Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

sobota, 19 marca 2022

Wojna z człowiekiem

 

Od dawna uczulam na podstępne manipulowanie słowami przez zbrodniczych dywersantów.



przedruk


W informacyjnej pułapce


Wszystko to, co widzimy, słyszymy i czujemy wnika w nas i wpływa na nasze życie. Ta, wydawałoby się banalna prawda, często jest przez nas w ogóle niedostrzegana. Na ogół  godzimy się, aby zalewały nas fale negatywnych komunikatów, odpychających obrazów i hałaśliwych dźwięków. Nie chronimy też przed nimi naszych bliskich, a nawet dzieci.

Gdzie się podział nasz instynkt  samozachowawczy? A przecież chodzi o rzecz najważniejszą. O nasze zdrowie i życie. Godzimy się na to wszystko, bo myślimy – tak nas przecież uczono – że istnieje jakaś wszechwładna, „obiektywna” rzeczywistość, na którą nie mamy wpływu, więc musimy ją znosić. Tylko, co to ma wspólnego z tak okrzyсzaną i pożądaną „wolnością” i z drugiej strony jaki ma związek z tak zwaną „wolnością słowa”?  Gdzie jest miejsce na nasz osobisty wybór, jeżeli nie mamy świadomości czemu jesteśmy poddani.

Zalew informacji antykulturotwórczej

Tymczasem, znaleźliśmy się w tumanie chaotycznej, zewsząd nacierającej informacji, której prawdziwa „wartość informacyjna” jest wątpliwa, ponieważ nie jest ona rzetelnym opisem warunków otaczającej rzeczywistości. Jest raczej elektronicznie powielanym, bezładnym szumem, stwarzającym pozory rzeczywistości. Ten informacyjny melanż nazywa się często „rzeczywistością wirtualną”. Nie ma ona wiele związku z naturą rzeczywistości i faktycznymi warunkami i wydarzeniami, które zachodzą w świecie. Obrazy i słowa sprzedaje się jak pospolite towary. Stanowi  to więc zaprzeczenie roli informacji jako czynnika kulturotwórczego w organizacji społecznej. Można by powiedzieć, że nie zauważyliśmy, kiedy informacja krążąca w obiegu społecznym przestała pełnić swoją właściwą, konstruktywną rolę, oderwała się od życia i zaczęła funkcjonować „autonomicznie”, jak legendarny „dżin, wypuszczony z butelki”, powodując zagrożenie cywilizacyjne.

Z czym więc mamy do czynienia? Z burzliwym rozwojem wszelkich mediów, czyli środków tworzenia, przechowywania i przekazywania informacji z zastosowaniem wysokiej techniki  mikroprocesorowej (high tech), o niewyobrażalnych wprost możliwościach miniaturyzacji i multiplikacji. Jednocześnie następuje stały wzrost pojemności informacyjnej. Stale wzrasta liczba wszelkiego rodzaju publikacji. Już pod koniec ubiegłego wieku obliczano, że jeżeli liczba nowych informacji w dziedzinie nauki i techniki się podwoi, to w tym samym czasie ogólna liczba publikacji wzrośnie trzydziestokrotnie. Przy czym prognoza ta nie obejmowała jeszcze Internetu, generującego wielką ilość danych, więc ten przewidywany wzrost był mocno niedoszacowany. Teraz jednak mamy do czynienia z techniką informacyjną, nieporównywalną z niczym, co  było wcześniej. Przykładowo, w 2008 roku ludzkość wyprodukowała 300 miliardów gigabajtów danych – to jest więcej niż przez poprzednich 40 tys. lat istnienia naszej cywilizacji („Fokus”, nr 05/272, 2018).

Cała ta technologia informatyczna  stosowana jest obecnie w produkcji rozmaitych dóbr. Jest również powszechnie dostępna do użytku prywatnego każdego obywatela. Tylko pytanie, czy potrafi on posługiwać się nią tak, by przynosiła mu pożytek, a nie uszczerbek.  I czy jest odpowiedzialny za komunikaty, które sam tworzy i wprowadza do sieci? Niestety, życie dostarcza nam przykładów, że tak nie jest:  w czasie kampanii wyborczej na prezydenta USA, świat obiegła wiadomość, że papież Franciszek udzielił swojego poparcia Donaldowi Trumpowi. Kiedy próbowano sprawdzić, skąd wzięła się ta informacja, okazało się, że wygenerowali ją młodzi ludzie z Macedonii, którzy założyli internetową agencję informacyjną.  Zapytani o motywację swojego wyczynu, wyjaśnili, że informacja się „dobrze sprzedawała”. Podobnych przypadków jest coraz więcej.

„Pomieszanie światów”

Jest to kolosalna zmiana w sferze społecznego obiegu informacji – tworzenia, przesyłania i odbioru, jaka nigdy dotychczas nie miała miejsca. Przy tym powiązana z wytwarzaniem i konsumpcją powszechnych dóbr społecznych, zarówno w sferze materialnej, jak i mentalnej. Jest to zmiana tak zasadnicza, że nie nadąża za nią indywidualny rozwój postrzegania, rozpoznawania i ewaluacji tych wytworów, ponieważ społeczeństwo nie jest do tego przygotowane przez odpowiedni system edukacji. Do tej pory jeszcze go nie wytworzyło. Prowadzi to w prostej linii do narastania informacyjnego chaosu, swoistego pomieszania światów: świata realnego i świata wirtualnego. Przede wszystkim, nie można już udawać, że nie widzimy jak w tym chaosie gubią się dotychczas funkcjonujące normy, chwieją wartości i rozmywają zasady życia wspólnoty. To właśnie przeżywamy teraz. I to jest nasz problem do rozwiązania, ludzi żyjących „tu i teraz”.

Zasadniczą przyczyną społecznej dezorientacji jest właśnie chaos informacyjny, powodowany wpuszczaniem przez media do obiegu informacyjnego nieadekwatnej informacji, a raczej dezinformacji. Polega to m.in. na wybiórczym podawaniu faktów, celowym ich zestawianiu, które sugeruje odbiorcy zaplanowane przez nadawcę skojarzenia. Polega też na interpretowaniu wydarzeń w sposób podporządkowany celom propagandowym. Skutkiem tego, większość społeczeństwa postrzega świat w nieprawdziwy sposób, przy tym w absolutnym przekonaniu, że widzi świat prawidłowo.  Przecież zgodnie z otrzymaną informacją! Mało kto zastanawia się nad tym, czy informacja jest rzetelna. Stan taki w przeważającej mierze nie jest przypadkowy, lecz zgodny jest z zamierzeniem ośrodków sterujących, które generują, przykrojoną dla własnych celów informację. Szczególnie wyraźnie jest to widoczne, kiedy porównamy schematy informacyjne jakoby niezależnych środków masowej informacji w różnych krajach UE, w których identycznie są naświetlane wydarzenia polityczne, co wskazuje na wspólne  źródło tych komunikatów. Ta identyczność nie świadczy jednak o tym, że wszędzie „fakty” są tak trafnie interpretowane. Okazuje się, że naoczni świadkowie i uczestnicy tych wydarzeń często przedstawiają je całkiem odmiennie. W konsekwencji dzieje się tak, że ludzie reagują nie na autentyczne wydarzenia i realne procesy lecz na informację, którą otrzymują. Na posiedzeniu Zgromadzenia Ogólnego ONZ w 2015 roku jeden z przedstawicieli, w dyskusji na temat kreowania informacji wyraził się, że „to, jak się postrzega rzeczywistość jest ważniejsze od samej rzeczywistości!”. I , w istocie, system mediów nader często sugeruje odbiorcy jak ma postrzegać wydarzenia, zamiast dostarczać rzetelne informacje o przebiegu wydarzeń.

Zgodnie z właściwościami naszych systemów neuronalnych i ich funkcji percepcyjnych, reakcja na fałszywy obraz i fałszywą informację jest taka sama, jakby była ona prawdziwą. Szczególnie gdy informacja wzbudza i podtrzymuje w ludziach silne skojarzenia emocyjne, sięgające w podświadomość. W ostatnim  dwudziestoleciu wielokrotnie były w obiegu medialnym przedstawiane fałszywe, inscenizowane obrazy, które miały wzburzyć odbiorców i wywołać ich protesty, szczególnie w kontekście toczących się wojen. Podawane były również jako prawdziwe, fałszywe statystyki, na przykład liczby zabitych i rannych.

Mistyfikacja

Wszystko to składa się na gigantyczną mistyfikację informacyjną i pociąga za sobą poważne skutki psychologiczne, wzmagając patologię życia społecznego. Odbierane jest również jako duży dyskomfort w życiu każdego z nas. Kiedy przyjmowane za dobrą monetę nieprawdziwe informacje powodują nasze chybione reakcje, tracimy wiarę we własne umiejętności pojmowania i własne zdolności adaptacji do sytuacji życiowych i w ogóle w społeczności. Trudno nam funkcjonować w rodzinie, szkole, w pracy. W przypadku informacji fałszywej powstaje dysfunkcja percepcji i reakcji. W konsekwencji wzrasta poczucie chaosu, zagubienia i bezsensu.

Ogólnie wiadomo, że w obecnej epoce mamy do czynienia z  wielością zmian we wszystkich dziedzinach życia, co postrzegamy jako znaczne przyspieszenie tempa życia. Wymaga to od nas dużej elastyczności w działaniu. Rzecz w tym, aby te zmiany były świadomie postrzegane, zgodnie z ich realnym przebiegiem. Jedynie wtedy może pojawić się adekwatna reakcja na to, co się wydarza. Nawet w przypadku dobrej, nie zafałszowanej informacji, która trafia do nas ze środowiska, dostatecznie duży jest trud jej analizowania, przetwarzania i wyboru najkorzystniejszych zachowań adaptacyjnych. W przypadku jej chaotycznego nadmiaru i przekłamań, orientacja jest prawie niemożliwa. Tymczasem informacje, którymi nasycana jest sfera życia społecznego poprzez oficjalnie funkcjonujący system mediów są co najmniej nieadekwatne do zachodzących wydarzeń i naturalnych procesów, często całkowicie oderwane od rzeczywistości i konceptualnie sztuczne. Poprzez nieograniczoną multiplikację i propagację, wykorzystującą nowe środki techniczne, zmieniony jest obraz rzeczywistości do tego stopnia, że ludzkie reakcje adaptacyjne stają się całkowicie nietrafne i prowadzą do katastrof osobistych i społecznych. Bez przesady, można powiedzieć, że powstaje zagrożenie dla przetrwania naszego gatunku. Nigdy jeszcze w dziejach zwielokrotnione kłamstwo nie było tak groźne w skutkach, jak obecnie.

Brak reakcji

Dlaczego nie ma odpowiedniej reakcji społecznej na to poważne zagrożenie? Ponieważ tak samo, jak nie zastanawiamy się nad tym dlaczego oddychamy i jak to robimy, nie zastanawiamy się również nad tym, jak przyjmujemy informacje z otoczenia i jak na nie podświadomie reagujemy. Tymczasem, zarówno oddychanie, jak i przyjmowanie informacji z otoczenia, to podstawowe warunki naszego istnienia, przetrwania i adaptacji w środowisku. W taki właśnie sposób funkcjonujemy w środowisku przyrodniczym i społecznym, jesteśmy włączeni w „całość”, w  nieustannym procesie adaptacji.

Według naszej wiedzy antropologicznej, człowiek współdziałając w zmiennym otoczeniu stale przyswaja informacje o jego uporządkowaniu i przetwarza je właśnie dla celów zachowawczych i reprodukcyjnych. Informacja zaś powoduje wzbudzanie ośrodków napędów emocyjnych, powodujących odpowiednią  reakcję. Na przykład, gdy odbieramy informację o zagrożeniu, naszymi reakcjami w tej sytuacji steruje podprogowo ciało migdałowate mózgu, omijając myślenie i racjonalne podejmowanie decyzji, a naszemu ciału wysyła komunikat: broń się, albo uciekaj! Czyli pobudza układ mięśniowy do działania, zmuszając go niejako do ruchu.

Obecnie sytuacja przedstawia się niepokojąco, gdyż współczesna sieć mediów, nieustannie oddziałujących na masowego odbiorcę, stanowi zagrożenie dla dalszej ewolucji psychonerwowej człowieka ze względu na następujące konsekwencje (według antropologa Andrzeja Wiercińskiego): „ – zalew różnorodnej informacji w polu świadomego jej przetwarzania, – destabilizację intuicji pojęciowych, ich rozmycie znaczeniowe i rozkojarzenia werbalne i obrazowe, powodujące dysonans poznawczy, tj. stan napięcia pojawiający się wtedy, gdy między nastawieniami poznawczymi (wiedza, poglądy, przekonania)  występuje rozdźwięk i brakuje spójności, – uwstecznienie funkcji organizowania informacji w osobnicze, zwarte systemy w korowych polach gnozji wzrokowej i pojęciowej, – uwstecznienie naturalnej funkcji świadomej  pamięci wskutek jej stałego odciążania przez techniczne środki zapisu”.

Kreacyjna moc słowa

Musimy więc uświadomić sobie i pamiętać w jaki sposób funkcjonujemy. Tym bardziej, że właśnie w naszej epoce, jak pisał profesor Antoni Kępiński„ewolucja człowieka dotyczy przede wszystkim jego form funkcjonalnych… A z form funkcjonalnych rozwijają się przede wszystkim te, które dotyczą wymiany informacji z otoczeniem, czyli tzw. metabolizmu informacyjnego” (A. Kępiński, Rytm życia, Kraków 1994). Nieustannie więc przyjmujemy informację z otoczenia, przy czym w otoczeniu społecznym ma ona w przeważającej mierze charakter językowy, a więc budowana jest na słowie. Słowo zaś przez skojarzenia wywołuje wyobrażenia i emocje. Mowa, słowo pisane, a także inne środki komunikacji symbolicznej wiążą ludzi i „przymuszają” ich do działań, najczęściej nie w pełni uświadamianych. Wynika z tego nieodparty wniosek, że właśnie słowo kieruje czynem. Zapoczątkowuje ono w nas proces kojarzenia i wszystko, co potem przejawi się w naszej reakcji. Powinniśmy o tym dobrze wiedzieć, bo we wszystkich mądrych przekazach kulturowych, od starożytności, mowa jest w wielu miejscach o znaczeniu słowa, o jego sile sprawczej i o niezbędnej odpowiedzialności w używaniu słowa. Na przykład w Biblii, wielokrotnie mówi się o kreacyjnej mocy słowa. Co więcej, tak zaczyna się Ewangelia św.Jana: „Na początku było słowo, a słowo było u Boga i Bogiem było słowo i bez niego nic się nie stało, co się stało”. Zaś z  dziesięciorga przykazań wiemy, że równie ciężko możemy grzeszyć „myślą, słowem i uczynkiem”. Ogólnie wiemy, że złe słowo może powodować krzywdę – niszczyć zdrowie i życie drugiego człowieka. „…słowem złym zabijasz tak, jak nożem” – to fragment pieśni Czesława Niemena „Dziwny ten świat”.

Isokrates, grecki filozof i pedagog starożytności, który przywiązywał wielką wagę do słowa i podporządkowywał je kryteriom moralnym, powiedział: „Siła słowa jest tak wielka, że zdolna jest duże uczynić małym, małe przedstawić jako ogromne, rzecz dawno znaną wszystkim wyrazić inaczej, a rzeczy nowe przedstawić na starą modłę”.

Tymczasem pozwoliliśmy, aby „słowo” w naszym życiu społecznym „wyrwało się spod kontroli” i zaczęło funkcjonować jakby autonomicznie. Często trudno już ustalić, kto jest odpowiedzialny za słowo kreowane w biegu wydarzeń i wprowadzane do społecznego obiegu informacji. A przecież to właśnie słowo przesądza o tym, jak widzimy nasz świat i wpływa na formowanie nastrojów i opinii społecznych. Teraz, jak to staje się coraz bardziej widoczne, z powodu złego, nieadekwatnego myślenia i nadużycia słowa narasta chaos, który  prowadzi do degradacji wszelkich struktur społecznych, od rodziny począwszy, poprzez państwa, aż do ładu światowego włącznie.

Rola autentycznego dziennikarstwa

Istnieje więc wzrastające niebezpieczeństwo destrukcji, natomiast nie pojawiają się wyraźne reakcje obronne i starania wyjścia z sytuacji informacyjnego kryzysu. Oznacza to, że zjawisko nie jest uświadamiane, nie jest rozpoznane i właściwie zdiagnozowane. Konieczny jest wzrost świadomości w odpowiedzi na zagrożenie całkowitym chaosem, powodującym uciążliwy dyskomfort każdego z nas i wszystkich razem wziąwszy. Ignorancja może nas zgubić. Dominująca funkcja obiegu informacji w naszej epoce musi doprowadzić do wzrostu  odpowiedzialności za generowaną i rozpowszechnianą informację czyli poszanowanie prawdy. Okrzyczany „ideał wolności słowa”, od dawna już stał się pustym frazesem i służy wyłącznie do manipulacji. Na nowo trzeba przemyśleć o jaką wolność tu chodzi i czy w ogóle można mówić o „wolności słowa”  bez odpowiedzialności za słowo. Jeżeli natomiast informacja medialna często steruje naszymi reakcjami, poza naszą świadomością, to jak w ogóle można mówić o wolności. Gdzie tu jest miejsce na wybór świadomej reakcji? Wybór może być wolny, tylko wtedy, kiedy jest świadomy.

I tak, dochodzimy do konkluzji, że bez wiedzy na temat naszej własnej natury i bez świadomości jak funkcjonujemy w otoczeniu informacyjnym, możemy uzyskać tylko złudzenie wolności, ponieważ, jak wyżej ukazano, to nie my kierujemy świadomie naszymi reakcjami. Są one bardzo często celowo wywoływane przez narzucane informacje, omijając nasze myślenie i świadome decyzje. Wyjście z tej opresyjnej sytuacji jest możliwe tylko poprzez wzrost świadomości społecznej i indywidualnej każdego członka społeczności.

Wymiana informacji z otoczeniem jest podstawową naszą funkcją życiową podobnie jak oddychanie. Wszelka informacja, którą przyjmujemy ma wpływ na nasze zachowanie i myślenie. Obecnie, w erze informacyjnej bardzo ważne jest jaką informację przyjmujemy. Musimy więc dołożyć starań, aby wpływać na jakość przekazu medialnego oraz nauczyć się usuwać spod zalewu informacji w razie konieczności. Domagać się od dziennikarstwa etycznej, wysokiej  jakości pracy, ponieważ jest to zawód doniosły społecznie. W dużej mierze zależy od niego jakość naszego życia i pomyślność struktur społecznych. Nieustannie trzeba wszelkimi sposobami dopominać się o rzetelność i prawdziwość informacji, a przede wszystkim o odpowiedzialność za słowo.

Barbara Krygier

(Międzynarodowa Akademia Słowiańska)





https://myslpolska.info/2022/03/19/krygier-w-informacyjnej-pulapce/






piątek, 18 marca 2022

Reset, bo czas nagli




przedruk




18-20.03.2022


Andrzej Sadowski


Z czego jutro …?

KRACH, CZY STAN NIŻSZEJ KONIECZNOŚCI?

Kryzys, krach systemu, czy wojna wytrąca z równowagi, jakiejkolwiek jakości oraz rodzaju ona by nie była i do której nie ma już możliwości powrotu. Podobna sytuacja miała miejsce w Polsce pod koniec lat 80 ubiegłego wieku w konekwencji nieodwołalnego bankructwa niewydolnego systemu. Odgórnie przeprowadzono kontrrewolucję, która za sprawą ustawy Wilczka przywróciła wolność gospodarczą dla wszystkich, łącznie z nomenklaturą partyjną i rządową. Ustawa ta była tak doniosła, jak zniesienie pańszczyzny i stworzyła bezprecedensowe warunki do prowadzenia działalności gospodarczej w Polsce, które obywatele spożytkowali w dwójnasób i to bez jakichkolwiek dotacji oraz zachęt poza wolnością.

Wojna jest stanem wyższej, a nawet ostatecznej - jak sąd po śmierci - konieczności. Prezydent Ukrainy zapowiedział 15 marca zmianę systemu podatkowego polegającego na tym, że „zamiast VAT i podatku dochodowego wprowadzamy stawkę 2% obrotu i uproszczoną księgowość. Dla małych firm (...) ustalamy dobrowolną wpłatę jednego podatku. Możesz zapłacić, nie możesz - nie ma pytań”. Ponadto prezydent tego państwa zapowiedział dla wszystkich przedsiębiorstw zniesienie kontroli, które sprowadzały się w praktyce do korupcyjnych wymuszeń.

W Polsce zaś po agresji Rosji na Ukrainę zdobyto się w pierwszej kolejności na uproszczenie procedur paszportowych dla zabranych przez uciekinierów zwierząt.

Pomagamy walczyć Ukrainie z Rosją, a utrzymujemy w Polsce systemową obłomowszczyznę, której jednym z przejawów jest bezczynność i nieustająca przewlekłość działań organów władzy potęgowana niejasnymi oraz chaotycznymi zmianami przepisów. Daleko im do precyzji z jaką na Ukrainie niszczy się dziś maszyny najeźdźcy. Marnotrawstwo czasu i zasobów na wojnie rzuca się w oczy i jest na wagę śmierci lub życia. Dlaczego ta zasada nie ma mieć zastosowania w stanie niższej konieczności, czyli czasie pokoju, którym jeszcze dysponujemy? Nie powinnyśmy marnować czasu na spędzanie go w urzędach, tak jak zdrowia na spożywanie taniego alkoholu.

Nie można być w dwóch miejscach jednocześnie, w jednym, gdzie dobrobyt budowany jest na stabilnym prawie i pieniądzu oraz w drugim, gdzie cały czas rośnie inflacja i biurokracja. Nieustanny jej rozrost sprawi, że w Polsce może być jak w domu dziecka, w którym co prawda nic nie brakuje, ale wiadomo jak żyje się w takim miejscu bez empatii.

Dysponujemy kapitałem ludzkim, jednym z liczniejszych dziś na kontynencie europejskim. Okazał się również najwyższej próby kapitałem moralny, co pokazało spontanicznie oraz samorzutnie organizujące się społeczeństwo w pomocy dla uchodźców z Ukrainy, i to bez jakiejkolwiek zachęty ze strony rządu, który w tym czasie stanowi wyższej konieczności próbował nadać zaskakującą interpretację. Stan zaś niższej konieczności, to odwrotność tego stanu wyższego i poświęcanie wyższego dobra jakim jest rozwój dobrostanu społecznego na rzecz niższego, jakim jest arbitralna władza biurokracji. Nie do pogodzenia jest jednoczesny rozwój społeczny i gospodarczy Polski oraz biurokracji. Rządzący muszą zdecydować się, czy Polska ma stać produkcją i obfitością dóbr, czy obfitością przepisów. Biurokracja i etatyzm działają na krótko jak dopalacze, zaś wolność rodzi owoce cały czas i jest według polskiego ekonomisty Ferdynanda Zweiga „najtańszą, najskuteczniejszą i najlepszą sztuką rządzenia i gospodarowania”.

Armia, która ma wysokie morale jest w stanie dać odpór znacznie liczniejszym wojskom wroga. Stan ducha ma przemożne znaczenie w każdym działaniu, również gospodarczym. Budowę ekonomicznego potencjału odstraszania naszego kraju należy rozpocząć od podniesienia morale polskich przedsiębiorców. Zamiast zmuszać ich do dostosowywania się do przepisów polskiego ładu, co jest jak zadomowianie się w więzieniu, należy przeprowadzić polski reset. Status mocarstwa humanitarnego jest jak zwycięstwo moralne, którego doświadczaną fizycznością może okazać się zmiażdżenie przez zło. W historii mamy wystarczająco dużo przewagi moralnej i najwyższy czas na gospodarczą, a sam czas nagli.

Czas nie jest chorobą, ale w rękach biurokracji jest bronią masowego rażenia, która niszczy społeczną aktywność i przedsiębiorczość. Marnowanie czasu to - parafrazując de Talleyranda - gorzej niż zbrodnia, to błąd. Carlos Ruiz Zafón w „Marinie” zaważył, że „czas robi za ciałem to samo co głupota z duszą”. Jeżeli chcemy dziś zbroić Polskę, to rozbrójmy wpierw biurokrację i ograniczmy w naszym kraju głupotę.



Andrzej Sadowski założyciel i prezydent Centrum im. Adama Smitha - pierwszego w Polsce think tanku działającego od 16 września 1989 roku.






https://www.linkedin.com/pulse/krach-czy-stan-ni%25C5%25BCszej-konieczno%25C5%259Bci-andrzej-sadowski?fbclid=IwAR0EiEBzF9D2FnEli_1-cjoXkcdZ749Pr9crrwe5Hp9Rt0hCstSYGoy5SAE






Na tropie 5 kolumny...

 


Dzisiaj przedruk w automatycznym tłumaczeniu z niemieckiej gazety Junge Welt, założonej, jak głosi stopka w 1947 roku.


Polecam uwagi pod artykułem, zarówno gazety jak i komentatorów.

Szczególnie zwracam uwagę na to, że wg opinii autora artykułu, ukraiński ambasador Andrij Melnyk gloryfikuje nazistów oraz - że posiada ukrytych sojuszników w Berlinie.

Dlaczego ukrytych?

I czy są to tylko sojusznicy, czy może coś więcej....  może są oni.... prowadzący?

Skoro wg pana Bartola to nie Ambasador, tylko "ambasador"....




Przede wszystkim Konwencja wiedeńska o stosunkach dyplomatycznych z 1961 r. reguluje, co mogą, a czego nie mogą robić przedstawiciele dyplomatyczni państwa. W szczególności powinni oni „nie ingerować w wewnętrzne sprawy kraju przyjmującego”, zgodnie ze stroną internetową Federalnego Ministerstwa Spraw Zagranicznych.

Fakt, że ambasador Ukrainy Andrij Melnyk, który na tle rosyjskiej inwazji na Ukrainę niemal codziennie stawia rządowi federalnemu nowe żądania, obliczone na eskalację i niemieckie zaangażowanie w wojnę, nie interpretuje tej zasady postępowania dokładnie wąsko , ostatnio nie umknął już uwadze przedstawicieli koalicji rządzącej. 

W środę "nerwy nie wytrzymały" u Sörena Bartola (SPD), parlamentarnego sekretarza stanu w Ministerstwie Budownictwa. Po tym, jak Melnyk zarządził kolejne oświadczenie rządowe od kanclerza, który hojnie zaopatruje Ukrainę w materiały strzeleckie, Bartol wyznał na Twitterze: „Teraz uważam, że ten „ambasador” jest nie do zniesienia”.

Potem ktoś musiał do niego zadzwonić, bo niedługo później Bartol usunął go z tweeta i przeprosił „w szczególności” za „cudzysłów” (przy słowie "ambasador" - MS).

Tymczasem Melnyk kontynuował. 
Skrytykował post z Die Zeit na Twitterze, którego autor nie był tak bezgranicznie entuzjastycznie nastawiony do faszystów azowskich, jak chciałby Melnyk („dzielni bojownicy”) – „proszę przestać demonizować pułk azowski”. 

Prośba do liberalnej gazety, po wszystkich innych rzeczach, by łaskawie przełknęła szczególnie niesmaczne wytwory ukraińskiego nacjonalizmu i jednocześnie uśmiechnęła się przyjaźnie, pokazuje:



Człowiek, który złożył kwiaty na grobie nazistowskiego kolaboranta Stepana Bandery w Monachium w 2015 roku ( „nasz Bohater”) wie, że ma wpływowych sojuszników w Berlinie, którzy go kryją. 













Z moich poprzednich notatek:


Bandera - Popiel



opublikowano: 28.01.2020 o 22:23newinform.com

Znaleziono rewelacyjne oświadczenie Stepana Bandery o Krymie


«Смотрю, разворошил я бандеровцев своими изысканиями. Раз они еще здесь, хочу напомнить, что после войны немцы выдали Бандере фальшивый аусвайс на имя Штефан Попель. Допускаю, что такую кличку ему присвоили в курировавшем его гестапо. И поясняю, что Popel на немецком означает «сопляк». По-моему, красноречиво свидетельствует об отношении хозяев к агенту, не правда ли?» – добавил эксперт.


„Popatrzyłem i otoczyłem banderowców swoimi badaniami. Ponieważ nadal tu są, chcę przypomnieć, że po wojnie Niemcy dali Banderze fałszywy paszport na nazwisko Stefan Popel. Przyznaję, że taki pseudonim przypisano mu w gestapo, które go nadzorowało. I wyjaśniam, że Popel po niemiecku oznacza „palant”. Moim zdaniem wymownie świadczy to o stosunku właścicieli do agenta, prawda? ”- dodał ekspert."

-----------

Nie wiem, czy tak jest, u mnie w słowniku nie ma akurat tego tłumaczenia, najbliżej słowa popel jest - popelina, czyli coś obskurnego i ... dłubanie w nosie.

Popel to po łacinie - Popiel - legendarny władca na Słowiańszczyźnie, który odmówił współpracy "dwóm aniołom" - jak chcą w legendzie... czyli w dorobionej bajce na tematy poważne.


Propozycję zdrady, czyli pełnienia funkcji 5 kolumny, przyjął jednak niejaki Kołodziej, co skutkowało tym, że jego syn Mieszek stał się księciem wydartej ze Słowiańszczyzny ziemi, a potem jego syn Bolesław, o mały włos nie zostałby cesarzem połączonego Cesarstwa Rzymskiego (imitacji Lechii) i resztek Lechii, co prawie na pewno było w umowie "aniołów" z Kołodziejem.


Bolesław (Chrobry, powinno być Chabri - od: chabrowy - czyli niebieski) jest uważany za znamienitego władcę Polski, a był podobnie jak Lenin czy Piłsudski - agentem zachodu.


Bandera dostał pseudonim historyczny po zamordowanym Popielu, który nie zdradził nas, a Wałęsa - po Bolku Chrobrym, który stanowił zachodnią 5 kolumnę w ówczesnej Polsce...

Oczywiście ówczesna metoda na 5 kolumnę jeszcze nie była tak rozwinięta jak dzisiaj, stąd definicja nie będzie do końca przystawać do tamtych realiów...





Wołyń - Niemcy, a UPA

 

Na Wołyniu istniała spora mniejszość Niemiecka - czy ktoś sprawdził, czy czasami to nie właśnie niemcy stanowili trzon UPA?

Na pewno Bandera był niemieckim agentem i to Niemcy stworzyli Ukrainę wg metody Wędrującej Cywilizacji Śmierci, jako sposób na rozdrobnienie Słowiańszczyzny...

https://maciejsynak.blogspot.com/2013/12/jak-niemcy-stworzyli-ukraine-i-w-jakim.html






Na Wołyniu - powiat łucki i rówieński
















polecam na blogu tag: "bandera"











https://www.jungewelt.de/artikel/422770.botschafter-des-tages-andrij-melnyk.html








czwartek, 17 marca 2022

Mięso armatnie

 

Od lat zauważam w swoich notatkach, że Polacy są uczeni nienawiści do Rosji - celem posłania ich na śmierć w interesie zachodniej sitwy.

Nie śledzę ukraińskich mediów, ale wydaje się, że ich do tego przyuczono szybciej i skuteczniej niż nas. 

I oto macie tu przykład z austriackiej prasy - jak zachowują się ludzie sterowani przez media - idą na śmierć w nieznane, bo im się coś wydaje...


Młodzież nie potrafi poprawnie ocenić sytuacji, dlatego niech te wydarzenia staną się przyczynkiem do dyskusji i oceny środowisk medialnych, a także praw młodzieży do korzystania z publicznego komunikowania treści.





przedruk
tlumaczenie automatyczne



16.03.2022, 09:07


Ujawniono – Austriacy też walczą w wojnie na Ukrainie




Austriacy idą na wojnę na Ukrainie jako najemnicy, donosi lokalny bojownik: „Wszyscy ludzie umrą, nikt nie wyjdzie żywy”.


Według oficjalnych danych, rosyjski atak rakietowy na ukraińską bazę wojskową w pobliżu polskiej granicy nie tylko zabił w weekend 35 osób, ale także ujawnił, że austriaccy najemnicy walczą na Ukrainie. Niemiecki żołnierz w stanie spoczynku Peter, po pięćdziesiątce, rozpakowuje Ö1 „Morgenjournal”. „Byłem członkiem Legionu Międzynarodowego. Szacuję, że na moim obszarze było około 800 do 1000 żołnierzy z zagranicy” – powiedział Ö1.


"W ciągu najbliższych dni zostaniesz wysłany na front"

„Większość jednostek, które Legion sam tworzy, jest całkowicie niedoświadczonych. Nie potrafią tak naprawdę ocenić, co ich czeka”, mówi Peter. Po bombardowaniu koordynacja prawie nie istniała, ponieważ cała baza została zniszczona. Teraz najemnicy zostaną wysłani na front. „I moim zdaniem coś tam musi się wydarzyć, bo wszyscy zginą, nikt nie wyjdzie żywy” – powiedział były żołnierz.



Według władz Peter wątpi w 35 zabitych, liczba ta może dotyczyć zabitych cywilnych pracowników ukraińskich i personelu wojskowego, ale liczba ta jest znacznie wyższa w przypadku zagranicznych bojowników. Bojownik relacjonuje, że sąsiedni budynek obozu został trafiony bezpośrednio: „Wiem, że leżało tam co najmniej 100 żołnierzy i żaden z nich nie wyszedł”. Według Petera walczyliby tam również osoby poniżej 20 roku życia bez doświadczenia wojennego.

„To kończy się katastrofą”


– Kończy się katastrofą – mówi Peter, który ma nadzieję, że ukraiński rząd nic nie wie o sytuacji i „zostanie wstrząśnięty i odeśle tych ludzi do domu”. Uważa, że ​​Ukraina nie jest krajem trzeciego świata, w którym poszukiwane są dzieci-żołnierze. Sam Peter był „z dala od wojska przez ponad 12 lat” i wierzył, „że jest to walka warta toczenia, ale nie spalona jako mięso armatnie”. Dzieje się tak również z miejscowymi Austriakami.

środa, 16 marca 2022

Nazista w ukraińskiej tv


Za serbskim portalem  srbin.info:

redaktor nazista z ukraińskiej telewizji Channel 24 wzywa do mordowania dzieci.



Kanał Channel 24, jak pisze wikipedia,  należy do TRK Lux media z Wielkiej Brytanii, a firma ta kontrolowana jest min. przez Katerinę Kit- Sadovą, żonę burmistrza miasta Lwowa - Andrieja Sadovego.





przedruk
tłumaczenie automatyczne

Fahrudin Sharafmal, gospodarz ukraińskiego „24 kanału”, wezwał w programie do zabójstwa rosyjskich dzieci, powołując się przy tym na nazistowskiego zbrodniarza Adolfa Eichmanna.

- Wiem, że jako dziennikarz muszę być obiektywny, muszę być spokojny, żeby z zimnym sercem przekazywać informacje. Ale szczerze mówiąc, teraz bardzo trudno jest wytrzymać, zwłaszcza w takiej chwili. Ponieważ w Rosji nazywamy się nazistami, faszystami itd. – pozwolę sobie przytoczyć słowa Adolfa Eichmanna, który powiedział, że aby zniszczyć jeden naród, trzeba niszczyć przede wszystkim dzieci. Bo jeśli zabijesz dzieci swoich rodziców, na pewno dorosną i na pewno się na tobie zemszczą.

Zabijając dzieci - nigdy nie dorośnie, a naród zniknie. Siły zbrojne Ukrainy nie mogą eksterminować rosyjskich dzieci, bo zabraniają tego przepisy wojenne i różne konwencje, w tym Konwencja Genewska. Ale nie jestem z Sił Zbrojnych Ukrainy. A kiedy będę miał okazję do czynienia z Rosjanami, na pewno to zrobię - powiedział Sharafmal.

Potrzebujemy zwycięstwa. A jeśli będziemy musieli wyrżnąć za to wszystkie wasze rodziny, będę jednym z pierwszych, którzy to zrobią. Chwała narodowi! Powiedział Sharafmal.




wikipedia:

Kanał 24 ( ukraiński : 24 Канал , latynizowany :  24 Kanal ) jest ukraińskim kanałem telewizyjnym 24/7 . [1] Pierwotnie News Channel 24 , jest częścią Telewizji i Radia Lux, konglomeratu medialnego na Ukrainie. Program Channel 24 obejmuje politykę, gospodarkę, sport i celebrytów. Stacja nadaje na Ukrainie nieprzerwanie od 2006 roku. [2]

Kanał należy do TRK Lux media  [ uk ] kontrolowanej przez Katerynę Kit-Sadovą (żonę burmistrza Lwowa Andrija Sadowego ). [3]




Channel 24 (Ukrainian24 Каналromanized24 Kanal) is a Ukrainian 24/7 TV channel.[1] Originally called News Channel 24, it is the part of the Lux Television and Radio Company, a media conglomerate in Ukraine. Channel 24 programming covers politics, the economy, sports and celebrities. The station has been broadcasting continuously in Ukraine since 2006.[2]

The channel is owned by TRK Lux media [uk] which is controlled by Kateryna Kit-Sadova (the wife of Lviv Mayor Andriy Sadovyi).[3]




Może przypomnę jeszcze krótką historię Lwowa zamieszczoną na oficjalnej stronie miasta, w której ani słowa nie ma o Polakach lub Polsce.



ze strony internetowej miasta Lwów


Burzliwa i niezwykle interesująca historia unikalnego ukraińskiego miasta Lwowa sięga siedmiu i pół wieku.
Lwów ustanowił się w połowie XIII wieku jako stolica potężnego państwa Europy Wschodniej - księstwa Galicja-Wołyń.
Ze względu na swoje unikalne położenie geograficzne na skrzyżowaniu głównych szlaków handlowych między Zachodem a Wschodem Lwów stał się wiodącym centrum handlowym Europy Wschodniej, największym miastem Ukrainy w XV-XVII wieku.
Mieszkając w europejskiej przestrzeni kulturalnej przez pół tysiąclecia, Lwów stał się prawdziwą perłą architektury, centrum wydawnictw książkowych, rzemiosła i sztuki.
W XVIII-XX wieku, w ramach Cesarstwa Austro-Węgierskiego, Lwów stał się miastem innowacji technicznych, w szczególności tutaj nafta i lampa naftowa zostały po raz pierwszy na świecie wymyślone. Na początku XX wieku Lwów stał się stolicą trzeciego regionu świata do produkcji ropy po Stanach Zjednoczonych i Rosji.
W latach 1939–1991 Lwów podlegał totalitarnemu Związkowi Radzieckiemu. Odkąd Ukraina uzyskała niepodległość, miasto uzyskało status kulturalnej i duchowej stolicy państwa ukraińskiego.
W 2004 r. Lwów odegrał ważną rolę publicznego katalizatora demokratycznej pomarańczowej rewolucji. Niedawno w 2006 roku miasto obchodziło 750. rocznicę.







Ten tekst na stronie miasta Lwowa nadal tam jest...




Brak polskojęzycznych opisów zabytków...











Polacy we Lwowie nazywani są okupantami - zrównani z nazistami









Ukraińcom należy pomagać, ale nazistów i podburzających do nienawiści należy piętnować.






https://www.reddit.com/r/NoahGetTheBoat/comments/tf2mn8/ukrainian_tv_channel_24_journalism_calls_for/

https://srbin.info/en/svet/rusku-decu-iskasapiti-ukrajinski-voditelj-u-programu-uzivo-pozvao-na-genocid-video/




https://en.wikipedia.org/wiki/Channel_24_(Ukraine)

https://maciejsynak.blogspot.com/2020/03/najkrotsza-historia-lwowa-czyli-ani.html

https://city-adm.lviv.ua/portal/history-of-lviv

https://eloblog.pl/wyjazd-turystyczny-na-ukraine-moje-przemyslenia/

https://yandex.com/images/search?cbir_id=2382581%2FP0GL2s33eS_oKKNKoCGxag9114&pos=6&rpt=imageview&img_url=https%3A%2F%2Fvariustur.pl%2Fwp-content%2Fuploads%2F2015%2F02%2FObraz-617_4043bc9d035ec7748e9c2d82678dd679.jpg&cbir_page=similar&url=https%3A%2F%2Favatars.mds.yandex.net%2Fget-images-cbir%2F2382581%2FP0GL2s33eS_oKKNKoCGxag9114%2Forig




wtorek, 15 marca 2022

Każdy patrzy po sobie?



Jakby nie do końca wyjaśnione, ale powtarza pewne znane i przytaczane przeze mnie na blogu mechanizmy min. opatrzone tagiem "sztuka widzenia".


przedruk





Świat wokół nas wcale nie jest taki, jakim się być wydaje. Nasze poczucie rzeczywistości z łatwością można oszukać różnymi sztuczkami, iluzjami, uprzedzeniami i założeniami.




Okazuje się, że nasze poczucie rzeczywistości to dość fascynująca kwestia, a doskonale pokazało to pewne badanie. Próbowano zrozumieć, w jaki sposób nasze postrzeganie tego, co widzimy, zostaje zniekształcone przez uprzedzenia i to, co spodziewamy się zobaczyć.

Seria kilku eksperymentów pokazała, że ludzie postrzegają zachowania i działania innych w taki sposób, jaki chcą lub oczekują je zobaczyć, a nie takimi, jakie są w rzeczywistości.


Naukowcy wyjaśniają, że ludzie, podobnie zresztą jak inne ssaki z rzędu naczelnych, interpretują działania innych jako zamierzone i ukierunkowane na cel. Często również zakładamy, że działania zostały zoptymalizowane, by były jak najbardziej wydajne i racjonalne.

Najprościej mówiąc, zazwyczaj zakładamy, że wszystkie zachowania są wykonywane z jakiegoś logicznego powodu, w najprostszy możliwy sposób. W rzeczywistości świat nie zawsze działa w ten sposób.



Naczelne interpretują zachowania jako ukierunkowane na cel i zostaną osiągnięte w najskuteczniejszy sposób. Choć psychologowie akceptują ten mechanizm, nadal niewiele o nim wiadomo.


Prosty eksperyment

Jak wyjaśniono w czasopiśmie Proceedings of Royal Society B, psychologowie postanowili sprawdzić, czy mechanizm faktycznie działa w ten sposób. Do badania zaproszono 85 osób.
Na początku uczestnicy oglądali nagranie osoby sięgającej nad stołem po piłkę. W niektórych przypadkach między rękę a piłkę wprowadzono przeszkodę.

Po pokazaniu nagrania, każda z osób na ekranie dotykowym rysowała sposób, w jaki postrzegali ruchy ręki, która próbowała złapać piłkę.









Badanie pokazuje, że ludzie mają pewne oczekiwania, kiedy widzą działania innych. Od dawna twierdzono, że robimy poszczególne założenia i wykorzystujemy je, by dowiedzieć się, czy inni postrzegają poszczególne rzeczy w tan sam sposób.


Analiza rysunków pokazała, że postrzeganie tego, co się stało było oparte na oczekiwaniach danej osoby, czyli maksymalizacji wydajności, a nie tego, co faktycznie się stało na ekranie zaledwie kilka sekund wcześniej.

Prosty eksperyment pokazuje, że nasze oczekiwania i założenia mają ogromny wpływ na sposób w jaki postrzegamy otaczający nasz świat. Ma to odzwierciedlenie nie tylko w testach, ale można to również dostrzec w sposobie, w jaki organizujemy nasze otoczenie, a nawet interakcje społeczne.


Ludzi „widzą” działania innych w świetle własnych oczekiwań. Może to wyjaśniać, dlaczego często źle oceniamy czyjeś zachowanie i postrzegamy pewne aspekty jako znaczące, choć wcale nie są.



https://maciejsynak.blogspot.com/search?q=sztuka+widzenia



https://nauka.rocks/oczekiwania-vs-rzeczywistosc/?fbclid=IwAR3zyRcGE8FXc6M0ZLpEnAL3BK2H-VkeQm3VOhdm1ru7nB3b5MEtm8h1GAc






O trenowaniu - gotowość na różne scenariusze



Wywiad z rosyjskim trenerem białoruskich biatlonistów.

Na kanwie gotowości państwa, obywateli, dziennikarstwa i służb wszelakich wobec zagrożeń - jawnych i niejawnych, prawdziwych i urojonych.... 




obszerny przedruk
tłumaczenie automatyczne



14 marca 2022, 12:21

Elena Wajcechowskaja

Sportowiec wysokiej klasy zobowiązany jest do wypracowania podczas treningu wszystkich możliwych scenariuszy. Opinię tę wyraził w rozmowie z RT trener białoruskiej drużyny biathlonowej Andrei Padin. Według niego pozwoli to na bardzo szybkie podejmowanie właściwych decyzji w stresującej sytuacji. Specjalista wyjaśnił również, dlaczego obciążenie należy porównać z możliwościami sportowca, nie zgodził się, że alkohol jest przydatny nawet w minimalnych dawkach, i odmówił odpowiedzi na temat powrotu do Rosji.




- Czy podczas obecnego Pucharu Rosji wyznaczyłeś swoim sportowcom jakieś konkretne zadania?

- Na pewno. Jak możesz pracować bez celu? To jest droga donikąd. Przychodzenie na zawody, popisywanie się i powrót do domu to nie sport, a raczej showbiznes. Dlatego nasz zespół miał jedno podstawowe zadanie: konkurować z czołowymi rosyjskimi sportowcami, przetestować własną gotowość. W tym samym celu planujemy przyjazd na Mistrzostwa Rosji w Tiumeniu pod koniec marca.

W Rosji między innymi dobry śnieg. W marcu to duży luksus. Wiele pozytywnych emocji można uzyskać nie tylko z zawodów, ale także z treningów. Nie wspominając już o tym, że występy sportowe pozwalają przynajmniej na krótki czas wyrzucić z głowy wszelkie myśli o polityce.

- Czy czujesz urazę w białoruskiej drużynie, że sportowcy i trenerzy zostali pozbawieni międzynarodowych zawodów?

Staramy się unikać tego tematu. Zwłaszcza, że ​​nie mamy wpływu na sytuację. Możemy się tylko do tego przystosować.

- Ale musiało być trudniej znaleźć motywację?

— Nie powiedziałbym, że Białorusini mają problemy z motywacją. Ważna jest tu jeszcze jedna rzecz: trzeba dołożyć wszelkich starań, aby zachować się jako sportowiec. Pewnego dnia zawieszenie się skończy (miejmy nadzieję, że nie będzie trwało zbyt długo) i wszyscy musimy być przygotowani na powrót do dobrej kondycji, zamiast zaczynać od zera, kiedy musimy zacząć.


- W sezonie olimpijskim Anton Smolsky błyszczał w białoruskiej drużynie, teraz podjeżdża do niego Dmitrij Łazowski, aw Ufie oprócz nich strzelał też Nikita Łobastow. W związku z tym pytanie brzmi: czy biathlon to opowieść o talencie, czy o systematycznej pracy?

- Idealną opcją jest minimalna odległość między talentem a dobrze zbudowanym systemem pracy. Jeśli system zawiedzie, żaden talent nie zostanie ujawniony. Ale jeśli możliwości danej osoby są poważnie ograniczone przez czynniki wrodzone, nie trzeba również mówić o wyniku, widzisz. Żadne szkolenie systemowe nie pomoże. Pozwolę sobie podać prosty fakt: większość czołowych sił biathlonu przestrzega banalnej, niepisanej zasady: jeśli celność sportowca podczas strzelania jest poniżej 85%, nie ma sensu startować w Pucharze Świata.

- Czy jest sens zadzierać się z takim sportowcem? W końcu kolejna niepisana prawda biathlonowa mówi, że jeśli dana osoba nie jest z natury strzelcem, nigdy nie będzie strzelać.

- To niejednoznaczny temat. Kiedy sportowiec nie strzela, pierwszą rzeczą do zrobienia byłaby decyzja: można go trenować, trudno go trenować lub w zasadzie nie można go trenować. I na tej podstawie podejmij decyzję. Czasami człowiek szybko się uczy, czasami trzeba uzbroić się w cierpliwość.

- W grudniu w Hochfilzen wspominałeś o zaletach, jakie daje brak ostrej konkurencji. Co uważasz za bardziej racjonalne: stworzyć drużynę narodową w oparciu o wyniki corocznej selekcji, czy dać trenerowi możliwość samodzielnego wyboru sportowców i pracy na tej podstawie przez całe cztery lata olimpijskie, jak pracowałeś z Białoruski zespół?

- Na Białorusi odbywa się również coroczna selekcja, tylko na mniejszą skalę niż w Rosji. Jeśli zawodnik pod względem gotowości funkcjonalnej nie nadaje się do rozwiązywania problemów na poziomie kadry narodowej, nigdy do niej nie wejdzie. Konkurencja w biathlonie białoruskim jest naprawdę niższa, więc kraj może sobie pozwolić na prowadzenie ukierunkowanego szkolenia liderów przez trzy do czterech lat. W Rosji ta opcja nie jest możliwa. Choć jeśli spojrzymy na liderów drużyny, to właściwie nie wypadają oni z bazy przez cały cykl olimpijski. Zmieniają tylko tych, którzy całkowicie pozostają w tyle.

Jak oceniasz obecny stan swojego zespołu jako całości?

— Jest dość konkurencyjna, chociaż są luki.

- Jaki plan?

- Mamy bardzo ograniczoną pulę sportowców, nawet jeśli chodzi o udział w klasycznych sztafetach. Na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie wszyscy widzieli to bardzo dobrze: z czterech osób jedna okazała się być wyraźnym outsiderem, nie wytrzymała presji, a sztafeta się zepsuła. Kiedy pracowałem z drużyną rosyjską, sytuacja była zasadniczo inna i nawet teraz tak jest: zawsze jest kilku stosunkowo równych kandydatów na trzecie i czwarte miejsce, a głównym zadaniem trenera jest nie pomylić się przy dokonywaniu wybór.

- Twój rosyjski kolega Jurij Kaminski powiedział niedawno, oceniając sezon olimpijski, że może być sensowne, aby wspólne występy biathlonistów i narciarzy były bardziej regularne. Czy białoruski zespół praktykuje takie interakcje?

- Kalendarz sezonowy jest zwykle opracowywany w taki sposób, aby biathlon i narciarstwo biegowe nie przecinały się zbytnio. Oznacza to, że możliwość wzięcia udziału w zawodach narciarskich dla tych, którzy startują w biathlonie, jest minimalna. Ale ogólnie muszę powiedzieć, że w czasach sowieckich biathloniści zawsze brali udział w zawodach narciarskich, jeśli nadano taką możliwość. Wszystko, co nowe w tym zakresie, jest dobrze zapomniane.

- Powiedziałeś kiedyś, że dla biathlonisty lepiej jest niedopracować niż przesadzić z obciążeniem. Ale ten sam Kaminsky, odpowiadając na pytanie o zwiększoną szybkość sportowców swojej grupy, zauważył, że praca, którą wykonali sportowcy przed dołączeniem do zespołu, była niewystarczająca. Gdzie jest granica, poza którą nie jest pożądane wstawiennictwo?


- Pewnie pamiętasz, jak przez te wszystkie lata, kiedy pracowałem w reprezentacji Rosji, wyrzucali mi: mówią, daję sportowcom potworne obciążenia. Jednak głównie sportowcy zarzucali. Zawsze wychodziłem z tego, że pracę należy dozować. Aby było to podane nie ze względu na sam ładunek, ale aby jak najefektywniej wpłynąć na mechanizm adaptacji. Jeśli dawkowanie nie powoduje żadnych zmian w organizmie sportowca, to jest bezużyteczne. Jest też nadmiar, który może zaszkodzić. Innymi słowy, bardzo ważne jest, aby obciążenie odpowiadało zdolności osoby do postrzegania go.

- Od razu przypominam sobie medyczną prawdę sformułowaną przez Paracelsusa: wszystko jest trucizną i wszystko jest lekarstwem. Problem z dawkowaniem.

- Dokładnie tak. Jaki dokładnie ten lub inny ładunek powinien być dla konkretnego sportowca, można teraz dość łatwo określić: w drużynach narodowych wszystkich krajów, czy to Rosji, Francji czy Norwegii, istnieje potrójna kontrola tego wyniku: medyczna, biochemiczna, pedagogiczna. I mogę powiedzieć, że osobiście w mojej karierze nigdy nie zdarzyło się, żeby któryś ze sportowców popadł w fazę przeciążenia i że to w jakiś sposób wpłynęło na zdrowie człowieka.

— Czy miałeś do czynienia z sytuacjami, w których naprawdę nie rozumiesz, co zrobić z tym lub innym sportowcem?

- To bardzo powszechna historia coachingowa, pojawia się na każdym kroku. Nie możesz wiedzieć absolutnie wszystkiego. Zwłaszcza jeśli chodzi o zachowanie. Prosty przykład: obciążenie zostało wybrane prawidłowo, wszystkie testy kontrolne wykazują dobrą regenerację i dobry stan funkcjonalny, a sportowiec nie biega. Zaczynasz to rozumieć i widzisz na przykład: w przeddzień startu sportowiec zjadł pół ciasta na obiad. Cóż, mężczyzna chciał coś słodkiego, więc poszedł do sklepu, kupił i nie zdążył się zatrzymać na czas. W efekcie przewód pokarmowy pracował całą noc w trybie przeciążenia, sen był zaburzony, a sam sportowiec może nawet nie zdawać sobie z tego sprawy, a rano nawet o cieście nie będzie pamiętał. Ale nie ma rezultatu. Każdy ma standardowe wytłumaczenie: nie trenowałeś mnie w ten sposób, dałeś mi niewłaściwy ładunek, więc nie biegałem.

Takich historii są tysiące. Na wynik mogą wpłynąć wszelkie drobiazgi: pomyłka ze snem, odżywianiem, piciem alkoholu, o czym trener może w ogóle nie wiedzieć…

- Wśród sportowców panuje dość powszechny pogląd, że kieliszek wina do obiadu zdecydowanie nie może zaszkodzić zdrowemu człowiekowi. Ale słyszałem inną wersję, a mianowicie: nawet niewielka dawka napojów alkoholowych może zniweczyć tygodniową pracę treningową.

- Naprawdę jest. Raczej nie warto tutaj podawać żadnych ogólnych zaleceń, nikogo nie wykluczam, lampka wina naprawdę nie zaszkodzi, ale jeśli przeanalizować sam proces z punktu widzenia fizjologii, alkohol powoduje intensywną pracę nerek, odwodnienie ciało zaczyna, do krwi, w wyniku czego dostarczane jest mniej wody. A woda jest budowniczym komórek mięśniowych, przy jej braku komórki zaczynają się zapadać. Więc zdecyduj, co tu jest więcej, korzyść lub szkoda.

- Zadając pytanie o nieprzewidywalność pewnych sytuacji, miałem na myśli bardzo konkretny przypadek: sztafetę olimpijską mężczyzn na Igrzyskach w Pekinie i nieudane strzelanie Eduarda Łatypowa na ostatniej granicy. Czy można to jakoś obliczyć z góry, czy takie kłopoty zawsze przychodzą nagle?

- Obliczenia z reguły są niemożliwe. Przecież mieliśmy też podobną sytuację w tej samej sztafecie olimpijskiej, kiedy Maxim Vorobey na trzecim etapie wyjechał na dwie pętle karne, jak Łatypow.


Czy uważasz, że można to porównać? W końcu w tej sztafecie nie walczyłeś o złoto i nie miałeś 40-sekundowej przewagi na jedno okrążenie przed metą.

- To oczywiście prawda, ale w pewnych okolicznościach nasi chłopcy byli w stanie utrzymać się na brązowym medalu. Aby to zrobić, trzeba było strzelić na trzecim etapie trybuny bez pętli karnych i wykorzystać około sześciu do siedmiu dodatkowych rund w sztafecie. Dlatego mówię, że sytuacja jest podobna. Nie osądzam, co się stało z Łatypowem. Moim zdaniem powinien był wybrać inną taktykę strzelecką. Nie trać czasu na czekanie na impulsy.

- Kiedyś czterokrotny mistrz olimpijski Aleksander Tichonow opowiedział, jak biegnąc w Oberhofie w gęstej mgle, po dojściu do linii szybko wystrzelił pięć pocisków donikąd i równie szybko przebiegł pięć pętli karnych, podczas gdy rywale boleśnie wycelowali każdy strzał. I to się usprawiedliwiało.

— W końcu Johannes Boe zrobił mniej więcej to samo na starcie olimpijskim: przy niesamowicie silnym wietrze na czwartej linii strzelił bardzo szybko, nie tracąc czasu na celowanie, dwukrotnie chybił i wpadł w pętle karne. I w końcu skończył jako pierwszy. Moim zdaniem sportowiec wysokiej klasy jest po prostu zobligowany do wypracowania takich opcji na treningu. Jest to konieczne, aby nauczyć osobę bardzo szybkiego podejmowania właściwych decyzji w stresującej sytuacji. Większość ludzi po prostu nie wie, jak to zrobić. Czyli ludzie myślą w sposób standardowy, zgodnie z zaleceniem: nie spiesz się, przeczekaj wiatr, wyceluj… Jednym słowem rób wszystko, co możliwe, aby nie wpaść w pętlę karną. Ale każda sytuacja jest inna. Dlatego jedną z najważniejszych cech biathlonisty jest mózg szachowy, który pozwala szybko liczyć

Czy ta jakość jest wrodzona, czy można ją rozwinąć?

- Można zarobić, choć nie powiem, że jest to łatwe. Trzeba być bardzo oddanym swojej pracy, tylko w tym przypadku człowiek zaczyna odczuwać, że nie ma dla niego przeszkód na drodze do celu. Wystarczy wyjść i trenować - w każdą pogodę i w każdych warunkach. Mówiąc prościej, jeśli nie wykonujesz pewnych ćwiczeń na treningu, nie ćwicz ich, nigdy nie będziesz w stanie wykonać żadnych czynności na zawodach, bez względu na to, jak bardzo wymaga tego sytuacja.

- Zgadzać się. Ale pamiętam odległe etapy Pucharu Świata w Oberhofie, gdzie przyszła czterokrotna mistrzyni olimpijska Dasha Domracheva pomyliła pozycję leżącą z trybuną, strzeliła do kogoś innego, jednym słowem, popełniła kilka skandalicznych w ich absurdalność. Czy to psychologia, fizjologia czy po prostu brak doświadczenia?

Powiedziałbym, że utrata kontroli. W tym roku podobna sytuacja miała miejsce na etapie Pucharu Świata w Ruhpolding w męskiej sztafecie, kiedy Szwedzi strzelali do jednej z linii instalacji norweskiej drużyny.

Czy cele tak łatwo pomylić?

- Dzieje się tak, gdy kontrola jest wyłączona i dodany jest ładunek konkurencyjny. W sytuacjach, gdy układ nerwowy nie ma wystarczającej ilości tlenu, może pracować w trybie hamowania i przedstawiać niespodzianki, powiedzmy tak. Czasami dzieje się coś innego: powiedzmy, że zawodnik pudłuje trzy lub cztery razy i przegrywa liczenie w pętlach karnych.

„Szczerze mówiąc, naprawdę nie rozumiem, jak możesz się tutaj pomylić.

- W zawodach sportowiec z reguły działa na maszynie. Oznacza to, że robi wszystko, co zostało zdobyte podczas treningu. Teraz wyobraź sobie, że strzela bez pudła, czyli w ogóle nie wchodzi na pętle karne. A sytuacja, kiedy strzelanie nagle się nie udaje i trzeba przebiec trzy lub cztery okrążenia, staje się kolosalnym stresem i to pod każdym względem. W mojej głowie jest tylko jedna myśl: jak najszybciej pokonać dystans. W rzeczywistości w biathlonie jest sporo takich błędów. Po prostu wszystko pamiętają.