Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

środa, 23 lipca 2025

Prawo jazdy, a prawo myślenia...








przedruk






Ważne informacje dla milionów kierowców. Wszyscy będą przechodzić okresowe badania

12.05.2025 10:16

Według danych Centralnej Ewidencji Kierowców około 15 milionów Polaków posiada obecnie prawa jazdy bez terminu ważności. Już niebawem wszyscy będą musieli wymienić swoje dokumenty na nowe, terminowe, których otrzymanie będzie się wiązało każdorazowo z przejściem badań lekarskich i otrzymaniem pozytywnego orzeczenia.


Co musisz wiedziećWymiana praw jazdy zaplanowana jest na pięć lat: od 19 stycznia 2028 r. do 18 stycznia 2033 r.
Według danych CEK ok. 15 mln Polaków posiada prawa jazdy bez terminu ważności.
Opłata za wymianę dokumentu wynosi średnio 100 zł, badania 200 zł.


Zgodnie z obowiązującym już prawem (Ustawa z dnia 5 stycznia 2011 r. o kierujących pojazdami, Dz.U. 2011 nr 30 poz. 151) wszystkie bezterminowe prawa jazdy wydane przed 19 stycznia 2013 r. będą musiały zostać wymienione na dokumenty z terminem ważności. Jak donosi ''Rzeczpospolita'', proces zaplanowany jest na pięć lat: od 19 stycznia 2028 r. do 18 stycznia 2033 r.

Dla milionów kierowców będzie się to wiązało z koniecznością przejścia badań lekarskich. Lekarz medycyny pracy będzie oceniał m.in. wzrok, słuch, koordynację ruchową i ewentualne przewlekłe choroby. Dla części seniorów może to oznaczać koniec jazdy za kółkiem. Bez pozytywnego orzeczenia uprawnień nie da się przedłużyć.

Zgodnie z przepisami osoby wymieniające prawo jazdy będą musiały okazać aktualne zaświadczenie lekarskie. Chociaż obecnie nie ma obowiązku regularnego odnawiania prawa jazdy po 65. roku życia (jak w niektórych krajach Unii Europejskiej), badanie podczas wymiany dokumentu stanie się obowiązkowe również dla tych, którzy wcześniej posiadali prawo jazdy "dożywotnio".


Nowe prawo wykluczy osoby stwarzające niebezpieczeństwo

Nowe przepisy nie są jednak wymierzone przeciwko osobom starszym, lecz mają na celu zwiększenie bezpieczeństwa na drogach. Wraz z wiekiem obniża się zdolność widzenia, słyszenia i koncentracji, co negatywnie wpływa na czas reakcji w sytuacjach nagłych, takich jak wtargnięcie pieszego na jezdnię czy gwałtowne hamowanie pojazdu jadącego z przodu. Dzięki obowiązkowym badaniom możliwe będzie wykluczenie z ruchu drogowego osób, które nie są już w stanie bezpiecznie prowadzić pojazdu.


Operacja potrwa pięć lat

Według danych Centralnej Ewidencji Kierowców około 15 milionów Polaków posiada obecnie prawa jazdy bez terminu ważności. Znaczna część tej grupy to osoby powyżej 60. roku życia, które uzyskały uprawnienia jeszcze w XX wieku. Wymiana dokumentów będzie więc ogromnym przedsięwzięciem logistycznym, zaplanowanym na pięć lat.

Opłata za wymianę dokumentu wynosi średnio 100 zł, natomiast koszt badania lekarskiego to około 200 zł.





Autor: Justyna Foksowicz,kor.
Źródło: polsatnews


Zakaz smartfonów


że mandaty na kierowców są "potrzebne", to władza wie, że kierowców trzeba egzaminować z nabytych na całe życie umiejętności co 15 lat ( i kasować 300 zł...) to władza wie, ale że dzieciom smartfony szkodzą - tego władza sama nie wie, trzeba im to powiedzieć...





przedruk






Instytut Spraw Obywatelskich apeluje o zakaz smartfonów w szkołach od września 2025 roku

12.05.2025 09:17


Instytut Spraw Obywatelskich (ISO) wystosował apel do Minister Edukacji Barbary Nowackiej o wprowadzenie od 1 września 2025 roku powszechnego zakazu używania smartfonów, tabletów i innych urządzeń mobilnych w żłobkach, przedszkolach i szkołach podstawowych. Zakaz miałby obowiązywać przez trzyletni okres próbny i dotyczyć zarówno uczniów, jak i personelu placówek.



ISO argumentuje, że obecne przepisy pozostawiają decyzję o ograniczeniach technologicznych w gestii poszczególnych szkół, co prowadzi do niejednolitych praktyk i konfliktów z rodzicami. Organizacja podkreśla potrzebę wprowadzenia centralnej regulacji, która ujednolici zasady higieny cyfrowej w placówkach oświatowych.

W apelu wskazano na szereg negatywnych skutków nadmiernego korzystania z urządzeń mobilnych przez dzieci, takich jak:

Problemy ze wzrokiem – nawet co trzeci pierwszoklasista może mieć problemy ze wzrokiem.
Trudności z koncentracją i zapamiętywaniem.
Izolacja społeczna i utrata zdrowych relacji rówieśniczych.
Podatność na niewłaściwe wzorce promowane w mediach społecznościowych.
Zagrożenia cyberprzemocą.


ISO powołuje się na badania i zalecenia międzynarodowych organizacji, takich jak UNESCO, które informuje, że prawie co czwarty kraj na świecie wprowadził zakaz używania smartfonów w szkołach. Ponadto, Amerykańska Akademia Pediatryczna i Kanadyjskie Towarzystwo Pediatryczne zalecają, by dzieci w wieku przedszkolnym w ogóle nie korzystały z tabletów.

Instytut przypomina również słowa prof. Manfreda Spitzera, niemieckiego psychiatry i neurobiologa, który ostrzega przed negatywnym wpływem smartfonów na zdrowie i rozwój dzieci:


„Każdy dzień bez smartfona jest dobrym dniem. W momencie, gdy dasz dziecku smartfon, będziesz walczyć każdego dnia – nie używaj go tutaj, nie używaj go teraz etc. Dlatego moje rekomendacje dla rodziców są takie – póki dziecko nie skończy trzynastu, czternastu lat – żadnego smartfona. Jeszcze raz – im dłużej jesteś w stanie odroczyć ten moment, tym lepiej dla twojego dziecka. Nie ma innej odpowiedzi”.

Apel ISO zbiega się z wynikami badań Centrum Badania Opinii Społecznej (CBOS), które wskazują, że 73% Polaków popiera zakaz korzystania ze smartfonów przez uczniów w szkołach, a 71% opowiada się za wprowadzeniem jednolitych, ogólnokrajowych regulacji w tej kwestii.

Instytut Spraw Obywatelskich od lat prowadzi kampanię na rzecz wprowadzenia zasad higieny cyfrowej w polskich placówkach oświatowych, podkreślając potrzebę ochrony dzieci przed negatywnymi skutkami nadmiernego korzystania z technologii.



Autor: Konrad Wernicki
Źródło: Instytut Spraw Obywatelskich
Data: 12.05.2025 09:17







Instytut Spraw Obywatelskich apeluje o zakaz smartfonów w szkołach od września 2025 roku


Maiden Castle

 



przedruk

tłumaczenie automatyczne




Zamek Dziewiczy – masakra, która nigdy się nie wydarzyła








Dwa szkielety wykopane przez Mortimera Wheelera w latach 30. XX wieku, datowane na I wiek n.e. Obie te osoby noszą rany od broni strzelonej, a jeden z nich ma wbity w kręgosłup grot włóczni, wcześniej interpretowany (błędnie) jako bełt rzymskiej balisty.

Ponowna analiza pochówków, w tym nowy program datowania radiowęglowego, ujawniła, że zamiast umierać w pojedynczym, katastrofalnym wydarzeniu, ludzie padali w okresach śmiertelnej przemocy obejmujących wiele pokoleń, rozłożonych na okres od końca I wieku p.n.e. do początku I wieku n.e. Sugeruje to epizodyczne okresy rozlewu krwi, być może będące wynikiem lokalnych zamieszek, egzekucji lub wewnętrznych walk dynastycznych w dziesięcioleciach poprzedzających rzymski podbój Brytanii.

Nowe badania przeprowadzone przez archeologów z Uniwersytetu w Bournemouth (BU) ujawniły, że ciała odzyskane z "cmentarza wojennego" wcześniej przypisywanego rzymskiemu podbojowi Brytanii w grodzie Maiden Castle z epoki żelaza w Dorset nie zginęły w żadnym dramatycznym wydarzeniu.

Dr Martin Smith, profesor nadzwyczajny antropologii sądowej i biologicznej, który analizował ciała, powiedział: "Znalezienie dziesiątek ludzkich szkieletów wykazujących śmiertelne obrażenia od broni nigdy nie było wątpliwe, jednak dzięki systematycznemu programowi datowania radiowęglowego byliśmy w stanie ustalić, że osoby te zmarły w ciągu dziesięcioleci, a nie w wyniku jednego strasznego wydarzenia".

"Cmentarz wojenny" w grodzie Maiden Castle z epoki żelaza w Dorset jest jednym z najsłynniejszych brytyjskich odkryć archeologicznych. Odkryte w 1936 roku, wiele z odkopanych szkieletów miało wyraźne ślady urazu głowy i górnej części ciała. Sir Mortimer Wheeler zasugerował, że ówczesne kierowniki wykopalisk były "śladami bitwy", spowodowanymi podczas wściekłej, ale ostatecznie daremnej obrony grodu przed wszechogarniającym legionem rzymskim. Barwna relacja Wheelera o ataku na rodzimy gród i masakrze jego obrońców przez najeźdźców Rzymian, została przyjęta jako fakt, stając się ikonicznym wydarzeniem w popularnych narracjach brytyjskiej "Island Story".



Wykopany cmentarz wojenny i legendarny bełt balisty, który w rzeczywistości był lokalnym ostrzem oszczepu.



Główny pracownik naukowy w dziedzinie archeologii prehistorycznej i rzymskiej na BU i dyrektor wykopalisk, dr Miles Russell, powiedział: "Od lat 30. XX wieku historia Brytyjczyków walczących z Rzymianami w jednym z największych grodzisk w kraju stała się stałym elementem literatury historycznej. Druga wojna światowa zbliżała się wielkimi krokami, więc nikt nie był gotów kwestionować jej wyników. Opowieść o niewinnych mężczyznach i kobietach z miejscowego plemienia Durotriges, którzy zostali wymordowani przez Rzym, jest przejmująca i przejmująca. Pojawia się w niezliczonych artykułach, książkach i dokumentach telewizyjnych. Stało się to decydującym momentem w historii Wielkiej Brytanii, oznaczającym nagły i gwałtowny koniec epoki żelaza.

Dr Russell dodaje: "Problem polega na tym, że wydaje się, że to się nie wydarzyło. Niestety, dowody archeologiczne wskazują obecnie na to, że jest to nieprawda. Był to przypadek, w którym Brytyjczycy zabijali Brytyjczyków, a zmarli byli chowani w dawno opuszczonej fortyfikacji. Armia rzymska popełniła wiele okrucieństw, ale nie wydaje się, aby to było jednym z nich.


Plan sytuacyjny Wheelera i Gordona, Maiden Castle, Dorset 1934-7 (Piggott 1978:58-9, Rysunek 41).

Martin Smith skomentował dalej: "Na pogląd Wheelera prawdopodobnie wpłynęło bezpośrednie zagrożenie inwazją w jego czasach. Ale to powiedziawszy, w rzeczywistości mogą istnieć paralele, które są nadal aktualne. Tak jak po drugiej stronie kanału La Manche w 1944 r. było dla wszystkich jasne, że inwazja nadchodzi, choć nikt nie mógł być pewien, gdzie i kiedy, podobnie wzrost konfliktu w południowej Brytanii może być wynikiem rosnących obaw, że inwazja Rzymu jest tylko kwestią czasu.

Badacz archeologii Paul Cheetham z Bournemouth powiedział: "Przenikanie się różnych kulturowych praktyk pogrzebowych w tym samym czasie pokazuje, że uproszczone podejścia do interpretacji cmentarzysk archeologicznych muszą zostać zakwestionowane. Mamy tu do czynienia albo z wieloma odrębnymi kulturami żyjącymi i umierającymi razem, albo z tym, że prawo do pochówku jednostki było określone przez złożone reguły społeczne i/lub hierarchiczne podziały w społeczeństwie epoki żelaza.

Badania te zrodziły również dalsze pytania o to, co może jeszcze leżeć nieodkryte w Maiden Castle. Paul Cheetham skomentował: "Chociaż wykopaliska Wheelera były doskonałe same w sobie, był on w stanie zbadać tylko część tego stanowiska. Jest prawdopodobne, że większa liczba pochówków wciąż pozostaje nieodkryta wokół ogromnych wałów".

Wyniki badań zostały opublikowane w najnowszym tomie Oxford Journal of Archaeology.

BRZEMIENNY W WIELKĄ TRAGEDIĘ: KONTEKSTOWE I CHRONOLOGICZNE PONOWNE ROZWAŻENIE DZIEWICZEGO ZAMKU Z EPOKI ŻELAZA "CMENTARZ WOJENNY" (ANGLIA) – Smith – Oxford Journal of Archaeology – Wiley Online Library






Zdjęcie główne: Alan Denny, CC BY-NC-SA 2.0 https://www.flickr.com/photos/alandenney/19288966659




www.bajr.org/maiden-castle-the-massacre-that-never-happened/











Serce marszałka







przedruk





12.05.2025, 08:23


90 lat temu zmarł Józef Piłsudski. Tak pisała o nim "Gazeta Polska" w 1935 roku


Marszałek Józef Piłsudski zmarł 12 maja 1935 r. Został pochowany na Wawelu, a jego serce w Wilnie przy matce. "Niech dumne serce u stóp dumnej matki spoczywa" - zaznaczył w testamencie. Uroczystości pogrzebowe objęły całą ówczesną Polskę. Każdy chciał złożyć hołd jednemu z Ojców Niepodległości. "Gazeta Polska" 90 lat temu szczegółowo opisywała tamte wydarzenia.


Autor: Sabina Treffler

własne - Gazeta Polska Śmierć Józefa Piłsudskiego poruszyła serca wszystkich Polaków

Z wyjątkiem wąskiego grona podwładnych mało kto wiedział o pogarszającym się stanie zdrowia Piłsudskiego. Coraz częściej gorączkował, bardzo źle sypiał, pojawiła się również opuchlizna nóg. Od stycznia 1935 r. występowały silne ataki bólów.
Reklama
"Później zaczęły zjawiać się wymioty. Wszystkie te objawy Marszałek przypisywał niedyspozycjom przewodu pokarmowego i począł stosować dietę. A więc najpierw zrezygnował z potraw ciężkostrawnych, potem zaczął ograniczać porcje, aż wreszcie rozpoczął głodówkę leczniczą"

– wspominał adiutant Piłsudskiego Mieczysław Lepecki.

Pomimo nalegań opiekującego się nim dr. Marcina Woyczyńskiego, aby przerwał głodówkę, Piłsudski nadal ją prowadził. "Metoda ta - wspominał Lepecki - odnosiła początkowo pewne sukcesy. Mdłości pokazywały się rzadko, bóle również. Wciąż tylko rosło osłabienie. Marszałek począł stopniowo redukować wszelkie wysiłki fizyczne. Ograniczył, a potem zupełnie zniósł spacery po swoim gabinecie, coraz rzadziej zaglądał do mego pokoju, pasjanse nawet wolał, aby mu układać, nie chcąc męczyć się samemu".


Na operację było za późno

Zdaniem prof. Andrzeja Garlickiego, autora biografii marszałka: "Kuracja głodowa, którą zaaplikował sobie Piłsudski, mogła być symptomem kolejnego stadium choroby. Po prostu utraty apetytu w rezultacie odrzucania przez organizm pokarmów. Ale w owym czasie bardzo modne było oczyszczanie organizmu przez odpowiednią dietę, a właściwie głodówkę. (...) Gwałtowna utrata wagi, o której wspominają wszyscy, którzy stykali się z Piłsudskim w tych ostatnich miesiącach, była zapewne rezultatem nie owej głodówki, a rozwijającej się już szybko choroby nowotworowej. Nie sposób ustalić, jak długo choroba ta trwała. Odmienności indywidualne procesu chorobowego są bowiem w chorobach nowotworowych bardzo duże".


21 kwietnia Piłsudski, po długich namowach, zgodził się wreszcie na przybycie z Wiednia prof. Karla Wenckebacha, znanego specjalisty od chorób nowotworowych. Cztery dni później przeprowadzono badania. Diagnoza nie pozostawiała nadziei: nowotwór złośliwy wątroby nie nadający się do operowania. Informację tę przekazano gen. Składkowskiemu, który o wyniku badań poinformował prezydenta i premiera.


Ostatnia wola: Wawel i Wilno

W następnych dniach marszałek Piłsudski spisał swoją ostatnią wolę.


"Nie wiem czy nie zechcą mnie pochować na Wawelu. Niech! Niech tylko moje serce wtedy zamknięte schowają w Wilnie gdzie leżą moi żołnierze co w kwietniu 1919 roku mnie jako wodzowi Wilno jako prezent pod nogi rzucili. Na kamieniu czy nagrobku wyryć motto wybrane przeze mnie dla życia »Gdy mogąc wybrać, wybrał zamiast domu/ Gniazdo na skałach orła, niech umie/ Spać, gdy źrenice czerwone od gromu/ I słychać jęk szatanów w sosen zadumie/ Tak żyłem«. A zaklinam wszystkich co mnie kochali sprowadzić zwłoki mojej matki z Sugint Wiłkomirskiego powiatu do Wilna i pochować matkę największego rycerza Polski nade mną. Niech dumne serce u stóp dumnej matki spoczywa. Matkę pochować z wojskowymi honorami ciało na lawecie i niech wszystkie armaty zagrzmią salwą pożegnalną i powitalną tak by szyby w Wilnie się trzęsły. Matka mnie do tej roli jaka mnie wypadła chowała. Na kamieniu czy nagrobku Mamy wyryć wiersz z »Wacława« Słowackiego zaczynający się od słów »Dumni nieszczęściem nie mogą«. Przed śmiercią Mama mi kazała to po kilka razy dla niej czytać".

– napisał marszałek.

4 maja marszałek Piłsudski przewieziony został do Belwederu. Tydzień później nastąpił krwotok z ust. Ostatnie chwile życia Piłsudskiego 12 maja tak opisywał w swoim diariuszu adiutant marszałka w Belwederze rotmistrz Aleksander Hrynkiewicz: "Ksiądz zaczyna modlitwy, podają oleje święte, którymi namaszczono rytuałem przewidziane miejsca, na głowie Komendanta. Otoczenie klęczy i modli się. Rodzina wpatrzona w oblicze Komendanta z niemym bólem, niezupełnie jeszcze świadoma tragedii nadchodzącej chwili. Zbliża się kres życia Komendanta, to widzi się i czuje bez słów i wyjaśnień. (...) Komendant szklistym i nieruchomym wzrokiem patrzy w przestrzeń jakby czynił przegląd obrazu swego bohaterskiego i tragicznego życia. Jakieś myśli, jakąś wolę objaśnia słabym ruchem rąk, które za życia i w czasie choroby były zawsze tak czynne i ruchliwe. (...) Minuty ciągną się jedna za drugą długie jak minione dziesiątki lat brzemienne historią. Odwracam głowę, na tarczy zegara 8.45, koniec epoki związanej z życiem Wielkiego Człowieka".


Oddali hołd

Tuż po śmierci marszałka, salon Pałacu Belwederskiego, w którym nastąpił zgon, zamieniono na kaplicę żałobną, gdzie na katafalku spoczywało jego ciało. Przy zmarłym zaciągnięto wartę honorową, którą pełnili czterej oficerowie, dwóch podoficerów i dwóch szeregowych. Wykonana ze srebra trumna z ciałem Piłsudskiego wystawiona była w Belwederze 13 i 14 maja. Katafalk przybrany był w purpurowe sukno z godłem Rzeczypospolitej.




a gdzie serce?


Zwłoki marszałka ubrane były w mundur, przepasany wielką wstęgą orderu Virtuti Militari i z bojowymi orderami na piersiach. W rękach Piłsudski trzymał obrazek Matki Boskiej Ostrobramskiej. Nad głową zmarłego umieszczono przybrane kirem sztandary wojska polskiego z 1831 i 1863 r. oraz sztandary legionowe. Obok stała kryształowa urna z sercem marszałka, przy niej położono czapkę maciejówkę, buławę marszałkowską oraz szablę.
Cała Polska z żałobie

15 maja trumnę z ciałem Piłsudskiego przewieziono na lawecie zaprzężonej w sześć koni do katedry św. Jana. Ustawiono ją w nawie głównej świątyni. Tam marszałka żegnały tłumy. Wydarzenia te tak wspominał Stanisław Cat-Mackiewicz: "Ciało Marszałka Piłsudskiego wniesiono do katedry św. Jana, pozostawiono na noc pod sklepieniem. I tłum warszawski od rana zaczął płynąć jak rzeka. Było tysiące, dziesiątki, setki tysięcy ludu - ludzie stali jedenaście godzin czekając swojej kolei, aby na chwilę przejść prędko koło trumny, aby rzucić choć okiem na jej zamknięte wieko".


To Cat-Mackiewicz jest też autorem jednego z najtrafniejszych podsumowań spuścizny Piłsudskiego. Pisał tak: „Piłsudski miał fanatycznych wielbicieli, którzy go kochali więcej niż własnych rodziców, niż własne dzieci, ale było wielu ludzi, którzy go nienawidzili, miał całe warstwy ludności, całe dzielnice Polski przeciwko sobie, potężną nieufność do siebie. I oto nie znać było tego w dniu pogrzebu. Przeciwnie, można stwierdzić jako fakt i prawdę, że w dniach jego pogrzebu, że na wieść o jego śmierci, strach i zalęknienie, co stanie się teraz z Polską, kiedy Jego zabrakło, przeleciał od Bałtyku poprzez Poznańskie i Śląsk i od Karpat do Dźwiny. Po całej wielkiej ojczyźnie, którąśmy cztery lata po jego śmierci stracili”.



Uroczyste pożegnanie

Szczegółowo kolejne wydarzenia opisała "Gazeta Polska". W żałobie była pogrążona cała Polska. Już kilka dni po pogrzebie powstała inicjatywa usypania kopca Piłsudskiego w Krakowie.

Kondolencje płynęły do Warszawy od światowych przywódców i dowódców wojskowych. Na uroczystości pożegnania Komendanta przybyły delegacje z niemal całej Europy. Polacy za granicą solidaryzowali się z Ojczyzną po stracie i gromadzili się na nabożeństwach żałobnych.


W archiwalnym numerze z 19 maja 1935 r. można znaleźć obszerną relację z uroczystości pogrzebowych, a także liczne zdjęcia z ostatniej drogi Marszałka.






90 lat temu zmarł Józef Piłsudski. Tak pisała o nim ″Gazeta Polska″ w 1935 roku | Niezalezna.pl






Litwa i proniemiecka propaganda





przedruk
tłumaczenie automatyczne






2025.06.09 14:00

Vytenė Banser. Niezwykły medal dla Niemiec 1

Vytenė Banser, LRT.lt współpracownik w Niemczech, LRT RADIO2025.06.09 14:00


Vytenė Banser | Zdjęcie: J. Stacevičius / LRT


Niemcy są przyzwyczajeni do tego, że chwali się ich za niemiecką jakość – samochody, sprzęt AGD, piwo czy piłkę nożną, a także za porządek, punktualność i inne powszechne stereotypy. Z pewnością jednak nie są przyzwyczajeni do medali za zasługi wojskowe. I to jest właśnie to, co Litwa ostatnio zasłużenie uzależnia od Niemiec.


00:00
Niezwykły medal dla Niemiec

Inauguracja niemieckiej brygady, która odbyła się kilka tygodni temu w Wilnie, a w której uczestniczył sam nowy kanclerz Friedrich Merz, spotkała się z zaskakującą reakcją w niemieckich mediach. Jakże gorąco, mimo przebitego nieba, władze i żołnierze niemieccy zostali przywitani przez Wilno! Nie tylko elita polityczna, ale także zwykli obywatele.

Dodatkowy list pochwalny został wydany w ubiegły piątek, kiedy to zaprezentowano zainicjowane przez Ambasadę Niemiec reprezentatywne badanie ludności Litwy "Niemcy oczami Litwinów", które zostało przeprowadzone w kwietniu przez firmę badawczą opinii publicznej i rynku Baltijos Tyrimai. Wnioski – 79 proc. Litwini przychylnie patrzą na Niemcy, a ich brygada wojskowa w naszym kraju to 72 proc. Pogarszająca się sytuacja bezpieczeństwa w Europie stała się szczególnie ważną podstawą współpracy między Litwą a Niemcami. Obronność i bezpieczeństwo są dziś nie mniej ważne niż gospodarka czy handel. Przede wszystkim prawie połowa respondentów wskazała, że największą zaletą współpracy dwustronnej jest większe bezpieczeństwo w naszym regionie.

Dlatego podczas wizyty Friedricha Merza w delegacji niemieckiej nie mogło zabraknąć podnoszących na duchu napisów na komunikacji miejskiej w Wilnie: "Litwa kocha Niemcy".

Niemieccy żołnierze są już nieco zdezorientowani, aby przyjąć pozdrowienia, uśmiechy i chęć zrobienia sobie z nimi zdjęcia przy jakimś "Leopardzie". Wizerunek niemieckiego żołnierza witanego z radością jest niezwykły lub wymazany z niemieckiej samoświadomości z dobrze pojętych przyczyn historycznych. W Niemczech, które przez wiele lat żyły w skrajnie pacyfistycznych nastrojach, umundurowany żołnierz lub żołnierz częściej był sceptyczny lub wręcz zły na oczy. Chociaż przełamanie wartości ma miejsce, wdzięczność jest jeszcze daleka od noszenia żołnierzy na rękach.

Być może jednak Litwa może nawet wygrać na różnicy nastrojów na Litwie i w Niemczech. Od samego początku tworzenia brygady pojawiały się obawy, że Niemcy mają trudności z przyciągnięciem swoich żołnierzy do brygady na Litwie. Czy uda się przyciągnąć ok. 5 tys.? żołnierzy i personelu. Aby zrealizować historyczną decyzję o rozmieszczeniu stałych jednostek w innym kraju, nie wystarczy wysłać wojska na krótkoterminowe misje. Tym razem żołnierze są zobowiązani do przeniesienia się na Litwę na dłuższy okres czasu, najlepiej z rodzinami. Pierwszych kilkuset już przyjechało, tworzy i jest zdumionych wspomnianym już ciepłym przyjęciem. Miejmy nadzieję, że staną się najlepszymi heroldami w Bundeswehrze i będą szerzyć przesłanie o tym, jak dobrze jest służyć własnemu bezpieczeństwu i bezpieczeństwu innych na Litwie. W obcym kraju, gdzie jesteś kochany i mile widziany.

Miejmy nadzieję, że spontaniczna reakcja ministra obrony Niemiec Borisa Pistoriusa, który odwiedził Wilno, utrzyma się także na Placu Katedralnym. Na odczucia wyrażane w wileńskiej komunikacji miejskiej odpowiedział wówczas następująco: "Niemcy też kochają Litwę". A to, co naprawdę kochasz, chronisz.

Komentarz został wyemitowany na antenie LRT RADIO


-------------------





.lrt.lt/naujienos/nuomones/3/2584259/vytene-banser-neiprastas-medalis-vokietijai

lrt.lt/naujienos/nuomones/3/2583294/paulius-gritenas-eitynes-kurios-nesibaigs

.lrt.lt/pl/wiadomosci/1261/2577704/wybory-w-polsce-rumunski-scenariusz-nad-wisla-jako-alibi-na-przegrana


Szlaban na pornografię










"Trauma Pokolenia Z". Eksperci ostrzegają przed pornografią



Smartfony i algorytmy mediów społecznościowych wciągają dzieci w świat pornografii, niszcząc ich psychikę i zdolność do budowania relacji.





"Zbyt długo przemysł wart miliardy wykorzystywał dzieci dorastające ze smartfonami w rękach, przy wsparciu celebrytów wychwalających wolność dorosłych. Teraz ujawnia się skala traumy” – pisze włoski portal Tempi.it. Serwis wspomina też o podjętych już pierwszych krokach prawnych wymierzonych w strony pornograficzne.
Pandemia pornografii w świecie cyfrowym

25-letnia pisarka i mówczyni Freya India, uważana za jeden z ważniejszych głosów Pokolenia Z w przestrzeni publicznej, opisuje dramat młodych, którzy w dzieciństwie zetknęli się z pornografią online. W USA średni wiek pierwszego kontaktu z takimi treściami to 12 lat, w Polsce – 11 lat. Media społecznościowe, takie jak Instagram, TikTok czy Snapchat, oraz platformy jak Pornhub, stosują uzależniające mechanizmy: nieskończone przewijanie, automatyczne odtwarzanie, personalizowane treści. – To gamifikacja pornografii – zauważa India. Dzieci, często przypadkowo, trafiają na obrazy przemocy seksualnej, które deformują ich rozumienie bliskości i miłości.
Trauma, które zmienia umysł i duszę

– Oglądanie porno w dzieciństwie zniszczyło mi mózg – przyznała Billie Eilish, amerykańska piosenkarka muzyki pop i alternatywnej. Z kolei psycholog i autor głośnej książki "Niespokojne pokolenie” Jonathan Haidt podkreśla, że dziś to nie obcy ludzie, ale przemysł wart miliardy dolarów prowadzi dzieci do traumy, a wszystko dzieje się przez ich smartfony. – Mamy do czynienia z przemysłem wartym miliardy dolarów, czerpiącym zyski z ich traumy – zauważa Haidt.
Nowe prawo, nowa nadzieja

Ruchy młodych, jak te w USA, domagają się działań przeciwko przemysłowi pornograficznemu. W innych krajach pojawiają się konkretne inicjatywy prawne. We wrześniu 2022 roku rząd francuski nałożył na strony pornograficzne obowiązek weryfikacji wieku użytkowników – środek, który doprowadził do zablokowania dostępu do Pornhuba oraz zamknięcia głównych stron w całym kraju przez firmę Aylo (kanadyjską grupę, do której należy Pornhub i inne tego typu serwisy), która nie zamierzała dostosować się do przepisów. Zamiast zwykłego ekranu logowania pojawił się komunikat krytykujący działania rządu, opatrzony wizerunkiem Wolności wiodącej lud na barykady autorstwa Eugene Delacroix.

Włochy wdrażają podobny mechanizm, w którym odpowiedzialność za kontrolę wieku przejmują zewnętrzne, niezależne podmioty. Firmy mają pół roku na dostosowanie się do nowych zasad.

Natomiast od 1 lipca w Szwecji wejdzie w życie prawo zakazujące kupowania "czynności seksualnych na odległość”. W praktyce oznacza to, że klienci portalu OnlyFans, który opiera się na sprzedaży spersonalizowanych lub zamawianych treści seksualnych, tworzonych specjalnie dla kupującego, narażają się na karę do roku więzienia.


dorzeczy.pl/opinie/739158/trauma-pokolenia-z-eksperci-alarmuja-ws-pornografii.html










Test niezależności

 











youtube.com/watch?v=bQPE1YibQsU





Debata o Polonii














Debata o Polonii amerykańskiej rozpoczęta!


Dodano: wczoraj 7:54Flaga Polski Źródło: PAP / Tomasz Gzell


Waldemar Biniecki | Chciałbym Państwa serdecznie zaprosić na rozpoczętą już debatę o polskiej diasporze do kolebki Polonii amerykańskiej w Panna Marii w Teksasie, która będzie miała miejsce 3 lipca 2025 roku. Zacznijmy jednak od początku.





30 kwietnia napisałem artykuł pt: „Czy Polonię amerykańską czeka renesans, czy całkowity upadek i asymilacja?” opublikowałem go po polsku na portalu DoRzeczy.pl i po angielsku na portalu „Kuryer Polski” w Stanach Zjednoczonych. Kilka dni później Marcin Palade na kanale „Marcin Palade Statystycznie” opublikował swój felieton pt. "Polacy zdradzeni przez Polskę”, w którym w brawurowy sposób mówi o wykluczeniu 20 milionów Polaków i ich potencjale pomijanym celowo i niewłączanych w polski krwioobieg nad Wisłą. Wpadłem wtedy na prosty pomysł, aby rozpocząć debatę na ten temat i wysłałem mass-email do większości liczących się liderów Polonii amerykańskiej. Po dwóch tygodniach w polonijnym tygodniku „Tygodnik Polski” ukazał się artykuł prof. Johna Radziłowskiego (Dyrektora Polskiego Instytutu Kultury i Badań w Orchard Lake) pt. "Renesans „Zaginionych Plemion” Polski?", a po dalszych dwóch tygodniach ukazał się w Polish News artykuł przedstawiciela młodej generacji nie należącego do żadnych polskich organizacji Brandona Tranquilli – Amerykanina polskiego pochodzenia z New Jersey, obecnie mieszkającego w Meksyku. Artykuł nosi tytuł: "Diaspora jako Obrońca: Wspierając Polskę w Czasie Zmian”. Reszta ok 20 e-maili to były krótsze wypowiedzi. Wszystkie te głosy potwierdzają tezę, że w obrębie polskiej diaspory w USA istnieje potrzeba na debatę na temat przyszłości Polonii amerykańskiej i jej relacji z państwem polskim.
Co napisał prof. John Radziłowski?

Prof. John Radziłowski w swojej analizie artykułu Waldemara Binieckiego zawartego w „Kuryerze Polskim” przedstawia zarówno uznanie, jak i krytyczną refleksję nad stanem i przyszłością Polonii amerykańskiej. Oto główne tezy i przesłania, jakie zawarł w swoim tekście:

1. Uznanie dla głosu Waldemara Binieckiego

Radziłowski podkreśla, że artykuł Binieckiego jest ważnym głosem, który powinni przeczytać zarówno Polacy w kraju, jak i w USA. Wskazuje na trafność apelu, by Polska i jej rząd poważnie traktowali Polonię jako istotny element relacji transatlantyckich.

2. Kluczowe pytanie o istotę Polonii

Profesor zadaje zasadnicze pytanie: „W jakim celu istnieje – lub powinna istnieć – Polonia amerykańska?”

Zwraca uwagę, że Polonia nie powinna być jedynie narzędziem państwa polskiego, lecz samodzielną, świadomą swoich interesów i tożsamości wspólnotą. W przeszłości była skuteczna, bo miała własne instytucje i życie kulturalne, co dziś uległo osłabieniu.

3. Krytyczna ocena rzeczywistości i propozycji

Radziłowski uznaje propozycje Binieckiego (nauka języka, edukacja o historii Polski, debaty, wyjazdy) za szlachetne, ale niewystarczające i trudne do realizacji w obecnych warunkach. Szczególnie podważa realność masowego uczenia języka polskiego jako narzędzia odrodzenia Polonii, wskazując na asymilację i brak infrastruktury.

4. Wezwanie do inwestycji Polski w Polonię

Profesor apeluje, by Polska zaczęła oddawać dług wobec Polonii, która przez ponad 100 lat dawała Polsce wszystko – krew, talenty, pieniądze. Dziś to Polonia potrzebuje pomocy, bo wiele jej struktur upadło lub zanikło.

5. Program odbudowy Polonii – konkretne postulaty

Radziłowski proponuje:Inwestycje w istniejące instytucje polonijne.
Tworzenie płatnych miejsc pracy dla młodych liderów Polonii w mediach, kulturze, edukacji.
Wspieranie infrastruktury kulturalnej w USA (muzea, biblioteki, archiwa).
Powstanie pokolenia ambasadorów polskiej kultury, zrozumiałych i efektywnych w kontaktach z Amerykanami.

6. Wymogi skutecznej polityki wobec Polonii

Radziłowski formułuje zasady współpracy z Polonią:Uznanie, że Polonia nie jest „gorszym” wariantem Polaka z kraju, lecz posiada własną historię.
Współpraca ponad podziałami politycznymi, geograficznymi i organizacyjnymi.
Profesjonalizacja służby konsularnej.
Zaniechanie przekazywania funduszy amerykańskim uczelniom, gdzie projekty często giną w biurokracji.
Uproszczenie przekazywania funduszy na konkretne inicjatywy.
Powstrzymanie przenoszenia polonijnych zbiorów do Polski – należy je wspierać tam, gdzie powstały.

7. Samokrytyka i diagnoza słabości

Najmocniejsza część artykułu to surowa, ale uczciwa diagnoza Polonii:

„Polonia amerykańska często sama jest swoim największym wrogiem”.

Radziłowski wytyka brak wizji, przywództwa, ducha wspólnoty, utratę instytucji, rozdrobnienie i brak ambicji. Wskazuje, że dziadkowie budowali kościoły i instytucje, a dziś niewielu młodych ma jakiekolwiek aspiracje społeczne.

8. Zakończenie – potrzeba realnych zasobów

Na koniec profesor stwierdza:

„Dobre pomysły to za mało. (…) potrzeba zasobów i finansowania na taką skalę, by Polonia nie została zapamiętana jako „zaginione plemiona” Polski”.

Wnioski:

Prof. Radziłowski nie tylko recenzuje tekst Binieckiego, ale poszerza debatę o głębszą analizę stanu Polonii. Jego tekst to manifest programowy dla wszystkich, którzy myślą poważnie o odnowie Polonii amerykańskiej: konieczna jest nie tylko wizja, ale i odwaga, inwestycje, profesjonalizacja oraz nowa generacja liderów.
Brandon Tranquilli: Polonia jako strategiczny partner Polski

Po upadku ZSRR i przystąpieniu do NATO w 1999 roku Polska przeszła drogę z peryferii do centrum europejskiego bezpieczeństwa. Jako jeden z najbardziej zaangażowanych członków Sojuszu, Warszawa inwestuje dziś więcej w obronność (planowane 4,7% PKB w 2025 r.) niż jakiekolwiek inne państwo NATO, w tym USA. Polska jest gospodarzem sił szybkiego reagowania, systemów obrony przeciwrakietowej i amerykańskich jednostek wojskowych.

Równolegle modernizuje infrastrukturę, rozwija cyberbezpieczeństwo i inwestuje w transformację energetyczną, co czyni ją aktywnym twórcą przyszłości Europy.

Jednak rosnące zaangażowanie Polski nie spotyka się z równym zainteresowaniem ze strony USA. Reorientacja amerykańskiej polityki zagranicznej na Indo-Pacyfik i rywalizację z Chinami prowadzi do marginalizacji spraw europejskich. Deklaracje, że Europa musi przejąć większą odpowiedzialność za swoje bezpieczeństwo, oraz opór prezydenta Trumpa wobec dalszych sankcji na Rosję rodzą pytania o trwałość sojuszu NATO.

W tym kontekście Tranquilli wskazuje na niewykorzystany potencjał, jaki drzemie w Polonii amerykańskiej — społeczności liczącej ponad 10 milionów osób, skoncentrowanej w stanach kluczowych dla wyborów prezydenckich: Wisconsin, Michigan, Illinois czy Pensylwania. Jak zauważa Waldemar Biniecki w swoim artykule z kwietnia 2025 roku, Polonia jest „śpiącym gigantem” — posiadającym wiedzę, zasoby i wpływy, ale pozbawionym koordynacji i strategicznej wizji.


Co może zrobić diaspora?

Aby przekształcić dumę z dziedzictwa w polityczny wpływ, społeczność polsko-amerykańska powinna:Stworzyć profesjonalną strukturę lobbingową — wzorowaną na AIPAC czy Ormiańskim Komitecie Narodowym, działającą ponadpartyjnie w Waszyngtonie.
Organizować zespoły zadaniowe — wspierające kluczowe cele Polski, takie jak energetyka, bezpieczeństwo granic, edukacja czy nowe technologie.
Inwestować w rozwój liderów — wspierać amerykańskich Polaków w drodze do stanowisk politycznych na różnych szczeblach.
Budować więzi akademickie i kulturowe — promować wymianę studentów, wspierać naukę języka polskiego i łączyć Polonię z polskimi think tankami i instytucjami.


Co może zrobić Polska?

Rząd w Warszawie powinien pogłębić relacje z diasporą, wychodząc poza symboliczne gesty:Utworzyć Inicjatywę Inwestycyjną dla Diapory — umożliwiającą finansowe zaangażowanie Polonii w rozwój kraju.
Powołać pełnomocnika ds. diaspory (vice ambasadora) — z odpowiednim mandatem i budżetem, koordynującego działania międzynarodowe.
Organizować coroczne Forum Strategiczne USA–Polska — w dużym ośrodku diaspory, np. Chicago lub Waszyngtonie.
Wzmacniać edukację kulturową i tożsamościową — ułatwiając Polonii odkrywanie korzeni i zaangażowanie w życie kraju przodków.

Wnioski:

Współczesne bezpieczeństwo i tożsamość narodowa nie kończą się na granicach państwa. Przyszłość Polski jako silnego członka NATO i UE zależeć będzie także od aktywności jej obywateli za granicą. Polonia może — i powinna — stać się ambasadorem, inwestorem i partnerem Rzeczypospolitej na świecie. Ale żeby tak się stało, potrzebna jest strategia, wizja i wspólne działanie po obu stronach Atlantyku.

Ode mnie:

W przeciągu kilku ostatnich lat pojawiło się w Polsce wiele ważnych książek na temat strategii dla Polski. W żadnej z niej nie ma nawet linijki na temat roli i funkcji polskiej diaspory w budowaniu strategii i wizji dla rozwoju polskiego narodu. Wiele niezależnych NGO w Polsce proponuje otwieranie swoich biur w Waszyngtonie. Jedną z takich instytucji jest Warsaw Freedom Institute, który został otwarty po konferencji” Poland–USA Relations in a New Era: Security and Business”. Prezesem rady dyrektorów jest jeden z liderów Polonii prof. Jim Mazurkiewicz z Teksasu. Ciekawe czy debata na temat roli i przyszłości Polonii znajdzie swoje miejsce w ramach tej instytucji. W USA jest sporo Polonusów, którzy byliby zainteresowani taką działalnością. W trakcie już wspomnianej konferencji wystąpił demokratyczny kongresman z Nowego Jorku Tom Suozzi, którego żona Helena pochodzi z Polski. Powiedział on, że wszelkie działania lobbingowe w Stanach Zjednoczonych dotyczące spraw międzynarodowych nie mogą się odbywać bez udziału diaspory.









//dorzeczy.pl/opinie/741339/debata-o-polonii-amerykanskiej-rozpoczeta.html






"„Wy intelektualiści..."





przedruki




Magdalena Środa: "Straszny kraj, straszni ludzie, straszny prezydent"


15.06.2025 12:26

Prof. Magdalena Środa opowiada o Polsce w rozmowie z zagranicznymi mediami: "Straszny kraj, straszni ludzie, straszny prezydent". Sama to przyznała w jednym z wywiadów, udzielonych po wyborach prezydenckich.


Prof. Magdalena Środa ubolewa po zwycięstwie Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich.
Powołuje się na zagranicznych zaniepokojonych dziennikarzy, którzy mają do niej dzwonić i oceniać sytuację w kraju.
 
Ich zdaniem "grozi nam PolExit" lub "pozycja kuriozalnego kraju, partnera Orbana".

Prof. Środa podsumowuje ocenę swoich rodaków: "Straszny kraj, straszni ludzie, straszny prezydent"


Środa: Polska, kuriozalny kraj

Etyk Magdalena Środa w rozmowie z Radiem Rebeliant zwierzała się, co mówi, gdy jest pytana przez zagraniczne media o sytuację w Polsce. Profesor opowiadała w internetowej rozgłośni, że po wyborach dzwonili do niej zaniepokojeni dziennikarze z różnych stron świata, głównie z Francji, jak zaznaczyła, bo kiedyś z nimi współpracowała.

- Co się u was dzieje, dopytują - powtarzała Środa. Profesor dowiedziała się od swoich znajomych zagranicznych dziennikarz, że "grozi nam Polexit, a w każdym razie kuriozalna pozycja Polski w Europie.

- Z pozycji lidera spadamy na pozycję kuriozalnego kraju, partnera Orbana, zagrożonego wpływami Rosji. I to z własnej woli

- opisuje opinie dziennikarzy z "różnych stron", którzy wyjaśniali jej sytuację w Polsce.

Jak prof. Środa reaguje na podobna ocenę jej kraju? 

Filozof odnosi się do niej jednoznacznie. - "Straszny kraj, straszni ludzie, straszny prezydent. Ja to powtarzam" - nie kryła.


Środa o Polakach: nie dążą do elit

Magdalena Środa po wyborach nie raz mówiła, co myśli o Polakach, którzy nie myślą tak jak ona. Kilka dni temu była gościem w programie TVP "Rozmowy niesymetryczne", gdzie stwierdziła, że Polska staje się krajem zaściankowym. A Polacy nie dążą do tego, by znaleźć się w elicie społeczeństwa.


– Mam wrażenie, że ten nurt społeczeństwa, który można kojarzyć z tradycjonalizmem, jednocześnie jest bardzo antyelitarny: „Wy intelektualiści, wasze argumenty, wasze rozumowania, wasze studia, a my tu prości ludzie, którzy mieszkamy na Podhalu i mamy tylko Matkę Boską, naszego księdza i internet w domu”. Ten antyelitaryzm staje się coraz bardziej widoczny.

- stwierdziła.

- Dawniej ludzie pretendowali do tego, żeby należeć do elity albo przybliżyć się do niej. Dziś, kiedy mamy erę anonimowości w mediach społecznościowych, przebija się antyelitaryzm

– oceniła Środa.



Autor: Sławomir Cedzyński







Co trzeci członek PO ma wykształcenie podstawowe



2013-09-18 05:00

PO jako jedna z nielicznych partii prowadzi elektroniczną bazę swoich członków. "Gazeta Wyborcza" sprawdziła, czego można się dowiedzieć z ich deklaracji.

W ciągu 2 lat ich liczba spadła z 50 tys. w 2011 r. do 43 tys. w 2013 r. (choć w 2007 r. było ich 28 tys.).

PO też odmłodniała - najliczniejszą grupą są osoby w wieku 25-40 lat (prawie 15,5 tys.), gdy jeszcze w 2010 r. dominowały te w wieku 50+.

W samej partii zaś jest więcej kobiet niż w PO w Sejmie (36 do 24 proc.).

Zaskakują dane o wykształceniu (podzieliło się nimi 70 proc. działaczy) - aż 14,1 tys. ukończyło tylko podstawówkę, a prawie tyle samo (14,6 tys.) zadeklarowało wykształcenie wyższe i średnie. (PAP)










Magdalena Środa: "Straszny kraj, straszni ludzie, straszny prezydent"

.bankier.pl/wiadomosc/Co-trzeci-czlonek-PO-ma-wyksztalcenie-podstawowe-2940300.html




"Państwo nie istnieje" - a społeczeństwo?



Skoro brak reakcji - widać, państwo nie działa.

Tak jak to opisał pułkownik Bartłomiej Sienkiewicz - 

Ale skoro społeczeństwo nie reaguje na to, że państwo nie działa - czy społeczeństwo istnieje?

Na pewno trzeba je zbudować i dobrze się dzieje, że powstają takie inicjatywy jak patrole obywatelskie, Ruch Obrony Granic, protesty przeciwko nielegalnej imigracji itd.

Trzeba budować wspólnotowość i w miarę swoich możliwości - udzielać się społecznie.







przedruk





Lodowski: Giertych udowadnia, że państwo nie istnieje



Data publikacji: 16 czerwca 2025, 09:57





Miłosz Lodowski ocenił, że ujawnione taśmy wskazują na poważne naruszenia prawa i kompromitują instytucje państwowe. – Ten człowiek udowadnia, że państwo nie istnieje – powiedział o Romanie Giertychu.



Miłosz Lodowski, komentując w Radiu Wnet ujawnione przez Telewizję Republika nagrania z udziałem Romana Giertycha i Donalda Tuska, stwierdził, że doszło do złamania prawa przy zbieraniu podpisów wyborczych w czasie ostatnich wyborów parlamentarnych. Jego zdaniem podpisy były zbierane „in blanco”, co podważa cały system. Z nagrań wynika, że Roman Giertych miał zbierane dla niego podpisy przekazać później Stanisławowi Gawłowskiemu.


To nie może być tolerowane. To tak, jakby przekazywać podpisy jak płaty mięsa w masarni

– mówił Lodowski.


Podkreślił, że brak reakcji samorządów zawodowych i instytucji państwowych oznacza, że „państwo nie istnieje”, a „jeśli to wszystko ma dalej tak wyglądać, to może lepiej zlikwidować te ciała i wprowadzić wolną amerykankę”.


Dla mnie najbardziej przerażające jest – że Okręgowa Rada Adwokacka w Warszawie w sprawie pana Romana Giertycha nie podjęła dotąd żadnej decyzji. Kompletny brak reakcji. Ten facet po prostu szaleje w przestrzeni publicznej w sposób ubliżający zawodowi, który przecież ma bardzo określone i szczegółowe zasady etyczne. […] Wystarczyłoby, gdyby wszystkie instytucje działały rzetelnie i zgodnie z prawem – bo gdyby tak było, to już dawno pozbylibyśmy się tego pana Romana Giertycha z przestrzeni publicznej. A skoro on dalej w niej funkcjonuje, to znaczy, że nasze państwo – jego instytucje i mechanizmy – po prostu nie działają

– zaznaczył.

Zdaniem Lodowskiego nagrania wskazują na zbyt dużą zażyłość między Romanem Giertychem a premierem, a mimo wszystko, to co się między nimi dzieje, to zwyczajna gra polityczna.


Szkoda tylko, że te taśmy – przynajmniej tak się wydaje – pochodzą z nagrania wykonanego prywatnym telefonem. Wygląda więc na to, że panowie sami się nawzajem nagrywają. To szokujące. Nie chciałbym, żeby tego typu taśmy, prokurowane w takich okolicznościach, stawały się narzędziem porządkowania rzeczywistości

– podsumował.

------------





Bronisław Wildstein: Prezydent powinien blokować ekspozyturę establishmentu europejskiego




Data publikacji: 16 czerwca 2025, 09:12



Pisarz i publicysta Bronisław Wildstein uważa, że Karol Nawrocki powinien prowadzić dynamiczną prezydenturę z wykorzystaniem inicjatywy ustawodawczej, wyznaczając kierunki przeciwne wobec Brukseli.

W rozmowie z Katarzyną Adamiak Bronisław Wildstein nazywa rząd Donalda Tuska „ekspozyturą establishmentu europejskiego”.

Tusk zgadza się na wszystko. Oczywiście składa deklaracje, ale do tych deklaracji się przyzwyczailiśmy, prawda? On mówi jedno, robi drugie, za chwię mówi znowu coś innego. I właściwie już się do tego przywyczailiśmy, że machamy ręką na to, co jest niewłaściwe. Ale to jest bardzo ważne. Jeśli patrzymy na bilans dokonań Tuska po przejęciu władzy w 2023 r., to jest to blokowanie szans rozwoju Polski, która mogłaby stać się podmiotem, a więc konkurentem dla Niemiec

– mówi Bronisław Wildstein.

Gość Katarzyny Adamiak wskazuje na przykład Odry, która mogłaby być świetną drogą wodną.

Był plan udrożnienia Odry, ale Niemcy mówią nam, że nie chcą. Ona ma być skansenem, w przeciwieństwie do rzek niemieckich. My tutaj mamy mieć generalny skansen

– ocenia.


W kontekście tej rzeczywistości pisarz za niezwykle doniosłą uważa misję prezydenta Karola Nawrockiego, który może blokować inicjatywy destrukcyjne dla Polski i gospodarki.

Tak wielu musi stracić, żeby tak niewielu się wzbogaciło

– mówi Wildstein o potężnych inicjatywach potężnych korporacji, które stanowią element struktury biznesu, pozwalający narzucać w wielu krajach rozwiązania.

Zwraca uwagę, że pałac prezydencki może stanowić ośrodek integracji dla środowisk walczących o polską podmiotowość.


Może prowadzić prezydenturę dynamicznie. Ma prawo do inicjatyw ustawodawczych. To nie znaczy, że te ustawy przejdą, w tej sytuacji, ale mogą wskazywać na pewien kierunek, pewne możliwości rozwoju państwa, blokowanego przez obecną władzę

– podkreśla Bronisław Wildstein.



-------------





Twórca kanału „Dla Pieniędzy”: Jesteśmy pod okupacją medialną



Paweł Sviniarski ocenił, że Polska znajduje się pod medialną okupacją, a przekaz głównego nurtu to miękka propaganda. Jego zdaniem rośnie zapotrzebowanie na media oferujące alternatywny przekaz.



Zdaniem Pawła Sviniarskiego, twórcy kanału „Dla Pieniędzy” – „mielona propaganda” podawana w łagodny, ale skuteczny sposób dociera do nas codziennie z mediów głównego nurtu. W rozmowie na antenie Radia Wnet Sviniarski wskazał, że wielu odbiorców nie zdaje sobie sprawy z manipulacji, której są poddawani. Jak mówił, sam studiował propagandę na psychologii biznesu i rozpoznaje mechanizmy psychologiczne stosowane w mediach.


Wszystkie te techniki obserwuję dziś w realnym życiu

– dodał.



Jego zdaniem przekaz dominujący w mediach głównego nurtu „zatrważa i zatruwa umysł”. Choć w polskich mediach nie widać głębokiej penetracji kapitału zagranicznego na poziomie formalnym, to według Sviniarskiego przekaz jest głęboko ukształtowany przez zewnętrzne wpływy kulturowe i polityczne.

Ja sam, jako młody człowiek, byłem zachwycony nowoczesnością TVN-u. W porównaniu do TVP wyglądał światowo, lepiej niż BBC. Tylko dziś wiemy, czym to było okupione

– komentował.

Według Sviniarskiego w ostatnich latach pojawił się realny popyt na media alternatywne, takie jak Radio Wnet czy Telewizja Republika.


Nie chodzi o to, że głosimy herezje. Po prostu pokazujemy inną perspektywę tych samych zjawisk

– zaznaczył.

Jako przykład podał Centralny Port Komunikacyjny i energetykę jądrową.

Można mówić, że CPK to centralizacja, powrót do socjalizmu. Ale jakoś ta sama centralizacja u Niemca nikomu nie przeszkadza. Tam takie projekty przynoszą państwu miliardowe zyski

– mówił.

Skrytykował też politykę gospodarczą obecnych władz.

Mamy deficyt na poziomie 289 miliardów złotych za jeden tylko rok, a tymczasem odrzucamy kury znoszące złote jajka, uwalamy atom. To znaczy – ktoś go uwala. Nie my

– podkreślił.






wnet.fm/2025/06/16/lodowski-giertych-udowadnia-ze-panstwo-nie-istnieje/

wnet.fm/2025/06/16/bronislaw-wildstein-prezydent-powinien-blokowac-ekspozyture-establishmentu-europejskiego/

wnet.fm/2025/06/16/tworca-kanalu-dla-pieniedzy-jestesmy-pod-okupacja-medialna/





Sabotaż w PKP Cargo






W końcu ktoś to powiedział w oficjalnym komunikacie...




16.06.2025, 17:03
Kolejne masowe zwolnienia w PKP Cargo. Będzie zawiadomienie do prokuratury!

Autor: Mateusz Święcicki/PAP


6 czerwca PKP Cargo w restrukturyzacji poinformowało o planowanym przeprowadzeniu kolejnych zwolnień grupowych w firmie. Wskazano wówczas, że mogą one objąć do 2429 osób - do 1041 pracowników w 2025 roku oraz do 1388 w 2026 roku w różnych grupach zawodowych. Zwolnienia miałyby zostać zrealizowane do 30 września 2026 r., z tym że te przewidziane na bieżący rok miałyby odbyć się do końca lipca.

"Nie będziemy przyglądać się sabotażowi"

ZZM poinformował w poniedziałek, że zawiadomienie ma dotyczyć Sebastiana Millera, członka zarządu PKP Cargo w restrukturyzacji, odpowiedzialnego za sprawy operacyjne. Jak wskazano, zapowiedziane przez zarząd zwolnienie 839 maszynistów, 232 rewidentów taboru i 169 członków drużyn manewrowych "prowadzi do trwałego ograniczenia zdolności operacyjnych spółki" i może mieć wpływ na funkcjonowanie krajowego systemu transportowego oraz bezpieczeństwo narodowe.

W przesłanym tego dnia oświadczeniu zarządca masy sanacyjnej PKP Cargo w restrukturyzacji Izabela Skonieczna-Powałka zwróciła uwagę, że informacja o zamiarze przeprowadzenia zwolnień grupowych musi zostać opublikowana przed złożeniem Planu Restrukturyzacji, jeśli rozważane jest, żeby były one jego elementem. "Nie oznacza to, że zwolnienia grupowe zostaną przeprowadzone w takim kształcie jak przedstawiono w informacji o ich zamiarze. Przedstawiona informacja jest najbardziej pesymistycznym scenariuszem przeprowadzenia zwolnień grupowych" - dodała.

"Nie będziemy biernie przyglądać się sabotażowi, który rozgrywa się na naszych oczach. PKP CARGO to nie jakaś przypadkowa firma przewozowa i nie zabawka dla przypadkowych menedżerów! To element strategicznej infrastruktury państwa. Gdy za wschodnią granicą toczy się wojna, a napięcia rosną w całym regionie, niszczenie zdolności operacyjnych spółki to igranie z bezpieczeństwem narodowym. Naszym obowiązkiem jest reagować – jasno, stanowczo i natychmiast"

– oświadczył cytowany w komunikacie prezydent ZZM Leszek Miętek.


Zdaniem związku, skala redukcji zatrudnienia nie znajduje uzasadnienia ani ekonomicznego, ani operacyjnego, a konsekwencje mogą być "nieodwracalne". Miętek wyjaśnił, że zapowiedziane przez zarząd spółki zwolnienia 839 maszynistów oznaczają redukcję o jedną trzecią całej tej grupy zawodowej zatrudnionej w PKP Cargo w restrukturyzacji.

Kolejne zwolnienia

W ostatni piątek NSZZ Solidarność PKP Cargo poinformował, że wystosował pisma do prezydenta Andrzeja Dudy i premiera Donalda Tuska ws. planowanych zwolnień grupowych w spółce. Związkowcy apelują o podjęcie działań mających na celu ich zatrzymanie.

PKP Cargo po raz drugi w ciągu roku informuje o zamiarze przeprowadzenia zwolnień. W lipcu ubiegłego roku zarząd spółki zdecydował o przeprowadzeniu zwolnień grupowych przez zakłady i centralę spółki. Efektem tego procesu było zmniejszenie zatrudnienia o 3665 pracowników. Obecnie PKP Cargo zatrudnia ok. 10 tys. osób.




niezalezna.pl/polska/kolejne-masowe-zwolnienia-w-pkp-cargo-bedzie-zawiadomienie-do-prokuratury/545790










Cenzura - wPolityce.pl



"Bardzo mocno wierzę w to, że nic tak nie reperuje twojego stanu psychicznego, jak bycie we wspólnocie. Uważam, że ludzie bardzo tego potrzebują, potrzebują tradycji, posiadania czegoś, co ich zrzesza"





przedruk




wPolityce.pl

Kto by się spodziewał?! Quebonafide wprost: Nie głosowałem na Trzaskowskiego. Brakuje mi już tylko wiary, by być pełnym konserwatystą

opublikowano: 20 minut temu
aktualizacja: 15 minut temu



Polski raper Kuba Grabowski, znany jako Quebonafide, w rozmowie z Krzysztofem Stanowskim na antenie Kanału Zero wyznał, że nie zagłosował w wyborach prezydenckich na Rafał Trzaskowski. W jednym z wątków rozmowy raper stwierdził, że w tej sytuacji będzie szykanowany przez środowisku artystyczne. „Nie wiem, ja się teraz tak upolityczniam, że już mnie na żaden plan filmowy nie wpuszczą. W sensie nie filmowy, tylko na plan w ogóle żaden. (…) Ludzie mnie powieszą po prostu” - zaznaczył Quebonafide.


Nie powiem Ci, czy w ogóle głosowałem, będę trochę dyplomatyczny, powiem Ci, że nie głosowałem na Trzaskowskiego

— wyznał Quebonafide w rozmowie z Krzysztofem Stanowskim.



Wiesz, że nie jestem sympatykiem – najłagodniej mówiąc – pana Rafała Trzaskowskiego. Myślę, że w ogóle mnie podejrzewa dużo osób o to, ale…

— zaznaczył.


Nie wiem, ja się teraz tak upolityczniam, że już mnie na żaden plan filmowy nie wpuszczą. W sensie nie filmowy, tylko na plan w ogóle żaden. Jeżeli chodzi o jakieś wolne zawody i tak dalej, no to jak ja poszedłem dzień po wyborach, no to widziałem, jakie nastroje panują w różnych miejscach związanych z wolnym zawodem, także… Ludzie mnie powieszą po prostu. Nie wiem, to jest jakaś moja intuicja

— kontynuował. Wielu innych artystów nawoływało do głosowania do Rafała Trzaskowskiego - wśród nich znaleźli się na przykład Michał Żebrowski, Mateusz Damięcki, Małgorzata Rozenek-Majdan - i jak wiadomo żadne szkody z tego tytułu ich nie spotkały.

Kto ukształtował poglądy polskiego rapera? Z jego strony padłą sugestia, że ojciec.


Duch mojego taty mnie prowadzi po prostu, czuję, że tak musiało być

— mówił.
Quebonafide: Brakuje mi tylko wiary, by być pełnym konserwatystą

Quebonafide wyznał, że brakuje mu niewiele do tego, by być już pełnym konserwatystą.


Ostatnio śmiałem się, że mi już tylko po prostu brakuje wiary, żeby już być pełnym konserwatystą, bo bardzo mocno wierzę, i to postaram się uargumentować, bardzo mocno wierzę w to, że nic tak nie reperuje swojego stanu psychicznego, jak bycie we wspólnocie. Uważam, że ludzie bardzo tradycji, posiadania czegoś po prostu co ich zrzesza

— mówił raper.



Teraz faktycznie w to wierzę i chciałbym w to wierzyć dalej. Mam duże rozczarowanie skrajnym liberalizmem na pewno, pomimo tego, że przez chwilę byłem w to zapatrzony. Myślę, że skrajny liberalizm bardzo często prowadzi do egoizmu, a egoizm z kolei prowadzi do jakiejś totalnej destrukcji, do krachu, najprościej mówiąc

— dodał.

tkwl/Kanał Zero









„Liberalizm mnie zawiódł”. Quebonafide wraca do konserwatywnych wartości


Republika/nj

25-06-2025 22:25


Źródło: youtube.com/@kanalzero

Raper nie wygląda jak konserwatysta, ale mówi wprost: „Mam fazę powrotu do wartości, z których wychodziłem”. W wywiadzie u Stanowskiego zaskoczył wszystkich swoją przemianą.


Kuba Grabowski, znany fanom jako Quebonafide, to jeden z najbardziej barwnych i wpływowych raperów w historii polskiej muzyki. Przez lata budował wizerunek niepokornego indywidualisty – ze specyficznym stylem, tatuażami i tekstami, które definiowały młode pokolenie. Dziś, będąc u szczytu popularności, schodzi ze sceny. Jego pożegnalne dwa koncerty na PGE Narodowym – największe rapowe wydarzenie dekady – wyprzedały się w mgnieniu oka.

Ale to nie tylko muzyczna emerytura przyciąga uwagę. W rozmowie z Krzysztofem Stanowskim raper odsłonił zupełnie nową twarz – ideową. Zaskoczył szczerością, refleksją nad swoimi wartościami i ostrą krytyką liberalizmu, z którym przez lata był utożsamiany. Zdradził też, że coraz bliżej mu do konserwatywnego światopoglądu.

Na pytanie Stanowskiego, gdzie dziś plasuje się politycznie, odpowiedział:

Postrzegam siebie dzisiaj jako trochę bardziej konserwatywną osobę, ale też nie przesadzajmy, bo w ramach polityki moralnej czy społecznej jest pewnie trochę inaczej. To jest jakaś taka hybrydowość.


– Patriotyzm gospodarczy, ale w kwestiach wolnościowych raczej bliżej lewicy? – dopytał Stanowski.

Chyba tak. Choć nie tylko gospodarczy. Brakuje mi już chyba tylko kwestii wiary, żeby być pełnym konserwatystą.


Nie zabrakło też refleksji o potrzebie wspólnoty i zakorzenienia:

Bardzo mocno wierzę w to, że nic tak nie reperuje twojego stanu psychicznego, jak bycie we wspólnocie. Uważam, że ludzie bardzo tego potrzebują, potrzebują tradycji, posiadania czegoś, co ich zrzesza.


Quebonafide nie szczędził też ostrych słów względem liberalizmu, z którym przez wiele lat był kojarzony – zarówno wizerunkowo, jak i w tekstach swoich utworów. Dziś raper przyznaje, że wiele się w nim zmieniło i otwarcie mówi o rozczarowaniu dawnym podejściem:

Mam bardzo duże rozczarowanie skrajnym liberalizmem, pomimo tego, że przez chwilę byłem w to zapatrzony. Myślę, że skrajny liberalizm bardzo często prowadzi do egoizmu, a egoizm z kolei prowadzi do jakiejś totalnej destrukcji, krachu – ocenił.

 – Nie chcę się tu bawić w jakiegoś geopolityka. Nie uważam, że osoby znane, mające jakąś siłę sprawczą, powinny wykorzystywać tę swoją sprawczość, żeby obwieszczać, że rób to czy tamto. Mam teraz fazę powrotu do konserwatywnych wartości, z których wychodziłem, bo u mnie w domu, szczególnie tata, był ich orędownikiem. I mam poczucie, że jest w tym jakiś sens – dodawał.


Stanowski nie ukrywał, że słowa Quebonafide go zaskoczyły. Zauważył, że wiele osób mogło postrzegać rapera jako osobę o lewicowych poglądach – chociażby przez jego charakterystyczny styl, tatuaże, muzykę czy otwartość na świat i egzotyczne podróże. Kuba sam przyznał z uśmiechem, że „nie wygląda zbyt konserwatywnie”, ale dziś jest mu po prostu dobrze z wartościami, które wyznaje.






wpolityce.pl/polityka/733441-quebonafide-wprost-nie-glosowalem-na-trzaskowskiego

tvrepublika.pl/Rozrywka/Quebonafide-wraca-do-konserwatywnych-wartosci/191938








Musimy mieć silną wspólnotę i silne państwo








przedruk






Jaki model rządów na nowe czasy? 12 cech systemu prezydenckiego. "Musimy mieć silną wspólnotę i silne państwo. To sprawa najwyższej wagi"




Debata o nowym ustroju dla Polski rozpędza się. Wsparcie dla zmian konstytucji potwierdził ostatnio Jarosław Kaczyński, mówią o niej i inni politycy (co bardzo ważne, nie tylko PiS), a według sondaży potencjalna centroprawicowa koalicja zbliża się do większości pozwalającej na zmianę ustawy zasadniczej.

Na razie „tylko” dojrzewa konsensus wobec samej zmiany. Różne ośrodki – na czele z partyjnymi – są dość wstrzemięźliwe z ogłaszaniem bardziej konkretnych propozycji.

Niemniej w obliczu coraz głębszego kryzysu obecnej koalicji rządzącej trzeba uświadomić sobie, że na przygotowanie i uzgodnienie nowej konstytucji wcale nie ma aż tak wiele czasu. Przecież możemy stanąć w obliczu przyspieszonych wyborów, a każdy co bystrzejszy obserwator sceny wie, że nawet jeśli otworzy się polityczne okienko dla odnowy ustrojowej, to może nie potrwać ono zbyt długo. Innymi słowy: nie można zakładać, że na zmianę konstytucji mamy 6 lat (dwa do najbliższych wyborów plus cztery kadencji), a być może czas kilkakrotnie krótszy.

Jedno z podstawowych pytań brzmi: model kanclerski czy prezydencki?

Jest to pytanie już z góry uproszczone, bowiem odrzuca obecny, czyli parlamentarno-gabinetowy, jako partiokratyczny, nie oddzielający władzy wykonawczej od ustawodawczej, nie zawsze prawidłowo odzwierciedlający sympatie społeczne, a także niezbyt sprawdzający się w trudnych czasach, jako niesprzyjający zdecydowanym posunięciom. Wśród głosów domagających się reformy przytłaczającą większość stanowią te wzywające do wzmocnienia (tj. usprawnienia) władzy centralnej. Jeśli tak, to pozostają do wyboru dwa modele wymienione powyżej. O ile oczywiście poruszamy się w ramach koncepcji państwa demokratycznego.

I model kanclerski, i prezydencki zakładają skupienie znacznej władzy w jednym ręku. Zasadnicza różnica polega na sposobie wyboru: kanclerzem zostaje ten, kto zdoła znaleźć większość parlamentarną dla swej kandydatury. A prezydentem w systemie prezydenckim ten, kto wygra bezpośrednie, powszechne wybory.

A zatem model kanclerski powiela wiele cech systemu parlamentarno-gabinetowego z tą zasadniczą różnicą, że pozycja kanclerza wobec gabinetu jest ustrojowo silniejsza niż premiera. Można więc powiedzieć, że model kanclerski czasem funkcjonuje w III RP, gdy premierem bywa rzeczywisty lider najsilniejszej w danym momencie partii. Innymi słowy: wprowadzenie systemu kanclerskiego oznaczałoby głównie reformę zasad funkcjonowania centrum rządowego, a nie zamiast czegoś większego, czyli zmiany logiki rządzenia państwem.

Natomiast model prezydencki we wszystkich jego wariantach jest zupełnie odmienny: pośrednią lub bezpośrednią władzę wykonawczą sprawuje ten, kto pod własnym nazwiskiem zajął pierwsze miejsce w wyborach powszechnych. Może mieć także i ograniczoną władzę ustawodawczą. Wynikają z tego daleko idące konsekwencje. Wydaje się, że takie, jakich potrzebujemy.

Wpływ modelu prezydenckiego na życie publiczne i sposób prowadzenia państwa.

1. Jednym z najmocniejszych argumentów, a na pewno najczęściej powtarzanym jest ten, że prezydent bezpośrednio wybrany w głosowaniu powszechnym dysponuje najsilniejszym z możliwych mandatem: pochodzącym od większości głosujących obywateli kraju.

2. Z tego wynika druga zaleta: niemożliwa jest zatem sytuacja, że władzę wykonawczą dostaje nie ten, który wygrał wybory, ale drugi w kolejności, albo zgoła najsłabszy z koalicjantów. Naród bezpośrednio wskazuje tego, kto ma tworzyć rząd.

3. I – co dalej z tego wynika – niemożliwe albo przynajmniej bardzo utrudnione jest kierowanie krajem z tylnego fotela, jak to niejednokrotnie miało miejsce w obecnym systemie. Zasada jest prosta i klarowna: dostajesz władzę, musisz nieść ją osobiście. I odpowiadać za nią.

4. Kolejną cechą jest osłabienie partiokracji. A dokładniej – jej ujemnych cech. Kto choćby z mediów zna kulisy rządzenia, ten wie, ile spraw nie dochodzi do skutku tylko ze względu na wzajemne blokowanie się koalicjantów czy wewnątrzpartyjnych frakcji (czy to na poziomie projektów ustaw czy praktyki rządowej). Obrońcom systemu partyjnego wypada zastrzec, że w modelu prezydenckim partie wcale nie muszą tracić znaczenia, bo tworzą bloki w parlamencie, który jest głównym źródłem legislacji. Ich rolą jest także animowanie ruchów politycznych, kreowanie idei i mobilizowanie ludzi, co w nowym systemie może mieć nawet większe znaczenie niż w obecnym – choćby przez to, że liderzy będą zmuszeni do większej aktywności i inicjatywy.

5. Osłabiony jest także system targów i łupów: skoro władza jest bardziej skoncentrowana, skupić się musi na utrzymaniu przychylności wielkich grup wyborców, a nie – jak dziś – zabiegać o wiele interesów mniejszych grup, często sprzecznych. Bywa, że zakulisowo dzieląc się rolami, jakie w politycznym teatrze mają odgrywać poszczególne stronnictwa.

6. System prezydencki – o ile utrzymamy zasadę dwukadencyjności – uniemożliwia także wygrywanie wyborów w nieskończoność. Po dwóch kadencjach prezydentem będzie kto inny. Choćby pochodził z tego samego środowiska, sam musi wygrać od nowa i będzie sprawował swój urząd inaczej. W obecnym systemie możliwe jest sprawowanie rządów przez tę samą formację przez wiele kadencji, a są parlamentarzyści, którzy grzeją fotel od dziesięcioleci. Opisywany model zatem sprzyja odświeżaniu kadr i idei.

7. Niezwykle ważną zaletą systemu prezydenckiego (choć trzeba przyznać, że posiada ją i model kanclerski) jest jego naturalna antysilosowość. Prezydent czy wyznaczony przez niego premier jest szefem ministrów, a nie tylko przewodniczącym kolegium złożonego z kierowników odrębnych resortów. Dziś – mimo istnienia pewnych „kanclerskich” narzędzi, jak kalendarz prac Rady Ministrów czy różne strategie horyzontalne – de facto ministerstwa zajmują się prowadzeniem odrębnych polityk, bardzo często nie skoordynowanych z innymi. To nieuzasadnione żadną wyższą racją marnotrawstwo zasobów.

8. Władza prezydencka jest z natury stabilniejsza od gabinetowej, bo o wiele mniej podatna na kryzysy parlamentarne. Warto to docenić zwłaszcza w trudnych czasach, jak dzisiejsze. Nic też nie zapowiada, że prędko wróci geopolityczny spokój, jaki znamy sprzed kilkunastu lat. Przed nami zatem długi okres zagrożeń, ale i szans. Stabilny i sprawny rząd jest jak znalazł.

9. W modelu prezydenckim administracja rządowa nie zajmuje się legislacją, a więc nie tworzy zasad sama dla siebie. Dziś formalnie także nie (rząd dysponuje jedynie inicjatywą ustawodawczą). Tyle, że rząd jest formowany przez większość parlamentarną – tę samą, która uchwala ustawy! Wobec tego rozdział władzy ustawodawczej od wykonawczej jest fikcją. Chyba, że… dochodzi do sporu między koalicjantami albo frakcjami: wtedy sytuacja się odwraca i dla odmiany rząd nie może dogadać się ze „swoimi”. W systemie prezydenckim prawdopodobieństwo takich sytuacji nadal występuje, ale jest bardzo ograniczone.

10. Omawiany system pozwala także na tworzenie resortów prezydenckich, czyli takich, które działają i odpowiadają nie przed szefem rządu, a głową państwa. Może to być na przykład ministerstwo spraw zagranicznych czy obrony narodowej, które są jakby z natury poza zwykłą strukturą administrowania.

11. Nowa konstytucja może także przyznać prezydentowi prerogatywę wydawania dekretów z mocą ustawy, oczywiście za zgodą parlamentu, być może z innymi ograniczeniami (ma się rozumieć, tylko w modelu rządów pośrednich, tj. gdy prezydent sam nie jest szefem rządu). Dekret jest narzędziem sprawczym, szczególnie odpowiednim na trudne czasy i w sytuacjach wymagających szybkiej i zdecydowanej legislacji.

12. Ośrodek prezydencki ma także naturalną cechę skupiania na sobie uwagi publicznej. Może więc skuteczniej niż premier (czy prezydent w dzisiejszym ustroju) odpowiadać na nastroje społeczne, prowadzić dialog z ludźmi, zaszczepiać nowe idee, budować porozumienia, wzmacniać wspólnotę. Taki atut, jeśli wykorzystany, może mieć już w niedalekiej przyszłości ogromne znaczenie.

Można więc postawić mocną tezę, że system prezydencki w największym stopniu usuwa lub łagodzi systemowe wady naszego obecnego ustroju. Jest także lepiej dostosowany do czasów pełnych niebezpieczeństw, a także rosnących ambicji Polaków. A pamiętajmy, że przed nami nie tylko wyzwania związane z bezpieczeństwem granic czy zasobnością portfeli, ale także z międzynarodową konkurencją, w którą weszliśmy i z której już wycofać się nie możemy. Obejmującą nie tylko sprawy geopolityczne czy gospodarcze, ale i cywilizacyjne.

Musimy mieć silną wspólnotę i silne państwo. To sprawa najwyższej wagi.





Marek Wróbel

Współzałożyciel i prezes zarządu Fundacji Republikańskiej. Absolwent Wydziału Prawa i Administracji oraz Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 1990-1995 pracował jako dziennikarz, następnie przez 20 lat w branży PR. W latach 2006-2007 szef gabinetu politycznego ministra gospodarki Piotra Woźniaka.






/wpolityce.pl/polityka/733943-jaki-model-rzadow-12-cech-systemu-prezydenckiego








ZNAK wymazuje winy niemieckie













Anna Mateja czerwiec 2025


Grünberg. Wymazywanie


Zdaniem przeciwników są albo Żydami, albo potomkami Niemców. Kwestia pochodzenia zależy od historii, którą aktualnie się zajmują. Wywożąc śmieci z kirkutu, są dziećmi Abrahama. Szukając płyt z niemieckiego cmentarza, stają się „faszystami”.


Artykuł z numeru
Nie jesteś swoją diagnozą







„Johann 17, 24” – ktoś przeliterował wyżłobione na nagrobku odwołanie do Ewangelii według św. Jana. Nagrobna płyta z piaskowca leżała licem do ziemi przykryta grubą warstwą humusu, porośniętego darnią. Była jedną ze 170, które od ponad półwiecza utwardzały dawny plac manewrowy na tyłach Komendy Wojewódzkiej Policji w Zielonej Górze. Płytę dźwignęli we dwóch. A może jednak we czterech? Waga nagrobków potrafiła przekroczyć 100 kg, a osadzonych, którzy odbywali wyroki w miejscowym zakładzie karnym i w nagrodę za dobre sprawowanie mogli pomóc w ich odkopaniu, było właśnie czterech.

Mirosław Krzyżaniak, społecznik i emerytowany cukiernik, obrońca jeży, drzew przed wycinką i zapomnianych cmentarzy, pomyślał wtedy: „Ironia losu”. W 1966 r. płyty z poniemieckiego cmentarza Zielonego Krzyża układali za milicyjnymi budynkami z cegły właśnie osadzeni. W listopadzie 2024 r. z niskich chmur siąpiła mżawka. Wiatr, który leciał od parku zwanego smoczym, wciskał się lodowatym podmuchem pod kurtki i polary. Młodzi ludzie mocowali się z płytą, by postawić ją w pionie. Jeden palcami wyłuskał resztę ziemi i kamyków ze znaków wyrytych przez kamieniarza prawie sto lat temu.


„Jakby chciała wam coś powiedzieć” – zażartował Mirosław, widząc skrót odsyłający do ewangelicznych wersów. Chwilę później ktoś wyjął telefon, by znaleźć, co trzeba.

„Ojcze, chcę, aby także ci, których Mi dałeś, byli ze mną tam, gdzie Ja jestem – usłyszeli najbliżej stojący. – Aby widzieli chwałę moją, którą Mi dałeś, bo umiłowałeś mnie przed założeniem świata”.

„Pasuje do nas” – ocenił jeden z osadzonych i zaczęli się śmiać. Wzięli to do siebie, ale odczytali przewrotnie: przecież nikt nie chciałby przebywać tam, gdzie oni aktualnie są. Odstawili ostrożnie płytę, którą podnośnik załadował na przyczepę samochodu Zakładu Gospodarki Komunalnej.


Zatrzeć ślady po Niemcach



Haczkę, którą posługiwał się Mirosław, znaleziono w mieszkaniu przydzielonym przez nowe władze Grünbergu jego dziadkom, gdy znaleźli się w mieście w 1947 r. po opuszczeniu obozu pracy pod Monachium. Zajęli mieszkanie w kamienicy blisko dworca kolejowego, wybudowanej na wyspie między torami. Jego mama, wtedy nastolatka, opowie mu wiele lat później o wagonach z wysiedlonymi grünberczykami, którzy mieszkali w nich tygodniami, czekając na odjazd do Niemiec.

Mirosław wbił motykę pamiętającą przedwojennych mieszkańców Zielonej Góry w ziemię, po czym zwinął jej wierzchnią warstwę jak dywan. Posuwał się mozolnie, aż stwierdził, że jest już miejsce na łyżkę koparki. Ta odsłoniła równo ułożony rząd płyt z piaskowca i granitu. Wszystkie odwrócone literami do ziemi. Rozkruszając beton, którym zalano szczeliny pomiędzy płytami, podnoszono kolejne. Krople dżdżu spadły więc na nagrobki z mogił Reinholda Hidtmana poległego we wrześniu 1914 i kilkudziesięciu innych żołnierzy zmarłych w wyniku odniesionych ran w miejscowym szpitalu podczas Wielkiej Wojny. Na płytę, która na wieki miała zachować pamięć o Annie Hefke, poległej na wojnie w wieku 24 lat, i Gerardzie Heugerze, zmarłym kilka miesięcy po wyjściu









miesiecznik.znak.com.pl/grunberg-wymazywanie/