Zarówno wynik referendum w sprawie Brexitu jak i ostatnich wyborów w USA mogą doprowadzić do poważnego przetasowania geopolitycznego w Europie kontynentalnej. Ich skutkiem zdaje się być wycofanie się Anglosasów z naszego regionu. Oznacza to faktyczne zakończenie układu polityczno-wojskowego powstałego po II wojnie światowej. Nie ulega wątpliwości, że nowy układ może być atrakcyjny i pożądany przede wszystkich przez Niemców.
Niemcy wreszcie będą mogły sięgnąć po status europejskiego hegemona, którym w dużej bierze faktycznie już są, ale jednak ciągle byli/są ograniczani przez Anglosasów. Wielka Brytania blokowała przekształcenie UE w wielkie pruskie quasi-państwo europejskie, a Stany Zjednoczone pilnowały, żeby takie ewentualne quasi-państwo nigdy nie posiadało swojej armii. Militarnego porządku w tej części świata miało pilnować przede wszystkim NATO, czyli de facto USA. Jeśli Trump będzie wierny swoim zapewnieniom, że będzie prezydentem Amerykanów, a nie całego świata, może to oznaczać, że Europa będzie musiała sama zadbać o swoje bezpieczeństwo. Może to zrobić poprzez rozbudowę armii narodowych, albo też stworzenie wspólnej armii europejskiej. Nie mam wątpliwości, że adwokatem drugiego rozwiązania będą przede wszystkim Niemcy, którzy o takim projekcie mówią już od dawna.
Aby zachęcić Europejczyków do stworzenia wspólnej armii, Niemcy prawdopodobnie, szczególnie w naszej części Europy, będą nadal podgrzewać antyrosyjskie fobie. Polacy czy też mieszkańcy państw bałtyckich będą straszeni widmem rosyjskiej agresji, po to, byśmy chętnie włączyli się do budowy euro-wehry. W najgorszym wypadku – zaprosili Bundeswehrę do Polski. Nie należy więc spodziewać się złagodzenia antyrosyjskiej histerii w „polskich” mediach. Wręcz przeciwnie, może stać się ona jeszcze głośniejsza, gdyż Amerykanie nam już nie pomogą… Sami Niemcy z Rosją się jak najbardziej „dogadają”.
Oczywiście należy zadać pytanie, czy nowo powstały układ będzie dla nas korzystny. Przypuszczam, że Niemcy i Rosja podzielą się Europą, a być może już się nią podzieliły. Przypuszczam, że granica stref wpływu obydwu państw będzie pokrywała się z granicą UE. Nie wierzę w to, by Rosja była zainteresowana przejęciem kontroli nad Polską, albo jej częścią. W przypadku Ukrainy możliwe są dwa warianty: podział Ukrainy na dwie strefy, wschodnią i zachodnią, i włączenie tej ostatniej do niemieckiej strefy wpływu, albo całkowite wycofanie się Niemców, za Amerykanami, z Ukrainy i powrót do sytuacji sprzed zamachu stanu w Kijowie. Jednym słowem, układ taki to realizacja niemieckich planów utworzenia Mitteleuropy. Zgodnie z tą ideą, państwa Europy Środkowej mają formalnie istnieć jako suwerenne państwa, ale faktycznie być przede wszystkim gospodarczo, ale także i militarnie, podporządkowane Niemcom.
Na poziomie gospodarczym projekt Mitteleuropy został już całkowicie zrealizowany. Jak wynika z raportu sporządzonego przez OSW pt. „Rola Europy Środkowej w gospodarce Niemiec. Konsekwencje polityczne” (tutaj), dzięki niskim kosztom produkcji i wysokiej wydajności, Europa Środkowa stała się dla Niemiec narzędziem uzyskiwania przewagi konkurencyjnej na świecie. Polska, Czechy, Słowacja i Węgry, jako fabryka niemieckich produktów na rynki zagraniczne, pozwoliły uzyskać Berlinowi to, czego nie mógłby uzyskać, lokując swoją produkcję np. w Azji – duże odległości znacznie zwiększałyby koszty transportu. Przystąpienie tych państw do Unii Europejskiej stało się także ważnym „autem” dla Niemców, przede wszystkim ze względu na podobne przepisy prawne i podatkowe. I jeśli przyjrzymy się danym Federalnego Urzędu Statystycznego, okaże się, że zsumowany eksport Niemiec do tych czterech państw osiągał w 2014 roku wyższe wartości (112 mld euro) niż w przypadku największych partnerów handlowych Berlina (Francja, USA, Wielka Brytania, Chiny i Rosja). Należy zauważyć, że sama Francja jest krajem zasobniejszym i ludniejszym niż te cztery kraje łącznie. Podobnie sprawa wygląda w przypadku importu. Niemcy w 2014 roku importowały najwięcej właśnie z krajów Grupy Wyszehradzkiej (wartość importu to ponad 110 mld euro). To więcej, niż wart był import z Holandii, Chin, USA czy Francji. Tak silne powiązania handlowe Berlina z Grupą Wyszehradzką wynikają z włączenia państw tego regionu do niemieckiego łańcucha produkcyjnego, szczególnie w obszarze motoryzacyjnym. Import z krajów Grupy Wyszehradzkiej do Niemiec, to de facto eksport części samochodowych produkowanych w niemieckich fabrykach w tych państwach. Faktycznie więc, mamy tutaj do czynienia z jednym gospodarczym systemem sterowania, w którym państwa Europy Środkowej podporządkowane są interesom gospodarczym Niemiec. Nie jest więc dziełem przypadku, że jak czytamy w raporcie, gospodarka Niemiec w znacznej mierze umocniła się po przystąpienia krajów Europy Środkowej do Unii Europejskiej.
Nowy układ geopolityczny niczego więc nie zmieni, jeśli chodzi o stosunki gospodarcze w Europie. Zmienić się może tylko układ polityczno-militarny. W tej kwestii sprawą kluczową są oczywiście wyniki wyborów prezydenckich we Francji. Jeśli zwycięstwo w tych wyborach odniesie Marine Le Pen, niemieckie marzenia o utworzeniu armii europejskiej, a tym samym przejęciu przez Niemców kontroli nad francuską bronią nuklearną, nie zrealizują się. Jeśli te wybory przegra, a wygra je np. François Hollande, nazywany przez Le Pen „wicekanclerzem Niemiec”, Niemcy będą zacierać ręce z radości. Ostatecznie więc o przyszłości Europy zdecydują Francuzi.
W przypadku, gdyby Niemcy przejęły ostatecznie kontrolę nad całą Europą należy postawić pytanie, czy „będzie jak zawsze”, czyli czy po raz kolejny połakomią się na Rosję – a konkretnie na jej surowce? Niemiecki i brytyjski imperializm różnią się w jednej kwestii. Anglicy przywiązani są od idei równowagi i zawsze dość dobrze rozumieli, na co są w stanie sobie pozwolić. Zrównoważenie natomiast nigdy nie było cechą charakterystyczną niemczyzny. Stąd nie można wykluczyć, że Niemcy, w kolejnym akcie swojego szaleństwa, postanowią podporządkować sobie Rosję. Oczywiście, Polska miałaby odegrać w tym kluczową rolę. Wtedy mógłby bowiem się wreszcie ziścić schemat wymarzony przez Piotra Zychowicza i jego licznych zwolenników: z Berlinem na Moskwę. Nie wykluczone, że właśnie dlatego te teorie są tak intensywnie propagowane wśród polskich „patriotów”. Polacy mieliby dać się, tym razem przez Niemców, wmanewrować w krucjatę przeciwko „niedemokratycznej” Rosji.
Wybór Trumpa na prezydenta USA zażegna być może widmo wojny amerykańsko-rosyjskiej, która toczyłaby się na naszym terytorium. I to jest ważne. Ale w perspektywie długofalowej oczywiście nie zmieni tego, że jesteśmy sąsiadem państwa, które ciągle uważa, że jest „za duże na Europę” a za małe na to, by być poważnym hegemonem światowym. Prawda jest taka, że od kilkuset lat nasza sytuacja geopolityczna jest de facto pochodną polityki państwa pruskiego, któremu udało się doprowadzić Polskę do całkowitego upadku, i „na naszym trupie” zbudować swoją potęgę – nie bez naszej winy. I jak zgodnie twierdzili zarówno przeciwnicy jak i gloryfikatorzy pruskiego militaryzmu, Prusom w czasie I wojny światowej udało się zmusić swoich przeciwników do przejęcia ich modelu państwowego – scentralizowanego i zbiurokratyzowanego. Taki model zapewniał bowiem Prusom poziom mobilizacji, do którego nie byłyby zdolne państwa zorganizowane w sposób łaciński. USA, Francja czy Wielka Brytania pokonały Prusy, bo same się przy tym „sprusaczyły”, dzięki czemu mogły przeprowadzić odpowiednią mobilizację polityczno-gospodarczo-militarną. My naszą niepodległość uzyskaliśmy niejako „przy okazji”, jako obiekt, a nie podmiot międzynarodowy. W taki sam sposób ją utraciliśmy w 1939 r.
Niestety do dzisiaj nie zrozumieliśmy procesu geopolitycznego, którego jesteśmy częścią, i dlatego w żaden sposób nim nie sterujemy. Naszym jedynym pomysłem na naszą niepodległość między Niemcami a Rosją są Amerykanie. Nie jest to jednak układ symetryczny, gdyż dla USA zawsze będziemy tylko przedmiotem, a nigdy podmiotem polityki. I dlaczego też miało by być inaczej?
Magdalena Ziętek-Wielomska
http://konserwatyzm.pl/artykul/23355/zietek-wielomska-trump-a-niepodleglosc-polski/