Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

wtorek, 21 maja 2024

Barbaryzmy językowe 1926 r.

 

Biblioteka Publiczna m.st. Warszawy




W przekraczającym 31 tysięcy woluminów księgozbiorze Czytelni Podręcznej znaleźć można ponad tysiąc polskich słowników - od dziewiętnastowiecznych po najnowsze. Są wśród nich takie, które wyjątkowo zwracają na siebie uwagę i potrafią wzbudzić w swym Czytelniku niejedno tkliwe uczucie. Tymi, które bez trudu podbiją co wrażliwsze na polską mowę i historię serca (i być może choć nadkruszą opór części pozostałych) są nasze "słowniki zaangażowane"


"Błędy nasze w mowie i piśmie ku szkodzie języka polskiego popełniane oraz prowincyonalizmy" w opracowaniu Aleksandra Walickiego [1886] ,

"Barbaryzmy i dziwolągi językowe" Józefa Blizińskiego [1888],

"Słowniczek błędów językowych i najważniejszych prawideł gramatycznych" Artura Passendorfera [1904],

"Wyrazy cudzoziemskie zbyteczne w polszczyźnie" Władysława Niedźwiedzkiego [ca 1917],

"2000 błędów językowych : barbaryzmów, dziwolągów i nowotworów, ze wszystkich dzielnic Polski zebranych, wraz ze słowniczkiem, jako też wzorki stylu urzędowego" Jana Tadeusza Wróblewskiego [1926] oraz

"Mów poprawnie! Słownik błędów językowych" Juliana Szweda [1931]



to przykłady prób wstrząśnięcia sumieniami zaniedbujących i zaśmiecających język polski rodaków. Próby podejmowane przez zaangażowanych tego języka obrońców to dziś lektura nad wyraz zajmująca, nieraz - zwłaszcza w przypadku przepełnionych uczuciami przedmów - wywołująca szczere wzruszenie. Wiele spośród wskazanych błędów, barbaryzmów, "dziwolągów" i "chwastów" doskonale się w naszym przebogatym języku przyjęło, skłaniając do historycznych, lingwistycznych i socjologicznych refleksji...
Zapraszamy wszystkich zaciekawionych naszymi niezwykłymi słownikami





Ciekawsze przykłady z jednej z przytoczonych pozycji.

Ten słownik ma 127 stron.














Tak, "Biblioteka Publiczna m.st. Warszawy" też.















2000 błędów językowych, barbaryzmów, dziwolągów i nowotworów ze wszystkich dzielnic Polski zebranych, wraz ze słowniczkiem, jako też wzorki stylu urzędowego | Polona








Uporczywe powtarzanie negatywów

 



Post można opatrzyć jakimś ciekawym komentarzem, który by zaciekawił Czytelników, zamiast tego powtórzono dokladnie to, co w tytule i co mechanizmy fb pokazują na ilustracji.


Polska była potęgą, bo bogaci chłopi wszystkim zarządzali, a magnaci tylko udawali bogatych.





Pod spodem oczywiście równie obrzydliwe komentarze.




fb




poniedziałek, 20 maja 2024

Ciężar na plecy

 




przedruk





Miażdżąca większość korzystających z socjalu w Niemczech to imigranci

18.05.2024 18:47


Z danych Federalnych Agencji Zatrudnienia większość beneficjentów "świadczeń obywatelskich" w Niemczech ma pochodzenie migranckie. Co więcej większość z nich nie posiada nawet niemieckiego paszportu.



Niemieckie "Welt" w swoim artykule najpierw zwraca uwagę, że w Niemczech stale rośne liczba pracujących i obecnie wynosi ona 46,2 miliona osób (wliczając w to ludzi pracujących na niepełny etat). Ich zdaniem spowodowane jest to wysokimi wskaźnikami migracji do Niemiec.

Portal zwraca jednak uwagę, że wśród migrantów znajdują się jednak także osoby o niskich kwalifikacjach, więc wraz z napływem kolejnych migrantów, wzrasta także liczba bezrobotnych i pobierających świadczenia socjalne.


"Welt" powołując się na dane Federalnej Agencji Pracy wskazał, że "w trzech krajach związkowych ponad 70 procent osób otrzymujących zasiłek obywatelski ma już pochodzenie migracyjne. 

Mianowicie w Hesji (76,4), Badenii-Wirtembergii (74,1) i Hamburgu (72,8). W całym kraju odsetek ten wynosi obecnie 63,1 proc."

Oznacza to, że aż 2,48 mln z 3,93 mln zdolnych do pracy, a pobierających świadczenia, posiada pochodzenie migranckie.



Warto zwrócić uwagę, że w 2013 odsetek migrantów wśród uprawnionych do świadczeń wynosił 43 procent, a w 2019 roku 57 procent. Teraz wynosi on aż 63 procent, a więc oznacza to, że stlae on rośnie.






tysol.pl/a121905-miazdzaca-wiekszosc-korzystajacych-z-socjalu-w-niemczech-to-imigranci



niedziela, 19 maja 2024

Płatki śniegu 3

 


30 lat temu nikt nie zdał sobie sprawy,  do czego doprowadzi tolerancja różnych dziwactw promowanych przez gazety i telewizje. Wydawały się niegroźne, wręcz śmieszne, nic nie znaczące - a to były małe kroki.... 


Dzisiaj redaktorzy GW kpią sobie z nas w żywe oczy.


Vide: płatki śniegu.




przedruk





19.05.2024 07:12


Przypadek utraty tożsamości. 

Źle rozumiana wolność prowadzi do braku poczucia zażenowania



Ewa Polak-Pałkiewicz



Coraz więcej ludzi ma dziś problem ze zrozumieniem swojego miejsca wśród innych. Dlatego że nie rozumieją, kim są. Jeśli nie wie się, kim się jest, to postrzega się całą rzeczywistość w krzywym zwierciadle. Nasze czasy niosą piętno tej przypadłości. Żyjemy wśród ludzi, którzy nie są w stanie pojąć tego, co dzieje się wokół nich. Przykłady pijanych i awanturujących się publicznie polityków mówią same za siebie.




"Dorastałem w epoce, w której nikt nie uważał, że coś mu się należy bez wysiłku” – pisze Domique Bourmaud, pisarz i teolog, urodzony we Francji w 1958 r. 

Dodaje: „Nie było darmowych posiłków, wymigiwania się od obowiązków domowych, tolerowania przez rodziców wszelkiego rodzaju wybryków. Wiedzieliśmy, że życie wymaga ciężkiej pracy... Instynktownie rozumieliśmy, że każde działanie ma konsekwencje, zasługuje na nagrodę bądź karę. (…) dostatek i bogactwo były de facto nieznane i postrzegane jako obcy świat, który od czasu do czasu można zobaczyć na ekranie. Europa posiadała wówczas świadomość głębi swej historii, własnej roli; nikt nie traktował poważnie haseł o wolności i równości. Nawet jeśli nastolatkowie miewali problemy z przyswojeniem sobie zasad etykiety, byli wystarczająco rozgarnięci, by nie burzyć się na napominania rodziców i kierować się wewnętrznym poczuciem przyzwoitości, wpajanym im od pierwszych lat życia. Żaden dorosły nie zniżyłby się do krzyku czy używania nieparlamentarnego języka w towarzystwie: pewnych rzeczy po prostu się nie robiło!”.

 

Jakże daleki, a wręcz egzotyczny może wydawać się nam dziś tamten świat, przecież nieodległy. Na początku XXI w. w Polsce słynny stał się incydent w jednej ze szkół, gdy uczniowie zirytowani swoim anglistą wrzucili mu na głowę kosz na śmieci i namiętnie go fotografowali. Nauczyciel nie potrafił zareagować. Okazał się człowiekiem infantylnym. Robiono potem z niego ofiarę „niesprawiedliwości” uczniowskiej, nie wspominając, że celem wybryku – być może zainscenizowanego – było symboliczne odebranie autorytetu nauczycielowi, ukazanie go jako pokonanego pajaca. To był początek.
Gdy „wolność” uderza do głów

Jeśli dawniej ludzie gorszyli się zbyt swobodnym zachowaniem kobiet w miejscach publicznych, przeklinającymi przedstawicielami władzy administracyjnej czy politycznej, to dlatego, że w ich zachowaniu istniała sprzeczność między tym, kim ci ludzie byli, a ich statusem społecznym. Dostrzegano ją, ponieważ istniały powszechnie akceptowane porządek oraz hierarchia, zaś oni je deptali.

Dziś nic już nas w zasadzie nie gorszy, bo uchodzi to za „obciach”, a my pouczani jesteśmy, że naszym obowiązkiem jest się nie gorszyć niczym. Bełkocący na mównicy minister spraw wewnętrznych i administracji wywołuje salwy śmiechu, niczym dawny wiejski błazen na jarmarku. Przyzwyczajeni jesteśmy do rozwydrzonych i przeklinających dzieci, obnażających się publicznie dorosłych, kobiet wywrzaskujących swoje „prawa”, postaci politycznych kłamiących w żywe oczy, złodziei i deprawatorów chodzących w glorii dobroczyńców.

Dlaczego tak jest? To nie tylko siła przyzwyczajenia. Nie tylko demoralizująca rola środowisk, do których kartą wstępu jest pozbycie się wszelkich zasad. Nie tylko efekt wbijania do głów przez propagandę, że to wszystko nieszkodliwy i radosny folklor. To przede wszystkim skutek utraty poczucia własnej tożsamości jako istot rozumnych i stworzonych przez Boga. Wydaje nam się, że wszelki porządek i hierarchia nas ograniczają, coś nam odbierają, a naszym głównym życiowym zadaniem jest stać się widowiskiem, być przedmiotem zazdrości. Coraz częściej nie przyjmujemy do wiadomości, że miejsce, które mamy zajmować w społeczeństwie, nie musi być wysokie i eksponowane, by było źródłem spokoju, powodzenia, a nawet szczęścia. To nie jest tylko kwestia polityki i jej propagandy. Dzisiejsza kultura, ale po części religia, sprzyja zamykaniu się w intelektualnym systemie, który daje odpowiedź na wszystkie pytania, a zarazem całkowicie odcina od rzeczywistości.

Człowiek sam dziś ocenia nawet prawdy religijne, czy mu pasują, czy nie. Wszystko, „co nie jest mną”, wydaje się obce i zbędne. Sami dla siebie stajemy się sektą. Czy nie takie są dzisiejsze społeczeństwa – europejskie, cywilizowane, kulturalne, oświecone, „prounijne”, nowoczesne, aż miło! W istocie infantylne i niezdolne do czynu. Pytanie, ile jest jeszcze wśród nas ludzi, którzy nie utracili kontaktu z rzeczywistością, zdolnych, by ją poznać, zrozumieć i chcieć na nią wpływać. Gdy jesteśmy skupieni na sobie samych, żyjemy kłamstwem, nie zdając sobie sprawy, że znaleźliśmy się w świecie fikcyjnym.

Rozbite rodziny, nadpobudliwe, roszczeniowe dzieci, rodzice widzący jedyną szansę na opanowanie buntu swoich pociech w zaspokajaniu każdej ich zachcianki, porzucani przez własnych potomków starzy rodzice, zawalidrogi do cieszenia się swobodą i urokami życia – to nie są skutki jedynie systemu politycznego. Czy w tych warunkach można jeszcze mówić, że prowadzi nas uniwersalna prawda, którą przyjmujemy jako spadkobiercy christianitas? Pozostały jej subiektywne wyobrażenia. Jakie pojęcie o swoim miejscu w społeczeństwie może mieć człowiek, który nie rozeznaje prawdy, nie szuka jej, nie chce jej znać? Czy ktoś taki może zrozumieć samego siebie? Jest w stanie rozróżnić zjawiska, z którymi ma do czynienia, i nazwać je?

 
Upadek „nowej Francji”

Wymowny jest przypadek Quebecu. Ta kanadyjska prowincja wraz z dawną stolicą kraju były najsilniejszym ośrodkiem katolicyzmu na kontynencie. Prężnym gospodarczo, z wysoką kulturą naukową, artystyczną, kulturą codziennego życia, z katolickim szkolnictwem na dobrym poziomie. Wielu Kanadyjczyków, ale i przybyszy z Europy czuło się tu jak w domu. Mieszkańców Quebecu nazywano „naturaliter catholicæ” („z natury katolickimi”). W latach 1960–1966 zaczęła tam rządzić Liberalna Partia Quebecu, która bez żadnego oporu społecznego przeprowadziła tzw. spokojną rewolucję. Nastąpiła daleko posunięta laicyzacja życia; państwo przejęło całkowicie szkolnictwo z rąk Kościoła. Obyczaje rozluźniły się tak dalece, że dziś Quebec, niedawną ostoję tradycyjnego ładu, można porównać do Amsterdamu czy Hamburga. Kościoły świecą pustkami. Nie ma śladu po lekcjach religii. Nie było rozlewu krwi, przemocy, terroru, nastąpił jednak triumf ateizmu, a wraz z nim upadek kultury. Ludzie się po prostu poddali.

Dziś zamiast z normami i zasadami, o których ochronę dba zarówno państwo, jak i społeczeństwo, mamy do czynienia „z autentycznymi mitami, w których elementy prawdziwe są pomieszane z fikcyjnymi, my zaś nie potrafimy ich rozróżnić. Widzimy też tęsknotę za jakimś cudownym, utopijnym rozwiązaniem, zdolnym rozproszyć otaczającą nas mgłę i uwolnić nas od wszelkich problemów” – twierdził Dawid Pagliarani. Jest w tym dezorientacja, udręka i rozpacz narodów, które, po dwóch tysiącach lat, stały się znów pogańskie.
 

Warto przypomnieć dawną maksymę: „To, co szkodzi Kościołowi, nie może wyjść na prawdziwe dobro państwu”. Może uda się wtedy wrócić do sytuacji z czasów, gdy Polska słynęła z kultury, także kultury osobistej jej mieszkańców. Nie tylko dlatego, by inni nie brali nas na języki, ale by o samych sobie myśleć z szacunkiem.



----------


Kolejne dziwactwo, ale już kpina

edziecko.pl/rodzice/7,79361,30005980,polskie-dzieci-we-wloszech-odroznia-jedno-turystka-u-niemcow.html?utm_source=facebook.com&utm_medium=SM&utm_campaign=FB_GazetaNow

















sobota, 18 maja 2024

PGR-y






przedruk



Bartosz Panek:

wciąż żywa jest żałoba po pegeerach



16.05.2024




Polska Agencja Prasowa: Dlaczego postanowiłeś się zająć reportażami literackimi? Czy są one uzupełnieniem twoich reportaży dźwiękowych?

Bartosz Panek: Kilka lat temu rozważałem odejście z radia. Pomyślałem wtedy, że może warto by było spróbować opowiadać historie inaczej, niż robiłem to dotychczas, czyli nie dźwiękiem, ale również za pomocą tekstu. A że miałem mniej więcej 35 lat, to uznałem, że jest to najwyższy czas, aby pomyśleć o pierwszej poważnej, reporterskiej książce.

Postanowiłem w niej opisać historię mieszkających w Polsce Tatarów. Ukazała się w lipcu 2020 r., w środku pandemii. Ta książka była przełomem w moim myśleniu o tym, co potrafię i czym mógłbym się zajmować.

PAP: Swoją najnowszą książkę poświęciłeś Państwowym Gospodarstwom Rolnym…

B.P.: Historia pegeerów w dużej mierze jest wciąż nieopowiedziana. Po 35 latach od rozmów przy Okrągłym Stole i przemianach politycznych w Polsce warto się przyjrzeć temu, co wydarzyło się w wyniku transformacji w tych miejscach – a były one specyficzne, były wręcz światem osobnym i równoległym do tego, który funkcjonował w latach 1945-1989, a nawet później. Ludzie, którzy żyli i pracowali w pegeerach, zasługują na to, żeby ich historie zostały usłyszane oraz zrozumiane.


Ta książka powstała z czystej ciekawości. Wracając z okolic Białegostoku, z dokumentacji do książki tatarskiej, ustawiłem tak nawigację, aby poprowadziła mnie bocznymi drogami. Nie chciałem już jechać drogą S8, którą znałem prawie na pamięć. Jadąc drogami wojewódzkimi, powiatowymi i gminnymi, trafiłem do wsi Grądy-Woniecko.

Moją uwagę zwróciło osiedle bloków – po jednej stronie drogi znajdowało się ich około dziesięciu, po drugiej nieco mniej. Do tego wyrastał obok czteropiętrowy budynek otoczony drutem kolczastym, przy którym znajdowało się boisko do koszykówki. W czasie kiedy tamtędy przejeżdżałem, wytatuowani mężczyźni z gołymi torsami rozgrywali mecz. Pomyślałem, że jest to jakiś surrealizm, w ogóle nie wiedziałem, o co w tym wszystkim chodzi.

Zapamiętałem ten obrazek i po powrocie do domu zacząłem sprawdzać. Okazało się, że Grądy-Woniecko były siedzibą dawnego wielkiego, popisowego Kombinatu Łąkarskiego Wizna. Z kolei w dawnym hotelu robotniczym od końca lat 90. mieści się półotwarty zakład karny.

PAP: Z jakim obrazem rozpocząłeś pracę nad książką? Jak zmieniał się on w trakcie pracy?

B.P.: Pierwszy obraz był pochodną tego, co kiedyś usłyszałem lub przeczytałem o Państwowych Gospodarstwach Rolnych - że ludzie, którzy pracowali niegdyś w pegeerach, cechują się wyuczoną bezradnością, że bezrobocie jest strukturalne, dziedziczne. Analizy dotyczące dawnego państwowego rolnictwa były naukowe, ale pomiędzy wierszami można wyczuć stereotypizowanie, a nawet miękki hejt. Chciano pokazać tamten świat jako upośledzony, gorszy, a ludzi, którzy stracili pracę, jako tych, którzy żyją w rezerwatach i sięgają po pierwotne mechanizmy przetrwania. Swoją pracę nad książką rozpocząłem z obrazem sporego chaosu i dużego nacechowania.

Natomiast książkę kończę z zupełnie innym obrazem. Dla mnie jest to obraz gorzkiego wymiaru transformacji, której koszty były nierówno rozłożone. Były przecież grupy społeczne, w tym byli pracownicy pegeerów i ich rodziny, którzy na transformacji stracili. I nie mówię tylko o utracie pracy. Do tego dochodzi również wykluczenie transportowe, ekonomiczne oraz społeczne. Kiedy rozmawiałem z bohaterami i bohaterkami mojego reportażu, w ich wypowiedziach wciąż wyczuwalna jest gorycz. Większość z nich wskazywała na to, że za tamte krzywdy nikt im do dzisiaj nie zadośćuczynił.

PAP: Jak zatem o pegeerach opowiadali twoi rozmówcy?

B.P.: PGR był mocno zhierarchizowaną strukturą, mam jednak wrażenie, że udało mi się porozmawiać ze wszystkimi grupami. W książce wybrzmiewa zatem głos zarówno tych osób, które pracowały przy krowach, trzodzie chlewnej czy na polu, jak i przedstawicieli średniej kadry zarządzającej oraz dyrektorów. Taka układanka daje dobry wgląd w krajobraz tego, czym był PGR, oraz pozwoli odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ludzie decydowali się pracować tam przez całe życie, a wielu mieszka w tym miejscu do dzisiaj.

Wszyscy są świadomi, jak ciężka i niewdzięczna była to praca. Kiedy w połowie lat 60. socjolog Marek Ignar zrobił badania dotyczące prestiżu różnych zawodów, robotnik w pegeerze był na 27. miejscu na 30 możliwych pozycji. Niżej był tylko m.in. kontroler biletów w tramwaju i sprzątaczka. Uważano także, że pracownicy pegeerów nie mają nic swojego, tylko pracują na rzecz wyobrażonego dziedzica. Nie był to już co prawda ziemianin czy potomek magnaterii, tylko państwo.

Pracownicy z pegeerów nie cieszyli się też szacunkiem rolników indywidualnych. Niejednokrotnie mogłem usłyszeć historię, że jeśli dwoje młodych zaczynało się ze sobą spotykać, a jedno z nich było z pegeeru, to pojawiał się opór ze strony rodziców-gospodarzy. Uważano, że ktoś, kto pochodzi z pegeeru, nie jest dobrym kandydatem na żonę czy męża.

Z kimkolwiek bym jednak rozmawiał, wraca wątek żałoby po pegeerach. Chociaż były one nieidealne, zhierarchizowane, wręcz patriarchalne, a czasami nawet przemocowe, to w odczuciu moich bohaterów i bohaterek dawały poczucie względnie spokojnego, poukładanego i przewidywalnego życia. To była ich największa wartość. Początek lat 90. przyniósł radykalną zmianę. Nawet jeśli likwidacja wielu pegeerów była rozłożona na lata, ten mechanizm zburzył dotychczasową strukturę i poukładany świat.

PAP: Jak wyglądała praca nad książką?

B.P.: Początkowo zamierzałem opisać transformację w wybranych gospodarstwach i wiążące się z tą zmianą problemy. Największa kumulacja pegeerów wystąpiła na ziemiach przyłączonych do Polski po 1945 r. Ale to nie znaczy, że państwowe rolnictwo nie rozwijało się również na ziemiach starych, czyli tych, które należały do Polski przed II wojną światową. Duże kombinaty rolne powstały także na terenach, które zostały wysiedlone w czasie akcji „Wisła”. Generalnie można powiedzieć, że gospodarstwa państwowe powstawały tam, gdzie zabrakło wcześniejszych właścicieli majątków folwarcznych.

Szybko jednak doszedłem do wniosku, że pegeery były do siebie na tyle podobne, że ich przeszłość i życie po życiu można opisać na kilku lub kilkunastu przykładach. Szukałem zatem historii, które pokażą z jak najszerszej perspektywy złożone funkcjonowanie pegeerów, a także skomplikowaną historię powojenną i transformację. Moją metodą było szukanie historii, które emocjonalnie i wiarygodnie złożą się na moją opowieść.

PAP: Czy udało ci się także zedrzeć warstwę stereotypu, kliszy w myśleniu o pegeerach?

B.P. Pierwsze skojarzenie, jakie pojawia się, gdy myślimy o Państwowych Gospodarstwach Rolnych, jest takie, że pracujący tam niegdyś ludzie są roszczeniowi, ciągle czegoś chcą od państwa, wyciągają rękę i mówią „dajcie, dajcie”, a sami niewiele proponują. A tak wcale nie jest. Jest to tylko nasze wyobrażenie.

Jeśli zechcemy poznać tych ludzi, to zobaczymy, jak wielu z nich działa na rzecz lokalnych społeczności, są świetnymi sołtysami i sołtyskami, kandydują do rad gmin i powiatów. Chcą po prostu mieć wpływ na swoją najbliższą okolicę.

Mam wrażenie, że powszechnie uważa się, że jak ktoś urodził się PGR, to co najwyżej może skończyć technikum. Tymczasem wielu ludzi, którzy zajmują dzisiaj wysokie stanowiska – są naukowcami, dziennikarzami, prezesami firm – wychowywało się w pegeerach. Nie jest więc tak, że PGR na zawsze stygmatyzuje i sprawia, że wszystkie kolejne pokolenia są wciągane w czarną dziurę bezradności.

Co prawda większość osób pracujących w pegeerach była robotnikami niewykwalifikowanymi, ludźmi bez dyplomów, jednak nie wszyscy przekazywali ten model swoim dzieciom. Wielu bohaterów i bohaterek, które spotkałem, jeżdżąc dość intensywnie przez całą Polskę przez ostanie trzy i pół roku, mówiło mi, że ich rodzice skończyli tylko sześć klas szkoły podstawowej, ale bardzo chcieli, aby oni uczyli się dalej. Ci rodzice robili więc wszystko, aby na to zarobić - brali nadgodziny, pracowali przez wszystkie możliwe weekendy, brali lepiej płatne dyżury w święta po to, aby ich dzieci miały pieniądze na opłacenie internatu w mieście powiatowym, gdzie była lepsza szkoła. Z kolei latach 90. służyła temu emigracja zarobkowa – wyjeżdżano, nawet jeśli praca była na miejscu, ale nie na tyle atrakcyjna, aby wykształcić dzieci, wysłać na studia do dużego miasta. Świadomość, że od edukacji zależy przyszłość, była zatem silnie obecna. Nie było więc tak, że wszyscy gremialnie odrzucali możliwość awansu, poprawy losu kolejnego pokolenia.

PAP: A jak dzisiaj wygląda infrastruktura popegeerowska? Czy jadąc przez Polskę, zorientujemy się, że to tereny dawnych pegeerów?

B.P.: Zdecydowanie tak. Bardzo charakterystyczne są osiedla, które były budowane jak z kilku szablonów. Stałym elementem są bloki - ustawione równolegle, prostopadle, a czasem ukośnie względem siebie. Do tego w środku osiedla znajduje się centrum usługowe, które albo jest dostosowane do współczesnych wymogów i zrewitalizowane, albo po prostu niszczeje i nie funkcjonuje. Stałym elementem są oczywiście same zabudowania gospodarcze. W niektórych miejscach będą one niszczeć, a w niektórych będą funkcjonować na rynkowych zasadach, ponieważ zostały sprywatyzowane.

Ta infrastruktura jest zatem dziś w różnym stanie, ponieważ dużo zależy od tego, jak kształtuje się lokalna polityka. Inaczej będą wyglądały wioski takie jak Wierzbica w powiecie tomaszowskim, tuż przy granicy z Ukrainą, a inaczej będzie wyglądało osiedle przy dawnym kombinacie w Garbnie pod Kętrzynem albo w Manieczkach pod Śremem. Myślę jednak, że ta infrastruktura popegeerowska zostanie z nami na długie lata.

PAP: Jak zatem powinniśmy patrzeć dziś na pegeery?

B.P.: Bardzo bym chciał, aby PGR było określeniem neutralnym, nienacechowanym w żaden sposób, choć oczywiście mającym swoją historię, skojarzenia, a pewnie także przywołującym traumy. Państwowe Gospodarstwa Rolne są po prostu elementem skomplikowanej historii Polski, która przydarzyła się po 1945 r. Tymczasem osoby pochodzące z pegeerów mają poczucie wstydu czy gorszości. Panuje przekonanie, że pegeerowskie pochodzenie przekreśla kogoś jako pełnoprawnego obywatela wspólnoty społecznej.

Ponadto tam, gdzie było najwięcej państwowych gospodarstw, mieliśmy do czynienia z przekształceniem całej lokalnej gospodarki. Zatem tam, gdzie pegeery zdominowały rynek pracy, w wyniku transformacji pojawiła się czarna dziura. Bez poważnych inwestycji tamtejszy rynek nie dałby rady, a niektóre samorządy do dzisiaj borykają się z problemami. Jeśli również w niektórych powiatach w pegeerach pracowała znaczna większość osób w wieku produkcyjnym, to po zmianach ustrojowych bezrobocie sięgało tam 40 procent.

Państwo ma do odegrania w takich miejscach dużą rolę. „Kroplówki", które w ostatnich latach były pokazywane gminom popegeerowskim, nie rozwiązują sprawy, trochę tylko poprawiają sytuację. We wsiach i osadach popegeerowskich mieszkają jednak ludzie, którzy od wielu lat czekają na gest ze strony państwa – zadośćuczynienie czy chociażby dodatki do emerytur. Pracowali ciężko latami na rzecz państwa, poświęcili swoje zdrowie tej pracy – cierpią na zwyrodnienie stawów, przepuklinę albo pylicę płuc.

Wielokrotnie słyszałem głosy, że górnicy i hutnicy dostali odprawy, a pracownicy pegeerów otrzymali tylko mieszkania, które mogli wykupić za niedużą kwotę – która notabene dla niektórych nie była wcale taka nieduża. Te rany zostały jedynie zaklejone plastrami z zasiłków dla bezrobotnych czy prac interwencyjnych. Rozwiązanie systemowe zaproponowane przez państwo byłoby zatem zamknięciem tej gorzkiej historii, końcem, który można by było potraktować w kategoriach gry fair.



Rozmawiała Anna Kruszyńska





Książka Bartosza Panka „Zboże rosło jak las. Pamięć o pegeerach” ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne.



Bartosz Panek – dziennikarz radiowy, reporter, producent i animator środowiska twórców audio. Absolwent Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego; studiował również na uniwersytecie w Trieście. Autor setek audycji oraz kilkudziesięciu reportaży i dokumentów radiowych, z których wiele było prezentowanych także we Włoszech, Francji, Holandii, Chorwacji, Wielkiej Brytanii i na Litwie. W 2014 r. za reportaż „Chcę więcej” otrzymał prestiżową międzynarodową nagrodę radiową Prix Italia. Autor książki "U nas każdy jest prorokiem. O Tatarach w Polsce". (PAP)




dzieje.pl/artykuly-historyczne/bartosz-panek-wciaz-zywa-jest-zaloba-po-pegeerach






piątek, 17 maja 2024

Logo Poznania - małe kroki




rok 2016

pisałem wtedy tak:


"Jaka jest różnica między TW Bolkiem, a Bolesławem Chrobrym? Prawie żadna. I jeden i drugi był umocowany za granicą. Znamienne – Bolek i Bolek.... Taki szwabski żarcik, cytat z przeszłości...

Czyż nie dlatego Platforma nosi skrót PO?

PO-Polakach jak: PO-Po-Lachach– kolejny etap w niszczeniu Słowian lechickich.

Czyż nie dlatego ostatnim premierem PO była Kopacz – kopacz czyli grabarz? 

Bo miała pogrzebać Po-Polskę."




rok 2024



Herb Poznania.








Dotychczasowe logo Poznania „z gwiazdką”
opracowane w 2009 roku





Nowe logo Poznania.





Wszystkie komentarze są na "nie".

I słusznie...


Polecam się z nimi zapoznać, a tymczasem... krótkie przypomnienie - akurat niedawno w kwietniu pisałem nt. idealnego loga....


Wg zasad marketingowych idealne logo powinno być w miarę proste i powinno wzbudzać zaufanie, dlatego kształt trójkąta jest tu ideałem.


Ma szeroką podstawę, mocno osadzoną na ziemi, kojarzącą się ze stabilizacją, szerokim podparciem, ramiona trójkąta kierują się ku górze, co znamionuje wzrost, także symetria układu ma znaczenie, bo pokazuje pewien porządek.

Symetria to porządek.



"idealne logo" istnieje, a jest to logo firmy Orange.

Zamiast trójkąta jest tam co prawda kwadrat, ale to przecież też "stabilna" bryła.


I posiada symetrię.

Co więcej - ten kwadrat jest pomarańczowy, jest to kolor zwracający uwagę, ale nie jest za bardzo krzykliwy. Wyróżnia się i przyciąga uwagę, a o to chodzi.

Co jeszcze więcej - nazwa firmy to Orange, co logo idealnie odzwierciedla, bo przecież Orange to pomarańczowy (albo pomarańcza). 

Zapewne nazwa firmy też jest efektem pracy marketingowców.

W tej nazwie chodzi wyłącznie o efekt marketingowy - żeby konsument firmy miał wszystko po kolei poukładane w głowie...

Firma ma się kojarzyć ze stabilnością, porządkiem, ma wzbudzać zaufanie.




Co widzimy w "logo" Poznania?



Na oficjalnej stronie miasta zapisano jednoznacznie:


"Piotr, Paweł, początek państwa polskiego, porządek, przedsiębiorczość i pracowitość, przyjazność, przyroda, pride - co łączy wszystkie te słowa? Odpowiedź jest prosta: to Poznań - nasz wspólny dom. Ta idea stała się punktem wyjścia dla nowej strategii marki stolicy Wielkopolski."


napisy "impact"


"Logo marki Poznań to dom, który jest zarazem literą "P". Gwiazdka nad domem symbolizuje poznańskie wartości: kompaktowość, przyjazność i sprawczość, a także dumę, wolność i człowieka. Równocześnie dyskretnie nawiązuje do poprzedniego logotypu, który zdążył już się zadomowić w pamięci mieszkańców i turystów. To symbol kontynuacji, oraz współgrania przeszłości i przyszłości, tradycji i nowoczesności. Sam znak domu po odwróceniu tworzy literę "P" - inicjał imion świętych Piotra i Pawła. Zarówno dom, jak i gwiazdka umieszczone są w tarczy, której kształt występuje w herbie Miasta. To czytelny znak, podkreślający jak ważna jest dla poznanianek i poznaniaków tysiącletnia tradycja Poznania.."





A więc jednak....

i dalej ze strony miasta:



"- Prace zaczęliśmy od analizy symboliki herbu Poznania oraz jego nowoczesnej restylizacji - podkreśla Maciej Kawecki, projektant ze studia Brandburg, który przygotował logo. - Zadaniem było jednak zbudowanie nowoczesnych narzędzi komunikacji odpowiednich dla europejskiej metropolii jaką jest Poznań. Język wizualny musiał być więc dynamiczny, nowoczesny, zgodny ze współczesnymi trendami projektowania. I tu pojawił się drugi obszar poszukiwań, a więc co myślą mieszkańcy Poznania dziś, co jest dla nich ważne.

Długofalowy proces rozpoczął się już w styczniu 2023 roku. Po przeanalizowaniu dotychczasowej strategii rozwoju Miasta, której podstawą były m.in. obszerne konsultacje z mieszkańcami Poznania, a także po analizie marki, opracowań badań społecznych oraz badań dotyczących jakości życia, postawiono na kolejne warsztaty - tym razem z przedstawicielami lokalnych organizacji, zajmujących się turystyką, inwestycjami czy inicjatywami o charakterze społeczno-kulturalnym. To w ich trakcie zdefiniowano najważniejsze wartości związane z misją Poznania, które są istotne dla poznaniaków i poznanianek. Wśród nich znalazły się m.in.: otwartość, współodpowiedzialność i współtworzenie. I to właśnie na nich opiera się nowa strategia marki Miasta."




i tak oto "długofalowy proces" doprowadził nas od gwiazdki w słowie POZnan do gwiazdki wyglądającej jak kropka przy obalonej literze P - żeby każdy widział, że chodzi o P, a nie jakiś domek...


co myślą mieszkańcy Poznania o "logo" - wystarczy wejść na stronę jw. i poczytać komentarze.


"Poznań ma nowe logo. Internauci nie zostawiają suchej nitki. "Przewrócone »P« symbolizuje chyba wiecznie rozkopane miasto. Bezduszne korpologo, ot i wszystko"; "Trochę wygląda jak jakieś logo pola kempingowego".


Wygląda na to, że współczesne trendy projektowania nie uwzględniają już ani gustu ludzkiego, ani tego, co ja skromnie zapisałem nt. tego, czym jest logo i jak zaprojektowano logo firmy Orange...


ma się kojarzyć ze stabilnością, porządkiem, ma wzbudzać zaufanie.

Ma szeroką podstawę, mocno osadzoną na ziemi, kojarzącą się ze stabilizacją, szerokim podparciem, ramiona trójkąta kierują się ku górze, co znamionuje wzrost, także symetria układu ma znaczenie, bo pokazuje pewien porządek.

Symetria to porządek.


>> Logo marki Poznań ... jest zarazem literą "P" <<

Obalona litera P znamionuje - niestabilność, nieporządek, i dalej - utratę zaufania...


"Gwiazdka nad domem symbolizuje poznańskie wartości: kompaktowość, przyjazność i sprawczość, a także dumę, wolność i człowieka."



Czegoś tak głupiego już dawno nie czytałem... niby co jak SYMBOLIZUJE??

Gwiazdka???
Przecież w poprzednim logo gwiazdka robiła za kreskę od litery "ń"  !!

O co tu chodzi, człowieku??
Masz nas za becwałów??





nasadki bit torx (gwiazdkowe)






"dyskretnie nawiązuje do poprzedniego logotypu"

Dyskretnie????!!
Ale co "dyskretnie" ??


Gwiazdka to nic innego jak znak-odnośnik* do czegoś,  symbol mówiący, że pod spodem jest coś dopisane małym druczkiem... jakiś kruczek.

Jaki to kruczek?


W herbie Poznania jest MUR OBRONNY z trzema basztami i otwartą bramą, a w logo Poznania jest BUDA DLA PSA nazywana domkiem - widać nawet kawałek łańcucha na ziemi, może to symbolizuje "uwiązanie" do Warszawy?? Kto wie?

Gwiazdka to - oznaka ukrytej opcji, o której nikt nie wie, a ponadto - to kropka, żeby nikt nie miał wątpliwości, że to litera P.

Co to za ukryta opcja, hę??

Czyżby jakaś mniemniecka opcja??





"Zarówno dom, jak i gwiazdka 

umieszczone są w tarczy, której kształt występuje w herbie Miasta. To czytelny znak, podkreślający jak ważna jest dla poznanianek i poznaniaków tysiącletnia tradycja Poznania.."


Tysiącletnia tradycja...






faktycznie, kształt jakby znajomy...

ale na moje oko to się nijak nie ma do herbu miasta i tysiącletniej TRADYCJI





i w ogóle kolor jakby nie ten...

tak sobie myślę - może projektant korzystał z niewłaściwego zestawu herbów, albo może ... może to daltonista???







Tysiąc letnia tradycja...

Tu poniżej jest ilustracja jak wykoncypowano "logo"...


Popatrzmy:

Święci Piotr i Paweł w herbie Poznania podnoszą dłonie do góry jakby w geście pouczania, tymczasem na logo - jeden jakby wzbrania nam zbliżać się, otwartą dłonią mówi nam STOP i grozi mieczem, a drugi jakby robil pif-paf - do orła... 

Orzeł zresztą ma oddzieloną głowę, widzicie?
Ma odciętą głowę.


Do tego postacie posadowione są NIESTABILNIE, 

łukowaty dołem kształt (sukmana) nigdy nie będzie stabilną i mocną pewną podstawą, w dodatku autor podkreśla tę niestabilność, dorysowując ordynarnie podkładkę  - ten łuk dosłownie sztukowany jest jakąś podkładką (stopa)

wszystko to znamionuje tymczasowość, ruch czyli - niestabilność właśnie

to przepis na katastrofę - i całkowicie wbrew zasadom projektowania logo





nie tylko, że te postacie są dołem "niestabilnie" wyrysowane i po dziadowsku - nie po poznańsku - sztukowane, ale w dodatku są usytuowane na samej krawędzi !! kwadratowa podstawa z samego brzegu nie jest w żaden sposób umocowana - dosłownie wisi w powietrzu, łamiąc prawa fizyki!! jest to całkowicie nielogiczne i wbrew prawom natury!

wygląda to tak, jakby mieli zaraz spaść, a efekt pogłębiają łuki z gwiazdką nad ich głowami !!

dlaczego?

jest to przerobiony fragment herbu - gwiazda z półksiężycem

podczas gdy wszystkie elementy nowego herbu mają charakter płaszczyznowy (nawet trzpienie kluczy nie są liniami, tylko cienkimi prostokątami),
gwiazda i półksiężyc wyróżniają się, bo nie są pokazane płaszczyznowo jak np. w starym herbie -  pokazane są w sposób bardzo TECHNICZNY, a szczególnie półksiężyc, który wygląda jak wycinek okręgu rysowany cienką linią - jakby to była dokumentacja techniczna

gwiazdki kojarzą mi się z tymi we wkrętach torx (gwiazdkowe), a ten prosty łuk wokół nich idealnie symbolizuje OBRÓT, czyli ruch, właśnie jak w przypadku wkręcania wkrętów!!!





a więc rzeczywiście mamy tu OBRÓT!!

stoją na krawędzi i zaraz spadną!!!



a tu poniżej mamy wyraźnie pokazane - obalanie litery P za pomocą strzałki opartej o wycinek koła, o łuk jak wyżej w herbie



Widzicie, że P jest obalane?

Widzicie to?





 
Chciałem jeszcze na coś zwrócić uwagę...

Ta postać od zachodu, wskazana strzałką, ma linie brody zgrane z liniami barków - a ten od wschodu - nie.

Czy to coś aby nie oznacza?

A głowa??

Ten od zachodu ma krągłą czaszkę, a ten drugi - płaską.

Widzicie to??







Ten wskazany strzałką, jest mondry, przychodzi z zachodu i gestem dłoni oraz mieczem - broni nam dostępu do miasta.

A ten drugi - półgłówek ze wschodu, ma kwadratowy łeb i jest głupi, dlatego strzela sobie w stopę, czyli do Orła i jego strzałka nie wskazuje - za nim widzimy znak równości i literę P.


P jak Polak.


Widzicie to?


W dodatku za jego głową nie ma aureoli, tylko okrąg (oKRĄG)


Widzicie to?



I co ?
Jakaś teoria?
Może teoria spiskowa?





Zauważ, że PROCES podzielony jest na dwa etapy i jest to zapisane na zdjęciach wyżej.


Krok pierwszy - podmiana włodarzy miasta.
Krok drugi - obalanie P.




Widzisz to?

Widzisz to???








Jeszcze taka niedbałość... wytknięta na stronie czasnapoznan.pl


ŻE CO  ????!!!!


NIEDBAŁOŚĆ W POZNANIU  !!!?????


No nie.... to niemożliwe!!



Tak, rysunek herbu udostępniany min. na oficjalnych dokumentach - jest krzywy.







A gdzie som Niemce???

One som skrupulatne... wiecie to, nie??


I dalej czytamy:


Na ten sam problem cierpią także inne symbole Poznania, np. flaga. Wersja udostępniona przez urząd to jeszcze paskudniej wyglądający skan kartki. Dlatego jeżeli chcemy pobrać flagę w wysokiej jakości, musimy skorzystać z pomocy tego samego użytkownika Wikipedii i jego odtworzenia wyglądu flagi.

Co ciekawe: powyższy problem nie dotyczy logo Poznania ze znaną niebieską gwiazdką. Pobierzemy je w wysokiej jakości – razem z wytycznymi – prosto ze strony Urzędu Miasta Poznania: poznan.pl/mim/main/-,p,14357.html

Dlaczego flaga czy herb Poznania jest w tak niskiej jakości? Być może dlatego, że… Urząd Miasta Poznania porzucił je na rzecz logo z gwiazdką.




Na pewno.
Widzicie małe kroki??




"Herb miasta na potrzeby komunikacji i promocji Urzędu Miasta Poznania został zastąpiony przez logo „z gwiazdką”. Jednostki UMP ... posługują się albo własnymi logo (np. MPK), albo logo Poznania. Istnieje wyjątek – Prezydent Jacek Jaśkowiak we własnej korespondencji używa Herbu Poznania. Dlaczego tylko on? Cóż, tego nie wiemy, wszak Statut Miasta Poznania nie określa tego, kto i w jakich sytuacjach powinien używać herbu."






tak mi się coś kojarzy....


>>Po co na stronie miasta Gdańska, zaraz po oświadczeniu (które nie jest uchwałą, a więc nie jest czymś zobowiązującym urząd miasta) "komunikat wyjaśniający"?

Różnica w treści prawie żadna...


Ale co innego jest treść Oświadczenia Rady Miasta podpisana przez Przewodniczącego RM, a co innego - komunikat wyjaśniający nie podpisany przez nikogo.<<



I dalej:


"Urząd Miasta Poznania powinien przywrócić godność własnym symbolom. Herbowi, flasze, pieczęci i innym godłom miejskim należy się jasne zdefiniowanie i dobre odwzorowanie – bez krzywych tarcz i skanów kartki. Każdy poznaniak i poznanianka powinni mieć ponadto łatwy dostęp do symboli miasta w Internecie (a – co jest marzeniem – także bezpośrednio w urzędach, gdzie np. powinna być możliwość zakupu flagi).

Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę hasło „symbol Poznania”, aby zobaczyć, jak wysokie miejsce ma herb miasta. Urząd Miasta Poznania powinien w końcu przyjąć to do wiadomości. Flaga miejska powinna dumnie powiewać na wszystkich wydziałach i jednostkach UMP. Ponadto należy powrócić do tradycji znakowania infrastruktury przy pomocy herbu. Nie można odrzucać tradycyjnych symboli Poznania w imię źle przyjętej nowoczesności."




impakt - «zderzenie meteoroidu, planetoidy lub komety z innym ciałem kosmicznym»








To co?

Widzicie małe kroki??





P.S.

21 maja 2024 r.



Jest petycja w sprawie przywrócenia starego logo Poznania



W ubiegłym tygodniu zaprezentowano nową strategię marki Poznań wraz z nowym logo naszego miasta. Białe logo na zielonym tle od momentu ujawnienia wzbudza ogromne emocje wśród mieszkańców. Gdy zapytaliśmy naszych Czytelników w sondzie, czy podoba im się nowa strategia, większość (ponad 60%) odpowiedziała, że nie.

Teraz w tej sprawie powstała petycja, której autor chce przywrócenia starego logo naszego miasta. - Nowo przyjęte logo nie wzbudziło akceptacji naszych współobywateli. Zarzuca się mu płytką formę oraz brak reprezentowania czegokolwiek związanego z Miastem Poznań. Przewrócona litera P kłuje w oczy swoją koślawością i równie dobrze może ona reprezentować miasto Poznań, jak i Miasto Przemyśl albo Gminę Poronin - wyjaśnia autor, Oskar Szczepaniak, w petycji.

Jak dodaje, mieszkańcom nie podoba się odejście od koloru niebieskiego i postawienie na zielony. - Dodatkowo logo to stało się szybko źródłem memów oraz internetowych kpin, przez co poważnie ucierpiał wizerunek miasta Poznania.

- Rozumiemy fakt, iż strategia wizerunkowa miasta Poznania wymaga odświeżenia po 15 latach. Jednakże proces aktualizacji strategii powinien odbywać się w sposób transparentny i być na bieżąco komunikowany mieszkańcom. Przedstawienie nowego logotypu znienacka raczej nie wpisuje się w koncepcję wspólnego domu i przyjazności, o jakiej mowa w uzasadnieniu zmiany loga na nowe. Mając na uwadze powyższe argumenty oraz fakt, że nowa strategia marki Miasta Poznania nie została jeszcze zatwierdzona przez Radę Miasta, domagamy się natychmiastowego powrotu starego logotypu do czasu opracowania i uchwalenia Strategii Marki oraz Strategii Rozwoju przez Radę Miasta Poznania - dodaje.

- Stary logotyp w postaci niebieskiej gwiazdki jest rozpoznawalny w mieście oraz w kraju. Jego barwa nawiązuje do herbu miasta oraz już dawno zyskał akceptację mieszkańców. Aktualizacja starego logotypu nie pociągnie za sobą znaczących kosztów wymiany tablic, identyfikatorów oraz symboli graficznych pozostałych miejskich jednostek, co przy wysokim zadłużeniu Miasta Poznania stanowiłoby nieracjonalny wydatek. Dodatkowo koncepcja haseł kluczowych opracowana na potrzeby nowego, kontrowersyjnego logotypu idealnie wpisuje się również w stare logo.


Petycję można podpisać TUTAJ.


www.petycjeonline.com/przywromy_stare_logo_miasta_poznania













Autor: KaT

Dodano: 21 maja 2024 r. godz. 09:20




P.S. 2

24 maja 2024



Nowe logo wciąż budzi duże emocje. "Zamyka nas jakby w takiej małej miejscowości"



Narzekają nie tylko mieszkańcy.

W ubiegłym tygodniu zaprezentowano nową strategię marki Poznań wraz z nowym logo naszego miasta. Białe logo na zielonym tle od momentu ujawnienia wzbudza ogromne emocje wśród mieszkańców. Okazuje się, że nie podoba się też części radnych. Widać to było zwłaszcza w trakcie posiedzenia Komisji Promocji Miasta, Turystyki i Rekreacji Rady Miasta.

"Wolałbym aby to logo było w większym stopniu przedyskutowane. Nawiązuje tu między innymi do tego, że zostało to pominięte całkowicie przez Radę Miasta" - komentuje przed kamerą WTK Tomasz Stachowiak, przewodniczący Komisji Promocji Miasta, Turystyki i Rekreacji. "Uważam, że to logo nas zamyka jakby w takiej małej miejscowości. Nie pokazuje potencjału jednego z najlepszych miast w Polsce" - dodaje.

W dyskusji brały też udział osoby spoza Rady Miasta. "Nie ma zarządzenia prezydenta o wprowadzeniu nowej strategii, ani nie było, o czym wspominali radni, przeprowadzonej procedury tych dokumentów przez Radę Miasta"- komentuje w rozmowie z reporterem Pulsu Dnia Telewizji WTK Anna Sokolnicka-Elzanowska ze Stowarzyszenia Plac Wolności. "Najpierw powinna powstać nowa strategia rozwoju miasta, której częścią powinna być strategia marki - taka jest kolejność. Tu ją odwrócono, zamknięto te prace w gabinecie prezydenta" - dodała.

W dyskusji brał udział też Artur Brzeski, który wcześniej takie strategie przygotowywał również dla miasta. "Ona jest nieujawniona, my nie wiemy, jaka jest strategia. Dostaliśmy pewne opracowanie zarówno brandingu jak i pewnych haseł z tej strategii ale jej nie znamy. Strategia i dokument, który został wypracowany w ramach umowy z urzędem miasta nie została nigdzie upubliczniona" - komentuje.

"Pełny zapis strategii powinien zawierać analizy, wyniki badań, na których się opieramy, stawiać jakieś cele - dla marki, dla komunikacji, pewien ramowy harmonogram, jak to wdrażać, jak rozwijać" - dodał strateg.

Zdaniem Brzeskiego wątpliwości wzbudzają także koszty. "Mówi się o 150 tysiącach złotych. W 2023 roku faktycznie było to 158 tysięcy złotych, ale w 2024 doszły dodatkowe umowy, które są jakby integralną częścią tego, co miasto pokazuje w swoim opracowaniu i to było kolejne 100 tysięcy - mówi. Dodaje, że do tego trzeba doliczyć koszty filmów, czy animacji, które nie są ujęte w kosztorysie.

Miasto zakłada, że jeszcze przez rok obok nowego logo obowiązywać będzie jeszcze jego stara wersja. Tymczasem mieszkańcy już mogą podpisywać petycję w sprawie przywrócenia starego logotypu.

Pisaliśmy o tym tutaj.




P.S.

25 maja 2024 r.



No, to teraz litera  "P."  zyskała, że tak powiem, nowy wymiar...



Stowarzyszenie "Grupa Stonewall" poinformowało, że nawiązało współpracę z TVP Poznań. Działacze środowiska LGBT poprowadzą własny program na antenie stacji. 

Przed drugą turą wyborów samorządowych stowarzyszenie otwarcie prowadziło politykę i zachęcało do głosowania na "osoby, które działają na rzecz realizacji postulatów osób LGBT+". Po ponownym zwycięstwie Jacka Jaśkowiaka, tęczowa flaga została oficjalną częścią nowej strategii Poznania.










P.S.

29 maja 2024 r.

z fb

trochę wygląda jak zniesmaczony emotikon...


















Wywiad z projektantem potwierdza, że to"logo" jest nie do obrony.
Pod postem większość komentarzy na NIE.

A czemu ten pan Czarnobrody tak sobie Prawe Oko zaflamastrował, hę??

To je pisak?
To do skroni przytknięte??

Hę?





















niezalezna.pl/media/aktywisci-lgbt-dostali-wlasny-program-w-tvp/518617


epoznan.pl/news-news-151022-jest_petycja_w_sprawie_przywrocenia_starego_logo_poznania


epoznan.pl/news-news-151136-nowe_logo_nie_przypadlo_do_gustu_rowniez_miejskim_radnym_zamyka_nas_jakby_w_takiej_malej_miejscowosci







Prawym Okiem: Jeszcze o podręcznikach (maciejsynak.blogspot.com)

*Jesteś u siebie - nowa strategia marki Poznań - Aktualności | Info | Poznan.pl (www.poznan.pl)

Prawym Okiem: Wojna. (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: Czy Wolne Miasto Gdańsk istnieje? (maciejsynak.blogspot.com)


Symbole Poznania wstydliwie schowane i błędnie określone - Czas na Poznań! (czasnapoznan.pl)

impakt - definicja, synonimy, przykłady użycia (pwn.pl)




Prawym Okiem: Zagadka (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: Rozwiązanie zagadki (maciejsynak.blogspot.com)


Poznań ma nowe logo. "Musi wyglądać tak infantylnie?" - Wiadomości Radio ZET


zdjęcia - internet



Zachodniopomorskie




Oficjalna strona fb Zachodniopomorskiego Urzędu Marszałkowskiego.
















2 gramy


mocny tekst







przedruk




2 gramy warte więcej niż jakiekolwiek dopłaty


Martin Ziaja

02-05-2024




"Tak naprawdę niewiele, bo zaledwie 2 gramy sera dziennie więcej. Tyle wystarczyłoby skonsumować dziennie więcej przez każdego Polaka, by dodatkowo wyprodukowane mleko w stosunku do ubiegłego roku mogło znaleźć swojego odbiorcę" - prezentujemy Państwu felieton Martina Ziaji Przewodniczącego Rady Ekonomicznej ds. Produkcji i Rynku Mleka w PFHBiPM.

Branża mleczarska w Polsce pomimo licznych kryzysów na przestrzeni 20 lat członkostwa w UE ciągle się rozwija i tak od początku członkostwa. Praktycznie każdego roku mamy średnio dwu procentowy wzrost produkcji mleka.

Na chwilę obecną musimy się niestety spodziewać kolejnych spadków cen mleka skupowego, silny złoty nie ułatwia eksportu nabiału, którego posiadamy w olbrzymiej, bo 26-cio proc. nadwyżce, a rodzimy konsument, tak jakby tracił apetyt na większe ilości nabiału, a przecież tak niewiele potrzeba.
Zaledwie 2 gramy więcej

Tak naprawdę niewiele, bo zaledwie 2 gramy sera dziennie więcej. Tyle wystarczyłoby skonsumować dziennie więcej przez każdego Polaka, by dodatkowo wyprodukowane mleko w stosunku do ubiegłego roku mogło znaleźć swojego odbiorcę.

I zamiast spadku ceny o 10gr, nasze mleko być może zyskało by plus 10 gr.
Niepotrzebne nam dopłaty do litra mleka, programy typu krowa plus, ceny minimalne itp.

Wystarczyłoby aby każdy Polak dziennie skonsumował zaledwie 2 gramy sera więcej, a z rynku zniknie dodatkowo wyprodukowane w stosunku do roku poprzedniego 270 mln. litrów mleka.


Tylko 2 gramy - ma taką moc.







przypomina się:

metoda małych kroków
metoda nawyków








farmer.pl/produkcja-zwierzeca/bydlo-i-mleko/2-gramy-warte-wiecej-niz-jakiekolwiek-doplaty,145635.html