smutne realia wojny
przedruk
O Wielkiej Polsce Rafała Ziemkiewicza – Tomasz Gabiś
Zachęcony rozgłosem, z jakim spotkała się książka Rafała Ziemkiewicza Wielka Polska, postanowiłem ją zakupić, ale z wrodzonej ostrożności, gdy chodzi o wydatkowanie środków finansowych na rzeczy luksusowe, najpierw przeczytałem opublikowany na portalu „Do Rzeczy” początkowy jej fragment, będący wprowadzeniem w temat. Autor poprzedził go dwoma mottami, które, jak wolno mniemać, mają czytelnikowi – w największym skrócie – przedstawić główną ideę książki. W cytacie pochodzącym z książki George`a Friedmana Następne 100 lat. Prognoza na XXI wiek, czytamy: „Wojny – jeśli nie powodują wyniszczenia kraju – stymulują wzrost gospodarczy”. Kpi czy o drogę pyta? Wszak wojny, o czym wie każde dziecko, stymulują nie wzrost gospodarczy, ale wzrost wydatków rządów na zbrojenia i prowadzenie wojny a zatem wzrost zysków właścicieli i akcjonariuszy fabryk produkujących broń i inne wyroby potrzebne na wojnie oraz wzrost zysków bankierów udzielających rządom kredytów wojennych. Jeszcze nie zaczęliśmy czytać tekstu głównego a już na samym wstępie natykamy się na niedorzeczność. Ładny początek!
I dalej autorytet Ziemkiewicza, Friedman wywodzi : „Polska nie była wielką potęgą od XVI wieku. Ale kiedyś nią była – i, jak sądzę, będzie znowu. Umożliwią to dwa czynniki. Po pierwsze, upadek Niemiec. Ich gospodarka jest silna i wciąż się rozwija, ale straciła dynamikę, którą się odznaczała przez dwa stulecia. Ponadto w ciągu następnych pięćdziesięciu lat gwałtownie spadnie liczba ludności, jeszcze bardziej podkopując ich potencjał gospodarczy. Z czasem blok polski przewyższy potęgą Europę Środkową i Zachodnią i osiągnie dokładnie to, o czym niegdyś marzyły Niemcy. Wchłonie i rozwinie zachodnią część dawnego imperium rosyjskiego, tworząc znacznych rozmiarów system gospodarczy”.
A zatem, według Friedmana, i cytującego go aprobatywnie Ziemkiewicza, spadek liczby ludności Niemiec podkopie ich potencjał gospodarczy, co spowoduje ich upadek, co z kolei otworzy Polsce drogę do osiągnięcia mocarstwowej pozycji. Jednakże w Polsce, wskaźnik dzietności wynosi 1,44 co daje nam 19 miejsce w Europie, a stopa urodzin 9,4, co daje nam 163 miejsce na świecie (na 192 państw). (zob. https://www.theglobaleconomy.com/rankings/birth_rate/) Według prognoz Eurostatu w ciągu następnych 50 lat liczba ludności w Polsce może spaść z obecnych 38 milionów do 31 milionów, nastąpi spadek liczby ludności w wieku produkcyjnym i wzrost liczby ludności w wieku poprodukcyjnym, powstanie coraz większe obciążenie dla sytemu emerytalno-rentowego, nastąpi zmniejszenie PKB per capita, zmniejszenie oszczędności, obniżenie produktywności i innowacyjności (zob. Kamil Goral, Perspektywy demograficzne, „Forum Polskiej Gospodarki” 2021 nr 7). Gdyby brać słowa Friedmana poważnie, to można by dojść do wniosku, że to, co dla Niemiec i ich gospodarki będzie katastrofą, Polsce jakimś cudem pozwoli „wchłonąć i rozwinąć zachodnią część dawnego imperium rosyjskiego, tworząc znacznych rozmiarów system gospodarczy”. Ten sam trend demograficzny w obu krajach, a skutki dokładnie przeciwne! Oczywisty absurd!
Zdaniem Ziemkiewicza, Niemcy kupowali tanio surowce energetyczne od Rosji, dzięki czemu mogli tanio produkować i tanio sprzedawać swoje produkty na świecie. Zbyt tanie być jednak nie mogły, bowiem od zysków z ich sprzedaży zależała duża część wpływów do budżetu Rosji a zatem także środki na armię. Wymiana musiała się opłacać obu stronom – dlatego np. budowa Nord Streamu była zarówno projektem geopolitycznym, jak i biznesowym. Niemcy kupowali gaz od Rosji po prostu po korzystnych cenach. Ale Ziemkiewiczowi to nie wystarcza, on twierdzi, że Rosjanie byli gotowi do „udzielania [Niemcom] swych surowców za bezcen” (!) Jeszcze trochę, a okaże się, że dobrzy wujkowie z Moskwy dawali Niemcom surowce nie za psi grosz nawet , ale „za darmo”!
Na swoim wideoblogu, w odcinku „Łysy jedzie do Moskwy” – Ziemkiewicz odkrył tajemnicę „taniości” rosyjskich surowców. Otóż Rosjanie mogli tanio sprzedawać gaz i ropę Niemcom, ponieważ ukradli te surowce ludom podbitym – Ewenkom, Czukczom, Jakutom, Buriatom! Cóż za zręczne, jakże pomysłowe użycie przeciwko Rosjanom dyskursu „postkolonialnego”: rola złodziei i rabusiów wyznaczona w nim Brytyjczykom, Francuzom, Hiszpanom, Holendrom czy Belgom tutaj przypada Rosjanom. W ten sposób Ziemkiewicz dla potrzeby bieżącej propagandy, wzmacnia de facto schematy antyeuropejskiego dyskursu. Nie ma widocznie bzdury, której by nie wyciągnięto z magazynu postępowych bzdur, byleby tylko dokopać „kacapom”. To, że w ten sposób utrwala się panowanie bzdury, to już Ziemkiewicza nie obchodzi.
W opublikowanym na łamach „Do Rzeczy” wprowadzeniu do swojej książki Rafał Ziemkiewicz zajął się także stosunkami gospodarczymi Niemiec i Chin. Jego zdaniem drugim obok „tanich” (otrzymywanych „za bezcen”) rosyjskich surowców energetycznych filarem konkurencyjności niemieckich przedsiębiorstw na rynkach światowych były chińskie tanie „podzespoły”, „materiały”, „półprodukty” – tanie musiały być na pewno, wszak gdyby nie były (tak jak rosyjskie surowce), to by przecież niemieckim przedsiębiorstwom konkurencyjności na rynkach światowych nie zapewniły. A może Chińczycy „udzielali” je Niemcom „za bezcen”?
Ziemkiewicz pisze:
„Podstawą niemieckiej konkurencyjności było zapewnienie sobie tanich surowców. W pogoni za nimi najważniejsze w polityce Niemiec stały się dwa państwa: Chiny i Rosja. Z Chin według danych z roku 2021 (tak zwane badanie IFO przeprowadzone przez naukowców z Uniwersytetu Monachijskiego) pochodzi aż połowa podzespołów i materiałów zużywanych przez niemiecki przemysł”. Sformułowanie użyte przez Ziemkiewicza „tak zwane badanie IFO” oznacza, że ma on na myśli badania o nazwie „IFO”; widać tu brak orientacji w temacie. Nie chodzi bowiem o „badania IFO” przeprowadzone przez niemieckich naukowców, ale badania przeprowadzone przez znany powszechnie Instytut Badań nad Gospodarką (Institut für Wirtschaftsforschung – w Niemczech skrótowo określany jako ifo ) – dodajmy, że instytut działa „przy uniwersytecie” w Monachium, ponieważ jest odrębną placówką badawczą. Najnowsza publikacja instytutu na temat znaczenia Chin dla niemieckiej gospodarki, jaką znalazłem na jego stronie internetowej, to tekst Andreasa Baura i Lisandry Flach Deutsch-chinesische Handelsbeziehungen: Wie abhängig ist Deutschland vom Reich der Mitte? (Niemiecko-chińskie stosunki handlowe: jak zależne są Niemcy od Państwa Środka?) opublikowany w „ifo Schnelldienst” 2022 nr 4. Autorzy przedstawiają te stosunki aspekcie czasowym, w zależności od gałęzi gospodarki a także umieszczają je w międzynarodowym kontekście porównawczym – czyli suche fakty, dane, liczby, tabele, wykresy [https://www.ifo.de/publikationen/2022/aufsatz-zeitschrift/deutsch-chinesische-handelsbeziehungen-wie-abhaengig-ist]
Poświęcają oczywiście fragment swojego tekstu – wspomnianym przez Ziemkiewicza – importowanym przez niemieckie przedsiębiorstwa półproduktom, produktom pośrednim, usługom, substancjom i materiałom pomocniczym, towarom, półfabrykatom, prefabrykatom (niem. Vorleistungen) używanym do wytworzenia produktu finalnego. Na str. 58 autorzy zamieszczają diagram pokazujący przejrzyście, jaki jest prawdziwy stan rzeczy: najważniejszą, dominującą rolę wśród krajów dostarczających „półprodukty” przemysłowi niemieckiemu odgrywają kraje Unii Europejskiej – przypada na nie 44% wszystkich zagranicznych „półproduktów” użytych w niemieckiej produkcji finalnej. Udział pozostałych krajów Europy (Wlk. Brytania, Szwajcaria, Norwegia, Turcja, Islandia) to 13%, USA – 10%, Azji Południowo-Wschodniej (Japonia, Korea Płd., Tajwan, państwa ASEAN) – 9%, pozostałych krajów świata – 18%. Udział Chin wynosi 7% (Ziemkiewicz z 7% zrobił 50%, ale po co się ograniczać – wszak równie dobrze można z 7% zrobić 99%).
W świetle tego rzeczowego artykułu, zawartych w nim danych statystycznych i analiz wywody Ziemkiewicza na temat chińskiego filaru gospodarki niemieckiej w postaci „półproduktów”, na które „przestawiła gospodarkę swojego kraju” Angela Merkel, to zwyczajne koszałki-opałki, a na tym żadnej wielkości – najpierw w sferze wiedzy, poznania, rozumienia świata i rządzących nim mechanizmów – się nie zbuduje. Wrażenie, jakie odnieść można zarówno po lekturze jednego rozdziału Wielkiej Polski , jak i po wysłuchaniu jutubowych wystąpień Ziemkiewicza reklamujących książkę, to wrażenie myślowej powierzchowności, płytkiej wiedzy, niedbale skleconej argumentacji, braku dokładności, pochopnych, wyrażanych z ogromną pewnością siebie sądów, konstruowania maksymalnie prostych zależności i związków przyczynowo-skutkowych. Na przykład wypowiadając zdecydowane opinie o gospodarce niemieckiej Ziemkiewicz słowem nie wspomina o niezwykle istotnej – wielokrotnie opisywanej w opracowaniach naukowych i w publicystyce ekonomicznej – roli tzw. Mittelstandu. To trochę tak, jakby ktoś wypowiadając się na temat polskiej muzyki poważnej drugiej połowy XX wieku, ani słowem nie wspomniał o Lutosławskim czy Góreckim. W ogóle to, co Ziemkiewicz pisze i mówi na ten temat Niemiec i Niemców w większości należy do popularnego w Polsce gatunku dziennikarsko-politycznego „ujadania na Szwaba”. Nie jest to rzecz jasna gatunek nowy i popularny tylko w Polsce. Nasz najwybitniejszy filolog klasyczny Tadeusz Zieliński, który przebywał w Petersburgu, kiedy wybuchła I wojna światowa, po latach wspomniał „nastrój był zdecydowanie antyniemiecki a co bardziej krewcy wszystko wrzucali do jednego worka; dostałem pewnego razu do przeczytania artykuł pod zwariowanym tytułem Od Kanta do Kruppa, a nie należał jeszcze do najgorszych” (zob. Zieliński, Autobiografia. Dziennik 1939-1944, podali do druku Hanna Geremek i Piotr Mitzner, Warszawa 2005, s.179). Wiele z tego, co się pisze o Niemczech, Niemcach, ich historii i kulturze, jest na poziomie tych, publikowanych sto lat temu w Petersburgu, artykułów. Szkoda, że Ziemkiewicz, który jako drugie motto do swojej książki umieścił cytat z Romana Dmowskiego, i samookreśla się jako kontynuator myśli politycznej Narodowej Demokracji, czerpie natchnienie nie tyle z zasadniczych prac Dmowskiego, co raczej z pożółkłych endeckich broszurek propagandowych z pierwszych dekad XX wieku.
Po przesłuchaniu kilku odcinków wideoblogu Ziemkiewicza doszedłem do wniosku, że autor Wielkiej Polski nawiązuje – raczej nieświadomie – do szacownej polskiej tradycji gawędy. Jak podaje Słownik terminów literackich Michała Głowińskiego, Teresy Kostkiewiczowej, Aleksandry Okopień-Sławińskiej, Janusza Sławińskiego (pod. redakcją J. Sławińskiego Wrocław-Warszawa 1988, s.163) gawęda związana była z tradycyjną kulturą szlachecką, pierwotnie była to opowieść ustna, wygłaszana w towarzyskich okolicznościach w trakcie biesiady, po polowaniu itp.; miała wiele wspólnego z rosyjskim skazem. Cechy gawędy to: „brak konturów kompozycyjnych, aintelektualny charakter, swoboda w prowadzeniu wątków, powtórzenia, liczne zwroty do słuchaczy, występowanie gestów fonicznych”. Jeśli posłuchać trwającego półtorej godziny wystąpienia Rafała Ziemkiewicza na temat wizji wielkiej Polski, które wygłosił on w Klubie Jagiellońskim, łatwo dostrzec w nim obecność wszystkich cech gawędy wymienionych w STL – krótko mówiąc: jeden wielki groch z kapustą.
*****
W polemice z Łukaszem Warzechą Rafał Ziemkiewicz dowodzi, że przeprowadzanie analogii między sytuacją Polski w 1939 roku a jej sytuacją obecną jest z wielu powodów błędne. Dowodzi zupełnie niepotrzebnie, ponieważ gdyby już szukać analogii historycznych, to między Polską 1938-1939 a Ukrainą 2021-2022. Niezależnie bowiem od tego, jak ostatecznie zakończy się wojna rosyjsko-ukraińska – miejmy nadzieję, że zwycięstwem Ukrainy – już dzisiaj widać jasno, że jej skutki będą dla niej katastrofalne. Ukraina toczy wojnę na własnym terytorium wykrwawiając się i ponosząc wielkie straty materialne. Należy przy tym pamiętać, że w 2021 r. Ukraina była klasyfikowana jako najbiedniejszy (lub drugi od końca) kraj europejski: PKB Ukrainy na głowę mieszkańca był niższy niż Mołdawii. Co oczywiste, wyniszczająca kraj wojna ten stan jedynie pogorszy. W artykule Goliat i Dawid jednoręki („Polityka”, 2022 nr 44) Piotr Łukasiewicz pisze, że w obecnej fazie wojny Rosjanie systematycznie i bezkarnie dewastują rakietami i dronami Ukrainę. Jeszcze kilka miesięcy takiej ukraińskiej „wojny obronnej” a „Ukraina stanie się krajem nienadającym się do życia”. Na łamach „Arcanów” (2022 nr 5) ekonomista Kazimierz Dadak tak podsumował położenie Ukrainy: „działania wojenne spowodowały ogromne zniszczenia. Zatem trudno określić sytuację w tym kraju inaczej jak ruina” (zob. Dadak, Wobec wojny rosyjsko-ukraińskiej – czy Polska jest tylko „dysponentem strategicznego obszaru”?).
Jerzy Duszyński i Adam Daniel Rotfeld ostrzegają, że „długotrwała wojna może doprowadzić do trudnej do odwrócenia degradacji nauki i szkolnictwa wyższego w Ukrainie”, wśród pracowników tamtejszych instytucji badawczych „powstanie istotna przepaść pokoleniowa”; wielu naukowców skazanych jest na wegetację, wiele utalentowanych osób odchodzi od nauki lub szuka miejsca w placówkach zagranicznych , w związku z czym Ukrainie grozi drenaż mózgów (zob. Jerzy Duszyński , Adam Daniel Rotfeld, Sieć wsparcia, „Polityka” , 2022 nr 49).
Od wielu lat systematycznie pogarsza się sytuacja demograficzna Ukrainy, od 1990 roku, kiedy kraj zamieszkiwało 51 mln ludzi, liczba mieszkańców spadła o ponad 10 mln, a według niektórych szacunków jeszcze bardziej. Do wcześniejszej kilkumilionowej emigracji zarobkowej doszedł exodus uchodźczy spowodowany przez wojnę. Według oficjalnych danych na skutek wojny ponad 12 mln ludzi musiało opuścić swoje domy, z czego ponad 5 mln wyjechało za granicę. Część obserwatorów uważa, że niektórym rejonom Ukrainy grozi wyludnienie. Ponieważ od momentu rosyjskiej inwazji kraj opuściło wiele młodych kobiet, spadła liczba kobiet w wieku rozrodczym, co może doprowadzić do spadku stopy urodzin i w rezultacie do „wiodącej w dół spirali demograficznego upadku”. Przed wojną Ukraina pod względem stopy urodzin (7,8) zajmowała 184 miejsce na 192 państw (zob. https://www.theglobaleconomy.com/rankings/birth_rate/). Jeśli chodzi o dzietność plasowała się w ostatniej dziesiątce państw świata.
Ełła Libanowa, dyrektor Instytutu Demografii i Studiów Społecznych Narodowej Akademii Nauk Ukrainy oświadczyła, że jeżeli wojna będzie się przedłużać, a jej aktywna faza potrwa na przykład dwa lata, to ubytek populacji może wynieść nawet 5 mln. Należy brać pod uwagę, że „kiedy wcześniej czy później uchylony zostanie zakaz wyjazdu (z kraju) mężczyzn w wieku 18-60 lat, to łączenie rodzin nastąpi nie na Ukrainie, a zagranicą”. Istotnym czynnikiem demograficznego, społecznego i gospodarczego osłabienia Ukrainy będą – przypuszczalnie wysokie – straty (zabici, ranni, okaleczeni) poniesione na froncie. Wszak polegli żołnierze to młodzi i w sile wieku mężczyźni, których bardzo brakować będzie po wojnie.
[zob. (https://www.obserwatorfinansowy.pl/bez-kategorii/rotator/ukraincow-znacznie-mniej-czy-ukrainska-gospodarka-to-wytrzyma/; https://www.intellinews.com/un-projects-ukraine-s-population-will-never-recover-from-war-254300/; https://forsal.pl/gospodarka/demografia/artykuly/8480873,2-lata-wojny-w-ukrainie-ubedzie-5-mln-ludzi.html; https://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/analizy/2020-01-27/o-najnowszych-szacunkach-liczby-ludnosci-ukrainy; https://worldpopulationreview.com/countries/ukraine-population]
Życząc Ukrainie z całego serca, aby pozostała niepodległym państwem z perspektywami na rozwój gospodarczy, kulturalny, naukowy itd., co leży w oczywistym interesie Polski – jej sąsiada i sprzymierzeńca, nie można nie dostrzegać faktu, że wojna, jaką toczy, jest dla niej katastrofą, zagrażającą nie tylko gospodarczej i społecznej, ale wręcz „biologicznej” substancji narodu. Ukraińcy „nie mają wątpliwości, że w końcu tę wojnę wygrają: bez odpowiedzi pozostaje tylko pytanie, jaka będzie cena zwycięstwa” (Wojciech Konończuk, Ukraina: opór mimo wszystko, „Tygodnik Powszechny”, 2022 nr 49). Pytanie zatem, czy nie będzie to, niestety, zwycięstwo pyrrusowe.
Kto wie, być może za lat kilkadziesiąt, kiedy o tej wojnie wielu ludzi już zapomni, jakiś ukraiński publicysta historyczny nazwiskiem, powiedzmy, Petro Zychowiczenko opublikuje, należącą do gatunku historii alternatywnej, książkę Pakt Ławrow-Kułeba, przedstawiając argumenty za – przyznajemy, że karkołomną – hipotezą zakładającą, że gdyby kierownictwo państwowe w Kijowie przyjęło inną koncepcję polityki zagranicznej, posłuchało tego, co radził „Władisław Studnickij”, poszło na pewne polityczne ustępstwa wobec mocarstwa za miedzą, z ciężkim sercem pogodziło się nawet z jakimiś ubytkami terytorialnymi i ogłosiło „zbrojną neutralność”, to być może dla Ukrainy pojawiłaby się wówczas – zapewne niewielka – szansa uniknięcia katastrofy.
Tomasz Gabiś
PS
Rafałowi Ziemkiewiczowi dedykuję ustęp z broszury Ludwika Straszewicza (1857-1913); pochodzi ona wprawdzie z 1907 roku i napisana została w zupełnie odmiennych warunkach historycznych i politycznych, jednak zachowuje ponadczasowe znaczenie, wskazując na jedyną możliwą drogę do „wielkości”:
„Żeby móc cokolwiek uczynić dla narodu, dla jego przyszłości, trzeba znać siły swoje, trzeba widzieć dokładnie, do czego w danym momencie jesteśmy zdolni. Za przecenianiem swojej możności przyjść muszą błędy i klęski. […] A tymczasem na wiecach jakakolwiek partia je urządzała, rozlegały się nabrzmiałe fałszem okrzyki o naszej obecnej wielkości i potędze, o cnotach naszych i o sile. Tłumy słuchaczów klaskały w zapale, bo puste kłamliwe frazesy brały za objaw gorącego patriotyzmu. A to był właśnie smutny objaw zaniku miłości ojczyzny, bo interesy jej poświęcono dla miałkich względów osobistego lub partyjnego triumfu. […] Obowiązek Realistów wziąć na siebie niewdzięczne zadanie powtarzania palącej prawdy: wprzód odkupienie za grzechy, wprzód odrodzenie wewnętrzne, wprzód zdobycie mocy istotnej, a potem dopiero powodzenie polityczne; dopiero wtedy stanie się ono koniecznością, której nie zdołają złamać żadne niepomyślne przypadki. Naprzód mamy dbać o cnoty, o wiedzę, o dobytek, o ład, o pracę, a potem, i wskutek tego dopiero, przyjdzie – przyjść musi jak skutek za przyczyną – siła i triumfy”.
Za: Tomasz Gabiś blog (12.16.22) |
http://www.tomaszgabis.pl/2022/12/16/o-wielkiej-polsce-rafala-ziemkiewicza/
Ruina – termin stosowany w ukraińskich badaniach historycznych na określenie okresu w historii Hetmanatu od śmierci Bohdana Chmielnickiego (1657) do wyboru hetmana Iwana Mazepy (1687). Okres ten charakteryzował się postępującym upadkiem autonomicznych rządów na Hetmańszczyźnie, postępującą anarchią, wojną domową oraz interwencjami państw sąsiednich. Ruinę podsumowuje ludowe ukraińskie powiedzenie „Od Bohdana do Iwana nie było hetmana“ (ukr. Від Богдана до Івана не було гетьмана).
pl.wikipedia.org/wiki/Ruina_(Ukraina)
uk.wikipedia.org/wiki/Руїна
Ruina – termin stosowany w ukraińskich badaniach historycznych na określenie okresu w historii Hetmanatu od śmierci Bohdana Chmielnickiego (1657) do wyboru hetmana Iwana Mazepy (1687). Okres ten charakteryzował się postępującym upadkiem autonomicznych rządów na Hetmańszczyźnie, postępującą anarchią, wojną domową oraz interwencjami państw sąsiednich. Ruinę podsumowuje ludowe ukraińskie powiedzenie „Od Bohdana do Iwana nie było hetmana“ (ukr. Від Богдана до Івана не було гетьмана).
pl.wikipedia.org/wiki/Ruina_(Ukraina)
uk.wikipedia.org/wiki/Руїна