Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

sobota, 8 czerwca 2024

Efekt dominacji mediów





Po prostu media dominują nad wychowaniem.


To, na co jest położony nacisk w mediach, jest zauważane przez młodzież najbardziej - i, że tak się wyrażę - kultywowane, podnoszone i niesione dalej już jako część składowa życia.


Nikogo nie obchodzą problemy tożsamościowe innych ludzi, bo "każdy" jest zajęty swoim życiem.


Ludzie wychodzą z założenia, że jak ktoś ma problemy ze sobą, to niech idzie do psychologa, niech go mama zaprowadzi. My nie jesteśmy od tego, żeby osobom niepewnym siebie, albo cośpodobnego, powtarzać, że ich akceptujemy i tak dalej.

Nikt obcych ludzi nie niańczy.

Nikt rudych po głowie nie głaszcze i nie ociera łzy piegowatym.

A co z brzydkimi?
Ktoś się nad nimi roztkliwia??

Takie po prostu jest życie, tacy są ludzie.

A zagadnienie - dlaczego osoba została np. pobita, albo skarży się, że ktoś jej okazuje, że jej "nie lubi" to są osobne indywidualne przypadki 

i nikt nie będzie teraz rozważał jak to było, kto kogo i tak dalej, nikt nie jest prokuratorem ani sądem i nie będzie poprawiał komfortu życia tym osobom - bo to nikogo nie obchodzi, bo ludzie nie mają czasu na cudze problemy.

Jak ktoś kogoś pobił - to do sądu, a nie do telewizora.


Celebrytów też to nie obchodzi, ich obchodzi to, żeby być rozpoznawalnym, bo dzięki temu mają co do garnka włożyć, dlatego powtarzają farmazony za głównym trendem, by być w trendzie i by media zechciały ich pokazywać, drukować.

Jak będzie trend chodzić z plastikowym wiadrem na głowie, to też tak będą chodzić, żeby być "trendi".

Młoda dziewczyna dała sobie oczy "wytatuować" i oby nigdy więcej razy coś takiego ludzi nie spotkało.


A teraz pod wpływem finansowania lgtb w mediach - temat ten stał się częścią przekazu i stałym elementem w telewizorze czy radiu.

Czemu "wszyscy" redaktorzy podejmują ten temat?

Kto im każe?


Nagminne o tym powtarzanie już spowodowało zamęt w psychice młodzieży i "wysyp" osób o zachwianej osobowości - należy więc pilnie zakazać tego tematu w mediach, a osoby lgtb niech sobie radzą ze swoimi osobistymi problemami tak jak wszyscy - samodzielnie i bez wejściówek w mediach.







przedruk




1 CZERWCA 2024

„Madki”, „bachory” i „kaszojady”… O największej fobii XXI wieku





Zgodnie z liberalnym credo, nienawiść wobec czarnoskórych, środowisk LGBT+ i wszelkich mniejszości jest całkowicie nie od pomyślenia. Co innego, jeżeli mówimy o dzieciach.


Miesiąc maj. Przez ulice polskich miast, nie niepokojone przez nikogo, w asystencji policji i służb, pod patronatem włodarzy i celebrytów, przetaczają się marsze „najbardziej uciskanej mniejszości w Polsce”.

O straszliwych prześladowaniach opowiadają ich liczni polityczni reprezentanci, zasiadający w ławach poselskich, ministerstwach i instytucjach europejskich. Na ciężki los skarżą się niebinarni studenci, zakładający inkluzywne koła naukowe, uczęszczający na Queer and Gender studies, wspierani przez kadry pedagogiczne zwracające się do nich wybranymi zaimkami. Powszechne wykluczenie powoduje, że w centrach wielkich miast ciężko o lokal pozbawiony loga LGBTQ friendly”.


Wczorajsi aktywiści wchodzą dzisiaj w skład rządu. Tam przekonują o konieczności kneblowania ust oponentom, którzy za nawet najmniejsze słowa krytyki będą mogli trafić za kratki. Ich stronę trzyma wymiar sprawiedliwości, tylko czekający za uchwalenie nowej kategorii „przestępstw z nienawiści”.

Wraz z tą równoległą rzeczywistością, w Polsce istnieje grupa społeczna, o której faktycznych prześladowaniach nigdzie nie przeczytacie. BBC nie zrobi o tym filmów dokumentalnych, a głos tych osób nie przebije się na forum TSUE. Systemowego nękania doznają w internecie, przestrzeni publicznej, parkach, restauracjach. Dzieci – bo o nich mowa – stanowią dzisiaj jedną z najbardziej nielubianych grup społecznych.

Swego czasu wielką popularność zdobył angielski bar dog friendly, child free (ang. przyjazny psom, wolny od dzieci). Brytyjska prasa rozpisywała się o genialnej strategii marketingowej, oddającej nastroje społeczne. Doceniano, że ktoś w końcu nazwał pewne sprawy po imieniu. Jednocześnie na jaw wyszła niepokojąca prawda: wyrażanie otwartej dezaprobaty wobec dzieci stało się powszechnie akceptowalne.

Na problem zwrócił uwagę w swoich mediach społecznościowych magazyn Ładne Bebe. W jednej z ankiet autorzy stwierdzili: „nie ma nic złego w mówieniu, że się nie lubi dzieci”. Internauci w zatrważającej większości (92 proc.) przyznali im rację.

Problem w tym, że nieco wcześniej na profilu pojawiły się podobne ankiety, odnoszące się do czarnoskórych, seniorów, Żydów i ludzi otyłych. W przeciwieństwie do dzieci, internauci wyrazili powszechne oburzenie na sugestię, że można negatywnie mówić o którejkolwiek z powyższych grup.

Tylko 16 proc. uważało, że nie ma nic złego w nielubieniu czarnoskórych, 36 proc. gdy sytuacja dotyczy seniorów, 26 proc. – Żydów, a 20 proc. – ludzi otyłych.


Ciężko o większy przykład „postępowej” schizofrenii. Podczas gdy „homofobia”, „transfobia”, rasizm”, „antysemityzm”, „ejdżyzm” czy „fatbofia” należą do grzechów głównych demokratycznego społeczeństwa, nienawiść do dzieci jeszcze nigdy nie miała tak dobrej prasy. 

Jak wynika z internetowych wyznań, najmłodsi drażnią swoją obecnością w restauracjach, ich płacz nie pozwala zrelaksować się w parku, przeszkadzają robiącym zakupy, wchodzą pod koła rowerzystów czy zaczepiają spacerujące z właścicielami czworonogi. Są i tacy, którzy nie życzą sobie ich obecności nawet w kościele.

Coraz gorszą pozycję dzieci w społeczeństwie odzwierciedlają zmiany w języku codziennym. Zaledwie krótka obecność w internetowej mediasferze wystarczy, by zauważyć natłok pejoratywnych określeń.

Choć publicznie nie pozwalamy sobie na takie określenia jak „bachory” czy „gówniarze” w powszechnym użyciu pozostają „gówniaki”, „gówniaczki”, „bombelki” czy – ostatnio bardzo popularne – „kaszojady”. Piękno macierzyństwa ginie pod naporem „madkowego” contentu, a otrzymujący 800+ zaliczani są w pierwszej kolejności do patologii przepijającej świadczenia pobierane na swoje potomstwo. Nie mówiąc już o rodzinach wielodzietnych, nazywanych powszechnie żerującymi na zasiłkach „dzieciorobami”.

I choć część powie, że przecież to takie pieszczotliwe, a rodzice przecież mają prawo zwracać się do dzieci jak chcą, to – jak słusznie zauważył dr Marcin Kędzierski – kiedy w podobny sposób wyrażamy się o pociechach publicznie, czujemy, że coś jest nie tak.

W uprzedmiatawianiu dzieci często wiodą prym sami rodzice. Krzysztof Bosak, dzieląc się doświadczeniami ze spotkań wyborczych, stwierdził, że wiele dzieci często nie potrafi się nawet przedstawić. „Rodzice są często zaskoczeni kiedy witam się także z ich dziećmi, nawet już dorastającymi. Wyjątkiem są rodzice, którzy sami porządnie przedstawią z dumą swoje dzieci. Wydaje mi się, że to są drobne gesty, a budujące wartość i obycie młodego człowieka” – pisał wicemarszałek Sejmu.

W większości zachodnich społeczeństw na dobre odczłowieczono już dzieci nienarodzone. Najwyraźniej przyszedł czas na obrzydzanie tych, które zdążyły się urodzić. Doskonale łączyłoby się to z logiką depopulacji, widzącej we wzroście demograficznym największe zagrożenie dla planety i ludzkości. W takiej sytuacji tym bardziej – parafrazując klasyka – spieszmy się je kochać; dzisiaj jest ich już tak niewiele.



Piotr Relich







pch24.pl/madki-bachory-i-kaszojady-o-najwiekszej-fobii-xxi-wieku/



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz