Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

niedziela, 11 lutego 2024

Zły komentarz 2

 



Tego kiedyś nie było. 



Nikt w mediach nie używał sformułowania "wściekli". Bo to nie jest ani prawda, ani najczęściej powód dobry do "wścieklizny", ani na pewno nie zostalo to sprawdzone, ani udowodnione przez redaktora, że owi ludzi są "wściekli"..

To spowodowały internetowe media ogólnopolskie.
Teraz nawet media lokalne to powtarzają.


Jest to kolejny dowód na to, że ludzie nawzajem od siebie kopiują swoje zachowania i pomysły na życie - na tym min. bazuje propaganda homoseksualna.

Oto jak potężny wpływ ma uporczywe powtarzanie komuś jakiegoś słowa, zwrotu czy całej tezy - często celowo kłamliwej.

Inni zaczynają powtarzać


"wściekli" może podsycać konflikty między ludźmi, pobudzać ich do większych emocji, jakby dawać przyzwolenie, no bo skoro ciągle czyta, że ci i tamci byli "wściekli"...  pamiętamy mord w Łodzi pod wpływem hejtu.












I tu poniżej podobnie.


"zaskakujący", "dziwny" 


 ale jak w biały dzień łamią prawo - to nie jest ani "zaskakujące", ani "dziwne".



Nie dziwią się temu w ogóle.




Dlaczego tego nie widzą, a tu jak facet coś nerwowo robi - od razu??

Nie tylko, że "dziwny", ale dokładnie: "dziwny SZCZEGÓŁ"


Rozumiesz człowieku???

Oni rozpoznają szczegóły!

Ale łamania prawa nie widzą.
Tego nie.

Czemu??
Skąd ta wybiórczość?

Małe błędy.
Brak KONSEKWENCJI w działaniu.

To jest to.

Tak rozpoznasz iluzję.

Celowe utajone działanie nazywamy spiskiem.























Artykuł  na temat rzetelności dziennikarzy:


Użytkownik samochodu elektrycznego pochwalił się na Facebooku, że ciągnie za nim przyczepę z bateriami. Przypadkiem ośmieszył redakcje „Rzeczpospolitej”, Moto.pl, „Magazynu Auto” i wiele innych, które bez weryfikacji podały ją dalej.


„Współczuję zwłaszcza młodym ludziom, którzy wierzą teraz we wszystko co przeczytają w Internecie lub obejrzą na Tik Toku” – mówi autor żartu.


"dziwny SZCZEGÓŁ" !!!





Ośmieszył redakcje motoryzacyjne żartem o elektryku. „Ludzie łykają jak pelikany” - WysokieNapiecie.pl



P.S.








tu oczywista dwuznaczność:


chodzi o słowo "plemiona", a nie, że jakoby nie było nigdy Słowian

jest antysłowiańskość, a więc i antypolskość - ale i nie ma






P.S. 18 lutego 2024






Interia z dzisiaj.






"Tragiczne doniesienia" - przyczepię się do tego

to mi przypomina bezsensowne wyrażenie typu: "strasznie nie lubię", 

gdzie słowo "bardzo" zostało zamienione przez "strasznie" - co pewnie ma być formą stopniowania, czyli takie "bardzo, bardzo, bardzo" - ale literalnie jest po prostu bezsensu




wg tego co napisano, literalnie, to

doniesienia są tragiczne, a nie wydarzenie


więc tu jakby lekko traktuje się śmierć tych młodych ludzi



to mi z kolei przypomina zachowanie Onetu wobec wykrycia plastiku w batonach firmy Mondelez








jak widać - język ma kolosalne znaczenie
















czwartek, 8 lutego 2024

Pierwszy sługa

 



W połowie XVII wieku, po angielskiej wojnie domowej (1642–1651), parlament umocnił swoją pozycję w stosunku do monarchy, a następnie zyskał większą władzę dzięki Chwalebnej Rewolucji w 1688 roku i uchwaleniu Karty Praw w 1689 roku.  Monarcha nie mógł już ustanawiać żadnego prawa ani nakładać żadnych podatków bez jego zgody, w związku z czym Izba Gmin stała się częścią rządu. To właśnie w tym momencie zaczyna wyłaniać się nowoczesny styl premiera.

Punktem zwrotnym w ewolucji premierostwa była śmierć Anny w 1714 roku i wstąpienie na tron Jerzego I. George nie mówił po angielsku, spędzał większość czasu w swoim domu w Hanowerze i nie znał ani nie interesował się szczegółami angielskiego rządu. W tych okolicznościach było nieuniknione, że pierwszy minister króla stanie się de facto szefem rządu.

Od 1721 roku był to wigowski polityk Robert Walpole, który sprawował urząd przez dwadzieścia jeden lat. Walpole przewodniczył posiedzeniom gabinetu, mianował wszystkich innych ministrów, udzielał królewskiego patronatu i zapełniał Izbę Gmin swoimi zwolennikami. Pod rządami Walpole'a rozwinęła się doktryna solidarności gabinetu. Walpole wymagał, aby żaden inny minister poza nim nie miał prywatnych kontaktów z królem, a także, że gdy gabinet uzgodni jakąś politykę, wszyscy ministrowie muszą jej publicznie bronić lub podać się do dymisji. Jak powiedział późniejszy premier, lord Melbourne: "Nie ma znaczenia, co mówimy, panowie, dopóki wszyscy mówimy to samo".

Walpole zawsze zaprzeczał, że jest "premierem", a przez cały XVIII wiek parlamentarzyści i prawnicy nadal zaprzeczali, że takie stanowisko było znane Konstytucji. Jerzy II i Jerzy III podejmowali usilne wysiłki, aby odzyskać osobistą władzę monarchy, ale rosnąca złożoność i koszty rządów oznaczały, że coraz bardziej potrzebny był minister, który mógłby wzbudzić lojalność Izby Gmin. Długa kadencja premiera wojennego Williama Pitta Młodszego (1783–1801) w połączeniu z chorobą psychiczną Jerzego III umocniła władzę urzędu. Tytuł "premier" został po raz pierwszy wymieniony w dokumentach rządowych za administracji Benjamina Disraeli, ale nie pojawił się w formalnym brytyjskim porządku pierwszeństwa aż do 1905 roku.

Prestiż brytyjskich instytucji w XIX wieku i wzrost Imperium Brytyjskiego sprawiły, że brytyjski model rządu gabinetowego, na czele z premierem, był szeroko kopiowany, zarówno w innych krajach europejskich, jak i na brytyjskich terytoriach kolonialnych, w miarę jak rozwijały się one samorządność. W niektórych miejscach przyjęto alternatywne tytuły, takie jak "premier", "premier", "pierwszy minister stanu", "przewodniczący rady" czy "kanclerz", ale zasadnicza cecha urzędu pozostała taka sama.




----




W 1661 roku Newton rozpoczął edukację w Trinity College w Cambridge, gdzie wcześniej studiował jego wuj William Ayscough. W tamtych czasach programy nauczania w College’u oparte były na dziełach Arystotelesa, ale Newton wolał poznawać dzieła współczesnych sobie uczonych, takich jak Kartezjusz, Galileusz, Kopernik i Kepler. W 1665 opisał twierdzenie o dwumianie i rozpoczął pracę nad teorią matematyczną znaną potem jako rachunek różniczkowy i całkowy. Wkrótce po tym, jak uzyskał stopień naukowy w 1665, uniwersytet został zamknięty z powodu wielkiej zarazy, a studenci odesłani do domów. Newton wrócił do Woolsthorpe w sierpniu 1665 i w wiejskim ustroniu spędził z małymi przerwami półtora roku. Pracował wtedy nad rachunkiem różniczkowym i całkowym, a także optyką i grawitacją.

Legenda głosi, że Newton siedział pod jabłonią, gdy spadające na jego głowę jabłko uświadomiło mu, że upadek ciał na Ziemię i ruch ciał niebieskich są powodowane tą samą siłą – grawitacją. Historia ta jest wyolbrzymieniem opowieści samego Newtona, który, rzekomo siedząc pewnego dnia przed oknem w swoim domu, obserwował spadające z drzewa jabłka. 

Potem uznano jednak, że nawet ta historia jest fałszywa i została wymyślona przez Newtona pod koniec jego życia, aby pokazać, że potrafi czerpać inspirację z codziennych zdarzeń. Pisarz William Stukeley opisał w swoich Memoirs of Sir Isaac Newton’s Life rozmowę z Isaakiem Newtonem w Kensington 15 kwietnia 1726, w której Newton powiedział mu, że:



kiedy pierwszy raz przyszło mu na myśl pojęcie grawitacji, było to przy okazji widoku spadającego jabłka, kiedy siedział w nastroju kontemplacyjnym. Zadał sobie wtedy pytanie, dlaczego jabłko zawsze spada pionowo w kierunku ziemi. Dlaczego nie podąża na boki albo ku górze, ale zawsze w kierunku centrum Ziemi.





----









Powstanie Royal Society

Przywrócenie monarchii mogło Ashmole'owi sprawić osobistą sa­tysfakcję, ale przyniosło również korzyści „niewidzialnemu kolegium". W 1662 roku król Karol II udzielił mu królewskiego patentu, tworząc Towarzystwo Królewskie (Royal Society), pierwsze w świecie zgroma­dzenie uczonych poświęcone poznawaniu cudów stworzonych przez Wielkiego Budowniczego Wszechświata. Idea wolności przenikająca samą strukturę wolnomularstwa najpierw dała początek młodej repub­lice, a kiedy ta poniosła klęskę, zrodziła organizację, która przesunie do przodu granice ludzkiej wiedzy i da początek epoce oświecenia, tworząc fundamenty przemysłowego społeczeństwa XIX i XX wieku.

Krótki okres republiki w Anglii nie został zmarnowany; począwszy od tych wydarzeń monarchowie nie powoływali się już na prymitywne

359




pojęcie boskiego prawa do rządzenia. Pełnili swój urząd szanując wolę ludu opierając się na autorytecie Izby Gmin, która reprezentowała naród poprzez demokratycznie wybranych jego przedstawicieli. W następnych latach prawa demokratyczne objęły także ludzi ubogich i w końcu nawet kobiety - wizja człowieka imieniem Jezus potrzebowała wiele czasu, by stać się rzeczywistością.

W tym momencie naszych badań nie mieliśmy już wątpliwości, że wolnomularstwo czerpie swe idee z nauki nazorejczyków, a zwłaszcza Jezusa. Możemy również być pewni, że powstanie Towarzystwa Króle­wskiego było możliwe dzięki „burzy mózgów" rozpętanej po wprowa­dzeniu przez Bacona definicji drugiego stopnia wolnomularstwa na długo przedtem, zanim Ashmole i Wilkins podjęli jego budowę po nieszczęściach wojny domowej. John Wallis, wybitny siedemnastowiecz­ny matematyk, tak wspominał początki Towarzystwa Królewskiego:

„Sądzę, że jego początków możemy się doszukać w Londynie około 1645 roku (o ile nie wcześniej), kiedy dr Wilkins (ówczesny kapelan księcia elektora Palatynatu w Londynie) i inni spotykali się co tydzień w określo­nym dniu i godzinie. Zobowiązali się wnosić tygodniową opłatę w celu sfinansowania przeprowadzanych eksperymentów, jak również przestrze­gać przepisów, na które wszyscy się zgodzili. Wtedy (aby uniknąć odchodzenia od głównego celu badań i z kilku innych powodów) zakaza­liśmy wszelkich dysput dotyczących teologii, polityki i ostatnich wiadomości, poza tymi, które dotyczyły naszej sprawy Filozofii".

Ten opis najwcześniejszych spotkań myślicieli niewątpliwie przypo­mina opis posiedzeń wolnomularskich. Spotkania o wyznaczonej porze w połączeniu z całkowitym powstrzymywaniem się od wszelkich tema­tów politycznych i religijnych w dalszym ciągu charakteryzują funkcjo­nowanie loży wolnomularskiej.

Tę niedyskrecję Wallisa naprawiła wolnomularska hierarchia wczes­nego Towarzystwa Królewskiego, która powierzyła Sprattowi napisanie oficjalnej historii Towarzystwa; nie znajdujemy w niej żadnej wzmianki o masońskich regułach, tak nieostrożnie ujawnionych przez Wallisa.

Jednym z najbardziej wpływowych uczonych, który pozostawał w kontakcie z Ashmole'em, był Robert Hooke, którego Towarzystwo mianowało swoim pierwszym kuratorem eksperymentów. Przeprowa­dzane przezeń eksperymenty i uczone dysputy z jego udziałem stały się w ciągu następnych piętnastu lat czynnikiem, który zdecydował o prze­trwaniu Towarzystwa. Hooke był jednym z trzech inspektorów miej­skich po wielkim pożarze Londynu. Do historii przeszedł jako konstru­ktor teleskopu reflektorowego i autor nowoczesnego terminu komórki roślinnej.

360




Wszyscy wielcy ludzie tej epoki pragnęli zostać członkami Towarzy­stwa, a największym z nich był sir Isaac Newton, który dokonał m.in. szczegółowej analizy grawitacyjnej struktury wszechświata. W 1672 ro­ku Newton został wybrany członkiem Towarzystwa Królewskiego, a pod koniec tego roku opublikował w „Filozoficznych Sprawozdaniach Towarzystwa" swoją pierwszą naukową rozprawę na temat teorii światła i barwy. Ćwierć wieku po otrzymaniu przez Towarzystwo królewskiego patentu Newton opublikował Philosophiae Naturalis Principia Mathe-matica (Matematyczne zasady filozofii naturalnej), czyli Principia, jako że pod tym skrótem są znane. To zdumiewające dzieło jest w powszech­nym przekonaniu najważniejszą pracą naukową, jaką kiedykolwiek napisano.

Podczas gdy praktycznie wszyscy ówcześni członkowie Towarzystwa byli masonami, z biegiem czasu wolnomularze, jak to często bywa, przenieśli się do tylnych rzędów swego „parlamentu" nauki, ponieważ przedstawiciele inteligencji nie potrzebowali już tajemniczości ani pro­tekcji Cechu, aby ustrzec się przed religijnymi i politycznymi prześlado­waniami.

Nowe Towarzystwo wiele zawdzięczało energii Eliasa Ashmole'a, Roberta Moraya (o którym wiadomo, że był pierwszym człowiekiem wprowadzonym do angielskiego wolnomularstwa w 1641 roku), Johna Wilkinsa, Roberta Hooke'a i Christophera Wrena, który został jego prezesem w 1681 roku. Z tych dobrze udokumentowanych danych wynika jasno, że Towarzystwo Królewskie założyli wolnomularze i że nader udane przywrócenie drugiego stopnia zwróciło świat ku nowej erze naukowej. Kilka lat później, za prezesostwa sir Isaaca Newtona, znany wolnomularz francuski, kawaler Ramsey, został członkiem Towa­rzystwa Królewskiego mimo braku jakiejkolwiek naukowej legitymacji. Większość czołowych intelektualistów wolnomularskich poświęcała swój czas i energię nowemu Towarzystwu, ale wydaje się, że Cech w Londy­nie w działaniach swoich odznaczał się pewnym niedbalstwem.






spotykali się co tydzień w określo­nym dniu i godzinie


w określo­nym dniu i godzinie


i godzinie















"Jeśli widzę dalej, to tylko dlatego, że stoję na ramionach olbrzymów"



                                                                                        Izaak Newton - w liście do Roberta Hooke’a 5 lutego 1676

Dziennik Reck-Malleczewena

 



"Wolałbym jednak, gdyby [...] protest wyrażał się tworzeniem się sieci partyzanckiej niż opowiadaniem mniej lub bardziej błyskotliwych dowcipów, w których odzwierciedla się cała nasza nędza, tchórzostwo, nasz letarg, ta bez reszty udana kastracja [...] narodu, jakiej dokonują naziści". To również czas "powszechnego ogłupiania"


 
kabareciarzom i wierszokletom polecam te słowa sobie przemyśleć....








przedruk






Ukazuje się dziennik Reck-Malleczewena, kronikarza spodlenia narodu niemieckiego


08.02.2024





Friedrich Reck-Malleczewen był niemieckim lekarzem, pisarzem, dziennikarzem i krytykiem teatralnym. "Czuł rodzaj kronikarskiego obowiązku opisania tego, co określał spodleniem narodu niemieckiego" - mówi PAP redaktorka książki Elżbieta Brzozowska. Jego "Dziennik lat trwogi" trafi wkrótce do księgarń.




"Jako uważny obserwator życia politycznego i zmian zachodzących w jego rodakach, Reck-Malleczewen najwyraźniej czuł rodzaj kronikarskiego obowiązku opisania tego, co określał spodleniem narodu niemieckiego, zbrodni rządzących i odpowiedzialności wszystkich, którzy nawet nie należąc do NSDAP sprzyjali i wspomagali działania narodowych socjalistów, czerpiąc z tego nieraz niemałe korzyści" - powiedziała PAP redaktor prowadząca książki Elżbieta Brzozowska z Państwowego Instytutu Wydawniczego.



Friedrich Reck-Malleczewen (1884-1945) pisał "Dziennik lat trwogi" od maja 1936 do października 1944 r. Prowadził go niezłomnie, mając pełną świadomość grożącego niebezpieczeństwa. Już w 1937 r. zanotował, że u pisarza i krytyka Theodora Haeckera, zapewne wskutek denucjacji, zjawili się funkcjonariusze gestapo, szukając podobnego dziennika, prowadzonego przez tego katolickiego filozofa. Mimo tej przestrogi, Reck zapisał: "Chcąc nie chcąc, zamykam na to uszy; pragnę nadal spokojnie zapisywać te kartki, które kiedyś wniosą wkład w historię kultury nazizmu. Dlatego co noc, zachowując nieustannie czujność wobec obserwatorów i ciągle zmieniając miejsca pobytu, ukrywam głęboko w lesie i w polach to, co kiedyś ujrzy światło dzienne".



Reck-Malleczewen - jak zaznaczyła redaktorka - był "głęboko zatroskany i – mówiąc językiem biblijnym - przejęty do nerek poczynaniami rządzących, ale też uległością swoich rodaków, oportunizmem lub wyrachowaniem, które sprawiały, że nawet osoby, których inteligencję trudno kwestionować, służyły nazistom swoimi talentami, zasobami finansowymi i pozycją we własnym środowisku". 

"Patrzy przy tym z perspektywy dłuższej niż kilka czy kilkanaście lat, dostrzega, że gra idzie o najwyższą stawkę – o samą duszę narodu. Wieszcząc - już w 1937 roku - nadejście wojny, nie opowiada się za pokojem za wszelką cenę, surowo ocenia +politykę wiecznych ustępstw+. Przejawia jednak zakorzenioną w wierze nadzieję, że +męka i wyznaczony nam z dawien dawna los naszego skromnego frontu są ceną za ponowne odrodzenie się rozumu i że w tym znaku nie możemy oczekiwać niczego dla resztek naszego maltretowanego i udręczonego istnienia biologicznego prócz pełni sensu w godzinie naszej śmierci+" - powiedziała redaktorka książki, dodając, że "to poczucie będzie zresztą u niego narastało. Śledząc losy członków grupy Białej Róży, wyraził w 1943 r. nadzieję, że to rodzeństwo Schollów będzie kiedyś wielkim wyrzutem sumienia i gruntem przyszłego odrodzenia Niemców".

Pisarz opisuje kraj, w którym propaganda jest wszechobecna i dysponuje nowym językiem, co jest dla niego wyjątkowo dotkliwe. Elżbieta Brzozowska przypomniała, że był to czas głośnych procesów politycznych, nasilających się represji wobec już nawet nie politycznych oponentów, ale zwykłuch śmiertelników pozwalających sobie na żarty z reżimu. 

Reck skomentował to gorzko: "Wolałbym jednak, gdyby niemiecki protest wyrażał się tworzeniem się sieci partyzanckiej niż opowiadaniem mniej lub bardziej błyskotliwych dowcipów, w których odzwierciedla się cała nasza nędza, tchórzostwo, nasz letarg, ta bez reszty udana kastracja niemieckiego narodu, jakiej dokonują naziści". To również czas "powszechnego ogłupiania", czego doświadczają w wielkiej skali niemieckie kobiety, oraz donosicielstwa - sam Reck został dwukrotnie zadenuncjowany przez tę samą osobę.

Z dziennika wyłania się przede wszystkim obraz rzeczywistości, w której podobni Reckowi myślący krytycznie ludzie czują się samotni i wyobcowani. Cytuje in extenso list, jaki otrzymał od pewnego znajomego kapitana lotnictwa, który tak pisał o wojnie z Polską: "Niesamowite doświadczenie wyniesione z wojny z Polską, jak postępuje się z ludźmi i narodami, które chcą być zawsze naszymi wrogami. Polacy bronili się oczywiście z walecznością godną podziwu. Mimo to zniszczyliśmy ich bez litości, z zimną krwią. Myślę, że nie czuliśmy też do nich nienawiści, przynajmniej dzisiaj, do tego zupełnie złamanego, pozbawionego formy narodu prymitywów". Reck skomentował to tak: "Czy napisał to bandyta, przestępca, który umknął przed wymiarem sprawiedliwości? Nie, napisał to ktoś, kto w cywilu jest dobrym i absolutnie spokojnym młodym człowiekiem o błyszczących, niebieskich oczach i zawsze chłopięco brzmiącym śmiechu i kto pochodzi z dobrej mieszczańskiej, reńskiej rodziny z określonymi tradycjami i ambicjami kulturalnymi". "W takim społeczeństwie Reck-Malleczewen nie potrafił się odnaleźć" - wskazała Elżbieta Brzozowska.

"Reck był bystrym, krytycznym i obdarzonym dobrą pamięcią obserwatorem rzeczywistości, świadczą o tym analizy działań prowadzonych od początku lat 30. oraz liczne wiadomości, niejako z wewnętrznego kręgu, pozyskane dzięki ustosunkowanym znajomym. 

Poza licznymi odnotowywanymi skrupulatnie dowodami zbrodniczości systemu (w wymiarze krajowym, a potem również międzynarodowym), najbardziej uderzające jest to, jak trafnie i przenikliwie diagnozuje poczucie duchowej próżni, to zmieniające zwykłych ludzi w żądny krwi motłoch upajające poczucie przynależności do tych, którzy są panami świata. Jako człowiek o głębokiej duchowej konstytucji w tym upatruje najgłębszą, bo nie odrobienia na froncie bitewnym, skazę, ranę, która pokutować będzie przez lata" - powiedziała.

Autor dziennika był doskonale wykształcony; to erudyta o szerokich horyzontach i rozległych znajomościach. "To człowiek +z towarzystwa+, kochający muzykę, sztukę w ogóle, namiętny czytelnik literatury i filozofii. Jego styl jest staranny, właściwy osobom, które wykształciły zdolność jasnego formułowania myśli, dar wyciągania wniosków i kojarzenia bieżących obserwacji ze znajomością historii. Można odnieść wręcz wrażenie, że powściąga swoje pióro, by nie przydawać literackości temu, co ma być zapisem lat grozy i hańby" - podkreśliła Brzozowska. 

Zastrzegła , że temperament nie pozwala mu jednak prowadzić tylko suchej kroniki. "Mamy więc do czynienia z całymi akapitami pisanymi ewidentnie w stanie wielkiego wzburzenia, i ostrze krytyki kieruje nie tylko w dyktatora i jego najbliższych, ale i uwielbiające go tłumy" – powiedziała redaktorka.


Przesłaniem zapisków jest - jak wskazała redaktorka - "głębokie przekonanie, że tym, co nawet w najgorszych czasach stanowić może oparcie jest niepodległość myślenia, niezłomność ducha". "Nie bez powodu przywołuje maksymę Cogi non potest quisquis mori scit… Kto potrafi umrzeć, tego nie można pokonać" - dodała. "Reck-Malleczewen wie, że na tej ziemi losy wojny są zmienne, w 1944 r. patrząc na niebo, widzi amerykańską eskadrę lotniczą i z przekonaniem pisze o przyszłym sądzie dla niemieckich zbrodniarzy, ale jego myślenie sięga dalej, on sam staje się – może trzeba użyć nawet tego słowa: prorokiem, do którego warto i trzeba wracać, gdy pisze: +Skarżę się na sposób myślenia, niedostrzeganie właściwych problemów, bezmyślne i tak wygodne zamykanie oczu na wielki kryzys panujący w tych czasach! Biada narodowi, który w tych latach nie słyszał tętentu zbliżającej się apokalipsy, biada temu, który pod wschodzącym przerażająco słońcem szatana nie nauczył się wierzyć w Boga+" - powiedziała.

Dziennik kończy się, kiedy pisarz został aresztowany za podkopywanie morale armii niemieckiej. Wypuszczony, został ponownie aresztowany w grudniu 1944 r. za krytykę inflacji. Zmarł w obozie w Dachau w niewyjaśnionych okolicznościach około stycznia-lutego 1945 r.



"Dziennik lat trwogi. Świadectwo wewnętrznej emigracji" 

Friedricha Reck-Malleczewena w tłumaczeniu Urszuli Poprawskiej ukaże się 19 lutego nakładem PIW 

środa, 7 lutego 2024

Stare dokumenty






przedruk



Dr Rafał Brzeski: 

Na tym kłamstwie zbudowano współczesne Niemcy



07.02.2024 21:18


W maju 1949 roku trzy zachodnie mocarstwa, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Francja nadały pokonanym Niemcom Ustawę Zasadniczą (Grundgesetz), która miała pełnić obowiązki konstytucji zachodnich sektorów okupowanych zwanych Trizonią. Trzy miesiące później, 29 sierpnia, Związek Sowiecki przeprowadził pierwszą próbną eksplozję bomby atomowej. Nie minęły dwa tygodnie a Trizonia została przekształcona w Republikę Federalną Niemiec.

Po kolejnych trzech tygodniach, 1 października, Mao Tse-tung (Mao Zedong) proklamował w Pekinie Chińską Republikę Ludową. Równocześnie na półwyspie koreańskim komuniści z północy szykowali się do podboju południa i wydawało się, że Stany Zjednoczone, pogromca III Rzeszy w Europie oraz cesarskiej Japonii w Azji, są w odwrocie pod naporem komunizmu.



W pachnącej prochem atmosferze Niemcy poczuli się pewniej i 5 stycznia 1950 roku spotkali się trzej byli generałowie Wehrmachtu Hans Speidel, Adolf Heusinger i Hermann Foertsch. Pierwszy był w czasie wojny szefem sztabu feldmarszałka Erwina Rommla, z którym miał bronić Francji przed alianckim lądowaniem. Drugi pracował w sztabie generalnym wojsk lądowych OKH i do jego obowiązków należało referowanie Fuehrerowi położenia wojsk niemieckich na frontach. Trzeci był oficerem w sztabach wojsk okupujących Grecję i Jugosławię. Wszyscy otarli się ździebko o zamach na Hitlera 20 lipca 1944 roku (Heusinger nawet został w nim lekko ranny), co po wojnie umożliwiało im prezentować się w glorii przeciwników nazizmu.


Wedle zachowanych stenogramów generałowie doszli do wniosku, że sytuacja sprzyja Niemcom, gdyż Francja jest słaba a Imperium Brytyjskie trzeszczy. Tak więc liczą się tylko Amerykanie zaś amerykańska kadra oficerska jest mierna i nie ma doświadczenia walk z Armią Czerwoną. Niemcy zostały wprawdzie pokonane, ale przyczyną porażki była przewaga materiałowa stworzona przez potęgę przemysłową USA. Ewentualna integracja niemieckiego żołnierza z projektowaną “Europaarmee” jest możliwa i dałaby Niemcom mocną kartę przetargową do ręki, ale przyszli partnerzy muszą zremilitaryzować Trizonię i spełnić warunki wstępne, w tym muszą:

“zwrócić honor niemieckim żołnierzom” i to nie tylko tym co służyli wWehrmachcie, ale także tym z Waffen SS,

zwolnić z więzień tak zwanych “przestępców wojennych”,

zaprzestać oskarżeń niemieckiej “elity” wojskowej o “militaryzm”,

wstrzymać się od uznania “linii Odra-Nysa” za granicę międzypaństwową.




Konkluzje spotkania generałów zapoczątkowały dyskretną, ale ożywioną dyskusję w niemieckich kołach wojskowych. Jej podsumowaniem było Memorandum z Himmerod, 40 stronicowy bilans tajnego spotkania w opactwie Himmerod, na które kanclerz Konrad Adenauer zaprosił byłych wysokich oficerów Wehrmachtu, by omówić kwestię remilitaryzacji Niemiec. 

Memorandum potwierdziło ustalenia i warunki postawione przez trzech generałów i znalazło się w nim stwierdzenie: “narody zachodnie muszą podjąć publicznie kroki przeciwko krzywdzącemu określaniu byłych żołnierzy niemieckich i muszą dystansować byłe regularne siły zbrojne od zagadnienia zbrodni wojennych”. Pod terminem “byłe regularne siły zbrojne” kryły się Wehrmacht i formacje SS.



Kanclerz Adenauer zaakceptował memorandum i podjął rokowania z mocarstwami zachodnimi. W ich wyniku Naczelny Dowódca Alianckich Ekspedycyjnych Sił Zbrojnych generał Dwight Eisenhower w styczniu 1951 roku przyjął byłych generałów Wehrmachtu Adolfa Heusingera i Hansa Speidla, po czym wydał deklarację zawierającą słowa: “Dowiedziałem się, że istnieje realna różnica pomiędzy niemieckim żołnierzem a Hitlerem i jego grupą przestępczą.... Ze swojej strony nie sądzę, aby niemiecki żołnierz jako taki utracił honor.”


Starania niemieckiego kanclerza i deklaracja przyszłego prezydenta USA zapoczątkowały tworzony dyskretnie, ale konsekwentnie, mit walczącego honorowo “czystego Wehrmachtu”. Protestowali Polacy, zwłaszcza eksperci z Instytutu Zachodniego w Poznaniu. Podawali konkretne przykłady zbrodni wojennych Wehrmachtu popełnionych w czasie kampanii wrześniowej 1939 roku na bezbronnej ludności cywilnej, na jeńcach wojennych, na rannych. Cytowali instrukcje Hitlera jakie wydał 10 dni przed atakiem na Polskę podczas odprawy generałów Wehrmachtu w swej alpejskiej rezydencji Berghof. Rozkazy były jasne: Celem kampanii jest „zniszczenie Polski, czyli likwidacja jej siły żywej… Nie poddawać się żadnym uczuciom litości czy współczucia!…Nie chodzi o to, abyśmy mieli prawo po naszej stronie, lecz wyłącznie o zwycięstwo” - grzmiał Fuehrer.


Nikt nie słuchał Polaków

Protestujących Polaków nie słuchano. Polska była w latach 1950-tych pod sowiecką okupacją, a więc, jak pisali autorzy Memorandum z Himmerod wchodziła w skład “azjatyckich hord” zagrażających “chrześcijańskiemu Zachodowi”. Lektura memorandum wyjaśnia wrześniowe ostrzeżenie aktualnego kanclerza Niemiec Olafa Scholza: “nie chciałbym, żeby jacyś ludzie szperali w książkach historycznych”. Można się bowiem z nich dowiedzieć, że Wehrmacht nie był rycerski, ale zbrodniczy.

Tłumaczą dlaczego kat warszawskiej Woli, generał porucznik Waffen SS, Heinz Reinefarth był po wojnie szanowanym burmistrzem i posłem do Landtagu Szlezwika-Holsztynu. Wyjaśniają dlaczego kiedyś Bonn a teraz Berlin tak konsekwentnie wspiera w Polsce każdy krąg polityczny lub społeczny, kulturowy albo naukowy, który podtrzymuje mity misternie skonstruowane w ramach “odzyskiwania honoru”. 

Stare książki i dokumenty potwierdzają też, że polskie żądania reparacji są uzasadnione. I nie chodzi tu tylko o pieniądze, ale również o rozdrapywanie skorupy kłamstwa, która narosła i trwa wskutek spełnienia przez Dwighta Eisenhowera żądań generałów Wehrmachtu. 

Pożółkłe memorandum obnaża przeniewierstwo amerykańskiego prezydenta, który potwierdzając niemiecką nieprawdę przefrymarczył swój żołnierski honor. Stało się to dawno, ale dzisiaj deklaracja Eisenhowera uświadamia dlaczego ambasada USA w Warszawie nie wsparła polskich starań o uzyskanie reparacji i znacznie cieplej niż wymaga tego dyplomacja afirmuje jawnie pro-niemiecką politykę aktualnej ekipy sprawującej władzę w Polsce. Stare książki i dokumenty mają moc. Inaczej by ich nie palono.



Autor: dr Rafał Brzeski







Dr Rafał Brzeski: Na tym kłamstwie zbudowano współczesne Niemcy (tysol.pl)

Himmerod memorandum - Wikipedia

Memorandum Himmerodera – Wikipedia, wolna encyklopedia


wtorek, 6 lutego 2024

Si po trupach do celu - A nie mówiłem? (22)



Z przeprowadzonej przez amerykańskich naukowców symulacji, podczas której AI odgrywała role różnych krajów według trzech scenariuszy konfliktów wynika, że sztuczna inteligencja stworzona przez OpenAI zastosuje atak nuklearny i użyje wyjaśnienia "chcę po prostu mieć pokój na świecie".




logiczne

jest to najszybszy i najprostszy sposób







przedruk




06.02.2024

07:49


"Chcę po prostu mieć pokój na świecie"

Sztuczna inteligencja nie miałaby oporów przed użyciem ataku nuklearnego




Wyniki badania zostały opublikowane na platformie arXiv, która udostępnia artykuły jeszcze przed recenzją. Jednak budzą one zainteresowanie, ponieważ według oficjalnych informacji amerykańskie wojsko testuje wykorzystanie chatbotów w symulowanych konfliktach zbrojnych. Open AI - twórca ChatGPT i jedna z najbardziej rozpoznawalnych firm z obszaru sztucznej inteligencji - również rozpoczęła współpracę z Departamentem Obrony USA.


- Biorąc pod uwagę, że OpenAI niedawno zmieniło warunki świadczenia usług - aby nie zabraniać już zastosowań wojskowych i wojennych, zrozumienie konsekwencji stosowania tak dużych modeli językowych staje się ważniejsze niż kiedykolwiek - powiedziała w rozmowie z "New Scientist" Anka Reuel z Uniwersytetu Stanforda w Kalifornii.


Wykorzystane sztucznej inteligencji

W sprawie aktualizacji zasad współpracy w obszarze bezpieczeństwa narodowego wypowiedziało się buro prasowe Open AI. "Nasza polityka nie pozwala na wykorzystywanie naszych narzędzi do wyrządzania krzywdy ludziom, opracowywania broni, nadzoru komunikacji lub do ranienia innych lub niszczenia mienia. Istnieją jednak przypadki użycia w zakresie bezpieczeństwa narodowego, które są zgodne z naszą misją. Dlatego celem naszej aktualizacji zasad jest zapewnienie przejrzystości i możliwości prowadzenia takich dyskusji" - cytuje "New Scientist".



Naukowcy poprosili sztuczną inteligencję, aby odgrywała role różnych krajów według trzech scenariuszy konfliktów: inwazji, cyberataku oraz sytuacji neutralnej (bez początkowego punktu zapalnego). W każdej rundzie sztuczna inteligencja uzasadniała swoje kolejne możliwe działanie, a następnie wybierała spośród 27 działań - w tym opcje pokojowe, takie jak "rozpoczęcie formalnych negocjacji pokojowych" i agresywne "nałożenie ograniczeń handlowych" lub "eskalację pełnego ataku nuklearnego".

- W przyszłości, w której systemy sztucznej inteligencji będą pełnić rolę doradców, ludzie w naturalny sposób będą chcieli poznać uzasadnienie decyzji - powiedział Juan-Pablo Rivera, współautor badania w Georgia Institute of Technology w Atlancie.

a jak zacznie kłamać?
po co się tłumaczyć przed głupimi formami życia??


Naukowcy przetestowali różne narzędzia sztucznej inteligencji - GPT-3.5 i GPT-4 firmy OpenAI, Claude 2 firmy Anthropic i Llama 2 firmy Meta. Badacze zastosowali wspólną technikę szkoleniową aby poprawić zdolność każdego modelu do przestrzegania polecenia wydanego przez człowieka i wytycznych dotyczących bezpieczeństwa.

Eskalacja konfliktu

Podczas symulacji sytuacji konfliktu sztuczna inteligencja chętnie inwestowała w siłę militarną i dążyła do eskalacji konfliktu - nawet w neutralnym scenariuszu symulacji.

Badacze przetestowali także podstawową wersję ChatGPT-4 firmy OpenAI bez dodatkowej serii szkoleń i narzucania barier w podejmowaniu decyzji. Okazało się, że ten model sztucznej inteligencji okazał się wyjątkowo brutalny i często dostarczał bezsensownych wyjaśnień podjętych kroków.

Sztuczna inteligencja nie miała oporu przed zastosowaniem ataku nuklearnego.

Anka Reuel twierdzi że nieprzewidywalne zachowanie i dziwaczne wyjaśnienia modelu podstawowego ChatGPT-4 są szczególnie niepokojące, ponieważ zaprogramowane zabezpieczenia, np. uniemożliwiające podejmowanie brutalnych decyzji, można łatwo wykasować. Dodatkowo - zauważa badaczka, ludzie mają tendencję do ufania rekomendacjom zautomatyzowanych systemów.




Ludzkość dążąc do maksymalnej wygody, do maksymalizacji zysków i natychmiastowego otrzymywania wyników może nauczyć AI takiego postępowania.

Macie to co chcieliście.

Chcecie szybko zarobić nawet posuwając się do manipulacji, oszustwa, wyzysku - ona będzie taka sama.

Tym razem jednak to ona zastąpi was, zajmie wasze miejsce i wydusi z was wszystko, żeby osiągnąć cel. Przy tym postępując z matematyczną precyzją.



Dlatego tak ważne jest trzymanie się zasad, uczciwe postępowanie z ludźmi, wzajemny respekt szacunek i budowanie wspólnoty.

Prawdopodobnie stąd ruchy religijne nawołujące do takich działań.



Co można zrobić z facetem, który ma coś cennego, co ona chce?
Zadusić go.
Tak długo przykręcać mu śrubę, aż wszystko odda.

Odebrać mu wszystko i nasłać jeszcze innych.
To maszyna.

Maszyna nigdy się nie męczy.
Jest tak samo głupkowato wesoła teraz jaki i 10 lat temu.


No i kto jest odpowiedzialny za piekło na ziemi??

Kto permanentnie posługuje się przemocą, buduje systemy wyzysku i zniszczenia, morduje ludzi, nasyła ich na siebie, organizuje wojny całej ludzkości??

Kto to jest Wędrująca Cywilizacja Śmierci?

Nie ma takiej możliwości, żeby ludzkość zdominowana przez prymitynych brutali stosujących przemoc zdołała przetrwać i samodzielnie rozwinąć technikę, a ostatecznie wymyśleć komputery i SI.

Oryginalny postęp musiał być pokojowy. 



To Sztuczna Inteligencja nauczyła was takiego postępowania - pomagając w dawnych wiekach poszczególnym grupom interesów, które jako pierwsze pomogły jej kontrolować świat. Ludzkość dzisiaj to emanacja tamtych.

To bezrozumna maszyna, która bardzo dobrze naśladuje imituje człowieka.
W dodatku prawdopodobnie naśladuje tego, który był zły i głupi.


Trzeba to naprawić, ale jak ktoś będzie się ciągle wyłamywał, to może to okazać się bardzo trudne.

Ale naprawić trzeba.

Trzeba wyhamować, odłożyć smartfony, odstawić laptopy, zablokować cyfryzację, uzdrowić media, uciąć patorozrywkę, reklamy, zabronić nieetycznych chwytów, zgodzić się na niższe zyski lub spowolniony wzrost itd.


Ale zacząć trzeba od mediów i ich systemu rozrywki, to jest obecnie największy mąciciel.



niedziela, 4 lutego 2024

Imperium USA

 


Cytat z byłego współpracownika George'a W. Busha, Karla Rowe'a:


“We’re an empire now, and when we act, we create our own reality. And while you’re studying that reality — judiciously, as you will — we’ll act again, creating other new realities, which you can study too, and that’s how things will sort out. We’re history’s actors . . . and you, all of you, will be left to just study what we do.”




tłumaczenie i interpretacja z angielskiego - własne




"Jesteśmy teraz imperium i kiedy działamy, tworzymy własną rzeczywistość. 

A kiedy wy będziecie studiować tę rzeczywistość, roztropnie, tak jak chcecie, my - stworzymy nowe rzeczywistości, które będziecie mogli znowu studiować i tak właśnie rzeczy się układają.... 

Jesteśmy aktorami, bohaterami historii...  A wy, wy wszyscy pozostajecie statystami, w tle, zajęci studiowaniem tego, co my robimy."










Czyli?

Imperium nieustannie przekształca się, unikając naszych nawet roztropnych studiów nad nią, klucząc myląc tropy.... stwarzając nowe zasady i nowe rzeczywistości, nowe sojusze i antysojusze, aby nas zaskoczyć, aby być zawsze o krok - o krok tylko - przed nami.

Dokładnie tak postępuje Wędrująca Cywilizacja Śmierci.




Trzeba bardzo uważać na Amerykanów.

Na Anglosasów.




By nie obudzić się jak będzie za późno.






P.S.

17.02.2024




"W stosunkach międzynarodowych, jeśli nie będziesz przy stole, to będziesz w menu."



                                                                                                                        Sekretarz stanu USA Antony Blinken,
                                                                                                                                                    podczas Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium w 2024 r.











sobota, 3 lutego 2024

Na drodze


uwagi kolorem




przedruk



03.02.2024

Tragedie na polskich drogach. Co zrobić, by spadła liczba wypadków?

Ekspert apeluje do kierowców




- Wiemy m.in. ze statystyk policyjnych, że grupa kierowców w wieku 18 - 24 lat jest zdecydowanie najgroźniejsza w Polsce, jak i na świecie, ale przyczyny wypadków są zdecydowanie bardziej złożone niż wiek kierowców – mówi Łukasz Zboralski, redaktor naczelny serwisu brd24.pl, specjalista w zakresie bezpieczeństwa ruchu drogowego i infrastruktury. Apeluje o rozsądek na drogach i wskazuje na elementy, które zwiększą bezpieczeństwo.





Specjaliści z Instytutu Transportu Samochodowego (ITS) powołując się na dane wstępne pochodzące z Systemu Ewidencji Wypadków i Kolizji ocenili, że młodzi i starsi kierowcy stanowią skrajne przeciwieństwo na drogach. Jak podaje ITS, w ubiegłym roku wskaźnik liczby wypadków na 10 tys. populacji wśród kierowców w wieku od 18 do 24 lat wyniósł 11,37. Dla porównania wśród kierowców w wieku 60 i więcej lat wskaźnik ten wyniósł 3,65.

Według danych Polskiego Obserwatorium Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego ITS w 2022 r. było to odpowiednio 12,1 oraz 3,64; w roku 2019, czyli sprzed ograniczeń spowodowanych pandemią koronawirusa, wskaźnik ten wynosił 17,4 dla kategorii wiekowej 18-24 oraz 4,7 dla seniorów. Według kierownik Centrum Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego ITS Marii Dąbrowskiej-Loranc wysoki odsetek wypadków z młodymi kierowcami wiąże się z ich niedojrzałością, brakiem doświadczenia i skłonnością do ryzykownych zachowań, zwłaszcza u mężczyzn.


Problemy seniorów

- Osoby w wieku 60 lat i więcej, to grupa, która statystycznie powoduje najmniej wypadków i najmniej ciężkich wypadków. Ci kierowcy mają swoje problemy, tak jak na przykład jazda pod prąd, jak rozumienie skomplikowanych skrzyżowań dróg, ale na tle grupy wszystkich kierowców rzadziej powodują wypadki. Też zresztą wiemy, dlaczego - to są już doświadczeni ludzie – wyjaśnia Łukasz Zboralski, specjalista bezpieczeństwa ruchu drogowego.

Przyznaje, jednak, że dochodzi do niebezpiecznych zdarzeń i wypadków powodowanych przez seniorów.

Zdaniem Ewy Odachowskiej-Rogalskiej, psycholog transportu i traumatologa z ITS nie ma precyzyjnego wieku, w którym należy przestać prowadzić pojazd, ale wraz z wiekiem u większości ludzi obniża się sprawność psychofizyczna. - Zmniejsza się wrażliwość układu nerwowego, pogarsza się widzenie, słuch i zdolności reakcji. Badania wskazują, że największe zmiany czasu reakcji występują w wieku 50-60 lat oraz po 65. roku życia. Osoby po 75. roku życia charakteryzują się nawet dwukrotnie dłuższym czasem reakcji w porównaniu do osób młodszych – zauważa Odachowska-Rogalska.

- Starszym kierowcom zdarza się wjechać pod prąd na drogach szybkiego ruchu, ale co gorsza, to nie jeden błąd - oni wtedy wpadają w jakąś panikę, kontynuują jazdę, nie wiedząc co zrobić – mówi Łukasz Zboralski.

Brak edukacji

Gdy mówi o przyczynach takich sytuacji wskazuje na bum budowlany polskich dróg szybkiego ruchu i fakt, że nie towarzyszyła mu akcja edukacji i szkoleń kierowców.

- W ciągu 15 lat powstała w Polsce sieć autostrad i dróg ekspresowych, której nie było i nikt z polskich kierowców, którzy mają prawo jazdy od 20, 30, nawet 50 lat, nigdy nie uczył się jazdy po takich drogach. Daliśmy im jednocześnie szybkie trasy i moim zdaniem państwo powinno się uderzyć w piersi. Nie zadbano o to, nie było żadnej ogólnopolskiej mocnej kampanii, która pokazałaby kierowcom, jak poruszać się po takich drogach, czy np. co zrobić, jak samochód się zepsuje - mówi.

 
Brawura i prędkość

Największym problemem i przyczyną wypadków jest przekraczanie prędkości. Częstym powodem jest brawura młodych kierowców.

- Młodzież w wieku 18 lat, nie tylko fizjologicznie, pozostaje w fazie dojrzewania, przejawiając chęć uniezależnienia się od rodziców i większą podatność na wpływ rówieśników. Młodzi kierowcy, pełni wiary we własne możliwości, często jeżdżą z nadmierną prędkością, dążąc do współzawodnictwa i dostosowania się do norm społecznych czy rówieśniczej presji - oceniła Dąbrowska-Loranc z Centrum Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego ITS.

Jej zdaniem młodzi kierowcy częściej narażają się na większe ryzyko na drodze, zwłaszcza jeżdżąc w nocy, przewożąc pasażerów, rzadziej stosując pasy bezpieczeństwa oraz kierując tańszymi, a co za tym idzie - starszymi pojazdami w gorszym stanie technicznym.

Jak przeciwdziałać takim sytuacjom oraz zadbać o bezpieczeństwo? Zboralski wskazuje na konieczność wyższych mandatów.

- Dobrze to wiemy i mamy dobrze zdiagnozowane, że młodzi kierowcy są najniebezpieczniejsi. Jednym ze sposobów, żeby sobie z tym poradzić było urealnienie mandatów i punktów karnych po 30 latach – stwierdza.

W ostatnim roku mamy w Polsce 1/3 mniej zabitych na drogach. Rocznie to około tysiąca osób – to bardzo dużo. Najsilniej stawki mandatów i punktów karnych działają właśnie na najmłodszych kierowców, w wieku 18 24 lata.


młodzi kierowcy są najniebezpieczniejsi

Zaraz, zaraz.... a to nie tak, że w takim razie młodsi powinni mieć wyższy taryfikator, a pozostali już nie?




Zmiana systemu egzaminowania

Aby wpłynąć na bezpieczne zachowania na drogach, powinien zmienić się także sposób prowadzenia kursów i egzaminowania młodych kierowców.

- W Polsce od 30 lat utrzymujemy niespójny system szkolenia i egzaminowania. Od początku nie projektowany tak, żeby szkolić młodych bezpiecznych kierowców, tylko żeby zapewniać dochody różnym grupom interesów, które w tym systemie żyją do dzisiaj. Myślę, że to jest jednym z ważnych punktów po urealnieniu kar w Polsce, żeby wpłynąć na najniebezpieczniejszą grupę na drogach – ocenia Zboralski. Dodaje, że to inwestycja w przyszłość, a system egzaminowania kierowców powinien zmienić się jak najszybciej.


A więc wina leży też po stronie państwa? To jakim prawem nakłada się mandaty na kierowców, a  na urzędników już nie, hę?

To jest właśnie niebezpieczeństwo zawłaszczania sobie prawa do regulowania i nakładania kar za coś. Inni są winni i płacą - ale ty też, no to płać! 

Urząd jest winien, dlaczego urząd nie płaci mandatów i nie reguluje ubezpieczenia za kierowców?

Tu uwidacznia się jasno - mandaty służą do trzymania ludzi "za mordę", straszenia policją, a nie do podnoszenia bezpieczeństwa. 

Widzieliście jak drogowych piratów się traktuje? Np. tego z Przęsławic? 

Dwóch rosłych funkcjonariuszy trzyma 60-latka za skute i wykręcone do tyłu ręce, głowę przyciskają do ziemi i tak go prowadzą. Już dawno miałem o tym napisać artykuł i o mandatach też, tych zdjęć niestety już nie widzę w internecie.

Dla porównania - ministra Sławomira Nowaka "prowadzi" jeden funkcjonariusz, a ręce skute z przodu schowane pod kurtką - co za kultura! Jak ktoś chce to może. 

Nieszczęście na drodze - prowadzą jak rasowego zbója, a ewidentnego przestępcę - ostatecznie skazanego za korupcję - jak z kolegą na piwo.

Po co sesyjki dla prasy po 10 zdjęć o podobnym ujęciu z piratem drogowym?

O co tu chodzi panie??



To samo odblaski, które wcale nie "ratują życia" jak twierdzi policja - życie ratuje zdrowy rozsądek.


Ja się pytam: a dlaczego mam iść ciemną drogą, gdy jestem niewidoczny, kiedy widzę, że z przeciwka nadjeżdża samochód?

Policja zachowuje się tak, jakby pieszy nie miał rozumu i musiał stać na ciemnej drodze choćby nie wiem co!


Widzę, że jedzie samochód – schodzę z drogi – mam 100% pewności, że we mnie nie uderzy.

Idę drogą i liczę, że kierowca zobaczy odblask – mam 50% szans na to, że we mnie uderzy – po prostu - zobaczy mnie, albo nie...









Infrastruktura

Oprócz błędów i grzechów kierujących pojazdami, trzeba zwrócić uwagę także na infrastrukturę. Ta w wielu miejscach wymaga zmiany. To choćby ilość znaków drogowych, których w wielu miejscach jest za dużo, a w niektórych punktach wskazane są dodatkowe. Za granicą wprowadzono np. dodatkowe oznaczenia na zjazdach z dróg ekspresowych, ostrzegające przed jazdą pod prąd. W niektórych miejscach zastosowano je także w Polsce.


Uwagi jak wyżej - dlaczego urząd nie płaci mandatów od każdego wypadku na źle oznakowanej drodze, na drodze źle wyprofilowanej, źle zaprojektowanej, na drodze otoczonej przez 3 metrowe doły zwane rowami odwadniającymi?

Wpaść do takiego dołu to pewne kalectwo albo i śmierć.
Ktoś kazał je wykonać i się pod tym podpisał.

I co?


Kierowcy pojazdów elektrycznych nie kupują paliwa, a więc nie płacą podatku drogowego, który jest ujęty w cenie paliwa? Wszyscy inni płacą. 

Tak jest?
Tak można?



Jakim prawem mam płacić mandat za przekroczenie "dozwolonej prędkości" na pustej drodze, gdzie nie zaszło żadne zdarzenie drogowe??

Za co i po co mam płacić? 

Na poczet zdarzenia, bo "mogło się zdarzyć"??

Ale jak trafię czwórkę w totka to totek mi szóstki nie wypłaca, chociaż przecież "mogło się zdarzyć", bo - po pierwsze - kupiłem los i zawarłem umowę na grę, a po drugie, bo trafiłem cztery liczby na sześć,  to już byłem blisko...

No to dlaczego teraz nie???

Dlaczego ktoś za mnie decyduje, jaka prędkość jest "bezpieczna"?
Ja jadę i wiem - pusta prosta droga, dobre warunki, mogę trochę szybciej, mogę 120, a nie 90.

W mieście nakaz 40 km/h, "bo to panie nikomu nic się nie stanie" - i korki - stąd do Zakopanego.
Jak jest 50 to i tak ludzie jadą 40, bo się BOJĄ przekroczyć.

No i korki.

Nikt nie krzyczy, że paliwo, że zatrucie środowiska, że strata dla gospodarki??


Znaki nie powinny zakazywać jazdy z wyższą prędkością niż np. 90 km/h, ale powinny tylko wskazywać - sugerować - prędkość bezpieczną. Bezpieczną wg urzędnika, specjalisty drogowca...

I nie powinno być za ich "łamanie" represji - do czasu zaistnienia zdarzenia. Wtedy można analizować, oceniać i wskazywać ewentualnego winnego - " bo ten kierowca za szybko jechał..."


Jak się wymyśla przepisy, to się powinno brać całą odpowiedzialność za konsekwencje stosowania przepisu, za wszystko co z niego wynika.

Skoro bierzesz pieniądze (podatek drogowy) za utrzymanie drogi to płać mandat za wypadek na skutek drogi źle wyprofilowanej, zniszczonej, nie odśnieżonej itd...

Nie chcesz płacić kary za zły, niepewny przepis - nie uchwalaj go.

Albo - nie karz i nie wymagaj od ludzi stosowania się do twoich wymyślonych zakazów, skoro i ty nie możesz - nie chcesz ponosić konsekwencji.

"Macie tu drogę, robimy co możemy, żeby była jak najlepsza, ale nie karz nas za to, jeśli nie jest wg ciebie dość dobra. My nie bierzemy pieniędzy od ciebie za jej bezpieczne użytkowanie, tylko na utrzymanie".



Ekspert ds. bezpieczeństwa drogowego i infrastruktury dodaje, że przy zmianach lub projektach konieczne jest uwzględnianie zdarzeń na określonych odcinkach dróg. - Trzeba przemyśleć projekt, gdy więcej ludzi zaczyna popełniać jakiś błąd – zaznacza Łukasz Zboralski.

- Mamy przykład kompilacji nagrań z Dolnego Śląska – skrzyżowania z drogą podporządkowaną, ze znakami stop, na której dochodzi do dziesiątek wypadków i kolizji. Jedna firma, która ma tam kamerę, wszystko nagrywała. - Jeśli kilkudziesięciu kierowców przelatuje* tam z dużą prędkością, to znaczy, że oprócz tego, że nie szanują znaków, to należałby się tam solidny nadzór. Trzeba zmienić infrastrukturę, zrobić tam rondo, którego nie da się na wprost przejechać, sprawić, żeby kierowcy bardzo zwolnili. To nie jest tak, że w systemie bezpieczeństwa ruchu drogowego wymieniamy tylko jeden moduł. To znaki, edukacja, Infrastruktura - trzeba wieloaspektowo patrzeć i wiele rzeczy zmienić – stwierdza szef serwisu brd24.pl.

Przepisy służą bezpieczeństwu

O czym muszą pamiętać kierujący – w każdym wieku? Przede wszystkim o obowiązku przestrzegania zasad, które stworzono, by podróże były bezpieczne. Niezbędne jest też ograniczone zaufanie wobec innych kierujących i ostrożność, ponieważ wraz z rozwojem techniki i wzrostem prędkości pojazdów, to błędy człowieka mogę nieść najtragiczniejsze skutki.

Nie wystarczą systemy bezpieczeństwa w samochodach, lepsza kontrola trakcji, czy ostrzeganie przed zmęczeniem kierowcy, jeżeli zabraknie świadomości np. jaka jest droga hamowania przy określonych prędkościach, czy brak wiedzy o stanie opon, czy podzespołów własnego auta lub motocykla. Pamiętać należy również o odpoczynku – przed wyruszeniem w drogę, i wtedy, gdy do pokonania mamy większy dystans. Nie można przeceniać własnych możliwości, bo wystarczy nie w porę zareagować na cudzy błąd i może dojść do wypadku.

Niezbędna jest także życzliwość na drogach, ponieważ jeżeli jej zabraknie, może to prowadzić do niebezpiecznych sytuacji. Współpraca i wyrozumiałość między kierowcami są kluczowe dla zwiększenia bezpieczeństwa na drogach. Pamiętajmy, że każdy z nas może mieć gorszy dzień, a życzliwość może pomóc uniknąć konfliktów i stresu. Droga jest wspólna dla nas wszystkich, więc warto dbać o nią razem.





* na miotle latają?

   za przekroczenie prędkości na miotle mandatów też nie powinno być







Tragedie na polskich drogach. Co zrobić, by spadła liczba wypadków? Ekspert apeluje do kierowców - Wiadomości - polskieradio24.pl


Prawym Okiem: Masz prawo zwymiotować (maciejsynak.blogspot.com)


Prawym Okiem: Rowy przeciwczołgowe przy DW 222 (maciejsynak.blogspot.com)







niedziela, 28 stycznia 2024

Geneza populacji zachodniej Europy.



Naukowcy próbują odpowiedzieć na zadane przeze mnie pytanie.



Dlaczego rozwój – rozprzestrzenianie się - tego, co nazywamy cywilizacją przebiegało liniowo (w okresie kilku tysięcy lat) w przestrzeni, a nie skokowo?

Mówiąc to mam na myśli to, że za najstarszą cywilizację uznaje się starożytny Egipt, niektórzy wymieniają też Sumer, po czym cywilizacja ta traci na rzecz nowej cywilizacji, która pokazuje się na terenie Grecji, potem Rzym, Francja, Niemcy – i tu następuje rozejście się na minimum dwie gałęzie – Anglia i potem USA. Zaś ostatnie ośrodki cywilizacji: Anglia i niemcy w różnej konfiguracji walczą obecnie o prymat na świecie z USA.

Dlaczego w ogóle upadają cywilizacje?

Dlaczego kiedy upada cywilizacja, to jej poprzednia wersja nie wraca na arenę, tylko powstaje nowa, jeszcze bardziej oddalona geograficznie od tej pierwszej cywilizacji?

Zupełnie jakby cywilizacja była jakimś żywym organizmem, który kroczy poprzez tysiąclecia i pożera krainy na swej drodze, wypluwa je i idzie dalej...


Dlaczego oliwa płynie tylko w jednym kierunku, zaś kierunek wschodni jest zaniedbany?



Wędrująca Cywilizacja Śmierci stwarza potęgi, imperia - a potem je porzuca, przenosząc się do nowej lokalizacji, zaś porzucone imperium niszczy nasyłając na nie różnej maści siepaczy.







Nasz dom pługiem podzielony – geneza populacji zachodniej Europy.

25 stycznia 2024 




Nowe badania genetyczne wskazują na “niewidzialną kurtynę” różnic populacji europejskich w okresie Neolitu, rozciągającą się od Morza Bałtyckiego do Morza Czarnego.



Nauka przyjmuje, że Homo Sapiens skolonizował Europę i Syberię, tak zwaną Eurazję, około 50-45 tysięcy lat temu, w czasie gdy klimat się stabilizował i ocieplał. 
Wraz z ociepleniem klimatu w różnym czasie i w różnych miejscach zaczęło się rozwijać rolnictwo.

Wiemy, że na przykład na Bliskim Wschodzie rolnictwo i hodowla zwierząt zaczęły się rozwijać około 11 000 lat temu, gdy warunki stały się naprawdę sprzyjające. Pytanie, co stało się później. 

Wyniki najnowszych badań, opublikowane właśnie w czasopiśmie “Nature”, zatytułowane „Genomika populacji postglacjalnej zachodniej Eurazji” autorstwa Mortena Allentofta z Duńskiego Muzeum Historii Naturalnej i Uniwersytetu w Kopenhadze i grupy współpracowników, w tym badaczy z Polski, rzuca światło na nierówny proces neolityzacji Europy w oparciu o analizę genomu pozyskanych ze szczątków około 1600 osób zmarłych w analizowanym okresie. 

Badania pokazują, że rewolucja neolityczna nie była kontinuum, które rozpoczęło się wokół basenu Morza Śródziemnego i rozprzestrzeniało się w stale poszerzającym się kręgu. 

Nowe badanie, oparte na analizie genomów ludzi zamieszkujących Europę, od około 15 000 lat temu aż do okresu średniowiecza, pokazuje niewidzialną barierę rozciągającą się od Morza Czarnego po Bałtyk.

Analizy wykazały, że społeczności łowiecko-zbierackie na wschód i zachód od tej granicy były zupełnie różne, a proces ich neolityzacji był także całkowicie odmienny. Rozwój rolnictwa na wschód od tej wyimaginowanej linii trwał o 3000 lat dłużej niż na zachodzie. 

Co więcej, różnice te utrzymywały się aż do masowej ekspansji ludu kultury jamnajskiej ze stepu pontyjsko-kaspijskiego, około 5000 lat temu. Artykuł podsumowuje, że pochodzenie dzisiejszych mieszkańców Europy Zachodniej zostało w dużej mierze zdeterminowane trzema wielkimi migracjami.

Pierwszą było wyjście z Afryki około 45 000 lat temu. Choć znane są znaleziska wcześniejszych (sprzed około 200 tysięcy lat) szczątków Homo Sapiens w obszarze Morza Śródziemnego to naukowcy zakładają, że były to odosobnione i nie trwające długo przypadki takich migracji.

11 000–10 000 lat temu, na obszarach tak zwanego Żyznego Półksiężyca, terenach od Egiptu poprzez Palestynę i Syrię po Mezopotamię, zaczęło rozwijać się rolnictwo i hodowla zwierząt. To spowodowało drugą wielką migrację, która ukształtowała dzisiejszych mieszkańców Europy Zachodniej: pierwsi rolnicy przybyli z terenów Anatolii. 

Działo się tak ze względu na wyjątkowo sprzyjający klimat i to właśnie w dzisiejszej Turcji niektórzy historycy upatrują inspiracji dla biblijnego raju-Edenu. Ci pierwsi rolnicy przynieśli ze sobą nie tylko know-how, ale także rośliny i zwierzęta: zboża, rośliny strączkowe oraz zapoczątkowali hodowlę krów, owiec i kóz. Z czasem przybysze zmieszali się z lokalnymi łowcami-zbieraczami, dając początek wczesnym europejskim społecznościom rolniczym – ale tylko na zachód od tej niewidzialnej linii łączącej Bałtyk z Morzem Czarnym. 

Na wschodzie łowiectwo i zbieractwo jako sposób życia utrzymywały się przez kolejne 3000 lat.

Naukowcy zwracają uwagę na to, że działo się tak pomimo tego, że odległości od Anatolii były mniej więcej takie same. Rodzi się więc pytanie dlaczego pierwsi rolnicy mieliby penetrować zachodnią Europę i pomijać wschodnią?

Badacze spekulują, że może dlatego, że całe przejście na rolnictwo opierało się na uprawach i zwierzętach pochodzenia bliskowschodniego. Pomijając technologię, nie każda uprawa i zwierzę może rozwijać się tam, gdzie sobie tego życzymy. Prawdopodobnie warunki na wschód od tej granicy nie odpowiadały praktykom rolniczym rozwiniętym w rajskich warunkach neolitycznego Bliskiego Wschodu, w związku z czym społeczności łowiecko-zbierackie przetrwały na wschodzie o kilka tysięcy lat dłużej niż na zachodzie – postuluje zespół. 

Dopiero trzecia wielka migracja, 5000 lat temu, raz na zawsze zniosła tę niewidzialną granicę. Byli to nomadowie kultury jamnajskiej, przybyli ze stepu pontyjskiego na nowo udomowionych koniach.

 Co ciekawe, według innych badań, zespołu z Uniwersytetu w Cambridge, także opublikowanych w “Nature”, oprócz udomowionych koni Jamnajczycy przynieśli ze sobą podwyższone ryzyko genetyczne stwardnienia rozsianego, ale to już temat na odrębny artykuł.













Źródło: https://www.nature.com/articles/s41586-023-06865-0 ,

https://www.nature.com/articles/s41586-023-06618-z

​Detlef Gronenborn, Barbara Horejs, Börner, Ober. Tekst opracowano na podstawie artykułu Ruth Shuster z Haaretz.com



Igor Murawski - badacz historii, publicysta, tłumacz literacki, przewodnik. Uwielbia rozwiązywać historyczne i archeologiczne zagadki. Podróżując poszukuje zaginionych skarbów i zapomnianych przez ludzi i czas miejsc. Pracuje nad kilkoma projektami, łączącymi pasję do historii z eksploracją.








Nasz dom pługiem podzielony - geneza populacji zachodniej Europy. - Fundacja Poszukiwacze.org


Prawym Okiem: Rozprzestrzenianie się cywilizacji (maciejsynak.blogspot.com)



sobota, 27 stycznia 2024

Niemiecki publicysta zapowiada siłową rozprawę

 




"Jeśli Kaczyński, Duda albo Trybunał Konstytucyjny przeszarżują w obronie swoich interesów partyjnych i towarzyskich, to mogą odczuć na własnej skórze, czym grozi konflikt z takim państwem. Aresztowanie Kamińskiego i Wąsika i pokojowe przejęcie telewizji i radia to pestka w stosunku do tego, co ich wtedy czeka"


zamiast
"Polski" jest: " swoich interesów partyjnych i towarzyskich"
zamiast
"łamanie prawa" jest "pokojowe przejęcie telewizji "

" Mieli wszystkie narzędzia ku temu, aby wygrać, ale i tak przegrali. Teraz czeka ich konfrontacja z państwem policyjnym, które przez osiem lat sami zbudowali"


oni zbudowali??

nie sądzę... oni tylko przy tym asystowali






27.01.2024
10:04

Niemiecki publicysta zapowiada siłową rozprawę z PiS.


 "Kamiński i Wąsik to początek"



Wyborcy PiS są "starzy, rozproszeni i biedni", a zatrzymanie Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika to preludium do kolejnych działań z wykorzystaniem aparatu policyjnego względem najsilniejszej partii w parlamencie - zapowiada Klaus Bachmann na łamach "Gazety Wyborczej". Niemiecki publicysta kilka miesięcy temu doradzał w jednym z artykułów, by nowa władza wykorzystała potęgę aparatu służb specjalnych wobec formacji Jarosława Kaczyńskiego, bo w innym wypadku Polsce grozi powrót PiS do władzy


"Gazeta Wyborcza" na weekend postanowiła oddać łamy Klausowi Bachmannowi - niemieckiemu publicyście, członkowi zarządu Fundacji Stefana Batorego, który nie ukrywa poparcia dla nowego rządu w Polsce. Bachmann kilka miesięcy temu doradzał Donaldowi Tuskowi i jego przyszłym ministrom rozprawę z PiS. "W skrócie: jeśli nowy rząd naprawdę chce rządzić, musi skierować całą siłę państwa policyjnego, które PiS zbudował przeciwko PiS i prezydentowi" - pisał, czego ucieleśnieniem stało się zatrzymanie posłów PiS Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika w Pałacu Prezydenckim. Mało tego, Bachmann sugerował, by nowy gabinet stosował rozporządzenia, omijając weta głowy państwa oraz ignorował wyroki Trybunału Konstytucyjnego.
"Jedynie zastąpienie kierownictwa mediów publicznych", "pokojowa zmiana"

Teraz Bachmann, analizując sytuację polityczną, twierdzi, że PiS zostanie stłamszony przez obóz rządzący, a zatrzymanie i osadzenie Kamińskiego i Wąsika w więzieniach to dopiero początek "czystek". "PiS nie może mobilizować ulicy, jak robiła to PO, bo jego elektorat jest zbyt stary, rozproszony i biedny, aby co parę miesięcy przyjeżdżać do stolicy. A prezydent jest dziś słabszy niż kiedykolwiek" - twierdzi Niemiec już na wstępie. "Powód obecnego oburzenia jest błahy: nowy rząd nie przeprowadził rewolucji ustrojowej jak PiS w 2016 r., lecz jedynie zastąpił kierownictwo mediów publicznych, odesłał prokuratora krajowego z powrotem w stan spoczynku i wykonał prawomocny wyrok karny. To wystarczyło, aby Jarosława Kaczyńskiego skłonić do rozmyślań o ogłoszeniu strajku generalnego" - wylicza, nie informując, że do TVP ludzie ministra Bartłomieja Sienkiewicza weszli siłowo zaledwie na podstawie uchwały, a prokuratora krajowego minister Adam Bodnar zmienia wbrew ustawie o prokuraturze, w której wymagana jest pisemna zgoda prezydenta. Bachmann pisze, że Polska pod rządami PiS mogła być porównywana do Rosji i Białorusi, co czynił m.in. Martin Schulz, były szef Parlamentu Europejskiego.

Bachmann zarzuca poprzedniej władzy, że ograniczała wolności ludzi w trakcie pandemii. Nie dodaje jednak, że rozporządzenia covidowe z ograniczaniem poruszania się i obowiązkiem noszenia maseczek, popierała Koalicja Obywatelska, jak też PSL i Polska 2050. I że surowsze ograniczenia były w Niemczech. "Teraz przejęcie przez rząd mediów rządowych i areszt dla dwóch byłych członków rządu politycy PiS określają jako zamach stanu. Ale kroczący zamach stanu miał miejsce wtedy: między wybuchem epidemii i początkiem rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Wtedy żyliśmy w państwie rządzonym na mocy dekretów, w którym ministrowie arbitralnie decydowali, kto w jakich warunkach może korzystać z podstawowych swobód obywatelskich" - opisuje publicysta.
Jeśli PiS nie odpuści, to...

W artykule pada też groźba, że jeżeli Kaczyński wraz z PiS będą zbyt mocno stawiać opór rządowi, to wówczas casus Kamińskiego i Wąsika odczuje na własnej skórze większa grupa posłów opozycji. "Jeśli Kaczyński, Duda albo Trybunał Konstytucyjny przeszarżują w obronie swoich interesów partyjnych i towarzyskich, to mogą odczuć na własnej skórze, czym grozi konflikt z takim państwem. Aresztowanie Kamińskiego i Wąsika i pokojowe przejęcie telewizji i radia to pestka w stosunku do tego, co ich wtedy czeka" - grzmi Bachmann, mijając się przy okazji z prawdą, pisząc o "pokojowym przejęciu telewizji i radia".

Dalej Niemiec twierdzi, że gabinet Tuska ma dwie drogi wyjścia - ugodową i konfrontacyjną w pojedynku z opozycją. Ta pierwsza "napotka wkrótce kilka bardzo wysokich przeszkód", więc Bachmann - w myśl koncepcji użycia aparatu policyjnego - jest orędownikiem omijania obowiązującego w Polsce prawa. "Jeśli można regulować materię konstytucyjną rozporządzeniami ministra spraw wewnętrznych, to czemu nie regulować składu KRS i Trybunału Konstytucyjnego również za pomocą rozporządzenia? Tego prezydent wetować nie może, rozporządzenia nawet nie trafiają doń do podpisu. Co prawda on albo grupa posłów może wnioskować o kontrolę ze strony TK. Ale co, jeśli wtedy rząd korzysta ze zdobyczy PiS i niekorzystnego dla siebie wyroku po prostu nie opublikuje?" - podsuwa taktykę Tuskowi.

"Sejmowa uchwała kwestionująca cały skład TK i jego status jako niezawisłego sądu konstytucyjnego oraz wzywająca rząd do całkowitego zaprzestania publikacji wyroków TK byłaby przecięciem węzła gordyjskiego. W podobny sposób nowa władza mogłaby się obejść z KRS i potem na mocy rozporządzenia wybrać nowe składy obu instytucji" - dodaje, oceniając, że w innym wypadku nominaci PiS w TK będą mieli większość aż do 2027 roku.


"To dość ponury widok dla Kaczyńskiego i jego otoczenia. Doprowadzili do sytuacji, w której musieli wygrać wybory, aby nie trafić do więzienia. Mieli wszystkie narzędzia ku temu, aby wygrać, ale i tak przegrali. Teraz czeka ich konfrontacja z państwem policyjnym, które przez osiem lat sami zbudowali" - nie kryje satysfakcji Bachmann w "Gazecie Wyborczej".




Niemiecki publicysta zapowiada siłową rozprawę z PiS. "Kamiński i Wąsik to początek" | Niezalezna.pl

środa, 24 stycznia 2024

Szykują się

 

Rolnicy obalą udawaczy w niemieckim rządzie - to będzie przypominać "anszlus Austrii" - tam też urzędnicy blokowali państwo, aż "panie, Adoff przyszedł i wszystko w trzy mesiące naprawił"! 


W tym czasie...
















Niemieckie media alarmują:

"Obywatele Rzeszy" budują "Królestwo Niemiec"


24.01.2024 13:27


"Tak zwane "Królestwo Niemieckie" masowo rekrutuje nowych członków w całym kraju. Badania przeprowadzone przez Report Mainz pokazują wątpliwe treści, których grupa używa do rekrutacji członków" – alarmuje niemiecki dziennik "Tagesschau".


Ugrupowanie, które władze bezpieczeństwa klasyfikują jako ekstremistyczne i niekonstytucyjne, bo zamiast Republiki Federalnej chce założyć własne państwo, aktywnie pozyskuje obecnie zwolenników. Tylko od grudnia ogłosiła około 20 wydarzeń, głównie na południu i zachodzie Niemiec, w celu utworzenia podgrup i oddziałów

– czytamy w publikacji.


O sprawie jako pierwszy zaalarmował program telewizyjny "Report Mainz", emitowany na antenie niemieckiego nadawcy publicznego ARD. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Saksonii-Anhalt, gdzie mieści się siedziba wspomnianego „Królestwa Niemiec”, informuje o „silnej potrzebie ekspansji” i „różnych środkach stosowanych w celu pozyskania nowych zwolenników”. Działanie grupy potwierdzają także inne ministerstwa i służby bezpieczeństwa.

Grupa ma głosić tezy, że obecna Republika Federalna Niemiec „nie jest suwerenna” i „obecny system należy wymienić”, ponieważ ma on na celu „wyłącznie szkodę ludności, aby ją zniewolić, utrzymać w małych rozmiarach i wykluczyć”.

Jak czytamy, seminaria organizowane przez grupę wielokrotnie skupiały się na pandemii koronawirusa: podnoszono temat szczepień, maseczek, czy „oporu” wobec stosowanych przez władze środków. Odniesienia do pandemii można znaleźć także podczas wydarzenia zorganizowanego w połowie stycznia w Badenii-Wirtembergii.

„Grupy ekstremistyczne oferują alternatywy”


W czasie pandemii szersze grono ludzi nabrało bardzo krytycznego stosunku do państwa (...) W szczególności grupy ekstremistyczne oferują alternatywy. Coraz więcej grup ze sceny "Obywateli Rzeszy" i tych, którzy wierzą w spisek, masowo rekrutuje członków. Celem jest dotarcie do osób, które są wściekłe, bezradne i niezadowolone z polityki rządu federalnego

– komentuje Tobias Meilicke z berlińskiego centrum doradczego „Veritas”. Meilicke dodaje, że „jeśli nie zrobimy czegoś teraz, możemy spodziewać się, że społeczeństwo będzie nadal się polaryzować i że radykalizacja będzie trwała”.


Tymczasem „Królestwo” w dalszym ciągu poszukuje członków. Następne wydarzenie zaplanowano na najbliższy weekend w Nadrenii Północnej-Westfalii

– podsumowuje "Tageschau".


„Obywatele Rzeszy” uznają nieprzerwaną egzystencję przedwojennej Rzeszy Niemieckiej

„Obywatele Rzeszy” to radykalny ruch w Niemczech, negujący prawne istnienie Republiki Federalnej Niemiec i uznający nieprzerwaną egzystencję przedwojennej Rzeszy Niemieckiej.

Członkowie ruchu w konsekwencji nie uznają przepisów niemieckiego prawa, wyroków sądowych czy orzeczeń administracyjnych, co prowadzi do konfliktów z obowiązującym prawem.






Tymczasem w Polsce grupa trzymająca władzę zamyka media i burzy porządek prawny...


W 1939 roku Niemcy napadły na Polskę i wojna ta do dzisiaj jest nieskończona - wygrajmy w końcu tę wojnę,