Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

środa, 23 lipca 2025

6 czy 10 milionów strat?



przedruk



Waldemar Grabowski 
Straty osobowe II Rzeczypospolitej w latach II wojny światowej 

Czy można ustalić dokładną liczbę? 



Zagadnienie strat osobowych (bezwzględnych) II Rzeczypospolitej było przedmiotem dociekań różnych instytucji już w czasie II wojny światowej. Informacje na ten temat podało Ministerstwo Prac Kongresowych Rządu RP w Londynie we wrześniu 1944 r. Stwierdzono wówczas, że II RP straciła 4 114 000 swoich obywateli, w tym 2 481 000 Żydów. 


Od września 1944 r . do końca wojny, przynajmniej w Europie – maj 1945 r . – było jeszcze kilka miesięcy . Po zakończeniu wojny to władze „ludowej” Polski miały zdecydowanie większe możliwości badania tego zagadnienia, niż prawowity rząd RP znajdujący się w Londynie . Próby oszacowania strat osobowych były podejmowane kilkakrotnie, zarów no przez instytucje państwowe, jak i historyków . Instytucje państwowe to Biuro Odszkodowań Wojennych funkcjonujące przy Prezydium Rady Ministrów oraz Ministerstwo Finansów 

Za najbardziej prawdopodobną liczbę strat osobowych II Rzeczypospolitej należy, w chwili obecnej, przyjąć liczbę ok . 5 900 000 . Choć musimy cały czas mieć na uwadze, że są to wszystko dane szacunkowe

Poważnym utrudnieniem w procesie dochodzenia do ustalenia faktycznej wielkości strat osobowych są kategorie strat, jakie zostały wprowadzone przez autorów dotychczasowych szacunków . Każdy z nich stosował trochę inne kryteria . W związku z tym przeprowadzenie obecnie nawet bardzo dokładnych badań jednej grupy ofiar – nie wpływa w sposób zasadniczy na zmianę szacunków całości strat . 

W okresie Polski „ludowej” praktycznie nie uwzględniano w wyliczeniach strat państwa polskiego poniesionych pod okupacją sowiecką, szerzej na wschodzie. 

W małym stopniu uwzględniano także straty wśród obywateli II Rzeczypospolitej innych narodowości niż polska i żydowska . 


Dopiero po 1989 r . dokonano takich szacunków . W sprawie strat bezwzględnych na wschodzie wśród Polaków dość powszechnie przyjmuje się liczbę ok . 500 000 . Natomiast straty wśród mniejszości narodowych (poza Żydami) w całej II RP określa się na ok . 1 mln osób. Straty polskich Żydów powszechnie określono jako ok . 3 mln7 (ok . 2 900 0008) . 

Skalę problemów w ustaleniu precyzyjnej liczby obywateli polskich, którzy utracili życie, dość wymownie obrazują prace nad ustaleniem strat Wojska Polskiego. W zależności od źródła możemy podać rozpiętość tych strat od 123 178 do 147 256, przy czym w tym ostatnim wypadku należałoby dodać straty Armii Krajowej (ZWZ-AK) poza Powstaniem Warszawskim . Dodajmy, w latach dziewięćdziesiątych XX wieku opublikowano dane imienne dotyczące 119 720 żołnierzy . Jest to najbardziej rozpoznana grupa strat osobowych – od 81,30 do 97,19% w zależności od przyjętej wielkość strat.





16 Taka wielkość była podawana w oficjalnych opracowaniach . Dopiero w Roczniku statystycz nym 1963 (s . 1) podano, że według nowych obliczeń powierzchnia Polski wynosi 312 520 km2



 Przyjmując dane z powyższej tabeli można stwierdzić, że w wyniku II woj ny światowej państwo polskie utraciło 11 409 000 mieszkańców . Jest to jednak wyliczenie niezbyt precyzyjne . 


Należy uwzględnić, że spis powszechny odbył się w 1931 r . i wówczas państwo polskie liczyło 32 157 000 obywateli . Liczba ludności w 1939 r . opiera się na danych szacunkowych . Natomiast bardzo interesujące dane dotyczące spisu z 14 II 1946 r . podaje GUS . 

Okazuje się, że różnica liczby mieszkańców (jej zmniejszenie) na „ziemiach dawnych” II RP jakie weszły w skład Polski „ludowej” wynosiła 2 994 400 . Natomiast na „ziemiach odzyskanych” ta różnica wynosiła 3 399 5000 – ale musimy pamiętać, że na tych ziemiach przed wojną nie mieszkali obywatele II RP . 

Czyli w 1946 roku wchłonęliśmy 3,4 miliona Niemców?

Nie możemy więc powiedzieć, że państwo polskie w wyniku II wojny światowej straciło 6 393 900 mieszkańców . W dodatku GUS w swoich wyliczeniach posługiwał się danymi spisu z 1931 r ., a nie szacunkami dotyczącymi 1939 r .!

Należy też podkreślić, że luty 1946 r . nie był datą graniczną powrotu oby wateli polskich „nad Wisłę” . 

Do końca 1948 r . tylko z ZSRS zostało przesiedlonych 658 140 obywateli II RP, w tym było 94,46% Polaków . 
Według innych danych – w latach 1946–1949 „ze wschodu” miano przesiedlić 689 000 osób .

Natomiast według GUS w latach 1944–1949 do Polski zostało przesiedlonych z ZSRS – 1 529 498 osób . 

W latach 1939–1941 na Kresach Wschodnich II RP, okupowanych przez ZSRS, mieszkało, według szacunków, 13 199 000 osób . W tym ok . 40% było Polakami, czyli ok . 5 280 000 . Wyjmując z tych obliczeń Białostocczyznę, która liczyła w 1933 r . 1 041 100 mieszkańców otrzymujemy ok . 12 160 000; z tego 40% (Polacy) – 4 864 000 . 

Mając na uwadze podane powyżej liczby przesiedlonych z ZSRS do Polski w latach 1944–1949 „brakuje” ok . 3 mln Polaków . Część z nich zapewne pozostała w miejscach swojego zamieszkania i stała się obywatelami ZSRS, ale część zginęła m .in . w łagrach, więzieniach, w wyniku działań wojennych lub jako żołnierze sowieccy . 

Jak widzimy ponad 7 mln osób spośród mniejszości narodowych zamieszkiwało Kresy Wschodnie, gdzie pod okupacją sowiecką ok . 8,4% stanowiła ludność żydowska, 34,4% mniejszość ukraińska, 8,5% mniejszość białoruska, 1% mniej- szość rosyjska, 0,7% mniejszość niemiecka, 0,6% mniejszość litewska oraz 0,3% mniejszość czeska .

Jak wspomniano straty mniejszości narodowych w całej II RP (poza Żydami) szacowane są na 1 mln osób . 

Poważnym problemem ludnościowym były Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie . Jeszcze w lipcu 1947 r . na terenie Wielkiej Brytanii przebywało 142 000 żołnierzy, a ok . 30 000 służyło w oddziałach wartowniczych w Niemczech . W latach 1946–1948 do Polski wróciło 74 459 żołnierzy PSZ . Według danych GUS – w latach 1944–1949 do Polski wróciło 2 282 042 obywateli z innych państw niż ZSRS, w tym 665 983 osób w latach 1946–1949 . I to należałoby uwzględnić, dodając do wyników spisu z lutego 1946 r . Jeżeli rozpatrujemy możliwość ustalenia w miarę precyzyjnych danych doty czących strat osobowych państwa polskiego w wyniku II wojny światowej, to należy podkreślić konieczność prowadzenia nadal badań poświęconych poszczególnym miejscowościom (miastom, miasteczkom itp .) . 

Takie badania były prowadzone w przeszłości . Dla przykładu podajmy, że liczba mieszkańców Poznania według danych GUS z lat 1939 i 1946 zmniejszyła się o 3299 osób . Natomiast faktycznie aż 14 413 mieszkańców tego miasta utraciło życie . W Warszawie według danych z 1939 i 1946 r . „ubyło” 702 050 mieszkańców . Natomiast według dotychczasowych badań straciło życie 685 000 mieszkańców stolicy.


Czyli przez 80 lat po wojnie nadal nie wyliczono dokładnie liczby ofiar.

Powyższy tekst też jest tak napisany, jakby był nieskończony, a zapisy są nieprecyzyjne.
Podane fakty nie są sformułowane jednoznacznie.

Natomiast na „ziemiach odzyskanych” ta różnica wynosiła 3 399 5000 – ale musimy pamiętać, że na tych ziemiach przed wojną nie mieszkali obywatele II RP . 

A nie można napisać - "Na „ziemiach odzyskanych” przybyło nam 3 399 5000 Niemców, z których część (jak duża?) wyjechała do Niemiec, w latach 1948 - 1980"

Dlaczego tego nie można napisać wprost, czy to jakaś tajemnica, ja się muszę domyślać, o co chodziło panu naukowcowi??? Bo teraz wcale nie jestem pewien, czy to o to chodziło, o tych 3,4 mln Niemców.










Przypisy do  źródeł w oryginalnym dokumencie pdf.
 
https://ipn.gov.pl/download/1/183085/Grabowski.pdf





Agnieszka Piwar o Sakiewiczu

 

Tu chyba nie chodzi o "fałszywych przyjaciół Rosji", tylko "fałszywych przyjaciół " w ogóle....




"W trakcie ćwiczenia konferansjerki, jedna z osób decyzyjnych ełckiej imprezy powiedziała mi, że podczas otwarcia festiwalu mam uroczyście przywitać Tomasza Sakiewicza i zaprosić go na scenę. Tego samego Sakiewicza, który zniszczył arcybiskupa Stanisława Wielgusa oraz jest zagorzałym banderowcem i tym samym wrogiem Polaków. 

Sakiewicz nie kiwnął palcem przy organizacji filmowej imprezy, ale kiedy festiwal okazał się sukcesem, to postanowił go przejąć. 

A żeby przejąć coś, co współorganizowałam, to trzeba było się mnie pozbyć. Oczywistym było, że ktoś taki jak ja nigdy się nie zgodzi na to, aby zaprosić na scenę kogoś takiego jak on. 

Dlatego przyparto mnie do muru, by wymusić decyzję o odejściu z festiwalu

Co znamienne – z festiwalu, który miał wspaniały potencjał, pozostały zgliszcza."





Chodzi zapewne o "Ogólnopolski Festiwal Filmu Niezależnego OKNO", ostatni wpis na stronie fb nosi datę: grudzień 2017 roku


"Festiwal OKNO został powołany do życia w roku 2012 w ramach Kongresu Mediów Niezależnych. W 2016 r. festiwal odbył się w Warszawie, poprzednie edycje odbywały się w Ełku i Pszczynie"


"policzymy się" - to jest bardzo niebezpieczny objaw, pisałem o tym w kontekście kombinatu "Gajowy Marucha", a ostatnio coś podobnego chyba zaserwował jeden z publicystów rumuńskich, którego przedruki gościły na blogu, strona Nowy Ekran mogła być podobnym przedsięwzięciem....


Tekst pani Agnieszki pierwszy raz czytałem krótko po publikacji i wtedy opisane zachowania tłumaczyłem sobie osobistymi ambicjami tych ludzi - może jednak błędnie, bo przecież tak właśnie te rzeczy się zasłania...

 


na mnie są naciski, żebym milczał, a moją narrację zawłaszcza niezależna, jakiś czaban, bakiewicz...



przedruk




Uważajcie na fałszywych przyjaciół Rosji!


Agnieszka Piwar

2023-04-20


Inspiracją do napisania niniejszej analizy są moje osobiste doświadczenia oraz obserwacje życia publicznego w Polsce. To trudny dla mnie tekst, gdyż rozprawiam się w nim z własną przeszłością i naiwnością. Wychodzę bowiem z założenia, że skoro wytykam innym jak łatwo dają się rozgrywać i manipulować, to muszę zacząć od siebie.

Moją przygodę z dziennikarstwem rozpoczęłam kilkanaście lat temu. Pełna ideałów przyjechałam z prowincji do Warszawy, gdzie zaczęłam zdobywać pierwsze dziennikarskie szlify na praktykach i stażach w różnych redakcjach. W sposób naturalny lgnęłam do tego, co miało w nazwie przymiotnik „katolickie” i „patriotyczne”. Uważałam bowiem, że od osób publicznie deklarujących przywiązanie do katolickich i patriotycznych wartości, nie może mnie spotkać nic złego. Bardzo się pomyliłam. Minęło jednak wiele lat, zanim zdałam sobie sprawę z tego, że osoby autentycznie wierzące i kochające swoją ojczyznę nigdy nie wykorzystają instrumentalnie religii i patriotyzmu do celów bezpieczniacko-politycznych.

Zanim to odkryłam, musiałam przejść drogę pełną przykrych doświadczeń, które zafundowali mi ludzie deklarujący się jako „pobożni katolicy” i/lub „polscy patrioci”. Nie czas i miejsce, by szczegółowo to teraz opisywać (to materiał na książkę). Dziś opiszę jedynie pewną podstępną grę, w którą przed laty zostałam wciągnięta. Według mojego rozeznania była ona wzorowana na słynnej intrydze uknutej przez samego Feliksa Dzierżyńskiego.

Chodzi o operację „Trust” – największą operację w historii tajnych służb przeprowadzoną w latach 1921-1926. Modus operandi polegał na tym, aby wywabić, skompromitować, skłócić, wyłapać, przejąć i dobić wrogów komunizmu, czyli białą emigrację rosyjską, która – po przegranej wojnie domowej z czerwonymi bolszewikami – w znacznej części rozproszyła się po europejskich państwach.


W 1921 roku w Moskwie grupa carskich urzędników i oficerów założyła tajną organizację o nazwie Monarchistyczna Organizacja Centralnej Rosji (MOCR). Po jej wykryciu przez tajną policję Czeka, kierowaną przez Dzierżyńskiego, zadecydowano, aby jej nie likwidować, lecz przejąć nad nią kontrolę. Stało się to możliwe po zatrzymaniu carskiego oficera Aleksandra Jakuszewa, członka MOCR. W obawie utraty życia zgodził się on na współpracę z tajną policją. To zadecydowało, że cała organizacja MOCR została opanowana przez agentów. Wpływowych członków MOCR zastąpiono ludźmi podstawionymi przez służby. Wymyślono strukturę organizacyjną i sieć nieistniejących placówek terenowych. Tajną organizacją MOCR kierowali czekiści, którzy za pośrednictwem swoich agentów rozpuścili fałszywe informacje, że w ZSRR działa potężna organizacja opozycyjna, która dzięki pomocy z zewnątrz będzie w stanie odzyskać władzę w Rosji. Emigrację rosyjską przekonano, że władza czerwonych jest tymczasowa, a naród rosyjski jest wrogo do niej nastawiony.

Za sprawą perfidnych intryg agentom udało się skłócić i skompromitować najbardziej wpływowych działaczy rosyjskiej emigracji. A tych, którzy powrócili do ojczyzny – bo nabrali się na to, że jest tam prężnie działająca opozycja – czekał jeszcze straszniejszy los. W konsekwencji biali rosyjscy patrioci zostali zneutralizowani przez komunistów. Istny majstersztyk.


Pełna kontrola wszystkiego


Operację opartą na podobnych mechanizmach zaobserwowałam kilka lat temu w Polsce, a nawet nieświadomie wzięłam w tym udział, stąd mam informacje z pierwszej ręki. Jako początkująca dziennikarka w 2009 roku wstąpiłam do Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy. W szeregach KSD usłyszałam wiele pięknych słów o tym jak powinniśmy ratować Polskę przed postkomunistami, którzy trzymają w garści nasz kraj. Był to swoisty wabik dla takich jak ja – młodych, naiwnych, antykomunistów, gotowych do poświęceń dla ojczyzny. Kierowana poczuciem misji zaangażowałam się na całego, pracując non profit. Za poświęcenie zostałam doceniona i wybrano mnie na sekretarza Zarządu Głównego KSD oraz przewodniczącą oddziału warszawskiego stowarzyszenia.

Mając konkretną pozycję w KSD zostałam oddelegowana na spotkanie, które organizował pisowski aparatczyk Krzysztof Czabański. Był 2011 rok, władzę w Polsce miała Platforma Obywatelska, która jednocześnie kontrolowała największe media, w tym publiczne. Niezależni dziennikarze, katolicy, patrioci, konserwatyści, etc. – byli przez rządzących gnojeni i spychani na margines. Z kolei Prawo i Sprawiedliwość było w opozycji, mając do dyspozycji niszowe media, w tym raczkujący wówczas portal wPolityce.pl założony przez bliźniaków Karnowskich.

Właśnie na tym portalu – deklarującym się jako patriotyczny – Czabański szumnie zaproponował, by powołać Konferencję Mediów Niezależnych. Argumentował to następująco: «Sądząc z różnych zapowiedzi – ostatnio przewodniczącego KRRiT, Jana Dworaka – szykuje się „czyszczenie rynku medialnego”. Doświadczenie poucza, że władza przy takich okazjach próbuje nałożyć mediom kaganiec. Jako dziennikarze musimy zadbać o wolność słowa, niezależność i swobodę dla przedsięwzięć medialnych. Dlatego proponuję zwołanie Konferencji Mediów Niezależnych, na której – po pierwsze – policzymy się, po drugie – ustalimy wspólne postulaty pod adresem władz państwowych: rządu, prezydenta i parlamentu. Po trzecie – umówimy się, co do działań praktycznych.»

W ten sposób znalazłam się w kawiarni na Mokotowie, obok Czabańskiego (który w czasach PRL działał w PZPR) i jego kumpli. Jednym z nich był wykreowany w III RP na czołowego antykomunistę – publicysta Jerzy Targalski, nomen omen za komuny członek: Związku Młodzieży Socjalistycznej (ZMS), Socjalistycznego Związku Studentów Polskich (SZSP) oraz PZPR. W tamtym momencie przeszłości tych panów nie znałam.

Miałam wrażenie, że byłam tam jedyną obcą dla pozostałych osobą. Tymczasem inicjator wydarzenia szybko mnie sobie upatrzył (pewnie z racji młodego wieku i płci) i zaproponował, bym została kimś w rodzaju sekretarki przedsięwzięcia (mnie też namówiono na pisanie - to dobry sposób, by dowiedzieć się, co kto naprawdę myśli... - MS)  Intuicyjnie czułam, że nie jest to towarzystwo dla mnie, jednak przed stanowczą odmową i opuszczeniem tego grona – które de facto zachowywało się wobec mnie uprzejmie – powstrzymywała mnie obawa, że wyjdę na osobę niekulturalną. Nie chciałam też zawieść KSD, które oddelegowało mnie na to spotkanie. Tak więc na propozycję Czabańskiego, która padła dla mnie z zaskoczenia, zgodziłam się… z grzeczności.

W efekcie, pracując na zasadzie wolontariatu, stworzyłam ogromną bazę mailową i założyłam biuro prasowe Konferencji Mediów Niezależnych, z którego nawiązywałam kontakty i rozsyłałam w Polskę komunikaty zachęcające do przyłączenia. Równocześnie grzano temat medialnie na portalach typu wPolityce.pl i jemu podobnych. W ten sposób do Domu Dziennikarza w Warszawie zostały zwabione tłumy dziennikarzy, blogerów, wydawców lokalnych gazetek i niszowych portali. Przybyli w całego kraju, a łączyło ich głównie to, że rządzący z Platformy nimi pogardzali.


Tymczasem pisowcy – którzy de facto wywodzą się z tego samego obozu co politycy PO, więc wszyscy grają do jednej bramki – dostali na tacy realnych ludzi i bezcenne informacje, kto gdzie w Polsce próbuje robić coś niezależnego na odcinku medialnym. I ja się do tego przyczyniłam.


Wydarzenie okazało się wielkim sukcesem i podczas inauguracyjnego spotkania powołano Federację Mediów Niezależnych. Zbiegło się to w czasie, kiedy w pobliskich Arkadach Kubickiego odbywał się pisowski kongres Polska Wielki Projekt. Inicjatywa Czabańskiego dostała tam swój panel, któremu przysłuchiwał się sam Jarosław Kaczyński.

Chwilę wcześniej, w trakcie obrad w Domu Dziennikarza przy Foksal, wybrano prezydium FMN, którego Czabański został przewodniczącym, a ja – z racji mojej pracowitości i skuteczności – znalazłam się w jego ścisłym gronie. Zebranym towarzyszyła euforia z powodu sukcesu organizacyjnego konferencji i na tej fali zaczęto snuć plany na przyszłość oraz ustalać zadania na najbliższe miesiące. Zaproponowano mi, abym współorganizowała niezależny festiwal filmowy, co wydało mi się pożyteczne i dlatego się zgodziłam.


Wykorzystać, wycisnąć, przejąć

Dość szybko – kwestia następnych dni – opuściłam jednak prezydium Federacji Mediów Niezależnych. Powód odejścia, którego nie ukrywałam przed pozostałymi, był taki, że FMN coraz jawniej robiło umizgi w stronę PiS. Powiedziałam, że przecież z założenia miało to być coś niezależnego, a tymczasem wyszło na to, że jest to upolitycznione i dlatego nie chcę brać w tym udziału.

I znowu, nie chcąc wychodzić na osobę niekulturalną, oświadczyłam jednocześnie, że skoro zobowiązałam się wcześniej do współorganizowania festiwalu, to się z tego wywiążę. Tak więc w kolejnych miesiącach, jako przedstawicielka KSD, znowu non profit pracowałam na pełnych obrotach, by przygotować filmową imprezę (firmowaną de facto przez FMN), która odbyła się w Ełku na Mazurach.

Idea festiwalu była piękna – z założenia miał on dać szansę na wypromowanie zdolnym artystom i twórcom, którymi mainstream gardzi. Pierwsza edycja festiwalu okazała się sporym sukcesem, jak na skromne możliwości, którymi dysponowaliśmy. Grand Prix zdobył film „Pani Weronika i jej chłopcy”, w reżyserii Artura Pilarczyka. Poruszający dokument opowiada historię wyjątkowej kobiety i wielkiej patriotki. Gdy Polska była okupywana przez Sowietów i Niemców Weronika „Różyczka” Sebastianowicz była żołnierzem Armii Krajowej – oficjalnie została zaprzysiężona w wieku 13 lat. W 1951 roku została aresztowana i skazana na 25 lat pozbawienia wolności i pracę w łagrze w Workucie, wyrok skrócono do 10 lat. Próbowała powrócić do kraju, ale odmówiono jej prawa do wjazdu na teren Polski. Pani Weronika aktywnie działa w organizacjach polskich, m.in. w Stowarzyszeniu Żołnierzy AK na Białorusi, którego została prezesem.

Byłam niezwykle szczęśliwa, że współorganizując i prowadząc taki festiwal, mogłam przyczynić się do tego, że więcej osób poznało historię tej kobiety. Szybko zapadła decyzja, że w następnym roku powtarzamy imprezę. Ogłosiliśmy w mediach, żeby twórcy wysyłali swoje filmy na kolejny festiwal w Ełku. Wkrótce po tym napisał do mnie Piotr Uzarowicz, Amerykanin polskiego pochodzenia mieszkający w Los Angeles. W dorosłym życiu, po śmierci swojego ojca dowiedział się on, że jego dziadek zginął w Katyniu. Postanowił zagłębić historię, która wywarła wpływ na losy jego rodziny. W efekcie poszukiwań zrealizował film dokumentalny o odkrywaniu prawdy na temat zbrodni katyńskiej pt. „Żona oficera”. Uzarowicz wysłał mi ten film, żebym pokazała go na festiwalu w Ełku. Był to dla mnie powód do ogromnej dumy i radości.

Dzieło Uzarowicza okazało się być tak doskonałe, że w Ełku zdeklasowało konkurencję. Niestety już nie mogłam zapowiedzieć ze sceny pokazu tego wspaniałego filmu, gdyż dzień przed festiwalem zostałam z niego wyeliminowana.


W trakcie ćwiczenia konferansjerki, jedna z osób decyzyjnych ełckiej imprezy powiedziała mi, że podczas otwarcia festiwalu mam uroczyście przywitać Tomasza Sakiewicza i zaprosić go na scenę. Tego samego Sakiewicza, który zniszczył arcybiskupa Stanisława Wielgusa oraz jest zagorzałym banderowcem i tym samym wrogiem Polaków. Sakiewicz nie kiwnął palcem przy organizacji filmowej imprezy, ale kiedy festiwal okazał się sukcesem, to postanowił go przejąć. A żeby przejąć coś, co współorganizowałam, to trzeba było się mnie pozbyć. Oczywistym było, że ktoś taki jak ja nigdy się nie zgodzi na to, aby zaprosić na scenę kogoś takiego jak on. Dlatego przyparto mnie do muru, by wymusić decyzję o odejściu z festiwalu. Co znamienne – z festiwalu, który miał wspaniały potencjał, pozostały zgliszcza.


Gdybym wtedy zacisnęła zęby, dała sobie złamać kręgosłup moralny i powitała zdrajcę Sakiewicza, dziś zapewne miałabym intratną fuchę w rządzie lub państwowych mediach. Nie żałuję. Tymczasem pewien chłoptaś, który wtedy zajął moje miejsce na festiwalu i poprowadził imprezę ze sceny, obecnie piastuje funkcję w randze ministra. Z tamtych czasów zapamiętałam go jako miernotę, która nie potrafiła poprawnie się wysłowić i wślizgiwała się tam, gdzie inni mieli jakieś pomysły i coś tworzyli. Oto jakie osoby przejęły Polskę.

Wyżej opisane przeze mnie mechanizmy, to tylko fragment tego, czego doświadczyłam i co zaobserwowałam na przestrzeni kilkunastu lat mojej działalności społecznej i aktywności dziennikarskiej. Tym operacjom wzorowanym na „Trust” nie ma końca i odbywają się one na wielu odcinkach, pod różnymi płaszczykami. Ale modus operandi jest na ogół podobny. Ktoś gdzieś afiszuje się z pewnymi poglądami i/lub ogłasza jakąś z pozoru szlachetną inicjatywę, która przyciąga osoby o konkretnych przekonaniach. I te osoby często reagują jak ćmy lecące do rozżarzonej żarówki.

Dotyczy to także tych nieszczęśników, którzy zrażeni demoliberalnym Zachodem pokładają nadzieję we współczesnej Rosji, którą mylnie postrzegają jako ostoję konserwatyzmu. Oni nie rozumieją (i ja też do pewnego momentu nie byłam tego świadoma), że od czasów rewolucji bolszewickiej i uruchomienia operacji „Trust”, to wszystko jest kontynuowane na szeroką skalę i dotyka nie tylko Rosji, ale także naszego państwa, gdzie tzw. prorosyjskie środowiska również są koncesjonowane (może MP - MS)

Dać złudne poczucie wyboru

Na blogu „Dziennik gajowego Maruchy” został niedawno przedrukowany mój artykuł pt. „Tanie show Trybunału w Hadze ścigającego Putina”. Zaintrygował mnie zamieszczony pod tekstem komentarz Czytelnika podpisującego się jako Voodoosch.

Napisał on: «Nie cieszyłbym się na rosyjsko-chińskie NWO. Tak jak nie cieszyłbym się na anglosaskie NWO. Wydaje mi się, że gubimy „większy obraz”, bo jest naprawdę ogromny. Powiedziałbym że globalny. Rok temu zrodził się nowy pomysł (a raczej został wprowadzony). Tak jak w większości „rozwiniętych” krajów istnieją dwie partie polityczne, które niby się spierają i niby walczą że sobą, to wtedy kiedy idzie rozkaz z góry, są spójne. Przykład srowid. Ten niby podział na liberalny zachód i tradycyjny wschód to tylko i wyłącznie teatr wielkiego resetu/globalnego NWO/ i ogólnie wspólnie działających elit. Otwórzcie oczy i zobaczcie, że to jest wciąż ta sama gra tylko na nieco wyższych obrotach. Chiny, Rosja, Stany, UK i ich poplecznicy grają w tą samą, jedną grę, a wy myślicie, że tu się jakiś podział prawdziwy zrobił i Putin z Ksi wygra i będzie pięknie na wschodzie. Za dwa lata będą sobie łapki podawać Jankesy z Ruskimi (dokładnie - po zaprzysiężeniu Trumpa - nie tylko ja to zauważyłem? - MS) i dalej robić z nas niewolników. KAŻDY RZĄD JEST TWOIM OPRAWCĄ. Obudź się gajówkowiczu!»

Z kolei na portalu nacjonalista.pl opublikowano niedawno przedruk wywiadu z abp. Viganò pt. „Globalistyczna elita chce zniszczyć narody i Kościół”. Wstęp do tego wywiadu redakcja opatrzyła wymownym komentarzem: «Arcybiskup Carlo Maria Viganò ma rację broniąc Tradycji Katolickiej oraz występując przeciwko modernizmowi i globalizmowi. Za to zasługuje na nasz szacunek. Jednak również on, podobnie jak wielu ludzi na Zachodzie, padł ofiarą złudzeń na temat putinowskiej Federacji Rosyjskiej, dostrzegając w niej jakiś bastion oporu przeciwko Nowemu Porządkowi Świata. Przypomnijmy, że restrykcje covidowe i całe to szaleństwo obecne były również w kraju „zbawcy”. To tam wciąż stoją, a nawet powstają nowe, pomniki Lenina, Stalina czy Dzierżyńskiego, a więc katów wielu narodów (także milionów Rosjan) i satanistycznych wrogów wyznawców Chrystusa. Czy to ma być nadzieja dla niszczonych przez liberalizm Europy i Ameryki? W naszej opinii nie i będziemy o tym konsekwentnie przypominać.»

(jaka jest prawda być może przekonamy się: po wojnie - MS)

Kilka miesięcy temu napisałam artykuł pt. „100 lat temu powstał ZSRS – wróg Rosji”. W publikacji ujęłam się za pomordowanymi Rosjanami i wykazałam, że Rosja poniosła największe straty w wyniku rewolucji bolszewickiej zainicjowanej i odpalonej przez Żydów. W efekcie, w polskojęzycznym internecie spadła na mnie lawina hejtu i szyderstw w wykonaniu rzekomych przyjaciół Rosji. Do nagonki przyłączyły się też niektóre sowieckie osoby, legitymujące się rosyjskim paszportem. Jednak gniew mieszkańców byłego Związku Sowieckiego (lub jak kto woli Związku Radzieckiego) jestem w stanie zrozumieć, gdyż zostali oni wychowani w sowieckim kulcie i nie potrafią wydostać się z tej bańki.

Bardziej martwi mnie środowisko fałszywych przyjaciół Rosjan działające w Polsce. Ich złe intencje można poznać po różnych czynnikach. Niektórzy z nich czczą Lenina i oddają pokłon rewolucji bolszewickiej. De facto cieszą się więc z tego, że zniszczono carską Rosją – która była chrześcijańskim krajem z pobożnym ludem – i wymordowano miliony jej niewinnych obywateli. Inni fałszywi przyjaciele Rosjan, zbrodnie Lenina komentują w stylu: „ale po co do tego wracać, przecież Lenina już dawno nie ma”.

Fałszywi przyjaciele Rosjan doceniają Stalina i podkreślają jego siłę – no bo przecież pokonał Hitlera, zbudował potęgę Związku Radzieckiego i tym samym przeciwwagę dla Zachodu, zaś Polakom załatwił w Jałcie ziemie odzyskanie, czyli w sumie był spoko. A że przy okazji zafundował Rosjanom terror, strach i łagry, a Ukraińcom wielki głód, no to cóż, taki był wtedy klimat.

Fałszywi przyjaciele Rosjan opowiadają, jaka to putinowska Rosja jest konserwatywna, bo walczy z ideologią gender i blokuje zboczeńców LGBT. Jednak słowem się nie wspominają, że rosyjski naród od pokoleń wyniszcza plaga aborcji, skutecznie hamująca demografię w tym kraju. I to ma być konserwatyzm? Tymczasem odpowiedzialni za zabijanie rosyjskich dzieci w łonach matek, są wrogami Rosjan i należy głośno o tym mówić.

Fałszywi przyjaciele Rosjan zbywają milczeniem fakt, że władze tego kraju gnębiły swoich obywateli podobnymi restrykcjami jakie zafundowano na Zachodzie podczas fałszywej pandemii. Ci sami obłudnicy cieszą się teraz z faktu, że Rosja dogaduje się z Chinami – państwem, które w gnębieniu swoich obywateli covidowymi restrykcjami jest jeszcze okrutniejsze od wszystkich pozostałych.

Jeden z czołowych w Polsce fałszywych przyjaciół Rosjan (wykreowany w mediach na prawdziwego przyjaciela Rosjan), kreujący się także na przyjaciela Chin, w czasach apogeum pandemicznego szaleństwa odbył ze mną prywatną rozmowę, która wiele mi uświadomiła. Kiedy zeszło na temat covidowych obostrzeń wprowadzonych na całym świecie, powiedział mi ze stoickim spokojem: „To już z nami zostanie na lata i będziemy musieli do tego przywyknąć”. Nie było w nim ani krzty buntu. Natychmiast zrozumiałam, że mam do czynienia z niewolnikiem.

Komunistyczna operacja „Trust” była wymierzona przede wszystkim przeciwko Rosjanom. Dlatego mam podstawy przypuszczać, że zainstalowanie w Polsce fałszywych przyjaciół Rosjan (popierających lub umniejszających zbrodnie komunizmu), to niejako kontynuacja perfidnej intrygi Dzierżyńskiego. Tymczasem naiwni Polacy nie są tego świadomi, bo jawnych wrogów Rosjan widzą jedynie w obozie władzy i opozycji (oraz mediach im usłużnych), którzy nie kryją się ze swoją nienawiścią do Rosji.

Jak się w tym połapać i rozpoznać fałszywych przyjaciół Rosjan? Wystarczy być świadomym, że ten kto naprawdę życzy Rosjanom dobrze, pragnie aby zrozumieli oni, że Sowiecja to wróg Rosji. Ratunkiem dla Rosjan jest odzyskanie ich własnej tożsamości, która tkwi w chrześcijańskich korzeniach Świętej Rusi. Kiedy to nastąpi, także Polska będzie bezpieczniejsza.

Niedawno na Facebooku zamieściłam link do wstrząsającego rosyjskiego filmu „Czekista” (1992 r.) w reż. Aleksandra Rogożkina. Do opisu dołączyłam ostrzeżenie, by uważać na fałszywych przyjaciół Rosji. Tym wpisem wywołałam dyskusję w komentarzach.


Łukasz De napisał: «Bardzo dobry film. Odzierający prawdę z bredni. Rewolucja to zainicjowane, zaplanowane i sfinansowane i kierowane przez żydów zniszczenie Rosji rękami na początku ich, a potem innych narodowości. Powodami zniszczenia było to, że Rosja była państwem na wskroś chrześcijańskim, opartym o wiarę w Chrystusa, o cześć dla Jego Matki. Była monarchią rządzoną przez chrześcijańskiego cesarza. Była rosnącą konkurencją gospodarczą zarówno dla nowego żydowskiego golema – USA, jak i dla „firm prywatnych”. Była pełna bogactwa gromadzonego w spokoju przez kilkaset lat, które trzeba było zrabować, zwłaszcza w kilkunastu tysiącach cerkwi i klasztorach. Była też pełna ludzi poczciwych, przyzwoitych, zwyczajnie dobrych oraz dawała możliwość wzrostu świętym. Trzeba to było jednocześnie zniszczyć, zagarnąć oraz skalać. Tak jak to ma miejsce w przypadku zbrodni zgwałcenia. Wracając w tym miejscu do filmu „Czekista”, pod tym właśnie kątem patrzę na wątek głównego bohatera, który bierze czynny udział w rewolucji i tym gwałcie na Rosji i jednocześnie będąc żonaty pozostawia swoją żonę dziewicą.»

Autor powyższego wpisu należy do prawdziwych przyjaciół Rosjan. Właśnie po takich komentarzach można ich odróżnić od tych fałszywych.

Na Wschodzie byłam wiele razy i spotkałam tam szlachetnych ludzi, którzy mimo strasznych doświadczeń potrafili zachować człowieczeństwo. Uważam, że naród rosyjski jest naturalnym sojusznikiem dla Polaków, którym duchowo bliżej jest do Wschodu, niż – jak się nam wmawia – Zachodu. Niestety naród polski od setek lat daje się głupio rozgrywać przeciwko Rosjanom. To nasz wielki błąd i tragedia, że ulegamy podżegaczom.

Tak, jestem zdecydowanie zdania, że Rosja może być alternatywą dla zgniłego Zachodu. Ale Rosja prawdziwa, która wróci do swoich korzeni, a nie postowiecki twór, którego przedstawiciele bywali w Davos na tych samych zasadach co pozostali pupile globalistów.

Wybór jest. Ale nie taki jakim globalni gracze karmią naiwnych ludzi. Amerykanów wyborem między demokratami i republikanami. Polaków wyborem między PO i PiS (z przystawkami). Nas wszystkich wyborem między NWO Atlantystów z Zachodu i NWO Rosja-Chiny ze Wschodu.

W naszym przypadku – a więc słowiańskich narodów sprowadzonych przez globalistów do roli pariasów Europy – tym wyborem może być jedynie zwrócenie się do Boga oraz powrót do chrześcijaństwa.






Agnieszka Piwar

Pierwodruk: www.bibula.com







Wyborem jest jedynie: świadome, aktywne, zgodne ze sobą społeczeństwo, uodpornione na kłamstwa i fikcję jak z roku 1989....


Najlepszym antidotum na agenturę i różne 5 kolumny, jest:

- dobrze i patriotycznie wychować dzieci

bo kiedy ty będziesz już za stary, za słaby, by zareagować na atak, tylko twoje dzieci mogą ci pomóc


ale żeby to odniosło właściwy skutek, potrzeba spełnić jeszcze inne warunki:

i są to warunki konieczne

bezpieczeństwo ma swoją słodką cenę: przeciwnika trzeba przytłoczyć demograficznie, czyli trzeba się decydować na 3-4-5 dzieci - na każde młode małżeństwo

- ścisła kontrola obywateli nad mediami tj. niezgoda na emisję treści niszczących rodzinę (cenzura obyczajowa), wychowanie, kulturę polską, siejące przemoc, pornografię itd.

- pobudzenie i zbudowanie wspólnotowości, którą dzieci będą kontynuować

- pewien socjalizm gospodarczy, ponieważ wspólnotowość wymaga bezwzględnego: "nie zostawiamy nikogo bez pomocy" w tym wsparcie kobiet, rodzin


Ludzie muszą przyjąć, że posiadanie dzieci to inwestycja w ich bezpieczeństwo w przyszłości, jako zabezpieczenie przez agresywnymi imigrantami, podstępnymi 5 kolumnami, zbrodniczymi tajnymi służbami.


Dopóki moja praca nie zostanie publicznie wskazana i doceniona
nie będziecie mieli prawa myśleć, że to wszystko co się dzieje, jest prawdziwe i na zawsze.




U mnie nie działają linki na fb, a u was?








/piwar.info/uwazajcie-na-falszywych-przyjaciol-rosji/




Przemówienie dr. Lucyny Kulińskiej




Przemówienie dr. Lucyny Kulińskiej w Domostawie

13 lipca 2025


Witajcie rodacy! Witajcie kochani! Tu jest polska chata, tu są wszyscy ci, którzy Polskę kochają. Bo kto zapomina o tych strasznych rzeczach, ten zapomina o Polsce.

Proszę, żebyście posłuchali mnie dzisiaj jako matki. Jestem matką, jestem babką kilkorga wnucząt i chcę wam powiedzieć, że mówimy teraz o historii. Ale to się wszystko może powtórzyć. Nie uratowali nas w 39. ani w następnych latach. Nas nie uratowało państwo polskie, nie uratowało nas wojsko ani policja, ani żadne służby. Nasze wojsko broniło się tylko tydzień. Teraz wojskowi sami mówią może trzy dni. A reszta narodu niestety śpi.

Co się stanie z tymi kobietami i dziećmi, którzy tak jak tam ginęli? Będą w dzisiejszej Polsce też ginąć. Bo kim były ofiary, to musi tutaj paść! Trzy czwarte ofiar – a jestem badaczem tej problematyki od lat 30 – to były kobiety i dzieci.

Jakże łatwo tym banderom, bandytom było ich mordować! Mężczyzn wywieziono na roboty wcześniej, jeszcze za Sowietów. Zostali też przynajmniej ci, którzy byli czapką narodu wywiezieni, unicestwieni. Potem jeszcze 44. kiedy przechodzili Rosjanie, zabrali pobór.

Kto został? Wielodzietne, chłopskie rodziny; siedmioro, ośmioro dzieci. Tak więc my tutaj stoimy nad grobem dzieciaków. I co każą nam teraz, przy tych nielicznych pojedynczych ekshumacjach? Czego życzą sobie Ukraińcy? Otóż życzą sobie, żeby nie liczyć dzieci, młodzieży. Czyli wyjdzie na to, że te rachunki się zupełnie zgadzać nie będą po 80 latach, bo do tego dopuściły nasze kolejne władze. Większość tych naszych dzieciątek już jest rozłożonych w tej ziemi, więc rzeczywiście może ich znaleźć się nie da.

Ale my żądamy od was mężczyźni. Także od tych, którzy dzisiaj w baletkach, w jakichś różowych strojach i na szpilkach latają po naszych warszawkach, żebyście nas, kobiet, naszych dzieci, naszych wnuków bronili.

Żebyście nie szli na cudze wojny, bo z nich tylko zysk dla obcych. Żebyście się teraz zebrali do kupy i pomyśleli, co będzie z nami i z naszymi dziećmi. Pilnujcie rodzin, nie pozwólcie zarzynać dzieci w łonach matek jakimś zwyrodniałym kobietom.

Nie pozwólcie jakimś lewakom rodakom niszczyć naszej ojczyzny do końca w imię nie wiadomo czego.

I wy, panowie politycy, wreszcie zacznijcie mówić prawdę. Wreszcie zacznijcie mówić nam prawdę, że jesteśmy narodem, który jest praktycznie zbankrutowany, a utrzymuje miliony, wypłaca pieniądze obcym.

Ilu spośród tych ludzi to są ci, których dziadowie mordowali nasze dzieci?

Ilu z tych, którzy wieszają dzisiaj polskie flagi, a nie zbadały tego nasze służby, żyje tutaj w Polsce na papierach pomordowanych ofiar? I my się dziwimy, dlaczego działają antypolsko. Ile przewerbowali enkawudziści do naszych służb, do naszego wojska w dawnych czasach. Dzisiaj podają się za Polaków, a rząd mamy jaki mamy. Okazuje się, że znaleźć tam kogoś, kto żywym Polakiem jest, to ze świecą szukać.

Dokąd nie będą Polacy mieli swojego kraju, dokąd nie będą pilnowali swojego dobra, swojej Ojczyzny przed rozkradzeniem, jeżeli nie będą pilnowali dalej granic nie tylko tej Białorusi, ale tej z Ukrainą tak samo, bo nie wiadomo, co i kto stamtąd się przedostaje, a także tej zachodniej. Nie pozwólmy, aby nasz kraj został zajechany, najechany, bez walki.

Nie pozwólcie na to, politycy, nie pozwólcie na to. Polacy tak jak oni ginęli, nie chcemy, żeby ginęły nasze rodziny. Nie pozwolimy na to. Nie traćcie Ducha, bądźcie Ducha, bądźcie innych. Nie patrzcie w telewizory, wyrzucajcie przez okno jak za komuny.

Dziękuję.

Dr Lucyna Kulińska


film pod linkiem


goniec.net/2025/07/13/przemowienie-dr-lucyny-kulinskiej-w-domostawie/





Mniejszość niemiecka na Wołyniu











Podzielona mniejszość. Niemcy w II RP


Piotr Olejarczyk

opublikowano: 2014-01-12, 13:15


Wolna licencja

Udzielamy zgody na dowolne wykorzystanie tekstu, w tym przedruk w celach komercyjnych, pod następującymi warunkami następującymi warunkami: przy tekście należy wyraźnie wskazać autora materiału i miejsce pierwotnej publikacji: Portal historyczny Histmag.org a także oznaczenie licencji: CC BY-SA 3.0 z linkiem do jej treści.

W przypadku przedruku w internecie wymagamy także umieszczenia przy tekście dokładnego aktywnego odnośnika do strony z oryginalną publikacją.

Jeśli w treści artykułu nie zaznaczono inaczej, licencja nie dotyczy ilustracji i filmów w materiale. W razie wątpliwości co warunków ich wykorzystania, napisz do nas: redakcja@histmag.org



Winson Chu, amerykański profesor, autor książki o mniejszości niemieckiej w międzywojennej Polsce, kilka dni temu w Gdańsku zaprezentował interesujący wykład. Pojawiły się jednak pytania, na które naukowiec nie potrafił odpowiedzieć.




Wielu historyków twierdzi, że w czasie międzywojnia mniejszość niemiecka była ze sobą zjednoczona. Ja się z tym nie zgadzam. Na przykładzie Polski doskonale widać jaki był podział wśród mieszkających tutaj Niemców – profesor Winson Chu, autor książki „Mniejszość niemiecka w międzywojennej Polsce” zwracał się do ponad setki osób, która przyszła wysłuchać jego wykładu w Gdańsku. Prelekcja miała miejsce 8 stycznia 2014 roku. Zorganizowało ją Muzeum II Wojny Światowej.

Profesor Chu, który w swoich badaniach wykorzystywał między innymi źródła niemieckie i notatki polskiej policji, skupił się głównie na trzech obszarach międzywojennej Polski: terenach zachodnich, Wołyniu, a także Łodzi.


Zachód najsilniejszy

Początkowo to właśnie Niemcy z terenów zachodniej Polski byli najlepiej traktowani przez swoich rodaków po drugiej stronie granicy. Mogli liczyć m.in. na subsydia i dotacje. Taka pomoc z rzadka docierała jednak do Niemców mieszkających w innych rejonach Polski. Wywoływało to rozgoryczenie i tworzyło konflikty wewnątrz mniejszości.Dla Niemców, mieszkających w zachodniej części Polski fakt, iż są teraz skazani na łaskę Polaków, ludzi, nad którymi wcześniej dominowali, był sporym ciosem. Kiedy na początku lat dwudziestych Polska miała swój czas niestabilności ekonomicznej i politycznej, mniejszość niemiecka z zachodnich terenów liczyła na rychły powrót tych obszarów do Niemiec – mówił naukowiec, który jest profesorem w Zakładzie Historii Najnowszej Europy Środkowej na Uniwersytecie Wisconsin-Milwaukee.


 
Profesor Winson Chu, autor publikacji: "Mniejszość niemiecka w międzywojennej Polsce"

Sytuacji Niemców mieszkających na terenach zachodniej Polski sprzyjał fakt, iż również przywódcy Republiki Weimarskiej nalegali na rewizję wschodnich granic ich państwa. W konsekwencji musiało to oznaczać przyłączenie do Niemiec ziem utraconych wcześniej przez nie na rzecz Polski.

Dopiero przyjście do władzy Adolfa Hitlera zmieniło to nastawienie w stosunku do Polski, a postulaty tutejszej mniejszości niemieckiej zaczęły być niewygodne dla szefów III Rzeszy. Jednak w latach dwudziestych, podkreślał amerykański profesor, to właśnie mniejszość niemiecka z terenów zachodniej Polski mogła czuć się uprzywilejowana.

 - Postrzegali oni samych siebie jako najbardziej lojalnych wobec Niemiec. Nawet więcej, jako Niemcy niosący kaganek cywilizacji w Europie Wschodniej – dodawał naukowiec.


Kaganek cywilizacji...dla Niemców

Co ciekawe, bardziej szczegółowa analiza sytuacji mniejszości niemieckiej na wschodzie Polski, na przykład na Wołyniu, sprawiła, że „prawdziwi Niemcy” z terenów zachodnich poczuli, że kaganek cywilizacji jest potrzebny nie tylko Słowianom. Przede wszystkim bardzo potrzebowali go ich rodacy ze wschodu.Niemcy na wschodzie Polski byli postrzegani jako biedni, politycznie zdominowani, nie myślący w kategoriach państwa i narodu – mówił profesor Chu.

Prelegent zwracał uwagę na wielki kontrast między mniejszością niemiecką w Polsce zachodniej i tą na terenach wschodnich. Ci pierwsi cenili sobie takie wartości jak dyscyplina materialna, poświęcenie pracy, kulturę i oczywiście wyrobienie polityczne. Chu nazwał je zbiorczo „nakierowaniem na Rzeszę”. Niemcy ze wschodnich terenów II RP to zupełne przeciwieństwo i tak naprawdę „presja kolonialna” była nakierowana właśnie na nich.


W 1926 roku grupa niemieckich naukowców ruszyła na Wołyń i po powrocie przedstawiła publikację ze swoich badań. Raport robił wrażenie.

 - Wołyńscy Niemcy byli pokazani jak bardzo biedni ludzie, mieszkający nierzadko w glinianych chatach. To byli często ludzie, którzy nie zdawali sobie nawet sprawy, że są Niemcami – przypominał autor książki „Mniejszość niemiecka w międzywojennej Polsce”. Demonstrował również wykonane w tamtych latach zdjęcia, ukazujące wołyńskich Niemców_ - wieśniacy są na nich bardzo biednie odziani, a niektórzy z nich nie mieli butów.


Lodzermensch jako zdrajca

Walter Kuhn, niemiecki historyk, który brał udział w wyprawie na Wołyń przewidywał, że wołyńskich Niemców prześcigną w rozwoju nie tylko polscy, ale i ukraińscy wieśniacy. Jak podkreślał Winson Chu, dla Kuhna był to znak, że propagowana wyższość kultury niemieckiej nad kulturą słowiańską, może być zagrożona. Mogło to oznaczać kres niemieckiej dominacji na wschodzie. 

- Trzeba było zrobić wszystko, by wyciągnąć rękę do niemieckich braci, których czasami nazywano „szlachetnymi dzikusami” - komentował Chu.

Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja w Łodzi.Mieszkało tu wielu Polaków, Żydów i Niemców. Tych ostatnich było w czasie międzywojnia nawet 60 tysięcy – przypominał amerykański historyk, odwołując się również do stereotypu Lodzermenscha, a także do powieści Władysława Reymonta „Ziemia Obiecana”.

Dla obserwatorów z III Rzeszy mieszkający w Łodzi Niemcy używali zbyt dużo polskich słów, ich gramatyka nosiła wyraźne ślady polskich wpływów językowych. Jednocześnie byli oni dużo mniej służalczo nastawieni wobec długofalowych celów polityki niemieckiej – dodawał.

Dla Niemców z III Rzeszy był to dowód, że narodowe i rasowe przemieszanie poszło tutaj za daleko. - Postrzegali Łódź jako źródło zdrajców niemieckich – tłumaczył historyk.

W III Rzeszy Niemcy z Łodzi byli pokazywani w różnych opracowaniach jako osoby, które cenią sobie „posmak twardej gotówki”, a osiągnięcie bogactwa jest dla nich ważniejsze niż polityczne nakazy.



Wschód jednak górą


W latach trzydziestych sytuacja się odwróciła. Stracili na znaczeniu przedstawiciele mniejszości niemieckiej z terenów zachodniej Polski, zyskali natomiast ci, którzy mieszkają w centrum i na wschodzie kraju nad Wisłą. Jednym z powodów takiego stanu rzeczy była... biologia. 

- W 1932 roku wskaźnik urodzin wśród mniejszości niemieckiej na Wołyniu wynosił 36 na 1000 osób. Było to dwa razy więcej niż w III Rzeszy – mówił profesor.

Niemcy z Wołynia byli postrzegani jako silniejsi biologicznie. Niemcy z zachodu Polski byli uważani za słabszych i za osoby, które mają tendencje do emigracji, gdy w ich życiu robi się zbyt ciężko. Zupełnie inaczej niż na Wołyniu – dodawał.

Profesor zwracał również uwagę, że przez całe dwudziestolecie międzywojenne nie udało się doprowadzić do zjednoczenia mniejszości niemieckiej w Polsce. Przeszkodą były między innymi ambicje poszczególnych przywódców niemieckich. A także jak przyznawał Chu odpowiadając na jedno z pytań, efektem polskiej polityki, która starała się skłócać przywódców mniejszości niemieckich w kraju.

A propos pytań, po wykładzie pojawiło się ich całkiem sporo. Niestety na wiele z nich Winson Chu nie potrafił odpowiedzieć. Pytania o Goralenvolk, józefińskich Niemców na Zamojszczyźnie, czy o bardziej szczegółowe wydarzenia w czasie niemieckiej okupacji pozostały bez odpowiedzi. 

- W swojej pracy zajmowałem się głównie trzema obszarami, o których opowiadałem – przyznawał autor książki „Mniejszość niemiecka w międzywojennej Polsce”.





-------



W 1926 roku grupa niemieckich naukowców ruszyła na Wołyń i po powrocie przedstawiła publikację ze swoich badań. Raport robił wrażenie.

- Wołyńscy Niemcy byli pokazani jak bardzo biedni ludzie, mieszkający nierzadko w glinianych chatach. To byli często ludzie, którzy nie zdawali sobie nawet sprawy, że są Niemcami 

Demonstrował również wykonane w tamtych latach zdjęcia, ukazujące wołyńskich Niemców_ - wieśniacy są na nich bardzo biednie odziani, a niektórzy z nich nie mieli butów.



A może to była grupa nie naukowców, tylko agentury niemieckiej, jadąca na Wołyń namówić i przygotować mordy UPA?

W 1926 roku Niemcy zaprojektowali "autostrady" przez Poznań i tzw. "korytarz polski".



>>Masowa motoryzacja w późniejszych dziesięcioleciach nie była jeszcze do przewidzenia, gdy już w marcu 1926 r. "Studiengesellschaft für Automobilstraßenbau (STUFA)" (później HaFraBa) przedstawiła "wstępny projekt sieci drogowej pojazdów samochodowych w Niemczech", który przewidywał sieć o długości ponad 10 630 km w pierwszej fazie rozbudowy. 

Drogi w krajach sąsiednich również zostały pokazane w kolorach przerywanych (przez Austrię, Czechosłowację i Polskę). Uwzględniono takie metropolie jak Wiedeń czy Praga, ale z drugiej strony zaplanowano także trasy o charakterze tranzytowym, które odpowiadały nie tyle warunkom poszczególnych państw, co potrzebom niemieckim. 

W ten sposób na terytorium Polski poprowadzono dwa połączenia zachód-wschód, jedno przez Poznań, drugie dalej na północ w korytarzu polskim.<<



 nie zdawali sobie nawet sprawy, że są Niemcami - czyli byli Ukraińcami?

A może jednak Niemcami udającymi Ukraińców?  "naukowcy" na pewno skaptowali Ukraińców, pytanie tylko ilu.


Pamiętamy jednak o słowach niemieckiego filozofa z Morąga - J. G. Herdegera: 

mój komentarz:

>>Rzeczpospolita była wówczas u szczytu swych osiągnięć terytorialnych, więc czy to była zapowiedź rozbiorów? Bo dlaczego "prawdziwą potęgą"?? 

Polska była (już) potęgą.

Na 3 lata przed I rozbiorem o ludach I RP pisze, że "kiedyś" pewnego dnia staną się prawdziwą potęgą w Europie. 

Może pisze to o Niemczech (Prusach)- w nawiązaniu do tego, co zobaczył na Ukrainie? 

Może chodzi o to, że samodzielnie zaobserwował tam - ale raczej ktoś mu o tym powiedział  i to pokazał - pierwsze sterowane przez niemców działania kierowane celem utworzenia "narodu ukraińskiego" - ruchy separatystyczne, które miały pokawałkować Rzeczpospolitą?

Nie była to więc żadna "przepowiednia" tylko wiedza o potajemnych działaniach Niemiec na polskiej ukrainie.<<



Wizyta "naukowców" mogła odbyć po to, by stworzyć pewną zasłonę dla działań niemieckich na Wołyniu (bardzo biedni ludzie, w glinianych chatach. często nie zdawali sobie nawet sprawy, że są Niemcami ), uśpić czujność polskich służb, skoordynować - potwierdzić tamtejszym strukturom zaangażowanie Niemiec w przyszłą wojnę, przeprowadzić szkolenie, wyznaczyć czy zaznajomić z oficerami prowadzącymi...


W 1927 r. Bandera wstąpił do Ukraińskiej Organizacji Wojskowej (UWO), która od 1920 działała nielegalnie w Polsce. Początkowo działał w wywiadzie, następnie w wydziale propagandy, pełniąc funkcję referenta.

 
Ale Roman Szuchewycz...


Po marcu 1923 wstąpił do Ukraińskiej Organizacji Wojskowej.

Maturę z odznaczeniem zdał w 1925, jednak nie dostał się na studia we Lwowie. Rozpoczął więc studia na Politechnice Gdańskiej w Wolnym Mieście Gdańsku, po roku (w 1926) przeniósł się na Politechnikę Lwowską, gdzie w 1934 ukończył studia na Wydziale Budowy Mostów.

W latach 1928–1929 odbywał służbę wojskową w Wojsku Polskim, nie zezwolono mu na ukończenie podchorążówki i przeniesiono do innego pułku. 

Wyszkolenie wojskowe uzupełnił później w Niemczech oraz na kursach organizowanych przez OUN na terenie Wolnego Miasta Gdańska.





- W 1932 roku wskaźnik urodzin wśród mniejszości niemieckiej na Wołyniu wynosił 36 na 1000 osób. Było to dwa razy więcej niż w III Rzeszy


Ciekawe, jak było przed wizytą "naukowców"...



Na mapie obozu Stutthof po zachodniej stronie są budynki dwojako opisane: 

- "koszary SS"
- "Szkoła Wyszkolenia Policji Ukraińskiej"

Póki co, internet milczy na ten temat.




















Na pewno temat mniejszości niemieckiej na Wołyniu w kontekście mordów UPA trzeba szczegółowo zbadać.








Skończyłem pisać te słowa o 6:26 i położyłem się, bo takie dni miałem za sobą -  i zasnąłem. Obudziłem się o 11:12 i wróciłem myślami do tego, że to zwiększa prawdopodobieństwo udziału niemców w organizacji i przeprowadzeniu mordów UPA  i dokładnie wtedy za oknem usłyszałem wściekły ryk silnika - obroty były tak wysokie, że brzmiał bardziej jak silnik motocykla.








Cytaty

 

5 lipca 2025

przedruki





Prof. Cenckiewicz mówi, jakie będą jego cele jako szefa BBN: Zbudować instytucje na miarę prezydenta Nawrockiego


opublikowano: wczoraj
aktualizacja: wczoraj


„Mam nadzieję, że Pan Bóg da mi łaskę zbudować instytucję - mogę tak powiedzieć może trochę - patetycznie na miarę prezydenta Karola Nawrockiego, który jest człowiekiem dynamicznym, aktywnym i sam powiedział na tej konferencji, (…) że jego zwierzchnictwo będzie zwierzchnictwem nad bezpieczeństwem, nie tylko siłami zbrojnymi, aktywnym. I tak bym widział niejako dopasowane do tej koncepcji aktywnego zwierzchnictwa Biuro Bezpieczeństwa Narodowego” - mówił prof. Sławomir Cenckiewicz o swoich celach jako przyszły szef BBN, na antenie Telewizji wPolsce24.

Cele i działania

Jacek Karnowski zapytał prof. Sławomira Cenckiewicza o to, czym będzie BBN pod jego kierownictwem.

Mam nadzieję, że Pan Bóg da mi łaskę zbudować instytucje, mogę tak powiedzieć trochę może patetycznie na miarę prezydenta Karola Nawrockiego, który jest człowiekiem dynamicznym, aktywnym i sam powiedział (…), że jego zwierzchnictwo będzie zwierzchnictwem nad bezpieczeństwem - nie tylko siłami zbrojnymi - aktywnym. I tak bym widział niejako dopasowane do tej koncepcji aktywnego zwierzchnictwa Biuro Bezpieczeństwa Narodowego

— wskazał.

To, co mogę powiedzieć, co wydaje mi się super istotne i myślę, że z tym jest bardzo wiele problemów w Polsce, jeśli chodzi w ogóle o jakby tradycję sprawowania urzędu w tym aspekcie dotyczącym bezpieczeństwa przez prezydentów RP, to jest kwestia wiedzy, którą prezydent powinien posiadać. A wydaje mi się, że nie do końca korzysta jakby z prawa do tego, żeby wiedzieć nie tylko w sytuacjach, które są kryzysowe i wtedy oczywiście wszyscy widzimy (…) Jaka jest jaka jest bieżąca faktyczna sytuacja w dziedzinie bezpieczeństwa. Na przykład jakby pan mi zadał pytanie, czy prezydent Duda albo BBN dzisiaj wie, jaka jest realnie sytuacja na granicy zachodniej i dlaczego liczby niemieckie jednak podawane przez oficjalne rządowe instytucje i liczby podawane przez Tomasza Siemoniaka, czyli MSWIA są rozbieżne, to ja odpowiem panu - nie wiem

— tłumaczył.


to cytaty

na tym polega cały problem, że ludzie wierzą np. dziennikarzom, albo politykom, a np. politycy wierzą tajnym służbom specjalnym, swoim urzędnikom itd.

całe państwo funkcjonuje na zasadzie zaufania

ani prezydent, ani żaden polityk, nie wie jaka jest prawda o stanie państwa - oni tylko zakładają, że to, co im powiedzą tajne służby jest prawdą, a za politykami - społeczeństwo

prawdę znają tylko tajne służby i poszczególne osoby w administracji państwowej

dlatego tak koniecznym jest zbudowanie zaufania pomiędzy ludźmi, zbudowanie silnej wspólnoty - by nie musieć opierać się na tajniakach, politykach, dziennikarzach - cały naród musi być w stanie samodzielnie reagować na zauważone niezgodności, kłamstwa, sabotaż

dlatego ludzie muszą przede wszystkim samodzielnie szukać informacji z różnych źródeł i samodzielnie sobie budować obraz świata, zacieśniać swoje znajomości, powiększać stopniowo krąg znajomych, uczestniczyć aktywnie w życiu społecznym politycznym - pamiętamy:

Ślązacy - o losach państwa:

----------------------------------

Wydaje się, że wg ich definicji, prawdziwe

społeczeństwo Rzeczypospolitej Polskiej stanowią wyłącznie wspólnoty polityczne - a nie ogół obywateli.


Chodzi o to, że prawdziwe, to znaczy "skuteczne społeczeństwo", w sensie: "liczące się", "realizujące jakieś cele", czyli chodzi o konkretne przedsięwzięcie polityczne tutaj schowane za nieokreślonym niewinnym: wspólnota polityczna


Szacunek dla kulturowej odrębności Ślązaków i innych grup mniejszościowych skonsoliduje polityczną wspólnotę, którą stanowi społeczeństwo Rzeczypospolitej Polskiej

Mniejszość domaga się w szacunku dla siebie i innych mniejszości - może lgtb??,  czyli domagają się specjalnych praw. Bo przecież w Rzeczpospolitej przysługują im takie sama prawa jak wszystkim. Prawa te zapewnia konstytucja, ustawy i różne przepisy.

Mniejszość uprzywilejowana specjalnym prawem jakby wyklucza ze społeczeństwa obywateli pozostających poza zorganizowaną polityczną wspólnotą

Co wam to przypomina?

Może bunt wójta Alberta?

------------------------------------


czyli ludzie niezorganizowani we wspólnotę polityczną, nawet jeśli ich jest 40 milionów, nic nie zrobią ze swoim państwem, jeśli na przeciw nich stanie jakaś wspólnota polityczna, posiadająca jakieś swoje cele i umocowanie prawne


najlepszym antidotum na agenturę i różne 5 kolumny, jest:

- dobrze i patriotycznie wychować dzieci

bo kiedy ty będziesz już za stary, za słaby, by zareagować na atak, tylko twoje dzieci mogą ci pomóc


ale żeby to odniosło właściwy skutek, potrzeba spełnić jeszcze inne warunki:

i są to warunki konieczne

bezpieczeństwo ma swoją słodką cenę: przeciwnika trzeba przytłoczyć demograficznie, czyli trzeba się decydować na 3-4-5 dzieci - na każde młode małżeństwo

- ścisła kontrola obywateli nad mediami tj. niezgoda na emisję treści niszczących rodzinę (cenzura obyczajowa), wychowanie, kulturę polską, siejące przemoc, pornografię itd.

- pobudzenie i zbudowanie wspólnotowości, którą dzieci będą kontynuować

- pewien socjalizm gospodarczy, ponieważ wspólnotowość wymaga bezwzględnego: "nie zostawiamy nikogo bez pomocy" w tym wsparcie kobiet, rodzin


Ludzie muszą przyjąć, że posiadanie dzieci to inwestycja w ich bezpieczeństwo w przyszłości, jako zabezpieczenie przez agresywnymi imigrantami, podstępnymi 5 kolumnami, zbrodniczymi tajnymi służbami


Czy media prawicowe są lepsze niż inne - lepsze są, ale w 1989 roku nowe media też miały być lepsze.

Znasz tych ludzi? Zjadłeś z nimi beczkę soli? Siedzisz z nimi na codzień w redakcji, wiesz, co naprawdę myślą?

Tu mi nie chodzi o to, by dyskredytować tych ludzi, tylko, żeby mieć zawsze zdrowe podejście do rzeczywistości. Nie jesteś jasnowidzem, wszystko opierasz tylko na szacunkach, a nie na realnej wiedzy czy doświadczeniu.

Jakie media są wiarygodne, szczere, polskie - okaże się za 30 lat, jak dobrze pójdzie... a na pewno są media, które tylko udają, że są po właściwej stronie, są redaktorzy, którzy tylko udają (to jest aktorstwo najwyższego sortu, wierz mi), sam wiesz, co czytałeś na blogu.. a to jeszcze nie wszystko.


Czyż media głownego nurtu nie podkładają się, żebyś mógł zobaczyć jakie są złe??

Coś się musi za tym kryć, nie?


Nie znasz tych ludzi i nie znasz ich intencji - taka jest rzeczywistość - i tak należy za każdym razem podchodzić do wszystkiego - o wszystko trzeba samemu zadbać, jak nie będziesz pielić ogrodu, to ci zarośnie chwastami. Każdy od czasu do czasu  chodzi popatrzeć na ściany w piwinicy, na posadzkę, na więźbę na strychu - żeby sprawdzić, czy coś się nie dzieje, a jak zacznie się jakaś degradacja, to przecież reagujesz i poprawiasz, nie?

No i z państwem jest tak samo, państwo jednak jest duże, więc musimy wszyscy razem coś od siebie zrobić (a nie tylko zdawać się na wójta, posła czy prezydenta), każdy na tyle, na ile może, a potem trochę więcej, jak już nabierzesz doświadczenia, w następnym roku trochę więcej - bez napinania się, jeśli nie potrzeba, jeśli jeszcze nie czujesz tego, potem więcej i więcej... 

Metodą małych kroków - przecież wiesz, jak to działa, czytałeś o tym na blogu. Robisz mały krok, prawie nic nie zaczący, jak zamiana "a" na "ą" - i efekty będą kolosalne - ale trzeba zacząć, zacząć działać.

I ważne, żeby tego nauczyć swoje dzieci, młodzież do tego włączać, bo one potem to poniosą i zadbają za ciebie o te rzeczy i to będzie się rozprzestrzeniać, takie podejście, aż stanie się nawykiem wielu ludzi w Polsce - wtedy będziemy niepokonani.

Młodzież chce być aktywna, oni o tym wiedzą, dlatego organizują te marsze lgtb - wydawałoby się nie mają szans z propagowaniem takich marszy, a zobacz, coraz więcej młodzieży tam jest..

Seweryn Osiński w książce "5 kolumna na Pomorzu Gdańskim" pisał, że niemcy planowali każdego niemca włączyć do swoich agenturalnych spraw, to miała być (jest?) światowa siatka oddziałująca wszędzie w interesie niemiec - my tak możemy robić - by się bronić, nie żeby podbijać świat...

Ważne, żeby angażując sie, też mieć pewien umiar i nie przesadzać, nie dać się sprowokować, nie stosować agresji, np. nie legitymować ludzi, skoro nie mamy do tego uprawnień, sam wiesz o co chodzi.


Zauważ też, lewica i środowiska lgtb nie robią marszów z powodu napaści na kobietę, jak w Toruniu, nie organizują marszów poparcia rolników, czy w sprawie ochrony granicy przed agresywnymi imigrantami - dlaczego nie popierają tak uniwersalnych rzeczy? Przecież chodzi o bezpieczeństwo WSZYSTKICH nas! 


Oni nie są z nami??

A jeśli nie - to z kim są??







Trzeba tej młodzieży zaproponować inne rzeczy, zobaczysz, że dołączą.


do wszystkiego i do każdego

Dlatego nie ma co czekać.

Nawet jeśli przechwycą główne media, tajne służby, struktury administracji i resorty siłowe - nadal mamy przewagę demograficzną, nawet jak za 10 lat będzie nas mniej, nadal będziemy mieli przewagę i swoje prawa w NASZYM kraju, w Polsce.

Tę przewagę demograficzną trzeba oczywiście powiększyć, resorty "odbijać" promując ludzi sprawdzonych i oddanych Polsce, nasycać polskością media, by odpowiednio ukształtować dzieci i młodzież, by nikt nam ich nie przechwycił po drodze!


nie znasz tych ludzi i nie znasz ich intencji - taka jest rzeczywistośc i tak należy za każdym razem podchodzić do wszystkiego

do wszystkiego i do każdego


możesz poznać ludzi z własnego otoczenia i z nimi możesz stworzyć wspólnotę, a potem ta wspólnota zaznajomić się z inną wspólnotą i tak dalej, aż 


zawsze istnieje zagrożenie, że gdzieś tam kopią doły, kręca jakieś filmiki tajne służby, dlatego nie wolno działać na autopilocie tylko trzeba żyć świadomie.

Ktoś się zamienił w politycznego pieniacza? Może jest na niego filmik?

Patrz uważnie, bo od tego zależy twoja przyszłość, nie tylko przyszłość twoich dzieci, żyjemy w takich czasach, że to na pewno was dotknie, to już was dotyka, a jeszcze z nimi nie skończyliśmy, jeżeli w ogóle zaczęliśmy...

Związki zawodowe są zorganizowane, i one mają przez to pewną siłę, najważniejsze jest to, że mają mandat społeczny, są umocowane na gruncie prawa, są siłą liczoną w milionach, bo taki związek może mieć wpływ na inne związki i na miliony ludzi (NSZZ Solidarność to obecnie ok. 500-700 tysięcy członków w całej Polsce) dlatego udało sie w latach 70tych 80tych i dlatego teraz też się uda.

Martwi mnie to, że Piotr Duda był w USA, coś mu tam "wyjaśniali"... była już nominacja Nawrockiego, a on mówił jeszcze, że ma innego "mocnego kandydata"...



Ale chodzi o jeszcze większą siłę, o wspólnotę, by ona była tak silna i tak trwała, żeby nikt nie ośmielił się nas zaatakować.

O to chodzi.



być może skala podmiany ludności jest znacznie większa niż mi się wydaje


każdy musi działać na tyle, na ile może w danym momencie






BBN musi być na pewno narzędziem pozyskiwania bieżącej wiedzy na temat rzeczywistej kondycji bezpieczeństwa państwa

— dodał.


Przestrzeń do współpracy

Prof. Cenckiewicz odniósł się także do zarzutów podnoszonych przez niektóre środowiska, że jest on osobą rzekomo mało „koncyliacyjną”.


Nie chodzi o to, żeby być i takim milusińskim dla rządu, kto by nie kierował tym rządem. I nie chodzi też o to, żeby być jakimś radykalnym kontestatorem tego, co robi rząd, choćby rząd Donalda Tuska. Po prostu nad wszystkim trzeba się pochylić tam, gdzie jest to możliwe

— mówił.


Tam, gdzie jest dobra kontynuacja na przykład w dziedzinie obronności przy wszystkich krytykach, które się pojawiają - pewnie słusznych - ze strony ministra Błaszczaka, to jednak, jak się wydaje, węzłowe kontrakty amerykańskie, koreańskie, ten kierunek, który przecież Zjednoczona Prawica obrała, on jest zasadniczo kontynuowany i to jest na pewno przestrzeń dla współpracy na pewno z ministrem obrony

— wskazał.


Zgoda

Ja nie wiem, czy oni tam mnie już dzisiaj szczególnie nie lubią za książkę o Wałęsie, czy którą napisałem z Piotrem Gontarczykiem, czy za Annę Walentynowicz, czy nawet za „Długie ramię Moskwy”, ale na pewno za „Zgodę”

— mówił również przyszły szef BBN.

„Zgoda” jest książką naukową napisaną w oparciu o kilkanaście archiwów różnych i krajowych i amerykańskich właśnie zagranicznych i to jest książka dla nich zabójcza oczywiście

— dodał.

Prof. Sławomir Cenckiewicz zadrwił, że pojawiły się nagłówki w których wybrzmiewa, że Moskwa się cieszy, że został on szefem BBN.

Jak tak wyglądają prorosyjscy ludzie nad Wisłą, to daj Boże, żeby tak było

— podsumował.


Sprawa służb

Historyk mówił także o tym, co zrobić, aby służby w Polsce były skuteczne.

Żeby służby specjalne dobrze hulały i miały osiągnięcia, to my nie możemy mieć ludzi, którzy z FSB podpisywali umowy w tych służbach, bo oni będą działali, nawet jeśli oni mieli dobre intencje, w co nie wierzę, to oni będą działali później właśnie pod pewną presją

— mówił.


Nie ma skutecznie prowadzącej działania operacyjne wojskowe armii, jeśli za tym nie stoją, można powiedzieć wzrok, uszy i węch tajnych służb. Ona musi być wyposażona po prostu

— powiedział.

Jacek Karnowski zwrócił uwagę, że trzeba rozwijać potencjał dronowy Polski.


Tak, to jest jeden z segmentów, który należy w Polsce rozbudować i ta wojna dronowa, drony pływające, drony powietrzne, rozpoznawcze, bojowe, to jest przyszłość każdej armii i my musimy to postawić po prostu na nogi, bo to jest jeszcze w sferze raczkującej. Tutaj minister Błaszczak chciał bardzo dużo zrobić, ale żeby dokonać wielkiego skoku modernizacyjnego, to pewnie po prostu jedna czy dwie kadencje nawet nie wystarczą, chociaż i tak pewnie można było jeszcze szybciej pewne rzeczy robić, ale przy te

j opozycji, przy tej skali nienawiści, sprzęgnięcia tej działalności antyrządowej również w obszarze, o którym mówimy przecież w kwestii bezpieczeństwa, nie ma takiej kwestii, nie ma takiego programu wojskowego, jaki by realizował minister Macierewicz, a później minister Błaszczak, którego opozycja wewnątrzkrajowa by nie kontestowała. Jeszcze sprzęgnęli po prostu swoją działalność ludźmi, którzy Polsce źle życzą. Niestety również na zachodzie

— wskazywał.


Podczas rozmowy prof. Sławomir Cenckiewicz mówił m.in. także o sytuacji na wschodniej i zachodniej granicy, jak również o zagrożeniach związanych z nielegalną migracją.

wpolityce.pl/polityka/734229-tylko-u-nas-prof-cenckiewicz-bbn-na-miare-nawrockiego



---------------




Kulisy rozmów Hołowni z PiS. Padło znane nazwisko


Marszałek Sejmu Szymon Hołownia spotkał się w prywatnym mieszkaniu europosła Adama Bielana z politykami PiS. Podczas rozmowy miała paść ciekawa propozycja w kontekście Władysława Kosiniaka-Kamysza.


Do spotkania doszło w nocy z czwartku na piątek (z 3 na 4 lipca) w Warszawie. "Według naszych informatorów rządowa limuzyna Hołowni zaparkowała w podziemnym garażu na miejscu europosła Adama Bielana. Mamy zdjęcia samochodu i w kilku źródłach potwierdziliśmy, że jest to samochód, którym dysponuje marszałek Sejmu" – relacjonowali dziennikarze Radia Zet i "Newsweeka". Fotoreporter "Faktu" zauważył w pobliżu miejsca spotkania również samochód, którym zwykle porusza się prezes PiS, Jarosław Kaczyński.


Hołownia: Spotykam się z przedstawicielami obu obozów

Do sprawy odniósł się w mediach społecznościowych sam zainteresowany, czyli marszałek Sejmu Szymon Hołownia.

"Wzmożenie i ekscytacja związana z moim wczorajszym spotkaniem nie jest ani uzasadniona, ani wskazana" – napisał lider Polski 2050.

"Jestem jednym z niewielu polityków w Polsce, który – podkreślam – regularnie spotyka się z przedstawicielami obu śmiertelnie skłóconych obozów. Twardo stoję na stanowisku, że – zwłaszcza w obecnych czasach – politycy różnych opcji powinni ze sobą rozmawiać, inaczej pozabijamy się nawzajem. Uważam to za normę, nie za odstępstwo od niej, i nadal będę tak właśnie, jako marszałek Sejmu, postępował" – czytamy we wpisie marszałka Sejmu.



dorzeczy.pl/kraj/749436/rozmowy-holowni-z-pis-propozycja-dla-kosiniaka-kamysza.html


---------------


Kulisy spotkania u Bielana. Miała paść propozycja urzędu premiera dla Kosiniaka-Kamysza! "Nie mają nic do stracenia ryzykując rząd z PiS-em"


opublikowano: 6 godzin temu
aktualizacja: 6 godzin temu

autor: Fratria


W nocy 3 lipca w mieszkaniu Adama Bielana doszło do spotkania, w którym uczestniczyli prezes PiS Jarosław Kaczyński, marszałek Sejmu i lider Polski 2050 Szymon Hołownia, a także wicemarszałek Senatu Michał Kamiński (podczas rozmów miał reprezentować lidera PSL). Wedle informacji „Wprost” w czasie rozmów padła propozycja, by Władysław Kosiniak-Kamysz został premierem! Scenariusz odsunięcia PO od władzy miałby być realizowany po zaprzysiężeniu Karola Nawrockiego na prezydenta 6 sierpnia.

To nie pierwszy raz, gdy w przestrzeni medialnej pojawia się informacja o tym, że PiS zaoferował Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi objęcie funkcji premiera, byle tylko PSL rozstał się z Donaldem Tuskiem. Do tej pory nic z tego nie wychodziło. Czy tym razem będzie inaczej? Według jednego z rozmówców „Wprost” lidera PSL ” łączy psychologiczna więź z Donaldem Tuskiem”. Teraz jednak ma się przekonywać do opcji z byciem premierem.


Amerykanie naciskają, żeby Kosiniak objął tekę premiera. Boją się rządów z Konfederacją, bo nie chcą by w Polsce był gabinet zwalczający amerykańskie interesy, które w części są interesami żydowskimi. Trump boi się, że partie o zabarwieniu faszystowskim będą rządziły w tej części Europy

— podkreślił rozmówca „Wprost”.

Wedle doniesień wspomnianego tygodnika, scenariusz omawiany w mieszkaniu Bielana nie miał zakładać tylko rząd bez PO, ale również bez Konfederacji. A kiedy miałby być ewentualnie realizowany? Założenie jest taki, że po 6 sierpnia, czy po zaprzysiężeniu Karola Nawrockiego na prezydenta.

Dlaczego w ogóle Polska 2050 i PSL nagle rozważają porozumienie z PiS? Tutaj kluczowa ma być rekonstrukcja rządu, w ramach której Donald Tusk przymierza się do odebrania ministerstw partnerom z koalicji.

Przegrany Tusk proponuje koalicjantom, że zabierze im resorty. Nie mają nic do stracenia ryzykując rząd z PiS-em

— podkreślił rozmówca „Wprost”.


Bielan: Jestem przekonany, że źródłem informacji o spotkaniu jest SOP

Jak w ogóle informacja o wspomnianym spotkaniu przedostała się do mediów? Adam Bielan w rozmowie z Telewizją wPolsce24 wyraził przekonanie, że za przeciek odpowiedzialna jest Służba Ochrony Państwa.

Jestem przekonany, że źródłem tej informacji jest Służba Ochrony Państwa, formacja, które ma zapewniać bezpieczeństwo najważniejszym politykom w naszym kraju i oficerowie, którzy w SOP-ie z narażeniem zdrowia i życia pełnią swoją służbą i chciałbym im za to podziękować, natomiast najwyraźniej ich kierownictwo polityczne w ostatnich – mam nadzieję – miesiącach aktywności tego bardzo złego rządu i bardzo złego premiera zajmują się intrygami politycznymi. Po raz pierwszy
w historii ta informacja wypłynęła do dziennikarzy


— mówił Adam Bielan na antenie Telewizji wPolsce24.


wpolityce.pl/polityka/734235-kulisy-spotkania-u-bielana-kosiniak-kamysz-premierem




--------------------



Świetna robota patriotów z ROG! Informator z SG: "Granica jest tak szczelna z powodu patroli, że nic się nie przeciśnie. Przemytnicy się boją!"



opublikowano: 6 godzin temu


„Niemcy zamiast obrażać, powinni podziękować obrońcom granic. Odkąd pojawiły się patrole obywatelskiej na Pomorzu Zachodnim - zakończył się także przemyt nielegalnych migrantów, przez tak zwanych ‘wozaków’ z Białorusi przez Litwę - informują nieoficjalnie funkcjonariusze Straży Granicznej w Szczecinie” - poinformował dziennikarz Tomasz Duklanowski na X.


Działania Ruchu Obrony Granic pomogły uszczelnić granicę

Ruch Obrony Granic Roberta Bąkiewicza okazał się bardzo sprawną i skuteczną formacją. Patrioci, którzy patrolują granicę i nie pozwalają Niemcom przewozić do Polski nielegalnych imigrantów zyskali uznanie wśród Straży Granicznej. Według anonimowego informatora z SG działania ROG przyczyniły się do uszczelnienia granicy z Niemcami.

Niemcy zamiast obrażać, powinni podziękować obrońcom granic. Odkąd pojawiły się patrole obywatelskiej na Pomorzu Zachodnim - zakończył się także przemyt nielegalnych migrantów, przez tak zwanych „wozaków” z Białorusi przez Litwę - informują nieoficjalnie funkcjonariusze Straży Granicznej w Szczecinie. „Granica jest teraz tak szczelna z powodu patroli obywatelskich, że nic się nie przeciśnie i „wozacy” nie chcą ryzykować w obawie przed obrońcami granic” - powiedział mi jeden z funkcjonariuszy

— napisał dziennikarz na X.

skiej granicy na wschodzie.


/wpolityce.pl/polityka/734195-rog-uszczelnil-granice-z-niemcami-przemytnicy-sie-boja

---------------



Posłowie PiS wspierają obrońców granicy. Brudziński o abdykacji państwa Tuska: Nieudacznicy albo realizowana jest niemiecka agenda



opublikowano: 2 godziny temu


„W momencie, w którym państwo abdykuje, a państwo Tuska abdykowało, są dwa scenariusze, dwie odpowiedzi. Albo to są tacy nieudacznicy, że rzeczywiście nie radzą sobie z zarządzaniem sytuacją kryzysową, albo jest realizowana konkretna agenda, w tym wypadku agenda niemiecka, bo brak reakcji ze strony państwa polskiego i próba przerzucania odpowiedzialności na funkcjonariuszy Straży Granicznej, polskiej policji, polskiego wojska jest niczym innym jak demontażem państwa polskiego i realizowaniem agendy niemieckiej” - mówił europoseł PiS Joachim Brudziński podczas konferencji prasowej.

Politycy Prawa i Sprawiedliwości wzięli udział w konferencji prasowej na granicy polsko-niemieckiej w Lubieszynie. Głos zabrał lider Prawa i Sprawiedliwości w tym okręgu, europoseł Joachim Brudziński.
Poczucie zagrożenia

Podkreślił on, że dzisiaj mieszkańcy Pomorza Zachodniego, ale także całej Polski czują się zagrożeni w związku z niemieckimi pushbackami.

Dzisiaj opinię publiczną obiegła informacja, jak zareagował rząd Luksemburga na te same próby ubogacania Luksemburczyków przez Niemców tak zwanymi „ubogaczami kulturowymi”, różnego rodzaju „inżynierami”, „informatykami” ściąganymi najpierw nieodpowiedzialną polityką kanclerz Angeli Merkel, polityką „Herzlich Willkommen” z krajów północnej Afryki, z krajów afrykańskich rejonu grupy Sahel czy Bliskiego Wschodu. Najpierw mieliśmy do czynienia z polityką totalnie idiotyczną.

— mówił.

Pamiętamy wizerunek posła - dzisiaj europosła - Szczerby z tablicą trzymaną przez niego: „uchodźcy mile widziani”. Pamiętamy słowa dzisiejszego premiera Tuska w odniesieniu do sytuacji na granicy polsko-białoruskiej: „przecież to są biedni ludzie, którzy przyjeżdżają do nas w poszukiwaniu lepszego życia”. Pamiętamy pajacowanie wspomnianego Szczerby. Pamiętamy pajacowanie posłanek i posłów Platformy Obywatelskiej: pani Jachiry, pana Jońskiego, pana Sterczewskiego, pani Zielińskiej

— kontynuował były szef MSWiA.


Brutalna prawda

Joachim Brudziński podkreślił, że politycy Prawa i Sprawiedliwości znaleźli się w tym miejscu, ponieważ państwo Donalda Tuska abdykowało.

W momencie, w którym państwo abdykuje, a państwo Tuska abdykowało, są dwa scenariusze, dwie odpowiedzi. Albo to są tacy nieudacznicy, że rzeczywiście nie radzą sobie z zarządzaniem sytuacją kryzysową, albo jest realizowana konkretna agenda, w tym wypadku agenda niemiecka, bo brak reakcji ze strony państwa polskiego i próba przerzucania odpowiedzialności na funkcjonariuszy Straży Granicznej, polskiej policji, polskiego wojska jest niczym innym jak demontażem państwa polskiego i realizowaniem agendy niemieckiej

— wskazywał.

To, że Tusk bez zająknięcia podpisał się i wyraził zgodę na pakt migracyjny… To, że Niemcy dzisiaj zatykają się tymi „ubogacaczami” i próbują ten „gorący kartofel” przerzucać do państw sąsiednich… Dzisiaj dotyczy to Polski, Luksemburga, ale również Danii w jakimś sensie, Austrii również Holandii. Niemcy nie radzą sobie z tym problemem, który sami sobie zgotowali i dzisiaj próbują ten „gorący kartofel” przerzucać na ramiona obywateli Polski

— mówił.


Słowa uznania

Polityk wyraził ponadto uznanie wobec obywateli, którzy chronią polskiej granicy.

Jesteśmy tutaj, żeby w pas pokłonić się wszystkim obywatelom, którzy wzięli sprawę w swoje ręce, bo to, że Tusk nagle poczuł się zobowiązany do działań, jest niczym innym jak presją spowodowaną przez tych bohaterów, bo tak ich należy nazwać, którzy w ramach społecznego ruchu obywatelskiego wzięli w sprawy ręce

— zwrócił uwagę.

Zauważył, że posłowie Prawa i Sprawiedliwości praktycznie codziennie wspierają członków Ruchu Obrony Granic.


wpolityce.pl/polityka/734248-brudzinski-mocno-o-abdykacji-panstwa-tuska-nieudacznicy

---------------