Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

czwartek, 10 października 2024

Uzbrojenie obywateli


Po przedruku umieściłem jeszcze P.S. i wtedy komentarz.



przedruk




Ekoaktywiści na pasku obcych służb i porażający audyt w Polskim Związku Łowieckim – ujawnia prezes Naczelnej Rady Łowieckiej Marcin Możdżonek w Rymanowski Live



– Wynik audytu jest przerażający. Wiele osób zrobiło sobie dojną krowę z naszego zrzeszenia i wyciągało pieniądze na lewo i prawo – mówi prezes Naczelnej Rady Łowieckiej w Rymanowski Live.

Marcin Możdżonek przyznaje, że trwa to już od bardzo dawna. 

– Poszły pierwsze doniesienia do prokuratury i będą kolejne. Dla niektórych będzie niewesoło. Nie mogą spać spokojnie – zapowiada gość Bogdana Rymanowskiego. Dopytywany o te osoby, Możdżonek odpowiada, że niektóre są znane. Kto to taki? 

– Ludzie związani z ludźmi, którzy są teraz w rządzie są z tym powiązani – ujawnia prezes Naczelnej Rady Łowieckiej dodając, że „w pewnym sensie jest powiązany jeden z wiceministrów, z którym ostatnio była afera”. Czego dotyczyły nieprawidłowości i co to było za „dojenie” związku? 

– Zarządzanie spółkami, np. wydawniczymi, ośrodkami hodowli zwierzyny, organizacje eventów. Przykład: Jest gadżet, który można zamówić za 3 złote, to on jest zamawiany w innej firmie, z pośrednikiem, za 12 złotych – opisuje Marcin Możdżonek.


Pytany o ekoaktywistów, gość Rymanowski Live odpowiada: 

– Skoro ja zabijam zwierzęta i jestem „zabójcą”, to oni są mordercami na zlecenie. Dlaczego? 

– Płacą komuś za to, żeby ktoś to zrobił i umywają ręce – tłumaczy Możdżonek. Jego zdaniem „nie może być tak, że jedna grupa społeczna, bardzo głośno jest nadreprezentowana w resorcie klimatu i środowiska”. Prezes Naczelnej Rady Łowieckiej zaznacza również, że „niektóre z fundacji aktywistów są finansowane z pieniędzy z zachodu, ale też pieniędzmi ze wschodu”. 

– Jest prowadzone poważne dochodzenie. Jeszcze parę kwiatków wyjdzie i ktoś będzie musiał je zjeść – mówi Marcin Możdżonek. Służby rosyjskie, niemieckie? 

– Różne kierunki – komentuje gość Bogdana Rymanowskiego. Zdaniem Marcina Możdżonka, niektórzy aktywiści mają „zmącony umysł”, ponieważ „ktoś steruje nimi i ich stymuluje”. 

– Takie rzeczy mają miejsce. Takie sprawy są prowadzone. Wiem, że w przypadku co najmniej kilku organizacji – mówi Możdżonek zaznaczając, że nie są to informacje wyssane z palca.



Możdżonek o obowiązkowych badaniach dla myśliwych i współpracy z wiceministrem środowiska: Ręce nie mają już gdzie opaść. Koszt to 116 mln

– Wszyscy myśliwi mają badania psychiatryczne, psychologiczne, okulistyczne. Ja już 3 razy przechodziłem procedurę. Rozszerzenie pozwolenia na broń. Niektórym politykom może też by się przydało.

Psycholog i psychiatra by nie zaszkodził
– odpowiada prezes Naczelnej Rady Łowieckiej, pytany z kolei o pomysł resortu klimatu i środowiska, czyli obowiązkowe badania dla myśliwych. Jego zdaniem wiceminister Dorożała „nie raczył nawet sprawdzić”, jak to wygląda. 

– Jesteśmy otwarci na rozmowę, czy nie zrobić procedury weryfikacyjnej w jakimś wieku. Nie widzę w tym nic złego, tylko trzeba usiąść i porozmawiać w szerszym gremium – zaznacza Marcin Możdżonek i zapewnia, że jak będzie wola MSWiA – a to jest w zakresie tego resortu – to myśliwi usiądą do rozmów i ustalą szczegóły. Gość Rymanowski Live podnosi również inną kwestię – koszty badań. – 133 tys. ludzi. Mamy się badać raz na 5 lat.

Dlaczego tylko my, a nie inni posiadacze broni? Koszt takich badań dla nas to jakieś 116 mln złotych. Kto ten koszt poniesie? My mamy ponosić? Wykonujemy zadania ustawowe. Za każdy kilogram upolowanej zwierzyny muszę zapłacić – tłumaczy Marcin Możdżonek. Z drugiej strony dodaje: 

– Nie blokujmy niewydolnego systemu. Gość Bogdana Rymanowskiego podkreśla, że to wiceminister Dorożała nie chce rozmawiać z myśliwymi.

 – W ciągłym monologu słyszę o dialogu, którego nie ma. Wyszedł po godzinie spotkania, które trwało 8 godzin i powiedział, że formuła dialogu się wyczerpała. No, ręce nie mają gdzie opaść – komentuje Marcin Możdżonek. Myśliwy zapowiada: 

– Jeśli dalej się będzie nami pomiatało, to dla spokoju odwiesimy strzelbę na kołek i gwarantuję, że 2-3 tygodnie i rolnicy cegła po cegle wywiozą z Ministerstwa Klimatu i Środowiska. – Ile można dać sobie skakać po głowie? – pyta Możdżonek.

„Strzał czysty, dzik padł, zastrzyk energii i adrenaliny. Był smaczny”

Były siatkarz opisuje również swoje pierwsze polowanie. 

– Po zdaniu egzaminów, całej papierologii, poszedłem ze swoim opiekunem stażu przypilnować pola pszenicy. Zaczęło się ściemniać, zaczęły wychodzić dziki. Strzał czysty, dzik padł, zastrzyk energii i adrenaliny. Był smaczny – opowiada Marcin Możdżonek i zaznacza, że jego rodzina w zasadzie żywi się wyłącznie mięsem upolowanym przez niego. Nie korzystają z mięsa kupionego w sklepie. 

– Połowę życie spędzałem u dziadków na wsi. Jestem z wykształceniem rolnikiem, żeby móc prowadzić gospodarstwo. Pokazali mi, na czym to wszystko polega. Znam wszystkie związki przyczynowo-skutkowe. Produkty ze wsi mają zupełnie inny smak, zapach, jakość, niż to, co można kupić w sklepie. Unikam jak ognia – mówi gość Bogdana Rymanowskiego. 

– Tak, zabijam zwierzęta. Skoro powiedzieliśmy, że zajmiemy planetę, będziemy nią rządzić, rozpychać się łokciami, więc musimy wziąć odpowiedzialność i to regulować – uważa myśliwy. Jego zdaniem „nie możemy zostawić natury w samopas”, bo natura może by sobie poradziła, ale człowiek niekoniecznie.

Udział dzieci w polowaniach? Możdżonek: Przepis niekonstytucyjny, bo nie pozwala nam wychowywać dzieci wedle naszego przekonania

– Nie wziąłem synów na polowanie, bo nie mogę. Ale efekty strzałów widzą, bo przywożę do domu. Chciałbym zmienić przepisy – mówi prezes Naczelnej Rady Łowieckiej. Jego zdaniem nie jest to barbarzyńskie. 

Przepis niekonstytucyjny, bo nie pozwala nam wychowywać dzieci wedle naszego przekonania. Jestem tu jak najbardziej za wolnością – zaznacza Marcin Możdżonek i dodaje, że to jest jeden z postulatów z PZŁ – żeby zmienić przepisy i w tej sprawie i żeby „rodzice mogli wychowywać dzieci, jak chcą”. 


Zdaniem gościa Rymanowski Live, politycy, którzy wprowadzili ten zakaz, teraz żałują. – Rozmawiałem z politykami, ministrami. Powiedzieli, że to był krok w złą stronę – mówi Możdżonek.


Cała rozmowa na kanale Rymanowski Live:


------------


P.S. 

11 października 2024


W temacie...

Czyli jak "obrońcy drzew" pluli na leśników tak teraz (od jakiego czasu?) pluje się na tych, co mają broń...

Zwracam uwagę na emocjonalny wpis tego pana i fantazyjne zawijasy słowne, emocje zasłaniają rzeczywistość, po to one są tu umieszczone...




tekst edytowalny

Daniel Petryczkiewicz

Problem z oceną przez społeczeństwo skali zawłaszczenia terenu przez jakąś wysoko uprzywilejowaną grupę polega na celowym rozdrobnieniu tego zawłaszczenia. Na szczęście tutaj w sukurs przychodzi technologia (czasem się przydaje do dobrych celów) oraz ludzie ktrzy potrafią się nią posłużyć a także dostarczyć dane do jej zasilenia. To co oglądacie to skala zawłaszczenia przestrzeni przez MYŚLIWYCH. Sam obserwowałem ambony jak wieże strażnicze obozów wojennych ustawione jedna obok drugiej wzdłuż rezerwatów, parków narodowych, użytków ekologicznych. Ustawione tak, aby żadne zwierzę wchodzące lub wychodzące z rezerwatu się nie prześlizgnęło. Tak jak w więzieniu, obozie jenieckim albo kolonii skazańców. Na tych ambonach - „bohaterowie” z wąsem i fuzjami. Często już ledwo widzący albo po paru głębszych - ale są. Czuwają. Bo żądza krwi i kasy musi być zaspokojona. Popędy to nie jest coś co trzeba trzymać na smyczy. Popędy panów ze strzelbami, bogiem w sercu i tradycją w głowie MUSZĄ BYĆ ZASPOKOJONE!
Nie dajmy sobie zabrać przestrzeni którą jest naszą wspólną. Wskaźnik infrastruktury turystycznej do myśliwskiej w Polsce jest jak 1:100. Nie mówię, że mamy wszystko zabudować wiatami turystycznymi albo broń Bobrze wieżami widokowymi - ale warto znać skalę. Skalę uwłaszczenia wysoko uprzywilejowanej grupy na reszcie społeczeństwa.
Myślistwo potrzbuje zmian. I chce tego także społeczeństwo. Ja wspieram wszystkie działania które robi w tym zakresie minister Mikołaj Dorożała choć uważam że są one nawet za mało zakrojone - ale rozumiem potrzebę pewnych kompromisów. Możecie wesprzeć to moje wsparcie - po prostu podając dalej ten wypis. Komentując. Lajkując.


i jeszcze... z fb 







Preppers Poland


Kolejne dni przynoszą coraz dziwniejsze pomysły na „zwiększenie bezpieczeństwa” Obywateli. Czy naprawdę chcemy żyć w społeczeństwie, w którym wolność zostaje ograniczona w imię rzekomego bezpieczeństwa?

Echa manifestu komunistycznego NSZZ Policji, który domaga się zdelegalizowania broni czarnoprochowej, wciąż nie milkną, a media już podgrzewają atmosferę. Tym razem organizują nagonkę na praworządnych Obywateli noszących noże.

Ustalmy coś istotnego: przestępcy nie przestrzegają prawa. Wprowadzenie nowych zakazów uderzy jedynie w tych, którzy starają się żyć zgodnie z przepisami. Ograniczenia nie zlikwidują przestępczości; wręcz przeciwnie – mogą ją zwiększyć.

Idealnym przykładem jest zamach na prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza. Jego zabójca nie martwił się, czy może wnieść nóż na Finał WOŚP. Przestępcy ignorują przepisy, dlatego wprowadzenie kolejnych zakazów nie uczyni nas bezpieczniejszymi.

Kraje, które wprowadziły surowe zakazy i ograniczenia dotyczące noży, takie jak Wielka Brytania czy Niemcy, wciąż zmagają się z falą przestępstw z ich użyciem. Mimo restrykcji, liczba takich przestępstw wciąż rośnie!

Zamiast rozwiązywać problemy, zakazy co najwyżej zmuszają przestępców do poszukiwania innych narzędzi zbrodni. Zamachowiec zignoruje zakaz, a gangster przerzuci się na inne niebezpieczne narzędzie. Czego wtedy jeszcze zabronią?

Zamiast mądrze podchodzić do kwestii przestępczości, wprowadzane są kolejne restrykcje, które ograniczają nasze prawa. Tworzy to niebezpieczny precedens, w którym bezpieczeństwo staje się pretekstem do naruszania naszej wolności. Możemy się tylko zastanawiać, czy lepszym rozwiązaniem nie byłoby wprowadzenie stanu wyjątkowego i godziny policyjnej – wtedy na pewno byłoby jeszcze bezpieczniej, prawda? O to chodzi?

Przestępcy i tak będą sięgać po nielegalne narzędzia, niezależnie od przepisów. Dlatego apelujemy: zachowajmy rozsądek i nie dajmy się wciągnąć w spiralę strachu i bezsensownych zakazów.

Media, strasząc nożami, które wielu z nas nosi na co dzień jako praktyczne narzędzie lub element bezpieczeństwa, kreują niepotrzebną i niesprawiedliwą narrację. Noszenie noża nie czyni nikogo przestępcą – dla wielu z nas to po prostu element codziennego życia.

Musimy sprzeciwić się tej retoryce. Przestępcy nie przestaną popełniać przestępstw tylko dlatego, że zakazano im kolejnego narzędzia. Takie zakazy nie utrudnią im życia. Potrzebujemy mądrych rozwiązań, które naprawdę będą walczyć z przestępczością, a nie z prawami i wolnościami Obywateli.
W wolnym społeczeństwie ci, którzy naruszają prawo, powinni być pociągani do odpowiedzialności, a nie Obywatele. Wolność jest zbyt cenna, by pozwolić na jej ograniczanie w imię pozornego bezpieczeństwa.


Media straszyły ruską agenturą i co?

I nic!

Nikt nic sobie z tego nie robił. 

Armia była coraz mniejsza, a i posterunki policji były likwidowane - w jakim celu skoro jakoby jest zagrożenie ze wschodu???

Teraz media straszą nożami i bronią czarnoprochową, a skąd się biorą osoby "irracjonalne" to my już wiemy.

Lata 50te wracają!!!


-------------




"Dlaczego tylko my, a nie inni posiadacze broni?"



Bo od kogoś muszą zacząć. 

Najpierw będą męczyć myśliwych, potem resztę.


Właściciele broni czarnoprochowej mogą skutecznie strzelać z tej broni i to jest teraz powód, by ten rodzaj broni objąć zakazem albo uprawnieniami.


I jaki wysyp wypadków od razu  w tych mediach, no... tylko grudzień 2023 się zaczął i nowa władza i patrz:

Według policyjnych związkowców broń czarnoprochowa jest tak samo niebezpieczna jak współczesna broń palna. Ich zdaniem takiej broni w rękach Polaków może być już pół miliona i jest coraz więcej incydentów z jej udziałem. Podają pięć przypadków, w tym zabicie dwóch policjantów w grudniu 2023 roku we Wrocławiu i postrzelenie innego mundurowego w lipcu bieżącego roku w Bolesławcu.


Czy jak jaki człowiek będzie posiadał pozwolenie na broń czarnoprochową i będzie chciał z tej broni kogoś - tfu tfu - zabić, to takie pozwolenie - posiadanie takiego "papieru" - sprawi, że odstąpi od swojego zamiaru?

Hę?



lipiec 2024 - Gazeta Prawna:

w Bolesławcu, na Dolnym Śląsku, doszło do incydentu, podczas którego policjant został ranny. Zgodnie z informacjami podanymi przez Komendę Główną Policji, funkcjonariusze zostali wezwani do agresywnego mężczyzny demolującego mieszkanie. W trakcie interwencji z zamkniętego pomieszczenia padł strzał, raniąc jednego z policjantów. Napastnik później popełnił samobójstwo.



Tymczasem mnożą się agresywni mężczyźni, których policja musi ścigać i pomagać im się ogarnąć...


dziś - Trójmiasto.pl:
Był agresywny, w dodatku w kolejce SKM wymachiwał bronią, czym wywołał ogromny strach wśród współpasażerów. 36-latka po ok. dwóch godzinach od zdarzenia zatrzymała policja. Ze względu na irracjonalne zachowanie został przewieziony na badania.

Zatrzymany posiadał broń pneumatyczną!
Może to był jeden z tych sfrustrowanych cyklistów z Gdańska, co tak krzyczą na ludzi, że im na ścieżce rowerowej przystanęli...? Kto wie....



kwiecień 2024 - za hej.mielec.pl:

Policjanci z Mielca interweniowali dzisiaj rano w rejonie Placu AK, w ścisłym centrum Mielca. Dostali zgłoszenie o mężczyźnie z dużym nożem, który miałby być agresywny.

Dosyć szybko funkcjonariuszom udało się odnaleźć i obezwładnić agresora. To dobrze znany mieleckim policjantom mieszkaniec jednej z pobliskich ulic. Był pijany i faktycznie miał przy sobie spory nóż.

Na szczęście nie zdołał nikogo zaatakować i zranić, interwencja policji okazała się skuteczna.



 z dużym nożem... no tak, musieli jechać to sprawdzić!

Redaktorzy nie podają żadnych szczegołów, czy nóż był okazany przechodniom.

Zauważmy:

który miałby być agresywny - więc nie wiadomo nawet, czy był agresywny!
Był pijany 
i faktycznie miał przy sobie spory nóż


Może jakiś złośliwy kolega zawiadomił policje?? Kto wie....?

Skoro faktycznie miał , to może Coś się nie zgadzało w zawiadomieniu??
Ile było tego czegoś?


Całe szczęście, że nic nie słychać o masowym wysypie "nożowników", ani "nożyczkowników"!
Może zeszli do podziemia??


Przypominam, że co roku na polskich drogach w wypadkach ginie ok. 2000 osób i policja nie żąda specjalnych uprawnień na posiadanie samochodu, choć.... choć pan Morawiecki bardzo krzyczy, że piraci drogowi to som mordercy i tak trzeba ich traktować.


Co za koincydencja...


Prawdziwa kumulacja przypadkowych zdarzeń i obudzonych po tylu latach funkcjonariuszy!

I nawet pan prezydent powiedział kilka tygodni temu, że on jest z tym rządem.



Co za kumulacja przypadków!!

I to za tej władzy właśnie, a wcześniej też się przecież zdarzały wypadki, tylko wtedy nikt nie krzyczał, że 

Policja apeluje o pilne zmiany, przymierza się już do nich MSWiA


O pilne zmiany ! Rozumiesz człowieku?
Co za emocje....

Emocje?

35 lat Polski poLudowej i nagle wszyscy doznali olśnienia!

Jak na rozkaz!
Jak jeden mąż!

Właśnie teraz na jesieni tego roku!
W trzecim roku wojny na Ukrainie!

I  jak   s k r u p u l a t n i e  . . . ej, zaraz.....








Emocje??
Skrupulatnie?




Obecny rząd i prezydent i nie tylko oni - twierdzą, że żyjemy w czasach zagrożenia wojną ze wschodu.


I  w tych właśnie czasach, czasach zagrożenia realnego jak nigdy dotąd przez ostatnie 35 lat -  wymyślają powody, żeby ludziom utrudnić posiadanie chociażby broni czarnoprochowej, broni myśliwskiej, długich noży i kto wie, czego jeszcze...



Tak się społeczeństwo przygotowuje do obrony?

Tak się robi?


Zaraz mi się przypomina, że po 1990 roku schrony i Obrona Cywilna "poszły w odstawkę" jako "przeżytek komuny", a mimo to media całe 35 lat alarmowały, że grozi nam ruska agentura - o dziwo, pomimo owego domniemanego zagrożenia armia robiła się coraz mniejsza i mniejsza...

Dopiero rząd PiSu dramatycznie zwiększył nakłady na wojskowość (ale dopiero w 2022?), no i powstała Obrona Terytorialna..


To jest zagrożenie ze wschodu, czy nie ma???



Faktory wpływające na wskaźnik posiadania broni w UE:

Prawo i regulacje, kultura, obrona osobista, dostępność i cena, postawy społeczne i polityczne, historia [u nas komuniści systemowo rozbroili społeczeństwo po wojnie, by ułatwić sobie działanie, w tym odebrano ludziom wiele broni myśliwskiej - MS] oraz egzekwowanie prawa.

Te różnice wynikają z wielu czynników, takich jak prawo i regulacje, kultura i tradycja, obrona osobista i bezpieczeństwo, dostępność i cena broni, społeczne i polityczne postawy, a także historia i doświadczenia danego kraju.



kraje UE - wskaźnik posiadania broni (wskaźnik_pb) na 100 mieszkańców - styczeń 2024:
(szczegółowe wartości podaję na końcu posta)



Popatrzmy na Rumunię, którą dzięki stronie Gandeste często przywołuję na łamach bloga.

Rumunia --- ma wskaźnik_pb 2,6
Polska ------ ma wskaźnik_pb 2,5

Rumunia jest niemal na tym samym poziomie co Polska, a jest to kraj, który chyba najbardziej  ucierpiał na zmianach po 1990 roku.

Kraj biedny, wydrenowany z majątku narodowego, o dużej imigracji za pracą, a za wszystkim tym stoi prawdopodobnie byłe Securitate... i tego pilnuje?

I Polska - ma niemal ten sam wskaźnik_pb, a nawet gorszy.

Czyli u nas jest podobnie? 

No tak to jakby wynika z faktów, pokazywanych min. na tym blogu..




Patrząc na takie kraje jak Finlandia - ok. 6 mln mieszkańców... wskaźnik ma na poziomie 32 - Finowie posiadają "w domu" ponad 12 razy więcej broni niż my!

Co za uzbrojone społeczeństwo! 

Czy nawet - Malta - mikroskopijny kraj w Europie - 0,6 miliona obywateli (Gdańsk, Gdynia i Sopot to ok. 0,9 mln mieszkańców), wskaźnik na poziomie 28 - około 11 razy więcej niż w całej Polsce!! 


CYPR, Luksemburg, Słowenia, nawet Estonia - wszystkie one mają większy współczynnik posiadania broni niż Polska, kraj blisko 40 milionowy. Każdy z nich.





To nie jest tak, że te kraje są uzbrojone - TO MY JESTEŚMY ROZBROJENI !




My jesteśmy jako społeczeństwo totalnie rozbrojeni, dosłownie - BEZBRONNI jak dzieci (do których nawet baba z telewizora mówi jak do dzieci...) - i to systemowo, od czasów powojennych.


A w kraju sąsiednim jest wojna!

Na Ukrainie w 2022 roku masowo udostępniano broń cywilom i teraz jest tam mnóstwo niezarejestrowanej broni palnej, w tym karabiny maszynowe - w rękach "zwykłych" obywateli i grup przestępczych!

Co będzie po wojnie???



Oto recepta policji na bezpieczeństwo Polaków (za rp.pl):

„Niewątpliwie dla zapewnienia bezpieczeństwa mieszkańców Polski konieczne jest reglamentowanie dostępu do broni czarnoprochowej” – pisze w petycji do Sejmu zarząd główny Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Policjantów.



Dla bezpieczeństwa Polaków, czy żeby służbom wszelakim ułatwić robotę?


gazetaprawna.pl:

„Rozmawiałem z komendantem głównym insp. Markiem Boroniem, że najwyższy czas tym tematem się zająć, bo to nie jest pierwszy przypadek postrzelenia policjantów z broni czarnoprochowej” – podkreślił Siemoniak. Dodał również: „Być może trzeba będzie jakiś nowych regulacji ograniczających czy zakazujących. Ale też sobie powiedzieliśmy, że nie róbmy tego w emocjach, bo to łatwo jest, żebym teraz zapowiedział ostre działania. Jestem przekonany, że te kwestie trzeba zasadniczo uporządkować, bo nie może być tak, że policjanci są narażeni na tego rodzaju sytuacje”.


Czyli jednak chodzi o zdrowie i życie policjantów.



Ja nie mówię, ale.... no wiesz. To są rzeczy NIEPRZEWIDYWALNE.

Przestępca posiada często broń nielegalnie, więc co?
Jak nie ma pozwolenia, to na pewno nie ma broni??

To są rzeczy NIEPRZEWIDYWALNE.

Bycie narażonym na takie sytuacje, to jest właśnie robota policji.

Na tym polega bycie policjantem.

Tak jak górnik jest narażony na zasypanie w kopalni, projektant i inżynier jest narażony na zawalenie się budowli, strażak jest narażony na eksplozję gazu, żołnierz jest narażony na ugodzenie kulą, tak policjant jest narażony na obcowanie z przestępcami.


Każdy podejmuje ryzyko zawodowe.

I od tego jest policja, by łapać przestępców, a nie inżynier.




Przestępcy uzbrojeni w nóż raczej odstąpią od obywatela uzbrojonego w broń palną.

Czy nie?

Jeśli nie, to znaczy, że policja i tak jest zagrożona od przestępcy, nawet z nożem.

To dlaczego nie zostawić ludziom broni, by mogli odstraszyć złoczyńców, żeby zwiększyć swoje szanse w razie napaści?






Przypominam, że jesteśmy krajem o relatywnie niskiej przestępczości, stosunkowo bezpiecznym.



za Policja.pl:

2021 rok

Polska jest jednym z najbezpieczniejszych krajów w Europie. Według raportu Urzędu Statystycznego Unii Europejskiej Polska tuż po Chorwacji i Litwie jest najbezpieczniejszym krajem we wspólnocie.








Źródło: Eurostat


I tak się zastanawiam...

jak ci policjanci w tej 

Austrii (wskaźnik_pb - 30, przestępczość niewysoka) czy na przykład

Belgii  (wskaźnik_pb - 12,7 i wysoka przestępczość),


jak oni sobie radzą ze strachem, że facet niespodziewanie wyciągnie jakiegoś kapiszona i strzeli w drzwi??

Hę?






W czasie ostatniej wojny systemowo wymordowano nam elity i myślenie polityczne, dziś istnieje konieczność odbudowania kadr zdolnych myśleć politycznie, zdolnych samodzielnie podejmować inicjatywy na rzecz społeczeństwa i bezpieczeństwa państwa. 

Takich ludzi potrzebujemy u władzy i w okolicach władzy, jako kadry zastępcze, gotowe do pomocy w każdej chwili.





Pamiętajmy o bardzo poważnych sprawach:


Wg Niemców II Wojna Światowa nie zakończyła się, tylko trwa w utajeniu i co wychodzi z danych pokazanych na tym blogu - Niemcy nie wprost kwestionują granice Polski.


Otwarty atak zbrojny Niemiec na Polskę jest tylko kwestią czasu.






















------------------------


Wskaźnik posiadania broni na 100 mieszkańców dla krajów Unii Europejskiej:

Finlandia: 32,4
Austria: 30,0
Cypr: 29,1
Malta: 28,3
Szwecja: 23,1
Portugalia: 21,3
Francja: 19,6
Niemcy: 19,6
Luksemburg: 18,9
Grecja: 17,6
Słowenia: 15,6
Włochy: 14,4
Chorwacja: 13,7
Litwa: 13,6
Belgia: 12,7
Czechy: 12,5
Węgry: 10,5
Łotwa: 10,5
Dania: 9,9
Bułgaria: 8,4
Hiszpania: 7,5
Irlandia: 7,2
Słowacja: 6,5
Estonia: 5,0
Holandia: 2,6
Rumunia: 2,6
Polska: 2,5






Ekoaktywiści na pasku obcych służb i porażający audyt w Polskim Związku Łowieckim – ujawnia Marcin Możdżonek w Rymanowski Live - PCH24.pl


.gazetaprawna.pl/wiadomosci/kraj/artykuly/9543346,bron-czarnoprochowa-na-pozwolenie-siemoniak-trzeba-uporzadkowac-sytu.html

Incydent w centrum Mielca. Mężczyzna z nożem ujęty przez policję - hej.mielec.pl

Wymachiwał bronią w SKM. Został zatrzymany (trojmiasto.pl)

Porównanie wskaźników posiadania broni: Unia Europejska i Stany Zjednoczone | portalstrzelecki.pl

Koniec broni czarnoprochowej w Polsce? „Tak niebezpieczna, jak współczesne pistolety” - rp.pl

money.pl/gospodarka/koniec-z-bronia-czarnoprochowa-policjanci-apeluja-o-pilne-zmiany-7075124897958656a.html


Samobójstwo w trakcie interwencji policji. SCENY GROZY w Bolesławcu | Niezalezna.pl



policja.pl/pol/aktualnosci/206040,W-Polsce-jeden-z-najnizszych-wskaznikow-przestepstw-w-Unii-Europejskiej.html






środa, 9 października 2024

Programowanie neurolingwistyczne NLP




To było pierwszy raz, jak się tak odsłonił.

Pamiętam, że miałem wtedy 24 lata, siedzieliśmy na jednej kanapie i oglądaliśmy telewizję.
Nagle powiedział coś do mnie, coś co było sugestią, i w tej sekundzie w okolicy nerki poczułem delikatne dotknięcie.

To był szok.
A w każdym razie - bardzo się zdziwiłem...



To było nienormalne, niezwykłe, bo siedział ode mnie w pewnym oddaleniu, był cały czas oparty, więc żeby tak wyciągnąć do mnie rękę i mnie dotknąć, musiał się jakoś skłonić, musiał wykonać jakiś konkretny ruch i przede wszystkim musiałbym ja odczuć ten ruch na kanapie, na której przecież razem siedzieliśmy. A tego nie było.


I to było dziwne.


Dotknięcie było niespodziane i bez żadnych symptomów, i było ściśle skorelowane z sugestią.

Nigdy nie slyszałem o takich metodach, ale zamiar był bardzo czytelny i natychmiast rozpoznawalny.



Wzmocnienie sugestii dotykiem.




Skąd ktoś, kto ma dwie lewe ręce, nie ma pojęcia o niczym, nie ma w zasadzie żadnych zainteresowań, nie ma nic ciekawego do powiedzenia, ba! - nie ma nic do powiedzenia, nie ma nawet za bardzo kolegów, od których mógłby się tego dowiedzieć, albo nauczyć - wie takie rzeczy??


 






przedruk



NLP, czyli programowanie neurolingwistyczne

2017-11-14 14:12

Programowanie neurolingwistyczne (NLP) to technika mająca na celu modyfikowanie działania swojego umysłu, a szczególnie możliwości wpływania na innych ludzi. Metoda ta w środowiskach medycznych jest krytykowana, a jednocześnie NLP jest wykorzystywane czy to w biznesie, czy w świecie reklamy. Czym jest programowanie neurolingwistyczne i czy warto zainteresować się tą metodą, czy też może rzeczywiście należy w ogóle odrzucić sens jej istnienia?


Programowanie neurolingwistyczne (NLP) to technika mająca na celu modyfikowanie działania swojego umysłu, a szczególnie możliwości wpływania na innych ludzi.



Programowanie neurolingwistyczne (NLP) to jedna z bardzo wielu technik modyfikacji sposobów zachowania i przeżywania. Programowanie neurolingwistyczne skupia się na związku pomiędzy funkcjonowaniem ludzkiej sieci neuronalnej (stąd w nazwie NLP słowo "neuro"), aspektach językowych (lingwistycznych) oraz na wynikających z obu wcześniej wymienionych sposobach zachowywania się, ale i wpływania na zachowania innych ludzi (wspólnie rozumianymi jako programowanie). Choć brzmi to zapewne dość skomplikowanie, w rzeczywistości programowanie neurolingwistyczne nie jest aż tak trudnym do zrozumienia zagadnieniem, a co więcej – w zasadzie każdy chętny do tego człowiek może zapoznać się z tą techniką.


Programowanie neurolingwistyczne (NLP): historia

NLP swoje początki miało w latach 70. XX wieku. Zasadniczo metoda ta wywodzi się od uznanej w psychiatrii metody terapeutycznej, bo od psychoterapii. We wspomnianym wyżej czasie Richard Bandler analizował materiały przedstawiające m.in. terapię Gestalt prowadzoną przez samego jej twórcę, Fredericka Perlsa. Bandler zauważył, że to, jak pacjenci reagują na tę terapię, jest ściśle uzależnione od prezentowanych przez terapeutę zachowań, sposobów wypowiedzi i używanych przez niego słów. Mężczyzna sam doszedł do pewnych wniosków, jednakże potrzebował on pomocy, dlatego do współpracy zaprosił lingwistę Johna Grindera.

Twórcy teorii programowania neurolingwistycznego analizowali nie tylko prace Persla – interesowały ich również działania psychoterapeutki Virginii Satir oraz psychiatry Miltona Ericksona. Bandler i Grinder pracowali nad NLP przez kilka lat, wydawali różne publikacje dotyczące metody, a także prowadzili warsztaty z programowania neurolingwistycznego.


Na czym polega programowanie neurolingwistyczne (NLP)?

Założeniami programowania neurolingwistycznego są modyfikacje własnych zachowań i odczuć, ale i wpływanie na zachowania innych ludzi. Ogólnie NLP bazuje na tworzeniu świadomych połączeń pomiędzy myślami i zachowaniami, a także na używaniu odpowiednich słów w kontaktach międzyludzkich.

Jedną z najpopularniejszych technik NLP jest kotwiczenie.

Przypomina ono, omawiane już w szkołach średnich, zjawiska warunkowania. Kotwiczenie polega na łączeniu pożądanych myśli, emocji i uczuć z konkretnymi bodźcami, np. z dotykiem, obrazem czy z dźwiękami. Ten enigmatyczny opis można wyjaśnić w ten sposób: założeniem programowania neurolingwistycznego jest sprawienie, aby np. pacjent był w stanie odczuwać (na własne życzenie) przyjemne emocje po dotknięciu swojego ciała w określony sposób czy w jakimś konkretnym miejscu. Istnienie takiej możliwości miałoby np. umożliwiać zredukowanie poziomu stresu przed jakimś wydarzeniem, któremu stres może towarzyszyć (jako przykłady takich zdarzeń można podać rozmowę o pracę czy podejście do jakiegoś ważnego egzaminu).

Innymi metodami należącymi do programowania neurolingwistycznego są:

modelowanie
trans
metafory
linia czasu
przeramowanie
swish pattern
podwójna dysocjacja



Na drodze programowania neurolingwistycznego poprawiać ma się zarówno samoświadomość tej osoby, która uczy się technik NLP, ale i możliwe ma się stawać wpływanie na zachowania innych ludzi. Według autorów koncepcji programowania neurolingwistycznego słowa mogą mieć ogromną moc i dzięki odpowiedniemu ich używaniu, możliwe jest nakłanianie innych do tego, by postępowali zgodnie z naszą wolą przy jednoczesnym wrażeniu, że podejmowane przez nich decyzje należą w pełni do nich samych.

Jako przykłady stosowania NLP w rozmowach z innymi ludźmi można podać umiejętne wykorzystywanie np. takich słów, jak: ale:

 "Dostałem dzisiaj jedynkę z matematyki, ale udało mi się strzelić pięć goli na w-fie". 

Użycie słowa "ale" sprawia, że pierwsza część zdania - nawet jeżeli dotyczy ona negatywnych aspektów - ulega niejako pominięciu. 

Po wypowiedzi zawierającej to słowo rozmówca skupia się głównie na drugiej, znajdującej się po "ale", części zdania.wyobraź sobie:

 "Wyobraź sobie kochanie, jak przyjemnie jeździłoby się nam nowszym samochodem". 

W przypadku stosowania tej techniki NLP dość swobodnie można manipulować tym, jakie myśli pojawiają się u osoby, z którą rozmawiamy. Zaczynając zdanie od "wyobraź sobie" doprowadzamy do tego, że zwykle w głowie naszego rozmówcy, nawet całkowicie niezależnie od jego woli, pojawiają się przywołane w zdaniu czynności czy przedmioty.

Powyżej wspomniano zaledwie przykładowe metody NLP służące do modyfikowania odczuć rozmówców. Jest ich jednak jeszcze wiele, wiele więcej.


Programowanie neurolingwistyczne: za i przeciw

Programowanie neurolingwistyczne z pewnością można traktować jako dość ciekawe zagadnienie, związane jednak z nim są pewne kontrowersje. Dotyczą one chociażby tego, że środowiska naukowe i medyczne nierzadko krytykują NLP. Źródłem krytyki tej metody jest między innymi to, że według niektórych specjalistów wątpliwa jest skuteczność uczestniczenia w kursach programowania neurolingwistycznego. Kontrowersje wzbudza też to, że tak naprawdę NLP doprowadza przecież do pewnych zniekształceń rzeczywistości. Zdaniem jeszcze innych osób, poprzez programowanie neurolingwistyczne można manipulować innymi ludźmi – a takowe manipulacje nie zawsze muszą przecież służyć dobrym celom.

Z drugiej strony istnieje całkiem przeciwny obóz, czyli zwolenników programowania neurolingwistycznego. Metoda cieszy się zainteresowaniem ludzi zajmujących się biznesem, wykorzystują ją chociażby handlowcy czy specjaliści od reklam. Przeprowadzane są specjalistyczne kursy programowania neurolingwistycznego, które stanowią element szkoleń prowadzonych w celu zwiększenia samomotywacji i samoświadomości pacjentów. NLP bywa również stosowane w przebiegu coachingu.










poradnikzdrowie.pl/psychologia/rozwoj-osobisty/nlp-czyli-programowanie-neurolingwistyczne-aa-GZw1-MJtU-jUX4.html




















wtorek, 8 października 2024

Nauka historii w szkole





W sumie, nauka historii powinna być nauką myślenia politycznego.

Polityka przenika wszystko i wpływa na życie każdego z nas.





Kanada






przedruk





Jeśli przejdzie ustawa zgłoszona przez posłankę federalnej NDP w sprawie „zakazu kłamstwa o szkołach z internatami”, niedługo wszyscy będziemy musieli przyklepywać oficjalną wersję, niczym ideologiczną mantrę. Dlatego zanim zejdziemy do podziemia i drugiego obiegu, kilka uwag na ten temat.

Tragedią naszych czasów jest postępujące ogłupienie, elit nie wyłączając; brak im podstawowych wiadomości o historii świata, własnego państwa i narodu. 

Kanada, w imię wielokulturowego „zjednoczenia” i tworzenia nowej tożsamości, jakiś czas temu zrezygnowała z nauczania historii w szkołach. Widocznym znakiem tej koncepcji jest nowy projekt graficzny kanadyjskiego paszportu, w którym w przeciwieństwie do dawnego nie ma żadnych odniesień do wydarzeń historycznych budujących państwo kanadyjskie, jak choćby Vimy Ridge, są za to ptaszki i boberki. Słowem, nie historia ma nas jednoczyć, lecz przyroda i geografia; „jesteśmy wszak pierwszym państwem postnarodowym”, jak to stwierdził Justin Trudeau w jednym z wywiadów.

Ludzie, którym w szkole obowiązkowo podaje się – jak mi to objaśnił nauczyciel p. Krzysztof Sojka-Wilmański – jedynie półroczny kurs historii w 10. klasie, zaczynający się od pierwszej wojny światowej, to super materiał do ideologizowania, każda historyczna głupota wejdzie w nich jak w masło. 

Przede wszystkim zaś nie są w stanie wyrobić sobie własnego zdania i myśleć samodzielnie, właśnie o sprawach takich, jak program asymilacji ludności rdzennej prowadzony w Kanadzie od lat 30. XIX wieku do 1996 roku.


Nie są w stanie zrozumieć, że całe przedsięwzięcie wzięło się nie z nienawiści i chęci wybicia Indian, lecz z programu ich ucywilizowania i przerobienia na pożytecznych mieszkańców kolonii.

W owych czasach uważano powszechnie, że zachodnioeuropejska cywilizacja jest lepsza, dostarcza wyższy standard życia, higieny, wyżywienia, organizacji społecznej i wojny. W zetknięciu z Europejczykami Indianie przegrali, co biali uważali za oczywisty dowód wyższości własnej kultury.

Szkoły z internatami, miały więc indiańskie dzieci, ucywilizować i dać im lepszą przyszłość, niż to co miały w rezerwatach. Cywilizacja kontra dzicy ludzie – taka była wówczas powszechnie przyjmowana dychotomia. Możemy to dzisiaj oceniać, jak chcemy, ale taki był wówczas tok myślenia.
Zresztą zabiegi „cywilizowania” nie były przez dominujących wówczas Europejczyków prowadzone tylko w Ameryce, lecz na całym świecie, często zresztą bez oporu tubylczej ludności, która z podziwem patrzyła i kopiowała wiele złych i dobrych cech zachodnioeuropejskiej cywilizacji, stąd też i charakterystyczne zjawisko kompradorów.


Podobnie było w samej Europie, gdzie też niektórzy – patrz Niemcy – czuli „misję cywilizacyjną”. „Modernizacyjne” przedsięwzięcia prowadzone były w Rosji XVII wieku, gdzie car Piotr I nakazał noszenie europejskich ubiorów i zgolenie bród, ale nawet w kanadyjskim Quebecu, gdzie w latach 60. za sprawą „Cichej rewolucji” zmodernizowano społeczeństwo, również pod względem obyczajowym, odrywając je od tradycyjnego katolicyzmu i jego wartości.

Podobne założenia istnieją dzisiaj wśród lewackiej elity Kanady, która przecież narzuca w szkołach postępową ideologię DEI, odrywając dzieci od tradycji rodziców, uznanej za zachowawczą i wsteczną.
W XIX wieku myślano podobnie – dominium kanadyjskie chciało odizolować młode pokolenie rdzennej ludności od wpływu rodziców i tradycyjnego środowiska, by uczynić z nich produktywnych mieszkańców kolonii i dać szansę cywilizowanego życia.

Podobna sytuacja miała miejsce w Europie, gdzie często dobroczyńcy z klas wyższych wyrywali z rodzinnego środowiska zdolne chłopskie dzieci, posyłali je po nauki do miasta, przez co traciły one kontakt z rodziną i odrywały się od tradycyjnych wiejskich zwyczajów, wierzeń a nawet języka. Znamy to z historii naszych ziem polskich.

Program szkół z internatami prowadzony był i finansowany przez kanadyjskie państwo, a kościoły, w tym katolicki były „podwykonawcami”, jako że to one prowadziły wówczas nauczanie.

Wszyscy wykształceni Indianie; adwokaci, lekarze, nauczyciele, politycy przeszli przez te szkoły. Innych nie było.

Tak, spowodowało to oderwanie ich od tradycyjnego języka, wierzeń, od miłości rodzin, a w wielu wypadkach naraziło na nękanie i molestowanie, jakie zawsze towarzyszą sytuacji, wszechwładzy dorosłych nad dziećmi. Sierocińce i szkoły z internatami na całym świecie, dostarczają wiele tych pożałowania godnych przypadków. I od tego jest policja by ścigać sprawców.

Tak więc szkoły z internatami mają skomplikowaną, zróżnicowaną i długą historię – dłuższą niż historia samej Konfederacji. Sprowadzanie jej do jednej politycznie poprawnej wersji, która odbiega od prawdy, nie ma nic wspólnego z pojednaniem i jest elementem budowy nowej globalistycznej tożsamości kanadyjskiego społeczeństwa. Nasi kierownicy uznają, że tożsamość grupowa budowana jest na mitach, dlatego usiłują skonstruować nową mitologię na potrzeby Nowego Wspaniałego Świata.


Andrzej Kumor








Według wewnętrznych badań Kanadyjskiej Komisji ds. Radia, Telewizji i Telekomunikacji (CRTC) zaufanie Kanadyjczyków do mediów informacyjnych stale spada. Tylko 32 procent respondentów uważa, że ​​informacje przedstawiane przez media są „dokładne i bezstronne”.

„Wrażenia dotyczące jakości treści spadły w przypadku niemal wszystkich źródeł w porównaniu do stanu bazowego, a obecnie mniej Kanadyjczyków wyraża zaufanie do mediów informacyjnych, zadowolenie z kanadyjskiej telewizji i czuje ich zapatrywania odzwierciedlone w treściach obecnie dostępnych” — wynika z badania CRTC opartego na wywiadach z 2541 Kanadyjczykami przeprowadzonych w okresie od 14 lutego do 29 marca.

Jak wynika z raportu, o którym jako pierwszy poinformował Blacklock’s Reporter, zaufanie do mediów spadło o 4 procent w porównaniu z rokiem 2023, a zadowolenie z jakości przekazów informacyjnych spadło o 6 procent.

Jak podano w raporcie, tylko trzy na 10 ankietowanych stwierdziło, że są zadowoleni z jakości informacji i analiz oferowanych przez kanadyjskie media informacyjne, zadowoleni z kanadyjskiej oferty programowej telewizji i czują, że „ich poglądy znajdują odzwierciedlenie w obecnie dostępnych treściach”.

Respondenci stwierdzili, że czerpią wiadomości głównie ze źródeł wideo, a następnie audio i innych źródeł medialnych. Ich zadowolenie spadło w przypadku większości rodzajów treści „rozrywkowych” i wszystkich rodzajów „treści informacyjnych”.

W raporcie stwierdzono również, że Kanadyjczycy w wieku 65 lat i starsi oraz osoby mówiące po francusku częściej deklarują, że ufają mediom informacyjnym, jeśli chodzi o dostarczanie dokładnych i bezstronnych informacji.

Badania Privy Council z marca 2023 r. wykazały, że niewielu Kanadyjczyków opowiada się za priorytetowym traktowaniem przez rząd federalny dotacji dla mediów informacyjnych, a jedynie „niewielka liczba uważa, że ​​branża informacyjna jako całość powinna być obecnie najwyższym priorytetem”. Wielu respondentów stwierdziło, że uważają, że rząd federalny ma pilniejsze kwestie, na których powinien się skupić, takie jak dostępność mieszkań i koszty utrzymania.

Jak wynika z raportu, gdy uczestnikom grupy fokusowej powiedziano, że wiele redakcji informacyjnych zwolniło pracowników lub ogłosiło niewypłacalność, wielu z nich wyraziło obojętność.


W raporcie Tajnej Rady zapytano również o poparcie dla ustawy C-18, Online News Act, która została uchwalona przez parlament w czerwcu ubiegłego roku. Ustawa nakazuje firmom technologicznym płacenie kanadyjskim mediom za treści informacyjne linkowane na ich platformach, ale w konsekwencji spowodowała utratę dostępu Kanadyjczyków do treści informacyjnych na dwóch platformach Meta: Facebooku i Instagramie.

W raporcie stwierdzono, że reakcje uczestników na ustawodawstwo były „mieszane”. Większość respondentów z północnego Quebecu je popierała, a niemal wszyscy z Toronto i miast średniej wielkości byli mu przeciwni.


Andrzej Kumor






KUMOR: Nowa kanadyjska mitologia - Goniec







Struktury państwa




Ciągła walka o niepodległość to także sprawianie, że istnieje zastępowalność kadr i ideowych ludzi.




przedruk
tłumaczenie automatyczne




Dan Diaconu: Suwerenność, największa stawka globalistów, jest przygotowywana




Dostanę wiele przekleństw do tego posta, ale jak zawsze jestem gotowy. Przyzwyczaiłem się do tego, że jestem przeklinany, kiedy przedkładam logikę i rozsądek nad uczucia. Jednak ci, którzy na mnie przeklinają, dobrze wiedzą (a przynajmniej mają wrażenie), że w końcu to oni będą cierpieć. Tak dzieje się za każdym razem z tymi, którzy dają się przytłoczyć uczuciom, za każdym razem odkładając moment chłodnej analizy. W końcu rzeczywistość uderza w ciebie i to boli!



Przejdźmy jednak do tematu dnia. To, co obserwujemy, nie tylko w naszym kraju, to eksplozja entuzjazmu suwerenistów. Jest to normalne zjawisko. Świat jest zmęczony imbecylizmem globalistycznej polityki, masowo kultywowaną degeneracją i wszystkimi nonsensami przedstawianymi jako nowa normalność. Tak więc, jak to normalne, świat zmierza w kierunku przeciwieństwa globalizmu. Które przeciwieństwo tak naprawdę nie istniało, ponieważ nie wolno mu było się pojawić. Dopiero później, gdy sytuacja stała się krytyczna, przebiśniegi suwerenizmu zaczęły rozkwitać.

Jeśli pamiętacie, w czasie prezydentury Trumpa pojawił się dziwny termin, który zaczął być kultywowany wszędzie: nacjonalizm gospodarczy. Był to absurdalny termin, mający na celu ustanowienie jałowej, pozbawionej znaczenia doktryny, ale której trzymali się wszyscy ci, którzy mieli nacjonalistyczne ideały. Na czym polega specyfika nacjonalizmu? Miłość do swojego kraju i swojego narodu. Co oznacza nacjonalizm gospodarczy? Coś, w czym rzekomo chronisz gospodarkę kraju, w którym się znajdujesz. Absolutnie nienormalne. Dlaczego miałbyś to robić, jeśli nie opierasz tego na przywiązaniu do swoich ludzi? No cóż, jeśli usuniesz ludzi z nacjonalistycznego równania – tak, aby nie byli powiązani z imigracją, ponieważ jest ona ustanowiona tylko przez Świętego Kalergiego – co ci pozostanie? Po prostu ogromna pustka. To dlatego inicjatywa Trumpa, w której tak wielu niepotrzebnie pokładało nadzieje, była w swoim czasie farsą.

Nadszedł czas, aby zrozumieć suwerenność. Co to za termin, który z dnia na dzień wyszedł z pracy? Jest on właśnie prawowitym spadkobiercą "nacjonalizmu gospodarczego". Ponieważ ideologia promowana przez Trumpa była zbyt wykastrowana, zbyt jałowa na pierwszy rzut oka, znaleziono termin, który był na tyle niejasny, pobłażliwy, że można było wprowadzić w niektórych miejscach kwestie, o których wcześniej nie wolno było nawet wspominać. Choć wydaje się to bliższe nacjonalizmowi, w rzeczywistości suwerenność jest nadal aborcją. Dam wam zabawny przykład: suwerenistyczny Simion, aby dobrze wypaść w ambasadzie Izraela, obiecuje zapełnić kraj Żydami. Nawet ich nie pytają, czy chcą tu przyjechać! Sprowadza ich siłą, wkłada im obywatelstwo do kieszeni, nawet jeśli o nie nie prosili! Boli cię głowa!

Właśnie na tym modelu, wszędzie na Kolektywnym Zachodzie, pojawiły się ruchy suwerenistyczne. W Niemczech z dnia na dzień powstały dwie tak zwane radykalne konstrukcje: jedna na prawicy – AfD i druga na lewicy – Bündnis Sahra Wagenknecht. We Francji tę samą rolę odgrywa Front Narodowy, bieżnikowany przez córkę założyciela. We Włoszech władzę przejęła już wielokrotnie nagradzana Meloni z Atlantic Council. I tak dalej na całym świecie. Mieszanka wątpliwych postaci, wygrzebanych ze szlamu lokalnej polityki, obiecuje zieleń i suchość.

Aby lepiej zrozumieć zjawisko, ograniczę się do tzw. oferty politycznej w Rumunii, bo ci, którzy mnie czytają, dobrze ją znają. Przyglądając się sytuacji, zauważamy, że mamy dwie prominentne osobistości – Simiona i Șoșoacă – za którymi z daleka podąża kilku niezależnych. Mógłbym przeprowadzić dogłębną analizę, sprowadzając resztę plutonu na stół sekcyjny, ale ograniczę się do tych dwóch i od razu wyjaśnię powód.

Aby móc rządzić krajem, potrzebujesz urządzenia. Jeśli przeciwstawia się państwu podziemnemu – jak twierdzi Pan/Pani – musi mieć masę krytyczną osobowości, specjalistów z różnych dziedzin, gotowych do przejęcia władzy na jak największej liczbie szczebli. Weźmy za przykład Ministerstwo Edukacji. Jeśli ma się wrażenie, że mianując ministra, uda się zmienić strukturę i zachowanie tego stalinowskiego potwora – przekształconego po rewolucji w postępowego – to jest w błędzie! Żeby pchnąć Ministerstwo Edukacji w pożądanym kierunku, trzeba mieć kilkaset osób, które zostaną obsadzone na kluczowych stanowiskach. Pomnóż to na poziomie całego stanu. Pomyśl, że tylko w wymiarze sprawiedliwości trzeba zmienić cały aparat, w służbach i wojsku musisz postawić swoich ludzi przynajmniej na kluczowych stanowiskach, w Policji, w obszarze administracji i tak dalej. Ile osób potrzebujesz? Zapewne docieramy do dziesiątek tysięcy osób, które, powtarzam, muszą być dobrymi specjalistami w swojej dziedzinie działalności. W przeciwnym razie nic nie możesz zrobić!

Dlatego też nie włączam do dzisiejszej dyskusji niezależnych polityków, którzy są utożsamiani z ruchem suwerenistycznym. Bez wątpienia niektórzy z nich to uczciwi ludzie, do których osobiście mam pełne zaufanie. Tylko oni są sami! W pojedynkę nie masz szans. Jesteś politycznie zerem. System gra z Tobą dokładnie tak, jak jesienny wiatr kieruje opadaniem suchego liścia. Bez urządzenia, o którym mówiłem, jesteś niemą osobą, która krzyczy w świecie głuchych.

Dlatego też będę odnosił się wyłącznie do Șoșoacă i Simion. Ale i tutaj sprawy nie różnią się zbytnio. Chociaż mają za sobą struktury partyjne, w rzeczywistości są ludźmi orkiestry swoich partii. Zakładając, że wybory prezydenckie wygrają Simion lub Șoșoacă, nie będą w stanie ruszyć z niczym, ponieważ nie mają za sobą spójnej struktury, za pomocą której mogliby przejąć stery władzy. Nie mają nawet spójnej doktryny, programu do wdrożenia. Czy słyszeliście od któregoś z tych, którzy walczą o władzę, w jaki sposób, na przykład, zrestrukturyzują dług publiczny? Jakie kroki podejmą w celu utrzymania spójności systemu emerytalnego? W jaki sposób zrestrukturyzują system wynagrodzeń w instytucjach państwowych? W jaki sposób zmienią rozmiar ministerstw i na jakiej podstawie dokonają tej zmiany? Nic! Dlaczego? Bo nie mają pojęcia. Kiedy jesteś człowiekiem-orkiestrą i udajesz, że wiesz wszystko, w rzeczywistości nie wiesz nic. Tym, którzy pewnie już się rozpalili, mówię tu, nie oceniam, czy jedno lub drugie jest sprawiedliwe, ale czy ma moc zmiany czegoś. A jak to wszystko wygląda, to zakładając, że ktoś chciałby coś zmienić, na pewno by mu się to nie udało.

Dobrze znamy sytuację w naszym kraju. Byłem jednak zaskoczony, gdy odkryłem, że to samo dotyczy innych krajów, w których obserwujemy wzrost tak zwanych ruchów suwerennościowych. Żadna z partii, które chcą zaatakować władzę, nie ma na tyle realnego aparatu, by móc ją przejąć. A jeśli tak się stanie, wita go nieprzyjemna niespodzianka, którą od razu zrozumiesz.

Żeby było jasne, będę kontynuował analizę, biorąc za przykład to, co dzieje się w Kanadzie. Dlaczego Kanada? Bo tam mamy do czynienia z ustabilizowaną, spójną opozycją, która ma zdolność do przejęcia sterów władzy. Konserwatyści, na czele z charyzmatycznym Pierre'em Poilievre'em, rosną w siłę i w sondażach rozbijają partię Trudeau. Chociaż jego sytuacja polityczna jest niepewna, choć w jego własnej partii pojawiają się głosy wzywające do jego rezygnacji, Trudeau kontynuuje radykalną linię, która zdefiniowała jego liczne mandaty. A pytanie, które przychodzi do głowy każdemu, to "dlaczego"? W pewnym sensie jest to tak proste, jak to tylko możliwe. Trudeau niewzruszenie kontynuuje swoją globalistyczną linię, ponieważ jego misją jest wyrządzenie jak najwięcej szkód do końca swojej kadencji. Kanada znajduje się na skraju szczególnie radykalnego kryzysu systemowego. Wszystko jest napompowane pompą, tak że pod koniec swojej kadencji Trudeau faktycznie przekaże rozżarzony węgiel w ręce konserwatystów. W związku z tym cały ich mandat będzie polegał na tym, że będą musieli walczyć z wyzwaniami gospodarczymi, zapominając o innych wstrząsach, które należy skorygować. Ponadto czynniki międzynarodowe będą starały się wywrzeć presję na konserwatystów, aby ich mandat okazał się nieudany. W rzeczywistości taki jest plan: przekazujemy władzę, pozwalamy im skompromitować się w wyniku poważnych zakłóceń równowagi, które stworzyliśmy, a potem wracamy z fanfarami. To samo dotyczy Stanów Zjednoczonych. Bez względu na to, jak bardzo Trump bije się cegłą w piersi, jedyną polityką, jaką może przyjąć, jest bolesna restrukturyzacja, cięcie wydatków. Dziedziczy kraj w zakamuflowanym bankructwie, niezdolny do sfinansowania się i z długami, które rosną z chwili na chwilę. Nawet rezerwy ropy naftowej w tym kraju zostały opróżnione, a Biden wciągnął USA w nieodwracalną strukturę finansowania wojny na Ukrainie, z której Trump będzie prawie niemożliwy do wydostania się.

Jak można dobrze zrozumieć, w obszarach, gdzie struktury polityczne są spójne, gdzie partie, które dochodzą do władzy, są również zdolne do przejęcia władzy, pewne pułapki są już zastawione w celu ograniczenia ewentualnego "rewolucyjnego impetu", który mógłby odwrócić wcześniej ustalony program. Innymi słowy, podobnie jak w pierwszej kadencji Trumpa, kluczowym słowem mandatu rebeliantów, którzy przejmą władzę, będzie porażka. Tak to jest zaprogramowane, aby się działo.

Cóż, mając te przykłady, jak myślisz, co stanie się w nowym ZSRR – czytaj: Unii Europejskiej – kiedy u sterów władzy zostaną zasiadnięte jednostki niewspierane przez żadną strukturę o minimalnym stopniu spójności? Oczywiście, upadek i katastrofa będą nieskończenie większe, a celem całej operacji będzie skompromitowanie nie tylko tak zwanej suwerenności, ale każdego ruchu politycznego mającego na celu zastąpienie globalizmu.

Wspominam, że w swojej analizie założyłem, że ludzie, którzy reprezentują suwerenność, są uczciwi. W rzeczywistości większość tych, którzy "trzymają społeczeństwo w garści", jest podejrzanie wieszana przez państwo podziemne, będą, tak jak ci dzisiejsi, zdalnie sterowanymi lalkami. To dlatego powiedziałem państwu w tytule, że suwerenność, która jest dla nas przygotowywana, jest w rzeczywistości globalistyczną stawką, farsą jak wszystkie inne wystawione do tej pory.

Tak więc, jeśli spodziewasz się jakiejkolwiek zmiany, zdecydowanie nie szukaj we właściwym miejscu. Jedyna realna zmiana może wyniknąć wyłącznie z upadku amerykańskiego hegemona. A raczej z resetu systemu stosunków międzynarodowych. Ale jeszcze będziemy mieli czas, aby porozmawiać na ten temat. Musimy zrozumieć, że jeśli poziom międzynarodowy będzie kontynuowany tak jak wcześniej, wszystko stanie się tak, jak powiedzieliśmy w tym artykule.

O niepodległość - ciągły wysiłek





Wszystko wymaga wysiłku - dom, praca, związek, rodzina, wychowanie -


i państwo i niepodległość też.







przedruk




Czy Donald Tusk sprzeda Polskę? Szef Ordo Iuris alarmuje: Polska może ponownie zniknąć z politycznych map świata



– Do 2026 roku Polska może ponownie zniknąć z politycznych map świata. I nie ma w tym cienia przesady – podkreśla mec. Jerzy Kwaśniewski, szef Ordo Iuris w najnowszym Newsletterze Instytutu. Jak to możliwe? Otóż zgodnie z rezolucją Parlamentu Europejskiego z listopada 2023 roku, „cechy suwerennego Państwa Polskiego mają zostać oddane zreformowanej, nowej Unii Europejskiej”. – Po ponownym wyborze Ursuli von der Leyen na Przewodniczącą Komisji Europejskiej, proces reformy przyspiesza, a kluczową rolę ma w nim odegrać… polski rząd z Donaldem Tuskiem na czele – alarmuje mec. Kwaśniewski.

Jak czytamy, już za trzy miesiące Polska obejmie prezydencję w Unii Europejskiej. – Działając ręka w rękę z niemiecką przewodniczącą Komisji, Donald Tusk przez pół roku będzie miał szczególny wpływ na decyzje Brukseli. Coraz częściej można usłyszeć – w tym między innymi od śledzącego uważnie politykę UE Jacka Saryusz-Wolskiego – że zadaniem Donalda Tuska będzie przeprowadzenie wielkiej, traktatowej reformy – wskazuje.

Mec. Kwaśniewski przypomina, że Instytut Ordo Iuris od roku przewodzi w budowie europejskiego frontu sprzeciwu wobec oficjalnej procedury zmian w traktatach UE. Dlatego właśnie powstał raport „Po co nam suwerenność?”, który ma już swoje wydania w kilku językach. To także serie infografik uświadamiających opinię publiczną w jakiej sytuacji jesteśmy. Instytut dotarł także do najważniejszych ośrodków analitycznych Europy i USA oraz polityków partii suwerennościowych i liderów opinii, a także do ludzi ze sztabu Donalda Trumpa.


– Osobiście odbyłem też kilkadziesiąt spotkań w Polsce, gromadząc na nich łącznie tysiące słuchaczy. Polacy – zaaferowani narastającym kryzysem, kataklizmem powodzi, podwyżkami cen prądu – bez naszej kampanii informacyjnej mogliby nie dostrzec skali zagrożenia dla Państwa i Narodu. Wszystkim rozmówcom wyjaśniamy, że autorzy zmian w traktatach UE chcą odebrać nam prawo do decydowania o sprawach ochrony życia i rodziny, programie edukacji, ale także o regulowaniu gospodarki, o podatkach, a nawet o wydatkach zbrojeniowych! Bruksela chce nabyć prawo do dowodzenia polską armią, do zastępowania polskich ambasad unijnymi, czy do przejmowania kontroli nad granicami państwowym i polityką migracyjną – podkreśla szef Ordo Iuris.

A jak przypomina, zarówno twórcy reformy, jak i Parlament Europejski powołują się w oficjalnej treści rezolucji na plan politycznego przekształcenia Europy ogłoszony w „Manifeście z Ventotene” przez komunistę Altiero Spinellego.

– Ten radykalny dokument zakłada likwidację państw, granic i tożsamości narodowych, ograniczenie własności i dziedziczenia, a – nade wszystko – wyraża najgłębszą pogardę dla demokracji, zalecając zaprowadzenie w Europie dyktatury partii europejskiej. Fakt, że „Manifest” umieszczono w treści rezolucji inicjującej reformę UE pokazuje, jak pewni siebie są autorzy zmian – wskazuje mec. Kwaśniewski.

Jak czytamy, „aby to wszystko było możliwe, Donald Tusk musi przekonać nowe kraje UE do przyjęcia 267 poprawek do traktatów UE. W tym celu Komisja Europejska już zaprzestała krytykowania Polski, a jej coroczny raport na temat praworządności chwali reżimowe metody rządzenia tak premiera jak i ministra sprawiedliwości Adama Bodnara. Nowym komisarzem UE ds. budżetu został dawny szef gabinetu Donalda Tuska. Jego pierwszym zadaniem, ogłoszonym przez Ursulę von der Leyen, będzie uzależnienie dostępu państw do europejskich środków od lojalnego wdrażania polityki gender i Zielonego Ładu”.

Zdaniem prezesa Ordo Iuris, w świetle tych planów proces pacyfikowania polskiej opozycji oraz niszczenia niezależnych instytucji państwa nabiera zupełnie nowego znaczenia. – Rząd odmawia posłuszeństwa orzeczeniom Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego, zapowiada odbieranie od sędziów swoistych hołdów i oświadczeń o „czynnym żalu”. Upolityczniona prokuratura Adama Bodnara prześladuje przeciwników politycznych, ale także kapłanów i organizatorów patriotycznych demonstracji. Na zlecenie rządu, policjanci wtargnęli do siedziby Krajowej Rady Sądownictwa, Prokuratury Generalnej, telewizji publicznej czy Stowarzyszenia Marsz Niepodległości. Brutalnie spacyfikowano protesty rolnicze – wylicza mec. Kwaśniewski.

I pyta – dlaczego unijni urzędnicy wydają się być jakby ślepi na to bezprawie? Odpowiedź jest oczywista: milcząca akceptacja eurokratów oraz ich wsparcie dla fali rządowego bezprawia ma swoją cenę – a będzie nią niepodległość Polski.

Dlatego Instytut Ordo Iuris podejmuje zdecydowane działania, by wznieść naprzeciw projektu „Państwa Europa” silną i międzynarodową koalicję oporu. Mec. Kwaśniewski w swoim liście szczegółowo opisuje podjęte aktywności, takie jak zorganizowanie we wrześniu br. w Warszawie wraz z The Heritage Foundation międzynarodową konferencję ekspercką. Wybrzmiał tam zdecydowany głos, że należy zatrzymać radykalną centralizację Unii Europejskiej, bo jej negatywne skutki odczuje cały świat. A konferencja, to początek dalszych, wspólnych działań. Podkreśla też jak ważna jest obecność Instytutu na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych, skąd także nadchodzą regularnie ataki na polską suwerenność. Dość wspomnieć tylko Szczyt Przyszłości i przyjęcie dokumentu promującego cele Agendy 2030. A przecież globaliści chcą forsować narzucanie kolejnym państwom aborcji oraz wulgarnej edukacji seksualnej. Potrzeba też mocnego głosu w obronie życia i rodziny…

„Współpraca jest kluczowa dla skutecznej obrony suwerenności narodów europejskich, zagrożonych przez postępującą centralizację Unii Europejskiej. Tylko jako wielka koalicja możemy stawić opór radykałom, którzy od lat forsują swoją agendę w ramach UE i ONZ. Powstrzymanie budowy Państwa Europa zależy od milionów zwykłych Europejczyków, którzy muszą się przebudzić i wyrazić swój sprzeciw” – wskazuje mec. Kwaśniewski.

Źródło: Ordo Iuris

MA








poniedziałek, 7 października 2024

Spójne psychologicznie postaci















przedruk






07.10.2024 07:47


17 mln złotych dla firmy założonej przez Olgę Tokarczuk. Ma tworzyć system do gier komputerowych

Spółka Sundog, wśród założycieli której jest Olga Tokarczuk, otrzymała od PARP grant w wysokości blisko 17 mln złotych. Firma z branży gamingowej ma przeznaczyć te środki na stworzenie systemu pozwalającego na "tworzenie spójnych psychologicznie postaci, których decyzje będą odzwierciedlały ich implikowaną psychikę".



"Puls Biznesu" podała, że we wrześniu Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości (PARP) ogłosiła wyniki naboru wniosków w ramach Ścieżki SMART, której celem jest wsparcie działalności mikro, małych i średnich przedsiębiorstw. Przedsiębiorcy złożyli ponad 2,7 tys. wniosków o dofinansowanie na łączną kwotę prawie 24 mld zł. Pozytywnie oceniono 201 projektów na kwotę ponad 1,4 mld zł.

Gazeta zauważyła, że największa dotację wśród firm z branży gier otrzymała firma Sundog.

"Przyznana kwota dofinansowania to 16,9 mln zł. Wniosek złożony przez spółkę otrzymał 21 punktów, co uplasowało go na wysokiej, 18. pozycji w tym naborze" - podał "PB".


Dziennik wskazał, że "Sundog to zarejestrowana w 2022 r. spółka growa. Jej współzałożycielką, akcjonariuszką i członkinią rady nadzorczej jest noblistka Olga Tokarczuk. Trzon zespołu Sundoga tworzą osoby z dużym doświadczeniem w branży gier, które zdobywały m.in. w Fuero Games, PolyAmorous, Ovid Works, Flying Wild Hog czy CI Games. Spółka pracuje nad autorskim tytułem "Ibru". To gra inspirowana twórczością pisarki Olgi Tokarczuk, głównie książką "Anna In w grobowcach świata"" - napisał "Puls Biznesu".



Dziennik podkreślił, że Sundog

dofinansowanie z PARP przeznaczy jednak nie na grę,

tylko stworzenie systemu InteGra. 


To technologia 

"do tworzenia nieliniowych gier RPG w silniku Unreal Engine 5, umożliwiających tworzenie spójnych psychologicznie postaci, których decyzje będą odzwierciedlały ich implikowaną psychikę, w oparciu o badania z zakresu groznawstwa, psychologii oraz technologii AI (LLM)".




Jak wyjaśniła gazeta, pomysłodawcy Sundoga przed ponad dwoma laty wpadli na plan stworzenia gry na podstawie jak najlepszej fabuły i ciekawego świata i chcieli zaangażować do takiego projektu osobę, która takie fabuły tworzy. Tak pojawił się pomysł, aby zwrócić się do Olgi Tokarczuk.



17 mln złotych dla firmy założonej przez Olgę Tokarczuk. Ma tworzyć system do gier komputerowych | Niezalezna.pl




niedziela, 6 października 2024

Circum Pane



Dziel i Rządź:


polityka 

zakulisowe działania

teatr wojny






engl. wiki
tłumaczenie automatyczne


Circipania


Circipania (‹Zob. Tfd›niem. Circipanien, Zirzipanien) była średniowiecznym terytorium na terenie dzisiejszych północno-wschodnich Niemiec. Nazwa wywodzi się od łacińskich circum (okolica) i Pane (rzeka Peene). Region był z grubsza ograniczony przez górne rzeki Recknitz, Trebel i Peene, zachodnia granica biegła na wschód od Güstrow. Region rozwijał się w X i XI wieku, kiedy był terytorium plemiennym Circipanes (‹See Tfd›niem. Circipanen, Zirzipanen), plemienia zachodniosłowiańskiego, które wraz z sąsiednimi plemionami wchodziło w skład federacji Lutici. Głównymi miastami były Teterow, Malchin i Demmin.


W 936 roku Circipania została włączona do Marchii Billung Świętego Cesarstwa Rzymskiego.

Circipanes byli jednym z czterech plemion wchodzących w skład federacji Lutici skupionej wokół Rethry, która rozpoczęła udane powstanie w 983 roku. Pozbywszy się zwierzchnictwa cesarstwa, Circipanes pozostali przy Liutizianach, aż do rozpadu federacji z powodu wewnętrznych walk w latach 50. XIX wieku, których kulminacją był rozpad w 1057 roku.


Redarianie i Tollensowie przeciwstawili się Circipanes i Kessinianom walczącym o większe wpływy w administracji federacyjnej i sprzymierzyli się z Obodrytami

Obodryci z powodzeniem najechali Circipania i uczynili z niej prowincję swojego królestwa. 

Walki wewnętrzne osłabiły ten obszar do tego stopnia, że w następnym roku stał się on celem licznych wypraw ekspansywnego Świętego Cesarstwa Rzymskiego podczas krucjaty wendyjskiej w 1147 roku), następnie Danii podczas najazdu w 1170 roku, a w końcu Księstwa Pomorskiego, które podporządkowało sobie i włączyło ten obszar do Pomorza-Demmin pod koniec XII wieku. 


Ostatnia część terytorium została najechana przez Meklemburgię i podbita na początku lat trzydziestych XII wieku.

W latach trzydziestych XII wieku nastąpił koniec Circipanii jako odrębnego terytorium, a także koniec Circipanes. 


Pomerania-Demmin znalazła się w opłakanym położeniu i utraciła większość terytorium na rzecz margrabiego brandenburskiego na mocy traktatu w Kremmen w 1236 roku. W ten sposób Pomerania-Demmin nie była w stanie przeciwstawić się meklemburskiemu natarciu dowodzonemu przez Borwina III z Rostocku. 

Circipania pozostała podzielona z Meklemburgią kontrolującą zachodnią masę z Güstrow i Teterow, a Pomorze kontrolowało wschodnią mniejszą część wokół Demmin. Później część meklemburska podzieliła się na Meklemburgia-Rostock i Meklemburgia-Werle, a nazwa Circipania wyszła z użycia.

Choć Circipania zniknęła jako nazwa z map politycznych, to jednak na mapach kościelnych rzymskokatolickich nadal była widoczna jako prowincja pomorska diecezji Cammin, ponieważ granice tej prowincji nie różniły się od granic Circipanii i pozostały takie, jakie były przed podbojem.


Circipanes, których liczebność zmniejszyła się już w wyniku wcześniejszych działań wojennych, zostali zasymilowani przez osadników niemieckich wezwanych przez księcia pomorskiego Warcisza III przed podbojem meklemburskim oraz przez rycerstwo meklemburskie w czasie Ostsiedlung.




Północne Niemcy, ok. 1000 r. n.e.








rzeka Ucker











niem. wiki
tłumaczenie automatyczne

Cyrzypany


Cyrżepanowie (także Circypanowie, niem. "znad Piany") byli średniowiecznym plemieniem słowiańskim nad Łabą i jednym z podplemion Liutizenów. Osiedlili się oni w okolicach jeziora Teterow na terenie dzisiejszej Meklemburgii-Pomorza Przedniego. Ich terytorium plemienne Żyrzypania obejmowało burskie okręgi Demmin, Dargun, Kraków am See, Suków i Altkalen. Jest to obszar na południe od Recknitz i Trebel oraz na zachód od jezior Malchin i Kummerow, w rejonie dawnych dzielnic Güstrow (część wschodnia) i Demmin.

W VII wieku tereny te zostały zasiedlone przez Słowian, z których później uformowało się plemię Cyryzepanów, które po raz pierwszy wzmiankowane jest w roku 955 jako Zcirizspanis we współczesnym dla tego roku wpisie w kronikach St. Gallen. Później Adam z Bremy w swojej Historii Kościoła w Hamburgu i Helmold z Bosau w Kronice Słowiańskiej donoszą o cyrzepanach. 

W XI i XII wieku kraj kilkakrotnie przechodził pod panowanie duńskie, a przeciwko Cyrzipanii maszerowali m.in. Obodryci i Pomoranie, a plemię zostało niemal wytępione. Zachodnie terytoria Cyrzifanii przypadły w skład Księstwa Obodryckiego, które później stało się Meklemburgią, podczas gdy obszar Demmina pozostał przy Pomorzu. 

Od 1131 r. aż do śmierci w 1160 r. władcą cyrżepanów był książę obodyt Niklot. W 1147 r. krucjata wendyjska i kilka kampanii duńskich po 1170 r. kilkakrotnie zdewastowały te tereny. Później teren ten został zasiedlony przez Niemców w ramach osadnictwa wschodniego, pozostali cyrżepanowie zostali zasymilowani.

W pobliżu Behren-Lübchin znajdował się kolejny silnie ufortyfikowany zamek wyspowy z X do XII wieku, o którym najprawdopodobniej wzmiankowany był w raporcie Saxo Grammaticusa z 1171 roku. Zamek został prawdopodobnie zdobyty przez Duńczyków pod koniec XII wieku.






polskojęzyczna wiki




Czrezpienianie, Czrezpieczanie, Czerezpieczanie, Czerespienianie – średniowieczne plemię słowiańskie należące do grupy plemion wieleckich (związek wielecki). 

Zamieszkiwali między Reknicą (ew. Rzekiennica, dziś Recknitz) i Pianą (obecnie Peene), dalej na północ od doliny Piany oraz wyspę Uznam. Grody identyfikowane jako czrezpieniańskie to główny Ciecierów oraz Ostrów, Małkinia, Wołogoszcz, i przygraniczny Dymin.

Źródła pisane

Adam z Bremy wymienia Czrezpienian (niem.: Circipanen, Zirzipanen) w swoim dziele Gesta Hammaburgensis ecclesiae pontificum (Dzieje kościoła hamburskiego):

Liczne są plemiona słowiańskie. Z tych wpierw od zachodu, na pograniczu z Nordalbingami, Wagrowie; ich miastem nadmorskim Starogand. Dalej idą Obodrzyce, których teraz zwą Reregami, a miastem ich Mechlin. Bliżej nas Połabianie, których miastem Racibórz. Z tyłu za nimi [G]linianie i Warnowie. Blisko nich mieszkają Chyczanie i Czrezpienianie, których od Dołężan i Redarów oddziela rzeka Pina i miasto Dymin. Tam jest granica diecezji hamburskiej.


Są jeszcze inne plemiona słowiańskie, które mieszkają między Łabą i Odrą, jak Hawelanie, którzy są nad rzeką Hawelą, i Doszanie, Lubuszanie, Wolinianie i wiele innych.




Historia

W IX wieku weszli w skład organizacji politycznej zwanej związkiem wieleckim, jako jedno z czterech wielkich plemion, obok Redarów, Tolężan (vel Dołężan/Doleńców) i Chyżan.

Podczas drugiego powstania ogólnopołabskiego w 955 r., podczas którego przeciwko Niemcom sprzymierzyli się Wieleci z Obodrzycami, Otto I po rozgromieniu Węgrów nad Lechem wtargnął aż na tereny Czrezpienian, docierając do rzeki Rzekiennicy, gdzie 16 października 955 doszło do bitwy:

Słowianie otoczyli tam Niemców. Od niechybnej klęski ocalił ich margrabia Marchii Wschodniej, Gero przy pomocy sprzymierzonych ze sobą Ranów, którzy przyczynili się do budowy trzech mostów na Rzekiennicy. Umożliwiły one przeprawę przez rzekę i rozgromienie oddziałów słowiańskich. Powstanie upadło.


Gdy po latach 30. XI wieku, związek wielecki był u szczytu potęgi, doszło w nim do wojny domowej (1057–1060). W 1057 Czrezpienianie wystąpili przeciwko Redarom. W trzech kolejnych bitwach rozbili Redarów oraz sprzymierzonych z nimi Tolężan i Chyżan.

Redarowie zwrócili się o pomoc do księcia obodrzyckiego Gotszalka, księcia saskiego Bernarda i króla duńskiego Swena Estrydsena. Koalicja ta pokonała Czrezpienian zmuszając do zapłacenia okupu, Gotszalk zaś przyłączył Czrezpienian i Chyżan do związku obodryckiego.


W 1151 razem z Chyżanami zbuntowali się przeciwko księciu Obodrytów Niklotowi.


Do 1170 zostali podbici wraz z resztą Wieletów przez książąt zachodniopomorskich, którzy umieścili w swojej tytulaturze również Lutycję – ziemię Lutyków.

Etymologia

Etnonim pochodzący od hydronimu, oznaczający tych, którzy mieszkają za rzeką Pianą lub po obydwu brzegach.

Derywat przedrostkowy od prasłowiańskiego przyimka *čerzъ ← *čersъ (przez), zachowany m.in. w rosyjskim čerez/через, słoweńskim čerź, serbochorwackim črëz; nieobecny we współczesnym języku polskim. 

W zachodnich źródłach występują jako Circipanien, Zirzipanien a nazwa tłumaczona jest od łacińskiego circum (dookoła). Prawdopodobieństwo by Słowianie używali nazwy łacińskiej jest niskie.

Podobieństwo czerez/circum jest albo zbiegiem okoliczności albo pokrewieństwem praindoeuropejskim.







en.wikipedia.org/wiki/Circipania


de.wikipedia.org/wiki/Kessiner


de.wikipedia.org/wiki/Bützow


de.wikipedia.org/wiki/Zirzipanen


pl.wikipedia.org/wiki/Czrezpienianie





Stres








przedruk





Prof. Gałecki: biologia przystosowała człowieka do przeżywania sytuacji stresowych

2024-10-05 10:47 



Biologia przystosowała człowieka do przeżywania sytuacji stresowych – zaznaczył w rozmowie z PAP prof. Piotr Gałecki - psychiatra, nauczyciel akademicki i praktyk. Jest on kierownikiem Kliniki Psychiatrii Dorosłych Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, konsultantem krajowym w dziedzinie psychiatrii.

"Odpowiedź na reakcję stresową jest u człowieka zaprogramowana ewolucyjnie. Sytuacje przekraczające możliwości adaptacyjne zawsze spotykały naszych przodków i mamy pewne biologiczne oraz psychiczne kompetencje do pokonywania stresu, choć są one różne u różnych osób" – wyjaśnił.

I zastrzegł, że takie zdarzenia to dla organizmu wręcz szokujące przeżycie.


"Silne sytuacje stresowe mają przy tym bardzo istotny wpływ na organizm. Obserwujemy trzy fazy. Pierwsza to faza alarmowa, która jest szokiem i powoduje ostrą odpowiedź układu nerwowego, a także immunologicznego i hormonalnego. Następuje koncentracja na zagrożeniu i zawężenie pola uwagi. To dlatego ludzie m.in. niewiele pamiętają z tego, co się wokół nich działo, gdy znajdowali się pod wpływem silnego napięcia. Rośnie też ukrwienie mięśni odpowiedzialnych za ruch (poprzecznie prążkowanych) i organów klatki piersiowej, a spada dopływ krwi do układu trawiennego czy narządów płciowych. To adaptacja, która pozwala lepiej uciekać lub walczyć. Aktywuje się też układ odpornościowy, który będzie chronił organizm na wypadek zranień – niszczył bakterie i przyspieszał gojenie się ran. Dodatkowo stres powoduje m.in. wydzielanie kortyzolu – tzw. hormonu walki, którego receptory znajdują się na wszystkich komórkach organizmu. Daje on sygnał znajdującym się w komórkach mitochondriom do wzmożonej pracy i produkcji energii. To bardzo pomocny mechanizm, ale na krótki okres czasu. Mitochondria wykorzystują tlen, z którego część przekształca się w toksyczne wolne rodniki, a że jest ich wówczas więcej, silniej uszkadzają komórki. Dlatego właśnie, silny stres uszkadza również pojedyncze komórki organizmu" – wyjaśnił psychiatra.

Większość osób dotkniętych powodzią musi przeżywać bardzo silny stres – podkreślił.

"Ostra reakcja na stres jest na tyle obciążająca dla organizmu, że do niedawna klasyfikowano ją jako jednostkę chorobową. W taki sposób reaguje jednak 80 proc. ludzi, dlatego teraz mówi się o naturalnej reakcji na stres i w nowej klasyfikacji stan taki nie będzie już uznawany za zaburzenie. Można się go z pewnością spodziewać u większości powodzian" – mówił.

Na dalsze funkcjonowanie człowieka wpływa kilka głównych czynników – zwrócił uwagę.

"Po fazie ostrej, gdy sytuacja już się uspokoi, następuje etap przystosowania się. Ważne jest, aby każdy z systemów organizmu wrócił wtedy do równowagi. Kluczową rolę w tym momencie odgrywają trzy rzeczy. Po pierwsze - zasoby biologiczne i psychiczne danego człowieka, po drugie - jego sytuacja życiowa, a po trzecie - pomoc z zewnątrz" - wymienił ekspert.

"W miarę młoda, zdrowa osoba poradzi sobie lepiej, niż starsza i schorowana. Jeśli chodzi o cechy psychologiczne, to korzyści przynosi posiadanie cech tzw. osobowości prężnej, która m.in. pozwala obiektywnie spojrzeć na to, co się wydarzyło. Patrząc na sytuację życiową to lepiej poradzi sobie na przykład człowiek w stabilnej sytuacji finansowej i zawodowej, ze wspierającą rodziną, niż osoba samotna, która straciła cały dobytek kupiony na kredyt" – tłumaczył.

Osoby poddawane silnemu stresowi mogą potrzebować wsparcia i powinno ono być dostosowane do ich potrzeb – podkreśla prof. Gałecki.

"W początkowych fazach pomoc psychologiczna powinna mieć taką postać, żeby poszkodowany mógł opowiedzieć o swojej sytuacji, poczuć się bezpiecznie, bez bycia ocenianym. Jeśli działanie silnego stresu się przedłuża - wskazana może być farmakoterapia, w której podaje się leki przeciwlękowe niwelujące konsekwencje reakcji stresowej. Nauczyły nas tego m.in. doświadczenia psychiatrii wojskowej. Ostra sytuacja stresowa może trwać najwyżej kilka dni, a jeśli ten okres się przedłuży, mogą pojawić się różne objawy – zawroty głowy, szumy w uszach, nadwrażliwość na światło, kołatanie serca, uczucie braku tchu, wzdęcia, biegunki, zaparcia. Z czasem dochodzi do wyczerpania organizmu, które może prowadzić do dalszych konsekwencji psychiatrycznych i somatycznych" – mówił ekspert.

Dalsze skutki przewlekłego stresu mogą być różne. "Jeśli chodzi o problemy psychiatryczne, mogą się pojawić zaburzenia adaptacyjne, takie jak stany lękowe i depresyjne, zaburzenia snu, odżywiania i libido oraz drażliwość. Może to trwać nawet kilka miesięcy. W poważniejszych przypadkach może rozwinąć się zespół stresu pourazowego (PTSD), w którym dochodzi do trwałego rozregulowania ośrodków odpowiedzialnych za emocje, nastrój i odczuwanie przyjemności. Może dojść później do pojawienia się uzależnień, depresji, myśli samobójczych, samookaleczania, zmian osobowości. PTSD może trwać wiele lat, czasami nawet do końca życia. Wśród skutków somatycznych można wymienić konsekwencje rozregulowania metabolizmu, np. nadciśnienie czy cukrzyca" – przestrzegał.

I zaznaczył, że to ciężkie przeżycia skutkują najgroźniejszymi powikłaniami.

"Najczęściej PTSD rozwija się zwykle u tych ludzi, którzy byli świadkami śmierci czy okaleczenia innej osoby lub znalazły się w sytuacji stwarzającej realne zagrożenie tego typu. W przypadku powodzi może to być na przykład sytuacja, w której ktoś nie zdoła uratować tonącej osoby. Takie zdarzenie zapamiętywane jest w mózgu w dwóch obszarach – tej odpowiedzialnej za pamięć epizodyczną, która przechowuje wspomnienia o samym zdarzeniu oraz w rejonach odpowiedzialnych za przetwarzanie emocji. Dlatego wspomnienia traumatycznych zdarzeń są bardzo trwałe" – tłumaczył psychiatra.

Takim osobom też na szczęście można pomóc – zwrócił uwagę.






Marek Matacz








Ekshumacje na Wołyniu









przedruk



IPN: 55 tys. Polaków w dołach śmierci na Wołyniu czeka na odnalezienie


2022-07-11, 17:29





55 tys. Polaków nadal leży w dołach śmierci na Wołyniu czekając na odnalezienie, ekshumację i pochówek; kolejne 60-70 tys. osób czeka na odnalezienie w innych częściach Ukrainy - mówił dr Leon Popek (IPN) podczas poniedziałkowych obchodów 79. rocznicy tzw. rzezi wołyńskiej w Lublinie.


Dr Popek, wicedyrektor Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa IPN przypomniał, że spośród 60 tys. Polaków zamordowanych na Wołyniu tylko 3 tys. miało katolicki pochówek. Podczas sześciu ekshumacji, stwierdził dr Popek, do tej pory wydobyto ciała ok. 800 osób.


„55 tys. Polaków leży nadal w dołach śmierci czekając na odnalezienie, ekshumację i pochówek. Obliczamy, że na Wołyniu jest ok. 10 tys. dołów śmierci. Kolejne 60-70 tys. osób w kolejnych 10 tys. dołach śmierci czeka na odnalezienie, ekshumację i pochówek w dawnych województwach: lwowskim, stanisławowskim i tarnopolskim” - powiedział historyk, podczas lubelskich obchodów Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej.

W rozmowie z PAP Popek podał, że od 1990 r. jeździ porządkować groby na Wołyniu i na początku zauważał dużą otwartość i życzliwość ze strony miejscowych Ukraińców i władz najniższego szczebla. Natomiast współpraca z władzami centralnymi układała się różnie.


Jego zdaniem, wybuch wojny był momentem przełomowym.

„Zaskoczyło nas to, że już w kwietniu, maju, Ukraińcy zaczęli spontanicznie porządkować polskie cmentarze” - powiedział. Jako przykłady podał porządkowanie cmentarza obrońców Przebraża i mogił w Ostrówkach. „Takich cmentarzy tylko na Wołyniu uporządkowano ponad dziesięć” – dodał historyk.

Według niego, Ukraińcy pomagają porządkować cmentarze, bo widzą jak Polacy przyjmują ich rodaków uciekających przed wojną. O tragedii Wołynia trzeba mówić, bo doświadczenia m.in. z Buczy i Irpienia sprawiają, że Ukraińcy lepiej rozumieją postawę Polaków.

 „to jest praca na 100 lat, na wiele pokoleń”.

„Nie ma miejscowości polskich, nie ma już świadków - za wyjątkiem tych, którzy złożyli zeznania i spisali wspomnienia - którzy by wskazali miejsca orientacyjne, gdzie znajdują się doły śmierci” – powiedział historyk. Dodał, że poszukiwania utrudnia teren, który od 1943 r. zmienił się diametralnie. „Zaledwie 10-20 proc. wszystkich prac kończy się odnalezieniem” - stwierdził.

11 lipca obchodzony jest Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II RP.


Święto związane jest z rocznicą wydarzeń z 11 i 12 lipca 1943 r., kiedy UPA dokonała skoordynowanego ataku na polskich mieszkańców ok. 150 miejscowości w powiatach włodzimierskim, horochowskim, kowelskim i łuckim. Wykorzystano fakt gromadzenia się w niedzielę 11 lipca ludzi w kościołach. Doszło do mordów w świątyniach m.in. w Porycku (dziś Pawliwka) i Kisielinie. Około 50 kościołów katolickich na Wołyniu zostało spalonych i zburzonych.


Badacze obliczają, że tylko tego jednego dnia, 11 lipca, mogło zginąć ok. 8 tys. Polaków – głównie kobiet, dzieci i starców. Akcja UPA była kulminacją trwającej już od początku 1943 r. fali mordowania i wypędzania Polaków z ich domów, w wyniku której na Wołyniu i w Galicji Wschodniej zginęło ok. 100 tys. Polaków.


Sprawcami Zbrodni Wołyńskiej były Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów – frakcja Stepana Bandery, podporządkowana jej Ukraińska Powstańcza Armia oraz ludność ukraińska uczestnicząca w mordach polskich sąsiadów. OUN-UPA nazywała swoje działania "antypolską akcją". To określenie ukrywało zamiar, jakim było wymordowanie i wypędzenie Polaków. Za przeprowadzenie ludobójczej czystki etnicznej na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej na polskiej ludności cywilnej bezpośrednią odpowiedzialność ponosi główny dowódca UPA, Roman Szuchewycz.(PAP)