Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

piątek, 3 stycznia 2025

Gdzie nas nie ma...



Polska należy do najbardziej bezpiecznych krajów na świecie - widać, nie doceniamy tego.

Nuda?





przedruk





 „w zasadzie wszędzie na świecie nie ma ludzi w pełni usatysfakcjonowanych ze swojego kraju”.






2 stycznia 2025

Większość Polaków deklaruje chęć opuszczenia kraju. Gdzie chcą się udać?




55 procent badanych Polaków chciałoby przenieść się do innego kraju, a najchętniej do Hiszpanii – wynika z badania przedstawionego przez ARC Rynek i Opinia. Jego autorzy zauważyli też, że Polacy, jeśli chodzi o zadowolenie ze swojego życia są najbliżsi Nigeryjczykom, Turkom i Bułgarom.

Jak wynika z międzynarodowego badania opinii publicznej zrealizowanego przez sieć IRIS, której przedstawicielem w Polsce jest ARC Rynek i Opinia. „w zasadzie wszędzie na świecie nie ma ludzi w pełni usatysfakcjonowanych ze swojego kraju”.

Autorzy badania wskazali, że Polacy i tak znaleźli się w grupie narodów w „znacznym stopniu usatysfakcjonowanych” swoim krajem – podobne opinie mają Amerykanie, Australijczycy czy Koreańczycy. „Ale i tam przewagę uzyskują narzekający. Najgorzej swój kraj postrzegają Bułgarzy, Rumunii i Grecy” – zaznaczono w badaniu, dodając, że słabo pod tym względem wypadają także Japończycy i Włosi.


Mieszkańców poszczególnych krajów spytano m.in. o to, czy chcieliby przenieść się do innego kraju, a jeżeli tak, to do jakiego. Badanie pokazało, że najwięcej Nigeryjczyków, Peruwiańczyków, a w Europie – Greków chciałoby opuścić swój kraj. Najmniej takich osób jest wśród Malezyjczyków, Japończyków czy Australijczyków.



W Polsce 55 proc. badanych (średnia dla wszystkich badanych krajów to 45 proc.) złożyło deklarację, że chciałoby przenieść się do innego kraju. 

Z odpowiedzi ankietowanych wynika, że dla wielu krajów europejskich, w tym dla Polski, takim krajem jest Hiszpania. Podobnie myślą Litwini, Rumuni, Włosi. Autorzy opracowania przypomnieli, że w przypadku Polaków kiedyś takim „wyśnionym Eldorado” były Stany Zjednoczone, obecnie są one dopiero po Hiszpanii, Włoszech i Niemczech. „Wielka Brytania, kiedyś bardzo atrakcyjna, spadła na ostatnią pozycję preferencji Polaków” – dodali.



Respondentów spytano także o to, w jakim stopniu ich własne życie jest w ich ocenie bliskie ideałowi. Z udzielonych odpowiedzi wynika, że

Polacy nie są zadowoleni ze swojego życia. 

„Jesteśmy tu bliżsi Nigeryjczykom, Turkom czy Bułgarom” – zauważyli autorzy badania. Podkreślili, że tylko w 4 z 17 krajów objętych badaniem więcej osób uważa, że ich życie jest bardzo bliskie lub bliskie ich aspiracjom.


„Podobnie wypadają Polacy, jeżeli chodzi o odpowiedź na pytanie, na ile ich życie jest bliskie lub dalekie od ideału. Jesteśmy tu w grupie raczej niezadowolonych, choć wyprzedzają nas pod tym względem Japończycy, Grecy czy Bułgarzy” – stwierdzili.

W ocenie autorów badania dotyczącego marzeń i aspiracji różnych nacji, przynosi ono „dosyć zaskakujące” wyniki. „Obok bogatych krajów – takich jak chociażby Kanada czy Austria okazuje się, że również mieszkańcy krajów biedniejszych – jak np. Meksyk, Peru mogą też być zadowoleni z życia, z realizacji swoich aspiracji” – zwrócili uwagę.


Ich zdaniem jednym z wyjaśnień tego paradoksu są różne poziomy oczekiwań i aspiracji – inne dla społeczeństw zamożnych, inne dla biedniejszych.

„Często mówi się o Polakach jako narodzie osób narzekających, ale wyniki badania pokazują, że są też bardziej od nas narzekający. A w szczególności narzekający na swój kraj. Bo bardziej narzekamy na własne życie, własny los niż na kraj” 

– skomentował wiceprezes ARC Rynek i Opinia Adam Czarnecki.



Wskazał, że Japonia, która kiedyś była krajem dla Polaków nieosiągalnym, można powiedzieć idealnym, do którego poziomu życia chcieliśmy w marzeniach dojść, „została przez nas na wielu wymiarach dogoniona, a nawet przegoniona”.

„Japończycy są bardziej niezadowoleni ze swojego kraju od Polaków i również częściej uważają, że ich życie jest dalekie od ideału. Ale najbardziej niezadowoleni są Bułgarzy i to zarówno z własnego kraju, jak i życia indywidualnego” – podkreślili Czarnecki.


Badanie zostało zrealizowane techniką CAWI w 18 krajach między styczniem a marcem 2024 r. na reprezentatywnych próbach ludności w wieku 18+. W każdym z krajów badanie było przeprowadzone na próbie o liczebności 500 respondentów, a w Polsce na próbie N=1000 respondentów.


ARC Rynek i Opinia od ponad 32 lat przeprowadza badania marketingowe oraz sondaże opinii publicznej. Przynależy do międzynarodowej sieci zrzeszającej niezależne agencje badawcze – IRIS – realizuje projekty badawcze w Europie i na świecie.







Większość Polaków deklaruje chęć opuszczenia kraju. Gdzie chcą się udać? - PCH24.pl


środa, 1 stycznia 2025

Zyski banków





Podczas gdy tuskeni wykańczają polską gospodarkę banki notują horrendalne zyski 



wzrost zysków o 46,2%  rok do roku





przedruk





Zysk netto sektora bankowego wyniósł mld zł 35,2 mld zł w okresie styczeń-październik 2024 r. i zwiększył się o 46,2 proc. r/r, poinformował Narodowy Bank Polski (NBP). Po wrześniu br. zysk netto sektora wynosił 31,07 mld zł.




W 10 miesięcy banki wypracowały ponad 35 mld zł zysku netto

Przychody odsetkowe w okresie 10 miesięcy br. wyniosły 142,83 mld zł (wzrost o 3,5 proc. r/r), zaś koszty odsetkowe – 55,35 mld zł (spadek o 8,2 proc. r/r).

Przychody z tytułu opłat i prowizji w tym okresie wzrosły o 3,5 proc. r/r do 21,81 mld zł, zaś koszty z tytułu opłat i prowizji spadły o 1,1 proc. r/r do 5,47 mld zł.

Koszty administracyjne w styczniu-październiku br. wzrosły o 11,7 proc. r/r do 41,79 mld zł.







Tak, 

na początku mówili, załóż sobie konto - jest darmowe i będziesz miał wygodę.

Używaj karty płatniczej, jest za darmo, a jaka wygoda!




Potem zrobili jak z piwem czy innymi rzeczami... metodą przyzwyczajania.

Z 10 lat temu we Władku zamówiłem raz sobie piwo w knajpie to myślałem, że mnie oszukali i że dostałem piwo rozcieńczone. Na drugi dzień kelnerka otworzyła butelkę przy mnie - i było to samo! Woda o smaku piwa!

No wiecie co!

Ostatni raz prawdziwe piwo chmielowe to ja piłem chyba w czasach studenckich.

Przez te wszystkie lata piwo piłem bardzo rzadko.. a potem tylko pszeniczne.. i nie wiedziałem, że tu takie rzeczy się dzieją... więc dla mnie różnica jest ogromna. A spożycie w ostatnich 30 latach cały czas wzrastało, jak ludzie mogą to pić i jeszcze płacić za to...





Teraz konto w banku to obowiązek,  podczas gdy oni obracają twoimi pieniędzmi i na tym zarabiają - na tym polega ten biznes - to teraz jeszcze masz im płacić za konto i kartę, o kredytach i umowach z procentami i haczykami nie wspomnę...

I jeszcze chcą nas gotówki pozbawić, wiadomo po co...



I kto na to wszystko pozwala, jak nie politycy??



Informację o tym zobaczyłem u kogoś na fb, był tam fragment nagrania tych z RFN.... wyśmiewali się oczywiście z tego, bo to jest ich zadanie - pokazywać ludziom, żeby nic z takimi rzeczami nie robić, tylko się śmiać....



Tak?

Tak jest?











stockwatch.pl/wiadomosci/w-10-miesiecy-banki-wypracowaly-ponad-35-mld-zl-zysku-netto,akcje,338446






wtorek, 31 grudnia 2024

Statystyki bloga - rok 2024

 


ostatni rok 2024




cały okres od 2010 r.






ilości postów na dzień 31 grudnia 2024 r.:

- opublikowane - 2071

- wersje robocze - 815

- zaplanowane - 0




razem: 2886








Wersje robocze zawierają też nieskończone teksty, ale głównie moje notatki dotyczące ubeków, spraw osobistych, opisów sytuacji, ciekawszych przedruków nie do publikacji, póki co.









poprzednio statystyki zamieściłem w poście z 21 października i 31 lipca 2024:


Prawym Okiem: Statystyki bloga - jesień 2024

Prawym Okiem: Stutthof cz. 4 (Autostrada czy wojna?)








poniedziałek, 30 grudnia 2024

Hołd dla "uciskanych Niemców"




przedruk






Odsłaniał tablicę neonazistów dla "uciskanych Niemców". Został asystentem senator z Platformy Obywatelskiej

Kilka dni temu asystentem senator Haliny Biedy z PO został Marek Tylikowski, przedstawiający się też jako Markus Tylikowski. To były członek ekstremistycznej niemieckiej organizacji, który obrażał powstańców śląskich, a w Bytomiu odsłaniał tablicę ufundowaną przez działaczy neonazistowskiej niemieckiej młodzieżówki. Tablica poświęcona była „pamięci niemieckich żołnierzy poległych podczas pierwszej i drugiej wojny światowej, bojownikom Selbstschutzu i Freikorpsów oraz zamordowanym i ciemiężonym Niemcom ze Wschodu".


Grzegorz Wierzchołowski | Niezalezna.PL



Senator PO Halina Bieda i Marek/Markus Tylikowski
Facebook - Facebook




To już oficjalnie! Z dumą informuję, że zostałem asystentem Halina Bieda - Senator RP. Pani Senator, serdecznie dziękuję za zaufanie i możliwość rozwoju u boku tak doświadczonej parlamentarzystki. To dla mnie ogromny zaszczyt i motywacja do dalszego działania na rzecz naszego kochanego Bytomia

- ogłosił Tylikowski na Facebooku. Potwierdzenie tego, że kontrowersyjny działacz będzie mógł poruszać się po polskim parlamencie jako współpracownik senator z PO, można znaleźć na oficjalnych stronach Senatu.

Parę miesięcy temu Tylikowski został też członkiem Rady Młodzieżowej przy zdominowanym przez KO/Nowoczesną/Zielonych Parlamentarnym Zespole ds. Młodzieży. Z ramienia KO zasiadają w nim m.in. Jerzy Wcisła (przewodniczący), Halina Bieda, Agnieszka Gorgoń-Komor, Marcin Józefaciuk, Ewa Monika Kaliszuk, Agnieszka Kołacz-Leszczyńska, Aleksandra Kot, Ewa Matecka, Gabriela Morawska-Stanecka, Janusz Pęcherz, Monika Rosa, Joanna Sekuła, Franciszek Sterczewski i Ryszard Świlski.
Ciemiężonym Niemcom

12 października 2023 r. - trzy dni przed wyborami parlamentarnymi - w Katowicach gościł Donald Tusk. Przygotowane z rozmachem spotkanie z wyborcami relacjonowane było "na żywo" przez telewizję TVN. Tuż za przemawiającym do tłumu Donaldem Tuskiem stał niepozorny młody człowiek w okularach, w koszuli z biało-czerwonym serduszkiem i polską flagą narodową w ręku. Był to właśnie Marek/Markus Tylikowski.



Ten sam człowiek w 2019 r. organizował jednak uroczystość, po której odcięli się od niego nawet działacze mniejszości niemieckiej. Chodziło o odsłonięcie w Bytomiu (na cmentarzu przy ul. Powstańców Śląskich) tablicy upamiętniającej żołnierzy niemieckich poległych w I i II wojnie światowej.

Na tablicy widniał napis: „Pamięci niemieckich żołnierzy poległych podczas pierwszej i drugiej wojny światowej, bojownikom Selbstschutzu i Freikorpsów oraz zamordowanym i ciemiężonym Niemcom ze Wschodu”. Wśród fundatorów był m.in. Stephan Protschka, poseł skrajnie prawicowej Alternatywy dla Niemiec (AfD) z Bawarii. W listopadzie 2017 r. okazało się, że Protschka, wraz z innymi posłami AfD, był członkiem grupy "Patrioci" na Facebooku. Oczerniano tam między innymi ofiary Holokaustu oraz gloryfikowano Adolfa Hitlera i Wehrmacht.

Tuż pod nazwiskiem Protschki na tablicy wyryto napis Junge Alternative, czyli Młoda Alternatywa, która znana jest jako radykalna młodzieżówka nacjonalistyczna. Znajdowała się tam jeszcze jedna nazwa - Junge Nationalisten (Młodzi Nacjonaliści).To młodzieżówka neonazistowskiej Narodowodemokratycznej Partii Niemiec.


Marek Tylikowski w 2019 r., podczas uroczystości odsłonięcia pronazistowskiej tablicyFacebook / Facebook




Czym były upamiętniane przez Tylikowskiego Selbstschutz? W 1921 r. oddziały te wzięły udział w walkach z polskim III Powstaniem Śląskim. Podczas inwazji na Polskę w 1939 r. wiele niemieckich bojówek prowadziło akcje sabotażowe kierowane przez emisariuszy wyszkolonych w nazistowskich Niemczech. Grupy te zostały oficjalnie połączone w jedną organizację, etnicznie niemiecki Volksdeutscher Selbstschutz (Siły Samoobrony), liczącą ponad 100 000 ludzi. Wzięli oni udział w walkach z Polakami jako V kolumna, ale także służyli jako siły pomocnicze Gestapo, SS i SD podczas wczesnych etapów okupacji Polski i pomagali nazistowskiej administracji w nowo utworzonych Okręgach Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie i Okręgach Rzeszy Kraj Warty. Służyli jako lokalni kontrolerzy, informatorzy i członkowie plutonów egzekucyjnych, szczególnie aktywnych w fali masowych mordów polskiej inteligencji podczas operacji Tannenberg i innych okrucieństw. Liczba zabójstw Polaków i Żydów przypisywanych członkom Volksdeutsche Selbstschutz szacowana jest na co najmniej 10 tys. mężczyzn, kobiet i dzieci.

Wybryk z tablicą nie był odosobnionym przypadkiem. W marcu 2019 r. Tylikowski pisał na Facebooku:
"Wczoraj rozpoczęła się trzyletnia błazenada związana z tzw. «powstaniami śląskimi». Członków Selbstschutzu (śląskich Niemców), którzy walczyli za pozostaniem swojej małej ojczyzny w granicach Niemiec, nazywa się mianem «wrogów Śląska», a zielonych ludzików (tzw. «powstanców») z Częstochowy, Krakowa, Warszawy i Lwowa mianem «uciemiężonego ludu śląskiego». Pamiętajmy o tym, że nie była to walka z «niemieckim okupantem», ponieważ Śląsk nie był nigdy pod zaborem pruskim, lecz był integralną częścią Niemiec".
Ekstremistyczne kontakty

W dotyczącym skandalicznej tablicy w Bytomiu komunikacie z 2019 r., sygnowanym przez Katrin Koschny, przewodniczącą Związku Młodzieży Mniejszości Niemieckiej w RP, można było przeczytać:
"Pomysł wzniesienia kamienia pamiątkowego przez pana Marka Tylikowskiego nigdy wcześniej nie został zasygnalizowany, omówiony ani w żaden sposób skonsultowany z zarządem Związku Młodzieży Mniejszości Niemieckiej w RP, dlatego też absolutnie nie był on znany Zarządowi Organizacji. Natomiast na użycie nazwy naszego Związku na kamieniu pamiątkowym nigdy nie było pozwolenia ze strony Zarządu. Zarząd i biuro ZMMN były całkowicie zaskoczone i z przerażeniem dowiedziały się z mediów społecznościowych o wzniesieniu takiego kamienia pamiątkowego. Zarząd ZMMN w żadnym momencie nie wiedział o prywatnym kontakcie pana Marka Tylikowskiego z politycznymi organizacjami i stowarzyszeniami tj.: Junge Alternative czy Junge Nationalisten oraz o jego prywatnej prośbie o wsparcie finansowe dla jego projektu".

W 2019 r. niemiecki "Tagesspiegel" opisywał kulisy akcji Tylikowskiego z pronazistowską tablicą: "Jak do tego prawdopodobnie doszło, można wyraźnie zobaczyć w aplikacji Telegram, na koncie «Młodzi Nacjonaliści». Ponad trzy tygodnie temu, 31 października, pojawił się tam raport o wizycie «w Beuthen [Bytom] na Górnym Śląsku». Na fotografii widać przewodniczącego NPD [neonazistowska Narodowodemokratyczna Partia Niemiec - przyp. "GP"] w Dreźnie, Maika Müllera, wręczającego czek na 200 euro. Obok Müllera i jego towarzysza stoi młody mężczyzna z ostrym przedziałkiem z boku w obcisłej koszuli. Na plakatach nad mężczyznami widnieje napis wielkimi literami: «Nie wstydzimy się tego, że jesteśmy Niemcami!»". Ów opisywany przez "Tagesspiegel" młody mężczyzna, który przyjmuje czek od niemieckiego neonazisty, to właśnie Tylikowski. Dodajmy, że Maik Müller znany jest z m.in. z antynatowskiej i proserbskiej działalności na terenie Bałkanów.

Marek Tylikowski z czekiem na tablicę. Obok niego niemiecki neonazista Maik Müller (pierwszy od prawej)Telegram / Telegram



W 2019 r. w magazynie "Patria" - oficjalnym piśmie radykalnej, skrajnie nacjonalistycznej organizacji młodzieżowej Junge Alternative (od 2023 r. klasyfikowanej jako organizacja ekstremistyczna przez Federalny Urząd Ochrony Konstytucji) - ukazał się wywiad z Tylikowskim. Do tego wydania dotarła "Gazeta Polska": Tylikowski przedstawiony jest tam jako "członek Junge Alternative z Bytomia".

Przed jesienią 2023 r. - a dokładniej zanim portal Niezalezna.pl prześwietlił jego przeszłość w związku z obecnością na spotkaniu z Tuskiem - Tylikowski był bardzo aktywny w mediach społecznościowych. Większość jego wpisów dotyczyło rzekomej dyskryminacji Niemców w Polsce, część jednak poświęcona była sprawom historycznym. W jednym z postów Tylikowski oceniał:

"W dniu 14 października 1919 r. utworzono prowincję Oberschlesien (Górny Śląsk), czyniąc ją najbardziej wysuniętą na południowy wschód prowincją nowo powstałej Republiki Weimarskiej, której narodowa flaga otrzymała barwy czarno-czerwono-złote. Wielkie podziękowania dla Petera Langera i Geschäft Balkan za zaprojektowanie bluz na tę ważną rocznicę! Nasza ojczyzna [Heimat] zawsze była wielokulturowa i trzeba o tym pamiętać szczególnie teraz, w obliczu dyskryminacji górnośląskich dzieci mniejszości niemieckiej przez polski rząd PiS".

Tylikowski upamiętniał też w internecie antyhitlerowskiego nazistę Clausa von Stauffenberga, który - przypomnijmy - tak pisał o mieszkańcach Polski:


"Miejscowa ludność to niewiarygodny motłoch, bardzo dużo Żydów i mieszańców. Naród, który aby się dobrze czuć, najwyraźniej potrzebuje batoga. Tysiące jeńców przyczynią się na pewno do rozwoju naszego rolnictwa. Niemcy mogą wyciągnąć z tego korzyści, bo oni są pilni, pracowici i niewymagający".





Odsłaniał tablicę neonazistów dla "uciskanych Niemców". Został asystentem senator z Platformy Obywatelskiej | Niezalezna.pl










Niemiecka metoda.





Obóz zagłady przypominał mi fabrykę, w której jedna osoba przykręca śruby, a druga montuje błotnik. Auto jest ich wspólnym produktem, tak jak ludzkie popioły były wspólnym >>produktem<< esesmanów.

– mówił prokurator. 

Wszyscy pracujący w obozie byli „trybikami w maszynerii służącej mordowaniu”




Tak właśnie działa Werwolf, tak się nęka ludzi - każdy tylko dotknie twojego ramienia, ale milion dotknięć wywołuje stały ból....

Tę metodę stosuje się na mnie, ale zaobserwowałem ją też ... gdzieś indziej.







przedruk






Skazano ok. 50 strażników obozów koncentracyjnych – z niemal 10 tysięcy




Niemiecki prokurator Thomas Walther, który przez wiele lat ścigał byłych nazistowskich zbrodniarzy, w wywiadzie dla dziennika „Tageszeitung” krytykuje wymiar sprawiedliwości w Niemczech i ocenia, że ze względu na wiek sprawców temat jest zakończony. 

Wyrok sądu okręgowego w Itzehoe z grudnia 2022 r., potwierdzony dwa lata później przez niemiecki Trybunał Federalny, skazujący byłą sekretarkę komendanta obozu koncentracyjnego Stutthof, Irmgard Furchner, na dwa lata więzienia w zawieszeniu, był zdaniem Walthera ostatnim orzeczeniem w sprawach dotyczących zbrodni III Rzeszy.



Śmierć, demencja i niedołężność położyły w 2024 r. kres ściganiu nazistowskich zbrodniarzy. „W sprawie (obecnie 99-letniej Furchner) niemiecki sąd po raz ostatni wydał wyrok w sprawie zbrodni nazistów” – powiedział Walther.


Przepracowanie zbrodni?

W minionych 15 latach 81-letni prokurator wdrożył wiele postępowań przeciwko osobom, które pełniły służbę w niemieckich obozach koncentracyjnych. Walther był wiodącą postacią zainicjowanego w 2009 r. okresu nazwanego przez historyków „późną fazą prawnego przepracowania zbrodni nazistowskich”.

Wydarzeniem, które rozpoczęło ten okres, był proces pochodzącego z Ukrainy Iwana Demianiuka, strażnika niemieckiego obozu zagłady w Sobiborze. Demianiuk zastał uznany za winnego współudziału w zamordowaniu ponad 28 tys. osób. Sąd w Monachium skazał go na pięć lat więzienia. Demianiuk zmarł przed uprawomocnieniem się wyroku, jednak treść orzeczenia stanowiła punkt zwrotny w ściganiu zbrodniarzy.


Udowodnić „bezpośredni udział"

Do tego czasu w Niemczech obowiązywał wyrok Trybunału Federalnego z 1969 r. stanowiący, że sama służba w obozie nie wystarcza do skazania za współudział w morderstwie, lecz konieczne są dowody na „bezpośredni udział”. Udowodnienie bezpośredniego udziału było bardzo trudne. Większość potencjalnych świadków nie żyła, a nieliczni żyjący byli więźniowie nie byli w stanie po latach zidentyfikować jednolicie umundurowanych esesmanów.

W rezultacie z prawie 10 tys. strażników w obozach koncentracyjnych i zagłady do 2000 r. skazano zaledwie 48 osób. Walther należał do prokuratorów, którzy postanowili zmienić spojrzenie na istotę i sposób funkcjonowania obozów.


Obóz zagłady przypominał mi fabrykę, w której jedna osoba przykręca śruby, a druga montuje błotnik. Auto jest ich wspólnym produktem, tak jak ludzkie popioły były wspólnym >>produktem<< esesmanów.

– mówił prokurator. 

Wszyscy pracujący w obozie byli „trybikami w maszynerii służącej mordowaniu” – podkreślił.



Wyrok skazujący Demianiuka był ocenił jako punkt zwrotny. Walther, wówczas prokurator w Centralnym Urzędzie Ścigania Zbrodni Nazistowskich w Ludwigsburgu, zidentyfikował 50 osób związanych z Auschwitz w latach 1940-1945. Część z nich przebywała za granicą, inni z powodu złego stanu zdrowia byli niezdolni do stanięcia przed sądem. Do właściwych prokuratur w Niemczech skierowano w końcu 30 spraw. Większość z nich została umorzona z powodu śmierci lub choroby podejrzanych.

Kary pozbawienia wolności otrzymali jedynie Reinhold Hanning – skazany w 2016 r. na pięć lat pozbawienia wolności za współudział w zamordowaniu co najmniej 170 tys. osób – oraz rok wcześniej Oskar Groening, skazany na cztery lata więzienia za służbę na rampie w Auschwitz i zarządzanie mieniem zamordowanych. 

Postępowania dotyczyły także personelu z obozów Stutthof i Sachsenhausen. Po procesie Demianiuka wyroki skazujące otrzymało pięć osób.


„Oskarżeni najczęściej wypierają swoje czyny ze świadomości” – powiedział Walther. Jak dodał, twierdzą oni, że nie mogą sobie przypomnieć, czy byli w Auschwitz, wymyślają przeróżne historie.

Walther krytycznie ocenił postępowanie niemieckiego wymiaru sprawiedliwości ze zbrodniami z czasów wojny.

W maju 2024 r. niepowodzeniem zakończyło się postępowanie prowadzone przeciwko byłemu strażnikowi z KL Sachsenhausen. Rzeczoznawca stwierdził, że 100-letni oskarżony jest niezdolny do udziału w procesie. W związku z tym Sąd Krajowy w Hanau odmówił rozpoczęcia rozprawy.







Skazano ok. 50 strażników obozów koncentracyjnych – z niemal 10 tysięcy | Niezalezna.pl





Zagrożone wybory prezydenckie w Polsce.






W zeszłym miesiącu w Rumunii doszło do zamachu stanu - tam właśnie odwołano II turę wyborów prezydenckich, bo I turę wygrał "nieodpowiedni" kandydat.


Ledwo tydzień temu 22 grudnia pisałem:


 
Zamach stanu w Rumunii

Patrzcie co tam się dzieje, bo za chwilę...







przedruk




Zagrożone wybory prezydenckie w Polsce. Startuje wielki Ruch Ochrony Wyborów


"Niezwykle ważnym jest, aby przypilnować wyborów prezydenckich. One muszą być przypilnowane przy urnach. W związku z tym, jako sztab Karola Nawrockiego, obywatelskiego kandydata na prezydenta, ruszamy z budową wielkiego Ruchu Ochrony Wyborów" - poinformował dziś podczas konferencji prasowej szef sztabu wyborczego obywatelskiego kandydata na prezydenta RP - Karola Nawrockiego, Paweł Szefernaker. Na czele ruchu stanie Przemysław Czarnek.


Ruch ochrony wyborów

Dziś chwilę po godz. 12:00 odbyła się konferencja prasowa sztabu wyborczego Karola Nawrockiego. Szef sztabu, Paweł Szefernaker, wymienił bezprawne działania koalicji 13 grudnia. Zwrócił szczególna uwagę także na zagrożoną przyszłość wyborów prezydenckich, o czym coraz głośniej mówią politycy i środowisko ekipy Donalda Tuska.

Dziś mamy najgorszy rząd w historii. Rząd, który w sondażach dołuje. Dziś pojawiła się informacja, że blisko 60 proc. Polaków negatywnie ocenia działania premiera. I rząd, który nie podejmuje decyzji takich, na jakie Polacy czekają. Rząd, który podjął działania nielegalne, związane z przejęciem prokuratury, związane z nielegalnym przejęciem mediów publicznych. Rząd, który będzie chciał zrobić wszystko, aby rządzić jak najdłużej, pomimo tego, że jest negatywnie oceniany przez Polaków.

– mówił na początku Szefernaker.

I kontynuował: "w związku z tym, niezwykle ważnym jest, aby przypilnować wyborów prezydenckich. One muszą być przypilnowane przy urnach. W związku z tym, jako sztab Karola Nawrockiego, obywatelskiego kandydata na prezydenta, ruszamy z budową wielkiego Ruchu Ochrony Wyborów. Wiele przesłanek, które pojawiają się w przestrzeni medialnej - choćby wypowiedź sprzed 2 dni prof. Zolla, który powiedział: "możemy mieć sytuację, że osoba wybrana nie będzie mogła objąć urzędu".




---------





Jeśli prezydent nie podpisze ustawy, która reguluje sytuację wokół Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego to grozi mu Trybunał Stanu - oznajmił były prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Andrzej Zoll. 


Na jego wypowiedź zareagował były wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński. 

Polityk wskazał, że choć słowa konstytucjonalisty są nieprawdziwe, to nie oznacza, że nie przydadzą się obecnie rządzącym.


Politycy obecnie rządzący postanowili nie uznawać Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. Twierdzą, że nie ma tam sędziów. Nie przeszkadzało im jednak, gdy to ta właśnie izba zatwierdziła wyniki wyborów, w wyniku których zostali posłami czy senatorami. Ta sama Izba ma zadecydować o ważności wyborów prezydenckich w 2025 roku. 

Na temat sytuacji wokół Izby wypowiedział się w sobotę na antenie TVN 24 były prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Andrzej Zoll. jego zdaniem wynika ona z "nadużywania czy łamania konstytucji przez poprzednią władzę". Jego zdaniem do czasu wyborów musi zostać przyjęta nowa ustawa.

Stwierdził, że jeśli prezydent Andrzej Duda się na to nie zgodzi, może ponieść odpowiedzialność karną.


"Stanowisko prezydenta, który by nie podpisał ustawy doprowadzającej do zgodności ustawy z konstytucją to jest nie tylko łamanie przez prezydenta konstytucji, ale to jest sytuacja, która kwalifikuje się do odpowiedzialności prezydenta przed Trybunałem Stanu albo w ogóle przed sądem na podstawie przepisów Kodeksu karnego"

– oznajmił.



Jego słowa skomentował były wiceszef MSZ Paweł Jabłoński. Polityk wskazał na oczywistą sprzeczność w wypowiedzi byłego szefa TK.


"Prof. Zoll stwierdził w TVN24, że odmowa podpisania ustaw PO przez prezydenta to łamanie konstytucji – za które grozi sąd karny. A. Zoll oczywiście mówi nieprawdę: Prezydent ma KONSTYTUCYJNE prawo veta"

– podkreślił.



Oznajmił jednak, że "Tusk i Bodnar pewnie spróbują to wykorzystać".




--------------------





Możemy mieć sytuację, że osoba wybrana nie będzie mogła objąć urzędu – powiedział prof. Andrzej Zoll o wyborach prezydenckich.





Prof. Zoll przekonywał w sobotę na antenie TVN24, że "stoimy przed bardzo poważnym kryzysem konstytucyjnym".

Były prezes Trybunału Konstytucyjnego, były rzecznik praw obywatelskich i były przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej odniósł się w ten sposób do zamieszania wokół Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego, która będzie orzekać o ważności wyborów prezydenckich.

Według niego do tego czasu musi zostać przyjęta nowa ustawa w tej sprawie. Dodał, że jeżeli prezydent Andrzej Duda by jej nie podpisał, to w przyszłości mógłby stanąć przed Trybunałem Stanu.


Prof. Zoll: Tu będzie problem w maju

– Musi być uznanie, że przepis, który daje tę kompetencję (orzekania o ważności wyborów – red.) Izbie Kontroli Nadzwyczajnej, musi zostać zmieniony. Ale to trzeba zrobić ustawą. Tu będzie problem w maju, dlatego że możemy mieć sytuację, że osoba wybrana nie będzie mogła objąć urzędu – podkreślił Zoll.

– Stanowisko prezydenta, który by nie podpisał ustawy doprowadzającej do zgodności ustawy z konstytucją to jest nie tylko łamanie przez prezydenta konstytucji, ale to jest sytuacja, która się kwalifikuje do odpowiedzialności prezydenta przed Trybunałem Stanu albo w ogóle przed sądem na podstawie przepisów Kodeksu karnego – stwierdził.

Dodał, że "prezydent musi wykonywać swoje obowiązki, a na razie sabotuje wykonywanie obowiązków prezydenckich".


Wybory prezydenckie 2025. Kto po Andrzeju Dudzie?

Przypomnijmy, że wybory prezydenckie odbędą się w maju przyszłego roku. Ich dokładny termin marszałek Sejmu Szymon Hołownia ma ogłosić 8 stycznia.

Dotychczas start w wyborach zadeklarowali: Karol Nawrocki (popierany przez PiS), Rafał Trzaskowski (KO), Sławomir Mentzen (Konfederacja), Szymon Hołownia (Trzecia Droga), Marek Jakubiak (Wolni Republikanie), Magdalena Biejat (Nowa Lewica), Piotr Szumlewicz (związkowiec i publicysta), Romuald Starosielec (Ruch Naprawy Polski) oraz Marek Woch (Ogólnopolska Federacja "Bezpartyjni i Samorządowcy").





niedziela, 29 grudnia 2024

432 Hz






przedruk




432 Hz. Strojenie żartów?



Dyskusje dotyczące strojenia instrumentów zapełniły wiele stron traktatów muzycznych. Różnorodne propozycje wywoływały ożywione reakcje zarówno praktyków, jak i teoretyków. O tym, że debaty o strojach wcale nie wyszły z mody, najlepiej świadczy pewna osobliwa teoria, która ostatnimi czasy zatacza coraz szersze kręgi


Marcin Kostecki





Marin Mersenne, francuski mnich minimita, matematyk i teoretyk muzyki, odnotował w Traité de l’harmonie universelle z 1627 roku, że historia muzyki przez długi czas usiana była bajkami, które nader często powielano bez weryfikacji. Mit o Pitagorasie, wyznaczającym interwały na podstawie młotów uderzających w kowadła, teoretycy przepisywali przez tysiąclecia, zanim wykazano, że zależności dla ciężarów i dla długości strun są różne. Od braku należytej ostrożności wolni nie byli nawet najbardziej wpływowi teoretycy, jak Boecjusz czy Gioseffo Zarlino.

Wydawałoby się, że w dzisiejszych czasach wymyślenie alternatywnej historii muzyki oraz jej rozpowszechnienie byłoby niemożliwe. Jest jednak co najmniej jedna teoria, która stosunkowo niedawno przedostała się do kultury masowej i zyskała pokaźne grono wyznawców. Zapewnia mnóstwo odtworzeń w serwisach streamingowych oraz sprzedaż instrumentów dostosowanych do jej założeń. Głosi, że dźwięk a razkreślne, zamiast najczęściej stosowanej częstotliwości 440 Hz, powinien równać się 432 Hz.

Zwolennicy a1=432 Hz uważają, że była to niegdyś powszechnie obowiązująca wysokość strojenia. Mieli korzystać z niej sam Pitagoras oraz starożytni muzycy, a także słynni kompozytorzy, choćby Bach i Mozart. Jej wyznawcy mówią o niej jako o częstotliwości natury i człowieka, przypisują jej ponadto właściwości uzdrawiające oraz otwierające na nieznane wymiary duchowości. Standard a1=440 Hz miał zaś zostać wprowadzony przez nazistów w 1939 roku, aby zniszczyć panującą wcześniej harmonię i wraz z podwyższaniem się stroju, doprowadzić do eskalacji agresji.

Teoria ośmiu herców różnicy poskutkowała powstaniem nietuzinkowego internetowego zjawiska: wiele osób przestraja w programach dźwiękowych swoją ulubioną muzykę do a1=432 Hz, aby nie podlegać wpływom rzekomo narzuconego porządku.

Powstały również specjalne aplikacje do zmiany stroju oraz serwisy internetowe, które prezentują odpowiednio zmodyfikowane utwory. W milionach należy liczyć wyświetlenia nagrań w stroju a1=432 Hz, podobno sprzyjających medytacji, wspomagających naukę, a nawet naprawiających DNA.





Istotny wkład w stworzenie legendy o wspaniałym działaniu częstotliwości 432 Hz miał amerykański działacz Lyndon LaRouche. Jako ośmiokrotny kandydat na prezydenta Stanów Zjednoczonych zasłynął z głoszenia teorii spiskowych oraz z nieuczciwości (za co pięć lat przebywał w więzieniu). W 1988 roku Instytut Schillera, założony przez jego żonę Helgę Zepp-LaRouche, rozpoczął we Włoszech kampanię na rzecz obniżenia przyjętego standardu strojenia a1=440 Hz do a1=432 Hz. Na specjalnie zorganizowanej konferencji w Mediolanie argumentowano, że okaże się to korzystne dla wokalistów.

Złożono petycję w sprawie zmiany włoskiego prawa, aby strój a1=432 Hz wprowadzono we wszystkich instytucjach muzycznych i teatrach operowych. Według planu miał się stać następnie strojem uniwersalnym. Petycję podpisali Dietrich Fischer-Dieskau, Frans Brüggen i Birgit Nilsson, a pomysł wkrótce zyskał również aprobatę Luciana Pavarottiego, Plácida Dominga i innych sław. Ostatecznie propozycja nie została wdrożona w życie.

Powiązany z grupą LaRouche’a Laurent Rosenfeld opublikował w 1988 artykuł, w którym zasygnalizował istnienie zmowy wiążącej nazistów (w szczególności Josepha Goebbelsa) z wprowadzeniem stroju a1=440 Hz. Dla dalszego ciągu ruchu a1=432 Hz był to moment kluczowy: odtąd kolejne strzępki teorii spiskowej zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu. Nieskrępowane działanie wyobraźni poskutkowało tezami, którym warto przyjrzeć się z bliska. Wcześniej wypada choćby skrótowo prześledzić rzeczywistą historię wysokości strojenia.

Można ją odtworzyć, badając dawne kamertony oraz instrumenty. Takie podejście wymaga sporej cierpliwości, której na szczęście nie brakowało dwóm badaczom, gromadzącym zbiory przez wiele lat. Alexander John Ellis, angielski matematyk, filolog i fonetyk, w 1880 roku opublikował obszerne dzieło, w którym podsumował pomiary częstotliwości kilkuset kamertonów i piszczałek organowych. Znacząco temat pogłębił oboista i muzykolog Bruce Haynes, który w książce History of Performing Pitch: The Story of „A” (Scarecrow Press, Lanham–Oxford 2002) przedstawił rezultaty swojej 20-letniej pracy nad katalogowaniem wysokości stroju.
Przez wiele wieków standaryzacja nie troskała muzyków. Wysokość stroju dostosowywano do możliwości głosów i instrumentów.

Doprowadziło to do tego, że w różnych europejskich miastach strojono w odmienny sposób. W XVIII wieku można było zetknąć się z różnicami w zakresie a1=385–485 Hz. Z biegiem czasu, gdy coraz częstsze stały się muzyczne podróże oraz międzynarodowy handel instrumentami, rozbieżności okazały się uciążliwe, zatem podjęto refleksję nad jednolitym standardem.

Zadanie nie należało do najłatwiejszych – tym bardziej że brzmienie instrumentów grających wyżej odbierano jako bardziej wyraziste, co doprowadziło do rywalizacji orkiestr i galopującej inflacji stroju. Głos ludzki ma jednak swoje ograniczenia i nie może bez ustanku podążać za coraz wyższym akompaniamentem. Aby położyć kres temu procesowi, postanowiono dokonać standaryzacji. Doszło do tego we Francji w 1859 roku, kiedy wprowadzono tak zwany diapazon normalny, a1=435 Hz. 

Tę częstotliwość wkrótce przyjęło wiele innych krajów kontynentalnej Europy (Anglicy stroili jednak po swojemu). W 1917 roku American Federation of Musicians przyjęła standard a1=440 Hz, a podobnego wyboru dokonano w 1939 roku w wielu europejskich krajach (tym razem – poza Francją). W 1953 roku Międzynarodowa Organizacja Normalizacyjna (ISO) zatwierdziła częstotliwość a1=440 Hz, potwierdzając ją 22 lata później. Dawne skłonności do podbijania stroju nie wygasły, więc w salach koncertowych świata dziś często słyszy się stroje wyższe o kilka herców od wspomnianej normy.

Jak się okazuje, prawda nie przeszkadza zanadto nieprzejednanym krzewicielom a1=432 Hz. Niezliczone strony internetowe promujące tę częstotliwość potężnym chórem unisono wyśpiewują te same twierdzenia. Można zestawić je w kilka grup: historyczne, teoretycznomuzyczne, przyrodnicze, medyczne, matematyczne oraz metafizyczne.
Fundamentalna teza zwolenników stroju a1=432 Hz głosi, że miał on niegdyś powszechnie obowiązywać. Jednak jak dowodzą choćby prace Ellisa i Haynesa, taki sąd nie znajduje żadnego potwierdzenia w źródłach.

Jedyną wysokością, która przed a1=440 Hz zyskała międzynarodową popularność, był diapazon normalny, czyli a1=435 Hz. Podobnie między bajki należy włożyć tezę, że za przyjęcie stroju a1=440 Hz odpowiedzialność ponoszą naziści. Takiego kroku dokonano już w 1917 roku w Stanach Zjednoczonych. Mówienie o powrocie do dawnego strojenia jest zatem bezpodstawne.

Podbudowaniu wiarygodności stroju a1=432 Hz ma służyć często przytaczana teza, że posługiwał się nim sam Pitagoras. Teoria muzyczna greckiego filozofa dotyczyła jednak wyznaczania względnych interwałów między dźwiękami, a nie bezwZględnych wysokości dźwięków. Co więcej, Pitagoras nie pozostawił po sobie żadnych autentycznych pism. Nawet gdyby takie się zachowały, nie mogłyby dotyczyć konkretnych częstotliwości, gdyż nie istniały wówczas żadne metody ich pomiaru. Z tego samego powodu odrzucić trzeba inne przekonanie – że precyzyjnie do a1=432 Hz dostrojone były starożytne instrumenty.

Na rzecz tej częstotliwości mają przemawiać też argumenty odwołujące się do teorii muzyki. Niekiedy szlachetności tego stroju przydaje się przez nadawanie mu miana pitagorejskiego bądź naturalnego. Jednakże oba określenia są tu błędne, gdyż rodzaj stroju jest niezależny od jego wysokości. Nic nie stoi na przeszkodzie, by stworzyć strój pitagorejski lub naturalny dla dowolnej innej częstotliwości dźwięku a1.

Zwolennicy częstotliwości 432 Hz dowodzą, że występuje ona powszechnie w przyrodzie. Przypisuje się ją śpiewowi ptaków, szumowi strumyka czy brzęczeniu owadów. Gdyby to była prawda, jedynym dźwiękiem słyszalnym podczas spaceru w lesie byłby nieustający ton prosty. Tymczasem najzwyklejsze doświadczenie słuchowe mnogości dźwięków przeczy tej niezbyt przemyślanej tezie. Co więcej, nie ma racjonalnych podstaw, aby uznać jedne częstotliwości za bardziej naturalne od innych.

Spora część argumentacji sprawia pozory dowodu matematycznego, a w rzeczywistości sprowadza się do numerologicznych sztuczek oraz pokładania nadmiernego zaufania w pozbawione znaczenia zależności liczbowe. Zapomina się, że system dziesiętny jest konwencją, do której nie powinno się przywiązywać nadmiernej wagi. W systemie szóstkowym 432 zapiszemy jako 2000, w ósemkowym jako 660, a w dwunastkowym jako 300. Również sam podział minuty na 60 jednostek jest arbitralny, więc trzymanie się liczb jako zbawiennej poręczy nie przyniesie oczekiwanych rezultatów.

Dowody przez machanie rękoma to jednak nie koniec, gdyż częstotliwości 432 Hz przypisuje się często nadzwyczajne właściwości prozdrowotne. Katalog korzyści może budzić zdumienie: od uwalniania toksyn z organizmu, przez regenerację całego ciała, aż po naprawę DNA. Z drugiej strony, częstotliwość 440 Hz posądza się o właściwości destrukcyjne. Jak dotychczas nie przedstawiono żadnych wyników badań naukowych, które dowodziłyby tak niezwykłych efektów. Nikt nie przeczy, że słuchanie muzyki może wpływać na obniżenie poziomu stresu czy poprawienie nastroju, ale uzyskanie takich rezultatów nie powinno zależeć od częstotliwości strojenia dobranej z dokładnością do jednego herca.


Najbardziej spektakularne twierdzenia dotyczące 432 Hz należałoby jednak zaliczyć do dziedziny metafizyki.

Według licznych internetowych przekazów zastosowanie takiego stroju umożliwia dostęp do ukrytych stanów świadomości, podniesienie wibracyjnych energii i połączenie jaźni z naturalnym rezonansem Wszechświata. Nie wiadomo, jak miałoby się to objawiać. Pewne jest, że częstotliwość 432 Hz uruchamia nieskończone pokłady ludzkiej wyobraźni. Można się więc spodziewać, że kiedyś powstaną nowe, jeszcze wymyślniejsze teorie. Kapelusz, z którego są wyciągane, wydaje się pozbawiony dna.

W grudniu 2023 roku w czasopiśmie „Nature” opublikowano pracę dotyczącą dezinformacji w internecie. Badano, w jaki sposób próby weryfikacji treści za pomocą wyszukiwań internetowych mogą wpłynąć na ocenę wiarygodności sprawdzanych tekstów. Ku zaskoczeniu okazało się, że poszukiwanie prawdy, zamiast zbliżać do niej, może zwieść na manowce. Dzieje się tak, ponieważ strony o niskiej wartości merytorycznej, zawierające powtarzające się hasła, zajmują wysokie miejsca w wynikach wyszukiwania, a szansa utwierdzenia się w błędnych przekonaniach zwiększa się w miarę przeglądania rekomendowanych treści. Tak użytkownicy wpadają w błędny krąg manipulacji. Podobnie dzieje się w przypadku wyszukiwania hasła „432 Hz”: większość wysoko publikowanych wyników to dezinformacja czystej wody.

Wypada zaznaczyć, że nie każda osoba biernie lub czynnie posługująca się strojem a1=432 Hz podpisuje się pod wszystkimi stwierdzeniami jego najbardziej zuchwałych orędowników. Dla wielu to kwestia upodobań. Gdyby promocja tego stroju ograniczała się do preferencji estetycznych, temat nie byłby wart szerszego traktowania. Lubi się przecież także rosół z makaronem, lubi się komplementy i kolor niebieski. Do wyborów kulinarnych, towarzyskich i kolorystycznych nie dołącza się jednak twierdzeń stojących w jawnej sprzeczności z prawdą i mających szkodliwe konsekwencje – a tak dzieje się w przypadku twierdzeń na temat 432 Hz.

Oczywiście może się zdarzyć, że takie tezy powiela się nieświadomie czy przy braku pełnej informacji. Problem polega na tym, że gdy osoby kształtujące opinie wypowiadają się przychylnie o stroju a1=432 Hz nawet w umiarkowany sposób, bardzo łatwo taki komunikat przechwycić i opakować w fałszywe komentarze. W ten sposób można nieintencjonalnie przyczynić się do promocji haseł, z którymi przy pełnej wiedzy nie chciałoby się mieć do czynienia.

Promocja częstotliwości 432 Hz wyrządza szkody edukacji muzycznej. Z oczywistych względów przejaskrawione tezy zyskują większą uwagę niż stonowana rzeczywistość, przez co są częściej powielane. To sprawia, że media społecznościowe zalewają fałszywe informacje dotyczące muzyki, którym nieświadomie zawierzyć może wielu odbiorców. Wybujałe fantazje zaczynają uchodzić za wiedzę muzyczną. Niestety, zdarza się nawet, że nieprawdziwe wiadomości trafiają do materiałów pedagogicznych.

Zepsuty metronom będzie nieustannie podawał fałszywy puls. W analogiczny sposób źródła, które powielają fantasmagorie dotyczące 432 Hz, produkują nieskończone liczby równie wątpliwych doniesień. Po nitce do kłębka można trafić do portali ezoterycznych, wiążących różne systemy wierzeń niezwykle swobodnie, podchodzących do prawdy z dużym dystansem, bacznie omijających wyniki badań naukowych oraz promujących uzdrawianie niekonwencjonalnymi metodami. Oczywiście nie za darmo.

Słuchanie muzyki w innym stroju prawdopodobnie nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Z a1=432 Hz wiążą się jednak treści wprowadzające w błąd i narażające na straty finansowe. Łatwo znaleźć sklepy internetowe, których podstawą działania jest sprzedaż produktów, których promocja bazuje na zasianej uprzednio dezinformacji dotyczącej muzyki. Sprzedawane są odpowiednio strojone instrumenty, którym przypisuje się niesłychane właściwości. Znamienne, że odjęcie ośmiu herców od stroju wiąże się z dodaniem kilkuset (lub nawet kilku tysięcy) złotych do ceny. Można przypuszczać, że niemałe zyski generują też wyświetlenia odpowiednio przygotowanych materiałów czy sprzedaż aplikacji zmieniających strój.
Największym zagrożeniem są jednak strony internetowe promujące pseudomedyczne sposoby leczenia najcięższych chorób z wykorzystaniem instrumentów zgodnie z rozpowszechnianymi konfabulacjami na temat muzyki.

Doszło do tego, że bez zażenowania rozgłasza się pogląd, iż można przeciwdziałać nowotworom za pomocą kamertonów dostosowanych do stroju a1=432 Hz, czy wspomina o skuteczności podobnych metod w leczeniu zespołu Downa u dzieci. To jednoznaczny znak, że sprawy zaszły zdecydowanie za daleko.

W przedmowie do drugiej księgi Traité... Mersenne napisał: „Proszę więc o jedną rzecz muzyków i wszystkich uczonych, której szczerze nie mogą mi odmówić: mianowicie, aby nie wierzyli w żadną z tych historii, które starożytni podają o działaniu muzyki, jak została wynaleziona etc., której wpierw nie poddali doświadczeniu bądź nie zostali przekonani dowodem. Dziwna to bowiem rzecz, że tak łatwo przyjmujemy błędne opinie naszych przodków, mimo że nie mieli oni żadnej mocy, a najczęściej także żadnej woli, by zobowiązać nas do podążania za tym, co mówili”.

Po niemal 400 latach ta prośba nic nie straciła na sile i aktualności. Im bardziej zdumiewające twierdzenia wysuwa się na temat muzyki, tym większy materiał dowodowy należałoby zgromadzić. Warto zatem ostrożnie przypatrywać się muzycznym rewelacjom, aby legendy dotyczące 432 Hz i innych cudownych częstotliwości nie pozostały z nami na kolejne tysiąclecia.







ruchmuzyczny.pl/article/4249




Babbo Natale (Św. Mikołaj)





przedruki
tłumaczenie automatyczne



6 grudnia 2015

Babbo Natale, czyli jak to jest z tym Mikołajem?



6 grudnia to dzień, w którym dzieci na całym świecie obdarowywane są prezentami od Świętego Mikołaja. Prawda? Otóż włoskie dzieci spotykają tegoż Świętego dopiero 6 stycznia. I to również nie jest reguła bez wyjątku, bo jak wiadomo Włochy i Włosi to kraj różnorodności kulturowej i zwyczajowej.



W Lecco ( Lombardia) 6 grudnia dzieci pod poduszką znajdują jabłka i słodycze. Również w Trieście ( Friuli – Wenecja Juliska ), gdzie silne były wpływy austrowęgierskie, Mikołaj obdarowuje grzeczne dzieci słodyczami a łobuzów… słodkim węglem.

Wszystkie te zwyczaje związane są z postacią Świętego Mikołaja z Miry (dzisiejsza Turcja). Biskup ten zasłynął szczodrością wobec biednych. Szczególnie znana jest historia TRZECH CÓREK. Otóż młody Mikołaj , jeszcze nie biskup, miał bogatego i niezwykle skąpego sąsiada, który w sposób szczególny drwił z pobożności Mikołaja. Jako, że los bywa przewrotny, ów człowiek straciła cały majątek i popadł w skrajną biedę. Gdy nie miał już niczego, aby utrzymać się przy życiu postanowił sprzedać swoje trzy córki do domu publicznego. Bez stosownego posagu nie miały żadnych szans na zamążpójście.


Mikołaj, przejęty przyszłością dziewcząt postanowił zmienić ich los i pod osłoną kolejnych nocy zakradał się pod sąsiedzkie okno, aby podrzucać złote kule, które miały zapewnić posag młodym pannom. Zadziwiony sąsiad zaczaił się ostatniej nocy, aby wytropić darczyńcę. Jakież było jego zdziwienie, gdy okazał się nim wyszydzany przez lata Mikołaj. Zawstydzony ojciec podziękował młodzieńcowi i postanowił zmienić swoje życie.

Po dziś dzień Mikołaj odwiedza nasze domy nocą, gdy wszyscy już śpią.

Największe sanktuarium poświęcone Świętemu Mikołajowi znajduje się we włoskim Bari ( Apulia). Tutaj Świętego wspomina się 7-9 maja, kiedy to wzdłuż morskiego wybrzeża płynie odświętny korowód statków, tratw i stateczków z ogromną podobizną biskupa. Także w niewielkiej Specchi w maju odbywa się Festa di San Nicola. W sobotę wieczorem odprawiana jest uroczysta msza święta, po której ulicami miasta przechodzi uroczysta procesja. Wieczorem rozpoczyna się wielki festiwal z koncertami, ulicznymi spektaklami i zabawa do białego rana. Niedzielny poranek to pchli targ a całość obchodów kończy pokaz sztucznych ogni. W Specchi Mikołaj czczony jest nie tylko za dobroć, ale przede wszystkim za szacunek do kobiet.

Dzisiejszy Babbo Natale ma niewiele wspólnego z opisywanym Świętym. To raczej rubaszny, przerośnięty krasnal wyjęty z reklamy Coca-Coli. Niezmiennie jednak spotkanie z nim wywołuje uśmiech na buziach dzieci obdarowywanych kolorowymi prezentami.


----------------


wiki it


Wszystkie wersje współczesnego Świętego Mikołaja, zwanego w krajach anglojęzycznych Świętym Mikołajem lub Świętym Mikołajem, wywodzą się głównie od tej samej postaci historycznej: św. Mikołaja, biskupa Myry (dziś Demre, miasta położonego na terenie dzisiejszej Turcji), o którym mówi się na przykład, że znalazł i przywrócił do życia troje dzieci, porwanych i zabitych przez karczmarza, i że z tego powodu uważano go za Opiekuna dzieci. Nazwa Święty Mikołaj wywodzi się od Sinterklaas, holenderskiego imienia św. Mikołaja.

Starożytne chrześcijańskie początki

Pierwszą postacią jest św. Mikołaj z Miry, chrześcijański biskup z IV wieku. Myra była miastem w Licji, prowincji Cesarstwa Bizantyjskiego położonej na terenie dzisiejszej Turcji.

W Europie (szczególnie w Holandii, Belgii, Austrii, Szwajcarii, Niemczech, Czechach, Słowenii oraz w niektórych częściach Włoch i Francji) nadal wystawiany jest w szatach biskupich. Relikwie św. Mikołaja zostały częściowo przeniesione do Bari, jak głosi legenda, przez niektórych rybaków, ale w rzeczywistości to kupcy ukradli je z Miry w 1087 roku i w tym samym roku zbudowano bazylikę, aby je pomieścić, opierając fundamenty na wcześniej istniejącej konstrukcji. Miejsce to, bazylika San Nicola di Bari, od tamtej pory jest celem pielgrzymek wiernych.  Rozdział Część świętych relikwii, które pozostały w Myrze, została później odnaleziona przez Wenecjan i przeniesiona do kościoła i opactwa San Nicolò w Lido di Venezia, lewa kość ramienna jest nadal prawie nienaruszona w Rimini, a inne kości są rozsiane po całej Europie.


Św. Mikołaj jest uważany za ich patrona przez marynarzy, kupców, łuczników, dzieci, prostytutki, ulicznych sprzedawców, farmaceutów, prawników, lombardowców, więźniów. 
Jest także patronem miast Bari (współpatron wraz z San Sabino), Lecco, Ortueri, Sassari, Salemi, Amsterdamem i Rosją. W Grecji św. Mikołaj jest czasami zastępowany przez św. Bazylego Wielkiego (Vasilis), innego biskupa z Cezarei z IV wieku.

W Niderlandach św. Mikołaja (Sinterklaas przetłumaczone na język niderlandzki) obchodzony jest corocznie 5 grudnia (w wigilię dnia poświęconego temu świętemu), w którym to dniu rozdaje się dary; w Belgii, Polsce, Luksemburgu i północnej Francji (francuska Flandria, Lotaryngia i Artois) te same uroczystości odbywają się następnego dnia. Uroczystości te dały początek mitowi i imieniu Świętego Mikołaja, w jego różnych odmianach. 

Odpowiednikiem Świętego Mikołaja w tych krajach jest Kerstman (dosł. "bożonarodzeniowy człowiek"). W niektórych wioskach we Flandrii w Belgii czczona jest niemal identyczna figura św. Marcina z Tours (Sint-Maarten). W wielu tradycjach Cerkwi prawosławnej św. Bazyli przynosi dzieciom prezenty w Nowy Rok, dzień, w którym obchodzone jest jego święto.

Folklor germański

Przed nawróceniem na chrześcijaństwo folklor ludów germańskich, w tym Anglików, głosił, że bóg Odyn (Wodan) co roku w czasie przesilenia zimowego (Yule) urządzał wielką wyprawę myśliwską w towarzystwie innych bogów i poległych wojowników. 

Tradycja głosiła, że dzieci zostawiały buty w pobliżu kominka, napełniając je marchewką, słomą lub cukrem, aby nakarmić latającego konia boga, Sleipnira. W zamian Odyn zastępował jedzenie prezentami lub słodyczami.  Praktyka ta przetrwała w Belgii i Niderlandach jeszcze w czasach chrześcijańskich, związana z postacią św. Mikołaja.

Dzieci, nawet dzisiaj, wieszają swoje wypełnione słomą spodnie w zimową noc przy kominku, aby można je było napełnić słodyczami i prezentami od św. Mikołaja, który w przeciwieństwie do Świętego Mikołaja nadal improwizuje w tych miejscach na koniu. Nawet z wyglądu, brodaty starzec o tajemniczym wyglądzie, Odyn był podobny do św. Mikołaja (nawet jeśli bogu brakowało oka).

Tradycja germańska przybyła do Stanów Zjednoczonych Ameryki przez holenderskie kolonie Nowy Amsterdam, przemianowane przez Brytyjczyków w Nowym Jorku, przed brytyjskim podbojem w XVII wieku, i jest źródłem nowoczesnego zwyczaju wieszania pończochy przy kominku na Boże Narodzenie, podobnego pod pewnymi względami do tego, który rozpowszechnił się we Włoszech 6 stycznia, po przybyciu Befana.

Inna tradycja folklorystyczna plemion germańskich opowiada o świętym człowieku (w niektórych przypadkach utożsamianym ze św. Mikołajem) zmagającym się z demonem (którym może być od czasu do czasu diabeł, troll lub postać Krampusa) lub mrocznym człowiekiem, który zabijał we śnie (Murzyn lub miotacz). Legenda mówi o potworze, który terroryzował ludzi, wkradając się nocą do domów przez komin, atakując i zabijając dzieci w straszliwy sposób.

Święty człowiek wyrusza na poszukiwanie demona i chwyta go, więziąc go za pomocą magii lub poświęconych żelaz (w niektórych wersjach tych samych, które więziły Jezusa przed ukrzyżowaniem, w innych przypadkach tych należących do św. Piotra lub św. Pawła). Zmuszony do posłuszeństwa rozkazom świętego, demon jest zmuszony chodzić od domu do domu, aby zadośćuczynić, przynosząc dzieciom prezenty. W niektórych przypadkach dobry uczynek powtarza się co roku, w innych demon jest tak zniesmaczony, że woli wrócić do piekła.

Inne formy opowieści przedstawiają demona nawróconego na rozkaz świętego, który gromadzi ze sobą inne elfy i elfy, stając się w ten sposób Świętym Mikołajem. Inna wersja holenderska mówi nam jednak, że świętemu pomagają mauretańscy niewolnicy, których zwykle reprezentuje postać Zwarte Piet (Piotr), analogiczny do włoskiego Murzyna. W tych opowieściach Zwarte Piet bije dzieci kijem lub porywa je, by w swoim worku wywieźć je do Hiszpanii (Półwysep Iberyjski był kiedyś pod panowaniem Maurów).

W Niemczech ta sama historia przemienia bohatera w Pelznickela lub Belsnickle'a (Nicola Peloso), który udaje się odwiedzić niegrzeczne dzieci we śnie. Nazwa wywodzi się od wyglądu ogromnej bestii ze względu na to, że jest ona w całości pokryta futrem.

Islandzki folklor

Islandczycy lubią mówić, że w ich kraju jest 13 Świętych Mikołajów, ponieważ ich tradycja prezentów świątecznych opiera się na 13 elfach, zwanych Jólasveinar, których imiona pochodzą od rodzaju aktywności lub jedzenia, które preferują: Stekkjastaur, Giljagaur, Stúfur, Þvörusleikir, Pottaskefill, Askasleikir, Hurðaskellir, Skyrjarmur, Bjúgnakrækir, Gluggagægir, Gáttaþefur, Ketkrókur i Kertasníkir.

Raz w roku, dwa tygodnie przed Bożym Narodzeniem, te elfy najpierw kąpią się w ciepłych wodach źródeł jeziora Niva, a następnie opuszczają jaskinie, w których mieszkają, aby przynieść dobre islandzkie dzieciom prezenty. Wkłada się je do butów, które dzieci zostawiły pod oknami. W praktyce islandzkie dzieci, jeśli były grzeczne, otrzymują trzynaście prezentów, po jednym na każdy dzień w ciągu dwóch tygodni poprzedzających Boże Narodzenie. Te gobliny mogą być jednak psotne i czasami lubią płatać figle lub szpiegować ludzi. Ponadto, jeśli dziecko było niegrzeczne, zamiast prezentów otrzymuje ziemniaki.








helloitaly.pl/babbo_natale/


/it.wikipedia.org/wiki/Babbo_Natale

Symulakra państwa...





...objawiana jest w karykaturze jego herbu






przedruk



Czy korona bez krzyża to nadal korona? Prof. Tomasz Panfil o komunistycznych i masońskich symbolach w polskim godle




Szanowny Panie Profesorze, 29 grudnia 1989 roku Sejm kontraktowy przyjął ustawę o zmianie Konstytucji PRL. Na mocy nowelizacji m.in. przywrócono koronę Orłu Białemu w godle Polski. Dlaczego, Pana zdaniem, nie ma się z czego cieszyć?



Po pierwsze, jest to nieprawidłowe heraldycznie, a po drugie – deprecjonujące państwo.

Jeżeli przyjrzymy się bliżej tzw. koronie w godle Polski to dostrzeżemy, że tworzy ona jakąś taką przedziwną, jednolitą bryłę. Korona – jak wie każde dziecko, które rysuje królewiczów i księżniczki – ma promienie. One mogą być proste, one mogą być ozdobne, stylizowane na przykład na liście akantu albo kwiaty lilii, ale zawsze między nimi są prześwity.

W tym, co włożono na głowę polskiemu Orłu, prześwitów nie ma, jest złote między złotym, czyli zupełnie bez sensu. Jest to więc źle narysowane, niepoprawne heraldycznie, ale to tylko ten mniejszy błąd.

Większy błąd polega na tym, że Orzeł Polski, który jest symbolem Korony Królestwa Polskiego czy symbolem Królestwa Polskiego, symbolizował suwerenność państwa. Tu musielibyśmy się cofnąć mocno w przeszłość, do czasów Karola Wielkiego, kiedy obowiązywała doktryna dwóch władz suwerennych. Władcą suwerennym świeckim był cesarz, władcą suwerennym kościelnym, duchowym, apostolskim był papież.

Symbolami tejże suwerenności były korony zamknięte, zwieńczone krzyżem. To taki obrazowy sposób pokazania widzom, publiczności, że nad cesarzem i papieżem jest tylko Bóg. I w okresie wczesnego średniowiecza to byli dwaj jedyni suwerenni władcy. Cała reszta panujących, czyli królowie i niżej stojący w hierarchii książęta, nie byli władcami w pełni suwerennymi, zależeli od cesarza.

Ta zależność bardzo ładnie nam wychodzi w najstarszej historii państwa piastowskiego, kiedy to i Bolesław Chrobry i inni Piastowie zabiegają o zgodę na koronację u cesarza i papieża. Żeby być koronowanym na króla, trzeba było mieć zgodę przynajmniej jednego – a lepiej obu – spośród tych władców suwerennych.

W wieku XII nabrał intensywności proces uniezależniania się królów państw narodowych od uniwersalnego cesarstwa i uniwersalnego papiestwa. W wieku XII korony zamknięte zaczęli nosić królowie Szkocji, Francji, a potem następni.

W Polsce ten proces symbolicznego uniezależniania się od władzy cesarskiej trwał dosyć długo. W gruncie rzeczy dopiero w końcu wieku XV pojawiła się polska korona królewska zamknięta.

Pierwsze artefakty, na których obserwujemy koronę zamkniętą, czyli oznaczającą państwo, władzę suwerenną, to są monety Jana Olbrachta. Jako pierwszy taką koronę na głowę włożył Zygmunt I Stary. Od tego momentu, czyli od przełomu XV/XVI wieku Królestwo Polskie głosi wszem i wobec swoją niezależność od jakiejkolwiek władzy zewnętrznej.

Na Zachodzie formuła niezależności państw narodowych brzmiała: Rex imperatorem in regno suo, czyli „Król jest cesarzem w swoim królestwie”. W Polsce formuła ta przybrała charakter republikański i brzmiała: Non habemus cesarem nisi regem, czyli polska szlachta, polskie rycerstwo oznajmiło światu: „Nie mamy nad sobą żadnego władcy oprócz króla”. Znakiem tej dumy, suwerenności i niezależności jest korona zamknięta na głowie króla.

Zwieńczona krzyżem?


Oczywiście! Korona zamknięta musi być zwieńczona krzyżem, nie ma innej możliwości. Korona zamknięta plus krzyż to jest nieodłączna całość. No i od końca wieku XV po mniej więcej rok 1830 w heraldyce, w symbolice polskiej, w symbolice monarszej występuje korona zamknięta z krzyżem jako symbol, insygnium władzy czy państwa suwerennego i niezależnego od zewnętrznej władzy zwierzchniej.

Dlaczego do roku 1830, a nie 1795?

Ponieważ zarówno car Aleksander I, jak i Mikołaj I koronują się na królów Polski w Warszawie i wkładają na głowę koronę zamkniętą polską.

Car Mikołaj I był ostatnim królem Polski?

Tak.

Niektórzy twierdzą, że Franciszek Józef…

Nie. Ostatnia koronacja z zachowaniem polskiego ceremoniału koronacyjnego to jest koronacja Mikołaja I w 1825 roku.

A później?

Po upadku powstania listopadowego w ramach represji popowstaniowych Królestwo Polskie przestaje mieć ten status autonomiczny z własnym władcą. Często o tym zapominamy. W latach 1815 – 1830 Królestwo Polskie jest państwem połączonym unią personalną z Imperium Rosyjskim.

Dlaczego w herbie II Rzeczypospolitej znalazł się Orzeł w koronie? Przecież II Rzeczpospolita nie była monarchią…


Orzeł w koronie, Pan mówi…

Coś pomyliłem?


Nie, po prostu różnie z tym bywało… W okresie II Rzeczypospolitej obowiązywało kilka wzorów Orła. Jeden był Orłem legionowym, a Orzeł legionowy korony nie miał. To był ten nieoficjalny, aczkolwiek zatwierdzony przez Józefa Piłsudskiego. W roku 1919 Orzeł bardziej przypominał kurę, jakby żywcem wziętą z czasów nieszczęsnego Stanisława Antoniego Poniatowskiego. Od 1927 roku był jeszcze inny Orzeł…

Tak więc w II Rzeczypospolitej mieliśmy rozmaite orły w herbie. Artyści często z nimi eksperymentowali…

I nikomu to nie przeszkadzało? Tu Orzeł w koronie, a tu bez? Tu w herbie symbole masońskie, a tam nie itd.?


Wtedy heraldyka była wciąż żywa, a nie skostniała, sformalizowana, zapisana w prawie i chroniona prawem. Wtedy wspólnota się ze sobą komunikowała również – a może przede wszystkim – wyobrażeniami ikonograficznymi.

Podam jeden przykład: Stanisław Szukalski. Bardzo oryginalny, nowatorski artysta, który zgłosił projekt swojego Orła, którego nazwał Toporzeł. Był to, mówiąc obrazowo, orzeł ze skrzydłami w formie ostrzy toporów. Chodziło w projekcie tym i o nawiązanie do Słowiańszczyzny, do czasów przedchrześcijańskich, i o analogie z symbolami władzy republikańskiego Rzymu oraz o bojowość tego Orła. Sytuacja międzynarodowa w latach 20. i 30, była taka, a nie inna. W związku z tym Szukalski uznał, że Orzeł polski powinien być bojowy, a nie kurowaty jak ten z 1919, z przyciężkim kuprem i małymi skrzydełkami.

W tamtym czasie sytuacja wymagała bojowości i należało to zakomunikować społeczeństwu. Trwała dyskusja, jak to zrobić, również dyskusja symboliczna, dyskusja na płaszczyźnie ikonografii, i Toporzeł jest tego przykładem.

Takich propozycji było dużo więcej. Ich autorzy spierali się, co będzie najlepiej odpowiadać ideom, modom, stylom etc.

Dlaczego jedną z pierwszych decyzji komunistów było usunięcie korony z godła? Dla czerwonych symbolika była również ważna?


Oczywiście, że tak. Korona jest symbolem państwa suwerennego. Ideologia komunistyczna jest ideologią internacjonalizmu, czyli odrzuca suwerenność państw narodowych.

Komunizm jest totalitarny, dąży do zniszczenia wszystkiego. Totalitaryzm nie może pozostawiać enklaw starego porządku, w przeciwnym razie nie będzie totalitaryzmem. Dlatego właśnie komuna upadła! – bo nie udało jej się, zwłaszcza w Polsce, być totalitarną. Zawsze były enklawy, w których ludzie się mogli chronić. Jeżeli takie enklawy istnieją, to oznacza to śmierć ustroju totalitarnego. I tak się stało z komunizmem. Właśnie dlatego nowy komunizm w swym długim marszu przez kulturę usiłuje zlikwidować wszystkie enklawy kulturowe, religijne, z którymi nie poradził sobie pierwszy komunizm, przez co upadł. Ten drugi komunizm, postkomunizm, jest „mądrzejszy” i traktuje kulturę nie jako mało ważną nadbudowę, tak jak – wedle wskazań Marksa – robili to Lenin, Stalin i cała reszta. Traktuje za to kulturę jako bazę, co oznacza, że kultura musi być przekształcona. Wtedy cała reszta – czyli nadbudowa – da się łatwo zmodyfikować, co zresztą widać po dzisiejszym świecie. Niestety.

Kiedy i w jakich okolicznościach zapadła decyzja, żeby przywrócić do godła koronę? Zrobił to, o czym wspomniałem na początku, Sejm kontraktowy. Ideowym spadkobiercom ludzi, którzy usuwali koronę z godła nie przeszkadzał jej powrót?

Nigdy komuniści nie byli tak skorzy do współpracy jak w Sejmie kontraktowym. Istniały jednak pewne granice współpracy; granice oraz konieczności zawierania kompromisów. To złote, co nasz Orzeł ma na głowie, jest kompromisem ówczesnego OKP z obozem komunistycznym, częściowo postkomunistycznym.

Najkrócej rzecz ujmując: komuniści w Sejmie kontraktowym powiedzieli: „Dobrze, zgodzimy się na przywrócenie korony do godła, ale pod jednym warunkiem. Nie będzie w niej krzyża”. To pokazuje, że nienawiść do Chrystusa i nienawiść do Kościoła przetrwały rok 1989.

Proszę zwrócić uwagę: komuniści byli skłonni zgodzić się na takie czy inne rozwiązania wolnorynkowe; byli skłonni zgodzić się na przywrócenie niektórych elementów państwa suwerennego, elementów patriotycznych, niepodległościowych. Nawet – niechętnie, bo niechętnie, ale jednak – zaakceptowali fakt, że istniało coś takiego jak endecja. Natomiast nienawiść do Chrystusa i nienawiść do Kościoła jest u nich niezależna od koniunktur politycznych. Również dzisiaj widzimy ją bardzo wyraźnie. To robi na przykład niejaki Trzaskowski…

Wywołany przez Pana Profesora człowiek twierdzi, że nie zdjął jednego krzyża nie. On „tylko” wydał zalecenie…

To jest klasyczna dialektyka marksistowska. Nie zdjął żadnego krzyża i jest to prawda. Ale wydał zalecenie, żeby wszyscy inni to zrobili…

Może faktycznie Trzaskowski nigdy tego nie zrobił w sensie literalnym, dosłownym. Może Trzaskowski nigdy nie wszedł na stołek i nie zdjął krzyża. Wydaje mi się to bardzo prawdopodobne, bo wiemy, jaką ona ma „smykałkę” do prac ręcznych. Widzieliśmy przecież Trzaskowskiego przyklejającego szybę w drzwiach taśmą klejącą. Podejrzewam więc, że gdyby wlazł na jakąś drabinę, żeby zdjąć krzyż, to albo by się z tej drabiny zwalił, albo by rozwalił ściankę działową, na której wisiał krzyż.

Korona – czy może raczej, jak Pan Profesor powiedział – „to złote, co nasz Orzeł ma na głowie”, to jedyny niuans, błąd naszego godła?

Długo by wymieniać. Orzeł winien mieć złote szpony, a nie pazurki. Nie powinien mieć cieniowanych piór w skrzydłach. Skrzydła powinny być symetryczne, a nie każde inne, przepaska na skrzydłach powinna mieć zakończenie na kształt koniczyny, a nie pięcioramiennych rozetek. W sumie powinniśmy mieć Orła polskiego, a nie nieudolną hybrydę. Przede wszystkim jednak Rzeczpospolita powinna mieć herb, o którym obecnie nie wspomina żaden akt prawny, z konstytucją z 1997 roku na czele. To fatalny błąd: godło na tarczy to herb, a polskie prawo nazywa herb godłem.

Dlaczego przez 35 lat Sejm RP nie podjął kroków, żeby naprawić godło, żeby zmienić „to złote” na prawdziwą koronę etc.?


A tu odpowiedź jest prosta: bo od kiedy w 1997 przepuszczono ten bubel konstytucyjny, nigdy nie było w Sejmie dość zdroworozsądkowych legislatorów, żeby poprawić ewidentne błędy. Zawsze znajdowała się liczna grupa zdolna do zablokowania zmian mogących przywrócić porządek w sferze polskiej symboliki państwowej.









Czy korona bez krzyża to nadal korona? Prof. Tomasz Panfil o komunistycznych i masońskich symbolach w polskim godle - PCH24.pl











Mikroplastik (6)




Ciekawe, czy to jest wyliczalne...

ile plastiku wyprodukowano do dzisiaj wobec czego ile powinno być wokół...




przedruk
tłumaczenie automatyczne


28 grudnia 2024


Według badania przeprowadzonego przez Francuską Agencję Transformacji Ekologicznej mikrodrobiny plastiku są obecne na 76% gruntów rolnych



Francuska Agencja Transformacji Ekologicznej przeprowadziła badanie na gruntach rolnych, z którego wynika, że mikroplastik jest obecny w 76% przypadków. Ademe opublikowało wyniki analizy przeprowadzonej na 33 próbkach pobranych z różnych środowisk, takich jak lasy, łąki, winnice, sady i orne obszary rolne, rozmieszczone w całej Francji

Francuska Agencja Transformacji Ekologicznej przeprowadziła badanie na gruntach rolnych, z którego wynika, że mikroplastik jest obecny w 76% przypadków. Badanie to jest pierwszym, w którym przeanalizowano zanieczyszczenie gleby we Francji spowodowane mikrodrobinami plastiku. W czwartek, 26 grudnia, Ademe opublikowało wyniki analizy przeprowadzonej na 33 próbkach pobranych z różnych środowisk, takich jak lasy, łąki, winnice, sady i grunty rolne, rozmieszczone na terenie całej Francji.

Zgodnie z danymi dostarczonymi przez Ademe, 25 analizowanych próbek, co odpowiada 76%, zawierało cząstki o wielkości mniejszej niż pięć milimetrów. Cząstki te powstają w wyniku rozkładu tworzyw sztucznych, które gromadzą się na wysypiskach śmieci lub w środowisku naturalnym. Średnio analizowane próbki zawierały około 15 cząstek mikroplastiku na kilogram suchej gleby. Najczęstszymi rodzajami znalezionych mikrodrobin plastiku były polietylen i polipropylen, materiały często stosowane w opakowaniach.

Analizy zostały przeprowadzone przez instytut badawczy Dupuy De Lôme w Lorient, zlokalizowany w departamencie Morbihan. Wyniki wykazały, że zanieczyszczenie mikroplastikiem jest obecne w większości badanych gleb rolnych. W szczególności mikrodrobiny plastiku znaleziono we wszystkich czterech analizowanych próbkach gleby łąkowej, w 17 z 21 próbek gleby upraw polowych oraz w trzech z czterech próbek winnic i sadów. Tylko jedna z czterech pobranych próbek gleby leśnej zawierała mikrodrobiny plastiku.

Badanie to zostało określone przez autorów jako pierwsze, które scharakteryzowało zakres zanieczyszczenia mikroplastikiem w skali Francji metropolitalnej, obejmującego tereny wykorzystywane do różnych celów rolniczych i które nie otrzymały bezpośrednich środków do produkcji tworzyw sztucznych w wyniku działalności człowieka. Rodzi to pytania o to, w jaki sposób te mikrodrobiny plastiku mogą być obecne w glebie.

W komunikacie prasowym Francuska Agencja ds. Transformacji Ekologicznej stwierdziła, że zebrane dane nie pozwalają na zidentyfikowanie źródła mikroplastiku. Agencja stawia jednak "hipotezę, że w przypadku gleb wykorzystywanych do działalności rolniczej część ich pochodzenia wynika ze stosowanych praktyk rolniczych".

Niemal systematyczna obecność mikrodrobin plastiku w badanych glebach pokazuje, że istnieje pilna potrzeba kontynuowania badań w celu dostarczenia danych monitorujących mikroplastik w glebach. Naukowcy sugerują rozszerzenie zakresu na obszary miejskie i terytoria zamorskie. Potrzebna jest dalsza wiedza, aby "scharakteryzować obecne zanieczyszczenie i zidentyfikować jego źródła, aby wprowadzić skuteczny plan działania" w celu ograniczenia tego zanieczyszczenia i zapobiegania mu. Informacje te zostały dostarczone przez Isabelle Deportes, inżyniera specjalizującego się w wpływie na zdrowie i ekotoksykologii.

Zanieczyszczenie mikroplastikiem na gruntach rolnych stanowi potencjalne zagrożenie dla zdrowia ludzkiego. W rzeczywistości mikrodrobiny plastiku mogą powodować stany zapalne i mogą również służyć jako nośnik niebezpiecznych chemikaliów, takich jak PFAS, które mogą dostać się do organizmu ludzkiego.










piątek, 27 grudnia 2024

Ósma litera alfabetu

 

Co za miły redaktor.











-------


Zemdlała, a może umarła - kogo to obchodzi...

Czytamy uwaznie.



Zapraszamy Was do wspólnego słuchania świątecznych opowiadań napisanych przez naszych autorów i autorki. W ulubionym fotelu, w drodze na świąteczne spotkanie, podczas pieczenia pierników. Niech te historie umilą Wam najbliższe dni.

Dobrej lektury i przyjemnego słuchania!

Redakcja „Pisma”


i min. to:








magazynpismo.pl/idee/esej/niemcy-koniec-ery-stabilnosci/?seo=pw

magazynpismo.pl/swiateczna-playlista-pisma/?utm_source=facebook&utm_medium=post%E2%81%A9



Kości
















Nowy Dwór Mazowiecki: Szczątki z masowych egzekucji na hałdach ziemi

Dodano: dzisiaj 16:01




– Stwierdzam, na podstawie zdjęć, że odnaleziony fragment kostny jest częścią nosową czaszki ludzkiej, a zęby odnalezione na hałdzie z dużym prawdopodobieństwem są zębami ludzkimi. Z punktu widzenia antropologii bez wątpienia należy zabezpieczyć odnalezione szczątki, a z punktu widzenia archeologii należałoby przebadać hałdy, aby zabezpieczyć ewentualne pozostałe fragmenty kostne – poinformował 9 grudnia archeolog Robert Wyrostkiewicz z Pogotowia Archeologicznego.


Jak ustaliliśmy, szczątki zabezpieczyła policja z Nowego Dworu Mazowieckiego, która wzięła udział w czynnościach obok straży miejskiej. Ta ostatnia wysłała nam notatkę służbową o odkryciu szczątków ludzkich. Co ciekawe, z naszych informacji wynika, że policja odpisała jednemu z dziennikarzy, że szczątki to fragmenty kostne… zwierząt. PogotowieArcheologiczne.pl poprosiło o opinię biegłego sądowego, który – podobnie jak Robert Wyrostkiewicz – zidentyfikował znalezisko jako bezsprzecznie ludzkie.


Czaszka czterdziestolatka

"Zdjęcie przedstawia niewielki fragment czaszki ludzkiej, a mianowicie okolice szwu czołowo-nosowego z zachowanymi obiema kośćmi nosowymi, częściami wyrostków czołowych prawej i lewej szczęki oraz niewielkim odcinkiem łuski kości czołowej. Ukształtowanie okolicy punktu glabella, nad zachowanym szwem, jak też masywność kości, pozwala przypuszczać, że jest to fragment czaszki męskiej. Zachowane są dwa zęby, słabo widoczne na zdjęciu, ale z pewnością należące do osoby dorosłej, sądząc po ich starciu, zmarłej raczej około/powyżej 40 lat. Ślady tafonomiczne na kościach wskazują, ze szczątki zdeponowane zostały w ziemi -patrząc z punktu widzenia archeologa – dość niedawno, być może w XX w." – stwierdziła jednoznacznie dr Alicja Drozd-Lipińska, biegły sądowy, archeolog i antropolog z Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku.

Sprawę na poważnie potraktował Marcin Dawidowicz, mazowiecki wojewódzki konserwator zabytków, który – jak wynika z naszych ustaleń – zgłosił znalezisko do Instytutu Pamięci Narodowej.

Przesłuchiwany na policji w Nowym Dworze Mazowieckim archeolog Robert Wyrostkiewicz zaznaczył, że dyletanctwo biegłego, z którego korzysta nowodworska prokuratura jest przynajmniej zastanawiające. Zwłaszcza, że szczątki z tej samej ziemi (tzw. Ogrody Księdza w Nowym Dworze Mazowieckim przy ul. Modlińskiej 1a) w 2015 roku także kwalifikowane były jako zwierzęce.

– Ziemia tutaj kryje mogiły masowych zbrodni niemieckich na ludności w Nowym Dworze Mazowieckim. W miejscu masowych mordów postawiono blok, a część ziemi przewieziono w inne miejsce, gdzie odkryliśmy zgłoszone w grudniu nowe szczątki. Poprzednie policja przy współpracy z prokuraturą w 2015 roku uznawała za zwierzęce, aż w 2015 roku znaleźliśmy tam piszczel definitywnie ludzką. Ta trafić miała do Katedry i Medycyny Sądowej na Oczki i ślad po niej zaginął. Nie wiem, co teraz zrobią z częścią czaszki i zębami ludzkimi, ale tę ziemię ktoś powinien przebadać, a szczątki godnie pochować – opowiada nam Sławomir Kalińśki, radny z Nowego Dworu Mazowieckiego i prezes Grupy Eksploracyjno-Poszukiwawczej „Triglav” – GEPST.

Niemcy w „Ogrodach Księdza” (teren przy parafii pw. św. Michała Archanioła w Nowym Dworze Mazowieckim) mieli rozstrzeliwać i chować Polaków przez całą wojnę. Na miejscu – dzięki staraniom nieformalnej grupy kibiców sportowych z „NDMpamietaMy” – stoi od 2015 r. tablica upamiętniająca ofiary zbrodni totalitaryzmu niemieckiego. Część ziemi przewieziono z „Ogrodów Księdza” na działkę przy ul. Sienkiewicza 33. Najnowsze szczątki pochodzą właśnie z tego miejsca.

Z naszych ustaleń wynika, że prokuratura i policja wycofały się z twierdzenia, że to szczątki zwierzęce i dzięki opiniom Roberta Wyrostkiewicza, archeologa Pogotowia Archeologicznego i dr Alicji Drozd-Lipińskiej, biegłego sądowego i doktora antropologii ludzkie fragmenty kostne trafiły do zakładu medycyny sądowej. Pytanie, skąd determinacja prokuratury, by podobnie jak w 2015 r. popełnić ten sam błąd i szczątki ludzkie kwalifikować jako zwierzęce? Ustaliliśmy, że za sprawę z ramienia Prokuratury Rejonowej w Nowym Dworze Mazowieckim odpowiadała w 2015 roku prokurator Emilia Krystek. Przez kogo została wprowadzona w błąd, co do szczątków, które błędnie zakwalifikowano jako zwierzęce? Nie wiemy.

Niezbadanym dotąd wątkiem jest fakt, że były burmistrz Nowego Dworu Mazowieckiego, pomimo posiadania sprawozdania z prac archeologicznych na terenie inwestycji (Ogrody Księdza), nie poinformował w 2015 roku dewelopera, że na terenie tym mogą znajdować się szczątki ludzkie. Wyprzedzające badania archeologiczne zakończyły się wnioskami, że przy realizacji inwestycji w tym miejscu powinien towarzyszyć pracom nadzór archeologiczny. Inwestycja (blok mieszkalny) została jednak zrealizowana bez udziału archeologów, a ziemię ze szczątkami przewieziono w nowe miejsce, gdzie społecznicy dokonali kolejnego wstrząsającego odkrycia.

„Ogrodów Księdza nie da się już uratować, bo stoi tam blok. Nie wiem czy da się kogoś rozliczyć za to. Burmistrza, że zgodził się na inwestycję nie informując dewelopera o sytuacji i nie doprowadzając do prac z nadzorem archeologicznym? A może panią prokurator, która dziwnym zrządzeniem losu uznawała szczątki za zwierzęce? O zgrozo, gdyby nie naukowcy spoza nowodworskiej policji i prokuratury ewidentną część twarzową czaszki ludzkiej teraz, w grudniu, też uznaliby za zwierzęcą, ale potem na szczęście zmienili zdanie. To wszystko trąci jakimś układem, ale my mamy prosty cel, pochować ofiary totalitaryzmu, a sprawy deweloperskie niech zostaną wątkiem dla dziennikarzy. My zajmujemy się historią” – puentuje Sławomir Kaliński, prezes stowarzyszenia „Triglav” z Nowego Dworu Mazowieckiego.


Źródło: DoRzeczy.pl









dorzeczy.pl/kraj/672412/nowy-dwor-mazowiecki-szczatki-z-masowych-egzekucji-na-haldach-ziemi.html


prawy.pl/11764-Szczatki-ofiar-w-Ogrodach-Ksiedza-sprawa-do-umorzenia



środa, 25 grudnia 2024

UFO w New Jersey (i Olsztynie)

 









ABC News:











Olsztyn.



Mieszkańcy Olsztyna od kilku dni z niepokojem przyglądają się tajemniczemu obiektowi, który pojawił się nad Kortowem. Według relacji świadka, obiekt najpierw się poruszał, a potem zatrzymał i od trzech dni pozostaje w jednym miejscu.






Obserwatorzy z budynku przy ulicy Warszawskiej 105 zauważyli, że obiekt znajduje się nad Kortowem. Można go zauważyć, patrząc w stronę jednostki wojskowej. Świadek relacjonuje, że forma wygląda szczególnie intrygująco ze względu na czerwonawą strukturę w centrum, która została uchwycona na zdjęciach wykonanych aparatem z trzydziestokrotnym przybliżeniem.

Zdjęcia i filmy wykonane między 17 a 25 grudnia rzucają więcej światła na tajemniczy obiekt. O ile na początku zaobserwowano ruch, teraz wydaje się, że obiekt „wisi” w jednym miejscu.

Nie brakuje spekulacji, czym może być tajemniczy obiekt. Niektórzy sugerują, że może to być satelita, dron lub efekt zjawiska atmosferycznego.


Autor zdjęć zachęca mieszkańców do przyłączenia się do obserwacji. „Może ktoś z teleskopem będzie mógł pomóc?” zastanawia się mężczyzna, mając nadzieję, że wspólne działania pomogą rozwikłać zagadkę. Czy uda się wyjaśnić, co zawisło nad Kortowem?







youtube.com/watch?v=YUM0BFWq1r0

facebook.com/watch/?ref=saved&v=7959271957509164

youtube.com/watch?v=1o1QLDNdW0Q


Nietypowe zjawisko w Olsztynie: na niebie widoczny jest tajemniczy obiekt

tko.pl/262664,2024,12,27,nietypowe-zjawisko-w-olsztynie-na-niebie-widoczny-jest-tajemniczy-obiekt

tko.pl/253269,2024,10,16,tajemniczy-rozblysk-nad-olsztynem-swiadkowie-opisuja-niezwykle-zjawiska-i-zaklocenia