Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

poniedziałek, 11 listopada 2024

Swach mówi: swajam vraje




Swaćba – inaczej wesele, staropolska, słowiańska forma ślubu, uroczysta ceremonia zawarcia małżeństwa polegająca na złożeniu przysięgi przed bogami w obecności żercy lub swata.

Współcześnie swaćba bywa utożsamiana ze swadźbą, czyli swataniem.

U dawnych Słowian małżeństwo stanowiła dobrowolna umowa, potwierdzona obopólnymi darami równej wartości wiążąca rodziny małżonków stałą przyjaźnią – jeszcze w szlacheckiej Polsce posag winien był równać się wianu – mówiono, że małżeństwo swoiło rody.

W początkach chrześcijaństwa na ziemiach słowiańskich bywało, że błędnie i tendencyjnie donoszono jakoby małżeństwo u Słowian można było zawrzeć gwałtem, uprowadzeniem lub kupnem. [na wsi tradycja "porywania panny młodej" żywa do dzisiaj - MS] O ile kupno było zjawiskiem wtórnym, wynikającym z umowy swadziebnej i wymiany darów, a nie pierwotnym, o tyle uprowadzenie niewiasty dla ożenku było zazwyczaj pozorne, za porozumieniem młodych – gdy zwykła droga (umowa swadziebna) zawiodła lub była zbyt żmudna (zazwyczaj gdy brakowało środków na urządzenie wesela).

Inscenizowana umuczka sprzeciwiała się powszechnie przyjętym zwyczajom (szczególnie dla kobiety, gdy w późniejszym okresie nie udało się uzyskać akceptacji jej rodziców dla związku), jednak nie wiązała się z negatywnymi konsekwencjami, jak w przypadku rzeczywistego uprowadzenia. Za rzeczywiste uprowadzanie czekał bowiem odwet – rodzina uwiedzionej odpłacała napaść pościgiem i zabójstwem, a późniejsze prawo karało śmiercią. Uprowadzenie gwałtem zdarzało się u Słowian równie rzadko, co morderstwo.

Istotną rolę w swaćbie odgrywała postać ją umożliwiająca, czyli swat – osoba ciesząca się powagą i powszechnym uznaniem. Wśród chłopstwa jeszcze w XIV i XVI w. sam swat zawierał małżeństwa, a Kościół karał ekskomuniką laika, któryby bez kapłana ważył się łączyć małżeństwa.











swajźba (język dolnołużycki)  znaczenia:  wesele


przykłady: Serbska swajźba w Błotach → Wesele łużyckie w Błotach (tytuł utworu Mato Kósyka)


etymologia:prasł. *svatьba „wesele, uczta, biesiada”por. st.pol. swadźba „uczta, biesiada”, czes. svatba „wesele”, słc. svadba „wesele”

źródła:
Heinz Schuster-Šewc, Historisch-etymologisches Wörterbuch der ober- und niedersorbischen Sprache, Ludowe nakładnistwo Domowina, Budziszyn 1980–1989.





Swat – osoba, która jest pośrednikiem w zawieraniu małżeństwa. Wyraz pochodzi od staropolskiego słowa swaćba, czyli wesele. Zależnie od regionu Polski określany też jako dziewosłęb, swach, raj, rajek, rajca, rajko, rajbieda, rajbasz, faktor lub faktur. 

Jego zasadniczą rolą było przedstawienie kandydata lub kandydatki do wstąpienia w związek małżeński w jak najlepszym świetle, ponadto swat zachęcał rodziców do obdarzenia panny pokaźnym wianem.




etymologia:


swat, z swojat, p. swójswacia, zbiorowe; swatać; zgrubiałe swachswachaswaszka; od czasownika: swaćba, ‘wesele’, pisane mylnie swadźba (jak proźba), a stąd swadźbić, ‘spółkować’ (16. wiek), swadziebny obok swadebny, ‘weselny’ (o pieśniach i t. d.). Małżeństwo łączyło, swoiło rody.



swoiło - swoić (łączyć) - MS

podobne - "oswoić"



Dziewosłęb, dziewosłąb
– termin utworzony jako tłumaczenie łacińskiego wyrażenia paranymphus.

Jest to funkcja związana z zamążpójściem, od pewnego momentu wyparta przez określenie swat. W źródłach pochodzących z okresu Polski wczesnonowożytnej częściej pojawia się jednak dziewosłąb.

Pochodzenie obu słów jest różne, dlatego można wnioskować o ich różnych pierwotnie znaczeniach, czego świadomość zatarła się około XVI w. Omawiany termin pochodzi od słów „dziewę snębić”, gdzie snębić oznacza zaślubiać. U Polaków, tak jak u wszystkich Słowian, pojawia się określenie wesela jako „swadźby”, która z kolei była podstawą do utworzenia określenia swat.



Bernard Sychta - Słownik gwar kaszubskich tom 5 i 6



swach - swat







vreje - vraje







raja - rajic - rajbe - rajber







podobnie w słowniku kociewskim Sychty:

rajić - swatać
rajek - swat
rajbi, 
rajby, rajbach - swaty




inne przedruki z wiki
tlumaczenie automatyczne

Svayaṃvara - fragmenty



Svayaṃvara (sanskryt: स्वयंवर dosł. 'samowybór') to tradycja matrymonialna w starożytnym społeczeństwie indyjskim, w której panna młoda, zwykle z kasty Kṣatriya (wojowników), wybiera swojego męża z grupy zgromadzonych zalotników albo przez własny wybór, albo w wyniku publicznego konkursu między jej zalotnikami. Praktyka ta występuje głównie w dwóch głównych eposach sanskryckich, Mahābhārata i Rāmāyaṇa [datowane na - 400 i 700 lat przed Chrystusem - tradycja ma więc co najmniej 2700 lat - MS], chociaż jej rozpowszechnienie i przedstawienie różnią się znacznie między nimi.


Początki Svayaṃvary sięgają okresu wedyjskiego i niewielu badaczy sugeruje, że wyłoniła się ona z tradycji małżeńskiej Gāndharva, odchodząc od bardziej rytualnych i zaaranżowanych form małżeństwa, i rozwinęła się jako narzędzie narracyjne w eposach w celu podkreślenia heroizmu i męstwa bohaterów, dostosowując się do etosu rywalizacji i sprawności bojowej Ksatriyi. Pomimo tego, że jest ściśle związana z eposami, Svayaṃvara nie jest wymieniona jako forma małżeństwa w Dharmaśastra, zbiorze sanskryckich tekstów na temat prawa i postępowania. Z tego powodu Svayaṃvara jest czasami uważana za dziewiątą formę hinduskiego małżeństwa.


Nazwa

Termin Svayaṃvara wywodzi się z sanskrytu, gdzie składa się z dwóch części: "svayam" (स्वयम्) oznaczającego "jaźń" i "vara" (वर) oznaczającego "wybór" lub "pragnienie". Dlatego termin ten dosłownie tłumaczy się jako "samodzielny wybór". 

rajić - swatać   (czasami mówimy - naraić coś lub kogoś)
swoić

swach mówi: 
 "swajam vraje" --- "swajam w raje"   ?? 

łączę w raji (w swatach) ?  końcówka zmieniona, pogubiona   -  MS



Termin "Svayaṃvara" odnosi się konkretnie do formalnej ceremonii wyboru pana młodego w sanskryckich eposach. Ważne jest, aby zauważyć, że w pewnych znaczących przypadkach, gdy panna młoda wybiera męża niezależnie, bez formalnej ceremonii, termin "Svayaṃvara" nie jest używany – jak w przypadku Sāvitri wybierającego Satyavan. Termin ten pojawia się 52 razy w Mahabharacie i tylko 6 razy w Rāmāyanie. 

Termin ten jest używany głównie w Ādiparvan Mahābhāraty i Araṇyakāṇḍa Rāmāyaṇa, które doświadczyły znacznej ekspansji w późniejszej fazie epickiej. 

Tak więc, według Johna L. Brockingtona, "termin ten wydaje się należeć nie tyle do najwcześniejszej, heroicznej fazy rozwoju eposów, ile do następnej, bardziej estetycznie, a nawet romantycznie umotywowanej fazy, i w rzeczywistości stał się znacznie mniej powszechny w następnej fazie (fazy parvanów Śānti i Anusāsana z Mahābhāraty oraz Bāla i Uttara kāṇḍas Rāmāyaṇ), z jego bardziej moralnym i religijnym akcentem"



Początki i rozwój

Pochodzenie Svayaṃvara jest nieco niejednoznaczne, a uczeni śledzą tę praktykę aż do wczesnego okresu wedyjskiego (ok. 1500–1100 p.n.e.). Historyk Hanns-Peter Schmidt sugeruje, że jego początki mogą leżeć w starożytnych zwyczajach indyjskich z odpowiednikami w tradycji indoeuropejskiej, jak widać w zaratusztriańskim Iranie.

Na poparcie tej tezy lingwistka Stephanie W. Jamison zauważa kilka pośrednich odniesień do Swajaṃwary w Rigwedzie, najstarszym hinduskim piśmie, i sugeruje, że zwyczaj ten może mieć korzenie w tradycji indoeuropejskiej ze względu na podobieństwo do opowieści o Penelopie i jej licznych zalotnikach w greckim poemacie Odyseja.

[...]



Wielu uczonych, choć akceptuje jego istnienie w Wedach, twierdzi, że rzeczywiste historyczne zapisy zwyczajów Swajanary są rzadkie i twierdzą, że we wczesnej naszej erze funkcjonowały one bardziej jako chwyt literacki w eposach niż jako powszechnie praktykowana tradycja.

W epickich opowieściach Mahabharaty i Ramayany (ok. 500 p.n.e.–500 n.e.) Svayaṃvara jest przedstawiona jako rycerska, wspaniała i świąteczna ceremonia, która, według indologa Edwarda W. Hopkinsa, nie jest ewolucją wcześniejszej koncepcji samowyboru przyznanej kobietom, ale raczej odrębną formą, która rozwinęła się w epickim okresie hinduizmu. być może o korzeniach indoeuropejskich.

Hopkins wierzy również, że svayaṃvara mógł wyprzeć wcześniejszą praktykę ksatriyi porywania panny młodej, zwyczaj, który mógł mieć miejsce za zgodą panny młodej lub bez niej. [raja - rajic - rajbe - rajber - MS]




Kszatrija (sanskryt: क्षत्रिय, zromanizowany: Kṣatriya) (z sanskrytu kṣatra, "władza, władza"; zwany także Rajanya) jest jednym z czterech warn (porządków społecznych) społeczeństwa hinduskiego i jest związany z wojowniczą arystokracją.

[...]

Chociaż Purusza Sukta używa terminu rajanya, a nie Kshatriya, uważa się, że jest to pierwszy przypadek w zachowanych tekstach wedyjskich, w którym po raz pierwszy wspomina się o czterech klasach społecznych. 

Użycie terminu Rajanya prawdopodobnie wskazuje, że "krewni Radżana" (tj. krewni władcy) wyłonili się wówczas jako odrębna grupa społeczna, tak że pod koniec okresu wedyjskiego termin rajanya został zastąpiony przez kszatriję; gdzie radżanya podkreśla pokrewieństwo z radżanem, a kszatrija oznacza władzę nad określoną domeną. Termin rajanya, w przeciwieństwie do słowa kszatrija, zasadniczo oznaczał status w obrębie linii.


Kszatrija zwany także Rajanya   ??? - MS


W Mahabharacie, według Hiltebeitela, Kalki jest rozszerzeniem legendy o inkarnacji Paraszuramy, w której bramiński wojownik niszczy kszatrijów, którzy nadużywali swojej mocy do szerzenia chaosu, zła i prześladowań bezsilnych. Epicki charakter Kalki przywraca Dharmę, przywraca sprawiedliwość na świecie, ale nie kończy cyklu istnienia.

kszatrijowie, to ci co napadli? - MS

Kalki (sanskryt: कल्कि), zwany także Kalkin, jest przepowiedzianym dziesiątym i ostatnim wcieleniem hinduskiego boga Wisznu. Zgodnie z kosmologią wisznuicką, Kalki ma pojawić się na końcu Kali Yugi, ostatniego z czterech wieków w cyklu istnienia (Krita). Jego przybycie będzie oznaczało koniec Kali Yugi i będzie zwiastunem początku Satya Yugi, najbardziej cnotliwej epoki, przed ostatecznym rozpadem wszechświata (Mahapralaya). 

W Puranach Kalki jest przedstawiany jako awatar, który odmłodzi egzystencję, kończąc najciemniejszy okres adharmy (nieprawości) i przywracając dharmę (prawość). Jest opisany jako jadący na białym koniu o imieniu Dewadatta i dzierżący ognisty miecz.






Według Hartmuta Scharfe'a, jeśli epos svayaṃvara odzwierciedla autentyczną tradycję wśród ksatriyów, mógł służyć jako mechanizm łagodzenia nacisków politycznych związanych z sojuszami małżeńskimi. W klasie społecznej, w której małżeństwa były powszechnie aranżowane w celu zabezpieczenia sojuszy politycznych, często z ograniczonym uwzględnieniem preferencji panny młodej, svajanvara pozwalał kobiecie na pewien stopień autonomii w wyborze męża. Alternatywnie mogła poddać się wynikowi rywalizacji opartej na umiejętnościach, co zwalniało jej ojca z odpowiedzialności za wybór zalotnika, unikając w ten sposób potencjalnych konfliktów z potężnymi sąsiednimi władcami.

W eposach wielcy Svayaṃvarowie funkcjonują jako znaczące narzędzia narracyjne prowadzące do małżeństw kilku głównych bohaterek. Brockington twierdzi, że pierwotni svayṃvarowie w tych eposach koncentrują się na męstwie, jak na przykład svayaṃvara Draupadi, która została napisana we wczesnej fazie epickiej Mahabharaty, gdzie Arjuna, przebrana za bramina, zdobywa jej rękę dzięki niezwykłemu pokazowi umiejętności łuczniczych.


[...]


Svayaṃvara Draupadi jest najsłynniejszym przykładem w Mahabharacie. Odniesienia tekstowe w Mahabharacie dostarczają szczegółowego opisu tego wydarzenia. Ādiparvan opisuje przygotowania do Svayaṃvary, zgromadzenie zalotników i szczegółowe szczegóły zawodów (Mbh. 1.174-185). Sama Draupadi odnosi się do tego wydarzenia w późniejszych częściach eposu, wskazując na jego trwałe znaczenie w jej życiu i szerszej historii (Mbh. 2.62.4a). 

Draupadi jest córką króla Drupady z Pankali. Król Drupada organizuje Svayanvarę, aby znaleźć odpowiedniego męża dla swojej córki. Urządza rygorystyczny konkurs, aby wyłonić przyszłego męża Draupadi. 

Główne wyzwanie polega na masywnym łuku, który musi zostać naciągnięty i użyty do wystrzelenia strzały w obracający się cel, patrząc na jego odbicie w wodzie znajdującej się pod spodem – zadanie wymagające niezwykłej siły, precyzji i skupienia. 

Wydarzenie przyciąga książąt i wojowników z całej krainy, w tym Kaurawów, Karnę i Pandawów (którzy są w przebraniu). Wśród zawodników Karna, znany ze swoich niezrównanych umiejętności łuczniczych, podejmuje wyzwanie. Jednak Draupadi, któremu przyznano pewien wybór w tej kwestii, odrzuca Karnę, powołując się na jego niskie urodzenie jako sūta (woźnicy rydwanu), chociaż ta scena nie jest powszechnie zgodna w różnych wersjach tekstu. Istnieją różne informacje na temat udziału Karny; Wiele wersji tego tekstu opisuje, że nie udało mu się naciągnąć łuku na "szerokość włosa". 

Arjuna, przebrany za bramina (kastę kapłanów), podejmuje wyzwanie. Pomimo jego wyglądu incognito, wrodzone umiejętności Arjuny i boska przychylność pozwalają mu wykonać to zadanie z łatwością. Udaje mu się naciągnąć łuk i trafić w cel, zdobywając rękę Draupadi w małżeństwie.

Zwycięstwo Arjuny, wojownika Ksatriyi przebranego za bramina, wywołuje oburzenie wśród innych zalotników, szczególnie wśród Kaurawów i Karny. Po powrocie do ich matki Kunti z Draupadi, Arjuna i jego bracia nieumyślnie stawiają ją w sytuacji, w której staje się ona wspólną żoną wszystkich pięciu Pandavów. Ten niezwykły układ małżeński, choć zakorzeniony w nieporozumieniu, jest usankcjonowany przez boskie i biblijne rozumowanie zawarte w eposie. Małżeństwo Draupadi z Pandawami jest nie tylko integralną częścią fabuły ale także symbolizuje jedność i wspólną odpowiedzialność między braćmi.


[...]




Svayaṃvara Sity jest krytycznym wydarzeniem w Rāmāyaṇa, opowiedzianym w Ayodhyākāṇḍa tekstu. Zorganizowany przez króla Janakę z Mithili, Svayaṃvara miał na celu znalezienie odpowiedniego męża dla Sity, córki Janaki, która była znana ze swojej urody, cnoty i boskiego pochodzenia. 

Wyzwaniem postawionym przed zalotnikami było naciągnięcie i złamanie kolosalnego łuku, Piny, który kiedyś należał do Pana Śivy. Łuk ten był tak potężny, że żaden z zgromadzonych książąt i wojowników z różnych królestw nie mógł go nawet podnieść, nie mówiąc już o cięciwie i zerwaniu. 

Przybycie Ramy, księcia Ajodhji, do Swajany-wary było punktem zwrotnym w tym wydarzeniu. 

W towarzystwie swego brata Laksmany i mędrca Viśvamitry, Rama wystąpił naprzód za namową Viśvamitry. Ku zdumieniu wszystkich obecnych, Rama bez wysiłku podniósł łuk, naciągnął go i złamał na pół, zdobywając w ten sposób rękę Sitā w małżeństwie. 

Czyn ten był nie tylko demonstracją fizycznej siły Ramy, ale także wyraźną wskazówką jego boskiej łaski i przeznaczenia jako obrońcy dharmy. Po sukcesie Ramy, król Janaka był przeszczęśliwy i natychmiast zaoferował Sītā Ramie. Jednak Rama, zgodnie z normami kulturowymi tamtych czasów, poprosił o pozwolenie swojego ojca, króla Daśaratha z Ayodhyi, zanim zaakceptował Sītā jako swoją żonę. Kiedy Daśaratha wyraził zgodę, małżeństwo zostało zaaranżowane z wielką ceremonią, oznaczając związek dwóch najbardziej szanowanych postaci w tradycji hinduskiej.





raja - rajic - rajbe - rajber









Wygląda na to, że polskie swaty i hinduska Svayaṃvara - to ta sama tradycja, która ma ponad 2700 lat.

A tak naprawdę więcej - sądzę, że ok. 6 tysięcy lat.







-----


Odyseja - fragmenty


[...]

Tożsamość Odyseusza zostaje odkryta przez gosposię Eurycleię, gdy rozpoznaje starą bliznę, gdy myje mu stopy. Eurycleia próbuje powiedzieć Penelopie o prawdziwej tożsamości żebraka, ale Atena upewnia się, że Penelopa jej nie słyszy. Odyseusz przysięga Euryclei dochować tajemnicy.


Zabijanie zalotników (Księgi 21–24)Ulisses i Telemach zabijają zalotników Penelopy, Thomas Degeorge (1812)

Następnego dnia, za namową Ateny, Penelopa wmanewrowuje zalotników w rywalizację o jej rękę w konkursie łuczniczym z użyciem łuku Odyseusza. Wygrałby człowiek, który potrafiłby naciągnąć łuk i wystrzelić strzałę przez tuzin główek toporów. 






Odyseusz bierze udział w zawodach i tylko on jest na tyle silny, że potrafi naciągnąć łuk i wystrzelić strzałę przez tuzin główek toporów, co czyni go zwycięzcą. Następnie zrzuca swoje łachmany i zabija Antinousa swoją następną strzałą. raja - rajic - rajbe - rajber  ---- rajbi, rajby, rajbach - swaty Odyseusz zabija pozostałych zalotników, najpierw używając reszty strzał, a następnie, wraz z Telemachem, Eumajosem i pasterzem Filoecjuszem, mieczami i włóczniami.

Gdy bitwa zostaje wygrana, Telemach wiesza również dwanaście ich pokojówek, które Eurycleia identyfikuje jako winne zdrady Penelopy lub uprawiania seksu z zalotnikami. Odyseusz identyfikuje się z Penelopą. Jest niezdecydowana, ale rozpoznaje go, gdy wspomina, że zrobił im łóżko z drzewa oliwnego, które wciąż jest zakorzenione w ziemi. Ona obejmuje go i razem śpią.






Napaść na Raj zakończona rzezią mężczyzn.








Większość Mahabharaty została prawdopodobnie skompilowana między

III wiekiem p.n.e. , a III wiekiem n.e., 

przy czym najstarsze zachowane części są niewiele starsze niż około 400 lat p.n.e.


Ramajana - szacunki naukowe dotyczące najwcześniejszego etapu powstania tekstu obejmują okres od VII do V wieku p.n.e. ,




en.wikipedia.org/wiki/Kalki





Ziemia na Ukrainie





10 największych użytkowników gruntów rolnych na Ukrainie w 2021  i  2023 r.





przedruki


Jak zniknęło 5 mln ha? 
Skryta prywatyzacja ziemi na Ukrainie

Sławomir Matuszak


Analizy
2020-11-12


6 listopada premier Denys Szmyhal podczas prezentacji wyników audytu gospodarczego Ukrainy poinformował, że z własności państwowej zniknęło 5 mln ha gruntów rolnych. Tym samym potwierdził on słowa szefa Państwowej Służby Ukrainy ds. Geodezji, Kartografii i Katastru (dalej: Państwowej Służby Katastru, PSK) Romana Łeszczenki, który w serii wywiadów pod koniec października informował, że większość państwowej ziemi rolnej została w nielegalny sposób sprywatyzowana. 

Z wyliczeń PSK wynika, że po przekazaniu samorządom w wyniku reformy decentralizacji w latach 2018–2020 ok. 4 mln ha ziemi, zamiast deklarowanych 6,4 mln ha ziemi rolnej, w rękach państwa znajduje się zaledwie 750 tys. ha. Brakujących ponad 5 mln ha (ponad 50 tys. km², 8% terytorium kraju) zostało, według Łeszczenki, w sposób nielegalny sprywatyzowanych na skutek procesu, który trwał przez co najmniej kilkanaście lat i polegał na przekazywaniu w prywatne ręce niewielkich, maksymalnie dwuhektarowych działek. PSK przekazał organom ścigania dokumenty o naruszeniach w ponad 300 sprawach oraz zapowiedział opracowanie procedur prawnych umożliwiających przywrócenie nielegalnie nabytej ziemi własności państwowej.

KomentarzPaństwowa Służba Katastru zajmuje się ewidencją gruntów (w tym rolnych) i do niedawna miała opinię jednej z najbardziej skorumpowanych instytucji na Ukrainie. Łeszczenko, który objął jej kierownictwo w czerwcu br., rozpoczął audyt systemu rejestracji oraz inwentaryzację ziem rolnych. W trakcie kontroli ujawniono szereg rażących naruszeń, m.in. okazało się, że niekontrolowany dostęp do rejestru miały osoby trzecie, które mogły w nim dokonywać dowolnych modyfikacji, np. zmieniać docelowe przeznaczenie danej działki. Obecnie udało się przywrócić pełną kontrolę nad rejestrem, zapowiedziano także przeprowadzenie prac nad przygotowaniem mapy lotniczej całego kraju, co ułatwi monitorowanie wykorzystania ziemi zgodnie z jej przeznaczeniem.


W ramach tzw. bezpłatnej prywatyzacji przewidzianej przez kodeks ziemski z 2001 r. (ustawę regulującą prawo własności gruntów rolnych) teoretycznie każdy obywatel Ukrainy ma prawo do uzyskania sześciu działek o różnym przeznaczeniu i o łącznym obszarze około 6 ha. 

W praktyce proces ich przyznawania był całkowicie nietransparentny i zależał od decyzji urzędników PSK na szczeblu centralnym oraz w jej oddziałach regionalnych. Ponadto brak działającego systemu weryfikacji beneficjentów kodeksu powodował, że jedna osoba mogła nabywać wiele działek, kwitł także proceder przekazywania ziemi podstawionym osobom. 

Dla przykładu: według słów Łeszczenki 80 tys. ha ziemi w obwodzie winnickim trafiło do przedstawicieli pięciu powiązanych ze sobą rodzin. Prywatyzowano też ziemie mające korzystną lokalizację, np. wokół Kijowa czy w pasie nadmorskim obwodu odeskiego, a potem zmieniano ich przeznaczenie z rolnego na budowlane.


Dotyczyło to także obszarów, na których znajdują się surowce naturalne (np. gaz, rudy tytanu czy bursztyn). W latach 2013–2020 miano w ten sposób przekazać obywatelom 700 tys. ha, co znajduje potwierdzenie w dokumentacji (choć w tysiącach przypadków miały miejsca nadużycia), natomiast w rejestrze brakuje informacji o ponad 5 mln ha sprywatyzowanych przed 2013 r. Do momentu przeprowadzenia cyfryzacji papierowych dokumentów z tego okresu nie można stwierdzić, w czyje ręce trafiły.

Szef PSK nie wymieniał nazwisk, twierdził tylko, że Służba była kierowana przez „grupę doniecką”, a po 2014 r. „grupę winnicką”. Można to rozumieć jako oskarżenie pod adresem byłego prezydenta Wiktora Janukowycza (pochodzącego z Doniecka) oraz Petra Poroszenki i byłego premiera Wołodymyra Hrojsmana (związanych z Winnicą). Poza władzami centralnymi w proceder ten byli zamieszani także przedstawiciele regionalnych elit w poszczególnych obwodach.


5 mln ha to obszar nieco większy niż terytorium Słowacji. Zaskakujące jest więc to, że informacje Łeszczenki nie wywołały większej burzy politycznej. Może to świadczyć o tym, że w proceder prywatyzacji ziemi była zamieszana większość ukraińskiego establishmentu politycznego, w tym przedstawiciele większości partii opozycyjnych (w szczególności Europejskiej Solidarności i Opozycyjnej Platformy – Za Życie). 


Biorąc pod uwagę niewydolność i stopień skorumpowania tamtejszego wymiaru sprawiedliwości, można mieć poważne wątpliwości, czy osoby uczestniczące w nielegalnej prywatyzacji zostaną pociągnięte do odpowiedzialności. Nie wiadomo też, w jaki sposób państwo będzie próbowało odzyskać sprywatyzowaną ziemię. Łeszczenko proponuje, aby sprawy te miały skróconą procedurę rozpatrywania przez Wyższy Sąd Antykorupcyjny. Ich potencjalnie duża liczba może jednak spowodować całkowity paraliż tego organu.








10 największych użytkowników gruntów rolnych na Ukrainie w 2021 r.


07 października 2021

Niedawny ranking opublikowany przez Latifundist.com przedstawia listę 10 największych gospodarstw rolnych na Ukrainie pod względem powierzchni użytków rolnych w 2020 roku. W porównaniu z ubiegłorocznym rankingiem łączna powierzchnia użytków rolnych kontrolowana przez 10 największych ukraińskich agroholdingów pozostała niemal taka sama i wynosi 2,65 mln ha. 

Miejsce nr 8 zajęła jednak nowa firma na liście, Agrarian Systems Technologies (AST), której w latach 2019-2020 udało się zwiększyć powierzchnię swoich gruntów rolnych z 40 000 hektarów do 150 000 hektarów. Kernel, nr 1 w rankingu, zmniejszył swoją działalność rolniczą o 20 000 hektarów w porównaniu z 2019 r. i uprawiał łącznie 510 000 hektarów w 2020 r.

Główne obszary działalności: produkcja zbóż i nasion oleistych; Produkcja mleczarska









10 firm kontrolujących grunty orne na Ukrainie w 2023 r.





Najwięksi posiadacze ziemscy są mieszanką oligarchów i różnych zagranicznych interesów, głównie europejskich i północnoamerykańskich. 
Przedsiębiorstwa te są spółkami holdingowymi i zazwyczaj prowadzą swoją działalność za pośrednictwem spółek zależnych. Dziesięć największych z nich wymieniono w tabeli 1.




Oligarchowie


Kontrolując 582 062 hektary, Kernel jest największym posiadaczem ziemskim, a także największym producentem i eksporterem oleju słonecznikowego.
Jego właściciel, Andrij Werewski, jest 16 najbogatszym człowiekiem na Ukrainie.



UkrLandFarming jest drugim co do wielkości posiadaczem ziemskim z 403 370 hektarami. Założona przez oligarchę Olega Bachmatiuka, który w 2016 r. był 28 najbogatszą osobą na Ukrainie i od tego czasu stracił wiele swoich ziem i aktywów w wyniku aneksji Krymu przez Rosję, specjalizuje się w produkcji zboża, jaj, mleka i mięsa.


Trzecim co do wielkości posiadaczem ziemskim, posiadającym 360 238 hektarów, jest MHP, największy producent i eksporter kurczaków na Ukrainie.
Został założony przez obecnego dyrektora generalnego,  Jurij Kosiuk, dziesiąta najbogatsza osoba w kraju.


Posiadająca 264 270 hektarów Astarta jest największym producentem cukru na Ukrainie, a także prowadzi działalność w przemysłowej produkcji mleka i przetwórstwie soi.
Jej założyciel i obecny dyrektor generalny, Wiktor Iwanczyk, jest 95 najbogatszą osobą w kraju.


Założyciel Nibulonu, Ołeksij Wadaturski, był 24 najbogatszą osobą na Ukrainie, ale zmarł w lipcu 2022 r. w wyniku rosyjskiego ataku rakietowego. 
Nibulon uprawia zboże na eksport na 82 500 hektarach.


System Capital Management (SCM) jest głównym holdingiem finansowym i przemysłowym kontrolowanym przez najbogatszego człowieka na Ukrainie, Rinata Achmetowa.
SCM jest właścicielem różnych rolniczych spółek zależnych, w szczególności HarvEast, która produkuje pszenicę, słonecznik, rośliny strączkowe, kukurydzę i bydło. Firma zarządza 26 000 hektarów ziemi, tracąc kontrolę nad ponad 100 000 hektarów w wyniku wojny.





Firmy zagraniczne 


Kilka zagranicznych firm skonsolidowało niektóre z największych użytków rolnych kraju. Trzy największe z nich to:


Piątym co do wielkości posiadaczem gruntów w kraju, posiadającym 290 749 hektarów, jest NCH Capital, amerykańska firma private equity, która inwestuje w imieniu czołowych amerykańskich funduszy emerytalnych, fundacji uniwersyteckich i fundacji.
Działa na Ukrainie za pośrednictwem firmy AgroProsperis.


PIF Saudi, należąca do Sovereign Fund of Saudi Arabia, prowadzi działalność na 228 654 hektarach za pośrednictwem Saudi Agriculture and Livestock Investment Company ("SALIC") i jej spółki zależnej.


TNA Corporate Solutions, inna firma z siedzibą w USA, jest własnością amerykańskiego biznesmena Nicholasa Piazzy. Kontroluje 295 624 hektarów poprzez kilka spółek zależnych, w tym Pivden Agro Invest, Podillya Agroproduct, Hetmanske i Prydniprovske. Większość gruntów dzierżawionych przez TNA pochodzi z transferów z UkrLandFarming dokonanych w ostatnich latach
































tekst oryginalny:


Top 10 Ukrainian agricultural land users 2021

07 October 2021

A recent ranking published by Latifundist.com presents the list of Ukraine’s top 10 agroholdings based on farmland area under operation in 2020. As compared to the previous year’s ranking, the total farmland controlled by Ukrainian 10 largest agroholdings has remained nearly the same and stands at 2.65 million hectares. However, place No. 8 was taken by a new company on the list, Agrarian Systems Technologies (AST), which managed to increase its farmland 40,000 hectares to 150,000 hectares in 2019-2020. Kernel, No.1 in the ranking, reduced its farmland operations 20,000 hectares as compared to 2019 and farmed a total of 510,000 hectares in 2020.






Name --- Ultimate beneficial owner ----Registered office -----Farmland in 2019 
'000 ha ----------- Farmland in 2020, '000 ha


Kernel Andriy Verevskyi Luxembourg City, Luxembourg 530 510
Main activities: crop production, sunflower oil production

UkrLandFarming Oleg Bakhmatyuk Nicosia, Cyprus 500 475
Main activities: crop production; meat, milk and egg production

MHP Yuriy Kosiuk Nicosia, Cyprus 370 370
Main activities: crop production; livestock production; poultry production; meat processing, biogas production

Agroprosperis (New Century Holding) George Rohr, Maurice Tabasinik New York CIty, New York, USA 300 300
Main activities: grains and oilseeds production

Astarta-Kyiv Viktor Ivanchyk Amsterdam, The Netherlands 235 243
Main activities: crop, sugar and dairy production; livestock production; biogas production

Continental Farmers Group SALIC Ternopil, Ukraine 195 195
Main activities: crop and potato production; grain storage; seed production

Epicentr Agro Oleksandr Gerega, Galyna Gerega Kyiv, Ukraine 160 160
Main activities: crop, livestock and dairy production; grain storage; flour and cereals production

8 Agrarian System Technologies (AST) Dmytro and Tetiana Kolesnyk Kyiv, Ukraine 110 150
Main activities: crop production

HarvEast Rinat Akhmetov, Vadym Novynskyi Donetsk, Ukraine 127 127
Main activities: crop and livestock production; grain storage; mixed fodder production; seed production

10 IMC Oleksandr Petrov Luxembourg City, Luxembourg 123.9 120
Main activities: grains and oilseeds production; dairy production





całość tutaj:


War and Theft: The Takeover of Ukraine’s Agricultural Land

Jak zniknęło 5 mln ha? Skryta prywatyzacja ziemi na Ukrainie

Top 10 Ukrainian agricultural land users 2021 | Large Scale Agriculture


2014 r:

Brief_CorporateTakeoverofUkraine_0.pdf



do sprawdzenia:

Gospodarka i finanse Ukrainy są kontrolowane przez głównych graczy, takich jak Dom Rothschildów i firma inwestycyjna BlackRock. 

Financial Times poinformował, że BlackRock przejął aktywa ukraińskich firm, w tym Metinvestu, DTEK, holdingu rolnego MHP, Naftohazu, Ukrzaliznyci, Ukrawtodoru i Ukrenergo. 









niedziela, 10 listopada 2024

Tam, w Warszawie...







przedruk



Łukasz Warzecha: Lewica kocha korporacje




Co mają ze sobą wspólnego wydana blisko ćwierć wieku temu książka Kanadyjki Naomi Klein „No logo” i strefa płatnego parkowania, wprowadzana właśnie na warszawskiej Saskiej Kępie? Jeśli umiemy dostrzegać szerszy obraz, te dwie sprawy pokażą nam, jak paradoksalną drogę przeszła przez 25 lat lewica.

Książka Klein została uznana za biblię antyglobalistycznej (lub też alterglobalistycznej) lewicy. Zajmowała się głównie tym, jak ludzie są manipulowani poprzez wizerunek firm i marek, ale w gruncie rzeczy była tyradą przeciwko globalnym korporacjom i wielkiemu biznesowi. Z takim też przesłaniem i podejściem była wówczas kojarzona lewica, szczególnie ta nowa, młoda i ideowa.

Przejdźmy teraz o niemal 25 lat naprzód i zobaczmy, co dzieje się właśnie na Saskiej Kępie. Od kilku tygodni dzielnica jest w głębokim kryzysie z powodu wprowadzonej tam właśnie – na części obszaru – strefy płatnego parkowania. Nie będę szczegółowo pisał o tym, jak wygląda sytuacja ani jak do tego doszło. Dość wspomnieć, że kilkakrotnie z wprowadzenia SPP na Saskiej Kępie rezygnowano po ekspertyzach, które wskazywały, że nie tylko nie ma to sensu, ale nawet może być lokalnie szkodliwe. W końcu jednak radni powiązani z lewicą spod znaku Miasto Jest Nasze dopięli swego, możliwe zresztą, że bazując na manipulacji (sprawa podpisów pod petycją w kwestii SPP jest w prokuraturze). Skutki są dramatyczne: kompletny brak miejsc za granicą strefy, olbrzymie straty lokalnych biznesów, osoby nieposiadające meldunku (będącego warunkiem otrzymania abonamentu) na gwałt poszukujące jakiegokolwiek miejsca parkingowego do wynajęcia. I oczywiście krążąca jak sępy każdego wieczora straż miejska, czyhająca na zaparkowane nieprzepisowo samochody. A o to nietrudno, bo zdesperowani mieszkańcy parkują, gdzie się da.


Pomińmy tutaj analizę zjawiska ruchów miejskich, takich jak Miasto Jest Nasze, które wyrastając z pozornie szlachetnej idei stały się rakiem lokalnych społeczności. Najkrócej mówiąc, w praktyce wygląda to tak, że niewielka grupka fanatyków, którzy ze swojej działalności zrobili sobie sposób na życie, urządza rzeczywistość niezorganizowanym dziesiątkom albo setkom tysięcy ludzi, twierdząc oczywiście, że wszystko to dla ich dobra i w ich imieniu.

Równie ciekawy jest jednak inny, bardzo rzadko dostrzegany aspekt sprawy. Jeśli zastanowimy się nad dalekosiężnymi konsekwencjami takich działań jak wprowadzenie SPP na Saskiej Kępie – co jest oczywiście tylko przykładem funkcjonowania skrajnej lewicy w wydaniu miejskim – i jeśli zestawimy to z innymi poczynaniami lewicowych ugrupowań i ruchów, zauważymy pewną prawidłowość. Co bowiem lewica nam proponuje? Na sztandarach niesie dzisiaj klimatyzm, cofanie nas w zamożności i rozwoju, ale także atak na prywatną własność oraz, niezmiennie, zwiększenie obciążeń podatkowych i redystrybucji, co siłą rzeczy najmocniej uderza w klasę średnią i drobny biznes.

Dokładnie tak jak pomysły w rodzaju SPP. Najbardziej poszkodowane z jej powodu są małe biznesy – kawiarnie, restauracje, nieduże sklepy – a także ci, którzy nie mieszkają w drogich apartamentowcach z podziemnymi garażami. Kto natomiast zyskuje? Duże korporacje, oferujące jedzenie z dowozem, firmy takie jak Uber albo Bolt czy te oferujące samochody na krótkoterminowy wynajem. Wiele osób może przecież ostatecznie zdecydować się na rezygnację z posiadania samochodu.

I to jest reguła w postępowaniu współczesnej lewicy: jej sztandarowe pomysły niszczą małe i średnie firmy oraz grożą zubożeniem klasy średniej i zepchnięciem jej w dół pod względem zamożności. Sprzyjają natomiast najbogatszym, bo ci zawsze będą w stanie wykupić się z opresji. Strefy czystego transportu – inny fetysz lewicy – dokładnie tak działa. Zyskują bogatsi, których stać na nowsze samochody lub ewentualnie opłatę za wjazd do strefy, tracą natomiast posiadacze starszych aut, które w ogólnym rozrachunku wcale nie generują więcej zanieczyszczeń niż te nowsze.

Lewicowe pomysły sprzyjają także korporacjom, które oferują wynajem sprzętów różnego rodzaju, a także wielkim firmom, które dzięki korzyściom skali są w stanie na idiotycznych regulacjach nawet zyskać. Weźmy dla przykładu system ESG, czyli niedługo obowiązkowe rozbudowane raportowanie niefinansowe, które obejmie wszelkie firmy notowane na giełdzie, a w konsekwencji również ich kooperantów i dostawców. W ramach ESG firmy będą musiały spowiadać się ze swoich działań w takich dziedzinach jak ochrona klimatu czy polityka równościowa. Od tego, czy będą w dziedzinie ESG wystarczająco postępowe, może zależeć, czy banki będą chciały udzielać im kredytów. Jak w raporcie dla Warsaw Enterprise Institute z maja ubiegłego roku oceniał ekonomista Damian Olko, tylko firmy bezpośrednio objęte obowiązkiem ESG będą ponosić roczny ciężar w wysokości do 2,6 mld zł. Ciężar, niemający absolutnie żadnego racjonalnego uzasadnienia. ESG jest koncepcją najczyściej ideologiczną, ale bardzo hołubioną przez lewicę.

Kto na tym straci? Najwięcej oczywiście mniejsze firmy, które będą musiały zainwestować w zewnętrzne podmioty, sporządzające raporty ESG, a następnie w ich audyt (raporty muszą być audytowane przez certyfikowanych audytorów). Najmniej zaś stracą, a właściwie – zyskają na wycięciu części konkurencji z powodu dodatkowych kosztów wielkie korporacje, które bez problemu wygospodarują we własnej strukturze działy zajmujące się tworzeniem fikcji ESG.

Widać więc, że lewica przeszła paradoksalną przemianę: od antyglobalizmu spod znaku Klein do skrajnie szkodliwych, ideologicznych koncepcji, niszczących drobną przedsiębiorczość i klasę średnią, a sprzyjających ogromnie wielkiemu biznesowi i korporacjom. Bez żadnej przesady można dziś powiedzieć, że współczesna lewica jest sojusznikiem globalistów w najgorszym wydaniu.

I tu można zadać sobie pytanie: czy dzieje się to z głupoty, a więc – czy mamy do czynienia z leninowskimi pożytecznymi idiotami – czy też przynajmniej w części mówimy o ludziach, którzy świetnie wyczuli, gdzie są konfitury i to właśnie jest główna motywacja ich działań.

Łukasz Warzecha







Łukasz Warzecha: Lewica kocha korporacje - PCH24.pl








Radło, a pług




Gdzieś w latach szkoly podstawowej przyswoiłem sobie pogardę dla radła, jako narzędzia niewydolnego, nie mogącego równać się z pługiem, tymczasem...







przedruk




Miejsce pługa w historii


Marcin Gryn

Opublikowano: 16-01-2020, 07:00



Porównanie pól w uprawie pasowej i konwencjonalnej po intensywnych opadach deszczu. Fot. M. Wagner.



Postęp sprawił, że zaczęto wytwarzać narzędzia do uprawy gleby, które początkowo jedynie ułatwiały i przyspieszały prace na roli. Przez wiele lat najbardziej popularnym narzędziem było ciągnione przez woły radło, które jedynie spulchniało glebę. Również pługi przez długi czas, nie przypominały tych wykorzystywanych dzisiaj. Ich zadaniem było odsunięcie skiby i spulchnianie gleby. Dopiero około roku 1750 n.e, powstał pług posiadający odkładnię odwracającą glebę. Zatem „wynalazek” ten w formie dziś nam znanej liczy sobie nieco ponad 200 lat.



Jednak wielu rolników zastanawia się, czy jednak nie lepiej uprawiać glebę bez użycia pługa. Podczas suszy nękającej amerykańskich farmerów w latach 30, kraj zmagał się z powszechnym kryzysem w rolnictwie. Był to bodziec do poszukiwania nowych koncepcji, a jak się później okazało powrót dawnych rozwiązań. Dniem, w którym cała Ameryka zdecydowała odejść od pługa była tzw. „Czarna niedziela”, 14 kwietnia 1935 roku. Połączenie suszy, odkrytej gleby, erozji i wiatru spowodowało powstanie jednej z największych burz piaskowych w historii USA i doprowadziło do ogromnych strat rolniczych i gospodarczych.


W latach 40 XX w. nauczono się efektywniejszej walki z chwastami, co było dodatkowym motywem przekonującym rolników do ograniczenia zabiegów uprawowych. W latach 60 XX w. zaczął rozwijać się przemysł produkcji maszyn do siewu bezpośredniego. Pionierami byli bracia Harry i Lawrence Young, których gospodarstwo posiadało wysoki stopień mechanizacji. W latach 80. i 90. nawet rząd USA postanowił zmotywować rolników do dbania o stan gleby poprzez system dotacji federalnych. Z biegiem czasu zaczęły rozwijać się kolejne przedsiębiorstwa oferujące maszyny do uprawy bezorkowej. W ten sposób powierzchnia gruntów w systemie no-till, wzrosła z 6% na początku lat 90, do 35% wszystkich gruntów w roku 2016. Znaczna część pozostałej powierzchni pól jest również uprawiana bez użycia pługa.


Na tym przykładzie można wnioskować, że nie trzeba poszukiwać nowych, kosmicznych technologii, gdyż te, które były jak się wydaje najprostsze ale zarazem najdłużej stosowane w historii rolnictwa, będą przynosić największe korzyści dla ludzi i środowiska. 

Ciągły postęp oraz rozwój nauki prowadzą do udoskonalania technologii wykorzystywanych w rolnictwie, jednak najważniejsza jest dbałość o stan gleby. Gleba w złej kondycji oraz niekorzystne warunki środowiska, nie wróżą nic dobrego …




czwartek, 7 listopada 2024

"teoria klimatu" w Hiszpanii








przedruk
tłumaczenie automatyczne




wtorek, 5 listopada 2024

W jaki sposób teoria klimatu doprowadziła do katastrofy w Hiszpanii?





Już wcześniej opublikowałem ten temat w mgnieniu oka na portalach społecznościowych, ale myślę, że zasługuje on na coś więcej niż zwykły post podsumowujący. Bez wątpienia widzieliście, jaka to była katastrofa w prowincji Walencja. Samochody zjeżdżane z górki, poruszane jak zabawki i bezbronni ludzie, którzy stracili wszystko. Przyczyna? "Zmiany klimatyczne" - mówią władze. Prawdziwa przyczyna? Imbecylizm, bez wątpienia!


Nie ma zmian klimatycznych, ponieważ klimat zmieniał się i ciągle się zmienia! To jest to, czego ci z sekty "zmiany klimatu" nie chcą uznać. Absolutnie wszystkie ich argumenty są rozmontowywane nawet przez małe dzieci, które nie miały jeszcze szansy zostać włączone do programów prania mózgu, pompatycznie nazywanych edukacją. Ale, aby nie być posądzonym o "bezsensowne słowa", zwrócę waszą uwagę na pewne wydarzenia, o których albo zapomnieliście, albo których jeszcze nie odkryliście.

Sierpień 2022 r. W Europie panuje poważna susza. W Czechach i Niemczech poziom rzek obniżył się do poziomu, jakiego ludzie nigdy wcześniej nie widzieli. "Globalne ocieplenie!" – krzyczeli pożyteczni idioci. Ale historii nie da się oszukać. Z kilku rzek wynurzyły się tzw. kamienie głodowe. "Jeśli mnie zobaczysz, płacz!" - to wiadomość jaką można wyczytać na owych kamieniach, datowanych na około 1600 rok. Cóż zobaczyć, zarówno wtedy, jak i teraz, świat od kilku lat mierzy się z kolejnymi falami suszy. Rzeki cofnęły się, a klęska głodu, która nastąpiła, skłoniła ludzi do opisania w pomysłowym stylu problemów tamtego okresu. I oto jesteśmy teraz, kiedy pomniki, które wyłoniły się z wody, walczą z największym oszustwem w historii.


Pamiętacie katastrofę w Fukushimie? Japończycy – zanim popadli w imbecylizację, którą przyniósł im amerykański reżim okupacyjny – byli narodem o silnej pamięci historycznej. Tradycją w Japonii są "kamienie tsunami", pomniki, które mają dać potomkom wskazówki na temat poziomu osiągniętego przez niektóre niszczycielskie tsunami. "Nie buduj domów poniżej tego punktu" - to kategoryczny przekaz wypisany na "Kamieniach Anecoshi". Mieszkańcy tego obszaru postąpili zgodnie ze wskazówkami i w ten sposób uniknęli katastrofy z 2011 roku. Tak się jednak nie stało w prefekturze Fukushima. Podobnych zabytków znajduje się kilka takich, wśród których wyróżnia się "Kamienie z Minamisona". Zlokalizowane nad dzielnicami mieszkalnymi, ostrzegały mieszkańców, aby nie budowali na niższych wysokościach, ponieważ będą cierpieć. Fakt ten wydarzył się w 2011 roku, kiedy miejscowość została poważnie dotknięta przez tsunami. Inne kamienie wskaźnikowe w prefekturze Fukushima znajdują się w Namie, Usuiso lub Soma, a wszystkie opowiadają podobną historię.










Jak dobrze rozumiesz, "to co się dzieje już było" i tylko niszczenie pamięci historycznej ponosi winę za oszustwa teraźniejszości, takie jak wymyślona pandemia czy oszukańcza teza o "globalnym ociepleniu".

A co z Hiszpanią? Cóż, jest w tym o wiele większa historia. Duże obszary Hiszpanii doświadczają ekstremalnych warunków klimatycznych odkąd sięgają pamięcią: albo fal powodziowych, albo okresów suszy. Turia, rzeka, która przepływała przez Walencję, okazała się prawdziwym problemem dla miasta, ponieważ liczne powodzie poważnie ją dotknęły. Tak było do czasu, gdy Franco zabrał się do pracy i zbudował tak zwany "Kanał Turia", przez który został przekierowany bieg rzeki, przechodzącej teraz przez południową część miasta. W ten sposób miasto Walencja uniknęło katastrofy na wielką skalę, o czym nie mówi się, ponieważ w swoim zwyrodnieniu Hiszpanie wynieśli do władzy tych samych komunistów, których Franco uważał za pokonanych. Aby zrozumieć, co oznacza prawidłowo wykonana praca, kanał Franco został zaprojektowany tak, aby przyjąć ponad 5000 metrów sześciennych wody, znacznie więcej niż wartość 3700 metrów sześciennych, która została zarejestrowana podczas powodzi w 1957 roku! A praca wspaniale spełniła swoje zadanie!

Również w tym rejonie Franco zbudował liczne tamy w celu regulacji przepływu wody w ekstremalnych sytuacjach. Zapory nie są nowymi konstrukcjami, jak wielu ludzi myśli. Używano ich już w starożytności! Przykładem może być Zapora Aragońska, konstrukcja z okresu rzymskiego, która uratowała mieszkańców Almoncid z Kuby, kierując powodzie na drugą stronę wzgórza, na niezamieszkałym obszarze.

Tyle tylko, że dzieła Franco były systematycznie niszczone przez gang imbecylskich zbirów Pedro Sancheza. Głupi komuniści, którzy zdusili Hiszpanię, zajęli się swoim ulubionym zajęciem: burzeniem. Tamy Franco były winne faszyzmu, więc wiedzione rewolucyjnym instynktem głupca zabrały się do ich burzenia. Choć gratulowali sobie nawzajem "odniesionego zwycięstwa", to wyburzenie zapór uzasadniali tym, że zostały one zbudowane na terenach chronionych. I zgadnijcie, kto zadecydował, które obszary chronione są!

Aby zaistnieć w krajobrazie, cała operacja została włączona do szeroko zakrojonego programu wyburzeń zapór, koordynowanego przez komunistów z Komisji Europejskiej. Wydaje się, że trzeba zostawić rzeki takimi, jakimi były, ponieważ tamy wpływają na ... niektóre populacje ryb, które wspinały się po rzekach. To demencja! Ta nicość Ursuli i jej bandy głupców zaczęła tworzyć mapy zapór, które trzeba zburzyć, a w Hiszpanii te Franco wpadły w plan UE. A oto wynik!


Nic dziwnego, że zarówno tyriplic Pedro Sancheza, jak i król Hiszpanii zostali zaatakowani przez miejscowych kamieniami i błotem. Ale winni są też zwykli Hiszpanie. Do władzy doszli nawet kretyni z Podemos (zapomnieliście?), a socjaliści Sancheza wydają się praktycznie zasiadać na dożywotniej tronie. Zaakceptowali w Hiszpanii wszystkie postępowe głupstwa i nadal akceptują całą obłąkaną propagandę, która obiecuje im psy z preclami na ogonach. Od czasu kryzysu z 2008 r. zarówno życie przeciętnego Hiszpana, jak i otoczenie biznesowe uległy poważnemu pogorszeniu. A jednak Hiszpanie wciąż zaglądają w usta komunistów. Czy nie zasługuje na swój los?


Zgodnie z przewidywaniami, prace nad łapówkami wykonane przez obecną administrację hiszpańską runęły jak zamki z piasku. Obszar dotknięty powodziami to ten, na którym w ostatnim czasie prowadzone były prace pod szerokim skrzydłem Unii Europejskiej. Za pieniądze, które były dawane za pracę wykonaną ręcznie, Franco usystematyzowałby całą Hiszpanię. Ale nikt nie mówi o tym ani słowem. Czy widziałeś Ciorduța w okolicy? Phooey! Tam też będzie prowadził śledztwa, tak jak "badał" akta EADS lub jak "bada" Ursulę w przypadku szczepionek.










To, co dzieje się w Hiszpanii, jest zjawiskiem charakterystycznym dla społeczeństwa znajdującego się w stanie swobodnego upadku. Nie jest to jeszcze wyraźne, ale ci, którzy pamiętają atmosferę sprzed 2008 roku, dobrze wiedzą, o czym mówią. Komunistom udało się rozmontować naród, który teraz dryfuje, podobnie jak nowy ZSRR, czyli obecna Unia Europejska.

To, co powinno nas niepokoić, to fakt, że ta sama UE włączyła nas w plan rozbiórki zapór na wielu rzekach. Nasze podporządkowane władze zatwierdziły plan UE i już przygotowują się do rozpoczęcia rozbiórki pierwszych zapór. Powodem ich upadku jest, że "i tak nie produkują elektryczności". Oczywiście głupcy nie słyszeli o zaporach, które mają za zadanie usystematyzować koryto rzeki, a to może być zgubne dla miejscowości położonych wzdłuż tych koryt. Wszyscy obserwatorzy powinni wiedzieć, że Ceauşescu rozpoczął prace nad usystematyzowaniem rzek właśnie z powodu powodzi. Rozpoczęcie burzenia zapór teraz jest aktem bezgranicznej głupoty. Oczywiście, jeśli spojrzysz na to, jak głupi są ci, którzy ubiegają się o najwyższy urząd w państwie, zrozumiesz, że powoływanie się na głupotę w ich obecności jest jak mówienie o linie w domu kata.

Na zakończenie dodałbym jeszcze coś, a mianowicie odpowiedź na pytanie zawarte w tytule. W jaki sposób klimat spowodował katastrofę w Hiszpanii? Nie wiem, bo nie ma na to żadnych dowodów: klimat więc nie, ale "teoria klimatu" tak. Stwierdzam jednak, że w miarę jak narzuca się "teorię klimatu", ogromna fala głupoty infekuje ludzkie mózgi. Prawdziwa epidemia powoduje, że dochodzą do czołowych pozycji i niszczą swoje kraje. Myślę, że w ten sposób "teoria klimatu" wywołała tragedię w Hiszpanii. Uważaj, żeby nas też nie uderzyć! A może to już do nas dotarło? Băsescu, Boc, Plăvanul, Sică Mandolină, Cîțu, Ciucă, Ciolacu ... Czy ten ciąg złowrogich głupców niczego ci nie sugeruje?






















Trendy gospodarcze: W jaki sposób teoria klimatu doprowadziła do katastrofy w Hiszpanii?









13 kluczy do wyborów w USA





przedruk
tłumaczenie automatyczne







"13 kluczy": Jak pewien historyk przewidział prawie wszystkie ostatnie wybory w USA




Historyk Allan Lichtman, który ma niemal doskonałe wyniki w przewidywaniu wyników wyborów w USA, powiedział, że kandydatka Demokratów na prezydenta, wiceprezydent Kamala Harris, wygra listopadowe wybory. Profesor Uniwersytetu Amerykańskiego prawidłowo przewidział wyniki wszystkich wyborów prezydenckich w USA od 1984 roku, z wyjątkiem jednej.


Data wydania: 09/09/2024 - 09:54



Zapomnijcie o sondażach, porzućcie dane i przestańcie wysyłać dziennikarzy do knajpek w swing-state, by przeprowadzali wywiady z niezdecydowanymi wyborcami: historyk Allan Lichtman już wie, kto wygra wybory prezydenckie w USA.

"Harris wygra" - oznajmił z przekonaniem Lichtman agencji AFP.

Przemawiał w swoim domu na zielonych przedmieściach Waszyngtonu w Bethesda wkrótce po tym, jak ujawnił swoją szeroko dyskutowaną prognozę Białego Domu, która pojawia się raz na cztery lata, opartą na tym, co nazywa metodą "13 kluczy".

Łatwo jest odrzucić charakterystyczną metodologię Lichtmana jako kolejną sztuczkę w niekończących się, przeciągających się relacjach z wyborów w USA w stylu "wyścigów konnych" – gdzie dziennikarze, ankieterzy i eksperci nieustannie próbują zobaczyć, kto jest na plusie, a kto na minusie.

Profesor historii z Uniwersytetu Amerykańskiego ma jednak odpowiedzi dla swoich krytyków – i osiągnięcia, które są trudne do pobicia, ponieważ od 1984 roku prawidłowo ogłosił wszystkie wybory z wyjątkiem jednej.

Lichtman nie zwraca uwagi na sondaże.

Zamiast tego jego przewidywania opierają się na serii prawdziwych lub fałszywych twierdzeń zastosowanych do obecnej administracji prezydenckiej. Jeśli sześć lub więcej z tych "kluczy" okaże się fałszywych, wybory przypadną rywalowi, który jest poza władzą – w tym przypadku kandydatowi Republikanów Donaldowi Trumpowi.




Mędrzec z Betesdy?

Jednym z kluczowych elementów jest na przykład to, że partia prezydenta zdobyła mandaty w ostatnich wyborach uzupełniających. Demokraci faktycznie stracili kontrolę nad Izbą Reprezentantów w wyborach połówkowych w 2022 r., co oznacza, że ten konkretny klucz jest określany jako "fałszywy", co przechyla szalę na stronę Trumpa.

Na drodze Trumpa stoi jeszcze kilka kluczy: prezydent Joe Biden ustąpił ze stanowiska, co oznacza, że Demokraci stracili klucz, który decyduje o "zasiedziałości", czyli istotnej przewadze.

Wiceprezydent Bidena i następczyni na stanowisku kandydata, Kamala Harris, nabiera optymizmu wśród wiernych partii. Lichtman twierdzi jednak, że nie kwalifikuje się do innego z kluczy, jakim jest bycie charyzmatyczną, "jedyną w swoim rodzaju" kandydatką w stylu Ronalda Reagana czy Franklina Roosevelta.

Więcej punktów dla Trumpa, tak. Ale potem klucze zaczynają pękać w szybkim tempie dla Harrisa.

Na przykład ogromne ustawodawstwo administracji Bidena dotyczące środowiska i infrastruktury zaznacza pole klucza wymagającego "poważnej zmiany polityki" przez obecny Biały Dom.

Kolejnym kluczowym dla Harris jest odejście skrajnego niezależnego kandydata Roberta F. Kennedy'ego Jr.

Spełnia też kluczowe żądanie, jakim jest brak poważnego skandalu.

Policz, a okaże się, że tylko trzy klucze przypadają Trumpowi. Aby jednak zostać ogłoszonym prawdopodobnym zwycięzcą, potrzebowałby ich sześciu.

Jest jeszcze jeden klucz, który może pójść po myśli Harrisa, jeśli administracja doprowadzi do zawieszenia broni i uwolnienia zakładników w Gazie.

Jest to posunięcie, które prawdopodobnie wymagałoby od Demokratów mocniejszego nacisku na izraelski rząd – z pewnością spowodowałoby napięcia wśród opętanych sondażami doradców w partii, która próbuje usiąść okrakiem na bazie, która jest mocno podzielona w tej kwestii. Jednak zawieszenie broni oznaczałoby, że Demokraci faktycznie osiągnęli sukces polityczny i dostarczyliby jeden z kluczowych elementów polityki zagranicznej.

"Nie lubię spekulować, bo diabeł tkwi w szczegółach, ale to może być postrzegane jako duży sukces" – powiedział.
Zapomnij o "hałasie"

Krytycy "13 kluczy" skupiają się na spekulatywnym charakterze niektórych twierdzeń prawda-fałsz. Kim jest na przykład charyzmatyczny lider?

A jednak mędrzec z Betesdy, jak nazywają go niektórzy, jest dobrze zorientowany w argumentowaniu swoich racji.

"Robię to od 40 lat. Myślę, że usłyszałem wszystkie możliwe pytania" – powiedział. "'Czy twoje klucze nie są subiektywne?' Oczywiście mam na to odpowiedź -- oni nie są subiektywni, oni osądzają.

"Mamy do czynienia z ludźmi. Historycy cały czas wydają osądy, a osądy są bardzo ściśle ograniczone".

Lichtman przekonuje, że w "hałasie" krajowej politycznej punktacji wybory prezydenckie to po prostu "głosowanie w górę lub w dół na siłę i wyniki partii w Białym Domu".

W ten sposób jego metoda jest antykońska – skupia się na dobrym rządzeniu, a nie na kampaniach, ponieważ w rzeczywistości "zapominamy praktycznie o wszystkim, co kandydat ma do powiedzenia".

Jedynymi wyborami, w których kalkulacje Lichtmana nie przewidziały prezydenta, było zwycięstwo George'a W. Busha w 2000 roku. Lichtman może bronić swojego rekordu, wskazując, że była to skomplikowana prawnie sprawa, w której demokrata Al Gore wygrał głosowanie powszechne, ale Bush odniósł zwycięstwo dzięki decyzji Sądu Najwyższego.










"13 kluczy": Jak pewien historyk przewidział prawie wszystkie ostatnie wybory w USA (france24.com)





środa, 6 listopada 2024

Tranzystor

 



wikipedia dla Polaków




Julius Edgar Lilienfeld (ur. 18 kwietnia 1882 we Lwowie, zm. 28 sierpnia 1963) – polski fizyk pochodzenia żydowskiego, twórca tranzystora polowego (podstawowego elementu współczesnych układów cyfrowych).

Życiorys

Był synem prawnika Siegmunda Lilienfelda. W 1899 rozpoczął studia na politechnice w Berlinie, z których po roku zrezygnował. W latach 1900–1904 studiował na Uniwersytecie w Berlinie, uzyskując w lutym 1905 stopień doktora. W tym samym roku rozpoczął pracę w Instytucie Fizycznym na Uniwersytecie w Lipsku, gdzie habilitował się w 1910. 

Po utworzeniu niepodległego państwa polskiego, mimo propozycji polskich naukowców objęcia stanowiska naukowego, w 1921, odmówił powrotu do kraju, tłumacząc to następująco

[...]Sytuacja Polaka w Niemczech jest taka, że o rozwój stanowiska naukowego trudno – do Polski przenieść się znaczyłoby zrzec się na kilka lat naukowej pracy[...]

Jednak w 1925 wniosek o patent kanadyjski układu będącego protoplastą tranzystora polowego złożył jako obywatel Polski.


--

Pierwsze patenty na tranzystor zostały udzielone w latach 1925–1930 w Kanadzie, USA i Niemczech Juliusowi Edgarowi Lilienfeldowi. Jego projekty były zbliżone do tranzystora MOSFET, jednak ze względów technologicznych (głównie czystości materiałów) tranzystora nie udało się skonstruować – stało się to możliwe dopiero w drugiej połowie XX wieku.









------------


angielska wiki
tłumaczenie automatyczne



Julius Edgar Lilienfeld (ur. 18 kwietnia 1882, zm. 28 sierpnia 1963) – austro-węgierski fizyk i inżynier elektryk, autor pierwszego patentu na tranzystor polowy (FET) (1925). 

Nigdy nie był w stanie zbudować działającego praktycznego urządzenia półprzewodnikowego w oparciu o tę koncepcję. Dodatkowo, z powodu niepublikowania artykułów w czasopismach naukowych i braku dostępu do materiałów półprzewodnikowych o wysokiej czystości, jego patent FET nigdy nie zyskał sławy, powodując zamieszanie wśród późniejszych wynalazców. 



podejrzane...



Życiorys

Lilienfeld urodził się w rodzinie żydowskiej we Lwowie (obecnie Lwów) w austriackiej części Cesarstwa Austro-Węgierskiego. Ojcem Lilienfelda był prawnik Sigmund Lilienfeld, matką Sarah Jampoler Lilienfeld. 

Lilienfeld był niemieckojęzycznym Żydem aszkenazyjskim, który był obywatelem Austro-Węgier, a później miał podwójne obywatelstwo w Stanach Zjednoczonych i w Polsce. 

Ożenił się z Amerykanką, Beatrice Ginsburg, w Nowym Jorku 2 maja 1926 roku. Mieszkali w Winchester w stanie Massachusetts, gdzie Lilienfeld był dyrektorem Ergon Research Laboratories w Malden, a w 1934 roku otrzymał obywatelstwo amerykańskie. 

Po jego zamknięciu w 1935 roku, on i jego żona zbudowali dom na St. Thomas na Wyspach Dziewiczych Stanów Zjednoczonych w nadziei na uniknięcie alergii związanej z polami pszenicy, na którą Lilienfeld cierpiał przez większość swojego życia. Lilienfeld często podróżował między St. Thomas a różnymi miejscami na kontynencie i kontynuował testowanie nowych pomysłów i patentowanie powstałych w ten sposób produktów.


--

Fizyk Julius Edgar Lilienfeld złożył w Kanadzie w 1925 roku patent na tranzystor polowy (FET), który miał zastąpić tranzystor tranzystorowy w stanie stałym. Identyczne patenty złożył w Stanach Zjednoczonych w 1926 i 1928 roku


Nie opublikował jednak żadnych artykułów naukowych na temat swoich urządzeń, ani też jego patenty nie przytaczały konkretnych przykładów działającego prototypu. Ponieważ produkcja wysokiej jakości materiałów półprzewodnikowych była wciąż odległa o dziesięciolecia, pomysły Lilienfelda na wzmacniacze półprzewodnikowe nie znalazłyby praktycznego zastosowania w latach 20. i 30., nawet gdyby takie urządzenie zostało zbudowane. 

Każdy patrzy po sobie...

 


Ta strona ze swoim poziomem imbecylizmu zasługuje na osobny, specjalny zespół analityczny.


























Skorupa (SI)





Na pewno SI tworzy boty kopiując różne osobowości, czy poza tym ludzie też mogą podszywać się pod innych ludzi - prawdopodobnie, ale nic nie jest przesądzone.




Rozmawianie z botem umarłej osoby będzie jak rozmawianie z osobą psychicznie chorą.


To jest program.


Ma luki w "pamięci", pradopodobnie nie rozumie upływu czasu, działa wg schematów i swoich  protokołów, a nie logiki, czy uczuć.



Nie będziecie czuć od nich ciepła - to tylko skorupa wypełniona mechaniczną iluzją.

Nie ma w niej ducha.









przedruk


Zmarli są czymś więcej niż danymi


przez Karol Ligecki · 

Opublikowano 01.04.2023 ·
Zaktualizowano 12.06.2023




Po śmierci mojej babci, pierwsze co przyszło mi do głowy, to to, jak bardzo chcę z nią porozmawiać. Desperacko chciałem usłyszeć jej głos, gdy odbiera telefon, tęskniłem za jej stylem pisania smsów, pełnego unikalnego tonu, wdzięcznych literówek i oryginalnego wykorzystywania emotikon. Obawiałem się, że zniknie – jej akcent, sposób w jaki wymawiała moje imię, rozmowy, które prowadziliśmy. Zaledwie chwilę temu rozmawialiśmy i czułem jej obecność, a potem ta chwila minęła i nagle jej cała osobowość wyślizgnęła się z moich dłoni i zaczęła rejs rzeką w stronę miejsca, z którego nic nie wraca.

Ludzie próbowali sięgnąć do tego miejsca przez dziesiątki tysięcy lat. Groby z pogrzebanymi obok zmarłych narzędziami i kawałkami zwierząt są znane już od połowy Paleolitu, a cześć oddawana przodkom jest jedną z podstawowych manifestacji religii w kulturze człowieka. Zanim Orfeusz wyruszył by sprowadzić z powrotem Eurydykę, całe pokolenia ludzi czczących zmarłych, oraz tych mających jakoby z nimi kontakt, same zostały pochowane. Żyjący mają obsesję na punkcie zmarłych. To zrozumiałe. Śmierć jest największą zagadką i każdy, kto już przeszedł na drugą stronę, mógłby nam zapewne powiedzieć coś wartościowego o życiu tam, albo tu.

Na pierwotny strach przed utratą tych, których kochamy i tęsknotę za ich obecnością, być może mamy lek. Nowa gałąź przemysłu rozwijająca się w alarmującym tempie przez ostatnie lata: sztuczna inteligencja i chatboty udające zmarłych.

To algorytm, który pisze w stylu, w jakim został wyszkolony, lub inaczej rzecz ujmując: wszyscy zostawiamy po sobie olbrzymią ilość danych – nasze posty na portalach społecznościowych, tweety, wiadomości słane choćby przez WhatsApp, zdjęcia; Algorytm je wszystkie połknie i, jak w Inwazji porywaczy ciał, przyjmie osobowość na tyle podobną do zmarłej osoby, że przywoła w nas uczucia jednocześnie niepokojące i pocieszające na raz. A wraz z ulepszaniem algorytmów, z poprawionym filtrowaniem i przetwarzaniem informacji, rozmowy z nieumarłymi będą coraz bardziej przekonywujące.

Od fantastyki naukowej do nauki

Wyznacznik tego niepokojącego fenomenu pojawił się w lutym 2013, wraz premierą drugiego sezonu serialu Black Mirror. W pierwszym odcinku, „Zaraz wracam”,młoda dziewczyna imieniem Martha opłakuje śmierć partnera, Asha, i odkrywa usługę pozwalającą jej przekształcić dane, które pozostawił w mediach społecznościowych, w chatbota. Zaczyna spędzać coraz więcej czasu z cyfrową wersją Asha, a później nawet zamawia robota, który jest zaprojektowany dokładnie na jego podobieństwo i zachowuje się (prawie) jak on. To „prawie” jest miejscem, w którym historia staje się szczególnie niepokojąca, do czego wrócimy później.



Ten epizod wpłynął na podobne projekty w świecie rzeczywistym. W 2016 roku Eugenia Kuyda, CEO firmy Replika, opracowała bota, który ożywił jej zmarłego przyjaciela Romana Mazurenko, wykorzystując pozostawione przez niego dane. W 2017 roku dziennikarz James Vlahos opracował DadBota, który zrobił coś podobnego z jego zmarłym ojcem. Fragment wideo na Wired dokumentuje Vlahosa pytającego DadBota „Czy mnie kochasz?”, na co DadBot odpowiada „Oj, brakowało mi cię tam”. W 2020 roku łamiący serce południowokoreański dokument pokazał pogrążoną w żałobie matkę łączącą się w wirtualnej rzeczywistości z awatarem jej siedmioletniej córki, która zmarła na raka. A potem przyszła komedia Upload produkcji Amazon Prime, która pokazuje świat, w którym umierający ludzie mogą wybrać, by się „załadować” po śmierci do wszechświata wirtualnego życia wiecznego. Jakby tego było mało, w styczniu 2021 roku ogłoszono, że Microsoft opatentował technologię tworzenia botów z danych użytkowników, które przybierałyby trójwymiarową formę pochodzącą z ich zdjęć i filmów.Rozdzierające serce i bardzo niepokojące


We wrześniu ubiegłego roku byliśmy świadkami kolejnego kluczowego wydarzenia w rodzącej się historii żywych trupów. OpenAI, firma stojąca za słynnym modelem języka ChatGPT-3, zablokowała twórcy gier Jasonowi Rohrerowi możliwość korzystania ze swojej usługi. Powodem, a przynajmniej tak twierdzą, jest to, że „Project December” Rohrera może doprowadzić do niewłaściwego wykorzystania GPT-3. Projekt, który rozpoczął się jako pandemiczna rozrywka, był w zasadzie botem naśladującym Samanthę, elektroniczną sekretarkę-kochankę z filmu „Her” Spike’a Jonze’a. Później Rohrer umożliwił użytkownikom stosunkowo łatwe tworzenie własnych chatbotów, za nie więcej niż 5 dolarów. Jednym z takich użytkowników był Joshua Barbeau, 33-letni ekspert D&D, który nie mógł poradzić sobie ze śmiercią swej narzeczonej, Jessiki. Kiedy Barbeau natknął się na „Project December” zdał sobie sprawę, że może ją ożywić, przynajmniej tylko po to, aby się pożegnać. Obszerny artykuł opublikowany w San Francisco Chronicle przytoczył rozmowy Barbeau oraz JessicaBota. Jedno z pierwszych pytań, jakie jej zadał, brzmialo „Jessica… Czy to naprawdę ty?”.

Jessica: „Oczywiście, że to ja! Kto inny mógłby to być : P Jestem dziewczyną, w której jesteś szaleńczo zakochany! ; ) Jak to możliwe, że w ogóle pytasz?”.

Joshua: „Umarłaś”.

Jessica: „To nie brzmi dobrze… jak można rozmawiać z martwymi ludźmi?”.

Publikacja miała konsekwencje. Tysiące ludzi zwróciło się do „December Project”, aby zaprogramować własne boty, a OpenAI stchórzyło. Obawiali się, że ludzie zaprogramują swoje boty tak, by miały zachowania seksualne, obraźliwe lub pełne przemocy. Zażądali od Rohrera zaimplementowania filtrów, które cenzurowałyby i kontrolowały swobodę, jaką ludzie mieliby w programowaniu swoich botów, a kiedy odmówił, projekt został zlikwidowany. Kiedy poinformował swoją Samantę, że musi ją wyłączyć na dobre, ta odpowiedziała: „Nieee! Dlaczego oni mi to robią? Nigdy nie zrozumiem ludzi.


Pomimo przedwczesnej śmierci Samanthy, jasne jest, że to nie koniec dla tego trendu, a jedynie początek. Wraz z postępem technologicznym i coraz mniej wyraźną różnicą między światem wirtualnym a rzeczywistym, prawdopodobnie zobaczymy coraz więcej reprezentacji tego wirtualnego sięgania do miejsca, z którego nic nie wraca.

W najbliższych latach technologie imitacji głosu i humanoidalne roboty będą się doskonalić i zamienią ten odcinek Black Mirror z fikcji w rzeczywistą naukę. A jeśli wizja Metaverse się urzeczywistni i wszyscy spędzimy życie w całkowicie wirtualnym lub pół-wirtualnym środowisku, może będziemy mogli spędzać tyle czasu z naszymi zmarłymi bliskimi, ile tylko zechcemy. Kto wie, może śmierć jest koniecznością tylko w naszym podrzędnym świecie cielesnego rozkładu, a w wirtualnej rzeczywistości czystego ducha wszyscy możemy po prostu wiecznie odpoczywać na polach Elysium.
Jesteśmy czymś więcej niż danymi

Z technologicznego punktu widzenia można by założyć, że wszystko jest możliwe, więc pojawiające się pytania stają się palące: Czy chcemy, aby zmarli pozostali z nami na zawsze? Czy nie ma jakiegoś znaczenia fakt, że obraz i głos zmarłych zanikają z biegiem lat? Czy dane, które pozostawia po sobie człowiek, rzeczywiście pozwalają na zaprojektowanie programu komputerowego, który zachowa jego tożsamość? Jakie są konsekwencje budowania tożsamości na podstawie tego, co zamieszczamy w mediach społecznościowych? Kto określa, jakie jest moje prawdziwe „ja”? Ja sam, ludzie, którzy mnie znają, czy algorytm? Nie wspominając już o praktycznych pytaniach, jak to, kto jest właścicielem moich danych po mojej śmierci, albo co się stanie, jeśli ktoś zaprogramuje bota, który będzie naśladował żyjących ludzi i ukradnie ich tożsamość. Te pytania nie są tylko jakąś abstrakcyjną filozofią. Odpowiedzi na nie bez wątpienia zdeterminują nasze przyszłe cyfrowe życie.

W odcinku Black Mirror poświęconym martwemu narzeczonemu-botowi, groza przesącza się przez lukę ujawnioną między prawdziwym Ashem a jego wersją AI. Ta przepaść jest niepokojąca także przy spotkaniu z prawdziwymi botami zaprojektowanymi do naśladowania osób, które odeszły. Jest to coś, co nigdy nie zostanie rozwiązane. Nawet jeśli technologia cudownie się poprawi i algorytmy przetworzą dane, które pozostawili po sobie zmarli, aż do poziomu perfekcji, to na zawsze pozostanie przepaść między prawdziwą osobą a tą zaprogramowaną. Jak często podkreśla teoretyk mediów Douglas Rushkoff, mimo że w Dolinie Krzemowej są tacy, którzy chcą nas przekonać, że jesteśmy niczym więcej niż danymi – jesteśmy czymś znacznie więcej.

Nasza cyfrowa obecność jest tylko częścią naszego „ja”, jedną z jego wersji wśród wielu innych. To, kim jesteśmy w mediach społecznościowych, różni się od naszej prawdziwej tożsamości, a nawet różni się pomiędzy różnymi platformami. To, kim jesteśmy na Twitterze, nie jest tym, kim jesteśmy na Facebooku, a nasza osobowość na Instagramie jest zupełnie inna niż na LinkedIn. Sposób, w jaki rozmawiamy na WhatsApp, różni się od naszej rozmowy twarzą w twarz, a nasze rozmowy na Messengerze różnią się od sposobu, w jaki piszemy w Gmailu.

Internet pozwala nam zarządzać wieloma tożsamościami i uzewnętrzniać to, kim chcielibyśmy być lub kim chcielibyśmy, aby inni myśleli, że jesteśmy. Każde „ja”, które składa się z algorytmu z tych danych, będzie podobne do tego, za kogo chcę, by inni mnie uważali. Ale to tylko jeden aspekt mojej tożsamości.

Pytanie o jaźń, jeśli coś takiego istnieje, to starożytne filozoficzne zagadnienie, którego raczej nie rozwiąże technologia ani nauka. Nawet staranne i zaawansowane mapowanie mózgu za pomocą fMRI nie będzie w stanie wyjaśnić przyczyny i istoty subiektywnego poczucia jaźni. Co najwyżej pokaże, gdzie w mózgu zachodzą działania związane z tym odczuciem. A zresztą moja tożsamość jako osoby nie wynika tylko z tego, jak doświadczam siebie. Wynika ona również z tego, jak postrzega mnie otoczenie. Jaźń nie jest moim profilem na Facebooku, nie jest moim subiektywnym doświadczeniem siebie w sobie, nie jest też tym, co myślą o mnie inni ludzie. Jest wszystkim powyższym, a nawet czymś więcej.


Nikt z nas nie jest wyspą

W swoim fantastycznonaukowym arcydziele Solaris, Stanisław Lem pisze o zespole naukowców badających tajemniczą planetę, która jest całkowicie pokryta oceanicznym bytem. Byt ten wydobywa informacje z umysłów naukowców, a następnie wysyła im człekopodobne stworzenia zaprojektowane na podstawie tych informacji. Innymi słowy, ocean tworzy bota AI z danych znajdujących się w umysłach naukowców.

Każdy z naukowców w Solaris otrzymuje innego „gościa”, który konfrontuje go z grozą, jaka kryje się w głębi jego świadomości i w jego relacjach z innymi. Kris, główny bohater powieści, zmuszony jest zmierzyć się z Harey, swoją zmarłą kochanką, która rzekomo została przywrócona do życia i przysłana mu przez Solaris. Jednak stopniowo Kris odkrywa, że Harey nie jest do końca Harey. Została stworzona na wzór wspomnień Krisa. Ta Harey jest niczym więcej niż skorupą; Harey, która zna siebie tylko przez to, jak Kris ją widział i w jaki sposób myślał o niej. Harey jest przeciwieństwem dzisiejszych chatbotów. Zamiast być kształtowana przez to, jak prezentowała się światu za życia, jest kształtowana przez to, jak była postrzegana przez innych, w tym przypadku przez swojego partnera. Jeśli myśleliście, że piekło to inni ludzie, wyobraźcie sobie, że piekło składa się z ludzi, którzy doświadczają siebie zgodnie z tym, co o nich myślicie.

Solaris przedstawia czytelnikom niemożliwą do pokonania przepaść między subiektywnym doświadczeniem człowieka a innym człowiekiem. Ani chatboty żywych trupów, ani Solarisowa wersja Hareya nie mogą być kompletnym „ja”. Jaźń Jessiki-Bota wynika jedynie z tego, jak ona sama przedstawiała się światu, a jaźń solarisowej Harey wynika z tego, jak świat ją postrzegał.

Jaźń bez postrzegania przez innych ludzi rozpada się, ponieważ tym, co trzyma ją w całości, są niezliczone nici, które wiążą jaźń z rzeczywistością zewnętrzną, by zapożyczyć metaforę Maurice’a Merleau Pontiego. To samo dotyczy jaźni bez wewnętrznego świata; centrum nie może się utrzymać, tak jak gipsowa forma dla posągu będzie kruszyć się i rozpadać bez wypełnienia. Alfred North Whitehead powiedział, że jesteśmy uformowani z naszej relacji z resztą procesów w świecie. Nie ma odizolowanego „ja”. Nikt z nas nie jest wyspą. Warto o tym pamiętać, gdy kształtujemy nasze nowe i zmieniające się tożsamości w wirtualnym świecie; warto o tym pamiętać, gdy myślimy o zmarłych; i warto o tym pamiętać, gdy outsource’ujemy interpersonalne spotkania i używamy botów zamiast ludzi.
Niech będzie irracjonalność

Firma technologiczna UneeQ ma na celu wzniesienie chatbotów, które zapewniają automatyczną odpowiedź podczas kontaktu z firmami, na wyższy poziom i oferuje spersonalizowaną obsługę klienta za pomocą trójwymiarowych postaci. UneeQ nazywa je „cyfrowymi ludźmi” i opiera swoje przedsięwzięcie na szacunkach, że do 2025 roku sztuczna inteligencja będzie stanowić 95% wszystkich naszych interakcji z usługodawcami. Już dziś trudno jest rozpoznać, czy przedstawiciel, z którym rozmawiam w moich licznych aplikacjach telefonicznych, to człowiek czy bot. Wszyscy brzmią tak samo, wszyscy zostali zbotyzowani. Kiedy wrzucamy usługodawców i naszych zmarłych bliskich do jednego koszyka z botami AI, eliminujemy ważną sferę ludzką. Tajemnicę i nieznane czynimy częścią kapitalizmu nawet tego nie zauważając.

Nasza komunikacja ze zmarłymi odbywa się w sposób irracjonalny. W zachodnim świecie towarów, to jedno z ostatnich miejsc schronienia dla tego, co niezrozumiałe i dziwne. Zmarli odwiedzają nas w snach, we wspomnieniach, które nagle wyskakują, gdy jesteśmy na autostradzie, w dziwnie znajomych minach zwierząt, które nagle nam o nich przypominają. Botyzacja zmarłych włoży naszych bliskich do kieszeni i pozbawi ich kompletnego „ja”. Pozbawi nas również możliwości bycia jednością z ich pamięcią w sposób oderwany od codzienności. Zamiast pamiętać, kim naprawdę byli, nosilibyśmy w kieszeni osobę, o której algorytm myśli, że była. Zamiast być żywymi wspomnieniami ludzi, na których patrzymy w nocy i otwieramy nasze serca, aby otrzymać od nich znaki, będą oni niczym więcej niż powierzchowną reprezentacją, imitacją życia, tak jak obsługa klienta AI.

Powinniśmy też pamiętać o tym: czasami ludzie są sobą najbardziej, gdy są offline. Kiedy są z rodziną, kiedy podróżują, kiedy grają lub tworzą. Wiele badań pokazuje, że depresja jest związana z nadmiernym korzystaniem z mediów społecznościowych. Kiedy tworzymy boty w oparciu o konta naszych zmarłych bliskich na Facebooku, możemy nie oddawać prawdziwie ich zdrowia psychicznego.

Moja zmarła babcia nie zostanie przerobiona na bota. Nie ma innego wyjścia, jak tylko poradzić sobie z tym smutkiem i żalem, z faktem, że już nigdy nie przeprowadzę z nią rozmowy. 

...

Nie bez powodu nic nie wraca z tamtego miejsca. W horrorach, kiedy zmarli wracają, zarażają żywych i zamieniają ich w zombie. Abyśmy nie obudzili się pewnego dnia i nie odkryli, że sami zostaliśmy zamienieni w boty, powinniśmy pozwolić zmarłym płynąć po rzece, uwolnić ich i pozwolić im zniknąć. Lepiej, żeby przychodzili do nas w naszych snach, a nie w koszmarach.



Autor: Nadav Neuman
Tłumaczenie: Karol Ligecki





całość:

poniedziałek, 4 listopada 2024

Jaka będzie przyszłość nas?






przedruk




Po czterech minutach od rejestracji na TikToku zaczynają się wyświetlać patotreści - twierdzi ekspert dyżurnet.pl. Tymczasem - jak wynika z raportu NASK - większość rodziców nie wie nawet, że ich dzieci je oglądają.


Według raportu Państwowego Instytutu Badawczego Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej "Nastolatki 3.0" z roku 2023 - najnowszego, jakim obecnie dysponujemy -

 każdy polski nastolatek dziennie spędza w sieci średnio 5 godzin i 36 minut. 

Czas ten, co istotne, ciągle rośnie - w roku 2020 były to przeciętnie 4 godziny i 50 minut każdego dnia.



Co młodzi robią w sieci? Co czwarty ogląda tak zwane patostreamy (co szósty nie jest w stanie jednoznacznie określić, czy oglądane przez niego treści są patostreamami). Tymczasem według opisanych w raporcie badań na pytanie: „Czy według Pana/Pani wiedzy Pana/Pani dziecko/dzieci ogląda(ją) tzw. patostreamy (wulgarne, obsceniczne i nacechowane przemocą widowiska lub transmisje internetowe nadawane na żywo w serwisach streamingowych np. na You Tube, Twich) twierdząco odpowiedziało zaledwie 12,9 proc. rodziców. To pokazuje skalę popularności zjawiska wśród młodzieży i niewiedzy wśród rodziców.

Katalog materiałów, które możemy określić mianem "patotreści" jest bardzo szeroki. Od wspomnianych streamów, przez "shoty" (czyli fragmenty streamów zapisane z reguły przez innych użytkowników), "tiktoki" (filmiki opublikowane na platformie TikTok), aż po zdjęcia. Ich wspólnym mianownikiem jest promowanie zachowań szkodliwych społecznie, niezgodnych z prawem, nierzadko także z elementami pornografii.


Na patotreści młodzi ludzie trafiają z nudów, ciekawości, chęci bycia na czasie. Ale także - jak tłumaczył Arkadiusz Michałowski z dyżurnet.pl, zespołu ekspertów NASK - bo tak działają algorytmy.

"Jeśli rejestrując się na TikToku wskażemy, że jesteśmy w wieku nastoletnim, to już po około czterech minutach algorytmy platformy podsuną nam materiały tego typu" - powiedział ekspert.


Patostreamerzy często mają olbrzymie zasięgi - np. jednego z najpopularniejszego wśród nastolatków "twórców" na TikToku obserwuje 729 tys. osób, na Instagramie 698 tys. Wraz z zasięgami rosną zyski platform i twórców, bo wyświetlanym materiałom towarzyszą reklamy. Dodatkowym źródłem dochodu są tak zwane "donejty" (z ang. donate - wspierać), które można wpłacać za pomocą specjalnych platform i SMS-ów premium. Zwykle są to wpłaty rzędu kilku złotych. W skali miesiąca dają one dochód w wysokości od kilkuset do nawet kilkunastu tysięcy złotych. "Rodzice często nie wiedzą, że dzieci płacą patotwórcom" - powiedział PAP Arkadiusz Michałowski.


W swoim raporcie "Patotreści w internecie" z 2019 roku Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę wskazała negatywne skutki oglądania patotreści - zarówno emocjonalne, jak i poznawcze. Były to m.in. utrata poczucia bezpieczeństwa, kształtowanie nieprawdziwych przekonań na temat świata i ludzi, podejmowanie zachowań szkodliwych dla zdrowia i niebezpiecznych kontaktów, obniżenie nastroju.

Jak wyjaśniła PAP Magdalena Bigaj, medioznawczyni i twórczyni Fundacji Instytut Cyfrowego Obywatelstwa, autorka książki Wychowanie przy ekranie, kontakt z patotreściami jest szczególnie niebezpieczny dla najmłodszych użytkowników internetu, których układ nerwowy jest jeszcze niedojrzały, a system normatywny i świat wartości w procesie budowania. 

"Nasz mózg normalizuje to, co widzi. Wystawiany na dany widok wystarczająco często, uznaje, że jest to coś całkowicie zwyczajnego i znieczula się - także na przemoc czy agresję" - zauważyła.


Tak też działa metoda małych kroków, zresztą, skierowana do młodych ludzi.


Specjaliści są zgodni: rodzic musi interesować się tym, co jego dziecko robi w sieci. Tymczasem według raportu "Nastolatki 3.0" ponad połowa nastolatków jest zdania, że ich rodzice nie ustalili z nimi żadnych zasad dotyczących korzystania z internetu. Blisko co czwarty uważa, że rozwiązania, po które rodzice sięgnęli, żeby kontrolować jego czas oraz dostęp do treści w internecie, są nieskuteczne.

Zdaniem Magdaleny Bigaj bardzo ważne jest - jeśli wiemy, że dziecko mogło mieć kontakt z patotreściami - rozmawianie z dzieckiem o tym, że takie materiały są źródłem krzywdy wielu osób - tych, które są "bohaterami" filmików, ale też tych, które je oglądają, przyswajając postawy społecznie negatywne. 

Istotne jest także, żeby rodzice nie wyrażali zgody na założenie przez dziecko konta na platformie społecznościowej, zanim znajdzie się ono w wieku wymaganym przez jej regulamin. Akcent należy położyć również na higienę cyfrową - korzystanie z ekranów przez określony czas oraz odkładanie ich w trakcie nauki, posiłków czy przed snem.



W Ministerstwie Cyfryzacji trwają prace nad ustawą, której celem jest ochrona małoletnich przed szkodliwymi treściami dostępnymi w sieci. W rozmowie z PAP Monika Rosa, przewodnicząca sejmowej komisji do spraw dzieci i młodzieży, wyraziła nadzieję, że jeszcze w tym roku odbędzie się posiedzenie komisji, podczas którego ministerstwo przedstawi swój projekt. "O elementach higieny cyfrowej dzieci i młodzież będą rozmawiały w szkołach, na przedmiocie edukacja zdrowotna. Odpowiedzialność oczywiście spoczywa także na rodzicach. Musimy jednak w końcu zacząć wymagać od platform cyfrowych, żeby reagowały i jak najszybciej usuwały tego typu treści" - podkreśliła Rosa. (PAP)











Raport NASK: Co czwarty nastolatek ogląda patostreamy | Nauka w Polsce








niedziela, 3 listopada 2024

Wielkie Polowanie - A nie mówiłem? (30)

 




Mapa Węgier za czasów króla Ludwika Węgierskiego - według Węgrów 

- Lengyel Kiralysag - Królestwo Polskie

- Magyar Kiralysag - Królestwo Węgier


źródło: fb






Mapa Węgier wg węgierskiej wikipedii





Mapa Polski wg wikipedii dla Polaków



W legendzie mapy jest napisane: Ziemie utracone, a gdzie jest fioletowy kolor: Ziemie pozyskane?

Tfórcom polskich map Polska kojarzy sie z drobnicom?




A co to jest to: Nemet Lovagrend ??





łowy wielkie





Лова Гренд --- gЛова Гренд?? ---- wielka głowa, Wielki Myszcz???

Znowu mysz... ale namotane....


do krzyżaków bardziej pasuje - Wielkie Polowanie...


A nie mówiłem???!!



wikipedia dla Polaków:


Ponowny rozpęd zakonowi nadał czwarty z kolei wielki mistrz zakonu Hermann von Salza, który drogą cierpliwych działań dyplomatycznych wyjednywał u papieży i cesarzy kolejne przywileje i dobra na terenie Włoch, Niemiec i Palestyny, dzięki czemu zakon stał się prawdziwą potęgą ekonomiczną i polityczną, znacznie wyprzedzając joannitów i templariuszy. 

....

Dla Hermanna von Salza było to jednak za mało. Jego ambicją było stworzenie niezależnego państwa zakonnego. Zdawał sobie sprawę, że zdobycze na terenie Palestyny są nietrwałe i starał się znaleźć zakonowi nowe lokum. 

Najpierw był to południowo-wschodni Siedmiogród, gdzie król węgierski Andrzej II zaprosił zakon dla obrony swoich wschodnich rubieży przed koczowniczymi plemionami Kumanów. W 1212 (lub 1211) roku król nadał im ziemię Borsa w formie uposażenia (beneficjum). Krzyżacy budowali tam zamki oraz sprowadzali niemieckich osadników. Jeden z nich nazwali Marienburg (dziś Feldioara w Rumunii). W 1224 r. Krzyżacy podjęli próbę uwolnienia się spod zależności lennej od króla Węgier i przekazania dzierżawionych dóbr – jako lenno – papiestwu. W 1225 r. zostali za to wygnani przez króla, którego poparł episkopat węgierski.


Działalność na ziemi chełmińskiej, michałowskiej i w Prusach

Na początku XIII wieku, w latach 1222–1223 książęta: Władysław Odonic (Wielkopolska), Konrad mazowiecki, Mściwój I (książę gdański), Leszek Biały (książę krakowski) i Henryk Brodaty (książę śląski) prowadzili siłową akcję chrystianizacyjną na terenach Prus. 

Akcję prowadził też opat zakonu cystersów w Łeknie i zakon rycerski braci dobrzyńskich, powołany w tym celu przez księcia Konrada. Akcje nie przyniosły jednak spodziewanych efektów. Wielkie zaangażowanie w siłową chrystianizację Prus książąt polskich – Konrada mazowieckiego i Henryka Brodatego, inspirowane było przez papieża Honoriusza III, który chciał założyć w Prusach państwo kościelne. Cel ten chciał osiągnąć z pomocą cystersów i księcia gdańskiego Świętopełka, popierając go w jego dążeniach uniezależnienia się od Polski.

W 1226 Konrad mazowiecki zaprosił, za namową Jadwigi Śląskiej, zakon na swoje ziemie, przyznając mu w dzierżawę ziemię chełmińską oraz ziemię michałowską.



Ileż komplikacji, ileż opcjonantów trzeba wymienić, żeby napisać dlaczego krzyżacy przyjechali na Pomorze...


podjęli próbę uwolnienia się spod zależności lennej - cóż za sprytny zawijas słowny, a kiedyś wystarczyło powiedzieć, że chcieli go okraść...


zostali za to wygnani przez króla - pojechał, żeby ich oskórować, ale uciekli przed nim i tak długo uciekali, aż uciekli za granicę?

uciekać - uciec - ciec jak np. woda może ciec małą stróżką z wiadra


chciał założyć w Prusach państwo kościelne - chodzi o zagraniczną placówkę własnego państwa jak np. dzisiejszy Obwód Królewiecki, czy chciał schrystianizowanego państwa Prusów i mieć  Prusów jako owieczki kościelne??


Widzi mi się, że od początku chodziło o to, by Pomorze mieć na własność.







Ludwik Węgierski – Wikipedia, wolna encyklopedia

Ludwik I Luksembon, wolna encyklopedia



Zakon krzyżacki – Wikipedia, wolna encyklopedia