Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

piątek, 31 stycznia 2014

Korespondencja z Ukrainy - Jak to wygląda naprawdę.




Maria Pyż

Jako osoba mieszkająca na Ukrainie chcę powiedzieć, że to, co pokazują media, jest niezgodne z prawdą. Dlaczego? Tu trzeba zauważyć niektóre rzeczy. Media, które chcą publikować prawdę, są zagłuszane głosem mediów z głównego nurtu. To, co głoszą polscy (i nie tylko) dziennikarze, powtarzający jak barany hasło „sława Ukrainie”, jest obrzydliwe, a wiara w to, że nikt nie wie, co znaczy to hasło, jest po prostu zatrważająca, bo kończy się ono stwierdzeniem „smert' lacham”. „Ukraina ponad wszystko” – skąd to hasło się wzięło i czy niczego Wam nie przypomina?

Teraz główne pytanie – od czego to się zaczęło? Że przebrała się miarka? Niekoniecznie. Chcieli ludzie do Europy? A czy dotrą do niej z koktajlem Mołotowa w ręku? Czy obecny prezydent Ukrainy nie został wybrany w legalnych wyborach? Czy nie było to kilka przynajmniej spokojnych i może nawet lepszych lat niż za Juszczenki? Czy nie wstrzymał on inflacji, którą pozostawił po sobie były prezydent Ukrainy? Szacunek mu się należy nawet za to, że pościągał tytuły bohaterów z Bandery i innych członków OUN-UPA.





Mówią o totalitarnym reżimie – a przecież było wszystko w miarę dobrze. Przynajmniej normalnie pracowały urzędy, organizacje społeczne tak ważne dla Polaków, których istnienie w obecnej sytuacji stoi pod znakiem zapytania. Ludzie w Kijowie, a teraz nie tylko, bo w innych miastach też, nie bali się wychodzić z domu. A teraz? Co mamy? Tu można wyliczać w nieskończoność. Co z tego wyniknie? Każde prawo ma dwie strony. O ile dla Polaków, jak i innych mniejszości narodowych jest źle, to dla Ukraińców zabezpiecza porządek. I tu nie ma co się dziwić, bo kto widział pokojowe demonstracje z ludźmi w kaskach, zasłoniętą twarzą i narzędziem do walki w ręku?
Kto Wam powiedział, że na Ukrainie nie było wolności słowa i myśli obywatelskiej? Kto mówił, że było tak źle, aby stało się jeszcze gorzej? Kto powiedział, że to Berkut zastrzelił ludzi? Kto widział, skąd leciały kule? Oczywiście, że Berkut nie miał prawa bić ludzi wtedy, gdy jeszcze była pokojowa demonstracja. Ale dlaczego nie padło nazwisko – kto dał rozkaz pobicia ludzi?




Po co wdzierać się do rad obwodowych w Równem, Chmielnicku, Czerkasach, Lwowie i innych miastach? Czy jest normą niszczenie przez tłum budynków rządowych? Czy to normalne, że przewodniczący obwodowej rady Iwano-Frankiwska klęka przed ludźmi? Czy na porządku dziennym jest zmuszanie przewodniczącego obwodowej lwowskiej rady do podania się do dymisji?  Czy na ich miejsce przyjdą lepsi? Czy właśnie nie ci przewodniczący od początku wspierali Majdan? Czy to nie spod lwowskiej rady jechało codziennie kilkadziesiąt autobusów do Kijowa? Gdzie jest logika?
Kto płaci za jedzenie, spanie i leczenie tych ludzi? Kto przewodniczy strajkom w Kijowie i innych miastach? Kto zabezpieczył strajk oponami, kaskami, workami z piaskiem i innymi rzeczami? Czy to normalna pozycja obywatela zrywanie bruku z ulicy i rozbijanie go młotkiem? Przecież to wszystko kosztuje. I to nie mało. Kto zapłaci za odbudowę miasta i zniszczone mienie, m.in. nie tylko w kijowskich urzędach? Jak urzędnicy mają pracować w tym wszystkim? Jak ma funkcjonować państwo?
I tu wracamy do głównego pytania - o co poszło? Od czego zaczął się Majdan? Czego chcieliśmy? Czy to tak miało być? Kto zapłacił, aby ten, co stoi na Majdanie, miał gdzie się wyspać i co zjeść, a jeszcze kask na głowie i jakiś instrument w ręku? Jedno pytanie – dla kogo to jest wygodne? Komu sprzyja taki rozwój sytuacji?

A póki trwają w Kijowie pokojowe godziny, możemy się zastanowić – czy nie jest zbędną ingerencją w wewnętrzne sprawy państwowe postawa Brukseli? Czy mają prawo mówić, że z tym prezydentem nie będą się umawiać? A z jakim? Czy nie są zbędne gesty ze strony USA w wypowiedzi, że rozważają możliwość wprowadzenia sankcji? I jak tu oceniać wypowiedzi z Rosji, że mogą Ukrainie pomóc?



Tymczasem mamy najbardziej ekscytujące kadry dla BBC i innych tego rodzaju kanałów. Zastanówmy się – co to nam da? Czy Janukowycz dobrowolnie odejdzie od władzy i rozpłynie się w mroku Majdanu? Nie! Czy Tiahnybok odżegna się od neofaszystowskich haseł i przekreśli cały program partii Swobody? Nie! Czy Jaceniuk pomagający Tymoszenko i dzięki temu mający w ogóle jakiekolwiek poparcie jest w stanie coś zaproponować Ukrainie? Nie! Czy Kliczko, który ma niby najlepsze rokowania według sondaży europejskich na bycie prezydentem Ukrainy, może nim zostać? Nie!
Tu sprawa jest banalnie prosta – Janukowycz mocno trzyma władzę, Tiahnybok nie zrezygnuje z ideologii, która jest obca większości Ukrainy, Jaceniuk po prostu nie może, a Kliczko jest obywatelem Niemiec. I co w tej sytuacji ma począć zwykły obywatel?

Główne pytanie siedzące we wszystkich głowach – co dalej zrobić z Majdanem? Czy ci ludzie mogą tam stać wiecznie? Czy obecna władza pójdzie na ustępstwa? I na czym w ogóle one mają polegać? Kto w wyniku tego wszystkiego dojdzie do władzy?
I jeszcze jedno – w którym miejscu zaczyna się demokracja lub gdzie ona się kończy? Gdzie tu jest miejsce dla zwykłego obywatela? Może to wszystko tylko cudzy scenariusz rozgrywki, krwawej i okrutnej? Co będzie dalej?

 Autorka jest redaktorem Polskiego Radia Lwów.


Ukraińscy nacjonaliści: „Bandera przyjdzie i zrobi porządek”


Tradycyjnie już 1 stycznia działacze i sympatycy partii „Swoboda” wyszli na ulice wielu miast, aby uczcić rocznicę urodzin jednego z najważniejszych działaczy i ideologów ukraińskiego nacjonalizmu – Stepana Bandery. Największą frekwencję zanotowano w Kijowie, gdzie manifestowało blisko 3000 osób. Skandowano hasła „Bandera przyjdzie – zaprowadzi porządek”, „Chwała narodowi! Śmierć wrogom!”, „Sława Ukrainie”, „Bohaterowie nie umierają”. W przemówieniu lider kijowskiej „Swobody” Andrij Illenko powiedział m.in.: „Każdego roku jest nas więcej. Dzieje się tak, ponieważ kroczymy od zwycięstwa do zwycięstwa. Kontynuujemy walkę o Ukrainę społecznej i narodowej sprawiedliwości”. Inny nacjonalista mówił: „Mówili nam, że Bandera to przeszłość. Nie! Przeszłością są łupieżcy naszych ukraińskich fabryk. Przeszłością jest doniecki gang, który myśli, że będzie tu na zawsze. Przeszłością są liberalne pasożyty w biurach i Lexusach, które nie znają życia zwykłych ludzi. Przyszłością są nacjonaliści!”.
We Lwowie, Jurij Mychalczyszyn, deputowany z ramienia „Swobody” określił współczesną Ukrainę jako państwo okupowane, w którym rehabilituje się komunistyczny totalitaryzm, oligarchowie zastąpili Politbiuro, a Służba Bezpieczeństwa Ukrainy komisarzy Berii.
Inne manifestacje i pikiety odbyły się m.in. w Równem, Tarnopolu, Iwano-Frankiwsku, Zaporożu, Ługańsku, Odessie, Połtawie, Charkowie
Stepan Bandera był przywódcą jednej z frakcji Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). Jej zbrojne ramię, UPA, jest odpowiedzialne za prowadzone od wiosny 1943 roku czystki etniczne ludności polskiej na Wołyniu i w Galicji Wschodniej. W tym czasie Bandera przebywał w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen.



A tymczasem we Francji...

 

W Paryżu zatrzymano 150 uczestników wiecu przeciwko Hollande’owi

 27.01.2014, 11:58
 
       
W Paryżu zatrzymano 150 uczestników wiecu przeciwko Hollande’owi
 
Foto: AFP
Paryska policja aresztowała co najmniej 150 uczestników„Dnia gniewu” – akcji protestacyjnej przeciwko prezydentowi Francji Françoisowi Hollande’owi – podają miejscowe media.
Do starć protestujących z policją doszło w niedzielę wieczorem. Podczas zamieszek 19 policjantów zostało rannych.
Uczestnicy „Dnia gniewu” opowiadali się przeciwko szeregowi ustaw, zatwierdzonych w czasie prezydentury Hollande’a, a także domagali się dymisji przywódcy państwa, który na podstawie wyników szeregu sondaży został uznany za „najmniej popularnego” prezydenta Piątej Republiki.


Prezydent Janukowycz powinien brać przykład ze swego francuskiego kolegi...



Na pierwszym zdjęciu - flaga UPA

http://naszdziennik.pl/swiat/66384,dokad-zmierza-ukraina.html
http://www.nacjonalista.pl/2013/01/03/ukrainscy-nacjonalisci-bandera-przyjdzie-i-zrobi-porzadek/
http://polish.ruvr.ru/2014_01_27/W-Paryzu-zatrzymano-150-uczestnikow-wiecu-przeciwko-Hollande-owi/







KOMENTARZE


Kto i po co odtwarza stare słupki graniczne?






Kto mieszka w naszym kraju?


Wychodzi na to, że obok nas, w naszym kraju mieszkają jacyś wielbiciele przedwojennych nieporządków.




POLACY, TRZEBA NAM SIĘ SAMOORGANIZOWAĆ I AKTYWNIE RUGOWAĆ TAKIE RZECZY Z NASZEJ RZECZYWISTOŚCI!!!




Proszę o promowanie treści:
http://werwolfcompl.blogspot.com/

http://bezlidera.blogspot.com/



 



















Zdjęcia z okolic Dębek (koło Żarnowca).




Oto, czym się chwali gdański zdiz na swoich stronach.
Zdjęcia z Gdańska, rondo przy ul. Kartuskiej
Niby nic.









Została wolna jedna ścianka - ciekawe, kiedy i jaka tablica chyłkiem? tam zawiśnie.


Lokalizacja: Gdańsk-Siedlce, ul. Kartuska, skrzyżowanie z ul. Łostowicką

Pomnik historyczny w formie obelisku upamiętniający poległych w I wojnie światowej mieszkańców gminy Emaus (Kriegerdenkmal). Ufundowany przez miejscowe Stowarzyszenie Kombatantów w 1923 r.
Czas powstania: 1923 rok.
Potwierdzenie, że jest to obiekt upamiętniajacy śmierć żołnierzy poległych w I Wojnie Światowej znaleziono podczas przenoszenia monumentu w trakcie przebudowy skrzyżowania ul. Kartuska/Łostowicka (2012). W fundamencie znaleziono metalową rurę z gazetą "Berliner Illustrierte Zeitung" z 1 lipca 1923 roku oraz dokumenty związane z fundacją pomnika i garść monet.
Na przełomie października i listopada 2012 roku Polskie Pracownie Konserwacji Zabytków O/Gdańsk na zlecenie Zarządu Dróg i Zieleni w Gdańskuwykonały prace konserwatorsko-remontowe obelisku.

Opis obiektu po konserwacji:

Na prostokątnym cokole ustawiony jest ostrosłup zakończony u góry spłaszczoną piramidą. Przejście pomiędzy szerszym cokołem a węższym ostrosłupem jest z sześciu profilowanych stopni. Na trzech bokach obelisku znajdują się tablice wykonane z białego marmuru z czarnymi napisami w języku polskim i niemieckim.
Dwie boczne tablice mają taki sam tekst o następującej treści "POMNIK POLEGŁYCH ŻOŁNIERZY - MIESZKAŃCÓW EMAUS I OKOLICY - WZNIESIONY Z INICJATYWY MIEJSCOWEGO STOWARZYSZENIA KOMBATANTÓW W 1923 ROKU".
Jedna tablica dotyczy konserwacji: "WZNIESIONO 1923, RENOV.: A.D. 2012".





Logo zdiz



Zobacz też:

Dokumenty zachowały się w dość dobrym stanie. Choć lekko zawilgocone, pozostały czytelne. W gazecie "Berliner Illustrirte Zeitung" z 1 lipca 1923 roku widać nawet, jak ktoś zapisał sobie hasła pomocne do rozwiązania krzyżówki. W dokumentach jest też spisana odręcznie lista 111 nazwisk, z których każde opatrzone jest datą, począwszy od 1905 do 1923 roku. Większość jest niemieckich, ale wiele z nich ma też polskie brzmienie: są tu Kołakowski Joseph czy Kamiński Artur.Jest także kilkustronicowy dokument opatrzony pieczęcią z napisem "Emaus" i podpisami. To jednak nie wszystko.
- W papierowym zawiniątku znajdowało się 17 monet. Co ciekawe, wszystkie były pruskie, a nie z Wolnego Miasta Gdańska. Są to głównie aluminiowe fenigi i marki - wyjaśnia Marcin Tymiński z biura Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, do którego trafiło znalezisko.

Po wstępnej analizie dokumentów można ustalić, że jest to lista nazwisk weteranów wojennych z Emausu, którzy ufundowali obelisk poświęcony pochodzącym z tej gminy ofiarom I wojny światowej. - Z dokumentu zapewne precyzyjnie dowiemy się, dlaczego go ustawiono i poznamy historię okolicy - dodaje Tymiński.

Po przetłumaczeniu dokumentów, zostaną one przekazane do któregoś z gdańskich muzeów - konserwator jeszcze nie zdecydował, do którego.

- Najważniejsze, że znalezisko nie zgubiło się przy pracach budowlanych. To w ogóle cud, że ten obelisk przetrwał przy tak ruchliwej ulicy - cieszy się Tymiński.

Takich obelisków, jak ten z Emaus, w Gdańsku i okolicach było sporo. Zaliczano je do tzw. Kriegerdenkmal, czyli pomników, które stawiano poległym uczestnikom różnych wojen w ich rodzinnych gminach. Ten z ul. Kartuskiej, choć zdewastowany i tuż po II wojnie światowej pozbawiony przez Rosjan tablicy pamiątkowej, figuruje w wykazie gdańskich pomników pod pozycją nr 37.


http://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Historyczny-obelisk-z-Emaus-odkryl-swoja-tajemnice-n47334.html?strona=4

Zmienia się w Gdańsku nastawienie do niemieckiej przeszłości miasta i pamiątek sprzed 1945 roku. Jeszcze kilka, kilkanaście lat temu odnawianie pomnika poświęconego żołnierzom Wilhelma II, którzy polegli na frontach Wielkiej Wojny wzbudziłoby kontrowersje. Dziś taka inwestycja przeszła niemal niezauważona. Ot, remont jak remont.
[...]
Podobne pomniki wojenne, tzw. Kriegerdenkmal, stawiano w całym Wolnym Mieście, ale nie wszędzie dotrwały do naszych czasów. Niekiedy można powiedzieć: szkoda, bo bywało, że projektowali je znakomici artyści czy architekci. Przykładem jest pomnik poświęcony 17. Pułkowi Artylerii Pieszej, który ustawiono w Brzeźnie. Wybór miejsca nie był przypadkowy. Jak przypomina Jan Daniluk, historyk zajmujący się gdańską wojskowością, monument ulokowano w miejscu, gdzie do 1919 r. istniała bateria artylerii nadbrzeżnej. Pomnik miał formę 15-metrowej kolumny, zwieńczonej złotą kulą o średnicy 1,3 m.

Umieszczono na niej napisy "1914-1918. Ku wiecznej pamięci dzielnych, poległych żołnierzy z 17. Pułku Artylerii Pieszej (2. Zachodniopruskiego) i jego wojennych formacji" oraz "Wierni aż do śmierci! W wykonywaniu świętego obowiązku wobec Ojczyznypoległo 60 oficerów i 762 podoficerów oraz szeregowców".

[wara podnieść rękę na świętość??? - MPS]

Projektantem pomnika był Adolf Bielefeldt, którego zalicza się do najciekawszych miejscowych architektów. Dzieło w Brzeźnie to tylko odprysk w jego twórczości. Bielefeldt jest bowiem znany przede wszystkim jako projektant sopockich willi czy siedziby Kasy Chorych przy ul. Wałowej w Gdańsku.

Odsłonięcie monumentu nastąpiło 2 września 1928 r. W uroczystości wziął udział ostatni przedwojenny dowódca brzeźnieńskich artylerzystów, gen. Hans Gravenstein.

Pomnik przetrwał wojnę, ale został zniszczony na początku lat 60. XX w. Ciekawostką jest, że jego wizerunek znalazł się na znaczku poczty Wolnego Miasta, który wyemitowano z okazji 125. rocznicy istnienia kąpieliska Brzeźno.

Szczęścia zabrakło też pomnikowi w parku Uphagena we Wrzeszczu, który odsłonięto 17 lipca 1927 r. Daleko mu było do monumentu upamiętniającego artylerzystów. Miał on kształt kamiennej bryły, którą ozdobiono wizerunkami wieńca laurowego, miecza i żołnierskiego hełmu. Do tego, pomiędzy postaciami umierającego żołnierza a młodą kobietą umieszczono napis: "Bohaterom 1914-1918". Pomnik ten postawiono przede wszystkim z myślą o poległych w czasie wojny mieszkańcach Wrzeszcza. Dzisiaj nie ma już po nim śladu.

Tylko na starych zdjęciach możemy również zobaczyć pomnik, który znajdował się na bastionie św. Elżbiety. Była to 17-metrowej wysokości kolumna zwieńczona orłem. Usunięto ją krótko po II wojnie światowej.
[powodów się nie domyślamy??? - MPS]
Nieco dłużej przetrwał pomnik na placu Wałowym. Był on dedykowany żołnierzom z 5. Pułku Grenadierów, jednostki, która związana była z Gdańskiem od początków XIX w. Znaczna część rekrutów wywodziła się z okolic miasta, przy czym byli wśród nich polscy działacze niepodległościowi. Chociażby Edmund Jonas, który odegrał ważną rolę w przełomowych latach 1918-1920. Należał do kierownictwa Organizacji Wojskowej Pomorza, pracował w Wydziale Politycznym Podkomisariatu Naczelnej Rady Ludowej w Gdańsku.

Grenadierski monument na placu Wałowym miał kształt ośmiokątnej kolumny i przypominał o poległych w czasie wojny francusko-pruskiej 1870-1871. Wykuto na nim nazwy pól bitewnych wraz z nazwiskami żołnierzy. Całość dopełniały ustawione przed pomnikiem moździerze wraz kulami. Wszystko to zostało bezpardonowo zniszczone pod koniec lat 60. XX w. Gdańskich grenadierów upamiętniał jeszcze jeden pomnik, w formie wodotrysku, u zbiegu ulic Świętej Trójcy i Okopowej. Wprawdzie stoi on tam nadal, ale jest pozbawiony tablic z napisami, a przez to anonimowy. Tylko uważne oko dostrzeże inskrypcję, która w polskim tłumaczeniu brzmi: Fontannę ufundowała Karolina von Manstein z domu Puttkamer. Pomnik zbudowano dla upamiętnienia piątego regimentu grenadierów króla Fryderyka IV. 13. 8.1933. Data wykonania monumentu wskazuje na czas rządów hitlerowskich, ale lokalna legenda mówi, że za jego ufundowaniem kryły się raczej uczucia pani Manstein.
[szok, po prostu szok jakie bzdury potrafią niektórzy wymyśleć - MPS]
Po wojnie, przejściowo, obiekt wykorzystywano do reklamowania wystaw w pobliskim Muzeum Narodowym.

Morskie ślady


W Gdańsku jako mieście morskim pamiętano oczywiście o marynarzach. Im poświęcono kamień, który zachował się na pl. bp. O'Rourke we Wrzeszczu. Jego przeznaczenie było do niedawna zagadką, ale Jan Daniluk i Jarosław Wasielewski podali odpowiedź w książce "Dolny Wrzeszcz i Zaspa". Stwierdzają oni, że początkowo pomnik był poświęcony wszystkim marynarzom niemieckim poległym i zaginionym w czasie I wojny światowej, ale de facto chodziło tu marynarzy związanych z Gdańskiem. Odsłonięto go uroczyście 25 czerwca 1939 r. podczas Gdańskich Dni Morza, zaś dwa miesiące później kwiaty złożył tu kapitan Gustav Kleikamp, dowódca pancernika Schleswig-Holstein podczas "kurtuazyjnej" wizyty w Gdańsku. Przypomnijmy, że oficjalnie pretekstem do odwiedzin miasta była 25. rocznica zatopienia krążownika SMS Magdeburg. Marynarze z tej jednostki spoczywają na cmentarzu Garnizonowym, tam też można zobaczyć poświęcony im przedwojenny pomnik.

Luiza u stóp Pachołka


W Gdańsku można znaleźć jeszcze kilka poniemieckich pomników i to niekoniecznie związanych z ofiarami I wojny światowej. Wśród nich na uwagę zasługuje ten, który poświęcono pruskiej królowej Luizie. Znajduje się on u stóp wzgórza Pachołek, a jest dzisiaj znany jako pomnik bitwy pod Oliwą. Owego "spolszczenia" dokonano w latach 70. XX w., co jednak nie uchroniło go przed dewastacją. Na szczęście, pojawiła się perspektywa remontu.


Prace nad projektem naprawy i konserwacji mają się zakończyć w grudniu tego roku. Na jego podstawie zostanie określona wysokość środków finansowych niezbędnych do wykonania renowacji i wówczas zapadnie decyzja, kiedy zostanie ona przeprowadzona.

Zdaniem Tomasza Struga, przewodniczącego Rady Osiedla Oliwa, która finansuje opracowanie projektu, prace powinny zostać przeprowadzone w taki sposób, aby czytelne było zarówno pierwotne, jak i obecne przeznaczenie pomnika.


http://gdansk.naszemiasto.pl/artykul/galeria/burzliwe-losy-niemieckich-pomnikow-wojennych-w-gdansku,1620761,t,id.html

http://www.zdiz.gda.pl/zdizgdansk/chapter_76117.asp




Po drugiej stronie ulicy, tuż za skrzyżowaniem, oczy kierowców wjeżdżających do miasta przykuwa niewielki pomnik stojący pośrodku chodnika. To pomnik fizylierów czyli żołnierzy piechoty. Ustawili go prusacy, by upamiętnić żołnierzy poległych za Gdańsk w XIX wieku. Obelisk nie gdyś ozdobiony był pruskim orłem i marmurowymi tablicami, których resztki do dziś tkwią na postumencie. W pobliskich krzakach można odnaleźć ostatnie ślady po ogrodzeniu pomnika. Podobnych postumentów w mieście stało kilkanaście, m.in. przy placu Wałowym i obok obecnego Muzeum Narodowego.

http://www.spacery.gdansk.pl/spacery/gdansk/sladami-potoku-z-przewodnikiem-piotrem-mazurkiem-zapraszamy-na-spacer-po-ulicy-kartuskiej/



I PO TO NASI OJCOWIE I DZIADOWIE PRZELEWALI KREW?



 




poniedziałek, 27 stycznia 2014

Naginanie rzyczywistości do tzw. "przepowiedni"





Kłamstwa o Ukrainie

Na stronie gazety prawnej
http://www.gazetaprawna.pl/forum/viewtopic.php?f=6&t=55795&start=900

agenturka uwija się przy dostosowywaniu informacji do tzw. "przepowiedni" .
To nawet nie jest okultyzm, gdzie jak mantrę powtarza się tezym jakie chce się osiągnąć, to zwykła agenturalna podpucha.

TAK, ABY WSZYSTKO BYŁO JAK W TREŚCI PRZEPOWIEDNI,
NAWET JEŚLI TO TYLKO FAKTY MEDIALNE

wyssane z brudnego agenturalnego palca...





Można się pośmiać, gdyby nie to, że oni to traktują bardzo serio.

POLECAM DLA PORÓWNANIA:
http://argo.neon24.pl/post/104493,o-roli-przepowiedni-we-wspolczesnym-swiecie


A agenturalnym półgłówkom przypominam - NIE CZERKASY SIĘ LICZĄ, tylko
Witebsk, Odessa, Kijów i Czerkasy



Gdzie Witebsk, gdzie Odessa??





KOMENTARZE


środa, 22 stycznia 2014

Jeszcze o granicach











Są rzeczy, których nigdy nie należy zapominać.

Ani odpuszczać.



Graniczne pytania
 
11.04.2005
 
 




BERLIN (Relacja własna)



Niemiecki Bundestag powinien ,,bezwarunkowo i w myśl prawa międzynarodowego" uznać granicę między Polską a Niemcami. 

Żąda tego Polsko-Niemieckie Stowarzyszenie Federalnej Republiki Niemiec w apelu ogłoszonym z okazji zbliżającego się dnia 8 maja. Jak twierdzi w rozmowie z german-foreign-policy.com prof. Christoph Koch, przewodniczący stowarzyszenia, strona niemiecka zobowiązała się w traktacie granicznym z 14 listopada 1990 roku zaledwie do rezygnacji z przemocy w stosunku do swego wschodniego sąsiada. 

Jego zdaniem, Polska miała wówczas ,,niepowtarzalną historyczną szansę" przeforsowania w sojuszu z członkami koalicji antyhitlerowskiej bezwarunkowego uznania swej zachodniej granicy. Bonn miał zaś ,,z zimną krwią wykorzystać" brak zgody między Warszawą a aliantami.
 
 
Zbyt skłonni do ustępstw
 
Jak można przeczytać w apelu Polsko-Niemieckiego Stowarzyszenia, w roku 1990 Niemcy ,,zdołały w brawurowej akcji dyplomatycznej uniknąć ostatecznego uregulowania stosunków między Niemcami a Polską, do jakiego dążyły zwycięskie mocarstwa II wojny światowej". 1) 

Zamiast uznania w sposób wiążący prawnie polskiej granicy zachodniej mieliśmy do czynienia, zdaniem autorów apelu, jedynie z ponownym paktem o nieagresji, jaki istniał już od czasu zawarcia układu z Polską 7 grudnia 1970 roku. 

Polacy okazali się tak skłonni do ustępstw, że alianci ,,jedynie wzruszyli ramionami", opisuje sytuację z 1990 roku Koch w rozmowie z redakcją. Zawarty w traktacie termin ,,nietykalna"(unverletztlich) w odniesieniu do granicy miałby być ,,być może jedynie pomyłkowo użytym słowem" 2), jak krytykował wysublimowany język dokumentu ówczesny francuski minister spraw zagranicznych, Roland Dumas. W traktacie w sposób zamierzony miano unikać prawnie wiążącego terminu ,,nienaruszalna"(unantastbar). 3)

 
 
Rzesza Niemiecka
 
,,Podstawą oszustwa", czytamy dalej w apelu, ,,jest wielokrotnie potwierdzana i artykułowana przez Federalny Sąd Konstytucyjny doktryna Niemiec, [mówiąca o] dalszym istnieniu Rzeszy Niemieckiej po 8 maja 1945 roku".

,,Rzesza Niemiecka nadal istnieje, posiada teraz jak i przedtem zdolności prawne, jednak jako jedno państwo nie jest zdolna do działania z powodu braku organizacji, a przede wszystkim ze względu na brak organów instytucjonalnych"- to już nie słowa apelu, lecz fragment wyroku Federalnego Sądu Konstytucyjnego w sprawie traktatu z NRD z 1972 roku (tzw. Grundlagenvertrag).



 Te wnioski wywodzą się, zdaniem najwyższego niemieckiego sądu, z niemieckiej konstytucji. Zgodnie z nimi, Republika Federalna ,,nie może podejmować jakichkolwiek działań, podważających zasady rzekomo wciąż istniejącej Rzeszy Niemieckiej, na wypadek gdyby miała ona kiedyś odzyskać swobodę działania", ocenia Koch w rozmowie z german-foreign-policy.com. ,,To jest zastrzeżenie rewizji, ciążące nad wszystkimi działaniami Niemiec w obszarze polityki zagranicznej".




Teraz albo później
 
W przypadku ,,doktryny Niemiec" miałoby chodzić o ,,abstrakcyjną pozycję prawną", której konkretnych skutków nie można wprost rozpoznać, mówi Koch, ostrzegając jednak przed jej lekceważeniem. 

To jest pewna różnica, czy (...) nie wykorzystuje się politycznie jakichś swoich praw (...), czy rezygnuje się z nich w sensie prawnym", głosi wyrok Federalnego Sądu Konstytucyjnego w sprawie traktatu z NRD.

,,Ustawa zasadnicza wymaga, (...) by (...) żadne w niej zawarte prawo, które teraz albo później mogłoby być wykorzystywane jako argument do wspierania dążeń do ponownego zjednoczenia, nie było anulowane".

Już teraz miałyby być widoczne ,,daleko idące konsekwencje" faktu, że Polska nie przeforsowała bezwarunkowego uznania polsko-niemieckiej granicy, pisze Polsko-Niemieckie Stowarzyszenie. Uznanie granicy w niewystarczający sposób znajduje swój wyraz w debacie na temat przesiedlenia ( ,,wypędzenia") 4)Niemców i wytaczanych w Strasburgu procesach odszkodowawczych niemieckich przesiedleńców. 5)

 
 
Niemieckie problemy
 
Większość różnych polsko-niemieckich stowarzyszeń powstała w latach 70-tych w kręgach zbliżonych do SPD, by zdobywać poparcie w szerszych masach społecznych dla ,,nowej polityki wschodniej"

Z kolei Polsko-Niemieckie Stowarzyszenie Federalnej Republiki Niemiec, najstarsze spośród nich, gdyż powstałe w roku 1950, od początku prowadzi politykę ukierunkowaną na realizację konkretnych zasad i wartości. Przede wszystkim od samego początku zabiegało o bezwarunkowe uznanie polskiej granicy zachodniej. 

Przyczyny ,,popsucia się stosunków polsko-niemieckich" miałyby tkwić ,,w trudnościach Niemiec (...) z ukształtowaniem bezkonfliktowych i owocnych stosunków sąsiedzkich ze swymi europejskimi, a w szczególności wschodnimi sąsiadami", można przeczytać w biuletynie stowarzyszenia. 

Kto porusza ten temat, prowokuje ,,zaciekły opór wszystkich tych, (...) którzy (...) obstają przy przekonaniu, że współczesne Niemcy nie odnalazły jeszcze swojego właściwego miejsca". 6)
 
 
 

nie wykorzystuje się politycznie jakichś swoich praw” - czyli Niemcy niby mają prawo, ale z niego nie korzystają do czasu jak pokojowo nie przejmą Polski.






1) Appell der Deutsch-Polnischen Gesellschaft der Bundesrepublik Deutschland e.V. an den Deutschen Bundestag zum 60. Jahrestag des Endes des Zweiten Weltkriegs am 8. Mai 1945; www.polen-news.de/appell.htm
2) Christoph Koch: Unsere Arbeit geht weiter. Leit-Referat auf der Hauptversammlung am 11./12. März 2000 zum 50 jährigen Bestehen der Gesellschaft; www.polen-news.de/puw/puw5507.htm
3) Więcej na temat treści traktatu i jego implikacji przeczytać można w wywiadzie z Christophem Kochem (wersja oryginalna): Interview mit Christoph Koch
4) Zobacz także: Dialektyka pojednania
5) Zobacz także: ,,Skradziona ziemia", Rewanż jest sprawiedliwy
6) Christoph Koch: Unsere Arbeit geht weiter. Leit-Referat auf der Hauptversammlung am 11./12. März 2000 zum 50 jährigen Bestehen der Gesellschaft; www.polen-
news.de/puw/puw5507.htm 







http://www.german-foreign-policy.com/pl/fulltext/52412



Nie znam faceta




ale wrzucam dla informacji



Coraz więcej osób dostrzega - i publikuje- jak to wszystko wygląda...


"Rozpowszechniajmy wezwanie Tadeusza Cichockiego do Narodu POlskiego w okoliczności udowodnionego przez niego Zamachu Stanu, do tworzenia konspracyjnych Oddziałów Obrony Koniecznej w Polsce.

Cytat:"WZYWAM

Polki i Polaków, którzy przyszłość swoją i swych potomków upatrują w wolnej, suwerennej, bezpiecznej, sprawiedliwej, dostatniej i gwarantującej perspektywy rozwoju Polsce do przejęcia bezpośredniego sprawowania władzy oraz obrony swoich konstytucyjnych i naturalnych praw a także żywotnych interesów Polski.

Korzystając z prawa do bezpośredniego sprawowania władzy (Art.4, ust. 2 Konstytucji RP) oraz w związku z istniejącymi obecnie okolicznościami (bezprawnym przejęciem i sprawowaniem władzy przez uzurpatorów, ich bezpośrednimi i rzeczywistymi, różnymi działaniami na szkodę Narodu Polskiego, ignorowaniem wszelkich pokojowych inicjatyw społecznych zmierzających do naprawy państwa, bardzo złą sytuacją Polski oraz brakiem innych, efektywnych możliwości jej poprawy) suweren może i powinien podjąć decyzję oraz wprowadzić w życie niezbędne działania obrony koniecznej poprzez:

1. Uznanie wszystkich osób, które nielegalnie, bo bez okazania legitymacji społecznej i wbrew wezwaniom suwerena do ustąpienia z pełnionych funkcji nadal uzurpują sobie prawo do sprawowania władzy za zdrajców, wrogów Narodu Polskiego i okupantów Polski.

2. Uznanie wszystkich osób współpracujących z okupantami i działających w jakikolwiek sposób na szkodę Narodu Polskiego lub Polski za ich kolaborantów i zdrajców – wrogów Narodu Polskiego.

3. Uznanie prawa (w części działającej na szkodę Polski i Narodu Polskiego) za nielegalne.

4. Skazanie wszystkich okupantów i ich kolaborantów na karę śmierci za dokonanie podstępnego zamachu stanu, nielegalne sprawowanie władzy, ignorowanie władzy zwierzchniej m.in. jej wezwań do ustąpienia z pełnionych funkcji i działanie na szkodę Narodu Polskiego oraz w celu powstrzymania destrukcji Polski.

5. Stworzenie w celu realizowania egzekucji możliwie jak największej liczby [usunięte, M.P.], samodzielnie organizowanych i zarządzanych oddziałów Obrony Koniecznej Narodu Polskiego (OKNP). Skład osobowy – kilka do kilkunastu najlepiej znanych sobie zaufanych osób zdolnych fizycznie do działań bezpośrednich oraz osoby starsze schorowane i młodzież do rozpoznania, inwigilacji, dezaktywacji monitoringu,….

6. Staranne, samodzielne i niezależne przygotowywanie przez każdy z oddziałów OKNP na terenie całej Polski, możliwie jak najczęstszych różnych działań przeciwko wrogom – przedstawicielom władzy okupacyjnej i ich kolaborantom. Ewentualną współpracę oddziałów przeprowadzać w sposób bardzo rozważny (niebezpieczeństwo inwigilacji) i jedynie w przypadkach koniecznych.

7. Stopniowe, systematyczne i sukcesywne aż do obalenia okupanta realizowanie [usunięte, M.P.] Takie metody usprawiedliwia fakt dysproporcji np. w uzbrojeniu czy wyszkoleniu.

Realizowanie tego punktu podejmowane powinno być bez dodatkowych wezwań. Każdy z oddziałów OKNP powinien samodzielnie podejmować wszelkie decyzje. Również o optymalnym momencie rozpoczęcia działań. Sugeruję jednak, aby pierwsze działania przeprowadzać po 30 września b.r. oraz po upewnieniu się, że do tej pory działania Prokuratury, Związków Zawodowych i ewentualnie jakieś inne nie przyniosą oczekiwanych skutków: obalenia władzy uzurpatorów i okupantów – wrogów Polski oraz co równie ważne – umożliwienia zgodnego z wolą Polaków i udokumentowanego powołania nowej władzy (w pierwszym rzędzie Prezydenta RP, jako głowy państwa). Okres do wskazanej daty powinien być wykorzystany na tworzenie [usunięte, M.P.] oddziałów OKNP i rzetelne, samodzielne przygotowania do akcji.

8. Powołanie, po obaleniu okupanta, Konwentu Narodowego (w jego skład dopuszczać jedynie rodowitych Polaków o nieposzlakowanej przeszłości) w celu ustanowienia nowego prawa wyborczego (np. wprowadzającego jawność wyborów, likwidującego obowiązek zebrania 100 000 podpisów osób popierających kandydatów na urząd Prezydenta RP, zakaz udziału w wyborach obcokrajowców, …) oraz Narodowej Komisji Wyborczej w celu przygotowania i przeprowadzenia prawdziwie demokratycznych wyborów głowy państwa.

9. Wybranie najlepszego z dostępnych kandydatów na Urząd Prezydenta RP. On powinien zaproponować nowelizację Konstytucji RP oraz kolejne reformy i sposoby ich realizacji. Powinny one podlegać ocenie suwerena w ogólnonarodowym referendum.

W moim przekonaniu nie należy stawiać na partie polityczne, lecz na konkretne osoby. Uważam, że to wybrany w prawdziwie demokratycznych wyborach przez Naród Polski Prezydent RP powinien (na podstawie zapisów nowej Konstytucji) wyłaniać w trybie konkursu ofert i powoływać Prezesa Rady Ministrów. On zaś w ten sam sposób powinien wyłaniać i powoływać poszczególnych ministrów. Przy ich wyborach decydować powinny kompetencje i predyspozycje a nie przynależność partyjna.

10. Nadzorowanie Prezydenta RP oraz reform realizowanych przez ustanowioną władzę.

Wzywam również:

- Wszystkich uczciwych i szlachetnych Polaków, którym leży na sercu dobro ich Ojczyzny i którzy z różnych powodów pracują w urzędach, policji, sądach, straży miejskiej, …, do rezygnacji (na czas obalania uzurpatorów) z pracy/służby i zaniechania wszelkich kontaktów z władzami okupacyjnymi. Niestety istnieje ryzyko, że w sposób niezamierzony mogliby zostać uznani za kolaborantów.

- Wszystkich zmuszonych do emigracji patriotów polskich do udzielania wszelkiej możliwej pomocy oddziałom OKNP.

Ponadto informuję Ambasady innych państw, że wszelkie zobowiązania i decyzje obecnych władz okupacyjnych w Polsce są sprzeczne z wolą suwerena – Narodu Polskiego i z tego powodu nielegalne." Koniec cytatu.
Źródło: http://www.tcichocki.pl/20130727_Do_Narodu_Polskiego_List_otwarty.pdf
http://www.tcichocki.pl/20130727_Do_Narodu_Polskiego_List_otwarty.pdf
www.tcichocki.pl
Lubię to! · · Udostępnij · Promuj
http://www.tcichocki.pl/20130727_Do_Narodu_Polskiego_List_otwarty.pdf
www.tcichocki.pl"




http://polish.ruvr.ru/2014_01_18/Obama-zakazal-szpiegowania-przywodcow-panstw-sojusznikow-USA/

 




  • Autor
    Informacja publiczna w dniu 18 stycznia 2014

    Ponadto informuję Ambasady innych państw, że wszelkie zobowiązania i decyzje obecnych władz okupacyjnych w Polsce są sprzeczne z wolą suwerena – Narodu Polskiego i z tego powodu nielegalne." Koniec cytatu:)

Paweł Bryliński





XIX wieczny rzeźbiarz ludowy

Paweł Bryliński (ur. 21 czerwca 1814 w Wieruszowie, zm. 18 kwietnia 1890 w Masanowie k. Ostrowa[1]) – wielkopolski rzeźbiarz ludowy.

  
Pejzaż Wielkopolski kojarzy się raczej z zasobnymi wsiami i zagospodarowanymi polami, niż z zarezerwowanym w powszechnej świadomości dla Podkarpacia czy Podlasia widokiem urokliwych świątków, krzyży i kapliczek zdobiących pola, rozstaje dróg lub mostki. Tymczasem można tu spotkać, zwłaszcza w południowej części regionu rzeźby o wysokich walorach artystycznych.

Wyjątkowym zjawiskiem są powszechne w trójkącie pomiędzy miastami Krotoszyn, Kalisz, Ostrzeszów wysokie, przekraczające nawet dziesięć metrów, krzyże i słupy przydrożne zdobione kilkoma, a nieraz kilkunastoma płaskorzeźbami lub rzeźbami. Taka forma krzyży znana tu była już w XVIII wieku. Nawiązali do niej i rozwinęli, każdy w swoim niepowtarzalnym stylu, dwaj dziewiętnastowieczni rzeźbiarze ludowi – Paweł Bryliński i Franciszek Nowak.



Paweł Bryliński urodził się w leżącym na pograniczu Małopolski, Śląska i Wielkopolski Wieruszowie w rodzinie rzemieślniczej. Jako rzeźbiarz, był najprawdopodobniej samoukiem, chociaż istnieje prawdopodobieństwo, że rozwijał swój talent pod okiem wuja, wieruszowskiego snycerza. W 1835 roku Brylińscy przeprowadzili się do Wielowsi Klasztornej, a później do niedalekiego Masanowa.
W promieniu do kilkudziesięciu kilometrów od tej miejscowości Paweł Bryliński pozostawił po sobie kilkadziesiąt charakterystycznych słupów i krzyży.

 

 
Wiódł życie wędrownego rzeźbiarza. Z nastaniem wiosny opuszczał dom z wózkiem wypełnionym narzędziami. Podczas wykonywania pracy mieszkał najczęściej u fundatora krzyża lub słupa. Jako materiału używał głównie grubych belek dębowych, rzadziej sosnowych, dostarczanych również przez fundatora. Pionowe drzewce wielometrowego słupa lub krzyża zdobił rzeźbami. Najczęściej figury były rzeźbione oddzielnie i przytwierdzane dużymi gwoździami do belki. Rzadziej rzeźbiarz wycinał rzeźby bezpośrednio w drzewcu krzyża.

Najczęstszym motywem ikonograficznym była tematyka Wielkiego Tygodnia. Piętrowo ustawione, dochodzące do półtora metra wysokości, rzeźby świętej Marii Magdaleny, Matki Boskiej, świętego Jana Ewangelisty, czasem jeszcze inne, adorowały umieszczonego nad nimi Chrystusa, nad którym często znajdował się jeszcze pelikan karmiący krwią małe.





Tego typu słupy i krzyże nazywane są popularnie „bożą męką”. Po bokach słupa rzeźbiarz umieszczał świętych, patronów fundatora i jego rodziny. Szczególnie imponujące są słupy i krzyże zawierające po kilkanaście rzeźb, na przykład w Kani koło Grabowa nad Prosną. Nie wszystkie były tak okazałe, co zależało prawdopodobnie od zasobności chłopskich mecenasów Brylińskiego. Swoje prace rzeźbiarz upiększał polichromią, stosując żywe kolory. Malował nie tylko szaty postaci, ale również podkreślał barwą rysy twarzy.


Dzieła Pawła Brylińskiego oprócz monumentalnego wyglądu odznaczają się wysokim kunsztem artystycznym. W toku kilkudziesięcioletniej działalności rzeźbiarz wypracował własny styl, pozwalający łatwo odróżnić prace, które wyszły spod jego ręki. Charakteryzują się one dużym realizmem przedstawionych postaci, obfitą dekoracją, starannością wykonania detali.

Rzeźbiarz cieszył się w południowej Wielkopolsce dużą sławą, stąd dzieło jego dłuta dodawało wsi splendoru. W okolicach Odolanowa i Ołoboku niemal w każdej wsi znajdował się krzyż lub słup autorstwa Brylińskiego. Swą trwającą czterdzieści pięć lat wędrówkę artystyczną (data 1840 wyryta jest na najstarszym znanym słupie pochodzącym z Ołoboku, a 1885 na krzyżu z Masanowa) rzeźbiarz zaznaczył ponad pięćdziesięcioma dziełami.
Zmarł w 1890 roku. W ostatnich pięciu latach życia nie miał już sił zmagać się z potężnymi dębowymi klocami. Zajmował się struganiem zabawek, drobnych sprzętów, skrzypiec i fujarek. Został pochowany na cmentarzu przy dawnym kościele parafialnym pod wezwaniem świętego Jana Chrzciciela w Ołoboku.


Artysta umieszczał często, najpewniej na życzenie fundatorów, inskrypcje zawierające ich nazwiska i daty powstania rzeźb. Nie sygnował natomiast dzieł własnym imieniem. Pamięć o twórcy zanikała, pozostały jednak jego dzieła.

W czasie II wojny światowej wiele z nich zniszczyli okupanci niemieccy, którzy programowo niszczyli krzyże i kapliczki przydrożne w Polsce.



Część poddała się warunkom atmosferycznym i upływowi czasu. Postać Pawła Brylińskiego wydobył z zapomnienia wielkopolski etnograf Stanisław Błaszczyk. Jeszcze w latach trzydziestych XX wieku podczas badań terenowych zauważył on specyficzny styl części wielofigurowych krzyży i słupów. Uznając je za dzieło jednego artysty, odnalazł w Masanowie potomków Brylińskiego i odtworzył z ich opowieści sylwetkę twórcy.

Do dziś zachowało się in situ niewiele ponad dziesięć krzyży i słupów Brylińskiego. Kilka niekompletnych znajduje się w kościołach Odolanowa, Sokolnik i Ołoboku oraz w zbiorach Muzeum Etnograficznego w Poznaniu.



Wielofigurowy krzyż Pawła Brylińskiego w Kowalewie

Kowalew, gmina Pleszew, powiat pleszewski.

 W tej podpleszewskiej wsi znajduje się jeden z wielofigurowych drewnianych krzyży autorstwa Pawła Brylińskiego. Jest on najdalej na północ położonym dziełem "bożego snycerza" z Masanowa, zdobiącego głównie teren dzisiejszego powiatu ostrowskiego. Krzyż datuje się na rok 1860[1][2][3][uwaga 1]. Stoi w części wsi nazywanej Baranów (kiedyś samodzielna wieś o tej nazwie), po południowej stronie skrzyżowania ulic Baranów, Bolesława Chrobrego i 24 stycznia.

Na wysokim na 13 m pionowym ramieniu[2] artysta rozmieścił na 4 piętrach 6 polichromowanych drewnianych postaci stylistycznie reprezentujących barok ludowy. Wystroju rzeźbiarskiego dopełnia charakterystyczna dla krzyży Brylińskiego rzeźba pelikana na szczycie, titulus (INRI) oraz płaskorzeźbiony kielich.

 Wysokość krzyża
 Figury są rozmieszczone w dużych odstępach, co ma związek ze znaczną wysokością krzyża. Prawdopodobnie pierwotnie liczył on 6-7 m, jak podobne krzyże artysty (np. w Kurochu), a rzeźby prawie stykały się ze sobą, jak np. w Mikstacie. Niejasne są datowania zmiany wysokości krzyża. Karty ewidencyjne podają kolejno wysokości: 1972 - ok. 12 m, 1987 - ok. 11 m, 2011 ok. 7-8 m[3]. Te naukowe czy może jednak bardziej urzędnicze ustalenia przeczą rzeczywistości. Krzyż "rośnie, nie maleje", a według tej samej ewidencji Urzędu Ochrony Zabytków ostatnia wymiana drzewca i konserwacja rzeźb miała miejsce w 1984 roku (karta zabytku z 2011), co wyklucza zmianę wysokości pomiędzy 1987 a 2011 rokiem. Również Stanisław Małyszko w Wielofigurowy krzyż przydrożny w Kowalewie podaje, że obecnie istniejący krzyż pochodzi z około 1984 r. i jest nieco wyższy niż poprzedni[2].

 Wiadomo o jeszcze jednym rozmontowaniu krzyża. Podczas II wojny światowej mieszkańcy wsi w obawie przed zniszczeniem go przez Niemców, co było wręcz planowym działaniem okupantów w Wielkopolsce, przewrócili krzyż i zdjęli figury. Przechowane na strychu domu państwa Żuchowskich[3], zostały po wojnie umieszczone na starym drzewcu. Według hipotezy Stanisława Małyszki znaczna zmiana drzewca na wyższy mogła nastąpić przy okazji budowy nowego domu, właśnie Żuchowskich, w latach 20. lub 30. XX w. Nowy, murowany dom "przytłoczył" Bożą Mękę i postanowiono ją podwyższyć[2]. Bardzo możliwe, że taka okazja przyczyniła się do i tak koniecznej wymiany.

Rzeźby
 Przez ok. 45 lat Bryliński stworzył kilkadziesiąt wielofigurowych krzyży[uwaga 2]. Pracował według dwóch schematów ikonograficznych. Oczywiście zawsze główną postacią kompozycji była rozpięta na skrzyżowaniu belek figura Chrystusa. W zależności jednak od przeznaczenia i fundatorów krzyża przedstawiał historię ukrzyżowania, upadku i odkupienia, wypełniając poszczególne piętra rzeźbami związanymi z Męką Pańską i symbolami męki albo w drugim schemacie, rzeźby towarzyszące były w większości przedstawieniami patronów - imienników poszczególnych członków rodzin fundatorów. W tym programie mniej było również przedstawień symboli Męki[4]. Krzyż z Kowalewa (Baranowa) należy do drugiej grupy Bożych Mąk Brylińskiego.

Chrystus
Rozpięta na skrzyżowaniu ramion krzyża figura Chrystusa wysokości 125 cm[2] jest głównym elementem układu kompozycyjnego. Ukrzyżowany pochyla głowę w koronie cierniowej do prawego ramienia. Na wypukłej klatce piersiowej rysują się żebra. Muskularne nogi przebija w skrzyżowanych stopach gwoźdź. Biodra Chrystusa osłania białe perizonium na żółtym sznurze. Nad głową Ukrzyżowanego znajduje się pionowa tabliczka z napisem INRI (Iesus Nazarenus Rex Iudaeorum - Jezus Nazarejczyk Król Żydowski). Wyżej znajduje się barokowej proweniencji daszek o wolutowym wykroju. W zwieńczeniu krzyża Bryliński umieścił swoim zwyczajem rzeźbę pelikana, który karmi troje piskląt własną krwią z otwartego boku. Pelikan symbolizuje najwyższe poświęcenie i jest znakiem ofiary Chrystusa. Symbol ten nawiązuje też bezpośrednio do krwi Ukrzyżowanego, Eucharystii. Umieszczony pod stopami figury płaskorzeźbiony kielich podkreśla zbawienne znaczenie Eucharystii i Męki Pańskiej.

Święci
Niżej znajduje się ubrana w jasnozieloną szatę sięgającą palców bosych stóp św. Weronika. Święta trzyma przed sobą białą chustę z odbitą na niej twarzą Chrystusa Cierniem Ukoronowanego. Niższe piętro zajmują trzy figury świętych. Na froncie belki znajduje się św. Walenty w stroju kapłańskim ze stułą i otwartą księgą w lewej ręce. Prawą (uszkodzona, fot. 2004) uzdrawia klęczącego, nieproporcjonalnie małego, mężczyznę. Niezrozumiałe jest, że uzdrawiany ma sumiaste wąsy. Jednym z atrybutów św. Walentego jest dziecko, któremu święty przywraca wzrok. Paweł Bryliński, rzeźbiąc kilka lat wcześniej św. Walentego do kapliczki w Sławinie, przedstawił go prawie identycznie i zgodnie z kanonem - z dzieckiem. Hipotezę dotyczącą wąsów stawia Stanisław Małyszko, według którego z dokumentacji prac konserwatorskich z lat 1980-1982 wynika, że Walentego nie rozpoznano i pomylono go ze św. Stanisławem ze Szczepanowa[2], a tym samym klęczącą u jego stóp figurkę zidentyfikowano jako wskrzeszonego Piotrowina, przedstawianego z zarostem. W zapale konserwatorskim widocznie uznano, że nastąpił ubytek, który uzupełniono.

Na tym samym poziomie na bocznych ściankach pionowej belki krzyża stoją dwaj święci. Po prawej ręce św. Walentego znajduje się rzeźba św. Jana Ewangelisty[uwaga 3]. Najmłodszy Apostoł, towarzyszący Maryi pod krzyżem na Golgocie, przedstawiony jest jako młody mężczyzna w czerwonej sukni i zielonym płaszczu, przyciskający lewą dłoń do piersi. Z lewej strony św. Walentego stoi szczególnie upodobany przez Wielkopolan jako patron kapliczek św. Wawrzyniec. Ukazany jest zgodnie z kanonem jako diakon w stroju liturgicznym - czerwonej dalmatyce założonej na albę. Jego przedstawienie uzupełniają przynależne mu atrybuty: zielona palma męczeństwa trzymana w lewej ręce i ruszt (krata), na którym miał przypiekany ponieść męczeńską śmierć, z opartą na niej prawą dłonią świętego.

Wszystkie rzeźby świętych ukazane są frontalnie w pozycji stojącej, wyrażając szacunek i cześć. Są o ok. 1/3 niższe od figury Chrystusa. Ustawione są na wtórnych prostych konsolach.

Matka Boska Bolesna
Kompozycji dopełnia stojąca najniżej rzeźba Matki Boskiej Bolesnej, mierząca 119 cm[2]. Maryja ukazana jest w pozycji stojącej, z pochyloną do przodu głową i splecionymi dłońmi uniesionymi do piersi. Ubrana jest w fałdzistą białą szatę, sięgającą do prostych ("chłopskich") czarnych butów, na ramiona, głowę i plecy ma narzucony niebieski płaszcz.


pdf:





niedziela, 12 stycznia 2014

Wiedza zapomniana?

Sprawozdanie Komisji Pomorskiej z roku 1920

Bardzo ciekawy artykuł relacjonujący stosunki polsko - niemieckie na Pomorzu po odzyskaniu przez Polaków niepodległości.

Zwraca uwagę, że opis przypomina działanie współczesnego Werwolfu.










Artykuł pochodzi  z Kociewskiego Magazynu Regionalnego, niestety nie zapisałem z którego numeru.


http://pl.scribd.com/collections/3899455/Kociewski-Magazyn-Regionalny





sobota, 11 stycznia 2014

„Przebaczamy i prosimy o przebaczenie” – kto kogo ograł?


reblogged





Wiele wskazuje na to, że Niemcy od samego początku zastawili pułapkę na polskich biskupów. Dlaczego tak sądzę?


          Spadło to jak grom z jasnego nieba: władzę komunistyczną ogarnęła furia, a zwykli Polacy spoglądali po sobie z niedowierzaniem. Arcybiskup Karol Wojtyła ledwo zjechał z Soboru Watykańskiego do Krakowa, w wypełnionym po brzegi kościele św. Anny wygłosił kazanie, w którym próbował wyjaśnić wiernym ideę „Listu biskupów polskich do niemieckich” z 18 listopada 1965 r. Nadaremnie. Tłum opuścił świątynię niepocieszony.

           W tekście tym dotykam sprawy ze wszech miar trudnej, ale niezwykle istotnej dla każdego, kto próbuje objąć wzrokiem cały proces uzależniania się polityki polskiej od Berlina. Słowa „polityka” użyłem tu z pełną świadomością, gdyż orędzie polskich biskupów i niemiecka na nie odpowiedź miały właśnie taki charakter. A skoro w III Rzeczypospolitej o całej tej sprawie można mówić dobrze lub wcale, warto się jej bliżej przyjrzeć. Od razu lojalnie ostrzegam: w swoich dociekaniach przymnożyłem tylko znaków zapytania.

           Na dobrą sprawę niczego tu nie wiemy na pewno. Pomysł listu powszechnie przypisywany jest arcybiskupowi wrocławskiemu, rodowitemu Ślązakowi, ks. Bolesławowi Kominkowi. To on miał zredagować rzeczony dokument od razu w języku niemieckim i – obok ks. Prymasa Stefana Wyszyńskiego i arcybiskupa krakowskiego, ks. Karola Wojtyły – wywrzeć największy wpływ na jego treść. Z politycznego punktu widzenia największy ciężar gatunkowy listu zawierał się w słowach: przebaczamy i prosimy o przebaczenie. Według dominującej dziś wykładni biskupi polscy liczyli na to, że w swojej odpowiedzi biskupi niemieccy wyrażą poparcie dla granicy na Odrze i Nysie. Przeliczyli się.

           Datowana na 5 grudnia 1965 r. replika okazała się politycznym majstersztykiem. Biskupi niemieccy (pamiętajmy, że był to dokument wspólnie podpisany przez hierarchów z NRF i NRD!) nawet słowem nie zająknęli się o nowych granicach zręcznie wyrażając nadzieję, że nieszczęsne skutki wojny przezwyciężone zostaną w rozwiązaniu wszechstronnie zadowalającym i sprawiedliwym. Niestety, to nie wszystko. Umiejętnie podkreślono ogrom niemieckich ofiar II wojny światowej i nieszczęść, jakie dotknęły ten naród: miliony Niemców musiały opuścić swoje rodzinne strony, w których żyli ich ojcowie i pradziadowie. Stąd już tylko logiczny krok do sformułowania kolejnej mistyfikacji, której skonsumowanie odbywa się na naszych oczach: ilekroć ci Niemcy mówią o „prawie do rodzinnych stron", to nie ma w tych słowach - pomijając nieliczne wyjątki - agresywnych zamiarów. Nasi Ślązacy, Pomorzanie i mieszkańcy Prus Wschodnich pragną przez to wyrazić, że w swoich starych stronach rodzinnych mieszkali prawnie i że nadal pozostają z nimi związani. Wisienką na erystycznym torcie można nazwać zaproszenie polskich biskupów na uroczyste obchody... niemieckiego biskupstwa w Meissen (Miśni, wówczas na terenie NRD)! Na zakończenie swojego listu niemieccy biskupi zacytowali słynne już słowa polskich dostojników kościelnych zawierające prośbę o przebaczenie. Błyskotliwie zwieńczyli w ten sposób cały wywód mieszczący się – w obowiązującej do dziś – doktrynie politycznej swojego państwa.

           Polscy biskupi poczuli gorycz porażki. Najdobitniej obrazują ją słowa Prymasa Wyszyńskiego do Przewodniczącego Episkopatu Niemiec, ks. kardynała Juliusa Döpfnera: Muszę Jego Eminencji się przyznać całkiem szczerze, że odpowiedź niemieckiego episkopatu na nasze orędzie rozczarowała nie tylko Polaków, ale i opinię światową. Nasza tak serdecznie podana dłoń została przyjęta nie bez zastrzeżeń. Sprawę próbował ciągnąć arcybiskup Kominek: Byłoby być może lepiej, gdyby nasi niemieccy współbracia gwoli wyjaśnienia raz jeszcze zabrali głos, gdyby niedwuznacznie wyrazili swoje zrozumienie dla naszego prawa do istnienia nad Odrą i Nysą. Nikt go już wtedy jednak nie słuchał. Mleko się rozlało. Strona polska poniosła dyplomatyczną i propagandową klęskę, a jej echa rozniosły się po całym świecie.

           Wiele wskazuje na to, że Niemcy od samego początku zastawili pułapkę na polskich biskupów. Dlaczego tak sądzę? Otóż treść polskiego listu była konsultowana przez dłuższy czas z niemieckimi hierarchami i środowiskami opiniotwórczymi. Co to oznacza? Ano nic innego niż to, że strona niemiecka miała zapewne wpływ na ostateczny kształt listu z dnia 18 listopada 1965 r. A to właśnie swoim zaskoczeniem a później zagubieniem listu (!) i w konsekwencji brakiem wystarczająco długiego czasu na gruntowne przemyślenie swojej odpowiedzi (obie strony pragnęły, by korespondencja zamknęła się w przedziale czasowym obrad Soboru Watykańskiego II) Niemcy tłumaczyli się rozgoryczonym Polakom.

           Zastanawiać musi, jak wielki chaos panował podczas podpisywania listu przez polskich biskupów, skoro aż trzech z nich podpisało się na nim... dwukrotnie?!!! I dalej (mając w pamięci presję na dotrzymanie terminu soborowego): czy układ podpisów pod dokumentów nie świadczy czasem o tym, że większość z hierarchów podpisała dokument nie widząc go i nie znając jego treści? Wszak redagowany był po niemiecku, a trudno uwierzyć, by wszyscy hierarchowie tak biegle znali ten język, by uchwycić wszystkie polityczne niuanse listu? I w końcu: dlaczego oficjalna literatura tego tematu z uporem podaje, że polską korespondencję podpisało 34 biskupów, skoro na oficjalnym dokumencie widnieje 36 nazwisk???

           Dużo tych niejasności. Jak dla mnie – zbyt dużo. Chciałoby się rzec, że znów poszli nasi w bój bez broni. Naiwność to tylko, czy może coś więcej? Kiedyś na to pytanie z pewnością odpowiemy. Dziś możemy tylko patrzeć na to, jak niemieckie delegacje składają kwiaty pod pomnikiem abp. Kominka i łamaną polszczyzną, z wielką satysfakcją odczytują umieszczone u jego stóp słowa: „PRZEBACZAMY I PROSIMY O PRZEBACZENIE”.


KOMENTARZE

Komentarz został zapisany. Będzie widoczny w ciągu kilku minut.
  • Biskupi niemieccy (...)nawet słowem nie zająknęli się o nowych granicach zręcznie wyrażając nadzieję, że nieszczęsne skutki woj
    Tutaj sobie biskupi dwóch różnych państw układaja listy a są tacy, którzy będą bezczelnie dowodzić, że KRK ZAWSZE I WIERNIE popierał i popiera Polska Rację Stanu.
    Może tym matołom, agentom, zagubionym, oczadziałym, niekumatym, nierozgarniętym (*) łuski z oczu opadną.

    (*) niepotrzebne skreślić (albo dopisać).
  • @SpiritoLibero 17:48:17
    Podkreślam, że komentowany tekst napisał klerykał.
  • @Krzysztof Zagozda 17:51:33
    Nie musi sie pan tak asekurować :)

    Nawet wielu duchownych widzi doskonale pewne sprawy, zwłaszcza te po SV II.
    Kościół w sprawach politycznych należy traktować tak jak inne podmioty.
    I nie mieszać do tego Ewangelii.
  • @SpiritoLibero 18:01:24
    Ale Ewangelię do polityki już tak, nieprawdaż? :))
  • @Eugeniusz Sendecki 18:11:50
    Toć właśnie ja drążę parę ciekawych tematów właśnie z myślą o dobru Kościoła!
  • A MYŚLI NASZE BIEGNĄ DO UMIŁOWANEJ SIOSTRY NASZEJ I MATECZKI O PSEUDONIMIE "CIRC" VEL "CIRCONSTANCE"... ALIAS "KATOGORIA", CZYLI
    Która zapewne już się naszykowuje do jakiejś kolejnej niepotrzebnej szarży w obronie Kościoła Świętego, Matki Naszej... hehehe!
    [oczyma wyobraźni widzi ją w szyszaku, z kopią i muszkietem, tęgą dosiadającą kobyłę!]
    Już ona nam da, żeśmy się pomyśleć ośmielili wątpiąco, czy aby nasi umiłowani hierarchowie czasem się aby nie mylą w swoich strategiach! Już ona nas wybatoży cierpkim słowem, od sowietów zaczynając i na psach niewiernych kończąc!
  • ------ coś mi się wydaje,że mamy JUŻ ! za krótkie rączki
  • @
    "Kościół w sprawach politycznych należy traktować tak jak inne podmioty."

    Oto najnowsze oświadczenie Watykanu w wiadomej sprawie:
    "Arcybiskup Józef Wesołowski, były nuncjusz na Dominikanie odwołany przez papieża Franciszka po oskarżeniach o pedofilię, jako obywatel Watykanu podlega jego wymiarowi sprawiedliwości - oświadczył rzecznik Stolicy Apostolskiej ksiądz Federico Lombardi."

    Co do tamtej sprawy, Jeżeli ktoś znał ks. Prymasa Stefana Wyszyńskiego na pewno przyzna mi racje iż jeżeli przyszła by zgroza wybierać pomiędzy Polską a Watykanem, idąc do Częstochowy na bosaka z łzami w oczach i modlitwą o przebaczenie wybrał by Polskę!

    Pomijając już fakt ze nie była to sprawa kościoła, Biskupi działali tylko w dobrej wierze gdyż byli Polakami i chcieli dobra dla kraju. Jednak Szwaby
    jak zawsze odwdzięczyli się perfidią i przebiegłością za nasze dobre serce.

    (Czy wiecie ze gdyby chciano postawić el. atomowa na Bugu w Gąsiorowie jak planowano Zuzela i cała pamięć z dzieciństwa ks.Wyszyńskiego mogła by przestać istnieć? Za blisko do elektrowni).
  • @Krzysztof Zagozda 18:03:49
    "Ale Ewangelię do polityki już tak, nieprawdaż? :))"

    No jasne! Ewangelia powinna być punktem odniesienia i podstawą WSZELKICH działań.
  • @Stara Baba 18:28:38
    Nie wątpię, że ze strony naszych biskupów było max dobrej woli i dbałość o polskie interesy.
    Ale ich niemieccy koledzy mieli inne zdanie i też dbali o interesy swego kraju.
    I to jest właśnie jaskrawy przykład, że Kośció jako instytucja nie może byc postrzegany jako gwarant polskich interesów. Ani żadnego innego kraju. Kosciół to kościół.
  • @Eugeniusz Sendecki 18:14:41
    Zapomniał Pan, Panie doktorze Sendecki o jeszcze jednej "siostrze naszej i mateczce".
    Tamta jest chyba jeszcze groźniejsza.
    Cyrkówka co najwyżej sobie nieobyczajnie warknie w szewskim stylu ale tamta... Dziurę w brzuchu wyboruje :(
  • @SpiritoLibero 18:45:18
    Kościół nigdy nie będzie gwarantem idei politycznych. Takie założenie jest z gruntu antykościelne.

    Co do tematu: jeżeli założymy pełną naiwność polskich biskupów w 1965 r. (czyli wykluczymy zależność choćby jednego z nich od czynników pozakościelnych), to raczej za pewnik musimy przyjąć, że po drugiej stronie bezwiednie mieli za "partnera" ludzi z niemieckich służb.
  • @SpiritoLibero 18:45:18
    Problem polega na tym ze nigdy w historii takim gwarantem dla nas nie był.
    (Oprócz w bardzo dawnych czasach Mazowsza)
    Są jednak ludzie chcący to zmienić i pisać inną historie. Przykładem jest
    Rzeczpospolita która była ostoją wolności religijnej. Jednak wciska się
    ludziom kit ze była katolicka na zasadzie jednolitej. Bzdura. Dla tego
    Rzeczpospolita była wielka gdyż religijnie była "wolna". Gdy chciano ją religijnie jednolicie stłamsić przestała odgrywać role sobie przeznaczoną.

    Oczywiście nie mówimy tu o wierze lecz instytucji kościelnej.
  • @Krzysztof Zagozda 18:50:34
    Niekoniecznie.
    Kierowali sie prawdopodobnie, tak jak nasi biskupi, dobrze pojętym, własnym interesem.

    Redakcja tego dokumentu razem z Niemcami faktycznie budzi jednak poważne watpliwości. Ale to juz sprawy służb a nie polityki Watykanu.
    Ta jest zawsze podporządkowana interesom Kościoła. A, że czasami jest zbieżna z racjami pojedynczego państwa ? Przypadek.
  • @Stara Baba 19:01:36
    Gwarancja to złe słowo w odniesieniu do Kościoła. Zresztą o jakąkolwiek gwarancję w świecie brutalnej polityki niezmiernie trudno.
  • @Krzysztof Zagozda 18:50:34
    To jest najbardziej prawdopodobny scenariusz.
  • @Stara Baba 19:01:36
    Powiedz to Rebeliantce & Co.
    Będe stał w bezpiecznej odległości i sie przyglądał :D)))
  • @Krzysztof Zagozda 19:05:37
    ...ale w dawnych czasach właściwe!
  • @SpiritoLibero 19:07:29
    Ja już raz psem zostałem. :-) Nie... dziękuje!
  • @Stara Baba 19:10:17
    I ta "psiowatość' jeszcze ci nie przeszła ? :))

    Ale po prawdzie to nie R. wymysliła tylko cyrkówka.
  • @SpiritoLibero 19:13:37
    Właśnie wtedy zostałem chwilowo zarażony i zacząłem niepotrzebnie warczeć! :-)
  • @Stara Baba 19:21:15
    Skoro potrafisz warczeć to z pewnością możesz też pomachać ogonem :D))))
  • @Krzysztof Zagozda 18:50:34
    to jest poszukiwanie dziury w całym. pan nie rozumie chrześcijaństwa,do którego istoty należy przebaczenie, miłość nieprzyjaciół. każdy katolik codziennie powtarza: ''i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom'' . to był ze strony polskich biskupów akt heroicznego wyznania wiary przez który otwarli nasz naród na chrześcijańskie przezwyciężenie dziejowej tragedii. to jest właśnie nasza wielkość. co by nie miało miejsca w historii, chrześcijanie niemieccy są naszymi braćmi w obliczu Boga. nazizm był antychrześcijańską, masońską ideologią. zwykli niemcy mieszkali na naszych ziemiach zachodnich setki lat i uważali je za swoje strony ojczyste, tak jak my wilno, nowogródczyznę, wołyń. taka sama sytuacja. niemieckie prześladowanie polskości było dziełem głównie protestanckich prus. kultura bizantyńska przeciw łacińskiej i protestantyzm przeciw katolicyzmowi
  • Czy ktoś uwierzy, że
    przez ostatnie 1000 lat, musieliśmy ciągle walczyć z Niemcami o być, albo nie być. Kto uwierzy po tylu latach i takich latach w nawet najszczersze intencje strony zza Odry? Ja nie wierzę. Być może Biskupi mieli nadzieję, być może się łudzili, jednak odpowiedź ze strony Niemiec nie pozostawia żadnych złudzeń, zarówno wczoraj jak i dziś.

    "Póki świat światem, nie będzie Niemiec Polakowi bratem".
    Pozdrawiam.
  • @Autor
    Biskupi polscy w tym liście Polskie Ziemie Odzyskane nazwali - "ziemiami poczdamskimi" - to skandal !!!
  • @Bibrus 19:39:05
    ... i na tym trzeba poprzestać. Malować slupy graniczne aby Szwaby
    nie zapomnieli gdzie się znajdują i w końcu zapomnieć ze jakieś
    granice są nierozstrzygnięte. Po pierwsze one oficjalnie są uzgodnione
    a po drugie żadna granica nie jest na stale dla tego trzeba jej strzec!
    Jak na razie to "przewracamy" wszystkie graniczne słupki, nawet brytyjskie.
  • @Bibrus 19:39:05
    to nie jest prawda. owszem, żywioł germański jest bardzo ekspansywny. skandynawia to germanie, frankowie to germanie, holendrzy to germanie i nawet anglosasi to germanie. ale największe problemy zafundowaliśmy sobie sami raz przez sprowadzenie krzyżaków, a drugi raz przez shołdowanie prus, zamiast ich aneksji, co byłoby wtedy łatwe - zygmunt stary zdecydował się na hołd powodowany nepotyzmem. a trzeba też umieć zobaczyć, że powstanie styczniowe było katalizatorem zjednoczenia niemiec.
  • @SpiritoLibero 19:07:29
    A może po prostu Watykan i niemieccy biskupi wymusili ten list, a że nasi biskupi go podpisali, to też świadczy o nich, że sprawy polskie są im bez znaczenia.
    Po prostu niebacznie się odkryli.
  • @oleg 19:59:44
    towarzyszu oleg, co ma piernik do wiatraka? chrzścijaństwo nie jest po to, żeby dawać przykrywkę ekspansji państwowej. pomyliło wam się towarzyszu z waszym prawosławiem, które służy carowi
  • @nobody44 19:54:38
    Mam rozumieć, że po krwawej historii ostatnich 1000-lat, nagle Niemcy zmienili zdanie? To absurd. Nawet statystycznie się to nie trzyma kupy. To naród do bólu konsekwentny w działaniach, bez względu na koszty. Historia, jako najlepsza nauczycielka życia, nie popiera Twoich sądów.Pozdrawiam.
  • ------------MEMENTO
  • @Bibrus 20:09:52
    nie było tysiąca lat. i mieszko i chrobry walczyli z niemcami, ale byli też niemieckimi sojusznikami. w pewnym okresie chrobry był nawet bardziej w niemczech popularny niż cesarz henryk. niemcy mają dwa oblicz. jedno reprezentują np. ottonowie z ich uniwersalnym cesarstwem, w którym chrobry stoi na czele sławiańszczyzny, a drugie to są ich pograniczi watażkowie. gdybyśmy nie popadli w rozdrobnienie dzielnicowe, niemcy nie posunęliby się poza odrę. naszym największym błędem było sprowadzenie krzyżaków. to nasza wina nie niemców, że dopuściliśmy do powstania prus. a geopolityczną racją stanu prus było zniszczenie polski. sami to sobie zafundowaliśmy. nie jest winą lisa, że się go wpuszcza do kurnika. poza prusami i naszym rozdrobnieniem dzielnicowym nie ma żadnych przyczyn rzekomej niemieckiej straszności i jakiegoś determinizmu drang nach osten. przecież i maleńka litwa podbiła milion kilometrów kwadratowych ziem ruskich, kisdy ruś była w kryzysie. czy ktoś ma do niej o to pretensje?