Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

wtorek, 5 sierpnia 2025

Ewakuacja - przedruki




przedruki


3.08.2025, 10:56
Polaków czeka masowa ewakuacja? RCB przygotowuje plany


Niepokojące informacje płyną ze źródeł zbliżonych do Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. Instytucja opracowuje scenariusze masowej ewakuacji ludności cywilnej. W tle pojawiają się analizy zagrożeń wojennych, hybrydowych czy środowiskowych. Oficjalnie: to tylko zabezpieczenie. Nieoficjalnie: nikt nie przygotowuje takich procedur bez powodu.


Autor: Artur Matyszczyk


RCB szykuje scenariusze ewakuacji Polaków na wypadek zagrożenia

Rządowe Centrum Bezpieczeństwa prowadzi intensywne prace nad aktualizacją planów ewakuacji ludności cywilnej. Tak wynika z informacji ujawnionych przez źródła w administracji rządowej. 

Przypomnijmy, już w maju rzecznik RCB, Zbigniew Muszyński, w wywiadach dla mediów branżowych potwierdził tę informację.
Musimy wyciągnąć wnioski z tego, co się dzieje na Ukrainie

– mówił. Podkreślił również, że ustawa o ochronie ludności i obronie cywilnej nakłada na RCB zadanie opracowania krajowego planu ewakuacji i koordynacji działań wojewodów w tym zakresie.
Dotąd wszystko było tylko "na papierze"

Muszyński tym samym potwierdził, że prace trwają. Wskazał, że chodzi o „standardowe działania planistyczne”. Ale skala przygotowań nie pozostawia złudzeń. Coś jest na rzeczy.

Według nieoficjalnych ustaleń, opracowywane są konkretne scenariusze przesiedleń z dużych aglomeracji, regionów przygranicznych oraz obszarów infrastruktury krytycznej. Mowa o logistycznych trasach, punktach zbiorczych, transporcie cywilnym i wojskowym, a także miejscach tymczasowego zakwaterowania w głębi kraju.


Tego typu działania były prowadzone dotąd tylko teoretycznie, na papierze, w ramach tzw. planów zarządzania kryzysowego. Tym razem, jak wskazują eksperci ds. bezpieczeństwa, mamy do czynienia z faktycznym przełożeniem założeń na faktyczne działanie, mapy, punkty i liczby. A to może oznaczać, że zagrożenie traktowane jest poważnie.
Scenariusze na wypadek zagrożenia

RCB nie zdradza szczegółów. Nie wiadomo ile osób do ewakuacji przewidują poszczególne scenariusze na wypadek zagrożenia, a także w jakim czasie i kierunku miałaby ewakuacja przebiegać. Planowanie zakłada użycie m.in. transportu kolejowego, ale już dziś wiadomo, że przepustowość sieci jest ograniczona. Opracowywane jest z samorządami na szczeblu wojewodów.
Ewakuacja kilkudziesięciu tysięcy osób, na przykład z regionu przygranicznego to operacja, którą trzeba ćwiczyć, a nie tylko zapisać w tabelce

– mówi jeden z byłych oficerów. Jedno jest pewne, napięta sytuacja geopolityczna, niepokój przy granicy z Białorusią, rosyjska enklawa w Kaliningradzie, a także coraz częstsze incydenty z udziałem migrantów - to wszystko składa się na atmosferę niepewności, której nie wolno ignorować.


niezalezna.pl/polska/polakow-czeka-masowa-ewakuacja/548912






---------------






Karol Nawrocki rozmawiał z Zełenskim. "Jest głosem narodu, który domaga się zmiany podejścia Ukrainy do ważnych spraw historycznych"

aktualizacja: 31 lipca



Karol Nawrocki / autor: X/@LeskiewiczRafa



Rafał Leśkiewicz poinformował, że prezydent elekt rozmawiał z Wołodymyrem Zełenskim. „Karol Nawrocki podkreślił, że jest głosem narodu, który domaga się zmiany podejścia Ukrainy do ważnych i dotąd nierozwiązanych spraw historycznych” - dodał Leśkiewicz. Prezydent Ukrainy podał, że podczas rozmowy uzgodniono wymianę wizyt, „podczas których omówimy wszystkie aktualne kwestie współpracy dwustronnej”.

We wpisie na platformie X rzecznik prezydenta elekta Rafał Leśkiewicz napisał, że Karol Nawrocki rozmawiał z Wołodymyrem Zełenskim telefonicznie; do rozmowy doszło na prośbę prezydenta Ukrainy.


Prezydent Zełenski pogratulował Karolowi Nawrockiemu wygranej w wyborach prezydenckich

— przekazał Leśkiewicz.


Współpraca oparta na wzajemnym szacunku

Dodał, że Karol Nawrocki podkreślił, że „współpraca obu krajów musi być oparta na wzajemnym szacunku i prawdziwym partnerstwie”.

Leśkiewicz dodał, że Nawrocki potwierdził dalsze wsparcie dla Ukrainy w związku z trwającą wojną, będącą efektem agresji Federacji Rosyjskiej.


Rosja to państwo neoimperialne i kolonialne, rządzone przez zbrodniarza wojennego, jakim jest Władimir Putin. Zatem walcząca z reżimem Kremla Ukraina może liczyć na wsparcie Polski

— czytamy we wpisie.
Omówiono kwestie polityki historycznej

Leśkiewicz podkreślił, że ważnym tematem rozmowy Nawrockiego i Zełenskiego była polityka historyczna.


Karol Nawrocki podkreślił, że jest głosem Narodu, który domaga się zmiany podejścia Ukrainy do ważnych i dotąd nierozwiązanych spraw historycznych. To powinno ulec zmianie. Prezydent elekt zapowiedział, że kwestie historyczne będą tematem dalszych rozmów z prezydentem Ukrainy

— napisał Leśkiewicz.
„Doceniamy wszelkie wsparcie”

O rozmowie z Karolem Nawrockim poinformował na X także Wołodymyr Zełenski. Zaznaczył, że odbył „dobrą, pierwszą rozmowę z prezydentem elektem”.


Pogratulowałem zwycięstwa w wyborach z dnia 1 czerwca oraz życzyłem powodzenia. Liczymy na to, że Polska pozostanie naszym wiarygodnym partnerem i sojusznikiem

— dodał.


Doceniamy wszelkie wsparcie udzielone przez Polskę od początku agresji na pełną skalę – wojskowe, polityczne oraz humanitarne

— napisał prezydent Ukrainy.

Przypomniał, że ostatniej nocy Rosja przeprowadziły kolejny zmasowany atak na ten kraj. W związku z tym, jak dodał, poinformował Nawrockiego o konsekwencjach ataku i sytuacji na froncie.


Dla nas bardzo ważne jest, aby Polska nadal wspierała Ukrainę. Bronimy bowiem nie tylko własnego terytorium, lecz całej naszej Europy, w tym również Polski

— podkreślił Zełenski.
„Uzgodniliśmy wymianę wizyt”

Jak zaznaczył, rozmowa z Nawrockim dotyczyła także kluczowych wydarzeń, do których dojdzie w najbliższych miesiącach.


Uzgodniliśmy wymianę wizyt, podczas których omówimy wszystkie aktualne kwestie współpracy dwustronnej. Na pewno określimy formaty współpracy, które przyniosą realny rezultat dla naszych krajów, naszych obywateli

— dodał Zełenski.


Dziękuję za gotowość do wspólnej pracy oraz za zapewnienie o dalszym wsparciu dla Ukrainy

— napisał prezydent Ukrainy.


Na początku lipca Nawrocki wziął udział w Chełmie w uroczystościach upamiętnienia ofiar ludobójstwa na Wołyniu. Zaapelował wówczas do prezydenta Zełenskiego o możliwość podjęcia pełnoskalowych ekshumacji na Wołyniu. Podkreślił, że ofiary ludobójstwa nie wołają o zemstę, a o „krzyż”, „grób” i „pamięć”, a on jest zobowiązany „mówić ich głosem”.





/wpolityce.pl/polityka/736497-nawrocki-rozmawial-z-zelenskim-domaga-sie-zmiany



------------------




Podziękowanie ludziom Komitetu Obywatelskiego Poparcia dr. Karola Nawrockiego


Prof. Andrzej Nowak Źródło: PAP / Mateusz Marek


ANDRZEJ NOWAK | 6 sierpnia dr Karol Nawrocki ma z woli wyborców, obywateli Rzeczpospolitej objąć najwyższy w niej urząd: Prezydenta.





24 listopada ubiegłego roku, w Sali krakowskiego Sokoła, miałem zaszczyt w imieniu Obywatelskiego Komitetu Poparcia zgłosić dr. Karola Nawrockiego jako naszego kandydata w wyborach prezydenckich. Naszego – to znaczy obywatelskiego właśnie. Do samorzutnie zorganizowanego Komitetu zgłaszali się ludzie z różnych środowisk. Damy i kawalerowie Orderu Orła Białego, współtwórcy przedsierpniowej opozycji i Solidarności, profesorowie wyższych uczelni, lekarze, architekci, inżynierowie, nauczyciele, przedsiębiorcy, rolnicy. Na listę Komitetu, także w jego tak licznie powstających lokalnych wcieleniach, wpisało się tysiące ludzi. Nie byli wyborcami jednej partii. Połączyło nas poczucie dobra wspólnego i jego zagrożenia. Zagrożenia utratą podmiotowości Polaków i Polski.

Sześć miesięcy po zawiązaniu Komitetu, po udzieleniu bezcennej pomocy organizacyjnej i politycznej dr. Karolowi Nawrockiemu przez Prawo i Sprawiedliwość – nasz kandydat na urząd Prezydenta RP uzyskał wsparcie najważniejsze: głosy wyraźnej większości biorących udział w wyborach prezydenckich obywateli Polski. Na przekór wymierzonej w niego kampanii oszczerstw, nienawiści i manipulacji, 1 czerwca 2025 roku naprawdę zwyciężyła w naszym kraju demokracja. Zwyciężył duch obywatelstwa. Zwyciężył Karol Nawrocki, który stał się teraz symbolem odnowienia nadziei, że dobro wspólne może być silniejsze od zła, które ma nas podzielić.

6 sierpnia, dzień zaprzysiężenia nowego Prezydenta RP, przypada w obchodzone przez wszystkich chrześcijan święto Przemienienia Pańskiego. Jest to zarazem dokładnie 111 rocznica wyjścia garstki młodych szaleńców polskiej niepodległości – 1. Kompanii kadrowej z krakowskich Oleandrów po wolną Polskę. Słyszymy w tym dniu słowa płynącej od Boga otuchy: „Wstańcie, nie lękajcie się”. W innym, świeckim, historycznym planie – przypominamy sobie drogę, jaką nadzieja na odzyskanie przez Polskę niepodległości musiała przejść, by do niej dojść: od 6 sierpnia 1914 roku do 11 listopada roku 1918. Może w tej zbieżności świąt i dat jest dla nas jakaś zachęta i zalecenie? Do odwagi i do wytrwałości? Jeśli chcemy, by Polska, nasza ziemska wspólnota, była wolna, nie możemy uznać, że nasza praca obywatelska jest już skończona, wykonana. Że teraz już wszystko za nas zrobi Prezydent, albo ta czy inna partia, którą wspieramy w parlamentarnych wyborach.

Powinniśmy naszą aktywnością, naszym współdziałaniem z nowym Prezydentem przypominać partiom właśnie, że jest coś ponad partyjnymi grami o wpływy – coś, co powinno nas jednoczyć: Polska i jej wolność. Powinniśmy o tym pamiętać sami i nie dać o tym zapomnieć innym, naszym współobywatelom.

Wiemy, widzimy to dosłownie dzisiaj, że przecież nie przestają być czynni ci, którzy – by nazwać ich słowami Adama Mickiewicza – „zapierają się wiary ojczystej, przeszłości ojczystej, usiłują oczernić dzieje, obyczaje Polski, zniesławić charakter narodowy, ażeby tylko uniknąć prześladowania niszczącego tych, co służą idei polskiej”. Nasza praca nie jest skończona. Zwycięstwo odniesione 1 czerwca, także jakby symbolicznie – w Dzień Dziecka, daje nam jednak otuchę: choć wiemy o tym ze słuchanych w dzieciństwie bajek, że smoki istnieją, to przekonujemy się również, że można je pokonać.

Teraz jest chwila radości i pora podziękowań – dla tych wszystkich, którzy Komitet Obywatelski tworzyli, popierali, działali w nim na rzecz naszego Kandydata, przekonywali innych, nie załamali się pod nawałą kampanii, mającej nas zniechęcić. Największym dla nas podziękowaniem będzie satysfakcja z tej właśnie chwili: 6 sierpnia 2025 toku.

Pozwolę sobie jednak, choć nie mam do tego żadnego formalnego tytułu – bo byłem tylko współinicjatorem Komitetu – przekazać wszystkim Koleżankom i Kolegom, ludziom dobrej nadziei, którzy ten Komitet tworzyli NAJSERDECZNIEJSZE WYRAZY WDZIĘCZNOŚCI.

Andrzej Nowak

dorzeczy.pl/opinie/760392/prof-nowak-podziekowania-dla-komitetu-poparcia-nawrockiego.html


-------------



Putin boi się o swoje życie. Towarzyszy mu "Jolka"


Ukraiński ekspert zwrócił uwagę na towarzyszący Władimirowi Putinowi dron "Jolka". Bezzałogowiec był widziany podczas obchodów Dnia Zwycięstwa. Może to oznaczać, że prezydent Rosji obawia się o swoje życie.





Urządzenie stało się bowiem elementem wzmożonej ochrony dyktatora, który – jak można przypuszczać – bierze pod uwagę również atak z powietrzna.
Tak działa "Jolka"

Ukraiński analityk wojskowy specjalizujący się w dronach, Siergiej Beskrestnow, zamieścił w mediach społecznościowych nagranie, które powstało tuż po defiladzie z okazji 9 maja. Materiał przedstawia funkcjonariuszy FSB niosących przedmiot, który kształtem przypomina właśnie dron.

Beskrestnow uważa, że na nagraniu widać właśnie bezzałogowiec przechwytujący "Jolka", który jest wystrzeliwany z katapulty wielokrotnego użytku. "Został stworzony celu niszczenia dronów typu Baba Jaga, tych rozpoznawczych oraz rodzaju FPV. Jest w stanie także wytrącać z kursu każdą amunicję krążącą" – czytamy na portalu polsatnews.pl.

Dron "Jolka" został skonstruowany w taki sposób, aby mógł pełnić swoje funkcje w różnych warunkach atmosferycznych. Urządzenie zostało również zaopatrzone w kamerę termowizyjną. Ukraiński analityk wskazał, że bezzałogowiec jest wystrzeliwany ręcznie i kierowany w pierwszej fazie loty, by następnie przejść na tryb autonomiczny.

Ze względu na eskalację działań zbrojnych związanych z wojną na Ukrainie, ochrona Władimira Putina została ostatnio znacząco wzmocniona.

Polsat News przypomina, że przed uroczystą paradą w Moskwie z okazji 80. rocznicy zakończenia II wojny światowej Kreml wezwał Ukrainę do zawieszenia broni. Powodem była obawa o dokonanie zamachu na prezydenta Rosji.



dorzeczy.pl/swiat/759630/dron-przy-putinie-prezydent-rosji-obawia-sie-zamachu.html

-------------------



Marcin Bąk: Prezydent zabiera się do pracy

26.07.2025 07:52
Jeszcze nie było zaprzysiężenia, jeszcze prezydent elekt nie zdążył wprowadzić się do swojej nowej siedziby a już zaczął wywierać wpływ na krajową politykę i to wpływ znaczny. Być może znajdujemy się na początku najbardziej dynamicznej, najbardziej aktywnej prezydentury ostatnich dziesięcioleci.



Prezydent elekt Karol Nawrocki (P) opuszcza budynek Sejmu po zakończeniu spotkania z marszałkiem izby Szymonem Hołownią / PAP/Leszek Szymański


Okoliczności, w jakich Karol Nawrocki został wybrany na urząd Prezydenta Rzeczpospolitej trudno uznać za spokojne. Jak mówili mi już po wyborach znajomi ze sztabu wyborczego, była to bardzo ciężka kampania, w której trzeba się było mierzyć z potężnym przeciwnikiem. Pisząc „przeciwnik” mam na myśli nie tyle Rafała Trzaskowskiego, bo on był akurat jednym z najsłabszych elementów tej układanki ale całą potężną machinę polityczno – medialną, która za nim stała. Wynik wyborów pozostawał do końca niepewny i tak naprawdę wieczorem 1 czerwca wielu współpracowników kandydata prawicy miało mocno minorowe nastroje. Co ciekawe – sam kandydat zachowywał cały czas wysokie morale i przekonanie o możliwym a nawet pewnym sukcesie.
Zwycięstwo ma wielu ojców

Ten sukces nie byłby możliwy, gdyby nie zdecydowana mobilizacja elektoratu umownie nazywanego prawicowym, choć równie dobrze można by używać określenia obóz patriotyczny. Po jednej bowiem stronie politycznej barykady stają ludzie którym zależy na Polsce, którzy są dumni z jej przeszłości i którzy chcieli by nasza ojczyzna się rozwijała, po drugiej zaś, w pewnym uproszczeniu, ludzie którzy wstydzą się mieszkać „w tym kraju”, dla których „polskość to nienormalność” i tak dalej. Oczywiście, wśród wyborców Karola Nawrockiego znaczny odsetek stanowili sympatycy Sławomira Mentzena i Grzegorza Brauna, których poglądy można by jednoznacznie zaliczyć do prawicowych, zarówno w kategorii światopoglądowej jak i ekonomicznej ale głosowali na niego również ludzie o poglądach bardziej socjalnych i etatystycznych. Są różne wizje Polski, różne wizje funkcjonowania, niemniej elektorat Karola Nawrockiego łączy przekonanie, że warto o tą Polskę zawalczyć. To jest bardzo ważny sygnał dla prezydenta elekta, stoją za nim przedstawiciele różnych środowisk, różnych sympatii politycznych i z całą pewnością można powiedzieć, że Karol Nawrocki nie jest i nie będzie „prezydentem PiS - u”. Miliony Polaków oddały na niego głos 1 czerwca nie tylko na zasadzie „byle nie Trzaskowski” lecz także z nadzieją na pozytywne zmiany.

Z drugiej strony barykady politycznej mamy do czynienia z zachowaniami wręcz niedojrzałymi. Serial w reżyserii Romana Giertycha pod tytułem „Przeliczmy głosy bo wybory sfałszowano” nie przyczynił się do wzmocnienia autorytetu państwa. Przedstawiciele obozu liberalno – lewicowego swoim uporem i niedojrzałością pokazali, że nie potrafią pogodzić się z porażką i naturalna zdawać by się mogło w demokracji kolej rzeczy, czyli przegrana w demokratycznych wyborach jest dla nich trudna do przyjęcia. To będzie również stanowiło dla nowego prezydenta pewne wyzwanie, świadomość że jakaś część klasy politycznej i jakaś część obywateli, nie mogła się pogodzić z wynikiem wyborów i po prostu nie uznaje nowej głowy państwa.


Wszyscy ludzie prezydenta

Od samego początku, odkąd Państwowa Komisja Wyborcza podała wyniki, rozpoczęły się spekulacje na temat tego, jakim prezydentem będzie Karol Nawrocki, jaka będzie jego prezydentura. Komentatorzy polityczni z uwagą śledzili też kompletowanie zespołu przyszłych współpracowników prezydenta, bo dobór tych ludzi wiele może nam powiedzieć o tym, jak będzie wyglądała w niedalekiej już przyszłości praca Głowy Państwa. Proszę zwrócić uwagę – żaden z prezydentów nie wzbudzał takich emocji, jeśli chodzi o dobór swoich współpracowników, żadnemu nie poświęcano na tym etapie tyle uwagi. Pamiętamy jeszcze wszyscy te spekulacje na temat profesora Przemysława Czarnka – wejdzie w skład współpracowników prezydenta, czy zostanie w pracy parlamentarnej i partyjnej w ramach PiS? Osobiście uważam, że lepiej się stało, że pan profesor nie wszedł w końcu do zespołu prezydenckiego, jego kompetencje będą bardziej potrzebne w nadchodzących miesiącach i latach przy pracy na polu politycznym w szeroko rozumianej prawicy. A będzie nad czym pracować. Żadna z partii obozu patriotycznego nie zdobędzie, jak się zdaje większości pozwalającej na samodzielne rządy. Współpraca nad przyszłą koalicją jest czymś dla Polski niezwykle potrzebnym. Wśród współpracowników nowego prezydenta znaleźli się ludzie związani z PiS ale także przedstawiciele innych środowisk politycznych. To ważny sygnał.

Przed prezydentem duże oczekiwani i duże nadzieje, jakie wiążą z jego osobą miliony Polaków. Wydaje się, że Karol Nawrocki bardzo dobrze je rozumie. Już teraz, jeszcze przed zaprzysiężeniem, sygnalizuje inicjatywy ustawodawcze, które z jednej strony mogą być korzystne dla kraju, z drugiej mogą stawiać obóz 13 grudnia w mocno niezręcznym płożeniu. Prezydent elekt zapowiedział też trasy po Polsce, spotkania z Polakami i dalszą aktywność w tym zakresie. Wydaje się, że nie będzie to prezydentura zamknięta za drzwiami pałacu prezydenckiego. I bardzo dobrze – czasy idą ciężkie, obecna większość rządowa jest zupełnie niekompetentna, ośrodek prezydencki może okazać się najważniejszą, pozytywna siłą polityczna w naszym kraju.



Autor: Marcin Bąk
Źródło: tysol.pl
Data: 26.07.2025 07:52

.tysol.pl/a144180-marcin-bak-prezydent-zabiera-sie-do-pracy


-----------------


Prezydent Karol Nawrocki a restauracja Pax Polonica



Waldemar Biniecki | Powstaje nowy układ polityczny, którego architektem staje się prezydent Karol Nawrocki. Prawdopodobnie będzie opierać się on na szerokiej koalicji różnych partii, środowisk, ugrupowań i fachowców spoza polityki.





W tym nowym rozdaniu pojawiają się niezwykłe szanse w aspekcie geopolityki oraz druga: realne włączenie polskiej diaspory w życie publiczne kraju. Polonii, która przez dekady pozostawała na marginesie debaty narodowej, mimo, że posiada zwłaszcza tutaj w USA ogromny potencjał – zarówno ludzki, jak i finansowy. Doskonałym przykładem pomijania polskiej diaspory jest miniona debata prezydencka, w której żaden kandydat nawet nie wspomniał o przeszło 20 milionach przedstawicieli polskiej diaspory. Budowanie takiego nowego układu politycznego wymaga głębokiej wiary w Polskę i we wszystkich Polaków na świecie – od „Chicago do Tobolska”. Dziś, gdy pojawia się realna możliwość przywrócenia Polonii jej należnego miejsca – trzeba z tej szansy skorzystać. Czas zerwać z kontraktami Magdalenki. Czas otworzyć Polskę na ludzi, którzy nie mają PRL-owskich koneksji, ale mają energię, umiejętności, know-how, wiedzę i są lojalni wobec Rzeczpospolitej. Istotne jest, aby przeciąć ten magdalenkowy i okrągłostołowy gorset, który – niczym niewidzialny mur – blokuje drogę do restauracji Pax Polonica.


Pax Polonica

Ponad 100 lat temu Roman Dmowski w książce „Myśli nowoczesnego Polaka” zdefiniował Pax Polonica w prosty, lapidarny sposób: „Jestem Polakiem, więc mam obowiązki polskie. (…) Każdy ma obowiązek być czynnym obywatelem, znającym stan spraw politycznych swego kraju i wpływającym na ich bieg w miarę sił swoich. Wszyscy są za bieg tych spraw odpowiedzialni”.

Dynamika procesów geopolitycznych na świecie, zmusza dziś nas Polaków do nowego spojrzenia na definicję naszej racji stanu. Nie ulega żadnym wątpliwościom, że będzie ona nadal rozumiana jako ponadpartyjne działanie w majestacie Rzeczypospolitej dla realizacji nadrzędnego interesu państwa polskiego, wspólnego wielu minionym i obecnym pokoleniom rodaków w kraju i na obczyźnie. Składowymi elementami Pax Polonica pozostaną: niepodległość, suwerenność, integralność wspólnoty narodowej poprzez połączenie Polaków w Polsce z polską emigracją w koherentną i rozumiejącą się całość.


Polska diaspora za granicą

Poza Polską mieszka ok. 20 mln osób polskiego pochodzenia. Są to osoby, które wyjechały z kraju lub urodziły się poza Polską, ale deklarują przywiązanie do polskiego pochodzenia i związków z polskością.

Zasoby finansowe Polonii amerykańskiej, według danych Polsko-Słowiańskiej Unii Kredytowej, to oszczędności na poziomie średnio 17.500 dolarów na osobę. A są to tylko oszczędności wybranej grupy 100.000 Polonusów z rejonu Nowego Jorku, New Jersey i Chicago. Wystarczy te kwoty przemnożyć, aby uzyskać astronomiczną sumę 1.750.000.000 dolarów. Przypomnijmy, że cała polska diaspora w USA to ok. 10 milionów osób.

Co roku Polonia ze Stanów Zjednoczonych – nie wspominając tej z innych krajów – wysyła do Polski ok. 900 milionów dolarów (dane World Bank, opracowane przez Migration Policy Institute). Są to środki porównywalne z tymi, które inwestują u nas zagraniczne firmy. Wstępne szacunki mówią, że w samych Stanach Zjednoczonych jest ponad 800 polskich naukowców na poziomie „tenure”, czyli amerykańskiej habilitacji. Jest to poważna grupa ludzi, z ogromnym potencjałem intelektualnym, której nie można lekceważyć.


Rekomendacje Polonii

1. Polonia to 1/3 wspólnoty narodowej mieszkająca poza granicami Polski

Czas wpisać do Konstytucji fakt, że na całym świecie żyje około 60 milionów Polaków, z czego około 20 milionów to Polacy i obywatele polskiego pochodzenia. Należy wreszcie uznać ich za integralną, podmiotową i wartościową część polskiego narodu. Czas na zerwanie z ustaleniami z Magdalenki, które skutkowały między innymi niedopuszczeniem do władzy reprezentacji środowisk patriotycznych, niepodległościowych i polskiej emigracji.


2. Tworzenie politycznej reprezentacji polskiej diaspory

Polacy za granicą muszą odzyskać pełnię praw obywatelskich. Konieczne jest przywrócenie głosowania korespondencyjnego oraz stworzenie specjalnego okręgu wyborczego dla Polonii, dzięki któremu Polacy mieszkający poza krajem będą mogli wybierać swoich przedstawicieli do Sejmu i Senatu. Ich głos musi być słyszalny i reprezentowany w polskim parlamencie.


3. Ekspercki ośrodek ds. polskiej diaspory przy Kancelarii Prezydenta

Budowa „soft power” i globalnej, polskiej sieci strategicznej poprzez połączenie Polaków w kraju z diasporą, to warunek sukcesu Polski w relacjach międzynarodowych. W ramach jego działania powinny powstawać mieszane krajowo-polonijne grupy eksperckie w kluczowych dziedzinach (energetyka, bezpieczeństwo, technologie, medycyna, wojsko). To ten ośrodek powinien szkolić liderów Polonii. Stworzenie i opracowanie projektu inwestycyjnego dla polskiej diaspory, aby mogła ona inwestować w Polsce- „Diaspora Investment Initiative”.


4. Nowoczesna polityka dla diaspory

Nie tylko "od morza do Tatr", ale — jak śpiewa mistrz Jan Pietrzak — „od Chicago do Tobolska”. Potrzebujemy aktywnego systemu wsparcia Polonii w każdym okręgu konsularnym i nowoczesnej polityki dla diaspory. Konsulaty muszą stać się ponad partyjnymi centrami życia polonijnego — aktywne, otwarte, edukujące i budujące wspólnotę narodową na świecie w systemie „outreach” – aktywizowania Polonii w ich miejscach zamieszkania. Ułatwienia w uzyskiwaniu paszportów dla dzieci urodzonych za granicą, rozszerzenie dyżurów konsularnych na inne ośrodki, intensyfikacja wydawania Kart Polaka oraz realna polityka repatriacyjna i powrotowa. 95% Polonii w USA nie mówi po polsku. Potrzebna jest atrakcyjna oferta edukacyjna, medialna i kulturowa, wkraczająca do amerykańskich uniwersytetów a nie ograniczająca się w salkach katechetycznych pod kościołem. Promowanie wymiany studentów, wsparcie dla nauki języka polskiego, historii, nauki i ekonomii w systemie międzynarodowych uniwersytetów. Organizacja corocznego Forum Strategicznego Polonia–Polska w dużym ośrodku diaspory. Powstanie pod patronatem Prezydenta RP- Światowego Kongresu Polonii jako instytucji promującej polski interes na świecie.


5. Polonia w historii Polski

Polonia współtworzyła Niepodległą. Od 1989 nie powstała w Polsce żadna popularno-naukowa książka na temat historii i roli Polonii. Czas, by ta prawda przebiła się do powszechnej świadomości Polaków. Nasi polonijni bohaterowie zasługują na szacunek i pamięć. Czas, aby obok „Pierwszej Brygady” na uroczystościach z okazji odzyskania niepodległości śpiewano także „Hej, Orle Biały” – pieśni skomponowanej w 1917 r. przez Ignacego Jana Paderewskiego jako pieśń, która była hymnem bojowym Armii Polskiej we Francji zwanej Błękitną Armią.
Konkluzje:

Kwestią otwartą pozostaje, jakimi metodami będziemy realizować restaurację Pax Polonica i czy w którymś momencie nie zwycięży, jak na Zachodzie, pokusa pójścia w stronę kolejnej utopii, definiowanej jako postpolityka i postprawda, ponad uniwersalnymi wartościami naszej cywilizacji. Dyskutujmy więc, organizujmy się, twórzmy od podstaw think tanki. Pokusę sztucznie utrzymywanej jednomyślności niech zastąpi szeroki, merytoryczny spór i nieskrępowana debata o najważniejszych obecnych polskich interesach, ale i o sprawach przyszłości.

Aby Polska mogła się dalej rozwijać trzeba zakończyć wojnę polsko-polską, która paraliżuje jakikolwiek ruch do przodu, zakończyć politykę rozdawnictwa pieniędzy podatników, dokonać wymiany elit na elity wierne naszej racji stanu.

Większość analiz podpowiada, że system zarządzania państwem jest niewydolny. Należy więc zmienić konstytucję w taki sposób, aby ta była wyrazista, prosta i w konkretny sposób przedstawiała sposób zarządzania państwem. Niezbędne jest odpartyjnienie państwa i odrzucenie zbędnej biurokracji, która zabija kreatywność Polaków.

Jeśli my, Polacy, takiej debaty dziś nie podejmiemy, z pewnością zrobią to inni – a takie próby są już dostrzegalne, ale już z perspektywy realizacji obcych interesów, wyznaczania nowych stref wpływów i obszarów zależności. I to jest właśnie ta szansa, którą my Polacy musimy dostrzec, restauracja Pax Polonica musi się dokonać. Epoka porządku z Teheranu i Jałty dobiegła końca.

Waldemar Biniecki, redaktor naczelny Kuryera Polskiego w Milwaukee,

dorzeczy.pl/opinie/757431/prezydent-karol-nawrocki-a-restauracja-pax-polonica.html


------------------------------






24.07.2025, 07:30
Seria wpisów Donalda Trumpa o Polsce. "Wielkie zwycięstwo. Karol Nawrocki będzie wspaniałym prezydentem"


Wspaniałe zwycięstwo Karola Nawrockiego w Polsce. Będzie wspaniałym prezydentem! Wygrał dlatego, że prawdziwie kocha Polaków - napisał w mediach społecznościowych prezydent USA Donald Trump.


Autor: Michał Dzierżak


Amerykański prezydent zamieścił na platformie Truth Social serię wpisów poświęconych Polsce. Wyraził w nich m.in. ogromne zadowolenie ze zwycięstwa Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich w Polsce. 

Wspaniałe zwycięstwo Karola Nawrockiego w Polsce. Będzie wspaniałym prezydentem! Wygrał dlatego, że prawdziwie kocha Polaków

- napisał Trump.


"Wielu obwinia Tuska o otwarcie granic"

Trump zamieścił także wideo poświęcone weekendowym protestom Polaków przeciwko masowej imigracji. Wideo pochodzi z tiktokowego kanału RedLine News


"Polska właśnie zszokowała świat. 100 miast wspólnie zaprotestowało. Czy Polska stanie się przykładem dla Europy?"

- czytamy na planszach zamieszczonych na nagraniu.

Lektor w nagraniu mówi o "czymś, czego nie widzieliśmy nigdy wcześniej".



"Ponad 100 miast w Polsce zaprotestowało w tym samym czasie, by powiedzieć jedną rzecz: "stop masowej migracji". Tysiące osób zalało ulice" - słyszymy.

"Protest został wzniecony przez rosnące oburzenie na nielegalną imigracją, szczególnie na to, że Niemcy przepychają migrantów przez polską granice. Polska odpowiedziała nie przemocą, ale głosem ulic".

"Protestujący żądają od rządu zajęcia stanowiska. Wielu obwinia Donalda Tuska za otwarcie granic"

- słyszmy w nagraniu.


"Make Europe Great Again"

Trump zamieścił także nagranie z kampanii wyborczej Karola Nawrockiego, a konkretnie - z transmitowanego przez TV Republika wiecu wyborczego w Zabrzu, gdzie poparcia Nawrockiemu udzielił rumuński polityk George Simion.


Zebrani na wiecu zaczęli skandować głośno "Donald Trump!"

"Nawrocki popiera Donalda Trumpa i właśnie wygrał wybory prezydenckie w Polsce. Make Europe Great Again!" - czytamy w komentarzu do nagrania.


"You will win!"

Na początku maja, Karol Nawrocki odwiedził Stany Zjednoczone.

W Białym Domu doszło do spotkania kandydata na prezydenta RP z prezydentem USA, Donaldem Trumpem. Potwierdził to nawet sam Biały Dom, zamieszczając w mediach społecznościowych zdjęcia ze spotkania Nawrocki-Trump w Gabinecie Owalnym.

- Wygrasz! - powiedział podczas spotkania Donald Trump.

Nawrocki, który był gościem amerykańskiego prezydenta, odbył w Białym Domu także szereg rozmów z najważniejszymi politykami republikańskiej administracji USA, w tym sekretarzem stanu Marco Rubio oraz spikerem Izby Reprezentantów, Mikiem Johnsonem.



niezalezna.pl/swiat/seria-wpisow-donalda-trumpa-o-polsce-wielkie-zwyciestwo-karol-nawrocki-bedzie-wspanialym-prezydentem/548249




----------------



23.07.2025, 22:57


To nie tylko kwestia swobodnej debaty. Tomasz Sakiewicz o tym, dlaczego Polska musi mieć niezależne media


Najpierw trzeba wyjaśnić, co to są media niezależne: z samej definicji nie muszą to być ani media prawicowe, ani lewicowe, ani też tzw. symetrystyczne.


Autor: Tomasz Sakiewicz


Bartosz Kalich - ForumTelewizja Republika

Niezależność polega na tym, że reprezentują one interes opinii publicznej, czyli przede wszystkim swoich odbiorców, a struktura właścicielska i sposób finansowania im tego nie utrudnia. Czyli redakcja może odwoływać się do lewicowych lub prawicowych poglądów, ale robi to dlatego, że reprezentuje tę grupę widzów, słuchaczy czy czytelników, i osoby nią kierujące świadomie zawierają takie nieformalne porozumienie z odbiorcami. Nie zmienia to faktu, że dziennikarze, bez względu na poglądy, muszą przestrzegać zasad etyki dziennikarskiej, a podstawową zasadą jest wytrwałe, profesjonalne poszukiwanie i przekazywanie prawdy, bez ulegania naciskom politycznym i wszelkich grup interesu. Uwzględnianie poprawności politycznej w budowaniu informacji jest takim samym nadużyciem, jak redagowanie jej pod dyktando jakiegoś polityka. Czym innym jest oczywiście sfera publicystyczna, w której dziennikarz ma prawo wyrażać swoje oceny, a redakcja dobierać publicystów w proporcji charakterystycznej dla jej przekazu, choć i tu należy dla ułatwienia zrozumienia zjawisk uwzględniać szeroką paletę poglądów.

Sama struktura właścicielska oczywiście nie musi wykluczać niezależności redakcji, choć na ogół pieniądze mają ci, którzy słabo to rozumieją. Dlatego ta struktura powinna być możliwie klarowna.

We wszystkich mediach, którymi kierowałem, starałem się mieć zapewnioną kontrolę właścicielską, a jeżeli to było niemożliwe, to bezwzględnie przestrzegałem zasady, że to ja decyduję o linii redakcyjnej. Często jest to wprost wpisane do statutu spółek. Wbrew pojawiającym się w przestrzeni publicznej bzdurom, w Telewizji Republika mam wraz z najbliższymi współpracownikami pełną kontrolę właścicielską i żadna partia czy grupa interesu nie ma tam nic do powiedzenia. Czy to oznacza, że monitoruję każdą informację, program czy komentarz? To kolejne nieporozumienie. Redaktor naczelny, szczególnie w tak dużej firmie, przede wszystkim powinien wyznaczyć linię redakcyjną i dobrać zespół, który tę linię będzie realizował oraz bronił niezależności redakcji. Ma też tego wymagać od swoich współpracowników.

Polska po upadku komuny miała wielki problem z niezależnymi mediami. Środki finansowe kontrolowali ci, którzy wcześniej uczestniczyli w starym systemie albo byli od niego uzależnieni. To doprowadziło do tego, że media były tworzone przez podmioty związane z byłymi komunistami lub ludźmi służb komunistycznych albo, co gorsza, tych, którzy wywodzili się antykomunistycznej opozycji, lecz zaakceptowali interesy ludzi starego układu.

Bardzo szybko przerodziło się to spółkach medialnych w powiązania oligarchiczne, a te patologie powiększały się wraz z ekspansją obcego kapitału na naszym rynku. Redakcje nie działały w interesie swoich odbiorców, lecz ich właścicieli, którzy weszli w układy z postkomunistami.


Jedyną receptą prawicowych polityków było budowanie przeciwwagi przez zależne od nich media albo przejęcie mediów publicznych. Ile to jest warte, przekonaliśmy się 19 grudnia 2023 roku. Nowemu rządowi zajęło mniej niż tydzień, by zakończyć mrzonki o prawicowych mediach publicznych i zrobić z przejętych instytucji ściek rządowej propagandy.

Prawdziwą alternatywę udało się zbudować dopiero wtedy dzięki Telewizji Republika i grupie mediów Strefy Wolnego Słowa. Dlaczego? Bo przez lata przygotowywaliśmy się do takiej sytuacji. Nie miałem złudzeń co do niedemokratycznych i cenzorskich zapędów ekipy Tuska, a także co do „solidnych” zabezpieczeń mediów publicznych.

Warunkiem uratowania wolności słowa w Polsce były zaufanie i pomoc Państwa. To dostaliśmy i dostajemy – za to bardzo dziękuję.

Istnienie niezależnych mediów to dzisiaj nie tylko kwestia swobody debaty. Coraz wyraźniej widać, że to także warunek w ogóle przetrwania demokracji, a być może i niepodległości Polski.

Niezależne media nigdy nie będą pupilem jakiejkolwiek władzy. Uwierają i tych, których ze względów ideowych krytykują, i tych, którym są bliższe. Bez nich jednak demokracja staje się czymś karykaturalnym. To my reprezentujemy Państwa nawet wtedy, kiedy powołane do tego instytucje mają z tym problem.

W kolejnych wyborach ta sprawa musi być jednym z podstawowych kryteriów decyzji, kogo należy popierać. A od wszystkich sił, którym leży na sercu dobro Polski, szczególnie od nowego prezydenta, oczekuję, że tym razem sprawy niezależności i wolności mediów nie zlekceważą.




niezalezna.pl/polska/to-nie-tylko-kwestia-swobodnej-debaty-tomasz-sakiewicz-o-tym-dlaczego-polska-musi-miec-niezalezne-media/548240




--------------





Tajniki spotkania Nawrockiego z politykami PiS. Tak powiedział o Kaczyńskim


Ujawniono kulisy spotkania Karola Nawrockiego z parlamentarzystami PiS. Padły ważne słowa pod adresem prezesa.





We wtorek 22 lipca po południu odbyło się, zamknięte dla mediów, spotkanie prezydenta elekta Karola Nawrockiego z klubem parlamentarnym PiS. Miało być "wzajemnym podziękowaniem" za współpracę w kampanii wyborczej. Już wcześniej przyszła głowa państwa rozmawiała z prezesem Prawa i Sprawiedliwości Jarosławem Kaczyński.
Nawrocki spotkał się z Kaczyńskim. "Polityczny geniusz"

Według ustaleń Interii, Karol Nawrocki podczas spotkania z parlamentarzystami Prawa i Sprawiedliwości rzeczywiście dziękował im za pomoc w kampanii. Co ciekawe, samego Jarosława Kaczyńskiego nazwał wprost "politycznym geniuszem".

– Państwo wiecie, architektem zwycięstwa był pan prezes. Ja o tym już mówiłem, ale nie tak publicznie. Dla mnie pan prezes Jarosław Kaczyński jest geniuszem politycznym – miał powiedzieć do zgromadzonych w Sękocinie pod Warszawą parlamentarzystów PiS Karol Nawrocki. Jego słowa przytacza w rozmowie z Interią jeden z posłów PiS.

Jak podkreśla rozmówca Interii, gest podziękowania politykom PiS-u ze strony prezydenta elekta jest "bardzo ważny w polityce".

– To spotkanie miało pokazać, że Karolowi po wyborze nie odbiła woda sodowa i wie, komu zawdzięcza zwycięstwo – stwierdził anonimowy polityk obecny na spotkaniu.

Jak donosi serwis, z ust Karola Nawrockiego padły też podziękowania dla tych polityków, którzy pomagali przy jego kampanii wyborczej, m.in. Piotra Glińskiego i Adama Bielana. Miał wskazać też tych, którzy nie wierzyli w jego kandydaturę, jak Jacek Sasin.
Politycy PiS zadowoleni ze spotkania. "Nie będzie powtórki z rozrywki"

Spotkanie zostało dobrze przyjęte przez polityków Prawa i Sprawiedliwości, a słowa skierowane pod adresem prezesa Kaczyńskiego dobrze rokują na przyszłą współpracę.

– Daje to nadzieję, że nie będzie powtórki z rozrywki i relacje nowego prezydenta z prezesem ułożą się inaczej niż z Andrzejem Dudą. Dla całego obozu to dobrze – ocenia rozmówca Interii.

Jeden z polityków, który rozmawiał z serwisem, stwierdził, że Nawrocki "oddał cesarzowi, co cesarskie", a prezes PiS docenia takie gesty.



dorzeczy.pl/kraj/757128/zaskakujace-kulisy-spotkania-nawrockiego-z-politykami-pis.html


----------------





23.07.2025, 10:55
Groźby Tuska podczas ogłaszania rekonstrukcji. "Będziemy eliminować to, co jest wewnętrznym sabotażem"


Donald Tusk w trakcie ogłaszania rekonstrukcji swojego rządu kolejny raz publicznie groził swoim oponentom politycznym. Z jego ust padły słowa o "eliminowaniu z całą bezwzględnością wszystkiego, co jest wewnętrznym sabotażem, wewnętrzną agresją wobec państwa polskiego".


Autor: Mateusz Mol



Premier podczas konferencji prasowej, na której ogłosił zmiany w rządzie, odniósł się też do opozycji. Z jego słów można wywnioskować, iż rząd po rekonstrukcji postawi na kontynuację represji wobec opozycji.

"Równocześnie ten rząd będzie przywracał ład, porządek, taką oczywistą hierarchię. Państwo jest od tego, żeby zapewnić porządek i bezpieczeństwo obywatelom. I będziemy eliminować z całą bezwzględnością to wszystko, co jest takim wewnętrznym sabotażem, wewnętrzną agresją wobec państwa polskiego. Zaczynam od tych najcięższych spraw, bo musimy mieć świadomość, że tutaj nie ma miejsca ani czasu na taką lekką politykę, na anegdotyczną politykę"

– zapowiedział Tusk.

Lider KO mówił też, że "są polityczni łajdacy, którzy są gotowi z każdego problemu, z każdego lęku, z każdego strachu robić polityczne złoto, i oni też stanowią problem dla polskiego bezpieczeństwa i porządku w naszym kraju".



Tusk odniósł się też do wyniku wyborów prezydenckich.
"Ostatnie wybory prezydenckie pokazały nie tylko ten podział i polaryzację, właściwie pół na pół, w Polsce, wśród wyborców, wśród polskich rodzin, ale także pokazały, że... Chciałbym dzisiaj bardzo otwarcie wszystkim powiedzieć, że 15 października to nie był koniec konfrontacji dobra i zła, bo jestem o tym przekonany, że dokładnie na tym to polega, że to jest konfrontacja dobra ze złem"

– powiedział.



niezalezna.pl/polityka/grozby-tuska-podczas-oglaszania-rekonstrukcji-bedziemy-eliminowac-to-co-jest-wewnetrznym-sabotazem/548199

----------------






Brzeski i Wielomska o granicach Polski







przedruk


Dr Rafał Brzeski: Wiele wskazuje na to, że Niemcy dążą do pokojowej okupacji części Polski

28.07.2025 10:59

– Niemcy infiltrują na polską stronę narzędzia przydatne do siania chaosu, strachu i destabilizacji polskich społeczności. Narzędziami tymi są imigranci, zwłaszcza ci wyselekcjonowani, którzy po niemieckiej stronie dali się poznać jako element aspołeczny. Wiele wskazuje, że oba te tory działań mają doprowadzić do pokojowego okupowania „od wewnątrz” sporej części terytorium Polski – mówi dr Rafał Brzeski w rozmowie z Jakubem Pacanem.



Co musisz wiedzieć:

Zdaniem dr. Rafała Brzeskiego, Niemcy infiltrują na polską stronę narzędzia przydatne do siania chaosu, strachu i destabilizacji polskich społeczności.
Narzędziami tymi są według niego imigranci, zwłaszcza ci wyselekcjonowani, którzy po niemieckiej stronie dali się poznać jako element aspołeczny.
 
W prawie międzynarodowym rozróżnia się dwa rodzaje okupacji. 

Okupację wojenną [occupatio bellica – przyp. red.] w wyniku podboju militarnego oraz okupację pokojową [ocuppatio pacifica – przy. red.] bez użycia przemocy militarnej.
Obecne działania Niemiec na granicy z Polską mogą być elementem strategii prowadzącej do okupacji pokojowej części terytoriów naszego kraju.
 

"Służalców nie brakuje"

– W najnowszej historii Polski trudno znaleźć polityka, który tak bardzo przysłużyłby się drugiemu państwu kosztem własnego, tak jak robi to Donald Tusk?

– Jeżeli za najnowszą historię Polski przyjąć lata po II wojnie światowej, to takich służalców nie brakuje. W Polsce Ludowej Bolesław Bierut, a później Wojciech Jaruzelski. Oni jeździli bić pokłony na Wschód, do Moskwy. Donalda Tuska można zaliczyć to tej kategorii hołdowników, z tym że on jeździł w odwrotnym kierunku – na Zachód, do Berlina i Brukseli. Jeździł, gdyż teraz nikt go nawet nie wzywa. On już tylko odbiera telefon.

– Które momenty w polityce Donalda Tuska są według Pana najbardziej brzemienne w skutkach dla Polski?

– Nie wiem. Mam za mało informacji o tym, co mógł obiecać i do czego się zobowiązał przed 1989 rokiem. Co obiecał w dniach, a może nawet godzinach obalania rządu Jana Olszewskiego. Co ustalał z przywódcami Niemiec w Brukseli. O czym rozmawiał z Władimirem Putinem na sopockim molo 1 września 2009 roku. Jego obecne decyzje i zachowanie skłaniają do oceny, że zobowiązanie były daleko idące, a kwity są mocne.

– W co grają teraz Niemcy na granicy niemiecko-polskiej?


– Działają dwutorowo. Z jednej strony sprawdzają mechanizmy transgranicznej współpracy dobrosąsiedzkiej oraz lojalność i sprawczość zaangażowanych w nią ludzi. Tu prezydent miasta, tam wiceburmistrz, ówdzie autorytet wykreowany na grantach niemieckich fundacji itp. Z drugiej strony infiltrują na polską stronę narzędzia przydatne do siania chaosu, strachu i destabilizacji polskich społeczności. Narzędziami tymi są imigranci, zwłaszcza ci wyselekcjonowani, którzy po niemieckiej stronie dali się poznać jako element aspołeczny.

Wiele wskazuje, że oba te tory działań mają doprowadzić do pokojowego odtworzenia Rzeszy Niemieckiej w granicach z 31 grudnia 1937 roku. Innymi słowy – do pokojowego okupowania „od wewnątrz” sporej części terytorium Polski. Jeżeli przy okazji udałoby się inkorporować do Rzeszy terytorium dawnego Wolnego Miasta Gdańsk, to Berlin uzyskałby historyczny bonus, gdyż w 1937 roku Gdańsk do Rzeszy nie należał.


Okupacja pokojowa

– Co to znaczy pokojowa okupacja? Jak miałaby ona wyglądać?

– W prawie międzynarodowym rozróżnia się dwa rodzaje okupacji. Okupację wojenną [occupatio bellica – przyp. red.] w wyniku podboju militarnego oraz okupację pokojową [ocuppatio pacifica – przy. red.] bez użycia przemocy militarnej. Okupacja pokojowa to według definicji czasowe zajęcie terytorium jednego państwa przez inne państwo, przy czym to zajęcie nie jest bezpośrednim wynikiem działań wojennych. Może się wprawdzie odbywać przy udziale sił zbrojnych, ale w charakterze policyjnym, dla utrzymania porządku. Podstawowym warunkiem jest zgoda państwa okupowanego na zajęcie jego terytorium przez okupanta. Okupacja pokojowa bez zgody państwa okupowanego jest tożsama z okupacją wojenną. Mówiąc inaczej – jest to okupacja „za porozumieniem stron”.

– Czyli?

– Cel okupacji pokojowej jest jednak ten sam, co przy okupacji wojennej, i jest nim „ochrona określonych praw i interesów państwa okupującego”. Z punktu widzenia okupanta ocuppatio pacifica jest bardzo wygodna, ponieważ nie jest unormowana w prawie międzynarodowym w takim stopniu jak occupatio bellica, która obrosła w konwencje, reguły, przepisy i paragrafy.


Okupacja pokojowa daje państwu planującemu takie rozwiązanie praktycznie nieograniczoną swobodę działania tak długo, jak nie zdecyduje się ono na użycie siły lub odwoła się do groźby jej użycia. Brak szczegółowych uregulowań sprawia, że można różnymi sposobami „ustawić” władze państwa wyznaczonego do pokojowego okupowania w pozycji biedaka wymagającego pomocy, gdyż pogrąża się w chaosie gospodarczym i społecznym oraz w kryzysie demokracji i praworządności prowadzącym do dyktatury szalejących na ulicach faszyzujących bojówek. Inwazja imigrantów nadaje się znakomicie do sterowania napięciami społecznymi, odpowiednią propagandą zaś, przy wykorzystaniu cierpliwie tworzonej i plasowanej agentury wpływu, można skłonić władze wyznaczonego do okupacji państwa, aby celem przywrócenia porządku zgodziły się na obcą pomoc w przejęciu kontroli nad biegiem spraw wewnętrznych.

Równocześnie całą operację można przedstawić międzynarodowej opinii publicznej jako najwygodniejsze rozwiązanie dla uniknięcia destabilizacji regionu. Ot chirurgiczny zabieg w interesie pokoju, spokoju, dobrostanu i dobrobytu.

– W jaki sposób Niemcy przed trybunałami międzynarodowymi będą dowodzić, że tereny III Rzeszy, które przypadły Polsce, należy zwrócić? W XXI wieku to absurd.

– Niemcy pracują nad tym od 1945 roku, przede wszystkim argumentując, że ustalenia konferencji poczdamskiej nie są dla Niemiec wiążące, gdyż Rzesza nie była stroną umowy. Ponadto wykorzystują fakt, że w Poczdamie Wielka Trójka odłożyła wiele kwestii do kończącej wojnę konferencji pokojowej, która się nie odbyła. Tym samym według tak zwanej „pozycji prawnej” Bundesrepubliki ustalenia poczdamskie są tymczasowe do momentu regulacji pokojowej z Niemcami jako całością. Natomiast tę całość Niemiec określił w swych orzeczeniach jako Federalny Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe.

– Jak brzmią te orzeczenia?

– Sprowadzają się one w skrócie do tezy, że Rzesza prawnie istnieje w granicach z 31 grudnia 1937 roku, Polska posiada w przyznanych jej w Poczdamie ziemiach tylko tymczasową administrację, natomiast nie posiada na tych terenach suwerennego władztwa, zachodnia granica Polski zaś jest tymczasowa do momentu zawarcia regulacji pokojowej z Niemcami jako całością. Zwraca się przy tym uwagę na zapis w artykule I kluczowego traktatu normalizacyjnego z grudnia 1970 roku, że ustalona w Poczdamie „istniejąca linia graniczna [...] stanowi zachodnią granicę państwową Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej”. Natomiast słowa w tym traktacie nie ma, że linia ta stanowi wschodnią granicę Niemiec.

– Jakie to niesie konsekwencje?

– W niemieckiej opinii artykuł IV traktatu nawiązuje do wspomnianej regulacji pokojowej z Niemcami jako całością. Podczas procesu ratyfikacji traktatu z 1970 roku wszystkie partie reprezentowane w Bundestagu przyjęły 17 maja 1972 roku rezolucję stwierdzającą, że nie określa on linii granicy, a jedynie stanowi wyrzeczenie się zmiany istniejącej linii granicznej siłą.

Tym samym zmiana granicy w sposób pokojowy, na przykład pod wpływem silnej presji zewnętrznej lub wewnętrznej (albo obu), nie została wykluczona. Uzasadnione jest zatem wrażenie, że według niemieckiej „pozycji prawnej” Rzesza najpierw powinna odtworzyć granice z 1937 roku, a dopiero potem uregulować swoje stosunki z Polską.


"Stosunki polityczne oparte są na spiskach"

– Twierdzenie, że Niemcy mają teraz jedyny moment na odzyskanie dawnych ziem wschodnich, odbierając je III RP, to najlepsza pożywka dla zwolenników teorii spiskowych.


– Może nie jedyny moment, ale z pewnością najlepszy czas od klęski militarnej III Rzeszy. Czy to jest teoria spiskowa? Historia uczy, że stosunki polityczne w tym międzynarodowe, oparte są, jeśli nie w całości, to w dużej mierze na spiskach, czyli działaniach tajnych. Tak było jest i będzie. Prowadzenie polityki przy otwartej kurtynie to pięknie brzmiąca mrzonka. Z drugiej strony „teoria spiskowa” to pobudzająca wyobraźnię etykietka używana dla zdewaluowania niewygodnych rozważań i ocen. Nie mam wątpliwości, że zostanę okrzyczany „ruską onucą”, zwłaszcza że propaganda moskiewska właśnie prowadzi kampanię demaskującą Niemcy jako kraj „staczający się od polityki pamięci ku polityce zbrojeń”, państwo, które nie ukrywa, że zamierza sformować „najsilniejsze konwencjonalne siły zbrojne w Europie”, czym przekreśla powojenne hasło „Nigdy więcej”.

– Mówienie o onucy niemal straciło już swoją moc.

– Wymachującym onucami chciałbym jednak przypomnieć, że kilka miesięcy po tragedii smoleńskiej Władimir Putin zaproponował niemieckiej elicie wspólne tworzenie przestrzeni od Władywostoku po Lizbonę, i propozycja została przyjęta. W przestrzeni tej nie ma miejsca na suwerenną Polskę, natomiast jest na rosyjsko-niemiecki propagandowy sojusz medialny.

– Czy to, co się dzieje na naszej granicy zachodniej, to już wojna hybrydowa Niemiec z Polską?

– Sądzę, że można uznać, iż do pierwszego przerzuconego przez Odrę do Polski migranta była to wojna informacyjna, a dalej jest już hybrydowa. To, co się dzieje, składa się bowiem z działań informacyjnych oraz z energetycznych działań fizycznych, takich jak transportowanie ludzi, przepychanie ich przez granicę itp.

– Sygnały ostrzegawcze co do zamiarów Niemiec względem ich dawnych ziem wschodnich co najmniej od dwóch dekad z roku na rok stawały się coraz bardziej czytelne. Czy Polska jest tak zdominowana przez wpływy niemieckie, że nasza klasa polityczna te sygnały ignorowała?

– Nie wszyscy ignorowali, ale powszechnie nie chciano wierzyć w ostrzeżenia. Roszczenia Niemiec zdawały się niewiarygodne, a przy tym były zgrabnie kamuflowane „dobrosąsiedztwem” oraz innymi łagodzącymi hasłami. Przecież sam Pan stwierdził przed chwilą o niemieckich roszczeniach granicznych: „W XXI wieku to absurd”. Ostrzegających nie było wielu, znacznie mniej niż uspokajaczy. Większość ostrzegających analityków zgrupowana była w założonym w 1944 roku w Warszawie i przeniesionym do Poznania Instytucie Zachodnim. Miał on dużą renomę, solidne zaplecze intelektualne i naukowe oraz znakomite archiwum. Co ma teraz po zmianie dyrekcji? Nie wiem.




Rafał Brzeski

[Dr Rafał Brzeski – według Służby Bezpieczeństwa PRL "Delegat Radia Wolna Europa na Kraj". Dziennikarz, autor książek, analityk, teoretyk i praktyk wojny informacyjnej. Pracował w BBC World Service, był korespondentem TVP w Londynie. Członek brytyjskiego Special Forces Club]


--------------



Ziętek-Wielomska: Niemieckie elity realizują plan. Polska ma być prowincją imperium


Niemcy realizują plan politycznego opanowania Europy. Z niezrozumiałych dla mnie powodów Polacy w większości nie są w stanie tego zrozumieć – mówi Magdalena Ziętek-Wielomska.



Stosunki polsko-niemieckie były przedmiotem rozmowy z Magdaleną Ziętek-Wielomską na kanale YouTube "Do Rzeczy". Przypomnijmy, że Ziętek-Wielomska, filozof zajmującą się cybernetyką i sterowaniem społecznym, prezes Fundacji "Instytut Badawczy Pro vita bona" jest autorką licznych publikacji, w tym pracy "Niemiecki sen o imperium".

Punktem wyjściowym rozmowy były coraz bardziej nieskrywane działania niemieckie wobec Polski w zakresie wpływania na naszą politykę.


Ziętek-Wielomska: Niemcy realizują długofalowy plan

– Czy polska polityka jest przejęta i my tylko łudzimy się, że mamy polskie władze? – zapytał prowadzący Piotr Szlachtowicz.

Zdaniem Ziętek-Wielomskiej przejęcie polityczne nastąpiło już bardzo dawno. – Zaczęło się właściwie od lat 80. W 89 r. w momencie upadku, jak to się u nas mówi, komunizmu zaczęło się regularne przejmowanie Polski – powiedziała publicystka.

Jak podkreśliła, było to robione bardzo sprytnie. Niemcy, choć cały czas są krajem zależnym od USA, to robiły różne rzeczy za plecami Amerykanów, mając swój plan. – Plan powstał pod koniec wojny, bo Niemcy wiedzieli, że nie pogodzą się z porażką, będą innymi metodami dążyć do osiągnięcia tych samych celów i krok po kroku swój plan realizowali – powiedziała.

Czekali, aż USA osłabną

Gość kanału "Do Rzeczy" dodała, że w Polsce jest trudne do zrozumienia i przyjęcia, że można mieć jakiś plan i przez dziesięciolecia dążyć do jego realizacji. Prezes "Pro vita bona" nakreśliła tło historyczne, zwracając uwagę m.in. na to, że to właśnie Niemcy najmocniej ciągnęły Polskę do Unii Europejskiej.

– Teraz, kiedy prawie cały świat, poza Polską, wie, że USA przestają być hegemonem i znany z ostatnich lat układ geopolityczny świata de facto już się skończył i wchodzimy w erę wielobiegunowości, to jest moment, na który Niemcy czekali. – Teraz Niemcy chcą zrealizować swój plan przekształcenia Europy, europejskiego filaru NATO, w twór imperialny. Zaczynają to już na całego odpalać właśnie dlatego, że Stany Zjednoczone są już dużo słabsze [...] Teraz pewne rzeczy są robione szybciej, w dużo bardziej otwarty sposób – powiedziała Ziętek-Wielomska.


Polska prowincją imperium?

W jej ocenie Niemcy nie będą jednak w stanie opanować politycznie Europy bez podporządkowania sobie Polski. – Trzeba zapamiętać, że jesteśmy kluczem do imperium. To jest coś, czego Polacy w większości z nieznanych dla mnie powodów nie są w stanie zrozumieć, mimo że mamy 1000 lat ciągłych prób przekształcenia Europy w imperium przez różne niemieckie dynastie – kontynuowała. Zaznaczyła, że mowa jest oczywiście o wizjach i planach niemieckich elit, nie o tamtejszym społeczeństwie.

Ziętek-Wielomska podkreśliła, że chodzi o podporządkowanie polityczne. Polska we wspomnianych planach ma być prowincją europejskiego imperium – język polski, polskojęzyczne urzędy, biało-czerwone flagi, ale najważniejsze decyzje polityczne nie będą zapadać w Warszawie. – Chodzi o to, że mamy nie mieć tożsamości narodowej, mamy zadowolić się statusem mieszkańców imperium, które będzie zarządzane przez określone centrum – powiedziała.


tysol.pl/a144278-dr-rafal-brzeski-wiele-wskazuje-na-to-ze-niemcy-daza-do-pokojowej-okupacji-czesci-polski

dorzeczy.pl/opinie/756744/plan-niemiec-zietek-wielomska-polska-prowincja-imperium.html


Geopolityka Polski - i szept...







przedruk


Historia kluczem do wielkiej geopolityki – prof. Arkady Rzegocki

Data publikacji: 25 lipca 2025, 14:17





Jaśmina Nowak pyta wykładowcę Uniwersytetu Jagiellońskiego, byłego ambasadora RP w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej oraz w Republice Irlandii o postrzeganie naszego kraju za granicą, także pod kątem sporów o działalność historycznych instytucji w kraju. Jego zdaniem historia jest kluczem do przyciągnięcia uwagi na arenie międzynarodowej:

Uważam, że z jednej strony niewystarczająco wykorzystaliśmy ostatnie 35 lat, żeby lepiej przebadać polską historię, żeby mocniej inspirować innych do tego, żeby się Polską interesowali, nie tylko polską historią, ale także polską współczesną. […] Jeżeli ktoś się zafascynuje historią, to będzie zainteresowany współczesną Polską.

Arkady Rzegocki tłumaczy, że spór historyczny o politykę historyczną w państwie możemy przekuć jako siłę. Konieczna do tego jest wspólna wersja wydarzeń i zgoda co do przebiegu zdarzeń z przeszłości:

Żeby ta nasza opowieść była spójna, to musi być opowieścią pokazującą, że jednak naród polski, państwo polskie się nie poddało, że zmagało się z dwoma totalitaryzmami i to w takim stopniu, który naprawdę budzi uznanie i podziw u naszych sąsiadów.

Gość „Popołudnia Wnet” omawia tożsamość polskiej dyplomacji w ujęciu geopolitycznym. Jego zdaniem celem władz powinna być wzmożona aktywność w otaczającym nasz kraj regionie. Były ambasador mówi w szczególności o relacjach z państwami Europy Wschodniej:


Bardzo istotne jest także rozpoczęcie bliskiej współpracy w najbliższym otoczeniu. […] Nie tylko Wyszehrad, nie tylko Bukaresztańska dziewiątka, czyli dziewięć państw wschodniej flanki NATO, ale także Trójkąt Lubelski z Litwą i Ukrainą. Innymi słowy, Polska musi być bardzo aktywna w swoim regionie. […] Jesteśmy aktywni, ale z całą pewnością za mało.

– komentuje wykładowca UJ.



wnet.fm/2025/07/25/prof-rzegocki-zainteresowanie-historia-polski/


------------




Brzezinski opowiedział o spotkaniu z Nawrockim. "Byłem pod wrażeniem jego inteligencji, wiedzy o Ameryce i znajomości języka angielskiego"


opublikowano: 25 lipca

Mark Brzezinski / autor: Fratria


„Trzeba też wiedzieć, że prezydent Trump pomógł wygrać prezydenturę Karolowi Nawrockiemu. Prezydent elekt może przyjechać do Ameryki i powiedzieć prezydentowi Trumpowi: dziękuję za pomoc w wygraniu, wspólnie to zrobiliśmy” - powiedział były ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce Mark Brzezinski w wywiadzie opublikowanym na portalu Onet.pl.

Słowa byłego ambasadora można przyjąć z pewną dozą zdumienia, biorąc pod uwagę fakt, że Brzezinski prezentował się w Polsce jako jawny przyjaciel… środowisk lewico-liberalnych.

Spotkałem Karola Nawrockiego w Chicago w październiku zeszłego roku. Siedzieliśmy przy tym samym stole podczas obchodów 80. rocznicy powstania Kongresu Polonii Amerykańskiej i muszę pani powiedzieć, że byłem pod wrażeniem jego inteligencji, wiedzy o Ameryce i znajomości języka angielskiego

— powiedział Mark Brzeziński.


Najważniejsze będą relacje z Trumpem

Były ambasador wskazał, że „teraz bardzo dużo zależy od Karola Nawrockiego, od tego, jak szybko rozwinie relacje z prezydentem Trumpem”. W jego opinii największym zadaniem Nawrockiego jako prezydenta będzie „pokierowanie tak relacjami z ekipą Trumpa, by mieć wpływ na to, co się będzie działo w kontekście Ukrainy”. Brzeziński zaznaczył, że nowy polski prezydent ma na to szansę.

Istnieje ogromna społeczność polsko-amerykańska w kluczowych stanach, takich jak Michigan, Ohio i Pensylwania. I trzeba wiedzieć, że polska demografia amerykańska w tych stanach ma ogromny wpływ

— wskazał.


Trzeba też wiedzieć, że prezydent Trump pomógł wygrać prezydenturę Karolowi Nawrockiemu. Prezydent elekt może przyjechać do Ameryki i powiedzieć prezydentowi Trumpowi: dziękuję za pomoc w wygraniu, wspólnie to zrobiliśmy, a teraz, jako prezydent, chcę nawiązać bliską relację z panem, aby omówić, zwłaszcza to, co stanie się dalej w Ukrainie, ponieważ to jest ważne i dla Polski i dla USA. I my w Polsce możemy bardzo pomóc w tej kwestii


— zaznaczył.



„Polacy nie siedzą przy stole”

Mark Brzezinski przyznał, że dziś Polska „nie siedzi przy stole” w dużej polityce międzynarodowej.


Widać wyraźnie, że na razie Polacy nie siedzą przy stole. Wiemy, kto zwołuje spotkania między Rosjanami a Ukraińcami. Saudyjczycy. Oni utrzymują bardzo bliskie stosunki dyplomatyczne ze Stanami Zjednoczonymi, szczególnie dzięki Rimie Bandar, ambasador Arabii Saudyjskiej w Waszyngtonie. Ona porusza się w dynamice Waszyngtonu w zakresie dyplomacji handlowej, politycznej. Uważam, że to właśnie Polska mogłaby przejąć rolę Arabii Saudyjskiej w zwoływaniu posiedzeń amerykańsko-ukraińsko-rosyjskich. Przyniosłoby to dużą korzyść Amerykanom, ponieważ Polacy mają największą wiedzę o Ukrainie, wyczucie, jak pracować w Ukrainie, z kim rozmawiać, a z kim nie, dokąd najpierw się udać. Polska wie, co oznacza prawdziwe bezpieczeństwo w odniesieniu do Wschodu. Potrafi odczytywać działania Rosji i Ameryka, na czele z prezydentem Trumpem, powinna z tego skorzystać

— stwierdził były ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce.



wpolityce.pl/polityka/735946-brzezinski-bylem-pod-wrazeniem-inteligencji-nawrockiego



------------------



Słowo, które nie rani. Ku nowemu językowi. "Nie zbudujemy nowej wspólnoty językiem zwycięzców"


opublikowano: wczoraj


autor: Fratria



Od autora:

Nie odpowiadam nagonką na nagonkę. Odpowiadam słowem.
Poniższy esej to fragment książki „Unicestwianie. Czy Polska przetrwa epokę algorytmów?”.

Nie powstał jako reakcja na głosowanie Sejmu, lecz jako głos głębszy – ponad aktualnym hałasem, ale w samym jego sercu.

Nie zamierzam ustawiać się w kolejce do politycznego ujadania, do krzyku, do rytuałów odwetu.

Moja rola – i moje zobowiązanie – to obrona praworządności, zwłaszcza wtedy, gdy Sejm sam tę praworządność depcze.

Wobec przemocy języka nie odpowiadam kontrprzemocą. Odpowiadam językiem, który nie rani – bo tylko taki ma szansę przywrócić sens wspólnocie.

Bo Polska musi pozostać wspólnotą – nawet jeśli wydarzenia ostatnich prawie dwóch lat pokazują, że rządzący robią wszystko, by tę wspólnotę rozbić.
I trzeba powiedzieć wprost: prawie im się to udało.



I. Milczenie nie wystarczy

Istnieją momenty, w których milczenie staje się jedyną możliwą postawą. Po doświadczeniu wykluczenia. Po systematycznym publicznym poniżeniu. Po słowach, które nie pozostawiają widocznych śladów, ale dotykają głęboko. W takich sytuacjach człowiek milknie nie z wyboru, lecz z poczucia, że nie ma już przestrzeni, by mówić w sposób, który nie zostanie natychmiast zniekształcony lub odebrany mu całkowicie.

To milczenie jest aktem obrony. Chroni resztki integralności, które nie przetrwałyby kolejnej próby przystosowania się do języka fałszu. Człowiek wycofuje się w głąb siebie nie po to, by zamilknąć na zawsze, ale by móc jeszcze pozostać sobą. Cisza staje się czasem nieprzynależności. Miejscem, gdzie nie trzeba być dla nikogo, nie trzeba nic udowadniać, nie trzeba konkurować o rację, o uwagę, o potwierdzenie istnienia. Jest to forma niewidzialnego oporu - wycofania się z logiki przemocy językowej.

Ale milczenie, choć konieczne, nie jest celem. Jest środkiem. Przychodzi bowiem chwila, kiedy człowiek staje przed pytaniem: czy wystarczy nie brać udziału, by coś się zmieniło? Czy świat ocaleje tylko dlatego, że przestaniemy mówić jego językiem? Cisza może być formą oczyszczenia, ale nie jest narzędziem odbudowy. Nie wystarczy, by naprawić zniszczenia, których źródłem był język. Wcześniej czy później trzeba będzie się odezwać - i właśnie wtedy ujawnia się najtrudniejsza próba.

Bo jak mówić po tym wszystkim? Jak mówić tak, by nie powielić logiki, którą się odrzuciło? Jak nie zdradzić tej ciszy, która przez długi czas była jedynym miejscem wewnętrznej prawdy? Jak mówić tak, by nie ranić - i jednocześnie nie kłamać? Jak nie zamilknąć znowu - tym razem z lęku, że każde słowo natychmiast zostanie użyte przeciw nam?

To nie są pytania retoryczne. To pytania egzystencjalne, które zadaje sobie każdy, kto odzyskał siebie w ciszy i teraz wie, że nie może w niej pozostać na zawsze. W pewnym momencie człowiek dojrzewa do świadomości, że owszem - milczenie ocaliło go przed zniszczeniem, ale nie wystarczy, by ocalić innych. Że przychodzi pora mówienia - ale innego mówienia. Takiego, które nie służy już walce o dominację, nie wciąga w spiralę przemocy, ale tworzy przestrzeń, w której możliwe jest spotkanie.

To nie będzie język grzeczności. Ani język pojednania pozbawionego sprawiedliwości. To nie będzie też język koncyliacyjnych frazesów, które rozmywają odpowiedzialność i pozwalają wszystkim poczuć się dobrze. Chodzi o coś znacznie trudniejszego - o język, który nie reprodukuje przemocy strukturalnej, nawet gdy dotyka rzeczy bolesnych. Język, który nie zamienia prawdy w broń, ani nie rozbraja jej w imię fałszywego pokoju. Język, który ma moc, bo wyrósł z doświadczenia ciszy - a nie z potrzeby przekonania innych do czegokolwiek.

Prawdziwe słowo nie potrzebuje zwyciężać. Nie musi pokonać przeciwnika. Musi natomiast być wierne temu, co ocalało w człowieku, kiedy zamilkł, by nie stać się narzędziem systemu. Musi zachować wewnętrzną zgodność z tym, co nie uległo degradacji. I tylko z tej zgody może narodzić się nowy sposób bycia w świecie - który nie opiera się już na krzyku, na uprzedzeniu, na etykietowaniu, ale na pracy słowa, które nie rani.

To słowo będzie rzadkie. Nie pojawi się natychmiast. Będzie wymagało cierpliwości i uważności. Ale tylko ono ma sens. Wszystko inne to tylko kolejne warianty przemocy - tym bardziej skuteczne, im bardziej ukryte pod warstwą dobrych intencji.

Milczenie było konieczne, by nie wziąć udziału w kłamstwie. Ale słowo, które ma nadejść - musi być zdolne do powiedzenia prawdy tak, by nie powtórzyć mechanizmu upokorzenia. I to właśnie w tym miejscu zaczyna się najważniejsza lekcja nowej obecności: uczyć się mówić tak, jakby każde słowo mogło leczyć - i jednocześnie niczego nie ukrywać. To trudniejsze niż zamilknąć. Ale właśnie dlatego - konieczne.


II. Współczesny język jako narzędzie eskalacji


Język jako przestrzeń wojny

Język, którym mówi dziś świat, został zredukowany do narzędzia natychmiastowej odpowiedzi. Przestał być formą namysłu - stał się funkcją reakcji. Nie prowadzi już ku znaczeniu, lecz ku natychmiastowemu odcięciu się, zaklasyfikowaniu, ośmieszeniu lub zneutralizowaniu drugiego. Nie po to, by z nim wejść w rozmowę - ale by go unieważnić jeszcze zanim zdąży powiedzieć coś, co mogłoby zakłócić bieg gotowych odpowiedzi.

Mówimy nie po to, by dzielić się zrozumieniem, ale po to, by wygrać. Każde zdanie staje się elementem strategii, narzędziem służącym do osiągania przewagi. Nie ma już pytań - są tylko stanowiska. Nie ma już zdziwienia - jest tylko obrona i atak. Ten stan rzeczy tworzy społeczeństwo ludzi gotowych do walki, ale niezdolnych do spotkania. Bo nie można się spotkać, jeśli każde słowo zakłada, że druga strona to wróg.

Język, który kiedyś służył tworzeniu wspólnoty, został zawłaszczony przez system dystrybucji lęków, tożsamości i konfliktów. Skolonizowany przez politykę zredukowaną do algorytmów. Już nie mówimy - odtwarzamy. Już nie tworzymy sensu - powielamy przekonania, którymi zostaliśmy obudowani. I w tym świecie coraz trudniej odróżnić prawdziwe słowo od propagandowego hałasu.


III. Nieczytelność słowa jako porzucenie odpowiedzialności

To nie jest język życia. To język inżynierii emocji. Skompresowany, skrótowy, wydestylowany z wszelkiej złożoności, służy już tylko temu, by przyspieszać. By wywoływać. By reagować. Każdy wyraz natychmiast przypisywany jest do jakiegoś frontu, jakiejś grupy, jakiejś intencji - zanim w ogóle zostanie wysłuchany.

Żyjemy w rzeczywistości, w której każde słowo poprzedzane jest podejrzeniem. Intencja jest oceniana szybciej niż sama treść. Zamiast słuchać - dekodujemy. Zamiast interpretować - przypisujemy. Skutkiem tego jest nie tylko niemożność porozumienia, ale przede wszystkim rozpad poczucia odpowiedzialności za to, co się mówi. Gdy każde słowo ma być tylko reakcją - przestajemy je ważyć.

Język poddany presji emocjonalnego efektu przestaje być miejscem etycznym. Tam, gdzie intencja zostaje zniszczona przez percepcję, nie ma już rozmowy. Jest jedynie ruch - podział, powielenie, konfrontacja. Człowiek żyjący w takim systemie zapomina, że mowa była kiedyś aktem wolności. Że z prawdziwego języka rodziło się rozumienie, a nie przynależność.


IV. Nie reagować - znaczy wybierać

Jak więc nie wpaść w ten język? Jak ocalić mowę przed skolonizowaniem przez system reakcji? Odpowiedź nie leży w wycofaniu się, lecz w odnowieniu praktyki mówienia. W decyzji, że każde słowo będzie pochodziło z miejsca prawdy - a nie z potrzeby wygranej. Że nie będziemy mówić po to, by zdominować, lecz by zrozumieć - i pozwolić być zrozumianym. Tego nie da się osiągnąć szybko. To jest praca. Dyscyplina. Ćwiczenie serca, zanim otworzy się usta.

W tym sensie język wymaga ascezy. Wymaga powściągliwości - nie w imię grzeczności, ale w imię miłości. Potrzeba nam mowy, która nie powiela przemocy, nawet kiedy odpowiada na krzyk. Język, który nie dominuje, ale zaprasza. Który nie walczy, ale tworzy. Taka mowa nie jest naiwna - jest głęboka. I dlatego tak rzadko spotykana. Bo wymaga wewnętrznej ciszy, zanim powstanie słowo.

A jednak właśnie taka mowa staje się ostatecznym oporem wobec systemu. Bo tam, gdzie inni mówią, by nie przegrać, ty możesz mówić, by nie zdradzić. Tam, gdzie inni mówią, by odciąć, ty możesz mówić, by przywracać. Tam, gdzie inni reagują, ty możesz świadczyć - nie o sobie, ale o tym, co większe od ciebie. O dobru, które nie krzyczy, ale pozostaje.


V. Wewnętrzna rewitalizacja języka

Pierwszym krokiem jest spowolnienie. Zatrzymanie się na brzegu reakcji. Wysłuchanie tego, co się w nas rodzi - zanim zaczniemy mówić. Sprawdzanie: czy to, co zamierzam powiedzieć, jest potrzebne? Czy kogoś leczy? Czy buduje przestrzeń spotkania? Czy to naprawdę moje słowo - czy tylko echo słów, które mnie uwarunkowały? I jeśli nie jestem pewien - lepiej milczeć, niż mówić z rozpędu.

To ćwiczenie powolności jest dziś radykalnym gestem. Odmawia udziału w świecie przyspieszenia. Domaga się obecności. A tylko obecność daje językowi sens. Bo tylko ten, kto jest naprawdę obecny - może mówić naprawdę. I tylko ten, kto mówi naprawdę - może być usłyszany, nawet w milczeniu. Milczenie nie jako ucieczka, ale jako miejsce narodzin języka, który nie rani.

Drugim krokiem jest odbudowanie wewnętrznego słuchu. Czyli takiej dyspozycji, w której zanim wypowiem słowo, najpierw je sprawdzam - w sobie. Czy ono pochodzi z mojego serca - czy z mojej krzywdy? Czy jest gestem - czy odruchem? Czy jest wyrazem obecności - czy automatyzmem? To wymaga skupienia. I odwagi. Bo człowiek, który zaczyna mówić z prawdy, staje się bezbronny wobec systemu. Ale właśnie ta bezbronność jest znakiem wolności.


VI. Nie wciągać języka w grę sił

Trzecim krokiem jest decyzja: nie wezmę udziału w grze. Nie oddam swojej mowy logice plemiennej, która każe mówić tylko w swoim imieniu i tylko przeciw innym. Nie przyjmę języka, który dzieli, zanim jeszcze zdąży wysłuchać. Nie uczynię ze słowa amunicji, choćbym miał milczeć długo. To jest wybór radykalny - ale właśnie dlatego otwierający. Bo dopiero wtedy język może znowu stać się wspólnotą.

Ta decyzja zakłada, że język może jeszcze być czymś więcej niż techniką. Że słowo może być nośnikiem prawdy, a nie tylko funkcją wpływu. Że da się mówić bez uprzedzenia - i że warto za to zapłacić cenę. Bo każde takie słowo stwarza inną przestrzeń. Taką, w której nawet przeciwnik może przestać być wrogiem. Taką, w której pytanie nie oznacza ataku - ale otwarcie.

Nie chodzi o powrót do naiwności. Chodzi o wybór innego źródła. Język nie musi być bronią. Może być miejscem spotkania, jeżeli najpierw stanie się miejscem obecności. Jeżeli nie będzie musiał niczego dowodzić, tylko być prawdziwym. W świecie hałasu największym ryzykiem nie jest powiedzieć prawdę. Największym ryzykiem jest powiedzieć ją tak, żeby nie przekształcić jej w przemoc. I właśnie w tym ryzyku zaczyna się język, który ma przyszłość.


VII. Język, który stwarza. Jakiego języka potrzebuje przyszłość?

Nie wystarczy już mówić. Nie wystarczy nawet milczeć. Nadchodzi czas, w którym odnowienie świata będzie zależeć od odnowienia języka. Nie jako techniki. Nie jako stylu. Ale jako sposobu bycia. Język, który ma przyszłość, to nie język poprawny - to język prawdziwy. Język, który nie tylko coś komunikuje, ale coś stwarza. Który nie tylko mówi „co jest” - ale czyni miejsce dla tego, co może się wydarzyć. To nie jest zadanie literatury. To jest zadanie człowieka.

a) Język, który nie reaguje, tylko tworzy

Współczesność nauczyła nas mówić po to, by odpowiedzieć. Nasz język jest odpowiedzią na bodziec, na atak, na impuls - nie jest już wyrazem wnętrza. Stał się pochodną zewnętrzności. Tymczasem prawdziwy język nie jest reakcją - jest aktem stwarzania. Język, który ma znaczenie, pochodzi z miejsca, które nie zostało wywołane, ale które się otwiera.

Mówienie nie jako reakcja, ale jako gest stwórczy, domaga się powrotu do źródła: do ciszy, która nie jest ucieczką, ale zaciszem początku. Takie słowo nie powiela rytmów świata, nie podąża za hałasem, lecz wyłania się z milczenia, w którym wydarza się decyzja. To język, który niesie w sobie nie impuls, lecz intencję. Nie przymus, lecz wolność.

b) Język, który nie określa drugiego człowieka, ale zostawia mu miejsce

Współczesny język działa poprzez klasyfikację. Każdy komunikat, każdy nagłówek, każda etykieta ma jasno określić, z kim mamy do czynienia - i jak należy to ocenić. Taki język nie zostawia miejsca dla drugiego. Nie pozwala mu być. Definiuje go z góry, uprzedza jego słowo, wyprzedza jego obecność. To jest język przemocy. Nawet jeśli brzmi uprzejmie.

Ale drugi człowiek to nie rzecz do opisania. To tajemnica do przyjęcia. Język, który chce mieć przyszłość, nie może narzucać tożsamości. Musi pozwalać na obecność. Na trwanie poza uproszczeniem. Musi uznać, że prawda drugiego nie musi być dla nas zrozumiała - i że to nie znaczy, że jest mniej prawdziwa. Język, który nie zawłaszcza - stwarza przestrzeń dla spotkania.

c) Język, który odrzuca przymus zwycięstwa retorycznego

Język zbudowany na wygrywaniu przestaje być nośnikiem sensu. Staje się wojskowym manewrem - nie dialogiem. Retoryka, która służy wygranej, czyni ze słowa narzędzie dominacji. Tam, gdzie chodzi o to, kto wygra spór - nie ma już miejsca na wspólne poszukiwanie prawdy. Tam, gdzie język staje się instrumentem zwycięstwa, traci się zdolność do widzenia całości. Każde słowo służy wtedy strategii - nie rzeczywistości. Prawda przestaje być wspólnym celem, a staje się zakładnikiem narracji. Przyszłość potrzebuje języka, który nie licytuje się na trafność, ale na wierność. Który nie dominuje, ale służy. Który nie argumentuje przeciw, ale mówi dla.

d) Język, który nie chce „mieć racji” za wszelką cenę

Największym wrogiem prawdy nie jest kłamstwo. Jest nim obsesja posiadania racji. Tam, gdzie każde zdanie musi potwierdzać naszą tożsamość, każda rozmowa staje się testem lojalności wobec własnego obozu. W takim świecie nie słuchamy - tylko czekamy, aż będziemy mogli wtrącić nasze racje.

Bycie w prawdzie nie polega na posiadaniu racji. Polega na gotowości, by ją utracić, jeśli to, co napotykamy, domaga się zmiany. Taki język nie potwierdza naszego istnienia - lecz nas w nim pogłębia. Przyszłość potrzebuje języka pokory. Języka, który nie opiera się na triumfie, lecz na otwartości. Tylko taki język jest w stanie ocalić człowieka od solipsyzmu.

e) Język, który nie oddaje pola kłamstwu, ale też nie ulega złości

Wobec fałszu istnieją dwie pokusy: ucieczka albo agresja. Milczenie lub krzyk. Tymczasem przyszłość potrzebuje języka, który nie ucieka - ale też nie niszczy. Który mówi prawdę - ale mówi ją tak, że nie reprodukuje logiki nienawiści. To wymaga siły. I pokory.

To nie jest język kompromisu. To język odróżnienia. Taki, który staje wobec kłamstwa nie jako oskarżyciel, ale jako świadek. Który nie oddaje pola, ale też nie oddaje się złości. Język taki nie wchodzi w rytm przemocy - ale go zakłóca. Tylko słowo, które nie ulega gniewowi, może być naprawdę wolne. I tylko takie słowo może przynieść ukojenie.

f) Ten język nie może być tylko „stylem” - musi być postawą istnienia

Na końcu trzeba powiedzieć jasno: ten język, o którym mówimy, nie jest nowym „stylem”. Nie jest strategią. Nie jest techniką komunikacji ani zestawem narzędzi. Jest czymś głębszym. Jest ontologiczną decyzją, że chcę istnieć w prawdzie - a nie w reakcji. W obecności - a nie w autoafirmacji.

To nie jest język, który się „wymyśla”. To jest język, który się staje. On nie wypływa z poprawności - ale z doświadczenia. Z przebycia drogi przez milczenie, przez ciemność, przez niemówienie. Z odwagi, by nie mówić dopóki się nie zrozumiało, kim się jest. Taki język nie pojawia się z zewnątrz. Rodzi się w człowieku, który zamilkł, by usłyszeć - i przemówił, by nie zdradzić.

Przyszłość nie zacznie się od nowego narzędzia. Przyszłość zacznie się od nowego słowa. Ale tylko wtedy, gdy to słowo będzie pochodziło z miejsca, które nie należy do systemu. Tylko taki język nie będzie powieleniem świata, ale jego przebudzeniem. Tylko taki język nie będzie odpowiedzią - ale objawieniem. I właśnie tego języka potrzebuje świat. Nie języka poprawnego. Nie języka wygranego. Lecz języka, który daje życie.


VIII. Trzy formy nowej mowy: poezja, modlitwa, świadectwo

a) Poezja - język, który nie wyczerpuje

W epoce, która mierzy wartość wypowiedzi liczbą reakcji, poezja staje się gestem nieposłuszeństwa. Nie służy niczemu. Nie tłumaczy świata, nie upraszcza go, nie porządkuje. Zostawia rzeczy takim, jakimi są - drżącymi, niedopowiedzianymi, nieoswojonymi. Poezja nie mówi: „zrozum mnie”, lecz „bądź obecny”. Tam, gdzie język użytkowy domaga się skrótu i użyteczności, poezja otwiera pęknięcie - zaprasza do wejścia w to, co nieprzydatne, a więc prawdziwe. Nie wytwarza znaczeń na zamówienie. Zachowuje je, przekazuje w ich pierwotnej nieprzejrzystości, pozwala im być. Tylko to, co nieprzezroczyste, może jeszcze ocalać.

Poezja nie prowadzi do zgody ani nie wciąga w konflikt. Nie potrzebuje zwycięstwa. Jej rytm nie eskaluje napięcia - on je rozpuszcza. Poezja nie szuka poklasku, nie chce racji. Zamiast przekonywać, przywołuje obecność - zranioną, rozbitą, ale ciągle obecną. Tam, gdzie wszystkie inne formy mowy domagają się rezultatu, poezja przypomina, że sens nie musi być natychmiastowy. Może dojrzewać w ciszy. Może nigdy nie zostać nazwany. A mimo to - istnieje. Dlatego właśnie w epoce rozszczepienia, kiedy człowiek traci siebie między obrazami, rolami i presją reakcji - poezja jest próbą scalania. Jest językiem wnętrza, które nie krzyczy, lecz trwa.

b) Modlitwa - język skierowany poza pole walki

Jest taka forma mowy, której nie da się użyć przeciwko nikomu. Która nie służy jako narzędzie przekonywania ani nie może zostać zredukowana do argumentu. Modlitwa nie jest wypowiedzią w przestrzeni publicznej. Nie konkuruje. Nie przyciąga uwagi. Nie ma celu. Jest językiem skierowanym nie do drugiego człowieka, lecz do tego, co większe - do obecności, która nie musi odpowiedzieć. W tym sensie modlitwa jest najczystszą formą wypowiedzi - bo nie domaga się skutku.

W świecie, w którym każde słowo ma pełnić funkcję, osiągać rezultat, generować zaangażowanie - modlitwa staje się bezinteresownością. Wypowiada się nie po to, by coś zmienić, ale by coś powierzyć. Nie oczekuje. Nie kalkuluje. Nie odpowiada na nic, co jest „tu i teraz”. Dlatego właśnie może być jedyną przestrzenią naprawdę wolnej mowy. Nie takiej, którą gwarantuje prawo - ale takiej, którą gwarantuje sumienie. Modlitwa nie zna ironii, nie zna cynizmu, nie zna błyskotliwości. Jest mową, która otwiera - nie na świat, lecz na to, co przekracza świat. W niej język nie służy manipulacji ani autoprezentacji - służy obecności. W świecie, w którym każde słowo może zostać wykorzystane przeciwko mówiącemu - modlitwa jest jedynym słowem, którego nie da się przerobić na broń.

c) Świadectwo - język, który nie przekonuje, lecz wytrzymuje

Świadectwo nie chce nikogo pozyskać. Nie udowadnia. Nie używa słów, by zdominować. Świadectwo nie mówi: „mam rację”. Mówi: „oto co widziałem, oto co mnie zraniło, oto czym żyję”. Jest językiem człowieka, który przeszedł przez ciemność - i nie musi tego uzasadniać. Świadectwo nie jest mową silnych. Jest głosem tych, którzy przeszli przez cierpienie i nie zamilkli. Nie dlatego, że chcą mówić - lecz dlatego, że nie mogą już milczeć. To mowa krucha, ale prawdziwa. Mowa, która nie używa retoryki - bo wie, że prawda nie potrzebuje ozdobników.

W świecie, który nagradza krzyk i oburzenie, świadectwo pozostaje niezauważone. Nie błyszczy, nie domaga się uwagi. Ale właśnie dlatego działa najgłębiej. Jest jak szept wypowiedziany nad przepaścią - nie niesie go wiatr, lecz pamięć. Świadectwo mówi: „jestem” - i to wystarcza. Nie próbuje nikogo nawracać ani nikogo zmieniać. Nie szuka zgody ani sprzeciwu. Po prostu wytrzymuje - obecne, niezłomne, otwarte. A może właśnie dlatego jest to jedyny język, który ma szansę być usłyszanym. Nie ponad hałasem - ale poza nim. Nie przez wszystkich - ale przez tych, którzy jeszcze słyszą.

To trzy formy nowej mowy. Poezja - która nie zabija znaczenia. Modlitwa - która nie potrzebuje celu. Świadectwo - które nie wymaga potwierdzenia. Ich wspólnym mianownikiem jest jedno: mowa nie jako narzędzie wpływu, lecz jako forma bycia. Nie po to, by mieć rację - ale po to, by ocalić człowieka. Jeśli przyszłość ma mieć język, będzie to język tych, którzy nie przestali być obecni mimo wszystkiego, co miało ich uciszyć.


IX. Co znaczy mówić inaczej?

Mówić inaczej to przede wszystkim mówić z wnętrza, nie z impulsu. W świecie zalanym sygnałem, przyspieszeniem, koniecznością natychmiastowej reakcji - milczenie nie jest brakiem głosu, lecz formą wewnętrznego skupienia. Tylko to, co przeszło przez głąb człowieka, może być wypowiedziane naprawdę. Wszystko inne jest tylko echem z zewnątrz. Mowa z wnętrza nie jest odpowiedzią - jest aktem. Nie służy do tego, by zyskać przewagę, lecz po to, by uobecnić to, co wcześniej nie miało prawa istnieć.

Mówienie z wnętrza jest radykalnym odrzuceniem automatyzmu językowego, który uczynił z człowieka istotę reaktywną, przewidywalną, rozkodowaną algorytmem społecznych nawyków. Tylko człowiek, który wszedł w głąb siebie - i tam usłyszał ciszę nie będącą pustką, lecz źródłem - może mówić bez przemocy. Bo jego słowa nie są wtedy cytatem z cudzych emocji. Są wydobyciem tego, co w nim nienaruszone. Mówić z wnętrza to znaczy przywrócić mowę jej pierwotnemu sensowi: nie przekazywać informacji, lecz wydobywać obecność.

Mówić inaczej to także uznać, że drugiego człowieka nie trzeba przekonać - wystarczy go nie unicestwić. W paradygmacie dyskusji, w którym każde słowo służy zwycięstwu, nie ma miejsca na spotkanie. Przekonanie staje się formą przemocy: chcę, byś myślał jak ja, byś przyjął moje dane, moje argumenty, moje stanowisko. Ale człowieka nie trzeba zawsze przekonywać. Czasem wystarczy nie odebrać mu godności. Nie wypchnąć go poza granice istnienia. Nie wymazać.

Wielka zmiana polega na tym, że język nie musi dominować, by mieć sens. Może pozostać w trybie obecności, nie w trybie dowodzenia. Spotkanie nie potrzebuje konkluzji. Potrzebuje wierności. Mówić z założeniem, że ten drugi nie musi stać się mną, nie musi przyjąć mojego świata, nie musi się poddać - to powiedzieć: jesteś, i to wystarcza. To nie słabość. To najtrudniejsza forma odwagi: pozwolić komuś trwać poza moim zasięgiem, a mimo to nie odebrać mu światła.

Mówić inaczej to również nie oddawać języka nienawiści tym, którzy chcą nim rządzić. Są tacy, którzy chcą uczynić z języka wyłączny instrument władzy. Władzy nad obrazem, nad tożsamością, nad rzeczywistością. Kolonizują słowa, przekształcają ich znaczenie, używają ich jak narzędzi inżynierii społecznej. I jeśli nie będziemy uważni, zaczniemy mówić tak, jak oni - nawet ich krytykując. Bo język przejmuje kształt tych, którym ulega. Dlatego mówić inaczej to znaczy nie mówić ich słowami. Nie wchodzić w ich ton, w ich rytm, w ich przemoc.

Jeśli oddamy język - oddamy świat. Bo to, co nieopisane własnymi słowami, zaczyna być opisywane cudzym interesem. I wtedy człowiek mówi nie dlatego, że ma coś do powiedzenia - ale dlatego, że został nauczycielską ręką uprzednio uformowany. Mówić inaczej to akt wyzwolenia języka z mechanizmu. To nie retoryka, to nie styl. To gest: nie poddam się logice tej walki. Nie wezmę broni, nawet gdy ją mi podsuwacie jako jedyny sposób wyrażenia siebie. Wybieram inne słowa - i przez to inny świat.

Ale nade wszystko - mówić inaczej to mówić tak, jakby każde słowo miało moc stwarzania lub burzenia rzeczywistości. Bo właśnie taką moc ma. Człowiek nie jest tylko biologiczną obecnością - jest istotą, która tworzy poprzez słowo. To, co nazwane, zaczyna istnieć. To, co nazwane niegodnie - zostaje zniszczone. Słowo może ocalić albo wykluczyć. Może natchnąć albo rozbić. Nie ma słowa, które byłoby neutralne. Każde słowo jest wyborem ontologicznym: albo buduję świat, albo go podważam. Albo przywracam człowieka do bycia - albo go usuwam z królestwa znaczeń.

To nie jest teoria - to praktyka codziennego istnienia. Kiedy mówisz do dziecka, do starca, do przechodnia, do wroga - tworzysz rzeczywistość, którą on przyjmie jako swoją. Albo ją odrzuci, ale już zraniony. Mówić inaczej to mówić tak, jakby każda sylaba miała grawitację - zdolność do zakrzywiania czasu, losów, wnętrza. I właśnie dlatego słowo musi być poprzedzone ciszą. A każda odpowiedź - poprzedzona pytaniem: „czy to, co chcę powiedzieć, jest zdolne do życia?”. Jeśli nie - nie mów. Jeśli tak - mów tak, jakby świat miał zacząć się od nowa.


X. Wnioski: język przyszłości to język, który nie chce wygrać


Nie zbudujemy nowej wspólnoty językiem zwycięzców. Język, który zna tylko tryumf, zna tylko siebie. Język, który zna tylko skuteczność, zapomina o drugim człowieku. A przecież przyszłość nie należy do tych, którzy najgłośniej mówią, ale do tych, którzy słuchają. Nie do tych, którzy chcą przekonać - ale do tych, którzy pozostają wierni, gdy inni już porzucili. Nie do tych, którzy „mają rację”, lecz do tych, którzy potrafią pozostać w prawdzie, nie krzywdząc.

Język przyszłości - jeśli ma istnieć - nie będzie językiem walki. Nie będzie bronią, strategią, sposobem zarządzania obrazem. Nie będzie narzędziem szybkiego efektu. Nie będzie reagował na każdą prowokację, nie będzie odpowiadał na każdą ironię. Jego głównym celem nie będzie wygrywanie. Tylko jeden język ma przyszłość - język, który nie chce zwyciężać, bo wie, że każde zwycięstwo nad drugim człowiekiem pozostawia ślad, którego nie da się usunąć.

To język, który traktuje każde wypowiedziane słowo jak decyzję moralną. Jak dotyk. Jak obecność. Język, który wraca do źródła - nie po to, by znaleźć czystość, ale by odnaleźć siłę bycia dobrym. Nie naiwnie. Nie infantylnie. Lecz głęboko i świadomie. I tu dochodzimy do słowa, którego dzisiejszy świat już prawie nie rozumie - błogosławieństwo.

W świecie stechnicyzowanym, zdominowanym przez wydajność i funkcję, słowo „błogosławieństwo” brzmi jak relikt. Jak echo mszy w kościele, jak fraza religijna, którą zepchnięto na margines. Kojarzy się z rytuałem, nie z rzeczywistością. Z przeszłością, nie z teraźniejszością. Ale może to nie słowo jest przestarzałe - tylko my straciliśmy zdolność, by je usłyszeć?

Błogosławieństwo nie oznacza egzaltacji. Nie oznacza zgody na wszystko. Nie oznacza braku granic. W językach świata - od łacińskiego benedicere, przez słowiańskie blagosłovit’, po chińskie 赐福 (cì fú)i hebrajskie בְּרָכָה (berakha) - błogosławieństwo to zawsze coś więcej niż tylko „dobre słowo”. To udzielenie przestrzeni życia. To powiedzenie: niech twoje istnienie ma miejsce w świecie.

W języku przyszłości każde słowo będzie właśnie takie - albo błogosławieństwem, albo raną. Nie będzie już przestrzeni pośredniej. Nie będzie słów obojętnych, które „nic nie znaczą”. Albo słowo podnosi, albo przygniata. Albo stwarza, albo niszczy. Dlatego przyszłość należy do tych, którzy wybiorą błogosławieństwo - nie jako religijną formułę, ale jako postawę istnienia.

To wybór innego języka. Języka, który nie udowadnia, tylko współistnieje. Który nie kategoryzuje, tylko widzi. Który nie szuka przewagi, ale obecności. To język, który nie musi mieć ostatniego słowa - bo pierwsze słowo, wypowiedziane z miłością, już wystarczy. Niech każde słowo będzie miejscem, w którym drugi człowiek może przetrwać. Bo tylko wtedy przetrwa świat.






Maciej Świrski

Założyciel Reduty Dobrego Imienia - Polskiej Ligi Przeciw Zniesławieniom (http://reduta-dobrego-imienia.pl), bloger Szczurbiurowy, w l. 2006-2009 wiceprezes Polskiej Agencji Prasowej.



polityce.pl/kultura/736162-slowo-ktore-nie-rani-ku-nowemu-jezykowi



Zyski ze "straszenia wojną"


– Chcesz pokoju, szykuje się do wojny – przypomniał. – W Polsce przez ostatnie 30 lat zapominano o tej maksymie i skutki były fatalne dla bezpieczeństwa państwa polskiego – dodał. 


No, ale jak to???

Przecież media cały ten czas, całe 30 lat powtarzały jak mantrę, że grozi nam  "inwazja ze wschodu", a nawet - "ruska inwazja", w tę retorykę wpisywał się publicysta Michałkowicz, który też jak mantrę powtarzał - "w Polsce rzondzi ruska agentura, ruska razwietka!" - i nikt nic z tym nie robił? Media mówiły, więc kto "zapomniał"?

Media nie zapomniały, tylko służby odpowiedzialne za nasze bezpieczeństwo nic w tym kierunku nie robiły - za to są jakieś konsekwencje?

Bardzo pokrętne są słowa pana generała, bo trochę jednak zaprzecza faktom, wszak media mówiły, nie można więc twierdzić, że "30 lat zapominano o tej maksymie".


Rozmówcy podkreślili, że najważniejszym celem jest, aby Polska uniknęła ewentualnej wojny, aby polskie władze nie pozwoliły Polski w żadną wojnę wmanewrować.
 

Aha.

Czyli wojny - albo "ewentualne wojny" -  biorą się stąd, że jest się w nie "wmanewrowanym", jak się jest nieuważnym, tak?

Ciekawe...


Generał powiedział, że dziś Polacy są na potrzeby polityczne na siłę straszeni wojną, co nie znaczy, że jej wybuch nie jest możliwy, szczególnie biorąc pod uwagę propagandę Kremla wobec rosyjskiego społeczeństwa o zagrożeniu ze strony Zachodu.

Ej, o co tu chodzi?

Czyli jak 30 lat media "straszyły nas wojną" - co przecież mogło też zdecydować o naszej decyzji o przystąpieniu do NATO i do UE - to teraz też nas straszą? Mamy do czegoś nowego przystępować?? A do czego?

Jak pan generał odróżnia "nas straszą" od "niestraszenia" ??

Skoro pan generał wiedział, że zbliża się wojna, a "przez ostatnie 30 lat zapominano o tej maksymie" - to dlaczego nie monitował w tej sprawie?

Bardzo pokrętny wywiad, który całkowicie ignoruje fakt, że media 30 lat straszyły nas ruską inwazją, która nie nastąpiła, a teraz, kiedy Rosja przystąpiła do wojny z Ukrainą - a więc faktycznie ruszyła machina wojenna - pan genereła mówi, że "Polacy są na potrzeby polityczne na siłę straszeni wojną".




Czyli 
- 30 lat byliśmy straszeni wojną
- nadal straszy się nas wojną


ale żadnej wojny nie będzie, bo to jest "na potrzeby polityczne"

pytanie więc:
- kto i w jakim celu przez 30 lat straszył nas wojną oraz
- dlaczego nikt z tym nic nie robił - ani nie zaprzeczał, ani nie szykował się do ewentualnej wojny
- dlaczego nadal straszy się nas wojną?






przedruki



"Polska buduje armię jednorazowego użytku". Gen. Samol mówi, co zmienić




W mocnym wywiadzie na kanale Piotra Zychowicza gen. Bogusław Samol mówił o wojnie Rosji i Ukrainą i stanie polskich sił zbrojnych.


W nowym odcinku na kanale "Historia realna" Piotr Zychowicz przeprowadził wywiad z generałem Bogusławem Samolem, byłym dowódcą Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego, wykładowcą Akademii Sztuki Wojennej.

Punktem wyjścia rozmowy była wypowiedź głównodowodzącego wojsk NATO w Europie generała Alexusa Grynkewicha, że w 2027 roku Rosja będzie gotowa – nie zaatakuje, ale będzie gotowa – do ataku na wschodnią flankę NATO. Atak mógłby być skoordynowany z uderzeniem Chin na Tajwan.
Polacy straszeni wojną, ale zagrożenie istnieje

Rozmówcy podkreślili, że najważniejszym celem jest, aby Polska uniknęła ewentualnej wojny, aby polskie władze nie pozwoliły Polski w żadną wojnę wmanewrować. Jednocześnie gen. Samol zwrócił uwagę, że z samej istoty rzeczy w czasie pokoju każde państwo w razie czego przygotowuje się do wojny. 

– Chcesz pokoju, szykuje się do wojny – przypomniał. – W Polsce przez ostatnie 30 lat zapominano o tej maksymie i skutki były fatalne dla bezpieczeństwa państwa polskiego – dodał. 

Wyraził zadowolenie, że rządy podjęły decyzję o zmianie podejścia i rozbudowaniu sił zbrojnych, ale wciąż pozostają rzeczy do poprawy, czy zmiany.

Generał powiedział, że dziś Polacy są na potrzeby polityczne na siłę straszeni wojną, co nie znaczy, że jej wybuch nie jest możliwy, szczególnie biorąc pod uwagę propagandę Kremla wobec rosyjskiego społeczeństwa o zagrożeniu ze strony Zachodu.

Gen. Samol: Rosja wygra z Ukrainą

Wykładowca podkreślił, że nie mamy wystarczających danych, aby w pełni ocenić stan rosyjskiej armii i powtórzył wielokrotnie wyrażana ocenę, że Moskwa nie otworzy drugiego frontu, dopóki trwa wojną z Ukrainą. Jego zdaniem, gdyby zdecydowali się w przyszłości na atak, celem nie byłyby kraje bałtyckie, tylko Polska.

W wywiadzie mowa była o potencjale militarnym Rosji i sytuacji na Ukrainie. Generał przypomniał, że sytuację można opisać określeniem pełzającej ofensywy Rosji. Zwrócił też uwagę na niedawny wywiad Putina, w którym stwierdził on, że Rosjanie mają czas w przeciwieństwie do armii ukraińskiej, której brygady mają często jedynie 40-50 procent ukompletowania kadrowego.

Gen. Samol powiedział, że strona rosyjska koncentruje się obecnie na opanowaniu całego Donbasu i będzie następnie próbowała dojść do linii Dniepru. Zwrócił uwagę, że mimo silnych sankcji, rosyjski przemysł funkcjonuje, a jednocześnie kraj ten jest samowystarczalny surowcowo. Rosja ma też sojusze i poparcie międzynarodowe w różnych państwach na wszystkich kontynentach poza kolektywnym Zachodem. 

– Rosja prędzej czy później wygra wojnę z Ukrainą – powiedział wojskowy, podkreślając bohaterstwo wojsk ukraińskich i znaczenie pomocy Zachodu.


"Mogą dojść do Dniepru"

W jego ocenie Rosjanie nie angażują teraz na Ukrainie takich sił, jakich być może by mogli, bo są w trakcie odbudowywania strat z lat 2022, 2023, odtwarzania zdolności operacyjnych i przygotowań do kolejnej militarnej batalii.

– Tym zgrupowaniem, które teraz Rosjanie mają w Donbasie, nie są w stanie do końca roku rozbić Ukrainy, jeżeli Ukraina dostaje pomoc finansową i materiałową. Niemniej jednak mogą ich do końca roku zepchnąć do linii Dniepru. Ale to nie znaczy, że nastąpi pokój. Być może Ukraina zostanie zmuszona do zawieszenia broni i Rosjanie na to przystaną – powiedział generał. Dodał, że Rosjanie nie są jednak głupi, żeby wówczas zostawić ukraińską armię na swojej lewej flance i wyprawić się militarnie przez Białoruś na NATO. 

– Wydaje mi się, że do tego nie dojdzie – ocenił. Jego zdaniem Putin musiałby najpierw pokonać Ukrainę.


"Polska buduje armię jednorazowego użytku"

W dalszej części programu Samol powiedział, że w Polsce w istocie nie ma zaktualizowanej strategii bezpieczeństwa narodowego, wobec tego nie ma też bazy przemysłowej w tej kategorii. Generał omówił tę kwestię, podając szereg przykładów, tłumacząc, że politycy powinni potrafić zapewnić wojsku tyle amunicji i uzbrojenia, ile wojsko potrzebuje i oczekuje. Tymczasem politycy są za bardzo skoncentrowali na sporach między sobą.

Rozmówca Piotra Zychowicza podkreślił, że polska generalicja powinna wywrzeć na polityków większą presję m.in. w zakresie źródeł pochodzenia sprzętu wojskowego. 

– Polska buduje dzisiaj armię jednorazowego użytku. W jego ocenie, gdyby doszło do wojny z Rosją, to Polska nie uzupełni strat czołgów i części zapasowych, które kupuje w Korei Południowej, ponieważ Korea Południowa będzie wówczas szachowana przez Koreę Północną i nie wyśle sprzętu.

Co?

"Wojskowi nie mają nic do powiedzenia"

Gen. Samol mówił, że kłopot leży również w kwestii amunicji. – Niedawno jeden z wiceministrów ogłosił, że produkcja amunicji w Polsce do haubic będzie się opierała na komponentach z pięciu państw. Czy ktoś ma wyobraźnię, w jaki sposób jest prowadzona wojna? – zapytał.

– Dlaczego tak jest? Bo wojskowi nie mają nic do powiedzenia. To jak ci wojskowi mają zbudować strategię wojskową i odpowiednie zdolności operacyjne? Cieszę się, że jest decyzja polityczna, że są pieniądze na wojsko, ale na tym się powinno skończyć. Wojskowi powinni wskazywać, skąd pozyskiwać sprzęt, a politycy powinnitylko kontrolować, w jaki sposób wydawane są pieniądze – powiedział gen. Samol. – Zasadniczy sprzęt i amunicja powinny być produkowane w Polsce – podkreślił.





Wszyscy myślimy, że o obronności kraju decyduje wojsko, tymczasem...


– Dlaczego tak jest? Bo wojskowi nie mają nic do powiedzenia.


To kto w końcu rządzi w tym k-raju?

Bankierzy?



W 2024 roku banki zarobiły 42 mld zł. 

Zysk wzrósł o ponad 50 proc.

W całym 2023 r. zysk sektora bankowego wyniósł 25,9 mld zł.





Były premier Mateusz Morawiecki postuluje nałożenie podatku od nadmiarowych zysków sektora bankowego. 

– Niech wreszcie dołożą się do portfeli polskich kredytobiorców – powiedział polityk PiS.


Do tej pory kwestię opodatkowania nadmiarowych zysków banków podnosiła Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz z Polski 2050. Minister funduszy i polityki regionalnej kilkukrotnie wskazywała, że istnieje konieczność wprowadzenia takiego rozwiązania. Pozyskane z tego źródła środki mogłyby zostać przeznaczone na obronność. Teraz z podobnym postulatem wystąpił były premier Mateusz Morawiecki.

– Jest jeden sektor, który się świetnie trzyma – sektor bankowy. Wynik netto banków to 43 mld. Średniorocznie, w czasie kiedy ja byłem premierem, to było 12, 13, 14 mld, był jeden outlier, rok, kiedy to było chyba 23 mld. […] Ale 43 mld? Na wysokich kosztach rat kredytowych, na plecach kredytobiorców, którzy z krwawicą swoją płacą raty kredytowe? – pytał poseł PiS podczas środowej konferencji prasowej.

Morawiecki wezwał rząd Donalda Tuska do "natychmiastowego" opodatkowania banków i wykorzystania pozyskanych w ten sposób środków do zwiększenia budżetu na obronność lub na "ulżenie polskim kredytobiorcom".

– Ja pokazałem już zręby tego programu, mogę pokazać bardzo dokładnie w najbliższym tygodniu, jak to można przeprowadzić, jeśli oni nie potrafią. W czasie kiedy ja byłem ministrem rozwoju, finansów, potem premierem, nałożyliśmy podatek na banki. Banki płacą do dzisiaj grzeczniutko ten podatek. Ale te nadmiarowe zyski, a tam są też spółki Skarbu Państwa, dlatego o tym mówię, bo tam są dwa największe polskie banki […], mają gigantyczną kasę. Niech wreszcie dołożą się do portfeli polskich kredytobiorców – wskazał poseł.

Zyski banków w Polsce

W lutym Narodowy Bank Polski informował, że zysk netto sektora bankowego za cały rok 2024 przekroczył 42 mld zł i zwiększył się o 51,9 proc., licząc rok do roku.

Na koniec grudnia 2024 r. w sektorze bankowym funkcjonowało 517 banków (28 banków komercyjnych z wyłączeniem Banku Gospodarstwa Krajowego i 489 banków spółdzielczych).

W całym 2023 r. zysk sektora bankowego wyniósł 25,9 mld zł.


-----

...nałożyliśmy podatek na banki. Banki płacą do dzisiaj grzeczniutko ten podatek
Niech wreszcie dołożą się do portfeli polskich kredytobiorców – wskazał poseł.

Tu nie chodzi oto, żeby banki zabierały ludziom pieniądze i przekazywały do budżetu, tylko, żeby banki tych pieniędzy ludziom nie zabierały.

Tych... "nadmiarowych zysków"....






30 lat Polska była rządzona na zasadzie:

"skoro jest źle, widocznie ma być źle, tak to jest zaplanowane..", 

tymczasem za rządów pana Morawieckiego przez blisko 8 lat odeszliśmy od tego sposobu rządzenia i nagle ku naszemu zakoczeniu budżet napełnił się pieniędzmi po sam sufit... jak to możliwe, że ci co osiągali zyski z zasady "skoro jest źle, widocznie ma być źle, tak to jest zaplanowane..", nagle zrezygnowali ze swoich zysków... ?

Istnieje coś takiego jak "nadmiarowe zyski"???

Zaraz mi się przypomina Plaga cmentarna i pan redaktor, który dokładnie wie, kto ile powinien mieć w kieszeniach...

Skąd pan premier wie, od kiedy - od jakiego poziomu - zyski są "nadmiarowe"?



A kufry bankierów?
Skąd wziął się ten zysk za 2024 rok?

Z działalności biznesowej, czy z "haraczu" za korzystanie z banku?

Bank działa na zasadzie:

- ludzie przynoszą mi pieniądze i ja nimi obracam, korzystając z efektu skali - zarabiam krocie

tak zawsze było, tak mało być, ale dzisiaj...

- ludzie przynoszą mi pieniądze, którymi ja obracam i na tym zarabiam i ludzie płacą mi za to, że mi je przynoszą-  opłatą za konto i za kartę i procent... , żeby ja mógł na nich zarabiać obracając nimi, bo ja mam "koszta", które ponoszę  z tytułu, że mi je przynoszą, bo każdemu muszę założyć osobne konto, osobną przegródkę w komputerze (czy one wszystkie zmieszczą mi się w jednym komputerze?), zapłacić kasjerom i obsłudze w banku, sprzątaczom, podatki od nieruchomości, podatek dla Morawieckiego itd itd, to wszystko kosztuje, więc płaci za to klient, bo ja przecież nie mogę ponosić straty, że mam dużo klientów, których obsługę muszę opłacić, każdemu założyć osobne konto, osobną przegródkę w tabelce, wydać kartę do bankomatu, wyprodukować te kartę, opłacić konwojenta co zawozi gotówkę do bankomatu, opłacić obsługę informatyczną banku, zabepieczenia, każdemu osobne konto stworzyć, osobne konto na zyski ponadnormatywne... no przecież to są moje koszta, ja nie będę sobie od zysku odejmować, żeby każdemu założyć osobne konto, zapłacić kasjerom i obsłudze w banku, sprzątaczom, podatki od nieruchomości...

Tak?
Tak się robi?



Bank działa na zasadzie:

- ludzie przynoszą mi pieniądze i ja nimi obracam, korzystając z efektu skali - zarabiam krocie... a dokładnie:


ludzie POŻYCZAJĄ swoje pieniądze bankowi, by ten obracając nimi - zarabiał





Kufry bankierów napełniły się pieniędzmi szczególnie po 2023 roku...









maciejsynak.blogspot.com/2025/02/zyski-bankow-2.html

dorzeczy.pl/opinie/760176/gen-samol-polska-buduje-armie-jednorazowego-uzytku.html

dorzeczy.pl/ekonomia/754011/natychmiast-opodatkowac-morawiecki-wskazuje-na-banki.html