Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

poniedziałek, 20 sierpnia 2018

Tajemnica „malborskiego relikwiarza”



Najpierw obszerne fragmenty artykułu ze strony    eksplorator.com


Tajemnica „malborskiego relikwiarza”

 

>> W 1388 roku na zamówienie komtura elbląskiego Thiele von Loricha został wykonany złocony dyptyk przedstawiający scenę ukrzyżowania oraz adorację Matki Boskiej przez fundatora i świętych.

Przez kilka dziesięcioleci to gotyckie dzieło sztuki pełniło zarówno rolę relikwiarza jak i ołtarzyka polowego, towarzysząc Krzyżakom w wyprawach wojennych. Najprawdopodobniej w takim też charakterze elbląscy bracia zakonni zabrali go w 1410 roku na pole bitwy pod Grunwaldem.

Relikwiarz nie uchronił jednak przed klęską ani Wielkiego Mistrza, ani rycerzy z elbląskiej komandorii. Po przegranej bitwie ołtarzyk trafił zaś w ręce króla Władysława Jagiełły, a ten zdecydował się ofiarować relikwiarz gnieźnieńskim duchownym jako wotum za zwycięstwo nad Krzyżakami. Przez kilka wieków dyptyk był traktowany jako symbol chwały polskiego oręża i znak boskiego osądu nad znienawidzonym zakonem. Po rozbiorach Polski kapituła katedry gnieźnieńskiej została zmuszona by przekazać relikwiarz księciu Fryderykowi Wielkiemu. Ten zaś darował cenny zabytek muzeum w Malborku. Eksponat pozostawał pod opieką pruskich muzealników do 1945 roku. Przepadł bez śladu zanim miasto zdobyły oddziały Armii Czerwonej…


Przez kilka powojennych miesięcy losy relikwiarza Thiele von Loricha były zupełnie nieznane polskim władzom. Urzędnicy nie posiadali precyzyjnych informacji ani o wywozie dużej części eksponatów muzealnych, ani o zbiorach sztuki, które trafiły do Malborka z innych miast Prus Wschodnich. Nie byli też świadomi jaki los spotkał najcenniejsze zabytki z przedwojennej ekspozycji znajdującej się na zamku. Niektórzy przedwojenni muzealnicy sądzili więc, że relikwiarz został odnaleziony wśród zabytków zabezpieczonych po zajęciu Malborka przez wojska radzieckie i polską administrację.

Prawdopodobnie z tego powodu 24 kwietnia 1945 roku prof. Adolf Szyszko-Bohusz, Kierownik Odnowienia Zamku na Wawelu, napisał do Ministerstwa Kultury i Sztuki pismo z prośbą o wypożyczenie na wystawę z okazji 535 rocznicy bitwy pod Grunwaldem ołtarzyka /dyptyk/ z kości słoniowej z pola bitwy pod Grunwaldem, dar Kapituły Gnieźnieńskiej do zbiorów w Malborgu (pisownia oryginalna – przyp. autora).



 Adolf Szyszko-Bohusz starał się również o sprowadzenie z malborskiego zamku 18 kopii chorągwi zdobytych pod Grunwaldem, które w 1942 roku Hans Frank odesłał z Wawelu do muzeum mieszczącego się w dawnej stolicy państwa krzyżackiego. Oprócz chorągwi i relikwiarza profesor prosił także o przekazanie innych przedmiotów, które mogłyby wzbogacić planowaną wystawę.

Oczekiwania Szyszko-Bohusza nie mogły być jednak spełnione z powodu nieznanych losów relikwiarza Thiele von Loricha. Co prawda po wojnie w Malborku zabezpieczono rzeczywiście dużą ilość zabytków, ale najcenniejsze przedmioty z muzeum zamkowego zostały przez Niemców ewakuowane. W kwietniu 1945 roku dr Stanisław Lorentz, ówczesny Naczelny Dyrektor Muzeów i Ochrony Zabytków, poinformował przełożonych, że wśród odnalezionych dzieł sztuki zaledwie kilka nosiło znamiona polskiej proweniencji. Były to gęśle kieszonkowe, trzy szable, talerz drewniany z herbem Olsztyna, rękopis ze zbiorów pelplińskich, tom trzeci Epistolae A.C. Załuskiego.



Informacje zgromadzone przez Stanisława Lorentza nie zawierały danych na temat losów relikwiarza i nie wskazywały na prawdopodobieństwo sensacyjnego odkrycia jakiego dokonano rok później.



Wiosną 1946 roku, w trakcie niecodziennych wydarzeń, jakie miały miejsce w zamkowych korytarzach, funkcjonariuszom Milicji Obywatelskiej i żołnierzom z Rejonowej Komendy Uzupełnień udało się odzyskać ołtarzyk zdobyty pod Grunwaldem.


Kulisy tej sprawy znamy ze wspomnień byłego komendanta milicji, porucznika Marciniaka. Wiosną roku 1946 patrolujący miasto żołnierze zameldowali, że na terenie zamku Krzyżackiego nad Nogatem kręcą się dniem i nocą grupy podejrzanych osobników. W tym czasie kręcili się ludzie poszukujący łatwo wtedy osiągalnych skarbów… O tym, co w nim się znajduje (w zamku – przyp. autora) i jakie historyczne pamiątki znalazły tam schronienie, mógł powiedzieć jedynie poszukiwany przez nas wtedy pilnie kustosz zamkowy. Marciniakowi nie udało się jednak przesłuchać niemieckiego muzealnika.

Ktoś uprzedził funkcjonariuszy MO zamykając kustoszowi usta przed zdradzeniem tajemnic związanych ze skarbami malborskiego muzeum.


Pewnego dnia porucznik Marciniak dowiedział się, że znaleziono właśnie zwłoki tegoż kustosza zastrzelonego w nocy przez nieznanych ludzi. 

 Na początku maja 1946 roku komendant malborskiego posterunku MO otrzymał kolejny niepokojący meldunek, zgodnie z którym w zamku ponownie pojawiła się grupa podejrzanych osobników. Marciniak zarządził alarm i wydał rozkaz zatrzymania intruzów. Uzbrojeni funkcjonariusze milicji wraz z żołnierzami z Rejonowej Komendy Uzupełnień bardzo szybko dotarli do zamku.

 Postanowiliśmy urządzić w dużej wnęce tuż przy korytarzu prowadzącym do środkowej części zamku zasadzkę, a jeden z żołnierzy cichaczem podczołgał się do krętych schodków, prowadzących na trzecie piętro… Na komendę Stój bo strzelam tajemniczy goście rozpierzchli się po ciemnych kątach korytarza i przylegających doń komnat. Oddaliśmy serię z automatów. Odpowiedzią na to były strzały również z broni automatycznej. 


Podejrzanym osobnikom udało się wydostać z zasadzki, ale w trakcie przeszukiwania terenu grupa Marciniaka znalazła niemiecki płaszcz wojskowy, w którym znajdowały się dokumenty należące jednego z mieszkańców Malborka. Funkcjonariusze MO bardzo szybko odnaleźli wskazane mieszkanie, ale kiedy próbowali aresztować zasiedlającego je mężczyznę, ten uciekł przez okno.


W trakcie szczegółowej rewizji w skrytce pod kuchnią znaleziono szczerozłoty ołtarzyk polowy, owinięty w płaszcz, jaki nosili żołnierze niemieckiej żandarmerii polowej.


Odzyskanie relikwiarza nie wyjaśniło jednak wszystkich tajemnic związanych z ukryciem tego zabytku w malborskim zamku. Nie wiadomo dlaczego nie ewakuowano go wraz z innymi cennymi eksponatami. Jeden z pracowników Muzeum Wojska Polskiego, który osobiście zetknął się z tą sprawą, po latach uzupełnił wiedzę na temat losów ołtarzyka sugerując, że najprawdopodobniej szabrownicy otrzymali informację o niej (skrytce – przyp. autora) od któregoś z niemieckich pracowników zamku, pozostałego w Malborku po przejściu frontu. Domniemanie to wydaje się potwierdzać fakt, iż szabrownicy sprzedali relikwiarz niemieckiemu złotnikowi.


Mimo że od ponad półwiecza relikwiarz Thiele von Loricha stanowi jeden z najcenniejszych eksponatów średniowiecznej kolekcji Muzeum Wojska Polskiego, to historia jego odnalezienia nie jest zupełnie jasna. I prawdopodobnie przez jakiś czas taka pozostanie, bo bardzo trudno jest odnaleźć materiały archiwalne dotyczące tej sprawy.

Mimo przychylności i wsparcia ze strony pracowników Komendy Powiatowej Policji w Malborku, archiwistów z oddziałów IPN w Warszawie, Gdańsku i Olsztynie, nie udało mi się dotrzeć do dokumentów szczegółowo opisujących wydarzenia związane z odnalezieniem ołtarzyka.

Wydaje się to o tyle dziwne, że tak duży sukces organów ścigania, powinien znaleźć wyraz w raportach i sprawozdaniach służbowych. Mam jednak nadzieję, że za jakiś czas ktoś jednak wpadnie na trop tych materiałów i odpowie na pytanie dlaczego relikwiarz Thiele von Loricha został ukryty na zamku, mimo że najcenniejsze eksponaty zostały ewakuowane z Malborka zanim miasto zajęły oddziały radzieckie? A może oznacza to, że mury dawnej stolicy państwa krzyżackiego kryją jeszcze inne skarby pochodzące z niezwykle bogatych, przedwojennych zbiorów muzealnych? <<



Tyle artykuł.



Zwracam uwagę:

" Niektórzy przedwojenni muzealnicy sądzili więc, że relikwiarz został odnaleziony wśród zabytków zabezpieczonych po zajęciu Malborka przez wojska radzieckie i polską administrację." - a więc mógł dostać się w ręce werwolfu w tej "polskiej administracji".


"W kwietniu 1945 roku dr Stanisław Lorentz, ówczesny Naczelny Dyrektor Muzeów i Ochrony Zabytków, poinformował przełożonych, że wśród odnalezionych dzieł sztuki zaledwie kilka nosiło znamiona polskiej proweniencji" - niemiecki ołtarzyk nie mógł być polskiej proweniencji.

" O tym, co w nim się znajduje (w zamku – przyp. autora) i jakie historyczne pamiątki znalazły tam schronienie, mógł powiedzieć jedynie poszukiwany przez nas wtedy pilnie kustosz zamkowy." - który został zlikwidowany

" Na początku maja 1946 roku komendant malborskiego posterunku MO otrzymał kolejny niepokojący meldunek, zgodnie z którym w zamku ponownie pojawiła się grupa podejrzanych osobników." - ustawka?

"Podejrzanym osobnikom udało się wydostać z zasadzki, ale w trakcie przeszukiwania terenu grupa Marciniaka znalazła niemiecki płaszcz wojskowy, w którym znajdowały się dokumenty należące jednego z mieszkańców Malborka. Funkcjonariusze MO bardzo szybko odnaleźli wskazane mieszkanie, ale kiedy próbowali aresztować zasiedlającego je mężczyznę, ten uciekł przez okno.

W trakcie szczegółowej rewizji w skrytce pod kuchnią znaleziono szczerozłoty ołtarzyk polowy, owinięty w płaszcz, jaki nosili żołnierze niemieckiej żandarmerii polowej."


"...bardzo trudno jest odnaleźć materiały archiwalne dotyczące tej sprawy.

Mimo przychylności i wsparcia ze strony pracowników Komendy Powiatowej Policji w Malborku, archiwistów z oddziałów IPN w Warszawie, Gdańsku i Olsztynie, nie udało mi się dotrzeć do dokumentów szczegółowo opisujących wydarzenia związane z odnalezieniem ołtarzyka.

Wydaje się to o tyle dziwne, że tak duży sukces organów ścigania, powinien znaleźć wyraz w raportach i sprawozdaniach służbowych"



I najważniejszy fragment: "dlaczego relikwiarz Thiele von Loricha został ukryty na zamku,"


Brakuje mi tego w tym tekście - skąd Autor wiedział, że ołtarzyk został ukryty na zamku, wydobyty i schowany ww. mieszkaniu?

Na pewno pisze o tym Nienacki w swojej książce o przygodach Samochodzika  - wspomina on mianowicie, że ołtarzyk był ukryty w skrytce w murze zamku i że owi "podejrzani osobnicy" rozkuli mur, żeby go wydobyć.

Jeśli tak było, można tę sprawę wyjaśnić w bardzo prosty sposób.


Kiedy chowasz coś cennego w ziemi, to kopiesz głęboki na 2 m dół, chowasz tam skrzynię ze swoimi skarbami, zasypujesz ziemią do 1 metra, i wtedy wrzucasz tam coś jeszcze, jakiś mniej wartościowy skarb - po to, by ten co przeszuka twój ogród, kiedy już uciekniesz za granicę, i zobaczy poruszoną ziemię, zadowolił się tą małą skrzyneczką z kilkoma błyszczącymi złotymi monetami...



Jednak zamkowy mur to nie miękka ziemia, 


a więc, było to tak...



Na zamku ukryte było coś innego, coś bardzo cennego i jednocześnie bardzo tajnego.

Moim zdaniem zostało to komisyjnie ukryte na zamku, prawdopodobnie w okresie rekonstrukcji Steiberga,  w dość uczęszczanym miejscu, po to, aby każdy wtajemniczony poprzez swoich ludzi lub osobiście mógł swobodnie kontrolować stan skrytki. Gdyby ktoś chciał oszukać kompanów i zabrać skarb dla siebie, ci dość szybko - w ciągu kilku? godzin - odkryliby co się stało i szybko zareagowali.

Pytanie, dlaczego nie usunięto tego w czasie działań wojennych ?

Prawdopodobnie nie spodziewano się, że Prusy po wojnie zostaną na stałe odebrane niemcom. Dlatego dopiero w 1946 roku podjęto decyzję o wywiezieniu tego czegoś.


Jak wydobyć coś ze skrytki i sprawić by tajemnica pozostała tajemnicą?

Trzeba podmienić zawartość skrytki.



Padło na typowy krzyżacki zabytek, którego obecność w tym miejscu nikogo nie będzie dziwić, a wręcz będzie się bezpośrednio  kojarzyć  - czyli malborski relikwiarz.

Dane odnośnie odzyskanego po wojnie ołtarzyka zostały usunięte, ostał się jedynie list prof. Adolfa Szyszko-Bohusza, który najwyraźniej wie, że relikwiarz znajduje się w polskich zasobach.

Niemcy przygotowali operację Podmiana.

W danym mieszkaniu umieścili relikwiarz, przygotowali płaszcz z dokumentami zawierającymi adres mieszkania, który podrzucili w jakieś miejsce na drodze ucieczki, po czym udali się rozkuć skrytkę.

Po wydobyciu tajemnicy, wynieśli ją, zaś umówieni donosiciele powiadomili MO - zresztą niewykluczone, że jakaś część MO brała udział w całej mistyfikacji - celem w sumie było zatarcie śladów co naprawdę zostało wywiezione z Malborka, potrzebne więc były odpowiednie dokumenty uwiarygadniające scenariusz podmiany.



Przypominam, że już 7 lat temu opisywałem, że każdy aktywny działacz Werwolfu podaje otoczeniu definicję swojej osoby "na tacy".

Ktoś udaje np. ultrakatolika więc często obnosi się z zachowaniami tego typu i każdy szybko definiuje jego osobę jako właśnie ultrasa, i tym sposobem zaprzestaje wnikania w jego zachowania, bowiem ma już wyrobione zdanie...

Podobnie jest tutaj.

Podano na tacy rozwiązanie co było ukryte na zamku i jak widać, prawie nikt w to nie wnika...


Co było w skrytce?

No, cóż, domyślam się, ale nie mogę o tym napisać.






 http://www.eksplorator.com/tajemnica-malborskiego-relikwiarza/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz