Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

sobota, 18 maja 2024

PGR-y






przedruk



Bartosz Panek:

wciąż żywa jest żałoba po pegeerach



16.05.2024




Polska Agencja Prasowa: Dlaczego postanowiłeś się zająć reportażami literackimi? Czy są one uzupełnieniem twoich reportaży dźwiękowych?

Bartosz Panek: Kilka lat temu rozważałem odejście z radia. Pomyślałem wtedy, że może warto by było spróbować opowiadać historie inaczej, niż robiłem to dotychczas, czyli nie dźwiękiem, ale również za pomocą tekstu. A że miałem mniej więcej 35 lat, to uznałem, że jest to najwyższy czas, aby pomyśleć o pierwszej poważnej, reporterskiej książce.

Postanowiłem w niej opisać historię mieszkających w Polsce Tatarów. Ukazała się w lipcu 2020 r., w środku pandemii. Ta książka była przełomem w moim myśleniu o tym, co potrafię i czym mógłbym się zajmować.

PAP: Swoją najnowszą książkę poświęciłeś Państwowym Gospodarstwom Rolnym…

B.P.: Historia pegeerów w dużej mierze jest wciąż nieopowiedziana. Po 35 latach od rozmów przy Okrągłym Stole i przemianach politycznych w Polsce warto się przyjrzeć temu, co wydarzyło się w wyniku transformacji w tych miejscach – a były one specyficzne, były wręcz światem osobnym i równoległym do tego, który funkcjonował w latach 1945-1989, a nawet później. Ludzie, którzy żyli i pracowali w pegeerach, zasługują na to, żeby ich historie zostały usłyszane oraz zrozumiane.


Ta książka powstała z czystej ciekawości. Wracając z okolic Białegostoku, z dokumentacji do książki tatarskiej, ustawiłem tak nawigację, aby poprowadziła mnie bocznymi drogami. Nie chciałem już jechać drogą S8, którą znałem prawie na pamięć. Jadąc drogami wojewódzkimi, powiatowymi i gminnymi, trafiłem do wsi Grądy-Woniecko.

Moją uwagę zwróciło osiedle bloków – po jednej stronie drogi znajdowało się ich około dziesięciu, po drugiej nieco mniej. Do tego wyrastał obok czteropiętrowy budynek otoczony drutem kolczastym, przy którym znajdowało się boisko do koszykówki. W czasie kiedy tamtędy przejeżdżałem, wytatuowani mężczyźni z gołymi torsami rozgrywali mecz. Pomyślałem, że jest to jakiś surrealizm, w ogóle nie wiedziałem, o co w tym wszystkim chodzi.

Zapamiętałem ten obrazek i po powrocie do domu zacząłem sprawdzać. Okazało się, że Grądy-Woniecko były siedzibą dawnego wielkiego, popisowego Kombinatu Łąkarskiego Wizna. Z kolei w dawnym hotelu robotniczym od końca lat 90. mieści się półotwarty zakład karny.

PAP: Z jakim obrazem rozpocząłeś pracę nad książką? Jak zmieniał się on w trakcie pracy?

B.P.: Pierwszy obraz był pochodną tego, co kiedyś usłyszałem lub przeczytałem o Państwowych Gospodarstwach Rolnych - że ludzie, którzy pracowali niegdyś w pegeerach, cechują się wyuczoną bezradnością, że bezrobocie jest strukturalne, dziedziczne. Analizy dotyczące dawnego państwowego rolnictwa były naukowe, ale pomiędzy wierszami można wyczuć stereotypizowanie, a nawet miękki hejt. Chciano pokazać tamten świat jako upośledzony, gorszy, a ludzi, którzy stracili pracę, jako tych, którzy żyją w rezerwatach i sięgają po pierwotne mechanizmy przetrwania. Swoją pracę nad książką rozpocząłem z obrazem sporego chaosu i dużego nacechowania.

Natomiast książkę kończę z zupełnie innym obrazem. Dla mnie jest to obraz gorzkiego wymiaru transformacji, której koszty były nierówno rozłożone. Były przecież grupy społeczne, w tym byli pracownicy pegeerów i ich rodziny, którzy na transformacji stracili. I nie mówię tylko o utracie pracy. Do tego dochodzi również wykluczenie transportowe, ekonomiczne oraz społeczne. Kiedy rozmawiałem z bohaterami i bohaterkami mojego reportażu, w ich wypowiedziach wciąż wyczuwalna jest gorycz. Większość z nich wskazywała na to, że za tamte krzywdy nikt im do dzisiaj nie zadośćuczynił.

PAP: Jak zatem o pegeerach opowiadali twoi rozmówcy?

B.P.: PGR był mocno zhierarchizowaną strukturą, mam jednak wrażenie, że udało mi się porozmawiać ze wszystkimi grupami. W książce wybrzmiewa zatem głos zarówno tych osób, które pracowały przy krowach, trzodzie chlewnej czy na polu, jak i przedstawicieli średniej kadry zarządzającej oraz dyrektorów. Taka układanka daje dobry wgląd w krajobraz tego, czym był PGR, oraz pozwoli odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ludzie decydowali się pracować tam przez całe życie, a wielu mieszka w tym miejscu do dzisiaj.

Wszyscy są świadomi, jak ciężka i niewdzięczna była to praca. Kiedy w połowie lat 60. socjolog Marek Ignar zrobił badania dotyczące prestiżu różnych zawodów, robotnik w pegeerze był na 27. miejscu na 30 możliwych pozycji. Niżej był tylko m.in. kontroler biletów w tramwaju i sprzątaczka. Uważano także, że pracownicy pegeerów nie mają nic swojego, tylko pracują na rzecz wyobrażonego dziedzica. Nie był to już co prawda ziemianin czy potomek magnaterii, tylko państwo.

Pracownicy z pegeerów nie cieszyli się też szacunkiem rolników indywidualnych. Niejednokrotnie mogłem usłyszeć historię, że jeśli dwoje młodych zaczynało się ze sobą spotykać, a jedno z nich było z pegeeru, to pojawiał się opór ze strony rodziców-gospodarzy. Uważano, że ktoś, kto pochodzi z pegeeru, nie jest dobrym kandydatem na żonę czy męża.

Z kimkolwiek bym jednak rozmawiał, wraca wątek żałoby po pegeerach. Chociaż były one nieidealne, zhierarchizowane, wręcz patriarchalne, a czasami nawet przemocowe, to w odczuciu moich bohaterów i bohaterek dawały poczucie względnie spokojnego, poukładanego i przewidywalnego życia. To była ich największa wartość. Początek lat 90. przyniósł radykalną zmianę. Nawet jeśli likwidacja wielu pegeerów była rozłożona na lata, ten mechanizm zburzył dotychczasową strukturę i poukładany świat.

PAP: Jak wyglądała praca nad książką?

B.P.: Początkowo zamierzałem opisać transformację w wybranych gospodarstwach i wiążące się z tą zmianą problemy. Największa kumulacja pegeerów wystąpiła na ziemiach przyłączonych do Polski po 1945 r. Ale to nie znaczy, że państwowe rolnictwo nie rozwijało się również na ziemiach starych, czyli tych, które należały do Polski przed II wojną światową. Duże kombinaty rolne powstały także na terenach, które zostały wysiedlone w czasie akcji „Wisła”. Generalnie można powiedzieć, że gospodarstwa państwowe powstawały tam, gdzie zabrakło wcześniejszych właścicieli majątków folwarcznych.

Szybko jednak doszedłem do wniosku, że pegeery były do siebie na tyle podobne, że ich przeszłość i życie po życiu można opisać na kilku lub kilkunastu przykładach. Szukałem zatem historii, które pokażą z jak najszerszej perspektywy złożone funkcjonowanie pegeerów, a także skomplikowaną historię powojenną i transformację. Moją metodą było szukanie historii, które emocjonalnie i wiarygodnie złożą się na moją opowieść.

PAP: Czy udało ci się także zedrzeć warstwę stereotypu, kliszy w myśleniu o pegeerach?

B.P. Pierwsze skojarzenie, jakie pojawia się, gdy myślimy o Państwowych Gospodarstwach Rolnych, jest takie, że pracujący tam niegdyś ludzie są roszczeniowi, ciągle czegoś chcą od państwa, wyciągają rękę i mówią „dajcie, dajcie”, a sami niewiele proponują. A tak wcale nie jest. Jest to tylko nasze wyobrażenie.

Jeśli zechcemy poznać tych ludzi, to zobaczymy, jak wielu z nich działa na rzecz lokalnych społeczności, są świetnymi sołtysami i sołtyskami, kandydują do rad gmin i powiatów. Chcą po prostu mieć wpływ na swoją najbliższą okolicę.

Mam wrażenie, że powszechnie uważa się, że jak ktoś urodził się PGR, to co najwyżej może skończyć technikum. Tymczasem wielu ludzi, którzy zajmują dzisiaj wysokie stanowiska – są naukowcami, dziennikarzami, prezesami firm – wychowywało się w pegeerach. Nie jest więc tak, że PGR na zawsze stygmatyzuje i sprawia, że wszystkie kolejne pokolenia są wciągane w czarną dziurę bezradności.

Co prawda większość osób pracujących w pegeerach była robotnikami niewykwalifikowanymi, ludźmi bez dyplomów, jednak nie wszyscy przekazywali ten model swoim dzieciom. Wielu bohaterów i bohaterek, które spotkałem, jeżdżąc dość intensywnie przez całą Polskę przez ostanie trzy i pół roku, mówiło mi, że ich rodzice skończyli tylko sześć klas szkoły podstawowej, ale bardzo chcieli, aby oni uczyli się dalej. Ci rodzice robili więc wszystko, aby na to zarobić - brali nadgodziny, pracowali przez wszystkie możliwe weekendy, brali lepiej płatne dyżury w święta po to, aby ich dzieci miały pieniądze na opłacenie internatu w mieście powiatowym, gdzie była lepsza szkoła. Z kolei latach 90. służyła temu emigracja zarobkowa – wyjeżdżano, nawet jeśli praca była na miejscu, ale nie na tyle atrakcyjna, aby wykształcić dzieci, wysłać na studia do dużego miasta. Świadomość, że od edukacji zależy przyszłość, była zatem silnie obecna. Nie było więc tak, że wszyscy gremialnie odrzucali możliwość awansu, poprawy losu kolejnego pokolenia.

PAP: A jak dzisiaj wygląda infrastruktura popegeerowska? Czy jadąc przez Polskę, zorientujemy się, że to tereny dawnych pegeerów?

B.P.: Zdecydowanie tak. Bardzo charakterystyczne są osiedla, które były budowane jak z kilku szablonów. Stałym elementem są bloki - ustawione równolegle, prostopadle, a czasem ukośnie względem siebie. Do tego w środku osiedla znajduje się centrum usługowe, które albo jest dostosowane do współczesnych wymogów i zrewitalizowane, albo po prostu niszczeje i nie funkcjonuje. Stałym elementem są oczywiście same zabudowania gospodarcze. W niektórych miejscach będą one niszczeć, a w niektórych będą funkcjonować na rynkowych zasadach, ponieważ zostały sprywatyzowane.

Ta infrastruktura jest zatem dziś w różnym stanie, ponieważ dużo zależy od tego, jak kształtuje się lokalna polityka. Inaczej będą wyglądały wioski takie jak Wierzbica w powiecie tomaszowskim, tuż przy granicy z Ukrainą, a inaczej będzie wyglądało osiedle przy dawnym kombinacie w Garbnie pod Kętrzynem albo w Manieczkach pod Śremem. Myślę jednak, że ta infrastruktura popegeerowska zostanie z nami na długie lata.

PAP: Jak zatem powinniśmy patrzeć dziś na pegeery?

B.P.: Bardzo bym chciał, aby PGR było określeniem neutralnym, nienacechowanym w żaden sposób, choć oczywiście mającym swoją historię, skojarzenia, a pewnie także przywołującym traumy. Państwowe Gospodarstwa Rolne są po prostu elementem skomplikowanej historii Polski, która przydarzyła się po 1945 r. Tymczasem osoby pochodzące z pegeerów mają poczucie wstydu czy gorszości. Panuje przekonanie, że pegeerowskie pochodzenie przekreśla kogoś jako pełnoprawnego obywatela wspólnoty społecznej.

Ponadto tam, gdzie było najwięcej państwowych gospodarstw, mieliśmy do czynienia z przekształceniem całej lokalnej gospodarki. Zatem tam, gdzie pegeery zdominowały rynek pracy, w wyniku transformacji pojawiła się czarna dziura. Bez poważnych inwestycji tamtejszy rynek nie dałby rady, a niektóre samorządy do dzisiaj borykają się z problemami. Jeśli również w niektórych powiatach w pegeerach pracowała znaczna większość osób w wieku produkcyjnym, to po zmianach ustrojowych bezrobocie sięgało tam 40 procent.

Państwo ma do odegrania w takich miejscach dużą rolę. „Kroplówki", które w ostatnich latach były pokazywane gminom popegeerowskim, nie rozwiązują sprawy, trochę tylko poprawiają sytuację. We wsiach i osadach popegeerowskich mieszkają jednak ludzie, którzy od wielu lat czekają na gest ze strony państwa – zadośćuczynienie czy chociażby dodatki do emerytur. Pracowali ciężko latami na rzecz państwa, poświęcili swoje zdrowie tej pracy – cierpią na zwyrodnienie stawów, przepuklinę albo pylicę płuc.

Wielokrotnie słyszałem głosy, że górnicy i hutnicy dostali odprawy, a pracownicy pegeerów otrzymali tylko mieszkania, które mogli wykupić za niedużą kwotę – która notabene dla niektórych nie była wcale taka nieduża. Te rany zostały jedynie zaklejone plastrami z zasiłków dla bezrobotnych czy prac interwencyjnych. Rozwiązanie systemowe zaproponowane przez państwo byłoby zatem zamknięciem tej gorzkiej historii, końcem, który można by było potraktować w kategoriach gry fair.



Rozmawiała Anna Kruszyńska





Książka Bartosza Panka „Zboże rosło jak las. Pamięć o pegeerach” ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne.



Bartosz Panek – dziennikarz radiowy, reporter, producent i animator środowiska twórców audio. Absolwent Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego; studiował również na uniwersytecie w Trieście. Autor setek audycji oraz kilkudziesięciu reportaży i dokumentów radiowych, z których wiele było prezentowanych także we Włoszech, Francji, Holandii, Chorwacji, Wielkiej Brytanii i na Litwie. W 2014 r. za reportaż „Chcę więcej” otrzymał prestiżową międzynarodową nagrodę radiową Prix Italia. Autor książki "U nas każdy jest prorokiem. O Tatarach w Polsce". (PAP)




dzieje.pl/artykuly-historyczne/bartosz-panek-wciaz-zywa-jest-zaloba-po-pegeerach






piątek, 17 maja 2024

Logo Poznania - małe kroki




rok 2016

pisałem wtedy tak:


"Jaka jest różnica między TW Bolkiem, a Bolesławem Chrobrym? Prawie żadna. I jeden i drugi był umocowany za granicą. Znamienne – Bolek i Bolek.... Taki szwabski żarcik, cytat z przeszłości...

Czyż nie dlatego Platforma nosi skrót PO?

PO-Polakach jak: PO-Po-Lachach– kolejny etap w niszczeniu Słowian lechickich.

Czyż nie dlatego ostatnim premierem PO była Kopacz – kopacz czyli grabarz? 

Bo miała pogrzebać Po-Polskę."




rok 2024



Herb Poznania.








Dotychczasowe logo Poznania „z gwiazdką”
opracowane w 2009 roku





Nowe logo Poznania.





Wszystkie komentarze są na "nie".

I słusznie...


Polecam się z nimi zapoznać, a tymczasem... krótkie przypomnienie - akurat niedawno w kwietniu pisałem nt. idealnego loga....


Wg zasad marketingowych idealne logo powinno być w miarę proste i powinno wzbudzać zaufanie, dlatego kształt trójkąta jest tu ideałem.


Ma szeroką podstawę, mocno osadzoną na ziemi, kojarzącą się ze stabilizacją, szerokim podparciem, ramiona trójkąta kierują się ku górze, co znamionuje wzrost, także symetria układu ma znaczenie, bo pokazuje pewien porządek.

Symetria to porządek.



"idealne logo" istnieje, a jest to logo firmy Orange.

Zamiast trójkąta jest tam co prawda kwadrat, ale to przecież też "stabilna" bryła.


I posiada symetrię.

Co więcej - ten kwadrat jest pomarańczowy, jest to kolor zwracający uwagę, ale nie jest za bardzo krzykliwy. Wyróżnia się i przyciąga uwagę, a o to chodzi.

Co jeszcze więcej - nazwa firmy to Orange, co logo idealnie odzwierciedla, bo przecież Orange to pomarańczowy (albo pomarańcza). 

Zapewne nazwa firmy też jest efektem pracy marketingowców.

W tej nazwie chodzi wyłącznie o efekt marketingowy - żeby konsument firmy miał wszystko po kolei poukładane w głowie...

Firma ma się kojarzyć ze stabilnością, porządkiem, ma wzbudzać zaufanie.




Co widzimy w "logo" Poznania?



Na oficjalnej stronie miasta zapisano jednoznacznie:


"Piotr, Paweł, początek państwa polskiego, porządek, przedsiębiorczość i pracowitość, przyjazność, przyroda, pride - co łączy wszystkie te słowa? Odpowiedź jest prosta: to Poznań - nasz wspólny dom. Ta idea stała się punktem wyjścia dla nowej strategii marki stolicy Wielkopolski."


napisy "impact"


"Logo marki Poznań to dom, który jest zarazem literą "P". Gwiazdka nad domem symbolizuje poznańskie wartości: kompaktowość, przyjazność i sprawczość, a także dumę, wolność i człowieka. Równocześnie dyskretnie nawiązuje do poprzedniego logotypu, który zdążył już się zadomowić w pamięci mieszkańców i turystów. To symbol kontynuacji, oraz współgrania przeszłości i przyszłości, tradycji i nowoczesności. Sam znak domu po odwróceniu tworzy literę "P" - inicjał imion świętych Piotra i Pawła. Zarówno dom, jak i gwiazdka umieszczone są w tarczy, której kształt występuje w herbie Miasta. To czytelny znak, podkreślający jak ważna jest dla poznanianek i poznaniaków tysiącletnia tradycja Poznania.."





A więc jednak....

i dalej ze strony miasta:



"- Prace zaczęliśmy od analizy symboliki herbu Poznania oraz jego nowoczesnej restylizacji - podkreśla Maciej Kawecki, projektant ze studia Brandburg, który przygotował logo. - Zadaniem było jednak zbudowanie nowoczesnych narzędzi komunikacji odpowiednich dla europejskiej metropolii jaką jest Poznań. Język wizualny musiał być więc dynamiczny, nowoczesny, zgodny ze współczesnymi trendami projektowania. I tu pojawił się drugi obszar poszukiwań, a więc co myślą mieszkańcy Poznania dziś, co jest dla nich ważne.

Długofalowy proces rozpoczął się już w styczniu 2023 roku. Po przeanalizowaniu dotychczasowej strategii rozwoju Miasta, której podstawą były m.in. obszerne konsultacje z mieszkańcami Poznania, a także po analizie marki, opracowań badań społecznych oraz badań dotyczących jakości życia, postawiono na kolejne warsztaty - tym razem z przedstawicielami lokalnych organizacji, zajmujących się turystyką, inwestycjami czy inicjatywami o charakterze społeczno-kulturalnym. To w ich trakcie zdefiniowano najważniejsze wartości związane z misją Poznania, które są istotne dla poznaniaków i poznanianek. Wśród nich znalazły się m.in.: otwartość, współodpowiedzialność i współtworzenie. I to właśnie na nich opiera się nowa strategia marki Miasta."




i tak oto "długofalowy proces" doprowadził nas od gwiazdki w słowie POZnan do gwiazdki wyglądającej jak kropka przy obalonej literze P - żeby każdy widział, że chodzi o P, a nie jakiś domek...


co myślą mieszkańcy Poznania o "logo" - wystarczy wejść na stronę jw. i poczytać komentarze.


"Poznań ma nowe logo. Internauci nie zostawiają suchej nitki. "Przewrócone »P« symbolizuje chyba wiecznie rozkopane miasto. Bezduszne korpologo, ot i wszystko"; "Trochę wygląda jak jakieś logo pola kempingowego".


Wygląda na to, że współczesne trendy projektowania nie uwzględniają już ani gustu ludzkiego, ani tego, co ja skromnie zapisałem nt. tego, czym jest logo i jak zaprojektowano logo firmy Orange...


ma się kojarzyć ze stabilnością, porządkiem, ma wzbudzać zaufanie.

Ma szeroką podstawę, mocno osadzoną na ziemi, kojarzącą się ze stabilizacją, szerokim podparciem, ramiona trójkąta kierują się ku górze, co znamionuje wzrost, także symetria układu ma znaczenie, bo pokazuje pewien porządek.

Symetria to porządek.


>> Logo marki Poznań ... jest zarazem literą "P" <<

Obalona litera P znamionuje - niestabilność, nieporządek, i dalej - utratę zaufania...


"Gwiazdka nad domem symbolizuje poznańskie wartości: kompaktowość, przyjazność i sprawczość, a także dumę, wolność i człowieka."



Czegoś tak głupiego już dawno nie czytałem... niby co jak SYMBOLIZUJE??

Gwiazdka???
Przecież w poprzednim logo gwiazdka robiła za kreskę od litery "ń"  !!

O co tu chodzi, człowieku??
Masz nas za becwałów??





nasadki bit torx (gwiazdkowe)






"dyskretnie nawiązuje do poprzedniego logotypu"

Dyskretnie????!!
Ale co "dyskretnie" ??


Gwiazdka to nic innego jak znak-odnośnik* do czegoś,  symbol mówiący, że pod spodem jest coś dopisane małym druczkiem... jakiś kruczek.

Jaki to kruczek?


W herbie Poznania jest MUR OBRONNY z trzema basztami i otwartą bramą, a w logo Poznania jest BUDA DLA PSA nazywana domkiem - widać nawet kawałek łańcucha na ziemi, może to symbolizuje "uwiązanie" do Warszawy?? Kto wie?

Gwiazdka to - oznaka ukrytej opcji, o której nikt nie wie, a ponadto - to kropka, żeby nikt nie miał wątpliwości, że to litera P.

Co to za ukryta opcja, hę??

Czyżby jakaś mniemniecka opcja??





"Zarówno dom, jak i gwiazdka 

umieszczone są w tarczy, której kształt występuje w herbie Miasta. To czytelny znak, podkreślający jak ważna jest dla poznanianek i poznaniaków tysiącletnia tradycja Poznania.."


Tysiącletnia tradycja...






faktycznie, kształt jakby znajomy...

ale na moje oko to się nijak nie ma do herbu miasta i tysiącletniej TRADYCJI





i w ogóle kolor jakby nie ten...

tak sobie myślę - może projektant korzystał z niewłaściwego zestawu herbów, albo może ... może to daltonista???







Tysiąc letnia tradycja...

Tu poniżej jest ilustracja jak wykoncypowano "logo"...


Popatrzmy:

Święci Piotr i Paweł w herbie Poznania podnoszą dłonie do góry jakby w geście pouczania, tymczasem na logo - jeden jakby wzbrania nam zbliżać się, otwartą dłonią mówi nam STOP i grozi mieczem, a drugi jakby robil pif-paf - do orła... 

Orzeł zresztą ma oddzieloną głowę, widzicie?
Ma odciętą głowę.


Do tego postacie posadowione są NIESTABILNIE, 

łukowaty dołem kształt (sukmana) nigdy nie będzie stabilną i mocną pewną podstawą, w dodatku autor podkreśla tę niestabilność, dorysowując ordynarnie podkładkę  - ten łuk dosłownie sztukowany jest jakąś podkładką (stopa)

wszystko to znamionuje tymczasowość, ruch czyli - niestabilność właśnie

to przepis na katastrofę - i całkowicie wbrew zasadom projektowania logo





nie tylko, że te postacie są dołem "niestabilnie" wyrysowane i po dziadowsku - nie po poznańsku - sztukowane, ale w dodatku są usytuowane na samej krawędzi !! kwadratowa podstawa z samego brzegu nie jest w żaden sposób umocowana - dosłownie wisi w powietrzu, łamiąc prawa fizyki!! jest to całkowicie nielogiczne i wbrew prawom natury!

wygląda to tak, jakby mieli zaraz spaść, a efekt pogłębiają łuki z gwiazdką nad ich głowami !!

dlaczego?

jest to przerobiony fragment herbu - gwiazda z półksiężycem

podczas gdy wszystkie elementy nowego herbu mają charakter płaszczyznowy (nawet trzpienie kluczy nie są liniami, tylko cienkimi prostokątami),
gwiazda i półksiężyc wyróżniają się, bo nie są pokazane płaszczyznowo jak np. w starym herbie -  pokazane są w sposób bardzo TECHNICZNY, a szczególnie półksiężyc, który wygląda jak wycinek okręgu rysowany cienką linią - jakby to była dokumentacja techniczna

gwiazdki kojarzą mi się z tymi we wkrętach torx (gwiazdkowe), a ten prosty łuk wokół nich idealnie symbolizuje OBRÓT, czyli ruch, właśnie jak w przypadku wkręcania wkrętów!!!





a więc rzeczywiście mamy tu OBRÓT!!

stoją na krawędzi i zaraz spadną!!!



a tu poniżej mamy wyraźnie pokazane - obalanie litery P za pomocą strzałki opartej o wycinek koła, o łuk jak wyżej w herbie



Widzicie, że P jest obalane?

Widzicie to?





 
Chciałem jeszcze na coś zwrócić uwagę...

Ta postać od zachodu, wskazana strzałką, ma linie brody zgrane z liniami barków - a ten od wschodu - nie.

Czy to coś aby nie oznacza?

A głowa??

Ten od zachodu ma krągłą czaszkę, a ten drugi - płaską.

Widzicie to??







Ten wskazany strzałką, jest mondry, przychodzi z zachodu i gestem dłoni oraz mieczem - broni nam dostępu do miasta.

A ten drugi - półgłówek ze wschodu, ma kwadratowy łeb i jest głupi, dlatego strzela sobie w stopę, czyli do Orła i jego strzałka nie wskazuje - za nim widzimy znak równości i literę P.


P jak Polak.


Widzicie to?


W dodatku za jego głową nie ma aureoli, tylko okrąg (oKRĄG)


Widzicie to?



I co ?
Jakaś teoria?
Może teoria spiskowa?





Zauważ, że PROCES podzielony jest na dwa etapy i jest to zapisane na zdjęciach wyżej.


Krok pierwszy - podmiana włodarzy miasta.
Krok drugi - obalanie P.




Widzisz to?

Widzisz to???








Jeszcze taka niedbałość... wytknięta na stronie czasnapoznan.pl


ŻE CO  ????!!!!


NIEDBAŁOŚĆ W POZNANIU  !!!?????


No nie.... to niemożliwe!!



Tak, rysunek herbu udostępniany min. na oficjalnych dokumentach - jest krzywy.







A gdzie som Niemce???

One som skrupulatne... wiecie to, nie??


I dalej czytamy:


Na ten sam problem cierpią także inne symbole Poznania, np. flaga. Wersja udostępniona przez urząd to jeszcze paskudniej wyglądający skan kartki. Dlatego jeżeli chcemy pobrać flagę w wysokiej jakości, musimy skorzystać z pomocy tego samego użytkownika Wikipedii i jego odtworzenia wyglądu flagi.

Co ciekawe: powyższy problem nie dotyczy logo Poznania ze znaną niebieską gwiazdką. Pobierzemy je w wysokiej jakości – razem z wytycznymi – prosto ze strony Urzędu Miasta Poznania: poznan.pl/mim/main/-,p,14357.html

Dlaczego flaga czy herb Poznania jest w tak niskiej jakości? Być może dlatego, że… Urząd Miasta Poznania porzucił je na rzecz logo z gwiazdką.




Na pewno.
Widzicie małe kroki??




"Herb miasta na potrzeby komunikacji i promocji Urzędu Miasta Poznania został zastąpiony przez logo „z gwiazdką”. Jednostki UMP ... posługują się albo własnymi logo (np. MPK), albo logo Poznania. Istnieje wyjątek – Prezydent Jacek Jaśkowiak we własnej korespondencji używa Herbu Poznania. Dlaczego tylko on? Cóż, tego nie wiemy, wszak Statut Miasta Poznania nie określa tego, kto i w jakich sytuacjach powinien używać herbu."






tak mi się coś kojarzy....


>>Po co na stronie miasta Gdańska, zaraz po oświadczeniu (które nie jest uchwałą, a więc nie jest czymś zobowiązującym urząd miasta) "komunikat wyjaśniający"?

Różnica w treści prawie żadna...


Ale co innego jest treść Oświadczenia Rady Miasta podpisana przez Przewodniczącego RM, a co innego - komunikat wyjaśniający nie podpisany przez nikogo.<<



I dalej:


"Urząd Miasta Poznania powinien przywrócić godność własnym symbolom. Herbowi, flasze, pieczęci i innym godłom miejskim należy się jasne zdefiniowanie i dobre odwzorowanie – bez krzywych tarcz i skanów kartki. Każdy poznaniak i poznanianka powinni mieć ponadto łatwy dostęp do symboli miasta w Internecie (a – co jest marzeniem – także bezpośrednio w urzędach, gdzie np. powinna być możliwość zakupu flagi).

Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę hasło „symbol Poznania”, aby zobaczyć, jak wysokie miejsce ma herb miasta. Urząd Miasta Poznania powinien w końcu przyjąć to do wiadomości. Flaga miejska powinna dumnie powiewać na wszystkich wydziałach i jednostkach UMP. Ponadto należy powrócić do tradycji znakowania infrastruktury przy pomocy herbu. Nie można odrzucać tradycyjnych symboli Poznania w imię źle przyjętej nowoczesności."




impakt - «zderzenie meteoroidu, planetoidy lub komety z innym ciałem kosmicznym»








To co?

Widzicie małe kroki??





P.S.

21 maja 2024 r.



Jest petycja w sprawie przywrócenia starego logo Poznania



W ubiegłym tygodniu zaprezentowano nową strategię marki Poznań wraz z nowym logo naszego miasta. Białe logo na zielonym tle od momentu ujawnienia wzbudza ogromne emocje wśród mieszkańców. Gdy zapytaliśmy naszych Czytelników w sondzie, czy podoba im się nowa strategia, większość (ponad 60%) odpowiedziała, że nie.

Teraz w tej sprawie powstała petycja, której autor chce przywrócenia starego logo naszego miasta. - Nowo przyjęte logo nie wzbudziło akceptacji naszych współobywateli. Zarzuca się mu płytką formę oraz brak reprezentowania czegokolwiek związanego z Miastem Poznań. Przewrócona litera P kłuje w oczy swoją koślawością i równie dobrze może ona reprezentować miasto Poznań, jak i Miasto Przemyśl albo Gminę Poronin - wyjaśnia autor, Oskar Szczepaniak, w petycji.

Jak dodaje, mieszkańcom nie podoba się odejście od koloru niebieskiego i postawienie na zielony. - Dodatkowo logo to stało się szybko źródłem memów oraz internetowych kpin, przez co poważnie ucierpiał wizerunek miasta Poznania.

- Rozumiemy fakt, iż strategia wizerunkowa miasta Poznania wymaga odświeżenia po 15 latach. Jednakże proces aktualizacji strategii powinien odbywać się w sposób transparentny i być na bieżąco komunikowany mieszkańcom. Przedstawienie nowego logotypu znienacka raczej nie wpisuje się w koncepcję wspólnego domu i przyjazności, o jakiej mowa w uzasadnieniu zmiany loga na nowe. Mając na uwadze powyższe argumenty oraz fakt, że nowa strategia marki Miasta Poznania nie została jeszcze zatwierdzona przez Radę Miasta, domagamy się natychmiastowego powrotu starego logotypu do czasu opracowania i uchwalenia Strategii Marki oraz Strategii Rozwoju przez Radę Miasta Poznania - dodaje.

- Stary logotyp w postaci niebieskiej gwiazdki jest rozpoznawalny w mieście oraz w kraju. Jego barwa nawiązuje do herbu miasta oraz już dawno zyskał akceptację mieszkańców. Aktualizacja starego logotypu nie pociągnie za sobą znaczących kosztów wymiany tablic, identyfikatorów oraz symboli graficznych pozostałych miejskich jednostek, co przy wysokim zadłużeniu Miasta Poznania stanowiłoby nieracjonalny wydatek. Dodatkowo koncepcja haseł kluczowych opracowana na potrzeby nowego, kontrowersyjnego logotypu idealnie wpisuje się również w stare logo.


Petycję można podpisać TUTAJ.


www.petycjeonline.com/przywromy_stare_logo_miasta_poznania













Autor: KaT

Dodano: 21 maja 2024 r. godz. 09:20




P.S. 2

24 maja 2024



Nowe logo wciąż budzi duże emocje. "Zamyka nas jakby w takiej małej miejscowości"



Narzekają nie tylko mieszkańcy.

W ubiegłym tygodniu zaprezentowano nową strategię marki Poznań wraz z nowym logo naszego miasta. Białe logo na zielonym tle od momentu ujawnienia wzbudza ogromne emocje wśród mieszkańców. Okazuje się, że nie podoba się też części radnych. Widać to było zwłaszcza w trakcie posiedzenia Komisji Promocji Miasta, Turystyki i Rekreacji Rady Miasta.

"Wolałbym aby to logo było w większym stopniu przedyskutowane. Nawiązuje tu między innymi do tego, że zostało to pominięte całkowicie przez Radę Miasta" - komentuje przed kamerą WTK Tomasz Stachowiak, przewodniczący Komisji Promocji Miasta, Turystyki i Rekreacji. "Uważam, że to logo nas zamyka jakby w takiej małej miejscowości. Nie pokazuje potencjału jednego z najlepszych miast w Polsce" - dodaje.

W dyskusji brały też udział osoby spoza Rady Miasta. "Nie ma zarządzenia prezydenta o wprowadzeniu nowej strategii, ani nie było, o czym wspominali radni, przeprowadzonej procedury tych dokumentów przez Radę Miasta"- komentuje w rozmowie z reporterem Pulsu Dnia Telewizji WTK Anna Sokolnicka-Elzanowska ze Stowarzyszenia Plac Wolności. "Najpierw powinna powstać nowa strategia rozwoju miasta, której częścią powinna być strategia marki - taka jest kolejność. Tu ją odwrócono, zamknięto te prace w gabinecie prezydenta" - dodała.

W dyskusji brał udział też Artur Brzeski, który wcześniej takie strategie przygotowywał również dla miasta. "Ona jest nieujawniona, my nie wiemy, jaka jest strategia. Dostaliśmy pewne opracowanie zarówno brandingu jak i pewnych haseł z tej strategii ale jej nie znamy. Strategia i dokument, który został wypracowany w ramach umowy z urzędem miasta nie została nigdzie upubliczniona" - komentuje.

"Pełny zapis strategii powinien zawierać analizy, wyniki badań, na których się opieramy, stawiać jakieś cele - dla marki, dla komunikacji, pewien ramowy harmonogram, jak to wdrażać, jak rozwijać" - dodał strateg.

Zdaniem Brzeskiego wątpliwości wzbudzają także koszty. "Mówi się o 150 tysiącach złotych. W 2023 roku faktycznie było to 158 tysięcy złotych, ale w 2024 doszły dodatkowe umowy, które są jakby integralną częścią tego, co miasto pokazuje w swoim opracowaniu i to było kolejne 100 tysięcy - mówi. Dodaje, że do tego trzeba doliczyć koszty filmów, czy animacji, które nie są ujęte w kosztorysie.

Miasto zakłada, że jeszcze przez rok obok nowego logo obowiązywać będzie jeszcze jego stara wersja. Tymczasem mieszkańcy już mogą podpisywać petycję w sprawie przywrócenia starego logotypu.

Pisaliśmy o tym tutaj.




P.S.

25 maja 2024 r.



No, to teraz litera  "P."  zyskała, że tak powiem, nowy wymiar...



Stowarzyszenie "Grupa Stonewall" poinformowało, że nawiązało współpracę z TVP Poznań. Działacze środowiska LGBT poprowadzą własny program na antenie stacji. 

Przed drugą turą wyborów samorządowych stowarzyszenie otwarcie prowadziło politykę i zachęcało do głosowania na "osoby, które działają na rzecz realizacji postulatów osób LGBT+". Po ponownym zwycięstwie Jacka Jaśkowiaka, tęczowa flaga została oficjalną częścią nowej strategii Poznania.










P.S.

29 maja 2024 r.

z fb

trochę wygląda jak zniesmaczony emotikon...


















Wywiad z projektantem potwierdza, że to"logo" jest nie do obrony.
Pod postem większość komentarzy na NIE.

A czemu ten pan Czarnobrody tak sobie Prawe Oko zaflamastrował, hę??

To je pisak?
To do skroni przytknięte??

Hę?





















niezalezna.pl/media/aktywisci-lgbt-dostali-wlasny-program-w-tvp/518617


epoznan.pl/news-news-151022-jest_petycja_w_sprawie_przywrocenia_starego_logo_poznania


epoznan.pl/news-news-151136-nowe_logo_nie_przypadlo_do_gustu_rowniez_miejskim_radnym_zamyka_nas_jakby_w_takiej_malej_miejscowosci







Prawym Okiem: Jeszcze o podręcznikach (maciejsynak.blogspot.com)

*Jesteś u siebie - nowa strategia marki Poznań - Aktualności | Info | Poznan.pl (www.poznan.pl)

Prawym Okiem: Wojna. (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: Czy Wolne Miasto Gdańsk istnieje? (maciejsynak.blogspot.com)


Symbole Poznania wstydliwie schowane i błędnie określone - Czas na Poznań! (czasnapoznan.pl)

impakt - definicja, synonimy, przykłady użycia (pwn.pl)




Prawym Okiem: Zagadka (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: Rozwiązanie zagadki (maciejsynak.blogspot.com)


Poznań ma nowe logo. "Musi wyglądać tak infantylnie?" - Wiadomości Radio ZET


zdjęcia - internet



Zachodniopomorskie




Oficjalna strona fb Zachodniopomorskiego Urzędu Marszałkowskiego.
















2 gramy


mocny tekst







przedruk




2 gramy warte więcej niż jakiekolwiek dopłaty


Martin Ziaja

02-05-2024




"Tak naprawdę niewiele, bo zaledwie 2 gramy sera dziennie więcej. Tyle wystarczyłoby skonsumować dziennie więcej przez każdego Polaka, by dodatkowo wyprodukowane mleko w stosunku do ubiegłego roku mogło znaleźć swojego odbiorcę" - prezentujemy Państwu felieton Martina Ziaji Przewodniczącego Rady Ekonomicznej ds. Produkcji i Rynku Mleka w PFHBiPM.

Branża mleczarska w Polsce pomimo licznych kryzysów na przestrzeni 20 lat członkostwa w UE ciągle się rozwija i tak od początku członkostwa. Praktycznie każdego roku mamy średnio dwu procentowy wzrost produkcji mleka.

Na chwilę obecną musimy się niestety spodziewać kolejnych spadków cen mleka skupowego, silny złoty nie ułatwia eksportu nabiału, którego posiadamy w olbrzymiej, bo 26-cio proc. nadwyżce, a rodzimy konsument, tak jakby tracił apetyt na większe ilości nabiału, a przecież tak niewiele potrzeba.
Zaledwie 2 gramy więcej

Tak naprawdę niewiele, bo zaledwie 2 gramy sera dziennie więcej. Tyle wystarczyłoby skonsumować dziennie więcej przez każdego Polaka, by dodatkowo wyprodukowane mleko w stosunku do ubiegłego roku mogło znaleźć swojego odbiorcę.

I zamiast spadku ceny o 10gr, nasze mleko być może zyskało by plus 10 gr.
Niepotrzebne nam dopłaty do litra mleka, programy typu krowa plus, ceny minimalne itp.

Wystarczyłoby aby każdy Polak dziennie skonsumował zaledwie 2 gramy sera więcej, a z rynku zniknie dodatkowo wyprodukowane w stosunku do roku poprzedniego 270 mln. litrów mleka.


Tylko 2 gramy - ma taką moc.







przypomina się:

metoda małych kroków
metoda nawyków








farmer.pl/produkcja-zwierzeca/bydlo-i-mleko/2-gramy-warte-wiecej-niz-jakiekolwiek-doplaty,145635.html



czwartek, 16 maja 2024

Złoto Rumunii

 


No wiecie co!!!


"Od czasu zamachu stanu w grudniu 1989 roku Rumunia straciła znacznie więcej niż straciła w dwóch wojnach światowych, katastrofalnych powodziach w 1970 i 1975 roku oraz trzęsieniu ziemi w 1977 roku razem wziętych. 


W tym czasie nie zbudowano i nie osiągnięto tak wiele rozwoju jak w latach dyktatury, tych, które zostaną splądrowane po 1989 roku. A potem pytam retorycznie: co jeszcze reprezentuje wartość rumuńskiego skarbu w Moskwie? Prawie nic."



przedruk

nieco słabe tłumaczenie automatyczne




Prof. dr Corvin Lupu:
Co dziś symbolizuje skarb Rumunii w Moskwie?



W marcu 2024 r. sześć odrębnych grup w Parlamencie Europejskim złożyło rezolucje w sprawie konieczności zwrotu przez Federację Rosyjską rumuńskiego skarbu zdeponowanego w Moskwie w grudniu 1916 r. i czerwcu 1917 r. 

W efekcie 14 marca 2024 r. wydano ostateczną rezolucję potwierdzającą prawo Rumunii do tego ważnego skarbu wartości oraz konieczność wprowadzenia tej kwestii do agendy rumuńsko-rosyjskich rozmów dwustronnych, gdy tylko kontekst międzynarodowy będzie sprzyjał takim dialogom dyplomatycznym. Rezolucja nie odnosi się do części skarbu zwróconego Rumunii przez Związek Radziecki w 1936 i 1956 roku.

Z drugiej strony, rezolucja Parlamentu Europejskiego jest również doceniana jako włączenie Rumunii do stołu powierniczego, na wypadek, gdyby sumy pieniędzy Federacji Rosyjskiej zablokowane w różnych bankach świata zachodniego zostały wykorzystane do wypłaty odszkodowań różnym stronom, które zgłaszają roszczenia w wyniku naruszenia ich interesów przez Federację Rosyjską. Trudno przewidzieć, że państwa zachodnie podejmą taką decyzję, co w dłuższej perspektywie oznaczałoby całkowite zerwanie z Rosją, co wiąże się również z poważnymi zagrożeniami dla bezpieczeństwa i blokadami dyplomatycznymi, które z czasem dotkną je w znacznie większym stopniu niż wartość kwot, które mogłyby przywłaszczyć sobie od Rosji. A za co mają brać pieniądze Rosjan? Dać ją nam, Ukraińcom, Polakom, innym sługom Zachodu?

W 2022 r., po wybuchu konfliktu między Rosją a Zachodem, Rumunia zwróciła się do Federacji Rosyjskiej o wypłacenie jej czterech mld euro, na rachunek równowartości Skarbu Państwa. W marcu 2024 r. w Rumunii wartość Skarbu Państwa wyceniono na trzy mld euro. Czy liderzy w Bukareszcie nie wzięli udziału w cenie?

W styczniu 1918 r., po zerwaniu przez Rosję Sowiecką stosunków dyplomatycznych z Rumunią i kiedy Włodzimierz Lenin ogłosił, że przejmuje skarb Rumunii, aby w przyszłości zwrócić go tylko w rękach narodu rumuńskiego, jego wartość była wówczas dla Rumunii ogromna.

Rumunia była krajem zacofanym, w którym ponad 85% ludności pracowało w rolnictwie przy użyciu narzędzi i metod sięgających średniowiecza, czyli 400-500 lat. Kraj walczył o wyjście ze średniowiecza i powstanie na nowo. Wtedy rzeczywiście rumuńska klasa polityczna miałaby powody do wyrzutów sumienia, że odrzuciła ofertę złożoną w listopadzie 1917 r. przez Lenina, że w zamian za uznanie przez Rumunię nowego reżimu sowieckiego w Rosji i zawarcie traktatu o nieagresji uzyska uznanie członkostwa Besarabii w Rumunii i Skarbu Państwa. 

Rumuńska klasa polityczna i historycy unikają pisania o tych sprawach. Po poważnym pogorszeniu stosunków Rumunii z ZSRR Sowieci nie chcieli wspominać o ofercie Lenina, zmieniając strategię i twierdząc, że Besarabia należy się im słusznie. W takim razie tak, skarb Rumunii reprezentował wiele.

Zastanówmy się jednak, jaka jest wartość rumuńskiego skarbu zdeponowanego w Moskwie podczas I wojny światowej? Przede wszystkim jego wartość sentymentalna jest bardzo wysoka, której nie można zaprzeczyć, co wpływa na wrażliwość narodową Rumunów, którzy jeszcze się nie wynarodowili.

Ale pod względem finansowym, czym innym jest Skarb Państwa Moskwy?

W marcu 2024 r. dług Rumunii wobec żydowskiego międzynarodowego systemu bankowego wynosił ponad 170 mld euro, plus gwarancje państwa rumuńskiego na duże sumy pieniędzy pożyczone przez niektóre duże firmy zagraniczne na terytorium Rumunii, za które to pożyczki odpowiada państwo rumuńskie, które je poręczyło. W styczniu 2024 roku Rumunia zapłaciła odsetki o wartości 10 mld euro! Narodowy Instytut Statystyczny poinformował, że w styczniu 2024 r. zadłużenie zagraniczne Rumunii wzrosło o kolejne 4,1 mld euro.

Pod koniec ubiegłego roku Rumunię odwiedzili i kontrolowali jej szefowie finansowi, czyli MFW. Delegacja Międzynarodowego Funduszu Walutowego zaleciła rządowi rumuńskiemu ostrożniejsze opodatkowanie podstaw systemu, czyli małych i średnich przedsiębiorstw, oraz złagodzenie opodatkowania dużych przedsiębiorstw, oczywiście w większości (prawie wszystkie), zagranicznych. 

Argumentem delegatów MFW było to, że duże zagraniczne firmy zatrudniają wielu pracowników i jeśli zostaną opodatkowane, istnieje niebezpieczeństwo likwidacji wielu miejsc pracy. Żydzi z MFW nie mogli już dłużej litować się nad Rumunami i obawiali się, że Rumuni zostaną bez pracy. Niech więc ANAF uderzy w małe rumuńskie firmy, wyciśnie je z rynku, a wielkich właścicieli zagranicznych firm zostawi w spokoju! To tylko firmy naszych mistrzów! Mam na myśli ich! Firmy te, wraz z zagranicznymi bankami i towarzystwami ubezpieczeniowymi (98% wszystkich firm ubezpieczeniowych to firmy zagraniczne) nielegalnie eksportują szacowany zysk na poziomie ok. 150 mld EUR rocznie. 

Cóż, jak mogą nie dać nam 10-15 miliardów euro z funduszy europejskich, pieniędzy, które sprawiają, że nieuważni Rumuni myślą, że Unia Europejska nas przetrzymuje! Że bez Unii Europejskiej Rumunia zginie na miejscu. Ale Unia Europejska przyszła do Rumunii po to, żeby brać, a nie dawać!

W ten sposób opodatkowania ANAF pobiera mniej niż 30% całkowitych wpływów należnych państwu rumuńskiemu. No właśnie, gdzie w kraju powinny być pieniądze? To dlatego państwo rumuńskie pożycza w jednym, ku radości żydowskich bankierów, którzy starannie pobierają odsetki, że stali się lichwiarzami! Nie zapominamy, że Rumunia zaciągała pożyczki na najwyższe stopy procentowe stosowane w zachodnim systemie bankowym.

Na początku 2000 roku rumuński bank centralny, kierowany przez 34 lata przez oficera bezpieczeństwa Mugura Isarescu, niewłaściwie nazwał Narodowym Bankiem Rumunii, ponieważ nie należy on do Rumunii, ale do żydowskich bankierów z MFW, Banku Światowego, systemu Rezerwy Federalnej, ogłosił, że nie kupuje już złota. 

Rumunia nie potrzebuje już złota! 

Wszystkie kopalnie złota wysyłały rudę do fabryki w Copsa Mică, gdzie złoto doprowadzano do czystości ok. 65%, a stamtąd został wysłany do fabryki w Baia Mare, która podniosła go do bardzo wysokiej czystości, a stamtąd trafił do Banku Narodowego, pomnażając bogactwo kraju.

Ale nasi żydowscy panowie nie chcą już bogatej Rumunii, ale taką, która została przez nich splądrowana, a Mugur Isarescu, prawdziwy Iser (!), gra na rękę szabrownikom.


W rezultacie, jedna po drugiej, wszystkie kopalnie i obie razem wzięte zostały zamknięte.

Beneficjent zniknął, fundusze zniknęły i po 2000 lat świetności nadeszła katastrofa w wydobyciu złota. Ile złota zebrano by w ciągu ostatnich 23 lat, gdyby nadal je wydobywano. Ale zdrajcy stojący na czele Rumunii chcieli oddać wydobycie złota zagranicznym i chciwym Żydom, za symboliczne tantiemy i te wypłacane państwu rumuńskiemu, zgodnie z własnymi deklaracjami zagranicznych firm żydowskich co do ilości wydobytej rudy.

Następnie, tylnymi drzwiami, Isarescu wysłał za granicę, głównie do Londynu, ok. 65 ton rumuńskiego złota (są też wypowiedzi, które mówią, że jest to około 80 ton!), odziedziczonego po byłym państwowym reżimie socjalistycznym, tym, który zarządzał pracą Rumunów. 

W 2019 r. ówczesny szef partii rządzącej, Liviu Dragnea, uciekinier z nikczemnego systemu i przechodzący do obozu suwerenistów, zażądał zwrotu rumuńskiego złota, ale BNR się temu sprzeciwiła! Dragnea zażądał również, aby opłaty licencyjne płacone przez obcokrajowców za eksploatację złota i wszystkich innych zasobów naturalnych zostały uchwalone na poziomie 50%. Nic więcej nie zrobiono, gdyż Liviu Dragnea został uwięziony i przetrzymywany w więzieniu przez trzy lata. Na Zachodzie nikt nie mówi o tym rumuńskim skarbie. Czy ktokolwiek jeszcze myśli, że kiedykolwiek wróci do Rumunii?

Więc nie potrzebujemy już złota! Dlaczego więc wciąż prosimy Moskwę o złoto?

W 2004 r. rumuński premier Calin Popescu Tariceanu i minister spraw zagranicznych Mihai Razvan Ungureanu przekazali Węgrom całe dziedzictwo Fundacji "Emanoil Gojdu", na które składają się sumy pieniędzy, złoża złota, imponujące budynki, obrazy o wysokiej wartości zdeponowane w bankach itp. 

W 2008 r., kiedy powołano komisję śledczą do zbadania legalności tej alienacji, śledztwo, które nigdy nie zostało zakończone, ustalono, że wartość majątku Fundacji "Emanoil Gojdu" wynosi 3 mld euro. Nikt już nie rości sobie pretensji do tego wielkiego dziedzictwa, ci, którzy je sobie wyalienowali, są wolni i zamożni, ale mamy do czynienia tylko z niezwróconą częścią moskiewskiego skarbca.

W tych okolicznościach wracam do tematu tych słów i ponownie zadaję pytanie: co dziś oznacza skarb Rumunii w Moskwie?

23 grudnia 1991 roku były Związek Radziecki rozpadł się, a telewizja na całym świecie nadawała na żywo moment, w którym Michaił Gorbaczow podpisał akt rozwiązania ZSRR. Powstało 15 nowych państw, z których wyzwolona spod sowieckiej dominacji Federacja Rosyjska była i jest najważniejsza, największa i najpotężniejsza. 

W styczniu 1992 roku, zgodnie ze zwyczajem, prezydent Rumunii Ion Ilici Iliescu udał się na Kreml, aby powitać nowego cara Borysa Jelcyna, a Federacja Rosyjska stała się spadkobiercą prawa międzynarodowego byłego ZSRR. Ion Iliescu wciąż liczył na dobre relacje z Rosją. Spotkanie rozpoczęło się jednak chłodno, a w trakcie rozmów stało się jeszcze bardziej napięte. Borys Jelcyn miał pretensje do Iona Iliescu, który podczas puczu moskiewskiego w sierpniu 1991 r. stanął po stronie bolszewickich konserwatystów stalinowsko-breżniowskich, przeciwników Borysa Jelcyna. Borys Jelcyn powiedział Ionowi Iliescu, że dla niego drzwi Kremla będą w przyszłości zamknięte. Ion Iliescu próbował przeciwdziałać i dyskutować o problemach rumuńskich terytoriów okupowanych przez były ZSRR oraz o problemie rumuńskiego skarbu w Moskwie. Borys Jelcyn się zdenerwował. Dziś wiemy, że Borys Jelcyn był alkoholikiem, który zaczynał dzień pracy od alkoholu. Mógł też być pijany. Ion Iliescu nie powiedział o tym swoim bliskim współpracownikom po powrocie. Ale in vino veritas, aber in Votka ist auch etwas: po powrocie do Bukaresztu Ion Iliescu relacjonował, że Borys Jelcyn zapytał go, jaki skarb chce, bo nie chciał mu żadnego skarbu. Jelcyn powiedział mu, że skarb jest zapłatą Rumunii za ochronę, jaką Rosja zapewniła Rumunii przez dziesięciolecia swobodnego rozwoju, chroniona przed chciwością Zachodu, bez niczyjej deklaracji. 

Jelcyn powiedział: "Zachód przyjdzie i zabierze wam wszystko!"

[w Polsce ostrzegał Rakowski - MS]

Jakże dobrze wiedział o tym Borys Jelcyn! Cóż za wielka prawda, którą powiedział Iliescu! A Ion Ilici Iliescu, ostrzeżony przez Borysa Jelcyna, nie podjął żadnych działań ochronnych, a służby bezpieczeństwa, które powinny być bezpieczeństwem narodowym Rumunii, czyli służby specjalne, w tym wojskowe, nie zrobiły nic, aby chronić Rumunię przed grabieżą Zachodu! Wręcz przeciwnie, oni również należeli do szabrowników, razem z cudzoziemcami!


Od czasu zamachu stanu w grudniu 1989 roku Rumunia straciła znacznie więcej niż straciła w dwóch wojnach światowych, katastrofalnych powodziach w 1970 i 1975 roku oraz trzęsieniu ziemi w 1977 roku razem wziętych. W tym czasie nie zbudowano i nie osiągnięto tak wiele, jak w latach dyktatury rozwoju, tych, które zostaną splądrowane po 1989 roku. A potem pytam retorycznie: co jeszcze reprezentuje wartość rumuńskiego skarbu w Moskwie? Prawie nic.


Rumuński skarb w Moskwie może natomiast stanowić czynnik pogarszający i tak już napięte stosunki rumuńsko-rosyjskie. Mam na myśli fakt, że przed przystąpieniem Rumunii do NATO Federacja Rosyjska złożyła Rumunii szereg ofert. Rosja poprosiła Rumunię, by nie wstępowała do NATO, bo Moskwie nie podoba się bliskość wrogich armii do czoła Rosji. 

Rosja zaoferowała Rumunii gwarancje bezpieczeństwa i bardzo nowoczesne uzbrojenie (systemy SS 400 i inne), które postawiłyby sąsiadów Rumunii, naszych historycznych przeciwników, w całkowitej niższości militarnej. Oprócz gwarancji bezpieczeństwa Rosja obiecała pełny zwrot rumuńskiego skarbu z Moskwy! 

Następnie, pomimo wstąpienia Rumunii do NATO, ambasador Rumunii w Moskwie, generał kosmonauta Dumitru Prunariu, przebywający na misji w latach 2004-2005, został wezwany do rosyjskiego MSZ i polecono mu wysłać do Bukaresztu komisję do współpracy w identyfikacji niezwróconych jeszcze skarbów. Kiedy ambasador Dumitru Prunariu przekazał to prezydentowi Traianowi Băsescu, odwołał go ze stanowiska! Nie wysłano żadnej prowizji po Skarb Państwa. Powód był tylko jeden: aby nie wzrosła popularność Federacji Rosyjskiej i prezydenta Władimira Putina wśród Rumunów. Ambasador wie więcej o ofertach Federacji Rosyjskiej, ale rozporządzenie nie pozwala mu mówić, a z drugiej strony jego syn jest dyrektorem Instytutu Lotnictwa.

Kolejny ważny moment nastąpił w 2008 roku, kiedy to z okazji szczytu NATO na szczeblu głów państw w Bukareszcie przyjechał prezydent Władimir Putin, wówczas jeszcze funkcjonujące porozumienie NATO-Rosja. Przy zorganizowanym z tej okazji stole protokolarnym prezydent Władimir Putin zaproponował Traianowi Băsescu, że Rosja sprzeda Rumunii po najlepszej cenie cały gaz, który eksportuje na Ukrainę, a Rumunia odsprzeda go Ukrainie z marżą handlową, której chce. 

Ukraina była dużym krajem, jeszcze nie wyludnionym, z 40 milionami mieszkańców w tym czasie i dużą i energochłonną gospodarką, zbudowaną w czasach Związku Radzieckiego, kiedy nie było oszczędności energii, zwłaszcza gazu, kraj miał ogromne zasoby. Rosja, która stała się prawosławnym krajem nacjonalistycznym, wyciągnęła rękę do Rumunii, próbując ustanowić inny sposób promowania stosunków z Rumunią niż sowiecki okres proletariackiego internacjonalizmu. Tylko dzięki tej transakcji Rumunia mogła odzyskać wartość wielu skarbów. Pod naciskiem Amerykanów Rumunia odrzuciła ofertę.

Tak więc, po tym, jak zaoferowano nam Skarb Państwa i inne możliwości o wartości historycznej, a my odrzuciliśmy je wszystkie, przywódcy judeo-euroatlantyckiej Rumunii przybyli teraz i z wielką pompą proszą o Skarb Państwa za pośrednictwem Parlamentu Europejskiego. Czym to jest w oczach wielkich Kremla? Czy nie jest to jakaś bezczelność kraju, który stał się bardzo mały, zubożały, okupowany militarnie przez cudzoziemców i zawdzięczany supermocarstwu światowemu? Czy bezczelność nie opłaca się w historii? A kiedy tej bezczelności towarzyszą liczne prowokacyjne działania nieodpowiedzialnych przywódców w Bukareszcie przeciwko Federacji Rosyjskiej, to czy nie są to czynniki ryzyka dla bezpieczeństwa narodowego Rumunii?

Jako historyk wiem jedno: Rosja jest światowym mocarstwem, które w ciągu ostatnich dwóch stuleci wywarło największy wpływ na losy Rumunii. Wiem też, że Kreml operuje licznikami, które z wielką precyzją rejestrują wszystkie relacje Rosji z sąsiadami. Z sąsiadami trzeba mieć lepiej niż z braćmi, mówi stare i mądre rumuńskie przysłowie. 

Władcy Rumunii po 1989 r., będący owocem zdrady, która doprowadziła do zamachu stanu i utraty suwerenności narodowej, nie respektowali wspomnianej siły aksjomatu. Wiem też, że Rosja zawsze płaciła rachunki, które rejestrowały te liczniki. Rosja nie zostaje oczywiście pozostawiona z niesankcjonowanymi przestępstwami, we właściwym czasie. Wiem też dokładnie, że w ramach przyszłych umów międzynarodowych, które będą dotyczyły również Rumunii, Rosja zasiądzie przy stole decydentów, a Rumunia będzie na zewnątrz, na korytarzu, stojąc, drżąc w oczekiwaniu na decyzje.

Mój wniosek jest taki, że w tym historycznym momencie i w tym kontekście politycznym, w którym Rumunia doprowadziła do zerwania stosunków z Federacją Rosyjską, skarb Rumunii w Moskwie nie zostanie odzyskany. Z drugiej strony, w porównaniu z ogromnymi stratami zadanymi Rumunii przez "nikczemny" (Traian Basescu) judeo-euroatlantycki reżim polityczny promowany przez "upadłe" państwo (Klaus Johannis), wartość rumuńskiego skarbu w Moskwie jest prawie zerowa.

Skarb Rumunii w Moskwie pozostaje tylko chwilą, sekwencją w burzliwej historii współczesnej Rumunii.







Źródło:


Brak równości na Zachodzie

 



"Nie ma już żadnej różnorodności. Wszyscy uczniowie myślą podobnie. Wszyscy nauczyciele myślą podobnie."





przedruk
tłumaczenie automatyczne




Daria Gusa:

Poprawność polityczna i "postępowe" ideologie to plagi dzisiejszego społeczeństwa. Jakie są rozwiązania młodych pokoleń na przyszłość, która ich czeka.


9 maja 2024 r


Autor:
Oana-Medeea Groza



W podcaście "Słusznie", prezentowanym przez prawnika Florentina Tucę, Daria Gusa, obecnie studentka University of Saint Andrews w Szkocji – gdzie studiuje stosunki międzynarodowe – bardzo przekonująco (choć ma dopiero 20 lat) opowiedziała o niebezpieczeństwach przyszłości zniekształconej przez "postępowe" ideologie i o potrzebie zachowania moralnych punktów orientacyjnych "starej szkoły". 



Daria uważa, że wartości prawosławne są największym atutem dla młodych Rumunów, mówi, że 

"w Rumunii wciąż mamy w co wierzyć, wciąż mamy pewne zdrowe zasady", zasady, których już nie uznaje w zachodnim środowisku akademickim, gdzie "nie można powiedzieć absolutnie nic przeciwko oficjalnej narracji", a większość studentów nie ma już odwagi powiedzieć tego, co myśli. Na koniec Daria opowiedziała o rozwiązaniach, jakie ona i jej koledzy z pokolenia mają na przyszłość, która ich czeka.

Liberalno-ekstremistyczny nurt szturmem wdarł się na wszystkie uniwersytety w Wielkiej Brytanii, mówi Daria Gusa. Wyznała, że ta nowa rzeczywistość, z którą zetknęła się w Wielkiej Brytanii, nie była takim szokiem, ponieważ nawet w Wiedniu, gdzie spędziła większość okresu dojrzewania, studiując w American International School, znalazła te same postępowe idee, które przesiąknęły kruche umysły.

"Prowadzę podwójne życie, ponieważ nie mogę się tam wyrażać, tak jak robię to na przykład w Rumunii. Musisz być przygotowany na cenzurowanie siebie prawie przez cały czas. Mam wiele opinii, a jednak, kiedy jestem w Wielkiej Brytanii, muszę siedzieć cicho, ponieważ tamtejsze społeczeństwo jest teraz kontrolowane przez idee LGBT, zmiany klimatyczne i wiele innych idei. Nie ma absolutnie nic, co można powiedzieć przeciwko oficjalnej narracji. Myślę, że szczególnie rumuńskim i prawosławnym studentom bardzo trudno jest być częścią tych kolektywów" – powiedziała Daria Gusa.

Choć wielu młodych ludzi z nowego pokolenia wychowywało się w idei tolerancji, Daria Gusa podkreślała, że w dzisiejszym społeczeństwie taka postawa już nie wystarcza. 

"Różnorodność jest tylko na papierze. Różnorodność opinii nie istnieje. Dlatego Rumunom bardzo trudno jest poczuć się tam jak w domu i myślę, że większość rumuńskich studentów ma tam przyjaciół z Europy Wschodniej" – powiedziała Daria, wskazując, że pomysły, które w Rumunii byłyby absolutnie szokujące, w Wielkiej Brytanii są na porządku dziennym i nie wolno się im sprzeciwiać. 

Każdy, kto wypowiada się przeciwko narracji głównego nurtu, ryzykuje wyrzuceniem z uniwersytetu.

"Połowa ludzi Zachodu ma wyprane mózgi przez te idee, ale druga połowa po prostu się boi" – zauważyła Daria Gusa.



Jakie wyzwania stoją obecnie w Szkocji, gdzie wolność słowa wydaje się przestarzałym pomysłem, a dzieci są zachęcane do wyboru płci w wieku 5-6 lat?

Szkocja doświadcza obecnie poważnej niestabilności politycznej. Daria Gusa powiedziała, że największym wyzwaniem w tej chwili w Szkocji jest bunt przeciwko historii, ponieważ większość Szkotów nie chce już być częścią Wielkiej Brytanii. Hamza Yusuf znalazł się pośrodku, ponieważ ostatnie referendum, które miało dać wolność Szkocji, nie przeszło, ale wszyscy obywatele nadal popierają ten środek i chcą jego wdrożenia, mimo że ich gospodarka i status w stosunkach międzynarodowych opierają się na Anglikach.


Co więcej, 1 kwietnia weszła w życie ustawa znana jako "ustawa o mowie nienawiści", która jest jednym z najsurowszych aktów prawnych pod względem ograniczania wolności słowa. 

Szokujące jest to, że w kraju, który twierdzi, że jest cywilizowany i stanowi prawdziwy przykład demokracji, przyjmuje się przepisy zakazujące wolności słowa nawet we własnym domu, zachęcając do złudzeń, a także skarg i petycji przeciwko współobywatelom. Największym problemem, jaki pojawia się wraz z wejściem w życie tej ustawy, jest właśnie fakt, że każda opinia wydana w dowolnym miejscu i czasie (czy to w formie drukowanej, czy w internecie) może być oceniana wstecznie zgodnie z dzisiejszymi normami społecznymi, jak wskazała Daria Gusa.

Inny skandal, który ogarnął brytyjską opinię publiczną w ostatnich latach, dotyczy pisarki Joanne K. Rowling, znanej z serii "Harry Potter", która powiedziała, że nie popiera praw osób transpłciowych. Zwraca uwagę, że wiele dzieci poddaje się zabiegom zmiany płci bez wiedzy rodziców i robi to głównie dlatego, że zachęca się je do rozważenia takiej zmiany od najmłodszych lat. 

"Nigdy nie spotkałem profesora w środowisku akademickim, który nie byłby liberałem i nie popierałby żarliwie (czy to z przekonania, czy z obowiązku) wszystkich tych idei związanych ze zmianą płci. Problem polega na tym, że zwłaszcza w środowisku akademickim, które historycznie powinno zachęcać do jak największej debaty, nie ma już żadnej różnorodności. Wszyscy uczniowie myślą podobnie. Wszyscy nauczyciele myślą podobnie. Wszyscy musimy przejść pewne szkolenia, zanim jeszcze zostaniemy studentami, podczas których uczymy się, jak zwracać się do osób LGBT, jak rozmawiać o zmianach klimatu, nauczyć się cały czas prezentować się za pomocą naszych ZAIMKÓW, a nie po imieniu. Stoimy w obliczu zawłaszczenia środowiska akademickiego przez tę ekstremistyczno-liberalną ideologię" – wskazała Daria Gusa.

Szkocja jest jednym z pierwszych krajów, które ogłosiły stan zagrożenia klimatycznego. Mimo to przedstawiciel rządu ogłosił w zeszłym tygodniu, że Szkocja przesunie o 15 lat datę, w której cele związane ze zmianami klimatycznymi zostaną osiągnięte. Jedynym wytłumaczeniem jest "hipokryzja Zachodu", jak określiła to Daria Gusa.

Dokąd zmierza świat?

"Na Zachodzie nie będzie już można prowadzić pięknego życia. Może dobre życie, tak, ponieważ możesz dostać dobrą pensję, dzięki czemu możesz podróżować i kupować to, co chcesz. Nie wyobrażam sobie, jak można mieć piękne życie na Zachodzie, bo albo wszyscy się cenzurują, albo nie ma z nimi o czym dyskutować, bo za bardzo skupiają się na wymyślonych sprawach. Rumunia nadal ma tę wielką zaletę, że ma religię. Uważam, że prawosławie jest największym atutem dla młodych Rumunów, bo przecież to jest problem na Zachodzie: nie ma już nurtu jednoczącego, takiego jak religia, i dlatego coraz więcej idei ekstremistycznych dzieli społeczeństwo" – wyjaśniła Daria Gusa.

Ideałem i marzeniem dzisiejszych młodych ludzi jest zostać influencerami, mieć wielu obserwujących w mediach społecznościowych i zarabiać na zdjęciach, filmach, byciu trendy. Innymi słowy, marzeniem młodych ludzi jest stać się fałszywymi wzorami do naśladowania. 

"Myślę, że bardzo ważne jest, aby rodzice dbali o swoje dzieci, ponieważ za kilka miesięcy mogą się radykalnie zmienić. Każde dziecko, zwłaszcza w okresie dojrzewania, jest bombardowane wieloma takimi opiniami i zapomina zapytać rodziców. Rodzice nie powinni zapominać, że są przykładem dla swoich dzieci" – radziła Daria w kontekście nowego społeczeństwa opanowanego przez konsumpcjonizm, w którym żyjemy.

Jak Daria Gusa – jako młoda kobieta studiująca stosunki międzynarodowe – patrzy na ryzyko nowej wojny światowej?

Oto odpowiedź Darii Gusy:

"Ryzyko jest bardzo duże! Młodzi ludzie są spolaryzowani, świat jest spolaryzowany w ogóle. Wszystkie małe konflikty, które mają miejsce w różnych regionach, mają bardzo duże konsekwencje na całym świecie i wszyscy musimy pamiętać, że nie ma znaczenia, po której stronie jesteśmy lub kto naszym zdaniem ma rację w danym konflikcie, ale że my, jako obywatele, chcemy pokoju. Największym problemem jest dziś to, że wszyscy zapomnieliśmy, co oznacza wojna, zwłaszcza, że wielu z nas wie o niej tylko z książek, ale wszyscy zapominają o terrorze, który dzieje się podczas wojny. Rumuni muszą się poważnie zastanowić, niezależnie od tego, co powiedzą Biden, Ursula czy Iohannis, czy my też powinniśmy podjąć ryzyko wojny, bo w tej chwili, przynajmniej w naszym kraju, nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek działał na rzecz pokoju.

Rozwiązanie dla młodszych pokoleń jest tylko jedno:

nie powtarzać błędów swoich poprzedników i mieć odwagę, bo od nich naprawdę może zacząć się zmiana.








całość tutaj:


Daria Gusa: Poprawność polityczna i "postępowe" ideologie to plagi dzisiejszego społeczeństwa. Jakie są rozwiązania młodszych pokoleń na przyszłość, która ich czeka - Solid News