Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.
Fragment monumentalnego dzieła Kazimierza Moszyńskiego wydanego w Krakowie w latach 1929-1939
za:http://slowianolubia.blogspot.com/
Pismo Słowian, czyli jak pisali niepiśmienni chłopi cz. I
Problem pisma Słowian – tzn. istnienia lub nie tzw. run słowiańskich
rozpala namiętności od przeszło wieku. Szeregi zwolenników, jak i
przeciwników hipotezy o istnieniu słowiańskiego pisma nie topnieją,
dlatego postanowiliśmy na naszych łamach przybliżyć Czytelnikom i ten
temat. Stąd decyzja, by sięgnąć po autorytet nie byle jaki, bo prof.
Kazimierza Moszyńskiego. Pieczołowicie zebrał i skomentował on wszelkie
przykłady zapisywania informacji, jakie obecne były w kulturze ludowej
Słowian jeszcze za jego czasów. Dziś pora na pierwszą odsłonę tego
fascynującego tematu.
"Pokrewne takim zacięciom są niezmiernie rozpowszechnione u Słowian karby,
czyli zacięcia na drewnianych prętach, na laskach itp., symbolizujące
liczby, co oddawały ilość zwierząt domowych, nabiału, ziarna, snopów...,
wysokość podatku etc. Używano ich pospolicie na ogromnych obszarach
Słowiańszczyzny i krajów pozasłowiańskich (w Europie oraz poza Europą). W
takich wypadkach pręt, na którym wycięto znaki symbolizujące wysokość
długu czy ilość wręczonych przedmiotów, rozcinano na dwie części i każdy
z biorących udział w danej transakcji zabierał jedną z nich do siebie.
Gdy nadchodziła chwila odbioru pożyczki względnie powierzonego
materiału, wtedy obaj uczestnicy składali swe cząstki, jak to się mówi,
do kupy, i sprawdziwszy ich zgodność, likwidowali umowę. Zwyczaj podobno
był szeroko rozpowszechniony na południu i północy Słowiańszczyzny oraz
na obszarach innych w Europie i w części Azji.
Co do znaków,
którymi oddawano liczby przy karbowaniu, to, jak już I. Jagić zauważył,
zdradzają one dość dużą rozmaitość w różnych krajach. Jednakowoż gdy
sporządziłem sobie orientacyjną tabelę porównawczą, biorąc dane z
dwudziestu kilku różnych stron południowych i północnych ziem
słowiańskich, okazało się, że system najbardziej rozpowszechniony
przedstawia się całkiem prosto i nie zdradza zbyt daleko idących
odchyleń, sięgając - w obrębie Słowiańszczyzny - od Adriatyku przez
wschodnie Karpaty aż po Ural (tu m.in. do niesłowiańskich Wotiaków).
Według tego systemu jednostki od 1 do 4 oznaczono kreskami pionowymi;
piątkę symbolizowała kreska ukośna (pochylona labo w lewo albo w prawo);
liczby od 6 do 9 - znaki złożone z kreski skośnej i odpowiedniej ilości
prostych[i];
liczbę 10 - znów znak prosty z kształcie X. Symbole dla 50 i 100 były
nieco bardziej rozbieżne, ale bądź co bądź urabiono je z dziesiątki
przez dodanie jeszcze jednej czy dwu kresek albo wycięć itp. W bardzo
wielu stronach Bałkanów system ten o tyle uległ zmianie, że wszystkie
znaki dla jednostek zwykłych symbolizują tam „jednostki dziesiątków”
czyli- mówiąc krótko- dziesiątki; nie 2 lecz 20...; jedna kreska pochyła
to nie 1 lecz 10; dwie kreski to nie 10 lecz 100 itd. W podobnych
wypadkach jednostki od 1 do 4 poczęto oznaczać wyciętymi w drzewie
punktami: piątkę - cieniutką (nieraz jak włos) kreską pionową, szóstkę -
takąż kreską z jednym punktem etc.; pojawiły się też gdzieniegdzie
cieniutkie kreski pochyłe w rozumieniu 25.
Karby zacinano czy
zarzynano bądź na osobnych, specjalnie do tego celu przeznaczonych
prętach, bądź też na zwykłych laskach używanych podręcznie przez
mężczyzn, albo - czasem - na kołach od płotu, na ścianach itp., zaś u
pasterzy wysokogórskich nawet na rękojeściach ogromnych łyżek
potrzebnych przy gospodarce mlecznej. Dla większych czy dłuższych
wykazów cyfrowych stosowano obok kijów także płaskie deszczułki
względnie tabliczki zaopatrzone w rodzaj trzonka i podobne wtedy do
cienkich płaskich kijanek, z tym, że w płaskiej i krótkiej rękojeści
był wydłubany otwór, umożliwiający zawieszenie tabelki na gwoździu czy
kołku.
Ciekawe, że w zakresie
karbowania Słowianie dość wydatnie zapożyczyli się pod względem
terminologii u ludów sąsiednich. Tak więc pospolita na Bałkanach nazwa
dla karbowanego pręta (bułg. ràboš, róbuš, serb.-chorw. râboš, róboš, słoweń. rovàš), znana także Słowakom (rovàš), Góralom polskim (rovas) i cząstce północno-zachodnich Małorusinów (hucul. ravàš, revàš) oraz Rumunom (raboj) i części południowych Niemców (Rabisch itp.) ma być podobno pochodzenia węgierskiego (rovás), a w każdym razie nie słowiańskiego, jak to sądzono dawniej.- Rodzimego początku jest co prawda jakoby na pewno wieloruska bìrka, posiadająca to samo znaczenie, co „rabosz”;
ale tenże wyraz rozumie się jako ‘kostkę do gry’, a pierwotnym jego
znaczeniem był na pewno ‘los; kijek z nacięciem używany podczas
losowania, inaczej - żreb’ (cf. tu i st.-pol. bierka, birka, biera ‘los, kostka do gry’). Polskie znów słowa: (z a) zakarbować, karby itd. (stąd młrus. karbuvàty etc.), są co do genezy niemieckie (porówn. nme. kerben, Kerbstock
itp.). Mimo to wszystko nie może ulegać wątpliwości, ze karby znane
były Słowianom już w pradobie; nazywali je oni tylko inaczej, niż dziś,
stosując do nich z pewnością takie określniki jak rĕzъ, narĕzъ ‘nacięcie’, robъ, zarobъ ‘to samo’ itp., które zresztą w znacznej mierze i dziś nie wyszły z użycia u włościan (cf. np. bułg. rĕzka, răb, wkrus. naŕezka, zarubka etc).[ii]
Jak świadczą niektóre
dane, karby służyły wieśniakom nie tylko do zapisywania liczb
rachunkowych, lecz również do innego użytku i cechowano ponoć nimi
czasem daty ważniejszych wydarzeń w rodzaju głodów, pożarów, pomorów
itp.: wyjątkowo - nawet genealogie rodzin włościańskich. O. Kolberg
opisuje w r. 1867 ze słynnych Płowiec na Kujawach starego pasterza
wiejskiego, posiadającego laskę jabłonkową, sięgająca powyżej głowy, a
na której właśnie zakarbowano „jakimiś hieroglifami” rodowody płowczan,
nieurodzaje, pogorzele etc.; laska ta miała być zgoła „prawdziwą kroniką
Płowiec”. Kiedy indziej znów karbują sobie wieśniacy - np. rzeczyccy
Poleszucy - na osobnych kijkach czy laskach pomyślne i niepomyślne dnie w
roku (na Polesiu czynią to podobno „tylko dlatego, aby wiedzieć, które
dni przeważają”). Osobną „birką” posługiwano się na rzeczyckim Polesiu
do notatek o deszczach wiosennych (majowych); drugą - do zapisywania
deszczów w ciągu pierwszych tygodni lata (od św. Jana st. st. do św. Eliasza)[iii]; na innych znowu karbowano przebieg 40 przymrozków[iv] itd.
Jak mi doniósł w liście z dnia 24 X 29 Cz. Pietkiewicz „oprócz
jednakowych prostych kresek innych wyraźnych znaków, które by miały
charakter powszechny, nie widać; odnosi się wrażenie, że każdy gospodarz
tak dobrze zna swe kilka lub kilkanaście „birek”, jak doświadczony
owczarz poznaje po pysku każda z kilkuset owiec, których pilnuje. Każda
„birka” musi mu widocznie - poza kreskami - jeszcze coś mówić, czego
nam nie powie. Zresztą prócz kresek można przecież na niej zauważyć to
jakiś sęczek, bądź ścięty równo z powierzchnią, bądź nieco wystający, to
znów jakąś szramę przypadkową albo zrobioną umyślnie, to takie lub inne
ścięcia u obu końców... Są to szczegóły czysto indywidualne, w które
Poleszuk samorzutnie nikogo nie wtajemnicza”. Widzimy zatem, że w danym
wypadku „birki” mają znaczenie ściśle indywidualnych pomocy
mnemotechnicznych.
P. Pežemskij z Irkutska na Syberii umieścił w r. 1852 w jednym z rosyjskich czasopism[v] następujący,
bardzo tu dla nas ciekawy urywek. „Przejeżdżając z Jakutska do
Irkutska- pisze on- zaszedłem przygodnie do chłopskiej chałupy w jednej
ze wsi nad Leną i zobaczyłem tam na stole cienki, obrobiony pręt drzewa
długości ok. ¾ arsz.[vi], grubości na werszek[vii], o kwadratowym przekroju. W pierwszej chwili wziąłem to za arszyn... czy też za znane chłopskie birki,
które ciągle jeszcze służą wieśniakom przez wzgląd na brak oświaty
zamiast ksiąg rachunkowych. Jednakowoż omyliłem się. Na pręcie były
powycinane nie proste kreski i nie krzyżyki zastępujące cyfry, lecz
znaki zupełnie odmiennego rodzaju podobnie do hieroglifów. Wpatrując się
uważniej w te tajemnicze znaki dostrzegłem m. in. prostacki wizerunek
jeźdźca na koniu, a później - sochy. Jako rdzenny Sybirak znałem...
chłopskich świętych najbardziej czczonych przez wieś; dlatego nie trudno
mi się było domyślić, że jeździec na koniu to był Jegorij chrabryj[viii], a socha wyobrażała Jeremeja zapŕagalnika[ix].
Znalazłszy w ten sposób
klucz do tego hieroglificznego kalendarza, zauważyłem na koniec podział
na miesiące i dnie, wszystkie prawie święta doroczne i dnie niektórych
świętych... Nie ograniczając się jednak mymi własnymi oględzinami...,
zapytałem gospodarza, co to jest za przedmiot. „Rodimyj[x]! - odrzekł - to są nasze domowe svatcý[xi]! Myśmy - ludzie nie piśmienni, ale z tego coś nie coś rozumiemy! To, batuška[xii], nasze svatcýdziedziczne, dostaliśmy ich od dziada... Dziadowie to nasi, rodymyj,
nosili ze sobą w ostępy (leśne), kiedy wprawiali się tam na czas dłuży,
by polować na wiewiórkę i innego zwierza. Byli oni przecie pobożni,
więc w lesie nie chcieli zapomnieć o jakim wielkim świecie, by nie
pracować tego dnia i nie rozgniewać Boga na siebie...” Požemskij chciał
nabyć ten jedyny w swoim rodzaju zabytek jako bardzo rzadki już w owych
czasach przedmiot, ale nie oddano mu go i pozwolono tylko sporządzić
rysunek.
Gdy w dwadzieścia lat
później podobnymi kalendarzami zajęła się bliżej nauka rosyjska w osobie
V. Sreznevskiego, autora książki „Sĕvernyj rĕznoj kalendaŕ”, należały
już one po wsiach niemal że do białych kruków. W każdym razie jednak
pewną ich ilość, bardzo co prawda niewielką, udało się ocalić od
zupełnej zagłady i bądź zachować w muzeach czy zbiorach prywatnych, bądź
też przynajmniej opisać.
Pręty kalendarzowe
niewątpliwie istniały także w Polsce. Znany etnograf Kurpiów p. A.
Chętnik mówił mi, że we wsi Laski (gm. Gawrychy pow. Kolno) jeszcze
przed wielką wojną znajdował się „kalendarz na kiju”; ludność miała się
tam ponoć schodzić z różnych siół, aby się dowiedzieć, kiedy przypada
jakie święto. Zabytek ten zaginął dopiero podczas wojny. Ze wsi Sitaniec
pod Zamościem w Lubelskiem otrzymałem przed kilku laty wiadomość, wedle
jakiej ostatni kalendarz-laska istniał tam w r. 1878. Dawniej bywały
one jakoby używane powszechnie i sporządzano je podobno „prawie w każdym
domu” (czemu jednak nie daję wiary). Znalazł się nawet w Sitańcu 74 -
letni starzec, obdarzony doskonałą pamięcią, który, opierając się na
tym, co widział i o czym mu opowiadano, sporządził model obchodzącego
nas przedmiotu. Trudno jest dziś powiedzieć, w jakim stopniu ten model
zasługuje na zaufanie: że jednak posiada orientująca wartość, to nie
podobna wątpić. Starzec wykonał go w ciągu krótkiego czasu, ale niegdyś
miano przygotowywać sobie takie kalendarze przez cały rok, znacząc dzień
za dniem kreskami, zostawiając na „niedzielę” szerszy odstęp i
przecinając ją dla lepszego wyróżnienia dodatkową kreską ukośną, koniec
zaś miesiąca znacząc punktem lub gwiazdką, a na koniec kwartału- dwoma
punktami lub gwiazdkami. Oprócz tego zaznaczano tez dni stałych świąt
(na modelu ich brak). Dla szybszego orientowania się „niedziele” (tzn.
kreski niedzielne) zabarwiano, jak głosi wieść, na zielono barwnikiem
sporządzonym z młodego zielonego żyta lub owsa, a „miesiące” kolorowano
na rudo barwnikiem z cebuli zaparzonej wrzątkiem. Z drugiego końca
rdzennej Polski, ze wsi Glinki w gminie Ujsoły (pow. Żywiec) w
Karpatach, inny, również 74 - letni starzec podał, iż według opowiadania
jego ojca, co żył 86 lat, dawnymi czasy ludzie z jego sioła nie bardzo
wiedzieli, kiedy i jakie przypadają święta, bo do kościoła mięli nader
daleko. Dlatego ksiądz wprowadził taki zwyczaj: „każdemu kumotrowi,
który był z dzieckiem do chrztu, dawał kij, a na nim sam poznaczył
święta. U góry był Nowy Rok; Zwiastowanie Matki Boskiej miało znak XXV
itd.”[xiii].
Całkiem swoisty typ
przedstawia uderzający drewniany kalendarz ze zbiorów ks. Londzina w
Muzeum Cieszyńskim na Śląsku. Ma on kształt listwy szerokiej - na oko-
ok. 5-6 cm, długiej ok. 60 cm Na powierzchni tej listwy znajduje się 13
kółek, wyobrażających 13 miesięcy; wnętrze każdego z nich jest
przekreślone dwiema liniami na krzyż, przecinającymi się pod prostym
kątem; dzięki temu obwody kół są podzielone na 4 równe części; 6
krótkich kresek, zaznaczonych po wewnętrznej stronie każdej ćwiartki
obwodu, symbolizuje 6 dni; w każdym punkcie przecięcia się ramienia
krzyża z obwodem jest punkt - „niedziela”. Osobnymi znaki zamarkowano
święta, a na marginesach listwy poza miesięcznymi kołami są prymitywne
wizerunki ludzi, zwierząt, kos itp.
Analogii dla tego
wyjątkowego zabytku nie znam dotychczas zupełnie: proweniecji jego nie
znam również; dokładniejszy jego opis wymagałby lepszej znajomości
przedmiotu od tej, jaką w swoim czasie zdobyłem w ciągu krótkiego pobytu
w Cieszynie. Zaznaczę więc, jeszcze tylko, że wykonawca omawianego tu
kalendarza miał być niepiśmienny, dotknięty wadą wymowy i od 7 roku
życia głuchy (!); wykonanie obiektu sprawia wrażenie dość tandetne; koła
są określone czerwono, a znaki wyciskane ołówkiem czarnym.
Bez porównania lepiej niż
z Polski poświadczony jest drewniany kalendarz z Bałkanów, aczkolwiek i
tam bynajmniej nie występował licznie. Z Bułgarii pierwszy opisał
obchodzący nas zabytek S. Argirov w r. 1896; po nim dał dwa przyczynki
D. Marinov.
Obiekty przez nich
poświadczone pochodziły głównie czy nawet wyłącznie z
środkowo-południowej części kraju (z okolic miast Stara-Zagora, Čirpan,
Chaskovo i - zdaje się - Plovdiv). Długość kalendarza, ogłoszonego przez
Argirova a nadesłanego do zbiorów w mieście Plovdiv z miejscowości
zwanej T.-Sejmen, wynosi 1,315 m; kształt jest podobny do podanego prze
Marinova; znaki są dość proste; wizerunków ludzi itp. - brak. Zupełnie
ten sam mn. w. charakter mają tu należące nieliczne zabytki znalezione w
okolicach Kjustendilu w zachodniej Bułgarii, w okolicach Samokova w
Tracji wschodniej oraz w niektórych stronach Jugosławii: naprzód w
Bośni, a później na dalmackiej wyspie Olib. Kalendarz z wyspy Olib jest
to czerwonograniasty niezbyt długi pręt (74 cm) o przekroju ok. 4 cm; na
każdej grani ma nacięcia obejmujące trzymiesięczny okres. Używali go
zwłaszcza pasterze, gdy zapuszczali się z bydłem na czas dłuższy w
oddalone od wsi okolice pasterskie (cf. z tym wyżej, gdzie mowa o
wielkoruskich, syberyjskich myśliwych).
Nie ulega wątpliwości, że
ta postać, w jakiej kijowaty czy laskowaty kalendarz dochował się
sporadycznie śród włościan słowiańskich - a chyba z pewnością nie był on
nigdy pospolity po wsiach - jest w zupełności zależna od form
kalendarzy, używanych niegdyś przez warstwy wyższe i mających punkt
wyjścia w dawnym Kościele chrześcijańskim.
Oprócz Słowian hołdowały
zwyczajowi posługiwania się kalendarzami na kijach także inne ludy na
południowym wschodzie (np. Albańczycy, Gagauzi), północnym wschodzie (w
Azji, np. Jakuci etc., i w Europie, np. Czuwasi, Zyrianie, Lapończycy,
Finowie, Estowie), północy (Skandynawowie) i zachodzie (Anglicy). Jakiś
kijowaty kalendarz został zawleczony na wyspę Annobom u brzegów
środkowo-zachodniej Afryki, gdzie się przyjął u miejscowej ludności dla
celów związanych z kultem (katolickiego obrządku): inny zaś przedmiot
pokrewny, bliżej mi jednak nie znany, znaleziono na Nikobarach u
wybrzeży południowo-wschodniej Azji. W Szwecji używano takich przyrządów
do wieku XVII i zebrano ich tam ostatnimi czasy sporą ilość; do
znakowania ich stosowano w północnej Europie m.in. run (stąd mówimy o
północnych drewnianych kalendarzach runicznych); najstarszy zabytek
tego rodzaju datuje się z wieku XII. Zwykłą formą tych
drewnianych kalendarzy był i w Skandynawii czworo- czy sześciograniasty
pręt; ale obok niej trafiały się też kalendarze ryte czy wycinane na
kilku drewnianych płytkach, złączonych ze sobą w ten sposób, ze dawały
się rozsuwać wachlarzowato. Również u tubylców i Rosjan w Syberii oraz w
Rosji europejskiej napotykamy- obok pospolitszych kalendarzy kijowatych
i mniej lub więcej graniasto-cygarowatych, tzn. z zwężających się ku
obu końcom- takie lub inne płytkowate. Z Polski natomiast ani z Bałkanów
tych ostatnich form dotychczas nie znam, wyjąwszy Słowenię, gdzie
jednak znaleziono podobne zabytki nie w rękach włościan ( i gdzie były
one - dodajmy nawiasem - stosowane do końca wieku XVIII). Płytkowate
kalendarze były tez w obiegu śród Francuzów i Niemców (zwłaszcza
południowych), od których to ostatnich przyszły do Słowenii.).
Dla nas jako zajmujących się kulturą ludową
wszystkie powyższe przedmioty mają o tyle mniejsze znaczenie, że, jak
już napomknięto, na pewno nie są ludowej genezy, ani też nie można ich
uważać za powstałe bardzo dawno.
W tym związku warto by
jednak zadać sobie pytanie, czy śród zabytków podobnych - bodajby
egzotycznych - nie ma jakich „kalendarzy”, które by demonstrowały
wcześniejsze stadia rozwojowe od poznanych dotychczas, to znaczy - takie
stadia, co mogły istnieć, dajmy na to, m.in. również śród pogańskich
Słowian, zanim przyjęli chrześcijaństwo i wraz z nimi (choć oczywiście
niekoniecznie równocześnie) kalendarze typu jak na fig. 396-99. Niestety
brak mi dotychczas wiadomości w tej mierze (Autor pisał te słowa przed II wojną, wykopaliska powojenne dostarczyły nowego materiału, jak choćby birki z Opola - Odo).
Mogę więc li tylko
wskazać bardzo od nas oddalony w sensie geograficznym, swoisty
„kalendarz” Bataków, opisany w r. 1913 przez J. Winklera. Służył on nie
do precyzyjnego orientowania się w długich okresach czasu - co Batakom
przed przybyciem do nich Europejczyków było równie obce, jak zapewne i
dawnym nie cywilizowanym Słowianom-, lecz dla wykrywania czy raczej
definiowania szczęśliwych i nieszczęśliwych dni. Dodajmy wreszcie, ze
według dość niejasnej notatki H. Rosenthal obserwował w północnej Rosji
„ściany chat pokryte znakami wskazującymi przemijające dni”.
Prof. Kazimierz Moszyński
„Kultura ludowa Słowian”
Warszawa 1967
[i]Niekiedy
- np. w zachodniej Chorwacji - kreska skośna zlewała się z prostą,
która sama też stawała się ukośną w odwrotnym kierunku; wtedy 6
upodobniało się do Λ, tj. do (odwróconej) rzymskiej piątki; 7 miało
takiż kształt, uzupełniony przez dodanie jeszcze jednej kreski,
równoległej do jednego z jego boków itd.
[ii]Co do stosunków dawnych ob. Ciszewski 1. c. S. 131.
[iii]Te
dwa okresy mają szczególnie wielkie znaczenie w gospodarce wiejskiej. W
ciągu pierwszego z nich deszcze są bardzo pożądane; w ciągu drugiego-
odwrotnie- łatwo mogą się stać klęską dla rolnika.
[iv]Aby
wiedzieć, kiedy nastąpi ostatni, i będzie można bez obawy siać w
ogrodach to wszystko, co jest wrażliwe na silny spadek ciepła.
[v]„Selskij
derevjannyj kalendaŕ”. Moskvitjanin, r. 1852 I 2, dział VII (ob. V.
Srezenevskij, Sěvernyj rěznoj kalendaŕ, r. 1874, s. 45).
Birka to przedmiot ułatwiający liczenie. Wykonany z kawałka
wydłużonego drewna z nacięciami (w przypadku birek jednorazowych) lub
otworami zrobionymi na całej długości przedmiotu. Birki do wielokrotnego
używania były wykonane staranniej. Posiadały otwory, do których
wkładano kołeczki. W ten sposób odliczano dziesiątki i ich
wielokrotności. Większość birek ma 10 otworów. Ale występują też z
dwunastoma lub piętnastoma otworami.
Trochę w nawiązaniu do:
http://talbot.nowyekran.pl.neon24.pl/post/101323,banki-centralne-i-prywatna-kontrola-pieniadza#comment_885043
Szwedzkie media, powołując się na
tamtejsze władze wojskowe, podały, że 28 października grupa rosyjskich
samolotów wojskowych odbyła ćwiczenia nad wodami międzynarodowymi, ale
w maksymalnej bliskości szwedzkiej wyspy Olandii.
W ćwiczeniach brały udział między innymi strategiczne bombowce TU-22M, mogące przenosić broń jądrową.
Szwedzkie media, powołując się na tamtejsze władze wojskowe, podały,
że 28 października grupa rosyjskich samolotów wojskowych odbyła
ćwiczenia nad wodami międzynarodowymi, ale w maksymalnej bliskości
szwedzkiej wyspy Olandii.
W ćwiczeniach brały udział między innymi strategiczne bombowce TU-22M, mogące przenosić broń jądrową.
Czytaj więcej na
http://fakty.interia.pl/swiat/news-u-wybrzezy-szwecji-rosjanie-cwicza-atak-lotniczy-na-cele-m-i,nId,1054940?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Kierujące się ku Olandii rosyjskie samoloty zostały wykryte przez
szwedzkie radary i na ich spotkanie skierowano dwa myśliwce typu
Jas-Gripen, które cały czas pozostawały w pobliżu rejonu rosyjskich
ćwiczeń.
Tym razem reakcja szwedzka zdecydowanie różniła się od tej z wiosny,
gdy podczas podobnych ćwiczeń Szwedzi nie wysłali w powietrze swych
samolotów. Wówczas zareagowało na tę sytuację dowództwo NATO kierując do
akcji dwa duńskie F-16 uczestniczące w NATO-wskiej operacji
patrolowania przestrzeni powietrznej nad Estonią, Litwą i Łotwą.
Wysoki oficer szwedzkich sił zbrojnych - komentując ostatnie
rosyjskie ćwiczenia - stwierdził, że oprócz szkolenia ich celem było też
zaznaczenie stałej obecności Rosji na obszarach południowego Bałtyku.
Od 2 listopada na terenie m.in. Polski trwają ćwiczenia NATO
Steadfast Jazz 2013. Bierze w nich udział 28 państw sojuszu i trzy spoza
NATO: Finlandia, Szwecja i Ukraina. Ćwiczy ok. 6 tys. żołnierzy, w tym
ok. 3 tys. z Polski.
Czytaj więcej na
http://fakty.interia.pl/swiat/news-u-wybrzezy-szwecji-rosjanie-cwicza-atak-lotniczy-na-cele-m-i,nId,1054940?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Kierujące się ku Olandii rosyjskie
samoloty zostały wykryte przez szwedzkie radary i na ich spotkanie
skierowano dwa myśliwce typu Jas-Gripen, które cały czas pozostawały
w pobliżu rejonu rosyjskich ćwiczeń.
Tym razem reakcja szwedzka
zdecydowanie różniła się od tej z wiosny, gdy podczas podobnych ćwiczeń
Szwedzi nie wysłali w powietrze swych samolotów. Wówczas zareagowało na
tę sytuację dowództwo NATO kierując do akcji dwa duńskie F-16
uczestniczące w NATO-wskiej operacji patrolowania przestrzeni
powietrznej nad Estonią, Litwą i Łotwą.
Wysoki oficer szwedzkich sił
zbrojnych - komentując ostatnie rosyjskie ćwiczenia - stwierdził, że
oprócz szkolenia ich celem było też zaznaczenie stałej obecności Rosji
na obszarach południowego Bałtyku.
Od 2 listopada na terenie m.in.
Polski trwają ćwiczenia NATO Steadfast Jazz 2013. Bierze w nich udział
28 państw sojuszu i trzy spoza NATO: Finlandia, Szwecja i Ukraina.
Ćwiczy ok. 6 tys. żołnierzy, w tym ok. 3 tys. z Polski.
Okolice Kaliningradu to najbardziej zmilitaryzowany obszar Federacji Rosyjskiej, istnieje tu największe skupisko obiektów militarnych w Europie.
W skład Sił Zbrojnych RP wchodzą jako ich rodzaje:
mężczyźni w wieku 19-50 lat podlegający obowiązkowi służby wojskowej
24 000 000 osób (2012)
liczba poborowych
2 200 000 (2012)
służba czynna
3 075 000 (2013), 2. miejsce na świecie
stan mobilizacyjny
6 300 100 (2012), 4. miejsce na świecie
"Dobrze obecną zdolność bojową armii rosyjskiej ilustrują dane dotyczące operacji militarnych w Czeczeni oraz w Gruzji.
Przeciwko kilkunastotysięcznej
armii Czeczeńskiej walczyło w latach 1999-2000 ok. 60 tys. Rosjan, z
czego zginęło prawie 2 tys., a działania wojenne trwały pół roku.
Niecałą dekadę później, w
2008 roku, w walkach z liczniejszą, blisko 30-tysięczną i lepiej
uzbrojoną armią gruzińską Rosja użyła tylko ok. 15 tys. żołnierzy a
walki trwały zaledwie 5 dni przy stratach własnych wynoszących zaledwie
71 żołnierzy."
Andrzej Wilk, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich
"Posłanka do Parlamentu Europejskiego i
była minister spraw zagranicznych Estonii Kristiina Ojuland
skomentowała wspólne rosyjsko-białoruskie manewry wojskowe „Zapad–2013”.
Tłumacząc, dlaczego kraje bałtyckie były mocno nimi przestraszone ,
stwierdziła: – Nie tylko kraje bałtyckie, ale także cała wspólnota europejska była zaniepokojona.
Ewentualne scenariusze tych manewrów są, moim zdaniem, nie do
przyjęcia. [...] Niestety, nie wierzę w bezstronność Białorusi i
Rosji, więc jestem przekonana, że w tym przypadku chodzi o coś więcej . Białorusko-rosyjskie strategiczne
manewry wojskowe „Zapad–2013” (Zachód 2013) rozpoczęły się 20 września
na poligonach Białorusi oraz w obwodzie kaliningradzkim i trwały do 26
września.
W ich trakcie wykorzystano około 400 pojazdów bojowych, w tym 70 czołgów i ponad 50 samolotów oraz śmigłowców.
Udział wzięło 12,9 tys. żołnierzy, z czego 2,5 tys. Rosjan.
( największe od 7 lat manewry NATO - Steadfast Jazz 2013 - 6 tysięcy żołnierzyz 22 państw - 3 tyś. Polaków i 3 tysiąceobcokrajowcówz 21 krajów, czyli średnio po 142 os. z każdego kraju.)
Jak zapowiadały Moskwa i Mińsk, podczas manewrów ćwiczona będzie obrona granicy państwa związkowego,wprowadzanie stanu wyjątkowego w regionie przygranicznym,poszukiwania i likwidacja grup dywersyjnych oraz nielegalnych ugrupowań zbrojnych."
"Kowal przypomniał, że poprzednie
manewry Zapad w 2009 roku "wzbudziły znacznie więcej emocji". - W ich
scenariuszu był bowiem zawarty wariant powstania wywołanej przez mniejszość polską na Białorusi.
W tegorocznych ćwiczeniach najbardziej kontrowersyjną kwestią jest prewencyjnyatak na Warszawę. To musi budzić emocje - mówił prezes PJN."
"...trwają największe od 7 lat
manewry NATO - Steadfast Jazz 2013. Scenariusz ćwiczeń: fikcyjne państwo
zajmuje część terytorium Estonii. W ćwiczeniach bierze udział 28 państw
NATO i kraje partnerskie: Szwecja, Finlandia i Ukraina.
Polska wystawiła do manewrów około trzech tysięcy żołnierzy i prawie połowę sprzętu,
potrzebnego do realizacji planowanych zadań (300 pojazdów polskiej
armii, 30 samolotów i śmigłowców oraz 10 okrętów). W naszym kraju odbędą
się najważniejsze części ćwiczeń, czyli działania bojowe.
- Manewry to chyba za duże słowo,
skoro bierze w nich udział zaledwie sześć tysięcy żołnierzy - ocenia
tymczasem w wywiadzie dla RMF FM gen. Roman Polko.
- Jeżeli za naszą granica wschodnią prowadzone są manewry na dużą skalę,
gdzie celem, nikt tego nie ukrywa, jest wojna z NATO, jeśli Rosjanie do
spółki z Białorusią ćwiczą to, w jaki sposób będą prowadzić działania
na terytorium Polski, to odpowiedź musi być przynajmniej adekwatna,
czyli równa. A okazuje się, że ta odpowiedź jest o takiej skali, że te wojnę tak naprawdę przegraliśmy.
Myślę, że to nie sześć tysięcy, ale sześćdziesiąt tysięcy żołnierzy
powinno się zgrywać, wówczas moglibyśmy mówić o rzeczywistych manewrach -
dodał w rozmowie ze stacją radiową"
Największe od 7 lat manewry NATO - Steadfast Jazz 2013 - 6 tysięcy żołnierzyz 22 państw -
3 tyś. Polaków i 3 tysiące obcokrajowców z 21 krajów,
Jak ruskie przebiegają nóżkami. Juz nie
wystarcza im obecność militarna w Syrii, chcą rozszerzenia swego
imperializmu na kraje europejskie w tym Polskę.
artykułu nasuwa się też wniosek, że lepiej
było pozostać w sojuszu z Rosją, gdyż ten układ był dla nas dużo lepszy
niż NATO, które nie chroni nas przed niczym.
Od lat obserwuję wspólne wysiłki żydokomuny
i Werwolfu w celu wysłania Polaków na front wschodnim, mamy umierać jak
najliczniej my za ich interesy (tych co nie umrą oni sami później
dobiją).
Ta cała jawnie agenturalna impreza polegająca na próbach demontażu
Białorusi polskimi rękami. I nie w polskim interesie, i robiona przez
jawną antypolską agentur, przez jakiś śmieć antypolski. Wiadomo że po
Białorusi ma być Rosja. Więc że oni też pokazują że coś mogą, to nic
dziwnego. A że Warszawa na celowniku? Toż to najmniej polskie z polskich
miast, czy to jest w ogóle miasto polskie, czy raczej kwatera
okupantów? Tych okupantów co teraz kombinują, jakby tu wymordować na
froncie wschodnim jak najwięcej Polaków.
"Juz nie wystarcza im obecność militarna w Syrii, "
No widzisz? Już twoim idolom znad Jordanu nawet wystawianie pomników bohaterskiej armii czerwonej nie pomogło...
Aj waj... Tyle geldu wyrzuconego w błoto :)))
Ano, wszystkim sie przejedli ruscy za PRL i
w postPRL wiekszosc ludzi ma alergie na ruskich. Tak wiec z
protektoratu ruskich weszlismy pod niemiecko-amerykansko-izralerski.
Co wiecej ojciec narodow, chorazy pokoju, zastosowal taki maly trik w
jalcie. Dajac polsce tereny sporne niemiec - chcial w ten sposob
przywiazac polske na zsrr, na zasadzie wrog mojego wroga.
W postPRL o tym zapomnieli, a o ziemie odzyskane niemcy sie jeszcze upomna, tym bardziej ze ponoc maja ku temu podstawy prawne.
Nikogo nie straszę, tylko staram się pokazać zakulisowe działania. To, że to jest straszne to inna sprawa.
Nie straszę też Rosjanami, tylko pokazuję dysproporcje sił, tym, którzy poddają się amerykańskiej indoktrynacji antyrosyjskiej.
Pokazuję również, że nato ma nas w nosie i że to my jesteśmy na
pierwszej linii ognia anglosaskich interesów (3 tyś. naszych żołnierzy i
po kropli z obcych państw)
Oni nie potrzebują nato, bo mają broń jądrową, nato jest potrzebne, żeby
przyciągnąć do siebie naiwniaków, których będzie można wkręcić na
pierwszą linię ognia.
Nie odgrzewam kotletów wkręcając Zakajewa - pokazuję absurdy
antyrosyjskiej propagandy - guru Michałkowicz wkręca prawicę w termin
"razwiedka" udając, ze nie dostrzega konsekwencji z użycia rosyjskiego
terminu.
Skoro ruska agentura rządzi Polska, to dlaczego nie sprzątnęła Zakajewa zgodnie z interesami Rosjan??
Bo to zachodnia agentura, której interesy są rozbieżne z rosyjskimi.
Skoro interesują Pana sprawy zakulisowe, to
na pewno słyszał Pan o tzw.planie /projekcie/harwardzkim wobec Rosji w
zakresie dezintegracji jej terytorium i depopulacji ludności. Jestem
ciekaw co Pan o tym sądzi i kto za tym stoi ? czy Pana zdaniem ten
projekt nie narusza praw człowieka?
Nie słyszałem o takim projekcie, ale
czytając to co pokazały gugle mogę jedynie dodać, że mam podobne
odczucia: zachód dąży do wyniszczenia Słowian i zagarnięcia naszego
dziedzictwa.
"Zakajew: Rosjanie chcieli mnie zlikwidować w Polsce"
"Mam wrażenie, że wówczas w Warszawie szykowano coś niedobrego i
dopiero polskie władze ochroniły mnie przed niebezpieczeństwem ze strony
rosyjskich służb specjalnych – powiedział "Codziennej" przebywający w
Londynie Ahmed Zakajew."
"Podczas mojego pobytu w Polsce rosyjskie służby specjalne szykowały na
mnie zamach - mówi „Gazecie Polskiej Codziennie” Ahmed Zakajew, szef
czeczeńskiego rządu na uchodźstwie. A jego współpracownicy dodają: "W
waszym kraju pod przykryciem uchodźców czeczeńskich działają agenci
rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa".
Od kiedy to sojusznicza wsiowa agentura nie współpracuje ze swymi kamratami ze wschodu, hę?
ALE SKORO DONOSI O TYM AMERYKAŃKI ORGAN PRASOWY...
Apeluję do filantropów o darmowe sole trzeźwiące dla prawicowych lemingów!!
Rumunia zgadzając się na instalowanie amerykańskiej tarczy antyrakietowej naraża się na kontratak ze strony Rosji.
Media rumuńskie z zaskoczeniem przyjmują fakt, że na stronie internetowej tamtejszej Ambasady USA wisi ostrzeżenie dla przybywających do tego kraju Amerykanów. Wynika z niego, że istnieje wysokie ryzyko trzęsienia ziemi w tym kraju.
Przedstawiciele Ambasady wskazują na rejestrowaną kiedyś i obecnie aktywność sejsmiczną w kilku miejscach Rumunii ze stolic, Bukaresztem włącznie. Co jeszcze bardziej uderza rumuńskie media jest tam napisane, że gdy do trzęsienia dojdzie rumuński rząd z pewnością nie będzie w stanie odpowiednio reagować.
Potem znajduje się wiele rad dla obywateli USA przebywających w Rumunii i sposobu postępowania na wypadek katastrofy.Przedstawiciele
rządu amerykańskiego opisują wszystko w taki sposób jakby kolejne
wielkie i niszczące trzęsienie ziemi w Rumunii było kwestią najbliższego
czasu i to dodatkowo szokuje Rumunów.
Amerykańscy dyplomaci mają powody do
formowania takich ostrzeżeń. Ostatnie wielkie trzęsienie ziemi, które w
1977 roku wystapiło w okolicy regionu Vrancea, miało 7,4 stopni w skali
Richtera. Wstrząsy spowodowały w Bukareszcie śmierć 1570 osób a raniły
15 tysięcy. Zniszczeniu uległo wtedy wiele pięknych zabytkowych
budynków.
na coś takiego, to tylko za szmal który
zrobiłby z nas Dubaj. Gdzie dawało by się obywatelom kasę darmo na
rozruch interesu itp itd. Kto słyszał o życiu w Dubaju ten wie. Do tego
autonomiczna broń atomowa na wyposażenie armii PL. W innym razie niech
sobie szukają frajerów gdzie indziej.
Czy Rumunia bez tarczy jest wolna od ewentualnej rosyjskiej agresji? TAK.
Rosjanie stosują presję gospodarczą i głośno nawołują świat do
przestrzegania praw i nieingerowania w sprawy suwerennych państw. Rosja
nie ma pretensji terytorialnych i dosyć własnych problemów gospodarczych
i społecznych - min. rosnącą potęgę Chin, które tylko czekają na
pretekst (w obronie Rumuni), żeby zająć Syberię.
A czy mając u siebie elementy amerykańskiej tarczy antyrakietowej jest wolna od ewentualnej rosyjskiej agresji? NIE
Ale w tym przypadku może liczyć na wsparcie amerykańskie. I dlatego Rosja NIE ZAATAKUJE
Rosja nie zaatakuje Rumunii, bo po co?
Jednak, jeżeli na jej terenie będzie broń zaczepna lub tarcza - jako element zabezpieczający na wypadek wojny;
najbliższa droga i tak prowadzi przez biegun północny, ale okręty
nawodne i podwodne też przenoszą rakiety o ładunku jądrowym, np. będą
strzelać z Morza Śródziemnego, a z Rumunii rakiety osłaniające, albo
mylące przeciwnika
to Rumuni mogą się liczyć z atakiem na swoje terytorium celem zniszczenia np. mobilnych wyrzutni amerykańskich.
Kto nie chce i czego? Nie mieliśmy BYĆ
czyjąś tarczą, a mieliśmy MIEĆ czyjąś tarczę. Piszcie więc za siebie
(podpiszcie to jakoś). Ja tam bardzo chciałbym tarczy rakietowej USA, to
by znaczyło, że jakikolwiek atak na ich instalacje, to reakcja z ich
strony, może i wojna obronna.
A tak, to Ruski mogą nawet jutro wkroczyć, zabrać ci kompika, zastrzelić
azorka i wydymać kogo tam masz do wydymania i NIKT im nie zrobi nic.
Wasza prorosyjska koteria rżnie głupa i udaje, że w imię jakiegoś
"patriotyzmu inaczej" coś osiąga dla Polski, a to dokładnie na odwrót.
Wystawicie nas na pożarcie, jak namotacie ludziom we łbach. Z takim
rządem jak mamy obecnie, to i tak nie musicie się wysilać, ale rząd się
może zmienić, wtedy trzeba będzie się jakoś za was zabrać, quislingowcy.
"jakikolwiek atak na ich instalacje, to reakcja z ich strony, może i wojna obronna."
Akurat...a w 39 wierzyliśmy w sojusze - obietnice NATO nam nie wystarczą, że trzeba nam tarczy?
A poza tym - amerykańskiej tarczy i tak nie będzie więc po co ta gadka?
" i NIKT im nie zrobi nic." - to po co te historyjki o nato?
Jak nato nam nie pomoże to i tarcza nic nie da.
Tarcza jest na wojnę ostateczną, tu nikt nie będzie za Polską stawał...
Ja nikogo nie wystawiam na pożarcie, jak na razie to amerykańskie pastuchy szczują Polaków na Rosję - atomowe mocarstwo.
"ale rząd się może zmienić, wtedy trzeba będzie się jakoś za was zabrać, quislingowcy."
Amerykańskie pastuchy się wezmą za wolnych ludzi?
A to z jakiego powodu - z p. swojej proamerykańskiej choroby sierocej?
Amerykanie przez 20 lat bardziej nas okradli niż ruscy przez 40 lat komuny.
Wg Inst. im. A. Smitha całkowite opodatkowanie obywatela w Polsce wynosi
83% - 3 tygodnie w każdym miesiącu harujesz na złodziei.
Panie Maćku,
1. sojusze z cherlawą Francją i Anglią lat 30-tych to nie to samo, co
sojusz z najpotężniejszym państwem świata (chyba, ze macie inne dane?).
2. To nie tarcza prowokuje stanie się celem, to akurat jest na odwrót.
3. Chyba nikt o zdrowych zmysłach nie sądzi, że polska armia, te całe 20
tysięcy amatorów pójdzie atakować Rosję w obronie Kansas? Może wy tak
sądzicie? No, bez jaj...
4. Amerykanie to pastuchy, a Rosja mocarstwo... wie pan co? Lepsze
pierdoły to bywały w czasopiśmie Kraj Rad. Przynajmniej propaganda nie
była tak żenująco namolna.
5. Mam nadzieję, że chociaż z tego jest dla pana grosz, bo tak za darmo robić z siebie ruskiego agenta, to głupio...
Atak na jakikolwiek kraj, głownie zależy od
woli agresora. Nie od ustępstw ewentualnej ofiary. Szczególnie, gdy
ofiara jest dużo słabsza od agresora. Do napaści nie dojdzie, jeżeli z
nią wiąże się duże niebezpieczeństwo ze strony napadniętego. Atak na
Rumunię niczym Rosji nie grozi. Powód zawsze się znajdzie. A sojusznicy z
NATO skończą na papierowych protestach i ewentualnym embargo. Natomiast
atak na amerykańskie instalacje, to atak na USA. Tego Rosja nie
zaryzykuje.
Człowieku.
My sami za tą instalację zapłacimy, będziemy ją utrzymywać i jeszcze
zakupimy z radości bezwartościowych amerykańskich obligacji na 20
miliardów złotych.
Nie łudź się.
Nie ma takich pieniędzy, które pokryłyby Polsce straty z tytułu instalacji.
Owszem.
Można postawić warunki Rosji.
Won z atomówkami z Królewca, gaz za max 80% ceny dla Niemców (70% gdy
zrezygnujemy z łupków-głupków), dobre stosunki polegające na ochronie
wzajemnych interesów.
Ropa dla nas po cenie 80% ceny dla Niemców, nasze żarcie do Rosji,
ułatwienia wizowe, OGRANICZENIE obustronnych akcji wywiadowczych i
ZAPRZESTANIE sabotażowych.
Niech zrobią coś ze Smoleńskiem i albo wezmą winę na siebie (ich
parlament już to zrobił) albo niech wykażą, że to ktoś inny - no, bo jak
tego nie wiedzą, to są równie poważnym państwem jak Polska.
Na koniec bardzo ważne.
Powołanie wspólnej agendy rządu Polski i Rosji do szukania pól współpracy i poprawy stosunków.
A jakby się udało, to zaproponować Rosji wyjście Polski z NATO.
Np. za otwarcie gospodarcze, uzbrojenie naszej armii po zęby w rosyjski
sprzęt za 40-50% wartości (w końcu ich też będzie bronił) i pomoc w
odzyskaniu ziem wschodnich od Litwy i Ukrainy oraz zawarcia sojuszy z
Białorusią z ewentualną korektą granic na naszą korzyść, a może nawet
więcej.
A po co Jemu, to jest JE Putinowi napadać na Rumunię?
?????????????????
Mało ma problemów u siebie z choćby własne zamarzająca na skutek
dywersji Jakucją o wielkości 4x Rumunii?
On musi się starać, by mu Murmańska nie zabrali ze złożami diamentów, a nie o rumuńskie plantacje słoneczników i kukurydzy.
Te, Muni.
A po co Ruscy mieliby tu wejść?
Przecież tu już wszystko niemal rozkradzione przez przyjaciół z zachodu.
Zapomniałeś, że od Rosji oddziela nas Białoruś, Ukraina i Litwa, a wojska w enklawie sobie nie poradzą?
Co niby miałaby osiągnąć Rosja zajmując Polskę prócz problemów prowadzących do samozagłady????
A dla ameryki w czasie kryzysu zrobić z Polski pustynię atomową, to pestka.
Nawet tego nie zauważą.
I NIC ich to nie będzie kosztować.
Rosja obecnie walczy o życie, ale być może za kilkanaście lat stanie na nogi.
Wtedy się zacznie.
A my zostaniemy z tarczą strzelecką.
Czy już zapomniałeś jak na pośmiewisko dali nam "patrioty" bez błowic bojowych??????????
Po prostu napluli nam w twarz w blasku fleszy.
Wiesz dlaczego Rosjanie nami gardzą i śmieją się z nas?
Dlatego, że pilnujemy wszystkiego z wyjątkiem własnych interesów.
Ba, my działamy wprost przeciw własnym interesom żywiąc się mitami i hasełkami obcej propagandy.
I niestety oni mają rację.
Idiota na własne życzenie jest godzien pogardy.
Dlatego ja nie chcę być idiotą i piszę ten tekst w nikłej nadziei na otworzenie komuś oczu.
"4. Amerykanie to pastuchy, a Rosja
mocarstwo... wie pan co? Lepsze pierdoły to bywały w czasopiśmie Kraj
Rad. Przynajmniej propaganda nie była tak żenująco namolna."
No, mówią o nich jeszcze "uzbrojony dom wariatów".
Sprawdź sobie jakie długi mają Stany,i co posiadają poza Hollywood,i
drukarniami dolara i porównaj z sytuacją Rosji, która długów nie ma
praktycznie, a zamiast emisji zielonych papierków wysyła na świat ropę i
gaz - brak jej tylko Hollywood.
No i jak amerykanie chcą lecieć w kosmos, to muszą się najpierw ustawić w
kolejce do kasy w Moskwie, by kupić bilet na pociąg na orbitę.
Taka to i amerykańska technologia.
Najpotężniejsze państwo świata właśnie schodzi do grobu. Przyszłość to Chiny, Rosja, Indie.
Proszę sobie poczytać wypowiedzi chińskich polityków nt. de-amerykanizacji świata.
Nie chodzi o polską armię, tylko o nastawienie społeczeństwa, aby się postawiło, w wypadku prowokacji.
Amerykanie to pastuchy - nawiązuję do brzydkiego medalu z okazji MŚ w gałę w 2006 roku w niemczech.
Ci sojusznicy są siebie warci, tak samo kradną, oszukują i szkalują.
Nie jestem żadnym ruskim agentem, tylko zwracam ludziom uwagę, że
antyrosyjska retoryka w polskojęzycznych mediach ma zadanie ODWRACAĆ
UWAGĘ POLAKÓW OD FAKTU, ŻE NAJWIĘKSZYM ZŁODZIEJEM W POLSCE SĄ KRAJE
ZACHODU, W TYM AMERYKANIE
Za to pańska retoryka jak ulał pasuje " bo tak za darmo robić z siebie amerykańskiego agenta, to głupio..."
jak ponizej czytaj wasc wstydu oszczedz.
Pozdrawiam