Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

wtorek, 5 sierpnia 2025

"Ratunek" 1939 r., a rusyfikacja Białorusi po 1933 r





Zaś co do języka białoruskiego – w latach dwudziestych była to gwara i dopiero potem ktoś zdecydował o „podniesieniu gwary białoruskiej do statusu języka”.

Przypuszczalnie w Średniowieczu Polacy mówili nieco różnie w różnych okolicach, ale te różnice nie tworzyły dialektów obejmujących większe zwarte obszary. 

Sytuacja była podobna do tej, jaka panowała na przykład w Słowacji jeszcze w XIX w., a na Białorusi jeszcze około 1920 r., zanim tam i tu zdecydowano się podnieść jeden dialekt do rangi języka ogólnonarodowego. 

Jerzy Krasuski - "Językowe podłoże podziału Europy."

PRZEGLĄD ZACHODNI 1995, nr 1  

https://maciejsynak.blogspot.com/2021/06/o-waznosci-jezyka.html







Wg stanowiska białoruskich oficjeli, 17 września był dniem wyzwolenia Białorusi spod jarzma Polski, która podobno tępiła przejawy języka białoruskiego.


A jaki jest status języka białoruskiego na Białorusi obecnie?

W jakim języku przemawia do narodu prezydent Białorusi?

W jakim języku prowadzone są programy telewizyjne?

W jakim języku są publikowane pańskie teksty?

Gdzie na sb.by jest zakładka wyboru języka rus/ bel?

belta.by taką zakładkę ma, ale sb.by już nie.


Naprawdę, wszystko jest po białorusku?


Może słoń na ucho mi nadepnął, ale moim zdaniem mówi się głównie po rosyjsku.


Białorusini nie zostali wyzwoleni w 1939 roku, tylko tak to określono w propagandzie.

Białorusini przez cały okres ZSRR byli poddawani zruszczeniu i jak widać proces ten nadal się nie zakończył i nadal jest kontynuowany.


I pisma pana Dzermanta są tego jaskrawym przykładem.




Warto się sobie przyjrzeć.






przedruk




Edukacja na Białorusi Radzieckiej w latach 1918–1941: polski wśród innych języków państwowych


[...]


W 1926 r. w Mińsku Inbelkult zorganizował Konferencję naukową na temat reformy pisowni ialfabetu białoruskiego. I choć wstępna ocena konfe-rencji w kręgach partyjnych była dość pozytywna, wszystko wkrótce się zmieniło. W 1928 r. na bazie Inbelkultu utworzono Białoruską Akade-mię Nauk, w której skład wchodził Instytut Lingwistyki, ale już w 1930 r. jego działalność została sparaliżowana aresztowaniami. 

Rezultatem długotrwałych represji, ukierunkowanych zarówno na eliminację dysydentów, jak i wypracowanie poprawnego, z punktu widzenia bolszewików, podejścia do reformowania języka, było przyjęcie 26 sierpnia 1933 r. dekretu Rady Komisarzy Ludowych BSRR O zmianach i uproszczeniu pisowni białoruskiej.

Od tego momentu w pisowni białoruskiej konfrontują się ze sobą dwa systemy: przyjęta na podstawie tego dekretu narkamauka (wersja oficjalna, która z pewnymi zmianami nadal obowiązuje) i taraszkiewi-ca (pisownia zaproponowana przez Bronisława Taraszkiewicza, której przestrzega przynajmniej część opozycji, najczęściej zamieszkałej poza granicami kraju). 

Przyjęcie nowej ortografii miało charakter ideologiczny i w znacznym stopniu rusyfikatorski.

Wymieńmy np. eliminację oznaczenia asymilacyjnej miękkości spółgłosek (свет, насеннеzamiast сьвет, насеньне), co doprowadziło do stwardnienia białoruskiej wymowy. Taką wymowę słychać dzisiaj, kiedy większość Białorusinów uczy się języka z podręczników szkolnych.

Polityka korienizacji wpływała na białorutenizację oświaty. Już w styczniu 1921 r. na zjeździe pedagogów w Mińsku podjęto uchwałę o utworzeniu (w miarę możliwości) szkół białoruskich z białoruskim językiem wykładowym (Głogowska, 1996, 123), a w 1925 r. Rada Komi-sarzy Ludowych BSRR podjęła decyzję o wprowadzeniu języka białoruskiego jako wykładowego do wszystkich szkół podstawowych, w których uczyły się dzieci narodowości białoruskiej, oraz jako przedmiotu we wszystkich pozostałych szkołach. Dla uczelni wyższych przejście na język białoruski uznano za rekomendację (Głogowska, 1996, 134).

Choć w latach 20. na nowo powstających uniwersytetach zaczęto wprowadzać język białoruski, nie zawsze przebiegało to konsekwentnie, ponieważ brakowało specjalistów, było: 42 profesorów, 54 docentów, 48 pracowników naukowych, ponad 100 asystentów (Шчарбакоў, 1931, 35–36). 

W związku z tym do Republiki na zaproszenie przybywali naukowcy z całego Związku Radzieckiego, którzy w większości nie znali języka białoruskiego.

W latach 30. „Republika obrała kurs na ograniczenie białorutenizacji w oświacie. Ludność łatwo zrezygnowała z języka białoruskie-go” (Сергейко, 2010, 161). Dlaczego tak się działo? 

Przyczynę można znaleźć, rozpatrując sytuację Polesia Wschodniego (współczesny rejon mozyrski obwodu homelskiego) (Старовойтов, 2003, 21–25), którą w dużej mierze można ekstrapolować na sytuację w całej republice. Do najważniejszych powodów trzeba zaliczyć wysoki odsetek chłopstwa (84,9%, które miało praktyczne podejście do życia i nie widziało w białorutenizacji żadnych korzyści ekonomicznych; skład narodowy klasy robotniczej w miastach, gdzie było 60% osób narodowości żydowskiej, na kolei zaś pracował duży odsetek Rosjan i Ukraińców, co nie sprzyjało używaniu języka białoruskiego. 

Społeczeństwo nie było nastawione do białorutenizacji wrogo, ale obojętne. 

Młodzi ludzie natomiast często postrzegali naukę języka białoruskiego jako utrudnienie w nauce języka rosyjskiego, czyli jako przeszkodę we wstępowaniu na uniwersytety w innych częściach ZSRR.

A zatem, rząd radziecki, prowadząc po rewolucji dość ostrą białorutenizację, później rozpoczął z nią walkę, która zakończyła się tak wielkim zwycięstwem, że język białoruski do dziś nie może się odrodzić.


3. Rosyjski językiem „starszego brata”

Pomimo państwowej polityki językowej Cesarstwa Rosyjskiego, która zakładała rusyfikację zamieszkujących je ludów, spis ludności z 1897 r. , podczas którego ustalano tożsamość etniczną na podstawie przynależności językowej, wykazał, że na ziemiach białoruskich „ludność biało-ruskojęzyczna liczyła 73,3%. Na drugim miejscu znalazł się język żydowski – 14%. Ludność rosyjskojęzyczna stanowiła 4,3%, polska – 2,4%”

Edukacja na Białorusi Radzieckiej w latach 1918–1941...87(Латышева, 2009, 134). Mimo to w okresie międzywojennym w każdej szkole obowiązkowa była nauka języka rosyjskiego, zgodnie z reformą pisowni, przeprowadzoną w latach 1917–1918, której najbardziej zauważalnym elementem było usunięcie kilku liter z alfabetu.

Początkowo szkół rosyjskich nie było zbyt wiele. Według spisu z 1926 r. czteroletnie szkoły rosyjskojęzyczne stanowiły zaledwie 2,3% ogółu szkół, a siedmioletnie 3,1% – natomiast szkoły z białoruskim językiem wykładowym stanowiły odpowiednio 84,5% i 57,1%.

Inaczej sytuacja wyglądała w szkolnictwie wyższym, ponieważ w latach 1926–1927 Białoruski Uniwersytet Państwowy uległ białorutenizacji tylko w 31% (Нарысы, 1995, 123).

Jak wspomniano wyżej, na początku lat 30. białorutenizacja zaczęła wygasać, co doprowadziło do odrodzenia polityki rusyfikacji. Jednak w oświacie rusyfikacja nie przebiegała w zbyt szybkim tempie. Dopiero od 1934 r. zaczęto zastępować, zwłaszcza w miastach oraz we wschodniej części BSRR, białoruski język wykładowy niektórych szkół językiem rosyjskim (Пушкiн, 2010, 72).



Największym zagrożeniem była nie polityka państwowa, lecz genetyczne podobieństwo języków białoruskiego i rosyjskiego. 
Rusyfikacja rozpoczęła się od systemowych zmian w języku białoruskim, nie od stosunków społecznych. Proces ten zainicjowała reforma pisowni białoruszczyzny w 1933 r. , o której była już mowa. Reformatorzy niemal całkowicie koncentrowali się, świadomie lub półświadomie, na przekształcaniu białoruskiego według wzorów rosyjskich. Rusyfikację konsekwentnie kontynuowano po drugiej wojnie światowej, w rezultacie absolutna większość ludności Białorusi ledwo włada białoruskim językiem literackim i praktycznie nie potrafi nim pisać – większość szkół i uczelni wyższych prowadzi naukę w języku rosyjskim


----

uwagi co do języka polskiego


W szkole szczególną rolę odgrywała edukacja ateistyczna. Na przykład, polska szkoła siedmioletnia im. Kasprzaka w Homlu w październi-ku 1928 r. zakupiła kilka ateistycznych druków: czasopismo „Bezbożnik przy obrabiarce”(Безбожникустанка), gazetę „Bezbożnik”(Безбожник), czasopismo o tej samej nazwie i czasopismo „Osoba antyreligijna”(Ан-тирелигиозник) (Лебедев, 2013, 77). Wszystko to w języku rosyjskim – mimo prowadzenia zajęć po polsku.


Flirt władz z polską mniejszością narodową na Białorusi Radzieckiej zakończył się w 1934 r. , w momencie podpisania paktu o nieagresji między Polską a Niemcami. 
W nowych realiach politycznych ludność polska, która pierwotnie miała zostać wykorzystana do szerzenia ideologii komunistycznej na Zachodzie, stała się zagrożeniem dla państwa komunistycznego.
Budowanie komunistycznej wersji narodu polskiego zastąpiły represje (Пушкін, 2018, 254). W 1937 r. polski rejon został zlikwidowany. Międzywojenne losy Polaków w ZSRR są w historii ludzkości bezprecedensowym przykładem zagłady narodu w imię ideologii.


5.2. Edukacja szkolna

Przed tymi tragicznymi wydarzeniami proces polonizacji postępował i nie ograniczał się do jednego małego rejonu. Ponieważ o „polskości” ludności ziem białoruskich w wielu przypadkach decydowała religia, a nie umiejętność mówienia i pisania po polsku, do 1926 r. prawie 50% ludności polskiej było analfabetami, przynajmniej w zakresie języka polskiego (Kawecka, 1981, 54). 


Rządzący zaczęli wówczas tworzyć szkoły polskie wszędzie tam, gdzie było co najmniej 25 polskich dzieci w wieku szkolnym. To dawało władzy radzieckiej w oczach Polaków pewne bonusy: Było to zjawisko unikatowe na skalę światową. Nigdy (ani przed tymi wydarzeniami, ani po nich) poza granicami państwa polskiego polska szkoła nie rozwijała się tak prężnie i na taką skalę, jak w ramach tworzenia polskiej autonomii socjalistycznej... 
Komuniści sowieccy i ich polscy towarzysze postanowili odradzać polską szkołę na wyjątkowo szeroką skalę nie po to, aby krzewić tradycyjną polskość, ale po to, aby tworzyć nową polskość o obliczu totalitarno-sowieckim (Iwanow, 2017,74–75). [patrz: pruska szkoła banderyzmu na Ukrainie - MS] Jednocześnie liczba szkół polskojęzycznych stale się zwiększała, do roku 1934 było ich 218, czyli 3,6% ze wszystkich szkół w BSRR, co dawało drugie miejsce po szkołach białoruskich. Kiedy w 1939 r. Białoruś Zachodnia została przyłączona do Białorusi Sowieckiej, liczba szkół zwiększyła się jeszcze bardziej – we wrześniu 1940 r. w zachodnich


Ai w przeglądarce wg mnie - robi za cenzurę:








poniżej opinie o szkolnictwie opartym na systemie pruskim:

/galeriasluza.pl/online/jak-robic-szkole/pruski-system-edukacji:

Pruski system edukacji

Pruski model edukacji powstał w XVIII wieku. Był odpowiedzią na ówczesne potrzeby cywilizacyjne. 
Miał stworzyć oddanego państwu prostego obywatela, który zrozumie pisemne instrukcje i komunikaty. Mógł on potem zostać dobrze wypełniającym swe obowiązki żołnierzem, robotnikiem czy urzędnikiem.

W pruskiej szkole wszystko miało przyzwyczajać dzieci do samodzielnej i powtarzalnej pracy. Bardzo ważna była nauka posłuszeństwa i poszanowania hierarchii. Pod tym kątem zaprojektowano zarówno układ szkolnych klas, jak i sposób prowadzenia zajęć.

W zaborze pruskim system edukacji był powszechny i dobrze ugruntowany. Z tego powodu stał się punktem odniesienia dla powstających później systemów szkolnych. Jego duchy dają o sobie znać również we współczesnej szkole.


Fryderyk Wilhelm III, by konkurować z innymi mocarstwami musiał przedsięwziąć odpowiednie kroki. Zrozumiał, że należy podnieść jakość wszystkiego – ale jednocześnie nie można przesadzić. Potrzebował lepszych żołnierzy i urzędników, ale mieli być oddani, posłuszni i łatwi do zastąpienia. Czyli potrzebny był efekt skali.

Nadrzędnym celem było dla niego wykształcenie obywatela pożytecznego dla administracji lub powtarzalnej pracy (np. w fabryce z bronią). Aby utrzymać posłuszeństwo w wielkim, zorganizowanym procesie używano np. dzwonków, które dzisiaj ciągle pozostają w szkołach. Lud miał posiadać podstawową wiedzę w zakresie czytania prostych instrukcji, tworzenia krótkich pism lub notatek i wykonywania nieskomplikowanych czynności rzemieślniczych.

Jako naukę rozumiano jako przekazywanie konkretnej wiedzy i prostych schematów. Czyli chodziło o ulepszanie machiny państwa, a nie wsparcie jednostki. Dzisiejszą edukację dalej opieramy o ten model, a uczniowi wmawia się, że wszystko jest dla jego dobra! W skrócie: kształcimy osoby bierne, pozbawione kreatywności, oddane systemowi i posłuszne “przywódcy”.

Przez 12 lat narzucane są pewne wzorce, które należy naśladować. Na uczniów spada masa obowiązków, presja najlepszych ocen, świadectwa z paskiem i presja bycia najlepszym. Do tego jeszcze presja nieodstawania od reszty społeczeństwa…

Ludzie, którzy przebrnęli przez edukację z Modelu Pruskim po prostu:

są pozbawieni kreatywności,
boją się sami podejmować decyzje i muszą być prowadzeni za rękę,
nie potrafią sami wyznaczać celów,
nie przepadają za ludźmi, którzy wyznaczają inne ścieżki,
boją się nowości
boją się tego, co nie jest dla “wszystkich”, tego co nie jest uniwersalne
dają się łatwo manipulować,
są ślepo posłuszni,


mateuszstasica.pl/model-pruski-w-szkolnictwie/



obwodach republiki działało 946 szkół polskich (Раткевич, 2006, 64–65). Wydawać by się mogło, że liczba ta świadczy o rozwoju polskiej oświaty, jednak należy wziąć pod uwagę, że bezpośrednio przed przyłączeniem liczba szkół na terenach będących wcześniej w składzie Polski wynosiła 5932 (Пушкін, 2018, 242), to znaczy, że wraz z przymusową kolektywizacją i likwidacją struktur organizacyjnych Kościoła katolickiego nastąpiła także redukcja polskiego szkolnictwa (Kruczkowski, 2021, 176). 


Po II wojnie światowej rozpoczęła się likwidacja pozostałych szkół polskich. W 1947 r. na terenie BSRR istniały jeszcze 22 szkoły polskie, lecz kierownictwo republiki meldowało Moskwie, że polscy nauczyciele, „zdobywszy wykształcenie i wychowanie w instytucjach Rzeczypospolitej Polskiej, z reguły związani z duchowieństwem katolickim, w niektórych przypadkach z podziemiem nacjonalistycznym, nie chcą i nie potrafią kształcić uczniów w duchu sowieckim” (Вялікі, 2001, 294).

Wszystkie polskie szkoły przestały istnieć pod koniec lat 40. XX w. (Раткевич, 2006, 64–65).



5.4. Próba reformy ortografii

Badania naukowe prowadzone były w sektorze polskim, utworzonym w 1922 r. w Instytucie Kultury Białoruskiej (Inbelkult) (Захаркевiч, 2009, 248). Szczególnie ważna ze względów oświatowych była kodyfikacja języka, a przede wszystkim polskiej ortografii.

[...]

Na łamach polskiej gazety „Młot”, wydawanej w Związku Radzieckim w połowie lat 20. XX w. , rozpoczęła się dyskusja na temat zmiany pisowni. Oficjalnie uproszczenie pisma miało się przyczynić do eliminacji analfabetyzmu wśród Polaków, ale ukrytym celem tej zmiany był zamiar rozluźnienia więzi między społeczeństwem a Kościołem i w ogóle Rzecząpospolitą, gdyż zmiany w piśmie utrudniłyby nie tylko czytanie ksiąg religijnych (Iwanow, 2016, 133), lecz także tekstów polskiej kultury, odradzającej się po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. 

Główne punkty tej dyskusji zostały nawet zaprezentowane na łamach czasopisma „Język polski” (z pod-pisem niejakiego H. Tura). Skomentował je Kazimierz Nitsch (Nitsch, 1925, 85–87). Propozycje reformatorów ortografii były proste: zastąpienie rz znakiem ż, ó znakiem u, dwuznaków sz i cz znakami jednoliterowymi, np. š i č, usunięcie nosówek ą i ę i wprowadzenie zamiast nich om i em lub on i en (w zależności od pozycji w słowie), proponowano też zamianę ch na h.

Reformatorzy, niebędący językoznawcami, nie myśleli ani o zachowaniu jedności słowa, ani o dziedzictwie historycznym. Dążyli jedynie, jak twierdzili, do zrewolucjonizowania i uludowienia ortografii. To ostatnie oznaczało przyjęcie fonetycznej zasady pisowni, która notabene również nie była konsekwentnie realizowana. Przy tej okazji Nitsch, polemizując z jednym z reformatorów, Czesławem Dombroskim, sarkastycznie stwierdzał (mając na uwadze zasady odzwierciedlania w piśmie spółgłosek bezdźwięcznych):


skoro „nie należy poprzestać na tchórzliwej reformie, lecz posunąć ją do ostatecznych granic” – to trzeba by też pisać bup i wius obok bobu i wiozła, czego jakoś p. Dąbrowski nie żąda. Nie żąda zaś z bardzo prostej przyczyny: skoro rosyjska reforma zostawiła боб i без, nie zamieniając je na боп i бес, to panu D. nie przyszło to na myśl (Nitsch, 1925, 86).

[...]

Konstytucja z 1937 r. wspomina jeszcze o możliwości posługiwania się przez władzę ustawodawczą wszystkimi czterema językami – art. 25 o posługiwaniu się nimi w szkole – art. 96 o ich używaniu na godle państwowym. Jednak już pod koniec lipca 1938 r. język polski i jidysz zostały usunięte z godła Republiki, a co za tym idzie, z komunikacji we wszystkich instytucjach publicznych.Wszelkie demokratyczne zamierzenia zostały stłumione. Nastąpiła ponowna rusyfikacja wszystkich dziedzin życia, w tym sfery oświatowej, przy wsparciu niestety nie tylko władz, ale także ludności miejscowej, która widziała w rosyjskim możliwość awansu społecznego. 

Dla wszystkich innych języków w BSRR nadeszły czasy walki o przetrwanie. Zniknęła możliwość nie tylko edukacji w języku polskim, ale także nauki samego języka – w połowie lat 80. XX w. istniały jedynie kursy językowe w organizacjach turystycznych „Intourist” i „Sputnik”, które kształciły przewodników-tłumaczy, a trafiali tam oni po przejściu ścisłej kontroli KGB. Na białoruskich uczelniach nie było kierunku filologia polska – jedynie semestralny kurs języka polskiego na Wydziale Filologicznym Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego.Wydawało się, że rozpoczęta w latach 90. XX w. pieriestrojka przywróciła językowi polskiemu utracone możliwości, choć nie w pełnym zakresie – powstało kilka polskich szkół, kierunek filologia polska na Białoruskim Uniwersytecie Państwowym oraz Państwowym Uniwersytecie im. Janki Kupały w Grodnie, a także duża liczba kursów językowych. 

Lecz w ostatnim czasie można zaobserwować powtarzające się próby walki władz z językiem polskim. Polskie szkoły są zamykane, nauczyciele i wykładowcy zwalniani. W ostatnich dniach 2023 r. i na początku 2024 r. organy ścigania aresztowały kierownictwo kilku kursów języka polskiego. Wyższe uczelnie natomiast otrzymały oficjalne pisma z wymogiem sporządzania wykazu studentów, którzy studiowali język polski.Nadeszły ciemne czasy dla polskiej oświaty w Republice Białorusi. Możemy tylko mieć nadzieję, że przyjdą lepsze i nauczanie języka polskiego rozkwitnie na nowo. Trzeba wierzyć, że zawsze znajdą się ludzie, którzy będą chcieli uczyć się polskiego – i to nie tylko jako języka swojej narodowości, ale także wielkiej europejskiej kultury.






całość tutaj:



Spojrzenie na szkolnictwo na Białorusi w okresie międzywojennym: język polski jako jeden z języków urzędowych | Poznańskie Studia Sławistyczne


pressto.amu.edu.pl/index.php/pss/issue/view/3027


Prawym Okiem: Zjednoczenie zachodniej Białorusi z BSRR



















piątek, 25 lipca 2025

Niezależna.pl - "chłodnym okiem"

 



Taka ciekawostka, na kanwie tekstu  "Chłodnym okiem"


W tym roku niezależna.pl zmieniła layaut, poprzedni zawierał taki pastelowy jasnozielony kolor i  wyglądał tak:

















a teraz wygląda tak:




od razu rzuciło mi się w oczy, że zamiast swojego sztandarowego jasnozielonego zastosowali "mój" kolor z bloga, jakim od lat podkreślam swoje komentarze (i który zastosowałem w layaucie), czyli blue-black którym właśnie piszę te słowa...


Z ciekawości sprawdziłem podobieństwo...




U mnie tekst na stronie wypada w jakby jaśniejszej tonacji - szczególnie na print screenie (może to być też kwestia skali tj. powiększenia strony do 110% - im większe powiększenie, tym jaśniejszy kolor - kolor daty posta wydaje się czarny, ale przy powiększeniu 500% widać, że to blue-black), ale idzie znaleźć piksel o identycznym kolorze...


poniżej :

HEX = 1b4b79 dla napisu: "Gdańska walka..."

RGB = (27,75,121,255) dla mojego tekstu






jak widać wartości RGB pod konwersji do HEX dają identyczny HEX jak na stronie niezeleznej..












Prawym Okiem: Prawicowe media manipulują

press.pl/tresc/49427,niezalezna_pl-z-nowym-layoutem




Prawicowe media manipulują

 

...też.

Też manipulują.






przedruk



Prawicowe media manipulują, internet demaskuje. TOP 5 manipulacji tego "sezonu"


Michał Gąsior

28 lipca 2015, 11:50


W Telewizji Republika nadawany jest program "Kulisy manipulacji", który ma pokazać, jak "prorządowe media robią nam wodę z mózgu". Problem w tym, że jeśli ktoś ostatnio na polu propagandy i manipulacji bije rekordy, to są to raczej prawicowe media. Oto dowody. I powody, dla których portale typu Niezalezna.pl i wPolityce.pl zaczynają bojkotować internauci.





Niezalezna.pl i wPolityce.pl w ostatnim czasie ścigają się w manipulacjach 
Fot. wPolityce.pl/tinyurl.com/qavoff8


ZMYŚLONA WYPOWIEDŹ? NIE SZKODZI


Fot. Twitter



Środowisko “wSieci” bardzo oburzało się, kiedy w programie Tomasza Lisa cytowano wpisy z fikcyjnego konta na Twitterze Kingi Dudy (za co potem przeproszono). Portal Karnowskich zrobił dokładnie to samo, z tym wyjątkiem, że publikacja nie doczekała się ani sprostowania, ani przeprosin. Chodzi o wpis na fake’owym profilu polityka PO Adama Szejnfelda. Komentując informacje o tym, że 10 proc. Polaków można zaliczyć do ekonomicznej “podklasy”, miał napisać: “A co to jest 10 proc.?”.


To nic, że obok tweeta widniała informacja, że “konto ma charakter parodiowy i humorystyczny”. Portal wGospodarce.pl najpierw stworzył artykuł o “pogardzie polityka PO dla najuboższych”, a potem bez słowa go usunął.

ARTYKUŁY O SKOK-ACH DO KASACJI





Fot. Niezalezna.pl/Wykop.pl


W kasowaniu niewygodnych treści prawicowe portale mają zresztą bogate doświadczenie. Sztandarowy przykład to wychwalające SKOK Wołomin teksty m.in. na “Niezależnej”. Pisano tam m.in. o “dużych zyskach kasy”. Kiedy okazało się, że SKOK Wołomin to bankrut, za którym może stać mafia, pochwały po prostu się rozpłynęły…




FAŁSZEM W POSŁANKĘ




Fot. Niezalezna.pl


Na początku lipca tego roku Niezalezna.pl napisała o posłance PO Ewie Drozd, która prowadząc samochód miała znacznie przekroczyć prędkość i została zatrzymana przez policję. “Za swoją jazdę nie dostała ani mandatu, ani punktów karnych. Pokazała policjantom swoją legitymację poselską i dzięki immunitetowi uniknęła dodatkowej kary” – można przeczytać w tekście.


Szybko okazało się, że to nieprawda. Inne media, w tym portal braci Karnowskich, pisały, że “jak relacjonuje policja, posłanka nie zasłaniała się immunitetem i od razu przyjęła mandat”. Na stronie “Niezależnej” wciąż widnieje jednak wcześniejsza, zmanipulowana wersja wydarzeń.





KŁAMSTEWKO O RADWAŃSKIEJ




Fot. Niezalezna.pl

Prawdziwym manipulacyjnym majstersztykiem portali Niezalezna.pl i wPolityce.pl była opisana przez nie historia Agnieszki Radwańskiej, która po zwycięskim meczu na Wimbledonie miała wyprosić dziennikarzy TVN z jej konferencji prasowej. “Jak powiedziała - cały czas bojkotuje telewizję” – stwierdzono w tekstach, które szybko zyskały popularność i poniosły się na portalach społecznościowych.
Na szczęście przytomność zachowali inni dziennikarzy relacjonujący Wimbledon, m.in. z “Gazety Wyborczej” i “Przeglądu Sportowego”. Zaapelowali, by nie dać się nabrać na “fejkowy news”, bo opisana na prawicowych portalach sytuacja nigdy nie miała miejsca.


Do tego dementi odniósł się portal Karnowskich. Napisał, że “informację podawali kolejni internauci, a była ona tym bardziej prawdopodobna, że konflikt polskiej sportsmenki i TVN trwa już kilka lat”. Za podanie “chochlika dziennikarskiego” przeproszono.

SEJMOWY PRZEKRĘT NA GŁOSACH



Fot. wPolityce.pl



“Posłowie PO przeciwko rozstrzyganiu spraw na korzyść podatnika” – doniósł dwa tygodnie temu portal Karnowskich. I tutaj wkradła się manipulacja. Obnażył ją jeden z użytkowników “Wykopu”. Jak napisał, prawda jest taka, że PO głosowała za ustawą o rozstrzyganiu spraw na korzyść podatnika, a przeciw zaledwie jednej poprawce. Poprawka ta wbrew woli Platformy została zresztą przyjęta i partia zaakceptowała ustawę w ostatecznym kształcie.

Ten i inne wymienione przypadki to tylko najnowsze przykłady manipulacji prawicowych dziennikarzy. Jest ich mnóstwo, a niektóre, jak ta z
informacją o będącym pod wpływem alkoholu prezenterze "Panoramy", zapewniły sobie poczesne miejsce w niechlubnej historii dziennikarstwa. Co nie przeszkadza prawicy kreować się na ostoję prawdy i niezależności.






natemat.pl/149863,prawicowe-media-manipuluja-internet-demaskuje-top-5-manipulacji-tego-sezonu






czwartek, 24 lipca 2025

Pobudzenie

 


Duda o wieszaniu





redaktor z Polsatu

bardzo zresztą sprawny w swojej robocie - to akurat nie komplement

te dwa filmy są bardzo dziwne, a szczególnie radaktor ma radość, że może tak głośno powiedzieć o elitach - jest "bezpieczny", bo tylko powtarza opinię rozmówcy



nie wiem, kto to jest ten Witkowski, ale rozmowa jest bardzo dziwna - jednak aktorstwo, tylko na jakie potrzeby?




nigdy nie widziałem ich tak krzyczących, pobudzonych


i to tak na podobny sposób...







nie każdy może wejść??












facebook.com/watch/?ref=saved&v=1011340410895198

youtube.com/watch?v=OnwtXvPasNE

.youtube.com/watch?v=J3MB1vDgHs4

facebook.com/watch/?ref=saved&v=1230344432166821


wpolityce.pl/polityka/735825-prezes-ogb-elity-sa-po-prostu-bezdennie-glupie



środa, 23 lipca 2025

Obecna SI możliwa tylko w konsekwencji kradzieży














Dr Filip Biały. O sztucznej inteligencji dla dorosłych

piątek, 11.04.2025



Od 2019 r. prowadzę – z narastającym pesymizmem – zajęcia z zakresu etycznych, społecznych i politycznych implikacji sztucznej inteligencji. SI stała się w tym czasie narzędziem służącym przede wszystkim poszerzaniu i utrwalaniu dominacji kapitalizmu cyfrowego, żerującego nie tylko na efektach pracy naszych rąk i umysłów, lecz także na naszych danych. Czy trend ten się zmieni, jeśli zaczniemy o SI rozmawiać w dojrzały sposób?

Społeczne wyobrażenia o SI opierają się dziś na narracjach produkowanych w Dolinie Krzemowej. Oligarchowie, tacy jak Elon Musk, Mark Zuckerberg czy Sam Altman, przekonali opinię publiczną i polityków, że SI to sprzyjający ludzkości postęp i wzrost produktywności. Niekiedy idą dalej, kreśląc transhumanistyczne wizje o umożliwionej przez SI kolonizacji przez ludzkość przestrzeni kosmicznej.

Wielu z nas daje się uwieść skromniejszym obietnicom: że SI zwiększy naszą własną produktywność. Wystarczy, byśmy nauczyli się korzystać sprawnie z narzędzi takich jak ChatGPT. Rzeczywistość jest, niestety, bardziej skomplikowana, a perwersja tych narzędzi złożona. Po pierwsze, powstają one w wyniku naruszenia własności intelektualnej, mimo iż kapitalizm głosi, że własność ta jest święta. Po drugie, ich tworzenie zużywa ogromne ilości energii, pogłębiając kryzys klimatyczny. Po trzecie, rzekomy wzrost produktywności nie sprawia, że mamy mniej pracy: wykonując nasze zadania szybciej, dostawać będziemy ich więcej. Po czwarte, im częstsza interakcja z SI, tym więcej danych przekazujemy korporacjom cyfrowym, powiększając własne zniewolenie.

Nie brak badań, które ukazują te i inne konsekwencje bezkrytycznego wdrażania SI. Charakterystyczne, że najważniejsze książki piszą o tym kobiety: „Broń matematycznej zagłady” Cathy O’Neil, “Automating Inequality” Virginii Eubanks czy „Wiek kapitalizmu inwigilacji” Shoshany Zuboff to pozycje obowiązkowe. Nawet jednak te autorki grzeszą obowiązkowym optymizmem: w konkluzji ich książek znajdziemy budzące nadzieję alternatywy, które miałyby sprawić, że SI zaczęłaby służyć całym społeczeństwom.

Ja pozostaję pesymistą. W obecnej postaci SI to technika możliwa tylko w konsekwencji kradzieży własności intelektualnej, katastroficznego dla klimatu zużycia energii oraz eksploatacji danych. Tak rozumianej SI nie da się naprawić, trzeba zreformować podstawy systemu społeczno-ekonomicznego, który technikę tę stworzył, a działa dziś w interesie technooligarchów. Dojrzała rozmowa o SI musi rozpocząć się od uświadomienia sobie tego faktu.





Dr Filip Biały. O sztucznej inteligencji dla dorosłych

www.uniwersyteckie.pl/nauka/dr-filip-bialy-o-sztucznej-inteligencji-dla-doroslych

Koniec wojny 8 maja 1945


tekst nieskończony


Propaganda niemiecka nie ustaje.





przedruk 
tłumaczenie automatyczne z niemieckiego


Koniec wojny 8 maja 1945

8 maja 1945 roku: Jak Manfred Schirmacher przeżył ucieczkę i wydalenie po II wojnie światowej



Czas czytania: 4 minuty

80 lat temu, gdy zakończyła się II wojna światowa, alianci wyzwolili Niemcy spod dyktatury nazistowskiej. Miliony Niemców uciekły na zachód. Manfred Schirmacher miał wtedy siedem lat.


zdjęcie 
epd-bild/Michael Ruffert

Manfred Schirmacher przeżył II wojnę światową


Był wtedy dzieckiem, ale Manfred Schirmacher nie może pozbyć się wspomnień: "Do dziś pamiętam, jak za nami spadła bomba, a wóz z końmi i ludźmi zatonął w lodzie" – wspomina 88-latek. W tym czasie, w lutym 1945 r., miał siedem lat i uciekał pieszo wraz z rodziną przez zamarznięty zalew w pobliżu Królewca w Prusach Wschodnich. Kilka dni wcześniej opuścili swoją wioskę Postnicken.

Nacierająca armia radziecka odcięła szlaki lądowe i chłopiec, jego matka i dwunastoletni brat są w drodze, jak setki tysięcy innych, konno i wozem, pieszo, przewiezieni ciężarówkami, pociągami towarowymi, statkami przez Morze Bałtyckie na zachód. Wojna szaleje wszędzie: słychać strzelaninę, nisko lecące samoloty ścigają się nad trasami, ciągle spadają bomby.


Rodzinie udaje się zdobyć miejsce na statku wielorybniczym "Walter Rau". Jako dziecko, jak wspomina Schirmacher, "było to dla mnie wspaniałe przeżycie, gdy zobaczyłem wiele statków w konwoju". Ale po dobrym uczuciu szybko pojawia się strach. Statki zostają zaatakowane przez łódź podwodną, ale udaje im się uciec. Inne statki, takie jak "Wilhelm Gustloff", zostają trafione i toną; Giną tysiące uchodźców.


Koniec wojny i kapitulacja w 1945 r.

"Walter Rau" w końcu cumuje w Kopenhadze, która jest nadal okupowana przez niemiecki Wehrmacht aż do kapitulacji nazistowskich Niemiec 8 maja 1945 roku. "28 marca pozwolono nam zejść na ląd" – wspomina ściszonym głosem Schirmacher – "Dostałem dodatkowe jajko na twardo od Czerwonego Krzyża, ponieważ były to moje ósme urodziny".

Podobnie jak Schirmacher i jego rodzina, miliony ludzi wyruszyły w podróż 80 lat temu: uciekali z Prus Zachodnich i Wschodnich, Pomorza czy Śląska przed wojną rozpętaną przez narodowosocjalistyczne Niemcy. Członkowie Armii Czerwonej, wyzwoleni Polacy czy Czechosłowacy mszczą się także za czas okupacji i brutalną kampanię eksterminacyjną Hitlera. Wielu Niemców na Wschodzie umiera od bomb, głodu, zimna i chorób. Dochodzi do morderstw, strzelanin i gwałtów.

Istnieją różne dane dotyczące liczby ofiar wśród niemieckich uchodźców i przesiedleńców:

 "Zakładamy, że ponad 600 000 do miliona osób zmarło w wyniku ucieczki i wypędzenia" – mówi Gundula Bavendamm, dyrektor Centrum Dokumentacji Ucieczek, Wypędzeń i Pojednania w Berlinie. Ponad 1,5 miliona losów uważa się za niewyjaśnione, podczas gdy inne źródła często mówią o dwóch milionach ofiar.





Konferencja poczdamska 1945

Kilka miesięcy po zakończeniu wojny, w sierpniu 1945 r., alianci podjęli na konferencji poczdamskiej decyzję o "uporządkowanym przesiedleniu ludności niemieckiej" z Polski, Czechosłowacji i Węgier. W wyniku ucieczki i wysiedlenia ojczyznę traci łącznie ponad 14 milionów Niemców z ziem wschodnich i zamieszkałych przez Niemców regionów Sudetów, Rumunii czy Węgier. 12,5 mln z nich dociera na tereny na zachód od Odry jako uchodźcy i przesiedleńcy.

"Około dwie trzecie z nich przesiedleńców przybyło do zachodnich stref okupacyjnych", wyjaśnia Bavendamm. Jedna trzecia trafiła do strefy okupacyjnej ZSRR, a więc później do byłej NRD. Ale przyjęcie przez rodaków nie było bynajmniej przyjazne. "W 1945 roku ani na Wschodzie, ani na Zachodzie nie było »kultury gościnności«" — wyjaśnia historyk. Powojenne społeczeństwo walczyło o przetrwanie, miasta były niszczone. "I chociaż Niemcy przychodzili do Niemców, to jednak doświadczali obcości, na przykład z powodu różnych dialektów i obyczajów" – opisuje sytuację Bavendamm.

O ile jednak w NRD o wypędzonych nazywano "przesiedleńcami", a w dyktaturze trzeba było milczeć o cierpieniach i doświadczeniach, o tyle w Republice Federalnej Niemiec obowiązywały tzw. Landsmannschaften wypędzonych, a polityka zapewniała rekompensatę w postaci wyrównania ciężarów. "A przesiedleńcy, którzy musieli zaczynać od nowa, swoją pracowitością przyczynili się do ożywienia gospodarczego na Wschodzie i Zachodzie", mówi Bavendamm.

Manfred Schirmacher przez kolejne trzy lata przebywał w Danii w obozach, które po zakończeniu wojny zostały przejęte przez duński rząd. Dopiero w 1948 roku rodzina otrzymała pozwolenie na emigrację do Neustadt w Szlezwiku-Holsztynie, gdzie ojciec znalazł w międzyczasie pracę.

Kształcił się jako monter maszyn rolniczych, później został inżynierem i ostatecznie przez 40 lat pracował w firmie farmaceutycznej w Bergkamen. Jego żona Helga również w dzieciństwie uciekała z terenów dzisiejszej Polski: 
"W styczniu 1945 roku uciekłem z matką i trójką rodzeństwa z Nakel w Prusach Zachodnich" – mówi 87-latek. W jej umyśle wciąż pozostaje etap ucieczki. W Küstrin rodzina została zakwaterowana w schronie przeciwlotniczym, podczas gdy na zewnątrz wciąż toczyły się walki. Podczas zawieszenia broni dziewczyna widziała przez otwarte drzwi piwnicy, jak "płonący Rosjanin" staczał się po schodach, jak to opisuje. "Czasem do dziś śni mi się ten widok" – mówi.

Schirmacherowie byli zaangażowani w działalność regionalnych stowarzyszeń i kościoła protestanckiego – ona w pomocy kobiet, on w chórze kościelnym. Kilkakrotnie podróżowali do swojej starej ojczyzny. Jej dwaj synowie wzięli udział w ogólnopolskim konkursie "Historia Niemiec" w zakresie opisu dróg ucieczki. Organizowali też transporty z pomocą humanitarną do rodzinnych stron swoich rodziców na terenach dzisiejszej Polski i Rosji.


--------



Zwracam uwagę:


80 lat temu, gdy zakończyła się II wojna światowa, alianci wyzwolili Niemcy spod dyktatury nazistowskiej. Miliony Niemców uciekły na zachód.

Na samym początku bezczelne kłamstwo, które prawdopodobnie ma Czytelnika odpowiednio "ustawić" co do dalszych treści.

Ta "nazistowska dyktatura" została wybrana do władzy w sposób demokratyczny z olbrzymim poparciem Niemców, szczególnie na Pomorzu - ponad 55%.








Niemcy, nawet jeśli nie w pełni popierali narodowy socjalizm czy Hitlera, do końca w zdecydowanej większości popierali wojnę 

– mówi prof. Thomas Weber, niemiecki historyk wykładający na Uniwersytecie w Aberdeen.

„Było wielu Niemców, którzy uważali, że narodowy socjalizm jest trochę dziwaczny, ale Hitler jest wspaniały. Inni mówili nie jesteśmy całym sercem za narodowym socjalizmem, ani za Hitlerem, ale wciąż popieramy wojnę. Spośród tych trzech elementów poparcie dla wojny było najwyższe, szczególnie pod koniec II wojny światowej 

– mówi prof. Weber.

w Niemczech rządzi dziś tylko jedna narracja dotycząca II wojny światowej: powszechne zrzucenie winy na „nazistów” i odcięcie się od nich, jakby przedwojenni Niemcy byli innym narodem niż ci współcześni. 

Według sondażu przeprowadzonego tam przez pismo „Die Zeit” grubo ponad połowa (58 proc.) ankietowanych podpisuje się pod tezą, że „Niemcy nie ponoszą większej odpowiedzialności za narodowy socjalizm, za dyktaturę, za wojny i zbrodnie niż inne kraje”, natomiast zaledwie 3 proc. przyznaje się do tego, że ich własna rodzina należała do zwolenników nazizmu.

„Myślę, że jednym z problemów jest to, że Niemcy nigdy tak naprawdę nie zastanawiali się wystarczająco nad tym jak wojna wpłynęła na Polskę ani jak wpływa na dzisiejsze pokolenia Polaków. Cały czas padają słowa, że musimy wyciągnąć wnioski z przeszłości, musimy upewnić się, że to się nigdy nie powtórzy, i dlatego nigdy nie możemy występować przeciwko Rosji i tak dalej. Ale podobnego myślenia nie ma w stosunku do Polski czy Ukrainy” – podkreśla.



i dalej znowu odróżnia się Niemców od nazistów:

w Kopenhadze, która jest nadal okupowana przez niemiecki Wehrmacht aż do kapitulacji nazistowskich Niemiec 8 maja 1945 roku


miliony ludzi wyruszyły w podróż 80 lat temu: uciekali z Prus Zachodnich i Wschodnich, Pomorza czy Śląska przed wojną rozpętaną przez narodowosocjalistyczne Niemcy. Członkowie Armii Czerwonej, wyzwoleni Polacy czy Czechosłowacy mszczą się także za czas okupacji i brutalną kampanię eksterminacyjną Hitlera. Wielu Niemców na Wschodzie umiera od bomb, głodu, zimna i chorób. Dochodzi do morderstw, strzelanin i gwałtów.

dorabianie narodom okupowanym gemby mściciela, w domyśle - okrutnika, by zdystansować wielkość własnych zbrodni i znowu podkreślanie, że nie Niemcy to zrobiły, tylko "Hitler" i "narodowosocjalistyczne Niemcy"

O zbrodniach niemieckich krótko i nie na temat: "czas okupacji i brutalną kampanię eksterminacyjną Hitlera", za to o "mścicielach" w sposób rozbudowany z wyliczeniami po przecinku: "umiera od bomb, głodu, zimna i chorób. Dochodzi do morderstw, strzelanin i gwałtów"




 "W 1945 roku ani na Wschodzie, ani na Zachodzie nie było »kultury gościnności«" — wyjaśnia historyk. Powojenne społeczeństwo walczyło o przetrwanie, miasta były niszczone. "I chociaż Niemcy przychodzili do Niemców, to jednak doświadczali obcości, na przykład z powodu różnych dialektów i obyczajów" 


w Republice Federalnej Niemiec obowiązywały tzw. Landsmannschaften wypędzonych, a polityka zapewniała rekompensatę w postaci wyrównania ciężarów. "A przesiedleńcy, którzy musieli zaczynać od nowa, swoją pracowitością przyczynili się do ożywienia gospodarczego na Wschodzie i Zachodzie",

kolejna okazja, by zatrzeć fakt, że Niemcy wojnę wywołali na poczet łupów w Polsce i że nie "pracowitość", ale skradzione dobra, umorzenie długów, progospodarcza polityka, no i oczywiście - brak zadośćuczynienia w tym finansowego za swoje zbrodnie wobec Polski i nie tylko zdecydowały o finansowym dobrobycie powojennych Niemiec.


wikipedia dla Polaków:




Szefowa oddziału Instytutu Pileckiego w Berlinie wskazała w rozmowie z PAP, że z dokumentów niemieckiego ministerstwa finansów wynika, że Niemcy za dokonane przez nich zbrodnie i zniszczenia podczas II wojny światowej największe odszkodowania wypłaciły obywatelom niemieckim. 

"Za wszystkie zbrodnie i krzywdy II wojny światowej, Niemcy po wojnie najwięcej wypłaciły swoim obywatelom. Tak wynika z danych"

na mocy BEG, czyli federalnej ustawy o odszkodowaniach dla ofiar Trzeciej Rzeszy z roku 1953 wypłacono 48,5 mld euro, z czego 14 mld trafiło do ofiar-byłych obywateli niemieckich. "Pieniądze te zostały przyznane ofiarom niemieckim: niemieckim Żydom, osobom prześladowanym politycznie, ofiarom akcji T4 - czyli eutanazji na osobach chorych, czy prześladowanym homoseksualistom" - mówiła. "W sumie obywatele niemieccy otrzymali po wojnie 89 mld euro" - dodała.

Radziejowska wskazała, że wszystkie pozostałe ofiary niemieckich zbrodni i okupacji otrzymały 65 mld euro. "W tej kwocie znajdują się odszkodowania wypłacane m.in. na podstawie umowy dwustronnej z Izraelem, pieniądze dla ofiar pracy przymusowej i ofiar eksperymentów medycznych, odszkodowania na podstawie umów międzypaństwowych oraz wspomnianej ustawy z 1953 roku" - wyliczyła.



Łączna wartość strat szacowana w raporcie o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej 1939-1945, wynosi 6,22 bilionów złotych, czyli równowartość 1,53 biliona dolarów według kursu z dnia 31 grudnia 2021 r.



przy kursie euro 4,28 - 1,45 biliona euro czyli 1450 miliardów euro



Reparacje od Niemiec w miliardach euro - porównanie




Kwota podlega waloryzacji, więc w 2025 r. jest to ok. 7 bilionów złotych - ok. 1,64 bln euro - 1640 miliardów euro


Organizowali też transporty z pomocą humanitarną do rodzinnych stron swoich rodziców na terenach dzisiejszej Polski i Rosji.





























Istnieją różne dane dotyczące liczby ofiar wśród niemieckich uchodźców i przesiedleńców:

 "Zakładamy, że ponad 600 000 do miliona osób zmarło w wyniku ucieczki i wypędzenia" – mówi Gundula Bavendamm, dyrektor Centrum Dokumentacji Ucieczek, Wypędzeń i Pojednania w Berlinie. Ponad 1,5 miliona losów uważa się za niewyjaśnione, podczas gdy inne źródła często mówią o dwóch milionach ofiar.



milion osób? 
milion trupów leżało przy drogach zachodniej Polski?
Wg oficjalnych danych w ramach Zbrodni Pomorskiej Niemcy zamordowali ok. 40 tysięcy Polaków - 

Polacy jak byli mordowani, to 


Wg wikipedii dla Polaków w trakcie walk na terenie Polski zginęło ok. 600 000 żolnierzy radzieckich. 




wg niemieckiej wiki

W końcowej fazie II wojny światowej strażnicy SS realizując tzw. marsze śmierci więźniów obozów koncentracyjnych przyświecały im w dwóch celach: wycofywali dowody swoich zbrodni w obozach koncentracyjnych i obozach zagłady przed nacierającymi wojskami alianckimi, eliminując ofiary oraz starali się zachować przynajmniej część pracy więźniów dla innych obozów. 

Spośród 714 000 więźniów obozów koncentracyjnych zarejestrowanych w 1944 r., co najmniej jedna trzecia prawdopodobnie zginęła w wyniku tych zbrodni ostatniej fazy. 

Więźniowie, którzy nie nadawali się do wymarszu, byli często masowo rozstrzeliwani. Część obozu została podpalona przez SS przed wymarszem. Niektóre marsze śmierci kończyły się katastrofami, takimi jak zatopienie Cap Arcona, lub masakrą, jak w Isenschnibber Feldscheune w Gardelegen lub w Palmnicken.

Niemcy z Ziem Wschodnich (1945)
Po zakończeniu wojny w 1945 r. rozpoczęło się wysiedlenie ponad 15 milionów Niemców ze wschodu (Prusy Wschodnie, Śląsk, Pomorze, Neumark) i południowego wschodu (Sudety, Dunaj, Szwabia, Besarabia). W licznych marszach śmierci Niemcy byli wypędzani ze swoich rodzinnych miast. 

Najbardziej znany jest marsz śmierci w Brnie, w którym wzięło udział 27 000 uczestników i 5 200 zabitych, a także marsz śmierci ludu Komotau (Sudety) do Saksonii.


czyli 30%
więźniów zmarło lub zostało zabitych po drodze, no tak, tylko że ci ludzie byli wycieńczeni głodem, chłodem i ciężką pracą, rozumiem, że uciekający Niemcy byli odżywieni, ciepło ubrani i w pełni sił - i 2 miliony z nich umarło?

To daje od 10-13 % z 15 milionów.

konno i wozem, pieszo, przewiezieni ciężarówkami, pociągami towarowymi, statkami przez Morze Bałtyckie na zachód.


Najbardziej znany jest marsz śmierci w Brnie, w którym wzięło udział 27 000 uczestników i 5 200 zabitych

To daje 20% ofiar - a wymarsz zaczął się 31 maja! Nie w styczniu przy minus 20 stopni Celsjusza.

Nie wierzę w to. To jest niemożliwe, jeśli ludzie zdrowi i w pełni sił umierali tak szybko, to ludzie wycieńczeni wygłodzeni powinni paść trupem wszyscy na drugi dzień - a oni szli 11 dni.




Stutthof:

25 stycznia 1945 r. we wczesnych godzinach poranych teren obozu koncentracyjnego Stutthof opuściły kolumny więźniów. Łącznie blisko 33 000 osób (11 000 z obozu centralnego i blisko 22 000 z podobozów) udało się w morderczy Marsz Śmierci. Wskutek wycieńczenia, głodu, chorób, zimna oraz mordów życie straciło ok. 17 000 spośród nich.

Przed wymarszem więźniom rozdano pewną ilość obozowej odzieży, kocy i prowiant składających się z około 500 g chleba, 120 g margaryny lub topionego sera.

Od początku osiągnięcie przez wycieńczonych, zagłodzonych i często chorych więźniów wydawało się niemożliwe. Komendantura założyła, że opuszczający obóz Stutthof pokonają trasę 140 km w ciągu 7 dni. Już pierwsze godziny zweryfikowały te plany. Maszerując w ogromnych zaspach śnieżnych i mrozie sięgającym niekiedy poniżej 20 stopni więźniowie umierali z wycieńczenia. A ci, którzy odstawali od kolumn byli na miejscu mordowani przez SS-manów. Bardzo szybko zaczęło brakować także pożywienia. Racje, które więźniowie otrzymali przed wymarszem wielu z nich zjadło od razu. Przez kolejne 3-4 dni nie mieli niczego w ustach.




Trasa Marszu Śmierci z KL Stutthof

W czasie 11 dni marszu do obozów ewakuacyjnych zmarło około 2 tysięcy osób, a taka sama liczba została odbita przez Kaszubów.

Ostateczny marsz po ponownej ewakuacji zakończył się 12 marca, czyli po 46 dniach. Zmarło ponad 5,5 tysiąca.


Czyli na północy zmarło 51% maszerujących więźniów.








Oni wszystko wiedzą.






8 maja 2025

przedruk z fb
tłumaczenie automatyczne


Ostpreußisches Landesmuseum
5 godz. ·



80 lat temu, ósmego. W maju 1945 roku II wojna światowa zakończyła się bezwarunkową kapitulacją wszystkich sił zbrojnych w Europie. Dziś w wielu miejscach w Niemczech dzień ten obchodzony jest jako "Dzień Wyzwolenia" - również u nas w Lüneburgu, gdzie na rynku odbywa się "Święto Wyzwolenia" pod hasłem "Nigdy więcej Faszyzm! "" z programem dla małych i dużych będzie zapewniony.


Jednak termin "Dzień Wyzwolenia" pozostaje do dziś wysoce kontrowersyjny. W NRD był ósmy. Maj obchodzony jest już od 1950 roku jako "Dzień wyzwolenia narodu niemieckiego od hitlerowskiego faszyzmu". W BRD ówczesny prezydent federalny Richard von Weizsäcker wymyślił kadencję w swoim 40. przemówieniu. Rocznica zakończenia wojny w 1985 roku: 8 maja był Dniem Wyzwolenia.

Uwolnił nas wszystkich od odczłowieczającego systemu narodowosocjalistycznej zasady przemocy.

"Krytyka zbiera tę formę upamiętnienia przede wszystkim dlatego, że łączy naród niemiecki i ofiary reżimu NS - równanie, które wielu uważa za problematyczne. Coraz nieraz różni aktorzy padają pytanie: Kto w ogóle wyszedł na wolność?

Instytut Edukacji Anne Frank krytykuje, że „twierdzenie, że „każdy” został zwolniony, jest historycznie błędne i bardzo upraszczające [jest]. 

"Większość Niemców przeżywała wydarzenia w maju 1945 roku jako porażkę i w większości nie czuła się wyzwolona, jednak duża część ludności niemieckiej długo stała za reżimem NS, korzystała z tego lub tolerowała chociażby bezczynnością. Czy można pozbyć się czegoś, co dobrowolnie i często entuzjastycznie wspieraliście? 

"Dzień Wyzwolenia" również sugeruje uderzającą poprawę. Ale powinno potrwać dekady, zanim większość Niemców "uwolni" się mentalnie od narodowego socjalizmu; tak wielu członków ruchu oporu uważano od 20-tego. Lipiec 1944 roku jeszcze w okresie powojennym jako "zdrajca". Przez długi czas większość Niemców postrzegała siebie jako ofiary wojny i systemu, a nie jako sprawców czy współwinnych wykroczeń nazistów

Dla innych, na przykład dla Prus Wschodnich, koniec wojny nie oznaczał po prostu zarania spokojnych dni, ale ucieczki, wydalenia, gwałtu, przemocy i samowolności, pracy przymusowej, ciągnięcia czy uwięzienia.

To było wyzwolenie na czele dla milionów ludzi prześladowanych i uciskanych w narodowym socjalizmie: ocalałych z obozów koncentracyjnych, jeńców wojennych i obozów pracy przymusowej, więźniów politycznych, cywili więźniów więźniów z całej Europy - dla wszystkich ludzi, którzy przez to znaczyło 8. Maj 1945 roku faktyczne wyzwolenie. Dla wielu jednak przyszło to za późno: miliony Żydów, Polaków, sowieckich jeńców wojennych, Sinti i Romów oraz wiele innych prześladowanych osób zostało wcześniej zamordowanych przez narodowych socjalistów.
8 maja przypomina nam, aby pamiętać o tych wszystkich ofiarach, usłyszeć ich głosy i nie zapominać o ich cierpieniu.

8 maja to nie tylko dzień pamięci - to musi być zadanie!

Abb: Ocaleni z Mauthausen dopingują żołnierzy armii Stanów Zjednoczonych. To odtworzona scena, prawdopodobnie siódmego. Maj 1945, dzień po faktycznym wyzwoleniu; Fotograf: Cpl Donald R. Ornitz © Amerykańskie Narodowe Archiwum i Administracja Zapisów / domena publi




Oni napisali że "wszystki części sił zbrojnych Niemiec", czyli Wehrmacht skapitulował, czy "wszystkie sił zbrojne" - co można rozumieć - alianci też...





tłum autom



oryg wersja

Vor 80 Jahren, am 8. Mai 1945, endete mit der bedingungslosen Kapitulation aller Wehrmachtsteile der Zweite Weltkrieg in Europa. Heute wird dieser Tag in Deutschland vielerorts als „Tag der Befreiung“ begangen – auch bei uns in Lüneburg, wo es auf dem Marktplatz ein „Befreiungsfest“ unter dem Motto „Nie wieder Faschismus!“ mit einem Programm für Jung und Alt geben wird.
Doch der Begriff „Tag der Befreiung“ bleibt bis heute höchst umstritten. In der DDR wurde der 8. Mai bereits seit 1950 als „Tag der Befreiung des deutschen Volkes vom Hitlerfaschismus“ gefeiert. In der BRD prägte der damalige Bundespräsident Richard von Weizsäcker den Begriff in seiner Rede zum 40. Jahrestag des Kriegsendes im Jahr 1985: „Der 8. Mai war ein Tag der Befreiung. Er hat uns alle befreit von dem menschenverachtenden System der nationalsozialistischen Gewaltherrschaft.“ Kritik erntet diese Form des Gedenkens vor allem, da sie die deutsche Bevölkerung und die Opfer des NS-Regimes gemeinsam fasst – eine Gleichsetzung, die viele als problematisch empfinden. Immer wieder wird von verschiedenen Akteuren die Frage aufgeworfen: Wer wurde überhaupt befreit?
Die Bildungsstätte Anne Frank kritisiert, dass „die Behauptung, ‚alle‘ seien befreit worden, historisch falsch und stark vereinfachend [ist].“ Die Mehrheit der Deutschen erlebte das Geschehen im Mai 1945 als Niederlage und fühlte sich meist nicht befreit, stand doch ein Großteil der deutschen Bevölkerung lange Zeit hinter dem NS-Regime, profitierte von diesem oder duldete es zumindest durch Untätigkeit. Kann man von etwas befreit werden, dass man freiwillig und oft begeistert unterstützt hat? Auch suggeriert ein „Tag der Befreiung“ eine schlagartige Verbesserung. Bis sich aber die Mehrheit der Deutschen mental vom Nationalsozialismus „befreite“, sollte es noch Jahrzehnte dauern; so galten viele Angehörige des Widerstands etwa vom 20. Juli 1944 noch bis weit in die Nachkriegszeit hinein als „Verräter“. Lange sahen sich die meisten Deutschen v.a. als Opfer des Krieges und des Systems, nicht als Täter oder Mitverantwortliche an den Untaten der Nazis.
Für andere wiederum, etwa für die Ostpreußen, bedeutete das Kriegsende eben nicht den Anbruch friedlicher Tage, sondern Flucht, Vertreibung, Vergewaltigung, Gewalt und Willkür, Zwangsarbeit, Verschleppung oder Gefangenschaft.
Eine Befreiung war es in vorderster Linie für die Millionen Menschen, die im Nationalsozialismus verfolgt und entrechtet worden waren: die Überlebenden der Konzentrationslager, Gefangene in Kriegs- und Zwangsarbeitslagern, politische Häftlinge, verschleppte Zivilisten aus ganz Europa – für all die Menschen, die jahrelang unter Terror, Gewalt und Repression litten, bedeutete der 8. Mai 1945 tatsächlich Befreiung. Für viele kam diese jedoch zu spät: Millionen Jüdinnen und Juden, Polen, sowjetische Kriegsgefangene, Sinti und Roma sowie viele andere Verfolgte wurden zuvor von den Nationalsozialisten ermordet.
Der 8. Mai mahnt uns, an all diese Opfer zu erinnern, ihre Stimmen zu hören und ihr Leid nicht zu vergessen.
Der 8. Mai ist also nicht nur Tag des Erinnerns – er muss ein Auftrag sein!
Abb: Überlebende von Mauthausen jubeln Soldaten der U.S. Armee zu. Hierbei handelt es sich um eine nachgestellte Szene vermutlich am 7. Mai 1945, einen Tag nach der tatsächlichen Befreiung; Fotograf: Cpl Donald R. Ornitz © US National Archives and Records Administration / public domain



sonntagsblatt.de/artikel/gesellschaft/zum-8-mai-1945-wie-manfred-schirmacher-flucht-und-vertreibung-nach-dem-zweiten



pl.wikipedia.org/wiki/Marsze_śmierci

de.wikipedia.org/wiki/Todesmarsch

Muzeum Stutthof w Sztutowie :: » 79. rocznica Marszu Śmierci więźniów KL Stutthof

pl.wikipedia.org/wiki/Wybory_parlamentarne_w_Republice_Weimarskiej_w_marcu_1933_roku

wszystkoconajwazniejsze.pl/pepites/niemcy-w-zdecydowanej-wiekszosci-do-konca-wojny-popierali-hitlera/


/pl.wikipedia.org/wiki/Reparacje_od_Niemiec_po_II_wojnie_światowej

"Największe odszkodowania za II wojnę światową Niemcy wypłaciły swoim obywatelom" | Polska Agencja Prasowa SA

Reparacje od Niemiec. Rząd przyjął uchwałę - GazetaPrawna.pl

pl.wikipedia.org/wiki/Wkroczenie_Armii_Czerwonej_do_Polski_w_latach_1944–1945




Rynek księgarski








PAP: Co twoja prezydentura oznacza dla polskiego rynku książki?

G.P.: W Polsce rynek działa patologicznie. Z raportu Instytutu Książki wynika, że autorzy zarabiają średnio 2,5 tys. brutto miesięcznie, czyli 5-7 proc. od ceny widocznej na okładce. Pozostałe pieniądze trafiają do innych graczy na rynku, ale przede wszystkim do dystrybutorów.

We Francji, Belgii, Holandii czy Norwegii wprowadzono stałą cenę książki. To rozwiązanie nie jest idealne, ale przynajmniej autor wie, ile mniej więcej może zarobić. Natomiast w Polsce książka już w dniu premiery jest przeceniona, a następnego dnia dostępna jest na pirackich stronach za darmo. Nie ma zabezpieczeń dla autorów.

Kolejna sprawa, na której będę się chciała skupić, to walka o transparentność i przejrzystość. Brak danych dotyczących sprzedaży książek to w Polsce zjawisko powszechne. Zorganizowaliśmy kiedyś w Brukseli z EWC konferencję dla Komisji Europejskiej, żeby opowiedzieć, jak funkcjonują autorzy i rynek książki. Było mi wstyd, kiedy ze wszystkich krajów spływały dane dotyczące sprzedaży, tylko nie z Polski.

PAP: Jak zmieni się rynek książki, jeśli nie zostaną podjęte odpowiednie kroki?

G.P.: W tej chwili niektórzy już zastępują tłumaczy literackich i wykorzystują programy. To samo może się przytrafić autorom. Wkrótce sztuczna inteligencja, zbierając informacje o określonym użytkowniku, będzie w stanie wytworzyć taką literaturę, którą chcielibyśmy przeczytać. To będzie sprofilowany produkt - będzie się nam podobał, ale nie będzie nas skłaniał do myślenia. Najpierw będą to pewnie kryminały i romanse. Nie będzie miejsca na literaturę ambitną, na poezję, reportaż - staną się dla ludzi za trudne.


Będzie to początkiem regresu niezależnego, krytycznego myślenia. To niebezpieczne. Można będzie zalać społeczeństwo dezinformacją i manipulować propagandą, co zresztą już się dzieje. Teraz mamy jeszcze zasoby intelektualne pisarzy czy twórców, którzy starają się bronić przed tym ludzi, ale tego bezpiecznika może zabraknąć.


Kolejny problem to regres języka polskiego. Nie jest to jeden z gigantów typu angielski, hiszpański, francuski, niemiecki. Modele AI ćwiczą najlepiej języki duże, przez co te małe będą zanikać. Tym bardziej, jeżeli zabraknie pisarzy i innych osób, które się tym językiem zajmują. Wtedy jesteśmy kompletnie łatwi do sterowania, bo mamy ograniczony zasób słów, nie mamy umiejętności niezależnego myślenia i jesteśmy karmieni produktami dostarczanymi przez maszynę. To nam grozi, jeżeli pozwolimy, żeby sztuczna inteligencja zalewała nas produktami bez żadnych ograniczeń.




Rozmawiała Maria Kuliś

Grażyna Plebanek to powieściopisarka, autorka scenariuszy filmowych, sztuk teatralnych i opowiadań oraz stała felietonistka tygodnika Polityka (od 2016 pisze felietony w duecie z Sylwią Chutnik) i Wysokich Obcasów Extra. Pracowała jako dziennikarka dla agencji Reuters i "Gazety Wyborczej". Zaangażowana w sprawy kobiet, edukacji, a także społeczne uwarunkowania różnic kulturowych. Od lat promuje literaturę polską za granicą. Jest członkinią i współzałożycielka stowarzyszenia zrzeszającego polskie autorki i autorów Unia Literacka.(PAP)

















www.pap.pl/aktualnosci/grazyna-plebanek-potrzebne-jest-wprowadzenie-stalej-ceny-ksiazki-wywiad