- Napisane przez Dr Leszek Pietrzak
Najbardziej wpływowi polscy prawnicy
są opłacani i honorowani przez Niemców. Dzięki temu nasi zachodni
sąsiedzi mają wpływ na kształt nie tylko naszego prawa, ale i naszej
demokracji.
19 grudnia zakończyła
się ostatecznie epoka kierowania Trybunałem Konstytucyjnym przez prof.
Andrzeja Rzeplińskiego. Na pewno przejdzie ona do historii polskiego
konstytucjonalizmu, zapisując w niej swój własny rozdział, tyle tylko,
że nie będzie on chlubny. Głównie dlatego, że były szef TK, zamiast stać
na straży polskiej Konstytucji, tak naprawdę stanął ponad nią.
Stronnicy Rzeplińskiego w Trybunale do ostatnich chwil zapewniali go, że
„jest wieczny”, jak zrobił to sędzia Stanisława Biernat. Jednak
zapewnienia te mogły co najwyżej utwierdzić Rzeplińskiego w
przeświadczeniu, że jest osobą wyjątkową. Rzepliński musiał odejść i
wreszcie odszedł. Jego miejsce zajęła sędzia Maria Przyłębska, która
teraz pokieruje Trybunałem i być może uda jej się wreszcie wyciszyć
atmosferę wokół TK i przywrócić mu właściwe miejsce. Tego na pewno
oczekuje zdecydowana większość Polaków, zmęczona „trybunalskimi”
wyczynami Rzeplińskiego. W każdym razie możemy sobie tego życzyć.
Rzepliński na pewno nie pozostanie w cieniu naszego życia publicznego.
Jego osobiste ambicje sięgają daleko, co zresztą wiele razy wydawał się
sugerować jeszcze jako prezes TK. Czas pokaże, czy znajdą one
rzeczywiście swoje spełnienie i Rzepliński dopisze nowy rozdział do
swojej biografii, jeszcze ważniejszy od poprzednich. Biografia byłego
prezesa TK zasługuje na uwagę z wielu powodów. Ale jeden z nich zawsze
gdzieś umykał tym, którzy się jej przyglądali.
Honorowany przez Niemców
To
pochwały i wyróżnienia, jakie spotkały go ze strony naszych zachodnich
sąsiadów – Niemców. Tak naprawdę opinia publiczna po raz pierwszy
szerzej dowiedziała się o tym dopiero w czerwcu ub.r., gdy Wydział Prawa
Uniwersytetu w Osnabrücku nadał mu tytuł doktora honoris causa za, jak
podkreślono, „niezłomne występowanie w obronie rządów prawa”. To była
czysto polityczna decyzja strony niemieckiej, która przede wszystkim
miała uderzyć w polski rząd. Stał za nią guru niemieckiego prawa, jakim
jest dzisiaj prof. Christian von Bar, specjalista w zakresie prawa
cywilnego, międzynarodowego oraz porównawczego, od lat związany z
uniwersytetem w niemieckim Osnabrücku. Von Bar to także postać wpływowa
nie tylko w Niemczech, ale i w całej UE. W latach 2010–2014 był m.in.
doradcą unijnej komisarz ds. sprawiedliwości Viviane Reding, która
pełniła także funkcję
wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej José
Barroso. Von Bar zna i pozostaje w bliskich relacjach ze wszystkimi
unijnymi politykami. Tak naprawdę, żadna unijna rezolucja w sprawie
przestrzegania prawa i jakości demokracji w krajach członkowskich nie
może nie przejść przez jego ręce, pomimo że oficjalnie nie pełni on już
żadnych funkcji w unijnych instytucjach. Von Bar jest po prostu takim
unijnym „autorytetem” w dziedzinie prawa i może naprawdę wiele. To
właśnie on postanowił uhonorować Rzeplińskiego tytułem doktora honoris
causa i wskazać go unijnym przywódcom jako autorytet z Polski, na który
warto postawić. Zresztą polscy profesorowie prawa, zwłaszcza
konstytucjonaliści, traktują von Bara niczym swojego europejskiego
zwierzchnika i podejmują wiele zabiegów, aby go uhonorować. Von Bar
otrzymał już tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu
Warmińsko-Mazurskiego (UWM), Uniwersytetu Śląskiego (UŚ), a w kolejce do
niego czekają już następne polskie uczelnie.
Polsko-niemiecka „przyjaźń”
Von
Bar decyduje również o tym, który z polskich prawników może wypłynąć na
szerokie „europejskie wody”. Od lat promuje byłego szefa TK prof.
Andrzeja Zolla, który wielokrotnie gościł w Osnabrücku. Ten, jak
pamiętamy, wydatnie wspierał Rzeplińskiego w jego walce z PiS-em. Zoll
może zawsze liczyć na zaproszenie strony niemieckiej, suty grant, a
także publikację w prestiżowych niemieckich wydawnictwach prawniczych.
Obecnie w Osnabrücku wykłada jego syn Fryderyk, także profesor prawa.
Młody Zoll to członek wielu europejskich korporacji prawniczych i
wschodząca gwiazda europejskiego prawa, wypromowana przez Niemców, nie
pierwsza zresztą. W 2009 r. z inicjatywy von Bara uniwersytet w
Osnabrücku uhonorował tytułem doktora honoris causa także prof. Irenę
Lipowicz, która w 2010 r. (po śmierci Janusza Kochanowskiego, który
zginął w katastrofie smoleńskiej) objęła stanowisko Rzecznika Praw
Obywatelskich. Lipowicz w 2006 r. miała być z rekomendacji PO sędzią TK,
ale jej kandydatura nie uzyskała wówczas wystarczającej większości. Gdy
w 2007 r. PO doszła do władzy, Lipowicz została dyrektorem Fundacji
Współpracy Polsko-Niemieckiej, oczywiście za przyzwoleniem strony
niemieckiej. Ona również nie ma najmniejszych problemów z tym, aby
zostać wykładowcą niemieckich uczelni czy uzyskać finansowe wsparcie ze
strony którejś z potężnych niemieckich fundacji. Na pieniądze i
zaszczyty od Niemców mogą liczyć także inni koledzy Rzeplińskiego z
prawniczej branży. Przez lata otrzymywał je jego stary „kumpel” – prof.
Witold Kulesza, z którym Rzepliński wspólnie stworzył w 1998 r. koślawą
ustawę o IPN-ie, uzależniając jego funkcjonowanie od polskich służb
(UOP, WSI), albowiem to one w praktyce decydowały o tym, jakie akta i
komu mogą zostać udostępnione. Zanim Kulesza został szefem pionu
śledczego IPN-u i zastępcą jego pierwszego prezesa – prof. Leona
Kieresa, odbył w Niemczech wiele staży naukowych, będąc m.in.
stypendystą Fundacji im. Alexandra von Humboldta. W 2004 r. wyszło na
jaw, że w IPN-ie brakuje tysięcy dokumentów archiwalnych z prowadzonych
kiedyś przez Główną Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich (poprzedniczkę
IPN) śledztw w sprawach dotyczących zbrodni popełnionych w Polsce przez
niemiecki Wermacht. Okazało się, że zostały one przekazane Niemieckiej
Centrali Ścigania Zbrodni w Ludwigsburgu. Sprawę ujawnił wówczas
tygodnik „Wprost”, wskazując jasno, że odpowiedzialnym za to jest
właśnie prof. Witold Kulesza. Można było wówczas zadawać pytanie, czy
przypadkiem ten „archiwalny dar” dowodzący niemieckich zbrodni w naszym
kraju, których IPN nie mógł zbadać, nie był przypadkiem zapłatą za
stypendia i granty, jakie Kulesza otrzymywał od Niemców. Na zaproszenia z
Niemiec i publikacje w niemieckich wydawnictwach może również liczyć
inny kolega Rzeplińskiego, wspomniany już przez nas prof. Leon Kieres,
dzisiaj urzędujący sędzia TK.
Odniemczyć polskie prawo
Profesorów
prawa, którzy są opłacani i nagradzani przez Niemców, jest dzisiaj w
Polsce znacznie więcej. Dotyczy to w szczególności tych, których w
III RP mianowano prawniczymi autorytetami. Skutek tego jest jednak taki,
że nie tylko reprezentują oni niemiecką filozofię prawniczą, ale i są
emanacją niemieckich interesów w naszym kraju. O tym, że tak jest,
mogliśmy się w ostatnich latach przekonać wiele razy. Wystarczy
wspomnieć, że niedawne obchody 30. rocznicy utworzenia TK zostały
sfinansowane przez niemiecką Fundację Adenauera i było na nich wielu
gości z Niemiec. To były prawdziwie niemieckie obchody rzekomo polskiego
Trybunału Konstytucyjnego. Dowodów świadczących o zniemczeniu naszego
prawa, zwłaszcza konstytucyjnego, możemy znaleźć znacznie więcej.
Najwyższy czas, aby zmienić tę sytuację i uruchomić proces
„odniemczania”.
Tekst ukazał się w tygodniku Warszawska Gazeta! Nowy numer już w kioskach!
http://warszawskagazeta.pl/kraj/item/4524-tylko-w-warszawskiej-gazecie-polscy-profesorowie-na-niemieckim-wikcie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz