może rozwiązania zaistniałego problemu nie powinno się szukać w tworzeniu kolejnych kazuistycznych przepisów dotyczących danego rodzaju broni, a dokładnym wsłuchaniu się w głos suwerena w zakresie dostępu do broni” – podkreślił. Zauważył, że na przestrzeni ostatnich kilku lat ta opinia się zmienia.

„Zawsze podkreślam, że bandyta broń zdobędzie zawsze bez względu na istniejące zakazy” – ocenił mec. Godlewski.





Ekspert: incydenty z użyciem "czarnoprochowców" w Polsce rzadkie jak porażenie piorunem. Ograniczenia zbędne - PCH24.pl









poniedziałek, 2 grudnia 2024

Obrona cywilna w Szwecji







przedruk



01.12.2024 07:30


Obrona cywilna. W Polsce daleko nam np. do Szwedów


Każdy musi być w stanie zatroszczyć się o siebie - mieć swój dom i swoje sąsiedztwo przygotowane na różne scenariusze, aby mógł pomóc innym w kryzysowej sytuacji, a nie tylko czekać na ratunek - powiedział szwedzki minister ds. obrony cywilnej Carl-Oskar Bohlin.


Niezalezna.PL





Minister w rządzie Szwecji odpowiedzialny za obronę cywilną Carl-Oskar Bohlin tłumaczył, jak wygląda ta sprawa w jego kraju i jakie działania Szwecja podejmuje na rzecz odbudowy i reformy systemu ochrony ludności. Zaznaczył, że jest pierwszym ministrem odpowiedzialnym konkretnie za obronę cywilną "w zasadzie od czasów drugiej wojny światowej". "Obrona cywilna w ramach szwedzkiego konceptu obrony totalnej to wszystkie działania, jakie podejmuje społeczeństwo do poradzenia sobie z konsekwencjami ewentualnego konfliktu zbrojnego" - wskazał.

Jak podkreślił, zbrojna agresja w każdym wypadku dotyka ogół społeczeństwa, w odróżnieniu od nawet najpoważniejszego kryzysu czasów pokoju, jak np. katastrofy naturalne. W warunkach agresji - zauważył - państwo zawsze potrzebuje większej niż przy jakimkolwiek innym kryzysie liczby osób zaangażowanych w obronę i ochronę jego funkcjonowania: nie tylko żołnierzy, ale także olbrzymiej liczby cywilów zapewniających sprawne działanie służb ratowniczych, energetyki, transportu czy zaopatrzenia ludności w żywność, wodę i leki.

"Dlatego musimy pracować nie tylko nad tym, by uczynić te podstawowe dla funkcjonowania państwa struktury nie tylko jak najbardziej wytrzymałymi, ale także upewnić się, że społeczeństwo jest w razie potrzeby w stanie wesprzeć ich działanie, równolegle ze wsparciem samej obrony kraju".

W ocenie ministra atak zbrojny to najpoważniejszy potencjalny kryzys, jaki może spaść na szwedzkie społeczeństwo. "Z samej swojej natury taka agresja oddziałuje na całe społeczeństwo - bo po drugiej stronie jest aktywny przeciwnik, który stara się wyrządzić naszemu społeczeństwu maksymalne szkody. (...) Jeżeli uda nam się przygotować do takiego kryzysu, będzie nam o wiele łatwiej poradzić sobie z każdym innym - niezależnie czy chodzi o ataki hybrydowe, katastrofy naturalne, czy chociażby o konsekwencje zmian klimatycznych" - ocenił.

"To nasza podstawowa perspektywa, jeśli chodzi o projektowanie reformy systemu obrony totalnej w Szwecji" - zaznaczył Bohlin. "Niemniej bardzo ważne jest to, by pamiętać, że podczas kryzysów czasu pokoju społeczeństwo może otrzymać pomoc ze strony wojska; w czasie wojny musi to działać w drugą stronę - to społeczeństwo musi wspierać żołnierzy zaangażowanych w obronę kraju, by mogli skutecznie wypełniać swoje zadania; wyraziście pokazała to wojna na Ukrainie" - podkreślił.

Minister powiedział, że podczas konfliktu kluczowe jest, "by każdy robił wszystko, by nie być obciążeniem dla społeczeństwa". "Każdy musi być w stanie zatroszczyć się o siebie - mieć swój dom i swoje sąsiedztwo przygotowane na różne scenariusze, aby mógł pomóc innym w kryzysowej sytuacji, a nie tylko czekać na ratunek" - podkreślił.

"Sądzę, że bardzo dobitnie pokazali to Ukraińcy. Na początku pełnoskalowej rosyjskiej inwazji z lutym 2022 roku udało im się w bardzo krótkim czasie zorganizować niemal całe społeczeństwo, m.in. dlatego, że żyli w cieniu rosyjskiego zagrożenia już od wielu lat, od 2014 roku" - ocenił Bohlin.

Tłumacząc, jak Szwecja organizuje swoją obronę cywilną, minister wskazał, że jego rząd wytypował 10 obszarów ważnych dla funkcjonowania państwa i społeczeństwa w trakcie wojny. Przeznaczył zaś dodatkowe środki na wsparcie sześciu z nich - najbardziej podstawowych: energetyki, ochrony ludności i służb ratunkowych, zaopatrzenia w żywność i wodę, służby zdrowia, komunikacji elektronicznej i transportu.

Minister powiedział, że te obszary otrzymują dodatkowe środki z budżetu na budowanie ich odporności; dofinansowanie to ma rosnąć do 2028 roku o ok. 1,4 mld euro rocznie. Jak dodał, poza takimi działaniami podejmowanymi na szczeblu rządowym, konieczne jest także podkreślenie i docenienie roli władz lokalnych w budowaniu odporności i obrony cywilnej. "Potrzebna jest legislacja, która jasno wskaże, jaki szczebel ponosi odpowiedzialność za daną kwestię" - podkreślił.

Bohlin przypomniał, że w szwedzkim ustroju funkcjonuje także koncept tzw. obrony totalnej. Jego podstawowe założenie jest takie, że każdy obywatel jest zaangażowany w obronę państwa, także w ramach codziennej aktywności. W związku z tym szwedzkie państwo może w razie wojny zobowiązać każdego mieszkańca kraju między 16. a 70. rokiem życia - niekoniecznie szwedzkiego obywatela - do wykonywania określonych zadań istotnych dla obrony i utrzymania funkcjonowania państwa; w ramach tego pracownicy kluczowych sektorów mogą np. dostać wezwanie do nieopuszczania miejsc pracy.

Ponadto, jak powiedział Bohlin, w Szwecji jest testowany tzw. cywilny pobór - obok obowiązkowej służby wojskowej. Minister tłumaczył, że chodzi przede wszystkim o zapewnienie dodatkowych kadr, których różne branże będą potrzebowały w razie ataku. "Doświadczenia z Ukrainy pokazują, z jak wielkim ogromem pracy mierzą się służby ratownicze, które muszą np. zajmować się usuwaniem niewybuchów i radzić sobie ze zniszczonymi budynkami w takiej skali, z jaką nasze służby nie miały w ostatnich dekadach do czynienia" - zauważył.

Celem cywilnego poboru ma być zatem m.in. zorganizowanie ludzi, którzy na jakimś etapie życia mieli do czynienia z pracą ratownika, by otrzymali dodatkowe przeszkolenie i w razie kryzysu mogli być wezwani do wsparcia straży pożarnej i służb ratunkowych. "W sumie będzie to ok. 3 tys. dodatkowych pracowników dla służb ratowniczych, którzy będą mogli wkroczyć do akcji podczas inwazji" - powiedział Bohlin.

Jak dodał, rozważane jest też wdrożenie w przyszłości poboru cywilnego jako alternatywy dla obowiązkowej służby wojskowej, by zapewnić dodatkowe kadry na czas kryzysów także dla innych kluczowych sektorów, jak energetyka.

W polskim parlamencie na ukończeniu są prace nad ustawą regulującą dziedzinę ochrony ludności i obrony cywilnej; ze względu na zmiany legislacyjne w ostatnich latach kwestia obrony cywilnej właściwie nie jest uregulowana. Nowa ustawa powstała w MSWiA i została uchwalona przez Sejm na początku listopada. Senat zgłosił do niej poprawki, które Sejm rozpatrzy najprawdopodobniej na najbliższym posiedzeniu.

Regulacja zakłada powstanie systemu ochrony ludności, który w razie wojny będzie mógł się przekształcić w obronę cywilną. System oparty ma być przede wszystkim na istniejących już strukturach, jak Państwowa Straż Pożarna. Na realizację nowych rozwiązań rząd będzie przeznaczać rocznie nie mniej niż 0,3 proc. PKB.







Obrona cywilna. W Polsce daleko nam np. do Szwedów | Niezalezna.pl






poniedziałek, 25 listopada 2024

Studiujcie pisma

 


Innym rodzajem bezużytecznych wojsk są wojska posiłkowe, to znaczy, gdy wzywa się możnego, aby swym orężem przyszedł ci z pomocą i obroną.

Takie wojsko może być nawet samo przez się pożyteczne i dobre, lecz jest zawsze niebezpieczne dla tego, który je przyzywa, gdyż jeżeli ono zwycięży - ty staniesz się jego niewolnikiem. 







Ze względu na rosnącą obecność amerykańskich wojsk, 

ze względu na 5 kolumnę Werwolf, 

ze względu na to, że mieszka z nami 2 miliony Ukraińców,  

ze względu na to, że będzie ich więcej:


dobrze, w patriotyźmie wychowywać dzieci

uważnie obserwować sytuację na Ukrainie, 

szukać niezależnych źródeł informacji

i porównywać z tym co i jak napisane w mainstreamie


studiować pisma.




MOCARSTWO na naszą miarę


Ci co straszą was Ukraińcami sami są gnuśni i leniwi, chcą, by problem sam się rozwiązał, żeby inni zrobili wszystko za nich, a najlepiej, żeby sami Ukraińcy zrobili to, co oni chcą.

Trzeba brać byka za rogi, a nie uciekać przed nim, nawet jeśli przyjdzie dostać po gembie.

Przecież robisz to dla swojej kobiety, dla swojej rodziny.


Nie zrozum mnie źle - tego zagadnienia nie można i nie wolno rozwiązywać siłą.


Czasy III RP już się skończyły i nie wrócą.

Znowu będziemy państwem wielonarodowym i na to trzeba być gotowym.


BRICS rośnie w siłę i zapowiada tworzenie bloków, a nie biegunów.

Tak naprawdę pobyt Ukraińców w Polsce to dobra rzecz, bo im więcej ludzi, im większe państwo, tym silniejsze państwo, a przynajmniej - ma do tego potencjał.


I my taki potencjał mamy.


Będziemy stawać jako blok europejski i konkurować z innymi blokami - Rosją, Chinami, Afryką itd... kto ma więcej ludności, ten ma silniejszą gospodarkę i silniejsze państwo - nie można tego lekceważyć.

Musimy budować dobre relacje i sojusze z sąsiadami, nie z Niemcami, bo oni tego nie chcą, ale ze wszystkimi innymi.



MEDIA

Tak jak lgtb nagłaśniane w mediach odpowiednio długo stało się "popularne" tak i patriotyzm będzie popularny.


Popatrzecie, jak oni to zrobili:

dla swoich małoletnich dzieci obmyślili program w telewizji - to stamtąd wzięły się takie osoby jak  - Pochanke - moim zdaniem najlepsza redaktor tego pokolenia, abstrahując od tego co realizowała i po jakiej stronie.


Prezenterami programu 5-10-15 byli, m.in.:

Mateusz Ptaszyński, Karolina Poznakowska, Sandra Walter - córka tefałenów, Marcin Tyszka, Piotr Kraśko, Małgorzata Halber, Karolina Szostak, Marcin Chochlew, Justyna Pochanke, Krzysztof Ibisz, Marcin Kołodyński [wystraszony chłopak z programu „Rower Błażeja” - w 2001 roku zginął w wypadku na snowboardzie], Maria Niklińska, Barbara Nowacka - polityczka lewicy, Ivo Widlak.

Takie osoby jak naczelny patocelebryta tefałenu i pan od serduszek szli podobną drogą.

Te dzieci zostały celowo tam skierowane i nikt nie pytał, czy one mają uzdolnienie w tym kierunku albo czy one chcą. Tak zostały ukształtowane, a te, co dawały rokowania, tam poszły i tam nadal są.


Nie wszyscy zahaczyli o politykę, ale jednak ci co o nią zahaczyli, "sprawdzili" się na odcinku medialnym, co wszyscy wiemy. Każdy człowiek ma preferencje polityczne i redaktorzy na stanowiskach medialnych nie wprost uprawiają politykę i to bez żadnego mandatu społecznego.

Ci ludzie od dziecka byli obyci z pracą w mediach, dlatego tak "dobrze im poszło".


Musicie to sobie uzmysłowić - oni zaplanowali, że ich dzieci będą miały udział w kreowaniu sytuacji politycznej w kraju poprzez media. I to się działo i dzieje nadal.

Oni to zaplanowali i zrealizowali.





za fb 12 listopada 2024


Lichocka Joanna  :








A wy?


Kto z dzieci polskich polityków.... (tak jakoś samo mi się napisało...) ... kto z dzieci prawicowych polityków wszedł do polityki?


Kacper Płażyński i Małgorzata Wasserman.

Innych nie kojarzę.






Wy też musicie zaplanować przyszłość swoich dzieci i związać ją z funkcjonowaniem państwa.

Państwo oparte jest na ludziach i w dużej mierze na zaufaniu - na zaufaniu do dziennikarzy, że nie kłamią, na zaufaniu do urzędników, że prowadzą nasze sprawy jak należy, i tak dalej.


Niech próbują swoich sił w samorządzie, w organizacjach pozarządowych, wolontariatach, niech się uczą, zdobywają doświadczenie.

Kto się nada do polityki, ten się nada, a kto nie, niech pilnuje spraw Polski w policji, we wojsku, w obronie cywilnej, slużbach, urzędach, instytutach naukowych, w redakcji lokalnej gazety, w harcerstwie, w biznesie, niech zawsze coś robi, coś aktywnego, chociażby dla siebie, by potem wychować swoje dzieci i by one bardziej niż on i ty zaangażowały się.


Państwo to ludzie, państwo to my.


Nawet jeśli nie pójdą tą droga, będą lepiej przygotowani od nas do tego, by świadomie kreować swoje życie,vdbać o bezpieczeństwo i przyszłość własnego kraju.


Przyglądajcie się wychowankom z Torunia, kto z nich mógłby nadawać większy ton?




SAM JA



Badajcie cały czas swoje przekonania, czy one są wasze własne, czy zapożyczone od kogoś, czy są prawdziwe, czy to tylko chciejstwo i złudzenia..


Musicie stanąć w prawdzie ze sobą i jasno sobie powiedzieć - co wiecie, a czego nie wiecie.


To co wiecie, to jest to, co 

sami rozumowo potraficie stwierdzić, albo co znacie, bo macie bezpośredni wgląd w sprawę.


Sami - a nie z pomocą kolegów.


To czego nie wiecie, to jest to - co zakładacie, że jest takie, na jakie wygląda.

Zakładacie, że urzędnik jest uczciwy.

Zakładacie, że polityk was nie okłamuje.

Zakładacie, że waszego polityka nikt nie okłamał i to co on wam mówi, jest prawdą.


To czego nie możecie sami rozumowo stwierdzić, gdzie nie macie bezpośredniego wglądu - to wszystko to, jest tylko założeniem.


Zakładacie, że urzędnik jest uczciwy, ale tego nie wiecie.

Zakładacie, że polityk was nie okłamuje, ale tego nie wiecie na pewno.

Zakładacie, że waszego polityka nikt nie okłamał i to co on wam mówi, jest prawdą, ale tego nie wiecie na pewno.

Co robią tajne służby i co oni mówią politykom, tego może nigdy się nie dowiecie.


Najlepszą obroną na to wszystko - jest porządne i w patriotyźmie wychowanie dzieci i takie poprowadzenie młodzieży, by nikt obcy nie przyuczył jej do swoich opcji.


Bardzo ważne są media, by je przejąć i by one promowały porządane przez nas wzorce, albo chociaż pozamykać te, które ewidentnie nie stają po naszej stronie.


Tak jak lgtb nagłaśniane w mediach odpowiednio długo stało się "popularne" tak i patriotyzm będzie popularny.

Popatrz na telewizję, zamień pojęcie "lgtb" na "patriotyzm", albo po prostu - "polskość" i wyobraź sobie co się stanie w twoim umyśle, jak wyglądałaby Polska gdyby tak było.

Wszędzie będą patrioty.

A młodzież i dzieci będą to chłonęły, nawet nieświadomie, aż całkowicie tą polskością przesiąkną i będzie to dla nich  normalne, że na każdym kroku przydaje się temu znaczenie. I to nas uratuje od każdych problemów.

To jest proste - ale trzeba coś robić, coś-kolwiek, a nie tylko siedzieć przed kompem z piwem. 


Tylko Polak poświęci się dla Polski, tylko Polak zrobi coś "za darmo" dla Polski.
Trzeba pilnować wychowania dzieci, a potem - mediów.


Uczcie swoje dzieci języków, nie tylko niemieckiego, ale rosyjskiego, ukraińskiego i białoruskiego też.






Pisma Machiavellego czy Sun-Tzu nie straciły na aktualności

- do tego trzeba co jakiś czas wracać, czytać ponownie, zastanawiać się, kup sobie te książki bo będziesz je czytać wielokrotnie.




Niccolo Machiavelli  - "KSIĄŻĘ" (fragmenty)

Tekst oparty jest głównie o historię polityczną i wojskową Włoch sprzed zjednoczenia, z okresu księstw i państw-miast, które walczyły między sobą o dominację.






Rodział XII - O różnych rodzajach milicji i o wojsku najemnym 


Powiedzieliśmy powyżej, jak konieczną dla księcia jest rzeczą założyć dobre podwaliny, bez których niechybnie upadnie. Najważniejszą podstawą wszystkich państw tak nowych, jak starych i mieszanych są dobre prawa i dobre wojsko, a ponieważ nie mogą być dobre prawa tam, gdzie nie ma dobrego wojska, a gdzie jest dobre wojsko, tam są z pewnością dobre prawa, przeto, nie będę o prawach, lecz o wojsku rozprawiał. 

Powiem więc, że wojsko, którym książę broni swego państwa, jest jego własne albo najemne, posiłkowe albo mieszane. 

Najemne i posiłkowe jest bezużyteczne i niebezpieczne i jeżeli ktoś na wojsku najemnym opiera swe państwo, nigdy nie będzie stał pewnie i bezpiecznie, albowiem jest ono niezgodne, ambitne, niekarne, niewierne, odważne wobec przyjaciół, tchórzliwe wobec nieprzyjaciół, nie boi się Boga ani dotrzymuje wiary ludziom, tak że o tyle tylko odwleka się upadek księcia, o ile odwleka się napaść; ono ograbia cię w czasie pokoju, a nieprzyjaciel w czasie wojny. 

Przyczyną tego jest to, że nie ma ono innego przywiązania ani innej pobudki, trzymającej je w polu, jak ta odrobina żołdu, który nie jest dość silnym bodźcem, by wojsko takie pragnęło umrzeć za ciebie.

Najemnicy chcą bardzo być twoimi żołnierzami wtedy, gdy nie prowadzisz wojny, lecz kiedy przyjdzie wojna wolą uciec lub pójść sobie precz.

Nie potrzebuję trudzić się bardzo, by to wykazać, gdyż Italia nie przez co innego popadła w ruinę, jak przez to, że przez wiele lat była zdana na wojsko najemne, które zrazu potrafiło co nieco zdziałać i między sobą uchodziło za waleczne, lecz dopiero gdy przyszedł cudzoziemiec, pokazało, co jest warte.

W tym leży przyczyna, że Karolowi, królowi francuskiemu, udało się zagarnąć Italię bez najmniejszego trudu. Kto powiedział, że powodem tego były nasze grzechy, powiedział prawdę, lecz nie były to owe grzechy, które mówiący miał na myśli, lecz te, które wymieniłem, a ponieważ były one grzechami książąt, więc ci także ponieśli karę. Chciałbym jeszcze lepiej pokazać, jak nieszczęsnym jest ten oręż.

Wodzowie najemni są albo znakomitymi ludźmi albo nie; jeżeli są, nie możesz im zaufać, gdyż zawsze będą dążyli do własnej wielkości, bądź to gnębiąc ciebie, który jesteś ich panem, bądź to gnębiąc innych wbrew twojej woli; gdy zaś wódz taki nie jest dzielny, przez to samo również cię zrujnuje.

 A gdyby ktoś zauważył, że każdy wódz, najemny czy nie, zrobiłby to samo, byle miał broń w ręku, odpowiedziałbym na to, że wojskiem posługuje się albo książę, albo rzeczpospolita [republika, państwo - MS]. Książę powinien osobiście spełniać obowiązek wodza, rzeczpospolita ma do tego używać swoich obywateli, a gdy postawiony na czele nie okaże się dzielnym, powinna zmienić go; gdy zaś jest nim, trzymać go prawami w takiej zależności, aby nie mógł uchylać się od posłuszeństwa. 

Doświadczenie dowodzi, że sami książęta i zbrojne rzeczypospolite dokonują bardzo wielkich rzeczy, a oręż najemny nie przynosi nic prócz szkody i że rzeczpospolita uzbrojona własnym wojskiem trudniej nagina się do posłuszeństwa jednemu ze swych obywateli niż uzbrojona wojskiem cudzoziemskim.

Rzym i Sparta zbrojne i wolne stały przez wiele wieków, Szwajcarzy są bardzo zbrojni i bardzo wolni. Jako przykład starożytnej broni najemnej można przytoczyć Kartagińczyków, którzy po skończeniu pierwszej wojny z Rzymianami byli wystawieni na ucisk swych żołnierzy najemnych, chociaż wodzami ich byli obywatele kartagińscy. Tebańczycy zrobili po śmierci Epaminondasa wodzem swego wojska Filipa Macedońskiego, a ten po zwycięstwie odebrał im wolność. 

Mediolańczycy wzięli po śmierci księcia Filippa na swój żołd Francesca Sforzę przeciw Wenecjanom. Ten, pokonawszy nieprzyjaciół pod Caravaggio, połączył się następnie z nimi, aby zgnębić Mediolańczyków, swoich panów. 

Jego ojciec, Sforza, będąc w służbie u Joanny Neapolitańskiej, zostawił ją naraz bez obrony, tak że ona, aby nie stracić królestwa, musiała szukać oparcia u króla aragońskiego. Prawda, że Wenecjanie i Florentczycy powiększyli przedtem swe państwo tym orężem, a wodzowie ich nie stali się nigdy książętami, lecz owszem obrońcami - na to odpowiem, że Florentczycy w tym wypadku mieli szczególne szczęście, gdyż jedni z tych dzielnych wodzów, których mogli się obawiać, nie odnieśli zwycięstwa, drudzy natrafiali na przeszkody, inni zaś gdzie indziej zwrócili swą ambicję. 

Tym, który nie odniósł zwycięstwa, był Giovanni Acuto; a ponieważ nie zwyciężył, niepodobna nabrać przekonania o jego wierności; każdy jednak przyzna, że gdyby był zwyciężył, byliby Florentczycy zdani na jego łaskę. Sforza miał zawsze rodzinę Braccio przeciwko sobie, tak że się wzajemnie pilnowali. 

Francesco zwrócił swą ambicję w kierunku Lombardii, a Braccio przeciw Kościołowi i królestwu neapolitańskiemu. Lecz przejdźmy do tego, co stało się niedawno. 

Florentczycy mianowali swym wodzem Paola Vitelli, człowieka bardzo sprytnego, który z prywatnej fortuny doszedł do bardzo wielkiego znaczenia. Nie da się zaprzeczyć, że gdyby on zdobył Pizę, to wypadałoby Florentczykom zatrzymać go, byliby bowiem zgubieni, gdyby przeszedł w służbę nieprzyjaciół; zatrzymując go zaś, musieliby mu ulec. Jeżeli rozważy się osiągnięcia Wenecjan, spostrzeże się, że działali oni ku swemu bezpieczeństwu i chwale wtedy, gdy prowadzili wojnę własnymi ludźmi, a tak było, zanim skierowali swe wyprawy na ląd stały; wtedy to szlachtą i zbrojnym ludem dokonywali dzielnych czynów, lecz gdy zaczęli walczyć na lądzie, stracili tę dzielność i zaczęli naśladować zwyczaje Italii. 

W początkach rozszerzania się ich na lądzie stałym nie potrzebowali zbyt obawiać się swych wodzów; bo nie mieli tam wielkiego państwa i sami byli w wielkim poważaniu, lecz niebawem poznali swój błąd, gdy zaczęli rozszerzać swe państwo, co stało się, gdy wodzem był Carmagnola; albowiem pobiwszy księcia Mediolanu pod jego wodzą, przekonali się o jego dzielności, z drugiej strony spostrzegli, że ochłódł w prowadzeniu wojny; doszli więc do wniosku, że z nim więcej zwyciężać nie mogą, ponieważ on tego nie chce, tudzież że nie mogą odprawić go, aby nie stracić tego, co zyskali; przeto dla zabezpieczenia się byli zmuszeni zamordować go.

Potem mieli jako wodzów Bartolomea da Bergamo, Roberta da San Severino, hrabiego di Pitigliano i innych podobnych, po których raczej strat niż zysków oczekiwać wypadało, jak to zdarzyło się później pod Vaila, gdzie w jednej bitwie stracili to, co z takim trudem zdobyli w 800 latach - ten bowiem oręż przynosi tylko powolne i drobne zdobycze, natomiast nagłe i niezwykłe straty.


A ponieważ te przykłady przywiodły mnie do mówienia o Italii, gdzie od wielu lat gospodarują wojska najemne, chciałbym rozważyć tę rzecz głębiej, aby widząc ich początek i rozwój, można je łatwiej poprawić. Otóż trzeba wiedzieć, że w czasach, gdy cesarstwo zaczęło tracić w Italii władzę, a papież zyskiwał w rzeczach świeckich coraz większą powagę, podzieliła się Italia na więcej państw, wiele bowiem miast znaczniejszych chwyciło za broń przeciw swojej szlachcie, która przedtem, mając opiekę cesarza, uciskała je. Kościół poparł je, aby zyskać znaczenie w sprawach świeckich. Wiele zaś innych miast przeszło pod władzę swych obywateli jako książąt. W ten sposób Italia dostała się prawie w całości w ręce Kościoła i kilku rzeczypospolitych; gdy zaś ci duchowni i ci inni obywatele nie znali się na rzemiośle wojennym, zaczęli brać obcych najemników. 

Pierwszym, który wyrobił temu wojsku wziętość, był Alberigo da Conio z Romanii. Z jego szkoły wyszli między innymi Braccio i Sforza, którzy za swych czasów byli arbitrami Italii. Po nich przyszli wszyscy ci inni, w których ręku aż do naszych czasów spoczywa oręż Italii. I taki jest owoc ich męstwa, że została ona zajęta przez Karola, złupiona przez Ludwika, zgwałcona przez Ferdynanda, zbezczeszczona przez Szwajcarów. 

Trzymali się oni przede wszystkim tej zasady, że chcąc podnieść własne znaczenie, zaniedbywali piechotę. Czynili tak, bo nie mając państwa i zdani na swój spryt, nie zdołaliby zyskać wziętości małą ilością piechoty, a dość licznej nie mogli utrzymać, przeto ograniczyli się do konnicy, której nawet skromna liczba przynosiła im tyle, że ich żywiono i honorowano. 

I do tego stanu doszły rzeczy, że w wojsku złożonym z 20 tysięcy żołnierzy, nie było nawet dwóch tysięcy piechoty. Nadto wysilali oni swój spryt, aby od siebie i swych żołnierzy odsunąć wszelki trud i strach; nie zabijano się wzajemnie w walkach, lecz brano jeńców bez krwi rozlewu; oblegający nie strzelali nocami na oblegane miejscowości, a oblegani nie strzelali nocami na ich obóz; nie otaczali obozu ostrokołem ani rowem, a zimą nie wychodzili w pole. 

Dyscyplina ich pozwalała na te wszystkie rzeczy, wymyślone przez nich po to, aby uniknąć - jak się to rzekło - trudu i niebezpieczeństwa, tak że ściągnęli na Italię niewolę i pogardę.




 

Rozdział XIII - O wojsku posiłkowym, mieszanym i własnym 


Innym rodzajem bezużytecznych wojsk są wojska posiłkowe, to znaczy, gdy wzywa się możnego [księcia], aby swym orężem przyszedł ci z pomocą i obroną, 

jak to niedawno uczynił papież Juliusz, który podczas wyprawy na Ferrarę, zrobiwszy z bronią zaciężną smutne doświadczenie, zaczął używać posiłkowej i ułożył się z Ferdynandem, królem hiszpańskim, który miał go popierać swoimi ludźmi i swym wojskiem.


Takie wojsko może być nawet samo przez się pożyteczne i dobre, lecz jest zawsze niebezpieczne dla tego, który je przyzywa, gdyż jeżeli ono poniesie klęskę - ty przegrasz, jeżeli ono zwycięży - ty staniesz się jego niewolnikiem. 


A chociaż dzieje starożytne są pełne tych przykładów, chciałbym jednak pozostać przy świeżym przykładzie Juliusza II, który chcąc zagarnąć Ferrarę, nie mógł większej nierozwagi popełnić, gdyż oddał się zupełnie w ręce cudzoziemca. 

Lecz jego szczęśliwa gwiazda sprawiła, że nie zbierał owoców swego fałszywego kroku. Albowiem gdy posiłkujące go wojska poniosły klęskę pod Rawenną, powstali Szwajcarzy i wbrew wszelkiemu oczekiwaniu, i jego, i innych, wypędzili zwycięzców; zyskał więc papież tyle, że nie stał się jeńcem ani nieprzyjaciół, gdyż ci zostali wypędzeni, ani wojsk posiłkujących, gdyż zwyciężył inną, a nie ich bronią. 

Florentczycy, nie mając zupełnie wojska, sprowadzili 10 tysięcy Francuzów pod Pizę, aby ją zdobyć. Ten krok naraził ich na więcej niebezpieczeństw, niż kiedykolwiek - nawet w czasach bardzo dla nich ciężkich - im groziło. 

Cesarz konstantynopolitański, chcąc oprzeć się swym sąsiadom, wprowadził do Grecji 10 tysięcy Turków, którzy po skończeniu wojny nie chcieli jej opuścić, i to stało się początkiem niewoli Grecji u niewiernych. 

Kto przeto chce nie móc nigdy zwyciężyć, niech tylko posługuje się tym wojskiem, które jest o wiele niebezpieczniejsze niż najemne; ono na pewno sprowadzi jego upadek, jest bowiem zawsze zjednoczone, zawsze podlega rozkazom kogoś innego, natomiast wojska najemne, nawet zwycięskie, potrzebują więcej czasu i lepszej sposobności, aby ci szkodzić, gdyż nie stanowią wszystkie jednego ciała, a zostały utworzone tudzież są opłacane przez ciebie, tak że ten, którego ty mianowałeś dowódcą, nie może od razu zyskać wśród nich takiego wpływu, aby ci mógł szkodzić. 

Na ogół w wojsku najemnym bardziej niebezpieczne jest tchórzostwo i niechęć do walki, natomiast w posiłkującym - męstwo. 

Przeto roztropny książę unikał zawsze tych rodzajów wojska, a posługiwał się własnym, i wolał raczej ze swoimi przegrać, niż z obcymi wygrać, mając to przekonanie, że zwycięstwo orężem obcym odniesione nie jest prawdziwe. 

Nie zawaham się nigdy przytoczyć jako przykładu Cezara Borgii i jego czynów. 

Ten książę wkroczył do Romanii z wojskiem posiłkowym, wprowadzając tam wyłącznie żołnierzy francuskich, którymi zdobył Imolę i Forli; lecz gdy takie wojsko nie wydało mu się pewnym, zaczął posługiwać się najemnym, widząc w nim mniejsze niebezpieczeństwo; wziął więc na swój żołd milicje Orsinich i Vitellich, lecz później, zauważywszy w ich postępowaniu chwiejność, niewierność i niebezpieczeństwo dla siebie, rozpuścił je i zwrócił się do wojsk własnych.

I nietrudno dostrzec, jaka jest różnica między jednym a drugim rodzajem wojska, gdy zwróci się uwagę, jak zupełnie inne znaczenie miał książę, kiedy miał tylko Francuzów, a kiedy milicje Orsinich i Vitellich, a kiedy znowu poprzestał na wojsku własnym, polegając jedynie na sobie samym; spostrzec łatwo, że rosło ono ciągle i nigdy nie było większe niż wtedy, gdy każdy widział, że jest on wyłącznym panem swego oręża.



Wolałbym trzymać się świeżych przykładów włoskich, trudno mi jednak pominąć Hierona z Syrakuz, bo już o nim poprzednio wspomniałem. 

Ten, jak się rzekło, mianowany przez Syrakuzan wodzem armii, poznał od razu bezużyteczność wojska najemnego, którego dowódcy byli tego samego pokroju co nasi w Italii; widząc, że ani ich zatrzymać w służbie, ani odprawić nie może, kazał ich wszystkich poćwiartować, potem zaś wojował nie obcym, lecz własnym wojskiem.



Pragnę także przywieść na pamięć pewną postać Starego Testamentu, która odpowiada temu przedmiotowi. 

Gdy Dawid ofiarował się Saulowi wystąpić do walki z Goliatem, owym napastnikiem filistyńskim, Saul, aby mu dodać ducha, uzbroił go w swą zbroję, lecz Dawid, spróbowawszy jej, zwrócił mu ją, mówiąc, że nie czuje się w niej swobodnym, więc wolał ze swą procą i nożem iść przeciw nieprzyjacielowi. 

W ogóle cudza zbroja albo ci spada z pleców, albo ci ciąży, albo cię gniecie. 

Karol VII, ojciec króla Ludwika XI, uwolniwszy Francję od Anglików dzięki swemu szczęściu i męstwu, zrozumiał konieczność uzbrojenia się w oręż własny i utworzył w swym państwie oddziały konnicy i piechoty. Lecz następnie jego syn, król Ludwik, rozwiązał oddziały piechoty i zaczął brać na żołd Szwajcarów. 

Ten błąd, za którym nastąpiły także inne, jest, jak się obecnie w rzeczy samej widzi, przyczyną niebezpieczeństw, na które narażone jest to królestwo. 

Albowiem król, podnosząc znaczenie Szwajcarów, osłabił w całym swym wojsku ufność we własne siły; pozbywszy się zupełnie piechoty, uczynił swą konnicę zależną od żołnierza obcego, ta bowiem, przyzwyczaiwszy się do walczenia obok Szwajcarów, straciła wiarę, by mogła bez nich zwyciężać.

Dlatego Francuzi przeciw Szwajcarom nie zdzierżą, a bez Szwajcarów przeciw innym nic zdziałać nie potrafią. 

Wojsko francuskie stało się więc mieszane, 

częściowo najemne, a częściowo rodzime; 

takie złożone wojsko jest znacznie lepsze od wyłącznie najemnego lub wyłącznie posiłkowego, lecz znacznie gorsze od własnego. 


I niech wystarczy przytoczony przykład, gdyż królestwo francuskie byłoby niezwyciężone, gdyby zarządzenia Karola rozwinięto i zachowano. 

Lecz słaby rozum ludzki bierze się do rzeczy, która, z pozoru dobra, nie pozwala zauważyć znajdującej się na dnie trucizny, podobnie jak się rzecz ma z suchotami. 

Otóż jeżeli ten, który sprawuje władzę książęcą, rozpoznaje zło dopiero wtedy, gdy ono powstanie, nie jest naprawdę mądry; taka jednak mądrość jest udziałem niewielu ludzi. 

A kto zastanowi się nad przyczyną upadku cesarstwa rzymskiego, spostrzeże, że było nią wyłącznie to, iż zaczęto brać Gotów na żołd, odtąd bowiem zaczęły słabnąć siły imperium rzymskiego i wszelka dzielność, którą ono traciło, przeszła na tamtych. 


Dochodzę więc do konkluzji, że bez własnego wojska żadne księstwo nie jest bezpieczne, jest ono zupełnie zdane na łaskę losu, nie mając tej mocy, która by w czasie niedoli jego obronę stanowiła.

Ludzie mądrzy zawsze byli zdania i przekonania, "quod nihil sit tam infirmum, aut instabile, quam fama potentiae non sua vi nixa".(że nie ma wątlejszej i bardziej niestałej rzeczy niż blask potęgi, nie opartej na rodzimych siłach". Tacyt, Roczniki, XIII, 19)

A wojsko własne to takie, które składa się z poddanych, z obywateli lub z ludzi przez ciebie dobranych; każde inne jest albo najemne, albo posiłkowe. Łatwo zaś znajdzie się środek do stworzenia własnego wojska, jeżeli rozważy się prawidła, powyżej przeze mnie podane, tudzież jeżeli przyglądniesz się, w jaki sposób zbroili się i organizowali Filip, ojciec Aleksandra Wielkiego, i wiele innych republik, na których zasady zdaję się najzupełniej.








Bądźmy mądrzy przed szkodą, przewidujmy nieprzewidziane, bo każda nowa wojna zaskakuje rozwiązaniami, wróg raczej nie powtarza starej powszechnie znanej strategii i taktyki.

Wojna na Ukrainie pokazała, że czołgi owszem, przydadzą się, ale tysiące dronów są równie, a może nawet bardziej skuteczne i tańsze. 

Póki nie mamy dość sił, bądźmy w tym NATO które jest jakby częściowo najemne, a częściowo rodzime, ale uważajmy...


Nie dajmy się zwodzić, nie dajmy się napuszczać, nie róbmy za mięso armatnie w czyimś interesie.

Budujmy wspólnotę w społeczeństwie i budujmy armię, powszechną obronę terytorialną, aby być pewnym własnych sił - budujmy mosty pomiędzy pokoleniami i między narodami, by być pewnym dobrych relacji z sąsiadami, byśmy nie musieli walczyć.





Ale najpierw - Niemcy  i  5 kolumna.
















P.S.


Prof. P. Skrzydlewski:


Nasz upadek narodowy, państwowy, zaczyna się tam, gdzie jest zła edukacja i złe wychowanie



25 listopada 2024 11:08

Radio Maryja


„Takie będą Rzeczypospolite, jak ich młodzieży chowanie” – uczył Jan Zamoyski i miał bez wątpienia rację. Historia pokazuje, że nasz upadek narodowy, państwowy, zaczyna się tam, gdzie jest zła edukacja i złe wychowanie, gdzie miesza się ludziom w głowach. Krokiem pierwszym do dobrej edukacji dzieci i młodzieży musi być walka o to, aby nasza młodzież nie była zatruwana przez bałamutne i obłąkańcze ideologie – mówił w swoim felietonie z cyklu „Spróbuj pomyśleć” na antenie Radia Maryja prof. Paweł Skrzydlewski, filozof, rektor Akademii Zamojskiej.

Założycielowi Akademii Zamojskiej, Kanclerzowi Wielkiemu Koronnemu Janowi Zamoyskiemu, przypisuje się cytat: „Takie będą Rzeczypospolite, jak ich młodzieży chowanie”.


– Jan Zamoyski, doskonale wykształcony (w swoim czasie także rektor Uniwersytetu w Padwie) wiedział i rozumiał, że na nic zdadzą się bogactwa, wygody i sława, jeśli nie znajdą one fundamentu w ludziach wykształconych, prawych, cnotliwych. Pisał (…): „Bez nauk bowiem, acz mogą być niektórzy cnotliwi i światli, gdy lud w ciemnocie, walą się królestwa, upadają mocarstwa, same dostojeństwa ciężarem się stają”. Można zapytać, co dziś dzieje się z „młodzieży chowaniem”, z chowaniem naszych dzieci i wnuków – mówił prof. Paweł Skrzydlewski.

Zastanowić należy się zatem, jak wygląda obecne kształcenie młodych pokoleń.


– Nie jest tajemnicą, że nasze szkoły i uczelnie w bardzo krótkim czasie przestają być nie tylko polskimi, ale w ogóle uczelniami i szkołami. Zamieniają się w ośrodki deprawacji, gdzie trudno dopatrzeć się nauki, wychowania – w ogólności pracy nad sobą. Przestają być wspólnotami ludzi rozumnych, którzy żyją w przyjaźni. W ogólności trzeba powiedzieć jasno, że nie może dziwić to, że wielu rodziców posiadających zdrowy sąd o człowieku i świecie coraz częściej boi się szkoły. Boi się także powrotu swoich dzieci ze studiów uniwersyteckich. Myliłby się wielce ten, kto sądziłby, że fatalny stan naszej edukacji i pedagogiki społecznej jest tylko dziełem obecnego rządu (…). Stan ten to efekt zaniedbań, błędów, fatalnych decyzji obecnych w naszej historii od bardzo długiego czasu – zwrócił uwagę rektor Akademii Zamojskiej.


Filozof przywołał w tym kontekście słowa Adama Mickiewicza, który próby reformy edukacji i wychowania przez Komisję Edukacji Narodowej ocenił jako bezowocne i złe, gdyż

 „KEN wydała ustawy oparte na zasadach bardzo liberalnych. Dla wszystkich klas narodu otworzono po całym kraju akademie, gimnazja i szkoły. Wszędzie każdy mógł uczęszczać bez żadnej opłaty. Młodzieży uczącej się nadawano wszelkie przywileje, starano się wszelkimi sposobami ją zachęcić, ale cała ta popiętrowana budowla oświaty, czyli instytucji publicznej, nie miała podstawy w żadnej prawdzie moralnej, w żadnym dogmacie ogólnym. Nasprowadzano z zagranicy dzieł, które miały służyć za elementarne. Książki te, pisane przez filozofów encyklopedystów, znajdowały się w sprzeczności z wychowaniem religijnym, zostawionym jeszcze w rękach duchowieństwa. Logika, umiejętności ścisłe i wszystko, czego wykładano w szkołach, było już wykładane podług widoków materializmu. Podrzędne zbiory historii, wyciągane z dzieł cudzoziemskich republikanów, wpajały maksymy tchnące nienawiścią przeciwko monarchii, a obok tego starano się wstawić uczniom dziedziczną władzę królewską jako jedyny środek zbawienia Rzeczypospolitej. Tym sposobem przez dwadzieścia lat edukowano młodzież, która z głową zawróconą tłumem pomieszanych pojęć miała, wyszedłszy na świat, objąć rządy kraju i zorganizować Polskę. Z tej to młodzieży składała się później większość Sejmu Czteroletniego, zwanego Wielkim”


– „Takie będą Rzeczypospolite, jak ich młodzieży chowanie” – uczył Zamoyski i miał bez wątpienia rację. Historia pokazuje, że nasz upadek narodowy, państwowy, zaczyna się tam, gdzie jest zła edukacja i złe wychowanie, gdzie miesza się ludziom w głowach. Dlatego dziś, przykładając starań do naprawy Rzeczypospolitej, musimy przyłożyć się najbardziej jak się da do tego, aby młodzież polska nie miała zawrotu w głowie tym „tłumem różnych pojęć”, stanowisk i ideologii. 

Krokiem pierwszym do dobrej edukacji dzieci i młodzieży musi być walka o prawdziwą szkołę dla dzieci, walka o to, aby nasza młodzież nie była zatruwana przez bałamutne i obłąkańcze ideologie. W szkole, w medycynie, w życiu publicznym zawsze będzie obowiązywać reguła „primum non nocere” – „po pierwsze nie szkodzić” – mówił prof. Paweł Skrzydlewski.


całość tutaj:

Prof. P. Skrzydlewski: Nasz upadek narodowy, państwowy, zaczyna się tam, gdzie jest zła edukacja i złe wychowanie – RadioMaryja.pl






machiavelli-traktat-o-ksieciu.pdf

ksiaze.pdf

/pl.wikipedia.org/wiki/5-10-15

Prawym Okiem: Przedsiębiorcy razem

Prawym Okiem: Sabotaż 1939?



Resortowe dzieci. Politycy (tom 3) - Literatura faktu/popularnonaukowa - Książki - Wydawnictwo Fronda



czwartek, 21 listopada 2024

Wojna domowa - o prawo do normalnego życia




Po obrońcach przydrożnych drzew biorą się za nas obrońcy zwierząt.



Ze 20 lat temu jadąc rano do pracy usłyszałem w Radio Gdańsk zapowiedź informacji o bestialskim morderstwie do jakiego doszło dnia wczorajszego. 

Zszokowany podgłośniłem radio i po chwili słyszę, że doszło do morderstwa... psa.

Tak, doszło do bestialskiego zabicia psa, łącznie z podpaleniem i pani redaktor w emocjonalnych sztucznych słowach mocno wyrażała się na ten temat.

To wygląda jak metoda małych kroków, stosowana podobnie wobec tematu lgtb, albo obrony drzew przed wycinką.


Całe te 30 lat po 1989 roku nieustannie ktoś upierdliwie przeszkadza ludziom żyć.


A to nie podoba się komuś, że drzewa przydrożne dla bezpieczęństwa jazdy się wycina, albo przypisują Polakom antysemityzm, albo rasizm (bo mówisz "Murzyn", choć nie masz rasistowskich przekonań i nigdy nawet Murzyna nie spotkałeś) albo nękasz lgtb, chociaż lgtb widziałeś tylko w telewizji, a teraz zwierzęta...

Czy jak ten post nie otaguję słowem "antysemityzm", to to będzie antysemickie??

Jak plują na leśników, albo katolików - to nie ma żadnej oddolnej organizacji społecznej z kolorowymi włosami, która by się za nimi ujęła - czemu nie ma??



Obcy ludzie chcą nas dozorować na każdym kroku, są grupy "odpowiedzialne" za bezpieczeństwo drzew, a teraz będą cię szpiegować, żeby sprawdzić, czy twój pies na pewno nie ma depresji.

I to wszystko ma nienormatywne wsparcie medialne!
I to wszystko na koszt społeczeństwa!


Sami mamy płacić za utrudnianie nam życia, 



czy my żyjemy we własnym kraju, czy w cudzym??







przedruk


21.11.2024 06:20

W imię „dobra” zwierząt i (rzekomo) prozwierzęcych organizacji. „Będzie autentyczna wojna domowa”

Będą dramaty. Ci bardziej pokojowo nastawieni rolnicy będą wieszali się w ciszy i będą ludzie, którzy staną w obronie swojego majątku i utrzymania rodziny. Będą pobicia, będzie przelew krwi. Policja będzie angażowana w spory, w których nie będzie wiedziała po której stronie się opowiedzieć – podsumowuje projekt zmiany ustawy o ochronie zwierząt lekarz weterynarii i wykładowca w SGGW, a jednocześnie myśliwy i rolnik wchodzący w skład eksperckiego zaplecza rolniczej „Solidarności”
Maciej Perzyna.


Przemysław Obłuski
Niezalezna.PL




Gra na emocjach

24 września do Sejmu wpłynął obywatelski projekt nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt, znany pod nazwą: „Stop łańcuchom, pseudohodowlom i bezdomności zwierząt”, a na piątek 22 listopada zaplanowano jego pierwsze czytanie. 18 października powołana została też Komisja Nadzwyczajna do spraw ochrony zwierząt (NOZ), która dotychczas zdążyła jedynie wyłonić prezydium.

W skład komitetu inicjującego zmiany weszli przedstawiciele trzech fundacji tzw. „prozwierzących” (Viva, OTOZ Animals i Mondo Cane), prawnicy, posłowie oraz kilku znanych celebrytów. Łącznie projekt wsparło blisko 30 organizacji statutowo zajmujących się ochroną zwierząt, a także politycznie zaangażowana Akcja Demokracja. Pod projektem podpisało się 534 077 obywateli, co wskazuje na duże społeczne poparcie dla zmian mających poprawić los zwierząt. Wydaje się jednak, że skala tego poparcia niekoniecznie przekłada się na wiedzę na temat szczegółowych uregulowań przewidzianych w projekcie nowelizacji.

Kampania promująca tę obywatelską inicjatywę oparta była bowiem głównie na emocjach i trudno uwierzyć, że podpisujące się pod projektem nowelizacji ustawy osoby (działające z całą pewnością w najlepszej wierze) zapoznały się z liczącym 42 strony dokumentem zawierającym ujęte w licznych paragrafach, punktach, podpunktach i odniesieniach proponowane zmiany prawa. Tekst ten nie stanowił jednolitej treści ustawy, która miałaby obowiązywać po nowelizacji i aby go zrozumieć, należałoby porównać go ze stanem prawnym obowiązującym dotychczas.

Z projektem nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt (Druk nr 700) można zapoznać się TUTAJ.

Główną rolę w promocji inicjatywy odegrało więc hasło „stop łańcuchom” wpisane w zdjęcie smutnego, czasem wychudzonego i zaniedbanego pieska. I choć organizatorom nie można zarzucić kłamstwa czy manipulacji, bo przecież udostępnili zainteresowanym projekt nowelizacji wraz z jej uzasadnieniem, to jednak trudno uznać, że zrobili wszystko, aby z najistotniejszymi tezami projektu zapoznać osoby chcące go wesprzeć.

- Zawsze zadaje pytanie jako lekarz weterynarii: w czym łańcuch jest gorszy od kojca? Tylko w sferze skojarzeń, ale poza tym trudno jest to jednoznacznie rozstrzygnąć, bo łatwiej i taniej jest zapewnić dużą powierzchnię życiową psu, który jest na łańcuchu, niż psu w kojcu. Pies na łańcuchu może wykonywać funkcję stróżującą i wchodzi w interakcje z ludźmi i to jest inny poziom interakcji niż w kojcu. Nie ma ani jednej merytorycznej, naukowej podstawy, która by mówiła, że łańcuch jest gorszy od kojca i w jakim zakresie

– mówi nam ekspert NSZZ RI „Solidarność” Maciej Perzyna.

Dr n. wet. Katarzyna Olbrych z Katedry Nauk Morfologicznych Wydziału Medycyny Weterynaryjnej SGGW podkreśla, że „nie było też żadnych konsultacji ze środowiskiem zajmującym się zawodowo zwierzętami (lekarzami weterynarii, zootechnikami, zoobehawiorystami, groomerami, trenerami itp.) nie wspominając nawet o środowisku akademickim”. - A po już pobieżnym zapoznaniu się z treścią proponowanych zmian, sądzę, że tu raczej chodzi o to, żeby zarabiać pieniądze na zwierzętach – dodaje.

Podobnie sprawę postrzega dyrektor Instytutu Gospodarki Rolnej (IGR) Monika Przeworska, która wskazuje, że „ta ustawa, która potocznie nazywa się ustawą łańcuchową, z łańcuchami nie ma nic wspólnego”.

- Jej zapisy pozwolą natomiast na szybkie i łatwe bogacenie się organizacji prozwierzęcych. W projekcie poświęcono łańcuchom, kilka zdań, a ma on 42 strony. To pokazuje, że ta ustawa jest o czymś więcej. Myślę, że tę ustawę powinniśmy nazywać „ustawą o aktywistach anty-hodowlanych plus”

– przekonuje.
Ustawa jak pole minowe

Pod nośnym i działającym na wyobraźnię oraz wrażliwość hasłem „stop łańcuchom” w projekcie nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt zawarto cały wachlarz co najmniej kontrowersyjnych zapisów, o których podczas kampanii zbierania podpisów raczej nie wspominano.

Największe wątpliwości budzić może usankcjonowanie i ogromne finansowe wsparcie (kosztem budżetów lokalnych samorządów) dla funkcjonującego już od lat procederu odbierania zwierząt ich właścicielom poprzez tzw. „aktywistów prozwierzęcych”. Jeśli ustawa w proponowanym kształcie wejdzie w życie, mechanizm interwencyjnego odbioru zwierząt zostanie więc „udoskonalony”.

Obecnie zgodnie z obowiązującym prawem można założyć stowarzyszenie czy fundację, wpisać w statucie cel w postaci ochrony zwierząt, a następnie upoważnić kogoś (wolontariusza, najczęściej osobę, która nie ma żadnego kierunkowego wykształcenia, ani przygotowania) do interwencyjnego odbioru zwierząt. I w ten sposób ta osoba zdobywa bardzo daleko idące uprawnienie, mimo, że jest to de facto działanie bezprawne, z wyjątkiem sytuacji zagrożenia życia i egzystencji zwierzęcia.

Zdaniem Macieja Perzyny, w projekcie nowelizacji ustawy „nie ma jednej rzeczy, która w sposób planowy poprawia sensu stricto stopień ochrony zwierząt”. - Wszystko, co tam jest, to elementy projektu biznesowego. Nawet te łańcuchy. One są niebezpieczne dla społeczeństwa i uciążliwe dla posiadaczy psów. Tam jest zapis stanowiący, że pies nie może pozostawać na uwięzi poza spacerem, czyli nawet nie można tego psa przywiązać przed sklepem, bo to już będzie znęcanie się nad zwierzętami z całym zakresem odpowiedzialności karnej i finansowej, bo tam już są te nawiązki – wskazuje.
Sądowa „prowizja”

Ten wątpliwy stan prawny ma zostać utrzymany. Co więcej, NGO’sy zaangażowane w tego typu działania zyskają duże pieniądze, bo sądy będą musiały orzekać na ich rzecz nawiązki w wysokości od 1000 zł do 100 000 zł.

Projekt zakłada też, że zwierzę traktowane w sposób niehumanitarny może być czasowo odebrane właścicielowi lub opiekunowi na podstawie decyzji podejmowanej z urzędu przez wójta (burmistrza, prezydenta miasta) właściwego ze względu na miejsce pobytu zwierzęcia i przekazane do schroniska m.in. na wniosek upoważnionego przedstawiciela organizacji społecznej, której statutowym celem działania jest ochrona zwierząt.

Problem polega jednak na tym, że ten „upoważniony przedstawiciel organizacji społecznej” (a przy odbiorach pojawia się często spora gromadka ubranych w sposób łudząco przypominający służby państwowe wolontariuszy) nie musi się legitymować żadnymi kwalifikacjami w zakresie wiedzy na temat zdrowia i dobrostanu zwierząt. Ponadto ludzie ci zabezpieczają „dowody” w sprawie np. w postaci umiejętnie robionych zdjęć, a także rzekomo krzywdzone zwierzęta, by następnie – jak zakłada nowelizacja – móc wykonywać prawa pokrzywdzonego w postępowaniu przygotowawczym i występować w roli oskarżyciela posiłkowego przed sądem.

- Jeśli ktoś chce wchodzić z interwencjami na cudze podwórka, to powinien mieć za sobą odpowiednie wykształcenie. Tymczasem w zmianach do ustawy proponuje się, żeby osoba z upoważnieniem od jakiejś fundacji czy stowarzyszenia była policjantem, prokuratorem i weterynarzem w jednym

– alarmuje dr Katarzyna Olbrych.

Niekiedy w tego typu akcjach asystują funkcjonariusze policji, którzy niestety także nie są w stanie weryfikować zasadności prowadzonych działań. „Interwencyjny odbiór zwierzęcia jest bezprawny z wyjątkiem sytuacji zagrażającej jego życiu i egzystencji. Tylko nagle okazuje się, że każda sytuacja, całkiem przypadkiem taka właśnie jest. Historia sprzed kilku dni: gdzie właścicielowi odebrano charta, bo w opinii aktywisty, który dokonał odbioru zwierzę było za chude, choć przecież taka jest specyfika tego gatunku. Okazuje się, że w ich opinii krowy są zaniedbane, bo np. mają doły głodowe, a przecież jest to cecha fizjologiczna u krowy. Tak te zwierzęta wyglądają w laktacji. I takie bzdurne sytuacje stają się powodem do odebrania zwierząt. A takich odbiorów jest realizowanych bardzo dużo i ludzie nie wiedza, co w tej sytuacji zrobić” – podkreśla dyr. IGR Monika Przeworska.


Generowanie sztucznych kosztów

Do czasu orzeczenia sądu zwierzęta trafiają do schronisk lub azylów prowadzonych niekiedy przez te same organizacje, a tam często następuje dziwne generowanie kosztów związanych z ich utrzymaniem i opieką weterynaryjną. - „NGO’s przejmuje jedyny dowód w sprawie, jakim jest zwierzę i w dodatku właściciel musi jeszcze łożyć na jakieś konsultacje behawioralne, wizyty u neurologa czy inne badania specjalistyczne. A ten proces trwa i bez względu na orzeczenie sądu trzeba płacić – wskazuje dyr. Przeworska.

Dotychczas kosztami tymi obciążani byli bezpośrednio właściciele zwierząt, natomiast nowelizacja zobowiązuje do ich pokrywania samorządy, które następnie mogą ich dochodzić od właścicieli. Jeżeli samorząd nie ma kasy na ten cel, to nowy zapis stanowi, że gmina musi uregulować to kosztem innych zadań własnych. Dla organizacji prowadzących tego rodzaju działania tworzy to bardzo korzystną perspektywę: szybciej, pewniej i bez zbędnych problemów. Tym bardziej, że nowelizacja zakłada, że nawet jednorazowe uchybienie dobrostanowi zwierzęcia będzie mogło być traktowane jako przestępstwo lub wykroczenie. I nawet, jeśli winnym zaniedbania nie jest właściciel, a np. pracownik.

- Gminy muszą podpisać umowy z podmiotami prowadzącymi schroniska uwzględniające także kastrację, czipowanie i opiekę weterynaryjna po kosztach, które te podmioty zgłoszą. Gmina tak musi uchwalić budżet, żeby mieć 20-procentowy zapas, a gdy nie starczy to konieczna będzie nowelizacja budżetu. W uzasadnieniu projektu zapisano, że koszt walki z bezdomnością wyceniony jest na 1 mld 200 mln zł (kwota nie jest finalna, projekt zakłada, że będzie przekroczona), a obecnie gminy na ten cel przeznaczają ok. 350 mln zł.”
 
– zauważa prezes Unii Felinologii Polskiej (UFP) Marcin Mańk.

W projektowanej nowelizacji zapisano też, że sąd może orzec przepadek narzędzia, które posłużyło do znęcania się nad zwierzęciem, co w przypadku rolnika oznaczać może zajęcie infrastruktury gospodarskiej. - Rozmawiałam ostatnio z rolnikami z pomorskiego, którzy powiedzieli mi, że na ich terenie jest 28 gospodarstw, które są w trakcie windykacji komorniczych w związku z zajęciami po odbiorach. Ludzie tracą domy, dlatego, że im ktoś psa, kota czy krowę odebrał. Ci ludzie się wstydzą, bo są oskarżani o coś, co jest społecznie nieakceptowalne i nie mają znikąd pomocy – tłumaczy dyrektor IGR.

 
Ponadto – co wyjątkowo kuriozalne - przepadek zwierzęcia będzie mógł być orzeczony niezależnie od tego czy człowiek został skazany, uniewinniony czy warunkowo uniewinniony; czy postępowanie wobec niego zostało umorzone lub warunkowo umorzone. Nawet wtedy sąd będzie mógł zasądzić przepadek zwierząt i w dalszej konsekwencji majątku na rzecz organizacji zaangażowanej w odbiór interwencyjny.


Właściciele kotów i psów nie mogą spać spokojnie

Problem odbiorów interwencyjnych dotyczy wszystkich właścicieli zwierząt,: kotów, psów i innych zwierząt towarzyszących. Co więcej, rolnik, któremu zostanie odebrany rzekomo niehumanitarnie traktowany pies (bo np. nie jest wyprowadzany z kojca dwa razy w ciągu dnia na co najmniej godzinny spacer) może utracić wszystkie inne zwierzęta gospodarskie.

- Zwierzęciem domowym, zgodnie z nowelizacją, będzie dowolne zwierzę kręgowe, które posiadamy jako ozdobę i przyjaciela, a nie zwierzę do produkcji rolnej. To znaczy, że rybki, kanarek czy świnka morska też będą musiały wychodzić na spacer”

– wskazuje prezes UFP Marcin Mańk.

Powodem odebrania psa może być np. brak wody w misce czy poidle, chwilowe pozostawienie go na uwięzi pod sklepem, a nawet „cierpienie” czworonoga pozostawionego na zbyt długo samego w mieszkaniu. „Wystarczy, że właściciel wyjdzie z domu, a pies zaskowyczy, albo zaszczeka i to już może oznaczać cierpienie psychiczne” – tłumaczy Maciej Perzyna.

- Do tej pory trzeba było przed sądem udowodnić, że to nie była jakaś jednorazowa sytuacja, a teraz wystarczy np. jednorazowy brak wody w misce, albo na skutek jakiejś trudnej sytuacji życiowej nieuprzątnięcie obornika. Teraz nikt nie będzie rozpatrywał kontekstu takiej sytuacji

– dodaje dyr. Przeworska.


Będą mieli nazwiska i adresy

I myli się ten, kto myśli, że sprawa go nie dotyczy, bo organizacje społeczne zajmujące się statutowo ochroną zwierząt dostaną dostęp do Centralnego Rejestru Zwierząt Oznakowanych oraz Rejestru Stowarzyszeń Hodowców Psów i Kotów. Jednocześnie ustawa przesądza o obowiązku czipowania wszystkich psów i kotów. Prozwierzęce NGO’sy będą zatem mogły wejść w posiadanie danych osobowych wraz z adresem zamieszkania właścicieli tych zwierząt. Wiedza ta zaś może umożliwić ustalenie kto jest właścicielem kundelka, a kto cocker spaniela, a tak się składa, że „źle traktowane” zwierzęta, są często właśnie rasowe.

- Pod Garwolinem nasłano na rolnika pogotowie dla zwierząt, bo pies (szpic) miał jakąś zmianę skórną. I w oparciu o to odebrano człowiekowi kilkadziesiąt sztuk bydła. I w kolejnej dobie to bydło zostało ubite. To była głośna sprawa. A teraz to ma funkcjonować jeszcze szerzej. Koty rasy perskiej, które odebrano właścicielowi w Piasecznie zostały sfotografowane nie u niego w domu, ale w lecznicy. I każdy jeden był obklejony, a od niego wyjechały czyste. A w protokołach pisanych w schronisku nawet rasa się nie zgadzała i wiek, czyli zostały już podmienione po drodze

- opowiada nam weterynarz-rolnik Maciej Perzyna.


Problem dla weterynarzy i treserów

Nowelizacja ustawy wyklucza także stosowanie metod wywierania presji mechanicznej na zwierzęta, używania uprzęży, pęt, stelaży, więzów kolczatek itp. (…) lub innych przedmiotów albo urządzeń zmuszających zwierzę do określonego zachowania (w tym uległości) lub przebywania w nienaturalnej pozycji albo uniemożliwiających zwierzęciu swobodne oddychanie i wokalizację. Nie wolno ich będzie także straszyć. Na marginesie należy dodać, że z polskiego rynku znikną praktycznie wszystkie fajerwerki, co pociągnie za sobą ogromne straty dla ich rodzimych producentów i dystrybutorów.

Zapisy te mogą stanowić jednak bardzo poważny problem dla weterynarzy, badań laboratoryjnych oraz treserów szkolących np. psy na użytek służb policyjnych czy ratunkowych, a także trenerów koni.

„Jeśli zmiany zaproponowane do ustawy będą dotyczyły zwierząt laboratoryjnych, z dużym prawdopodobieństwem wstrzymane zostaną wszystkie badania naukowe z udziałem tych zwierząt. Ponadto ustawa uniemożliwia wykonywanie zabiegów lekarsko weterynaryjnych z użyciem przymusu bezpośredniego, którego często używa lekarz np. podczas pobierania krwi od zwierzęcia” – alarmuje dr Katarzyna Olbrych.


Kojec większy niż cela

Nowelizacja zakłada też konieczność zabezpieczenia psom kojców o powierzchni od 15 do 24 m2 (w zależności od wielkości psa) i dwukrotnie - godzinny spacer w ciągu dnia. Dodajmy, że osobie osadzonej w zakładzie karnym przysługuje w Polsce minimum 3 m2. Koszt kojca wraz z budą, zadaszeniem itp. obecnie może sięgać nawet kilkunastu tysięcy złotych i nie na każdej posesji możliwa będzie jego budowa, choćby ze względu na wielkość działki. Co ciekawe, z restrykcji dotyczących powierzchni kojców zwolnione mają być schroniska, w których niektóre czworonogi nieadoptowalne przebywają do końca życia.

- Dziwnym zbiegiem okoliczności schroniska są z tych warunków kojcowych wyłączone. Dodajmy, że jednymi z największych podmiotów prowadzących schroniska w Polsce są „OTOZ Animals” i „VIVA”, które stoją za projektem nowelizacji ustawy

– podkreśla prezes Marcin Mańk.

Weterynarz Maciej Perzyna dodaje, że „psy są tam stłoczone w kojcach i nie ma problemu i nie można uśpić zwierzęcia, które nie jest zdrowe, albo agresywne”. - Więc niektóre psy są tam na dożywociu. I to jest forma zarobkowania przez te organizacje pseudo „prozwierzęce”, bo płacą za to gminy. Zwłaszcza, jeżeli są tam małe kojce i tanie wyżywienie – wyjaśnia.

Propozycja nowelizacji zakłada kastrację wszystkich psów i kotów nieprzeznaczonych do rozrodu. Okazuje się jednak, że i ten zapis może stanowić bardzo poważny problem.

- Do mojego gabinetu przychodzą właściciele ze zwierzętami nieprzeznaczonymi do rozrodu, ale nie kwalifikują się do kastracji pod względem behawioralnym, bądź zdrowotnym. Według proponowanych zmian do ustawy zwierzęta te muszą być wykastrowane i to jest naprawdę wielka tragedia. Moja klientka ma bardzo lękliwą sukę, wykastrowanie jej spowoduje nasilenie objawów lękowych, które mogą przekształcić się w agresję lękową. Kto nakaże opiekunowi męczyć się z psem, który i tak jest już trudny, a po takim zabiegu takie trudności jeszcze się zwiększą. Moim zdaniem decyzję o tym, kiedy i jakie zwierzęta kwalifikują się do kastracji należy pozostawić lekarzom weterynarii

– przekonuje dr Katarzyna Olbrych.


Uderzenie w hodowców

Zdaniem Unii Felinologii Polskiej zapisy proponowanych zmian ustawowych, wkraczają bardzo mocno w niezależność stowarzyszeń zrzeszających hodowców, naruszając ich konstytucyjne prawo do zrzeszania się oraz prawo do samostanowienia tych organizacji. Ponadto – jak podkreśla UFP - ingerują w wolność realizowania ich zadań statutowych poprzez odgórne przeregulowanie wystaw zwierząt rasowych, co doprowadzi do całkowitego ich zakazania.

- Psy i koty sprowadzono w projekcie tej nowelizacji ustawy do dwóch kategorii: czyli towarzyszącego i hodowlanego. Nie ma jednak definicji, co to jest pies czy kot hodowlany, poza tym, że jest on niesterylizowany. To znaczy, że wszystkie nierzetelne organizacje mnożące kundelki, udające, że są to pieski w rasie, "a jak będzie, to zobaczymy, jak urośnie" będą zgodnie z tymi zapisami całkowicie legalne. Ta ustawa kasuje hodowlę psa i kota rasowego w Polsce

– ocenia prezes Unii Felinologii Polskiej.



„Będzie autentyczna wojna domowa”

Jak przekonuje ekspert rolniczej „Solidarności” Maciej Perzyna, w projekcie nowelizacji ustawy zauważalne są trzy poziomy. „Pierwszy, to zysk polityczny, bo niektórzy w dobrej wierze uważają te postulaty za słuszne. Drugi, to zysk doraźny dla tych pseudo „prozwierzęcych” organizacji. I kolejny poziom, to geopolityczna gra na wygaszanie produkcji rolnej na terenie Polski, a także całej Unii Europejskiej”.

Z kolei scedowanie na organizacje pozarządowe działań przypisanych Państwowej Inspekcji Weterynaryjnej komentuje krótko: „Fakt, że Państwowa Inspekcja Weterynaryjna jest niewydolna nie może być podstawą do uskuteczniania samowoli, dawania carte blanche dla jakiejś tego typu partyzantki, bo to się skończy tragediami być może przelewem krwi. To powinno być motorem do modernizacji czy usprawniania pracy tego urzędu”.

- Będzie autentyczna wojna domowa, partyzantka. Będą dramaty. Ci bardziej pokojowo nastawieni rolnicy będą wieszali się w ciszy i będą ludzie, którzy staną w obronie swojego majątku i utrzymania rodziny. Będą pobicia, będzie przelew krwi. Policja będzie angażowana w spory, w których nie będzie wiedziała po której stronie się opowiedzieć

- podsumowuje.











W imię „dobra” zwierząt i (rzekomo) prozwierzęcych organizacji. „Będzie autentyczna wojna domowa” | Niezalezna.pl






czwartek, 31 października 2024

Interwencja - Amnesty International





"Czy została podjęta z Państwa strony jakaś interwencja?"





przedruk




Amnesty International poprosiło Panią Mirosławę o pieniądze. Po tej odpowiedzi pewnie już więcej nie poproszą

30.10.2024 18:49


"Bardzo chętnie bym wsparła Państwa działalność, jednak..." - pisze w liście do Amnesty International Mirosława Terlecka, radna Dzielnicy Praga-Południe m.st. Warszawy z ramienia PiS.

Pani Mirosława pisze do Amnesty International

Na początku listu skierowanego do Amnesty International Polska Pani Mirosława informuje, że jakiś czas temu wsparła petycję organizacji dotyczącą uwięzienia przez władze Białorusi Andrzeja Poczobuta. W związku z powyższym osoba, która zajmuje się w AI pozyskiwaniem funduszy na działalność organizacji zadzwoniła do pani Mirosławy z prośbą o wsparcie finansowe.


Bardzo chętnie bym wsparła Państwa działalność, jednak osoba, która dzwoniła do mnie w sprawie wsparcia finansowego, nie była w stanie udzielić informacji, dotyczącej tego, jakie działania podjęła Państwa organizacja celem zbadania sytuacji przetrzymywanych w areszcie bez wyroku sądowego dwóch byłych urzędniczek Ministerstwa Sprawiedliwości oraz Prezesa Fundacji Profeto Michała Olszewskiego

– pisze pani Mirosława i dodaje, że "areszt zastosowany względem Księdza Michała Olszewskiego oraz dwóch urzędniczek ma charakter aresztu wydobywczego, czyli takiego, który ma złamać psychicznie aresztowanych".


Tymczasowy areszt jest wielokrotnie przedłużany w celu uzyskania od aresztowanych zeznań przyznania się do postawionych zarzutów lub obciązenia innych osób. Areszt wydobywczy jest oceniany jako łamanie Praw Człowieka

– wskazuje autorka listu.

"Czy została podjęta z Państwa strony jakaš interwencja?"

W liście pani Mirosława podniosła również fakt, że ks. Michał Olszewski podczas zatrzymania "nie miał możliwości skorzystania z adwokata, a względem jednej z urzędniczek zastosowano tak zwane kajdanki zespolone, które są stosowane względem najgroźniejszych przestępców".


Urzędniczki posiadają specjalny dozór w areszcie i co godzinę w ich celach jest zapalane światło

– punktuje pani Mirosława i dodaje, że Amnesty International występowała m.in. w sprawie przedłużającego się aresztu Pablo Gonzaleza vel Pavla Rubcova, który okazał się być rosyjskim szpiegiem.


Czy Amnesty International badało sprawę przedłużania aresztu względem ks. Michała Olszewskiego oraz dwóch urzędniczek Ministerstwa Finansów? W jaki sposób tłumaczy Państwa organizacja przedłużanie tego aresztu? Czy została podjęta z Państwa strony jakaš interwencja?

– pyta na zakończenie listu Pani Mirosława.

Duchowny długie miesiące spędził w areszcie

Ks. Michał Olszewski od 28 marca [Wielkiego Czwartku – red.] aż do 24 października przebywał w areszcie wydobywczym pod zarzutem rzekomych nieprawidłowości przy wypłacie ponad 66 mln zł z Funduszu Sprawiedliwości fundacji Profeto, której jest prezesem. Zarzuty te obejmują m.in. działanie w porozumieniu z urzędnikami decydującymi o przyznaniu środków oraz nowe zarzuty "prania pieniędzy" i uczestnictwa w zorganizowanej grupie przestępczej.

W ubiegłym tygodniu sąd postanowił o zwolnieniu sercanina z aresztu po wpłaceniu poręczenia majątkowego w wysokości 350 tys. złotych. Ta kwota wpłynęła na konto prokuratury w piątek rano. W piątek o godzinie 13:20 ks. Michał Olszewski, po 213 dniach od zatrzymania opuścił areszt. Przed budynkiem powitały go tłumy ludzi.



Autor: Robert Wąsik
Data: 30.10.2024 18:49



----------------------


"Czy została podjęta z Państwa strony jakaś interwencja?"


Antoni Macierewicz: Moim "przestępstwem" jest to, że zagwarantowałem Polsce bezpieczeństwo


30.10.2024 19:44

Moim "przestępstwem" jest to, że jako minister obrony narodowej zagwarantowałem, że Polska jest bezpieczna dzięki sojuszowi ze Stanami Zjednoczonymi - powiedział w środę Antoni Macierewicz (PiS), odnosząc się do zarzutów, formułowanych wobec niego przez komisję ds. badania wpływów rosyjskich.



W środę szef komisji ds. badania wpływów rosyjskich i białoruskich w latach 2004-2024 gen. Jarosław Stróżyk omówił pierwszy niejawny raport z jej prac. Poinformował, że komisja złoży wniosek do prokuratury ws. możliwości dopuszczenia się byłego szefa MON Macierewicza zdrady dyplomatycznej. Zarzucił Macierewiczowi m.in. że "bez trybu, analiz i konsekwencji" wycofał się z programu Karkonosze (programu pozyskania tankowców powietrznych). Zdaniem generała ujawnione przez komisję przypadki świadczą o "celowym osłabianiu bezpieczeństwa Polski", w tym potencjału Sił Zbrojnych oraz służb specjalnych oraz "osłabianiu Polski na arenie międzynarodowej, co wpisuje się w cele polityki Rosji".

Antoni Macierewicz odpowiada

Macierewicz, pytany o ustalenia komisji na środowej konferencji prasowej, ocenił, że na razie "mamy do czynienia wyłącznie z propagandą". Jak powiedział, jego "przestępstwem" jest to, czego żaden inny minister obrony narodowej miał nie zrobić, czyli zagwarantowanie, że Polska jest bezpieczna sojuszem ze Stanami Zjednoczonymi.

Zdaniem polityka PiS, istotą przekazu gen. Stróżyka "jest to, że tak naprawdę to ten raport zostanie w marcu przedstawiony, a wniosek do prokuratury jeszcze później". "W związku z tym, jesteśmy jeszcze raczej w takim etapie propagandowo-dezinformacyjnym, a nie rzeczywistym" - ocenił Macierewicz.

Polityk powiedział, że jego działania jako szefa MON pod koniec 2015 r. i 2016 r. "przyniosły to, że od tego momentu, od naszych negocjacji ze Stanami Zjednoczonymi i z NATO, także USA sprowadziły na trwałe wojska do Polski".

"Nigdy wcześniej tego nie było. To była najważniejsza dla nas decyzja, żeby Polska mogła korzystać ze wsparcia Stanów Zjednoczonych wobec zagrożenia militarnego ze strony rosyjskiej" - wskazał.

"Drugim +skandalem+, jaki wówczas zrobiłem, jest zwiększenie wojska z niecałych 90 tys. do 125 tys. To rzeczywiście skandaliczna sprawa. Przecież doszło też do tego, że założyłem Wojsko Obrony Terytorialnej. To skandal, to straszne, to przestępstwo" - ironizował Macierewicz.

Były szef MON został podczas konferencji zapytany m.in. o wycofanie się z programu Karkonosze. W jego ocenie było to "absolutnie konieczne". "Ze względu na cenę, jak i na to, że w konsekwencji tą strukturą decydowaliby nasi sojusznicy, a nie my. My byśmy tylko mogli dodatkowo z niej korzystać. Bez sensu. Taka była moja decyzja w tamtej sprawie i uważam, że była absolutnie słuszna" - dodał.

"Sprawa zbrodni smoleńskiej jednoznacznie dla premiera Tuska pokazuje jego kłamstwo"

Na konferencji byli obecni także niektórzy członkowie tzw. podkomisji smoleńskiej, której pracami kierował Macierewicz, w tym Wiesław Binienda i Kazimierz Nowaczyk, którzy mówili o najważniejszych - ich zdaniem - wnioskach płynących z raportu końcowego podkomisji. "To sprawa zbrodni smoleńskiej jednoznacznie dla premiera Donalda Tuska pokazuje jego kłamstwo, jego działanie na rzecz Rosji, jego działanie przeciwko polskim pilotom i przeciwko narodowi polskiemu. To jest istota rzeczy i dlatego (szef MON) Władysław Kosiniak-Kamysz schował sprawę związaną ze zniszczeniem samolotu w wyniku eksplozji" - ocenił Macierewicz.

Były szef MON odniósł się także ubiegłotygodniowych słów wiceszefa MON Cezarego Tomczyka, który - przedstawiając raport z prac zespołu ds. oceny funkcjonowania podkomisji smoleńskiej - powiedział m.in., że koszt jej funkcjonowania wyniósł 81,5 mln zł, z czego ok. 1 mln zł wydano na ochronę Macierewicza.

W ocenie polityka PiS to "kłamstwo i oszustwo". Według Macierewicza to Żandarmeria Wojskowa płaciła za jego ochronę, po tym, gdy w "pewnym medium" została opublikowana wypowiedź człowieka, który napisał, że "chętnie (go) zamorduje", jeżeli dostanie pieniądze. "I rzeczywiście wtedy przeznaczono mi ochronę Żandarmerii. Podkomisja pół złotych nie płaciła" - zaznaczył. Macierewicz przekonywał też, że nie brał "żadnych pieniędzy od podkomisji". "Nie miałem żadnej umowy i nie dążyłem do otrzymania żadnych pieniędzy bez względu na to, ile godzin pracowałem w podkomisji" - powiedział.


Podkomisja smoleńska

Podkomisja smoleńska - której pracami kierował Macierewicz - została powołana na mocy rozporządzenia z 2016 r. Złożyła w prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa zamachu na prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz morderstwa pozostałych 95 osób podróżujących Tu-154 10 kwietnia 2010 r. Po objęciu władzy przez obecny rząd - została rozwiązana. W styczniu br. został powołany zespół ds. oceny funkcjonowania podkomisji smoleńskiej.

W ub. czwartek MON zaprezentowało wnioski z raportu zespołu. Według raportu prace podkomisji smoleńskiej były prowadzone nierzetelnie, a jej członkowie nie mieli kwalifikacji do badania wypadków lotniczych, opinie zaś ekspertów zostały przemilczane lub przeinaczone tak, by pasowały do hipotezy o wybuchu, do którego miałoby dojść na pokładzie samolotu Tu-154 10 kwietnia 2010 r. Raport wraz z 41 zawiadomieniami zostały złożone w Prokuraturze Krajowej.

W środę gen. Stróżyk zaprezentował z kolei wnioski z prac kierowanej przez niego komisji ds. badania wpływów rosyjskich; zarzucił Macierewiczowi, że gdy był szefem MON "bez trybu, analiz i konsekwencji" wycofał się z programu Karkonosze. W ocenie komisji - powiedział Stróżyk - decyzja ta była "bezpodstawna, bezrefleksyjna, krótkowzroczna, nieuzasadniona i nieprzemyślana" i zapewne w dużej mierze podyktowana "osobistą niechęcią" do partnerów z Unii Europejskiej. Zdaniem generała ujawnione przez komisję przypadki świadczą o "celowym osłabianiu bezpieczeństwa Polski", w tym potencjału Sił Zbrojnych oraz służb specjalnych oraz "osłabianiu Polski na arenie międzynarodowej, co wpisuje się w cele polityki Rosji".

Przedstawiony w środę dokument jest pierwszym raportem powołanej w maju komisji. Raport roczny ma być przedstawiony w marcu przyszłego roku. (PAP)



Autor: PAP,oprac. Robert Wąsik
Źródło: PAP
Data: 30.10.2024 19:44



"Czy została podjęta z Państwa strony jakaś interwencja?"







Amnesty International poprosiło Panią Mirosławę o pieniądze. Po tej odpowiedzi pewnie już więcej nie poproszą


Antoni Macierewicz: Moim "przestępstwem" jest to, że zagwarantowałem Polsce bezpieczeństwo




sobota, 26 października 2024

Budowa Tarczy Wschód





przedruk



Budowa Tarczy Wschód. Szef MON podał termin


25.10.2024 13:35

Minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz poinformował o przygotowaniu projektu ustawy ws. wprowadzenia Karty Rodziny Wojskowej oraz zapowiedział, że w najbliższych dniach ruszy budowa Tarczy Wschód, czyli systemu umocnień na wschodniej granicy Polski.



Budowa Tarczy Wschód - szczegóły

Wicepremier i szef MON, który w piątek uczestniczył w Warszawie w uroczystościach związanych ze 106. rocznicą powstania Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, podziękował wszystkim żołnierzom oraz pracownikom cywilnym za ich pracę. "Dziękuję za wyzwania, które wspólnie podjęliśmy, a w ciągu tych 10 miesiący ich nie brakowało" - zauważył.

Kosiniak-Kamysz wymienił w tym kontekście walkę z powodzią, zabezpieczenie wschodniej granicy oraz budowę Tarczy Wschód. "Polacy muszą mieć poczucie na co dzień, że wojsko jest z nimi, tego bardzo potrzebują i za to są wdzięczni. Dziękują za obronę granicy i ja za to dziękuję" - powiedział.

Odnosząc się do Tarczy Wschód, szef MON zapowiedział, że już "w najbliższych dniach pierwsze fortyfikacje staną na wschodniej flance NATO".


"Tarcza Wschód nie jest już tylko planem, założeniem, uchwałą Rady Ministrów, ale po testach, które przeprowadziliśmy (...) mogę spokojnie powiedzieć: w najbliższych dniach rusza budowa Tarczy Wschód"

- zapowiedział szef MON. Realizacja "Narodowego Programu Odstraszania i Obrony - Tarcza Wschód" zaplanowana jest na lata 2024-2028 i przewidziano na nią 10 mld zł.

Kosiniak-Kamysz poinformował także o przygotowaniu projektu ustawy ws. wprowadzenia Karty Rodziny Wojskowej. Jak mówił, "w Wojsku Polskim służy cała rodzina, bo wyruszając na wiele tygodni na misję, pełniąc służbę na granicy, rozłąka, wszystko co nas dotyczy każdego dnia - wtedy, to jest często cierpienie, tęsknota, trud najbliższych".

Szef MON wyjaśnił, że rozwiązania zawarte w projekcie mają objąć rodziny wszystkich żołnierzy, którzy "służą dziś w armii: w zawodowym wojsku, jak i są ochotnikami". Jak mówił, Karta Rodziny Wojskowej będzie "dla tych, którzy służą w obronie terytorialnej i są w aktywnej rezerwie, dla wszystkich, którzy służyli w Wojsku Polskim i są weteranami, dla wszystkich tych, którzy mają związek z Siłami Zbrojnymi RP i dla pracowników cywilnych, resortu obrony narodowej i jednostek związanych z wojskiem".

Minister przekazał, że Karta zapewni jej posiadaczom m.in. ulgi w instytucjach publicznych i prywatnych czy pierwszeństwo w rekrutacji do żłobków i przedszkoli.


"Kilka dni temu prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę wprowadzającą ulgi dla przedsiębiorców zatrudniających żołnierzy WOT-u i aktywnej rezerwy. To jest wsparcie państwa dla przedsiębiorców i podziękowanie, ale liczę na to, że też pomożecie nam i dacie preferencyjne warunki ulgi w zakupach, w różnych produktach dla rodziny wojskowej. Wojsko po prostu na to zasługuje"

- zaapelował.

Kosiniak-Kamysz poinformował, że projekt dot. Karty Rodziny Wojskowej "w tym momencie" trafia z MON do Rady Ministrów.

Szef MON mówił również o trwających obecnie dyskusjach nt. organizacji armii i systemu dowodzenia.


"Chciałbym przed Sztabem Generalnym postawić bardzo ważne zadanie we współdziałaniu z ministerstwem (obrony narodowej): przeglądu systemu kierowania i dowodzenia, a także zaprogramowania i zaproponowania zmian, które w najbliższym czasie będziemy procedować w parlamencie i określenia, kiedy te zmiany mogą wejść w życie"

- zaznaczył.
Kosiniak-Kamysz: "To wybitna postać"

Ponadto minister przekazał, że chciałby "ruszyć upamiętnieniem" pierwszego szefa Sztabu Generalnego, gen. Tadeusza Rozwadowskiego. "To wybitna postać i myślę, że wzór do naśladowania" - ocenił. Zdaniem Kosiniaka-Kamysza gen. Rozwadowski jest dowódcą niedocenionym. "To jest dowódca, który zawsze był wierny Rzeczpospolitej, również w momencie, kiedy łamano prawa i konstytucję. Nie ma swojego pomniku, choć obronił Warszawę przed nawałą bolszewicką" - podkreślił.

Także w ocenie szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego Wiesława Kukuły, gen. Rozwadowski był wybitnym strategiem i dowódcą, który poznał zarówno smak zwycięstwa jak i klęski. "Zapewniam, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby tą wybitną postać upamiętnić" - powiedział.

"Z historii Sztabu Generalnego WP płyną dla nas cenne lekcje i wskazówki, które warto wykorzystać" - dodał Kukuła. W tym kontekście wymienił m.in. "strategię i jej wartość", która - jak mówił - wymaga instytucjonalnego podejścia, ale również zarządzania jej implementacją, przekładaniem na sztukę operacyjną i działalność taktyczną.

Podkreślił również znaczenie zdolności do adaptacji. "Sztab Generalny dzisiaj z jednej strony musi być ostoją wartości, a z drugiej strony musi te wartości osadzać na zmianach, stanowiących odpowiedź na niezwykle dynamicznie zmieniające się otoczenie. Naszym zadaniem dziś jest nie tylko kierowanie działalnością Sił Zbrojnych i odważne wytyczanie kierunków rozwoju Wojska Polskiego, ale również kreowanie i wspieranie procesów, które rozwijają odporność całego państwa i wszystkich jego obywateli" - mówił.

Kukuła zaznaczył, że zadaniem Sztabu Generalnego WP jest także "kształtowanie skupionej na żołnierzach kultury organizacyjnej Sił Zbrojnych, kształtowanie ich woli oraz kompetencji do zwyciężania" i wreszcie "uczynienie innowacyjności i zdolności do adaptacji częścią naszych doktryn oraz regulaminów".





Budowa Tarczy Wschód. Szef MON podał termin





piątek, 20 września 2024

Obrona cywilna




O milicji pisałem - w zasadzie sygnalizowałem temat....  27 marca 2024 r. tutaj:



i tak, na końcu było:



powodzie, klęski żywiołowe









przedruk




20.09.2024 20:22


I za późno, i za mało. Wiemy, na jakie wsparcie policji mógł liczyć zalany Dolny Śląsk

W całej Polsce jest prawie 100 tys. policjantów, niektóre Marsze Niepodległości zabezpieczało w sumie ponad 6 tys. funkcjonariuszy, tymczasem... W pierwszych dniach powodzi szalejącej na Dolnym Śląsku dowództwo policji nie skierowało żadnego funkcjonariusza spoza tego regionu - dziś jest ich 608.


Tomasz Grodecki



Przypomnijmy, że 15 września zalane już były m.in. Kłodzko, Lądek Zdrój czy Głuchołazy. 16 września pod wodą znalazły się wszystkie sołectwa i spora część stolicy powiatu nyskiego.


Niezalezna.pl zapytała Komendę Główną Policji o liczbę funkcjonariuszy skierowanych na Dolny Śląsk z innych części Polski w ostatnich dniach.
 
„Początkowo służby policyjne z sytuacją radziły sobie z wykorzystaniem sił w ramach swoich garnizonów. Od dnia 15 września na podstawie wniosku komendanta wojewódzkiego Policji, na polecenie dowódcy Operacji Policyjnej "POWÓDŹ 2024" do działań spoza garnizonu dolnośląskiego skierowano 4 funkcjonariuszy stanowiących obsługę łodzi policyjnych. Kolejnego dnia 16 września do działań dołączyło 530 funkcjonariuszy z kraju oraz 10 policyjnych łodzi

- poinformowało nas Biuro Komunikacji Społecznej Komendy Głównej Policji.


Wsparcie w kolejnych dniach zwiększało się symbolicznie. 17 września dołączyło kolejnych 7 policjantów, „zgodnie z zapotrzebowaniem ze strony Komendy Wojewódzkiej Policji.

Jak sytuacja przedstawia się obecnie? 

Do dyspozycji jest 608 policjantów spoza regionu. 

Dla skali porównawczej – niektóre Marsze Niepodległości zabezpieczało w sumie ponad 6 tys. policjantów.


Według stanu na dzień 20 września w dyspozycji Komendanta Wojewódzkiego Policji we Wrocławiu pozostaje 608 policjantów oraz 12 łodzi, 3 reflektory olśniewające oraz 5 mobilnych posterunków Policji służących społeczności lokalnej, dotkniętej skutkami powodzi

– informuje policja.


Dodaje, że do wsparcia na terenie Opolszczyzny i Dolnego Śląska skierowani zostali z Komendy Głównej Policji policyjni psychologowie oraz samochody terenowe. Dotarło również mobilne centrum poszukiwania osób zaginionych z Biura Kryminalnego KGP oraz 11 mobilnych posterunków Policji.
Jednocześnie do powyższego zestawienia dodać należy 18 policjantów stanowiących obsługę powietrzną oraz 6 śmigłowców tj. 2 śmigłowce typu Black Hawk, 3 śmigłowce typu Bell 407,1 śmigłowiec typu Bell 206.”

– informuje policja.

W całej Polsce jest prawie 100 tys. policjantów. 
Dolnośląska policja to ponad 7 tys. funkcjonariuszy.





Czyli 7 tysięcy + 608 funkcjonariuszy?

Jak zwykle informacja pokrętna nic nie mówiąca...





----------



Pospieszalski alarmuje:

Gdzie jest obrona cywilna?! Trzeba zbudować strategiczną odporność państwa!




Polska nie ma realnej obrony cywilnej – i nowa ustawa w ogóle tego nie zmienia. Powódź bezlitośnie obnażyła poważne mankamenty, które w chwili wojny mogłyby okazać się jeszcze głębsze. O szczegółach mówił w PCh24 TV Jan Pospieszalski.

– Opadająca woda odsłoniła nie tylko ogrom zniszczeń, straty w infrastrukturze, zrujnowane budynki, obiekty, mieszkania; pokazała również to, że nie działa państwo – w tym najbardziej podstawowym zakresie, jakim jest zapewnienie bezpieczeństwa obywatelom – powiedział Jan Pospieszalski.

– Mówię to bez satysfakcji, ciesząc się, że to przydarzyło się temu rządowi; ponieważ ogrom zaniechań również bardzo obciąża poprzedników – dodał.


Dziennikarz zwrócił przy tej okazji na problem obrony cywilnej, wskazując, że ustawa tego dotycząca dopiero powstaje.

– Gdy wojska Federacji Rosyjskiej jechały na Kijów, napisałem trzy maile: do Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, do Centrum Zarządzania Kryzysowego Miasta Stołecznego Warszawy i do Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego. 

Zapytałem, gdzie jako obywatel mam się stawić, gdyby wojska agresora najechały na Polskę, gdzie mogę odbyć szkolenia w zakresie, pomocy ludności cywilnej, ewakuacji mieszkańców. Z żadnego z tych miejsc nie dostałem odpowiedzi. Zacząłem później wertować ustawy i się okazuje, że właściwie w Polsce nie funkcjonuje obrona cywilna – powiedział.

Jak podkreślił, w innych krajach wygląda to inaczej: na przykład w państwach skandynawskich każdy dorosły człowiek ma pewien przydział, gdzie zgodnie ze swoimi kwalifikacjami i możliwościami fizycznymi zostanie przydzielony do odpowiedniej komórki w razie ataku.

W Polsce tego nie ma, a przykładem jest powódź. – Słyszę od powodzian, którzy mówią: gdybyśmy na dwie godziny wcześniej dostali poważny komunikat, że dzieje się coś strasznego, że naprawdę trzeba uciekać, że naprawdę trzeba zabezpieczać mienie, że trzeba się ewakuować, to byśmy zdążyli. Ale zostaliśmy uwięzieni w domach – powiedział.

– Wiele miejscowości, w tym Głuchołazy, było odcięte od prądu przez kilka dni. Ludzie byli uwięzieni na górnych piętrach, ponieważ na parterze do pierwszego piętra stała woda. Do tych ludzi docierały tylko jakieś spontaniczne, improwizowane, sąsiedzkie ekipy, które pomagały – dodał.

Ostatecznie zadziałało tylko swoiste „pospolite ruszenie”, ludzie w ostatniej chwili mobilizowali się, żeby pomagać. To jednak za mało dla państwa, które leży tam, gdzie leży Polska…

17 września pojawiła się nowa ustawa o obronie cywilnej. Według Jana Pospieszalskiego jest jednak całkowicie chybiona.

– Przygotowana obecnie ustawa o obronie cywilnej znowu buduje całą odpowiedzialność obrony cywilnej, zarządzanie ewakuacją ludności itd., między innymi na straży pożarnej – a przecież strażacy w sytuacji wojny będą musieli gasić pożary, a nie będą zajmowali się pomocą ludności i ewakuacją mieszkańców. Gdy widziałem podczas pandemii żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej, którzy biegną po schodach i babciom w siateczce przynoszą zakupy ze sklepu albo z apteki lekarstwa, to naprawdę pustych śmiech mnie ogarnia, przecież oni nie są od tego. Wojsko Obrony Terytorialne zostały powołane do tego, żeby wzmocnić naszą armię i wzmocnić naszą obronę, siły zbrojne, a nie do tego, żeby pomagać trudności cywilnej – stwierdził, wskazując, że konieczna jest odbudowa czy wręcz budowa oddolnej struktury społecznej, która będzie gotowa do niesienia faktycznej pomocy ludziom.

– Musimy mieć oddolne struktury obrony cywilnej, obrony powszechnej, która zbuduje nam odporność strategiczną, obywatelską odporność strategiczną państwa – wskazał.


To się samo nie stanie, potrzeba naprawdę wielkiego ogólnonarodowego programu, który uruchomi te siły społeczne i wykorzysta ten entuzjazm, który widzieliśmy przez moment na wałach. To musi być pewien efekt trwały, który przełoży się na procedury, na struktury i na organizowanie się oddolne społeczeństwo – dodał.