Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

środa, 3 grudnia 2025

Smoleńsk w TVN

 



przedruk



Były doradca Putina szokuje dziennikarzy TVN.

„Żadna brzoza nie była w stanie zniszczyć skrzydła takiego samolotu”



opublikowano: 29 listopada 2014
aktualizacja: 4 grudnia 2014



Widzowie TVN w szoku, nie mniejszym gwiazdy tej stacji – Dorota Wellman i Marcin Prokop. Słowa gościa Dzień Dobry TVN Andrieja Iłlarionowa, byłego doradcy Władimira Putina, musiały zapewne wywołać niemałą konsternację w całej stacji z Wiertniczej.

Gość, witany jak gwiazda i przedstawiany jak ekspert od geopolityki tłumaczył, że oficjalna wersja wydarzeń dotycząca tragedii smoleńskiej jest niewiarygodna.

Pytany, czy wierzy, że w Smoleńsku doszło do zamachu Iłłarionow wskazuje:

Nigdy nie powiedziałem, że wiemy, jak doszło do tej tragedii. Jednak sporo wiemy na temat wydarzeń z kwietnia 2010 roku. Wiele pytań pozostaje wciąż otwartych, zarówno technicznych jak i logistycznych.

Był doradca Putina wskazał, że w maju 2010 roku sformułował siedem pytań dotyczących tragedii.

Przez te lata nie otrzymaliśmy od strony rosyjskiej żadnej odpowiedzi. Nadal nie wiemy, dlaczego samolot, który spadł z wysokości 50 metrów, rozpadł się na małe kawałki i naprawdę na dużym terenie. Z tego, co wiemy z innych katastrof na podobnej wysokości, nie było żadnego przypadku, gdzie zniszczenia byłyby podobne do tych w Smoleńsku

— mówił Iłłarionow.

Dodał, że po innych, podobnych katastrofach wielu ludzi przeżyło.


Nie było przypadku, by cała załoga, wszyscy pasażerowie zginęli w takiej katastrofie. Jest wiele otwartych pytań
— tłumaczył były doradca Putina, poruszając coraz groźniejsze wątki.

Żadne drzewo, żadna brzoza nie była w stanie zniszczyć skrzydła takiego samolotu. To jest absolutnie jasne. I dlatego musimy wiedzieć, co się naprawdę stało. Musimy zadawać pytania. Dużo osób zadawało pytania do rządu i władz, ale nie mamy odpowiedzi
— mówił zaskoczonym dziennikarzom były doradca Władimira Putina.


Wiemy również, że oficjalny raport MAKu zawiera pewne elementy, czy odpowiedzi, które nie odnoszą się do rzeczywistości, do warunków panujących na lotnisku. Ale mimo to wrak samolotu nadal jest w Smoleńsku, nadal nie został przekazany stronie polskiej. Powstaje pytanie dlaczego

— ciągnął Iłłarionow.

Dodał, że po tragedii „pojawiali się tzw. świadkowie tej sytuacji i okazało się, że to byli agenci służb specjalnych, a nie prawdziwi świadkowie tej sytuacji”.

Dlatego musimy wiedzieć, co się stało
— zakończył były doradca Putina.

Zaskoczeni i zszokowani prowadzący program byli wyraźnie zbici z tropu. Sytuację próbował ratować Marcin Prokop, ale wyszło mocno nieporadnie…

Dużo pytań, na które dziś nie znajdziemy odpowiedzi, ale warto je sobie zadawać
— mówił Prokop.


Wydaje się jednak, że w TVN nikt takich pytań zadawać nie chce.
Andriej Iłłarionow zrobił „zaprzyjaźnionej” stacji rządzących sporego psikusa.




Coś tu jest nie tak, redaktor Prokop nie mógł być zaskoczony ani zszokowany, bo przecież:
tu jego wypowiedź sprzed - nomen omen - 10 dni... 

"Naiwnym byłoby zakładanie, że media są od tego, żeby cię informować o tym co się dzieje na świecie. Media to biznes... [...]

Jeśli ktoś traktuje media jako źródło informacji o rzeczywistości, no to pobłądził, bo jeśli chcesz wiedzieć jak rzeczywistość wygląda, to najlepiej jakbyś tam sam pojechał i to zobaczył na własne oczy, co jest oczywiście niemożliwe w większości przypadków.
Próba mówienia, że rzeczywistość wygląda tak, czy tak, media tak powiedziały, no jest czymś niemądrym. Trzeba się tego wystrzegać."







facebook.com/profile/100001803650382/search/?q=prokop




wpolityce.pl/smolensk/223979-byly-doradca-putina-szokuje-dziennikarzy-tvn-zadna-brzoza-nie-byla-w-stanie-zniszczyc-skrzydla-takiego-samolotu




niedziela, 30 listopada 2025

A nie mówiłem? (37)

 



Dopóki nie wymyślono internetu, nie wiedziałem, że tylu ślepych ludzi jest na świecie.




---------


Wnioski za najważniejsze wydarzenie ostatnich tygodni:


Niemcy poszły w odstawkę, a śpiochy są wśród nas - i to było od dawna zaplanowane!

Mają plany na swoją przyszłość tutaj, więc trzeba uważnie się wszystkiemu przyglądać. 


Skończcie z komentowaniem co kto zrobił, tylko zacznijcie myśleć.

Odstawić klawiaturę, pozamykać te japy, zrobić notatkę w zeszycie, obserwować i myśleć.


Myśleć!!!








Niemieccy architekci i ich pomniki




Architekci niemieccy jakich udało mi się znaleźć w internecie bez zbytniego wysiłku...


Karl Friedrich Schinkel, także Carl Friedrich Schinkel (ur. 13 marca 1781 w Neuruppinie, zm. 9 października 1841 w Berlinie) – niemiecki architekt, urbanista, projektant i malarz, jeden z wybitniejszych twórców klasycyzmu w Królestwie Prus, tworzący także w stylu arkadowym. 
Szkołą Schinkla (niem. Schinkelschule) nazwano działalność grupy niemieckich architektów kontynuujących styl Schinkla.


jako architekt wybitny - ma pomnik




Słynni niemieccy architekci wg strony:
architecturelab.net/architect/europe/germany/


1. Walter Gropius
2. Ludwig Mies van der Rohe
3. Frei Otto
4. Hans Poelzig
5. Gottfried Böhm
6. O. M. Ungers
7. Egon Eiermann
8. Hans Scharoun
9. Gerd and Magdalena Hänska
10. Gottfried Semper - szkoła drezdeńska, ma pomnik w Dreźnie i popiersia w Zurichu
      Georg Hermann Nicolai - szkoła drezdeńska - nie ma pomnika

11. Hermann Muthesius
12. Ernst May
13. Werner March - ma tablicę
14. Fritz Höger - tablica i statuetka
15. Johann Balthasar Neumann - tablica i popiersie
16. Erich Mendelsohn - tablica - w Olsztynie i Gliwicach!! po polsku!!!

17. Günter Behnisch










Paul Puchmüller (ur. 8 września 1875 w Słupsku, zm. 12 października 1942 w Sopocie) – sopocki architekt i scenograf z przełomu XIX i XX wieku.

"sopocki" i ani słowa o narodowości niemieckiej...


Życiorys

Absolwent Wydziału Architektury Królewskiej Wyższej Szkoły Technicznej (Königlich Technische Hochschule Charlottenburg) w Berlinie. Pierwsze projekty realizował w Berlinie (1892-1894), następnie przeniósł się do Sopotu, gdzie w latach 1901–1922 pełnił funkcję budowniczego (architekta) miejskiego (Stadtbaumeister). Miał duży wpływ na współczesną architekturę Sopotu, również osobisty do niej wkład. W marcu 2008 Muzeum Sopotu poświęciło mu specjalną ekspozycję pt. Paul Puchmüller. Architekt, który przemienił Sopot w miasto.

Jego autorstwa były scenografie do oper Richarda Wagnera wystawianych w sopockiej Operze Leśnej (po 1924).

Był członkiem loży masońskiej (1903-30).

Został pochowany w Sopocie na cmentarzu ewangelickim, obecnie komunalnym.

2 września 2021 Rada Miasta Sopotu wyraziła zgodę na realizację w mieście pomnika Puchmüllera. W 2025 realizację tej inwestycji oprotestowała część radnych, wysuwając argumenty, że projekty architekta miały być narzędziem polityki germanizacyjnej. Uchwały mające na celu wstrzymanie budowy pomnika zostały odrzucone.



Wygląda na to, że pan Puchmüller był architektem jakich wielu na świecie, nie zapisał się jakoś specjalnie w historii architektury..  Nawet Niemcy o nim nie pamiętają. 

Zebrało się w polskim Sopocie grono pseudoznawców architektury, którzy wmawiają nam, że "dzieła" pana Puchmullera mają ponadczasową wartość dla dziejów ludzkości i wobec tego warto wydać 300 000 złotych i zarezerwować kawałek działki w centrum kurortu na upamiętnienie tego pana.


Okazuje się jednak, że sami Niemcy wcale tak nie uważają i być może nawet nie znają takiej osoby. Swoim wybitnym architektom i owszem stawiają pomniki, ale o wiele częściej - skromną pamiątkową tablicę, mikroskopijną statuetkę, a nie jakieś 5-cio metrowe hołdy...


W Niemieckiej wikipedii nie ma nazwiska Puchmüller.

de.wikipedia.org/w/index.php?title=Kategorie:Architekt_(Deutschland)&pagefrom=P






Zgłoszenia w kategorii "Architekt (Niemcy)"
Następujące 200 zgłoszeń należy do tej kategorii spośród 1 815 łącznie.







Pan 
Puchmüller istnieje tylko w wikipedii dla Polaków - i w wersji egipskiej z minimalną ilością danych... chociaż w Egipcie niczego nie pobudował.... 👀




 



Dlaczego miasto Sopot ufundowało pomnik... że się tak wyrażę - nikomu?

Mam takie wrażenie, że pan Puchmüller otrzymał swój pomnik nie za to, że pobudował jakoby jakieś cuda, tylko za to - że był Niemcem - na podorędziu....








pl.wikipedia.org/wiki/Paul_Puchmüller
pl.wikipedia.org/wiki/Karl_Friedrich_Schinkel






piątek, 28 listopada 2025

Cenzura na fb

 



Cenzura w toku.
 
Udostępniłem post z wypowiedzią PROFESORA Frydrychowskiego, któremu się (postowi) krytycznie przyglądam (jak widać w emotikonach - "sceptycyzm" - buźka z monoklem) i zostałem za to "ukarany" przez fb.
 
Wszystkowiedzącym cenzorem jest jakiś DEMAGOG.

Te Demagogi są profesorami w czymś tam, czy po prostu reprezentują opinię internetu na różne rzeczy??
Kto mu dał prawo oceniać co jest czym - I skąd on wie, i co on wie na temat: CO JA O TYM MYŚLĘ???
Bo może ja to krytykuję, nikt mnie nie zapytał co ja o tym sądzę.
Samo udostępnienie wystarczy??



Orwell w czystej postaci!




















Żyd - etymologie

 


Cóż to jest?

Żyd, jaśnie panie. 
Lecz w literę go przerobię.





pl.wiktionary.org/wiki/żyd



znaczenia:
rzeczownik, rodzaj męskoosobowy

(1.1) rel. wyznawca judaizmu
(1.2) pot. obraź. skąpy człowiek

rzeczownik, rodzaj męskozwierzęcy

(2.1) przest. uczn. kleks
(2.2) karc. jedna z gier karcianych



etymologia:

ogsłow., prasł. *židъ < starowłoski giudio < łac. Iūdaeus < gr. Ἰουδαῖος < hebr. יְהוּדִי‏ (jehudi)



angielski: (1.1) Jew
arabski: (1.1) يهودي
baskijski: (1.1) judu
bułgarski: (1.1) евреин m, чифут m
czeski: (1.1) žid m
duński: (1.1) jøde w
esperanto: (1.1) judo
fiński: (1.1) juutalainen
francuski: (1.1) juif m
hebrajski: (1.1) יהודי m (jehudi)
hiszpański: (1.1) judío m
islandzki: (1.1) gyðingur m
jidysz: (1.1) ייִד m (jid), ישׂראל m (jisroel)
karaimski: (1.1) раббан
niemiecki: (1.1) Jude m
nowogrecki: (1.1) εβραίος m
polski język migowy: (w zapisie SignWriting)(1.1) obrazek
portugalski: (1.1) judeu m
rosyjski: (1.1) иудей m, еврей m
węgierski: (1.1) zsidó
wilamowski: (1.1) jud m, jüd m
włoski: (1.1) giudeo m, ebreo m



Żydzi

(hebr. Jehudim, Bne(j) Israel, dawniej też Iwrim; jid. Jidn, Bnej Jisroel), w Polsce – szczególnie w XIX w. – nazywani także Izraelitami – nazwa etymologicznie wywodząca się od hebr. słowa Jehudim (l.mn. od Jehudi; aram. Jehudai, Jehudaj(j)a), łac. Iudaei (l.mn. od Iudaeus; grec. ioudaios), w której – poprzez języki romańskie – początkowe „i” zostało zastąpione przez „ż”; stosowana jako określenie:

1. narodu (od czasu powrotu Izraelitów [właśc. Judejczyków] z niewoli babilońskiej), a w późniejszych wiekach – potomków owego narodu, żyjących w diasporze, których dopiero Traktat Wersalski w czerwcu 1919 uznał za mniejszość narodową, oddając pod opiekę Ligi Narodów ( Traktat Mniejszościowy); 

2. wyznawców religii mojżeszowej (pisane zazwyczaj małą literą). Oba wyżej przytoczone znaczenia nie zawsze funkcjonowały rozłącznie, lecz przez stulecia raczej stanowiły swoisty amalgamat. [...]

W staropolszczyźnie „żydem” nazywano też plamę pozostałą na ścianie mimo bielenia, kleks; „żydkami” – orzechy ziemne (fistaszki), rodzaj nożyka albo naftową, blaszaną lampkę, lub też grę w piłkę, a niekiedy także grę w „durnia”; żartobliwie nazywano tak również okonia (jazgarza zwano „żydzikiem”), a w gwarze złodziejskiej – liczbę siedem; mianem „żydaka” określano jeszcze nie ochrzczone dziecko; określenie „żydy” odnoszono do sklepików żydowskich bądź tandety, sprzedawanej w dzielnicy żydowskiej, itp.


Autor: Zofia Borzymińska
delet.jhi.pl/pl/psj?articleId=19725


-----


Żyd. Iwri (Hebrajczyk). Israel.



Skąd wzięła się nazwa „Żyd” i dlaczego religię żydowską nazywamy „judaizmem” (a nie np. „abrahamizmem”, skoro korzenie judaizmu są w wierze Abrahama)?

Słowo „Żyd” weszło do polszczyzny w średniowieczu, najprawdopodobniej przez wpływ języka czeskiego (Żid), razem z chrystianizacją, być może już za Mieszka I (wtedy język polski przejął z czeskiego większość słów związanych z religią, z Biblią, z Kościołem). Natomiast w czeskim pojawiło się razem z wpływami zakonników francuskich, podczas chrystianizacji Czech, najprawdopodobniej od francuskiego Juif, a to ze starofrancuskiego Giu. Oczywiście, geneza tego słowa w językach romańskich jest identyczna z pochodzeniem słowa „judaizm”, tylko wymowa jest inna.

Istnieją również teorie, że do języka czeskiego słowo to przyszło nie z francuskiego, ale z włoskiego (od Giudeo, z łacińskiego Iudeus)


Nazwa żydowskiej religii – judaizm – pochodzi od łacińskiego słowa iudaismus, które z kolei pochodzi od greckiego ioudaismos. Ioudaios oznacza w języku greckim Żyda – czyli mieszkańca Judei. To słowo z kolei pojawiło się w grece z aramejskiego, gdzie wyraz Jehudai pochodzi od hebrajskiego Jehudi (Żyd), czyli od imienia Jehuda (Juda) – czwartego syna Jaakowa. Ród Judy (ojca izraelskich królów) zamieszkiwał centralne tereny późniejszego królestwa Jisraela, nazwane od jego imienia Judeą.

Midrasz tłumaczy, że Jehuda będzie (ze względu na cechy charakteru) tak bardzo podziwiany przez wszystkich swoich braci, iż „ich potomkowie nie będą mówić o sobie: jestem »Reuweni«, jestem »Szimoni«, lecz jestem »Jehudi« (Żydem)”.

Wynika z tego, że słowo „judaizm” oznacza dosłownie „religię Żydów”, czyli potomków Judy (lub mieszkańców Judei). W jej nazwę wpisana jest więc informacja, jaki lud wyznaje tę religię, a nie kto był jej pierwszym wyznawcą.

Co oznacza i skąd pochodzi słowo „Iwrim” (Hebrajczycy)?

Słowo Iwrim (Hebrajczycy) (lp.: Iwri) pojawia się po raz pierwszy w Bereszit 14, 13, we frazie nazywającej Awrama (późniejszego Awrahama) „Awram ha-Iwri” – czyli „Awram Hebrajczyk”. Raszi i Ramban tłumaczą to jako „ten, który przyszedł zza rzeki [Eufrat]” (od ewer – „przechodzić”). Czyli ten, kto przyszedł do Kanaan z Charanu (Mezopotamii). Tak uzasadniane jest pierwsze, tradycyjne wytłumaczenie słowa Iwri (Hebrajczyk).

Inne wyjaśnienie wiąże to słowo z antycznym ludem Habiru, który zamieszkiwał tereny Bliskiego Wschodu około 1900 lat p.n.e., z którego najprawdopodobniej pochodził Awraham.

Trzecia hipoteza dostrzega w słowie Iwri imię jednego z przodków Awrahama – Ewera (Bereszit 11, 14-17).


Niezależnie, które z tych wyjaśnień słowa Iwri jest słuszne, określenie to ma silne konotacje przede wszystkim etniczne, a nie religijne, ponieważ tak był nazywany lud, z którego wyszedł Awraham długo przed krystalizacją religii Żydów – judaizmu. Z kolei słowo Jehudi ma wyraźne asocjacje religijne.

Dlaczego Jakub otrzymał imię Jisrael. Czy jest jakieś wytłumaczenie znaczenia tego imienia?

Określenie Iwrim zostało – historycznie rzecz biorąc – w tekstach pisanych zastąpione określeniem Jisrael, odnoszącym się do całego ludu, do wszystkich potomków Jaakowa, w epoce Sędziów, czyli około 1200-1000 lat p.n.e.

Samo imię jest jednak o wiele starsze. Jaakow otrzymał je po całonocnej walce z „aniołem Boga” („z Boskością”): Wajomer lo Jaakow jeamer od szimcha ki im Jisrael ki sarita im Elohim weim anaszim watuchal (Bereszit 32, 29), w tłumaczeniu: „I powiedział: Nie będziesz już miał na imię Jaakow, lecz Jisrael, bo walczyłeś z Boskością i z ludźmi – i przemogłeś”.
Werset ten nie jest jednoznaczny i nigdy nie było zgody, jak powinien być naprawdę tłumaczony. Np. Ralbag tłumaczył jako: „Stałeś się księciem (sar) pomiędzy aniołami i ludźmi”; Bereszit Raba: „Walczyłeś z Boską istotą i zwyciężyłeś”; Targum Jonatan: „z aniołem”; Targum Onkelos: „z aniołem Boga”.


Nierozwiązywalna tajemnica tkwi w słowie sarita, które było tłumaczone na wiele sposobów, najczęściej jako „walczyć” lub „zmagać się”, a wtedy Jisrael można postrzegać jako połączenie s-r i El, Elokim, co dawałoby w rezultacie „ten, kto zmaga się z Bogiem”.

I to jest właśnie najpowszechniejsza, najbardziej popularna wersja tłumaczenia słowa (imienia) Jisrael. Jeżeli jednak sar w sarita oznacza „księcia” lub pochodzi od sarar („władać”), to bliższe prawdziwemu znaczeniu może być: „ten, kto będzie władał [będzie wspaniały] przed obliczem Boga”.


Inne interpretacje dopuszczały także między innymi: „ten, kto walczy o Boga”, „ten, z kim walczy Bóg”, „ten, którym rządzi [włada] Bóg” lub nawet „sprawiedliwy [wspaniały] walczy przed Bogiem”. Natomiast rabin Wolf Gunther Plaut twierdził, że poprawne tłumaczenie powinno brzmieć: „niech Bóg włada”.

(opr. P. Jędrzejewski)
poznan.jewish.org.pl/index.php/edukacja../Zyd.-Iwri-Hebrajczyk.-Israel.html




Pan Kleks, właśc. Ambroży Kleks – czarodziej, fikcyjny bohater baśniowej opowieści napisanej przez Jana Brzechwę, o niezwykłej Akademii prowadzonej przez Ambrożego Kleksa, do której uczęszczać mogą jedynie chłopcy, których imiona zaczynają się na literę „A”. W Akademii jada się malowane potrawy, opisuje sny i rzuca atramentem na lekcjach, a postacie z bajek są realnie istniejącymi istotami. Był uczniem doktora Paj-Chi-Wo.

Przyjmuje się, że pierwowzorem postaci Pana Kleksa był Franciszek (Franc) Fiszer, filozof, popularna postać wśród warszawskich literatów i artystów.

Ambroży Kleks to niezwykły nauczyciel, który potrafi wszystko i uczy w sposób niekonwencjonalny. „Wszyscy uczniowie bardzo szanują i kochają pana Kleksa, gdyż nigdy się nie gniewa i jest nadzwyczajnie dobry”


sp111lodz.wikom.pl/wpis/pan-kleks-fantastyczny-opis-postaci
pl.wikipedia.org/wiki/Pan_Kleks
wolnelektury.pl/media/book/pdf/zemsta.pdf





Klecks

źródła niemieckie:
tłumaczenie automatyczne


Kapka [klɛks], znana także jako kapka, to niewielka ilość lepkiej lub pastowej materii na innej powierzchni lub obiekcie. Jeśli ta materia jest bardziej płynna, nazywa się to rozpryskiem, jeśli jest bardziej stała, to jest to kawałek. Grudka może powstać, jeśli może spuścić większą ilość tej samej materii niezależnie poniżej limitu sprężystego ze względu na własną gęstość właściwą, ale jeszcze nie spływa do punktu plastyczności.

Krople to często używane słowo w kontekście jedzenia: grudka musztardy, dżemu, bitej śmietany, miodu i tak dalej. Ale inne substancje o odpowiedniej lepkości również mogą tworzyć plamy, takie jak plamy farby, plamy atramentu czy ptasie odchody. Te plamy powodują wtedy niechciane plamy, na przykład na tkaninach trudnych do czyszczenia.

Blob jest celowo używany w blobsografii i teście Rorschacha, między innymi.

W astronomii gromada to niedefiniowalne nagromadzenie promieniowania w określonym kierunku kardynalnym, które wyraźnie wyróżnia się na tle otoczenia. Zastosowanie to wynika z problemu rozmycia, które prowadzi do rozmycia poszczególnych kropek, a tym samym do powstawania "plam".

Klacks jest także używany jako synonim dla drobiazgi, drobiazgi lub lekkości ("To dla ciebie dziecinna zabawa!").



Etymologia

Słowo blob od XVI wieku oznacza onomatopeiczne rzucanie czymś ciężkim. Dołączanie s występuje albo w średnioniemieckich i północnoniemieckich przekształceniach, które często towarzyszą wyrazom kończącym się na k, albo powstało po czasowniku klecksen, jeśli jest on starszy. Słaby czasownik klecken jest etymologicznie powiązany zarówno z czasownikiem klacken, jak i z czasownikiem kleckern, które powstały iteracyjne. Podejrzewa się związek z 'Kladde' i 'Klittern'. 



Etymologia

Pochodna dolnoniemieckiego [termin?] i środkowoniemieckiego w -s od archaicznego czasownika klecken ("pluskować" - (“to splash”)) z niemieckiego dolnoniemieckiego [termin?].




Kleks
(Blob)


Pochodzenie:


od przestarzałego Kleck = plamka, lump, cofa się od przestarzałego klecken, średnio-wysokoniemieckiego, starowysokoniemieckiego klecken = klack, to klak

zu veraltet Kleck = Fleck, Klümpchen, rückgebildet aus veraltet klecken, mittelhochdeutsch, althochdeutsch klecken = klatschen, zu klack


KLACK:
Znaczenia
- onomatopeiczne dla krótkiego, jasnego tonu, gdy dwa twarde obiekty się stykają
- onomatopeiczne dla uderzenia miękkich lub grubych kropelek na coś stałego


---------


Znaczenie
1.
Bejca na farbie
Przykład:
malarz robi plamy na podłodze


Plamka atramentu
Przykłady:
W zeszycie ćwiczeń dziecka jest wiele plamek
w przenośni: Przerwy liściowe na drzewach pozostawiły plamy światła na moim papierze [...] [ Erh. KästnerZeltbuch]

2.
potoczny
Przykład:
Łyżka (= łyżka w kupie) bita śmietana, dżem, masło, musztarda

Etymologia

wyciek · Klecken · klak · klak · klak · Klacks · klak · znaczne · Plamy · Blot
wylej Vb. 'upadać kropla po kroplu, tworzyć plamy, plamy', przenosić się 'powoli, mozolnie iść naprzód, posuwać się naprzód', formacja iteracyjny (XVII wiek) do Vb. 'spadać głośno (z cieczy), plamy, rozmazywać się', tłumaczyć 'dobrze postępować, dobrze wyjść, wystarczyć', ahd. (IX wiek), Mhd. Klecken 'pękać, pękać, pękać, rozdzierać, rozlać, klaskać, bić donośnie', tłumaczyć: 'wystarczyć, wystarczyć, być skutecznym'. 

Spokrewnione to Klackm . 'pęk, pęk, huk, trzask, plama, plama', ahd. (XI wiek), mhd. klac (stuknięcia dopełniacza) 'pęknięcie, pęknięcie, pęknięcie, huk, trzask, plama'. W związku z tym przerywanie klak imituje dźwięk dla pękającego, klaskającego dźwięku (podczas łamania, rozdzierania, przy uderzeniu miękkiej, kapiącej masy), a także (szczególnie w podwójnym klak-klaku) dla krótkiego, twardego dźwięku. Wyrazistnie rozszerza klak, wtrąca się Dodatkowo, klak m. 'mała plama, niewielka ilość lepkiej substancji (takiej jak dżem, gorczyca), 

nieistotność' (XVIII wiek, ale prawdopodobnie starsza) oraz clacken Vb. 'to burst, clapla, bit, plamy' (XVII wiek), iterative clacking (XVIII wiek), angielskie to clack 'rattle, rattle', aord. klaka 'ćwierkać, chichotać', być może także grecka glázein (γλάζειν) 'wydawać dźwięk pieśni'. 

Te wyraźnie naśladujące dźwięki formacje prowadzą do np. *glag-, rozszerzenie rdzenia dźwiękowego, czyli *Gal- 'wołaj, krzycz', co jest również odzwierciedlone w Anord. Kalla 'to call, say, call' (od czego prawdopodobnie po angielsku "call to call" (wołać'), Aslaw. glagolъ 'słowo', glagolati 'mówić, mówić', rosyjski (starszy) gologólit' (гологолить) 'padać, gaworzyć', dla mnie gałkoczeć 'sława' oraz (przez inne rozszerzenia) lamentować, słyszeć (s. d.). – znaczny dodatek "wystarczający, znaczny, znaczny" (XVII wiek), z przedrostkiem erklecken "wystarczyć, pomagać, używać" (XVI wiek), który zanikł w XIX wieku, być może już (wątpliwie potwierdzony) Mhd. erklecken. Blob M. '(farba, tusz) plama, grudka' (XVIII wiek), starsza plama (XVI wiek), cofnęła się od Klecken. Blobs Vb. 'By robić plamy, malować źle, pisać, pozwalać, by lepkie rzeczy na nie spadły' (XVIII wiek), by być zamienianym w plamy lub iteracyjne formacje.


oryg tekst:


kleckern Vb. ‘tropfenweise fallen, Kleckse, Flecke machen’, übertragen ‘langsam, mühsam vorwärtsgehen, vorankommen’, Iterativbildung (17. Jh.) zu heute nur noch mundartlichem klecken Vb. ‘(von Flüssigkeiten) geräuschvoll fallen, Flecke machen, schmieren’, übertragen ‘gut vonstatten gehen, gut ausgehen, ausreichen’, ahd. (9. Jh.), mhd. klecken ‘platzen, krachen, bersten, (sich) spalten, klecksen, klatschen, schallend schlagen’, übertragen ‘ausreichen, genügen, wirksam sein’. Verwandt sind Klack m. ‘Riß, Spalt, Knall, Krach, Klecks, Fleck’, ahd. (11. Jh.), mhd. klac (Genitiv klackes) ‘Riß, Spalt, Knall, Krach, Klecks, Fleck’. Entsprechend klack Interjektion schallnachahmend für einen knackenden, klatschenden Ton (beim Brechen, beim Reißen, beim Aufprall einer breiigen, tropfenden Masse), auch (zumal in der Doppelung klack klack) für einen kurzen, harten Ton. Expressiv erweitert klacks Interjektion Dazu Klacks m. ‘kleiner Fleck, eine kleine Menge dickflüssiger Substanz (wie Marmelade, Senf), Geringfügigkeit’ (18. Jh., doch wohl älter) sowie klacken Vb. ‘platzen, klatschen, schlagen, Flecke machen’ (17. Jh.), iterativ klackern (18. Jh.), engl. to clack ‘klappern, rasseln’, anord. klaka ‘zwitschern, gackern’, vielleicht auch griech. glázein (γλάζειν) ‘einen Gesang erklingen lassen’. Diese offensichtlich schallnachahmenden Bildungen führen auf ie. *glag-, eine Erweiterung der Schallwurzel ie. *gal- ‘rufen, schreien’, die sich auch in anord. kalla ‘nennen, sagen, rufen’ (woraus wohl engl. to call ‘rufen’), aslaw. glagolъ ‘Wort’, glagolati ‘reden, sprechen’, russ. (älter) gologólit’ (гологолить) ‘schwatzen, plappern’, mir. gall ‘Ruhm’ sowie (über andere Erweiterungen) in Klage, klingen (s. d.) fortsetzt. – erklecklich Adj. ‘ausreichend, beträchtlich, erheblich’ (17. Jh.), zu dem im 19. Jh. untergegangenen Präfixverb erklecken ‘genügen, helfen, nützen’ (16. Jh.), vielleicht schon (zweifelhaft belegtes) mhd. erklecken. Klecks m. ‘(Farb-, Tinten)fleck, Klümpchen’ (18. Jh.), älter Kleck (16. Jh.), aus klecken rückgebildet. klecksen Vb. ‘Kleckse machen, schlecht malen, schreiben, Zähflüssiges worauf fallen lassen’ (18. Jh.), zu Klecks bzw. Iterativbildung zu klecken.





GrammatikVerb · kleckt, kleckte, ist/hat gekleckt
Aussprache [ˈklɛkn̩]
Worttrennung kle-cken
Wortbildung mit ›klecken‹ als Erstglied: kleckern

GramatykaCzasownik · Trochę się bawi, bawi, jest/już się bawił
Wymowa[ˈklɛkn̩]
Dzielenia wyrazówKle-cken
SłowotwórstwoZ ›Klecken‹ jako pierwszym członkiem: To Spil



Znaczenie

przestarzały, wciąż dialekt
1. płynów spadających głośno

2.
a)To się wydarzy (szybko)
b)wystarczyć

-------


klecken (niemiecki))


Dzielenia wyrazów:kle·cken, czas przeszły: kleck·te, imiesłów II: ge·kleckt

Wymowa:IPA: [ˈklɛkn̩]Próbki audio:  klecken (info), klecken (info)Rymy: -ɛkn̩

Znaczenie:[1] nieprzechodni, czasownik pomocniczy mieć, landschaftlich: wystarczyć; Postępy[2] nieprzechodni, czasownik pomocniczy być, płynów: hałaśliwie spadać w kroplach

Pochodzenie:Słowo dziedziczne z średnio-wysokoniemieckiego Klecken → GMH do starowysokoniemieckiego Kleken → Goh w IX wieku "pęknąć, pękać, pękać, rozdzielać, rozlewać, klaskać, bić donośnie"', co tłumaczy: "wystarczyć, wystarczyć, być skutecznym"[1]

Synonimy:[1] wystarczy, wystarczy, wystarczy; mieć miejsce[2] Plam, plusk

Terminy ogólne:[1] funkcji są wystarczające[2] upadek, rozlew

------



Kleck, Klecks, męski, 'blot', po prostu współczesny wysoki niemiecki; jedynie czasownik klecken (klecksen) można prześledzić jeszcze dalej, średnio-wysokoniemiecki klęcken, "zabrudzić, plamić, prychać", a także "uderzać dźwięcznie"; odpowiedni klac (ckes), męski, oznacza 'rozdarcie, rozcięcie, pęknięcie'.






ZEMSTA




CZEŚNIK

Co się waszeć o to pyta.
Maczaj pióro, pisz, i kwita.

Dyndalski siada wyprostowany na brzeżku krzesła i macza pióro.
Papkin w ciągu tej sceny pisze. Czasem wstaje, przechodzi się w głębi, macza pióro u stolika, przy którym Cześnik siedzi, znowu siada - ciagle płacząc, wszakże bez przesady.


CZEŚNIK
po krótkim myśleniu

Tylko że to, mocium panie,
Aby udać, trzeba sztuki:
Owe brednie, banialuki,
To miłosne świergotanie...

myśli

Jak tu zacząć, mocium panie?


DYNDALSKI
podnosząc się

Cnym afektem ulubiony...



CZEŚNIK

O... o... o... o!... Jak od żony...
A tu trzeba pół, ćwierć słowa;
Ni tak, ni siak niby owa:
"I chciałabym, i boję się".
O! Już wiesz - no! na tym sztuka...
Lecz nie waści w tym nauka.
Pisz waść...

nuci

Zaraz

nuci, dyktując

"Bardzo proszę"...

pokazując palcem na pismo

Co to jest?



DYNDALSKI
podnosząc się, jak to za każdym razem, kiedy mówi do Cześnika

B.



CZEŚNIK

To?


DYNDALSKI

B duże -
A capite, jaśnie panie.



CZEŚNIK
przez stół patrząc

B? To - kreska, gdzież dwa brzuszki?



DYNDALSKI

Jeden w spodzie, drugi w górze.


CZEŚNIK
dostając okularów

Cóż, u czarta!

bierze papier

Tać jest... duże...

Tu Papkin nachyla się przez Cześnika, chcąc zmaczać pióro; ten go odtrąca mówiąc co niżej, potem prowadzi oczyma aż na miejsce:

Czy go!...

Papkin odtrącony odchodzi; przystępując z tyłu do stolika, stąpa na nogę Dyndalskiemu.



DYNDALSKI

Ta, bo!...



CZEŚNIK
przypatrując się pismu

B,B duże...
Kto pomyśli, może zgadnie.
No, no - pisz waść, a dokładnie.


dyktuje

"Bardzo proszę" ... mocium panie...
Mocium panie... "me wezwanie"...
Mocium panie... "wziąć w sposobie"...
Mocium panie... "wziąć w sposobie,
Jako ufność ku osobie"...
Mocium panie... "waszmość pana,
Która lubo mało znana...
Która lubo mało znana"...

pokazując palcem

Cóż to jest?


DYNDALSKI
podnosząc się

Żyd - jaśnie panie,
Lecz w literę go przerobię.



CZEŚNIK

Jak mi jeszcze kropla skapie,
To cię trzepnę tak po łapie,
Aż proformę wspomnisz sobie. -
Czytaj waść...

Dyndalski obciera pot aż po karku

No! Jak tam było?


DYNDALSKI
czyta

"Bardzo proszę, mocium panie,
Mocium panie, me wezwanie,
Mocium panie, wziąć w sposobie,
Mocium"...


CZEŚNIK
wyrywa i drze papier

Niech cię czarci chwycą
Z taką pustą mózgownicą!
"Mocium panie" cymbał pisze!


DYNDALSKI
Jaśnie pana własne słowo.


CZEŚNIK
Milcz waść! Przepisz to de novo.
"Mocium panie" opuść wszędzie.


DYNDALSKI
chcąc zbierać kawałki
Z tych kawałków trudno będzie.


CZEŚNIK

Pisz de novo, pisz, powiadam. -
Mózgu we łbie za trzy grosze!
Siadaj! - Siadaj, mówię.


DYNDALSKI
Siadam.


CZEŚNIK
I powtarzaj.

dyktuje

"Bardzo proszę"...
Moć...

Zatyka sobie usta ręką



DYNDALSKI
powtarzając napisane

Moć...



CZEŚNIK

zrywająć się

Co moć?... Cóż moć znaczy?...
Z tym hebesem nie pomoże;
Trzeba zrobić to inaczéj.
Nawet lepiej będzie może,
Gdy wyprawię doń pacholę
Z ustną prośbą. Tak, tak wolę. -
Słuchaj! - Idź mi... Ależ, ale! -
Rejentowicz od nikogo
Nie jest u mnie znany wcale...



PAPKIN
obojętnie

Wszyscy go tu poznać mogą,
Wszak był rano.










literat.ug.edu.pl/zemsta/akt4.htm







de.wikipedia.org/wiki/Klecks
dwds.de/wb/Klecks#d-1-2
duden.de/rechtschreibung/Klecks
duden.de/rechtschreibung/klack

dwds.de/wb/klecken
de.wiktionary.org/wiki/klecken
en.wikisource.org/wiki/An_Etymological_Dictionary_of_the_German_Language/Annotated/Kleck

en.wiktionary.org/wiki/Klecks






poniedziałek, 24 listopada 2025

Prezbiter Jan

 


Prester John (łac. Presbyter Ioannes) był mitycznym chrześcijańskim patriarchą, prezbiterem i królem. Popularne w Europie w XII i XVII wieku opowieści opowiadały o patriarchie i królu nestoriańskim, który miał rządzić chrześcijańskim narodem zagubionym wśród pogan i muzułmanów na Wschodzie.

Relacje często były wzbogacane różnymi motywami średniowiecznej fantastyki ludowej, przedstawiając Prestera Jana jako potomka Trzech Mędrców, rządzącego królestwem pełnym bogactw, cudów i dziwnych stworzeń.


Początkowo wyobrażano sobie, że Prester John mieszka w Indiach. Opowieści o sukcesie ewangelizacyjnych nestorianów chrześcijańskich tam oraz o podróżach Apostoła Tomasza na subkontynent, udokumentowane w dziełach takich jak Dzieje Apostolskie Tomasza, prawdopodobnie stały się początkiem legendy. Gdy Europejczycy zaczęli poznawać Mongołów i ich imperium, relacje umieszczały króla w Azji Środkowej, a ostatecznie portugalscy odkrywcy zaczęli wierzyć, że termin ten odnosi się do Etiopii, która wówczas była izolowaną chrześcijańską "eksklawą" odległą od innych terytoriów rządzonych przez chrześcijan.


Pochodzenie legendy

Choć jej bezpośrednie początki są niejasne, oficjalnie legenda o Presterze Janie pochodzi z listu, który cesarz bizantyjski Manuel I Komnenos otrzymał w 1165 roku. Nadawcą był: "Jan, chrześcijański władca i pan panów".

List opisywał bardzo bogate ziemie tego monarchy położone w Azji Środkowej. Król twierdził, że mieszka w ogromnym pałacu z kamieni szlachetnych i złota oraz że rządził ogromnym terytorium rozciągającym się od Persji po Chiny. Przez wiele lat mit Prester Johna kojarzony był z marzeniem o dotarciu do wspaniałego królestwa, gdzie spełniają się wszystkie materialne przyjemności, a ludzie żyją w przepychu.


Legenda o Prester Johnie czerpała silnie z wcześniejszych relacji o Wschodzie i podróżach Zachodnich mieszkańców. Szczególnie wpływowe były opowieści o nawracaniu św. Tomasza Apostoła w Indiach, opisane szczególnie w III wieku dziele znanym jako Dzieje Tomasza. Tekst ten zaszczepił w zachodnich ludziach obraz Indii jako miejsca egzotycznych cudów i zaoferował najwcześniejszy opis św. Tomasza zakładającego tam chrześcijańską sektę – motywy, które miały duże znaczenie w późniejszych relacjach o Prester John. Podobnie, zniekształcone doniesienia o ruchach Kościoła Wschodu w Azji (nestorianizm) również wpłynęły na legendę. Ten kościół zdobył szerokie grono zwolenników w krajach wschodnich i angażował zachodnią wyobraźnię jako zespół zarówno egzotyczny, jak i powszechnie chrześcijański. Szczególnie inspirujące były misyjne sukcesy Kościoła Wschodu wśród Mongołów i Turków Azji Środkowej; Francuski historyk René Grousset sugeruje, że historia Prester Johna mogła mieć swoje korzenie w klanie Keraitów, którego tysiące członków dołączyło do Kościoła Wschodu niedługo po roku 1000. Do XII wieku władcy Keraitów wciąż przestrzegali zwyczaju noszenia chrześcijańskich imion, co mogło napędzać legendę.

Prester Jan z Kroniki norymberskiej Hartmanna Schedela, 1493

Ponadto tradycja mogła czerpać z mrocznej postaci wczesnochrześcijańskiej Jana Prezbitera Syrii, którego istnienie po raz pierwszy wnioskuje historyk kościelny i biskup Euzebiusz z Cezarei na podstawie jego lektury wcześniejszych ojców Kościoła. Ten człowiek, opisany w jednym dokumencie jako autor dwóch Listów Jana, miał być nauczycielem męczennika biskupa Papiasza, który z kolei uczył Ireneusza. Jednak niewiele łączy tę postać, rzekomo aktywną pod koniec I wieku, z legendą Prester Johna poza nazwą. 

Tytuł "Prester" jest adaptacją greckiego słowa "πρεσβύτερος, presbyteros", dosłownie oznaczającego "starszego" i używanego jako tytuł kapłanów pełniących wysokie stanowiska (w rzeczywistości presbyter jest źródłem angielskiego słowa priest).


Późniejsze relacje o Prester Johnie czerpały obficie z tekstów literackich dotyczących Wschodu, w tym z obszernej części starożytnej i średniowiecznej literatury geograficznej oraz podróżniczej. Szczegóły często czerpano z literackich i pseudohistorycznych relacji, takich jak opowieść o Sinbadzie Żeglarzu.  Romans Aleksandra, wspaniała relacja z podbojów Aleksandra Wielkiego, miał w tym względzie szczególny wpływ.

Legenda o Presterze Janie jako taka rozpoczęła się na początku XII wieku, wraz z relacjami o wizytach arcybiskupa Indii w Konstantynopolu oraz patriarchy Indii w Rzymie za czasów papieża Kalikstusa II.  Te wizyty, najwyraźniej od chrześcijan św. Tomasza z Indii, nie mogą być potwierdzone, ponieważ dowody na obie są raportami z drugiej ręki. Pewne jest, że niemiecki kronikarz Otto z Freising w swoim Chronicon z 1145 roku relacjonował, że rok wcześniej spotkał Hugh, biskupa Jabali w Syrii, na dworze papieża Eugeniusza III w Viterbo 

Hugon był emisariuszem księcia Rajmunda Antiochijskiego, wysłanym po pomoc zachodnią przeciwko Saracenom po oblężeniu Edessy; jego rady zainspirowały Eugeniusza do wezwania do drugiej krucjaty. Hugo powiedział Ottonowi, w obecności papieża, że 

Prester Jan, nestoriański chrześcijanin, który pełnił podwójną funkcję kapłana i króla, odzyskał miasto Ekbatana od braci monarchów Medii i Persji, Samiardi, w wielkiej bitwie "niedawno temu". Następnie Prester Jan rzekomo wyruszył do Jerozolimy, by uratować Ziemię Świętą, lecz wezbrane wody Tygrysu zmusiły go do powrotu do własnej ojczyzny. Jego wspaniałe bogactwo zostało zadowolone przez szmaragdowe berło; jego świątobliwość z rodowości Trzech Mędrców. 

Kontrowersyjny radziecki historyk i etnolog Lew Gumilew spekulował, że znacznie zmniejszone krzyżowcowskie Królestwo Jerozolimy na Lewancie ożywiło tę legendę, aby wzbudzić chrześcijańskie nadzieje i przekonać europejskich monarchów,

W tym czasie rozwinięto powiązania między Presterem Janem a Czyngis-chanem, gdy Prester został utożsamiony z ojcem przybranym Czyngis-chana, Toghrulem, królem Keraitów, otrzymanym tytuł Jin Ong Khan Toghrul. Dość prawdziwi kronikarze i odkrywcy, tacy jak Marco Polo, krzyżowiec-historyk Jean de Joinville, oraz franciszkanin podróżnik Odoric z Pordenone pozbawił Prester Johna wiele z jego nieziemskiej fasady, przedstawiając go jako bardziej realistycznego, ziemskiego monarchę. Odoric umieszcza ziemię Jana na zachód od Cathay (Chiny) w drodze do Europy i określa jej stolicę jako "Cosan", interpretowaną przez tłumaczy jako różne nazwy i miejsca. 

Joinville opisuje Czyngis-chana w swojej kronice jako "mędrca", który jednoczy wszystkie plemiona Tatarów i prowadzi je do zwycięstwa nad ich najsilniejszym wrogiem, Presterem Janem. 

William z Rubruck mówi, że pewien "Vut", pan Keraitów i brat nestoriańskiego króla Jana, został pokonany przez Mongołów pod wodzą Czyngis-chana. Czyngis-chan uciekł z córką Vuta i wydał ją za swojego syna, a ich związek dał początek Möngke, ówczesnemu chanowi Wilhelmowi pisał. Według "Podróży Marka Polo" wojna między Presterem a Czyngis-chanem rozpoczęła się, gdy Czyngis-chan, nowy władca buntowniczych Tatarów, poprosił o rękę córki Prestera Jana. 






Rozgniewany, że jego niski wasal złożył taką prośbę, Prester John odmówił mu bez wahania. W wojnie, która nastąpiła, Czyngis-chan zwyciężył, a Prester Jan zginął. 

Postacią historyczną stojącą za tymi relacjami, Toghrul, był nestoriańskim monarchą chrześcijańskim pokonanym przez Czyngis-chana. Wychowywał przyszłego chana po śmierci ojca Yesugeia i był jednym z jego wczesnych sojuszników, ale pokłócili się. Po tym, jak Toghrul odrzucił propozycję wydania syna i córki za dzieci Czyngis-chana, rozłam między nimi się pogłębił, aż w 1203 roku wybuchła wojna. Czyngis-chan pojmał Sorghaghtani Beki, córkę brata Toghrula, Jaqa Gambu, i wydał ją za swojego syna Tolui. Mieli kilkoro dzieci, w tym Möngke, Kublai, Hulagu i Ariq Böke.

Główną cechą opowieści Prester Johna z tego okresu jest przedstawienie króla nie jako niezwyciężonego bohatera, lecz jedynie jako jednego z wielu przeciwników pokonanych przez Mongołów. W miarę upadku Imperium Mongolskiego Europejczycy zaczęli odchodzić od przekonania, że Prester Jan kiedykolwiek naprawdę był królem Azji Środkowej.

Wolfram von Eschenbach powiązał historię Prestera Jana z legendą o Świętym Graalu w swoim wierszu Parzival, w którym Prester jest synem dziewicy Graala i rycerza saraceńskiego Feirefiz. 

Etiopia

Prester John był uważany za władcę Indii od początku legendy, ale "Indie" były dla średniowiecznych Europejczyków niejasnym pojęciem. Pisarze często mówili o "Trzech Indiach", a nie mając prawdziwej wiedzy o Oceanie Indyjskim, czasem uważali Etiopię za jedną z tych trzech. Zachodni wiedzieli, że Etiopia jest potężnym narodem chrześcijańskim, ale kontakty były sporadyczne od czasu powstania islamu. W Azji nie było żadnego Prestera Jana, więc Europejczycy zaczęli sugerować, że legenda odnosi się do chrześcijańskiego królestwa Etiopii. Dowody sugerują, że umiejscowienie królestwa Prester Johna w Etiopii weszło do zbiorowej świadomości około 1250 roku.

Marco Polo opisywał Etiopię jako wspaniałą krainę chrześcijańską, a prawosławni mieli legendę, że naród pewnego dnia powstanie i najecha Arabię, ale nie umieścili tam Prestera Johna. W 1306 roku 30 etiopskich ambasadorów cesarza Wedem Arada przybyło do Europy, a prester Jan został wymieniony jako patriarcha ich kościoła w zapisie ich wizyty. Inny opis afrykańskiego Prestera Jana znajduje się w Mirabilia Descripta dominikańskiego misjonarza Jordanusa, około 1329 roku. Omawiając "Trzecie Indie", Jordanus przytacza szereg fantazyjnych opowieści o tej ziemi i jej królu, którego – jak mówi – Europejczycy nazywają Presterem Janem.


"Preste Iuan de las Indias" (Prester Jan Indii) umieszczony we wschodniej Afryce na hiszpańskiej mapie portolanu z XVI wieku

Gdy cesarz Lebna Dengel i Portugalczycy nawiązali ze sobą kontakty dyplomatyczne w 1520 roku, Prester John był imieniem Europejczyków znanych cesarzowi Etiopii. Etiopczycy jednak nigdy nie nazywali tak swojego cesarza. Gdy ambasadorowie cesarza Zary Yaqoba uczestniczyli w Soborze Florenckim w 1441 roku, byli zdezorientowani, gdy prelati rady kierowani przez katolików rzymskokatolickich nalegali, aby Etiopczycy nazywali się przedstawicielami swojego monarchy Prestera Jana. Próbowali wyjaśnić, że nigdzie na liście imion panujących Zary Yaqob nie pojawił się ten tytuł. Jednak ich upomnienia niewiele zrobiły, by Europejczycy zaczęli nazywać króla Etiopii Presterem Janem.  Niektórzy pisarze używający tytułu rozumieli, że nie jest to rdzenny honorific; na przykład Jordanus wydaje się używać go po prostu dlatego, że czytelnicy byli z nim zaznajomieni, a nie dlatego, że uważał go za autentyczny. 

Etiopia od wielu lat jest uznawana za źródło legendy o Prester John, ale większość współczesnych ekspertów uważa, że legenda została po prostu dostosowana do tego narodu w taki sam sposób, w jaki została przedstawiona Ong Khanowi i Azji Środkowej w XIII wieku. 

Współcześni badacze nie znajdują w wczesnych materiałach nic o Prester Johnie czy jego ojczyźnie, co czyniłoby Etiopię bardziej odpowiednią niż jakiekolwiek inne miejsce, a ponadto specjaliści od historii Etiopii skutecznie wykazali, że historia ta nie była tam powszechnie znana, dopóki Portugalczycy nie zaczęli okrążać Afryki, co pozwoliłoby im dotrzeć do Etiopii, przez Zatokę Adeńską i Morze Czerwone. Czeski Franciszkanin Remedius Prutky zapytał cesarza Iyasu II o tę identyfikację w 1751 roku, a Prutky stwierdza, że mężczyzna był "zdumiony i powiedział mi, że królowie Abisynii nigdy nie byli przyzwyczajeni do nazywania się tym imieniem." W przypisie do tego fragmentu Richard Pankhurst stwierdza, że jest to najwyraźniej pierwsze zapisane oświadczenie etiopskiego monarchy na temat tej opowieści i prawdopodobnie nie znali tytułu aż do zapytania Prutky'ego. 

------------

niemiecka wiki



Mit

List szczegółowo opisuje legendarny kraj i jego liczne cuda:

Jan pisze, że 72 królów jest zobowiązanych płacić mu trybut. Jego imperium, ze stolicą w Bibrich (lub Bribrich), rozciągało się od drugiego końca Indii przez pustynię aż do wschodu słońca. Oprócz słoni, wielbłądów i dromedarów są tu także wampiry, ludzie rogaty, fauny, satyrzy, pigmeje, stworzenia z głową psa, olbrzymy, cyklopy, ludzie jednooki oraz feniks.

Rzeka Ydonus, która wypływa z Ogrodu Eden, przepływa przez imperium. Kamienie rzeczne to drogocenne kamienie. U podnóża Olimpu wyrasta źródło, które daje nieśmiertelność tym, którzy wypili z niego trzy razy. W morzu piasku znajdują się kamienie, które mogą leczyć choroby. Jest też wydrążony kamień w kształcie muszli, z leczniczą wodą, która leczy trąd i inne choroby po kąpieli w niej. Na pustyni żyły robaki w ogniu, które otaczały się membraną z najdelikatniejszych jedwabnych nici, z których szyto ubrania i tkaniny dla króla, prano je w ogniu. Armię przeciwko wrogowi dowodziło trzynaście rydwanów z ogromnymi złotymi krzyżami, za którymi podążało 10 000 jeźdźców i 100 000 piechurów.

Pałac kapłana-króla Jana opisany jest jako wspaniale umeblowany. Drzwi są pokryte rogiem węża rogowego, by rzekomo nikt nie mógł wnieść trucizny do pałacu. Ściany i podłogi wykonane są z onyksu, stoły jadalne ze złota i ametystu. Sypialnia króla jest ozdobiona wspaniałym złotem i kamieniami szlachetnymi, łóżko wykonane jest z pojedynczego szafiru. W pobliżu pałacu znajduje się wieża z gigantycznym lustrem, do którego trzeba wspiąć się 125 stopni. W tym lustrze król mógł śledzić wydarzenia we wszystkich prowincjach swojego imperium i rozpoznać wszelkie spiski przeciwko tronowi.

Jest też inny pałac, którego plan Bóg pokazał ojcu Jana w wizji. Najcenniejsze kamienie szlachetne i złoto zostały użyte jako zaprawa do budowy. Każdy, kto tam wchodzi, traci wszelkie uczucie głodu, a gdy znów odchodzi, jest cudownie nasycony, wzmocniony i uzdrowiony z chorób. W rogu sali tronowej wyrasta źródło. Kto go spróbuje, ten smakuje to, na co ma ochotę w danym momencie jeść lub pić. Ci, którzy piją ze źródła kilka razy, nie umrą przed trzystuletnią pracą i zawsze będą w pełni młodości. Brama wejściowa ma wysokość 130 łokci, wykonana z lśniącego kryształu, otoczona najczystszym złotem, i otwiera się i zamyka sama bez dotyku.

List kończy się stwierdzeniem, że Jan nadał sobie tytuł "Prezbitera" z pokory, ponieważ jego podwładni byli tak wysokiego stanu kościelnego i świeckiego, że żaden tytuł, nawet jak głośny, nie oddałby sprawiedliwości jego potędze i wielkości.

Opis kraju i wspaniale umeblowanych pałaców Kapłana-Króla Jana przypomina opisy Janny, ponieważ można go zaczerpnąć z Koranu i hadisów. Islamskie wizje raju były dobrze znane na Zachodzie z relacji podróżników i kulminowały w 1264 roku w średniowiecznej księdze Liber Scalae Machometi, łacińskiej wersji Kitab al-Miraj.  Opowieści musiały być również dobrze znane nieznanemu autorowi listu, który bez wątpienia pochodził z środowiska uczonego, kościelnego.



---
Dschanna

Janna (arabski: جنّة, DMG ǧanna) to arabska nazwa raju w islamie. Jest powiązana z hebrajskim terminem Gan Eden (גן עדן). عدن, DMG ʿadn 'Eden' jest również używany w Koranie, np. w surze 20:76. Zgodnie z tradycją islamską Janna dzieli się na siedem[1] lub osiem[2] poziomów, z których najwyższe są przeznaczone dla najbardziej pobożnych. [3]

Janna w Koranie

Według Koranu Bóg pozwala Adamowi i Ewie żyć w Dżannie (Sura 7:19).


------

W islamie dżanna (arab. جَنَّةٍ, romanizowane: dżanna, mn. جَنات dżanāt, dosł. 'ogród')[1] jest ostatecznym i trwałym miejscem przybycia sprawiedliwych.

Dżanath często występuje w Koranie (2:30, 78:12) i często tłumaczona jako "Niebo" w sensie miejsca zamieszkania, w którym wierni są nagradzani w życiu pozagrobowym. Inne słowo, سماء samāʾ (zwykle mn. samāwāt), również często występuje w Koranie i tłumaczone jako "niebo", ale w znaczeniu nieba nad nami lub sfery niebiańskiej. [12][13] (Często używa się go w wyrażeniu as-samawat wal-ard ٱلسَّمَٰوَٰتِ وَٱلۡأَرۡضِ "niebo i ziemia", przykładem jest Koran 38:10.) Koran opisuje zarówno samāʾ, jak i dżannah jako znajdujące się ponad tym światem.

Dżannah jest również często tłumaczone jako "raj", ale występuje także inne określenie z bardziej bezpośrednim powiązaniem z tym terminem, Firdaus (arabski: فردوس), dosłowne określenie oznaczające raj, zapożyczone z perskiego słowa Pardis (perski: پردیس), które jest także źródłem angielskiego słowa "raj". Firdaus jest używany w Koranie 18:107 i 23:11[14] i oznacza najwyższy poziom niebios. [15]

W przeciwieństwie do dżannah, słowa Jahannam, an-Nār, jaheem, saqar i inne terminy są używane do określenia pojęcia piekła. W Koranie i Hadisie pojawia się wiele arabskich słów oznaczających zarówno Niebo, jak i Piekło. Większość z nich stała się częścią wierzeń islamskich. [16]

Dżannah jest również używana jako nazwa Ogrodu Eden, w którym mieszkali Adam i Hawa (Ewa).












en.wikipedia.org/wiki/Prester_John

de.wikipedia.org/wiki/Priesterkönig_Johannes

de.wikipedia.org/wiki/Dschanna

en.wikipedia.org/wiki/Jannah







Dziwny wybór Polaków

 



przedruki





Kogo on mi przypomina?

Kogo on tobie przypomina?





PROSTO ZYGZAKIEM


Jak wiadomo, Polacy świadomie wybierają do rządzenia swym państwem tylko takich polityków, którzy będą nim rządzili w dokładnie taki sposób, w jaki oni życzyliby sobie, żeby nim rządzono. Bo niby dlaczego mieliby wybierać polityków, którzy mieliby rządzić ich wspólnym państwem inaczej, niż oni by tego sobie życzyli? Przecież to nie miałoby żadnego sensu.

A z wyborów dokonywanych przez Polaków należałoby wnosić, że od wielu lat postanowili oni wybierać do rządzenia ich państwem polityków, którzy mają na potęgę zadłużać to ich państwo, czyli także ich samych, bo to nie kto inny, lecz właśnie oni będą musieli (już muszą!), i to co do grosza, i wraz z odsetkami, spłacić wszystkie długi zaciągnięte w ich imieniu przez wybranych przez nich i rządzących ich państwem polityków.


A to z kolei oznaczałoby – ni mniej, ni więcej – że Polacy lubią mieć długi i spłacać długi, nawet jeśli są to długi tak potężne jak długi ich państwa – Polski – obecnie, które przyrastają już w tempie niemal miliarda złotych dziennie i zbliżają się do 2 bln zł, a od których odsetki kosztują w tym roku ich, czyli polskich podatników, już aż 100 mld zł, czyli każdego z nas, każdego Polaka bez względu na wiek – ok. 2,8 tys. zł!

[...]



------------


Jedna trzecia Niemców żąda ponownego przeliczenia głosów oddanych w wyborach federalnych

13.11.2025 18:29

Jak poinformował portal European Conservative, ponad jedna trzecia obywateli Niemiec domaga się ponownego przeliczenia głosów w wyborach federalnych.

Żądanie to pojawiło się po błędzie w liczeniu głosów w drugiej turze wyborów na burmistrza Mülheim an der Ruhr, w której urzędnicy początkowo ogłosili zwycięstwo kandydata lewicowej SPD, a następnie skorygowali wynik na korzyść centroprawicowej CDU. Incydent ten sprawił, że wiele osób zaczęło się zastanawiać, ile podobnych błędów mogło pozostać niezauważonych podczas lutowych wyborów federalnych.

Duże poparcie dla ponownego liczenia głosów

Według przytaczanego przez European Conservative sondażu INSA, 36% Niemców popiera ponowne przeliczenie głosów, podczas gdy 30% jest temu przeciwnych. Największe poparcie mają zwolennicy lewicowej nacjonalistycznej partii BSW (77%) i prawicowej Alternatywy dla Niemiec (60%), co świadczy o głębokim niezadowoleniu z establishmentu politycznego i rosnącej nieufności do niemieckiego procesu wyborczego.

Kłopoty koalicji rządzącej

Portal podkreśla, że ponowne przeliczenie głosów mogłoby podważyć wiarygodność rządzącej koalicji, która mogłaby stracić większość parlamentarną.


----------------


22.11.2025, 23:17

"Gazeta Polska": prof. Nalaskowski o zatrważających skutkach eksperymentu Nowackiej


„To jest tak, jakbyśmy wyciągnęli trybik z zegarka i oczekiwali, że on nadal będzie prawidłowo wskazywał czas” – tak działania obecnego kierownictwa MEN podsumowuje prof. dr hab. Aleksander Nalaskowski. W najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska” znany pedagog w rozmowie z Grzegorzem Wszołkiem dokonuje bezlitosnej wiwisekcji zmian wprowadzanych w polskich szkołach. Dlaczego brak zadań domowych to nie ulga, a sabotaż dydaktyczny? Co kryje się pod płaszczykiem „edukacji zdrowotnej”? I dlaczego naprawa tych szkód zajmie nam blisko dekadę?

Punktem wyjścia do rozmowy jest głośny raport Instytutu Badań Edukacyjnych, który potwierdza obawy ekspertów: choć uczniowie mają więcej czasu, ich motywacja do nauki spada. Prof. Nalaskowski nie gryzie się w język, wskazując, że rezygnacja z pracy domowej to uderzenie w fundamenty wychowania.

„Jest oczywiste, że rezygnacja z zadań domowych oznacza porzucenie kilku rzeczy naraz. Po pierwsze, treningu pewnej solidności i odpowiedzialności za siebie wśród uczniów”

– zauważa profesor, dodając, że „szkoły prywatne nie przyjęły modus operandi obecnego resortu edukacji, dlatego że zdają sobie sprawę z tego, iż w ten sposób uszkodziłyby cały system dydaktyczny”.

Ekspert zwraca uwagę na rosnące rozwarstwienie społeczne, które jest bezpośrednim skutkiem polityki „szkoły bez wymagań”. Gdy szkoła publiczna abdykuje z roli nauczania, lukę wypełniają płatne korepetycje, na które nie każdego stać. Profesor ostrzega, że obecna polityka to „próba uczynienia ze szkoły wesołego miasteczka, w którym nikt od nikogo nie wymaga, nie ma stresu, wszyscy znakomicie się bawią”.

Jeszcze bardziej niepokojące są słowa dotyczące planowanego przedmiotu „edukacja zdrowotna”. Prof. Nalaskowski przestrzega rodziców przed naiwnością. W jego ocenie:


„Cały program edukacji zdrowotnej był przygotowany po to, by przykryć jądro pomysłu, a więc sferę seksualną i odmiennościową. To tak jak z pudełkiem czekoladek, w którym byłoby pełno łakoci i pod jedną znalazłby się jadowity wąż”.

Wywiad porusza również kwestie rugowania z kanonu lektur klasyków literatury, marginalizacji lekcji religii oraz historii. „Mam też złe wieści – odkręcenie reform Nowackiej zajmie następcom, jeśli zmieni się władza, od sześciu do ośmiu lat. Efekty w sferze edukacji będą zatrważające” – konkluduje prof. Nalaskowski.


Termin dydaktyka pochodzi od gr. διδακτικος (nauczający), w którym didaktikos znaczy pouczający, a didasko – uczę. Pierwotnie w XVII–XVIII w. dydaktykę traktowano (definiowano) jako sztukę nauczania. Po raz pierwszy terminu tego użyto w 1613 roku w Niemczech przez Krzysztofa Helwiga i Joachima Junga. Do powszechnego użycia termin wprowadził Jan Amos Komenský – pedagog, publikując swoje dzieło w 1657 roku, nazywając dydaktykę w tytule Uniwersalna sztuka nauczania. Nurt dydaktyki, który dominował w XVIII i XIX w. nazwano dydaktyką tradycyjną, która w dużej mierze wiąże się z nazwiskiem Jana Fryderyka Herbarta. Na przełomie XIX i XX w. wraz z pojawieniem się nurtu tzw. nowego wychowania skupiającego się na samym dziecku, zmienia się kierunek dydaktyki – wówczas zaczęto definiować dydaktykę jako sztukę nauczania i uczenia się.


Jak to jest możliwe, że nagle wszyscy specjaliści w Polsce zapomnieli o dydaktyce, o podstawach prowadzenia edukacji szkolnej?? Nikt z nich nie krzyczał, że to zamach na polską młodzież - a przynajmniej ja nie słyszałem, a teraz jak mleko się rozlało - będziemy 10 lat to nadrabiać...

I nikt za to nieodpowiada.

Wpadają na 4 lata, a potem odchodzą w niebyt, a ty będziesz 10 lat siedział z łapą w nocniku... oby tylko 10... 

Gracie w totka?





Nowy duopol??

Przypadek, czy ta sama metoda?


Za: fb Straż Narodowa z 20 listopada 2025




------------------



Linia kolejowa nr 256 przez Żuławy, nieczynna od lat, ma być kompleksowo zmodernizowana – dowiedział się nieoficjalnie „Dziennik Bałtycki”. Według planów pomorskiego samorządu szlak ten ma duże znaczenie – gospodarcze i społeczne.

Trwają intensywne prace porządkowe na linii kolejowej nr 256 z Nowego Dworu Gdańskiego, przez Nowy Staw do Szymankowa. Liczący około 25 kilometrów szlak, obecnie zamknięty, ma zostać oczyszczony z roślinności i innych przeszkód, do końca roku. Co czeka tę linię?
Czy mieszkańcy Nowego Dworu Gdańskiego będą mieli kolejowe połączenie z Tczewem, Gdańskiem, Malborkiem, a co za tym idzie innymi miastami – choćby Kwidzynem, Grudziądzem, Toruniem? Wiele na to wskazuje.

Niedawno rozpoczęły się prace porządkujące linię nr 256, z Nowego Dworu Gdańskiego przez Nowy Staw, do ważnego węzła kolejowego w Szymankowie, na linii Tczew – Malbork. Wycinane są porastające tę nieczynną linię drzewa i krzewy. Wywiezione mają zostać śmieci, które latami pokrywały nieczynne torowisko.
Obecnie prace zakończyły się na odcinku trzech kilometrów, przebiegającym przez Nowy Dwór Gdański – od fragmentu końcowego linii, stację w mieście, i dalszy fragment linii, w kierunku Nowego Stawu.


Zaznaczmy, ostatni pociąg przejechał linią 256 w roku 2013. 


[...] W styczniu 1949 odcinek Nowy Staw - Nowy Dwór Gdański przekuto na 750 mm, co wpisało go w sieć Gdańskich Kolei Dojazdowych. Kilka miesięcy później odcinek ten ponownie przebudowano na szerokość 1435 mm. Do roku 1994 pod Nowym Stawem istniało skrzyżowanie z linią wąskotorową Lichnowy - Lipinka Gdańska. 
W Nowym Dworze Gdańskim i Nowym Stawie istniały stacje styczne z siecią żuławskich kolei wąskotorowych. Prowadzono tam intensywne prace przeładunkowe. W okresie powojennym liczba pociągów osobowych oscylowała wokół 5 par: 1 pary relacji Tczew - Nowy Dwór Gdański i 4 par relacji Szymankowo - Nowy Dwór Gdański. Kolej zapewniała także transport towarów lokalnym zakładom przemysłowym, gospodarstwom rolnym i gminnym spółdzielniom z całego terenu Żuław Wiślanych. 

10 lipca 1989 roku Północna DOKP w Gdańsku podjęła decyzję o zawieszeniu kursowania pociągów osobowych na linii nr 256, wprowadzając kolejową komunikację autobusową. KKA kursowała do 1997 roku. 

W 2007 roku rada powiatu malborskiego i rada powiatu nowodworskiego podjęły uchwałę o zamiarze przejęcia linii kolejowej nr 256 oraz o planowanej stałej reaktywacji przewozów pasażerskich do Szymankowa i Nowego Dworu Gdańskiego. W latach 2009–2013 w okresie letnim uruchamiane były pociągi relacji Grudziądz - Nowy Dwór Gdański, skomunikowane z pociągami Żuławskiej Kolei Dojazdowej, z których korzystało nawet 500 osób dziennie. W roku 2014, ze względu na modernizację linii nr 9 w Szymankowie, wjazd na linię 256 był niemożliwy. W marcu 2015 roku w okolicach Tralewa doszło do kradzieży kilkuset metrów torów[potrzebny przypis]. Spowodowało to nieprzejezdność linii. PLK będące zarządcą linii nie są zainteresowane odbudową torowiska i wyłączyły linię kolejową nr 256 z eksploatacji.


[...]

Kilka lat później pociągi pasażerskie wróciły jednak na linię 256. Lokalne samorządy wraz przewoźnikiem Arriva oraz operatorem wąskotorowej, Żuławskiej Kolei Dojazdowej, uruchomiły wakacyjne, weekendowe kolejowe połączenie z Torunia, przez Grudziądz, Kwidzyn, Malbork do Nowego Dworu Gd., a po przesiadce do wagonów wąskotorowych, dalej – do miejscowości nadmorskich – Stegny, Sztutowa, Jantaru.


- Ten kurs cieszył się ogromną popularnością. Dwa spalinowe zespoły trakcyjne podstawione przez Arrivę, na prawie 500 miejsc, nie dawały rady pomieścić wszystkich chętnych pasażerów. Łącznie kursowały dwa szynobusy wraz z wagonem piętrowym a i tak część pasażerów odbywała podróż na stojąco. Na pewno popyt na takie połączenie jest – mówił niedawnoPrzemysław Strzyżewski z ŻKD.


Projekt ten, nazwany Pociąg na plażę, realizowany był w latach 2009-2013. Zawieszony został z uwagi na inwestycję, przebudowę linii nr 9 (Tczew- Malbork) w Szymankowie. Planowano jego przywrócenie, ale w marcu 2015 r. doszło do kradzieży kilkuset metrów torów. PKP nie była zainteresowana w tamtym czasie odbudową zniszczonego odcinka i wyłączyła linię 256 z użytkowania. Teraz ma to się zmienić. Linia mogłaby być wykorzystywana m.in. do przejazdów wakacyjnych, choć nie tylko.


Linia musi być zrewitalizowana

- Samorząd Województwa Pomorskiego w obowiązującym Planie zagospodarowania przestrzennego województwa pomorskiego wskazał na potrzebę dokonania analizy celowości w zakresie rewitalizacji linii kolejowej nr 256 (Szymankowo – Nowy Dwór Gdański), jednak od 2016 roku, kiedy uchwalono obowiązujący plan, upłynęło już prawie 10 lat i wyraźnie widać, że włączenie Nowego Dworu Gdańskiego w system kolejowy regionu staje się coraz bardziej istotne. 

Wymaga to oczywiście szczegółowych analiz, które zostaną przeprowadzone w oparciu o Pomorskie Badania Ruchu i tworzony na ich podstawie Pomorski Model Ruchu. Oczywiście intuicja podpowiada, że rewitalizacji jest wskazana. Skoro przez lata infrastruktura nie została rozebrana i jest zachowana, to z całą pewnością doprowadzenie jest do stanu użytkowego jest kierunkiem właściwym i pożądanym, a samo to może już być podstawą do przywrócenia połączeń kolejowych w ruchu pasażerskim. Nasze stanowisko w sprawie tej linii przedstawiliśmy zarządcy tego szlaku – PKP PLK. Sądzę, że nasze argumenty znalazły zrozumienie – mówi Adam Gawrylik, wicemarszałek pomorski.

Jaką rolę, w optyce pomorskiego samorządu ma pełnić linia normalnotorowa nr 256 wchodząca na Żuławy od południa? Adam Gawrylik wskazuje na możliwości rozwoju transportu pasażerskiego, towarowego. To linia podwójnego zastosowania, jak się dziś często określa, „dual use” – mająca znaczenie wojskowe.

- Pamiętajmy przede wszystkim, że powiat nowodworski jest dziś jedynym powiatem na mapie województwa pomorskiego wykluczonym kolejowo. Nie mam tu na myśli wakacyjnej linii wąskotorowej, a możliwości połączenia z innymi subregionami województwa za pomocą regularnych połączeń kolejowych. W opinii samorządu pomorskiego linia ta ma znaczenie prorozwojowe, choćby w kontekście dojazdów do pracy i szkół mieszkańców Żuław. Linia 256 nie musi funkcjonować jedynie w sezonie letnim, dowożąc turystów. Może pełnić rolę pasażerską także w pozostałych miesiącach roku. Co istotne, myślę że jest „chemia” w sprawie rewitalizacji tej linii między samorządami oraz PKP PLK - mówi wicemarszałek pomorski.

Nowa linia do portu w Gdańsku

- Należy też zauważyć, że od kilku lat trwa dyskusja nad koncepcją alternatywnego połączenia kolejowego, do i z Portu Gdańskiego. Obecnie jest on w zasadzie dostępny kolejowo jedynie dwutorową linią kolejową nr 226 z mostem nad Martwą Wisłą przez Pruszcz Gdański. Z punktu widzenia zagrożeń bezpieczeństwa i roli portu będącego infrastrukturą krytyczną, budowa nowego szlaku klejowego do i z portu od strony wschodniej Gdańska jest kluczowa. Staje się ona także szansą na powiązanie jego z układem linii kolejowych, zwłaszcza nr 9 Tczew - Malbork w Szymankowie, właśnie przez linię kolejową nr 256. Tak więc jej znaczenie może być także istotne dla transportu towarowego - podkreśla Adam Gawrylik.

Wstęp do modernizacji?

O plany dotyczące linii 256 zapytaliśmy w PKP PLK. Pytaliśmy o cel obecnych prac porządkowych na torowisku, czy i kiedy, pociągi wrócą na tę nieczynną obecnie linię. Pytaliśmy też o kwestię dworca w Nowym Dworze Gdańskim. Trzeba bowiem zaznaczyć, że powstały pod koniec XIX wieku zabytkowy budynek, został na początku lat dwutysięcznych wyburzony w bardzo dziwnych okolicznościach – wiele wskazuje, że bez wiedzy właściciela, „na dziko”. Od tamtego czasu teren porasta roślinność.


Na odpowiedzi właściciela linii 256 czekamy. To, co udało nam się nieoficjalnie ustalić, obecne prace porządkowe są wstępem do modernizacji całego, 25 km odcinka. Do końca roku ma zakończyć się oczyszczanie torowiska z roślinności.

---------------

19.11.2025, 00:04

Rosyjska dywersja na polskiej kolei. Rząd wprowadza stopień alarmowy CHARLIE


To już nie są tylko ostrzeżenia analityków, ale realne akty terroru wymierzone w polską infrastrukturę krytyczną. W odpowiedzi na wysadzenie torów przez współpracowników rosyjskich służb oraz zagrożenie katastrofą kolejową premier podpisał zarządzenie o wprowadzeniu trzeciego stopnia alarmowego CHARLIE na obszarach kolejowych. Stan podwyższonej gotowości potrwa co najmniej do końca lutego 2026 roku.




----------




To zupełnie niesłychane, że przy tylu książkach opisujących naszą historię pod zaborami dopiero Wozinski połączył bliższe oraz dalsze kropki, fakty powszechnie znane i z pozoru takie, które mają niewielkie znaczenie, przedstawiając całkowicie z nowej perspektywy 123 lata naszej niewoli. 

W roli głównej nie występują tu nasi bohaterowie narodowi i daty, które znamy ze szkoły. Głównymi aktorami tego tomu są: 

wielka gra imperiów, w której sprawa polska jest jedynie przedmiotem handlu między mocarstwami, bankierzy, niekończące się intrygi i zimne kalkulacje oraz system kreacji pustego pieniądza, który zmienił zasady światowej rywalizacji. 

Mają Państwo przed sobą pracę, która wywróci do góry nogami historię XIX wieku, jaką dotychczas znaliście. Zebrany, opracowany i przedstawiony materiał dowodowy przez Wozinskiego nie pozostawia wątpliwości, że mamy – niezależnie czy się z nim zgodzimy czy nie – do czynienia z dziełem wybitnym i absolutnie nowatorskim!

Od XIX w. jesteśmy narodem pozbawionym swojej reprezentacji wśród najbardziej decyzyjnych warstw finansowych i gospodarczych świata, co przekłada się na słabość naszego państwa. Aby temu zaradzić trzeba wreszcie odrobić lekcję z przeszłości i zrozumieć mechanizmy, które kształtowały światową gospodarkę w kluczowym XIX wieku. Temu właśnie celowi podporządkowany jest trzeci tom Od ujścia Wisły po Morze Czarne, który przedstawia bolesną historię obcej dominacji na polskiej ziemi.

W niniejszej pracy nazwisko „Rotszyld” pada co najmniej dwieście razy i nie wynika to bynajmniej z osobistej obsesji autora, lecz z sumiennie wykonanego obowiązku udokumentowania najważniejszych wydarzeń kształtujących gospodarcze oblicze epoki. 

Znane powiedzenie mówi o niezauważaniu słonia w menażerii; w kontekście Rotszyldów opisywanie polskich dziejów wedle ustalonego zwyczaju zakrawa wręcz na niezauważanie stada słoni. Jak bowiem wytłumaczyć fakt, że bankierzy Świętego Przymierza są w tak zaskakujący sposób pomijani przy opisie naszych losów?

Dlaczego dom bankierski, który finansował tłumienie powstania listopadowego, obsługiwał finanse osobiste Metternicha i Bismarcka, odpowiadał za budowę wielu linii kolejowych na ziemiach polskich oraz podporządkował sobie część z najważniejszych przemysłowców Królestwa Polskiego niemal nie istnieje w naszej narodowej świadomości historycznej?

Sprowadzeni w XIX w. do roli parweniuszy i powstańców do wynajęcia, Polacy nie zagrażali już bezpośrednio Wielkiej Brytanii i Rotszyldom, bo nie posiadali nawet niepodległego państwa. 

Ich aspiracje trzeba było jednak trzymać stale pod kontrolą. Rezydujący w imponujących pałacach bankierzy przez wiele lat dbali o to, aby na mapie Europy utrzymane było polityczne status quo, co dla Polski oznaczało wegetację w warunkach niewoli. Gdy zaś życie polityczne na kontynencie zaczęło ulegać stopniowej demokratyzacji, rolą środowisk finansowych było utrzymanie politycznej dominacji przy użyciu środków ekonomicznych. W liberalnym ładzie światowym, który narzucili Brytyjczycy, rola niejawnych środowisk finansowych urosła przecież do niespotykanych dotąd w dziejach ludzkości rozmiarów. Za czasów Ancien régime’u koronowane głowy oraz książęta Kościoła mieli zapewniony wyróżniony status majątkowy w państwie, co znacząco sprzyjało transparentności struktur władzy. W epoce rewolucji i wyborów powszechnych politycy sprawujący funkcje ministrów, prezydentów, kanclerzy czy premierów bywali bardzo bogaci jedynie okazjonalnie, co czyniło ich wręcz perfekcyjnymi marionetkami potężnych środowisk finansowych. Nawet „żelazny kanclerz” Otto von Bismarck siedział w przysłowiowej kieszeni bankierów i był zmuszony nie raz znosić upokorzenia z ich strony.


Jakub Wozinski
(ur. 1984) – doktor filozofii, tłumacz i publicysta, m.in.: „Do Rzeczy”, „Polonii Christiana”, i „Najwyższego Czasu!”, autor książek , m.in: Historia pisana pieniądzem (2013), To NIE musi być państwowe (2014), Dzieje kapitalizmu (2016), Liberalizm to nie wolność (2019) oraz Od ujścia Wisły po Morze Czarne. Handlowo-finansowe tło dziejów Polski t. I i II (2021 i 2022), mąż, ojciec piątki dzieci.

W swojej publicystyce skupia się na ukazywaniu finansowego i handlowego podtekstu najważniejszych wydarzeń z historii powszechnej oraz Polski. Zwolennik tezy, iż system kreacji pustego pieniądza stał za Wielkim Wzbogaceniem krajów Zachodu oraz zupełnie wywrócił do góry nogami rozumienie procesów ekonomicznych oraz zjawisk politycznych.



-----------

"Potrzebujemy ludzi z żarem serc".

Patriotyzm to codzienne "małe" decyzje

[...]


Kapłan zaznaczył, że dzisiaj patriotyzm wymaga od nas najczęściej nie walki z bronią ręką, ale codziennej walki z własnymi słabościami, z małością, wygodnictwem, lenistwem, konsumpcjonizmem czy pokusą wyboru "świętego spokoju", wygody zamiast wartości oraz milczenia zamiast świadectwa.

I w ten sposób tworzy się społeczeństwo, które niczego nie chce, tylko tego, żeby był święty spokój i żeby każdy mógł robić to, co mu się podoba


- wskazał ks. Kowalski.

Zaznaczył jednak, że zawsze istnieje nadzieja, bo zawsze znajdą się ludzie, w których płonie żar miłości do tego, co polskie i którzy ten żar umieją przekazać innym, także tym, których serca są z pozoru chłodne i skostniałe.

Wy macie w sobie ten żar, skoro tu jesteście. Skoro nie leżycie wygodnie na kanapie z pilotem w ręku. Nigdy nie zgadzajmy się na takie życie. Nie zgadzajmy się na taką pewnego rodzaju krzywdę. Odważmy się wstać z kanapy. Odważmy się dzielić swoje uczucia do tego, co polskie. Dzisiaj wolność tak naprawdę zaczyna się od pewnej bardzo małej decyzji: od czytania polskiej literatury zamiast bezmyślnego "skrollowania" kolejnych zdjęć, czy filmików na Instagramie, TikToku, czy Facebooku. Dzisiejsza wolność zaczyna się od zaangażowania w lokalną społeczność zamiast biernej obserwacji. I od mówienia o tym, co dla nas jest ważne. O Panu Bogu, o Ojczyźnie, o naszej pięknej historii, zwyczajach, tradycji


- podkreślił proboszcz Bazyliki św. Brygidy.

Po Mszy Świętej w Bazylice odbył się patriotyczny Koncert Niepodległości pt. "Przymierze Orłów", którego tytuł nawiązywał do antypolskiego Przymierza Trzech Czarnych Orłów z 1732 roku oraz 230 rocznicy III Rozbioru Polski. Repertuar stanowiły współczesne aranżacje polskich pieśni wojskowych i patriotycznych. Narracja koncertu ukazała bohaterstwo naszych przodków, którzy na przestrzeni tysiąca lat zmagali się z międzynarodowymi paktami i sojuszami wrogich sił wymierzonymi w Polskę.











tysol.pl/a149981-kancelaria-premiera-opublikowala-nagranie-z-tuskiem-w-sieci-zawrzalo

dorzeczy.pl/ekonomia/810054/dziwny-wybor-polakow.html

niezalezna.pl/polska/gazeta-polska-prof-nalaskowski-o-zatrwazajacych-skutkach-eksperymentu-nowackiej/557304

pl.wikipedia.org/wiki/Dydaktyka

malbork.naszemiasto.pl/zapomniana-przez-lata-linia-kolejowa-moze-miec-dzis-duze-znaczenie-przygotowania-do-modernizacji/ar/c1p2-28180019

niezalezna.pl/polska/rosyjska-dywersja-na-polskiej-kolei-rzad-wprowadza-stopien-alarmowy-charlie/556968

multibook.pl/pl/p/Jakub-Wozinski-Od-ujscia-Wisly-po-Morze-Czarne-TOM-III/14602

tysol.pl/a149433-potrzebujemy-ludzi-z-zarem-serc-w-bazylice-sw-brygidy-zostala-odslonieta-rzezba-orla-polskiego

tysol.pl/a149423-jedna-trzecia-niemcow-zada-ponownego-przeliczenia-glosow-oddanych-w-wyborach-federalnych




czwartek, 20 listopada 2025

Emalia




Emalia jest stopem szklanym, bardzo specyficznym. Niektórzy uważają, że zajmuje pozycję pośrednią pomiędzy szkliwem a stopem szklanym. 

Skład chemiczny emalii determinuje temperaturę topnienia.


 



Rozmowa z Ewą Buksą – polską emalierką – o tajnikach pracy, drodze zawodowej i tworzeniu emaliowanych tarcz zegarków
- fragmenty




Technika plique-à-jour, tak zwana witrażowa - ażurowa broszka Matilija poppy amerykańskich emalierów; zdjęcie: plique-à-jour, źródło Ewa Buksa







Zdobyła Pani wiele prestiżowych nagród w Japonii, miała Pani wystawy w Tokio, prawda?

Tak. Ja najbardziej jestem dumna z nagrody za doskonałość. By otrzymać w Japonii nagrodę za doskonałość w sztuce emalierskiej, to musiałam naprawdę dobrze to zrobić (śmiech). Poznałam kilkoro emalierek i emalierów japońskich i nawet miałam okazję pouczyć się od jednej z nich – Yoko Yoshimury. Ona organizowała wspomniane złotnicze konkursy emalierskie.

Emalierstwo, na tyle, na ile już zdążyłem się zorientować, dobrze wpisuje się w filozofię japońskiej kultury. 

To, co mi bardzo zaimponowało, to właśnie to podejście, że tam jeden rzemieślnik – takiego słowa użyję – to jest człowiek, który niemal całe swoje życie młoteczkiem wystukuje konkretny element zegarka, i to jest ręczna robota. Żaden nie jest taki sam, ale zarazem każdy jest zrobiony perfekcyjnie. Oni są dumni z tego, że całe życie wykonują tę jedną czynność. Ale opanowują ją do perfekcji. U nas, w Europie, to w ogóle się w głowie nie mieści, bo każdy już po trzech albo sześciu miesiącach pracy chce iść dalej, robić coś nowego. A w Japonii są wręcz dumni z tego, że potrafią robić tylko jedną czynność. Zupełnie inna kultura, inna filozofia.


Japończycy uważają oczywiście, że to oni odkryli emalie, a nie Chińczycy. Chińczycy uważają dokładnie odwrotnie. Postępująca kolonizacja sąsiednich państw: Chin, Indonezji i pozostałych krajów regionu, wymusiła strategię obrony. Japończycy dosyć szybko zrozumieli, że militarnie i gospodarczo są za słabi, żeby przeciwstawić się kolonizacji, dlatego opracowali doktrynę obrony kulturą i sztuką. Proszę sobie wyobrazić, że emalierstwem na początku w Japonii zajmowali się między innymi samuraje. Ponieważ upadł system szogunatu, jako bezrobotni poszukiwali nowych zajęć. Założyli pracownie, mieli środki finansowe na to, mieli też wsparcie cesarza oraz rządu. Rząd zaprosił chemika z Niemiec – nazywał się Gottfried Wegener.

Który to był rok?


1875 rok. Wówczas Wegener opracował dla Japończyków nowe piękne emalie, podobne jakościowo do współczesnych, które wyparły historyczne emalie „doro”. Współpracował z emalierami japońskimi, właśnie z samurajami, którzy przenieśli zasady kodeksu bushido na pracownie emalierskie, i stąd też kult tej pracy. Bardzo wiele emalii było wykonanych w stylu Rinpa, opartym na asymetrii, na kontraście lub harmonii, zestawieniu ornamentów z obszarami całkowicie planarnymi, z wysublimowaną kompozycją. Te prace są doskonałe projektowo.

Stąd też pewnie ekskluzywność z tym związana?

Pracownie emalierskie tworzyły obiekty prawie masowo, głównie na potrzeby rynku europejskiego i amerykańskiego. Wartość eksportu emalii wynosiła w pewnym okresie czternaście setnych procent PKB Japonii. Japończycy po części przyczynili się do secesji emalierstwa w Europie – Ruch Arts and Crafts, Art Nouveau czy Wiener Secession. Ruch Arts and Crafts przeniósł się też do bogacących się Stanów Zjednoczonych, i tam też nastąpiło odrodzenie emalii. Polska była wtedy pod zaborami. Nas to ominęło… Cóż, emalia jest arystokratką…

[...]

Na przykład pięć gramów kosztuje około czterdziestu-pięćdziesięciu euro.

A pięć gramów zużywa się szybko czy wolno?

Wolno. Niemniej jednak to jest jeden pigment, a powinniśmy mieć tych pigmentów kilkadziesiąt, wymaga to odpowiedniej „głębi finansowej”.

Czyli mówimy de facto o materiale, który może kosztować kilka tysięcy euro.

Tak.

Sam pigment.

Tak. Do tego jeszcze dochodzi mnóstwo innych rzeczy, które trzeba mieć, aby tą techniką się posługiwać. W dodatku na niekorzyść działa mały rozmiar, który generuje problemy kompozycyjne. Trudnością też jest to, że maluje się pod mikroskopem, więc widzi się tylko fragment, a dopiero później całość.

Łatwo o błąd?

Łatwo. Bardzo często miniatury kończą się niepowodzeniem. Możemy przez miesiąc pracować i na końcu pojawi się jakiś pęcherzyk albo dziurka. Miniatury muszą być perfekcyjnie wykonane.

Hmm, a zatem wiedza złotnicza, emalierska i malarska, a ja bym dołożył jeszcze też potężne, ogromne pokłady cierpliwości.

Tak, no chyba tak.

Szczerze mówiąc, determinacji też, bo myślę, że na pewno się Pani w wieloletniej karierze zdarzyły sytuacje, w których dzieło już było prawie skończone i coś poszło nie tak, nawet niekoniecznie z Pani winy, ale praca nie nadawała się już do niczego.

Rozumiem, że nawet jak jest jakiś mikroskopijny błąd, który może nie być widoczny gołym okiem dla laika, to taka praca i tak już jest przez Panią odrzucona.

Tak.

I zaczyna Pani cały proces jeszcze raz?

Tak, zaczynam jeszcze raz.

No to szacunek ogromny. Zatem zdecydowanie trzeba dodać, że sama wiedza złotnicza i tak dalej to jest za mało. Tutaj muszą być odpowiednie cechy charakteru.

Tak, nie można się poddawać zbyt łatwo. Trzeba być mocno zmotywowanym.

No, myślę, że po miesiącu pracy nad dziełem, jeśliby nagle coś poszło nie tak, to sądzę, że wiele osób kompletnie by już odpuściło, nie podejmowaliby ponownej próby. Ogromny szacunek.


A ile osób w Polsce i na świecie w ogóle zajmuje się miniaturami?


W Polsce na pewno są miniaturzyści, którzy posługują się akwarelą, z emalii nie znam nikogo.


Od siedmiu lat już zupełnie się nie denerwuję, że nie dam sobie rady z projektem. Wiem, że choćby było najgorzej, poradzę sobie. Kiedyś takiej pewności nie miałam. Dzisiaj nie boję się żadnego projektu.












całość tutaj:

zegarkiipasja.pl/artykul/43552-rozmowa-z-ewa-buksa-polska-emalierka-o-tajnikach-pracy-drodze-zawodowej-i-tworzeniu-emaliowanych-tarcz-zegarkow