przedruki
Co do Irlandii odpowiadając na
powyższe pytania cytuje powyższy tekst:
-W Irlandii
wykształcił się być może najbardziej rozwinięty system
anarchistyczny, który ostatecznie został zniszczony w wyniku
inwazji angielskiej. Rolę państw pełniły tuath – określane
czasem mianem państw w stanie embrionalnym. Zwykle ich ilość
zamykała się w przedziale 80-100 (dla 25 tyś Irlandczyków). Tuath
był początkowo organizacją religijną. Nie obejmował legislatury,
policji czy wymiaru sprawiedliwości.
Na czele tuath stał król,
który początkowo pełnił funkcję najwyższego kapłana. Po
wprowadzeniu chrześcijaństwa królowie nadal wypełniali funkcje
religijne. Poza tym przewodził radzie tuath, reprezentował tuath na
zewnątrz oraz dowodził wojskiem. Był to urząd dziedziczny –
obieralny przez tuath spośród członków rodziny królewskiej. Król
całkowicie podlegał prawu i mógł być sądzony.
Tuath był instytucją dobrowolną.
Każdy wolny Irlandczyk mógł sam wybrać, do którego z nich chce
należeć. Często zdarzało się, że przedstawiciele jednego rodu
należeli do różnych tuath. Terytorium tuath stanowiły ziemie jego
członków.
Społeczeństwo podzielone było na dwie klasy:
wolnych i nie-wolnych. Do wolnych należeli królowie, właściciele
ziemi oraz przedstawiciele dochodowych zawodów (artyści,
rzemieślnicy, itp.). Nie-wolni to nieposiadający własności czy
niewolnicy. Jednakże ten podział nie był stały. Przechodzenie
między klasami wolnych i nie-wolnych zależało jedynie od
posiadanego majątku. Jedynie przestępcy nie mogli poprawić swojej
pozycji społecznej.
Każdy Irlandczyk posiadał
określoną rangę, która zależała od ilości posiadanej własności
i liczby klientów. Od rangi zależała cena honorowa, czyli wartość,
którą trzeba było zapłacić, jeżeli naruszono honor lub prawa
danej jednostki. Przez naruszenie honoru rozumiano: złamanie
kontraktu, zadanie obrażeń fizycznych, naruszenie praw własności,
naruszenie dobrego imienia.
Rozbudowany był system prywatnej
własności. Właścicieli nie miały jedynie szczyty gór i lasy.
Własności można jednak było naruszyć w przypadku potrzeby
osobistej. Można było na przykład złowić rybę w czyimś stawie.
Istniała również współwłasność. Jednym z jej przykładów
może być młyn wodny, którego współwłaścicielem był zwykle
właściciel rzeki.
Istniało też kilka rodzajów
kontraktów. Sochor, „dobry kontrakt”, to kontrakt między dwoma
wolnymi o pełnej zdolności do czynności prawnych, który zapewniał
równe korzyści. Dochor, „zły kontrakt”, nie zapewniał równych
korzyści (ale mimo to pozostawał ważny). Michor to kontrakt
nieważny, gdyż jedna ze stron była nie-wolna lub nie posiadała
zdolności do czynności prawnych.
Nie istniała legislatura
państwowa. Prawo było produktem brehonów – profesjonalnych
prawników. Urząd brehona był dziedziczny i pod względem statusu
społecznego ustępował jedynie królowi. Istniało kilka
regionalnych, brehońskich szkół prawa, z których każda tworzyła
własne kodeksy.
W przypadku sporu sądowego, każda
strona procesu musiała zapewnić sobie poręczycieli, którzy
zapewniali honorowanie wyroku. Poręczyciel musiał posiadać wysoką
rangę i cenę honorową. Istniały trzy rodzaje poręczycielstwa.
Poręczyciel mógł wspomagać pokrzywdzonego. Po wyroku winny stawał
się dłużnikiem pokrzywdzonego, zaś poręczyciele odpowiadali za
spłatę długu. Mógł również odpowiadać swoją wolnością za
spłatę długu. Oczywiście mógł później domagać się
rekompensaty od winnego. Mógł wreszcie uiszczać karę nałożoną
na winnego. Później jednak winny był zobowiązany zapłacić mu
swoją cenę honorową.
Przykład Irlandii jest ważny z
kilku powodów. Irlandczycy nie byli społeczeństwem pierwotnym.
Wręcz przeciwnie, we wczesnym średniowieczu byli prawdopodobnie
najwyżej rozwiniętym ze społeczeństw Europy (to Iro-Szkoci
zapoczątkowali renesans karoliński). Po drugie, libertariański
system prawny Irlandii (który dopuszczał m.in. poligamię) nie
wpłynął negatywnie na religijność, ani moralność ludności.
Mnisi Iro-Szkoccy słynęli ze swej religijności i stali się
„misjonarzami Europy”. Zaś Kościół nie miał w Irlandii
takich problemów prawnych, jak choćby w sąsiedniej Anglii. Po
trzecie wreszcie, anarchiczny system Irlandii przetrwał ponad tysiąc
lat i upadł dopiero w wyniku długotrwałej inwazji angielskiej.
Jego pozostałości zlikwidowano dopiero w XVII wieku.-
http://www.historycy.org/index.php?showtopic=38301&hl=harappa&st=15
Czy jest możliwe, że kiedyś, dawno
temu, przez co najmniej siedemset lat istniało na naszej planecie
dobrze zorganizowane społeczeństwo stojące na najwyższym
ówcześnie stopniu rozwoju cywilizacyjnego, zasiedlające setki
miast i osad na obszarze równym co najmniej obszarowi dzisiejszej
Francji czy Teksasu, a przy tym nieznające wojen, armii ani władzy
państwowej rozumianej jako zinstytucjonalizowany aparat przemocy?
Społeczeństwo kierowane nie przez królów czy polityków
wymuszających posłuch „ogniem i mieczem”, lecz przez coś, co
można nazwać „dobrowolnym rządem”?
Są podstawy, by twierdzić, że
tak było.
W czasach,
gdy w Egipcie faraonowie kazali budować sobie piramidy, gdy w
Mezopotamii powstawały i rozpadały się imperia, a w Chinach
panowało – być może – legendarnych „Pięciu Cesarzy”, w
dolinie Indusu i nad brzegami Morza Arabskiego kwitła cywilizacja
stworzona przez tajemniczy lud, którego pisma do dziś nie udało
się odczytać. Nie wiadomo, jakim posługiwali się językiem, nie
wiadomo, jak sami się nazywali (wielu badaczy identyfikuje ich z
krajem Meluhha, o którym mowa w zachowanych tekstach sumeryjskich,
co z kolei może odpowiadać późniejszemu sanskryckiemu „mleccha”
oznaczającego cudzoziemca lub osobę nie podporządkowującą się
religijno-moralnym normom, a także miedź, metal będący u nich w
powszechnym użyciu), nie wiadomo, jak naprawdę nazywały się ich
miasta. Zostało jednak po nich sporo pozostałości
archeologicznych, wystarczająco dużo, by mieć wyobrażenie o
osiągnięciach ich cywilizacji.
A były to osiągnięcia
zaskakujące. Miasta (niektóre liczące kilkadziesiąt tysięcy
mieszkańców) były nie tylko skrupulatnie planowane (budowa na
planie regularnej siatki, w niektórych miastach dopilnowano nawet
stałej szerokości ulic; podział na tzw. „cytadelę”,
umieszczoną zwykle na specjalnym podwyższeniu, gdzie mieściły się
budynki użyteczności publicznej oraz „dolne miasto”, gdzie
mieszkano i pracowano, przy czym strefa handlu i rzemiosła była na
ogół oddzielona od mieszkalnej), ale i budowane na specjalnie
zbudowanych sztucznych platformach dla ochrony przed powodzią. Ulice
były brukowane. Budynki budowano z cegieł o ujednoliconych
wymiarach. Praktycznie każdy prywatny dom w mieście (nawet
najbiedniejszy, jednopokojowy – przeciętny miał kilka pokoi) miał
osobną łazienkę, a często i ubikację podłączoną do miejskiej
kanalizacji, którą używano jednocześnie do nawożenia pól (można
przeczytać opinie, że systemy kanalizacyjne i odwadniające były
lepsze niż to, co spotyka się w niektórych rejonach Indii i
Pakistanu jeszcze dzisiaj).
Istniała metalurgia i rzemiosło
masowo wytwarzające towary na sprzedaż. Używano zaawansowanego
systemu miar i wag, z najmniejszymi jednostkami zbliżonymi
wielkością do współczesnego grama i milimetra. Szeroko stosowano,
jakbyśmy to dzisiaj nazwali, loga firmowe – towary były oznaczane
symbolami producentów lub kupców. W stoczniach (niektóre
przetrwały i były używane jeszcze w XX wieku) budowano statki
docierające prawdopodobnie do innych krajów, m. in. Sumeru
(znaleziono tam dosć sporo wytworów cywilizacji doliny Indusu, co
świadczy o zaawansowanym handlu) – są nawet tacy, co doszukują
się powiązań między tymi statkami, a legendarną arką
Noego…
Tym bardziej nieprawdopodobne może
wydawać się przypuszczenie, że wszystko to powstało i
funkcjonowało bez udziału jakichś władców, narzucających
porządek przy użyciu uzbrojonych oddziałów. A jednak wiele
wskazuje, że tak właśnie było.
Zachowane znaleziska nie wskazują
na istnienie w tej cywilizacji żadnej zorganizowanej siły
militarnej. Żadne znalezione szczątki ludzkie nie noszą śladów
masowej przemocy, nigdzie nie znaleziono czegoś takiego jak pola
bitew, żadne z miast nie nosi śladów wojennych zniszczeń. Wśród
wielu zachowanych artefaktów nie znaleziono żadnych wizerunków
wojowników, bitew, jeńców czy składania hołdów. Znaleziono
bardzo niewiele przedmiotów mogących służyć jako broń (możliwe,
że były używane do polowania), przy czym jednym z częściej
występujących typów domniemanej broni wydaje się być kamienna
maczuga – broń zaskakująco prymitywna jak na owe czasy, zwłaszcza
jeśli uwzględnić zaawansowanie cywilizacji doliny Indusu w obróbce
metali. Nie znaleziono przy tym żadnych elementów opancerzenia.
Resztki zachowanych murów miejskich wskazują, że były to mury
pojedyncze, nieotoczone fosami i niewskazujące na to, by ich
przeznaczeniem miało być wytrzymywanie oblężeń – niektórzy
badacze twierdzą nawet, że były to w rzeczywistości umocnienia
przeciwpowodziowe lub miały służyć pobieraniu opłat za wejście
do miasta. Jedynym wyjątkiem z większymi murami jest jedno z miast
położonych na wybrzeżu, gdzie być może obawiano się ataków
piratów.
Brak zorganizowanej siły
militarnej wskazuje z dużym prawdopodobieństwem na brak władzy
państwowej nie tylko na poziomie całej społeczności, ale także
na poziomie poszczególnych miast. Biorąc pod uwagę przykład
cywilizacji Mezopotamii (gdzie miasta-państwa nieustannie ze sobą
wojowały, by w końcu połączyć się pod wodzą najsilniejszych z
ich władców w imperia), trudno przypuszczać, że relacje między
podobnymi miastami-państwami w dolinie Indusu przez okres kilkuset
lat wyglądałyby inaczej.
Tę hipotezę potwierdzają inne
znaleziska, a raczej ich brak. Choć zachowały się szczątki wielu
budynków, to nie znaleziono budynków, które można byłoby
jednoznacznie określić jako pałace. Nie znaleziono grobów, które
można by określić jako królewskie – większość grobów jest
do siebie podobna, trochę jest bogatszych, ale dalekich od
przepychu, jakiego można byłoby się spodziewać w przypadku
władców. Nie znaleziono żadnych monumentalnych posągów. Nie
znaleziono nawet wizerunków władców (rzeźba tak
zwanego „kapłana-króla” przedstawia po prostu
zamożnego mieszkańca miasta, bez żadnych widocznych atrybutów
władzy).
Budynki w tak zwanych „cytadelach”
identyfikowane są jako budynki służące raczej ogółowi: miejsca
zgromadzeń, spichrze, magazyny, łaźnie (być może służące
celom rytualnym), miejsca kultu (np. tzw. ołtarze ognia w jednym
miast, są przypuszczenia, że służyły też do jakichś
procesów metalurgicznych). Na podstawie zachowanych szczątków
uznano, że cała ludność miast – a nie tylko wąska elita –
była dobrze odżywiona.
Co ciekawe, nie znaleziono też
żadnych monumentalnych świątyń (być może jako takie służyły
niektóre z budynków w „cytadelach”, odbiegają one jednak
dalece od świątyń mezopotamskich czy egipskich), a z praktykami
religijnymi daje się powiązać zaledwie 2% odnalezionego materiału
archeologicznego (są to m. in. wizerunki domniemanych bóstw,
przedstawienia praktyk religijnych takich jak składanie ofiar czy
procesje oraz kapliczki grobowe). Można więc domniemywać, że
społeczności tej było daleko do teokracji – spekuluje się
raczej, że pozycja kapłanów wynikała w dużej mierze z ich
zaangażowania w biznes.
Brak śladów po władcach
doprowadził niektórych do spekulacji, że w miastach doliny Indusu
mogła panować republikańska czy
wręcz demokratyczna forma rządów. Powraca jednak pytanie
– jak nawet te formy państwowości pogodzić z brakiem dowodów na
istnienie armii? Przecież klasyczne, znane z późniejszej historii
przykłady takich ustrojów (Ateny, Rzym) charakteryzowały się dużą
wojowniczością. Wydaje się więc, że jest to fałszywy trop i
słuszne jest przypuszczenie, że cywilizacja doliny Indusu (zwana
inaczej harappańską, od współczesnej nazwy miasta, niedaleko
którego znaleziono w 1921 r. pierwsze jej pozostałości) nie znała
nie tylko monarchii, ale państwa w ogóle.
W jaki więc sposób – przy
domniemanym braku władzy państwowej – dostarczano w tych miastach
„dóbr publicznych” i utrzymywano w nich porządek? Thomas J.
Thompson w swoim artykule „Ancient Stateless Civilization:
Bronze Age India and the State in History” wysunął hipotezę,
że prawo i rozstrzyganie sporów oraz utrzymywanie porządku, jak
również budowanie i utrzymywanie publicznych elementów miast było
tam zdecentralizowane (zajmowały się tym lokalne gildie, klany i
sąsiedztwa). Jego zdaniem, w każdym z miast istniały ponadto
handlowe elity, które decydowały się jednostronnie ponosić koszty
dostarczania „dóbr publicznych” na dużą skalę, jako że
rozwój miasta przynosił im w ostatecznym rozrachunku korzyść.
Jedną z najważniejszych takich elit, o zasięgu ogólnokrajowym,
była według Thompsona grupa pieczętująca się symbolem
jednorożca, prawdopodobnie byli to kapłani zaangażowali w
działalność handlową i bankierską.
Taki system organizacji społecznej
kojarzy się z „naturalnym ładem”, o którym pisał
Hans-Hermann Hoppe – hierarchicznym, ale dobrowolnym porządkiem
społecznym, gdzie rozstrzyganiem konfliktów zajmowali się
powszechnie uznawani za autorytety członkowie naturalnych elit, nie
posiadając jednak w tym zakresie monopolu ani nie pobierając za to
przymusowych podatków. Zdaniem Hoppego państwa wyrastały z
takiego właśnie porządku wskutek monopolizowania funkcji
sędziego i rozjemcy w rękach określonych osób. Jednak jeśli
przyjąć, że w cywilizacji doliny Indusu panował taki porządek,
to nic nie wskazuje, że kiedykolwiek nastąpiło tam przejście do
jakiegoś innego systemu organizacji społecznej. Nie nastąpił też,
jak wszystko na to wskazuje, podbój z zewnątrz. Po prostu po
kilkuset latach świetności nastąpił stopniowy schyłek
(najprawdopodobniej wskutek zmian ekologicznych, m. in. wyschnięcia
jednej z głównych rzek), aż cała cywilizacja zniknęła ze sceny
pozostawiając po sobie lokalne proste społeczności. „Naturalny
ład” okazał się w tym przypadku wyjątkowo trwały… i
jednak znacznie mniej hierarchiczny i bardziej przyjazny „szaremu
człowiekowi” niż niewątpliwie państwowe systemy innych
współczesnych ludów.
Według Thompsona, gwałtowny
rozwój ponadlokalnego handlu i związany z tym szybki rozwój miast
uczynił powstanie organizacji państwowej zbędnym – cywilizacja
doliny Indusu „przeskoczyła” po prostu moment, w którym
uformowanie takowej było opłacalne. Było to możliwe dzięki dużym
i różnorodnym bogactwom naturalnym i warunkom umożliwiającym
stosunkowo łatwy transport towarów na duże odległości. Nie było
też potrzeby obrony przed jakimkolwiek poważniejszym wrogiem
zewnętrznym – w owych czasach w tym regionie świata
najprawdopodobniej w ogóle nie znano i nie używano koni ani
wielbłądów, co wykluczało istnienie szybko przemieszczających
się band zagrażających miastom.
Cywilizacja harappańska pod
wieloma względami wydaje się przypominać cywilizację minojską,
istniejącą w swej dojrzałej postaci na Krecie mniej więcej przez
pół tysiąclecia po tym, jak miasta doliny Indusu weszły w fazę
schyłkową (warto tu dodać, że współczesny cywilizacji
harappańskiej był na Krecie tzw. okres przedpałacowy, pozostałości
po którym nie wykazują żadnych śladów centralnej władzy czy
potężnych właścicieli ziemskich i wskazują na społeczeństwo
bez hierachicznej struktury). Tam również archeologiczne dowody
wskazują na społeczeństwo silnie zorientowane na handel i
przyjazne „szaremu człowiekowi” (nawet najbiedniejsze domy miały
po kilka pokoi).
Również i tam nie ma śladów wojen
(odkopane szczątki ludzkie nie noszą oznak przemocy, znikoma liczba
fortyfikacji, nieliczne sceny walk w sztuce minojskiej interpretowane
są jako być może przedstawienia zawodów sportowych, festiwali
religijnych czy świętych tańców) czy istnienia armii, aczkolwiek
rolę armii w pewnej mierze mogły spełniać uzbrojone dla obrony
przed piratami statki handlowe. Również i tam nie znaleziono
imponujących grobowców władców (nawet tak zwany „Świątynny
Grobowiec” niedaleko „pałacu” w Knossos nie wyróżnia się
przesadnymi oznakami bogactwa i był używany najprawdopodobniej do
pochówków grupowych, jak i inne minojskie groby), ani nawet
wizerunków osób, które z dużą dozą prawdopodobieństwa mogłyby
być określone jako władcy – bo czy można orzec z całą
pewnością, że np. wizerunki mężczyzny stojącego na szczycie
wieży czy klęczącego przed domniemaną boginią przedstawiają
władcę?
Przypuszcza się powszechnie, że tacy
władcy istnieli i posługiwali się rozbudowaną biurokracją –
powodem jest istnienie dobrze zachowanych pozostałości
rozbudowanych kompleksów „pałacowych” (m. in. słynnego „pałacu
Minosa” w Knossos z domniemaną „salą tronową”), dużej
liczby znalezionych w nich tabliczek zapisanych (nieodczytanym dotąd)
pismem minojskim oraz zewnętrzne wzmianki o „wodzach” czy też
„książętach” Keftiu (powszechnie uważa się, że ta nazwa
oznaczała w Egipcie Kretę) na grobowcach kilku dostojników
egipskich (pochodzące jednak z czasów, gdy władzę nad wyspą
obejmowali już mykeńscy najeźdźcy, którym zadanie ułatwił być
może wcześniejszy wybuch wulkanu).
Przypuszcza się również, że
biurokracja ta ściśle kontrolowała handel i gospodarkę wyspy. Ale
np. V. G. Callender twierdzi, że domniemana „sala tronowa”
jest późniejszym pomysłem Mykeńczyków („pałac” w Knossos
jako jedyny ocalał z ich najazdu i służył prawdopodobnie ich
władcom lub namiestnikom jeszcze przez około sto lat, zanim nie
został zniszczony w kolejnej wojnie) i odważa się przyznać,
iż „archeologia nie ujawniła dotąd obecności jakiegoś
pojedynczego kreteńskiego władcy. Inaczej niż w społeczeństwie
mykeńskim, nie możemy obecnie przyjąć, że istniał król Krety”.
Z kolei Richard Hines pisze, że państwo minojskie
funkcjonowało jak biznes, a jego władca był tylko kimś w rodzaju
jego „generalnego dyrektora”.
Z drugiej strony, przekonanie o
biurokratycznej kontroli nad gospodarką wysnuwa on wprost z faktu
utrzymywania „niebywale szczegółowych zapisków” –
jeśli mogę zasugerować tu coś z pozycji dyletanta, to możliwość,
że te niebywale szczegółowe zapiski dotyczyły wyłącznie
interesów prowadzonych przez pałacowe elity i wcale nie muszą
wskazywać na to, że te ostatnie kontrolowały również biznesy
innych ludzi…
Wracając do cywilizacji
harappańskiej – czy nie jest możliwe, że jednak istniało tam
scentralizowane biurokratyczne państwo podobne do tego, o jakim
twierdzi się powszechnie, że istniało później na Krecie, a brak
dowodów na istnienie rozbudowanej biurokracji wynika po prostu z
tego, że biurokraci doliny Indusu zapisywali swe niebywale
szczegółowe zapiski na nietrwałych materiałach (np. liściach
bananowca, korze czy wyprawionej skórze) zamiast na glinianych
tabliczkach, które mogłby się zachować do naszych czasów?
No cóż, można przypuścić, że
biurokracja z jej zapiskami istniała – tak jak istnieje
biurokracja – księgowość, administracja – w obecnych dużych
firmach. Jednak istnienie monopolistycznej elity kontrolującej
gospodarkę jest mało prawdopodobne. We wspominanej wcześniej pracy
Thompson odrzuca możliwość ścisłego kontrolowania tam przez
jakiekolwiek elity tak handlu, jak i rynku finansowego, podkreślając,
że dowody wskazują na istnienie tam co najmniej dziesięciu
konkurujących ze sobą grup handlowych i bardzo dużej, trudnej do
kontrolowania ilości rzemieślników zajmujących się obróbką
(oraz najprawdopodobniej pożyczaniem) metali (monet nie znano) w
każdym mieście.
Na odwrót, można zadać pytanie,
czy przypadkiem na minojskiej Krecie również nie funkcjonował
bezpaństwowy model społeczny podobny do tego, jaki być może
panował wcześniej w miastach doliny Indusu? Czy rzeczywiście są
podstawy, by uznawać organizację prowadzącą wspomniany przez
Hinesa biznes za „państwo”? Dlaczego nie uznać jej po
prostu za wielkie przedsiębiorstwo handlowe prowadzone przez grupę
kapłanów i kupców, z „dyrektorem naczelnym” na czele lub bez,
które prosperuje i przy okazji, być może, dostarcza pewne „dobra
publiczne” dla reszty ludności? Skoro nic nie wskazuje na to, by
istniała armia, która miała coś na tej ludności wymuszać, a
biurokratyczne zapiski, logicznie rzecz biorąc, wcale nie muszą
oznaczać etatystycznej kontroli nad gospodarką? Być może i tam
istniał „ład naturalny”?
Pewien anonimowy autor wprost
stwierdza: „Prawda jest taka, że nie wiemy nic o formie rządu
minojskiej Krety. Mógł być kapłan-król, kapłanka-królowa albo
rada kapłanów”. A dalej pisze, że „pałace miały dwie
ważne funkcje: ekonomiczną i religijną”. Czyżby ktoś jednak
odważył się przyznać, że funkcja polityczna mogła nie
istnieć?
Co więcej, istnienie wielu kompleksów „pałacowych”
(zwłaszcza w obliczu tego, że domniemana „sala tronowa” w
Knossos najprawdopodobniej wcale nią w czasach sprzed najazdu nie
była, a w innych „pałacach” niczego podobnego nie znaleziono)
każe powątpiewać nawet w istnienie pojedynczego „wielkiego
przedsiębiorstwa”. Są tacy, którzy uważają „pałace”
za niezależne jednostki polityczne. Dlaczego nie spojrzeć na nie
jak na niezależne przedsiębiorstwa, konkurujące i współpracujące
ze sobą na niwie ekonomicznej? W świetle braku dowodów na
istnienie wojen i armii ma to więcej sensu…
Interesujące, że zwolennik
poglądu, iż minojska Kreta stanowiła państwo centralnie
zarządzane z Knossos uzasadnia go właśnie brakiem śladów
wojen (słusznie zauważając, że w przypadku niezależnych
miast-państw takie wojny musiałyby się zdarzać). Powstaje jednak
pytanie, w jaki sposób – jeśli nie przez siły zbrojne, na
istnienie których nie ma żadnych dowodów – centralna władza
miałaby wymuszać posłuch na pozostałych „pałacach” (i
reszcie ludności)? Współcześni władcy egipscy czy babilońscy
jakoś armii potrzebowali…
Inne dowody na istnienie tam
centralnej władzy państwowej nie wydają się przekonujące – na
przykład to, że we wszystkich „pałacach” znajdowano ślady
używania takich samych pieczęci (tak jakby w przypadku intensywnie
prowadzonych interesów handlowych tak nie mogło być), że kompleks
pałacowy w Knossos był większy od pozostałych (tak jakby siedziba
jednego, bogatszego przedsiębiorstwa nie mogła być większa niż
siedziba innego) czy że wydaje się on być ośrodkiem kulturowym,
który naśladowano, jeśli chodzi o sztukę i architekturę (tak
jakby dominacja kulturowa musiała pociągać za sobą polityczną).
Na ich podstawie można co najwyżej wysunąć przypuszczenie, że
„pałace” mogły stanowić jedną handlowo-religijną
„korporację” (być może ukształtowaną stopniowo w wyniku
stuleci współpracy), ale i to przypuszczenie jest dalekie od
pewności.
Cywilizacje minojską i harappańską
zdaje się łączyć jeszcze jedno, mianowicie matriarchalna religia
i kultura. W przypadku Krety jest to dość dobrze
udokumentowane, pozostałości archeologiczne świadczą też o
wysokiej, być może dominującej pozycji kobiet w społeczeństwie –
ich postacie są przedstawiane często jako większe, co
prawdopodobnie jest odzwierciedleniem prestiżu, można zobaczyć
też, że kobiety przeważają wśród kapłanów i uczestników
ceremonii religijnych. W przypadku cywilizacji doliny Indusu
istnienie jakiegoś matriarchalnego kultu wydaje się niewątpliwe,
choć w niektórych miastach nie znaleziono po nim pozostałości, co
może wskazywać na regionalne odmienności w wyznawanej religii. Tym
niemniej zdaniem niektórych zebrane ślady wystarczają do
stwierdzenia, że w cywilizacji harappańskiej najwyższym
bóstwem była Wielka Bogini i że było to społeczeństwo w
swej istocie matriarchalne.
Żadna inna znana rozwinięta
cywilizacja epoki brązu nie była matriarchalna (choć oczywiście
kult bogiń istniał obok kultu bogów). Żadna inna nie była też
pacyfistyczna. Żadna inna nie była tak przyjazna „szaremu
człowiekowi”. We wszystkich innych istniała niewątpliwie oparta
na militarnej przemocy władza państwowa. W stosunku do żadnej
innej nie można wysunąć hipotezy, że mógł panować tam
Hoppeański „ład naturalny”.
Czyżby „ład
naturalny” związany był z matriarchatem? Warto się nad tym
zastanowić.