Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

piątek, 29 lipca 2022

Wielkie oczy - Buka

 












Omówienie powyższych tekstów - dość zresztą obszernych - znajdzie się w osobnym opracowaniu, tymczasem widzę tu na razie tylko luźne podobieństwa.





"baba w wielkiej płachcie z dużymi oczami"

"w grubej chustce i z koszykiem"




wielkie oczy ukazane jako makijaż z rozciągnięciem do uszu




zakręcona linia pod okiem może pokazuje rzeczywiste jego umiejscowienie















wydatne piersi jako wielkie oczy






Bender - grey robot - od twórców The Simpsons





wielkie oczy i wyszczerzone zęby - Buka




Buka




Sumerowie i duże oczy - tam, skąd wyszedł Phersu?







oczy powiększone makijażem - ale grzywka nieprzypadkowa


wielkie oczy - powyższe fejkowe zdjęcie wykorzystałem do tego:



słabo wyszło... lewe oko powinno być niżej i bardziej do tyłu rozciągnięte - może jeszcze poprawię..


W bajce wilk pożerający Czerwonego Kapturka miał wielkie oczy i wielkie zęby. Wilk udawał babcię - rebus na opętanie. Leśniczy wyciągnął babcię z brzucha wilka itd. - rebus na usunięcie "operatora" z opętanych ciał. 


zMORA - duch dręczący we śnie - czyli poprzez śnienie (zdalne podłączenie się do mózgu?)

zły duch - KUBA - KUKA - opornie powstaje o tym wpis, publikacja zapewne niedługo...


Buka (oryg. szw. Mårranfin. Mörkö) − fikcyjne stworzenie, bohaterka cyklu książek o Muminkach autorstwa Tove Jansson. Istota podobna do skały, o potężnej posturze, bladych oczach i wyszczerzonych zębach. [Marko-Marek - Mars? - MS]

Buka przemieszcza się po świecie, niejednokrotnie odwiedzając Dolinę Muminków. Przyciąga ją światło i ciepło domu. Pojawiając się w jakimś miejscu, przynosi chłód i zamraża ziemię, na której dłuższy czas stoi. W miejscu, gdzie przebywa dłużej niż godzinę, nic już nie wyrośnie. Buka wzbudza powszechny strach, jednak nie wiadomo, czy naprawdę jest groźna, czy tylko samotna i nieszczęśliwa.

W powieści Tatuś Muminka i morze Buka, szukając zapalanej wieczorem lampy, wyrusza za rodziną Muminków na samotną wyspę, płynąc na zamrożonej przez siebie krze. Współczujący jej Muminek codziennie wynosi naftową lampę na brzeg morza i w końcu jego postępowanie zmienia Bukę, która przestaje nieść ze sobą chłód.

Etymologia

Słowo Mårran pochodzi od szwedzkiego morra, co znaczy mruczeć lub warczeć, podobnie utworzono nazwę tej postaci w tłumaczeniu angielskim (The Groke, od to growl – buczeć (polska nazwa Buki), warczeć, mruczeć)




Groke ( szwedzkie imię Mårran , fińskie imię Mörkö ) to fikcyjna postać z opowieści Muminków stworzonych przez Tove Jansson .  

Pojawia się jako upiorne ciało w kształcie wzgórza z dwojgiem zimnych, wpatrujących się oczu i szerokim rzędem białych, błyszczących zębów. W książce Kto pocieszy Toffle?, wspomina się, że ma ogon, ale nigdy go nie widziano. Gdziekolwiek stoi, ziemia pod nią zamarza, a rośliny i trawa umierają. Chodząc po ziemi zostawia ślad lodu i śniegu. Wszystko, czego dotknie, zamarznie. Pewnego razu zamroziła ognisko, siadając na nim. Szuka przyjaźni i ciepła, ale odrzucają ją wszyscy i wszystko, zostawiając ją w swojej zimnej jaskini na szczycie Samotnych Gór.

Jednak pewnego razu w komiksie została okrzyknięta bohaterką, gdy w swoim nieustannym poszukiwaniu ciepła zgasiła leśny pożar, siedząc na nim. W innym komiksie Sniff stworzył magiczną miksturę z pozornie przypadkowymi efektami. Z ciekawości kapie kilka kropel na mrówkę, która następnie przemienia się w Groke. Nigdy nie jest jasne, czy tak powstał Groke, czy też mrówka przekształciła się w inną istotę tego samego typu. Mrówka nigdy więcej nie była widziana po tym.

Groke to postać melancholijna i samotna. Agneta Rehal-Johansson twierdzi, że różne inne postacie, takie jak Muminki czy Mamuśka Muminki, identyfikują się z jej samotnością lub są przez nią reprezentowane. 





"baba w wielkiej płachcie z dużymi oczami"

"w grubej chustce i z koszykiem"

ręce jak u minojskiej damy



Kim naprawdę jest Buka z „Muminków” i dlaczego jest taka straszna? Co oznacza jej imię? Poniżej przedstawiamy zaskakujące informacje o tym bajkowym potworze. "Muminki" Tove Jansson to najstraszniejsza bajka dla dzieci w historii, ale tak naprawdę Buka nie jest taka zła jak mówią.


„Muminki” to m.in. takie sympatyczne postacie jak Migotka, Włóczykij, Paszczak, Muminek, Mama i Tata Muminka, Mała Mi. W tym uniwersum istnieje również przerażająca Buka. Dlaczego wywołuje u wielu osób taki strach? Jak podaje zpliszkasiwa.pl, jest ona uosobieniem największych lęków pisarki Tove Jansson. Okazuje się jednak, że nie we wszystkich krajach budzi tak ogromne emocje jak w Polsce.

Myślę, że gdyby zapytać o to Freuda, mógłby wskazać na das Unheimliche, the Uncanny, niesamowitość. Buka jednocześnie jest znajoma i nieznajoma. Wiemy, po co przyszła, ale nie wiemy, co ma w głowie. Mnie przerażał jej spokój i tajemnica. Czym właściwie jest ta Buka? A może ten Buka? Co zrobi? Co powie? Kiedy to zrobi? – można przeczytać na stronie riennahera.com.


Buka to czyste zło?

Riennahera.com opisuje Bukę jako zło z nieodgadnionym tokiem myślowym, a milczenie i budowane napięcie jest straszniejsze od tego, co mogłaby zrobić. W wersji japońskiej dodatkowo obraz był ciemniejszy przez co Buka wydawała się jeszcze bardziej potworem z horroru.

Jako dzieci nie zdajemy sobie sprawy z tego co jest zagrożeniem, a rzecz zupełnie błaha często urasta do rangi problemu - psycholożka Katarzyna Korpolewska tłumaczy strach przed Buką. (Natemat.pl)


Dlaczego Buka jest straszna?

Tvtropes.org podaje, że Buka budziła największy strach w Japonii, Finlandii, Francji i Polsce, ponieważ w tych krajach otrzymała najbardziej przerażające głosy. Przykładowo, w Wielkiej Brytanii nie wydawała z siebie żadnych dźwięków. Warto przypomnieć, że Buka w oryginale nazywa się Mårran, a słowo to pochodzi od szwedzkiego morra (mruczeć, warczeć). W języku angielskim nazywa się The Groke (growl oznacza buczeć).

Buka była tak straszna, że w Polsce budziła strach u wielu dzieci. Niektóre z nich na wiele lat nabawiły się traumy, a rodzice zaczęli zabraniać oglądania „Mumuników”. Stała się też dla rodziców polskich dzieci straszakiem na złe zachowanie – podaje tvtropes.org.


Dobra Buka?

W książkach Buka jest straszniejsza niż w animacjach. W prozie Tove Jansson potrafi nawet zabić zamrażając. W powieści "Tatuś Muminka i morze" Muminek za sprawą naftowej lampy sprawia jednak, że Buka przestaje nieść ze sobą chłód. W jednym z odcinków animowanej serii Buka ocaliła Małą Mi z pożaru, więc tak naprawdę nie jest zła.


wątki nie muszą się ze sobą łączyć, wytłumaczenie może być inne



POWIĄZANE



Co to znaczy MUKA?

O co chodzi w zabawie? Zasady Muki są bardzo proste - należy złączyć kciuk i palec wskazujący tak, by stworzyły kółko. Następnie, trzeba zwrócić uwagę innej osoby, żeby ta niechcący zobaczyła gest. Jeśli to się uda, można "wlepić mukę", czyli uderzyć w ramię kogoś, kto dał się zaskoczyć.
Muka - skąd się wzięła zabawa?

Zabawa powstała w USA prawdopodobnie jeszcze w latach 80! Nic więc dziwnego, że pamiętają ją nawet dzisiejsi 40 latkowie. Od charakterystycznego gestu nazwano ją w Stanach Zjednoczonych "the circle game". Polska nazwa jest zaś jeszcze starsza! Słowo "muka" pojawiało się w emitowanym w latach 70 serialu Podróż za jeden uśmiech. Było ono popularne wśród ówczesnej młodzieży i funkcjonowało jako mało wulgarne przekleństwo. Jak widać Muka to zabawa, która wraca co jakiś czas. Nie zdziwcie się więc, jeśli ktoś wlepi wam mukę za 10, 20 czy 30 lat :)











THE MESOPOTAMIAN WORLD
Beyza Tosun · 10 godz. ·



SUMERIAN EYE MAKEUP, CONJUNCTIVITIS AND THE EVIL EYE

John Alan Halloran wrote in “The Sumerian language has preserved a record of their battles against conjunctivitis, also known as 'pink eye', an eye condition which the Sumerians called igi-hulu, 'evil eye'. Conjunctivitis is an inflammation of the mucous membrane that covers the eyeball, which can be brought on by bacteria, viruses, or inadvertent soap in the eye. You can read about this potentially dangerous condition here:
“There is a Sumerian expression that indicates that this condition had already become a subject of fear and superstition in Sumerian times — igi-hul...dim2: to put the evil eye (on someone) ('eyes/face' + 'evil' + 'to fashion'). In most traditional cultures there is an extreme fear of the 'Evil Eye'. They recite incantations, give signs, and will do everything possible to avoid its fateful curse.
“The Sumerians were like many other peoples in having traditions about the medicinal use of different plants and herbs, some of which have antiseptic properties. These traditions are preserved in the vocabulary of their language. When Logogram Publishing publishes the English-Sumerian index to my Sumerian Lexicon (2006) book, it will be easier for researchers to look up what are these plants and herbs. But the Sumerian natural remedies were largely the same as are used today among the inhabitants of Iraq and Arabia.
“The Sumerian vocabulary confirms that the practice of eye makeup originated for eye protection, not for cosmetic reasons. It also shows that the practice of applying protective eye makeup was not limited to the ancient Egyptians. Here are two entries from my Sumerian Lexicon (2006) book: 1) šembi, šimbi: kohl, i.e., a cosmetic, mascara, or eye-protection paste originally made from charred frankincense resin and later from powdered antimony (stibium) or lead compounds (cf., šem-bi-zi-da, 'kohl'; šim, 'perfumed resin'; šim-gig, 'frankincense'; im-sig7-sig7, 'antimony paste'). 2) šem-bi-zi-da: kohl; a paste originally made from charred frankincense resin and later from powdered antimony (stibium) or lead compounds; a darkening eye cosmetic with antibacterial properties - used as a protection against eye disease as well as giving relief from the glare of the sun ('kohl' + 'good; true' + nominative; Akk., guhlu, 'kohl' - cf., igi-hulu, 'evil-eye').

 

“The etymology shows that Akkadian guhlu is a loanword from Sumerian, where it evolved through vowel harmony from the Sumerian term for 'evil-eye' into our word 'kohl'. Furthermore, according to Stephan Guth, Professor of Arabic at the University of Oslo, our word 'alcohol' "is derived from the Arabic al-kuhl, which means 'kohl'. When the Europeans became familiar with this substance in Andalusia, which was also used for medical purposes, they referred to it and gradually all other fine powders, and subsequently all kinds of volatile essences, as alcohol." So the etymology of 'alcohol' can now be traced through a circuitous path all the way back to ancient Sumerian igi-hulu, 'evil-eye'.
“Frankincense resin has such strong antibiotic properties that the ancient Egyptians used its oil to clean the body and organs during mummification, helping to prevent putrefaction. A Google search for "charred frankincense" returns almost a thousand results. Frankincense, however, was rare and expensive, having to be imported from Arabia, which explains why the Sumerians learned to substitute powdered antimony or lead compounds for it in their eye makeup.”
 
https://factsanddetails.com/.../sub363/item1522.html...


MAKIJAŻ OCZY SUMERSKIE, KONJUNKTYWITIS I ZŁE OKO

John Alan Halloran napisał „Język sumeryjski zachował zapis ich walk z zapaleniem spojówek, znanym również jako „różowe oko”, stan oczu, który Sumerowie nazywali igi-hulu, „złym okiem”. Zapalenie spojówek to zapalenie błony śluzowej, które zasłania gałkę oczną, które mogą być powodowane przez bakterie, wirusy lub nieumyślne mydło w oku. O tym potencjalnie niebezpiecznym stanie przeczytacie tutaj:

“Istnieje sumeryjskie wyrażenie, które wskazuje, że stan ten stał się już przedmiotem strachu i przesądów w czasach sumeryjskich — igi-hul... dim2: aby położyć złe oko (na kogoś) ('oczy/twarz' + 'zło' + 'do mody'). W większości tradycyjnych kultur istnieje skrajny strach przed „Złym okiem”.

Recytują zaklęcia, dają znaki i zrobią wszystko, co możliwe, aby uniknąć jej losowej klątwy.
„Sumeryjczycy byli jak wiele innych ludów w tradycjach o leczniczym zastosowaniu różnych roślin i ziół, z których niektóre mają właściwości antyseptyczne. Tradycje te są utrwalone w słownictwie ich języka. Kiedy Logogram Publishing opublikuje indeks angielsko-sumeryjski do mojej książki Sumeryjski Leksykon (2006), badaczom łatwiej będzie poszukać, co to za rośliny i zioła. Ale sumeryjskie naturalne środki były w dużej mierze takie same, jakie są obecnie stosowane wśród mieszkańców Iraku i Arabii.

“Sumeryjskie słownictwo potwierdza, że praktyka makijażu oczu powstała w celu ochrony oczu, a nie kosmetycznych. Pokazuje też, że praktyka stosowania makijażu ochronnego oczu nie ograniczała się do starożytnych Egipcjan. Oto dwa wpisy z mojej książki Sumeryjskiego Leksykonu (2006): 1) šembi, šimbi: kohl, czyli kosmetyk, tusz do rzęs lub pasta ochronna do oczu, pochodząca z z zwęglonej żywicy kadzidła, a później ze sproszkowanego antymonu (stybium) lub związków ołowiu (por. , šem-bi-zi-da, 'kohl'; szym, 'żywica perfumowana'; szym-gig, 'kadzidłofrankowe'; im-sig7-sig7, 'pasta antymonowa'). 2) šem-bi-zi-da: kohl; pasta oryginalnie wykonana z żywicy kadzidła zwęglonej, a później ze sproszkowanego antymonu (stybium) lub związków ołowiu; przyciemniający kosmetyk pod oczy o właściwościach antybakteryjnych - stosowany jako dając ulgę od blasku słońca ('kohl' + 'dobre; prawdziwe' + nominacja; Akk., guhlu, 'kohl' - cf. , igi-hulu, 'złe oko')
.


„Etymologia pokazuje, że akkadyjski guhlu jest słowem sumeryjskim, gdzie ewoluowało poprzez harmonię samogłosek z sumeryjskiego terminu „złe oko” do naszego słowa „kohl”. Ponadto, według Stephana Gutha, profesora arabskiego na Uniwersytecie w Oslo, nasze słowo "alkohol" "pochodzi z arabskiego al-kuhl, czyli "kohl". Kiedy Europejczycy zapoznali się z tą substancją w Andaluzji, która była również wykorzystywana do celów medycznych, odnosili się do niej, a stopniowo do innych drobnych proszków, a następnie wszelkiego rodzaju esencji „Więc etymologia „alkoholu” może być teraz śledzona przez obwodną ścieżkę aż do starożytnego sumeryjskiego igi-hulu, „złego oka”.
„Żywica frankincense ma tak silne właściwości antybiotyczne, że starożytni Egipcjanie używali jej oleju do oczyszczania ciała i narządów podczas mumifikacji, pomagając zapobiec gni Wyszukiwarka Google „zwędzone kadzidło” zwraca prawie tysiąc wyników. Kadzidło było jednak rzadkie i drogie, trzeba było importować z Arabii, co wyjaśnia, dlaczego Sumerowie nauczyli się zastąpić sproszkowany antymon lub związki ołowiu w makijażu oczu. "



zapewne we wszystkim jest trzecie dno








Jeszcze nie skończyłem lektury książki z początku posta, ale:

- wytrzeszczone oczy, duża głowa i ciągły płacz - mogą też odnosić się do choroby nowotworowej lub genetycznej - zespół Axenfelda-Riegera (ARS)
- jednak inne objawy już nie pasują min. takie dziecko potrafiło dożyć 20 lat
- wyraźnie podkreśla się, że dziecko takie stało się po podmianie, nie było takie od urodzenia
- może być opętanie
- jest na pewno trzecie dno

charakterystyczne - podmienione dzieci są głupie (matołkowate), złośliwe, chytre, przebiegłe, dokuczliwe - też oznaki opętania tj. w ciało dziecka wszedł dorosły osobnik, który jest złośliwy, sabotuje, z tym, że niemowlę wychodzące z kołyski w poszukiwaniu jedzenia - coś tu przesadzone, jak sygnalizuję - jest tu trzecie dno wymieszane z innymi świadectwami.


Porwane dzieci są dręczone - porównaj bestialskie mordy i znęcanie się nad bezbronnymi ludźmi:  Czerwoni Khmerzy, naziści, UPA itd..


Materiał w opracowaniu Edyty Diakowskiej i Zygmunta Kłodnickiego "Demony porywające i odmieniające dzieci" obejmuje w książce strony od 176 do 262 tj. 86 stron.












na stronie 213 pierwsza ocena Autorów odnośnie zeznań świadków: "wyobrażano sobie"





Akrotiri - małpa dostaje "coś" od bogini - może świadomość?


wyszczerzone zęby także tutaj: Morfeusz... 

czyli trzecie dno...







"babok - mężczyzna z rogami"



"rycerz" w hełmie z rogami..













https://www.dcnews.ro/maimuta-care-a-terorizat-un-oras-japonez-a-fost-ucisa_880941.html


mamona lub mamuna - demon porywający dzieci 


Bełkot Brucknera:

 małpa, małpi, małpować, małpeczka, małpiarz, w 15. i 16. wieku (u Biernata) małpierz dla samca (wedle innych nazw samców na -r, -rz: kocur i kocirz, itd.); od nas na Ruś przeszło (i do Czechów, u nich mało używane); z niem. złożenia Maul-affe, t. j. Affe (‘małpa’) z rozwartym pyskiem (Maul); samo Affe, nieznanego pochodzenia, przejęli w średnich wiekach Czesi jako *opa (istnieje tylko dalsze urobienie, opica, znane od nich u nas w 15. wieku); Ruś i Bałkan przezywają ‘małpę’ wyrazami turecko-perskiemi, obiezjana (lit. bezdżionē) i majmun(a).


rumuńskie maimuta

maimuta - mai muta? meine Mutter?


mati - prasłowiańskie



Jaka jest etymologia wyrazu mama?

Mama – w takim użyciu, jakie znamy dziś – rozpowszechniło się od końca XVIII w.
Słowo mama, którego w odniesieniu do własnej rodzicielki używamy obecnie najczęściej, nie jest zdrobnieniem czy spieszczeniem od słowa matka, tylko odrębnym elementem o ciekawej etymologii.

Ma-ma-ma-ma był przez matki odbierane najprawdopodobniej jako domaganie się pokarmu, bo słowo mama najpierw oznaczało przede wszystkim ‘kobieta, która karmi piersią’. Był to odpowiednik mamki czy matki. W znaczeniu ‘mama, piastunka’ wyraz był używany w staropolszczyźnie. O własnej mamie mówiło się wtedy matuchna lub matusia. Mamka to zdrobnienie od mama.

Monika Kaczor



maia muta - may move - może się ruszyć

"ten (to) co może się poruszać"?





Jack - Czarny Piotruś - Imitator - Mitra - Phersu...  maska - poczerniona twarz


greckie mitera - przestawka na mitra




https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/nauka/1511540,1,rozmowa-o-malpach-ktore-maja-klase.read

 Inna wersja głosi, że tak brzmi słowo „przodek” w jednym z afrykańskich języków bantu.




implementacja świadomości w ciało zastępcze

ewolucja 

REGRES agresji  (proces przerwany ok. 6 tysięcy lat temu)






Obraz namalowany przez Picasso w wieku 15 lat.







Inne teorie sugerują pochodzenie indoeuropejskie i wywodzą maskę od *maska, które jest zrekonstruowanym słowem z zachodniego pragermańskiego, które miałoby znaczyć siatkę, która zakładana by była na twarz jako ochrona przed pyłem i piachem. 

Słowo to miałoby zostać zapożyczone do łaciny i ze względu na skojarzenie osoby noszącej siatkę do istot z wyobraźni, otrzymałoby znaczenie „wiedźma”. Potem miałoby pojawić się także znaczenie, które znamy wszyscy dziś, a zachowane we włoskim słowie maschera, które miałoby pochodzić od wariacji słowa z dźwiękiem „r”. 

Innym wytłumaczeniem może być pochodzenie od słowa *mask-, które miałoby pochodzić z jakiegoś języka przedindoeuropejskiego (były to języki używane na terenie Europy przed językami pochodzącymi od praindoeuropejskiego) i oznaczałoby „czarny”, a słowo masca odnosiłoby się wtedy do czynności malowania twarzy na czarno.

Do języka polskiego słowo „maska” przybyło z języka włoskiego poprzez francuskie masque. Jednak poza tą informacją, wszystkie inne, które odnoszą się do etymologii, są bardzo niepewne a prawdziwe źródło owego słowa pozostaje „zamaskowane”.




Markowanie – co to jest? Znaczenie wyrazu


1Markowanie to przede wszystkim pozorowanie, udawanie jakiejś czynności.

2Markowaniem jest również naśladowanie czegoś, zwykle w sposób niezbyt wierny, oddając jedynie najważniejsze cechy.

3W niektórych sportach czynność markowania ma na celu zmylenie przeciwnika poprzez pozorowanie określonych ruchów. Na przykład w piłce nożnej podczas wykonywania rzutu karnego napastnik może markować strzał, aby zmylić bramkarza.

4Markowanie występuje również w brydżu. Polega na przekazywaniu partnerowi informacje o wartości własnych kart za pomocą zwyczajowo ustalonych sposobów.

5Potocznie markowaniem określa się także stan, w którym w nocy zamiast spać, wykonuje się inne czynności, takie jak praca, czytanie.



Oni działają w jakiejś relatywnie niewielkiej grupie - przypuszczam, że brakuje im kadr, żeby wszystko opędzić.










Muzeum w Leiden w Holandii.
Rekonstrukcja kobiety Homo Erectus, która żyła 2 miliony lat temu.








temat nadal niezakończony





P.S. XI 2022

znalezione na fb, nie sprawdzałem

skojarzenie dla "mor":


Słowo Mårran pochodzi od szwedzkiego morra, co znaczy mruczeć lub warczeć, podobnie utworzono nazwę tej postaci w tłumaczeniu angielskim (The Groke, od to growl – buczeć (polska nazwa Buki), warczeć, mruczeć)










https://www.eska.pl/news/co-to-znaczy-muka-o-co-chodzi-z-muka-i-co-to-za-zabawa-aa-eU69-WHer-AqkR.html

https://www.planeta.pl/Ciekawostki/Buka-z-Muminkow-kim-jest-i-dlaczego-jest-straszna-Nowe-informacje

https://pl.wikipedia.org/wiki/Buka_(Muminki)

https://en.wikipedia.org/wiki/The_Groke

https://pl.wikisource.org/wiki/S%C5%82ownik_etymologiczny_j%C4%99zyka_polskiego/ma%C5%82pa


https://naturaltreasuresofchristmas.wordpress.com/2012/12/17/the-seventeenth-day-of-christmas-neanderthals-homo-neanderthalensis-are-they-completely-extinct/neanderthal-woman/

http://www.sci-news.com/othersciences/anthropology/australopithecus-breastfeeding-07397.html

https://polszczyzna.pl/skad-sie-wzial-wyraz-matka/

http://www.poradnia-jezykowa.uz.zgora.pl/wordpress/?p=1801

https://www.gazzettaitalia.pl/pl/karnawal-maska-konfetti/

https://polszczyzna.pl/markowanie-co-to-jest-znaczenie-synonimy-przyklady/


https://www.naturalis.nl/en/museum/galleries/early-humans





środa, 27 lipca 2022

U lekarza - cz.3

 

fragmenty nowego posta:

>>



robi pauzę, patrzy się na mnie przez dłuższą chwilę po czym rzuca zaklęcie:


"pan miał stan zapalny"



Od razu wiem, że jest to dosłowny cytat ze mnie sprzed kilku tygodni.


Otóż jednym z podstawowych narzędzi jakim posługują się głupole ze służb specjalnych jest - tabela.


Osioł siada do stołu i wyciąga z szuflady czystą kartkę papieru formatu A4. Bierze swoją ulubioną kredkę i smaruje na tej kartce jedną pionową linię, optycznie dzieląc ją na dwie części.

Następnie, w tak powstałej prowizorycznej tabeli, w lewym górnym rogu gryzmoli:

 "co on wie",   a w prawym:   "czego on nie wie".


I wtedy uzupełnia tabelę.

Wywiad doniósł mu, że Maciej podczas rozmowy powiedział co go boli i jak to było i że podsumował to słowami: "miałem stan zapalny". Więc wpisuje to z lewej strony tabeli.

Oczywiście nie jest to prawdą, bo Maciej nie jest lekarzem, żeby wiedzieć takie rzeczy. To było tylko takie jego przypuszczenie.

Nie ważne.

Ważne co Maciej o tym myśli i czego Maciej nie wie.

I z prawej strony osioł kaligrafuje co następuje:

"Skoro Maciej mówi, że "miał", to znaczy, że nie wie, że to nie był stan zapalny tylko jeden z jego pierwszych symptomów - dlatego to trwało tylko jeden dzień. Ale skoro nie wie - to my to wykorzystamy.

Po pierwsze - niech dalej nie wie. Im dłużej nie wie co mu jest i im dłużej to będzie lekceważyć tym dłużej sobie nie będzie pomagać - i tym bardziej będzie chory. Tyle się teraz czeka na badania...

Po drugie, jak już przyjdzie do naszego specjalisty, to ten niech mu powie..."pan miał stan zapalny".

Maciej, na te znajome sobie słowa, powinien pomyśleć: "No, miałem rację...", a przede wszystkim potroi się jego zaufanie do naszego człowieka. I wtedy będzie można mu powiedzieć: 

"pan ma wszystkie wyniki w normie, niech pan zrobi to jedno badanie, co ktoś panu na wszelki wypadek przepisał i zgłosi się, jak już się pan zdoła zarejestrować, do widzenia"


I to jest właśnie: szach - mat!

T a k   s i ę   r o b i   m i e r z e j s k i e   k a r ł y  !!  "



No więc ten pan patrzy się na badanie krwi i moczu, gdzie są wszystkie wyniki w normie i co podobno świadczy o braku stanu zapalnego i mówi: "pan miał stan zapalny".


Nie, żeby to miało sens, po prostu, mówi to, co kazali mu powiedzieć.


Bo - tabela.

Tabela to podstawa.            


Nie.


Podstawa to badanie, które specjalista powinien wykonać przy takich objawach, wstępna diagnoza, a następnie skierowanie na usg. Piszą to na każdej stronie internetowej.


A badania nie było i de facto - nadal nie wiem, co mi dolega.


           


                                                                                                                                         <<





dokończyć






https://maciejsynak.blogspot.com/2022/04/tak-sie-robi.html




Braki na blogu - ktoś usunął

 


Wczoraj zauważyłem, że są nowe braki na blogu.

Ktoś usunął fragment tekstu, w którym opisuję rozmowę w TVN24 pomiędzy Januszem Mikke, a Markiem Saryusz-Wolskim z 2008 roku.


Widziałem tę rozmowę na żywo - opiszę ją tutaj ponownie z pamięci.


Rozmowa, jak rozmowa, dwie gadające głowy plus wtręty pani redaktor.

Jednak w pewnym momencie Saryusz-Wolski zapętlony, czy też przyparty do muru przez pana Mikke - przyznał mu rację w jakiejś sprawie - chyba chodziło o to, że generalnie nasz udział w UE jest szkodliwy dla nas.

W następnej scenie widzimy reakcję pana Mikke na te słowa.

Pan Mikke siedzi skulony, wręcz wbity w fotel z wystraszoną wręcz przerażoną miną i nic nie odpowiada panu Wolskiemu.


Trwa to raptem kilka - kilkanaście sekund.


Zamiast natychmiast podchwycić "błąd" adwersarza i go po prostu rozdeptać, pan Mikke siedzi ze strachu skulony na swoim fotelu i trzyma się za twarz.

Ingeruje pani redaktor i rozmowa toczy się dalej, krótko potem koniec rozmowy.

Pan Mikke nie wykorzystał wypowiedzi pana Wolskiego, by wygrać tę dyskusję.


Wygląda to tak, jakby przed rozmową na antenie tvn, panowie ustalili, że jeden uprawia cały czas propagandę prounijną, a drugi cały czas ją zwalcza, ale pan Wolski nie dotrzymał warunków umowy i nieopatrznie potwierdził tezy pana Mikke. 

Wygląda to tak, jakby obaj tylko udawali - jeden udawał, że UE jest dobra, a drugi udawał, że zwalcza tezy pierwszego.


Jakiś rok później szukałem tego nagrania w sieci na stronach tvn - i faktycznie jest taka rozmowa - jednak nie widzę tam rzeczonego fragmentu.

Kilka lat temu zrobiłem z tego notatkę na blogu, a wczoraj zauważyłem że ktoś ten fragment nielegalnie, bez mojej zgody i wiedzy usunął z treści posta.


Mój blog ma spore zasoby, szukajka nie znalazła jednak postu z powyżej opisanym wydarzeniem, nie ma tego fragmentu w żadnym poście wyszukanym poprzez hasła "mikke", "tvn24", "saryusz - wolski", ani poprzez tag "mikke", dlatego uzupełniam tę treść.





https://tvn24.pl/polska/traktat-lizbonski-tak-czy-nie-ra52218-3704820



Dobrobyt USA, a niewolnictwo




przedruk
tłumaczenie automatyczne



krwawa historia pracy przymusowej w USA, niewolnictwa




Xinhua
Redaktor: huaxia

2022-07-27





Sekwencja skandali związanych z pracą przymusową w Stanach Zjednoczonych splamiła jego autoportretowany wizerunek i odsłoniła jego prawdziwe oblicze jako epicentrum pracy przymusowej i niewolnictwa, z ponad 200-letnią historią ociekającą krwią i łzami.


PEKIN, 26 lipca (Xinhua) 

Departament Stanu USA opublikował niedawno swój roczny raport na temat handlu ludźmi, w którym jak zwykle krytykował i wskazywał palcami na inne kraje, jednocześnie chwaląc się Stanami Zjednoczonymi jako jednym z najlepiej prosperujących krajów w wyeliminowanie handlu ludźmi.

Ale sekwencja skandali związanych z pracą przymusową w Stanach Zjednoczonych splamiła jego autoportretowany wizerunek i odsłoniła jego prawdziwe oblicze jako epicentrum pracy przymusowej i niewolnictwa, z ponad 200-letnią historią ociekającą krwią i łzami.



GRZECH PIERWOTNY AMERYKI

„Niewolnictwo jest grzechem pierworodnym Ameryki” – powiedziała kiedyś na Twitterze kongresmenka USA Nikema Williams.

W listopadzie ubiegłego roku Departament Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych wydał sprawę dotyczącą współczesnego niewolnictwa. Przed uwolnieniem ponad 100 obcokrajowców przemyconych z krajów Ameryki Środkowej do Stanów Zjednoczonych zostało zmuszonych do kopania cebuli gołymi rękami w amerykańskim stanie Georgia, płacąc 20 centów za każde zebrane wiadro i grożono bronią i przemocą je w kolejce.

Robotnicy byli przetrzymywani w ciasnych, niehigienicznych pomieszczeniach i ogrodzonych obozach pracy z niewielką ilością żywności lub bez żywności, z ograniczoną ilością wody i bez bezpiecznej wody. Spiskowcy są oskarżani o gwałty, porwania i groźby lub usiłowanie zabicia niektórych robotników lub ich rodzin, a w wielu przypadkach sprzedawali lub wymieniali robotników innym konspiratorom. Co najmniej dwóch pracowników zmarło w wyniku warunków pracy.

Choć jest to szokujące, tego rodzaju działania przypominające niewolnictwo można prześledzić od bardzo wczesnych dni historii USA.

Niewolnictwo było legalne, gdy Stany Zjednoczone ogłosiły niepodległość w 1776 roku. Wielu ojców założycieli USA, w tym George Washington i Thomas Jefferson, było właścicielami niewolników.

Transatlantycka baza danych handlu niewolnikami wykazała, że ​​między 1525 a 1866 rokiem 12,5 miliona Afrykanów zostało wysłanych do „Nowego Świata”, a większość jeńców przybyła do tego, co stało się Stanami Zjednoczonymi. Większość niewolników była zmuszana do pracy w ciężkich warunkach i była okrutnie torturowana. Bicze i pistolety były magicznymi narzędziami zwiększającymi produktywność.

Charles Ball, słynny wyzwoleńca, przypomniał kiedyś życie niewolników na amerykańskich plantacjach. Ich zdobycz zostanie zważony, gdy słońce oddali się od pól, a niewolnicy nie będą mogli „odróżnić chwastów od bawełnianych”. Jeśli zaciąg wyszedł na jaw, zniewolonych robotników często bito. „Krótki dzień pracy był zawsze karany”.

Dobrobyt Stanów Zjednoczonych jest w dużej mierze zbudowany na niewolnictwie, podczas gdy ci obrońcy niewolnictwa przymykali oczy na nędzne życie niewolników.




LUKA KONSTYTUCYJNA

W wyniku wojny secesyjnej, która zakończyła się w 1865 r., 13. poprawka do Konstytucji Stanów Zjednoczonych nominalnie zniosła niewolnictwo w całych Stanach Zjednoczonych, ale pozostawiła lukę konstytucyjną: zgodnie z poprawką poddawanie przestępców niewolnictwu nie było nielegalne lub „ mimowolna niewola” jako kara.

Po wojnie domowej zamiana więźniów na pracę przymusową stała się powszechną praktyką na całym amerykańskim Południu. Aby kontynuować niewolnictwo, niektóre stany w Stanach Zjednoczonych umieściły dużą liczbę uwolnionych czarnych niewolników w więzieniach i zmusiły ich do zbierania plonów, kopania i budowy kolei pod zarzutem niedopłaty czynszu i drobnych kradzieży bez wystarczających dowodów.

Wykorzystując lukę konstytucyjną, niektóre stany USA zrobiły interes, zamieniając więźniów w dojne krowy.

W swojej książce American Prison: A Reporter's Undercover Journey into the Business of Punishment amerykański dziennikarz Shane Bauer ujawnił, że po wojnie secesyjnej rządy stanowe dzierżawią skazanych potężnym politykom, firmom górniczym lub plantacjom, aby zwiększyć ich dochody, z niewielkimi ograniczeniami co do tego, co więźniowie mogli to zrobić i na jak długo.

Od lat 80. rząd USA włączał prywatne więzienia do krajowego systemu poprawczego i przerzucał należne obowiązki rządu na grupy interesów pod pretekstem złagodzenia ciężaru uwięzienia i zmniejszenia kosztów pozbawienia wolności. Kierując się ogromnymi zyskami, liczba prywatnych więzień wzrosła 16-krotnie w ciągu 20 lat od 1990 do 2010 roku.

Według statystyk do końca 2019 r. w prywatnych więzieniach w Stanach Zjednoczonych przetrzymywano ponad 100 tys. osób i zmuszano do intensywnej i niskopłatnej pracy przez długi czas.


Praca przymusowa szerzy się również w prywatnych ośrodkach zatrzymań w USA, w których przetrzymywani są nielegalni imigranci. Jak donosi The Guardian, w areszcie dla imigrantów Stewart w amerykańskim stanie Georgia Corrections Corporation of America, największa amerykańska korporacja więzienna, polega na pracy zatrzymanych imigrantów, aby kontynuować gotowanie, sprzątanie i inne podstawowe operacje „jako część swojego zysku tworzenie schematów”.




WSPÓŁCZESNE NIEWOLNICTWO

Dziś Stany Zjednoczone wciąż są najeżone poważną pracą przymusową.

Strona internetowa Uniwersytetu w Denver ujawniła, że ​​obecnie w Stanach Zjednoczonych żyje co najmniej 500 000 osób, które żyją we współczesnym niewolnictwie i pracy przymusowej. Praca przymusowa jest szczególnie ważnym i powszechnym problemem w 23 branżach, w tym w usługach domowych, rolnictwie, sadzeniu, sprzedaży turystycznej, gastronomii, opiece medycznej i kosmetyce.

Rząd USA przymyka oko na powszechność pracy przymusowej. Kiedy w Kalifornii szalały pożary, wielu więźniów zostało wysłanych na linię frontu, ryzykując życie jako strażacy za grosze. W czasie pandemii koronawirusa więźniowie w niektórych więzieniach dla kobiet w Stanach Zjednoczonych byli zmuszani do pracy do 12 godzin dziennie, aby wykonać maski bez maski na własnej twarzy. Więźniarka zarażona COVID-19 powiedziała, że ​​to jak „fabryka niewolników”.

Praca dzieci również nie jest rzadkością w Stanach Zjednoczonych. W Stanach Zjednoczonych jest około 500 000 dziecięcych robotników rolnych. Międzynarodowa Organizacja Pracy od wielu lat wyraża zaniepokojenie poważnymi obrażeniami przy pracy dzieci pracujących na amerykańskich farmach.

Stany Zjednoczone do tej pory nadal odmawiały wzięcia na siebie należytej odpowiedzialności za wyeliminowanie pracy przymusowej w swoich granicach.

Nadal nie ratyfikowała Konwencji o pracy przymusowej (1930), Konwencji ONZ o prawach dziecka i Konwencji w sprawie likwidacji wszelkich form dyskryminacji kobiet. Każdego roku prawie 100 000 ludzi jest przemycanych do Stanów Zjednoczonych do pracy przymusowej.


„Amerykańskie niewolnictwo jest z konieczności odciśnięte w DNA amerykańskiego kapitalizmu” – napisali amerykańscy historycy Sven Beckert i Seth Rockman. Wygląda na to, że niewolnictwo będzie nadal pozbawiać życia niewinnych ludzi i powodować ludzkie tragedie w Stanach Zjednoczonych.





piątek, 22 lipca 2022

Do ocalałych

 




nie ujawniajcie się, nawet kiedy wygram


nigdy nie będzie pewności, że jest bezpiecznie













czwartek, 21 lipca 2022

Statystyki

 






Od kwietnia 2016 roku przez ok. 1,5 roku blog miałem wyłączony z wyszukiwania i chyba też miałem ograniczone do własnego użytku - to była moja decyzja.

Przed tym "skokiem" na wykresie z 1 listopada dostawałem maile od googla, że coś tam nie pasuje w ustawieniach... że niby coś u mnie jest namieszane, ale do dzisiaj nie wiem o co chodzi.

Potem mało wyświetleń było, niż przed 2016 rokiem, teraz posty przed październikiem 2021 mają dwucyfrowe odsłony, po 6 października 2021 trzycyfrowe, czasem powyżej 1000, ale wydaje mi się, że jest jakieś ograniczenie na blogu i statystyki nie pokazują rzeczywistych odsłon.

Na przykład na drugi dzień po poście o stanowisku porozmawiacza (w marcu), sporo ludzi na ulicy przystawało i uśmiechało się na mój widok - znaczy czytali, a odsłon jakoś tak nie za dużo było....



Nigdy specjalnie nie reklamowałem bloga, tylko przygodnie przy okazji.



https://maciejsynak.blogspot.com/2021/06/plik-robotstxt.html




poniedziałek, 18 lipca 2022

Brak wody

 

Brawa dla tego pana, ale tak poza tym, dbałość o właściwe funkcjonowanie rowów melioracyjnych, czy studzienek burzowych (w mieście) to takie podstawowe ABC...



przedruk


lipiec 2022


Dzisiaj w tej miejscowości nie brakuje wody dla upraw, co było dużym problemem jeszcze kilka lat temu. Teraz rowy wypełnione wodą są codziennym widokiem. Co zrobił Patryk Kokociński?
Walczy z suszą budując zastawki w rowach melioracyjnych

Od pewnego czasu wielkopolscy rolnicy co roku zmagają się z problemem suszy, która coraz bardziej utrudnia pracę na polach. Jeszcze kilka lat temu taki sam kłopot miał Patryk Kokociński, młody rolnik ze wsi Snowidowo w Wielkopolsce. Jednak dzięki budowie zastawek w rowach melioracyjnych był w stanie znacząco podnieść poziom wód. Chociaż początkowo mieszkańcy wsi podchodzili sceptycznie do jego działań, to szybko przekonali się, że przynoszą one pozytywne efekty.


– Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że pod względem retencji wód opadowych Polska jest w ogonie Europy. Jesteśmy w stanie przechwycić zaledwie kilka procent opadów, które u nas występują – mówi Patryk Kokociński, rolnik ze Snowidowa.

I dodaje: – Mimo, że występują deszcze, ich sumy od lat systematycznie spadają. Coraz częściej mamy też do czynienia z krótkotrwałymi opadami nawalnymi. Woda błyskawicznie trafia do sieci rowów melioracyjnych, a stamtąd już tylko prostą drogą do Bałtyku. Rolnicy nic z niej nie mają, bo nie potrafią jej zatrzymać. Z kolei dzięki retencji korytowej jesteśmy w stanie zwiększyć ilość wody dostępnej dla roślin uprawnych, których system korzeniowy, nie licząc kilku wyjątków, jest dość płytki i nie pozwala na głębokie penetrowanie gleby.
Rowy pełne wody. Pomogły zastawki

Dzisiaj w Snowidowie nie brakuje wody dla upraw, co było dużym problemem jeszcze kilka lat temu. Teraz rowy wypełnione wodą są codziennym widokiem. To zasługa Patryka Kokocińskiego, który wraz z rodziną prowadzi 100-hektarowe gospodarstwo wyspecjalizowane w produkcji mleka. Ponadto, Patryk współpracuje także z Wielkopolskim Ośrodkiem Doradztwa Rolniczego w Poznaniu.


– Chyba każdy rolnik wie, jak wygląda uprawa jakiejkolwiek rośliny w sytuacjach, gdy jest woda i kiedy jej brakuje. U nas przez lata narastał deficyt wodny, którego kulminacją były susze w latach 2018-2019. Natomiast, kiedy stworzyliśmy zastawki, to przybywało jej nawet po kilka centymetrów dziennie. Efekty zobaczyliśmy już w pierwszym sezonie – opowiada Patryk Kokociński.

Jednocześnie dodaje, że różnicę najlepiej było widać w uprawie jęczmienia ozimego. – Ta sama roślina uprawiana była na różnych działkach. Na działce objętej oddziaływaniem zastawki plon wyniósł ponad 8 ton z hektara. Z kolei na działkach, gdzie nie było retencji, to były plony rzędu 5-5,5 tony. To już nie kwestia dodatkowego zysku, ale po prostu opłacalności produkcji – opowiada.

I dodaje: – Wykonanie jest bardzo proste, a efekty są natychmiastowe. Jeśli mamy zgromadzone materiały to sama budowa jest szybka, może zająć dwie godziny. Najwięcej czasu zajmuje jednak przyjeżdżanie i doglądanie tych zastawek. Decydując się na ich budowę, trzeba wziąć na siebie odpowiedzialność i kontrolować, co się z nimi dzieje.

Dlatego też Patryk przeprowadza regularne kontrole i w razie potrzeby reguluje poziom wody, odblokowując niewielkie kanały przepływowe, które są wbudowane w każdą zastawkę. Łącznie, do tej pory powstało kilkanaście metalowych i ziemnych konstrukcji.


– Zastawki ziemne są zrobione z gałęzi i ziemi, dzięki czemu w praktyce zaczynają żyć swoim życiem. Szybko pokrywają się roślinnością, zaczynają korzystać z nich zwierzęta, znakomicie wtapiają się w krajobraz. Kiedyś po deszczu w jednej z konstrukcji pojawił się przeciek. Trzy dni zbierałem się do jej naprawy, a kiedy przyszedłem na miejsce, okazało się, że zrobiły to za mnie bobry – wspomina z uśmiechem Patryk Kokociński.


Magazyny wody i ochrona przed wiatrem

Budowa zastawek to niejedyny skuteczny sposób gromadzenia wód opadowych. Równie istotną rolę odgrywają śródpolne oczka wodne.


– Rozmaite stawy, zbiorniki, rowy czy zagłębienia terenu są naturalnym magazynem wody. Biorąc pod uwagę warunki zachodniej Wielkopolski, gdzie przez większość sezonu mamy deficyt opadów, to oczka wodne działają na zasadzie gąbki. Ta woda pojawia się w nich w okresie wzmożonych opadów, zaś w czasie suszy powoli jest „oddawana” otaczającym uprawom - mówi Patryk Kokociński.

Dlatego też Patryk Kokociński zachęca do tworzenia śródpolnych zbiorników i apeluje, by nie zasypywać już istniejących.


– W ten sposób sami sobie szkodzimy. W pobliżu oczek wodnych zawsze będą wyższe plony, bo jest większa dostępność wody – mówi Patryk Kokociński.

Oprócz budowy zastawek oraz dbania o oczka wodne, Patryk już kilka lat temu zaczął sadzić drzewa na obrzeżach pół oraz poboczach dróg.


– Kiedy mówi się ludziom o sadzeniu drzew, pierwsze, co przychodzi im do głowy to, że drzewa wyciągają wodę. Pogląd o negatywnym wpływie drzew na uprawy ma swój początek w sadzeniu alei topolowych przy drogach. Topole to drzewa o rozległym i płytkim systemie korzeniowym, silnie konkurującym o wodę z uprawami. Dziś bogatsi o tę wiedzę, wykorzystujemy gatunki o głębokim systemie korzeniowym. Lipy czy klony, nie dość, że pobierają wodę spoza zasięgu roślin uprawnych, to są również doskonałym pożytkiem dla zapylaczy – wyjaśnia Patryk Kokociński.

I dodaje: – Ludzie nie bez powodu w przeszłości obsadzali uprawy drzewami, bo one mają mnóstwo funkcji, które przyczyniają się do zwiększenia plonów. Dajmy na to. ochrona przed wiatrem. Wczesną wiosną największym problemem jest erozja wietrzna. Przez to, że gleba jest odkryta i nagrzana wiosennym słońcem, silne wiatry powodują, że najżyźniejsze jej warstwy są wywiewane, uszkadzając lub przysypując często młode rośliny. Tak naprawdę tracimy plon. Tymczasem zadrzewienia są w stanie zredukowań siłę wiatru w pasie nawet do 500 metrów.
Wrócił, by zadbać o lokalny krajobraz

Snowidowo to niewielka wieś położona w powiecie grodziskim. Trudno napisać, by na pierwszy rzut oka wyróżniała się czymś szczególnym. Ale to właśnie tam znajduje się rodzinne gospodarstwo Kokocińskich. I to stamtąd pochodzi Patryk. Po ukończeniu szkoły rozpoczął studia w Poznaniu na Wydziale Biologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, a potem wrócił do rodzinnego Snowidowa, gdzie zaangażował się w prace przy gospodarstwie.

Pierwsze drzewa w Snowidowie zostały przez niego zasadzone już kilka lat temu.


– Pierwsze wierzby zasadziłem jeszcze z przyjaciółmi z UAM chyba 8 lat temu. Wtedy patrzono na nas trochę jak na wariatów, na zasadzie „po co to robić, jak nic z tego nie będzie”. A my wierzyliśmy, że to ma sens i zrobimy coś dobrego dla rolnictwa i krajobrazu. Do tej pory zasadzonych zostało około 700 sadzonek drzew czy krzewów – mówi Patryk Kokociński.

O ile w przypadku sadzenia drzew pierwszym bodźcem do działania była chęć zmiany krajobrazu, o tyle zupełnie inaczej wyglądała sytuacja w przypadku budowy zastawek w rowach melioracyjnych.


– Zmusiła nas do tego susza w 2018 roku. Musieliśmy sobie zadać wtedy pytanie, jak przetrwać i co robić. Plony kukurydzy spadły nam nawet o 70 procent, a przy produkcji mleka, którą prowadzimy, to była dla nas kwestia „być albo nie być”. Mieliśmy dwie opcje. Albo zacząć retencję wody opadowej, albo kopać studnie głębinową. Szybko zdaliśmy sobie sprawę, że kopanie studni głębinowej to podcinanie gałęzi, na której siedzimy. Woda głębinowa nie odnawia się szybko i jeśli będziemy ją używać do nawadniania roślin uprawnych, to skąd będziemy brali wodę do wodociągów? Dlatego postawiliśmy na retencję wód opadowych w rowach melioracyjnych – wspomina Patryk Kokociński.

I dodaje: – Retencja wody nas uratowała. Odkąd zastawki zaczęły działać na 100 procent, nie mamy już problemu z wodą i jest ona dostępna dla upraw przez większość sezonu wegetacyjnego.

Patryk nie ukrywa również, że bardzo pomógł mu fakt, że sam wychował się w Snowidowie i stąd pochodzi.


– Gdyby coś takiego próbował zrobić ktoś obcy, to nie wiem, czy by się udało. Dzięki temu, że jestem stąd, ludzie nie mieli poczucia zagrożenia, że coś kombinuję lub działam na ich szkodę – wyjaśnia.

A jednocześnie dodaje: – Mam wrażenie, że dziś w krajobrazie rolniczym nie lubimy miejsc, które muszą być specjalnie traktowane. Chcemy, by wszystko było łatwe i proste, by jak najszybciej obsłużyć jak największą powierzchnię pola. W tym pędzie do maksymalizacji zysków i powierzchni zapomnieliśmy o miejscach, które działają na naszą korzyść. My, rolnicy, wszyscy mieszkańcy wsi, musimy zdawać sobie sprawę, że nasze uprawy nie są oderwane od środowiska naturalnego, ale są jego integralną częścią.

W 2021 roku Patryk Kokociński, za swoje działania, wygrał krajowy etap konkursu WWF na Rolnika Roku regionu Morza Bałtyckiego 2021. Jury uznało, że prowadzi swoje gospodarstwo w sposób najbardziej przyjazny środowisku morskiemu
Lokalne Partnerstwa ds. Wody

Mając na uwadze, jak dużym problemem jest susza, Wielkopolski Ośrodek Doradztwa Rolniczego w Poznaniu w 2021 roku zainaugurował Lokalne Partnerstwa ds. Wody w Wielkopolsce.


– Ma to być forum wymiany dotychczasowych doświadczeń związanych z zarządzaniem poziomem wody oraz podejmowania inicjatyw zmierzających do poprawy poziomu retencji, w tym, w przyszłości, także inicjatyw inwestycyjnych – tłumaczy Michał Sosiński, który ze strony WODR koordynuje proces tworzenia LPW w Wielkopolsce.

Celem LPW jest także podniesienie świadomości w zakresie racjonalnego gospodarowania wodą wśród mieszkańców. Podmioty chętne do współpracy w ramach LPW mogą zgłaszać się do Wielkopolskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Poznaniu.



 --------------



maj 2021


Polska jednym z najuboższych w wodę krajów w Europie



- Zrównoważony system gospodarowania wodą to poważne wyzwanie rozwojowe, w obliczu którego stoi Polska. Skutki podejmowanych bądź zaniechanych obecnie działań odczują przyszłe pokolenia - podaje Narodowe Centrum Badań i Rozwoju.

Według informacji NCBR jesteśmy dziś krajem z grupy najuboższych w zasoby wodne w całej Europie, a przy tym nękanym suszami.
Eksperci biją na alarm: Polsce grozi stepowienie

Żeby odwrócić ten trend, potrzebna jest m.in. retencja wody na miejscu, tam gdzie ona spadła w postaci deszczu. Narodowe Centrum Badań i Rozwoju chce zainspirować polskich przedsiębiorców do tworzenia innowacyjnych technologii i systemów do magazynowania oraz wykorzystywania wody deszczowej w domach, budynkach mieszkalnych czy szkołach. Ma służyć temu najnowsze przedsięwzięcie „Technologie domowej retencji”, finansowane z Funduszy Europejskich w ramach Programu Inteligentny Rozwój, którego celem jest powstanie innowacyjnych wieloobiegowych systemów retencjonowania, magazynowania i oczyszczania wody deszczowej, wody szarej oraz wody czarnej.

Na jednego mieszkańca naszego kraju przypadają trzy, a nawet cztery razy mniej wody niż na przeciętnego Europejczyka. Niższe wskaźniki mają tylko Czechy, Dania, Cypr i Malta. Podczas suszy zasobność ta spada o kolejne 50%. Zasoby wody pitnej zmniejszają się na całym świecie. Jedną z odpowiedzi na ten proces jest jej retencja na małą oraz dużą skalę.
Według danych PGW Wody Polskie z marca 2020 roku, aktualnie w Polsce odzyskujemy zaledwie 6,5% wody opadowej, a potrzebujemy zwiększyć tę ilość przynajmniej dwukrotnie. Obecnie głównym sposobem jej odzyskiwania jest tworzenie specjalnych zbiorników retencyjnych, w których zabezpieczane są miliony litrów sześciennych wody. Przykładowo w Hiszpanii funkcjonuje ich 1 900, a retencja sięga 45%. W naszym kraju zbiorników gromadzących powyżej 1 mln m³ (1 hm³) wody jest około 100. Alternatywne rozwiązanie to tworzenie rozproszonego systemu składającego się z milionów mniejszych zbiorników zainstalowanych na posesjach domów jednorodzinnych oraz budynków użyteczności publicznej.
Boom na mikroretencję

W ostatnich latach na całym świecie rośnie popularność technologii domowej retencji, czyli gromadzenia np. deszczówki na własny użytek. Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, rozpoczynając przedsięwzięcie „Technologie domowej retencji”, postawiło sobie za cel opracowanie nowoczesnej instalacji, która dzięki zastosowaniu technologii informatycznych będzie aktywnie zarządzać procesem gromadzenia i wykorzystywania wody opadowej w oparciu o dane dotyczące charakterystyki jej zużycia oraz prognozy pogody.


- Systemy, które opracowujemy, będą połączone z prognozą pogody, a zarządzanie odzyskiwaną wodą będzie inteligentne i autonomiczne. Urządzenie będzie nas informować, czy użytkownik może np. umyć auto lub podlać ogródek. W projekcie stawiamy na prostotę. Chcemy dać ludziom technologię, która poinformuje ich, ile wody jest w zbiorniku, ile można jej zużyć, żeby zostało tyle, aby móc się umyć oraz zrobić pranie. Takie kompleksowe wieloobiegowe systemy jeszcze nie istnieją, chcemy je opracować i zostać pionierami tej technologii - mówi Wojciech Kamieniecki, dyrektor Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.
Gromadzenie deszczówki

Obniżające się zasoby wód gruntowych oraz głębinowych stanowią coraz większe wyzwanie, które nieuchronnie zbliża nas do stanu suszy hydrologicznej. Zjawisko występuje, gdy rezerwy wody dostępne we wszelkich naturalnych zbiornikach wodnych spadną poniżej lokalnie przyjętego progu. Ten ostatni etap rozwoju suszy przejawia się wyraźnym obniżeniem poziomu wód podziemnych w stosunku do średniego stanu i wysychaniem studni. Według prognoz sytuacja ta będzie się jeszcze pogarszać, co będzie skutkować okresowymi deficytami wody pitnej.

Dlatego w najbliższych latach konieczne staje się wypracowanie rozwiązań w zakresie mikroretencji, szczególnie w przypadku gospodarstw domowych oraz wspólnot mieszkaniowych. Oprócz zachęt w postaci np. dotacji czy rozwiązań podatkowych, uzasadnione jest opracowanie inteligentnych systemów do gospodarowania wodami opadowymi, wykazujących realne korzyści w porównaniu ze stosowanymi obecnie instalacjami biernymi. Warto podkreślić, że gromadzona deszczówka jest doskonałym źródłem darmowej wody dla wszystkich domowych potrzeb, takich jak mycie, pranie, zmywanie itp. Może też później służyć do podlewania ogrodu. Jej rozsączanie w ogrodzie zasila systemy korzenne pobliskich drzew, które z kolei przeciwdziałają tworzeniu się „wysp ciepła”. Dodatkowa korzyść to oszczędności w budżecie domowym w zakresie kosztów wody i odprowadzania ścieków.

Oprócz ochrony przed suszą i deficytem wody musimy zabezpieczać się przed powodziami. Postępujące utwardzanie powierzchni miast i przedmieść powoduje odpływ aż 60-75% wody deszczowej do kanalizacji miejskiej. To z kolei, z uwagi na nasilające się zmiany klimatu i związane z nimi ekstrema pogodowe, powoduje przeciążenie sieci kanalizacyjnej i nagłe powodzie w miastach. Rozwiązanie dla tej sytuacji stanowi rozproszone gromadzenie wody deszczowej w systemach, magazynowanie jej na okres bezdeszczowy, a w przypadku przepełnienia zbiornika – kierowanie jej do skrzynek rozsączających. To nowe, holistyczne podejście jest bliskie NCBR, ponieważ pozwala na zrównoważony rozwój miast i tworzy komfortowe warunki do życia dla ich mieszkańców.
Trzystopniowy obieg wody

W przedsięwzięciu Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, którego ogłoszenie zostało poprzedzone kilkumiesięcznym dialogiem technicznym, przedmiotem prac badawczo-rozwojowych jest opracowanie nowych technologii służących do magazynowania i zagospodarowywania wody deszczowej oraz szarej (odprowadzanej po myciu naczyń, kąpieli czy praniu) w gospodarstwach domowych oraz budynkach użyteczności publicznej. System ma być w pełni bezobsługowy oraz atrakcyjny dla użytkownika, tak aby swoim designem i interfejsem zachęcał do racjonalnego wykorzystywania wody.

Eksperci NCBR podczas wyboru najlepszych ofert będą oceniać m.in. możliwości technologii w obszarze: metod retencji, filtracji, uzdatniania, jakości otrzymanej wody, konstrukcji zbiorników, rozwiązań materiałowych oraz trwałości urządzenia. Ogromnie ważnym aspektem systemu ma być zastosowanie wielokrotnego wykorzystania wody deszczowej do różnych celów.
Opracowana technologia ma pozwalać na trzystopniowy obieg odzyskiwanej wody (deszczowej/szarej/czarnej): najpierw wykorzystywana będzie do mycia i potencjalnie do picia, w kolejnym obiegu do spłukiwania toalety i finalnie do podlewania np. trawnika. Na stworzenie tak zaawansowanego urządzenia podmioty będą miały 2,5 roku, a budżet przygotowany przez NCBR na ten cel opiewa na 4,6 mln zł. Całe przedsięwzięcie realizowane jest w trybie zamówień przedkomercyjnych, dostosowanym do zamawiania rozwiązań niedostępnych obecnie na rynku.




https://wiescirolnicze.pl/newsy/mlody-rolnik-znalazl-swietny-sposob-na-problemy-z-susza/?fbclid=IwAR10SCel2hdbnxArRYUU9uIFAVeK-LsoFRWq5qR8WFr_qzk37Iu-22JsBgo

https://wiescirolnicze.pl/newsy/polska-jednym-z-najubozszych-w-wode-krajow-w-europie/

https://www.agrofakt.pl/melioracje-niedocenione-inwestycje/




niedziela, 17 lipca 2022

To jest kropka, nie przecinek.

 


zrzut widoku ekranu z telefonu







Widzisz.


CO NAPRAWDĘ WYDARZYŁO SIĘ POD GRUNWALDEM ??


NAPRAWDĘ TO NAPRZECIW SIEBIE BYŁY SIŁY KRÓLESTWA POLSKIEGO I WLK KS LITEWSKIEGO.


"Nie było żadnych krzyżaków!!!

Naprawdę!!!"







czwartek, 14 lipca 2022

Demokracja, czyli oligarchia

 




przedruk

tłumaczenie automatyczne




Starożytni Grecy nie uznaliby naszej „demokracji” – zobaczyliby „oligarchię”
3 czerwca 2016 r.




Perykles - rzymska kopia greckiej rzeźby z 430 r. p.n.e.




Starożytnym Grekom zawdzięczamy wiele, jeśli nie większość naszego obecnego politycznego słownika . Od anarchii i demokracji po samą politykę. Ale ich polityka i nasza to bardzo różne bestie. Dla starożytnego greckiego demokraty (wszelkiego rodzaju) wszystkie nasze nowoczesne systemy demokratyczne byłyby uważane za „oligarchię”. Mam tu na myśli rządy i rządy – jeśli niekoniecznie lub wyraźnie dla – nielicznych, w przeciwieństwie do władzy lub kontroli ludu lub wielu ( demokratia ).

Dzieje się tak, nawet jeśli – a nawet dlatego – że niewielu jest wybranych do służby przez (wszystkich) ludzi. W starożytnej Grecji wybory uważano bowiem za same w sobie oligarchiczne. Systematycznie faworyzowali nielicznych, a w szczególności nielicznych niezwykle bogatych obywateli – lub „oligarchów”, jak ich teraz potocznie nazywamy, dzięki Borysowi Bierieżowskiemu i jemu podobnych , którzy są również znani jako „plutokraci” lub po prostu „grube koty”.

Z drugiej strony istnieją pewne znaczące podobieństwa między starożytnymi, a współczesnymi sposobami myślenia politycznego. Na przykład, zarówno dla starożytnych, jak i współczesnych demokratów, wolność i równość są najważniejsze – są to podstawowe wartości polityczne. Jednak wolność dla starożytnego greckiego demokraty oznaczała nie tylko wolność uczestniczenia w procesie politycznym, ale także wolność od niewoli prawnej, od bycia rzeczywistą niewolniczą rzeczą.

A wolność uczestnictwa oznaczała nie tylko rodzaj okazjonalnych saturnaliów , które dla większości z nas uważamy za kluczowy sposób demokracji – chwilową zamianę ról politycznych władców i niewolników w czasie wyborów powszechnych lub lokalnych (lub referendum). Ale raczej wolność dzielenia się władzą polityczną, rządzenia niemal na co dzień.

W IV wieku p.n.e.(E) ateńskie demokratyczne zgromadzenie liczące ponad 6000 dorosłych mężczyzn spotykało się średnio co dziewięć dni. Był to rząd poprzez masowe spotkanie, ale także odpowiednik organizowania co dwa tygodnie referendum w ważnych sprawach.



Równość wtedy i teraz

Równość jest dziś w najlepszym razie tylko mrzonką, przynajmniej w kategoriach społeczno-ekonomicznych, kiedy najbogatszy 1% ludności świata posiada tyle samo, co pozostałe 99% razem wziętych . Znacznie lepiej radzili sobie z tymi sprawami w starożytnej Grecji, a zwłaszcza w starożytnej demokracji ateńskiej.

Brakuje danych statystycznych – starożytni notorycznie byli niebiurokratyczni i uważali bezpośrednie opodatkowanie osób fizycznych za zniewagę obywatelską. Ale można przekonująco argumentować, że „klasyczna” (V-IV wiek pne) Grecja, a zwłaszcza klasyczne Ateny , były bardziej zaludnionymi i zurbanizowanymi społeczeństwami , z wyższym odsetkiem ludności żyjącym powyżej poziomu egzystencji – i z bardziej równym rozkładem własności – jak miało to miejsce w Grecji od tamtej pory, a właściwie niż w jakimkolwiek innym przednowoczesnym społeczeństwie.

Nie oznacza to, że starożytna Grecja może dostarczyć nam bezpośrednio dającego się przekazać przykładu naśladowania demokracji – mamy tendencję do formalnej wiary w absolutną równość wszystkich obywateli w każdym razie jako dorośli wyborcy, niezależnie od płci, i nie wierzymy w słuszność lub użyteczność prawnego zniewolenia ludzi jako rzeczy ruchomych.

Istnieje jednak wiele starożytnych pojęć i technik demokratycznych, które wydają się bardzo atrakcyjne: na przykład stosowanie sortition – losowej metody głosowania w drodze loterii, której celem było uzyskanie reprezentatywnej próby wybranych urzędników. Albo praktyka ostracyzmu – która pozwalała ludności na nominowanie kandydata, który musiał udać się na emigrację na 10 lat, kończąc tym samym swoją karierę polityczną.

A porównanie, a raczej kontrast, naszych demokracji z demokracjami starożytnej Grecji służy podkreśleniu tego, co nazwano pełzającą kryptooligarchią w naszych własnych, bardzo odmiennych (reprezentatywnych, nie bezpośrednich) systemach demokratycznych.



Najgorszy ze wszystkich możliwych systemów

Wszyscy jesteśmy teraz demokratami, prawda? Czy jesteśmy? Nie, jeśli weźmiemy pod uwagę pięć poniższych wad różnie osadzonych we wszystkich współczesnych systemach.


W tej chwili najbardziej słuszne było to, że USA i Wielka Brytania mogły rozpocząć wojnę w Iraku w 2003 r., mimo że ani prezydent USA George W Bush, ani premier Wielkiej Brytanii, Tony Blair, w żadnym momencie nie otrzymali poparcia dla tego decyzji większości własnych obywateli

Obywatele naszych „demokracji” spędzają do jednej piątej swojego życia rządząc partią lub kandydatem innym niż partia lub kandydat, na którego większość z nich głosowała w ostatnich wyborach . Co więcej, wybory nie są w rzeczywistości „wolne i uczciwe”: prawie zawsze wygrywa strona, która wydaje najwięcej pieniędzy , a przez to jest mniej lub bardziej skorumpowana.

Jeśli chodzi o wygranie wyborów, żadna partia nie doszła do władzy bez (rażącego własnego interesu) korporacyjnego wsparcia w takim czy innym kształcie. I, być może najbardziej potępiające ze wszystkich, zdecydowana większość ludzi jest systematycznie wykluczana z publicznego podejmowania decyzji – dzięki przekrzywieniu głosów, finansowaniu kampanii i prawu wybranych przedstawicieli do po prostu bezkarnego ignorowania wszystkiego, co dzieje się pomiędzy (lokalne lub ogólne). ) wybory.

Krótko mówiąc, demokracja zmieniła swoje znaczenie z czegoś w rodzaju „ludowej władzy” starożytnej Grecji i pozornie straciła swój cel jako refleksja, nie mówiąc już o realizacji woli ludu.

Widać dobrze, dlaczego Winston Churchill poruszony, opisał demokrację jako najgorszy ze wszystkich systemów rządowych – poza całą resztą. To nie powinno być jednak powodem, byśmy nadal ignorowali powszechnie uznawany deficyt demokracji. Wróćmy do przyszłości – z demokratami starożytnej Grecji.




Paul Cartledge

A.G. Leventis Senior Research Fellow, Clare College, University of Cambridge




mój komentarz do cytatu:

"Jednak wolność dla starożytnego greckiego demokraty oznaczała nie tylko wolność uczestniczenia w procesie politycznym, ale także wolność od niewoli prawnej, od bycia rzeczywistą niewolniczą rzeczą."


patrz: np. mandaty za nadmierną prędkość na pustej drodze - porównaj z: filmiki, na których policja długo jedzie za kierowcą i filmuje jak ten łamie różne przepisy, zamiast natychmiast go zatrzymać po pierwszym wykroczeniu. I nikt w tym telewizorze się temu nie dziwi!

Nie o bezpieczeństwo tu chodzi, tylko o przyuczenie ludzi do posłuszeństwa wobec władzy - o przyzwyczajenie ludzi do nowej definicji - czym i od czego jest policja drogowa, a potem policja jako taka. Poprzez takie zabiegi ugruntuje się w ludziach przekonanie, że policja nie jest od zapewnienia bezpieczeństwa, tylko jest od ścigania, karania i podporządkowywania sobie ludzi.

Jeśli nie będzie reakcji ze strony społeczeństwa, to będzie stawianie stopy na głowie - jak w USA. 

Policja obligatoryjnie wszystkich kierowców, a z czasem pozostałych obywateli, będzie traktować jak potencjalnych przestępców, jak ludzi drugiej kategorii - jako gorszych od ludzi w mundurach, bo przecież, skoro policjant ma prawo bez powodu kazać ci położyć się na asfalcie, to znaczy, że on ma większe prawa niż ty. 

Czas oczekiwania - mając na uwadze dodatkowe pranie mózgu poprzez filmy - jakieś 30 lat. 

A zaczyna się jak zwykle od drobiazgów - od tego, że bez powodu - brak innych użytkowników drogi - nakłada się na ciebie mandat za "zbyt szybką" jazdę po pustej drodze.

Dlaczego w Niemczech na wielu odcinkach autostrad nie ma ograniczeń prędkości? Przecież autostrada nie jest pusta.


Niemcy są jedynym krajem w Europie i jednym z nielicznych na świecie, w którym na wielu odcinkach autostrad nie ma ograniczeń prędkości. Szacuje się, że limit prędkości nie obowiązuje na 9 tysiącach z 13 tysięcy kilometrów niemieckich autostrad. Jest tam jedynie zalecana maksymalna prędkość wynosząca 130 km/h.



W skądinąd zbiurokratyzowanym, nadmiernie uregulowanym i mającym obsesję na punkcie zasad społeczeństwie, autostrady bez ograniczeń prędkości stały się symbolem ostatnich resztek wolności.

Przynajmniej taką rolę pełnią dla około połowy Niemców. 

To demograficzne wypaczenie mężczyzn i konserwatywno-libertariańskich. Politycznie jest reprezentowana przez centroprawicę, w tym Wolnych Demokratów, jednego z młodszych partnerów w obecnym rządzie Niemiec. Swobodę jazdy na autostradzie uczynili warunkiem przystąpienia do koalicji.

Druga połowa kraju uważa wyścigi na autostradach za pobłażliwe, niebezpieczne i szalone. A jednak zaskakująco trudno jest argumentować, że brak ograniczeń prędkości zabija więcej osób. Niemcy mają stosunkowo niewiele ofiar śmiertelnych wypadków drogowych w porównaniu z innymi krajami, a ofiary śmiertelne, które się zdarzają, mają miejsce głównie na drogach wiejskich z ograniczeniami prędkości.




Przypominam, że jesteśmy krajem o niskiej przestępczości.


















Statystyki - przemoc wobec kobiet w Europie, 2019 r.







https://theconversation.com/ancient-greeks-would-not-recognise-our-democracy-theyd-see-an-oligarchy-60277



http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,10225

http://www.racjonalista.pl/index.php/s,38/t,40373

http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,10265

https://www.google.com/search?q=niska+przest%C4%99pczo%C5%9B%C4%87+europa&tbm=isch&ved=2ahUKEwjyhZbEnPr4AhVtk4sKHRkZAEEQ2-cCegQIABAA&oq=niska+przest%C4%99pczo%C5%9B%C4%87+europa&gs_lcp=CgNpbWcQA1AAWP0GYIsJaABwAHgAgAFOiAHCA5IBATaYAQCgAQGqAQtnd3Mtd2l6LWltZ8ABAQ&sclient=img&ei=SwPRYrK0Ge2mrgSZsoCIBA&bih=631&biw=1280#imgrc=6I9VbvvOXykYBM&imgdii=tvIxhzlrPMqD1M


https://www.dw.com/pl/niemieckie-autostrady-z-limitem-pr%C4%99dko%C5%9Bci-nowa-debata/a-61505898

https://www.bloomberg.com/opinion/articles/2022-07-03/germany-s-cult-of-autobahn-speed-comes-up-against-the-need-to-fight-putin

https://www.adac.de/verkehr/standpunkte-studien/positionen/tempolimit-autobahn-deutschland/

niedziela, 10 lipca 2022

e opowiadanie

 

rozbiór logiczny zajął mi jakieś 2 godziny




zdjęcie dla podniesienia uwagi




przeruk



„W prezencie urodzinowym od ukochanego dostałam... zdradę. Bez żadnych skrupułów wpakował się do łóżka mojej przyjaciółki”


ALEKSANDRA, 35 LAT / 08.07.2022 18:30



Z Zośką przyjaźnię się już piętnaście lat. Los nas zetknął na lekcji wf-u. Silnie rzucona przez kogoś piłka trafiła mnie w głowę. Uderzenie było tak mocne, że zamroczyło mnie i osunęłam się na podłogę.

Następnym, co pamiętam, to wianuszek pochylonych nade mną głów i zatroskana mina nauczycielki. Ułożono mnie na gimnastycznym materacu, zawołano szkolną pielęgniarkę, która zaleciła, abym odpoczęła, a potem poszła do domu.

Jako moją eskortę wuefistka wyznaczyła właśnie Zosię. Wybór nie był przypadkowy – Zośka, córka miejscowego lekarza i bibliotekarki, cieszyła się opinią wzorowej i odpowiedzialnej uczennicy.

Była „kimś” w naszej klasowej społeczności, a o jej przyjaźń zabiegały wszystkie dziewczynki. Osobiście uważałam, że zadziera nosa, więc jej unikałam. Jednak podczas tej drogi do domu dała mi się poznać z innej strony. Była troskliwa, podtrzymywała mnie ramieniem i uparła się, abym pozwoliła jej nieść moją torbę.

Zarobiłam guza i nową przyjaciółkę

– Jest ktoś u ciebie w domu? – zagadnęła, gdy w żółwim tempie pokonywałyśmy ulice miasteczka.

– Nie ma. Rodzice są w pracy. Ale mam klucz.

– To kicha… – zasępiła się. – Nie zostawię cię samej. Ktoś musi cię pilnować. Mogło dojść do wstrząśnienia mózgu, a wtedy szkoda gadać – wymądrzała się.

Nie czułam się już źle, głowa prawie przestała mnie boleć i jedynie rosnący guz dawał mi się we znaki. Byłam jednak ciekawa, jak Zośka mieszka, więc dałam się zaprowadzić spokojną uliczkę do tonącego w kwiatach domku, jakże różnego od bloku, w którym mieszkałam. Drzwi otworzyła gosposia, która na nasz widok zrobiła zdziwioną minę.

– A co Zosia tu robi? – spytała. – Czemu nie w szkole

– Nie widzi pani, że pacjentkę prowadzę?

– Nie widzę.

Zośka zrobiła urażoną minę, ale najwidoczniej gosposia miała w tym domu mocną pozycję, bo „panienka” szerzej wytłumaczyła sytuację.

– Ola oberwała piłką w głowę i nauczycielka kazała mi się nią zająć. U niej nikogo nie ma, więc zabrałam ją do nas, bo jak zemdleje czy coś, będę mieć ją na sumieniu.

– A skoro tak, to dobrze Zosia zrobiła. Wejdźcie, dziewczynki, naszykuję wam herbatki, a jak pan doktor wróci, obejrzy głowę tej panienki – zadecydowała.

Tego dnia spędziłam u Zosi całe popołudnie. Jej tata po zbadaniu mnie stwierdził, że raczej nic mi się nie stało, ale dla pewności kazał mi się oszczędzać przez najbliższe dni i jeszcze odwiózł mnie do domu.

Mimo różnic dobrze się rozumiałyśmy

Kiedy się kurowałam, Zosia wpadała do mnie po lekcjach, zdawała relację z tego, co się działo w szkole, a potem przechodziłyśmy do pogawędek na różne tematy, na przykład książek, bo okazało się, że obie uwielbiamy czytać. Po powrocie do szkoły miałam już przyjaciółkę i za zgodą nauczycielki usiadłyśmy w jednej ławce.

Odtąd Zosia była obecna w moim życiu. Razem spędzałyśmy wolny czas, zwierzałyśmy się sobie i choć życie każdej z nas wyglądało zupełnie inaczej, dobrze się rozumiałyśmy. Mimo pewnej wzajemnej zazdrości. Ja jej zazdrościłam zamożnego domu, a ona mnie swobody wynikającej z częstej nieobecności moich zapracowanych rodziców.

– Fajnie masz – mówiła. – Mnie pilnują na każdym kroku jak przedszkolaka. Pani Hanka codziennie wszystko sprawdza, a potem zdaje relację mamie. Nie daj Boże, gdy coś zrobię nie tak, zaraz robią mi wykłady. Nie masz pojęcia, jakie to wkurzające i nużące…

– A ty nie masz pojęcia, jak to jest, gdy wszystko musisz robić sama i sama o siebie dbać – ripostowałam. – Nikt nie podaje mi śniadania pod nos, nawet niespecjalnie się interesuje, czy je zjadłam.

Na takich rozmowach, prowadzonych raz u mnie, raz u niej, upływały nam całe godziny. Kiedy nadeszły wakacje, Zosia wyjechała z rodzicami na wczasy, ja zostałam odesłana na wieś do wujostwa, gdzie „zażywałam świeżego powietrza”.
Nie było mi tam źle, ale tęskniłam za Zosią

Przesyłałyśmy sobie wiadomości i odliczałyśmy czas do sierpnia, kiedy miałyśmy razem pojechać na obóz. Podczas długich wieczorów ze znalezionej u ciotki włóczki wydziergałam dla Zosi sweterek.

Gdy się wreszcie spotkałyśmy, nie mogłyśmy się nagadać. Ona opowiadała o tym, co zwiedziła, ja o urokach wiejskiego życia. Dałam jej sweterek, który zaraz włożyła i powiedziała, że chyba będzie w nim spać, bo tak jej się podoba. Ona przywiozła mi śliczny komplecik biżuterii zrobionej z muszelek, który kupiła nad Adriatykiem.

Dopiero studia rozluźniły naszą bliską i codzienną relację. Studiowałyśmy wprawdzie w tym samym mieście, ale na różnych uczelniach. Ja wybrałam kierunek nauczycielski, ona zgodnie z rodzinną tradycją medycynę. Pochłonięte nauką i studenckim życiem miałyśmy mniej czasu dla siebie i choć nadal się spotykałyśmy, to już nie tak często.

Na otrzęsinach mojego roku poznałam Daniela. Trafił na naszą imprezę jako gitarzysta zespołu, który przygrywał do tańca. Podczas przerwy w graniu przysiadł się do mnie i zaczęliśmy rozmawiać.

Kończył studia na akademii muzycznej, ale dodatkowo studiował marketing i zarządzanie, bo z muzyki może nie wyżyć. Spodobał mi się, że przystojny, artysta, z marzeniami, a zarazem praktyczny i realistycznie myślący o przyszłości. Wydawał się też autentycznie mną oczarowany i zanim zabawa się skończyła, umówiliśmy się na randkę.

Imponował mi. Poważnym podejściem do życia i ambicjami, które kazały mu studiować dwa kierunki. Moje serce topniało pod wpływem drobnych gestów, którymi okazywał mi szacunek i troskę.
Nic dziwnego, zakochałam się po uszy

Wreszcie uznałam, że pora przedstawić go Zosi. Okazji dostarczyły moje urodziny. Zarobiłam trochę pieniędzy na korepetycjach i dzierganiu sweterków oraz czapek dla koleżanek, więc postanowiłam zaprosić Zosię i Daniela do knajpki. Zawczasu zamówiłam stolik i pół godziny przed czasem siedziałam przy nim, czekając na moich najważniejszych i jedynych gości.

Wystrojona w najlepszą sukienkę wpatrywałam się w drzwi, zastanawiając się, które z nich pierwsze się zjawi. Obstawiałam Zośkę, której napomknęłam, że czeka ją niespodzianka. Wpadła zarumieniona, oczy błyszczały jej ciekawością.

– No to gadaj, gdzie ta niespodzianka! – zawołała, wycałowawszy mnie urodzinowo. – Coś czuję, że czeka mnie szok – mrugnęła porozumiewawczo. – A to dla ciebie – podała mi paczuszkę. Usiadła tyłem do wejścia i wpatrywała się we mnie.

Rozpakowałam prezent i uśmiechnęłam się radośnie na widok drogiej jedwabnej apaszki.

– Dziękuję! Od dawna o takiej marzyłam. A niespodzianka… – zerknęłam na zegarek – zaraz powinna nadejść.

W tym momencie w drzwiach pojawił się Daniel z bukietem w ręku. Zrobiło mi się jakoś tak miękko w sercu, jakbym się rozpuszczała od środka. Daniel przez chwilę się rozglądał, po czym dostrzegł mnie i ruszył w kierunku naszego stolika.

– A oto i on. Moja niespodzianka! – zaanonsowałam Zosi, gdy stanął przy nas.

Czułam się zdradzona i oszukana

Podniosła głowę, a ja podekscytowana radosną chwilą nie zwróciłam wtedy uwagi na długie spojrzenie, jakie ta dwójka między sobą wymieniła.

– To Daniel, mój chłopak – po raz pierwszy publicznie go tak nazwałam. – A to Zośka, moja najlepsza przyjaciółka – dokończyłam prezentacji. – Czego się napijecie?

Resztę imprezy pamiętam jak przez mgłę. Z każdą upływającą minutą czułam się gorzej. Daniel, wręczywszy mi kwiaty i złożywszy życzenia, jakby zapomniał o moim istnieniu. Rozmawiał prawie wyłącznie z Zosią. Wypytywał ją o wszystko, a słuchając odpowiedzi, błądził wzrokiem po jej twarzy i dekolcie.

Zośce zaś w ogóle to nie przeszkadzało. Niby starała się wciągać mnie do rozmowy, jednak nawet ślepy zauważyłby, że nie pozostaje obojętna na urok Daniela, a jego zainteresowanie sprawia jej przyjemność.

Flirtowali. Na moich oczach! Tego nie dało się usprawiedliwić uprzejmością – że niby mój facet i moja przyjaciółka chcieli być w dobrych stosunkach ze względu na mnie. Sorry, ale nie!

Kiedy już zjedliśmy kolację i wypiliśmy butelkę wina, Daniel zaczął się niespokojnie kręcić.
No, jak mogła mi to zrobić!?

– Wybacz, Oluś, ale muszę się jeszcze dzisiaj pouczyć – powiedział, uśmiechając się przepraszająco. – Jutro mam ważne kolokwium, którego nie mogę zawalić. Wezwę taksówkę i odwiozę was do domu – zaproponował. – Wypiłem, więc nie mogę prowadzić. Najpierw odwieziemy Oleńkę, potem ciebie – zwrócił się do Zosi.

Zośka nie zaoponowała. Ja miałam zbyt ściśnięte gardło, by cokolwiek powiedzieć. Dopiero kiedy wróciłam do akademika, pozwoliłam łzom i żalom popłynąć. Nie tak wyobrażałam sobie swoje urodziny.

– To podłe! – łkałam w poduszkę. – Jak oni tak mogli?

Czułam się podwójnie zdradzona, upokorzona i zlekceważona. Nie bardzo wiedziałam, które z nich obarczam większą winą, ale większy żal czułam do Zośki. Daniela znałam raptem parę tygodni, a ją… ją…

Przez kolejne dni gorycz we mnie narastała. Najchętniej zaszyłabym się w łóżku i nie wychodziła nigdzie, jednak na zajęciach musiałam się pojawiać.

Czasem wydawało mi się, że gdzieś w tłumie widzę ich oboje, objętych, zakochanych. Nie chciałam mieć z nimi nic wspólnego, ale też… żadne z nich się nie odezwało, żadne nie wyjaśniło, nie przeprosiło, nawet telefonicznie… Dranie.
Olałaś mnie, zdradziłaś, odbiłaś mi chłopaka

W końcu przestałam liczyć godziny, dni, noce, tygodnie mijające od zerwania z miłością i – co gorsza – przyjaźnią. I wtedy, któregoś wieczoru, kiedy kułam do egzaminu, usłyszałam ciche pukanie do drzwi.

– Proszę!

Ponowne pukanie.

– Jezu… Kto tam znowu…

Niechętnie oderwałam się od książki i poszłam otworzyć. Na progu stała Zośka.

– Naprawdę mogę wejść? – zapytała niepewnie.

Bez słowa odsunęłam się, robiąc jej przejście.

– Wiem, że to moja wina – zaczęła bez wstępów, siadając sztywno na brzeżku jedynego w pokoju fotela. – Masz prawo mnie nienawidzić. Nie zdziwię się też, gdy nigdy mi nie wybaczyć, ale i tak przyszłam przeprosić…

– Nie spieszyło ci się – burknęłam, zaplatając ręce na piersi. – Teraz już mnie to nie obchodzi.


– Ale mnie obchodzi. Bardzo – oblała się rumieńcem. – Tęsknię za tobą. Strasznie za tobą tęsknię. Dlatego przyszłam, choć wstyd mi tak, że legenda, ale muszę choć spróbować ci wyjaśnić…

– A to da się w ogóle wyjaśnić? – zakpiłam. – Mniejsza o niego, ale ty? Olałaś mnie, zdradziłaś, odbiłaś mi chłopaka. Czyli co? Nigdy tak naprawdę się dla ciebie nie liczyłam?

– To nie tak! – zawołała. – Ola, błagam cię… To nie tak!

– A jak? Okej, zakochałaś w tym samym facecie co ja. Przykre, ale bywa. Mogłaś mi powiedzieć. Pokłóciłybyśmy się, pożarły, walczyły o niego, ale ty… ty go po prostu ukradłaś!

– Wcale nie! Wcale go nie chciałam. To on się przyczepił!

– Aha. Czyli to wszystko jego wina, ty jesteś bez grzechu, jak świeżo ochrzczone niemowlę…

– Ola, nie o to mi chodzi. Proszę, daj mi powiedzieć!

Wzięłam się w garść.
A to drań, nawet się nie wypierał…

– Dobra, mów, ale streszczaj się. Muszę się uczyć.

– Pięć minut wystarczy, tylko nie przerywaj – poprosiła. Kiwnęłam głową, a ona wzięła głęboki oddech.

– Wtedy na twoich urodzinach Daniel rzeczywiście mnie podrywał, a ja… tak, mój błąd, ja mu na to pozwalałam. Z głupiej, babskiej próżności. Bo ci go pozazdrościłam. Bo zawsze ci zazdrościłam urody i powodzenia. Nie rób takiej miny. Mogłaś się domyślić… Nie, no pewnie, jesteś ponad to.

– Przepraszam, nie chciałam, by zabrzmiało, jakbym cię obwiniła. Liczy się, że gdy poprosił mnie o spotkanie, zgodziłam się, choć czułam, że nie powinnam. Wmawiałam sobie, że to tylko spotkanie, żadna randka, że sprawdzam jego wierność, jak na dobrą przyjaciółkę przystało.– wybuchłam śmiechem, dawno nie słyszałam takiej ściemy.

– Taaa… Zwykłe chrzanienie, wiem. Jednak kiedy zaczął mówić, że na taką dziewczynę jak ja czekał całe życie, zapaliła mi się w głowie czerwona lampka. 

Zaczęłam wypytywać o ciebie i usłyszałam, że to nic poważnego, że po prostu chciał być miły… – Miły? Chryste… Miły?! Więdły mi uszy.

– Powiedz szczerze, poszłaś z nim do łóżka?

– Nie chcę cię okłamywać, dość już podłych rzeczy z mojej strony, ale tak, poszłam, uwiódł mnie, nie dałam rady się mu oprzeć.

– Świetnie, masz mi coś jeszcze do powiedzenia, czy może dasz mi w końcu spokój?

– Mam kolegów tu i tam, więc o niego podpytałam. Podobno specjalizuje się w dziewczynach z zamożnych domów i dociera do nich poprzez ich kuzynki, znajomych, przyjaciółki… Trudno powiedzieć, czy poluje na żonę, pieniądze, układy, znajomości, które pomogą mu się ustawić w życiu. Dziewczyny się tym nie chwalą, no bo nie ma czym. Dały się złapać, wykorzystać, zastraszyć. Ja też. Gdy go wprost zapytałam, nawet się nie wypierał, gnojek jeden. I zaraz mi zagroził, że jak zrobię z tego halo, to ty też poznasz prawdę. Że wycelował we mnie, a ty byłaś jedynie środkiem do celu. Przyjemnym, nie musiał się zmuszać, ale… – urwała, bo uniosłam dłoń. – Okej, oszczędźmy sobie szczegółów.

– Czemu wcześniej ci nie powiedziałam? A uwierzyłabyś mi?

Wzruszyłam ramionami. Czemu teraz byłam skłonna uwierzyć, a wtedy pewnie znienawidziłabym ją jeszcze bardziej? Może musiało minąć trochę czasu?

– Poza tym wstydziłam się                      I bałam się, 



– Bo nie 

– Wiem, teraz już to wiem, 

-  może być inaczej, jeśli dasz  szansę, możemy zbudować coś … Nie musisz  od razu…

Nie musiałam . Kazałam jej odejść i wróciłam do nauki. Taki rodzaj wyparcia. Ale gdzieś z tyłu głowy, w tle, żarna mieliły informacje i po egzaminie zadzwoniłam do niej, by powiedzieć:

– Okej, spróbujmy.

trochę zajęło, ale polega na . Ode mnie zależało, czy uznam 

nie jest już taka dziecięca i młodzieńcza, naiwna i radosna. Dojrzała, wyzbyła się złudzeń,  Przetrwała, a minęło już blisko dwadzieścia lat. 




https://polki.pl/po-godzinach/z-zycia-wziete,w-prezencie-urodzinowym-od-ukochanego-dostalam-zdrade-bez-zadnych-skrupulow-wpakowal-sie-do-lozka-mojej-przyjaciolki,10445192,artykul.html?fbclid=IwAR2i_3NZy9XzV-at__z_gmuZSITFEMU6HvPdM_KJVrxrRXvQL-8JaMTqM_I
















czwartek, 7 lipca 2022

Sztuka, a postęp ludzkości

 


Wypowiedź pochodzącego z Kanady Constantine Passarisa - profesora ekonomii na Uniwersytecie Nowego Brunszwiku




przedruk

tłumaczenie automatyczne



Czego świat może się nauczyć z greckiej pasji do sztuki


Sztuka w starożytnej Grecji jest odniesieniem dla cywilizacji zachodniej. Grecy wierzyli, że sztuka i kultura są podstawowymi filarami społeczeństwa obywatelskiego .



Constantine Passaris
4 lipca 2022 r




Przez wieki Grecja tworzyła inspirującą spuściznę w sztuce i kulturze. Znani greccy filozofowie, architekci, rzeźbiarze, poeci i dramaturdzy, tacy jak Platon , Arystoteles, Sokrates, Herodot, Sofokles, Eurypedes i Ajschylos wnieśli znaczący wkład na przestrzeni wieków w sztukę i kulturę oraz pozostawili niezatarty fundament dla przyszłych pokoleń.

Grecki model wspierania sztuki jest zarówno stary, jak i trwający; obejmuje różnicę i internacjonalizm i wierzy, że sztuka jest kamieniem węgielnym społeczeństwa obywatelskiego. Powinniśmy uczyć się z tego modelu.

U podstaw greckiego podejścia do kultury leży idea filoksenii.

 Philoxenia to greckie słowo, które ma swoje korzenie w starożytnej greckiej frazeologii; nie ma odpowiednika w żadnym z języków zachodnich. Dosłowne tłumaczenie słowa philoxenia to „przyjmowanie obcokrajowców”.



Filoksenia — grecki duch poparcia dla sztuki

Filoksenia ma jednak głębszy i szerszy wydźwięk kulturowy. Obejmuje etos, koncepcję i sposób myślenia. Oznacza globalny zasięg, poziom komfortu z różnorodnością i kulturowy etos obejmujący uniwersalność.

Philoxenia zapewnia poziom komfortu, angażując resztę świata. Zachęca do szukania w globalnych kontekstach zamiast ograniczania społeczeństwa do lokalnego środowiska. Sugeruje dobrą wolę w kierunku międzynarodowego zasięgu kulturalnego. To inkubator różnorodności perspektyw i pomysłów.

Ten etos wspierania sztuki to już nie tylko przeszłość. Jako profesor wizytujący w Międzynarodowym Centrum Pisarzy i Tłumaczy na Rodos latem 2018 roku miałem okazję osobiście doświadczyć nieustannej greckiej pasji do inkubacji, pielęgnowania i promowania sztuki i kultury.

Ten fundamentalny i niezachwiany etos kulturowy jest ich podstawową filozofią dla sztuki. Głównym przekonaniem jest to, że wspieranie sztuki i kultury nie jest luksusem, ale inwestycją w postęp ludzkości. Jest niezbędnym rusztowaniem do budowania i utrzymywania społeczeństwa obywatelskiego. Jest kamieniem węgielnym ludzkiego wzrostu i rozwoju.

Kanadyjskie gminy mogą się wiele nauczyć z tej koncepcji filoksenii.



Ruiny Ancieint w Kameiros, Rodos




Kamień węgielny miast

Nieodłącznym elementem tego modelu zarządzania jest uznanie, że wspieranie i finansowanie sztuki i kultury nie jest wydatkiem, ale inwestycją w rozwój estetyczny oraz postęp cywilizacji i ludzkości.

Kanadyjskie gminy są podstawą wspierania, pielęgnowania i promowania sztuki i kultury; są kamieniem węgielnym pod kulturową panoramę i artystyczną ekspresję ich miast.

Gminy są kluczem do przekształcenia aspiracji kulturowych społeczeństwa obywatelskiego w pragmatyczną rzeczywistość. To, czego brakuje w naszej kanadyjskiej miejskiej polityce kulturalnej, to duch filoksenii.


Włączenie formy kanadyjskiej filoxenii pozwoli naszym miastom przyjąć globalny sposób myślenia i międzynarodową misję. Co ważniejsze, będzie to wymagało od gmin uznania, że ​​ich budżet na kulturę nie jest błahym wydatkiem, ale inwestycją, która w przyszłości przyniesie korzyści kulturalne.



Wzór do naśladowania dla polityki kulturalnej

Grecja z determinacją realizuje ambitne cele swojej polityki kulturalnej. Pomimo wojen, klęsk żywiołowych i kryzysów gospodarczych Grecja nie zachwiała się w swojej misji wspierania, pielęgnowania i promowania sztuki i kultury. Na przykład w szczytowym okresie niedawnego kryzysu gospodarczego w latach 2010-2013 Grecja finansowała koszty wykładowców na nauczanie współczesnej greki na niektórych kanadyjskich uniwersytetach, w tym na moim na Uniwersytecie Nowego Brunszwiku.

Międzynarodowe Centrum Pisarzy i Tłumaczy na Rodos, gdzie byłem profesorem wizytującym, jest drogowskazem dla realizacji lokalnej polityki kulturalnej.

Jego programami zarządza garstka oddanych profesjonalistów, wspieranych przez społeczność. Ich coroczne wydarzenia kulturalne i artystyczne obejmują warsztaty pisarskie, recitale muzyczne, programy edukacyjne dla szkół, premiery książek i warsztaty tłumaczeniowe. Wspierają międzynarodową, utalentowaną i twórczą grupę osób, które kształtują współczesne oblicze sztuki i kultury.

Wyspa Rodos jest jedną z większych greckich wysp położonych na Morzu Egejskim. Stolica, zwana także Rodos, jest domem dla średniowiecznego miasta wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO, które jest jedynym europejskim średniowiecznym miastem stale zamieszkiwanym. Rodos to miasto, w którym naturalne piękno, bogata historia, tętniące życiem społeczeństwo i kwitnąca scena kulturalna łączą się, tworząc potężną synergię ekspresji kulturalnej i artystycznej.

Rodos jest wzorem do naśladowania, jeśli chodzi o promowanie wizjonerskiej polityki kulturalnej i wspieranie tętniącej życiem społeczności artystycznej i kulturalnej. Centrum kultury na Rodos służy jako inkubator dla następnej fali znaczącego wkładu w sztukę i kulturę na całym świecie.

Moim zdaniem gminy kanadyjskie mają obowiązek spełniać nadzieje i aspiracje mieszkańców. Do tego wsparcia rządowego artyści i twórcy kultury mogą dodać odrobinę wizji i eksperymentów, jednocześnie obejmując kontekst międzynarodowy i wielokulturowy.

Wsparcie finansowe oraz kreatywna wizja mogą pomóc rozkwitnąć sztuce i kulturze jako hołd dla trwałej wartości estetycznej elegancji społeczeństwa obywatelskiego i jako pomnik wiecznej chwały współczesnej cywilizacji.








*Constantine Passaris jest profesorem ekonomii na Uniwersytecie Nowego Brunszwiku. Artykuł został opublikowany w The Conversation i ponownie opublikowany tutaj na licencji Creative Commons.




https://greekreporter.com/2022/07/04/world-learn-greece-passion-arts/?fbclid=IwAR3F9SqyXdaizLNZHLQ1K0_nx41PsHfga_bfCFQ4PNf_wTynWPfoA21rHwU