Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

sobota, 19 kwietnia 2025

„Wciąż tu jesteście”

 


semantyka





przedruki fb


Zbrodnia w Wielkim Lesie.
Obelisk barona von der Goltz w Głęboczku. Zginął w tym miejscu w 1892 roku z rąk kłusowników w czasie polowania . A rok później jego żona Emmeline z domu Thimm (wg. Opinii Kornel Pleskot ) postawiła ten obelisk.
Krwawy mord nad Drwęcą 133 lata temu. Jedną z ofiar XIX-wiecznego mordu w Długim Moście k. Brzozia - Brodnicy był skromny leśniczy, przykładny ojciec gromadki dzieci, drugą znany w całych Prusach arystokrata. 30 października 1892 r. mieszkańcami wstrząsnęła straszna zbrodnia. W lesie, niedaleko leśniczówki Długi Most, zastrzelono z broni myśliwskiej leśniczego Johana Katha i znanego w całych Prusach arystokratę barona Friedricha Carla Alexandra Rudolpha von der Goltz herbu własnego. W wyniku śledztwa ustalono, że sprawcami podwójnego morderstwa może być trzech mieszkańców powiatu trudniących się kłusownictwem: Jakub Malinowski oraz bracia Antoni i Franciszek Kopysteccy. Postawieni przed ławą przysięgłych sądu w Toruniu po trzydniowym procesie w dniu 23 czerwca 1893 r. zostali skazani: Malinowski za zabicie leśniczego (do czego się przyznał) - na śmierć, Antoni Kopystecki za nieumyślne zabicie barona Goltza (do czego się nie przyznał) - na dożywotnie więzienie, Franciszek Kopystecki za „pobłażanie przestępstwu” - na trzy i pół roku więzienia.
Między wyrokiem a apelacją Leśniczego Johana Katha pochowano na przykościelnym cmentarzu w Grążawach (skąd pochodził) A wg. @Kornel Plesko
tzostał pochowany jak na ewangelika przystało na cmentarzu ewangelickim, dokładniej to na ewangelickim w Górznie
@Piotr Grążawski z kolei piszę że, jego skromnego nagrobka w Grążawach nie ma już dawno, zaś na tym miejscu od lat spoczywa ktoś inny.
Barona Friedricha Carla von der Goltz pogrzebano na cmentarzu ewangelickim w Brodnicy.
I znowu @Kornel Pleskot pisze, ze wg znanych mu źródeł Friedrich von der Goltz nie spoczywa na cmentarzu ewangelickim w Brodnicy a na cmentarzu ewangelickim w Świerczynach (chyba że w późniejszych latach przeniesiono jego szczątki).
Podobno początkowo rodzina miała zamiar wywieźć zwłoki na Pomorze Zachodnie i pochować je w podziemiach kościoła fundowanego przez Goltzów jeszcze w średniowieczu, ale ostatecznie złożono go w naszym mieście. Wdowa Małgorzata kazała ustawić na grobie wspaniały pomnik z czarnego marmuru. Sprofanowany po wojnie, przekrzywiony, okaleczony, uszczerbiony przez cmentarne hieny stał jeszcze w latach 60. XX w., potem jakieś parszywe łapy zwyczajnie go ukradły. W końcu władze Brodnicy postanowiły zniszczyć cały cmentarz (1976 r.) i teraz jedynie nieliczni wiedzą, gdzie mniej więcej stał ów pomnik, zwany też „Czarnym”. Za to do czasów współczesnych dotrwała inna pamiątka po baronie. Oto w rocznicę jego tragicznej śmierci wdowa Małgorzata von der Goltz ustawiła na miejscu zbrodni obelisk poświęcony pamięci jej męża. Stoi do dziś w gęstwinie lasu. Otacza go romantyczna legenda, jakoby duch barona siadywał czasami przy kamieniu. Jeszcze parę lat temu pomnik miał nawet oryginalną żelazną tablicę ze stosowną inskrypcją, ale jakiś półgłówek wyrwał ją z pomnika i pewnie sprzedał na złom. Państwo Koreccy - właściciele gospodarstwa agroturystycznego nad jeziorem Sopień - czasem pokazują ów leśny obelisk swoim gościom. Podobno gdzieś w jego pobliżu znajduje się też jedna ze skrzynek nowego szału ogarniającego aktywną turystykę, czyli geocachingu, ale to już zupełnie inna historia, zatem wróćmy do naszej.
Dylematy sądu
Jakieś trzy miesiące po skazaniu przez ławę przysięgłych zarówno bracia Kopysteccy, którzy nie przyznawali się do niczego oprócz kłusownictwa, jak też Jakub Malinowski wnieśli do sądu wyższego o rewizję wyroków. Ten ostatni, jako że przyznał się do zbrodni, miał jedynie nadzieję, iż kara śmierci będzie mu zamieniona na więzienie, ponieważ był jeszcze dość młodym człowiekiem, na dodatek posiadającym kilkoro dzieci. Sędziowie dość długo deliberowali nad sprawą, wahając się, jak postąpić. Tymczasem wydarzyło się coś, co mogło mieć wpływ na sposób potraktowania skazańców. Oto na kilka dni przed ostatecznym terminem rozpatrzenia apelacji Antoni Kopystecki uciekł z toruńskiego więzienia! Wykorzystał chwilową nieuwagę strażników, którzy zbyt długo zamykali wrota na dziedziniec więzienny i po prostu - nie zważając na karabinowe strzały - uciekł przez główną bramę cuchthauzu! Pogoni przepadł w okolicach toruńskiego portu drzewnego, zaś jakiś czas potem policyjni informatorzy donieśli, że najprawdopodobniej przedostał się za granicę zaborów, bo miano go widzieć w okolicach Rypina.
Ponieważ nadszedł ostateczny termin wydania wyroku, sędziowie postanowili, że w stosunku do Kopysteckiego zastosują tryb zaoczny. Bardzo wnikliwie rozpatrzyli wszelkie okoliczności ustalone przez śledczych oraz sąd pierwszej instancji. O ile wina Malinowskiego nie budziła żadnych wątpliwości, a wyrachowane zabójstwo - zdaniem sędziów - nie zasługiwało na łagodniejsze potraktowanie, o tyle w przypadku Kopysteckiego znaleziono mnóstwo nieścisłości. Jego akt oskarżenia miał sporo wątpliwych interpretacji, za to mało „twardych” dowodów. Postanowiono tę sprawę cofnąć do ponownego rozpatrzenia przez sąd pierwszej instancji.
Egzekucję Jakuba Malinowskiego wyznaczono na środę 14 marca 1894 r. Miał ją wykonać w toruńskim więzieniu najsłynniejszy pruski kat Friedrich Reindel ze swoim starszym bratem Wiliammem, jeszcze wówczas pełniącym jedynie rolę pomocnika (potem i on został katem). Według protokółu nieszczęsny skazaniec prosił o księdza z Pokrzydowa, gdzie była jego parafia, jednak nie zgodzono się na to i w ostatniej drodze mieli mu towarzyszyć proboszcz Starego Miasta Torunia ksiądz Tomasz Schmeja, wraz ze swoim wikariuszem, księdzem Pawlickim.
O szóstej rano do celi Malinowskiego wszedł naczelnik więzienia, ksiądz Tomasz i więzienny kucharz z lepszym niż zazwyczaj jedzeniem oraz cygarem. Jakub, który o terminie egzekucji dowiedział się wieczorem dnia poprzedniego, spędził całą noc na rozmyślaniach, a teraz ledwo spróbował jedzenia, natychmiast je odsunął. Zapalił jedynie cygaro, po czym poprosił księdza proboszcza o wysłuchanie spowiedzi. Pozostali wyszli z celi, nawet strażnicy odsunęli się od drzwi. Tymczasem pomocnicy kata Friedricha Reindela, kierowani przez jego brata Wiliamma, sprawnie przygotowywali dziedziniec więzienia do spełnienia roli placu wykonania wyroku. Przyniesiono trumnę, specjalny pień, straszliwy topór, trociny Egzekucja była wyznaczona na szóstą trzydzieści
Tuż przed tą porą, gdy naczelnik więzienia zaniepokojony przedłużającym się czasem spowiedzi już miał zamiar zapukać ostrzegawczo w drzwi celi, te nagle rozwarły się, po czym stanął w nich blady ksiądz Tomasz Schmeja. Oświadczył, że należy natychmiast odłożyć egzekucję, ponieważ skazaniec ma do wyznania ważne sprawy. Sprowadzono sędziego, pisarza i prokuratora. W ich obecności Jakub Malinowski zeznał, że także jest mordercą barona Friedricha Carla Alexandra Rudolpha von der Goltz. Oświadczył, że arystokratę zastrzelił w wyniku paniki, jaka go ogarnęła, gdy popełnił zabójstwo leśniczego Katha. Spowodowała ona, iż nie od razu uciekł z miejsca zdarzenia, a prawdopodobnie von der Goltz słysząc strzał, ruszył w kierunku odgłosu i zastał Jakuba nad zwłokami. Dlatego zginął. Malinowski, stojąc w obliczu śmierci, nie chciał tajemnicy tej zbrodni zabrać do grobu. Wyznał wszystko na spowiedzi, zaś ksiądz skłonił go, aby ujawnił to także władzom, żeby mogły one zdjąć oskarżenie z niewinnego człowieka.
To wszystko opóźniło egzekucję o 45 minut, lecz po tym czasie wyprowadzono Jakuba na dziedziniec i oddano pomocnikom kata Friedricha Reindela. On sam czekał na skazańca przy sporym, specjalnie wyprofilowanym pniu. Według opisów kat Riendel (1824-1908) był niezwykle przystojnym, mocno zbudowanym mężczyzną o wiecznie bladej twarzy i zimnym jak lód spojrzeniu. Ponoć nigdy nie okazywał swym „klientom” choćby szczypty pogardy, dezaprobaty czy współczucia. Do pracy zawsze stawał w eleganckim czarnym garniturze, nie zasłaniał twarzy. Straszliwy, potwornie ciężki topór chował za sobą tak, że jego żelazo spoczywało na ziemi, a długi drzewc swobodnie opierał się o plecy między łopatkami...
Gdy podprowadzono Malinowskiego, wykonał w jego kierunku pełen skłon głową. Ten zdążył jedynie odpowiedzieć podobnym ukłonem, gdy w mgnieniu oka porwali go pomocnicy Riendela i niemal rzucili na pień. Wiliamm chwycił skazańca za włosy, jednym ruchem naprężając jego szyję. W tym momencie powietrze rozciął przerażający świst katowskiego topora. Przez ułamek sekundy błysnęło szerokie ostrze, głucho jęknął pień Było po wszystkim. Słońce właściwie już wzeszło, zapowiadając piękny dzień 14 maja 1894 r.
Epilog Kilka miesięcy później, na granicy, gdzieś niedaleko Gorczenicy pruscy żandarmi schwytali przemytnika - jak im się zdawało. Odprowadzony do strażnicy bez pytania przedstawił się jako Antoni Kopystecki - ten sam, którego poszukiwała policja w całym kraju. Natychmiast odstawiono go do brodnickiego więzienia. Dopiero tu dowiedział się, że Jakub Malinowski przyznał się przed śmiercią do zabójstwa barona von der Goltza, lecz mimo to oficjalna rozprawa i tak musiała się odbyć. Nie spieszono się z nią, bo dopiero 2 października 1896 r. Kopystecki ponownie stanął przed ławą przysięgłych toruńskiego sądu. Ta wprawdzie uznała go niewinnym w sprawie zabójstwa barona, jednak wlepiła mu trzy lata ciupy za kłusownictwo oraz kilka miesięcy za bezczelną ucieczkę z toruńskiego więzienia. Na szczęście w poczet kary policzono mu jego odsiadki w areszcie sądowym, co spowodowało, że wkrótce Kopystecki mógł wrócić do siebie pod Brodnicę. Ponoć do końca życia nie tknął dziczyzny.
Ciało Malinowskiego oddano rodzinie. Jako zabójcę, sprawcę najcięższego grzechu pochowano go po cichu w niepoświęconej ziemi, zaraz za płotem cmentarza w Pokrzydowie. Jego grobu nie sposób odnaleźć, bo bardzo szybko zarosły go chwasty... Hmm... Mniej więcej takie same porastają dziś miejsce pochówku barona Friedricha Carla Alexandra Rudolpha von der Goltz na byłym cmentarzu ewangelickim przy ul. Sądowej w Brodnicy...
Za Piotr Grążawski





















"nie powinna zostać przerwana"




Denkmal Pomorze

16 kwietnia o 16:10 ·



Przywracanie pamięci poprzez opiekę nad dawnymi, zapomnianymi cmentarzami to cicha, lecz niezwykle głęboka forma troski o historię i ludzką godność. Nie chodzi tu tylko o porządkowanie przestrzeni — to symboliczny gest przywracania istnienia tym, którzy dawno temu odeszli i zostali zapomniani. Każdy krok na zarośniętej alejce, każde uniesienie motyki, każde podniesienie z ziemi przewróconego krzyża to działanie niosące w sobie sens. Wysiłek fizyczny splata się z duchowym zaangażowaniem — z potrzebą, by nie dopuścić do całkowitego zatarcia śladów po tych, którzy tu spoczywają. To praca wymagająca wytrwałości, cierpliwości, pokory i serca.

W takich miejscach czas zdaje się zatrzymywać. Kamienne płyty z porzuconych nagrobków opowiadają historie, których już nikt nie pamięta, a jednak dzięki woli i pracy rąk przywracane są do życia — nie dosłownie, ale symbolicznie, poprzez pamięć. Dbanie o takie cmentarze to przywracanie głosu milczącym miejscom, to odbudowa więzi z przeszłością, która nie powinna zostać przerwana.
W świecie, który pędzi naprzód, ten akt zatrzymania się przy zarośniętym grobie jest manifestem: „Pamiętam. Wciąż tu jesteście.” To właśnie w takich działaniach rodzi się prawdziwe człowieczeństwo — z szacunku do tego, co było, i z odpowiedzialności za to, co pozostanie po nas.

Poniżej tylko mała część obiektów, które wspólnymi siłami udało nam się przywrócić pamieci na dawnym ewangelickim cmentarzu w Nowych Brynkach.
 
Zapraszamy w nasze szeregi.








fb




Wodzenie Judosza - tradycja Skoczowa













Tradycyjne Wodzenie Judosza w Skoczowie. Mimo zakazu księdza, odpędzają zło. Słomiana kukła znów zapłonęła


Jacek Drost
19 kwietnia 2025, 15:12






Mimo, że prawie dwie dekady temu ksiądz zakazał skoczowianom wodzenia Judosza w Wielki Piątek i Wielską Sobotę, to mający kilkusetletnią tradycję zwyczaj przetrwał. Pod Kaplicówką znowu - jak co roku - rozległo się głośne i charakterystyczne: „Kle, kle, kle, kle, kle, kle", a słomiana kukła w towarzystwie halabardników przemaszerowała ulicami miasta, a następnie została spalona, by wypędzić z miejscowości zło.


Bardzo stara tradycja


Pochód Judosza w Skoczowie to bardzo stara tradycja. Pierwsze wzmianki o tym zwyczaju pochodzą z przełomu XVI-XVII wieku z dziennika skoczowskiego burgrabiego Jana Tilgnera.

Jedna z teorii mówi, że zwyczaj ten przywiózł ze sobą morawski kupiec, inna że morawski ksiądz. W czasie II wojny światowej niemieccy okupanci zakazali wodzenia Judosza.

Na stałe zwyczaj jest praktykowany od początku XX wieku, z małą przerwą od lat 60. do 80. XX wieku. Przywrócili go strażacy z OSP, później w organizację wydarzenia włączyło się Towarzystwo Miłośników Skoczowa.


Wodzenie Judosza budziło emocje


Nie obyło się bez kontrowersji - przypomnijmy, że w 2008 r. ówczesny proboszcz parafii św. Piotra i Pawła, a zarazem dziekan dekanatu skoczowskiego, śp. ks. Alojzy Zuber potępił wodzenie Judosza w specjalnym liście do wiernych jako obrzęd pogański.

W odpowiedzi na zaistniałą sytuację odbyło się walne zgromadzenie Towarzystwa Miłośników Skoczowa, na którym jednogłośnie podjęto decyzję o kontynuowaniu zwyczaju w 2008 r.

Konsekwencją listu ks. Zubera była zmiana trasy procesji z Judoszem. Kukła przestała być wodzona przed kościołem parafialnym w Skoczowie. Pokłon probostwu Judosz składa z większej odległości, a nie przed samym budynkiem. Natomiast jeśli chodzi o władzę świecką, to kukła robi pokłon przed Ratuszem.


Dzisiaj Judosz został spalony

Od tego czasu z przerwą spowodowaną pandemią w każdy Wielki Piątek i Wielką Sobotę kukła Judosza ozdobiona kolorowymi wstążkami i naszyjnikiem z 30 srebrnikami, prowadzona przez halabardników, wędruje ulicami miejscowości.

Wczoraj i dzisiaj Judosz również wyruszył sprzed skoczowskiej remizy OSP, skierował się na rynek, gdzie pokłonił się władzy świeckiej, następnie z pewnej z odległości - duchowej, a później skoczowskimi uliczkami wrócił do siedziby strażaków. Judoszowi towarzyszyli skoczowianie, dzieci i dorośli, którzy idąc za nim skandowali: „Kle, kle, kle".

W Wielki Piątek Judosz pokłonił się mieszkańcom i uniknął kary, ale dzisiaj, w Wielką Sobotę, po pochodzie uliczkami miasta został spalony. W ten sposób wypędzono z miejscowości zło.



Wielkanoc 2025. Czas nadziei i radości










Tradycyjne Wodzenie Judosza w Skoczowie. Mimo zakazu księdza, odpędzają zło. Słomiana kukła znów zapłonęła | Dziennik Zachodni





Potomkowie nazistów, UB, Werwolf...

 


Pytania o genezę polityków dzisiejszej doby w Polsce i Europy - przykłady 




przedruk

tłumaczeni automatyczne



Czy ojciec Guya Verhofstadta był po złej stronie historii?

Września 6, 2019

Lubię to 3706 wyświetlenia

Thierry'ego Debelsa


Według flamandzkiego czasopisma 't Pallieterke , Marcel Verhofstadt był aktywnie poszukiwany po II wojnie światowej. Marcel Verhofstadt jest ojcem Guya Verhofstadta według 't Pallieterke. Marcel Verhofstadt został przeszukany, ponieważ był obecny na "spotkaniu fuzji" Rexa, Verdinaso i VNV.

Partie te w mniejszym lub większym stopniu kolaborowały z hitlerowskimi nazistami. Według 't Pallieterke, ojciec Guya Verhofstadta mógł później pracować jako prawnik w związku zawodowym.




---------------


przedruk

za fb:
Sławomir Malinowski




KIM NAPRAWDĘ JEST URSULA VON DER LEYEN ?



Urodziła się w 1958 roku jako Ursula Albrecht, w rodzinie arystokratów niemieckich. Jej ojciec, Ernst Albrecht, był premierem Dolnej Saksonii (CDU) i byłym wysokim urzędnikiem europejskim.

Dzięki niemu: elitarne szkoły, brukselskie koneksje, kariera, wszystko zaplanowane.

Jej dziadek Carl Albrecht, psycholog i odnoszący sukcesy kupiec, dorobił się majątku na handlu bawełną w Bremie. Majątek rodzinny zbudowany w trudnym okresie nazistowskich Niemiec.
I zaczyna się cisza...

NIEWYJAŚNIONE POWIĄZANIA Z TRZECIĄ RZESZĄ

Nigdy nie wspominany w mediach : Joachim Freiherr von der Leyen, krewny, baron i aktywny członek partii nazistowskiej. Szlachcic otwarcie powiązany z reżimem hitlerowskim. Jego biografia jest znana, udokumentowana, lecz systematycznie pomijana milczeniem przez prasę.

Po co?
 
Ponieważ nie możemy niszczyć wizerunku prezydenta który jest zwolennikiem Europy, NATO i firmy Pfizer.


ELITY DZIEDZICTWA, NIE MERITOKRACJA


W 1986 roku Ursula poślubiła Heiko von der Leyen, lekarza, ale przede wszystkim dziedzica szlacheckiej dynastii zajmującej się handlem jedwabiem. Klucz: tytuł, zamek (Bloemersheim),
i złote koneksje polityczne. Nigdy nie musiała walczyć. Wszystko jej dano. A mimo to twierdzi, że „służy Europie”.


OBSESJA  ANTYROSYJSKA:
 
DOKTRYNA RODZINNA

Zawsze wrogo nastawione do Moskwy, więc zrobiła wszystko, aby zaostrzyć konflikt na Ukrainie.

Jako minister obrony Niemiec
(2013–2019) była zamieszana w szereg skandali:
- Pfizergate: Tajne negocjacje z dyrektorem generalnym Albertem Bourlą na kwotę 35 miliardów euro.
Wiadomości tekstowe ? Wymazane.
- Skandal z konsultantami : McKinsey i spółka stracili 150 milionów euro.
- Gorch Fock: Koszt renowacji statku szkoleniowego wzrósł z 10 do 135 milionów euro — podczas gdy niemieccy żołnierze ćwiczyli... przy użyciu mioteł.

NA SZCZEBLU UE JEST GORZEJ

Nakłada sankcje na Rosję, które rujnują narody Europy... ale nie jej majątek.

Dowody korupcji są coraz liczniejsze:
Plagiat pracy dyplomowej ? Pochowany.
Usunięcie danych urzędowych ?
Zakopano bez dalszych działań.
Skarga o korupcję złożona w Belgii (2023) ? Dziwne, że zapomniano.
I to wszystko przy cichym współudziale środków masowego przekazu.


Tak więc prawdziwe pytanie nie brzmi już:
„Kim jest Ursula?”
Ale cóż:
„Jak długo będziemy tolerować to oszustwo, tę kastę, tę maskaradę ?”

Josy Cesarini Luksemburg




------------


Annalena Charlotte Alma Baerbock (ur. 15 grudnia 1980 w Berlinie) – niemiecka polityk, od 2021 minister spraw zagranicznych, członkini Sojuszu 90/Zielonych.



10 lutego 2024, 12:34

Niemieckie media piszą o nieznanych faktach z życiorysu rodziny tamtejszej minister spraw zagranicznych Annaleny Baerbock. Jej dziadek Waldemar był żołnierzem Wehrmachtu, ale także – według cytowanych dokumentów – gorliwym zwolennikiem nazizmu. Sama minister, która wielokrotnie wspominała swojego przodka, przyznała, że nie wiedziała o tym epizodzie z jego życiorysu.


Plotkarski tygodnik „Bunte”, na który powołuje się „Bild” cytuje dokumenty Wehrmachtu (armii nazistowskich Niemiec) dotyczące Waldemara Baerbocka. 

Był on żołnierzem w stopniu pułkownika, pracującym jako inżynier w jednostce zajmującej się naprawą dział przeciwlotniczych flak. Jednak nie był tylko oficerem. 

Według cytowanego dokumentu, przodek obecnej minister spraw zagranicznych Niemiec był oddanym zwolennikiem idei narodowego socjalizmu.

W aktach znajdują się cytaty, mówiące między innymi, że Waldemar Baerbock „reprezentuje światopogląd narodowosocjalistyczny i przekazuje go swoim podwładnym” oraz że wykazuje „niezachwianą nazistowską postawę”.


Ponadto, w 1944 roku został uhonorowany Krzyżem Zasługi Wojennej z mieczami.

„Bild” zwrócił się do szefowej niemieckiej dyplomacji z pytaniem, czy Annalena Baerbock ma świadomość niechlubnej przeszłości swojego dziadka.

„Minister spraw zagranicznych nie znała tych dokumentów” – odpisał resort w odpowiedzi.

Jak pisze niemiecki dziennik, sprawa przeszłości dziadka Baerbock jest od lat dla niej delikatna. Ojciec minister miał być skłócony ze swoim ojcem, gdyż ten nie chciał mówić o tym, co działo się na wojnie.


Dziadek w Wehrmachcie

Dopiero w 1990 roku Waldemar przyznał się, że należał do Wehrmachtu. Gdy zmarł w 2016 roku (dożył wieku 103 lat) zostawił rodzinie książkę, którą zadedykował: „Jak bardzo jesteście szczęśliwi, że nie musicie doświadczać wojny”.

wiki:

W styczniu 2023 roku Baerbock odbyła swoją trzecią wizytę na Ukrainie, zwiedzając Charków, po podróżach do Buczy w maju i Kijowa we wrześniu poprzedniego roku. W przemówieniu programowym wygłoszonym 24 stycznia przed Zgromadzeniem Parlamentarnym Rady Europy powiedziała po angielsku: "Walczymy w wojnie przeciwko Rosji, a nie przeciwko sobie nawzajem", co zostało krytycznie przedstawione w popularnym tabloidzie "Bild" pod tytułem "Jesteśmy w stanie wojny z Rosją". 

Jej sformułowanie spotkało się z krytyką ze strony konserwatywnych i prawicowych polityków w Niemczech jako demonstracja braku profesjonalizmu oraz krytyką ze strony Rosji. Rzecznik niemieckiego MSZ powiedział, że Niemcy nie są stroną w konflikcie, a przemówienie wpisuje się w kontekst ustalenia jednolitego stanowiska wobec wojny napastniczej. 



Dziwne, że "Dopiero w 1990 roku Waldemar przyznał się, że należał do Wehrmachtu", to powinny być rzeczy powszechnie wiadome, chyba nie??

Był oficerem wysokiego stopnia - pułkownikiem, to już nie jest kapral... przekazywał idee nazistowskie swoim podwładnym, to swoim dzieciom też nazizm wpoił "jak należy", rozumiem... 


pytanie:         czy .. ma świadomość niechlubnej przeszłości swojego dziadka 

odpowiedź:    nie znała tych dokumentów

przecież nikt nie pytał o dokumenty ! 

odpowiedź wymijająca, nie na temat, wniosek, że o przeszłości dziadka na pewno wiedziała



2025-03-19 19:02

Ustępująca szefowa MSZ Niemiec Annalena Baerbock według niepotwierdzonych dotąd doniesień po odejściu ze stanowiska ma zostać przewodniczącą Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Skrytykowała to Rosja, a także były szef Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa - pisze w środę "Sueddeutsche Zeitung".

podczas gdy inne tytułu piszą o ewentualności, Bankier.pl pisze w trybie dokonanym: 

ma zostać
ma zostać zgodnie z wolą
potwierdziła gazeta 
Wybór... ma nastąpić na początku czerwca


ma zostać przewodniczącą ZO ONZ zgodnie z wolą odchodzącego rządu Olafa Scholza - potwierdziła gazeta we wtorek w źródłach rządowych.

Wybór Baerbock na to stanowisko ma nastąpić na początku czerwca, ale głosowanie w tej sprawie "jest raczej formalnością, ponieważ Niemcy już zapewniły sobie roczne stanowisko" - podkreśla "SZ". Pierwotnie miała je objąć czołowa dyplomatka niemiecka Helga Schmid.

"Byłoby dziwne 80 lat po zwycięstwie (w II wojnie światowej) zobaczyć wnuczkę nazisty dumną z +bohaterskich czynów+ swojego dziadka na stanowisku przewodniczącej Zgromadzenia Ogólnego" - powiedziała rzeczniczka MSZ w Moskwie Maria Zacharowa


ciekawe, że słowa "bohaterskich czynów" zawarte są w krzyżykach + +, a nie w cudzysłowiu " ", czy nawet w tzw. niemieckim cudzysłowiu >> << ... krzyżyki stawia się często jako symbol śmierci w życiorysach ludzi, oznaczeniach dat itp.

"ma zostać przewodniczącą ZO ONZ zgodnie z wolą odchodzącego rządu Olafa Scholza", a nie zgodnie z wolą głosujących... prawda?

semantyka
















---------





KURDE - Ministerstwo Cyfryzacji zmieni nazwę usługi


19.04.2025 11:57

Jak poinformowała "Rzeczpospolita", skrót nazwy usługi Kwalifikowanej Usługi Rejestrowanego Doręczenia Elektronicznego tak oburzyła jednego z obywateli, że postanowił złożyć w Sejmie petycję w tej sprawie.


Po pierwsze, my w ogóle tego akronimu nie używamy. To, że skrót układa się w takie niezbyt szczęśliwe słowo, to rzeczywiście jest jakieś niedopatrzenie. Natomiast Poczta Polska promuje tę usługę jako Q-Doręczenia. Myślę, że jest to o wiele bardziej odpowiednia nazwa

- czytamy na portalu RMF FM wypowiedź wiceministra cyfryzacji Michał Gramatyka.


Polityk podkreśla, że petycja oburzonego obywatela mogła dotyczyć też innej usługi.

Myślę, że ta petycja pojawiła się na fali usługi PURDE, czyli Powszechnej Usługi Rejestrowanego Doręczenia Elektronicznego. Rzeczywiście takim skrótem się posługiwaliśmy. To PURDE zapewne zainspirowało autora petycji, aby zapytać o "kwalifikowaną usługę". Tam ten akronim jest o wiele mniej parlamentarny

- wyjaśnia Gramatyka.

Jednocześnie resort zauważ, że nazwa pojawiła się w ustawie z 2020 roku.

Wina informatyków

Tak to jest, jak informatycy się za coś biorą. Czasem wychodzą z tego nieprzewidziane okoliczności. Tym bardziej że samo to słowo "KURDE" najpiękniejsze nie jest, ale do brzydkich również nie należy. Trzeba jednak zwracać uwagę na takie rzeczy

- podkreśla w swojej wypowiedzi dla RMF FM wiceminister Gramatyka.



Autor: Justyna Foksowicz
Źródło: Rmf24, do rzeczy
Data: 19.04.2025 11:57


--------





I my musimy planować przyszłość - zaprojektować bezpieczne, stabilne państwo - planując przyszłość naszych dzieci. 

Tak, planując przyszłość naszych dzieci, kierując je w stronę mediów jak to robili kacykowie, prokuratorzy, ubecy w latach 90tych... by w każdym medium absolutnie dominowali porządni, patriotycznie wychowani, odpowiedzialni ludzie.


Tak, planując przyszłość naszych dzieci, wychowując patriotycznie i kierując je do służby w wojsku, policji, administracji samorządowej czy państwowej.


Kierując je - a czy one takiego wyboru dokonają, na to już wpływu nie mamy. Postąpią, jak będą chciały.

Ale kierując je tam, prowokujemy możliwość, że dobrze, patriotycznie wychowani ludzie, obejmą stery na wsi, w powiecie, w służbach specjalnych, w rządzie...

Że tak się wyrażę, trzymanie patriotycznej - ale prawdziwie patriotycznej - łapy na policji, na strukturach siłowych, na władzy jest naszym priorytetem.

Sami widzicie, dzisiaj "zwyczajni" ludzie muszą jeździć na granicę i pilnować, by nam niemcy nielegałów nie wpychali. 

Gdzie jest młodzież i ich pikiety przeciwko push-backom??
Poszukajcie ekologów, dajcie im klej - może zechcą się tam przykleić??
Gdzie są ich mocodawcy, inspiratorzy?
Czemu teraz nie inspirują??


Od tego są ludzie w administracji rządowej i policji, by chronić nas - a skoro tak się mimo to dzieje, jak dzieje, to znaczy, że prawo jest złe, że ludzie są słabi i państwo jest w dryfie, życie kraju toczy się siłą rozpędu - rzucone w jakimś kierunku przez kogoś 10-30-50-80 lat temu...



Nie może być tak, że o elementach państwa decydują przypadkowi ludzie i się na to pozwala, to się ignoruje, dopóki ktoś nie zgłosi "górze", że Ministerstwem Cyfryzacji rządzą szeregowi informatycy...









tps://www.slideshare.net/slideshow/was-the-father-of-guy-verhofstadt-on-the-wrong-side-of-history/169515010

bankier.pl/wiadomosc/Z-MSZ-do-ONZ-Baerbock-zostanie-nowa-przewodniczaca-Zgromadzenia-Ogolnego-ONZ-8910598.html

KURDE - Ministerstwo Cyfryzacji zmieni nazwę usługi

Annalena Baerbock – Wikipedia, wolna encyklopedia

Dziadek minister spraw zagranicznych Niemiec był w Wehrmachcie jako zadeklarowany nazista. Ujawniono dokumenty o przodku Annaleny Baerbock | Portal i.pl

interaffairs.ru/news/show/51025



Eksperyment dobiega końca





Przy takim poziomie "świadomości" nie mają szans na nic, poza tragedią.


I jeszcze te cytaty z niemczyzny... psB historyk.










przedruk





Ukraiński historyk: Ukraina jest dziś jak Ziemia Święta. Pozornie regionalny konflikt ma globalne implikacje




18.04.2025 11:09aktualizacja: 19.04.2025 08:00






Ukraiński historyk Jarosław Hrycak. Fot. PAP/Tomasz Gzell

PAP: Dzięki staraniom krakowskiego Międzynarodowego Centrum Kultury pana książka „Ukraina. Wyrwać się z przeszłości” została wydana w Polsce. Jej oryginalny tytuł brzmi nieco inaczej – „Pokonywanie przeszłości”. Z której przeszłości Ukraina powinna ona się wyrwać, a którą – pokonać?

Jarosław Hrycak: Po raz pierwszy o pogodzeniu się z przeszłością (Vergangenheitsbewältigung) zaczęto mówić w powojennej debacie publicznej w Niemczech. Zafunkcjonowało w kontekście dyskusji wokół najbardziej haniebnych stron niemieckiej historii, w szczególności Holokaustu i innych zbrodni narodowego socjalizmu. Celem takich wdrażanych przez demokracje polityk była pomoc społeczeństwu w ostatecznym pogodzeniu się z dziedzictwem naznaczonym dyktaturą i okrucieństwami po to, by mogło iść naprzód. Nadaję temu terminowi nieco inne znaczenie, ponieważ nie interesuje mnie badanie pamięci historycznej. Wolę studiować „twardą” historię, historię faktów, procesów i trendów.

PAP: Co więc ma pan na myśli, kiedy mówi o przezwyciężaniu przeszłości przez Ukrainę?

J.H.: To, że w naszej przeszłości jest kilka tematów, które przede wszystkim jej dotyczą. Dla mnie tymi tematami są bieda i przemoc, które zazwyczaj są ze sobą powiązane. W ciągu ostatnich dwustu lat pojawiły się kraje, które postawiły sobie długoterminowy cel przezwyciężenia konsekwencji obu tych zjawisk. Najpierw starały się ograniczyć przemoc do znośnego poziomu. Po osiągnięciu tego większość krajów odniosła również sukces gospodarczy. Dlatego zainteresowało mnie, w jaki sposób te kraje zdołały się wyrwać z błędnego koła i jaką rolę odegrała w tym przeszłość.

Innymi słowy, konieczne jest ustalenie, co takiego wydarzyło się w naszej historii, co wciąż ciągnie nas w dół. Taki miałem zamiar podczas pisania książki. Poza tym przykład Ukrainy jest o tyle paradoksalny, że pomimo wyjątkowego bogactwa zasobów pozostaje ona krajem biednych ludzi.

PAP: Czy doświadczenie modernizacyjne Polski, które przez długi czas było stawiane Ukraińcom za wzór, jest nadal aktualne? Czy zmiana globalnej sytuacji geopolitycznej i gospodarczej czyni je nieprzydatnym?

J.H.: Jestem zwolennikiem tezy, że żaden naród nie jest skazany na biedę i przemoc. Jednocześnie jestem przekonany, że historia i kultura są czymś w postaci siły grawitacyjnej, która powstrzymuje społeczeństwo przed oderwaniem się od ziemi, to znaczy przed szybką modernizacją. Ważnymi tekstami, które pomogły mi to zrozumieć, są artykuły amerykańskiego historyka gospodarki Alexandra Gerschenkrona, który urodził się w Odessie na początku XX wieku. Badał on historyczne tło zacofania gospodarczego i polemizował ze zwolennikami teorii etapów rozwoju gospodarczego. Uważał, że kraje słabo rozwinięte powinny opracować własną strategię pokonania zapóźnienia.

W 1991 roku Ukraina nie mogła powtórzyć doświadczenia Polski, ponieważ miała gorszą pozycję wyjściową, która nie jest mierzona tylko wskaźnikami ekonomicznymi. Jednocześnie uważam, że doświadczenie Polski jest nadal aktualne. Gdyby Ukrainie udało się dokonać podobnej transformacji, to problemy, które byśmy mieli, byłyby bardziej podobne do tych, z którymi boryka się Polska. Obecnie mamy inne problemy. Sądzę, że nie wszystkie kraje są gotowe na tak szybki reset. Ukraina przestała być prowincjonalnym, odizolowanym terytorium przed obecną wojną, ale nie udało jej się wdrożyć wielu reform, zwłaszcza reformy sądownictwa. To pozwoliło jej przybliżyć się do zresetowania, ale nie rozpocząć go.

PAP: Pana książka umieszcza historię Ukrainy w globalnym kontekście. Timothy Snyder, z którym współpracuje pan w ramach projektu „Ukrainian History: A Global Initiative”, twierdzi, że obecna dramatyczna sytuacja wokół Ukrainy jest wyjątkowa, ponieważ po raz pierwszy świat dostrzegł, że kraj ten może być w epicentrum zmian na świecie. Zgadza się pan z tą tezą?

J.H.: Unikałbym określenia „wyjątkowy”. Wydarzenia toczące się obecnie na terytorium Ukrainy będą miały ogromne znaczenie zarówno dla losów Europy, jak i całego świata. Pod koniec lat 80. zależały one od wydarzeń w Polsce. Różnica polega jednak na tym, że Polska była w stanie dokonać swojego cywilizacyjnego skoku w czasach pokoju, łapiąc w żagle wiatr demokracji, podczas gdy Ukraina musi to robić w znacznie trudniejszych warunkach.

Kwestia ukraińska ujawniła się podczas I wojny światowej. Podobnie jak kwestia polska w XIX wieku była ona kluczowa dla układu sił na Starym Kontynencie i struktury samych mocarstw, a także odegrała ważną rolę podczas obu wojen światowych. Wówczas nikt nie zwracał na to uwagi ze względu na brak podmiotowości Ukrainy. Tym razem Ukraina ma tę podmiotowość, a jej obywatele nie znajdują się w międzynarodowej izolacji ani po stronie sił, które są o krok od przegranej.

Jeśli chodzi o widoczność Ukrainy, to sytuacja przypomina mi dziecięcą zabawę w chowanego. Jest widoczna w czasach kryzysu, gdy na świecie zachodzą tektoniczne zmiany, ale w międzyczasie jest prawie niewidoczna.

Przypomnę, że 40 lat temu Milan Kundera opublikował artykuł o skradzionym Zachodzie, w którym podkreślał, że wielomilionowy naród ukraiński znika na naszych oczach. Nie pisał tego ze złości, ale zapewne ze smutkiem, by podkreślić, że podobny los może spotkać Czechów i Polaków. Niespełna osiem lat później ZSRR się rozpadł, a Ukraińcy odegrali w jego upadku znaczącą rolę.

PAP: Czy uważa pan, że wojna w Ukrainie skłania do refleksji nad światopoglądem postheroicznym i postnarodowym, który wyraża maksyma Bertolta Brechta: „nieszczęśliwy jest kraj, potrzebujący bohaterów”, bo jak widać nacjonalizmy obywatelskie i etniczne potrafią mobilizować nie tylko do podboju, ale i do oporu?

J.H.: Druga wojna światowa nadała wielu wcześniej ważnym pojęciom negatywny wydźwięk. Jednym z takich pojęć jest „ojczyzna” – Vaterland. Koncepcja ta była nadużywana na różne sposoby przez Hitlera i innych dyktatorów, więc została uznana za toksyczną. W świecie zachodnim słowo to jest nadal często używane z negatywnymi konotacjami. Jednak w Europie Wschodniej stosunek do tej koncepcji jest lepszy, biorąc pod uwagę, że narody Europy Środkowej i Wschodniej nadal żyją z myślą o zagrożeniu.

Podobnie jest w przypadku zagrożonej Ukrainy, gdzie wybór bohaterskiej historii jest nieunikniony. Lubię ilustrować tę różnicę między Wschodem a Zachodem poprzez mój dialog ze szwedzkim politologiem. Kiedy zapytałem go, kto jest bohaterem narodowym jego kraju, po krótkiej przerwie odpowiedział: „Może ABBA”. Żadna społeczność historyczna nie może istnieć bez mitów. Są one spoiwem społeczeństwa, czymś podobnym do wierzeń religijnych w przeszłości. Dopóki Ukraina jest tylko na drodze do sukcesu, dopóty walczy z zagrożeniami, sytuacja nie zmieni się zasadniczo. Z drugiej strony na tym polega rola Ukrainy. Poprzez swój nacjonalizm obywatelski Ukraińcy przywracają światu znaczenie wartości, o które warto walczyć, choćby po to, żeby było po co żyć.

PAP: Jednak w języku niemieckim oprócz pojęcia "Vaterland" istnieje również pojęcie "Heimat", które oznacza raczej emocjonalny związek z miejscem, z którego się pochodzi. To coś podobnego do rozróżnienia na ojczyzny pisane w języku ukraińskim wielką i małą literą.

J.H.: Tak, to prawda. Sam lubię ten piękny zwrot liberalny, ale problem polega na tym, że małe ojczyzny nie mogą się bronić. Te społeczności są bezsilne wobec globalnych wyzwań, takich jak globalne ocieplenie, kryzys finansowy czy wojna.

PAP: Czy znajduje pan jakieś analogie między wydarzeniami długiego XX wieku a możliwymi rozwidleniami dróg, przed którymi stoi świat i państwo ukraińskie?

J.H.: Historycy unikają opisywania procesów, które nie zostały jeszcze zakończone. Przychodzą jednak na myśl dwie ryzykowne analogie. Ukraina jest dziś jak Ziemia Święta, gdzie na ograniczonym geograficznie terytorium toczy się zaciekły konflikt. Pomimo jego pozornie regionalnego znaczenia ma globalne implikacje.

Podobnie jak w przypadku bezprecedensowego eksperymentu historycznego z utworzeniem państwa Izrael, los innego eksperymentu historycznego będzie zależał od skutków obrony Ukrainy. Mowa o największej na świecie przestrzeni bez wojen — Unii Europejskiej. Przez wieki Europa była jednym z najbardziej skonfliktowanych kontynentów. Pomimo wszystkich wad i sceptycyzmu wobec Brukseli, to właśnie dzięki temu projektowi powstała tak duża przestrzeń współdziałania, wzrostu standardów życia, udanych reform, solidarności i wzajemnej pomocy. Ukraina musi opuścić niebezpieczną strefę, którą tworzy dla niej Rosja od wieków. Ale Europejczycy też nie powinni być bierni. To, czy będą zdolni obronić swój cywilizacyjny wybór, zadecyduje o tym, czy będą wzorem dla świata, czy zniszczą modus operandi bezkonfliktowego współistnienia.

Druga analogia opiera się na moim odczuciu, że znajdujemy się w roku 1938. Jedyna różnica polega na tym, że możemy albo zbliżyć się do katastrofy - w takim przypadku o wojnie w Ukrainie będzie się pisać jako o preludium do III wojny światowej - albo się od niej oddalić.





Jarosław Hrycak (ur. w 1960) – historyk, profesor Ukraińskiego Katolickiego Uniwersytetu we Lwowie, dyrektor Instytutu Badań Historycznych na Uniwersytecie I. Franki we Lwowie. Wykładał m.in. na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie (1996-2009), Uniwersytecie Harvarda (2000, 2001) i Uniwersytecie Columbia (1994, 2004). Autor wielu publikacji poświęconych historii i współczesnej tożsamości Europy Środkowo-Wschodniej.

Książkę Jarosława Hrycaka „Ukraina. Wyrwać się z przeszłości” w tłumaczeniu Katarzyny Kotyńskiej i Joanny Majewskiej-Grabowskiej wydało MCK w Krakowie.

Rozmawiał Ihor Usatenko (PAP)








pap.pl/aktualnosci/ukrainski-historyk-ukraina-jest-dzis-jak-ziemia-swieta-pozornie-regionalny-konflikt-0






Rafała Brzoskę odchodzi z zespołu ds. deregulacji

 


Wniosek ten sam co zwykle:


TO państwo jest wrogie obywatelom, ale to nasze państwo, nasz kRaj, dlatego musimy je odzyskać i usunąć złe przepisy, zmienić prawo, stworzyć dobry system, który zapewni nam bezpieczeństwo, rozwój i - szczęśliwe życie.






Rafał Brzoska odchodzi od Tuska. Mówi o patologiach systemu



Bagins
19-04-2025 11:50



Rafał Brzoska, przedsiębiorca i szef InPostu, kończy z końcem maja swoją rolę w rządowym zespole ds. deregulacji. Tym samym symbolicznie zamyka się kolejny rozdział propagandowej opowieści Donalda Tuska o dialogu z biznesem. Brzoska, który jeszcze niedawno z optymizmem przyjął propozycję współpracy, dziś daje jasno do zrozumienia: 

państwo bardziej chroni interesy zagranicznych korporacji niż własnych obywateli, a rządowe działania nie służą realnej zmianie.




Tusk wykorzystał Brzoskę wizerunkowo

Premier Donald Tusk w lutym powołał Rafała Brzoskę do zespołu ds. deregulacji, który miał przygotować propozycje uproszczeń dla polskiego prawa. Już w marcu zespół przedstawił pierwsze rozwiązania, a docelowo miało być ich aż 400. Brzmiało ambitnie – ale, jak pokazuje decyzja Brzoski, niewiele z tej narracji zostało.


- Z końcem maja kończy się moja rola w zespole ds. deregulacji

– poinformował Brzoska.

Przedsiębiorca przyznaje, że wraca do pracy w InPost, który potrzebuje lidera.

- W ciągu 100 dni mojej pracy dla dobra publicznego InPost nie ucierpiał, ale w dłuższym okresie żadna firma nie jest w stanie rozwijać się bez lidera

– wyjaśnił.

Państwo po stronie korporacji, nie obywatela

Brzoska nie owija w bawełnę:

polskie przepisy są nieprzyjazne dla krajowych firm, a zbyt łaskawe wobec zagranicznych graczy.


- Jesteśmy tylko biorcami narzuconych przez Brukselę przepisów, które ograniczają naszą konkurencyjność

– stwierdził szef InPostu.



Jako przykład podał mechanizmy cen transferowych, które pozwalają międzynarodowym koncernom wyprowadzać z Polski zyski i minimalizować opodatkowanie. Jak stwierdził, deregulacja powinna służyć również eliminowaniu takich patologii.



Podatnik na pozycji oskarżonego

Jednym z najbardziej krytycznych punktów Brzoski jest brak domniemania niewinności dla przedsiębiorców w starciu z fiskusem.

- Proszę zauważyć, że w prawie karnym każdemu przestępcy, nawet jeśli zabije albo zgwałci, prokurator musi udowodnić, że taki czyn zabroniony popełnił, a w niektórych przypadkach, że zrobił to umyślnie. A podatnik? To on musi udowadniać, że jest niewinny, że błąd, który popełnił nie był celowy

- powiedział.

To – jak podkreślił – nie tylko godzi w zaufanie obywatela do państwa, ale też paraliżuje inicjatywę gospodarczą.




Brzoska nie szczędzi też słów krytyki pod adresem Unii Europejskiej i coraz bardziej zbiurokratyzowanej wspólnoty.

- Jeżeli chcemy być Europą, która wygrywa, musimy postawić na ciężką pracę, innowacje, zdobywanie kolejnych szczytów

- skonstatował.

Jednocześnie zaznaczył, że urzędy w Polsce zawodzą nawet w podstawowych obowiązkach – jak terminowe wydawanie decyzji, co utrudnia życie zarówno firmom, jak i zwykłym obywatelom.

Podsumowanie: PR zamiast reform

Historia z Brzoską pokazuje jedno: Donald Tusk potraktował powołanie zespołu ds. deregulacji jako narzędzie PR, które miało pokazać otwartość na głos przedsiębiorców. Niestety, nie służyło to głębokiej zmianie systemowej. Nawet Brzoska zrozumiał, że to była polityczna dekoracja, a nie realna platforma do działania.

Zespół miał być odpowiedzią na narastającą frustrację środowisk biznesowych, ale wszystko wskazuje na to, że był to tylko fasadowy projekt, który teraz kończy się równie szybko, jak się zaczął.


Źródło: Republika










Szef InPostu kończy współpracę z Tuskiem. Mówi o patologiach systemu













piątek, 18 kwietnia 2025

Cyfryzacja - śledztwo

 

W trakcie pisania tekstu wyszło mi, że ktoś pisał za mnie na fb.




Dawno, dawno temu....


kupowałem Myśl Polską - bo nikt tak jak oni nie poruszał polskich tematów.


A potem MP zniknęła z mojej okolicy.... i już nie mogłem kupować co tydzień.

I tak jakoś mniej czytałem, a nawet w ostatnich latach - wcale.


Co ciekawe - podobnie było z kwartalnikiem "Spotkania z Zabytkami", które w 2023 roku upodobniło sie do byleczego, co się obecnie sprzedaje ludziom.

Teraz nawet nie zaglądam, to może być dobre pismo - ale jest zupełnie inne niż poprzednio było...



I z innymi rzeczami też tak było.

Teraz już wiem, czemu.


Jakiś czas temu wróciłem do tematu MP i znowu coś się posypało... tym razem felietony.

Jakieś inne.

Jakieś dziwne.


No i w tym roku znowu robię podejście i nie mogę się nadziwić - gdzie podziała się obiektywność redaktorów?


Kilka dni temu miałem wymianę zdań na stronie pana Jastrzębskiego z jakimś Nowakiem - bardzo nieprzyjemny typ i bardzo pewny siebie - ale zza klawiatury... 

Domyśliłem się, kto to jest, bo z tym trolem już nie raz walczyłem. Znam ten styl, panie Nowak.


A dzisiaj znowu...

W codzinnym skrócie informacji MP taka wiadomość:

Białoruś. Prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenka ogłosił gotowość przyjęcia 150 000 Pakistańczyków do pracy na Białorusi. Informacja została podana do mediów po spotkaniu białoruskiego prezydenta z pakistańskim premierem Shehbazem Sharifem. Białorusinom szczególnie zależy, by Pakistańczycy mogli pracowali w Baranowickim Zjednoczeniu Przemysłu Bawełnianego w obwodzie brzeskim. Władze białoruskie zapewniają, że Pakistańczycy będą mieli dokładnie takie same warunki pracy i płacy jak Białorusini. Eksperci obawiają się, że po jakimś czasie Pakistańczycy mogą zechcieć przedostać się z Białorusi do krajów Unii Europejskiej. Anna Płaczyńska z Klubu Myśli Polskiej podkreśla, że masowa azjatycka emigracja na Białoruś zniszczy jej wyjątkowy charakter kulturalny i jednoetniczność.




Pan Jastrzębski narzeka na takich, co to bajdurzą o polityce, o relacjach polsko - białoruskich, co więcej, zauważył, że są tacy na Białorusi i w Polsce, z przewagą tych drugich, niestety jak poprosiłem o statystyki - napisał mi byle co, a przecież wyraźnie zaznaczał, że "tych" jest większość...

a przynajmniej tak to zapamiętałem, bo.... chyba znowu brakuje mi jednego prscrina





Zrzut ekranu 2025-04-18 123632


No i nie przypominam sobie, żebym dziś tyle dyskutował z tym panem z Klubu MP-Ś...


Hę?

Na pewno kiedy pisałem z panem Kamińskim, to sprawdzałem jego stronę na fb, więc nie mogłem w tym czasie pisać do użytkownika Klub MP-Ś... co więcej, fb sygnalizował mi, że dostałem odpowiedzi od pana Jastrzebskiego i chyba od tej pani Kuśmierek - sprawdzałem, bo byłem ciekaw odpowiedzi pana Jastrzębskiego, ale jej nie widziałem, więc gdzie były ponaglenia od KMPŚ - bo też ich nie widziałem.



tyle razy mu odpisałem?

nie przypominam sobie...


Zajrzałem na fb pana Kamińskiego i robiłem prinscreeny - pierwszy zrobiłem zaraz po skomentowaniu

12:36:32  - i chyba tuż po komentarzu wszedłem na jego stronę, żeby sprawdzić , kto to

12:37:24 - tu

12:37:40 - i tu, czyli byłem tam ponad minutę lub dłużej, wtedy wróciłem do rozmowy z nim, i jeszcze zostawiłem komentarz, którego już nie ma na printscreenie z godziny 12:36:32 - brakuje też heheszka tego pana do mojego komentarza..


Nie mogłem w tym samym czasie zostawić komentarza panu KMPŚ.
Nie przypominam sobie, żebym z nim rozmawiał.
Na skreenie 12:36:32 widać, że pisałem do Jastrzębskiego 3h wcześniej, czyli wypada faktycznie ok. 9:37
Dziwi mnie najbardziej 11:07 - robiłem obiad w tym czasie, zajęło mi to około godziny między 10:45, a 11:45. 

To jak to możliwe, skoro nie wchodziłem na fb??


Zrzut ekranu 2025-04-18 123724


Zrzut ekranu 2025-04-18 123740


Wygląda na to, że ktoś pisał za mnie.

I na co komu ta cyfryzacja, co??


Ktoś może wejść na stronę pana Jastrzębskiego i zrobić mi prsc moich komentarzy??

Bo mam bana.


Bardzo jestem ciekaw, co tam jest napisane.


Ja z tym panem KMPŚ rozmawiałem krótko 2 dni? temu i sobie dobrze go zapamiętałem, bo nie odpowiedział mi na to, co mu napisałem.. Więc gdyby teraz ze mną tyle pisał, to bym wiedział.


Pewnie tam jest napisane coś, żeby mi bana dać.


A dokładnie..... 






no właśnie...


tak myślałem.



Tekst podany na prscrinie analizowałem w 2021 roku.


Prawym Okiem: Warto się sobie przyjrzeć 2













Diabelski Głaz

 



za fb:

Brać Górnicza - Okiem Górnika




 
W centrum Berlina, kilkaset metrów od Bundestagu i Urzędu Kanclerskiego, Niemcy właśnie postawili Polakom… kamień. Dosłownie. Wielki, 30-tonowy głaz narzutowy nazwany "Kamieniem Pamięci dla Polski 1939–1945". Cena na polskim OLX to jakieś 600-1000 złotych. Na Podlasiu pozbywają się takich z pola za flaszkę.

Wy mówicie – głaz, a Niemcy mówią, że to tymczasowy pomnik upamiętniający ofiary niemieckiej okupacji Polski. Tymczasowy, bo może kiedyś będzie coś więcej – ale na razie macie głaz. Głaz zamiast zadośćuczynienia. Głaz zamiast odpowiedzialności. Głaz – bo na prawdziwy pomnik, godny ofiar, "jeszcze nie czas", bo nie wypełniliście poleceń, nie domknęliście systemu i nie wybraliście Rafała.

Postawili go w symbolicznym miejscu – na ruinach dawnej Opery Krolla, gdzie 1 września 1939 roku Hitler ogłaszał atak na Polskę. Tam zaczęła się wojna. Tam, gdzie zapadł wyrok śmierci na 6 milionów polskich obywateli. I teraz – tam postawili głaz.








Niemcy chwalą się tym gestem. Mówią, że to ważne. Mówią, że pamiętają. Ale nie mówią o reparacjach. Nie mówią o wymordowaniu 6 milionów obywateli, łapankach, egzekucjach, 6220 miliardach złotych, które są nam winni. Nie mówią o 48% zniszczonego majątku narodowego, o 600 tysiącach inwalidów, milionach sierot, chorych, wypędzonych. O 516 tysiącach dzieł sztuki, które zrabowali. O Polsce, którą chcieli wymazać z mapy.

Niech przemówią liczby. Wielka Brytania straciła 0,8% majątku narodowego. Francja – 1,5%. Polska – 48%. Bo była celem zagłady. Nie tylko militarnym – biologicznym i kulturowym.
A dziś? Dziś mamy kamień. Nie pomnik, nie muzeum, nie centrum dokumentujące zbrodnie. Kamień. Tymczasowy. Oni doskonale wiedzą, co zrobili. I wiedzą, jak bardzo im się opłaca, żeby temat odszedł w niepamięć. Żeby kolejne pokolenie Polaków przyjęło ten kamień jak prezent. Jak przejaw skruchy. Żeby wybrali tych, którzy nie będą pytać o rachunki z przeszłości. Bo pamięć to siła. A zapomnienie – to prezent dla sprawcy.

"Gdybym o każdych siedmiu rozstrzelanych Polakach chciał rozwieszać plakaty, to w Polsce nie starczyłoby lasów na wyprodukowanie papieru" - mówił Hans Frank, Generalny Gubernator, 6 lutego 1940 r.

Dziś starczy jeden kamień. I nasz premier od razu jest szczęśliwy. 6 milionów Polaków, zniszczone doszczętnie pół kraju Niemcy wycenili Wam na kamień. Wybierzcie sobie jeszcze Rafała, to Wam go jeszcze poświęci i pozdrowi go w trzech językach.

Polacy, czy Wy naprawdę nie widzicie tej niemieckiej bezczelności w naszych relacjach? Bo robią wszystko, aby Wam pokazać swoją pogardę, a Wy udajecie, że to gesty przyjaźni.





To może być głaz, którym cały czas dociskają nas do ziemi, 

to może być aluzja do niemieckiej Zmory, siedzącej nam na plecach...


to może być głaz - aluzja do pomnika z betonowych bloków na planie obozu Stutthof,

to może być słynny kamień za 130 zł do podpierania drzwi... 

to może być głaz, który w legendzie diabeł upuścił.... i to jest pewnie to



wcześniejsze aluzje w tym temacie:









samson







Prawym Okiem: Ziemia faluje...



czwartek, 17 kwietnia 2025

Niemieckie dyskursy o Polsce









przedruk




Marek Kornat, Niższość cywilizacyjna wrogiego narodu. Niemieckie dyskursy o Polsce i Polakach 1919–1945





Każdy, kto chce mieć rozeznanie w historycznej niemieckiej polityce, i mieć świadomość stosunku państwa niemieckiego do Polski, powinien książkę prof. Marka Kornata przeczytać. Jest o „tatarskim państwie”, „polskiej anarchii”, „państwie sezonowym”, „polskim gospodarowaniu” (polnische Wirtschaft) czy polskiej „dzikości”. Są to kwestie niezwykle ważne, bowiem część z nich i dzisiaj funkcjonuje w niemieckiej optyce. Niemal sto lat temu służyły do urabiania własnego (niemieckiego) społeczeństwa i opinii międzynarodowej. Dzisiaj służą niemieckim mediom do projektowania poczucia wstydu wśród samych Polaków, a ponadto, stronnictwu antypolskiemu do powoływania się na niemiecki autorytet.


Poniżej kilka passusów

(1) O wizerunku Polski w okresie Republiki Weimarskiej:

„Polska i Polacy byli przedmiotem negatywnego dyskursu niemieckiej propagandy politycznej o cechach dużej stałości. Klęska 1918 r. zaostrzyła antagonizm polsko-niemiecki, czyniąc z niego wręcz największy konflikt w wersalskiej Europie. Propaganda niemiecka odzwierciedlała negatywną politykę rządu w Berlinie wobec wschodniego sąsiada j jej towarzyszyła. Centralny motyw tej propagandy stanowiła teoria niższości cywilizacyjnej Słowian, w tym także Polaków. Nie zawsze w niemieckim przekazane owa teza była wykładana explicite, ale stanowiła jego niezbędne podłoże. Hasła o „Saisonstaat” [państwo sezonowe] i „polnische Wirtschaft” [polskie gospodarowanie] niewątpliwie rozbudzały w społeczeństwie niemieckim nadzieje na skuteczność rewanżu na Polsce, który nadejdzie w przyszłości. Mocny dyskurs o wyższości cywilizacyjnej własnego państwa i narodu oraz niższości Polski i Polaków żywił się negatywnymi stereotypami ukształtowanymi w czasie długiego trwania, krzewionymi w Prusach po rozbiorach Rzeczypospolitej i w Niemczech wilhelmińskich.

Psychologiczne zakorzenienie negatywnego stereotypu Polski w niemieckim społeczeństwie miało u podstaw poświadczenie krzywdy doznanej – jak twierdzono – od narodu stojącego niżej pod względem cywilizacyjnym. Powtarzano, że państwo polskie wyrosło kosztem upokorzonych Niemiec. Będąc społeczeństwem prymitywnym i reprezentującym „Wschód”, Polacy zdołali osiągnąć swój cel, sięgając po niemieckie ziemie [Pomorze, Śląsk] przy pomocy mocarstw Ententy, ale miał to być sukces chwilowy”.

„Wizerunek nowego państwa polskiego w niemieckiej propagandzie zagranicznej przypomina niemal pod każdym względem karykaturę. Polska to państwo sezonowe – tymczasowe, stworzone przez Francję w chili nadzwyczajnych trudności Niemiec, aby je pognębić. Pozostaje skazane na upadek, do którego należy przy pierwszej sposobności doprowadzić. Nie jest zdolne do życia, nie ma szans przetrwania między Niemcami a sowiecką Rosją. Jego gospodarka to polnische Wirtschaft, a przyrodzone zamiłowanie Polaków do anarchii i skłócenie wewnętrzne nie dają szans stabilizacji państwa. Niewątpliwie w publicystyce politycznej doby weimarskiej ukształtował się obraz Polski jako „wroga publicznego” Niemiec (…)”.

Podsumowując okres Weimarski: co – wśród wielu wątków – szczególnie zwróciło moją uwagę, to ogromny wpływ niemieckiej opinii o Polsce w Europie i USA. Z jednej strony był wpływ antypolskiej propagandy na samych Niemców. Ale z drugiej, właśnie posłuch niemieckich polityków, dziennikarzy i naukowców, jeżdżących z wykładami po świecie.

Jak pisze prof. Kornat: „Nie powinniśmy zapominać, że w czasach, o których mowa, przeciętny człowiek Zachodu czerpał wiedzę o Europie Wschodniej i w tych ramach o Polsce przede wszystkim z niemieckiej literatury historyczno-politycznej. Tendencyjna historiografia niemiecka, wyrażająca dobitnie „ducha pruskiego”, zaważyła na obrazie Polski w oczach Zachodu”.

Co w tym kontekście istotne: „W kształtowaniu polityki informacyjnej Niemiec na użytek zagranicy ważną rolę odgrywało Towarzystwo Gospodarcze – jako organizacja wyspecjalizowana w tym zakresie, a powołana do życia w roku 1922. Miała ona w swych zadaniach statutowych informowanie opinii zagranicznej, a środków na działalność dostarczały firmy niemieckie”. Ale to nie wszystko, wielu było autorów nie-Niemców, którzy tworzyli antypolskie teksty we Francji czy w Anglii, część z nich była inspirowana i opłacana. Niestety, i tak jak w latach dwudziestych, tak i teraz brakuje polskiego głosu i polskiej perspektywy na Zachodzie.

(2) Stosunek Niemców do Polski w okresie wojny polsko-bolszewickiej:

„Podczas sowieckiej ofensywy i odwrotu polskiej armii latem 1920 r. Niemcy ogarnęła prawdziwa euforia. Upadek państwa polskiego zdawał się bliski. Nadzieje związane z klęską znienawidzonego nowego sąsiada przesłoniły wszelkie obawy, jakie w Rzeszy mógł wzbudzić pochód Armii Czerwonej na zachód. Prezydent Rzeszy Niemieckiej (…) ogłosił 20 lipca neutralność swego kraju wobec tej wojny. Była to neutralność życzliwa wobec Sowietów (…) W rzeczywistości koła polityczne i wojskowe przygotowywały się do rozbioru Polski w porozumieniu z sowiecką Rosją (…).

Powszechnie spodziewano się klęski Polski. Niosłoby to szanse nowego rozgraniczenia na wschodzie. Po upadku państwa polskiego nie ostałaby się jej zachodnia granica, zasadniczo wytyczona w Wersalu. Powstałby nowy układ sił. Droga do rozbiorowej transakcji między Berlinem a Moskwą stałaby otworem (…). Nie mogąc wystąpić militarnie przeciw Polsce i zadać jej ciosu od tyłu, Niemcy sympatyzowali z Armią Czerwoną w jej pochodzenie na zachód. Przypadków sprzyjania przez Rzeszę bolszewikom było wiele – choćby w przepuszczaniu wojsk, które przekroczyły granicę, bez ich rozbrojenia”.

„(…) wśród niemieckich kolejarzy, marynarzy i robotników transportowych zaczął się szerzyć żywy nastrój, tzw. rewolucyjny – raczej wybitnie antypolski, pod przykrywką komunizmu przejawiony. Sowieckie agentury komunistyczne w Niemczech, przy milczącej zgodzie władz niemieckich, zorganizowały specjalne „Komisje kontrolujące” o charakterze nadzorczym nad systematycznie przeprowadzanym w Niemczech sabotażem i bojkotem Polski. Komisje te powoływały do życia podległe sobie „Komisje fabryczno-przemysłowe”, które już czynnie zapobiegały przedostawaniu się z Francji do Polski – transportów żywności, broni i materiałów wojennych dla walczącej z przeważającymi siłami sowieckimi armii polskiej. A kolejarze, według otrzymanych od partii komunistycznej instrukcji, odczepiali idące do Polski z ładunkiem wagony towarowe i spychali je na boczne tory (…) W samym Erfurcie zaagitowani kolejarze niemieccy wysadzili w powietrze nawet szereg wagonów z materiałami wojennymi przeznaczonymi dla Polski (…) wskutek usilnej propagandy sowieckiej (…) wybuchł w Gdańsku zorganizowany przez partię komunistyczną i podtrzymany przez inne grupy polityczne niemieckie powszechny strajk robotników portowych i transportowych (…). Strajkujący robotnicy gdańscy, nie tylko że nie przepuszczali ładunku, lecz plądrowali magazyny, rozbijali skrzynie, w poszukiwaniu za materiałami wojennymi. Fakt ten dowodzi niezbicie, że ogłoszony przez Komintern rozkaz sabotowania Polski i dopomagania nacierającym wojskom sowieckim (…) został przez proletariat niemiecki ściśle wykonany”.



Autor: prof. Marek Kornat. Rok wydania: 2020. Oprawa: miękka. Format: 238 x 168 mm. Liczba stron: 536

Spis treści:


Zagrożone Lasy



















P. Sałek: MKiŚ prowadzi nie tylko do degradacji Lasów Państwowych, ale także do degradacji tożsamości zapisanej w UNESCO


17 kwietnia 2025 09:37
Radio Maryja


Dzisiaj Ministerstwo Klimatu i Środowiska prowadzi nie tylko do degradacji Lasów Państwowych, ale także do degradacji tożsamości zapisanej w UNESCO. Całą polską hodowlę sokołów próbuje się załatwić poprzez to, że ludzie miesiącami czekają na wydanie specjalnych paszportów, aby można było eksportować swoje ptaki. W Lasach Państwowych chodzi o to, żeby doprowadzić do poważnych problemów finansowych, przez co będzie trzeba „zastanowić się” nad ich restrukturyzacją – zwrócił uwagę poseł Paweł Sałek z Prawa i Sprawiedliwości w środowym programie „Polski punkt widzenia” w TV Trwam.


Posłowie Prawa i Sprawiedliwości zaapelowali do rządu o przedłużenie zakazu sprzedaży ziemi wchodzącej w skład Zasobów Własności Rolnej Skarbu Państwa. Ostatnia ustawa w tym zakresie została wprowadzona 30 kwietnia 2021 roku i obowiązywać będzie jeszcze przez rok.


– Rzutem na taśmę w 2016 roku udało się wprowadzić ustawę o zakazie sprzedaży ziemi rolnej oraz leśnej. Zrobiliśmy to jeszcze przed wygaśnięciem zapisów z traktatu akcesyjnego Polski. Trzeba wrócić do tej ustawy. Konieczne jest, żeby polska ziemia rolna była własnością polskiego rolnika albo majątkiem Skarbu Państwa. Projekt ustawy jest złożony do laski marszałkowskiej. Mam nadzieję, że marszałek Sejmu, Szymon Hołownia, szybko ją podda pod głosowanie i procedowanie – powiedział poseł Paweł Sałek.

– Jeżeli w 2026 roku wygaśnie moratorium zakazujące sprzedaży ziemi, (…) to polski rolnik będzie miał bardzo poważne problemy z miejscem produkcji. Będą to rzeczy wpływające na nasze kieszenie, bo drożyna będzie się brała także stąd – dodał.

Trwa akcja zbierania podpisów pod wnioskiem referendalnym w sprawie przyszłości Lasów Państwowych. 

Środowy gość Telewizji Trwam jest pełnomocnikiem inicjatywy. W programie „Polski punkt widzenia” wskazywał, że „po raz kolejny obywatele muszą stanąć w obronie swojej własności, polskiego modelu leśnictwa, zasobów strategicznych państwa, (…) a także zachowania całej struktury formalno-organizacyjnej funkcjonowania największej firmy przyrodniczo-leśnej w całej Unii Europejskiej”.


– Lasy Państwowe z sukcesem odpowiadają za polską ochronę przyrody oraz sukces gospodarczy przemysłu drzewnego i tartacznego. Obywatele muszą stanąć w obronie swojego majątku i tego, żeby mogli swobodnie chodzić do lasu. Problem jest bardzo poważny. Nierozumne i wadliwe decyzje ze strony Ministerstwa Środowiska i Klimatu w postaci nielegalnego moratorium, w postaci pomysłów lasów społecznych i następnych tysięcy hektarów związanych z tzw. ochroną rezerwatową, eurościsłą, jakimiś starolasami (…) to jest robione poniżej ustawy. Resort środowiska wie o tym, że każda propozycja zmiany Ustawy o ochronie przyrody oraz Ustawy o lasach będzie zakwestionowana przez prezydenta Andrzeja Dudę – zaznaczył Paweł Sałek.

Aby inicjatywa podjęta w celu obrony Lasów Państwowych mogła trafić do Sejmu, musi ona uzyskać poparcie co najmniej 500 tys. osób. Druki kart do zbierania podpisów można znaleźć na [stronie internetowej posła Pawła Sałka].

Poseł Prawa i Sprawiedliwości wskazał, że

 „Lasy Państwowe to niewyobrażalny majątek. Są więcej warte niż posiada najbogatszy człowiek na świecie, a są naszą własnością i możemy z nich powszechnie korzystać”.


– Główne ostrze wymierzone przeciwko Lasom Państwowym jest skierowane poprzez rzekomą ochronę przyrody. (…) Wmawia się ludziom, że to, co było do tej pory, było złe. To nie jest prawda. (…) Dzisiaj resort środowiska prowadzi nie tylko do degradacji Lasów Państwowych, ale także do degradacji tożsamości zapisanej w UNESCO. (…) Całą polską hodowlę sokołów próbuje się załatwić poprzez to, że ludzie miesiącami czekają na wydanie specjalnych paszportów, aby można było eksportować swoje ptaki. (…) W Lasach Państwowych chodzi o to, żeby doprowadzić do poważnych problemów finansowych, przez co będzie trzeba „zastanowić się” nad ich restrukturyzacją – podkreślił gość TV Trwam.






P. Sałek: MKiŚ prowadzi nie tylko do degradacji Lasów Państwowych, ale także do degradacji tożsamości zapisanej w UNESCO – RadioMaryja.pl