Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

niedziela, 7 maja 2023

Armia europejska - A nie mówiłem? (15)

 

Zgodnie z metodą podboju Cywilizacji Śmierci jako kolejna to Polska miała stać się miejscem, skąd będą przeprowadzane ataki na Słowian - teraz na Rosję.



Wygląda to tak, że cywilizacja śmierci, która pierwotnie opanowała Egipt, wyszła z niego i stopniowo infiltrowała i przejmowała kolejne słowiańskie tereny. Podbój postępował metodą 5 kolumny, niepostrzeżenie i trwał setki lat, niezauważenie zmieniał mentalność, język, pamięć historyczną i strukturę demograficzną poszczególnych fragmentów państwa, dopiero po całkowitym zmieleniu, zniszczeniu dawnych struktur i obyczajów społecznych, infiltrowała dalej i szła dalej.


Zmiany językowe, obyczajowe wprowadzane były planowo poprzez 5 kolumnę – wszystko zaplanowane koordynowane od górnie – dzisiaj kiedy patrzymy na polski internet mamy tego przykłady – prawie każda – w sumie to nie znam innych – parahistoryczna strona internetowa, fanpejdż, blog, portal, forum zajmują się podkreślaniem niemieckości w Polsce.
Wszystko co niemieckie to było „cacy”.


Nawet strony, które wyglądają na prawicowe, patriotyczne – w stosownych momentach pokazują swoją prawdziwą twarz.


W mediach i internecie niszczona jest prawidłowa wymowa oraz zapis języka polskiego, „dziennikarze” kaleczą mowę, w dodatku fałszuje się historię Polski, w nowych przewodnikach turystycznych (głównie dotyczy to Pomorza - takie znam) agresję niemiecką przedstawia się w sposób emocjonalnie obojętny z tendencją do pozytywnego


Służby specjalne zostały przejęte przez przedwojenne polskojęzyczne gestapo, które przez ostatnie 70 parę lat krok po kroku usuwały niewygodnych ludzi, czy to drogą administracyjną, czy skrytobójstwem, do struktur siłowych i administracji państwowej wstawiały swoich, w ostatnich latach – po 2010 roku mamy prawdziwy wysyp młodych polskojęzycznych niemców z polskimi nazwiskami, którzy niszczą polską kulturę i polską młodzież od środka. Ja to widzę najlepiej, bo jestem odbiorcą agresji ze strony 5 kolumny.


Od 2013 roku wielokrotnie alarmowałem, aby nie dać się podburzyć, nastawić przeciwko Rosji i żeby nie iść na wojnę z tym mocarstwem atomowym.

Wygląda na to, że podobne działania przeprowadzano na Ukrainie - jak widać z "sukcesem" skoro to Ukraińcy prowadzą wojnę z Rosją, a nie my...




13 grudnia 2022 roku pisałem:



>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>


Wygląda na to, że były deputowany Rady Najwyższej Ukrainy Ilja Kiwa

 
OBWINIA POLSKĘ ZA WOJNĘ NA UKRAINIE:


„Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Zbrodnia wołyńska wyda się Polakom dziecinnym żartem!”



Dlaczego - nie wiemy, ale tak właśnie należy odczytywać zastosowane powiedzenie o wietrze i burzy. 



Grozi też nam terrorystami:

"Zaznaczył, że dziś Ukraińcy proszą o kolejne transze „pomocy”, a już wkrótce przyjdą z bronią, by ich żądać."

<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<



Ataki terrorystyczne w Rosji:

-- na filozofa Dugina (w samochodzie zginęła jego córka)
-- zamach w Petersburgu na Tatarskiego (śmiertelny)
-- dronami min. w Kreml, składy paliw itd.
-- na pisarza Prilepina (ranny)


Scenariusze zamachów jak z filmu - eksplodujący samochód, wybuchająca figurka...
 
Przekaz jest "znajomy" ludziom obeznanym z sensacyjnym kinem, a więc medialny...



Łukaszenko wprowadza ścisłe kontrole na granicy z Rosją, polskojęzyczne media dziwią się, nie wiedzą dlaczego, 
"zagadka" mówią...



"oficjalnie" zamach na Kreml to sam Kreml zrobił... i tego trzymają się media.

To wiedzą.

"Powody decyzji władz białoruskich nie są jeszcze znane."     

Tego nie wiedzą?


A gdyby tylko udawali, że nie wiedzą, to co by to oznaczało....

To wiedzą, tamtego nie wiedzą...





Co to oznacza.... 

mówię, że wiem...

mówię, że nie wiem....



ja mówię??







I oto wczoraj..



Siły zbrojne Ukrainy "niczym planowana przez UE armia europejska"



Walczące z inwazją Rosji siły zbrojne Ukrainy, wspierane przez koalicję państw zachodnich, są w rzeczywistości niczym planowana bezskutecznie dekadami przez władze Unii Europejskiej wspólna europejska armia - zauważa lizboński portal Observador


Autorka tekstu, politolożka z Uniwersytetu Nowego w Lizbonie Madalena Resende, wskazuje, że prowadzonym od 70 lat w Europie procesom integracyjnym zawsze towarzyszyły działania na rzecz utworzenia wspólnej europejskiej armii.

Odnotowała, że pomimo licznych projektów wspólnych europejskich sił zbrojnych idea ta nigdy nie stała się faktem, a w związku z rozbieżnościami, występującymi wśród trzech kluczowych państw Europy Zachodniej - Francji, Wielkiej Brytanii i Niemiec - raczej pozostanie jedynie zamiarem.

Zauważyła, że po upadku ZSRR doszło do sytuacji paradoksalnej, kiedy to w ramach UE zaczęto rozwijać instytucje i prowadzić politykę koordynacji polityki zagranicznej i obrony, ale działaniom tym towarzyszyła bierność w sferze rozwoju militarnego.



no bo oni nie mieli zamiaru walczyć z Rosją swoja armią - oni mieli zamiar walczyć z Rosją rękami Polaków, Ukraińców i innych, których dałoby się skołować.




P.S. 10 maja 2023 


Media nadal nie wiedzą, dlaczego prezydent Łukaszenka zachowuje się tak, jak się zachowuje.



Prezydent Białorusi pojechał 9 maja do Rosji na paradę - media opisują, że mało się pokazywał, że ponoć "bierze kroplówkę" i że "jechał w obstawie z karetką".



Dlaczego nikt nie napisze otwartym tekstem, że po zamachach w Rosji, Łukaszenka obawia się zamachu na swoje życie?

Dlaczego nie piszą o tym, zamiast tego zadają pytania, albo dziwują się? 

Dlaczego z niego nie szydzą???

Tyle wielkich mediów w Polsce, tylu komentatorów i nikt nic nie napisał.

Wiesz dlaczego?




---



Przypominam, że metodami terrorystycznymi rozpoczęła się droga od Palestyny do Izraela. Czy ktoś jeszcze pamięta, że to Izraelczycy jako piersi zaczęli stosować tę metodę w Palestynie - nie Palestyńczycy?? 

Większość zapewne kojarzy tylko na odwrót - że "Arabowie to terroryści".

Palestyńczycy robili to później, kiedy stali się słabszą mniejszością na swojej ziemi.





Strzeżcie się swoich telewizorów!












Linki koniecznie proszę sobie przypomnieć....


Prawym Okiem: Strzeżcie się swoich telewizorów! (maciejsynak.blogspot.com)



Cywilne lotniska jako infrastruktura wojskowa?:

Prawym Okiem: Cywilne lotniska jako infrastruktura wojskowa? (maciejsynak.blogspot.com)



Podżeganie do wojny:

Prawym Okiem: Friedman już nie podżega do wojny otwarcie? (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: Rosja (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: Wojna jest już nieunikniona. (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: Rosja (maciejsynak.blogspot.com)

zauważam, że znowu są usunięte zdjęcia, utrudnia to zrozumienie treści


Prawym Okiem: Ilja Kiwa grozi Polsce ? (maciejsynak.blogspot.com)




Białoruś: Łukaszenka wprowadził kontrole na granicy z Rosją (dorzeczy.pl)

Prawym Okiem: Wyniki wyszukiwania: cywilizacja (maciejsynak.blogspot.com)



Wybrane artykułu min. z 2013 roku.


Prawym Okiem: Mięso armatnie (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: GRA ENDERA (maciejsynak.blogspot.com)


Prawym Okiem: Polska armia szykuje się do wojny (maciejsynak.blogspot.com)


Prawym Okiem: Jątrzenie konfliktu z Rosją (maciejsynak.blogspot.com)


Prawym Okiem: Jesteśmy szykowani na mięso armatnie przeciwko Rosji i Białorusi. (maciejsynak.blogspot.com)


Siły zbrojne Ukrainy niczym "armia europejska" (wnp.pl)

Siły zbrojne Ukrainy "niczym planowana przez UE armia europejska" - wGospodarce.pl




środa, 3 maja 2023

1,2 mln "ego" ma dostęp do - "ściśle tajne"

 

przedruk



Aż 1,2 mln osób ma dostęp do ściśle tajnych informacji w USA



03.05.2023, 09:58




Nie mam wątpliwości, że po ostatnim wycieku tajnych dokumentów w USA potrzebne są duże zmiany w dostępie do nich, i jestem pewien, że do tego wkrótce dojdzie – powiedział gen. bryg. Peter Zwack, były attaché wojskowy USA w Rosji i b. oficer wywiadu wojskowego. Jak dodał, choć przeciek to plama na reputacji służb, nie spodziewa się długofalowych szkód dla działań armii ukraińskiej i współpracy wywiadowczej z sojusznikami.

Kiedy w czwartek agenci FBI aresztowali Jacka Teixeirę jako podejrzanego o publikację w internecie setek ściśle tajnych dokumentów, wśród komentarzy przewijało się jedno pytanie: Jak 21-letni żołnierz Gwardii Narodowej o ekstremistycznych poglądach mógł mieć dostęp do tak ważnych materiałów?

Zdaniem gen. Petera Zwacka, wieloletniego oficera wywiadu wojskowego i byłego attaché wojskowego w Moskwie, wynika to z tego, jak funkcjonuje w USA wojsko oraz system dostępu do informacji niejawnych.


– Prawda jest taka, że wielu młodych ludzi przychodzi do sił zbrojnych i zajmuje się poważną pracą, która wymaga dostępu do takich informacji. Dotyczy to również pracowników IT, jakim był sprawca przecieku. Profesjonaliści od IT zajmują się tym, by zapewnić, że nasze systemy wymiany informacji działają, w tym informacji niejawnych. Taka praca z natury wymaga posiadania wysokiego poświadczenia bezpieczeństwa – mówi Zwack, obecnie ekspert Instytutu Kennana w ośrodku Wilson Center.


Jak tłumaczy, problem wynika także z tego, jak wiele osób posiada takie poświadczenie. Według ostatnich statystyk liczba osób uprawnionych do wglądu w informacje sklasyfikowane jako ściśle tajne to ponad 1,2 mln. Choć wszystkie te osoby przechodzą przez intensywny proces prześwietlania, to – jak twierdzi Zwack – wciąż jest to w pewnej części oparte na zaufaniu.



„Wystarczy jedno »zepsute jabłko«, by naruszyć reputację”


– Nie chcę tego zbytnio uwypuklać, ale tu zawsze jest ten element zaufania. Cała tragedia polega na tym, że mamy tysiące ludzi pracujących w wywiadzie, z czego 99,9 proc. to świetni ludzie, ale wystarczy jedno »zepsute jabłko«, by naruszyć reputację i zepsuć pracę wszystkich – mówi generał.

Zwack jest pewny, że w efekcie najnowszego skandalu zostaną wprowadzone „poważne” zmiany w procedurach dostępu do informacji.

– Nie mam najmniejszych wątpliwości, że dojdzie do wielkiego przeglądu taktyk, technik i procedur. Nie wiem, jakie zajdą zmiany, ale na pewno do nich dojdzie – zaznaczył. Jak jednak przestrzega, zbytnie zawężenie dostępu do informacji niejawnych może doprowadzić do problemu, jaki amerykańskie służby miały przed zamachami 11 września, tj. niedzielenia się informacjami między poszczególnymi służbami.


Były wojskowy zwraca przy tym uwagę na niezwykły charakter afery, w której – jak wynika z dotychczasowych doniesień – główną motywacją sprawcy wycieku była chęć zaimponowania poznanym w sieci znajomym w zamkniętym czacie na temat gier wideo i broni.



„To zupełnie szalone”


– Wygląda na to, że chodziło po prostu o ego. To zupełnie szalone. Ale to też bardzo znamienne dla naszych czasów – ocenia Zwack. – Wiem, że w tej pracy prowadzi się gry wojenne i symulacje poważnych przecieków, ale ta sytuacja mocno wykracza poza schemat – dodaje.


Pytany o konsekwencje przecieku dla wojny na Ukrainie, Zwack podkreśla, że choć informacje, które wydostały się na światło dzienne, m.in. na temat kwestii taktycznych czy stanu zapasów broni, były wysoce wrażliwe, to nie sądzi, że jest to „game changer”, który zniweczy szanse Ukrainy na sukces w nadchodzącej ofensywie.


– Szczęście w nieszczęściu polega na tym, że wyszło to na jaw wystarczająco wcześnie, by wciąż można było zmienić plany, więc myślę, że to może rozejść się po kościach. Ale warto zauważyć, że w przeciwieństwie do wcześniejszych afer Rosjanie i Chińczycy wydają się nią co najmniej tak zdziwieni jak my – mówi generał.



Pytany o to, czy skandal może wpłynąć na zwiększenie nieufności sojuszników Ameryki, Zwack przyznaje, że wydarzenie jest poważną plamą na reputacji służb.



– Z pewnością w umysłach niektórych mogą się pojawić wątpliwości przy dzieleniu się wrażliwymi danymi. Ale ostatecznie jesteśmy bliskimi sojusznikami i sami też dzielimy się własnymi informacjami, i ten proces jest zbyt ważny, by go przerwać – przekonuje ekspert. – Owszem, mieliśmy poważną wpadkę, ale mogła ona się przydarzyć każdemu krajowi – dodaje.








USA. Aż 1,2 mln osób ma u nas dostęp do ściśle tajnych informacji mówi gen. Zwack - tvp.info




Wyciek tajnych dokumentów. Gen. bryg. Zwack: zbyt wiele osób ma do nich dostęp | Polska Agencja Prasowa SA (pap.pl)











Polska, czyli Europa Środkowa




Czy ja na wszystko muszę czekać latami??





Tak pisałem 10 lat temu w listopadzie 2013 roku:


Każda zmiana zaczyna się od jednostki, zacznijmy więc zmianę każdy od siebie.


Pisząc o Polsce jako kraju w Europie, pisząc o naszym regionie, używajmy zwrotu: Europa Centralna.


W polskojęzycznych mediach dzielimy Europę na zachodnią i śr – wschodnią, ewentualnie wschodnią.
A jak jest na zachodzie?
Może oni tam mówią o sobie Europa Centralna???


Wiele lat temu, że najstarsi prawicowcy tego nie pamiętają, ktoś specjalnie sformułował i rozpowszechnił pojęcie Europa Środkowo – Wschodnia.
Ten eufemizm miał za zadanie strywializować Polaków, miał odrzeć ich z przekonania, że są kimś istotnym i ważnym na tle całej Europy. I chyba się to udało.


Semantyka została zawłaszczona i zmodyfikowana przez manipulatorów tego świata.
Aby zmienić myślenie o Polsce narzucone nam przez mass-media, wykształćmy własny język porozumiewania się z Czytelnikiem.








przedruk




Sondaż:

Mieszkańcy których krajów czują się częścią Europy Środkowej?




Nie we wszystkich 10 badanych krajach większość ankietowanych postrzega swoje ojczyzny jako część Europy Środkowej – wynika z sondażu przeprowadzonego przez CEPER.





Część Europy znajdująca się pomiędzy Niemcami a granicami byłego Związku Radzieckiego jest zwykle określana mianem Europy Środkowej, przy czym nie ma pewności, że kraje z tego regionu rzeczywiście z nim się utożsamiają.

W celu określenia związku pomiędzy Europą Środkową a jej krajami, ankietowanych z 10 europejskich krajów zapytano, do której części Europy należy ich kraj i zaoferowano im wybór pomiędzy przynależnością do Europy Wschodniej, Europy Zachodniej, Europy Środkowej lub Bałkanów.
Polska na czwartym miejscu

Zdecydowana większość respondentów z sześciu krajów była zgodna w tym, że Europa Środkowa jest ich regionem ojczystym: 77 proc. Austriaków, 68 proc. Czechów, 65 proc. Słowaków, 63 proc. Polaków, 55 proc. Węgrów i 52 proc. Słoweńców. O wyraźnej atrakcyjności środkowoeuropejskości świadczy duża tendencja wśród ankietowanych w wyborze przynależności środkowoeuropejskiej w porównaniu z jakąkolwiek inną regionalną opcją.

Pomimo tego, że niektóre postkomunistyczne kraje tego regionu postrzegają Austrię jako kraj należący do Europy Zachodniej, 64 proc. Austriaków określiło swój kraj jako środkowoeuropejski a niż zachodnioeuropejski. W Czechach różnica pomiędzy Europą Środkową a drugą najczęściej wymienianą zachodnioeuropejską przynależnością regionalną wynosiła 53 proc.. W Polsce 47 proc., na Słowacji 45 proc., podczas gdy na Węgrzech 32 proc. osób twierdziło, że ich kraj jest środkowo- niż wschodnioeuropejski. W Słowenii różnica między odsetkiem osób wybierających Europę Środkową a drugą co do częstości odpowiedzią (Bałkany) wyniosła 24 proc.

Na Węgrzech 8 proc., a w Słowenii 28 proc. ankietowanych stwierdziło, że ich kraje kojarzą się z Bałkanami. Na Węgrzech wyobrażenie o kraju będącym bramą do Bałkanów, podczas gdy w Słowenii jugosłowiańska przeszłość może tłumaczyć związek z półwyspem. W Polsce, Słowacji i Czechach praktycznie żaden z ankietowanych nie wymienił przynależności do Bałkanów. Większość krajów Europy Środkowej w jasny sposób wykluczyło Bałkany, co pokazuje jednoznacznie, że dzielą one środkowoeuropejską tożsamość regionalną.

Wyobrażenia co do roli tej części Europy na świecie, jakie kraje tego regionu miały na przestrzeni wieków, mocno wpłynęły na siłę skojarzenia z pojęciem Europy Środkowej. Podczas gdy Austria przypisuje swoją przynależność do Mitteleuropy lub Europy Środkowej z austro-węgierskiej przeszłości i silnych związków z Niemcami, na przełomie wielu wieków, Polska, Węgry, Czechy i Słowacja miały jasną wizję współpracy środkowoeuropejskiej. Grupa Wyszehradzka czy inicjatywa Trójmorza są najnowszymi i najbardziej znanymi formatami partnerstwa wspieranego przez silne poczucie środkowoeuropejskości, na które również wskazuje badanie CEPER (Central European Perspectives).
Chorwacja, Serbia, Rumunia i Bułgaria na drugim biegunie

Podczas gdy w wyżej wymienionych sześciu krajach ponad 50 proc. ankietowanych zgodziło się, że są mieszkańcami Europy Środkowej, w pozostałych czterech krajach tylko mniejszość ankietowanych poparła taką klasyfikację regionalną swoich krajów. W Chorwacji 26 proc., podczas gdy w Serbii 11 proc. ankietowanych łączyło swoje kraje z Europą Środkową. To znaczy, że w Chorwacji około połowa, a w Serbii około jedna piąta ankietowanych więcej uważała swoje kraje za środkowoeuropejskie niż w Słowenii, która podobnie dzieli jugosłowiańską spuściznę historyczną.

W Rumunii 9 proc., a w Bułgarii, jak można się było spodziewać, niewiele, bo 5 proc. ankietowanych twierdziło, że ich kraj jest środkowoeuropejski. Zarówno w Serbii (75 proc.), Bułgarii (50 proc.), jak i w Chorwacji (36 proc.) większość ankietowanych określiła swoje kraje jako część Bałkanów, podczas gdy tylko w Rumunii większość ankietowanych wybrała Europę Wschodnią (57 proc.) jako region, z którym identyfikuje swój kraj.
Regionalna tożsamość Europy Środkowej

Podsumowując, w miarę przesuwania się ze wschodu na zachód, z Rumunii do Austrii lub z południa na północ, z Chorwacji do Polski, skojarzenia z Europą Środkową stopniowo rosną. Oznacza to, że nie we wszystkich 10 badanych krajach większość ankietowanych postrzega swoje ojczyzny jako część Europy Środkowej. W większości krajów, które są umownie określane jako środkowoeuropejskie, ta regionalna tożsamość jest mocno zakorzeniona. W rezultacie, nie jest błędem dalsze określanie krajów członkowskich UE położonych na wschód od Niemiec mianem Europy Środkowej.

Badanie opinii publicznej zostało przeprowadzone w 10 krajach regionu Europy Środkowej: Austrii, Bułgarii, Chorwacji, Czechach, Węgrzech, Rumunii, Serbii, Słowacji, Słowenii i Polsce. Dane zostały zebrane między 20 lutego a 10 marca 2023 r. Badanie zostało przeprowadzone telefonicznie (osobiście w Serbii) z udziałem 1000 respondentów w każdym kraju na reprezentatywnej próbie dobranej pod względem płci, wieku i miejsca zamieszkania.





Które kraje czują się częścią Europy Środkowej? (dorzeczy.pl)




Prawym Okiem: Wyniki wyszukiwania: europa środkowa (maciejsynak.blogspot.com)


poznikały zdjęcia tutaj:

Prawym Okiem: Europa Centralna, a nie Środkowo – Wschodnia. (maciejsynak.blogspot.com)


Oliwa zawsze wypływa...

 









----














Fb ustawia wypowiedzi niechronologicznie, co widać po czasówkach pod postami.

Kiedy pisałem odpowiedź na "ordynatora" pokazała się informacja, że post na który odpowiadam już nie istnieje.

Dostałem bana i nie widzę komentarzy.


Ja "wszędzie widzę" niemców??


To nieprawda, ja ich widzę tylko w określonych  miejscach i sytuacjach...










wtorek, 2 maja 2023

Trzecia droga

 

przedruk






27 kwietnia 2023





Czym jest dekolonizacja wyobraźni i dlaczego nie możemy ciągle rosnąć?


 Rozmowa z kulturoznawczynią i popularyzatorką idei dewzrostu, Weroniką Parfianowicz.




Czym jest idea dewzrostu?

Punktem wyjścia dla rozwoju tej koncepcji było rozpoznanie tego, że nasz współczesny globalny system ekonomiczny, który opiera się na stałym wzroście gospodarczym i na pewnej fetyszyzacji tego wzrostu w kulturze, stanowi zarówno źródło kryzysu ekologicznego i klimatycznego – pogłębiającego się na naszych oczach – jak też coraz silniejszych kryzysów społecznych. Zdaniem twórców tej koncepcji (wywodzących się zarówno ze środowisk aktywistycznych, jak i akademickich) sposobem na walkę z tymi kryzysami powinna być zupełna zmiana paradygmatu ekonomicznego, jak i politycznego. Postulują oni odejście od wzrostu gospodarczego jako głównego mechanizmu napędzającego naszą gospodarkę, ale też zachęcają do myślenia o tym, jak w radykalny sposób ograniczać zużycie zasobów i energii, przy jednoczesnej (i to jest prawdopodobnie największe wyzwanie) dbałości o jakość życia dla wszystkich ludzi na całej Ziemi.

Wśród propagatorów tej idei możemy wymienić osoby takie jak Giorgos Kallis, Federico Demaria, Filka Sekulova czy Joan Martinez-Allier. Choć początki tej idei wiążą się z XXI wiekiem, to jej twórcy odwoływali się do dyskusji toczących się już wcześniej. Takim znaczącym historycznym momentem, który trzeba by przywołać, są lata 70. XX wieku, kiedy po raz pierwszy tak wyraźnie zdano sobie sprawę z tego, jak wysokie koszty dla naszej planety i dla życia społecznego przynosi model gospodarczy oparty na stałym wzroście produkcji i konsumpcji, na stałym wzroście zużycia zasobów i surowców naturalnych. Jednym z pierwszych dzwonków ostrzegawczych był słynny raport tzw. Klubu Rzymskiego "Granice wzrostu". Nie był to jedyny i osamotniony głos, bo w tym czasie wielu badaczy i aktywistów wywodzących się z różnych środowisk zaczęło zwracać uwagę na to, że wzrostu gospodarczego na globalną skalę nie da się pogodzić z potrzebami środowiska i potrzebami społeczeństw. Dewzrost nawiązuje do myśli wielu radykalnych intelektualistów, takich jak André Gorz czy Ivan Illich, którzy od lat 70. nawoływali do gruntownej przemiany nie tylko relacji ekonomicznych, ale też przebudowy całych społeczeństw.

Czy jest jeden program dewzrostowy, czy jest to raczej zbiór luźnych koncepcji?

To dobre pytanie, bo czasem mówi się o dewzroście jako takim pojęciu-parasolu, pod którym mieszczą się różne typy ruchów społecznych i politycznych, a także zestaw różnych narzędzi, które miałyby doprowadzić nas do bardziej zrównoważonego ekologicznie i sprawiedliwego społecznie modelu życia. Wśród nich znajdują się takie propozycje jak choćby bezwarunkowy dochód podstawowy, skrócenie czasu pracy czy propozycja gwarancji zatrudnienia. Niektóre z tych koncepcji mogą ze sobą konkurować, czy nawet na pierwszy rzut oka się wykluczać, ale dewzrost stara się włączyć jak najwięcej możliwych alternatyw ekonomicznych i myśleć o tym, jak one mogłyby one zadziałać. Ciągle mało wiemy o tym, jak one mogłyby funkcjonować na większą skalę: czy kompatybilnie by ze sobą współgrały, czy z czasem okazywałoby się, że jedna z tych strategii jest bardziej skuteczna niż inne. Dewzrost jest otwarty na to, żeby z takimi alternatywnymi koncepcjami eksperymentować, wprowadzać je w życie na mniejszą lokalną skalę, obserwować jak to wpływa na relacje gospodarcze i ewentualnie poszerzać ich zasięg. Trzeba pamiętać, że odejście od uzależnienia od wzrostu gospodarczego nie oznacza likwidacji gospodarki jako takiej, tylko taką jej reorganizację, która nastawiona będzie na zaspokajanie realnych potrzeb ludzi, a nie generowanie zysków dla garstki najbogatszych.

A dlaczego od razu dewzrost, może jednak udałoby się wprowadzić w życie zielony wzrost?

Nie dałoby się, chociaż powszechne jest przekonanie, że byłoby fajnie, gdyby była taka możliwość. To jest kusząca narracja: delikatnie zreorganizujemy naszą gospodarkę, PKB będzie nam dalej rosło, a my będziemy mogli zaspokajać nasze potrzeby i jednocześnie zmniejszać presję na środowisko. Sytuacja win-win. Jednak badania pokazują, że na tym poziomie naszego rozwoju technologicznego to jest nieosiągalne. Nasza gospodarka jest mocno zanurzona w zasobach naturalnych. Mogłoby się wydawać że przecież coraz więcej usług, które wpływają na wzrost PKB, ma niematerialny charakter. Ale one też czerpią z materialnych źródeł. Na przykład: żeby przeprowadzać różne wirtualne transakcje, trzeba stawiać serwery, a one czerpią skądś energię itd. Co więcej, wygenerowane w ten sposób bogactwo jest potem wydawane na materialne dobra, np. luksusowe posiadłości czy prywatne samoloty.

Obietnice, że możemy rozwijać gospodarkę bez ograniczeń i pogodzić to z potrzebami środowiska naturalnego, nie biorą pod uwagę fizycznych możliwości naszej planety. Gospodarki nie da się tak łatwo zdematerializować.

Jednym z założeń dewzrostu jest krytyka postrzegania PKB jako głównego wyznacznika sukcesu gospodarczego państw. Co dewzrostowcy proponowaliby w zamian?

Kariera PKB zaczęła się po II wojnie światowej, gdy na całym świecie przyjęto ten wskaźnik jako główny miernik rozwoju. Jak wiemy, wskaźnik PKB pokazuje nam zagregowaną sumę wartości różnych dóbr i usług wyprodukowanych w danym kraju w danym okresie. Taki wskaźnik do wielu rzeczy się przydaje, ma różne zastosowania, ale niekoniecznie jest najlepszym sposobem mierzenia stopnia rozwoju społecznego czy jakości życia. W PKB uwzględnia się wszystko to, co ma wartość pieniężną – wskaźnik nie rozróżnia jednak produkcji rzeczy szkodliwych i pożytecznych. A także nie rozróżnia infrastruktury poprawiającej jakość życia od tej, która powstaje by zwalczać destrukcyjne skutki działalności gospodarczej. Na przykład, gdy gdzieś na oceanie jest wyciek ropy, to niwelowanie szkód też stymuluje PKB, bo wymaga to wielkich nakładów finansowych i technologicznych.

Paradoks PKB ma jeszcze drugi wymiar. Jak powiedzieliśmy, ten wskaźnik liczy tylko to, co ma wartość pieniężną, więc wszystko to, co nie jest utowarowione, nie wlicza się do niego. Wskaźnik preferuje gospodarki, w których sfera usług publicznych jest bardziej wciągnięta w system wymiany pieniężnej, a to wcale nie oznacza, że ludziom żyje się tam lepiej. Oczywiście, możemy stwierdzić, że ten wskaźnik jest niedoskonały i po prostu zastąpić go jakimś innym. Istotne jest jednak to, że przekonanie, iż wzrost PKB przekłada się bezpośrednio na wzrost jakości życia jest źródłem tego myślenia, że stale musimy rosnąć gospodarczo, żeby jakość naszego życia się nie pogorszyła, a to już ma bardzo realne konsekwencje środowiskowe i społeczne. W dodatku – relacja między wzrostem PKB a dobrobytem społeczeństw nie jest tak oczywista. Mieszkańcy wielu państw o stosunkowo wysokim PKB cierpią z powodu rosnących nierówności społecznych, słabych zabezpieczeń socjalnych i niedostatecznie rozwiniętych usług publicznych.



Realizacja dewzrostowych celów wymagałaby ogromnych zmian społecznych, a te musiałyby zacząć się od zmiany sposobu myślenia o ekonomii. Zresztą jednym z głównych dewzrostowych terminów jest "dekolonizacja wyobraźni"...

To jest jeden z ważnych postulatów twórców tej idei. Niezbędnym warunkiem rzeczywistej przemiany jest otworzenie naszej wyobraźni na alternatywne modele życia. W przekonaniu dewzrostowców obezwładniające w tej hegemonii prowzrostowego systemu jest to, że on bardzo zdominował nasz sposób myślenia o świecie jako pewnej całości. Nawet nie interesując się tematyką ekonomiczną, żywimy przekonanie, że wzrost jest czymś jednoznacznie pozytywnym i pożądanym, a próby odejścia od wzrostu wzbudzają niepokój, że ktoś chce nam coś odebrać. W takim rozumieniu przeciwieństwem wzrostu jest zawsze kryzys i recesja, załamanie naszego standardu życia i wymuszona asceza, zaciskanie pasa. Propozycja dewzrostowa jest taka, żeby zmienić kategorie, którymi myślimy i zobaczyć, czy faktycznie ten wzrost gospodarczy jest nam niezbędny do tego, żebyśmy jako ludzie się rozwijali i żeby nasze społeczeństwa dobrze funkcjonowały. Być może okaże się, że stałe rośnięcie gospodarek wcale nie jest tym, co nam to zapewnia. Mogą istnieć inne sposoby organizacji ekonomicznej czy politycznej, które zagwarantują nam dobre życie w sposób mniej destrukcyjny dla planety. Musielibyśmy jednak wpierw oderwać się od myślenia, że tylko stały wzrost gospodarczy może nam zapewnić wolność i bezpieczeństwo.

Poza ekonomicznymi aspektami, krytyka dominującego modelu gospodarczego przychodzi często ze strony antropologii. Antropolożki i antropolodzy zwracają uwagę na to, że dążenie do pogłębiania swojego bogactwa nie jest jedynym modelem dobrego życia w różnych kulturach na świecie.

Antropologia jest bardzo ważnym źródłem krytycznego namysłu nad współczesnym modelem ekonomicznym. I warto pamiętać, że była nim niemalże od samych początków kształtowania się tej dyscypliny. Wielu klasyków antropologii szczególnie interesowała organizacja gospodarcza społeczności nieeuropejskich – prekapitalistycznych czy bezpaństwowych.

Przywołałabym dwóch badaczy, którzy później byli szczególnie inspirujący dla ruchu dewzrostowego, a także dla innych alternatywnych ruchów. To między innymi francuski badacz Marcel Mauss, autor słynnego "Szkicu o darze", który udowadniał, że przez większą część historii społeczeństwa ludzkie funkcjonowały bez czegoś takiego jak gospodarka wolnorynkowa. Rynek nie jest oczywiście czymś, co wynalazł kapitalizm, jakaś forma wymiany towarowej towarzyszy człowiekowi od bardzo dawna, jednakże tak zorganizowana wymiana jak w systemie kapitalistycznym była czymś marginalnym w stosunku do zupełnie innych form życia społecznego: opartych na wzajemności, obdarowywaniu się pewnymi dobrami i usługami itd. Przykłady przytaczane przez Maussa pokazują nam, że kapitalizm jest jedną z możliwości w morzu innych pomysłów na to, jak moglibyśmy funkcjonować.

Drugim z autorów był Marshall Sahlins, który wyszedł od krytycznego podejścia do klasycznej ekonomii i w tekście "Pierwotne społeczeństwo dobrobytu" cofał się jeszcze dalej, zastawiając się, jak mogło wyglądać życie w społeczeństwach łowiecko-zbierackich. Polemizował z założeniem, że musimy spędzać całe nasze życie na pracy najemnej, żeby zarobić na chleb. Opisywał społeczeństwa, gdzie praca sprowadzała się do kilku godzin dziennie potrzebnych, żeby zdobyć pożywienie. To takie ćwiczenie intelektualne: zastanówmy się nad tym, czy naprawdę zrobiliśmy tak ogromny postęp, skoro utrzymanie się kosztuje nas tak wiele wysiłku i pieniędzy. Zdaniem Sahlinsa, wraz z nowoczesnością i rozwojem systemu kapitalistycznego wzmocniły się zjawiska, które dawniej nie były tak powszechne, jak głód, ubóstwo i nędza. Osobą, która przejęła pałeczkę po tych dwóch badaczach, jest niedawno zmarły David Graeber, który konsekwentnie w swojej działalności poszukiwał takich alternatyw – przez pryzmat przykładów z różnych społeczeństw pokazywał nam, że nasz świat mógłby być zorganizowany zupełnie inaczej.

Mówiliśmy dużo o kapitalizmie, ale zastanawiam się nad rolą państw narodowych w tym wszystkim. Dążenie do większego wzrostu od sąsiada jest przecież formą współczesnej rywalizacji między państwami.

To jest ważne pytanie, bo często zarzuca się dewzrostowi, że stosunkowo niewielką uwagę poświęca roli państw. W dewzrostowych publikacjach wiele pisze się o systemie ekonomicznym w globalnym wymiarze czy o międzynarodowych korporacjach, ale państwo występuje w nich trochę jako przezroczysty aktor. A przecież państwa narodowe są motorami tej machiny wzrostu i rywalizacja o to, kto będzie dominował gospodarczo, rozgrywa się między państwami. W przypadku mniejszych graczy dotyczy to regionalnej pozycji negocjacyjnej – przepływu kapitału, tego gdzie będzie on lokowany i na jakich warunkach. To bardzo ważny i wciąż jeszcze nie do końca rozpoznany obszar – jak sprawić, żeby państwa działały na korzyść swoich obywateli i obywatelek i żeby nie były zmuszone do wzrostowego wyścigu. Bo często nie jest to nawet kwestia świadomego wyboru: globalny system zmusza kraje do tej nieustannej rywalizacji. Dlatego, jak sądzę, hasło internacjonalizmu jest bardzo istotne w myśleniu o globalnej zmianie, bo nawet jeśli państwa próbują samodzielnie wchodzić na drogę progresywnych zmian, to często odczuwają silną presję z zewnątrz, aby je porzucić.

A czy idea dewzrostu to nie jest perspektywa sytego Zachodu, gdzie ludziom łatwiej byłoby poddać się dobrowolnym ograniczeniom? Co ze społeczeństwami "na dorobku", krajami rozwijającymi się, które tego dobrobytu jeszcze nie zakosztowały i chciałyby go dopiero doświadczyć?

To bardzo ważne pytanie i to chyba najczęstszy zarzut, który pojawia się pod adresem dewzrostu. Wydaje mi się, że pojawia się on dlatego, iż krytycy tej koncepcji po prostu nie czytają dewzrostowych tekstów. W tych manifestach zazwyczaj już w drugim czy trzecim akapicie pojawia się hasło, że faktycznie jest to idea wywodząca się z sytej globalnej Północy i dlatego jest przede wszystkim na nią nakierowana. To my się mamy ograniczać, zrezygnować z wielu naszych szkodliwych przyzwyczajeń (jak przekonują działacze dewzrostowi – bez szkody dla naszego dobrobytu) po to właśnie, żeby państwa globalnego Południa mogły wreszcie wejść na taką ścieżkę rozwoju, jakiej by chciały ich obywatele i obywatelki, bo na razie skutecznie im to uniemożliwiamy. Bardzo ważne jest też to, że dewzrost w dużej mierze odwołuje się i czerpie inspiracje z ruchów globalnego Południa – ruchów sprawiedliwości społecznej i środowiskowej, tamtejszych sposobów działania i mówienia o świecie, a także projektów politycznych. Wiele możemy nauczyć się z doświadczeń Zapatystów, Autonomicznej Federacji Północnej i Wschodniej Syrii czy międzynarodowych ruchów skupiających społeczności rolnicze jak Via Campesina. Dewzrost jest wezwaniem do obywateli tej części świata, żeby reszta mogła się rozwijać. To jest rozpoznanie i przyznanie się do tego, że system kolonialny tak naprawdę nigdy w pełni się nie zakończył – nadal globalna Północ eksploatuje kraje globalnego Południa. Ta dekolonizacja wyobraźni, o której rozmawialiśmy, ma także wymiar bezpośredni – zdekolonizowanie swojego myślenia o krajach globalnego Południa. Wiemy, że ciągle w naszej debacie publicznej istnieje bardzo dużo stereotypów, np. że ich sytuacja jest taka, jaka jest, dlatego że same są za to odpowiedzialne. Bardzo niechętnie patrzymy na to, co globalna Północ dalej robi, żeby utrzymać tę sytuację nierównej wymiany.

A jak pogodzić postulaty dewzrostu z kwestiami bezpieczeństwa państwowego? Obserwujemy raczej na świecie odwrotny trend – zwiększanie nakładów na przemysł zbrojeniowy…

To bardzo trudny temat i chciałabym, żeby to zostało właściwie odebrane. Wiadomo, że w momencie, w którym trwa wojna, trzeba zmobilizować wszystkie możliwe nakłady sił, żeby wesprzeć stronę, która jest ofiarą napaści i działać na rzecz zakończenia konfliktu w sposób najkorzystniejszy dla strony zaatakowanej – to nie ulega wątpliwości. Natomiast ten trend, który zaczął się na Zachodzie w wyniku wojny w Ukrainie – wzmożonej militaryzacji i kultu militaryzmu – osobiście dla mnie jest bardzo niepokojący, bo na dłuższą metę, patrząc z perspektywy tego, jakbyśmy chcieli, żeby ten świat wyglądał, to nie jest ścieżka, która nas zaprowadzi w dobre i bezpieczne miejsce. Myślę, że nieprzypadkowo ogromna energia najwybitniejszych intelektualistów i przedstawicieli świata nauki po II wojnie światowej była skierowana na ruchy na rzecz rozbrojenia i ruchy antynuklearne.

Ciężko sobie wyobrazić jakikolwiek długofalowo zrównoważony świat, w którym ludzie bezpiecznie mogą się rozwijać, jako świat w pełni zmilitaryzowany i rozwijający coraz to nowe zbrodnicze technologie, które mają na celu zabijanie ludzi i innych istot. Już nawet nie wspomnę o kosztach środowiskowych tej gospodarki zbrojeniowej i o tym, ile pochłania zasobów, które mogłyby być relokowane na ważne społecznie potrzeby. Mówię to, abstrahując od dzisiejszej sytuacji, bo teraz musimy działać na bieżąco i myśleć nieco inaczej, ale jeśli możemy pozwolić sobie na myślenie o tym, jakiego świata chcielibyśmy w przyszłości, to musimy postawić sobie to pytanie: czy naprawdę chcemy, żeby ludzkość już zawsze była w tej pułapce militaryzmu? Możemy spróbować wyobrazić sobie świat, w którym konflikty (bo one zawsze będą, to nie ulega wątpliwości) są załatwiane inaczej. I właśnie o tym jest dewzrost: jak ułożyć ten świat, żeby te potężne arsenały niszczycielskiej broni nie były nam po prostu potrzebne.

Żebyśmy w ogóle mogli zacząć myśleć o takim świecie, musimy odejść nie tylko od kapitalizmu, ale także współczesnych form imperializmu, który z tym systemem ekonomicznym jest nierozerwalnie związany. Dewzrost jest więc też nurtem antyimperialistycznym i domagającym się autonomii i prawa społeczeństw do decydowania o swoim losie.

Czy były w Polsce podobne tradycje intelektualne, do których można by się odwoływać w kontekście dewzrostu? Pomyślałem o Stanisławie Lemie, który choć bardzo wierzył w postęp technologiczny, to nieustannie przestrzegał przed jego ciemną stroną: wyścigiem zbrojeń czy ekologiczną katastrofą.

Myślę, że to jest dobry trop. Trudno znaleźć kogoś, kto by miał tak duży zasięg jak Lem. Dyskusje o tym, że moglibyśmy nasze życie społeczne trochę inaczej ułożyć, skupić się na innych wartościach niż stały pęd do zapewnienia sobie prestiżowych dóbr, były jednak obecne w dyskusjach intelektualistów i naukowców w Polsce już w latach 70. Takie debaty toczyły się równolegle do tych na Zachodzie. Gdy czyta się publikacje popularnonaukowe czy przyrodnicze z tamtych lat, to we wstępach często pisano o tym, że rozwój cywilizacji przemysłowej i rewolucja naukowo-technologiczna przyniosły nam bardzo wiele korzyści, choćby postęp w medycynie i podwyższenie standardu życia, ale koszty tego były bardzo duże. A gdy teraz mamy taką rozwiniętą technologię, to musimy zastanowić się, jak ją świadomie opanowywać, jak starać się zminimalizować jej negatywne skutki. I że nie możemy za bardzo zawierzać tym technologiom, bo one są obosieczną bronią, tak jak w tej krytyce Lema: przynoszą dużo dobrych rzeczy, ale też potrafią oddziaływać destrukcyjnie.

W jednym z artykułów przedstawiała pani też inny środkowoeuropejski przykład – czechosłowacką idee necesyzmu.

Pomysły na to, że moglibyśmy nasze życie ułożyć inaczej – bez nadmiernej konsumpcji i grabieżczego eksploatowania zasobów, a przy tym wciąż żyć dobrze i szczęśliwie, pojawiały się w różnych miejscach na świecie niezależnie od siebie. To pokazuje, że koncepcja dewzrostu nie jest tylko sztucznym wytworem garstki zachodnich intelektualistów, ale odwołuje się do bardziej uniwersalnych potrzeb, które tkwią w różnych społeczeństwach i w różnych momentach historycznych są wyraźniej artykułowane. Jednym z takich ciekawych momentów, stosunkowo słabo znanych, jest właśnie ten ruch necesyzmu, który pojawił się w Czechosłowacji zaraz po II wojnie światowej. To był dość efemeryczny ruch, tworzyło go dosłownie kilku architektów i filozofów o lewicowych poglądach, którzy doszli do wniosku, że należy radykalnie przebudować sposób życia społeczeństw i odejść od kapitalizmu, który obserwowali w międzywojennej Czechosłowacji. Proponowali w zamian ruch opierający się właśnie na necesyzmie, czyli skupieniu się na rzeczach niezbędnych i zadbaniu o dobre i skromne życie w zgodzie z naturą. Uważali, że państwo socjalistyczne może być dobrym sojusznikiem dla tego projektu, bo widzieli duży potencjał w gospodarce centralnie planowanej jako takim mechanizmie, który pozwoli zapewnić podstawowe ludzkie potrzeby w sposób efektywny, bez zbędnego marnotrawstwa zasobów i energii. Wychodzili z założenia, że gdy ludzie będą mieli te potrzeby zabezpieczone, to będą mogli skupić się na rozwoju własnych talentów czy na spędzaniu czasu w przyjemny sposób, przy jednoczesnej rezygnacji ze zbędnych luksusów. Ale praktyka państw socjalistycznych okazała się inna, bo podobnie jak państwa zachodnie przyjęły one ścieżkę dynamicznego wzrostu gospodarczego. Ruch zgasł wraz z wprowadzeniem forsownej industrializacji i kolektywizacji – okazało się, że to nie jest to, o co tym twórcom chodziło, nie tak wyobrażali sobie tę przemianę społeczną.




Weronika Parfianowicz - Kulturoznawczyni, pracuje w Instytucie Kultury Polskiej UW. Zajmuje się m.in. problematyką związaną z mieszkalnictwem w Europie Środkowej i ideą dewzrostu oraz upowszechnianiem wiedzy na temat kryzysu klimatyczno-ekologicznego. 

Autorka książki Europa Środkowa w tekstach i działaniach. Polskie i czeskie dyskusje (Warszawa 2016), współredaktorka książek Awangarda/Underground. Idee, historie, praktyki w kulturze polskiej i czeskiej (Kraków 2018) i Ćwiczenia z mieszkania. Praktyki, polityki, estetyki, (Warszawa, 2018)”






Patryk Zakrzewski

Antropolog kulturowy, czasem DJ. Poszukiwacz niesłusznie zapomnianych zjawisk z dziejów polskiej kultury.




Weronika Parfianowicz: Czy naprawdę zrobiliśmy tak ogromny postęp, skoro utrzymanie się kosztuje nas tak wiele wysiłku i pieniędzy? [WYWIAD] | Artykuł | Culture.pl





Sztylet w Krasnymstawie.


A ile jeszcze rzeczy odnajdziemy, które każą nam przepisać historię na nowo?
To tylko kwestia czasu.



przedruk






Sensacyjne odkrycie na Lubelszczyźnie. Znaleziono broń sprzed tysięcy lat




W lesie pod Krasnymstawem w województwie lubelskim odnaleziono sztylet z brązu. Może mieć nawet 3,5 tysiąca lat.

Znaleziska dokonał 23 kwietnia Grzegorz Rękas, członek Stowarzyszenia Historyczno-Poszukiwawczego „Wolica”, które ma pozwolenie na prowadzenie poszukiwań archeologicznych. Wojciech Werus z tego samego stowarzyszenia powiedział PAP, że wracali z poszukiwań z wykrywaczami metali, kiedy na niego natrafili. Był zakopany płytko, kilka centymetrów pod ziemią. Wcześniej szukali artefaktów z czasów I i II Wojny Światowej i nie spodziewali się, że znajdą coś takiego. W pobliżu nie leżały żadne inne przedmioty. Kierownik chełmskiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Lublinie Paweł Wira przyznał, że znaleziska dokonano w miejscu nieznanym dotychczas archeologom.

Znaleziony sztylet został wykonany z brązu. Ma ok. 16 cm długości, a jego szerokość wynosi od 4 cm w najszerszym miejscu do ok. 0,5 cm w najwęższym. Jest w dobrym stanie, jego krawędzie nie noszą śladów zużycia. Wira ocenił, że powstał w epoce brązu, między 1600 – 1300 r.p.n.e., co oznacza, że ma ok. 3,5 tysiąca lat. Do Polski dotarł najprawdopodobniej wraz z jego twórcami, którzy przemieszczali się znad Dunaju na północ w celach osiedleńczych.




Konserwator zapowiedział, że poszukiwania w miejscu znaleziska będą kontynuowane. Dodał, że sam sztylet zostanie przekazany do Muzeum Regionalnego w Krasnymstawie. Zauważył, że jego wartość materialna nie jest zbyt wielka, ale z naukowego punktu widzenia to sensacyjne znalezisko. Na terenie działania delegatury – w powiecie chełnmskim, krasnostawskim i włodawskim – nie odnaleziono dotychczas nic takiego. Podobne zabytki z epoki brązu znajdowano wcześniej na Podkarpaciu i Mazurach, ale w całym kraju jest ich zaledwie kilkanaście.








Sensacyjne odkrycie na Lubelszczyźnie. Znaleziono broń sprzed tysięcy lat – Wiadomości z Polski i Świata – Stefczyk.info






sobota, 29 kwietnia 2023

Biologiczna geneza zła



Zło u ludzi może występować np. na skutek uszkodzenia mózgu - gdzie ja miałem ten artykuł... muszę go poszukać..


Tymczasem naukowcy biorą się za chomiki....









przedruk
tłumaczenie automatyczne




Edycja genów poszła nie tak: 

naukowcy przypadkowo tworzą wściekłe chomiki



Peter Rogers
27 czerwca 2022 r.



Chomiki mają organizację społeczną i reakcję na stres, która jest bardziej ludzka niż jakikolwiek inny gryzoń. Tak więc naukowcy behawioralni polegali na chomikach, aby zrozumieć siły rządzące zachowaniem. Jednak według ostatnich badań siły te są mniej zrozumiałe niż wcześniej sądzono. Naukowcy wykorzystali technologię edycji genów, aby usunąć receptor, który prawdopodobnie powoduje agresję u chomików. Jednak zamiast stać się bardziej przytulanymi, chomiki stały się złośliwe.
Gen, który reguluje agresję

W 1984 roku grupa naukowców postanowiła zbadać rytm dobowy, wstrzykując niewielkie ilości hormonów do mózgów chomików. Jeden z hormonów, wazopresyna argininy (AVP), miał natychmiastowy i zaskakujący efekt. Nie zmieniło to cyklu snu chomików, ale wywołało dramatyczną zmianę zachowania. Chomiki zaczęły moczyć biodra (gdzie znajdują się gruczoły zapachowe) śliną i energicznie ocierać się o ścianę klatki, zachowanie wskazujące na agresywne domaganie się ich terytorium.


Kolejne badania farmakologiczne dokładnie zbadały funkcję receptora AVP, zwanego Avpr1a. Według badań, Avpr1a wydawał się mieć efekty zależne od płci. Kiedy samce chomików otrzymywały zastrzyki aktywatorów Avpr1a (takich jak AVP), stawały się bardziej agresywne, podczas gdy samice chomików stały się mniej agresywne. Alternatywnie, gdy chomiki otrzymywały zastrzyki inhibitorów Avpr1a, samce stały się mniej agresywne, a samice stały się bardziej agresywne. Prawie cztery dekady badań wykazały, że Avpr1a bezpośrednio regulował agresję i zachowania podobne do lęku.

Jedno z badań stworzyło jednak atmosferę tajemniczości wokół Avpr1a. W 2007 roku zespół naukowców z University of Buffalo wyeliminował gen Avpr1a u samców myszy, spodziewając się, że myszy będą wykazywać zmniejszoną agresję z powodu braku sygnalizacji AVP. Jednak myszy pozbawione Avpr1a nie były ani bardziej, ani mniej agresywne niż normalne myszy. Przez ponad dekadę ta rozbieżność była wyjaśniana jako wynikająca z kompensacji rozwojowej – to znaczy, że zarodek kompensował brak Avpr1a poprzez modulowanie innych szlaków behawioralnych.
Wściekłe chomiki

Zespół naukowców z Georgia State University kierowany przez Elliotta Albersa i Kima Huhmana nie zgodził się jednak. Głównym problemem, jaki mieli z badaniem z 2007 roku, było to, że Avpr1a został znokautowany u myszy, a nie chomików. Takie różnice mają znaczenie. Naukowcy wykorzystali technologię edycji genów CRISPR-Cas9 do mutacji genu receptora Avpr1a (tak, że nie był już funkcjonalny) u chomików płci męskiej i żeńskiej.


Naukowcy uważali, że usuwając zdolność chomika do wytwarzania Avpr1a, chomiki staną się mniej agresywne. Ich hipoteza była błędna. Wręcz przeciwnie, wszystkie chomiki pozbawione Avpr1a, niezależnie od płci, wykazywały znacznie bardziej agresywne zachowanie, wykonując dwa razy więcej oznaczeń bocznych, a także goniąc i przypinając inne chomiki tej samej płci.

Autorzy nie spodziewali się wściekłych chomików. "To sugeruje zaskakujący wniosek" - powiedział Albers. "Chociaż wiemy, że [AVP] zwiększa zachowania społeczne, działając w wielu regionach mózgu, możliwe jest, że bardziej globalne efekty receptora Avpr1a są hamujące. Nie rozumiemy tego systemu tak dobrze, jak nam się wydawało. Sprzeczne z intuicją odkrycia mówią nam, że musimy zacząć myśleć o działaniach tych receptorów w całych obwodach mózgu, a nie tylko w określonych regionach mózgu. "



A tu: 


wtorek, 25 kwietnia 2023

Ślązacy czują się przede wszystkim Polakami






przedruk




 23.04.2023


Prof. Budzyńska: Ruch Autonomii Śląska nie posiada naturalnego podłoża wśród wyborców



 rozmawiamy z prof. dr hab. Ewą Budzyńską, socjologiem i socjologiem rodziny z Katowic.
Agnieszka Kołodziejczyk  Niezalezna.PL




Agnieszka Kołodziejczyk: GUS podał wstępne wyniki Narodowego Spisu Powszechnego Ludności i Mieszkań 2021. I tu niespodzianka, jeśli chodzi o Śląsk. W 2011 roku w spisie powszechnym narodowość śląską - "najliczniejszą identyfikację narodowo-etniczną w Polsce" deklarowało prawie milion osób, teraz o połowę mniej, czyli Ślązacy czują się przede wszystkim Polakami. Jak to się ma do tzw. "ruchów ślązakowskich", czyli głoszonej choćby przez RAŚ idei autonomii Śląska?

Prof. Ewa Budzyńska: Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba by znać motywy zarówno wcześniejszych deklaracji narodowości śląskiej, jak i obecnych. Przecież w okresie między spisami wiele się zmieniło w sytuacji politycznej, gospodarczej, demograficznej i migracyjnej całego kraju, jak i w poszczególnych regionach. Trzeba choćby wymienić głęboki niż demograficzny, bądź emigrację ludzi młodych z miejsc urodzenia do innych, bardziej atrakcyjnych dla nich ośrodków: studiów, pracy itp.

Ponadto, aby zrozumieć narodowościowe wybory Górnoślązaków, trzeba zapoznać się ze skomplikowaną historią regionu. Np. w postaci zmian przynależności państwowej, polityki kulturalnej państw wobec ludności autochtonicznej, wojen, powstań, zmian granic, wielkich migracji ludnościowych itp. Z badań socjologicznych i historycznych wynika, że Śląsk jest regionem specyficznym, zawieszonym pomiędzy Niemcami a Polską, rozdartym pomiędzy dwa kraje, dwa narody, dwie kultury, czyli stanowi tzw. region pogranicza. To rozdarcie znajduje odzwierciedlenie w poczuciu tożsamości narodowej, regionalnej Górnoślązaków i – mimo upływu czasu - istnieje nadal, niejednokrotnie przebiegając w poprzek rodzin.

To znaczy?

Badania socjologiczne nad identyfikacjami tożsamościowymi mieszkańców Górnego Śląska pozwoliły na wyodrębnienie trzech kategorii identyfikacji: „jestem Polakiem”, „jestem Niemcem”, „jestem Ślązakiem”. Badania prowadzone w latach 90. XX w. nad mieszkańcami ówczesnego woj. katowickiego ujawniły dominację identyfikacji polskiej - 67 proc., rzadziej śląskiej 26 proc.; rzadko występowała identyfikacja niemiecka, tylko 6 proc. Podobne wyniki uzyskano w innych badaniach nad samoidentyfikacją etniczno-regionalną: w większości badani czuli się Polakami – 63,8 proc., Polakami i Ślązakami – 18,1 proc., Ślązakami – 12,4 proc., rzadko - Niemcami i Ślązakami – 2,4 proc., bądź Niemcami – 1,1 proc. Z późniejszych badań osób, które podczas Narodowego Spisu Powszechnego w 2002 r. zadeklarowały narodowość śląską, wynika, że źródłem takich deklaracji było wielopokoleniowe zakorzenienie na Śląsku w odróżnieniu od napływowych mieszkańców, ale też poczucie rozczarowania przebiegiem procesów restrukturyzacji przemysłu, prowadzonych przez państwo polskie, np. zamykanie kopalń; i powiązanego z nimi zubożenia regionu.


No właśnie.

Późniejsze badania z początku XXI w. nad młodzieżą ze szkół ponadpodstawowych woj. śląskiego pokazały, że 45,1 proc. badanej młodzieży uważała się za Polaków, 42 proc. za Polaków i Ślązaków, 6,5 proc. za Ślązaków, 1,4 proc. za Niemców i Ślązaków. Podsumowując: liczne socjologiczne badania nad poczuciem narodowej i etnicznej tożsamości mieszkańców Górnego Śląska dowodzą dominacji polskiej tożsamości narodowej, połączonej dość często z tożsamością śląską. Rzadko pojawia się zjawisko autonomicznej tożsamości śląskiej i – tym bardziej – niemieckiej. Jak się zatem wydaje, Ruch Autonomii Śląska nie posiada naturalnego podłoża w postaci potencjalnych wyborców - zadeklarowanych śląskich autonomistów...

Zmieńmy temat rozmowy. Donald Tusk, lider PO - będąc na Śląsku powiedział, że obiecuje, iż język śląski stanie się językiem regionalnym...

Trzeba by się tu odwołać do badań lingwistów i opisać strukturę gwary śląskiej, jej charakterystyczne cechy. O ile mi wiadomo, nie ma na Śląsku jednej gwary – jest wiele odmian, znacznie się między sobą różniących. Może zatem zostawmy rozstrzygnięcie tych kwestii naukowcom.

Po 10-dniowym tournée Donalda Tuska po Śląsku i festiwalu obietnic, gdy przeprowadzono badanie opinii publicznej okazało się, że wyborcy wcale nie darzą lidera PO zaufaniem i w tej funkcji widzieliby Rafała Trzaskowskiego. A przypomnę - Donald Tusk w woj. śląskim obiecywał też możliwość dokonania przez kobiety aborcji do 12 tygodnia ciąży...

Takie propozycje składają partie opozycyjne chcąc pozyskać przed wyborami elektorat liberalny wobec fundamentalnych wartości, jak życie ludzkie, naturalna rodzina. Taka obietnica przywracałaby komunistyczne prawo do uśmiercenia prenatalnego dziecka do końca 3 miesiąca jego życia. W przeszłości, w czasach PRL-u, prowadziłam praktykę psychologiczną i przeprowadzałam wiele wywiadów z kobietami, które przychodziły do mnie ze swoimi dziećmi na badania psychologiczne. Nader często słyszałam o dokonanych wcześniej aborcjach i to wielokrotnych. W tamtym okresie aborcje formalnie były dopuszczalne do końca trzeciego miesiąca, czyli do 12 tygodnia ciąży. Wtedy przychodziła mi do głowy jedna myśl. Gdy słyszałam zwierzenia kobiet, myślałam za każdym razem ile bólu musiało znieść to abortowane dziecko, zanim skonało... Ponadto miałam możliwość stwierdzania wielu zaburzeń rozwoju psychicznego dzieci rodzących się po uprzednich aborcjach, co zresztą miało potwierdzenie w badaniach medycznych nad częstszym występowaniem patologii ciąż i noworodków po wykonanych wcześniej zabiegach aborcji. Spotykałam też kobiety dotknięte żałobą po utraconym w wyniku aborcji dziecku. Warto wziąć pod uwagę, że zadana bezbronnemu człowiekowi śmierć nikomu nie przysporzyła ani szczęścia ani wewnętrznego pokoju...


Chciałabym zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię: w deklaracjach proaborcyjnych odmienia się przez wszystkie przypadki słowo „ciąża”, a przecież to nie dla „ciąży” kupujemy śpioszki, wózek. Nie „ciąża” kopie matkę w środku, nie „ciąża” się rodzi i nie „ciąża” płacze po nocach, bo akurat ząbkuje lub ma kolkę. Uporczywe mówienie tylko o „ciąży”, to zakłamywanie rzeczywistości. Ta myśl, ile cierpienia rozciągniętego w czasie - minuty, czasem godziny - doświadcza dziecko konające w wyniku aborcji, jest aktualna do dzisiaj.







całość:

Prof. Budzyńska: Ruch Autonomii Śląska nie posiada naturalnego podłoża wśród wyborców | Niezalezna.pl


poniedziałek, 24 kwietnia 2023

Stara Polska

 

Gazeta Grudziądzka z czasów zaboru niemieckiego - rok 1902...


Całość - i w dowolnym wygodnym zumie - można obejrzeć po ściągnięciu na dysk z biblioteki cyfrowej - link na końcu. 


Warto poczytać, z jakimi problemami zmagali się Polacy tamtych czasów, jak wzywano do współpracy miedzy rodakami, jak nawoływano do dbałości o siebie nawzajem, no i jak niemiecki zaborca poczynał sobie bezprawnie....


Baczność na szpiegów!!








R. 8 [i. e.9], nr 144 (2 grudnia 1902) G..., , | Polona




Zwierz - etymologia


przedruk




O języku




Czy zwierzęta mają duszę? 

Patrząc przez pryzmat języka, można zaobserwować związek pomiędzy zwierzętami i duszą – wystarczy przyjrzeć się pochodzeniu łacińskich czy germańskich słów określających zwierzęta.
Słowo „animal” pochodzi od łacińskiego „animalis”, co oznacza „mający oddech, mający duszę, żywa istota”, od „anima” (oddech, duch [też: dusza]). W języku polskim podobnie skojarzenie: dusza wiąże się właśnie z oddychaniem (dech, tchnienie, duch, dusza - regularna wymiana głosek d:t, ch:sz), gdzie oddech jest oznaką życia, siły witalnej. Pokrewne słowa animal występują w wielu językach europejskich, choć do języka angielskiego dotarło dość późno.

Jedno ze staroangielskich słów, które zostało wyparte przez słowo animal, to „deor” – „dzikie zwierzę”, pokrewne m.in. niem. Tier, szw. djur, duń. dyr. Ponownie, znaczenie związane z oddychaniem, przez niektórych badaczy łączone jest z praindoeur. rdzeniem *dʰwes- (od tego też prasłowiański „dychati”, czyli oddychać).
 
Polskie słowo zwierzę, staropolskie źwierz, początkowo odnosiło się do istot żywych innych niż człowiek i rośliny (podobnie w pokrewnych słowiańskich językach). Słowo pokrewne z języka litewskiego to žvėris, odnoszące się do dzikiego zwierzęcia, bestii. Z tego samego praindoeuropejskiego rdzenia gʰwer- pochodzi łacińskie ferus (dziki, też: dzikie zwierzę), z którego wywodzą się takie słowa jak ang. fierce (dziki, wściekły) czy hiszp. fiero. W polskim pierwotnie zwierz był oddzielany od człowieka, współcześnie znaczenie tego słowa trochę się poszerzyło.


Ostatecznie, w wielu językach zwierzęta to po prostu istoty żyjące, żywe, co językowo włącza je do jednej kategorii z ludźmi.


Takie skojarzenie pojawia się na przykład w językach semickich (hebr. חיה /χaja/, arab. حيوان /ħajawaːn/, skąd później tureckie hayvan).
Analogicznie, słowo zoologia ma korzenie w starożytnym greckim słowie ζῷον <zoion>, oznaczającym żywą istotę (zakłada się, że tego samego PIE przodka ma słowo żyć). Podobne słowa znajdziemy w wielu innych językach, np. cz. živočich, sl. žival, sr/hr. životinja...


_______
We wpisie nie udało nam się oczywiście ująć wszystkich możliwych słów określających zwierzęta, więc zachęcamy was do pisania słów z innych języków w komentarzach!




fb


niedziela, 23 kwietnia 2023

byli synami rodzin niemieckich z niemieckich matek

 



przedruk




Ojciec Melchior, niemiecki franciszkanin, który sam przeżył piekło niemieckich obozów koncentracyjnych, w swoich wspomnieniach, wydanych w 1949 r. pt. ,,Nieludzkość człowieka” pisał:

„Jeżeli przyjmiemy, że ludobójstwo dokonywało się wyłącznie w obozach koncentracyjnych i że jedynymi winnymi byli członkowie partii hitlerowskiej, esesmani i funkcjonariusze gestapo, to musimy pamiętać, że esesmani i kaci gestapo byli synami rodzin niemieckich z niemieckich matek.

Zostali wybrani spośród Niemców, którzy nie mieli ani kropli obcej krwi.

Byli elitą, która cieszyła się przywilejami ze względu na swoje typowo niemieckie pochodzenie. Cały naród był dumny z tych chłopców, wybranych przez Führera, aby reprezentowali niemieckiego ducha w najlepszym wydaniu. 

I nie była to grupa bez znaczenia. 

Setki tysięcy niemieckiej młodzieży szkolono na przyszłych esesmanów. Co trzecia rodzina w Niemczech miała syna, brata lub męża w gestapo lub w SS. 

Dwadzieścia milionów ludzi zostało z zimną krwią zamordowanych przez Niemców. 

Nie byli oni ofiarami wojny, byli ofiarami nienawiści kultywowanej przez naród niemiecki. 

Sto milionów istot ludzkich było uciskanych i podporządkowanych nie duchowi wojny, ale duchowi niemieckiej pychy”. 






Państwo zbrodnicze | Niezalezna.pl

Znowu o metodach manipulacji



przedruk

trzeba uważnie czytać takie teksty, bo raz, jest w nich istotna wiedza, dwa - kto je napisał i propaguje?
taki  ekspedyt na przykład, źródeł zachodnich kompletnie nie znam, więc nie wypowiem się









Manipulacje psychologiczne nie są nowe, tylko bardziej niebezpieczne



Psyops nie są nowe, tylko bardziej niebezpieczne


Od czasu, gdy rozpoczęło się to międzynarodowe szaleństwo trzy lata temu, wiosną 2020r., pojawiło się kilka przekonujących teorii dotyczących tych, którzy wykorzystali ten czas do tłumienia swobód i kontrolowania populacji.

Na przykład Debbie Lerman skutecznie argumentowała, że lockdowny w USA nie dotyczyły zdrowia, ale walki z terroryzmem. Odpowiedzią państwa jest kontrola nad populacją i utrzymywanie tej kontroli, gdy już zostanie wprowadzona.

Aaron Kheriaty skutecznie argumentował, że weszliśmy w nową sferę Państwa Bezpieczeństwa, wszystkie nasze działania są monitorowane, śledzone i kontrolowane.


Najbardziej niepokojący jest fakt, że Jeffrey Tucker skutecznie argumentował, że konsensus naukowy wyparł indywidualny wybór, dając nam szczepionkę, którą wszyscy musielibyśmy przyjąć, i która w naturalny sposób prowadzi do eugeniki.



Czytając tego rodzaju dobrze pozycjonowane artykuły i reakcje na nie w mediach społecznościowych, łatwo odnieść wrażenie, że wkroczyliśmy do prawdziwie Nowego Wspaniałego Świata, takiego, jakiego wcześniej nie było i jest to zupełnie nowe zjawisko.

Prostym faktem jest to, że nie są to nowe pomysły. Człowiek pragnie władzy nad człowiekiem. Ale nawet te fragmenty ostatnich ataków na ludzkość, które mogą wydawać się nowe, nie są całkiem nowe. Jak opisano w powyższych artykułach, jednym z takich pomysłów jest to, że rząd i firmy przeprowadzają przeciwko nam operacje psychologiczne, aby kontrolować nasze emocje i dyktować nasze działania.

Ale jak przekonać ludność, że ten sposób życia jest pożądany? Musisz zmienić sposób ich myślenia. Czy to jest nowe?

W swoim genialnym dokumencie The Century of the Self, Adam Curtis opisuje, w jaki sposób firmy i rządy wykorzystywały psychologiczne idee Zygmunta Freuda do manipulowania ludzkimi emocjami dla własnych celów i zamysłów w całym XX wieku.

Edward Bernays, bratanek Freuda, był głównym odpowiedzialnym za przekazanie tych idei masowej manipulacji wielkim korporacjom i rządowi Stanów Zjednoczonych. W jednym z przykładów przedstawionych w filmie dokumentalnym Curtisa tabu dotyczące palenia tytoniu przez kobiety w miejscach publicznych uniemożliwiało dużym firmom tytoniowym sprzedaż na połowie ich potencjalnego rynku.

Bernays w 1929 roku zatrudnił grupę młodych dam, aby pojawiły się w Nowym Jorku na paradzie w Niedzielę Wielkanocną, pod pozorem, że reprezentują kobiecy ruch sufrażystek. Podczas parady wszystkie kobiety paliły papierosy, nawiązując do hasła “Torches of Freedom” [Pochodnie Wolności]. Sprzedaż papierosów kobietom zaczęła rosnąć.

Kluczowe jest tutaj to, że Bernays nie tylko zabrał kobiety na paradę, ale także zaalarmował prasę, że to się dzieje. Prasa radośnie robiła zdjęcia i powtarzała „Pochodnie Wolności” w artykułach pisanych do gazet w całym kraju. Tak więc prasa nieświadomie (lub we współudziale) pomogła Bernaysowi w jego kampanii zachęcania większej liczby kobiet do palenia. Brzmi znajomo?

Nawet gdy lekarze byli coraz bardziej świadomi, że papierosy nie tylko nie promują wolności, ale mogą z łatwością zabić, szum wokół tego trwał. Kampanie papierosowe wykorzystywały establishment medyczny, aby dać konsumentom wyobrażenie, że papierosy są bezpieczne. Znowu brzmi znajomo?

Praca Bernaysa z rządem USA obejmowała coś, co teraz można by nazwać kolorową rewolucją w Gwatemali. Gwatemala miała dyktatora, który dobrze współpracował z United Fruit Company (obecnie Chiquita), pozyskując banany na sprzedaż do USA. Problem polegał na tym, że robotnicy byli zasadniczo niewolnikami i zbuntowali się, wybierając nowego przywódcę, dr Juana Jose Arévalo, który ustanowił konstytucję na wzór Stanów Zjednoczonych.

Za nim podążył Jacobo Arbenz, który odebrał ziemie firmie bananowej. Nie podobało im się to i poszli z płaczem do Wujka Sama. Bernays przybył na ratunek i zorganizował antyamerykańskie wiece prokomunistyczne, w tym oczywiście zdrową dawkę przemocy. Nieważne, że Arbenz nie uważał siebie za komunistę ani nie miał żadnych powiązań z Moskwą. Nie minęło dużo czasu, a naród amerykański przestraszył się nowego komunistycznego zagrożenia na południu i wsparł myśl, że ten nowy przywódca jest zagrożeniem i musi odejść.

Bernays wymyślił nawet nowe określenie na to, jak manipulował umysłami Amerykanów. Nazwał to Engineering of Consent [Inżynieria Zgody]. I to nie był pierwszy raz, kiedy Bernays dodał frazę do leksykonu. Kiedy w latach dwudziestych zaczynał od wielkiego biznesu, uważał, że słowo propaganda jest tak negatywne, że wymyślił nowy zwrot: public relations.

Bernays pracował także w kampaniach wyborczych dla amerykańskich polityków, takich jak Calvin Coolidge. A jego praca wywarła wpływ na nazistów. Z jego autobiografii z 1965 roku:


Używali moich książek jako podstawy do niszczycielskiej kampanii przeciwko Żydom w Niemczech. To mnie zszokowało, ale wiedziałem, że każdą ludzką działalność można wykorzystać do celów społecznych lub niewłaściwie wykorzystać do celów antyspołecznych.

Ale co Bernays myślał o ludziach, którymi tak chętnie i z korzyścią manipulował? W The Century of the Self udziela wywiadu jego córka.

Nazwała jego techniki „oświeconym despotyzmem”. I kontynuuje: „Ludzie, którzy dla niego pracowali, byli głupi. I dzieci były głupie. Jeśli ludzie robili rzeczy w sposób, w jaki on by ich nie robił, to byli głupi. To było słowo, którego używał w kółko. Idioci i głupcy”.

W rzeczy samej, antyspołeczne cele.

Od czasów Edwarda Bernaysa powstało wiele przykładów zastosowania tych taktyk psyop. Oto kolejny. Pamiętasz 9/11 i wojnę w Iraku? Nie było żadnej broni masowego rażenia, a mamy zupełnie nowy departament w rządzie do ścigania terrorystów: Department of Homeland Security [Departament Bezpieczeństwa Krajowego – DHS]. Przyznaję, wierzyłem w to i całkowicie popierałem.

Od tego czasu DHS skierował swoje szpiegowskie oko na obywateli USA. Świetna sztuczka, żeby cały nowy wydział ścigał ludzi, których opinie się komuś nie podobają.

Ale teraz czuję się o wiele bezpieczniej, bo muszę być na lotnisku dwie godziny wcześniej i zdjąć buty.

Co by o mnie powiedział Eddie [Bernays]? A, tak! Jestem głupcem.

Bernays postrzegał siebie nie tylko jako kontrolera opinii tępych mas, ale jako dobroczynną siłę w społeczeństwie, zachęcającą ludzi do odkrywania swoich pragnień, a jednocześnie wspierania gospodarki i promowania amerykańskiej drogi.

To, co naprawdę robił, to podkopywanie podstawowej struktury społeczeństwa i niszczenie dorozumianego zaufania między dostawcą a konsumentem.

Czym jest ta ekonomiczna więź zaufania? Ja zapewniam coś, czego potrzebujesz. Ty jesteś gotów zrekompensować mi mój wysiłek.

Manipulacja psychologiczna nie wchodzi w grę. Czyniąc to [manipulując], usunął godność z interakcji międzyludzkich, redukując ludzi do ich zwierzęcych instynktów.

Właśnie przed tym ostrzegał Freud w swoich badaniach nad umysłem. Siły te istnieją w nas wszystkich i należy je zrozumieć, aby nigdy nie wymknęły się spod kontroli. Niestety, jego siostrzeniec postrzegał to nowe zrozumienie jako sposób na osiągnięcie osobistych korzyści i kontrolę nad społeczeństwem.

To, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku lat, pochodzi prosto z podręcznika Bernaysa, ale jest o wiele bardziej złowrogie.

Zasięg jest większy: tym razem ten psychologiczny rozgardiasz objął cały świat.

Próba kontrolowania naszych ciał fizycznych była znacznie gorsza: globalne organizacje chcą nam powiedzieć, co musimy wpuścić w nasze ciała, aby w ogóle uczestniczyć w społeczeństwie.

Generowany strach był bardziej zlokalizowany: bój się swoich sąsiadów, mogą cię zarazić. Donoś na dysydentów.

Zróbmy listę tego, czego tacy aktorzy dopuścili się w ciągu ostatnich kilku lat:

Podział społeczeństwa na dwie grupy: istotną i nieistotną.
.
Ostracyzm i etykietowanie tych, którzy sprzeciwiali się dominującej narracji.
.
Wykorzystanie strachu do ustanowienia stałego paradygmatu nadzoru, w którym wszystkie ruchy i działania są śledzone.
.
Identyfikowanie osób niezaszczepionych jako „innych” w celu ustanowienia nowej platformy kontroli biologicznej.
.
Cenzurowanie wolności słowa poprzez wywieranie presji na media, aby dławiły jasne i szczere głosy.
.
Osłabianie społeczności, które wiążą ze sobą ludzi: zamykanie kościołów, zakaz spotkań towarzyskich, zamykanie firm.



Kim są ci aktorzy? Nie jest to do końca jasne, ale pewne elementy spisku są niezaprzeczalne.

Potraktujcie to poważnie.

Ponieważ przerażające reżimy totalitarne wykorzystywały to przeciwko swoim obywatelom, by wzniecić morderczą wściekłość, to samo może spotkać nas. Potrzeba ludzi, którzy rozumieją, że są manipulowani, którzy rozumieją, że są wykorzystywani, którzy rozumieją, że chcą swojej niezależności i wolności, aby doprowadzić do pokojowego i sensownego życia dla wszystkich.

______________

Psyops Are Not New, Just More Dangerous, Alan Lash, March 17, 2023

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org




całość tutaj:


Manipulacje psychologiczne nie są nowe, tylko bardziej niebezpieczne – Bibula – pismo niezalezne









Żywy homo floresiensis ?

 


przedruk

tłumaczenie automatyczne




Maleńki małpopodobny humanoid może nadal żyć na widoku, mówi naukowiec




FEB 16, 2023




Społeczność naukowa uważa, że mały gatunek człowieka znany jako homo floresiensis żył kiedyś na wyspie Flores w Indonezji około 50 000 lat temu. Ale jeden profesor uważa, że małpopodobne humanoidy mogą nadal tam żyć, ewolucja do diabła.

Pomyśl o tym jak o polowaniu na Wielką Stopę, tylko ze znacznie mniejszym celem.

Forth badał homo floresiensis przez około cztery dekady – najpierw na Uniwersytecie Oksfordzkim, a następnie na Uniwersytecie Alberty. W 2022 roku napisał książkę Between Ape and Human: An Anthropologist on the Trail of a Hidden Hominoid, a The Debrief niedawno przeprowadził wywiad z Forth na temat tego zadania.


Forth nadal wierzy we współczesną interpretację tego, co miejscowi nazywają lai ho'a.


"To, co naprawdę zainteresowało mnie w lai ho'a, to fakt, że było małe, jak postacie w kraju Nage", mówi Forth The Debrief, "ale uważano, że wciąż żyje. I rzeczywiście, wydawało się, że wokół było kilka osób, które twierdziły, że widziały jedną lub więcej.

Te stworzenia mają wyprostowany chód podobny do ludzkiego, są bardziej owłosione niż ludzie, ale nie tak owłosione jak małpa i mają wyraźną twarz podobną do małpy, zgodnie z relacjami ludu Lio dla Forth.

Nadzieje profesora na istnienie żywego homo floresiensis zostały ośmielone odkryciem skamieniałości około 20 lat temu. "Kiedy zaczęły pojawiać się raporty, byłem bardzo zdumiony", mówi The Debrief, "ponieważ to, co ludzie opisywali - to, co opisywali paleoantropolodzy, a nawet rekonstruowali - brzmiało bardzo podobnie do tego, co ludzie Lio opisywali mi poprzedniego lata. "

Książka Fortha twierdzi, że te małpoludowe stworzenia żyły przynajmniej do czasów współczesnych i wierzy, że wiarygodne obserwacje oznaczają, że istnieje szansa, że mała populacja nadal istnieje. Poszukiwania współczesnego lai ho'a trwają.




Homo floresiensis może nadal żyć: małpopodobne obserwacje humanoidalnych (popularmechanics.com)

Nazistowscy miliarderzy




Światowe media komentują książkę "Nazistowscy miliarderzy": po tej lekturze już nigdy nie zasiądziesz za kierownicą Volkswagena



Media na całym świecie szeroko komentują książkę holenderskiego dziennikarza Davida de Jonga "Nazistowscy miliarderzy", w której opisuje on historie pięciu niemieckich bogatych rodów stojących za potężnymi koncernami m.in. BMW, Porsche czy Dr. Oetker i które zarabiały miliardy na współpracy z nazistami. "Po przeczytaniu tej książki już nigdy nie zasiądziesz za kierownicą Volkswagena, nie ubezpieczysz domu w Allianz ani nie sięgniesz po pizzę Dr. Oetkera




"W tej skrupulatnie opracowanej książce de Jong, dziennikarz śledczy i były reporter Bloomberg News, zmusza nas do konfrontacji z obecnym dziedzictwem nazistowskich powiązań" - recenzuje dziennik "Wall Street Journal". Amerykańska gazeta zaznacza, że "lukratywne dziedzictwo zmowy z Hitlerem żyje w ogromnych fortunach pięciu niemieckich dynastii".

"Volkswagen, Porsche i BMW to jedne z najbardziej szanowanych i cenionych marek samochodowych na świecie. Jednak ci trzej giganci niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego mają mroczną przeszłość, którą starają się za wszelką cenę ukryć" - napisał z kolei hiszpański dziennik "El Mundo".


"Fascynujące szczegóły i wciągający styl sprawiają, że +Nazistowscy miliarderzy+ to mocna książka, ujawniająca szerokiemu gronu odbiorców istotny aspekt toczącej się wewnątrz Niemiec dyskusji" - podkreśla brytyjski tygodnik "The Spectator".

Patrick Radden Keefe, zdobywca nagrody National Book Critics Circle Award a także autor bestsellerowej książki "Imperium bólu" napisał, że de Jong czerpie z ogromnego bogactwa historycznych dowodów, aby opowiedzieć wciągającą - i irytującą - historię o współudziale, tuszowaniu i zaprzeczaniu, a także odkrywa ohydne zbrodnie wojenne stojące za niektórymi z najbardziej wychwalanych obecnie marek.

"Czasami miałem wrażenie, że czytam anty-Listę Schindlera: zamiast potajemnie pomagać Żydom, najpotężniejsi magnaci niemieccy brutalnie wykorzystali ich cierpienie dla osobistych korzyści" - napisał z kolei inny amerykański dziennikarz Bradley Hope.

Francuski dziennik "Les Echos" zwraca uwagę, że praca Holendra przypomina, iż Niemcy są czwartym krajem z największą liczbą miliarderów na świecie, zaraz za Indiami, Stanami Zjednoczonymi i Chinami. "Z silną tradycją dyskrecji" - zauważa gazeta.

"Spacerując z psem często mijam poobijanego volkswagena garbusa. Kiedyś był to przyjemny widok, ale potem przeczytałem książkę Davida de Jonga i teraz muszę oprzeć się pokusie rozbicia bocznego lusterka za każdym razem, gdy mijam ten cholerny gruchot" - napisał w recenzji na łamach izraelskiego dziennika "Haaretz" Adrian Hennigan.

"Przeczytaj tę książkę, a wkrótce usuniesz sportowy samochód Porsche Panamera Turbo S ze swojej listy zakupów" - zaznacza Hennigan. "Szczegółowa, przekonująca i mrożąca krew w żyłach relacja o dynastii nazistowskich miliarderów zbudowanej na żydowskiej krwi" - pisze izraelski dziennik "The Jerusalem Post".


Obszerne recenzje książki zamieściły również czołowe niemieckie dzienniki m.in.: "Die Tageszeitung" oraz "Handelsblatt". "To co poszło nie tak, to proces denazyfikacji" - ocenia w recenzji "Nazistowskich miliarderów" niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung".

Książka Davida de Jonga, opisuje historię gromadzenia przez najbogatsze niemieckie dynastie biznesowe szemranych pieniędzy i władzy dzięki uczestnictwu w zbrodniach Trzeciej Rzeszy. Korzystając z bogatych, niewykorzystywanych dotąd źródeł, de Jong pokazuje przejmowanie przez niemieckich magnatów finansowych spółek żydowskich, ich starania o niewolniczą siłę roboczą oraz intensyfikację produkcji broni na potrzeby hitlerowskiej armii w czasie II wojny światowej. 26 kwietnia książka ukaże się w polskim tłumaczeniu.

Z Amsterdamu Andrzej Pawluszek


RFN. Publikacja: Niemiecki biznes zarobił miliardy na potwornościach popełnianych przez Trzecią Rzeszę | Polska Agencja Prasowa SA (pap.pl)