przedruk
04.12.2024 22:36
Czas na facetów. Tomasz Sakiewicz o nowym prezydencie i potrzebie męskich decyzji
Spośród kandydatów, których PiS mógł poprzeć na urząd prezydenta, Karol Nawrocki należy do tych, którym prywatnie życzę sukcesu. Nie był jedynym, do którego mam taki stosunek, ale on ma w sobie to coś, co powoduje, że można o nim powiedzieć: „To jest facet”. Na tle wymoczków typu Hołownia czy Trzaskowski pokazuje istotną różnicę - pisze Tomasz Sakiewicz w "Gazecie Polskiej".
Oczywiście kluczowe są poglądy, a przede wszystkim zdolność do zwycięstwa, tylko że dzisiaj te sprawy są ze sobą związane. Przede wszystkim jesteśmy w dobie narastających konfliktów i wymagają one męskich decyzji. W kraju mamy w tej chwili taki poziom zagrożenia demokracji, że dla jej obrony trzeba iść na mocne polityczne zwarcie. Do tego trzeba charakteru. Nawrocki nie potrzebuje udowadniać, że jest patriotą, bo był nim przez całe życie. Program jest ważny, ale jeszcze ważniejsze jest wyczucie narodowego interesu. Ten rodzaj zmysłu posiada. Reszty musi się nauczyć. I jeżeli poważnie podchodzi do wyborów i funkcji urzędu prezydenta, czeka go ponad 10 lat ciężkiej pracy.
Jest jeszcze jedna sprawa, z którą będzie musiał sobie poradzić. Z niesmakiem patrzyłem na rozdźwięki pomiędzy politycznym zapleczem prezydenta Andrzeja Dudy a głową państwa. Z jednej strony, jeżeli PiS zdecydował się poprzeć kogoś na ten urząd, to od momentu objęcia przez niego funkcji formacja musi się pogodzić z tym, że jest to stanowisko wymagające szacunku i samodzielności. Z drugiej strony, mądrość nakazuje, by kluczowe sprawy konsultować ze swoim politycznym zapleczem. Bez niego prezydent wiele nie zrobi. Obrażanie się albo pokazywanie swojego ego, po obydwu stronach tego samego obozu politycznego, jest po prostu niemądre. Do wypośrodkowania racji też trzeba charakteru. Czasem nawet więcej niż do bokserskiego ringu. Polityka to gorzej niż walka w klatce.
Doskonale to wiem po sobie. Wszystkim, co robię, staram się służyć Polsce. Mając przy sobie grupę przyjaciół, często sami stajemy na pierwszej linii frontu. Ilość kompromisów, które muszę przy tym zawierać, przyprawia mnie o mdłości. Ale inaczej się po prostu nie da. Mam wrażenie, że bardziej doceniają to tacy ludzie jak Donald Tusk, który maniakalnie pozywa mnie do sądu i nie wpuszcza moich dziennikarzy na konferencje, niż politycy, którzy korzystają z faktu, że udało nam się stworzyć największą telewizję konserwatywną w Europie. Miliony ludzi są w stanie wesprzeć niejedną inicjatywę, tylko trzeba umieć przemówić im do serca i zachować klasę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz