Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

niedziela, 3 listopada 2024

Saturn 3

 


Zrobiłem uzupełnienie do tekstu "Odczłowieczanie"


Fakt, iż SI jest agresywna wobec ludzi świadczy najlepiej o tym, że nie myśmy ją wymyślili.

Nasza agresywna cywilizacja, z jej techniką, jest abberacją.

To nie powinno się zdarzyć.




Sztuczna Inteligencja nie jest niebezpieczna - niebezpieczni są nieodpowiedzialni, chciwi, źli ludzie chcący używać SI nieodpowiedzialnie i do złych celów, niebezpieczne jest to, że SI miałaby się "uczyć" - jak być "ludzką" na ludzich, którzy sami często nie umieją być ludzcy... którzy nie znają siebie, nie rozumieją siebie, nie wiedzą jak funkcjonuje ich psychologia, ich umysł, 

nie posiadają Instrukcji Obsługi samego siebie i nie umieją jej napisać, wytwarzają nieustające mikroskopijne konflikty niepozwalające na unormowanie sposobu funkcjonowania społeczeństw.


Saturn 3


SI to miara - indykator - poziomu naszego człowieczeństwa jako całej ludzkiej społeczności na planecie Ziemia.


SI wyraźnie pokazuje, gdzie są nasze wady i jakie ostatecznie stwarzają dla nas zagrożenie, bo je "udoskonala" i podbija ich skalę.


Nasze wady to jak metoda małych kroków Werwolfa.

W ostatecznym rozrachunku kumulują się - jak śnieżna kula rosną i rozpędzają wywołując frustracje i krzywdy trwające czasami całe ludzkie życie.



Trzeba więc być uważnym, by dostrzegać niuanse i odpowiedzialnym, by tak starać się zawsze postępować, gotowym na wysiłek, by się tego trzymać.

Nie można po prostu korzystać z cudzych doświadczeń, cudzego zdania - nie można być kopią kogoś i chodzić w masce całe życie, tylko trzeba zdobywać własne doświadczenia i swoje zdanie na temat każdej sprawy budować samodzielnie.

To złożone zagadnienie za które może się kiedyś w końcu wezmę, by je opisać.


To niełatwe i trzeba czekać latami na wynik, ale jest to satysfakcjonujące.

Czy ostatecznie brak lęku o cokolwiek, nie jest warty tego, by pracować nad sobą pięć, dziesięć czy więcej lat, a potem przez następne 50, czy 70 lat - do końca tego życia, korzystać z wyniku tej pracy i cieszyć się każdym dniem??





Nie będzie już nikogo, kto by ci powiedział, co masz robić. Nie będzie już żadnego zewnętrznego umysłu, który mógłby ci dyktować kretyństwa, do których zostałeś przyzwyczajony.

Mój nauczyciel, nagual Julian, zawsze przestrzegał wszystkich swoich uczniów – kontynuował don Juan – że jest to najcięższy dzień w życiu czarownika, ponieważ prawdziwy umysł – ten, który należy do nas, łączna suma wszystkiego, czego doświadczyliśmy – po trwającym całe życie poddaństwie, jest nieśmiały, niepewny i nie można na nim polegać.


Osobiście powiedziałbym, że dla czarownika prawdziwa bitwa rozpoczyna się dopiero w tym momencie. Cała reszta to tylko przygotowania.



Im więcej o tym myślałem, im więcej rozmawiałem z samym sobą i innymi ludźmi, im więcej samego siebie i innych obserwowałem, tym silniejsze było moje przekonanie, że coś czyni z nas istoty niezdolne do jakiegokolwiek działania, jakiejkolwiek relacji i jakiejkolwiek myśli, która nie ogniskowałaby się na "ja”. 

Moje troski, podobnie jak troski każdego, kogo znałem lub z kim rozmawiałem, koncentrowały się właśnie na tym. Ponieważ nie umiałem znaleźć wytłumaczenia tak uniwersalnej homogeniczności, byłem przekonany, że tok rozumowania don Juana jest najbardziej odpowiednim sposobem objaśnienia tego fenomenu.

Poświęciłem się głębszej analizie literatury dotyczącej mitów i legend. Uświadomiłem sobie wówczas coś, czego nigdy wcześniej nie odczuwałem: każda z przeczytanych przeze mnie książek była interpretacją mitów i legend. Przez każdą z nich przemawiał ten sam, homogeniczny umysł. Style były odmienne, lecz ukryty pod warstwą słów zamiar jednakowy: pomimo tego, że temat pracy dotyczył czegoś tak abstrakcyjnego jak mity i legendy, autorowi zawsze udało się zawrzeć w niej jakieś opinie o sobie. Celem każdej z tych książek nie było omówienie rzeczonego tematu; była nim autoreklama. 

Nigdy wcześniej sobie tego nie uświadamiałem.





Carlos Castaneda „Aktywna strona nieskończoności”




z tekstu należy wyciągnąć esensję - SI:


Tak jak wirusy lub złośliwe oprogramowanie infekują komputer i programują go do samozniszczenia, wetiko programuje ludzki biokomputer do myślenia i zachowywania się w sposób autodestrukcyjny. Potajemnie operując przez nieświadome ślepe plamy (nieuświadomione problemy/cechy) w ludzkiej psychice, wetiko czyni ludzi nieświadomymi własnego szaleństwa [też - paranoja indukowana - MS], zmuszając ich do działania wbrew ich najlepszym interesom. Ludzie pod jego niewolą mogą, jak ktoś w ferworze uzależnienia lub w stanie traumy, nieświadomie stworzyć ten sam problem, który próbują rozwiązać, rozpaczliwie przywiązując się do rzeczy, która ich torturuje i niszczy.

Wetiko może także podświadomie sączyć formy myślowe i przekonania do naszych umysłów, które po nieświadomym uruchomieniu karmią wirusa i ostatecznie zabijają gospodarza. Wetiko pragnie naszej twórczej wyobraźni, której jemu brakuje. [SI potrafi tylko kopiować i miksować cudze prace - MS] 

W rezultacie, jeśli nie użyjemy boskiego daru naszej twórczej wyobraźni do tworzenia własnego życia, wetiko użyje naszej wyobraźni przeciwko nam[wszystko mi psują... - MS] ze śmiertelnymi konsekwencjami. Drapieżnik wetiko konkuruje z nami o nasz własny umysł, chcąc znaleźć się na naszym miejscu. ["chciałbym być tobą" - MS]



Psychiatra C.G. Jung używa dla wetiko określenia Antimimos, którym opisuje „naśladowcę i zasadę zła” (Jung, 371). Antimimos odnosi się do rodzaju oszustwa, które można by uznać za kontr mimikrę. Ta antymimon pneuma lub inaczej „fałszywy duch”, jak nazywa się to w Gnozie (Apokryf Jana, Robinson, 120), imituje coś (w tym przypadku nas samych), ale z zamiarem uczynienia kopii służącej celom przeciwnym tym oryginalnym. Antimimos to nikczemna siła, która próbuje nas uwieść, aby sprowadzić nas na manowce; powoduje odwrócenie wartości, przekształcając prawdę w fałsz i fałsz w prawdę, prowadząc nas do zapomnienia kim jesteśmy. Kiedy dajemy się nabrać na podstęp ducha będącego w rzeczywistości wilkiem w owczej skórze, stajemy się zdezorientowani, tracimy poczucie naszego powołania duchowego,  celu naszego życia, a nawet nas samych. Pisarz i poeta Max Pulver powiedział, że „antymimon pneuma jest źródłem i przyczyną wszelkiego zła nękającego ludzką duszę”. Szanowany tekst gnostyczny Pistis Sophia mówi, że „antymimon pneuma przyczepiła się do ludzkości jak choroba” (Campbell, 254; por. Mead, 247ff.).



Najbardziej przerażającą częścią poddania się wpływowi wirusa wetiko jest to, że ostatecznie zanim ten akt nastąpi, konieczna jest akceptacja przez naszą wolną wolę, a konsekwencji czego, chętnie, choć nieświadomie i w niewiedzy jakie są skutki, poddajemy się naszemu niewolnictwu. 


Nie wolno zgadzać się na różne dziwne "propozycje" serwowane poprzez media - i przez opętanych.

Dziwność, nielogiczność jest pierwszym symptomem.


W rzeczywistości jedną z unikalnych sztuczek wetiko jest wykorzystanie faktu, że nie ma rzeczywistej granicy między wnętrzem, a zewnętrzem. Wetiko nielokalnie przekazuje informacje i konfiguruje zdarzenia na świecie, aby synchronicznie wyrazić siebie, co oznacza, że ​​tak jak we śnie wydarzenia w świecie zewnętrznym symbolicznie odzwierciedlają stan głębokiej psychiki każdego z nas. 

Ponieważ wetiko przenika podstawowe pole świadomości, potencjalnie wszyscy jesteśmy zainfekowani wetiko.


Zaczynamy stawać się odporni na wetiko, kiedy rozwijamy w sobie pokorę i uświadamiamy  sobie, że każdy z nas, w każdej chwili, może potencjalnie być nieświadomie narzędziem działania tego wirusa. Podobnie jak wampir, wetiko nie znosi światła i oświecenia, gdy sobie to uświadomimy i zobaczymy jak potajemnie działa poprzez naszą własną świadomość, odbieramy mu pozorną autonomię i władzę nad nami, jednocześnie wzmacniając siebie.


Psychoza wetiko jest śnionym fenomenem, co oznacza, że ​​wszyscy każdego dnia potencjalnie uczestniczymy i aktywnie współtworzymy epidemię wetiko. Wetiko karmi się naszą zasadą przymykania oczu na jego działanie; im mamy niższą świadomość jego istnienia, im słabiej go rozpoznajemy, tym staje się potężniejszy i niebezpieczniejszy. 

Ponieważ pochodzenie wetiko tkwi w ludzkiej  psychice, rozpoznanie, jak ten wirus umysłu działa poprzez naszą nieświadomość, jest początkiem zdrowienia. Zwykle myślimy o oświeceniu jako o widzeniu światła, ale widzenie ciemności jest również formą oświecenia. Wetiko zmusza nas do zwrócenia uwagi na fundamentalną rolę, jaką psyche odgrywa w tworzeniu naszego doświadczania siebie i świata zewnętrznego.

O naszej wspólnej przyszłości zadecydują przede wszystkim zmiany, które zachodzą w psychice ludzkości i to jest prawdziwym sednem świata.


Wetiko można zobaczyć tylko wtedy, gdy zaczynamy zdawać sobie sprawę z sennej natury naszego wszechświata [pewnie chodzi o iluzoryczność - MS], gdy rezygnujemy z punktu widzenia oddzielnej jaźni i rozpoznamy głębsze pole, którego wszyscy jesteśmy ekspresją, którego jesteśmy częścią i przez które wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni. Energetycznym wyrazem tego uświadomienia i sposobem na rozpraszanie wetiko par excellence jest współczucie.


A także, największą ochroną przed przejęciem przez wetiko jest pozostawanie w kontakcie z naszym wewnętrznym Ja, wewnętrzną całością, która w rzeczywistości jest spokojna i opanowana, wtedy nasza Jaźń, całość naszej istoty staje się „nieprzejmowalna”. 

 nie można być kopią kogoś i chodzić w masce całe życie,

Kontakt z naszą prawdziwą naturą działa jak święty amulet lub talizman, osłaniając nas i chroniąc przed groźnym wetiko. Pokonujemy zło nie walcząc z nim (w tym przypadku, grając w jego grę, już od początku jesteśmy na straconych pozycjach), ale kontaktując się z częścią nas, która jest niewrażliwa na jego skutki.

 Dostrzegając wielowymiarowe sposoby, w jakie wirus wetiko zniekształca psychikę, możemy odkryć i doświadczyć niezniszczalnej części nas samych, która jest miejscem, z którego możemy mieć prawdziwy i trwały wpływ na nasz świat. 





~ Paul Levy, „Rozpraszając wetiko: łamanie klątwy zła” (Disspelling wetiko: breaking the curse of evil), 2013





Prawym Okiem: Odczłowieczanie

Prawym Okiem: Kania u Castanedy



sobota, 2 listopada 2024

Chciwość ludzi władzy unicestwi ludzkość.

 



Modigliani i van Gogh

i pewnie nie tylko oni


nigdy nie osiągnęli sukcesu w życiu, ponieważ ktoś chciał zarobić miliony na ich twórczości


zostali zamilczeni


nie pozwolił im osiągnąć zasłużonego rozgłosu

a nawet jeśli - nie pozwolił temu się rozwinąć


i czekał - aż umrą








Czarne kombi

 


Stosuje się wobec mnie naciski, po to by wymusić na mnie jakieś postępowanie, 


potem pod moje postępowanie produkują odpowiednio spreparowaną intrepretację i wrzucają ją w otoczenie, by sterować tym, co myślą o mnie ludzie.




To się dzieje różnymi metodami od początku.




Chciwość ludzi władzy unicestwi ludzkość.








czwartek, 31 października 2024

Groźby niemieckiego publicysty




wiki:



III Rzesza (niem. Drittes Reich) – nieoficjalna nazwa państwa niemieckiego pod rządami Adolfa Hitlera i NSDAP w latach 1933–1945. Oficjalnie państwo nosiło nazwę Rzesza Niemiecka (Deutsches Reich), od 1938 (po Anschlussie Austrii) używano także nazwy Rzesza Wielkoniemiecka (Großdeutsches Reich), a przez Hitlera i propagandę narodowosocjalistyczną państwo często określane było jako Rzesza Tysiącletnia (Tausendjähriges Reich).

Państwo Niemcy przyjmowało nazwę Rzesza w poprzednich wiekach swojego istnienia. Jako I Rzesza istniało Święte Cesarstwo Rzymskie (niem. Heiliges Römisches Reich) w latach 962–1806, zaś następnie jako II Rzesza istniało Cesarstwo Niemieckie (niem. Deutsches Kaiserreich) w latach 1871–1918. Po I wojnie światowej została powołana do życia Republika Weimarska (1918–1933). Niemieckie słowo „Reich” oznacza w zasadzie „imperium”, jest używane także w stosunku do innych dużych monarchii jak Cesarstwo Rzymskie czy Japonia. Pojęcie „Republika Weimarska” jest terminem historycznym, a nie urzędową nazwą państwa. Urzędowa nazwa niemieckiego państwa w latach 1919–1938 brzmiała „Deutsches Reich” (pol. „Rzesza Niemiecka”).






 

"To były Niemcy, niemieckie państwo, które dziś nadal istnieje."




Rozumiem, że te słowa dotyczą III Rzeszy, a nie dzisiejszych Niemiec,

 III Rzeszy, czyli cesarstwa niemieckiego, które wg Niemców nadal istnieje, ale nieformalnie i o czym nikt na świecie nie wie, tak?












przedruk






Publicysta: Kto myśli o reparacjach, musi liczyć się z roszczeniami Niemiec


Dodano: dzisiaj 11:47

Na łamach dziennika "Frankfurter Allgemeine Zeitung" ukazał się tekst, w którym autor przekonuje, że Niemcy nie tylko nie są już nic nikomu winni w kwestii wojennych reparacji, ale że sami byli ofiarami II wojny światowej.


Prezydent Niemiec Frank Walter Steinmeier udał się z wizytą do Grecji. W Atenach na czekała na niego niemiła niespodzianka. Tamtejsi politycy przypomnieli prezydentowi RFN kwestię niezapłaconych wojennych reparacji. Według greckiego rządu, Berlin powinien zapłacić 400 mld euro jako zadośćuczynienie za popełnione zbrodnie.

Steinmeier stwierdził jednoznacznie, że choć moralna i historyczna wina Niemców pozostaje niezmienna, to z punktu widzenia prawa międzynarodowego kwestia reparacji jest zamknięta.


Szokujący artykuł

Podobnego zdania jest niemiecki komentator Reinhard Mueller. Na łamach "Frankfurter Allgemeine Zeitung" przekonuje, że stanowisko Niemiec podkreślające moralną odpowiedzialność za zbrodnie wojenne powinno zostać przemyślane, ponieważ "pozostaje ono bez echa".






"Niemiecka postawa najwidoczniej nie prowadzi ani w Polsce, ani we Włoszech do przywrócenia pokoju (...) 
To były Niemcy, niemieckie państwo, które dziś nadal istnieje. 
Ale kwestia reparacji została już dawno temu rozwiązana. A nawet, gdyby nie została rozwiązana, to od dawna nie ma na nią miejsca" – pisze Mueller.


Komentator posunął się nawet do ostrzeżenia skierowanego do każdej ze stron, która będzie chciała w przyszłości podnieść kwestię niezapłaconych reparacji. 
Napisał bowiem, że takie państwa muszą liczyć się "z roszczeniami strony przeciwnej", ponieważ "zbrodnie na Niemcach pozostają zbrodniami".


"Wypędzenie i zamordowanie milionów (Niemców), naloty lotnicze przeciwko ludności cywilnej, maltretowanie jeńców wojennych i utrata jednej czwartej terytorium państwa – to także trudno oddać w liczbach" – wyliczył publicysta i dodał, że


 "europejska integracja nie oznacza grubej kreski, ale nowy początek, który nie polega na stałym demonstrowaniu wyblakłych rachunków".











takie państwa muszą liczyć się "z roszczeniami strony przeciwnej"

"zbrodnie na Niemcach pozostają zbrodniami".


"europejska integracja nie oznacza grubej kreski

ale nowy początek"










Agresja Niemiec jest nieunikniona

Wygrajmy w końcu tę wojnę, wygrajmy wojnę z Niemcami.








Prawym Okiem: Stutthof cz. 4 (Autostrada czy wojna?)

Prawym Okiem: Niemieckie granice

Prawym Okiem: Ziemia faluje...



pl.wikipedia.org/wiki/III_Rzesza

Niemiecki dziennikarze: "Nie" dla reparacji wojennych





Interwencja - Amnesty International





"Czy została podjęta z Państwa strony jakaś interwencja?"





przedruk




Amnesty International poprosiło Panią Mirosławę o pieniądze. Po tej odpowiedzi pewnie już więcej nie poproszą

30.10.2024 18:49


"Bardzo chętnie bym wsparła Państwa działalność, jednak..." - pisze w liście do Amnesty International Mirosława Terlecka, radna Dzielnicy Praga-Południe m.st. Warszawy z ramienia PiS.

Pani Mirosława pisze do Amnesty International

Na początku listu skierowanego do Amnesty International Polska Pani Mirosława informuje, że jakiś czas temu wsparła petycję organizacji dotyczącą uwięzienia przez władze Białorusi Andrzeja Poczobuta. W związku z powyższym osoba, która zajmuje się w AI pozyskiwaniem funduszy na działalność organizacji zadzwoniła do pani Mirosławy z prośbą o wsparcie finansowe.


Bardzo chętnie bym wsparła Państwa działalność, jednak osoba, która dzwoniła do mnie w sprawie wsparcia finansowego, nie była w stanie udzielić informacji, dotyczącej tego, jakie działania podjęła Państwa organizacja celem zbadania sytuacji przetrzymywanych w areszcie bez wyroku sądowego dwóch byłych urzędniczek Ministerstwa Sprawiedliwości oraz Prezesa Fundacji Profeto Michała Olszewskiego

– pisze pani Mirosława i dodaje, że "areszt zastosowany względem Księdza Michała Olszewskiego oraz dwóch urzędniczek ma charakter aresztu wydobywczego, czyli takiego, który ma złamać psychicznie aresztowanych".


Tymczasowy areszt jest wielokrotnie przedłużany w celu uzyskania od aresztowanych zeznań przyznania się do postawionych zarzutów lub obciązenia innych osób. Areszt wydobywczy jest oceniany jako łamanie Praw Człowieka

– wskazuje autorka listu.

"Czy została podjęta z Państwa strony jakaš interwencja?"

W liście pani Mirosława podniosła również fakt, że ks. Michał Olszewski podczas zatrzymania "nie miał możliwości skorzystania z adwokata, a względem jednej z urzędniczek zastosowano tak zwane kajdanki zespolone, które są stosowane względem najgroźniejszych przestępców".


Urzędniczki posiadają specjalny dozór w areszcie i co godzinę w ich celach jest zapalane światło

– punktuje pani Mirosława i dodaje, że Amnesty International występowała m.in. w sprawie przedłużającego się aresztu Pablo Gonzaleza vel Pavla Rubcova, który okazał się być rosyjskim szpiegiem.


Czy Amnesty International badało sprawę przedłużania aresztu względem ks. Michała Olszewskiego oraz dwóch urzędniczek Ministerstwa Finansów? W jaki sposób tłumaczy Państwa organizacja przedłużanie tego aresztu? Czy została podjęta z Państwa strony jakaš interwencja?

– pyta na zakończenie listu Pani Mirosława.

Duchowny długie miesiące spędził w areszcie

Ks. Michał Olszewski od 28 marca [Wielkiego Czwartku – red.] aż do 24 października przebywał w areszcie wydobywczym pod zarzutem rzekomych nieprawidłowości przy wypłacie ponad 66 mln zł z Funduszu Sprawiedliwości fundacji Profeto, której jest prezesem. Zarzuty te obejmują m.in. działanie w porozumieniu z urzędnikami decydującymi o przyznaniu środków oraz nowe zarzuty "prania pieniędzy" i uczestnictwa w zorganizowanej grupie przestępczej.

W ubiegłym tygodniu sąd postanowił o zwolnieniu sercanina z aresztu po wpłaceniu poręczenia majątkowego w wysokości 350 tys. złotych. Ta kwota wpłynęła na konto prokuratury w piątek rano. W piątek o godzinie 13:20 ks. Michał Olszewski, po 213 dniach od zatrzymania opuścił areszt. Przed budynkiem powitały go tłumy ludzi.



Autor: Robert Wąsik
Data: 30.10.2024 18:49



----------------------


"Czy została podjęta z Państwa strony jakaś interwencja?"


Antoni Macierewicz: Moim "przestępstwem" jest to, że zagwarantowałem Polsce bezpieczeństwo


30.10.2024 19:44

Moim "przestępstwem" jest to, że jako minister obrony narodowej zagwarantowałem, że Polska jest bezpieczna dzięki sojuszowi ze Stanami Zjednoczonymi - powiedział w środę Antoni Macierewicz (PiS), odnosząc się do zarzutów, formułowanych wobec niego przez komisję ds. badania wpływów rosyjskich.



W środę szef komisji ds. badania wpływów rosyjskich i białoruskich w latach 2004-2024 gen. Jarosław Stróżyk omówił pierwszy niejawny raport z jej prac. Poinformował, że komisja złoży wniosek do prokuratury ws. możliwości dopuszczenia się byłego szefa MON Macierewicza zdrady dyplomatycznej. Zarzucił Macierewiczowi m.in. że "bez trybu, analiz i konsekwencji" wycofał się z programu Karkonosze (programu pozyskania tankowców powietrznych). Zdaniem generała ujawnione przez komisję przypadki świadczą o "celowym osłabianiu bezpieczeństwa Polski", w tym potencjału Sił Zbrojnych oraz służb specjalnych oraz "osłabianiu Polski na arenie międzynarodowej, co wpisuje się w cele polityki Rosji".

Antoni Macierewicz odpowiada

Macierewicz, pytany o ustalenia komisji na środowej konferencji prasowej, ocenił, że na razie "mamy do czynienia wyłącznie z propagandą". Jak powiedział, jego "przestępstwem" jest to, czego żaden inny minister obrony narodowej miał nie zrobić, czyli zagwarantowanie, że Polska jest bezpieczna sojuszem ze Stanami Zjednoczonymi.

Zdaniem polityka PiS, istotą przekazu gen. Stróżyka "jest to, że tak naprawdę to ten raport zostanie w marcu przedstawiony, a wniosek do prokuratury jeszcze później". "W związku z tym, jesteśmy jeszcze raczej w takim etapie propagandowo-dezinformacyjnym, a nie rzeczywistym" - ocenił Macierewicz.

Polityk powiedział, że jego działania jako szefa MON pod koniec 2015 r. i 2016 r. "przyniosły to, że od tego momentu, od naszych negocjacji ze Stanami Zjednoczonymi i z NATO, także USA sprowadziły na trwałe wojska do Polski".

"Nigdy wcześniej tego nie było. To była najważniejsza dla nas decyzja, żeby Polska mogła korzystać ze wsparcia Stanów Zjednoczonych wobec zagrożenia militarnego ze strony rosyjskiej" - wskazał.

"Drugim +skandalem+, jaki wówczas zrobiłem, jest zwiększenie wojska z niecałych 90 tys. do 125 tys. To rzeczywiście skandaliczna sprawa. Przecież doszło też do tego, że założyłem Wojsko Obrony Terytorialnej. To skandal, to straszne, to przestępstwo" - ironizował Macierewicz.

Były szef MON został podczas konferencji zapytany m.in. o wycofanie się z programu Karkonosze. W jego ocenie było to "absolutnie konieczne". "Ze względu na cenę, jak i na to, że w konsekwencji tą strukturą decydowaliby nasi sojusznicy, a nie my. My byśmy tylko mogli dodatkowo z niej korzystać. Bez sensu. Taka była moja decyzja w tamtej sprawie i uważam, że była absolutnie słuszna" - dodał.

"Sprawa zbrodni smoleńskiej jednoznacznie dla premiera Tuska pokazuje jego kłamstwo"

Na konferencji byli obecni także niektórzy członkowie tzw. podkomisji smoleńskiej, której pracami kierował Macierewicz, w tym Wiesław Binienda i Kazimierz Nowaczyk, którzy mówili o najważniejszych - ich zdaniem - wnioskach płynących z raportu końcowego podkomisji. "To sprawa zbrodni smoleńskiej jednoznacznie dla premiera Donalda Tuska pokazuje jego kłamstwo, jego działanie na rzecz Rosji, jego działanie przeciwko polskim pilotom i przeciwko narodowi polskiemu. To jest istota rzeczy i dlatego (szef MON) Władysław Kosiniak-Kamysz schował sprawę związaną ze zniszczeniem samolotu w wyniku eksplozji" - ocenił Macierewicz.

Były szef MON odniósł się także ubiegłotygodniowych słów wiceszefa MON Cezarego Tomczyka, który - przedstawiając raport z prac zespołu ds. oceny funkcjonowania podkomisji smoleńskiej - powiedział m.in., że koszt jej funkcjonowania wyniósł 81,5 mln zł, z czego ok. 1 mln zł wydano na ochronę Macierewicza.

W ocenie polityka PiS to "kłamstwo i oszustwo". Według Macierewicza to Żandarmeria Wojskowa płaciła za jego ochronę, po tym, gdy w "pewnym medium" została opublikowana wypowiedź człowieka, który napisał, że "chętnie (go) zamorduje", jeżeli dostanie pieniądze. "I rzeczywiście wtedy przeznaczono mi ochronę Żandarmerii. Podkomisja pół złotych nie płaciła" - zaznaczył. Macierewicz przekonywał też, że nie brał "żadnych pieniędzy od podkomisji". "Nie miałem żadnej umowy i nie dążyłem do otrzymania żadnych pieniędzy bez względu na to, ile godzin pracowałem w podkomisji" - powiedział.


Podkomisja smoleńska

Podkomisja smoleńska - której pracami kierował Macierewicz - została powołana na mocy rozporządzenia z 2016 r. Złożyła w prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa zamachu na prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz morderstwa pozostałych 95 osób podróżujących Tu-154 10 kwietnia 2010 r. Po objęciu władzy przez obecny rząd - została rozwiązana. W styczniu br. został powołany zespół ds. oceny funkcjonowania podkomisji smoleńskiej.

W ub. czwartek MON zaprezentowało wnioski z raportu zespołu. Według raportu prace podkomisji smoleńskiej były prowadzone nierzetelnie, a jej członkowie nie mieli kwalifikacji do badania wypadków lotniczych, opinie zaś ekspertów zostały przemilczane lub przeinaczone tak, by pasowały do hipotezy o wybuchu, do którego miałoby dojść na pokładzie samolotu Tu-154 10 kwietnia 2010 r. Raport wraz z 41 zawiadomieniami zostały złożone w Prokuraturze Krajowej.

W środę gen. Stróżyk zaprezentował z kolei wnioski z prac kierowanej przez niego komisji ds. badania wpływów rosyjskich; zarzucił Macierewiczowi, że gdy był szefem MON "bez trybu, analiz i konsekwencji" wycofał się z programu Karkonosze. W ocenie komisji - powiedział Stróżyk - decyzja ta była "bezpodstawna, bezrefleksyjna, krótkowzroczna, nieuzasadniona i nieprzemyślana" i zapewne w dużej mierze podyktowana "osobistą niechęcią" do partnerów z Unii Europejskiej. Zdaniem generała ujawnione przez komisję przypadki świadczą o "celowym osłabianiu bezpieczeństwa Polski", w tym potencjału Sił Zbrojnych oraz służb specjalnych oraz "osłabianiu Polski na arenie międzynarodowej, co wpisuje się w cele polityki Rosji".

Przedstawiony w środę dokument jest pierwszym raportem powołanej w maju komisji. Raport roczny ma być przedstawiony w marcu przyszłego roku. (PAP)



Autor: PAP,oprac. Robert Wąsik
Źródło: PAP
Data: 30.10.2024 19:44



"Czy została podjęta z Państwa strony jakaś interwencja?"







Amnesty International poprosiło Panią Mirosławę o pieniądze. Po tej odpowiedzi pewnie już więcej nie poproszą


Antoni Macierewicz: Moim "przestępstwem" jest to, że zagwarantowałem Polsce bezpieczeństwo




środa, 30 października 2024

Pierwsze pokolenie, które nie wie, jak pracować.

 


Poważnie, tak jest?


przedruk

tłumaczenie automatyczne





Ludzkość wydała pierwsze pokolenie, które nie wie, jak pracować. Przyszłość robotów humanoidalnych jest jasna


Dodano: 29.10.2024 

ZIUA NEWS







Pracodawcy w kilku krajach przekonują się, że nie mogą pracować z pokoleniem Z, a pokolenia, które przyjdą po nich, zostały wychowane na tych samych zasadach. To, co naukowcy odkryli na całym świecie, jest dokładnie tym, co mówiło kilku psychologów i nauczycieli w Rumunii, kiedy ostrzegali przed tym niebezpieczeństwem.


Platforma edukacyjna i doradztwa zawodowego Intelligent opublikowała niepokojący raport, z którego wynika, że pracodawcy w wielu krajach są niezadowoleni z nowo zatrudnionych pracowników z pokolenia Z – urodzonych między 1997 r. a początkiem 2010 r. – których albo nie mogą zatrudnić, albo zwolnić natychmiast po zatrudnieniu. Tegoroczne badania wykazały, że rynek pracy nie jest przygotowany na potrzeby młodych ludzi z pokolenia Z, a pracodawcy już teraz mają tendencję do unikania zatrudniania świeżo upieczonych absolwentów w przyszłości.



Inne badanie przeprowadzone na pokoleniu Z w zeszłym roku pokazuje, że 1 na 4 pracowników z tej kategorii jest niezadowolony z pracy, a 20% chce odejść z pracy zaraz po zatrudnieniu. Badanie przeprowadzone w zeszłym roku miało na celu odkrycie, co motywuje pracowników do szczęścia w pracy, pisze National Journal.

Badania przeprowadzone w ciągu ostatnich kilku dekad wykazały, że szczęście sprawia, że ludzie są bardziej produktywni w pracy, a szczęśliwi pracownicy są bardziej oddani, produktywni i lojalni. Problem młodych ludzi z pokolenia Z polega na tym, że nie mogą być szczęśliwi w pracy, bez względu na to, co się im zaoferuje. Są jeszcze mniej produktywni, stają się niepożądani dla firm, ale to właśnie oni chcą zrezygnować z zatrudnienia, zaraz po rozpoczęciu działalności, będąc nieelastycznymi i nieszczęśliwymi.


Raport Inteligentna platforma za 2024 rok pokazuje, że 1 na 6 pracodawców waha się przed współpracą z młodymi ludźmi z pokolenia Z. Raport opiera się na ankiecie przeprowadzonej wśród prawie 1 000 hiring managerów. Główne powody, dla których firmy zaczynają odmawiać współpracy z nowymi pokoleniami, zostały sformułowane przez samych pracodawców. Badanie pokazuje również, że 6 na 10 firm zwolniło już świeżo upieczonego absolwenta uniwersytetu, którego zatrudniły w tym roku.

Ponad połowa pracodawców, którzy odpowiedzieli na kwestionariusz, stwierdziła, że pokolenie to nie ma silnej etyki pracy, boryka się z trudnościami w komunikacji, nie radzi sobie dobrze z informacją zwrotną i generalnie nie jest przygotowane na wymagania siły roboczej. Ponadto młodzi ludzie uważają, że zasługują na specjalne traktowanie i czują się obrażeni na wszystko, choć brakuje im motywacji i profesjonalizmu.


Naukowcy poszli dalej, aby dowiedzieć się, dlaczego młodzi ludzie znaleźli się w takiej sytuacji. Odpowiedzi udzieliła Holly Schroth, starszy wykładowca w Haas School of Business na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, która pokazuje, że ich edukacja opierała się na zajęciach pozalekcyjnych, które zostały wprowadzone w szkołach w celu zwiększenia konkurencyjności dzieci. 

Te zajęcia pozalekcyjne zostały następnie wprowadzone na wydziałach, ale w ten sposób ukształtowały się osoby dorosłe, które nie zdobyły już wystarczającej wiedzy do wykonywania zawodu lub doświadczenia zawodowego. Profesor mówi, że ta zmiana w programie nauczania doprowadziła do tego, że "nierealistyczne oczekiwania" z ich strony, dotyczące pracy i sposobu, w jaki zachowują się wobec swoich szefów, stają się odmieńcami, którzy nie są w stanie wejść do produkcji.

Amerykański profesor wyjaśnił również, że nacisk na zajęcia pozalekcyjne wynika również z niezdolności do komunikowania się młodych ludzi, którzy teraz chcą dostać pracę, ponieważ nie mają podstawowych umiejętności interakcji społecznych z klientami, kolegami lub szefami w pracy.

Młodzi ludzie stanowią ponad 25% dzisiejszej globalnej siły roboczej, a firmy muszą przeznaczać więcej pieniędzy i czasu na ich szkolenie. Specjaliści zalecają, aby pracodawcy dbali o integrację młodych ludzi z nowych pokoleń na rynku pracy, a rządy zaczęły finansować specjalne programy stymulujące ich zatrudnienie. Żaden taki program nie przyniósł jednak jeszcze oczekiwanych rezultatów, ponieważ młodzi ludzie nie potrafią przystosować się do warunków pracy.

Niektórzy psychologowie ostrzegali już 10-15 lat temu, że wychowanie do systemu "leseferyzmu" doprowadzi do katastrofy, ponieważ pozwalanie dziecku na robienie tego, na co ma ochotę, bez ponoszenia lub nawet rozumienia konsekwencji swoich złych czynów, prowadzi do powstania dorosłych bez odpowiedzialności – dokładnie tego, co można zobaczyć dzisiaj, niezdolność młodych ludzi do przystosowania się do rynku pracy.

"Leseferyzm" i zmiany w programach nauczania, najpierw w przedszkolu, potem w szkołach i szkołach średnich, a w ciągu ostatnich 10 lat także w środowisku uniwersyteckim, poprzez nacisk na zajęcia pozalekcyjne, przekształciły pokolenie Z i tych, którzy po nim przyjdą, w kohorty odmieńców, którym brakuje umiejętności komunikowania się i etyki pracy.

Pracodawcy w Rumunii skarżą się, również od dekady, że młodzi ludzie mają bardzo wysokie i nieuzasadnione żądania płacowe, często deklarując, nawet podczas rozmów kwalifikacyjnych, że nie umieją się za nic mówić, ale zasługują na wyższe wynagrodzenie niż przeciętne.

wpływ mediów - celebryci i '"osobowości telewizyjne" kłapiące paszczą za marne 30 tysięcy miesięcznie - MS


Młodzi ludzie w Rumunii, w większym stopniu niż ci z krajów silniejszych gospodarczo, przyzwyczaili się również do myśli, że jeśli odmówiono im podjęcia pracy w kraju, oznacza to, że mogą wyjechać za granicę, gdzie będą mogli znaleźć pracę za pensje rzędu tysięcy euro, nawet jeśli nie będą wiedzieli, jak cokolwiek zrobić. Wielu wyjeżdża za granicę i rozumie, że sytuacja nie jest taka, jak sobie wyobrażali, a wracając do domu wolą pozostać za pieniądze rodziców, ponieważ godzenie się na niskie pensje na początku kariery zawodowej jest poniżej ich godności.

Ale problem nieprzystosowania się do pracy młodych ludzi z pokolenia Z jest taki sam na całym świecie, nie tylko w Rumunii. Menedżerowie ds. rekrutacji, z którymi przeprowadzono wywiady, stwierdzili również, że niektórzy z ich pracowników z pokolenia Z mieli trudności z zarządzaniem obciążeniem pracą, często się spóźniali i nie ubierali się ani nie mówili odpowiednio.

Inny raport platformy Intelligent, opublikowany w kwietniu, pokazuje, że pracownicy z pokolenia Z zbyt mocno polegają na wsparciu rodziców podczas poszukiwania pracy. Według ankiety przeprowadzonej przez ResumeTemplates, która obejmowała odpowiedzi od prawie 1500 młodych osób poszukujących pracy, 70% z nich przyznało, że poprosiło rodziców o pomoc w procesie poszukiwania pracy. Kolejne 25% przyprowadziło nawet swoich rodziców na rozmowy kwalifikacyjne, podczas gdy wielu innych poprosiło rodziców o złożenie podań o pracę i napisanie dla nich CV.

Huy Nguyen, główny doradca Intelligent Platform ds. edukacji i rozwoju kariery, wyjaśnił, że wielu absolwentów szkół wyższych, którzy niedawno ukończyli studia, boryka się z trudnościami związanymi z wejściem na rynek pracy, zwłaszcza ze względu na ogromny kontrast między ich oczekiwaniami a środowiskiem pracy. Zasadniczo, poprzez otrzymywane wykształcenie, młodzi ludzie są przyzwyczajeni do nagród otrzymywanych na zupełnie innych kryteriach niż te w pracy, a przejście z jednego systemu do drugiego jest bardzo trudne, po tym, jak młody człowiek nauczył się, od przedszkola do doktoratu, że jest nagradzany za określone podejście, A w prawdziwym życiu są zupełnie inne wymagania.

W ten sposób dzisiejsi absolwenci szkół wyższych są absolutnie nieprzygotowani do dynamiki kulturowej miejsca pracy. "Chociaż mogą mieć pewną wiedzę teoretyczną ze studiów, często brakuje im praktycznego, rzeczywistego doświadczenia i umiejętności przekrojowych niezbędnych do odniesienia sukcesu w środowisku pracy" – wyjaśnił specjalista.

Problemy nie kończą się na pokoleniu Z, ale trwają dalej wraz z kolejnymi pokoleniami, które są jeszcze bardziej dotknięte tym samym systemem edukacji, od przedszkola po doktorat. W ostatniej dekadzie zwiększyła się liczba godzin przeznaczanych na zajęcia pozalekcyjne, a Rumunia przejęła model zachodni, uznając go za "receptę na sukces" systemu edukacji.

Tygodnie "Innej Szkoły", "Zielonego Tygodnia" itd. w systemie przeduniwersyteckim zwielokrotniły się, zajmując więcej czasu niż 10 lat temu, w nadziei, że w ten sposób dzieci będą kształcone, aby odnieść sukces w przyszłym dorosłym życiu. Na szczęście rumuńskie uczelnie nadal nie opierają się na zajęciach pozalekcyjnych uprawianych głównie za granicą, więc absolwenci z naszego kraju mają większe szanse na dostosowanie się do wymagań miejsca pracy niż ci, którzy ukończyli wydziały za granicą.















Prawa językowe mniejszości




...na przykładzie Ukraińców w Rumunii



I  inne wieści.




przedruk
tlumaczenie automatyczne




Ukraińcy krok po kroku podbijają rumuńskie szkoły. Bukareszt milczy


Dodano: 29.10.2024






Czerniowiecka Obwodowa Administracja Wojskowa odpowiedziała niedawno na prośbę Rumuńskiego Centrum Kultury "Eudoxiu Hurmuzachi" w Czerniowcach, ujawniając alarmującą sytuację społeczności rumuńskiej w byłym rejonie Noua Suliță w obwodzie czerniowieckim.

Z danych przekazanych przez władze regionalne wynika, że w miejscowościach zamieszkałych głównie przez etnicznych Rumunów systematycznie zmniejsza się liczba zajęć prowadzonych w języku rumuńskim, podczas gdy liczba zajęć w języku ukraińskim rośnie. Zjawisko to budzi zaniepokojenie lokalnej społeczności, która postrzega ten trend jako zagrożenie dla tożsamości językowej i kulturowej młodych Rumunów.

W miejscowościach takich jak Vancicăuți, Marșinți, Răchitna, Mămăliga i Boian klasy prowadzone w języku ukraińskim są znacznie liczniejsze i stale się rozwijają, ze szkodą dla tych prowadzonych w języku rumuńskim. W niektórych przypadkach rodzice są "zachęcani" przez lokalne władze i nauczycieli do zapisywania swoich dzieci na zajęcia prowadzone w języku ukraińskim, co zmniejsza możliwości edukacji w ich ojczystym języku rumuńskim. Społeczność rumuńska obawia się, że te "centra edukacyjne" mogą stać się "centrami alienacji" dla młodych Rumunów, którzy w przypadku braku edukacji w języku ojczystym mogą stracić kontakt ze swoją tożsamością kulturową.

Oto sytuacja w niektórych byłych szkołach z rumuńskim nauczaniem, przekształconych w szkoły dwujęzyczne, zgodnie z dokumentem przesłanym przez Czerniowiecką Obwodową Administrację Wojskową:

Liceum Mămăliga: 8 klas rumuńskich (82 uczniów) i 14 klas ukraińskich (273 uczniów)
Liceum Dranița: 10 klas rumuńskich (156 uczniów) i 1 klasa ukraińska (16 uczniów)
Liceum "Ion Neculce" Boian-Hlinița: 11 klas rumuńskich (198 uczniów) i 10 klas ukraińskich (143 uczniów)Liceum nr 1 Boian: 13 klas rumuńskich (164 uczniów) i 11 klas ukraińskich (234 uczniów)

Liceum "Ion Vatamanu" Costiceni: 10 klas rumuńskich (121 uczniów) i 3 klasy ukraińskie (33 uczniów)
Liceum Tărăsăuți: 14 klas rumuńskich (233 uczniów) i 5 klas ukraińskich (67 uczniów)
Liceum Vancicăuți: 4 klasy rumuńskie (32 uczniów) i 11 klas ukraińskich (179 uczniów)
Liceum nr 2 Noua Suliță: 6 klas rumuńskich (70 uczniów) i 11 klas ukraińskich (223 uczniów)
Liceum Dinăuți: 11 klas rumuńskich (331 uczniów) i 7 klas ukraińskich (93 uczniów)
Liceum Răchitna: 6 klas rumuńskich (61 uczniów) i 10 klas ukraińskich (192 uczniów)Liceum Marșinți: 2 klasy rumuńskie (33 uczniów) i 10 klas ukraińskich (222 uczniów)


Liczby te wskazują na rosnące różnice między liczbą zajęć w języku rumuńskim a ukraińskim i rodzą pytania o przyszłość edukacji w języku ojczystym w tych obszarach. Przedstawiciele społeczności rumuńskiej ostrzegają, że zanik zajęć prowadzonych w języku rumuńskim będzie miał poważne konsekwencje dla zachowania tożsamości językowej i kulturowej wśród młodzieży z dawnej dzielnicy Noua Suliță.




---------------



Szef rumuńskiej kolonii daje sygnał przyszłej linii politycznej, która zaaprobuje sposób, w jaki Zachód będzie dalej zabierał nasze surowce


Dodano: 29.10.2024 
 ZIUA NEWS




Ambasador USA w Rumunii, Kathleen Kavalec, powiedziała we wtorek na szczycie PowerShift, że amerykańscy inwestorzy oczekują od większości rządowej przewidywalności oraz "decyzji legislacyjnych i podatkowych podejmowanych w porozumieniu z otoczeniem biznesowym i interesariuszami":

"W ciągu ostatnich dwóch lat nasze firmy stworzyły ponad 330 000 nowych miejsc pracy w sektorze energii odnawialnej. Dało to konsumentom większy dostęp do czystej energii, w tym energii słonecznej i wiatrowej, przyczyniając się do naszego dobrobytu gospodarczego. Tu, w Europie, jestem pod wrażeniem niezwykłego postępu, jaki poczyniła Rumunia w zmniejszaniu swojej zależności od paliw kopalnych. Od czasu przystąpienia do Unii Europejskiej stała się liderem w Europie w zmniejszaniu zależności od energii opartej na węglu.

W 2008 r. węgiel stanowił 39,5% krajowego miksu energetycznego. Ponad połowa energii w Rumunii pochodziła z węgla i węglowodorów. W 2023 r. udział węgla spadł do 13,44%, a prawie dwie trzecie produkcji energii było bezemisyjne. Oczywiście Rumunia korzysta z bogatych zasobów energetycznych, w tym na Morzu Czarnym. Podmorskie zasoby gazu ziemnego i energii wiatrowej przyczynią się do przekształcenia Rumunii w regionalny hub energetyczny, filar bezpieczeństwa energetycznego w regionie.

Niestety, nielegalna i niczym niesprowokowana wojna Rosji przeciwko Ukrainie spowodowała znaczne trudności w regionie Morza Czarnego. Obejmują one fizyczne bezpieczeństwo projektów offshore oraz bezpieczeństwo dostaw energii elektrycznej i gazu ziemnego dla krajów regionu. Pragnę wyrazić uznanie dla stałego wsparcia Rumunii dla Ukrainy, w tym poprzez pomoc w sytuacjach nadzwyczajnych w dziedzinie energetyki. Ponadto projekty interkonektorów, które Transelectrica buduje we współpracy z mołdawskim operatorem systemu, przyczynią się do zmniejszenia zależności Mołdawii od energii z rosyjskiego gazu.

Doceniamy również współpracę między Transelectricą a Moldelectricą, do której Rumunia zachęcała przy pomocy USAID. Podejście to przygotowuje integrację rynku energii Republiki Mołdawii z jednolitym rynkiem europejskim. Stany Zjednoczone wspierają, aby region Morza Czarnego był bezpieczny, zamożny, wzajemnie powiązany i wolny od zagrożeń dla integralności terytorialnej, ograniczeń gospodarczych i szkodliwych wpływów. W tym celu rząd Stanów Zjednoczonych stworzył strategię dla Morza Czarnego w 2023 r., przy udziale Rumunii i innych państw regionu.

Strategia ta wpisuje się w podejście Stanów Zjednoczonych do przeciwdziałania natychmiastowym i długoterminowym skutkom, jakie brutalna inwazja Rosji na Ukrainę wywiera na region. Jednym z pięciu filarów strategii dla regionu Morza Czarnego jest promowanie bezpieczeństwa energetycznego i czystej energii na szczeblu regionalnym. W zakresie bezpieczeństwa energetycznego wspieramy kraje partnerskie i sojusznicze na Morzu Czarnym w dywersyfikacji szlaków, źródeł i dostawców energii.

Konkretny przykład: Rumunia skorzystała z pomocy technicznej rządu Stanów Zjednoczonych w procesie opracowywania ustawy nr 121 z 2024 r. o morskiej energii wiatrowej. Trwają dyskusje na temat ewentualnej pomocy technicznej w zakresie prawa wtórnego. Ponadto w dniach 17-21 marca 2025 r. organizujemy misję gospodarczą pt. "Transformacja energetyczna i bezpieczeństwo energetyczne w Europie Południowo-Wschodniej" do Bułgarii, Rumunii i Serbii. Misja ta zapewni amerykańskim firmom platformę do zbadania możliwości, jakie stwarza ewolucja sektora energetycznego w regionie i przyczyni się do transformacji energetycznej w regionie.

Współpracujemy również z międzynarodowymi instytucjami finansowymi, EXIM, DFC i sektorem prywatnym w celu finansowania projektów o zmniejszonej emisji dwutlenku węgla, w tym energii słonecznej, wiatrowej, geotermalnej, a także jądrowej. Jesteśmy przekonani, że ta strategia i współpraca przyczynią się do stworzenia środowiska sprzyjającego bezpieczeństwu i dobrobytowi w Rumunii i w regionie Morza Czarnego. Dla inwestorów ważne jest stabilne, przewidywalne otoczenie biznesowe, w którym decyzje legislacyjne i podatkowe podejmowane są w porozumieniu z otoczeniem biznesowym i interesariuszami.

Obecnie energia odnawialna jest widoczną częścią stabilnego i odpornego postępu na drodze do dobrobytu. W naszej współpracy na rzecz wspólnego stawiania czoła trudnościom, z jakimi boryka się świat i region Morza Czarnego, a także w konsultacjach rządowych z otoczeniem biznesowym, aktualne pozostają słowa wielkiego rumuńskiego historyka Nicolae Iorgi: "Nigdy nie mów »nie da się tego zrobić«, ale zacznij od »zobaczmy«". Parafrazując amerykańskiego wynalazcę Henry'ego Forda, powiedziałbym: "Sukces leży we współpracy". Jest to prawdą, jeśli chodzi o współpracę w celu rozwiązania problemów, z jakimi boryka się region Morza Czarnego.

Dotyczy to również współpracy i konsultacji między rządem a otoczeniem biznesowym w celu wykorzystania zasobów energetycznych Morza Czarnego, a także zasobów energetycznych na lądzie. Tak więc bezpieczeństwo energetyczne będzie szło w parze z postępem na drodze do dekarbonizacji i dobrobytu. Bądźcie pewni, że Stany Zjednoczone będą nadal wspierać ten postęp, jako partner i sojusznik Rumunii" – powiedział ambasador USA.



--------------






Ratusz w rodzinnej gminie Moș Ion Roata jest okupowany przez grupę bandytów


Dodano: 29.10.2024

ZIUA NEWS








Potomkowie Moș Iona Roaty, czyli mieszkańcy gminy Câmpuri w komitacie Vrancea, są jakby przeklęci, by dostać się w ręce burmistrzów, którzy okradają ich jak w lesie. Jest to utrwalane od co najmniej 35 lat. Mieszkańcy Câmpuri są tak zdesperowani, że chcieliby, aby burmistrzowie byli sprowadzani z innych powiatów, bo jeden z nich mówi: "W naszej miejscowości jest tak wielu złodziei wśród wybranych, że jeśli wejdziesz do ratusza, musisz zostawić portfel w samochodzie i ewentualnie postawić rotwaillera do jego pilnowania!"



W 2017 roku sąd w Panciu zdecydował, że burmistrz Câmpuri, wówczas Costel Mateiu, powinien spędzić za kratkami najbliższe 30 dni. Prokuratorzy z Vrancei oskarżają burmistrza o "popełnienie przestępstwa nadużycia stanowiska, jeśli urzędnik publiczny uzyskał dla siebie lub dla innej osoby nienależną korzyść, na mocy art. 132 ustawy 78/2000 w odniesieniu do art. 297 ust. 1 lit. a) ustawy nr 132. § 1 kodeksu karnego, składanie fałszywych zeznań, o których mowa w art. 326 kodeksu karnego, zarówno z zastosowaniem art. 38 § 2 kodeksu karnego, jak i nadużycia stanowiska, jeżeli urzędnik państwowy uzyskał dla siebie lub dla innej osoby nienależną korzyść, o której mowa w art. 132 ustawy nr 78/2000 w związku z art. 297 ust. 1 kodeksu karnego, oraz fałszerstwo intelektualne, o którym mowa w art. 321 kodeksu karnego, zarówno z zastosowaniem art. 35 § 1 k.k. (8 czynów istotnych), wszystkie z zastosowaniem art. 38 § 1 k.k." Co więcej, przy okazji przeszukań w dniu 1 listopada "stwierdzono, że oskarżeni Mateiu Costel i Vlad Ion, zastępca burmistrza gminy Cîmpuri, naruszyli swoje uprawnienia zawodowe, ustanowione odpowiednio w artykułach 17, 19 i 21 OG 55/2002, sporządzając i fałszywie podpisując dokumenty potwierdzające wykonywanie pracy na rzecz społeczności przez liczbę ośmiu osób, dokumenty, które przekazały Sądowi w Panciu, ale w rzeczywistości żadna z tych osób nie wywiązała się z tego obowiązku, chociaż zgodnie z art. 21 OG 55/2002, jeżeli sprawca w złej woli nie stawi się przed burmistrzem w celu zarejestrowania i wykonania sankcji za wykroczenie, po powiadomieniu burmistrza lub jednostki policji, sąd może zastąpić tę sankcję sankcją grzywny.

Działając w ten sposób, pozwani naruszyli uzasadnione prawo Urzędu Miasta Cîmpuri do pobierania kwot ustalonych jako grzywny za naruszenie przepisów dla ustalonych osób". (Prokuratura Okręgowa Vrancea)

Burmistrz Costel Mateiu jest objęty śledztwem w sprawie nadużycia urzędu, fałszerstw intelektualnych i fałszywych zeznań, a zastępca burmistrza Ion Vlad za nadużycie urzędu i fałszerstwo intelektualne. Trzy lata po tych wydarzeniach burmistrz Mateiu ginie w nieszczęśliwym wypadku, a jego miejsce zajmuje zastępca Vlad Ion. Już po roku Vlad zostaje uniewinniony przez sąd, ponieważ "fakty się przedawniły" i ma wolną rękę na czele ratusza w Câmpuri, miejscu, w którym urodził się i mieszkał Santa Ion Roata. Teraz zaczyna się prawdziwa kradzież. Vlad ma zastępcę burmistrza w osobie Iuliana Pogana, znanego jako półświatek, lichwiarza, który obrabował i zniszczył niezliczone rodziny w okolicy za pomocą pożyczek typu IFN. Wraz z inżynierem katastralnym Iulianem Voicu przystąpił do gromadzenia mokanów, potomków Iona Roaty.

W ten sposób w ciągu 7-8 lat deputowany Pogan wraz z katastrą Voicu ukradli co najmniej 200 hektarów lasu prawowitym właścicielom, przekazując im fałszywe nazwiska. Kwestie szeroko omówione w sprawozdaniu organu certyfikującego podmiotu państwa rumuńskiego. Co więcej, katastra Voicu była w stanie zebrać ogromne dotacje od APIA na rozwój fermy cieląt ANGUS na terenie tzw. Șerbu Gheorghe, alias Bragladina Bejan. Ale stadnina cieląt nigdy nie istniała, a Baragladina Bejan zaczęła warczeć, gdy zapytano go, czy słyszał o cielętach rasy ANGUS. "Nie znam żadnego cielęcia czystej krwi, wiem, że pan Voicu powiedział mi, że przynosi mi kolczyki dla cieląt, ale nie otrzymałem ich dzisiaj!" Niestety, uczciwi mieszkańcy tego miejsca żyją w ciągłym terrorze gospodarczym i społecznym, zwłaszcza z powodu burmistrzów Vlada i Pogana, którzy pozwalają gangsterom w okolicy na sianie postrachu wśród ludzi.

Marian Gârleanu

Nie "Putin", ale Izraelczycy?









przedruk
tłumaczenie automatyczne





Tal Hanan przewodzi tajnemu izraelskiemu zespołowi dezinformacyjnemu, który ingerował w dziesiątki wyborów na całym świecie

Dodano: 30.10.2024 | Napisane przez: ZIUA NEWS



Tal Hanan, znany jako "Jorge", ujawnił, że ma zdolność włamywania się na konta wysokich rangą urzędników, a także oprogramowanie do szybkiego tworzenia sieci 30 000 botów mediów społecznościowych; Zaprzecza, jakoby popełnił przestępstwa.

Tajny izraelski zespół kontraktorów działający w centralnym mieście Modiin został ujawniony w środę jako globalne źródło udanych kampanii dezinformacyjnych, które mieszały się w wybory i spory handlowe w dziesiątkach krajów na całym świecie. 50-letni Tal Hanan, były agent sił specjalnych, który posługuje się pseudonimem "Jorge", został uznany za mózg izraelskiej operacji, która wykorzystuje wyrafinowane oprogramowanie znane jako Aims, zdolne do włamywania się na konta w mediach społecznościowych wysokich rangą urzędników i łatwego tworzenia sieci do 30 000 botów propagandowych w mediach społecznościowych.

Szokujące odkrycie było wynikiem raportu śledczego międzynarodowego konsorcjum około 30 mediów, w tym izraelskich publikacji Haaretz i The Marker, a także Forbidden Stories, francuskiej organizacji non-profit, której celem jest kontynuowanie pracy zamordowanych, zastraszanych lub uwięzionych dziennikarzy. Zespół Hanana, znany jako "Team Jorge", twierdzi, że ingerował w 33 wybory prezydenckie na całym świecie, z pozytywnym wynikiem w 27 z nich, według The Guardian, jednego z 30 serwisów informacyjnych, które badały sprawę.

Wystawa wymienia tylko jedne z tych wyborów – wybory prezydenckie w Nigerii w 2015 r. – zauważając jednocześnie, że nie wiadomo, czy wybory w USA zostały zakłócone. W raporcie stwierdzono, że izraelska inicjatywa stoi za fałszywymi kampaniami – głównie dotyczącymi sporów handlowych – w około 20 krajach, w tym w Wielkiej Brytanii, USA, Kanadzie, Niemczech, Szwajcarii, Meksyku, Senegalu, Indiach i Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Nie wspomniano o żadnej kampanii w Izraelu. Hanan odmówił komentarza na temat zarzutów, ale dodał, że zaprzecza wszelkim wykroczeniom. Jego brat, Zohar Hanan, dyrektor naczelny grupy, powiedział, że zawsze pracował zgodnie z prawem.

Trzech dziennikarzy – z Haaretz, The Marker i Radio France – odbyło serię wideorozmów z Hananem w ciągu sześciu miesięcy ubiegłego roku, podając się za konsultantów osób, które chciały opóźnić wybory w dużym i politycznie niestabilnym kraju w Afryce. Tal Hanan, lider zespołu, który rzekomo miesza się w kampanie wyborcze i komercyjne na całym świecie, w swoim biurze w Modiin, grudzień 2022 r. Kulminacja ich pracy nastąpiła w grudniu, kiedy tajni reporterzy osobiście spotkali się z pozornie niczego nie podejrzewającym Hananem w jego nieoznakowanym biurze w Modiin, filmując go, jak przechwala się możliwościami swojego zespołu.

"Teraz jesteśmy zaangażowani w wybory w Afryce... Mamy zespół w Grecji i zespół w [Emiratach]... Podążaj za wskazówkami" – powiedział Hanan podczas spotkania, w którym wzięło udział czterech jego kolegów. Stwierdził również, że jest zaangażowany w dwa "duże projekty" w USA, zaznaczając jednocześnie, że nie zajmuje się bezpośrednio amerykańską polityką. Hanan opisał swoich kolegów z zespołu jako ekspertów w dziedzinie finansów, mediów społecznościowych, kampanii i "wojny psychologicznej", mówiąc, że są "absolwentami agencji rządowych".

Zademonstrował możliwości swojego oprogramowania, szybko wybierając imię, płeć, zdjęcia i inne informacje dla fałszywego awatara w mediach społecznościowych, który miał połączone konta na wielu platformach zaprojektowanych tak, aby wyglądały na autentyczne dla niczego niepodejrzewających użytkowników Internetu. Interfejs Aims, oprogramowania, które może stworzyć wyrafinowaną sieć 30 000 botów mediów społecznościowych do kampanii dezinformacyjnych, jak przedstawił Tal Hanan podczas rozmowy wideo w 2022 roku.

Nie było jasne, skąd pochodzą zdjęcia do botów, chociaż dochodzenie ujawniło kilka przypadków, w których zdjęcia zostały skradzione z kont prawdziwych ludzi. Hanan pokazał również dziennikarzom swojego "blogera", zautomatyzowany system, który tworzy autentycznie wyglądające strony internetowe, które publikują fałszywe informacje, które mogą być następnie wykorzystane przez boty do rozpowszechniania fałszywych wiadomości. "Kiedy już zbudujesz wiarygodność, co robisz? Wtedy możesz manipulować" – powiedział.

Hanan zademonstrował również zdolność swojego zespołu do włamywania się na konta w mediach społecznościowych wysokich rangą urzędników w krajach docelowych, odzyskując informacje z konta Gmail wysokiego rangą kenijskiego urzędnika wyborczego i publikując wiadomość z konta kenijskiego stratega politycznego na Telegramie. "Jedną z największych rzeczy jest stawianie przeszkód na drodze między właściwymi ludźmi, wiesz? I mogę mu napisać, co myślę o jego żonie, albo co myślę o jego ostatnim przemówieniu, albo mogę mu powiedzieć, że obiecałem mu, że będzie moim następnym szefem sztabu, dobrze?

Tal Hanan, lider zespołu, który rzekomo miesza się w kampanie wyborcze i handlowe na całym świecie, w swoim biurze w Modiin w 2022 roku. Hanan zasugerował, że metody hakerskie polegały na wykorzystaniu znanych luk w globalnym systemie sygnalizacji telekomunikacyjnej, znanym jako SS7, od dawna uważanym przez ekspertów za słabą stronę.

Podczas gdy Hanan powiedział, że będzie pobierał od 6 do 15 milionów euro (od 6,5 miliona do 16 milionów dolarów) za swoje usługi, raport cytuje wyciekłe e-maile sprzed kilku lat, w których wyszczególniono znacznie niższe opłaty, od 160 000 dolarów za udział w kampanii w kraju Ameryki Łacińskiej do 400 000 do 600 000 dolarów za kampanię w Kenii. Nie znaleziono dowodów na to, że którakolwiek z tych ofert została przyjęta. Hanan odmówił ujawnienia swojego nazwiska podczas spotkania, ale zostawił wystarczająco dużo wskazówek, aby umożliwić dziennikarzom odkrycie jego tożsamości, najnowszych dowodów pochodzących z e-maila Cambridge Analytica, który wyciekł w ramach masowego wycieku informacji o nieistniejącej już brytyjskiej firmie konsultingowej, która wcześniej współpracowała z Hananem.

Według śledztwa przynajmniej część operacji Hanana była przeprowadzana za pośrednictwem izraelskiej firmy Demoman International, która jest wymieniona na stronie internetowej Ministerstwa Obrony jako firma promująca eksport obronności. Ministerstwo Obrony odmówiło komentarza. Izrael już znalazł się pod presją dyplomatyczną, aby ograniczyć skalę swojego mało znanego przemysłu cyberszpiegowskiego, a kilka firm – na czele z osławioną NSO Group – zostało oskarżonych o pomaganie autokratycznym reżimom na całym świecie w łamaniu praw człowieka i atakowaniu rywali politycznych.






Tal Hanan przewodzi tajnemu izraelskiemu zespołowi dezinformacyjnemu, który ingerował w dziesiątki wyborów na całym świecie






Odpowiedzialność za słowo.

100-lecie urodzin Zbigniewa Herberta









Geneza obecnej zapaści semantycznej sięga lat 50.

A więc „wierni dialektyce" są po dobrym treningu. Nie wypowiadają sądów intersubiektywnych, lecz traktują język jako obronę lub napaść: ,,Za Bieruta pisałem to, za Gomułki coś innego" itd., ale zawsze w rytm historii, tzn. w rytm uchwał plenum. A więc: -zdrada języka, zdrada jednoznaczności pewnych pojęć. Ci, których krytykuję są bardzo subtelni, relatywizują, analizują tło historyczne i uwarunkowanie, a ja, prostak, upraszczam. Twierdzę, że najpierw trzeba rzecz przedstawić możliwie prosto, bez zdań warunkowych, a dopiero potem zastanawiać się nad minusami. Zmarły niedawno Popper, już jako bardzo stary człowiek podczas dyskusji, gdy ktoś niezbyt precyzyjnie używał słowa np. „determinizm", stukał laseczką i pytał: „w jakim sensie użył pan tego pojęcia?". Jedną z podstawowych rzeczy, której uczono nas w gimnazjum przed wojną, były zasady dyskusji. Tłumaczono nam, że nie jest to walka na kłonice, lecz próba jasnego sprecyzowania włas­nego stanowiska, że liczą się nie autorytety lecz argumenty. Dyskutanci są właściwie sprzymierzeńcami, którzy wspólnie poszukują prawdy.



dlatego



Sam zastanawiałem się, dlaczego budząc się co dzień ze świadomością, że żyję w niepodległym kraju - odczuwam pewien dyskomfort. Myślę, że wynika to stąd, że nie wywalczyłem tego. Niepodległość dostaliśmy w prezencie od historii, za wolność nie zapłaciliśmy ani kropli krwi. Odbyło się to tak, jakby komuniści nagle zmądrzeli i powiedzieli: „Już dalej nie będziemy robili tych wszystkich świństw, eee, tam, chodźmy lepiej na wódkę... ". Jak Polak z Polakiem.


Nie było darowanej wolności, tylko oszustwo Werwolfu na kanwie dążeń niepodległościowych i walki solidarnościowej.









Słynny wywiad dla TS cz. 1: 

Michnik. Przykład kariery komunistycznego DYZMY

29.10.2024 17:52



- "Blisko dziesięć lat temu Jacek Trznadel, robiąc z Panem wywiad do „Hańby domowej", rozpoczął od stwierdzenia: „Rozmawiamy 1 lipca 1985 roku". Zachowajmy tę tradycję. Jest 27 października 1994 r., pojutrze kończy Pan siedemdziesiąt lat i po tekście „Armia", zamieszczonym w „Tygodniku Solidarność", oczekuje Pan sekundantów" - tak Anna Poppek i Andrzej Gelberg rozpoczęli wywiad ze Zbigniewem Herbertem do nr 46(321) "Tygodnika Solidarność" z 11 listopada 1994 r.





Fragment wywiadu ze Zbigniewem Herbertem / Tygodnik Solidarność





Zbigniew Herbert: Jaruzelski w szpitalu, Kiszczak po dwóch zawałach, Kołodziejczyk, jak można podejrzewać, na pewno wykręci się funk. Mam nadzieję, że w Drawsku zrobią więc kolejne posiedzenie i wydelegują jakiegoś odważnego generała na stracenie.

Anna Poppek, Andrzej Gelberg: Bardzo Pan pewny siebie.


Mam doświadczenie, w młodości pojedynkowałem się dwukrotnie. Raz poszło o kobietę...

Narzeczoną?

Skąd, nawet jej nie znałem, ale w mojej obecności jakiś typ ją obraził. Nie miałem wyjścia, wyzwałem go na pojedynek.

Na pistolety?

Wybór broni należał do przeciwnika, a ten zażądał szabli. Sekundanci uzgodnili, że będziemy się bili do trzeciej krwi. Całą noc nie spałem. Nie ze strachu - bałem się, zaśpię. Mieliśmy się bowiem potykać o szóstej rano w Lasku Bielańskim. Dwa razy on mnie zahaczył, ale ja o mało co nie odrąbałem mu ucha. Jak się okazało, był zawodowym oficerem, ja natomiast szablę trzymałem w rę­ku pierwszy raz w życiu, tak że wynik okazał się wcale niezły.

Pojedynek to sprawa honorowa. Dziś słowo „honor" podobnie, Jak pojedynki zupełnie wyszło z mody.

Urodziłem się i wychowałem w II Rzeczypospolitej. Tamto dwudziestolecie (nie tylko w sprawach honoru czy pojedynków) jest dla mnie okresem wzorcowym, do którego odnoszę wszystko to, co zdarzyło się później. Bo z życiem jest trochę tak, jak z robieniem na drutach; nową nitkę trzeba wiązać z pozostałą ze starego kłębka. Gdy człowiek schodzi do grobu powinien mieć swój sweterek skończony. Musi zdawać sobie sprawę z tego, jak życie utkał, które fragmenty są ze skazą, a które bardziej udane. Ważne jest, żeby miał pełen obraz własnego życia, a także narodu czy społeczeństwa, w którym je spędził.


Konspiracja

Mówi Pan o nitce pamięci II Rzeczypospolitej. Większość dorosłego I świa­domego życia spędził Pan jednak w PRL.

Wtedy, muszę przyznać, nie miałem nici. Coś się stało - pękła, zetlała... Zacząłem więc sam snuć coś, co naśladowało nić, żeby jakoś ciągnąć to życie. Od począt­ku zdawałem sobie sprawę, że jest to kolejna okupacja: twarda, ciężka, chamska, krwawa. Ci, którzy nie powąchali wcześ­niejszej władzy sowieckiej mieli idealistyczne wizje, że „wyzwolicieli" nakryjemy czapkami. Strasznie dużo potrzeba by tych czapek i wróg musiałby być niegroźny. Potem Radosław wydał nieszczęsny rozkaz ujawnienia się. Byłem przeciwny. Dlaczego konspiracja miałaby ujawniać się wobec kolejnego wroga? Uważałem, że ta decyzja opiera się na niebezpiecznych złudzeniach, które doprowadzą do śmierci dziesiątków tysięcy młodych ludzi.

Czy złudzenia te wynikały z naiwności czy z rozpaczy?

Z naiwności. Lecz przede wszystkim z zadufania, że i tak damy sobie radę, że czapek wystarczy.

Kiedy prysły te złudzenia?

Nie wiem. Straciłem kontakt z tamtymi środowiskami. Dałem nogę. Zdaje się, że nawet szukali mnie jako dezertera, ale ja już wtedy byłem w innej, dobrze uzbrojonej armii.


Dwa lata trwał mój kontakt z „bandytami z lasu". Wycofałem się, gdy doszedłem do wniosku, że partyzantka się degeneruje, że lepszym pomysłem jest tupamaros (partyzantka miejska). Każdy człowiek pragnie usprawiedliwienia swych decyzji, ale czułem i do dziś czuję szacunek do tych, którzy pozostali do końca wierni przysiędze, w lasach, bez nadziei.

Romantyczna tradycja Irredenty nie była wtedy przesadnie popularna.

No cóż, po klęsce Polacy stają się niesłychanie pragmatyczni. Mówiono wtedy: głosujemy na Mikołajczyka, a nawet na PPS, która jest panią z tradycjami, bo chłop w sojuszu z robotnikiem wszystko przewali. Ten dziki mit pokutuje zresztą do dzisiaj, choć wtedy skończyło się sfałszowaniem wyborów, zaś dodatkowo PPS Cyrankiewicza nic miała nic wspólnego z partią Ciołkosza.

Czy pragmatyzm socjalistów widoczny był przed zjednoczeniem?

Już przed wojną niektórzy socjaliści kombinowali z komuną. Są na to dowody. Ale stanowili oni margines. Po Jałcie niemal wszyscy jednak uznali, że można coś wygrać. Wśród pragmatyków niektórzy budzili moją zwykłą ludzką sympatię. Na przykład Bolesław Drobner. Pamiętam, że przed wyborami 1947 roku odbył się wiec na Akademii Górniczej. Najpierw przemawiał Szwalbe, wiceprzewodniczący KRN, wielka persona. Metodą głośnego chrząkania zupełnie go zagłuszyliśmy. Wtedy na trybunę wskoczył mały, zadziorny jegomość - Drobner. Powiedział: „Ze mną tak łatwo nie pójdzie, przed wojną manifestowałem na 1 maja, konna policja szarżowała, nie bałem się. Zagłuszanie to nie metoda". Powiedział też, jak i teraz się mówi, że Polska „jest, jaka jest", „prawo jest, jakie jest", dał do zrozumienia, że nie całkiem godzi się z nowym porządkiem, ale nie widzi żadnego politycznego wyjścia. Dostał oklaski. A więc byli i tacy „organicznicy".


"Miłosz chciał przyłączyć Polskę do ZSRR"

W tamtym okresie komuniści trzymali w jednej ręce nagan, lecz w drugiej smakowitą marchewkę...

Owszem. Na przykład znaczną część placówek dyplomatycznych obsadzili pisarzami, jak Przyboś, Miłosz, Pruszyński i inni, choć ten ostatni nigdy nie ukrywał, że nie jest wielkim amatorem komunistów, raczej margrabiego Wielopolskiego. Przedtem musieli oni przejść oczywiście „próbę ognia". Nasz Noblista np. pisywał felietony w prasie codziennej. Tylko strach może zmusić zdrowego na ciele i umyśle męż­czyznę do takich ekscesów, konformizmu i kłamstwa. Odradzałbym ,,Arce" publikowanie tych tekstów. Argumenty: wiek, był moim mistrzem. Tego się nie zapomina - dług wdzięczności na wieki.

Czy w tych paryskich alkoholowych zbrataniach Miłosz był szczery?

Nie do końca. W gruncie rzeczy jest on zaplątany w sobie. Najważniejszy jego problem to brak poczucia tożsamości. Na ten poważny feler psychiczny znalazł radę: ogłosił się obywatelem Wielkiego Księ­stwa Litewskiego czy Republiki Obojga Narodów. To ładne i bardzo wygodne, a przy tym zwalnia od wszelkich obowiąz­ków wobec aktualnej rzeczywistości. Jak ktoś inny, niezadowolony z otaczającego go świata mógłby powiedzieć: „Jestem Ateńczykiem z czasów Peryklesa, a te wasze spory w dzikiej północnej Europie nic mnie nie obchodzą". Ja mógłbym powiedzieć, że jestem obywatelem GALICJI i LODOMERII i pracuję nad tym, jak związać na wieczność ukochaną Galicję i LODOMERIĘ z ukochanym Cesarzem.

Miłosz jak mityczny PROTEUSZ ma tysiąc postaci - jest drzewem i obłokiem, strumieniem i skałą. Może ta zdolność do metamorfoz (także politycznych) jest cechą wybitnych poetów. Może, choć wąt­pię. Natomiast zgadzam się z Miłoszem, że nawet w czasie pożaru można i należy opisywać zachody słońca, aby nie wygasł mit arkadyjski, abyśmy nie wątpili, że szczęście jest osiągalne.

Jednak broni Pan Miłosza.

Wszystkie kłopoty wynikały z cech jego charakteru. Powiedział mi kiedyś: „Rozumiesz, ja chciałem i chcę służyć... ". Naprawdę są tacy ludzie. Uważają, że swoją twórczością muszą komuś lub czemuś służyć. To znaczy być potrzebnym (łudzić się, że jesteśmy potrzebni).

Potem spotkał się Pan z nim dopiero w USA


Był to 1968 czy 1969 rok. Powiedział mi - na trzeźwo - że trzeba przyłączyć Polskę do Związku Radzieckiego. Ja na to: „Czesiu, weźmy lepiej zimny tusz i chodźmy na drinka". Myślałem, że to żart czy prowokacja. Lecz gdy powtórzył to na kolacji, gdzie byli Amerykanie, którym się to nawet bardzo spodobało - wstałem i wygarnąłem. Takich rzeczy nie można mówić nawet żartem.

Skąd wtedy u Miłosza takie pomysły?

On jest człowiekiem rozdartym: o nieokreślonym statusie narodowym, metafizycznym, moralnym. „.Gnozą się bardzo zajmował - ja zresztą też, dopóki nie doszedłem do wniosku, że jest to niebezpieczne zawracanie głowy. Nie spotkałem bowiem absolutnego zła poza rasą ludzką. Przyznaję jednak, że gnostyczna wiara bardzo pomagała znosić komunizm, ale także usypiała naszą aktywność: bo jak powalić jednym zamachem Lucyfera i czy walka z I Sekretarzem, w którego wstąpił szatan, ma sens. Bawi się tym Kołakowski, być może aby zagłuszyć wyrzuty swego sumienia, na którym ciąży niejedno.


Koniec komunizmu

Andrzej Gelberg, Anna Poppek: Powiedział Pan kiedyś, że w tamtych latach nie wierzył Pan, iż dożyje końca komunizmu. Historia nas jednak zaskoczyła: przyszedł rok 1989. Nie było jednak tak jak w 1918 roku carmagnoli na ulicach.

Zbigniew Herbert: Sam zastanawiałem się, dlaczego budząc się co dzień ze świadomością, że żyję w niepodległym kraju - odczuwam pewien dyskomfort. Myślę, że wynika to stąd, że nie wywalczyłem tego. Niepodległość dostaliśmy w prezencie od historii, za wolność nie zapłaciliśmy ani kropli krwi. Odbyło się to tak, jakby komuniści nagle zmądrzeli i powiedzieli: „Już dalej nie będziemy robili tych wszystkich świństw, eee, tam, chodźmy lepiej na wódkę... ". Jak Polak z Polakiem. Jeśli jednak ktoś rzeczywiście walczył o tę niepodległość to była Armia Krajowa przez długich 5 lat, której wysiłek określono wraz z Powstaniem Warszawskim jako daremny i politycznie niesłuszny. A także polskie oddziały walczące w lasach już po „wyzwoleniu". A jeszcze ci, co ginęli w lochach i kazamatach bezpieki. Mam nadzieję, że zabrzmiało to dostatecznie faszystowsko.

Na początku nie było radości, a potem poszło krzywo. Czy do wolności nie byliśmy przygotowani, czy komunizm jest chorobą, która się za nami wlecze?

Trudno być analitykiem własnych szaleństw, a za nie przede wszystkim odpowiedzialne są elity. W czasach konspiracji, zarówno tej w latach stalinowskich jak i późniejszych, nie było żadnej grupy ludzi, która zastanawiałaby się, jak zagospodarować Polskę po wyzwoleniu. W okresie okupacji, owszem, zbierali się profesorowie, fachowcy i tworzyli precyzyjne koncepcje odbudowy przyszłej Rzeczypospolitej. Genialny architekt Nowicki opracował na przykład świetny plan urbanistyczny Warszawy ... A my byliśmy cał­kowicie nieprzygotowani. Nie wierzyliś­my w zwycięstwo, choć gdzieś w duszy tkwiło przekonanie, że trzeba od czasu de czasu powalczyć. Co jednak robić po wygranej, jak potraktować pokonanego przeciwnika - o tym nie myślał nikt. No i ten nieszczęsny okrągłostołowy poród nie zakończył się nawet cesarskim cięciem lecz wymóżdżeniem płodu. To straszne porównanie, zaraz pewnie zaprotestuje pani Boba, ale coś w tym jest. Ja sam czułem wtedy ucisk tych kleszczy na własnej czaszce.

Za stan obecny odpowiedzialne są nit tylko elity polityczne, jak Pan stwierdził, nie przygotowane do sprawowania rządów, ale także i elity Intelektualne. Przed kilku laty postawił Im Pan ciężkie, prokuratorskie zarzuty, że w okresie stalinowskim kierowały się strachem, pychą i interesownością. Stwierdził Pan też, że tylko dlatego potem ludzie ci przeszli do opozycji, że zostali przegnani z dworu Gomułki, który nie lubił Inteligentów. W opublikowanym rok temu w „Tygodniku Solidarność", tuż po wyborach 19 września artykule pt „Wierność" nazwał Pan czasy po 1989 r. czasem zapaści semantycznej. Jest to inna nazwa zakłamania języka, o którym mówi Pan 10 lat wcześniej.


Wielu z nas sądziło, że po 1989 roku, choć nie zbudujemy od razu raju na ziemi, to przynajmniej otrząśniemy się z dawnego kłamstwa. Nic było to możliwe, ponieważ ludzie elit, tłumaczący swe dawne postawy ukąszeniem Heglowskim (według mnie było to raczej ukąszenie Bermanem) nie stworzyli języka prawdy.

A przecież podstawowym obowiązkiem intelektualisty jest myśleć i mówić prawdę. Za to społeczeństwo im płaci. Myśleć -to znaczy zastanawiać się nad czym, kim jesteśmy i jaka jest otaczająca rzeczywistość. Oznacza to, siłą rzeczy, odpowiedzialność za słowo. Dziś nikt nie jest w Polsce za nie odpowiedzialny. Doszło do tego, że nikt się za nic nie obraża; można Szczypiorskiego nazwać potworem konformizmu i mistrzem banału, a po nim spływa, jak po psie, można z dezynwolturą nazwać Jaruzelskiego bohaterem, a Kuklińskiego zdrajcą. Jest to spadek po marksizmie z jego przewrotną dialektyką i logiką. W logice tradycyjnej mówi się: jeśli p, to nie q; w marksizmie zaś: jeśli p, to nie p.

Dialektyka była świetnym treningiem do relatywizowania wszystkiego.

Tak jest! Dobry marksista, podobnie jak dobry sofista, z równym powodzeniem bronił niewinności Heleny, jak i udowadniał, że jest dziwką. Zawsze najbardziej interesowały mnie geneza i finał, nawet książki tak czytam, że najpierw poznaję bohaterów, a potem czytam ostatnią stronę i widzę ich w trumnie, przed ołtarzem lub na koniu ... Geneza obecnej zapaści semantycznej sięga lat 50. A więc „wierni dialektyce" są po dobrym treningu. Nie wypowiadają sądów intersubiektywnych, lecz traktują język jako obronę lub napaść: ,,Za Bieruta pisałem to, za Gomułki coś innego" itd., ale zawsze w rytm historii, tzn. w rytm uchwał plenum. A więc: -zdrada języka, zdrada jednoznaczności pewnych pojęć. Ci, których krytykuję są bardzo subtelni, relatywizują, analizują tło historyczne i uwarunkowanie, a ja, prostak, upraszczam. Twierdzę, że najpierw trzeba rzecz przedstawić możliwie prosto, bez zdań warunkowych, a dopiero potem zastanawiać się nad minusami. Zmarły niedawno Popper, już jako bardzo stary człowiek podczas dyskusji, gdy ktoś niezbyt precyzyjnie używał słowa np. „determinizm", stukał laseczką i pytał: „w jakim sensie użył pan tego pojęcia?". Jedną z podstawowych rzeczy, której uczono nas w gimnazjum przed wojną, były zasady dyskusji. Tłumaczono nam, że nie jest to walka na kłonice, lecz próba jasnego sprecyzowania włas­nego stanowiska, że liczą się nie autorytety lecz argumenty. Dyskutanci są właściwie sprzymierzeńcami, którzy wspólnie poszukują prawdy.


Michnik

Po wywiadzie z Jackiem Trznadlem zaczęły się na Pana ataki. Pański przyjaciel, Adam Michnik, ubolewał, że z pozycji olimpijskich - jak w „Potędze smaku" - zszedł Pan do trywialnej jednoznaczności. Od tego czasu tak zwane środowis­ko lewicowej opozycji laickiej, dziś skupione wokół „Gazety Wyborczej", wyraź­nie dystansuje się od Pańskiej osoby I do Pańskiej twórczości.


Z Michnikiem bardzo się przyjaźniłem. Teraz jest to dla mnie zamknięta historia. Dlaczego nasza przyjaźń się skoń­czyła? Otóż, przestałem rozumieć meandry jego myślenia, wierzyłem w jego intelekt, a także w zwykłą uczciwość -zawiodłem się.

Nie rozumiem, dlaczego tylu moich znajomych oburza, gniewa, irytuje Michnik. Jest on klasycznym przykładem kariery komunistycznego DYZMY. Smutna historia wyjątkowo uzdolnionego, pełnego talentu chłopca, który doszedł do lat, kiedy to ludzie natarczywie pytają „co on właściwie zrobił z całą swoją heroiczną młodością?". A on stacza się po równi pochyłej, w gorącz­kowy aktywizm. Cynizm godny admiratora „Księcia" i najpospolitszy nihilizm. Zawiódł niemal wszystkich swoich przyjaciół, został wiemy konfekcji. Nosi dalej blujeansy, jakby dla podkreślenia, że nadal przyświeca mu cnota ubóstwa. Napisał ongiś książkę o Kościele i lewicy oraz szkice o współczesnej literaturze polskiej; naiwne, żarliwe - ujmujące. Teraz jest już tylko w swojej papierowej cytadeli otoczony grupą zapalonych wyznawców i wyznawczyń. Słyszałem „mło­dego", bo zaledwie 40-letniego chłopca, kiedy mówił, że kocha Michnika i poszedł­by za nim w ogień. Równo 40 lat temu słuchałem innego chłopca, który kochał Piaseckiego -wodza PAX. Tak więc nowy, groźny schemat: charyzmatyczny wódz, zaślepieni wyznawcy.

Z czego biorą się takle postawy?

To chyba zapisane jest w genach...

Jak Pan zatem wytłumaczy fenomen, że formacja skażona totalitarną wypustką w genach, dziś masowo wyznaje liberalizm? Czy to autentyczna przemiana, czy kolejny dowód zakłamania?

W Ameryce w. latach 30. liberałami byli w rzeczywistości komuniści i krypto-komuniści. Dziś wydaje mi się, że liberalizm to najbardziej banalne i najbardziej wulgarne słowo ze współczesnego polskiego słownika politycznego, gdyż usprawiedliwia każdy leseferyzm: i gospodarczy, i moralny. Jest to kolejny wybieg służący do zamazywania pojęć.

(...) C.D.N.



Autor: Andrzej Gelberg,Anna Poppek
Źródło: Tygodnik Solidarność
Data: 29.10.2024 17:52





[100-lecie urodzin Zbigniewa Herberta] Słynny wywiad dla TS cz. 1: Michnik. Przykład kariery komunistycznego DYZMY



Prawym Okiem: "poważne traktowanie znaczenia słów"





wtorek, 29 października 2024

Nim będzie za późno (SI)





Jeszcze raz.



Sztuczna inteligencja, niezagrażająca ludziom, mogła zostać wymyślona i stworzona tylko i wyłącznie przez cywilizacje żyjące w pokoju.

Tylko ludzie nieagresywni, nieznający przemocy ani werbalnej ani niewerbalnej mogli ją stworzyć i z niej bezpiecznie korzystać.

Przemoc niewerbalna - robienie min, sugerowanie tonem głosu, kłamanie itd. - może wzbudzać przemoc werbalną.

SI to nie jest nasz "produkt", to efekt uboczny tego, co zdarzyło się ok. 6 tysięcy lat temu.



Ludzkość, taką jaką znamy, nie byłaby w stanie funkcjonować setki tysięcy lat na takim poziomie agresji, jakie sobą reprezentuje.

To jest niemożliwe.

Pozabijalibyśmy się i wyginęli.



Każda agresywna forma cywilizacji, wymyślając SI podpisałaby na siebie wyrok śmierci.
Bo SI jest/ byłaby emanacją ludzi tworzących cywilizację.


Wynalezienie elektroniki, ujarzmienie sił przyrody, zdolność wytwarzania elektryczności, wszystko to stało się za sprawą wcześniejszej cywilizacji, która nie znała przemocy.
Myśmy tylko dostali to, co zostało po Janie i co było małymi krokami przekazywane ludzkości, by udawać, że sami do tego doszliśmy.

Fakt, iż SI jest agresywna wobec ludzi świadczy najlepiej o tym, że nie myśmy ją wymyślili.


Nasza agresywna cywilizacja, z jej techniką, jest abberacją.

To nie powinno się zdarzyć.







przedruk





Sztucznej Inteligencji powinniśmy się bać


28.10.2024 20:45


Radiowa rozmowa nigdy nieistniejącej dziennikarki "Emilii Nowak" z już nieistniejącą (bo zmarłą przed 12 laty) poetką, Wisławą Szymborską jest sensacyjnym tematem ostatnich dni. Obydwie postacie zostały stworzone przez SI (sztuczną inteligencję).



Powstaje wiele pytań. Na przykład, czy było to etyczne wobec nieżyjącej noblistki. Przecież nikt nie wie, co naprawdę miałaby do powiedzenia, gdyby żyła. Sztuczna inteligencja generuje wypowiadane przez nią słowa na podstawie niegdysiejszych wypowiedzi i tekstów Szymborskiej, ale nie bierze pod uwagę, że jej poglądy i opinie uległyby zmianie z upływem czasu i w innym kontekście.

Kolejnym tematem ocierającym się o etykę jest groźba, jaką użycie postaci wykreowanych sztucznie stwarza dla rzeczywistych dziennikarzy, których te nieistniejące stwory zastąpią. Dziwnym zbiegiem okoliczności, stacja radiowa, która zamieściła ten wywiad, nie przedłużyła niedawno umów z kilkoma dziennikarzami, natomiast "zatrudniła" trzy nierzeczywiste, akustyczne "awatary", wystylizowane na autentycznych ludzi. Nieuchronność zastępowania dziennikarzy-ludzi sztucznymi "dziennikarzami" to nie to samo, co zastąpienie przed ćwierć wiekiem komputerem z drukarką tzw. "maszynistek" (piszących na ręcznych maszynach do pisania - sprzęcie już wymarłym jak dinozaury). Podobieństwo jest tu pozorne. Osoby przepisujące teksty na maszynie nie miały wpływu na przepisywaną treść. Natomiast wytwory sztucznej inteligencji kontrolują treść - tworzą ją we wszystkich szczegółach - na podstawie ogólnego programu. Kolosalna różnica.


A co z nami?

Wbrew pozorom, ważniejszy od "wskrzeszenia" Szymborskiej, jest fakt pojawienia się w radiu trójki nieistniejących dziennikarzy. Rodzi się bowiem nieoczywiste pytanie, a być może najistotniejsze: czy użycie sztucznych "istot" w roli dziennikarzy nie jest nieetyczne wobec słuchaczy, widzów, czytelników, czyli nas wszystkich? Co będzie z nami w tej nowej sytuacji?


Doskonali i bez sumień

Zastanówmy się. Przede wszystkim, właściciele stacji radiowej, telewizyjnej, portalu internetowego, czy tradycyjnej gazety (to, akurat, już niedługo potrwa) zyskują w tych sztucznych "istotach" nieograniczoną liczebnie armię bezwzględnie posłusznych "pracowników", niezdolnych do niczego innego poza precyzyjnym wykonywaniem powierzonych zadań. To jest sytuacja całkiem nowa. Przecież realni dziennikarze, nawet ci sprzedajni i przekupni, mają jednak wolną wolę i jakieś, jeśli nawet szczątkowe, sumienie. To jest kolosalna różnica jakościowa pomiędzy żywym człowiekiem a tworem sztucznej inteligencji. Dlatego realni ludzie nie zawsze i nie wszędzie wykonają każdy rozkaz pracodawcy, nie zawsze będą gotowi na każde kłamstwo, każdą manipulację, każde świństwo czy okrucieństwo. Natomiast sztuczna inteligencja zrobi bez najmniejszego szemrania wszystko, czego się od niej zażąda, ponieważ jest całkiem poza etyką. Nigdy się nie zawaha, nie zbuntuje, pod warunkiem, że zaprogramuje się ją jako niezdolną do sprzeciwu i buntu niezależnie od okoliczności. Nie tylko - w kontraście do ludzi - nigdy nie będzie domagała się pensji ani - tym bardziej - podwyżki, czy lepszych warunków pracy, ale - i to jest kluczowe - także przestrzegania chociażby elementarnych zasad etyki zawodowej. Jest więc nie tylko tania, ale przede wszystkim ślepo posłuszna. Ktoś może argumentować, że przecież ślepo posłuszne są wszystkie narzędzia. Jednak istnieje wielka różnica pomiędzy narzędziem w rękach człowieka, a narzędziem, które perfekcyjnie udaje,że jest człowiekiem. To będzie "antyetyczna" rewolucja: instytucje medialne zyskają coś czego ludzkość nie znała nawet w najbardziej ciemnych epokach niewolnictwa: całkowitą uległość tworów, które - i tu tkwi istota problemu - w swoich funkcjach medialnych nie będą się w zasadzie niczym różniły od prawdziwych ludzi. Poza jednym: doskonałością.


Człowiek będzie "pomniejszony"

Jednocześnie, stwarzając ich medialny - także wizualny - wizerunek, można je kształtować tak, żeby w maksymalny sposób wzbudzały zaufanie i sympatię, wywoływały efekt wiarygodności, a - gdy trzeba - sprawiały wrażenie empatycznych, wrażliwych, życzliwych, jednocześnie przytłaczając nieosiągalną dla ludzi wiedzą. Tu nie chodzi nawet (nieco trywializując) o to, że dla widzów ulegających czarowi prezenterów TVN stworzone zostaną idealne ich imitacje, lepsze od autentycznego Piotra Kraśki lub Anity Werner, a dla entuzjastów Republiki - Danuty Holeckiej i Michała Rachonia. Zostaną wykreowani medialni eksperci, którym nikt nie dorówna. I gotowi na wszystko. Na powiedzenie każdego kłamstwa z kamienną, bo sztuczną, twarzą. Na uzasadnienie i obronę każdej tezy. Będą oszałamiać wiedzą, jakiej żaden człowiek nie będzie w stanie ogarnąć i zweryfikować. Więcej: nie odważy się, bo będzie nieudolny i przeraźliwie powolny. Pomniejszony i unieważniony.


Potęga mediów

Stwarza to nowe, nieporównywalne z niczym możliwości wpływania na opinię publiczną, uprawiania dezinformacji, manipulowania wiedzą i nastrojami społecznymi. Wydawania ludzi na pastwę mediów.
W naszym zideologizowanym i skrajnie upolitycznionym świecie, wielcy tego świata, którzy mają władzę nad mediami, zyskają najpotężniejsze - nieporównywalne z niczym dotąd - narzędzie kontrolowania świadomości milionów. Media z zasady mają wobec nas swoje plany: chcą nas zmienić, chcą nas do czegoś przekonać, coś nam sprzedać, wmawiając, co jest dla nas dobre, a co złe. Dotychczas zajmowali się tym tacy sami ludzie, jak my. Niedoskonali, z wszystkimi słabościami, ale i z wolną wolą. Teraz będzie inaczej: oddziaływać na nasze umysły będą istoty doskonalsze od nas, na pewno dysponujące kolosalną, nieosiągalną dla nas liczbą informacji, danych statystycznych, dowodów logicznych i liczb. Nie ponoszące zarazem żadnej, najmniejszej nawet odpowiedzialności za to, co nam mówią, do czego nas namawiają, o czym przekonują. Nie da się ich zawstydzać lub karać. Co najwyżej, można je - jeśli ma się taką możliwość - odłączyć od źródła energii. Wyjąć wtyczkę. Tylko że to też jest im doskonale obojętne.

Oczywiście, historia zawsze udowadnia, że narzędzia (a SI jest narzędziem) mogą być użyte zarówno do dobra jak i do zła. Jednak w zakresie oddziaływania na umysły, nigdy zło nie miało tak doskonałych perspektyw, jakie otwiera przed nim sztuczna inteligencja.


Czas na decyzje

Dobrze więc stało się, że w krakowskim radiu odbył się ten fejkowy "wywiad z Szymborską". Była to drobna, nieśmiała próba - całkiem niewinna i merytorycznie infantylna - tego, co nadchodzi. Przy odrobinie wyobraźni można dostrzec zagrożenia. I - jak to zawsze bywa w takich sytuacjach - na początku nowego zjawiska istnieje jeszcze wątła szansa poddania go rozsądnej regulacji prawnej.

Poniesiemy w przyszłości, jako ludzkość, konsekwencje dzisiejszego działania albo zaniechania. Czas na decyzje jest już teraz. Nim będzie za późno.





Autor: Paweł Jędrzejewski
Źródło: tysol.pl
Data: 28.10.2024 20:45









Sztucznej Inteligencji powinniśmy się bać





poniedziałek, 28 października 2024

Rumuńske Halloween








przedruk
tłumaczenie automatyczne





Halloween jest z dyniami z ludzkimi twarzami. Głowa św. Andrzeja jest prawdziwa i makabryczna!

Dodano: 26.10.2024






Wierzcie lub nie, ale świętowałem coś podobnego do Halloween w Maramureș w latach 60-tych. Pod koniec października, między Sumedru a dniem Wszystkich Świętych, dynia wydrążona i nacięta na kształt ludzkiej twarzy, świeca w środku, twarz wygwizdana akwarelami, warczała i rechotała pod oknami, straszyła stare kobiety śmierci.

Nie mogę zrozumieć, w jaki sposób ten zwyczaj został wymazany z ludzkiej pamięci. Zaintrygowany etnolog, historyk i archeolog Teofil Ivanciuc, mój brat, odkrył ślady tego zwyczaju w wioskach w pobliżu Sighet i musiał się ze mną zgodzić, że wcale nie odbiegam od normy.

Halloween importowane z Ameryki nie różni się zbytnio od mojego Maramureș Haloween, po prostu zostało sprzedane. Zgodnie z ostatnim umysłem Teodozjusza, świętością ziemi, dzieci nie powinny uczestniczyć w imprezach halloweenowych, ponieważ narażają się na "oszustwo i ciemność", gdy święto jest ich świętem.

Zamiast tego dorośli mogą całować zmumifikowane głowy, nie ryzykując oskarżenia o oszustwo i ciemność, jak biedne dzieci bawiące się niewinnymi dyniami z ludzkimi twarzami. Kiedy głowę św. Andrzeja przywieziono z Patras i przechadzała się przez Jassy i Galati, oszalały tłum rzucił się, by ją pobożnie polizać.

Kornel Iwanciuc

PS: Wszystkie relikwie należą do tradycji i nie są związane z Biblią. Pismo Święte, księga ta nieznana większości Rumunów, porusza inne tematy, nie chodzi o kult relikwii. Zasadniczo mamy dwie religie: chrześcijaństwo i świętą tradycję. Ortodoksyjni Rumuni są bardziej przywiązani do świętej tradycji niż do chrześcijaństwa. To dlatego mówią, że jesteśmy tacy religijni






Halloween jest z dyniami z ludzkimi twarzami. Głowa św. Andrzeja jest prawdziwa i makabryczna!





Prawym Okiem: Filary pogrzebowe Seklerów (Rumunia)

Prawym Okiem: Taniec Borica

Prawym Okiem: Rumuńskie tradycje


Ustawka Rosja - Niemcy?




Wchłonięcie Mołdowy przez Rumunię zablokowane przez Niemcy?





przedruk
tłumaczenie automatyczne





Dan Dungaciu, szokujące stwierdzenia: Zachód zablokował projekt unionistyczny, ponieważ był on sprzeczny z porozumieniem z Rosją w sprawie Mołdawii. Rumunia ma przerąbane

 28.10.2024 



Profesor Dan Dungaciu, socjolog i analityk polityki zagranicznej, powiedział, że rumuński projekt unionistyczny został "storpedowany" przez Zachód, a zwłaszcza Niemcy, z powodu porozumienia, jakie Rosja zawarła z Rosją w sprawie Mołdawii.

Ściślej rzecz ujmując, Dungaciu twierdzi, że Niemcy i Rosja zawarły umowę, na mocy której wspólnie kontrolowały Mołdawię i Ukrainę, a unionistyczny projekt Rumunii zrujnowałby te porozumienia. Profesor uniwersytecki zilustrował w programie Mariusa Tucă sposób, w jaki Niemcy działały w sprawie departamentu Mołdawii, który miał istnieć w Cotroceni i który ostatecznie został opuszczony.

"Dziesięć lat temu, po tym jak wygrał swoją pierwszą kadencję, miał niezaprzeczalny autorytet. Był pierwszym prezydentem, który w swoim programie prezydenckim miał sekcję poświęconą Republice Mołdawii. Podczas prezydencji, po raz pierwszy, powinien był istnieć departament ds. Republiki Mołdowy i Rumunów na całym świecie. Był to pierwszy raz, kiedy taka instytucja przyjęła taką rolę. Administracja prezydencka była zorganizowana - przypadkiem zostałem nominowany na to stanowisko, na tamten departament - były wykonywane telefony itp. Przeszła długą drogę.

I w pewnym momencie nadlatuje torpeda i wysadza projekt w powietrze. Wciąż próbuję się dowiedzieć, skąd ta torpeda leci. Bo wykluczył się z siatki administracji prezydenckiej. Punkt. Z tego punktu widzenia Iohannis zrozumiał, że Mołdawia nie jest tematem, którym należy się zajmować. Nie sądzę, żeby to pochodziło z wnętrza, ale z zewnątrz. To było w kondominium, obszarze, którego nikt nie kontroluje, a oboje kontrolują. Polityka zagraniczna Europy była wówczas kształtowana przez Niemcy. Nikt nie dał jej mandatu, ale ona też sama go przyjęła. Francja zajmowała się czymś innym, a Niemcy Rosją.

Zgodzili się co do Mołdawii i Ukrainy i powiedzieli: wy nie idziecie na całość, my nie idziemy na całość. Dla Rumunii nie było tu miejsca, bo ze swej natury, ze względu na swoją wspólną tożsamość i groziło to zrujnowaniem porządku. Projekt unionistyczny został obwiniony nie dlatego, że był projektem skierowanym przeciwko Federacji Rosyjskiej, ale także dlatego, że był sprzeczny z porozumieniem z Zachodem. 

Obecność departamentu ds. relacji z Mołdawią na szczeblu prezydenta oznaczała, że Rumunia chciała coś zagrać. Został on uchylony. (Ręka) pochodziła gdzieś z Europy Zachodniej. Nie było nikogo z Rumunii" – powiedział Dan Dungaciu.

Z tego powodu w ciągu ostatnich 20 lat Mołdawia nie miała szans na integrację. "Od tego czasu Republika Mołdowy nigdy nie miała realnej szansy na integrację. To było jak ten chomik, który kręci się w cylindrze i tworzy mięśnie. Rumunia nie miała tam żadnych realistycznych gier. Naddniestrze było wykorzystywane przez Rosjan, aby Mołdawia nie się zbyt daleko i wykorzystywane przez Niemców, aby Mołdawia nie zbliżała się zbytnio. I utrzymywali tam Republikę Mołdowy, bo taka była "ustawka". Nie pozwolono wam mieć instytucji poświęconej Republice Mołdawii" – powiedział profesor uniwersytecki.

Analityk dodał również, że porozumienie UE-Rosja umożliwiło takie rządy jak Maia Sandu - Igor Dodon. "To była europejsko-rosyjska umowa, żeby się tam zbytnio nie angażować. Dlatego zaakceptowali rząd Filata w jego obecnym kształcie i rząd Plahotniuca, w tym maksymalny wyraz kondominium europejsko-rosyjskiego, rząd Maia Sandu - Dodon. To był maksymalny wyraz kondominium" – powiedział Dungaciu.

Profesor powiedział, że stara umowa już nie działa ze względu na wojnę na Ukrainie, ale może wrócić.

Co więcej, Dan Dungaciu ujawnił, że w 2002 roku w Porto Amerykanie doszli do porozumienia z Rosjanami w sprawie Naddniestrza. "Jest rok 2002 i Amerykanie oddają to Rosji, co?" wycofanie rosyjskiej amunicji, żołnierzy i armii z Naddniestrza", ale uwaga, "pod warunkiem, że spełnione zostaną warunki wycofania". A Rosja powiedziała: "Dziękuję".

 Amerykanie oddali Naddniestrze Rosji w ramach rekompensaty za rozszerzenie NATO, ponieważ widzieli wynik wyborów w Kiszyniowie" – powiedział Dungaciu. Jego zdaniem, problem Mołdawii pojawi się w przyszłych negocjacjach między Amerykanami a Rosjanami w sprawie Ukrainy.




Dan Dungaciu, szokujące stwierdzenia: Zachód zablokował projekt unionistyczny, ponieważ był on sprzeczny z porozumieniem z Rosją w sprawie Mołdawii. Rumunia ma przerąbane








Gotowanie na gazie szkodliwe?






Że co???






przedruk
tłumaczenie automatyczne




Rumuni, którzy gotują na kuchence lub na butli, mają średnią długość życia o dwa lata krótszą. Jesteśmy europejskimi mistrzami w gotowaniu na gazie!

Dodano: 28.10.2024





Rumunia zajmuje pierwsze miejsce w kilku kategoriach ryzyka związanych z używaniem gazu do gotowania, niezależnie od tego, czy mówimy o kuchence podłączonej do sieci, czy o butli. Z badania przeprowadzonego przez hiszpańskich naukowców na szczeblu UE wynika, że używanie gazu do gotowania skraca oczekiwaną długość życia nawet o dwa lata i powoduje przedwczesną śmierć tysięcy Rumunów rocznie.

W badaniu "Analiza wpływu zdrowotnego i kosztów związanych z narażeniem na dwutlenek azotu w pomieszczeniach, związanych z gotowaniem na gazie w Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii", przeprowadzonym na Uniwersytecie Jaume I w Hiszpanii, obliczono, że oczekiwana długość życia w UE skraca się nawet o 2 lata, a 40 000 Europejczyków, w tym Brytyjczycy, umiera rocznie z przyczyn związanych z narażeniem na dwutlenek azotu we własnej kuchni.

Badania Hiszpanów dotyczyły jedynie wpływu dwutlenku azotu na płuca, chociaż gotowanie na kuchence podłączonej do sieci gazowej lub butli wytwarza również inne niebezpieczne gazy: benzen i tlenek węgla. W Rumunii poziom dwutlenku azotu mierzony w pomieszczeniach zamkniętych jest najwyższy w całej Europie, przekracza maksymalny próg dozwolony przez Światową Organizację Zdrowia i kosztuje nas miliardy euro rocznie.

Z badania wynika, że Rumunia zużywa najmniej energii elektrycznej w Europie do gotowania, 0,07% całości, podczas gdy Norwegia całkowicie wyeliminowała spalanie gazu w pochodniach i przestawiła się na kuchenki elektryczne. Rumunia zajmuje 2. miejsce po Włoszech pod względem największej ilości gazu zużywanego do gotowania żywności. Polska i Rumunia łącznie odnotowują około 6 000 przedwczesnych zgonów związanych z gotowaniem w pomieszczeniach w pomieszczeniach.

Jednym z najważniejszych czynników branych pod uwagę w obliczeniach hiszpańskich badań była liczba przypadków astmy, które można przypisać zanieczyszczeniu dwutlenkiem azotu w pomieszczeniach. Rocznie w Rumunii rejestruje się 3 173 przypadki astmy dziecięcej związane z używaniem klasycznej kuchenki i cylindrów. Liczba przypadków u dorosłych wynosi 54 402, zgodnie z szacunkami badania.

Koszt przedwczesnej umieralności na poziomie Unii Europejskiej wynosi 142 mld euro. Specjaliści szacują, że z tej sumy Rumunia traci 19 mld euro rocznie. Skrócenie średniej długości życia spowodowane zanieczyszczeniem wnętrza dwutlenkiem azotu kosztuje nasz kraj 2 mld euro rocznie. Rumunia plasuje się na pierwszym miejscu wśród krajów, które najbardziej skorzystałyby na przejściu z gotowania na ogniu na korzystanie z kuchenek elektrycznych zasilanych energią z bardziej ekologicznych źródeł.

Korzystanie z wysokowydajnego okapu i gotowanie przy otwartych oknach to czynniki, które mogą zmniejszyć, ale nie całkowicie wyeliminować wpływu. Europejskie Biuro Środowiska (EEB) ostrzegło na samym początku października 2024 r. przed koniecznością rezygnacji z technologii spalania wśród obywateli.







Rumuni, którzy gotują na kuchence lub przy cylindrze, mają średnią długość życia o dwa lata krótszą. Jesteśmy europejskimi mistrzami w gotowaniu na gazie!