Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

wtorek, 30 lipca 2024

Wygnanie Żydów do USA

 


Jak wiemy, wojna na Ukrainie rozpoczęła się zaraz po zakończeniu pandemii.


Najpierw była pandemia.

Potem wojna na Ukrainie.


Potem zaczęła się wojna Izrael kontra Palestyńczycy.



Te rzeczy są ze sobą ściśle powiązane.

TA wojna jest sprowokowana przez poprzez koordynację z Hamasem.



Emblemat Hamasu - na wikpedi dla Polaków tego wizerunku nie zobaczysz, zdjęcie pochodzi z angielskiej wiki



Hamas napadł na Izrael, którego żołnierze "nie wykryli" spisku.







Czy kiedy Hamas (a może SI?) projektował swoje "logo", to czy korzystał z pracy Dereka Riggsa, projektanta "maskotki" zespołu Iron Maiden?? To dosyć osobliwe, by bojownicy o wolność tak profesjonalnie zadbali o podprogowy przekaz w swoim emblemacie....


Mało kto pamięta, że powstanie Izraela w Palestynie (tak to nazwijmy) rozpoczęło się od aktów terroryzmu.

To Izraelczycy jako pierwsi stosowali terroryzm, a tę metodę walki przejęli Palestyńczycy, jak już przestali być właścicielami swojego domu.

Rolę się odwróciły i gość stał się gospodarzem, a gospodarz - szykanowanym gościem.

Izrael nadal wsadza ludziom bomby pod łóżko, jak to widzieliśmy ostatnio w Teheranie...

Współczesne pokolenia, nasączone amerykańskimi filmami i retoryką mediów, dziś terrorystów widzi jedynie w Palestyńczykach.


Izrael dokonuje masakry ludności palestyńskiej.


W jakim celu? Po co?


Po to, by społeczność międzynarodowa ukarała Izrael?


 Pamiętamy, co się stało z Żydami w Hiszpanii?



wiki


Sytuacja uległa znacznemu pogorszeniu pod koniec XIV wieku. W 1391 roku fala antyżydowskich pogromów przetoczyła się przez wiele hiszpańskich miast. Tysiące Żydów zginęło, a znaczną część pozostałych ochrzczono pod groźbą śmierci. 

Oskarżono w nim Żydów o „usiłowanie na wszelkie sposoby obalenia ich świętej wiary katolickiej i próby odciągania wiernych chrześcijan od ich wiary”. Edykt nakazywał wygnanie wszystkich Żydów z królestwa w przeciągu czterech miesięcy (do końca lipca 1492 roku). 

Przez ten czas Żydzi mogli sprzedać lub wymienić dotychczasową własność, ale nie mieli prawa wywozić monet i przedmiotów zakazanych. Edykt zakazywał również powrotu do królestwa „na zawsze”, a za próbę powrotu ustanawiał karę śmierci oraz konfiskatę majątku. Ponadto za udzielanie przez poddanych pomocy Żydom po dacie wygnania, edykt ustanawiał karę konfiskaty własności i pozbawienia przywilejów.

Eksodus i rozproszenie Żydów

Szacuje się, że na skutek wprowadzenia dekretu z Hiszpanii wygnano pomiędzy 40 a 200 tys. Żydów. Masowa wyprzedaż majątków drastycznie obniżyła ich cenę. Część uciekinierów zginęła po drodze. Emigrowano do Afryki Północnej i Europy południowo-wschodniej, gdzie uchodźcom zagwarantowano bezpieczeństwo. 

Przybysze stworzyli bujnie rozwijające się wspólnoty lokalne, z których największe mieściły się w Salonikach, Stambule i Sarajewie. Częściowo przenikali się również ze wspólnotami istniejącymi wcześniej.



Ani słowa o Polsce.

A tak właśnie Żydzi masowo trafili min. do Polski, gdzie przez wieki mieli bardzo mocną pozycję, głównie dzięki lichwie - chrześcijanom nie wolno było uprawiać lichwy...




W Europie społeczności żydowskie były w dużej mierze samorządne, autonomiczne pod rządami chrześcijańskich władców, zwykle z ograniczeniami dotyczącymi zamieszkania i działalności gospodarczej. 

W Polsce od 1264 r. (od 1569 r. także na Litwie w ramach Rzeczypospolitej Obojga Narodów), na mocy Statutu Kaliskiego aż do rozbiorów Rzeczypospolitej Obojga Narodów w 1795 r., Żydom zagwarantowano prawa i przywileje. 

Prawo w Polsce po 1264 r. (w konsekwencji w Rzeczypospolitej Obojga Narodów) wobec Żydów było jednym z najbardziej inkluzywnych w Europie.



Jak wiemy, Żydzi nie roztapiają się w nowym społeczeństwie, nie integrują się z nim, trzymają się osobno i tylko siebie nawzajem wspierają, a to powoduje konflikty. Podobno miejsce, gdzie się osiedlają, nazywają - Nowy Świat, co przecież jest całkowicie przeciwko tym, którzy żyli na tej ziemi, to neguje "stary świat" zastany przez nich, a budowany dotychczas przez kogoś innego...



Isaac Bashevis Singer stwierdził, że "każda żydowska ulica w Warszawie była samodzielnym miastem". Jak wyglądało życie kulturalne tych "miast"?



Powszechna Karta Praw Żydów, zwana Statutem Kaliskim, oraz Przywilej Kaliski, zapewniały Żydom w średniowieczu szczególną ochronę przed dyskryminacją w Polsce, gdy byli prześladowani w Europie Zachodniej. 

Prawa te obejmowały wyłączną jurysdykcję nad sprawami żydowskimi dla sądów żydowskich i ustanowiły osobny trybunał dla innych spraw karnych z udziałem chrześcijan i Żydów, mający na celu uniknięcie dyskryminacji Żydów. Doprowadziło to do powstania odrębnego sądu i zabezpieczenia dla prześladowanych Żydów, co przyciągnęło do Polski żydowskich imigrantów z całej Europy.

Dzięki statutowi do kraju przybyli specjaliści od różnych rzemiosł, handlu i operacji finansowych. Dodatkową korzyścią dla kraju była częsta praktyka dodatkowego podatku za możliwość praktykowania judaizmu.

Statut został wydany przez księcia wielkopolskiego Bolesława Pobożnego 8 września 1264 roku w Kaliszu. Po zjednoczeniu Polski statut został ratyfikowany przez kolejnych królów polskich: Kazimierza III w 1334 r., Kazimierza IV w 1453 r. i Zygmunta I w 1539 r. 

Było to w czasie, gdy władcy Europy Zachodniej zmuszali Żydów do emigracji (Anglia w 1290 r., Francja w 1290 r., Hiszpania w 1492 r.). 

Po powstaniu Rzeczypospolitej Obojga Narodów rola Żydów jako bankierów i pożyczkodawców była istotna. Słaby system podatkowy często nie był w stanie zapewnić wystarczających środków na funkcjonowanie państwa (szlachta nie płaciła prawie żadnych podatków). Żydowscy poddani w Polsce byli wolnymi ludźmi, którzy mogli handlować, a nie chłopami pańszczyźnianymi, i w ten sposób dalej cieszyli się tolerancją religijną kraju, skodyfikowaną przez Konfederację Warszawską w 1573 roku.

i tak dalej




Teraz mamy podobną sytuację i to zsynchronizowaną z wydarzeniami na Ukrainie.


Czy w naszych czasach zobaczymy Exodus Izraelitów z Palestyny??


Nie do Polski.
Nie na Ukrainę.
Nie do Europy.


My tu już mamy całą masę mądrali i więcej nie potrzebujemy.


Proponuję do Stanów Zjednoczonych. 


USA i tak robią co im Izrael powie, a miejsca jest dosyć, to się tam pomieścicie.








poniedziałek, 29 lipca 2024

Zdrowie, a zysk






przedruk



Zysk kosztem dobra ludzi i zwierząt. Czy tak produkowane mleko jest zdrowe?




Rozmowa z :

Bogdanem Garkowskim, weterynarzem i zootechnikiem



Jak doszło do wykształcenia się ras pierwotnych zwierząt hodowlanych?

Po zmianie sposobu życia człowieka z koczownictwa do trybu życia osiadłego, on i jego cały inwentarz pozostawał w jednym miejscu. Wraz z upływem czasu udomowione zwierzęta hodowlane powoli ulegały działaniu miejscowego środowiska, czyli dostosowywały się do niego. Doprowadziło to do powstania mnóstwa ras pierwotnych, naturalnych, doskonale dostosowanych do miejscowego rodzaju klimatu, ukształtowania terenu i paszy (roślin), która rosła na danym obszarze.

Doskonałe przystosowanie się do życia w warunkach przyrodniczych, jakie występują na konkretnym terenie, czyni zwierzęta ras pierwotnych najlepszymi do hodowli. Po pierwsze zwierzęta te cechuje długa żywotność, do 20 lat, i rzadkie zapadanie na choroby. Kiedy dawniej rolnicy hodowali rasy pierwotne krów, m.in. krowę czerwoną, to o takiej piętnastoletniej krowie nikt nie mówił, że jest stara. Natomiast tzw. okres użytkowania bydła nowych ras, to maksymalnie 5 –7 lat życia na antybiotykach i innych lekach. Potem taka krowa nadaje się jedynie na ubój, albo sama zdycha.

Dlaczego więc nowe rasy, które często chorują i krócej żyją wyparły stare rasy pierwotne – zdrowe i długowieczne?

Jak w każdej dziedzinie nowoczesnej gospodarki, cały ten tzw. postęp wynika z ludzkiej zachłanność, czyli chęci pomnażania zysków w chory sposób. Dla przykładu, krowa rasy pierwotnej daje rocznie od 1,2 do 2 tysięcy tysiąca litrów mleka. Natomiast z krowy tzw. rasy nowoczesnej potrafi się „wycisnąć” nawet 15 tysięcy litrów rocznie. Nie zwraca się jednak uwagi, co dla nas konsumentów jest rzeczą najważniejszą, na jakość mleka. Kiedy mleko krowy rasy pierwotnej jest bardzo zdrowe i tak tłuste, że można z niego wytworzyć duże ilości zdrowego masła i śmietany, to mleko od krów ras nowoczesnych jest szkodliwe dla zdrowia. Powiem panu więcej – nowoczesna krowa jest chora, wynaturzona i zdegenerowana.

W jaki sposób z nowoczesnej krowy wyciąga się aż 15 tysięcy litrów mleka rocznie ?

Pierwsza sprawa – nowoczesne krowy są „dziećmi” manipulacji genetycznych, czyli powstają w laboratoriach. Po drugie – normalnie, zgodnie z naturą, krowa powinna wydzielać mleko w sposób fizjologiczny, czyli jako pokarm dla cielęcia, którego wzbudzi byk. Wówczas, podobnie jak u człowieka, ciąża krowy trwa 9 miesięcy. Przez cały ten czas krowa wytwarza mleko. Przez pierwsze dni po porodzie krowa produkuje tzw. siarę, czyli mleko bogate w składniki odżywcze, mineralne i przeciwciała. Siara nie nadaje się jednak do konsumpcji przez ludzi, dlatego podczas jej wytwarzania nie powinno doić się krów. Takie mleko – siara jest niezwykle ważne w początkowych dniach życia cielaka, ponieważ daje mu odporność. Po kilku dniach krowa znów produkuje normalne mleko. I to jest naturalny sposób pozyskiwania mleka. Natomiast w hodowlach przemysłowych stosuje się sposób patologiczny. Mówiąc w dużym skrócie polega on na tym, iż krowa jest zaraz po każdym porodzie zapładniana sztucznie, tak aby wciąż była w ciąży i wytwarzała mleko.

Jaką cenę za taką ogromną wydajność krowy płaci ona sama i konsumenci mleka oraz jego przetworów?

Krowy, przez ten patologiczny sposób produkcji mleka, są wyczerpane, schorowane i zdychają, lub jadą do rzeźni bardzo szybko, czyli w wieku 5 do 7 lat. Gnębią je liczne choroby. Nagminnie występuje zapalenie wymienia, co razem z białaczką stanowi największy problem współczesnej hodowli krów. W czołowych oborach naszego kraju, ze względu na białaczkę trzeba usuwać każdego roku bardzo poważny procent pogłowia. Natomiast zapalenie wymienia leczy się przez podawanie krowie wielu specyficznych środków opartych na antybiotykach. W skali jednego województwa, w ciągu roku, zużywa się wiele ton antybiotyków – część z nich przedostaje się do mleka. Dlatego m.in. inspektorat sanitarny dawno już zakazał picia w szkołach surowego mleka. Konsumenci mleka i jego przetworów dostają „chore” wyroby mleczne. Zasada jest prosta – zdrowe zwierzę obdarza człowieka zdrowymi produktami, zaś chore – chorymi.

Kiedy w Polsce uznano, że rasy pierwotne zwierząt hodowlanych są niepotrzebne i je zdziesiątkowano?

Tej „rzezi” na rasach pierwotnych dokonano za czasów PRL-u. Wówczas to wyniszczono w bardzo poważnym stopniu pierwotne rasy owiec i bydła. Z istniejących niegdyś kilkuset ras pierwotnych, dziś doszukano się istnienia jedynie kilkunastu.

W minionym komunistycznym okresie wydano odpowiednie państwowe zarządzenia likwidacji ras pierwotnych, hodowanych na danych terenach Polski od wieków. Jeśli chodzi o owce, w sporej liczbie, ostały się właściwie tylko dwie polskie czyste rasy pierwotne – „cakiel górski” oraz „wrzosówka”. Również kilka naturalnych ras bydła, w tym typowo polskie, doskonale przystosowane do naszego terenu i klimatu, bydło rasy czerwonej.


niedziela, 28 lipca 2024

Rozmowa z prof. Andrzejem Zybertowiczem

 


Bardzo dobry wywiad.


Polecam!









(2) Jak wielkie korporacje polaryzują społeczeństwa. Rozmowa z prof. Andrzejem Zybertowiczem. - YouTube


www.youtube.com/watch?v=s2PCad7XlUU


Obszary wiejskie wokół miast - schładzają je





przedruk
tłumaczenie automatyczne





Obszary wiejskie wokół miast schłodzą je podczas upałów. Jest analiza


2024-07-27



Szerokie pasy terenów wiejskich mogą obniżyć temperaturę w miastach nawet o 0,5 st. C. 




Kluczem do ochłodzenia "miejskich wysp ciepła" może być wieś – wynika z nowego badania przeprowadzonego przez naukowców z University of Surrey i Southeast University (Chiny).


Korzystając z danych z 20 lat, naukowcy wykazali, w jaki sposób pobliskie obszary wiejskie mogą obniżyć temperaturę w mieście. Największe efekty ochłodzenia występują tam, gdzie wiejski pierścień wokół miasta rozciąga się na co najmniej połowę średnicy miasta.

Profesor Shi-Jie Cao, główny autor i profesor wizytujący w Globalnym Centrum Badań nad Czystym Powietrzem (GCARE) Uniwersytetu w Surrey, powiedział:

"Często skupiamy się na tym, w jaki sposób tereny zielone, tereny podmokłe lub drogi wodne mogą ochłodzić miasta. Grunty miejskie są jednak cenne, a znalezienie dla tych środków miejsca może być trudne. Pokazaliśmy teraz, w jaki sposób użytkowanie gruntów poza miastem może mieć duży wpływ na temperaturę w centrum miasta.

"Nasze ustalenia pozwalają nam na sformułowanie dość konkretnych zaleceń. Odkryliśmy, że przegrzewanie się miast było łagodzone w większym stopniu poprzez łączenie połaci terenów wiejskich, sadzenie większej ilości lasów rozsianych po całym mieście oraz poprzez mniejszą liczbę większych jezior zamiast wielu małych zbiorników wodnych.

Gdy ciepłe powietrze unosi się w mieście, tworzy warstwę niskiego ciśnienia blisko ziemi. To zasysa chłodniejsze powietrze z okolicznych obszarów wiejskich. Proces ten jest w dużym stopniu kształtowany przez wielkość miasta i pokrycie terenu sąsiednich obszarów wiejskich.

Aby dowiedzieć się dokładnie, jak to się dzieje, naukowcy porównali obszary wokół 30 chińskich miast w latach 2000-2020. Dane satelitarne mówiły im, jak ciepły jest grunt i jak jest on wykorzystywany.

Profesor Prashant Kumar, jeden z autorów badania, założyciel i dyrektor GCARE oraz współdyrektor Instytutu Zrównoważonego Rozwoju w Surrey, powiedział:

"Już wcześniej podejrzewaliśmy, że pasy terenów wiejskich wokół miasta mogą pomóc w ochłodzeniu centrum miasta. Teraz, dzięki naszej szczegółowej analizie, możemy powiedzieć, które formy użytkowania gruntów prowadzą do największych efektów.

"Mamy nadzieję, że planiści i rządy wykorzystają nasze ustalenia, aby pomóc społecznościom miejskim stać się bardziej odpornymi na rosnące globalne temperatury. Nasze odkrycia pokazują, że jeśli chcemy schłodzić nasze miasta, potrzebujemy wspólnego podejścia między planowaniem miejskim i wiejskim".

Proces ten w dużym stopniu zależy od wielkości miasta i powierzchni terenów wiejskich.

Ochłodzenie jest najsilniejsze, jeśli szerokość pasa takich terenów otaczających miasto jest równa co najmniej połowie średnicy samego miasta.







Obszary wiejskie wokół miast schłodzą je podczas upałów. Jest analiza (tvp.pl)

Pasy wiejskie wokół miast mogą obniżyć temperatury w miastach latem nawet o 0,5°C | Nauka Dziennik (sciencedaily.com)


Ryty naskalne z lasu Fontainebleau






przedruk
tłumaczenie automatyczne




Las Fontainebleau zwana też Puszczą Bière (zniekształcone fr. Bruyère, wrzosowisko) – największy obszar leśny położony blisko Paryża.

Dawne królewskie tereny łowieckie są dziś jednym z ulubionych obszarów rekreacyjnych Paryżan. Puszcza odcisnęła swoje piętno w XIX-wiecznym malarstwie francuskim i w historii ochrony przyrody. 






Prehistoryczne ryty naskalne lasu Fontainebleau




Prehistoryczne ryty naskalne z lasu Fontainebleau są bogatą kolekcją sztuki naskalnej odkrytej wśród głazów z piaskowca lasu Fontainebleau. W lesie odkryto kilka tysięcy petroglifów, z których najwcześniejsze datowane są na paleolit (bardzo niewiele przykładów), około 2000 na wczesny mezolit i prawie 300 na późną epokę brązu.

Ryty naskalne można podzielić na dwie szerokie grupy. Najłatwiej widoczne dla postronnego obserwatora są w dużej mierze niefiguratywne zbiory powtarzających się wzorów geometrycznych, zwykle znajdowane w większych schroniskach skalnych, z których część była zamieszkana przez ludy mezolitu. Druga, znacznie mniejsza grupa to seria kilkuset rytów figuratywnych, które odkryto dopiero niedawno (2014 r.) w znacznie bardziej rozległym obszarze lasu Fontainebleau. Wiele z tych rycin znajduje się w małych wgłębieniach w głazach z piaskowca i nie są łatwo widoczne dla przechodniów.




Niefiguratywne ryciny wczesnego mezolitu

Niefiguratywne ryciny z wczesnego mezolitu zostały wykonane w okresie intensywnej działalności naskalnej przez ostatnich, jak się okazało, łowców-zbieraczy z regionu Fontainebleau. Akwaforty te zostały więc wykonane tysiące lat później niż paleolityczne malowidła naskalne znalezione np. w Lascaux.

Ogólnie rzecz biorąc, mezolityczne ryciny mają formę paneli z prostymi rowkami, które często są zorganizowane w siatki. W mniejszej liczbie przypadków rowki te były przedstawiane jako pojedyncze linie lub formowane w krzyże. Jeszcze rzadziej wytrawiano prymitywne kręgi lub gwiazdy.  Według inwentaryzacji przeprowadzonej w latach sześćdziesiątych XX wieku, większość z tych rycin była mała (ponad 50 procent miała 10 cm lub mniej), podczas gdy 11 procent było stosunkowo dużych (21 cm lub więcej).  Co więcej, ryciny wydają się być wykonane jako nagromadzenie dzieł sztuki w czasie w jamach "bez wyraźnego porządku, zwłaszcza w niektórych obficie grawerowanych miejscach". 


Ryciny znane są od XIX wieku i były odkrywane głównie przez postronnych obserwatorów.  Znajdują się w jamach, które są na ogół wystarczająco duże, aby jedna lub dwie osoby mogły stać w nich jednocześnie.

Jednak niektóre były na tyle duże, że można je było zamieszkać; W próbie 49 miejsc grawerowania 13 (czyli 26 procent) oceniono jako nadające się do zamieszkania.  Formalna inwentaryzacja przeprowadzona przez archeologów-ochotników udokumentowała obecność takich rytów naskalnych w ponad 2000 jamach głazów w lesie Fontainebleau. 

Materiał znaleziony w jaskiniach i uważany za współczesny rytownictwom zapewnia dość wiarygodne datowanie na mezolit.  Wydaje się to również wskazywać, że ryciny były częścią codziennej działalności wczesnomezolitycznego społeczeństwa w lesie. Datowanie tych rytów opiera się na rygorystycznych wykopaliskach archeologicznych na okolicznych stanowiskach i analizie związanych z nimi artefaktów (narzędzi itp.) znalezionych tam. Wiarygodne datowanie ułatwił fakt, że duża część stropu zamieszkałego schronu skalnego zawaliła się na pozostałości mezolitu, uchwycając w ten sposób mezolityczne ślady pod spodem. 

Akwaforty mogły być wykonane tylko w zewnętrznej, cienkiej warstwie miękkiego piaskowca, który ma średnią grubość 3 mm i maksymalną grubość 30 mm.Ten miękki piaskowiec byłby zmywany przez żywioły, z wyjątkiem chronionych obszarów głazów piaskowcowych. Przypuszczalnie z tego powodu wszystkie mezolityczne ryciny z lasu Fontainebleau znajdują się w miejscach osłoniętych. 

Czynność grawerowania na takiej powierzchni była dość prosta i można ją było wykonać za pomocą łatwo dostępnych narzędzi. Z rekonstrukcji powstania takiego dzieła przy użyciu narzędzi kamiennych w rodzaju tych, które wyprodukowali twórcy dzieła, wynika, że pojedynczy rycina kreskowa o długości 15 cm i głębokości 2 mm może być wykonana w czasie krótszym niż 60 sekund, a grawerowane siatki typu powszechnie spotykanego w lesie Fontainebleau można wykonać w czasie od 5 do 15 minut.  Specjalistyczna wiedza z zakresu grawerowania nie była wymagana. Stąd ryciny "były technicznie proste do wykonania przy użyciu łatwo dostępnych narzędzi i dlatego mogły być wykonane przez dużą liczbę osób, w raczej krótkich okresach czasu". 

Ukryte ryciny z późnej epoki brązu

Mniej liczna grupa w dużej mierze figuratywnych rytów naskalnych została odkryta przez archeologów w 2014 roku na mniejszym obszarze (około 30 kilometrów kwadratowych) w południowo-wschodniej ćwiartce lasu Fontainebleau. Pierwotne odkrycie w 2014 roku doprowadziło w następnym roku do systematycznych poszukiwań jam, które również mogą zawierać takie petroglify. Po 8 latach poszukiwań zinwentaryzowano prawie 300 paneli z petroglifami.

Styl tych grawerunków został podzielony na 2 szkoły. Pierwszą z nich jest szkoła "Malmontagne", składająca się z około 200 paneli z bardzo złożonymi panelami przedstawiającymi postacie ludzkie, półludzkie i zwierzęce. Te wyszukane panele, wytrawione płytkimi rowkami, są małe (często nie przekraczają 10 centymetrów) i przedstawiają bogaty zestaw obrazów, które powtarzają się w różnych miejscach. Są wśród nich zarówno postacie ludzkie i półludzkie, jak i zwierzęta (ptaki, węże, jelenie, woły) oraz przedmioty stworzone przez człowieka (sanie, berła, grzechotki i nakrycia głowy). Z kolei szkoła "Long Rocher", składająca się z 80 paneli, prezentuje panele składające się głównie z geometrycznych rycin, które przypominają mezolityczne petroglify opisane powyżej. Ryciny te, również trawione z płytkimi rowkami i umieszczone w małych wnękach, rzadko są figuratywne, a rozmiar paneli jest średnio nieco większy niż te ze szkoły Malmontagne.  Uważa się, że obie szkoły petroglifów pochodzą z późnej epoki brązu.

Być może najbardziej intrygującą cechą tych paneli jest to, że wiele z nich zostało wykonanych w małych wgłębieniach w głazach, co czyni je niezwykle trudnymi do zauważenia. W niektórych przypadkach było wystarczająco dużo miejsca, aby ręka artysty mogła wejść do jamy, co oznaczało, że znajdował się w wyjątkowo niewygodnej pozycji roboczej i nawet on nie mógł dobrze zobaczyć, nad czym pracuje.  Być może to właśnie z powodu tego bardzo nieostentacyjnego stylu petroglify te zwróciły uwagę społeczności archeologicznej dopiero w 2014 roku. Co więcej, najwyraźniej celowa próba "ukrycia" petroglifów świadczy o pragnieniu dyskrecji, a nawet tajemnicy ze strony ich twórców i rodzi pytania o rolę, jaką odegrały w kulturze epoki brązu.

Oprócz paneli z rycinami na głazach, petroglify były również wykonywane na przenośnych blokach kamiennych oraz na okrągłych, nieruchomych kamieniach używanych do tworzenia trójwymiarowych rycin, czasami przedstawiających coś, co wydaje się być żeńskimi stworzeniami.  Przenośne, grawerowane klocki zostały znalezione celowo zakopane razem w grupach. 

Oprócz informacji dostarczonych przez wykopaliska archeologiczne, datowanie tych petroglifów na późną epokę brązu opiera się na triangulacji na podstawie wielu ustalonych faktów archeologicznych. Po pierwsze, technika używana do produkcji narzędzi grawerskich jest wyraźnie postmezolityczna i nie jest również związana z wczesną epoką brązu. Po drugie, obecność obrazów sań ciągniętych przez woły wskazuje, że ludy Malmontagne udomowiły zwierzęta, co oznacza, że akwaforty nie mogły powstać wcześniej niż w późnym neolicie. Po trzecie, wizerunki wyryte na ceramice z późnej epoki brązu wykazują wyraźny związek z wizerunkami petroglifów.  Po czwarte, brązowa wersja grzechotek przedstawionych na panelach z Malmontagne została znaleziona w Niemczech i wiarygodnie datowana na późną epokę brązu. 





Sztuka naskalna znaleziona w lesie Fontainebleau




Wytrawione siatki mezolityczne ze schroniska skalnego w pobliżu Boissy-aux-Cailles w lesie Fontainebleau






Szkic detalu rytowanej płyty skalnej przedstawiającej pół-ludzką postać trzymającą grzechotkę. Przedstawienie tych grzechotek w petroglifach z Malmontagne stanowi jedną z wielu podstaw do ich datowania na późną epokę brązu.



------------



Archeology in the Fontainebleau Forest

François BEAUX  

Pozostawili nam wiele przedmiotów i śladów na kamieniach, świadczących o ich obecności i świadczących o tym, że las (który wówczas nazywano « Sylva Biera », czyli « las Bière ») nie był pozbawiony ludzi. ERA PALEOLITU (przed 10 000 lat p.n.e.) Fragmenty silexu i oszlifowane kamienie typowe dla epoki musterii ze śladami cięcia typu « Levallois » zostały znalezione podczas poszukiwań pedologicznych w 1974 roku w pobliżu dużego krzyża Grand Veneur. Inny fragment tego samego typu został znaleziony na stanowisku Long Rocher (ryc. 1). Te dwa artefakty datowane są na środkowy paleolit, czyli ponad 40 000 lat p.n.e.






źródło:   lr.aaff.fr/images/ACTIVITES/Archeology/ARCHEOLOGY.pdf

------


fragmenty artykułu:


Las Fontainebleau jest domem dla skarbów sztuki naskalnej
29.06.2021,
 
Louise Mussat




"Te wyryte w skale schrony zostały odkryte głównie przez ochotników" – mówi mi wesoły 56-letni profesor w okularach, gdy wyruszamy w drogę. "W 1975 roku, po zinwentaryzowaniu około 450 schronów, powołano do życia grupę GERSAR zajmującą się badaniem, badaniami i ochroną sztuki naskalnej. Czterdzieści pięć lat eksploracji lasu umożliwiło jego członkom odkrycie kolejnych 1 500 miejsc. W każdy weekend przeszukują masyw Fontainebleau i ciągle natykają się na nowe. Mają również duży wkład w ochronę kompleksu sztuki naskalnej, który znajduje się w bardzo popularnym obszarze odwiedzanym każdego roku przez 10 milionów ludzi, którzy często z czystej ignorancji wyrządzają szkody temu bezcennemu prehistorycznemu dziedzictwu.





Te zestawy wzorów geometrycznych (siatki, rowki i kropki) datowane są na VIII tysiąclecie p.n.e. Znaczenie tych powtarzających się gestów pozostaje tajemnicze.




Panel w Grotte à la Peinture. Wędrowcy wygrawerowali swoje inicjały "F.S." i "C.U." wśród geometrycznych wzorów z mezolitu, stąd pilna potrzeba ochrony tego dziedzictwa.




Innym kluczem do próby rozszyfrowania tych elementów jest zbadanie ich lokalizacji w krajobrazie. Przez te trzy lata Cantin będzie analizował charakterystyczne cechy zdobionych schronów w porównaniu z tymi, które, choć czasem znajdują się tuż obok nich, pozbawione są rycin. Czy preferencyjnie można je znaleźć na wyższych terenach masywu Fontainebleau? Czy są one ustawione w określony sposób? Czy są one wykonane z piaskowca, który jest szczególnie łatwy do cięcia?

Czy po zakończeniu tych trudnych prac archeologicznych ujawni to, co ci mezolityczni artyści próbowali wyrazić, kiedy wyryli tysiące wyrównanych rowków w piaskowcu?

 "Są one znacznie trudniejsze do zinterpretowania niż figuratywne malowidła zwierzęce typowe dla paleolitu, takie jak te w Lascaux w południowo-zachodniej Francji" – odpowiada Cantin. 

"Obecnie uważa się, że zdobione jaskinie w Fontainebleau nie były poświęcone wyłącznie grawerowaniu, ponieważ były one również zamieszkane. Znalezione tam materiały są charakterystyczne dla codziennego użytkowania, takie jak pozostałości po pożarach, zwierzęta, które zostały zjedzone i tak dalej. Nie sądzimy więc, że zostały one zaprojektowane jako miejsca kultu. To powiedziawszy, mogły one jednak mieć znaczenie rytualne".


Na prawo od grawerowanego panelu, na którym Robert i Lesvignes wznowili swoje obserwacje, Valentin bada jedno z wąskich przejść w Grotte à la Peinture. Gdziekolwiek spojrzeć, w prawo, w lewo, w górę, prawie wszystkie ściany, które są tak blisko siebie, że ledwo może się poruszać, pokryte są rycinami, szeregiem tajemniczych siatek, rowków i przerywanych linii.

"Doszliśmy do wniosku, że ci mezolityczni ludzie musieli potrzebować około 20 minut, aby wyciąć pojedynczy rowek. A spójrz tylko, ile ich jest! Nawet jeśli te schrony nie były miejscami kultu, nie mogę przestać myśleć o akcie religijnym – w sensie powtarzającego się gestu, który nie ma żadnego utylitarnego celu" – mówi Valentin, badając reflektorem każdy tysiącletni rowek.

 "Może to było coś w rodzaju ćwiczenia z prehistorycznej pobożności!" – uśmiecha się.

 "Prawdopodobnie nigdy nie poznamy dokładnego znaczenia tych rycin. Ale nasza praca powinna pozwolić nam trochę lepiej poznać tych paryżan z ósmego tysiąclecia. I pamiętaj, że możesz podziwiać ich pracę – ale jej nie dotykać! – po prostu wskakując do zwykłego pociągu podmiejskiego.






------


fragment pracy:


Kontekst społeczny mezolitycznych rytów naskalnych w rejonie piaskowca Fontainebleau (Basen Paryski, Francja): Wkład badań eksperymentalnych

Aleksandra Cantina
Borys Walentin
Médard Thiry
Colas Guéret




Antropogeniczne ryciny zostały wykonane w ponad 2000 małych naturalnych jamach znalezionych na polach głazów piaskowcowych centralnej części Basenu Paryskiego, na obszarze 1800 km2 na zachód od miasta Fontainebleau. Grawerunki te składają się głównie z grupowanych prostoliniowych rowków ułożonych w pionowe równoległe serie lub zorganizowanych w siatki. Te dominujące klasy motywów tworzą unikalny typ sztuki naskalnej przypisywanej wczesnomelelitycznym łowcam-zbieraczom (∼9500–6300 p.n.e. w północnej Francji) na rosnącym poziomie dowodów. W tym miejscu zbliżamy się do kontekstu społecznego, w którym powstały te obfite symboliczne manifestacje, opracowując badanie eksperymentalne, kierując się dwoma głównymi pytaniami: jaki wysiłek (tj. trudność pracy i czasu pracy) oraz know-how były wymagane do wykonania tych rycin? Przy jakich okazjach zostały wykonane?

Po ilościowym określeniu bardzo zmiennej twardości piaskowca z Fontainebleau za pomocą młota Schmidta, wybraliśmy naturalne bloki i puste wgłębienia w ostatnich kamieniołomach do przeprowadzenia naszych eksperymentów. Pokazują one, że grawerowana część piaskowca odpowiada kruchej korze często o grubości mniejszej niż 1 cm, która pokrywa rdzeń z twardego piaskowca, którego nie można wygrawerować. Na polach głazów z piaskowca ta krucha kora jest zachowana tylko na powierzchniach chronionych przed warunkami atmosferycznymi. Nasze eksperymenty pokazują również, że zakrzywione rowki można wykonać bez trudności, a wszechobecność rowków prostoliniowych jest wyborem kulturowym. Wreszcie, nasze eksperymenty pokazują, że te prostoliniowe rowki są bardzo łatwe do grawerowania i pozwalają zaproponować równania do oszacowania czasu potrzebnego do wykonania motywów archeologicznych. Średni czas grawerowania rowka został oszacowany na mniej niż jedną minutę i mniej niż 15 minut dla najpopularniejszych siatek.

Wyniki te, umieszczone w kontekście archeologicznym, pozwalają nam sformułować następujące propozycje: (1) ryciny przypisywane okresowi wczesnego mezolitu były technicznie łatwe i mogły być wykonane w dość krótkim czasie; (2) ciasny układ grawerowanych miejsc i brak widocznego wzoru rozmieszczenia motywów na ścianach wskazuje na hipotezę nagromadzenia pojedynczych epizodów grawerskich, być może przez kilku grawerów; (3) Wygrawerowane wnęki są liczne, łatwo dostępne i połączone z terytoriami życia codziennego. Możemy wywnioskować, że fenomen grawerowania w Fontainebleau jest wynikiem wielu małych, zwyczajnych i stereotypowych obrzędów grawerskich, przeprowadzanych prawdopodobnie przez dużą liczbę grawerów.


Wprowadzenie

Pojedyncze zjawisko rytownictwa, unikatowe w Europie, zostało zidentyfikowane w połowie XIX wieku w formacjach piaskowcowych środkowego basenu paryskiego (Martin, 1868, Bénard, 2014). Zjawisko to, znane jako "sztuka naskalna z Fontainebleau", obejmuje obszar 1800 km2, odpowiadający wychodni piaskowca na zachód od miasta Fontainebleau, położonego 55 km na południowy wschód od Paryża (Thiry i in., 2015) (ryc. 1A).

Te formacje piaskowcowe, które zajmują zbocza piaszczystych zboczy dolin lub izolowane kopce, tworzą pola głazów (ryc. 1B) skrywające niezliczone małe naturalne zagłębienia (Thiry, 2017a). Do tej pory ryciny zostały zidentyfikowane w 2160 roku1 tych jam (ryc. 2) dzięki pracom poszukiwawczym stowarzyszenia archeologów-ochotników (GERSAR2), którzy je studiują i pracują nad ich zachowaniem.

Grawerunki te są głównie niefiguratywnymi znakami subtraktywnymi złożonymi z prostoliniowych rowków ułożonych w pionowe równoległe szeregi lub zorganizowanych w siatki (ryc. 3A-F). Oba typy motywów są ilościowo dominujące w grawerowanych wgłębieniach (Tassé 1982: 68). Często są one gęsto skupione bez widocznego wzoru rozmieszczenia na ścianach (Bénard, 2014). Znajdujemy je w całej okolicy piaskowca Fontainebleau w dużej liczbie (Tassé, 1982, Bénard, 2014).

W co najmniej 29 jamach odkryto 541 artefaktów litycznych o zaokrąglonych krawędziach w wykopaliskach archeologicznych znajdujących się u dna rytowanych ścian, przy czym niektóre z nich wykazują wyraźne analogie z mezolitycznymi typami narzędzi (Courty, 1904, Baudet, 1952, Hinout, 1998, Bénard, 2014). Tak więc specyficzne zużycie użytkowe znalezione na tych artefaktach litycznych o zaokrąglonych krawędziach sugerowało, że były one używane jako narzędzia grawerskie. Z tych powodów od dawna zakłada się, że ryciny są prehistoryczne, być może pochodzą z okresu mezolitu (∼9500–5300 p.n.e. w północnej Francji).

Zarówno niedawne badanie zużycia użytkowego, jak i krytyczny przegląd trzech grawerowanych i zamieszkałych miejsc potwierdzają i udoskonalają tę hipotezę (Guéret i Bénard, 2017). Nasz wkład w tym miejscu nie ma na celu ponownego omówienia różnych wskazówek wykorzystywanych do identyfikacji praktyk grawerskich w okresie mezolitu, w dużej mierze rozwiniętych w poprzednim artykule badawczym opublikowanym w JAS Reports (Guéret i Bénard, op.cit.). 

Podsumowujemy tutaj tylko główne kamienie milowe i zachęcamy czytelnika do zapoznania się z tym artykułem w celu uzyskania dalszych informacji. Bel Air 1 w Buthiers, Bel Air 12 znany jako "Grotte de Chateaubriand" również w Buthiers i Dégoutants à Ratard 1 znany jako "Grotte à la Peinture" w Larchant (patrz ryc. 1A i ryc. 2C) są dobrze udokumentowanymi stanowiskami wykopaliskowymi (Hinout, 1992, Hinout, 1993a, Hinout, 1993b).

Dostarczyli 300 tych artefaktów litycznych o zaokrąglonych krawędziach w kontekście mezolitycznym, które uznano za wystarczająco rygorystyczne (szczegółowe omówienie zob. Guéret i Bénard, 2017: 111-112): (1) w Bel Air 1 artefakty te pojawiły się w warstwie wczesnomezolitowej (sensu Marchand i Perrin, 2017; ∼ 9500–6300 p.n.e. w północnej Francji) 1,30 m poniżej powierzchni pokrytej warstwą późnego mezolitu (∼6300–5300 p.n.e. w północnej Francji) i wyraźnie wyraźną warstwą z końcowej epoki brązu; (2) w Bel Air 12 artefakty lityczne o zaokrąglonych krawędziach okazały się być związane ze zbiorowiskiem litycznym typowym dla mezolitu (wymieszane okresy wczesnego i późnego) bez jakiegokolwiek zanieczyszczenia współczesnym materiałem (skorupy ceramiczne, fragmenty szkła lub pozostałości metaliczne) w warstwie z sygnaturą palinologiczną epoki borealnej (∼VIII tysiąclecie p.n.e.) (3) w Dégoutants à Ratard 1, inna spójna warstwa mezolityczna, charakteryzująca się czarnym zabarwieniem i znajdująca się na dnie dobrze zachowanej sekwencji stratygraficznej o długości 2,70 m z wieloma fazami osadnictwa, dała te same artefakty lityczne o zaokrąglonych krawędziach.


Obserwacje mikroskopowe i testy eksperymentalne wykazały, że wszystkie te artefakty lityczne o zaokrąglonych krawędziach zostały rzeczywiście stępione przez żłobienie3 a czasem skrobanie piaskowca (Guéret i Bénard, 2017: 105-107), potwierdzając ich zastosowanie jako narzędzi grawerskich. Tak więc analiza typologiczna i technologiczna półfabrykatów narzędzi grawerskich (Guéret i Bénard, 2017: 113–115) wskazała na bardziej precyzyjne datowanie wczesnomezolityczne: użycie niektórych typów ostrzy z recyklingu, typów mikrolitów, ząbków i narzędzi pryzmatycznych prawdopodobnie wskazuje co najmniej na najnowsze fazy tego okresu (ósme tysiąclecie-początek siódmego tysiąclecia p.n.e.) (Ducrocq, 2009; Griselin, 2015) (ryc. 4). Wyniki te ujawniły istnienie znaczących praktyk grawerskich wśród lokalnych wczesnomezolitycznych grup łowców-zbieraczy (Guéret i Bénard, 2017: 116-119).

W tych trzech schronach, które dostarczyły bogatych zbiorów wczesnomezolitycznych narzędzi grawerskich, równoległe serie rowków i siatek są zdecydowanie najbardziej reprezentowanymi typologicznymi klasami grawerów4 (rys. 3G). Z drugiej strony, charakterystyka zastosowanych stref na narzędziach grawerskich pasuje do zmiennych morfologii równoległych szeregów rowków i siatek (Guéret i Bénard, 2017: 106-107). W związku z tym stawiamy hipotezę, że te dwa typy motywów, które w dużej liczbie występują w całym regionie piaskowca Fontainebleau, można przypisać mezolitowi5. W związku z tym dużą część rytów naskalnych z Fontainebleau można uznać za unikalny lokalny wyraz symboli mezolitu.

W niniejszym artykule kwestionujemy kontekst społeczny, który umożliwił tę symboliczną produkcję na dużą skalę wśród grup zbieracko-łowieckich za pomocą eksperymentów (Bourguignon i in. (red.), 2001; Beyries (red.), 2020): jakim wysiłkiem (tj. trudnością pracy i czasem pracy) oraz know-how zostały wykonane te ryciny i przy jakich okazjach? Archeologia eksperymentalna obejmująca rowkowane nacięcia ma długą tradycję w studiach nad sztuką mobilną (D'Errico, 1994, Fritz, 2000, Rivero, 2015). W dziedzinie sztuki naskalnej najpowszechniejsze są eksperymenty replikacyjne dziobanych grawerów, często z pytaniami badawczymi dotyczącymi śledzenia ciemieniowego lub narzędzia do grawerowania (de Beaune i Pinçon, 2001; Alvarez i in., 2001, Plisson, 2009, Aubry i in., 2011, Vourc'h, 2011, Vourc'h, 2018, Zotkina i Kovalev, 2019). Dane dotyczące czasu pracy są jednak rzadkie i rozproszone (Bednarik, 1998; 30; de Beaune i Pinçon, op. cit.; Vourc'h, op. cit.) i bardzo niewiele badań próbuje modelować ten parametr w celu omówienia kontekstów produkcji społecznej sztuki naskalnej (Vegara i Troncoso, 2016).

Nasza praca eksperymentalna skupia się na trzech pytaniach dotyczących chaîne opératoire (sensu Lemonnier, 1986, Schlanger, 2005) produkcji grawerów rowków i siatek. Pierwsze pytanie dotyczy wyboru powierzchni: jakie rodzaje piaskowca są grawerowane i czy nakładają one szczególne ograniczenia w zakresie wyborów graficznych (tj. czy systematyczna prostoliniowość rowków jest determinowana trudnościami związanymi z wytwarzaniem zakrzywionych linii?)?

Drugie pytanie dotyczy wiedzy specjalistycznej: jakiego rodzaju wysiłek i know-how są potrzebne do stworzenia tych rycin? Trzecie pytanie dotyczy czasu trwania: jaki jest minimalny czas potrzebny na wyprodukowanie każdego motywu? Ostatecznym celem dwóch ostatnich pytań jest możliwość przedyskutowania znaczenia tej symbolicznej praktyki wśród działań łowiecko-zbierackich.

Jako wstęp do tych badań nad produkcją grawerów należy przypomnieć, że istnieją piaskowce o zmiennej twardości. Zdolność ścierna słabo scementowanego, a zatem kruchego piaskowca była poszukiwana w okresie mezolitu do kształtowania kości, poroża lub drewna (Hamon i in., 2020: 83-84). Kiedy piaskowiec jest silnie scementowany krzemionką (nazywa się go wtedy "piaskowcem kwarcytowym" lub "piaskowcem błyszczącym"), tworzy skałę, która może zostać pęknięta przez pęknięcie konchoidalne, co było szeroko rozpowszechnione w regionalnym mezolitze (Hamon i Griselin, 2014, ryc. 4C). 

Wreszcie, piaskowiec tworzący głazy z regionu Fontainebleau był wycinany w kamieniach murarskich lub kostce brukowej co najmniej od średniowiecza (Lejeune i in., 2016). Kamieniołomowie podzielili ten piaskowiec na trzy stopnie twardości w zależności od dźwięku emitowanego podczas uderzania w niego młotkiem (Lejeune i in., op.cit.). Ponieważ te same twarde głazy tworzą badane przez nas wgłębienia (ryc. 2), kilka pokoleń archeologów uważało ich grawerowanie za trudne zadanie. Dzieje się tak od pierwszych opisów rycin, które uznawano np. za "rzeźbione [...] z długą cierpliwością"6 (Martin, 1868), przez "upartą pracę"7 (Courty, 1924: 347), lub że polegały one na "uzyskaniu na dłuższą metę, przez zużycie, rowka [...]"8 (Bénard, 2014: 156)... Jednak te subiektywne oceny nigdy nie zostały zweryfikowane przez eksperymenty.

Najpierw przyjrzymy się poniżej środkom, których użyliśmy do ilościowego określenia twardości piaskowca. Po opisaniu naszych protokołów eksperymentalnych przedstawimy wyniki, w szczególności dotyczące średniego czasu grawerowania motywów przypisywanych mezolitowi. Na koniec omówimy wkład tych wyników w antropologiczne podejście do praktyk grawerskich we wczesnym mezolitze w regionie piaskowca Fontainebleau.


całość:

sciencedirect.com/science/article/abs/pii/S2352409X22002176











Metadane bycia człowiekiem (stonecountrypress.co.uk)






Matka i dzieci





przedruk
tłumaczenie automatyczne






Mama wie: czy matczyna intuicja naprawdę istnieje, czy jest tylko iluzją


30 czerwca 2024 08:46









Związek między matkami a ich dziećmi jest niezwykle silny, ale dla niektórych rodzajów połączeń nawet naukowcy nie mają wyjaśnienia. Jednym z nich jest intuicja.



Badania nad intuicyjnym poczuciem, że matki rozwijają się, jeśli chodzi o ich dzieci, są niezwykle rzadkie, ale istnieją. Ich interpretacja jest jednak bardzo wymagająca, ponieważ jedynym sposobem na uzyskanie danych wejściowych jest subiektywne odczucie rodziców. Niektórzy psychologowie jednak mocno trzymają się teorii, że intuicja macierzyńska jest prawdziwym uczuciem, ale bardzo złożonym i nawet nauka nie znalazła na nią pełnej odpowiedzi.
U podstaw matczynej intuicji leży teoria połączenia

Korzenie intuicji macierzyńskiej mogłyby, zdaniem psychologów, leżeć w tak zwanej teorii połączeń, która została po raz pierwszy zidentyfikowana i opisana przez brytyjskiego psychologa Johna Bowlby'ego. Naukowiec wyjaśnił to zjawisko w bardzo prosty i logiczny sposób: dzieci rodzą się z potrzebą połączenia z tymi, którzy się nimi opiekują (rodzicami), a połączenie to jest powielane w mniejszym lub większym stopniu w relacjach z innymi ludźmi w miarę dorastania.

Z rodzicami ta więź prawie nigdy nie zostaje zerwana, ponieważ to rodzice pielęgnują ją nawet wtedy, gdy dziecko jest w pełni dorosłe. Poprzez te "niewidzialne nici" matki, nawet gdy znajdują się na odległość, są w szczególny sposób przywiązane do swoich dzieci.


"To intuicyjne uczucie zaczyna rozwijać się bardzo wcześnie, a jeśli jest pielęgnowane, może stać się niezwykle silne, a nawet niewątpliwe" – wyjaśniła licencjonowana terapeutka Myra Mendez w wywiadzie dla Yahoo Live.
Matki są bardzo wrażliwe na zmiany zachodzące u ich dzieci.

Już od pierwszych dni macierzyństwa młode mamy potrafią rozróżnić różne rodzaje płaczu swoich pociech, natomiast różnice w "warczeniu" innych dzieci mogą być zupełnie niesłyszalne dla ich uszu. "Wiedzą, kiedy dziecko płacze, bo jest głodne, kiedy płacze, bo trzeba zmienić pieluchę, a kiedy płacze jest spowodowane jakimś bólem" – mówi psycholog Ernesto Lira de la Rosa. Od tego momentu zaczynają ufać swojej intuicji i tworzyć więź ze swoimi dziećmi.

Istnieje inna teoria, która wyjaśnia (przynajmniej częściowo) istnienie matczynej intuicji, a u jej podstaw leży genetyka. "W czasie ciąży matka doświadcza szeregu zmian hormonalnych, a część jej DNA jest wpleciona w dziecko, które znajduje się w jej brzuchu", wyjaśnia Lira de la Rosa. "Nie jest więc wykluczone, że intuicja jest całkowicie uzasadnionym uczuciem, które rozwija się na kilka miesięcy przed przyjściem dziecka na świat". Nie ma jednak wystarczających dowodów, aby można było zaakceptować jakąkolwiek teorię.








rt.rs/magazin/97846-da-li-postoji-majcinska-intuicija/




Niemiecka polityk AfD kwestionuje polskie granice

 



przedruk



„Die Welt”: Niemiecka polityk kwestionuje polskie granice


26.07.2024 14:45


„Alice Weidel, współprzewodnicząca niemieckiej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD), kwestionuje polskie granice” – pisze dziennik „Die Welt”.

„Die Welt” komentuje wywiad Weidel dla austriackiego magazynu „Der Eckart”.


Weidel to górnośląskie nazwisko, moja rodzina ze strony ojca pochodzi z Leobschuetz. Zawsze wzbraniałam się przed sprawdzeniem polskiej nazwy tego miasta i nazywania go inaczej. Mój ojciec miał straszne dzieciństwo, stracił rodziców i brata

– powiedziała Weidel na łamach magazynu.




„Niemiecka polityk kwestionuje polskie granice”

Leobschuetz to dziś Głubczyce w województwie opolskim.

Gazeta przypomina, że miasto było słowiańskie, należało do Moraw, wchodzących w skład monarchii habsburskiej, a dopiero od 1742 roku znalazło się w granicach do Prus. W 1945 roku zostało odbite z rąk Waffen-SS przez Armię Czerwoną i włączone do Polski

– podaje „Die Welt”.


Kiedy pani Weidel mówi, że odmawia uznania obecnej polskiej nazwy miejsca urodzenia jej ojca, kwestionuje de facto granice wytyczone po 1945 r. i sprzeciwia się pojednaniu z Polską, a tym samym niezbędnej bazie dla istnienia pokojowych Niemiec. (…) Ponadto ignoruje wcześniejsze wydarzenia i przyczynę ucieczki i wypędzenia Niemców: wojnę rabunkową i eksterminacyjną rozpoczętą przez Niemcy przeciwko państwom Europy Środkowo-Wschodniej

– skomentował w ostrych słowach dla „Die Welt” historyk Jens-Christian Wagner.







„Die Welt”: Niemiecka polityk kwestionuje polskie granice (tysol.pl)





sobota, 27 lipca 2024

Hawk - nie Jastrzębie

 



UWAGA!!!


Polska nie ma konfliktu z Rosją, nie zamierza mieć konfliktu z Rosją i nie będzie prowadzić walk z Rosją.

Polskie samoloty F-16 Jastrząb nie będą brały udziału w walkach z Rosją.





Osobnik w poście poniżej dokonał niedopuszczalnego spolszczenia nazwy hiszpańskich systemów baterii "Hawk" !!!








JEST TO CAŁKOWITY BRAK ODPOWIEDZIALNOŚCI REDAKCJI NIEMIECKIEGO WYDAWCY


- od tygodni w polskim polu informacyjnym pojawiają się informacje, że z krajów Zachodu na Ukrainę zostaną dostarczone samoloty F-16
- te samoloty - F-16 będą używane przez Ukrainę do walki z Rosją
- te samoloty obecnie stacjonują na terytorium Polski, nie są oddane w ręce Ukraińców

- Polska na swoim wyposażeniu posiada również samoloty tego typu - F-16, u nas dodatkowo noszą one nazwę Jastrząb, w nawiązaniu do polskiego niezrealizowanego myśliwca z okresu międzywojennego i taką nazwę skrótowo stosuje się również w komunikatach w mediach
- w USA samoloty te noszą nazwę F-16 Fighting Falcon (Walczący Sokół)
- we wspomnianym wyżej artykule, w czasopiśmie o komputerach, poruszono temat dostarczenia Ukrainie hiszpańskich systemów wyrzutni Hawk


w zapowiedzi artykułu autor zamiast użyć oryginalnej nazwy "Hawk" dokonał jej spolszczenia i użył słowa "Jastrząb" ( a nawet "Jastrzębie")

przypomina tu się sprawa cudzysłowiów, o których pisałem i dowolności stosowania, a tak naprawdę łamania zasad przez redaktorów w stosowaniu znaków interpunkcyjnych

tu podobnie, zależnie od widzimisię redaktora możemy błędnie odczytać zapowiedź artykułu, ktoś możne błędnie uznać, że do walki z Rosją zostaną użyte polskie samoloty F-16 Jastrząb, podczas, gdy jest to nieprawda

autora nie tłumaczy zdjęcie z zapowiedzi, prezentujące rakiety na podwoziu, a nie samoloty F-16, ponieważ WIEMY, że często w artykułach używa się tzw. zdjęcia ilustracyjnego, skojarzonego z tematem, ale nie dokumentującego dokładnie temat artykułu 



zapowiedź:

"Nowa broń w drodze do Ukrainy
  Na siły Rosji zapolują Jastrzębie"

może wprowadzać w błąd co do treści artykułu


pierwsze zdanie kojarzymy z dostawą samolotów F-16 - ponieważ o tym mówią od kilku tygodni media


w drugim zdaniu użyto słowa "zapolują"

to słowo najczęściej odnosimy do czynnego działania - zapolować znaczy: wyruszyć na wyprawę, SZUKAĆ zwierzyny, wypatrywać jej, tropić, zasadzać się

podczas gdy bateria wyrzutni, chociaż mobilna, strzał oddaje z pozycji stacjonarnej
a więc bateria rakiet nie szuka celu, tylko biernie czeka na nadlatujące cele

a co jeśli samoloty wroga nie nadlecą?
czy  bateria rakiet będzie szukać wrogich samolotów i jeździć za nimi po lesie ?


no, nie


bateria rakiet pozostaje w ukryciu i najlepiej poza zasięgiem wrogich sił zwiadu czy ataku


to bardziej samoloty kojarzymy z polowaniem, tym bardziej, że nazwa "Jastrzębie" kojarzy się nam z ptakiem, szukającym ofiary, typowo POLUJĄCYM właśnie, 

ale i z samolotem myśliwcem szukającym przeciwnika, podążającym do jakiego celu, by go np. zbombardować, POLUJĄCYM na cele, np. na samotne nieubezpieczone kolumny sił podążających drogą

na tym właśnie polega używanie samolotów myśliwskich - chodzi o to, by szybko i na wysokości poza zasięgiem broni przeciwnika, wniknąć na bliską odległość od celu i go zaatakować np. ostrzelać


użycie zwrotu  "zapolują Jastrzębie" Czytelnik z automatu skojarzy z samolotami, czyli z polskimi samolotami, bo tylko polskie samoloty noszą taką nazwę




jest to kolejny przykład złej woli, wprowadzania ludzi w błąd

w jakim celu??






hiszpańska bateria przeciwlotnicza Hawk nie nazywa się "Jastrząb" -  ani tym bardziej "Jastrzębie"...  - i nie powinno się stosować takiej nazwy, bo tak naprawdę Hawk jest to nazwa SYSTEMOWA, równie dobrze mogła się nazywać Ak-40 WK, albo HA-WK, MK 232, H-A 20KW, WSK Mielec, C-330 czy Hyundai Coupe

jest to nazwa własna

zwracam uwagę, że w polskiej przestrzeni medialnej system ten i jego nazwa są całkowicie nieznane, nie można go sobie nazywać jak się chce

czy nazwy innych systemów wojskowych są również dowolnie spolszczane w tej gazecie?
może warto sprawdzić, czy taka praktyka jest permanentnie stosowana - założę się, że nie



zwracam jeszcze uwagę na podobieństwo

Na siły Rosji zapolują Jastrzębie



brzmi podobnie do 


Nasze . . . . .  zapolują Jastrzębie




W dobie amerykanizacji języka, językowych nowotworów jak łał, okej, dragkłin, ciężarówka, on/ono i tak dalej, nagle redaktorwi niemieckiego czasopisma o komputerach zachciało się nagminnie spolszczać nazwę Hawk.



redaktorwi ? 






jakoś tak samo wyszło...









"Jastrzębie" to system obrony przeciwlotniczej średniego zasięgu..




Nie proszę pana, tam nie jest napisane "systemy Hawks...."





czy panu redaktorowi marzą się walki polskich Jaszczębi?

walki na śmierć i życie??





to nie pierwszy raz i nie jedyne czasopismo związane tematycznie z nowoczesnymi technologiami, jak smartfony czy komputery, które porusza temat wojny na Ukrainie, 

nawet ja, osoba wypowiadająca się w tematach politycznych już ponad 10 lat, nie zabieram zbyt często głosu w tej sprawie, nie mówiąc wcale o sprawach militarnych stricte technicznych



mam wrażenie, że dla tych młodych ludzi wojna na Ukrainie to jakaś wirtualna gra, o której można sobie pisać co się chce i jak się chce

jakby nie rozumieli, że jest to tragedia dla Ukraińców, choć czasami i Ukraińcy sami się zachowują, jakby nie byli tego świadomi....






W polskojęzycznej wikipedii nie jest wprost napisane, że Axel Springer jest to wydawnictwo niemieckie, o tym mówi tylko niemiecka flaga w tabeli obok, za to w angielskiej wersji - informację mamy w pierwszym zdaniu..


 












pl.wikipedia.org/wiki/Axel_Springer_(przedsiębiorstwo)

www.komputerswiat.pl/aktualnosci/militaria/nowa-bron-w-drodze-do-ukrainy-na-sily-rosji-zapoluja-jastrzebie/mn91yss




piątek, 26 lipca 2024

Realizm polityczny

 

Bardzo dobry tekst, bardzo słuszne słowa.

My od 1945 roku, a Irakijczycy od czasu obalenia Saddama, dobrze wiemy, co to znaczy mieć na swoim terytorium o wiele silniejszego od siebie... sojusznika. 

Kłania się Machiavelli.




Członkostwo w NATO nie powinno zwalniać z prowadzenia polityki odpowiedzialnej, ostrożnej, liczącej się ze stosunkami sił i biorącej pod uwagę wszelkie skutki podejmowanych działań; nie powinno być uznawane za przepustkę do przechwałek i wygrażań ciskanych zza rzekomo nieprzenikalnej tarczy artykułu piątego.





przedruk





USA, NATO i bezpieczeństwo Polski. W związku z wypowiedziami prof. Mearsheimera


28 maja 2024 r.

Dwa wywiady z prof. Mearsheimerem

Z zainteresowaniem wysłuchałem wywiadu, jakiego red. Piotrowi Zychowiczowi udzielił profesor stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie w Chicago John Mearsheimer. 

Słyszałem bowiem wielokrotnie, że politolog ten głosi tezy niebezpieczne dla państw słabych, będących w takim położeniu jak Polska. I rzeczywiście, padły w tym wywiadzie słowa, które mogą budzić pewien niepokój.


Profesor Mearsheimer zdawał się bowiem dawać wyraz dość zaskakującym (jak na realistę) przekonaniom na temat słynnego artykułu piątego Traktatu Północnoatlantyckiego.

Piszę: „zdawał się”, ponieważ w wywiadzie udzielonym mniej więcej w tym samym czasie Piersowi Morganowi wypowiadał się na temat uwarunkowań użycia przez USA sił zbrojnych (a w szczególności broni nuklearnej) w sposób, moim zdaniem, o wiele bardziej realistyczny; mówił tam między innymi, że w razie użycia broni nuklearnej przeciwko państwu należącemu do NATO „istnieje pewne uzasadnione prawdopodobieństwo” („there’s some reasonable chance”), że Stany Zjednoczone dokonają uderzenia odwetowego.



Tymczasem w rozmowie z Piotrem Zychowiczem stwierdził w pewnym momencie: 

„Kiedy już jakieś państwo znajdzie się w NATO, ma gwarancję wynikającą z artykułu piątego i jest w doskonałej sytuacji” („you’re in excellent shape”),

a i w kilku innych miejscach zapewniał, bądź dawał do zrozumienia, że artykuł piąty stanowi coś na kształt gwarancji (choć z wypowiedzi tych nie wynikało, czego dokładnie jest to gwarancja: czy bezpieczeństwa, czy – bynajmniej z nim nierównoznacznego – użycia przez USA sił zbrojnych w obronie zaatakowanego sojusznika; taką niejednoznaczność posługiwania się terminem „gwarancja” można dostrzec też w rodzimych dyskusjach na temat polityki międzynarodowej).



Tych ostatnich stwierdzeń amerykańskiego profesora trudno nie odbierać z niepokojem – podsycają one bowiem pewne negatywne tendencje i tak silnie już obecne w polskiej polityce zagranicznej (rozumianej szeroko, a więc nie tylko jako działalność rządu, ale i nastawienie środowisk opiniotwórczych), a mianowicie skłonność do podejmowania nadmiernego ryzyka, nieliczenia się z własnym potencjałem i lekceważenia grożących państwu niebezpieczeństw, przed którymi zabezpieczać ma nas „parasol” NATO.

A jako że w Polsce nawet niektórym skądinąd trzeźwo oceniającym politykę międzynarodową komentatorom zdarza się dawać wyraz przekonaniu o jakimś automatyzmie działania artykułu piątego i wynikającym z tego poczuciu względnego bezpieczeństwa, od momentu wysłuchania wywiadu nie mogę opędzić się od myśli, czy polskiemu audytorium nie lepiej byłoby wysłuchać z ust realisty, amerykańskiego czy jakiegokolwiek innego, raczej takich słów:

„Artykuł piąty to nie jest magiczne zaklęcie, które może wybawić was z wszelkich kłopotów. Znacie przecież jego treść i musicie wiedzieć, w jak ogólny i niezobowiązujący sposób jest on sformułowany. Co więcej, jako naród o ponadtysiącletniej historii zdążyliście już chyba nauczyć się tego, że jedynym gwarantem wykonalności przymierza jest interes strony, która ma się wywiązać ze zobowiązań.


Artykuł piąty to nie jest przedmiot wiary i to, że będziecie bardzo chcieli, aby działał, nie będzie miało żadnego znaczenia.


Wasze zabiegi o jego uroczyste potwierdzanie dowodzą tylko waszej naiwności. Musicie przecież rozumieć, że czym innym jest sto razy deklarować niezłomną wolę obrony każdego centymetra terytorium NATO, a czym innym podjąć w obronie Estonii, Łotwy czy Polski działania mogące skutkować uderzeniami nuklearnymi na Waszyngton, Nowy Jork czy San Francisco? Zapewniam was, choć powinniście sami o tym dobrze wiedzieć, że każdy prezydent amerykański – o ile nie będzie szaleńcem – zastanowi się w takiej sytuacji nie raz i nie dwa, ale z dziesięć razy.



Stany Zjednoczone to nie jest dobra ciocia, która prowadzi schronisko dla państw słabych, ale mocarstwo, które potrafi działać w sposób bezwzględny (choć naturalnie ubiera swą żelazną pięść w jedwabną rękawiczkę i inne mocarstwa mogą pozazdrościć mu sprawności, z jaką potrafi utożsamić swój interes z dobrem ludzkości). NATO z kolei to nie jest organizacja dobroczynna, ale narzędzie polityki i realizacji interesów amerykańskich.

Te interesy powinny być dla was przedmiotem nieustannej analizy.



Z nie mniejszą uwagą powinniście analizować możliwości Stanów Zjednoczonych, które w świecie wielobiegunowym nie są tak nieograniczone, jakimi były w minionym już okresie amerykańskiej hegemonii.

Zdarzyło wam się już chyba w przeszłości otrzymywać gwarancje, które okazywały się bez pokrycia, ponieważ gwarant – choćby chciał – nie był w stanie ocalić was przed przeciwnikiem?



Tych amerykańskich realistów, którzy w latach 90. byli przeciwni przyjęciu Polski i innych państw Europy Środkowo-Wschodniej do NATO, albo post factum określali to jako błąd, darzycie silną i nieskrywaną niechęcią. Niesłusznie i niepotrzebnie. Mieli oni prawo oceniać to posunięcie z punktu widzenia amerykańskiej racji stanu, nie mieli obowiązku kierować się interesami Polski 

(skąd, swoją drogą, bierze się to wasze przekonanie, że Zachód – cokolwiek to w danym momencie znaczy – powinien was bronić lub ratować z opresji?).

Nie zaszkodziłoby wam jednak przyjrzenie się nie tej, opartej na interesach amerykańskich, ale moralnej stronie ich argumentacji. Byli oni przeciwni dawaniu obietnic bez pokrycia, zaciąganiu zobowiązań, których – jak się obawiali – USA nie będą w przyszłości chciały lub mogły wypełnić

»Zobowiązaliśmy się do ochrony całego szeregu krajów – mówił w 1998 roku (kiedy zapadła decyzja o rozszerzeniu NATO o Polskę, Czechy i Węgry) George Kennan [amerykański dyplomata, sowietolog – przyp. red.] – mimo że nie mamy ani środków, ani chęci, by robić to w jakikolwiek znaczący sposób«.

Amerykańscy realiści pomni byli na pouczenia Jerzego Waszyngtona, że 

»dla większej części ludzkości interes jest zasadą nadrzędną«, a »motywy cnoty publicznej nie są wystarczające do wytworzenia trwałego poszanowania dla wysublimowanych nakazów i powinności społecznego obowiązku. Niewielu ludzi jest zdolnych do ciągłego poświęcania prywatnych interesów czy korzyści w imię wspólnego dobra (…). Nie przetrwa żadna instytucja, której konstrukcja nie bierze pod uwagę prawdziwości tych maksym«. 


Mieli prawo obawiać się, że interesy amerykańskie w Europie Środkowej nie będą tak doniosłe, by ryzykować wojnę z innym mocarstwem nuklearnym. Czy możecie być stuprocentowo pewni, że się mylili?


Powinniście mieć świadomość, że rozszerzenie NATO na przełomie XX i XXI wieku było raczej aktem politycznym aniżeli starannie rozważonym zobowiązaniem militarnym. Gwarancję wynikającą z artykułu piątego rozdawano wtedy tak hojnie, ponieważ nie spodziewano się, że kiedykolwiek będzie musiała być realizowana. Rzucenie wyzwania amerykańskiemu hegemonowi było wtedy rzeczą nie do pomyślenia. Dziś sytuacja wygląda inaczej.


Udało wam się przystąpić do NATO, kiedy USA stały nieomal w zenicie swojej potęgi, a Rosja była bardzo słaba. Powinno to być dla was jednak nie tyle źródłem przeświadczenia, że udało się złapać Pana Boga za nogi, ale refleksji na temat dynamizmu stosunków międzynarodowych.


Musicie przecież rozumieć, że w polityce okoliczności miejsca i czasu mają większe znaczenie niż litera traktatów. Układ sił i interesów, położenie geograficzne i zdolności militarne mogą decydować o ewentualnych różnicach w polityce Waszyngtonu wobec Ukrainy i Polski w większym stopniu niż fakt, że ta pierwsza nie dysponowała gwarancją artykułu piątego, a ta druga – tak.

Rozumiem, że świadomość faktu, iż gwarancja, którą uważacie za fundament swojego bezpieczeństwa, może być gigantycznym blefem, wprowadza nieznośne poczucie niepewności, ale nierozsądnie – moim zdaniem – byłoby, aby próbować uwolnić się od niego poprzez doprowadzenie do sytuacji, w której rzeczywistość powie „sprawdzam”.


Każdego dnia powinniście zadawać sobie – nie Stanom Zjednoczonym – i samodzielnie odpowiadać na pytania, czy Amerykanie będą mieli interes w tym, aby wam pomóc,

czy będą mieli odpowiednie możliwości, a także czy w ich interesie będzie ocalić was, czy może pomóc wam tylko na tyle, abyście zadali jak największe straty ich mocarstwowemu przeciwnikowi, niezależnie od tego, ile miałoby was to kosztować.


Nie zaszkodziłaby wam także refleksja na temat tego, co stałoby się z waszym państwem, gdyby do wojny NATO z Rosją rzeczywiście doszło i gdyby nawet cały sojusz, od Stanów Zjednoczonych po Macedonię Północną, z najlepszymi chęciami ruszył na pomoc »wschodniej flance«. Mogłoby się okazać, że mimo to wcale nie będziecie »in excellent shape«” [w doskonałym stanie – przyp. red.].


Członkostwo w NATO nie powinno zwalniać z prowadzenia polityki odpowiedzialnej, ostrożnej, liczącej się ze stosunkami sił i biorącej pod uwagę wszelkie skutki podejmowanych działań; nie powinno być uznawane za przepustkę do przechwałek i wygrażań ciskanych zza rzekomo nieprzenikalnej tarczy artykułu piątego.


Jeżeli w tezach prof. Mearsheimera kryje się jakieś niebezpieczeństwo dla Polski, to nie leży ono w tym, że generalnie głosi on poglądy, których nie chcemy słuchać, bo wolimy żyć w świecie wykreowanym przez własną propagandę, ale w okazjonalnym podtrzymywaniu złudzeń, którymi i tak już w nadmierny sposób karmimy własną wyobraźnię.




Jan Sadkiewicz







Żadnych wojen z Rosją.

Mamy do wygrania wojnę z Niemcami.





Wygrajmy w końcu tę wojnę, wygrajmy wojnę z Niemcami.






USA, NATO i bezpieczeństwo Polski. W związku z wypowiedziami prof. Mearsheimera – Instytut Spraw Obywatelskich



środa, 24 lipca 2024

Uderzenie w PKP




!!!!



przedruk





22.07.2024 19:50



Posłowie PiS po kontroli w PKP Cargo: to może być chęć przejęcia rynku przez obcy kapitał



Poseł Płażyński podkreślił, że kontrola jest efektem spotkania z członkiem Krajowej Sekcji Kolejarzy NSZZ "Solidarność" sprzed kilku dni oraz informacji, którą przekazała spółka w lipcu, o zamiarze przeprowadzenia zwolnień grupowych, mających objąć do 30 proc. załogi. Z kolei poseł Kowalski dodał, że w gdyńskim oddziale PKP Cargo pracę ma stracić 360 osób, a w całej spółce ok. 4 tys. osób.


"Chęć przejęcia przez obcy kapitał"


"PKP Cargo przeżywa w ostatnim czasie trudne chwile, ale mamy wątpliwości, czy to nie jest efekt pewnej nagonki na tę firmę i chęć przejęcia rynku przez obcy kapitał, przez firmy, które dopiero na polskim rynku zaczynają swoje funkcjonowanie"

– powiedział Kacper Płażyński na konferencji zorganizowanej po kontroli współce.

Płażyński łączy fakty działań w PKP Cargo i zgodą, jaką w czerwcu tego roku dostała spółka córka ukraińskich kolei państwowych na prowadzenie działalności przewozowej w Polsce.

Chodzi o działalność Ukrainian Railways Cargo Poland. Jest ona - jak podali posłowie - spółką córką państwowej kolei ukraińskiej.

 "Jest to goła spółka, która nie ma w zasadzie żadnego majątku, jej wartość wynosi 5 tys. złotych" - powiedział Płażyński.

Poseł Kowalski stwierdził, że jest to spółka, która "nie ma aż takiej biurokracji i jej funkcjonowanie jest dużo tańsze niż funkcjonowanie polskich zakładów przewozowych". "Obawiamy się, że rynek przewozów zmniejszy się dla PKP Cargo" - ocenił.


"Szokujący zbieg okoliczności"

Zdaniem posła Płażyńskiego, ukraińską spółkę i PKP Cargo "łączą nazwiska".


"Dzisiaj w radzie nadzorczej Ukrainian Railways Cargo Poland jest pan Jakub Karnowski, który w poprzednim rządzie Donalda Tuska był prezesem PKP SA i przygotowywał prywatyzację PKP Cargo"
-

– stwierdził.

Dodał, że obecny prezes PKP Cargo "w czasie prywatyzacji za poprzednich rządów Tuska", był właścicielem kancelarii "Wojewódka i Wspólnicy", która była firmą doradczą w procesie prywatyzacji PKP Cargo. Marcin Wojewódka, jest pełniącym obowiązki prezesa PKP Cargo.

 "Szokujący zbieg okoliczności, że wtedy pan, który prywatyzował, jest w ukraińskich kolejach państwowych, a pan, który doradzał przy tej prywatyzacji jest dzisiaj prezesem PKP Cargo. W tle spółeczka córka ukraińska, której prezesem jest pan, który pracował wcześniej w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych Ukrainy, i który był wysokim funkcjonariuszem policji ukraińskiej"

– kontynuował Płażyński.



"Prezes straszy potencjalnych klientów"

Poseł zaznaczył również, że "prezes PKP Cargo składa wniosek sanacyjny do sądu, chce zwolnić 30 proc. załogi, a Rada Nadzorcza nie otrzymała w tej sprawie żadnego dokumentu.

PKP Cargo w dwóch ostatnich latach miała zysk ponad 200 mln zł, tymczasem nowy prezes zaczynając swoją pracę światu komunikował publicznie, że „spółka jest bliska likwidacji”, coś państwo z tego rozumiecie?"


 - pyta retorycznie Płażyński.
 

Poseł dodaje, że ta gra jest jest warta świeczki, bo "w tle potężne pieniądze, i chęć przejęcia rynku wartego co roku ponad 5 mld złotych!".


Jak mówił poseł PiS, prezes Marcin Wojewódka, swoje urzędowanie zaczął od udzielania wywiadów, w których twierdził, że spółka jest w tarapatach i że jest bliska likwidacji.

"Znajdźcie mi managera, który jak przejmuje stery w spółce, to zaczyna straszyć potencjalnych klientów tej spółki, że lepiej z nami nie robić interesów, bo my za chwilę możemy przestać istnieć"


– powiedział poseł PiS.

Dodał, że PKP Cargo jest drugą największą spółką przewozową w Europie.
 "Każdego roku 5 mld zł to jest przychód tej spółki. W zeszłym roku jej zysk to było ponad 80 mln zł" - dodał.

Posłowie przypomnieli, że obecny zarząd PKP Cargo złożył do Krajowego Rejestru Zadłużonych wniosek o sanację. Podkreślili, że spółka ma majątek wart 8 mld zł i "nagle ma być naprawiana przez sąd, przez zarządcę tymczasowego, który będzie decydował, które aktywa tej spółki sprzedać, a które nie?" 


- pytał Płażyński i zaznaczył, że według niego "sprzedaż majątku zawsze wypada blado wobec wartości tego majątku". "Tak to już jest na rynku komorniczym, że te ceny są po prostu dumpingowe" - ocenił.


Sanacja to olbrzymie niebezpieczeństwo

Według posła Kowalskiego wniosek sanacyjny niesie za sobą olbrzymie niebezpieczeństwo.

"Sanacja, innymi słowy restrukturyzacja zakładu, pozwoli zwalniać pracowników ze związków zawodowych, kobiety w ciąży czy nawet osoby, które są w wieku przedemerytalnym, obecnie chronione prawem"


– tłumaczył Kowalski.

Płażyński dodał, że w trakcie kontroli poselskiej pytał, czy rada nadzorcza spółki otrzymała ten wniosek. Według Płażyńskiego doradca zarządu PKP Cargo Janusz Janiszewski miał odpowiedzieć, "że rada nie otrzymała w tej sprawie żadnego dokumentu".

Posłowie zapowiedzieli, że po kontroli poselskiej skierują pytania do ministra infrastruktury Dariusza Klimczaka (PSL).

Jednostronne rozwiązanie układu zbiorowego

Na początku lipca zarząd PKP Cargo poinformował o zamiarze przeprowadzenia zwolnień grupowych, mających objąć do 30 proc. załogi. Wcześniej, pod koniec maja br., zarząd spółki zdecydował o uruchomieniu programu skierowania do 30 proc. pracowników na tzw. nieświadczenie pracy. Zaproponował też rozwiązanie zakładowego zbiorowego układu pracy i porozumienia ws. wzajemnych zobowiązań stron tego układu. W czerwcu zaś podjął uchwałę o jednostronnym rozwiązaniu, z upływem 24-miesięcznego okresu wypowiedzenia, Zakładowego Układu Zbiorowego Pracy.

Na wtorek zapowiedziano kolejną rundę rozmów zarządu PKP Cargo z przedstawicielami związków zawodowych.

PKP Cargo jest największym kolejowym przewoźnikiem towarowym w Polsce. Jako Grupa oferuje usługi logistyczne, łącząc transport kolejowy, samochodowy oraz morski. Świadczy samodzielne przewozy towarowe na terenie Polski oraz: Czech, Słowacji, Niemiec, Austrii, Holandii, Węgier, Litwy i Słowenii. Największym pojedynczym akcjonariuszem PKP Cargo jest spółka PKP SA, która ma 33,01 proc. akcji.




Posłowie PiS po kontroli w PKP Cargo: to może być chęć przejęcia rynku przez obcy kapitał | Niezalezna.pl

Konsulat Generalny Niemiec w Gdańsku uczcił nazistę



Przypomnijmy tylko:

WŁADZE miasta Gdańska do dzisiaj nie usunęły Forstera, Hitlera i Goeringa z listy Honorowych Obywateli Gdańska, a

10 lat temu burmistrz Działdowa uhonorował dwóch nazistowskich zbrodniarzy.

I to na pewno nie jedyne przypadki...



„(…) nie byli oczywiście krystalicznymi demokratami. Byli ludźmi swoich czasów, powiązanymi z realiami ich społecznego pochodzenia”.




przedruk


Adrian Siwek: Konsulat Generalny Niemiec w Gdańsku uczcił pamięć nazisty Clausa Stauffenerga

23.07.2024 08:34

Konsulat Generalny Niemiec w Gdańsku oddał hołd naziście Clausowi Schenkowi Graf von Stauffenbergowi.


Dzisiaj nastąpiło w okolicach Wilczego Szańca odsłonięcie tablicy pamiątkowej „Sztynort i 20 lipca 1944”, która przywołuje rolę ówczesnego właściciela posiadłości wokół pałacu w Sztynorcie, Heinricha von Lehndorffa, w próbie zamachu na Adolfa Hitlera. W ceremonii udział wzięli konsul generalna Cornelia Pieper, były minister spraw zagranicznych NRD w jedynym demokratycznie wybranym rządzie tego kraju w 1990 r., Markus Meckel, minister kultury Saksonii-Anhalt Rainer Robra, Karl-Heinz Paqué, przewodniczący Fundacji im. Friedricha Naumanna dla Wolności oraz Bettina Bouresh ze Stowarzyszenia Lehndorffów


– napisał cztery dni temu w mediach społecznościowych Konsulat Generalny Niemiec w Gdańsku.


Kim był Stauffenberg?

Claus von Stauffenberg był niemieckim oficerem w stopniu pułkownika, szefem sztabu armii rezerwowej, który należał do grupy spiskowców, którzy zrealizowali nieudany zamach na życie Adolfa Hitlera 20 lipca 1944 roku w Wilczym Szańcu na polskich Mazurach. 

Stauffenberg to nie był bohater

W niemieckiej narracji próbuje się robić z niego wielkiego bohatera, opozycjonistę, który próbował zabić Adolfa Hitlera. Według części historyków postanowił on zamordować Hitlera, ponieważ nie podobały mu się metody dowodzenia niemiecką armią oraz informacje o masowych mordach dokonywanych przez niemieckie wojska na okupowanych terenach. Warto jednak zaznaczyć, że wcześniej był on zafascynowany Adolfem Hitlerem i mocno popierał nazistowską ideologię. Akceptował hitlerowski antysemityzm, popierał atak na Polskę, a sam traktował mieszkańców terenów podbitych jako ludzi niższej kategorii.

Miejscowa ludność to niewiarygodny motłoch, bardzo dużo Żydów i mieszańców. Naród, który aby się dobrze czuć, najwyraźniej potrzebuje batoga. Tysiące jeńców przyczynią się na pewno do rozwoju naszego rolnictwa. Niemcy mogą wyciągnąć z tego korzyści, bo oni są pilni, pracowici i niewymagający […] Najważniejsze jest to, abyśmy w Polsce właśnie teraz zaczęli planową kolonizację. I nie martwię się, że ona nastąpi


– pisał w liście do żony w 1939 roku.


Poglądy te (…) stanowiły później element programu spiskowców (...) w 1944 r. w ramach planu o kryptonimie „Walkiria” zamierzali przeprowadzić wojskowy zamach stanu, obalić Hitlera i utworzyć nowy rząd niemiecki, który zawarłby rozejm z aliantami zachodnimi. Charakterystyczne jest jednak to, że autorytarne założenia polityczne tej grupy, a zwłaszcza samego Stauffenberga, były w pewnych punktach zbliżone do działań narodowych socjalistów (np. niemiecka hegemonia w Europie Środkowej

– napisano na portalu Historia.org.pl.


Autor: Adrian Siwek,kor.





Jest zawiadomienie do prokuratury ws. upamiętniania nazistów przez Konsulat Generalny Niemiec w Gdańsku

24.07.2024 

14:29



Gdańscy działacze samorządowi złożyli zawiadomienie do Prokuratury Okręgowej w Gdańsku ws. upamiętnienia pamięci nazistów z Clausem von Stauffenbergiem na czele. Chodzi o zorganizowane przez Konsulat Generalny Niemiec w Gdańsku uroczystości z okazji 80. rocznicy zamachu na Adolfa Hitlera w Wilczym Szańcu


Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa publicznego propagowania nazizmu, tj. o czyn wyrażony w art. 256 Kodeksu karnego, złożyła Natalia Nitek-Płażyńska, radna Sejmiku Województwa Pomorskiego, oraz radni Miasta Gdańsk: Andrzej Skiba i Przemysław Majewski.

Uroczystość w Dworze Artusa

Przyczynkiem do reakcji gdańskich polityków było wydarzenie, jakie Konsulat Generalny Niemiec w Gdańsku zorganizował 16 lipca w Dworze Artusa, który jest oddziałem miejskiego Muzeum Gdańska. Była to uroczystość upamiętniająca 80. rocznicę zamachu na Adolfa Hitlera w Wilczym Szańcu.


Tymczasem niemieccy goście w Gdańsku, na czele z byłym przewodniczącym Bundestagu prof. Norbertem Lammertem, wspominając tych nazistów, mówili:


„(…) nie byli oczywiście krystalicznymi demokratami. Byli ludźmi swoich czasów, powiązanymi z realiami ich społecznego pochodzenia”.

Sam zamach natomiast nazwali „powstaniem z 20 lipca 1944 r., które jest symbolem przyzwoitości i odwagi cywilnej”, a ludzi Stauffenberga określali mianem „ruchem oporu”.

Te słowa nie doczekały się żadnej stosownej reakcji Polaków uczestniczących w wydarzeniu.



Reakcja gdańskich polityków

Do sprawy odnieśli się gdańscy samorządowcy, którzy przed Prokuraturą Okręgową w Gdańsku zwołali dzisiaj o godz. 13 konferencję prasową.


W tym wydarzeniu uczestniczyło kilkadziesiąt osób, także Polaków, którzy powinni wykazywać się podstawową wiedzą historyczną. Nie można czcić nazistów, nazistów należy potępiać i nie wolno pomagać Niemcom, które chcą się dziś wybielać, relatywizować historię, ale również się samowiktimizować. Hańba dla tych, którzy brali udział w tym wydarzeniu, a nie zareagowali. Dlatego razem z radnymi składamy do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa

– mówiła Natalia Nitek-Płażyńska, radna Sejmiku Województwa Pomorskiego.

Gdańscy argumentując swoją decyzję o złożeniu pisma do prokuratury podkreślali, że Claus von Stauffenberg, któremu oddawano publiczny hołd podczas ww. wydarzenia, był zwolennikiem ideologii nazistowskiej i funkcjonariuszem zbrodniczego państwa, jakim była III Rzesza.

Podkreślili, że Stauffenberg popierał Hitlera jeszcze przed jego dojściem do władzy, uczestniczył w szkoleniach nazistowskiej organizacji SA, opowiadał się za wypowiedzeniem traktatu wersalskiego i aneksją Austrii przez Niemcy. Popierał także politykę eksterminacji Żydów i Polaków na podbitych przez Niemcy terenach.