Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

czwartek, 3 października 2024

Infantylizm (Pajdokracja)





przedruk
tłumaczenie automatyczne




 "Doprowadziło to do zdumiewającego zjawiska społecznego i psychologicznego: życia pozbawionego konsekwencji i odpowiedzialności dorosłych"



Lenistwo i życie bez konsekwencji, czyny, za które nie można ich obarczać odpowiedzialnością, są naturalne w przypadku dzieci, ale zupełnie nienaturalne i szkodliwe w przypadku dorosłych, którzy nie chcą dorosnąć.


Czy sobie przypominasz?


"Zostań pod kołdrą, w cieple, przyklejony do cyfry, bo o Twoje bezpieczeństwo i "zasłużony" komfort dba tatuś – państwo".


Doprowadziło to do zdumiewającego zjawiska społecznego i psychologicznego: życie pozbawione konsekwencji i odpowiedzialności dorosłych zostało celowo zinfantylizowane, w wyniku manipulacyjnej inżynierii społecznej.

Dobrowolna niedojrzałość może być metodą koloryzacji i rozjaśnienia nudnego życia osobistego, ale jest to coś, co łatwo może popaść w dekadencję, zwłaszcza jeśli stanie się trendem, hałasem sąsiedzkim, dumą, ideologią, a nawet obowiązkiem. Nie ma nic godnego szacunku w 60-letniej dorosłej, która identyfikuje się jako 9-letnia dziewczynka i chce korzystać z tej samej toalety, co inne 9-letnie dziewczynki. Nie ma nic godnego szacunku w dorosłym, który udaje, że nie ma jasnej płci i pokazuje swoją nagość jak 3-latek.

Kiedy dobrowolna infantylizacja rozszerza się jako model społeczny, cywilizacja upada.
Za każdym razem imperia znikały z powodu dekadencji, rujnując się od środka. Zbyt duże samozadowolenie i pobłażanie, przesyt, bezsens i nuda życia prowadzą do rozpadu samego siebie.


Ludzkość zawsze reagowała w sensie infantylizacji, niedojrzałości przyjmowanej przez dorosłych, zwłaszcza w obliczu katastrof. Zobacz wielkie piramidy, kamienie w Stonehenge, pomnik w Gobeki Teple. Są to zdumiewające osiągnięcia starożytnych cywilizacji, które z niewiadomych przyczyn upadły. Ocalałym zajęło setki lub tysiące lat, aby odbudować inne cywilizacje, ale pamięć zbiorowa nie zachowała starych, bo dziecko nie ma pamięci przez pierwsze 5-6 lat swojego życia... I żadnej odpowiedzialności. 

W średniowieczu miały miejsce liczne epidemie, po których następowały dziesiątki lub setki lat odbudowy od podstaw. Nie wiemy dokładnie, co wydarzyło się podczas europejskiej zarazy w 1400 roku, ale tu i ówdzie słyszymy, że ówczesna władza feudalna domagała się podatku od każdego zmarłego członka rodziny... 

Nawiasem mówiąc, całkiem blisko dnia dzisiejszego – aby ratować planetę, musimy płacić podatki węglowe, nawet jeśli porzucenie zasobów stworzonych z paliw kopalnych czy nieprzyjaznych dla środowiska surowców nas zdziesiątkuje. Aby uratować dziadka, musieliśmy założyć szkodliwe maski "ochronne", a niektórzy musieli "uodpornić" się na śmiertelne serum manipulacji genetycznej, cała populacja została zmuszona do płacenia składek na system opieki zdrowotnej służebnej "walce" z plandemią, a także odsetek od szalonych pożyczek zaciąganych przez państwa "dla naszego bezpieczeństwa".


Uczyliśmy się rosnącym stylem, w jakim uczy się nas historii w szkole – wydaje się, że ludzkość ewoluowała i postępowała od początku do chwili obecnej, mając szanse na ewolucję i dalszy postęp. 

Ale to źle. 

Było wiele innych początków historii, ale zapomnieliśmy o nich, na fali dobrowolnej lub przymusowej infantylizacji. A historia nie jest linearna i wznosząca się. Jest okrągły. Zawsze wraca do początku. Ponieważ zapominamy o historii, jesteśmy skazani na jej powtarzanie, ze wszystkimi cierpieniami, nieszczęściami i tragediami, które się z nią wiążą.



Wymiana pokoleń - i nikt nic nie wie

 


przedruk



W Centrum Edukacyjnym IPN im. Janusza Kurtyki w Warszawie odbywa się międzynarodowa konferencja naukowa „Rachunki za Powstanie Warszawskie (1944-2024). Odpowiedzialność, rozliczenia, sprawiedliwość”. 

Wśród prelegentów są historycy, prawnicy, a także prokuratorzy Instytutu Pamięci Narodowej. Ich celem jest szerokie przedstawienie problematyki tematu rozliczeń z powstaniem warszawskim.

Konferencja została podzielona na sześć paneli. Pierwszy, który rozpoczął się w środę przed południem, dotyczył kontekstu niemieckiego. O nierozliczonych zbrodniach dokonanych w czasie powstania warszawskiego mówiła m.in. dr Soraya Kuklińska z Biura Badań Historycznych IPN.


– Do stłumienia powstania wyznaczono specjalistów. Większość była zaprawionymi w boju żołnierzami – ludźmi, którzy mieli olbrzymie doświadczenie w działaniach antypartyzanckich czy pacyfikacjach. Pokrótce przedstawię państwu najważniejsze postaci. Nikt z nich nie poniósł odpowiedzialności karnej za działania w Warszawie. Najsprytniejszym po wojnie okazał się Heinz Reinefarth, który nie tylko zdołał uniknąć wymiaru sprawiedliwości, ale również zrobił karierę polityczną – zwróciła uwagę dr Soraya Kuklińska.



I ja nic o tym nie wiem, i mało kto wie, bo to wiedza dana nielicznym, głównie tym, którzy się interesują szczegółowo tematem Powstania.

Inni nic nie wiedzą i się nie dowiedzą, dopóki nie będzie zorganizowanej polityki w tym temacie.


Nie ma rozliczenia za II Wojnę Światową.

I o takich szczegółach, o stanowisku państwa niemieckiego do tej kwestii dotychczas się nie mówiło publicznie, dopiero PiS dokonał podliczeń i zaczął o tym mówić - całkiem niedawno, a przecież od "obalenia komuny" minęło dziś 35 lat.

Stracone 35 lat.


To efekt wymiany pokoleń i tego, że ta wiedza nie została w odpowiednim czasie przekazana "nowym" rządzącym, także dlatego, że my cały czas walczymy o odzyskanie Polski, bo nadal polskojęzyczne Gestapo używa swoich wpływów i nadal nie mamy pełnej kontroli nad własnym państwem.

W państwie musi być zachowana ciągłość i władzy i wiedzy.
Aby tak było, trzeba o to zadbać, stosować wychowanie patriotyczne, tematy muszą być programowo celowane do nowych pokoleń.









wikipedia



Heinrich Friedrich Reinefarth, 

znany jako Heinz Reinefarth (ur. 26 grudnia 1903 w Gnieźnie, zm. 7 maja 1979 w Westerland) – niemiecki wojskowy, od 1932 członek NSDAP, SS-Gruppenführer i Generalleutnant der Waffen-SS. Zbrodniarz hitlerowski, odpowiedzialny za liczne zbrodnie wojenne, popełnione przez wojska niemieckie podczas tłumienia powstania warszawskiego.


w 1903 roku Polska była pod zaborem i de facto nie było miasta Gniezno - dlaczego wikipedysta twierdzi, że ten niemiecki zbrodniarz pochodził z polskiego miasta??
pamiętamy moje teksty o wiki, gdzie zwracałem uwagę, że na każdym kroku podkreślana jest tam była niemieckość np. miasta Gniew czy Junkrowy  - MS



Po wojnie zachodnioniemiecki polityk. W latach 1951–1967 burmistrz miasta Westerland, w okresie 1958–1967 poseł do Landtagu Szlezwika-Holsztynu.

Nigdy nie poniósł odpowiedzialności za popełnione zbrodnie.



Życiorys



Wczesne lata

Reinefarth urodził się w Gnieźnie jako syn pruskiego sędziego Fritza Reinefartha (zm. 1945) i Berthy z domu am Ende (zm. 1932). Po przeniesieniu ojca do Chociebuża w 1907 pobierał tam w latach 1916–1922 nauki w miejscowym ... ble ble ble


1 sierpnia 1932 wstąpił do NSDAP, a w grudniu tego roku także do SS.

W 1930 Reinefarth poślubił Adelheid (Heidi) Reichelt (1905-1986) i miał z nią dwoje dzieci: Petera (ur. 1933) i Inge (ur. 1936).

Pierwsze lata II wojny światowej

Po wybuchu II wojny światowej Reinefarth walczył początkowo podczas kampanii wrześniowej, za co otrzymał Krzyż Żelazny II klasy. Następnie, w 337. pułku piechoty Wehrmachtu, brał udział w kampanii przeciwko Francji w 1940. Jeszcze jako podoficer (sierżant) wziął tam ze swym plutonem do niewoli 3 tys. żołnierzy francuskich i jako jeden z niewielu podoficerów został udekorowany Krzyżem Rycerskim. 

Wehrmacht opuścił w stopniu porucznika, przechodząc do rezerwy. [ ????!! - MS]
Powołany w 1941 ponownie do Wehrmachtu, do swego 337. pułku piechoty, wziął udział w walkach na froncie wschodnim. Zaczął także szybko awansować w (cywilnej) SS i 20 kwietnia 1942 został generałem majorem policji oraz SS-Brigadeführerem.

Następnie został przydzielony do sztabu Głównego Inspektora SS w Protektoracie Czech i Moraw. We wrześniu 1943 przeniesiono go do Głównego Urzędu Policji Porządkowej SS (SS-Hauptamt Ordnungspolizei). 29 stycznia 1944 dołączył do sztabu wyższego dowódcy SS i Policji w Kraju Warty w okupowanej przez Niemców Polsce. Ponosi odpowiedzialność za liczne zbrodnie popełnione na Polakach i innych narodach zamieszkujących Kraj Warty, całkowicie wyjętych spod prawa przez III Rzeszę.

Powstanie warszawskie i ostatni rok wojny

Po wybuchu powstania warszawskiego Reinefarth otrzymał rozkaz sformowania zgrupowania bojowego – złożonego z 16 kompanii policji (rekrutowanych głównie w Kraju Warty) i innych pododdziałów – a następnie przybycia do Warszawy. Jego oddziały zostały włączone do Grupy Korpuśnej von dem Bacha (Korpsgruppe von dem Bach), dowodzonej przez gen. Ericha von dem Bacha-Zelewskiego, który na rozkaz Himmlera miał stłumić powstanie.


Od 5 sierpnia 1944 oddziały Reinefartha brały udział w walkach na Woli. W ciągu kilku dni wymordowały w masowych egzekucjach ok. 50 tysięcy cywilnych mieszkańców Warszawy. W jednym z raportów do dowództwa Reinefarth donosił, że nie ma już amunicji do dalszych rozstrzeliwań.


Osobny artykuł: Rzeź Woli.

Po brutalnej pacyfikacji Woli jego oddziały brały następnie udział w ciężkich walkach z powstańcami na Starym Mieście. We wrześniu 1944 zostały przeniesione do walki z powstańcami na Powiślu i Czerniakowie. 

Dokładna liczba ofiar dowodzonych przez Reinefartha jednostek nie jest znana. Oprócz mordowania cywilów zajmowały się one bowiem także likwidacją jeńców wojennych oraz rannych w powstańczych szpitalach. W sumie liczba ofiar tych zbrodni może wynosić nawet 100 tysięcy. 


Za swój udział w tłumieniu powstania Reinefarth otrzymał 30 września 1944 Liście Dębowe do swojego Krzyża Rycerskiego.

W grudniu 1944 został dowódcą XVIII Korpusu Armijnego SS, który początkowo walczył z Armią Czerwoną w rejonie środkowej Odry, a następnie bronił twierdzy Kostrzyn (niem. Küstrin). Po wyczerpaniu zapasów amunicji Reinefarth odmówił jednak pod koniec oblężenia Festung Küstrin walki do ostatniego żołnierza i przedarł się wraz 600-osobowym oddziałem w stronę Berlina. Za niewykonanie rozkazu Hitlera został nawet skazany przez niemiecki trybunał wojskowy na karę śmierci. Wyrok nie został jednak nigdy wykonany, a Reinefarth dalej dowodził swoimi jednostkami, które przemianowano na XIV Korpus Armijny SS.

Lata powojenne

Po zakończeniu wojny władze polskie zażądały od Brytyjczyków i Amerykanów ekstradycji zbrodniarza, jednak zachodni alianci uznali, że może on być przydatny jako świadek w procesach norymberskich i odmówili spełnienia żądania. Następnie był aresztowany przez pewien czas pod zarzutem zbrodni wojennych, ale sąd w Hamburgu zwolnił go z powodu braku dowodów.

W 1951 został wybrany na burmistrza miasta Westerland na wyspie Sylt. Odbudował miejscowość ze zniszczeń wojennych i postawił na rozwój turystyki, co pozwoliło miastu stać się jednym z najważniejszych kurortów w Niemczech Zachodnich. Był znany z zaangażowania w sprawy mieszkańców, dlatego też nie wypominano mu służby w SS i popełnionych zbrodni wojennych, także po jego śmierci.

W 1958 wybrano go do landtagu w Szlezwiku-Holsztynie, a po zakończeniu kadencji w 1967 rozpoczął pracę jako prawnik. Mimo licznych wezwań władz polskich do ekstradycji zbrodniarza, władze RFN konsekwentnie odmawiały i nawet przyznały Reinefarthowi rentę generalską.

Zmarł w 1979 w swojej rezydencji na wyspie Sylt, nigdy nie poniósłszy odpowiedzialności za swoje zbrodnie.

W 1957 wschodnioniemiecka wytwórnia filmowa DEFA wyprodukowała film dokumentalny Urlop na Sylcie (Urlaub auf Sylt) o zbrodniach wojennych Reinefartha. Heinz Reinefarth był jednym z rozmówców Krzysztofa Kąkolewskiego w jego zbiorze wywiadów ze zbrodniarzami nazistowskimi Co u pana słychać?. Szwedzki pisarz Niclas Sennerteg wydał książkę Kat Warszawy.

10 lipca 2014 parlamentarzyści Szlezwika-Holsztynu w przyjętej jednogłośnie specjalnej uchwale wyrazili ubolewanie, że zbrodniarz wojenny, jakim był Reinefarth, mógł zostać posłem landtagu i poprosili ofiary o wybaczenie. 

Kilka tygodni wcześniej Rada Miasta Westerland podjęła decyzję o odsłonięciu 31 lipca 2014 na budynku ratusza tablicy pamiątkowej poświęconej powstaniu warszawskiemu i zbrodniom popełnionym przez Reinefartha.



Tablica jest dwujęzyczna, ostatnie zdanie na niej brzmi:


Zawstydzeni pochylamy się nad ofiarami z nadzieją na pojednanie / Beschämt verneigen wir uns vor den Opfern und hoffen auf Versöhnung.





tak mi się przypomniało...


Fragment mojego tekstu sprzed niemal dokładnie 5 lat o nowym pomniku ku czci ok. 7 tysięcy pomordowanych Polaków w lasach Szpęgawskich.


Szpęgawsk - o gadzinówce



I jeszcze na koniec.

Na starym pomniku umieszczona była tablica, która mówiła o hitlerowcach, jako sprawcach zbrodni,

Prawdopodobnie w 2016 roku Gmina Wiejska Starogard Gdański ufundowała (?) nową tablicę z poprawnym napisem mówiącym o Niemcach jako sprawcach zbrodni:



Na terenie Lasów Szpęgawskich od września 1939r. Niemcy rozstrzelali około 7000 ofiar, głównie Polaków z terenu Kociewia, a także Żydów i osób innych narodowości w tym również ok. 2000 pacjentów zakładów psychiatrycznych w Kocborowie, Prabutach i Świeciu nad Wisłą.




>> Tekst przygotowany przez Wojewodę Pomorskiego został wzbogacony o nagłówek:


Miejsce uświęcone krwią pomordowanychi zwieńczony I akapitem Apelu Poległych:
Stajemy dziś – z pochyloną głową pełni zadumy i bolesnego skupienia



- powiedział Marcin Walkowski z Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Gminy Starogard Gd., bezpośrednio odpowiedzialny za przeprowadzenie renowacji.<<




A więc tekst wojewody Dariusza Drelicha został „zepsuty” dopiskiem

Stajemy dziś – z pochyloną głową”

Kto staje z pochyloną głową?   Winni.... każdy to wie.






Międzynarodowa konferencja „Rachunki za Powstanie Warszawskie” – RadioMaryja.pl

Prawym Okiem: Szpęgawsk - o gadzinówce (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: Gniew wg wiki (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: Chełmno wg wiki (maciejsynak.blogspot.com)


pl.wikipedia.org/wiki/Heinz_Reinefarth


Dzieci oficerów Securitate




W Polsce było/jest podobnie.




przedruk
tłumaczenie automatyczne




Valeriu Nicolae: Dzieci naszych oficerów Securitate są naszymi dziecięcymi szefami






Roberta Anastase ma legitymację partyjną od 15 roku życia. W wieku 18 lat pracowała dla organizacji pozarządowej kierowanej przez oficera Securitate, byłego nauczyciela kadr Securitate i przywódców komunistycznych. Człowiek, który po rewolucji będzie miał sensacyjne powiązania z przywódcami politycznymi, niezależnie od tego, czy byli oni z lewicy, czy z prawicy. Człowiek ten stanie się świetnym doradcą premierów, deontologiem cytowanym przez wielu dziennikarzy i gościem honorowym na wszelkiego rodzaju wybranych wydarzeniach.

Ojciec Roberty był dyrektorem fabryki 1 Mai w Ploiesti w czasach komunizmu. Powiązania jej ojca z Securitate nie podlegają dyskusji, ponieważ on również został podprefektem w czasach naszej wspaniałej demokracji.

Z jej CV wynika, że Roberta, studiując socjologię w wieku 20 lat, była również dyrektorem generalnym "spółki handlowej". Nie mów nam, że tylko dziewczyna jest dobrze wyszkolona. Zostaje zdegradowana i w wieku 23 lat spotykamy ją tylko jako dyrektora ds. Public Relations w innej tajnej "firmie komercyjnej".

Jako świeżo upieczona absolwentka socjologii została zatrudniona jako doradca ministra transportu, a następnie jako ekspert parlamentarny, bo 5 miesięcy w kancelarii ministra w naturalny sposób uczyniło z niej eksperta.

Przez dwa lata pełniła również funkcję dyrektora generalnego w słynnej firmie "commercial company", a w wieku 28 lat jest już posłanką do rumuńskiego parlamentu. Jako szefowa parlamentu nominowała Opreę do Komisji Kontroli SRI. 

Ma 20 lat w Parlamencie i praktycznie nie umie robić niczego poza płukaniem gardła.



Od wczoraj pełni funkcję dyrektora Narodowego Banku Rumunii. Umieszczone tam przez PNLPSDUDMR. 



Dzieci naszych oficerów Securitate są naszymi dziecięcymi szefami.



Upadek edukacji








Rumunia.



przedruk
tłumaczenie automatyczne




Anthony Esolen: Upadek edukacji w doświadczeniu




Dzisiaj mój przyjaciel, który wykłada w bardzo szanowanej uczelni sztuk wyzwolonych, opowiedział mi o swoim pierwszym dniu na zajęciach.

Aby polemizować z ideą, że Bóg "jest ideą w głowie", ponieważ nie możesz Go zobaczyć, próbował odnieść się do innych rzeczy, które znasz, ale nie możesz zobaczyć, lub których możesz doświadczyć tylko na odległość, w jakiś sposób lub przez szereg pośredników. Odnosił się do Drogi Mlecznej. Żaden z uczniów nie był w stanie zidentyfikować Drogi Mlecznej. Następnie spróbował użyć prostszego przykładu: odniósł się do Jowisza. "To nie jest ta planeta, która nie jest już planetą" – powiedział ktoś, myśląc o Plutonie. Nie wiedzieli nawet o Jowiszu.

Zdaniem mojego kolegi ich poziom intelektualny był taki sam jak 10-latków. Byłem oszołomiony, a jeśli chodzi o kolosalną porażkę naszych szkół, to trudno się dziwić.

Mamy dwa główne sposoby doskonalenia naszej wiedzy. Jednym ze sposobów jest doświadczanie otaczającego świata: kamieni, strumieni, drzew, ziemi, ptaków, dzikich zwierząt; również z młotków, kielni, cegieł, betonu, silników i tak dalej.

Drugą metodą jest czytanie. Zastanówmy się nad tym. Jeśli młody człowiek nie jest zanurzony w świecie przyrody lub w praktycznym świecie pracy i/lub jeśli nie czyta prawdziwych książek, to rezultatem będzie rodzaj ignorancji, z którym ludzkość nigdy wcześniej się nie spotkała. Demokracja, nieprawdaż? Zbudujmy most z makaronem i zobaczmy, jak długo to potrwa.


środa, 2 października 2024

Znowu mieszanie w edukacji



Wygląda na to, że nikt nie wie, jak to się robi.






przedruk


1 października 2024

„Na maluchach znowu robi się eksperymenty”. Rodzice i nauczyciele przeciwko skandalicznej decyzji Małopolskiej Kurator Oświaty




W rozpoczętym roku szkolnym część dzieci uczęszczających do małopolskich „zerówek” nie będzie się uczyć pisać. Decyzję w tej sprawie wydała Małopolsk Kurator Oświaty Gabriela Olszowska.

Ze stanowiskiem Małopolskiej Kurator Oświaty nie zgadzają się nauczyciele w „zerówkach”, którzy przypominają, że w czasie poprzednich rządów Platformy Obywatelskiej wprowadzono obowiązek szkolny sześciolatków mimo sprzeciwu milionów Polaków. Dzisiaj zaś ta sama partia nakazuje, aby sześciolatki w „zerówkach” zajmowały się wyłącznie zabawą.

– Dostaliśmy „wytyczne” z których wynika, że nie możemy uczyć dzieci pisać i bardzo niewskazane jest, by dzieci miały też jakiekolwiek podręczniki. Nawet te dedykowane dla ich wieku — mówi w rozmowie z serwisem Onet.pl nauczycielka małopolskiego przedszkola, która poprosiła o zachowanie anonimowości. – Mamy też nie uczyć dzieci kreślenia liter. Uzasadnienie, jakie nam podano, mnie osobiście ścięło z nóg. Otóż zdaniem pani kurator, my nauczyciele przedszkolni, jesteśmy do nauczania takiego nieprzygotowani i przez naszą niekompetencję wśród dzieci rośnie fala dysleksji i dysgrafii – dodaje.


Z informacji, do których dotarł Onet wynika, że po decyzji kuratorium oświaty, „małopolskie przedszkola i oddziały przedszkolne przy szkołach podstawowych podzieliły się niemal równo na pół. Część z nich karnie dostosowała się do tego, co wymaga kurator Gabriela Olszowska. Inne postanowiły pracować dalej po staremu”.

Zbulwersowani decyzją Olszowskiej są również rodzice sześciolatków z Małopolski. – Na maluchach znów robi się eksperymenty – alarmuje cytowana przez Onet Izabela, mieszkanka Zakopanego, mama Stasia. – Mam córkę starszą dwa lata. Ona normalnie nauczyła się podstaw pisania w zerówce i bardzo dobrze radziła później sobie w pierwszej klasie, gdzie tę wiedzę podtrzymała. Ten system funkcjonował dobrze chyba od czasów, gdy sama 30 lat temu rozpoczynałam naukę w szkole. Po co to teraz zmieniać? – pyta.

Gabriela Olszowska w rozmowie z Onetem broni jednak nowych „wytycznych”. – Ja nie wydałam żadnego zakazu i to o czym rozmawiałam z nauczycielami przedszkoli trudno też nazwać „wytycznymi”. Ja po prostu przypomniałam pedagogom pracującym na tym etapie edukacji, jaka jest podstawa programowa w przedszkolu i na co kładzie nacisk. Nie jest to nacisk na pisanie i na wypełnianie zadań z podręczników. W przedszkolu nie powinno się akcelerować nauki pisania. Ręka sześciolatka jest mniej rozwinięta niż ręka siedmiolatka – tłumaczy Małopolska Kurator Oświaty.



Źródło: Onet







"Na maluchach znowu robi się eksperymenty". Rodzice i nauczyciele przeciwko skandalicznej decyzji Małopolskiej Kurator Oświaty - PCH24.pl












Stawka..

 


Był film "Stawka większa niż życie" i każdy odczytywał, że ta stawka to Polska, to niepodległość i wolność Polaków, okazuje się jednak, że tytuł może być dwuznaczny, bo...


Stawka to też - najwyższy organ wojskowy, wykonujący w czasie II wojny światowej, po napaści Niemiec na ZSRR (1941–1945) zadania strategicznego kierowania siłami zbrojnymi ZSRR.



W filmie z reguły padała enigmantyczna nazwa: "Centrala"











pl.wikipedia.org/wiki/Stawka_Najwyższego_Naczelnego_Dowództwa




Wiedzą dokładnie, do czego dążą.




przedruk






Jakub Majewski: Państwo polskie pędzi na ścianę


#anarchia #elity polityczne #II RP #III RP #państwo #rozbiór państwa #rozbiór Polski #rozkład państwa



Wiele wskazuje na to, że wszystkie te spory prawne narastające w III Rzeczypospolitej od dekady, sięgają powoli do punktu kulminacji. W chwili, gdy państwowa prokuratura ogłasza, że nie ma zamiaru słuchać wyroków najwyższego sądu państwowego, można chyba bezpiecznie powiedzieć, że rozkład wadliwego ustroju państwa naprawdę się dopełnia. Ale natura nie znosi próżni i gdy zgnije już kokon III RP, jakaś poczwara się przecież z niego wyłoni…



Trzeba powiedzieć, że my, Polacy mamy powody do pewnej, specyficznej wdzięczności względem obecnego rządu, a także jego poprzedników, sięgając wstecz co najmniej dziesięć lat, do wcześniejszego rządu Platformy Obywatelskiej – ale kto wie, może jeszcze dalej? Po cóż się rozdrabniać i rozliczać poszczególne partie – bądźmy wdzięczni całej naszej klasie politycznej. Ufundowała nam bowiem kapitalny spektakl – degradacja ustroju, proces, który nieraz potrafi trwać i sto lat, przez co bywa zupełnie niezauważalny dla nawet bardzo uważnych obserwatorów, u nas postępuje tak szybko, że widać go gołym okiem – jeśli tylko ktoś zechce dostrzec. Historia dzieje się na naszych oczach! Będzie o czym opowiadać wnukom. A my, niewdzięcznicy, jeszcze narzekamy, że tego wcale nie chcieliśmy; że wolelibyśmy, aby nasze państwo było przyjazne dla obywateli, gwarantowało im swobody; aby zajmowało się ich problemami i chroniło ich przed zakusami sąsiadów. O, my nierozumni! Te rzeczy przecież można znaleźć wszędzie, za to błyskawiczny rozkład państwa – to jest unikat, tego ze świecą szukać za granicą…


Stan przedzawałowy

Nawet w przypadku III RP, ciąg zdarzeń, który nas doprowadził do obecnej sytuacji, do stanu przedzawałowego, gdzie lada chwila może dojść do zatrzymania akcji serca  proces ten był wprawdzie żwawy, ale jednak na swój sposób spokojny. Tak spokojny, że do dzisiaj znaczna część zaangażowanych weń polityków uparcie zaprzecza, że cokolwiek się stało. Diagnozując problem nie tyle błędnie, co wręcz na wspak, domagają się oni stosowania jeszcze więcej dokładnie tej trucizny, która nas do tego stanu doprowadziła, bo widzą w niej lekarstwo.

Oczywiście, tu trzeba uczynić jedno drobne, acz krytycznie ważne zastrzeżenie. Gdy mówię o tej znacznej części polityków, nie mam na myśli wiodących postaci. One, śmiem twierdzić – i zarazem, oskarżać – wiedzą dokładnie, do czego dążą.

W każdym bądź razie, na skutek działań raz jednej, raz drugiej strony, dotarliśmy do punktu, gdzie nasze państwo dosłownie zaczyna rozchodzić się w szwach. Mamy rząd, który nie uznaje części sądów. Mamy sądy, które nie uznają części sądów. Mamy też część sądów nieuznających prokuratury i mamy prezydenta, który również de facto – choć jak zwykle, kunktatorsko, bez postawienia kropki nad i – właśnie ogłosił, iż tejże prokuratury już nie uznaje. No i oczywiście mamy prokuraturę, która nie respektuje wyroków części sądów – z Sądem Najwyższym i Trybunałem Konstytucyjnym na czele. Rości sobie zatem prawo już nie do egzekwowania prawa, ale do jego interpretacji. Ponieważ zaś ten sam Sąd Najwyższy odpowiada za zatwierdzanie legalności wyborów, tylko czekać, aż sąd lub może opozycja ogłosi, że Sejm, w którym większość nie uznaje tegoż Sądu Najwyższego, nie jest legalnym Sejmem, co byłoby o tyle logiczne, że przecież nie mogli posłowie na poważnie przyjąć nominacji poselskich zatwierdzonych przez organ, którego nie uznają. A może zdarzy się coś innego, jeszcze bardziej zaskakującego – znajdzie się wymówka aby rząd i większość sejmowa przestały uznawać prezydenta, albo odwrotnie: prezydent przestanie uznawać rząd?

Krótko mówiąc: jesteśmy w punkcie, gdzie istnieją w Polsce dwa równoległe porządki prawne [no nie, jeden jest wadliwy, fałszywy - MS], choć tylko jeden z nich dysponuje aparatem władzy. Na razie sytuacja jest farsą, gdyż wydaje się, że fakt ten nie ma żadnego wpływu na naszą codzienność; że spory na szczytach władzy na nic realnie się nie przekładają – ale jest to tylko kwestia czasu. Ten zawał wydaje się nieuchronny. Na razie patrzymy na to jako na farsę, ale przyjdzie moment, gdy farsa obróci się w dramat.

Kto kogo…

To jest ten moment, gdy zwolennicy jednej i drugiej strony, czytając tekst, zaczynają się przekrzykiwać, dowodząc, że wszystkiemu winna jest druga strona. O, nie, moi drodzy! Jedni i drudzy mieliście okazję się zatrzymać wiele razy, a tymczasem brnęliście w to bagno.

Owszem, jeśli po tylu latach ma jakiekolwiek znaczenie „kto zaczął”, to trzeba by chyba wskazać palcem na Platformę, która w 2015 roku podjęła feralną decyzję o bezprawnym wyborze nadmiarowej ilości sędziów do Trybunału Konstytucyjnego. Niewątpliwie to rozpoczęło czynną fazę całego konfliktu – oto partia polityczna w obliczu klęski wyborczej podjęła świadomą decyzję o próbie utrwalenia części swoich wpływów, podejmując kroki wykraczające poza konstytucyjne uprawnienia.

Jednak tamten krok Platformy, trzeba przyznać, był drobiazgiem w porównaniu do działań Prawa i Sprawiedliwości w kolejnych latach. PO rozpoczęła walkę w sposób kompromitujący samą siebie; a zarazem sposób, który można było banalnie łatwo stłamsić. PiS jednak uznał to za wymówkę aby pójść znacznie dalej. Rząd wspólnie z prezydentem odrzucili nie tylko tych nadmiarowych, bezprawnych sędziów, ale również tych, których wybrano zgodnie z procedurami. Tak ruszyła ciągnąca się do dzisiaj sprawa sędziów-dublerów. To był też ten moment, po którym media związane z Platformą przestały mówić o Trybunale Konstytucyjnym jako o legalnym organie państwowym. Jeden Pan Bóg wie, po co to było ówczesnym rządzącym, co im się wydawało, że w ten sposób osiągnęli. Czy nie uświadamiali sobie, iż podważą sens całego Trybunału? Dotychczas wszyscy wiedzieli, że sędziowie są z partyjnych nominacji, ale ufano, że rozłożenie tego procesu w czasie pomiędzy różnymi kadencjami Sejmu sprawia, iż wpływy różnych partii się równoważą. Teraz zaś PiS strzelił sobie w stopę – rządząc bowiem przez dwie kadencje, tak czy inaczej zdołałby wymienić prawie cały skład sędziowski. Robiąc to „na rympał”, dał za to swoim przeciwnikom powód, aby już z góry odrzucili legalność części mianowanych w tym czasie sędziów.

Na tym, oczywiście się nie skończyło – skoro bowiem można było podważyć legalność Trybunału Konstytucyjnego i jego wyroki, to można było podważać kolejne reformy forsowane przez PiS, argumentując, że przecież nawet jeśli byłyby sprzeczne z ustawą zasadniczą, to nie istnieje Trybunał, który mógłby to stwierdzić. Skoro zaś tak, to opozycja rościła sobie prawo do odrzucania konstytucyjności rozmaitych zmian w sądownictwie – czemu oczywiście ochoczo przyklaskiwały zagraniczne sądy, cieszące się z okazji do ingerencji w polski system. Nie pomagała skrajna niekompetencja tych reform, które nigdy nie osiągały zamierzonych – i poniekąd całkiem słusznych – celów, za to za każdym razem zwiększały chaos i zacietrzewienie.

Rozpisałem się tutaj o winach rządów Prawa i Sprawiedliwości, bo nie oszukujmy się – jeśli sympatycy którejś z tych dwóch głównych partii czytają te słowa na tym portalu, raczej będą to zwolennicy PiS, i chcę, żeby to wybrzmiało, żeby dotarło: nawet jeśli Platforma zaczęła, to PiS, z własnej woli, świadomie i z premedytacją postanowił, że nie ugasi sporu, ale przeciwnie – rozdmucha go. To wysiłkiem Prawa i Sprawiedliwości pierwotnie mała rysa na gmachu państwa urosła do ogromnych rozmiarów pęknięcia. O ile Platforma zaczęła to wszystko w obliczu własnej klęski wyborczej, w chwili, gdy i tak traciła władzę, to PiS zaczął działać w ten sposób zaraz po objęciu władzy, gdy był czas na spokojne, przemyślane ruchy. Co więcej, można odnieść wrażenie, że działania rządu Zjednoczonej Prawicy były celowo ostrzejsze, ponieważ w tamtym czasie wyprowadzanie Platformy na ulicę skutecznie uniemożliwiało tej partii refleksję nad porażką i bynajmniej nie przysparzało popularności. Nie rozumiano natomiast, że podejmując takie kroki napędzano wręcz psychopatyczny opór i ekstremizm po drugiej stronie. Dopóki opozycja przegrywała wybory, można było śmiać się z rozmaitych „silnych razem”. Jednak po ubiegłorocznej porażce wyborczej PiS te wszystkie działania się zemściły w sposób dramatyczny, gdy sfanatyzowana w ten sposób opozycja zdobyła władzę.

Można powiedzieć: PiS poprzez swoje bardzo świadome działania doprowadził do sytuacji wprost wymarzonej dla swoich przeciwników – oto można łamać wszelkie prawa i jeszcze obwiniać za to opozycję argumentem, że „my łamiemy prawo, bo oni je łamali”. Co z tego, że PiS ogólnie w swoich działaniach lawirował na skraju prawa, a strona Platformy dziś otwarcie łamie je i drwi z wyroków sądowych, a nawet samych sądów? Oczywiście, moralną odpowiedzialność za obecne działania ponosi tylko obecny rząd – ale jego poprzednicy walnie przyczynili się do tego, iż spora część narodu przyklaskuje łamaniu prawa i widzi w nim przywracanie porządku. Wina leży więc po obu stronach.

Za ścianą nic dobrego nie czeka

Zwolennicy obu partii mogą się licytować, kto pierwszy, kto bardziej, kto mocniej, i tak dalej… Nie zmienia to faktu, iż nasz system sądownictwa wydaje się dochodzić do stanu pełnego rozkładu, gdzie już wkrótce dowolny wyrok będzie można podważyć, argumentując, że czy to sędziowie, czy prokuratorzy byli powołani bezprawnie. A przecież sprawa jest, jak to się mówi, rozwojowa. Wojna na górze trwa.

Dziś niewątpliwie przewagę ma obecny rząd, który w swoich dotychczasowych, a zwłaszcza najnowszych działaniach udowodnił ponad wszelką wątpliwość, iż tak zachwalany przez politologów trójpodział władzy w Polsce faktycznie nie istnieje. Wszelkie narzędzia egzekwowania prawa – policja, prokuratura, zatwierdzanie wniosków o Trybunał Stanu – leżą bowiem w rękach rządu, który nie ma interesu w ściganiu przestępstw popełnianych przez tenże rząd. Oznacza to, iż w najbliższych latach jeszcze wiele możemy zobaczyć, jeszcze niejedno może nas zaskoczyć, a pojęcie „bananowej republiki” może nam całkiem spowszednieć. Kto wie, czy potem nie dojdzie do zwrotu akcji – może się okazać, że pomimo wszystkich tych wysiłków po stronie Platformy, Prawo i Sprawiedliwość lub jakaś kolejna mutacja tej formacji powróci do władzy za kilka lat i zacznie wywracać wszystko na drugą stronę, eskalując konflikt do jeszcze wyższego poziomu.

Jedno wydaje się pewne. W sytuacji rozkładu i niesterowalności obecnego ustroju, gdzie obiektywnie widzimy, że nie ma żadnej obrony przed nadużyciami władzy – po którejkolwiek by nie były stronie – oraz przy braku jakiejkolwiek chęci do wspólnego wypracowania koniecznych zmian, o ile nie nastąpi jakiś cudowny, nieoczekiwany zwrot, wcześniej czy później zderzymy się z tą ścianą. 

Za nią zaś czeka nowy ustrój, narzucony przez zwycięzców, kimkolwiek by nie byli. Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że jeżeli tylko zwycięży jego strona, wówczas po obaleniu tej obecnej, pokracznej, pełnej wad i sprzeczności III Rzeczypospolitej, wyłoni się coś lepszego. Gdy obydwie strony dążą do pełnej bezkarności, do braku odpowiedzialności przed kimkolwiek, jak można realnie sądzić, iż oni zmienią cokolwiek na naszą korzyść? Tymczasem zaś, bardzo realne, bardzo konkretne wyzwania stojące przed naszym państwem stoją nieruszone, i tak na razie chyba pozostanie.



wtorek, 1 października 2024

Niszczenie narodów - deschooling



"ekonomizm, pragmatyzm i utylitaryzm" zdecydowanie odcisnęły swoje piętno na obecnym systemie edukacji, czego konsekwencją jest formacja młodych ludzi indywidualistów, pragmatycznych i egoistycznych, zainteresowanych jedynie materialnym spełnieniem."

"Zdaniem autora zjawiskiem, które powinno nas niepokoić, jest "systematyczna imbecylizacja młodzieży, wrzucanej, z wąskim horyzontem wiedzy i z oschłą duszą, w nieludzkie społeczeństwo, w którym liczą się tylko wyniki".


"Organizacje prasowe są doskonale dostosowane do tego programu."


Wiemy to!

Facet opisuje to, co ja znam od lat z codziennego oglądu sytuacji.

Za tym wszystkim, za mediami, gazetami, redaktorami i portalami, za działaniami instytucji, posłów i różnych organizacji, osób fizycznych itd itd...  stoją służby specjalne, które to wszystko koordynują i potężne siły, które to opłacają, 

jest to potężna machina, która nieustannie - dzień i noc, po malutku, w niemal niezauważalny sposób, mieli ludzkie umysły i niszczy ludzi - niszczy państwo.



To jest wojna kognitywna.







przedruk
tłumaczenie automatyczne





"Deschooling w Rumunii doprowadził do niepewnej przyszłości naszego kraju"




Znany historyk, pisarz i profesor Mircea Platon, 

redaktor naczelny czasopisma "Literary Conversations", doktorat z historii na Uniwersytecie Stanowym Ohio w Columbus w USA, autor kilku książek, m.in. "Kto pisze naszą historię?" (2007), "Świadomość narodowa i państwo przedstawicielskie" (2011), "Co pozostaje do obrony?" (2016), "Naród, modernizacja i rumuńskie elity" (2019), "Deschooling Romania" (2020), 
udzielił nam wywiadu na temat sytuacji rumuńskiej edukacji. 

Mówił nam dokładniej o drastycznym upadku szkolnictwa w Rumunii w ciągu ostatnich 30 lat, o korzeniach tego bezprecedensowego regresu, przyspieszonego dziś przez cyfryzację narzuconą bez żadnych podstaw naukowych, jak pokazuje pan Platon w swoich badaniach i sygnałach alarmowych uruchomionych w ostatnich latach.




– W 2020 roku wydałeś książkę "Deschooling Romania. Cele, krety i architekci rumuńskiej reformy edukacji". Chcielibyśmy uzyskać szczegółowe informacje na temat tego, jak przebiegał ten proces porzucania szkoły i jakie miało to konsekwencje dla społeczeństwa oraz dla dzieci i młodzieży.


– Deschooling w Rumunii był procesem, w którym uczniowie zostali pozbawieni wiedzy i charakteru. Proces ten został przeprowadzony zgodnie z metodami wypracowanymi na Zachodzie przez zespoły ekspertów, a następnie wdrożonymi przez duże instytucje międzynarodowe, które funkcjonują jako instytucjonalne banki pamięci reformy.

Nie pracowali przypadkowo, ale metodycznie. Świadczy o tym fakt, że w Rumunii podjęto dokładnie takie same kroki w kierunku deschoolingu, jak np. w USA czy we Francji. W USA zaczęło się to w latach 50., we Francji w latach 70. W naszym kraju, w latach 90. 

Slogany, 
manipulacja medialna, 
zaangażowanie organizacji pozarządowych, 
deprofesjonalizacja nauczycieli, 
nowa scholastyka psychopedagogiczna

wszystkie, by zacytować Creangę, straszliwe głupie rzemiosło reformy edukacyjnej było identyczne i krążyło między Ameryką w latach 50. i 60., Francją w latach 70., Ameryką Południową w latach 80., Europą Wschodnią w latach 90., Azją Środkową i krajami arabskimi w latach 2000. 


Pokazałem nawet, że rumuńscy eksperci, którzy przeprowadzili reformę w naszym kraju, zostali następnie przeniesieni do przeprowadzenia reformy edukacji w Afganistanie, według tych samych receptur i z tymi samymi wynikami, mimo że między Rumunią a Afganistanem jest tak wiele różnic kulturowych. 

Zasadniczo, rumuńska deschoolizacja doprowadziła do niepewnej przyszłości Rumunii, do zniszczenia szkoły jako siły napędowej awansu społecznego opartego na pracy i zasługach, jak to ujął Eminescu, oraz do pewności przyszłości zdominowanej albo przez niedojrzałych dorosłych Rumunów, słabo przygotowanych i niezdolnych do opanowania swojego kraju, to znaczy do życia, zarządzania i przekazywania w spadku swoim dzieciom, krajowi lub imigrantom. [wojna kognitywna ! i u nas promuje się pajdokrację - MS] Zasadniczo, deschooling w decydujący sposób przyczynił się do zapobieżenia przekazywaniu Rumunii jako dziedzictwa materialnego i kulturowego od przodków do potomków.



– Dlaczego uważa Pan/Pani, że mimo znacznej liczby badań (i książek przetłumaczonych m.in. w Rumunii), opublikowanych w ostatniej dekadzie, na temat szkodliwości wprowadzania komputerów i technologii cyfrowych w edukacji – badań, w wyniku których ważne kraje, takie jak Szwecja czy Holandia, początkowo zorientowane na cyfryzację, w ostatnim czasie zdecydowały się na rezygnację z urządzeń cyfrowych i powrót do tradycyjnych podręczników -, Czy jednak Rumunia za wszelką cenę nalega na narzucenie cyfryzacji, a nawet wprowadzenie narzędzi opartych na sztucznej inteligencji w kształceniu przeduniwersyteckim, o czym wspomniano w projekcie Narodowej Strategii na rzecz Sztucznej Inteligencji na lata 2023-2027? Chociaż, jak wykazał Pan/Pani w swoich badaniach, nie przedstawiono żadnego solidnego argumentu naukowego dotyczącego dydaktycznej przydatności agendy digitalizacji w Rumunii.



– To są ogromne interesy finansowe, które sprawiają, że nawet skandaliczne konflikty interesów są pomijane. Lobby IT finansuje własne artykuły, które twierdzą o korzystnej roli cyfryzacji. I te "studia" stają się następnie materiałami, na które powołuje się Ministerstwo Edukacji Narodowej w procesie cyfryzacji edukacji. To tak, jakbyśmy brali każdą ulotkę reklamową za pewnik i używali jej jako źródła polityki publicznej. Istnieją ogromne korporacje z ogromnymi interesami w branży IT, a władze rumuńskie i unijne zachowują się tak, jakby były organizacjami charytatywnymi zainteresowanymi dobrobytem publicznym. Prowadzą nas ludzie o mentalności tych, którzy na początku lat 90. otrzymali i ukradli przeterminowaną "pomoc".



– Twoja książka i sygnał alarmowy, który uruchomiłeś w 2021 r. poprzez obszerną i rygorystycznie udokumentowaną analizę "Krucjata dzieci: cyfrowa deschooling", zwróciły uwagę na poważne problemy dotyczące stanu rumuńskiej edukacji i destrukcyjnego kierunku, w którym jest ona popychana poprzez dostosowanie się do neoliberalno-globalistycznej agendy i digitalizację jej za wszelką cenę. Czy ten sygnał alarmowy miał wpływ na nauczycieli, rodziców lub młodzież, czy też na wyższym szczeblu na decydentów w Ministerstwie Edukacji? Jakie były reakcje?


–Nie. Bo do moich książek nie dołączają się fundusze. Deschooling i digital deschooling odbywały się za dobre pieniądze. Dzięki reformie wiele zyskano. Odbywały się wakacje, kupowano domy, zabierano ogromne pensje, uruchamiano biznesy. Istnieje cały establishment psychopedagogiczny, który narodził się w wyniku tych przedsiębiorstw państwowych i spółdzielczych. Moje książki są dostarczane tylko z argumentami i odniesieniami do źródeł, a nie z funduszami. Oddźwięk wśród opinii publicznej, w tym rodziców i nauczycieli, był dość silny, ale raczej nie zmienił w żaden sposób biegu rzeczy. Ci, którzy stoją u steru Rumunii, pojmują swoje strategiczne interesy w sposób, który obejmuje deedukację Rumunii i upowszechnienie analfabetyzmu. Organizacje prasowe są doskonale dostosowane do tego programu. [dokładnie! szczególnie w tym roku opisywałem jak media imbycylizują młodzież - MS]


– W jaki sposób należy zachęcać zdolnych młodych ludzi do pozostania w kraju po zakończeniu studiów? Rumunia traci wielu utalentowanych i najlepiej wyszkolonych młodych ludzi, którzy mogliby tworzyć elitę kraju, pracując w służbie swojego narodu, ale zdecydowali się opuścić swój kraj. Co należy dla nich zrobić?

– Należy stosować zasadę "Właściwy człowiek na właściwym miejscu". Mamy odpowiednią formę i ludzi i dla nich też byłoby dla nas miejsce. Teraz system jest pełen miernych pochlebców, niekompetentnych, plagiatorów. Wyjeżdżają nie tylko błyskotliwi młodzi ludzie, ale także normalni ludzie, ale z charakterem, zwykli ludzie w kraju.


– W Strategii Cyfryzacji Edukacji w Rumunii Ministerstwo Edukacji przejmuje szereg rekomendacji sformułowanych przez DIGITALEUROPE, które pokazał Pan/Pani, że jest głównym narzędziem, za pomocą którego lobby Big Tech narzuca swoją agendę cyfryzacji w Europie i Rumunii. Jednym z głównych zaleceń jest "rozwój publiczno-prywatnych partnerstw instytucjonalnych w zakresie tworzenia modułów programowych kształcenia na odległość". Jak Pan/Pani komentuje ten cel?


– Tak, jest to szkoła typu penitencjarnego, powszechnie stosowana w praktyce w niektórych krajach afrykańskich, a wyjątkowo w innych częściach świata z okazji tego, co WHO określa mianem "pandemii". To szkoła z Wielkim Bratem. Niczego się nie uczysz, ale trzymasz się miejsca i wszystko kontrolujesz.



– W książce z 2014 r. austriacki filolog i psycholog Bernhard Heinzlmaier, prezes wiedeńskiego Instytutu Badań nad Kulturą Młodzieży, ostrzegał, że "ekonomizm, pragmatyzm i utylitaryzm" zdecydowanie odcisnęły swoje piętno na obecnym systemie edukacji, czego konsekwencją jest formacja młodych ludzi indywidualistów, pragmatycznych i egoistycznych, zainteresowanych jedynie materialnym spełnieniem. 

Zdaniem autora zjawiskiem, które powinno nas niepokoić, jest "systematyczna imbecylizacja młodzieży, wrzucanej, z wąskim horyzontem wiedzy i z oschłą duszą, w nieludzkie społeczeństwo, w którym liczą się tylko wyniki". Jest to tendencja powtórzona również w Rumunii, gdzie w zaproponowanych na początku 2016 r. planach reformy edukacji położono nacisk na wartości utylitarne, na integrację z rynkiem światowym (pisanie CV, listów intencyjnych itp.), ze szkodą dla czytelnictwa i kształtowania się solidnej kultury ogólnej, a także kultury narodowej (która obejmowałaby znajomość własnej historii i rumuńskich realiów). [te same procesy co u nas - MS] Na te plany reform zareagował Pan wówczas swoją analizą "Taktyka spalonego systemu edukacji". Biorąc pod uwagę, że ustawa o oświacie wspomina również o potrzebie kształtowania "infrastruktury mentalnej społeczeństwa rumuńskiego" w sensie sprawnego funkcjonowania "w kontekście globalizacji", co może nam Pan powiedzieć o tych zmianach? [chodzi o "potoczność" ??- MS]

– Szkoła nie ma na celu uczenia się, ale kształcenie. Ale wychowują, nie zajmując się charakterem. Innymi słowy, format. Infrastruktura mentalna jest naszym oprogramowaniem, w wizji tych inżynierów społecznych, którzy nas prowadzą. Społeczeństwo nie jest nieludzkie, ponieważ liczą się tylko wyniki, społeczeństwo jest nieludzkie, ponieważ liczy się tylko to, co elity administracyjno-korporacyjne zdecydują, że powinno mieć znaczenie: wczorajsze wyniki, dziś różnorodność i integracja. Ataki na performans są atakami na stary neoliberalizm wywodzący się z nowej lewicy, rzekomo zaabsorbowanej człowiekiem. W rzeczywistości programowe horyzonty Zielonego Resetu są złowrogie i antyludzkie. 

Transhumanizm jest rzeczywistością rozwijaną przez politykę, przez masową imigrację, przez wszystko, co jest związane z agendą DEI (różnorodność, równość, integracja, przyp. red.). Człowiek jest atakowany i wypierany przez masową imigrację, sztuczną inteligencję oraz politykę gospodarczą, finansową i energetyczną narzuconą przez Zielony Reset.

A te rzeczy nie mają nic wspólnego z efektywnością czy wydajnością – bo są masowo subsydiowane z budżetu państwa, z pieniędzy podatników – ani z humanizmem czy empatią, bo miażdżą człowieka, jego życie rodzinne, utopijnymi imperatywami wyłożonymi na asfalcie technokratycznego żargonu.



– Co, Pana zdaniem, jest powodem, dla którego wielu nauczycieli i rodziców nie zajmuje zdecydowanego stanowiska wobec tych zmian, które mają szkodliwy wpływ na edukację i rozwój naszych dzieci i młodzieży? Wręcz przeciwnie, wielu nawet je przyjmuje i uważa za korzystne.


– Jedni zyskują na reformach (nauczyciele), inni myślą, że wygrywają (rodzice), jeszcze inni nie do końca rozumieją, co się dzieje. Niektórzy każdego dnia ciężko walczą, aby położyć bochenek chleba na dziecięcym stole i nadążyć za ciągłą ofensywą prowadzoną przez krajowe i międzynarodowe instytucje przeciwko zwykłemu człowiekowi. Nie mają już czasu myśleć o takich rzeczach.

Świat już nie czyta, nie ma już kontaktu z logosem, z logiką, z argumentacją, z rozumem. Idziemy na emocje i wrażenia. 

Potrzeba by kilku miesięcy intensywnej kampanii w telewizji i zobaczenia, jak bardzo wszyscy byliby zaangażowani.





ziarulumina.ro

Autor: Irina Bazon







Potęga Chin - polecam







"Zachód to po prostu cywilizacja złodziei!"








przedruk
tłumaczenie automatyczne




Czy Azja przejmie kontrolę nad światem?!





Zdecydowana większość ludzi nie jest w stanie sobie nawet wyobrazić, co dzieje się w Azji, a w Chinach w szczególności.



Finansowe centrum świata, ale także centrum wywiadowcze, przenosi się do Azji.



Do tej pory ponad 90% wielkich wynalazków świata należało do ludzi Zachodu, którzy byli pierwsi w wyścigu po odkrycia, innowacje, ale to się właśnie zmienia na naszych oczach.

Dolina Krzemowa (Kalifornia, USA) jest nadal znana jako wiodące na świecie centrum innowacji dla firm technologicznych; Mówię "to jest nadal wiadome", ponieważ chińskie firmy "milczą i robią", a robią dużo i dobrze w Chinach i we wszystkich krajach świata.

Na przykład w samym Shenzen znajduje się Hi-Tech Park z 600 000 programistów, gdzie średnio mieszkanie kosztuje 1,6 miliona dolarów, a średnia pensja wynosi 8 000 dolarów.
W Shenzhen płacisz 2,000 USD miesięcznie czynszu za mieszkanie. To szaleństwo.
Swoje biura mają tam wszystkie wielkie światowe korporacje.
Uważa się, że "Nie jesteś obecny w Shenzen, nie istniejesz globalnie".


W Chinach matura chińska odbywa się w czerwcu.
Matura w Chinach jest "najstraszniejszym egzaminem dojrzałości" na świecie.

Za oszukiwanie grozi kara do 7 lat więzienia!

Studenci są badani za pomocą dronów i skanują żyły w palcach.
Dwa dni, 3 egzaminy dziennie, każdy po 2,5 godziny.
Na terenie całego kraju wstrzymane są wszelkie działania, które mogą zakłócić przebieg egzaminu.
Za każdy hałas, który przeszkadza w maturze, grzywna wynosi 2,000 USD.

Rywalizacja i pragnienie odniesienia sukcesu wśród chińskich dzieci są na takim poziomie, że europejskie dziecko poniosłoby porażkę psychiczną.


Jest to obraz kraju, który rzeczywiście na pierwszym miejscu stawia edukację i edukację.
Są chińskie wydziały z 2000 kandydatów na jedno miejsce, a poziom inteligencji jest niewiarygodnie wysoki.

Rywalizując z Chinami, "nowoczesny" świat przegra w przyszłości wszelkie spory, zarówno ze względu na edukację, jak i systemy edukacji.

Przyszłość rysuje się w naprawdę ponurych barwach dla krajów, w których do uzyskania dyplomu wystarczy uiszczenie opłat i fizyczna obecność na egzaminach.

Jest jeszcze jeden bardzo ważny czynnik: podczas gdy w wielu krajach ludzie mają obsesję na punkcie pieniędzy bez pracy, Chińczycy są fanatykami pracy.

Wiem, że wielu osobom trudno w to uwierzyć, ale chińscy pracownicy są gotowi pracować za darmo, jeśli zajdzie taka potrzeba i mają wyznaczony cel.

Na przykład pracownicy Huawei ogłosili, że są gotowi pracować za darmo przez dwa miesiące, aby pomóc firmie przezwyciężyć ewentualny impas. Huawei to chińska międzynarodowa firma produkująca sprzęt telekomunikacyjny, zatrudniająca ponad 210 000 pracowników oddanych dobrze wykonanej pracy, z przychodami sięgającymi setek miliardów dolarów rocznie, której produkty i usługi są sprzedawane w ponad 170 krajach, w tym w 45 z 50 największych operatorów telekomunikacyjnych na świecie. A dzięki sieciom, liczącym ponad 1500 na całym świecie, jej produkty docierają do ponad jednej trzeciej światowej populacji.

Kiedy Azją wstrząsnął krach finansowy w 1997 roku, Koreańczycy z Południa dobrowolnie rzucili się do banków, "aby zdeponować swoje złoto i klejnoty, aby uzupełnić skarbiec Banku Centralnego i uratować gospodarkę.

Coś takiego nigdy nie przydarzy się narodom wynarodowionym w procesie globalizacji.

Inni robią odwrotnie: utrzymują lenistwo; płacą dużo pieniędzy za małą i źle wykonaną pracę; oddają się prymitywnej biurokracji; toleruje rażące oszustwa związane z pieniędzmi publicznymi; promuje zwyrodnieniowy tryb życia itp.

Konkurencję z Chinami przegrywa każdy kraj, który prowadzi taką politykę gospodarczą i społeczną.

Edukacja i fanatyzm Azjatów są trudne do zrozumienia dla ludzi Zachodu, którym wyprano mózgi przez globalizację, flower power, transgenderyzmy i tęcze.

W obliczu "chińskiego cudu" jedyną szansą świata zachodniego, aby się z nim zmierzyć, jest:
reforma systemu edukacji;
popieranie pracy zgodnie z prawdziwymi kryteriami osobistych zasług i wartości pracy;
stawianie wynalazków i innowacji w centrum swoich zainteresowań.

Zamiast śmiać się i wyśmiewać Azjatów za to, że "są fanatykami pracy", powinniśmy wyciągnąć wnioski, które zapewniły im sukces i zastosować je w praktyce.

Ale takie lekcje są coraz trudniejsze do zastosowania w kraju, który od dziesięcioleci promuje politykę społeczną utrzymującą lenistwo; za małą i źle wykonaną pracę płaci się dużo pieniędzy; Biurokracja jest prymitywna; tolerowane jest rażące nadużycia finansowe w odniesieniu do pieniędzy publicznych; promowany jest zwyrodnieniowy tryb życia itp.

Dlaczego?...

Ponieważ Zachód zbudował swoje bogactwo i dobrobyt na (1) niewolnictwie i kradzieży istot ludzkich z Afryki oraz (2) kradzieży bogactwa materialnego i żywej siły roboczej z wielu krajów na całym świecie, przez stulecia, nie płacąc nic.


Belgijski dziennikarz Michel Collon powiedział: "Zachód to po prostu cywilizacja złodziei!".


[a dokładnie - zachodem steruje Wędrująca Cywilizacja Śmierci, czyli złodzieje i bandyci... - MS]

Jeśli Hiszpania i Francja wzbogaciły się w ciągu 17 wieków, to dlatego, że ukradły złoto i srebro, nie płacąc nic. Francja, Anglia i Stany Zjednoczone wzbogaciły się na niewolnictwie i kradzieży ludzi z Afryki, nie płacąc za nic. Podobnie Belgia i Holandia były bardzo bogate przez 19 wieków, ponieważ kradły surowce z Afryki i Azji. Przez ostatnie 500 lat nasze zachodnie społeczeństwa plądrowały bogactwa Trzeciego Świata bez płacenia. Możemy zrobić wykresy dla wszystkich biednych krajów w Afryce i pokazać, kto je okradł i w jaki sposób. Krótko mówiąc, jesteśmy – a raczej – niektórzy z nas są, złodziejami i dlatego staliśmy się bogatymi krajami kosztem innych! To jest prawda!".

Ponieważ upadek Zachodu jest dodatkowo przyspieszany przez rosnącą troskę o dobrobyt poprzez grabież innych krajów.

Ponieważ ogromne bogactwo, zdobyte poprzez kradzież, zaczyna korumpować cywilizację. Egoizm, chciwość i próżność wykorzeniają cnoty poświęcenia, poświęcenia i obowiązku, które są normą w społeczeństwie opartym na uczciwej i dobrze wykonanej pracy.

Zamiast postrzegać pieniądze jako produkt ciężkiej pracy i cnotliwych działań, coraz więcej ludzi żyje bez pracy, jako "na zasiłku".

Pierwszym kierunkiem, w którym bogactwo szkodzi cywilizacji, jest kierunek moralny...

Celem młodych ludzi nie jest już praca, sława dzięki osobistym zasługom, honor, ale pieniądze w jakikolwiek sposób i rozrywka pełna nałogów.

W krajach, które wzbogaciły się na rabunkach, dostęp do luksusu, przyjemności i wygód jest obfity nawet wśród zwykłych ludzi, którzy doszli do tego, że żyją dobrze bez pracy i oddają się nałogom.


Zepsute społeczeństwo zaczyna gnić w środku.

Przyzwyczajając się zarówno do dobrego życia, jak i bez pracy, a także do nałogów, ludzie nie akceptują już ani pracy, ani dyscypliny, coraz bardziej wkraczając na drogę zwyrodnienia.

Dobrobyt dojrzał do zasady rozkładu.


Ponieważ po wiekach kolonializmu wyzyskiwani przejmą kontrolę nad światem.


Przykłady Chin, Japonii, Korei Południowej, Tajwanu, Singapuru, Malezji, Indii itd. są pod tym względem pouczające.



Wynika to również z faktu, że:

1) podczas gdy Zachód jest zaniepokojony niszczeniem korzeni, które przyniosły mu kulturalno-naukową i duchową wielkość, coraz bardziej jest zaniepokojony promowaniem degeneracyjnego stylu życia, takiego jak transgenderyzm, rodzina homoseksualna, zmiana płci, nauczanie seksu oralnego i analnego od szkoły podstawowej,

2) Azjaci troszczą się o pracę, o zachowanie historycznej moralności społecznej i o zachowanie tak zdrowych tradycji; Działają, nie mają czasu na zajmowanie się odkrywaniem nowych, płynnych płci [płynna płeć to płeć, która zmienia się w czasie lub w zależności od sytuacji, która zawsze może być męska, żeńska lub neutralna (lub nawet zerowa, bezpłciowa) lub jakakolwiek inna niebinarna tożsamość, lub kombinacja tożsamości].

Co robić?...

Jedynym ratunkiem dla Zachodu będzie powrót zarówno do tradycyjnych wartości (porzucony, renegat), jak i do wychowania i nauczania, które przyczyniają się do rozwoju życia ludzkiego i społecznego.

Jest to jednak niemożliwe w obecnej sytuacji globalizacji, która dąży do zaniku tożsamości osobowych, tożsamości narodowych i naturalnych istot ludzkich, tak jak zostały one pozostawione przez Boga.





Artykuł powstał w większości w formie kompilacji, z następujących źródeł:



Jon Coja. "Azja przede wszystkim", na https://ioncoja.ro/asia-prima/

"Matura chińska, 'najbardziej przerażający egzamin dojrzałości' na świecie", na https://cotidianonline.ro/bacalaureatul-din-china-cel-mai-inspaimantator-examen-al-maturitatii-din-lume/

Michel Collon: "Zachód to tylko cywilizacja złodziei!", o https://www.cotidianul.ro/michel-collon-occidentul-este-doar-o-civilizatie-a-hotilor/

Logo Ion Coja. "Jak Zachód się wzbogacił?", na https://ioncoja.ro/-a-ajuns-bogat-occidentul/

"Zachód to tylko cywilizacja złodziei!!", na https://www.infobrasov.net/occidentul-este-doar-o-civilizatie-a-hotilor/






Kilka cytatów związanych z omawianym tematem



Edukacja i edukacja

"Edukacja jest najpotężniejszą bronią, jakiej możemy użyć, aby zmienić świat". (Nelson Mandela)

►"Zniszczenie jakiegokolwiek narodu nie wymaga bomb atomowych ani międzykontynentalnych pocisków balistycznych.

Wystarczy obniżyć jakość kształcenia i przyzwolić na oszustwa na egzaminach studentów.
Pacjenci giną z rąk takich lekarzy.
Budynki zawalają się, również są budowane przez inżynierów.
W rękach takich ekonomistów przepadają pieniądze.
Sprawiedliwość wyparowuje w rękach takich sędziów.
Krach edukacji jest krachem narodu".


Cytat ten (w którym podkreślenie moje), który krąży już od wielu lat w wielu językach, wywieszony jest na tablicy Uniwersytetu Stellenbosch w Południowej Afryce. Pozostaje pod wrażeniem prawdy, którą opowiada, w najpiękniejszym wyrażeniu, o znaczeniu jakości edukacji w każdym społeczeństwie.




"Bez kreatywności nie ma rozwiązań problemów, nie ma wizji przyszłości, nie ma znajdowania możliwości i ich wykorzystywania, nie ma alternatyw, nie ma wyrażania pełnego potencjału człowieka." (Pera novacovici, Odkryj swoje powołanie).


"Robisz głupich przywódców, a potem zastanawiasz się, skąd się bierze katastrofa!" (Winston Churchill).

"Wszędzie tam, gdzie zlekceważono edukację, państwo otrzymało za to śmiertelny cios". (Arystoteles)

"Bez szkoły nikt nie oczekuje ani dobrych rodziców, ani dobrych synów, a więc i dobrze zorganizowanego, dobrze rządzonego i pasterza państwa". (Ion Heliade Radulescu)

"Jeśli uważasz, że edukacja jest droga, spójrz na to, jak kosztowna jest ignorancja". (Derek Bok).

"Analfabetą przyszłości nie będzie już ten, kto nie umie czytać, ale ten, który nie umie rozumieć". (Alvin Toffler).

"Powtarzanie tylko tego, co powiedzieli inni, jest równoznaczne z intelektualną ułomnością". (Pompiliu Marcea)

"Dobre wychowanie młodości jest najpewniejszą gwarancją szczęścia państwa". (Oxenstierna).

"Czymże jest człowiek bez wykształcenia? Wspaniały niewolnik, dzikus rozumu". (Józef Addison)

"Los całego kraju zależy od wykształcenia jego mieszkańców". (Benjamin Disraeli, O edukacji, przeznaczeniu)

"Imperia przyszłości będą imperiami umysłu". (Winston Churchill)

"Wszystko, czym jesteśmy, jest wynikiem tego, co myśleliśmy. Umysł jest wszystkim. Stajemy się tym, kim myślimy". (Budda)





Praca


"Hierarchia społeczna nie powinna być niczym innym jak hierarchią pracy". (Mihai Eminescu)

"Praca jest jedyną rzeczą, która nadaje sens życiu." (Albert Einstein)

"Budżet musi być zrównoważony,
Skarb musi zostać uzupełniony,
Dług publiczny musi zostać zmniejszony,
Arogancja urzędników służby cywilnej musi być łagodzona i kontrolowana,
Pomoc udzielana innym krajom musi zostać wyeliminowana, aby Rzym nie zbankrutował.
Ludzie muszą na nowo nauczyć się pracować, zamiast żyć na plecach państwa".

(Cyceron, 55 p.n.e.).



"Nie mamy ani bogactwa, ani krewnych i/lub przyjaciół, którzy by nam pomogli. Mamy tylko jedną szansę: być uczciwym, uczyć się sam, pracować, zwiększać możliwości wynalazcze naszych mózgów, które są nieograniczone i które z dnia na dzień staną się najcenniejszym, najbardziej twórczym dobrem każdego człowieka, jedynym, który jest w stanie zapewnić dobrobyt i bezpieczeństwo w dowolnym miejscu na świecie. (N. Grigorie Lăcriţa).

"Młody człowieku! Nie urodziłeś się po to, by pracować; Ale żeby żyć, trzeba pracować". (Pitagoras Pitagoras. Prawa moralne i polityczne).




Kiedy upadają państwa


"Państwa giną, gdy nie są w stanie odróżnić zła od dobra". (Antystenes do Diogenesa Laertiosa, 6, 1, 5)

"Pracujemy niewiele, ale i tak żyjemy dobrze, zwiększając zadłużenie i sprzedając majątek. Po grudniu Rumunia jest w ciągłej partii, pozostawiając kalkulację rachunku przyszłym pokoleniom. Długi i wydatki obniżą standard życia naszych potomków i sprawią, że rumuńskie firmy będą miały coraz mniejszy wpływ i znaczenie w sprawach światowych. (Opracowanie N.Grigorie.Lăcriţa wg Benjamina M. Friedmana – Dzień rozrachunku).

"Niegodziwość nielicznych jest nieszczęściem dla wszystkich". (Syrus)

"Nasze czasy to czas bylejakości, braku uczuć, pasji z powodu braku kultury, lenistwa, niemożności zabrania się do pracy i pragnienia, by wszystko było gotowe". (Fiodor Michajłowicz Dostojewski)




Zbyt długo propaganda zwycięzców była przedstawiana jako historia pokonanych.


Lenistwo


"Nic tak nie męczy i nie rujnuje człowieka jak wieczne lenistwo." (Arystoteles)

"Nie musisz nawiązywać przyjaźni, chyba że wśród ludzi, którzy pracują. Człowiek leniwy jest niebezpieczny dla swoich przyjaciół, ponieważ nie ma nic do roboty i mówi o tym, co robią i czego nie robią jego przyjaciele, wtrąca się w sprawy innych i staje się nieodpowiedni: dlatego musimy być na tyle mądrzy, aby związać się tylko z ludźmi, którzy pracują. (Friedrich Nietzsche, Przyjaźń)

"Ludzie muszą na nowo nauczyć się pracować, zamiast żyć na plecach państwa". (Cyceron, 55 p.n.e.).

"Ineptokracja to system rządów, w którym ci, którzy są najbardziej niezdolni do rządzenia, są wybierani przez tych, którzy są najbardziej niezdolni do produkcji i którzy, wraz z innymi członkami społeczeństwa, którzy są najmniej zdolni do utrzymania się, są nagradzani dobrami i usługami, które zostały opłacone przez konfiskatę bogactwa i pracy stale malejącej liczby producentów". (za Jean d'Ormesson: Nowe słowo w słowniku języka francuskiego Larousse'a).

"Zostaw na jutro to, czego nigdy nie chcesz robić". (Pablo Picasso)

"Czymże jest człowiek, gdy jego czas jest tylko snem i pokarmem, bydłem i niczym więcej". (William Szekspir)

"Leniwi mają wielką przewagę: śmierć zastaje ich w spokoju". (Vasile Ghica)

"Leniwa młodość, starość jak". (przysłowie rumuńskie)

"Leniwy człowiek jest bratem żebraka". (przysłowie szkockie)

"Dawanie jałmużny leniwemu jest podpisywaniem certyfikatu lenistwa". (Charles Spurgeon)








Autor: N. Grigorie Lăcrița


Bank Angli sfinansował Hitlera. COOO??!!!!






przedruk
tłumaczenie automatyczne






Dan Diaconu: 

Dziwne ścieżki historii



To, co przedstawia się jako historię, jest fałszywe. Już to wiesz, stało się to powszechne. Tyle, że pomimo tego, że możemy się zgodzić z tym, że żyjemy w głębokim kłamstwie, wiele osób nie wie, gdzie szukać prawdy. I to nawet wtedy, gdy mamy dane przed oczami. Musimy tylko trochę otrząsnąć się z kurzu i mamy możliwość poznania prawdy. Albo zbliżyć się do niego.

Wielu normalnych ludzi po prostu nie rozumie, jak to się stało, że Hitler awansował tak szybko i tak wysoko. Pomyślmy o tym: Hitler stał się znany w 1924 roku, ale dopiero dziewięć lat później udało mu się przejąć władzę. Od czasu dojścia do władzy do popełnienia samobójstwa minęło 12 lat. Przejęte przez niego Niemcy były katastrofą gospodarczą, bez żadnych cech charakterystycznych dla w miarę normalnego kraju. Jednak w ciągu zaledwie 12 lat Hitlerowi udało się podnieść ją ekonomicznie i militarnie do poziomu, na którym do jej pokonania potrzebny był światowy sojusz. Czy to jednak nie dużo? Który człowiek byłby w stanie podnieść armię od zera do poziomu, na którym zrewolucjonizuje wojnę? Fakt, że Polacy wyszli z kawalerią, by stawić czoła niemieckim "czołgom", pokazuje niebywałą różnicę między Niemcami a innymi sąsiadami w tamtym czasie. Jak to się stało, że z dnia na dzień można było wziąć wszystko od zera i stać się wielką potęgą?

W biografii Hitlera jest sporo niewiadomych, na temat których toczyły się intensywne spekulacje. Na przykład, istnieje wiele głosów, które mówią o jego straszliwej przemianie, gdzieś przed początkiem jego błyskawicznego wzrostu. [??? opętanie? - MS] Nie będę się jednak odnosił do tamtych wydarzeń, bo nawet jeśli pojawią się świadectwa i pisma, to zostaną one obalone pozornie równie trudnymi "argumentami". W związku z tym pozostaniemy na terytorium pewnych faktów, które można dość solidnie udowodnić, za pomocą dokumentów, które ujrzały światło dzienne dopiero niedawno. A jeśli od czasu wojny nie zostały one upublicznione, jasne jest, że zrobiono to ze względów bezpieczeństwa. Strach przed potrząśnięciem przeszłością, a ponadto chęć zamaskowania prawdy o dojściu Hitlera do władzy, sprawiły, że do przestrzeni publicznej dopiero teraz wkraczają dokumenty, które odsłaniają przed nami prawdę. I tym razem też nie do końca!

Zacznijmy więc od roku 1932. To, co wiemy na pewno – także z oficjalnej historii – to to, że w 1932 r. partia nazistowska zdobyła najwięcej miejsc w Reichstagu, ale nie była w stanie stworzyć większości niezbędnej do dojścia do władzy. W lipcu 1932 roku, na podstawie wyników wyborów, Hitler bezpośrednio ubiegał się o stanowisko kanclerza, ale nie osiągnął żadnych rezultatów w negocjacjach z prezydentem Hindenburgiem. Tak więc nowa runda wyborów rozpoczyna się w listopadzie, kiedy to partia nazistowska – uwaga! – dostaje nieco mniej miejsc, malejąc o 4 proc. (z 37 proc. do 33 proc.). Prezydent forsuje i mianuje na stanowisko kanclerza Kurta von Schleichera, który zastąpił konserwatystę Franza von Papena. Wszystko jest zapisane w książce w oficjalnej historii. Pomija jednak epokowe wydarzenie, które miało miejsce na początku 1932 roku.

Otóż 4 stycznia 1932 roku dochodzi do spotkania Montagu Normana, prezesa Banku Anglii z Adolfem Hitlerem i... Franz von Papen Jaki jest cel spotkania? Finansowanie partii nazistowskiej! Brzmi niesamowicie, prawda? Ale to absolutna prawda. W spotkaniu uczestniczyli również wpływowi bracia Dulles (Allen i Foster). Są oni teraz mniej znani, ale wystarczy zrozumieć ich wpływ, jeśli powiem wam błahą sprawę: w 1953 roku Allen Dulles został piątym szefem CIA, po tym jak w 1951 roku został mianowany zastępcą szefa CIA. Dojście Allena Dullesa na stanowisko szefa CIA nastąpiło w wyniku politycznego trzęsienia ziemi, wywołanego w 1949 roku przez tzw. "Raport Dullesa-Jacksona" na temat Korei, raport, który doprowadził do upadku ówczesnego kierownictwa CIA. Dodałem to w nawiasie, żeby zrozumieć, że bracia Dulles mieli bezpośredni wpływ na amerykańską politykę.

Dziwaczność spotkania między Muntagu Normanem i braćmi Dulles z jednej strony, a Hitlerem i von Papenem z drugiej, musi dać nam do myślenia. Czego szukali obok prezesa Banku Narodowego, dwóch wpływowych amerykańskich polityków, którzy rozmawiali z niemieckim konserwatystą (von Papenem) i przedstawiciela partii, która miała zaledwie 18% głosów? Wiemy natomiast, że w czerwcu 1932 roku von Papen został kanclerzem Niemiec. Hitler czekał, po wspomnianym spotkaniu, rok, aby osiągnąć kluczowe stanowisko, do którego dążył. Dokładniej rzecz ujmując, 30 stycznia 1933 r. został mianowany kanclerzem [1933 to rok, kiedy Forster przystąpił do planu Stutthoff - MS] , po poparciu ... Franz von Papen, ten, który przekonał Hindenburga do mianowania go kanclerzem. Tylko, że przed tym wydarzeniem mamy jeszcze jedno tajne spotkanie, które również odbyło się w milczeniu. 14 stycznia 1933 roku odbyło się nowe spotkanie z udziałem barona Kurta von Schroedera, von Papena, Hitlera i jego doradcy ekonomicznego, Wilhelma Kepplera. 

Podczas tego spotkania sfinalizowano program gospodarczy Hitlera, dając zielone światło dla jego nominacji na kanclerza. Barona Kurta von Schroedera należy rozumieć jako ambasadora Anglo-Amerykanów z poprzedniego spotkania, a jego rolą było sfinalizowanie ostatecznych szczegółów poprzedniego porozumienia. 

Cały program rządu Hitlera został "wyciągnięty" za granicę, ponieważ zawierał masowe prywatyzacje i inne elementy, które obecnie widzimy wdrażane przez MFW. 

W rzeczywistości to, co musisz zrozumieć, to element, który jest oczywisty, ale na który oficjalna historia nie nalega: chociaż ZSRR i Niemcy są przedstawiane jako śmiertelni wrogowie, ideologia obu krajów była w dużej mierze taka sama.

Jedyna różnica między stalinowskim komunizmem a hitlerowskim faszyzmem polegała na kontroli własności: podczas gdy w bolszewickim ZSRR cała własność należała do państwa, w nazistowskich Niemczech cała własność była skoncentrowana w rękach prywatnych megakorporacji, które działały tak centralnie i planowo, jak komunistyczne przedsiębiorstwa Stalina.

Przyszedł czas na spotkanie z kolejną ciekawą postacią: Hjalmarem Schachtem. Mężczyzna był szefem Reichsbanku (niemieckiego banku centralnego) od 1923 do 1930 roku. Został ponownie zainwestowany przez Hitlera 17 marca 1933 roku. Zaczyna się robić ciekawie: ten, który finansowo rządził katastrofalnym losem Republiki Weimarskiej, zostaje mianowany przez Hitlera na najbardziej newralgiczne stanowisko w państwie, z celem podniesienia kraju. 

Trzeba znać jeszcze jeden szczegół: Schacht był bliskim przyjacielem Muntagu Normana, a przyjaźń ta wynikała również z przynależności tych dwóch do tego, co nazywam "ponadnarodową mafią"[Wędrująca Cywilizacja Śmierci, albo Światowa Sitwa ?  - MS]. Na razie mogę państwu powiedzieć, że po ponownym mianowaniu na stanowisko szefa Reichsbanku, Schaht został oficjalnie zaproszony do... USA, gdzie spotkał się z prezydentem Rooseveltem, a z amerykańskiej podróży nie wrócił z pustymi rękami, ale z pożyczkami w wysokości ponad 1 miliarda dolarów, co strasznie pomogło ustabilizować gospodarkę Niemiec! Rozumiecie więc, bez wątpienia, że cała kariera Hitlera była anglo-amerykańską sprawą wspieraną przez to, co nazywam "ponadnarodową mafią".

Nadszedł więc czas, aby cofnąć się w czasie do 1939 roku. Kiedy naziści zajęli Pragę, ich pierwszą wyprawą było... Bank Narodowy (to właśnie zrobili w Rumunii w czasie I wojny światowej, kiedy nakazali transfer rumuńskiego złota z Rosji do Niemiec!). Tutaj, pod groźbą użycia broni, kazali urzędnikom dokonać dwóch transferów. Pierwszy przelew polegał na przeniesieniu 23,1 ton złota posiadanego przez Bank Republiki Czeskiej na rachunek Banku Rozrachunków Międzynarodowych (BIS) na rachunek BIS Reichsbanku. Konta BIS znajdowały się fizycznie w Londynie, a złoto było zdeponowane w Banku Anglii. Drugi rozkaz wysłany przez czeskich urzędników pod groźbą śmierci dotyczył przeniesienia 27 ton złota – tym razem z konta otwartego w Banku Anglii – na konto Reichsbanku otwarte w tej samej instytucji. Innymi słowy, zlecenia polegają na przeniesieniu ilości złota de facto do wewnątrz Banku Anglii.

Kwestia przeniesienia złota przybrała nieprzyjemny obrót. Jeśli chodzi o złoto znajdujące się w depozycie BIS, to zostało ono płynnie przetransferowane na konto Reichsbanku, czyli Niemiec. Jednak gdy złoto znajdowało się w posiadaniu Banku Anglii, sprawy stały się siarkowe, ponieważ kilku polityków wkroczyło do akcji i wywołało skandal. Nawet Churchill publicznie zastanawiał się, jak rząd może domagać się poboru obywateli, skoro Bank Anglii akceptuje tak dziwne posunięcie finansowania hitlerowskich nazistów. I tak złoto trzymane na rachunkach BIS zostało przeniesione, podczas gdy złoto trzymane w Banku Anglii zostało zablokowane w wyniku energicznej interwencji angielskich polityków. W tym przypadku sytuacja była wręcz komiczna, ponieważ Czechosłowacja umieściła część złota w BIS, ponieważ była przekonana, że biorąc pod uwagę neutralny status tej instytucji, złoto tam umieszczone będzie bezpieczne.

To, czego Czesi nie wiedzieli i czego świat nie wie do dziś, to jak powstał BIS. Jeśli spojrzysz na ich romantyczną historię, okaże się, że BIS pojawił się jako konieczność i inne bla-bla. Niesłusznie, towarzysze! Projekt Banku Banków Centralnych był starszy, ale za każdym razem politycy sprzeciwiali się podporządkowaniu działalności ich banków narodowych przez instytucję zewnętrzną. Po I wojnie światowej, aby ułatwić powstanie BIS, mówiło się o instytucji, za pośrednictwem której miałyby być wypłacane reparacje wojenne. W lipcu 1927 r. gdzieś na Long Island odbyło się spotkanie zerowego stopnia, w małym gronie, na którym parafowano utworzenie BIS. Wzięli w nim udział: Montagu Norman, Benjamin Strong (szef Fedu), Hjalmar Schacht i Charles Rist (zastępca prezesa Banku Francji). Podam Wam jeszcze jedną ciekawą informację: Montagu Norman był ojcem chrzestnym jednego z wnuków Schachta. Czy widzisz, jak mały jest świat?

W rzeczywistości rola Schachta w architekturze władzy nazistowskiej polegała na nadzorowaniu realizacji planu. Ale plany Hitlera nie szły w tym samym kierunku, tak jak plany Stalina nie szły w kierunku wyznaczonym przez międzynarodową mafię. Schacht był nie tylko szefem Banku Centralnego Niemiec (w latach 1933-1939), ale także ministrem gospodarki w latach 1934-1937! Zmierzch Schachta w obszarze władzy nazistowskiej nastąpił w momencie, gdy Hitler podjął decyzję o dozbrojeniu Niemiec. Stanowiąc pogwałcenie zobowiązań, które prawdopodobnie wziął na siebie Hitler, Hjalmar Schacht zareagował i w związku z tym został odwołany ze stanowiska szefa Reichsbanku. Mimo to pozostał na stanowisku ministra bez teki do 1943 roku.

Wróćmy teraz do BIS-u. Naziści uważali tę strukturę za "swój bank", za pośrednictwem którego przeprowadzano wiele operacji państwa niemieckiego pod przywództwem Hitlera. Wiadomo bowiem, że po wojnie Hjalmar Schacht został oskarżony o zbrodnie wojenne. Mimo stawianych mu zarzutów wykazywał się niezwykłym dystansem. Co więcej, mówi się, że Schacht powiedział innym oskarżonym bankierom: "Nie martwcie się, ci ludzie nie wieszają bankierów!". Zmarł spokojnie, w 1970 roku, w swoim łóżku, nie ruszając niczego z jego integralności.

W rzeczywistości nie miał się czego obawiać, biorąc pod uwagę, że BIS, przy współudziale Schachta, finansował również wysiłek wojenny Anglii. Jak? Reichsbank nie wstrzymał wypłat odsetek na rzecz BIS, więc pieniądze Niemiec poszły w formie dywidend, które zbierali akcjonariusze. A udziałowcami byli Anglicy, Francuzi i Amerykanie.

Aby lepiej zrozumieć fenomen Hitlera, muszę przedstawić wam inną postać, a mianowicie Thomasa Harringtona McKittricka. Osoba ta była prezesem BIS w czasie II wojny światowej. Chociaż McKittrick był czołowym bankierem, w rzeczywistości był marionetką w rękach Allena Dullesa, swojego prawdziwego szefa z operacyjnego punktu widzenia. Jego działalność na szczycie BIS była dziwna, jeśli spojrzeć na nią z zewnątrz. McKittrick był w stałym kontakcie z wielkimi niemieckimi biznesmenami, tymi, którzy utrzymywali machinę wojenną Hitlera. Jednak za pośrednictwem "interfejsu McKittricka" – który w rzeczywistości był nadzorowany w swojej pracy przez Departament Stanu – położono podwaliny pod powojenne ustalenia. Niemieccy biznesmeni otrzymali pewien immunitet, jeśli grają tak, jak są rozgrywani. W rzeczywistości relacje McKitricka z Emilem Puhlem, który został skazany w Norymberdze za zbrodnie wojenne, ale kilka miesięcy później (21 grudnia 1949 roku) został zwolniony za ... dobre zachowanie. Ahhhh, co Hjalmar Schacht powiedział o bankierach?

Uważnie studiując dokumenty znajdujące się w szarej strefie działania, odkrywamy, że cała działalność Hitlera była starannie nadzorowana przez aliantów. Jest – jak wspomniałem na początku artykułu – sporo danych na temat niesamowitej przemiany Hitlera, dokonanej przez tajemnicze postacie w niejasnym do dziś kontekście. Możemy to zignorować, ale nie możemy ignorować elementów, które wyglądają jak kawałki układanki. Niewielu rozumie dziś stawkę traktatu podpisanego przez Titulescu z ZSRR, podobnie jak niewielu rozumie stawkę sojuszu francusko-sowieckiego. Któż teraz rozumie znaczenie gorzkiego proroctwa Petaina "Nous ne tarderons pas à le regretter" ("Wkrótce będziemy tego żałować"), po parafowaniu paktu o wzajemnej pomocy między Francją a Związkiem Radzieckim i sposobie, w jaki ten dokument, na który dziś już się nie nalega, naruszył kruchą równowagę po pierwszej wojnie światowej?

Czy to nie dziwne, że po zakończeniu II wojny światowej wciąż istnieją tajne dokumenty, których struktury wywiadowcze nie ujawniają? 

Wiemy już wystarczająco dobrze, w jaki sposób Wall Street sfinansowała tak zwaną rewolucję bolszewicką (w rzeczywistości zamach stanu, finansowany z książki). Dowody, które wciąż wychodzą na światło dzienne, sugerują, że nazizm był finansowany w ten sam sposób. 

W ten sposób dwie przeciwstawne ideologie – z marksizmem jako punktem wyjścia i Wall Street jako podstawą finansową – stworzyły historię XX wieku. A najdziwniejsze jest to, że dla pragmatycznych amerykańskich biznesmenów rzucanie dużych pieniędzy na "ruchy rewolucyjne o nieoczekiwanym zakończeniu" jest szaleństwem nieuzasadnionym przez żadne podstawy ekonomiczne. A jednak dowody wskazują na to, że te środki finansowe zostały zrealizowane. Jaki był tego powód? To są dziwne ścieżki historii.

Być może skusiłabym się na myślenie – jak sugeruje oficjalna historia – że ruchy te należy rozpatrywać w pewnym kontekście i że nie powinniśmy ich kwalifikować jako źródeł pierwotnych. Po prostu, widząc upór, z jakim USA finansują ukraiński nazizm, widząc absolutnie obrzydliwy sposób, w jaki ignoruje się symbole i ideologie, na których opiera się walka Ukraińców z Rosjanami, nie mogę nie patrzeć przez pryzmat dowodów, które wciąż wychodzą na światło dzienne. Nawet jeśli minęło już tyle czasu, nawet jeśli ten obszar jest nadal zamazany przez brakujące elementy, nie oznacza to, że powinniśmy ignorować elementy, które dopiero teraz wychodzą na światło dzienne. W istocie, biorąc pod uwagę wydłużony czas, w którym byli przetrzymywani "w więzieniu", nadszedł czas, aby poświęcić im należytą uwagę i z chłodną oceną tego, co się stało.




Autor: Dan Diaconu



O dyskryminacji większości




Bardzo dobry tekst.





przedruk



30 września 2024

Łukasz Warzecha: 

O dyskryminacji większości


29 września przez Warszawę przewalił się Maraton Warszawski, z rozmachem blokując siedem dzielnic miasta przez większość dnia. Wieczorem idąc ulicą Myśliwiecką spostrzegłem znaki, zapowiadające zakaz zatrzymywania się tamże w kolejną niedzielę – tym razem z powodu biegu „Biegnij Warszawo” – następnej wielkiej masowej imprezy sportowej.

Choć „wielkość” dotyczy tutaj raczej rozmiaru utrudnień, a nie uczestnictwa. Mimo zaklęć organizatorów na trasach tego typu biegów (piszę na podstawie własnego doświadczenia) na ogół są pustki i kibiców brak, poza jakimiś odosobnionymi pasjonatami, a liczba uczestników stanowi w skali miasta ułamek liczby mieszkańców. W Maratonie Warszawskim wzięły udział 7184. Doliczmy jeszcze uczestników biegu na 10 km – 5354 osoby. Razem mamy około 12,5 tys. ludzi. To 0,7 proc. ludności miasta. A przecież ogromna część uczestników nie ma z Warszawą nic wspólnego.

Zwolennicy organizowania maratonów w środku miasta mają od lat te same argumenty.

Po pierwsze – że to zyski dla miasta. Jakie? Tego nigdy nie są w stanie wskazać. Jaki jest zysk z tego, że przy pozamykanych ulicach 12 tys. ludzi przebiegnie się w ciągu paru godzin po Warszawie?

Po drugie – że to promocja zdrowego stylu życia. Pomijając fakt, że bieganie po asfalcie jest wybitnie niezdrowe, jest to kolejne całkowicie nieweryfikowalne stwierdzenie. Ile osób konkretnie zmieniło swój styl życia na zdrowszy pod wpływem blokady miasta z powodu maratonu? O ile oczywiście odliczymy tych, którzy musieli zafundować sobie Dzień Pieszego Pasażera, ponieważ nie mogli poruszać się ani samochodem, ani transportem publicznym. Zakładałbym raczej, że konsekwencje maratonu dla zwykłych mieszkańców będą ich prędzej odrzucać od biegania niż do niego zachęcać.

Po trzecie – że to takie samo korzystanie z przestrzeni publicznej jak w przypadku demonstracji czy uroczystości religijnych (tutaj zawsze pojawia się absurdalna opozycja: maraton kontra procesja Bożego Ciała). To oczywiście nieprawda. Demonstracje polityczne czy uroczystości religijne (te ostatnie zresztą bez porównania mniej uciążliwe niż maratony miejskie) są korzystaniem z wolności zagwarantowanych w konstytucji. Imprezy masowe – bynajmniej. Ma to zresztą swoje odzwierciedlenie w aktach prawnych, które rozróżniają zgromadzenia (ustawa Prawo o zgromadzeniach) i imprezy masowe (Ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych). Impreza masowa (bieg, koncert, zawody sportowe) nie należy do tego, co można nazwać esencją demokracji. To rozrywka, tylko i wyłącznie. Rozrywka jednych nie może rażąco utrudniać życia innym.

Dla porządku dodać trzeba, że w Warszawie masowych imprez sportowych – nie każda oczywiście jest tak uciążliwa jak maraton – jest w ciągu roku dobrze ponad sto.

Po czwarte – że „na Zachodzie też tak jest”. Jak wiadomo, argument z powszechności jakiegoś zjawiska nie ma żadnej wartości przy jego ocenie. Poza tym maratony – również te o wiele większe niż warszawski – są w różnych miejscach organizowane w różny sposób, a też i różne są w tych miejscach warunki. Jeśli dla przykładu weźmiemy Nowy Jork albo Londyn, wystarczy rzut oka na siatkę połączeń metra w obu miastach, żeby zrozumieć, że transport publiczny będzie tam z powodu biegu zakłócony w znacznie mniejszym stopniu niż w polskiej stolicy.

Tyle trwający od lat spór. Ale warto w tym kontekście zwrócić uwagę na zasadę bardziej ogólną. Sprawa maratonów organizowanych w wielu miastach Polski jest jedynie przykładem jej zastosowania: większość jest regularnie terroryzowana na potrzeby mniejszościowych grupek. Stoi za tym podniesiona do rangi dogmatu i wypaczona zasada poszanowania praw mniejszości. Zastanówmy się nad tym przez chwilę.

Poszanowanie mniejszości polega na ich tolerowaniu. Tolerowanie oznacza znoszenie, zgodę na istnienie – nie wychwalanie czy radosną apologię tychże, a już na pewno nie dostosowywanie się do nich. Tolerare znaczy „znosić”. We współczesnej demokracji to „znoszenie” to brak dyskryminacji, ale brak dyskryminacji we właściwym znaczeniu tego słowa oznacza jedynie tyle, że tym grupom muszą przysługiwać identyczne prawa jak wszystkim pozostałym. Ani mniej, ani też więcej.

Weźmy najbardziej budzący emocje przykład: małżeństwo. To, że Polska nie uznaje czegoś takiego jak „małżeństwa homoseksualne” nie jest przykładem dyskryminacji, bo przecież instytucja małżeństwa jest dostępna absolutnie dla każdego – o ile mówimy faktycznie o małżeństwie: związku kobiety i mężczyzny, potwierdzonym odpowiednim sakramentem albo cywilnym aktem prawnym. Nikt nie broni wziąć ślubu panu Robertowi Biedroniowi, ale domaganie się, żeby mógł wziąć ślub z mężczyzną ma taki sam sens jak domaganie się, żeby niewidomy mógł zrobić prawo jazdy. Tak jak do prawa jazdy potrzebny jest względnie sprawny wzrok, tak do małżeństwa potrzebni są kobieta i mężczyzna.

Problem zatem zaczyna się wówczas, gdy marginalne grupki zaczynają żądać, aby dla ich widzimisię przebudowywać cały system i aby większość dostosowała się do ich potrzeb. Tak właśnie działa sprawa z maratonami. Nikt przecież nie zabrania nikomu biegania. Ba, nikt nie zabrania wręcz fanatyzmu biegowego. Przy naszym systemie ochrony zdrowia można sobie nawet kompletnie rozwalić stawy na koszt podatnika, uprawiając biegactwo (swoją drogą ciekawe, że te same osoby, które twierdzą, iż dodatkowo za swoje problemy zdrowotne powinni płacić na przykład palacze, nie mają identycznego postulatu w przypadku zaprzysięgłych biegaczy miejskich, których na bank czekają poważne problemy ortopedyczne). Tyle że nikt nie ma prawa domagać się, żeby na potrzeby jego hobby ustawiać pół miasta i utrudniać życie setkom tysięcy ludzi.

Chcecie biegać po mieście? Proszę bardzo. Wytyczcie sobie trasy po parku czy stadionie. Chcecie, żeby wasz homoseksualny partner miał prawo wglądu w waszą dokumentację medyczną? Proszę uprzejmie, istnieją procedury, które to umożliwiają – wystarczy odpowiednie upoważnienie. Ba, nie potrzeba go nawet potwierdzać u notariusza. Nikt tu nikogo nie dyskryminuje.

Za to najbardziej dyskryminowana jest milcząca niestety większość.



Łukasz Warzecha








Łukasz Warzecha: O dyskryminacji większości - PCH24.pl