Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

sobota, 28 września 2024

Odblaski na niebie - i na wodzie...

 


przedruk




Światła na niebie były elementem rosyjskich ćwiczeń wojskowych


Piotr Weltrowski
27 września 2024, godz. 15:45
 

Mamy potwierdzenie, że widoczne w zeszły piątek światła nad Bałtykiem to element rosyjskich ćwiczeń wojskowych. Zjawisko widoczne także z Trójmiasta i okolic opisały również rosyjskie media, uspokajając mieszkańców Kaliningradu, że nie było to UFO, a element ćwiczeń lotniczych. Już wcześniej nasz czytelnik w Raporcie z Trójmiasta wyliczył, że właśnie na rosyjskich wodach znajdowało się źródło świateł.


Przypomnijmy: tajemnicze światła były widoczne przez kilkadziesiąt minut nad Bałtykiem w piątek, 20 września 2024 r.


O sprawę zapytaliśmy wówczas zarówno wojsko, służby, jak i specjalistów od astronomii. 

Nikt nie był w stanie nam odpowiedzieć, co mieszkańcy Trójmiasta, ale też Helu czy Władysławowa, mogli oglądać tego dnia na niebie.

Kilka dni później jeden z naszych czytelników wyliczył - określając położenie zjawiska względem tarczy księżyca i porównując zdjęcia wykonane w różnych lokalizacjach - że źródło świateł znajdowało się nad rosyjskimi wodami terytorialnymi.

Okazuje się, że Rosyjskie media także ją opisały, przy czym dysponowały informacjami od wojska, które wszystko tłumaczą.

Na ten ślad znów naszą uwagę zwrócili czytelnicy - Kamil i Michał działający w grupie Asto Pomorze, którzy również badali to zjawisko.

- Gromada świecących świateł była widoczna na wybrzeżu Morza Bałtyckiego w godzinach wieczornych 20 września. Same światła wisiały nad powierzchnią morza i natychmiast przyciągnęły uwagę urlopowiczów - napisali Rosjanie.

Podali też, że to system świateł używany jako cele przy treningu namierzania celów przez samoloty bojowe.

- Wygląda na to, że były to cele powietrzne stosowane w ćwiczeniach lotnictwa z 72 bazy lotniczej w Czkałowsku, używającej myśliwców Su-27, które tak często denerwują pilotów NATO nad Bałtykiem - mówi nam Michał, członek grupy Astro Pomorze.




Może ich to nie interesuje?







27 września 2024

Powódź tysiąclecia niczego nas nie nauczyła? 
Gen. Komornicki: nic z tych zaleceń nie zostało zrealizowane!



– Jakieś wnioski zostały wyciągnięte, ale niewyciągnięte zostały te, które są zasadnicze, fundamentalne w przestrzeni zagrożeń dla bezpieczeństwa państwa i społeczeństwa – mówił w czwartek na antenie Polsat News gen. Leon Komornicki, który uczestniczył w usuwaniu skutków „powodzi tysiąclecia” w 1997 roku. Wojskowy porównał działania podjęte przez państwo polskie w walce z wielką wodą 27 lat temu i obecnie.

Gen. Leon Komornicki zaprezentował na antenie Polsat News dokument zwany Strategią Bezpieczeństwa Narodowego Rzeczpospolitej z 2020 roku, podpisany przez prezydenta Andrzeja Dudę. Zwrócił uwagę, że w dokumencie brakuje zapisów dotyczących m.in. sytuacji powodzi.

Wojskowy przypomniał również, że Strategia zobowiązuje instytucje państwa do tego, żeby jego obrona miała charakter powszechny i stworzona została obrona cywilna.


– Nic z tych zaleceń nie zostało zrealizowane! 

Nie powstały nawet dokumenty wykonawcze – podkreśli gość Polsat News. Dodał, że kwestią zasadniczą jest zdefiniowanie, czym tak naprawdę i konkretnie jest dziś „system obrony państwa”.

Były zastępca szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego powiedział także, że błędem jest to, iż w Polsce nie można mówić o jakiejkolwiek odporności społeczeństwa na dezinformację czy też edukacji obronnej.

– Trzeba postawić na obronę cywilną, na którą składają się świadomość zagrożeń lokalnych społeczności, udział nie tylko osób fizycznych, ale i firm posiadających maszyny, gromadzenie zapasów, zaangażowanie potencjału w zakresie dezinformacji itp. To filar obrony państwa równie ważny jak siły zbrojne. To oszczędza potencjał wojska, policji
– podsumował.



Odblaskam nie wystarczam?




Brak systemu, brak świadomości, brak rozwiązań, a te co były: "panie, to komuna była!"...







28.09.2024 13:31


Były szef PSP miażdży zarządzanie w trakcie powodzi




W sobotę w Sejmie zorganizowano konferencję „Nikt nie będzie sam” – Powódź 2024: przyczyny i skutki. Na miejscu zebrali się najważniejsi politycy z rządu Zjednoczonej Prawicy, byli szefowie najważniejszych służb w kraju.

Recenzją działań w trakcie powodzi 2024 podzielił się generał brygadier Andrzej Bartkowiak, były Komendant Główny Państwowej Straży Pożarnej.

Na początku podziękował strażakom, którzy byli na miejscu powodzi. - Za wielkie serce, które włożyli w ratowanie mienia i życia ludzi, dali z siebie 200 procent – zwrócił się do funkcjonariuszy.

Przyznał, że po analizie dokumentów ma swoją ocenę sytuacji.

- Zacznijmy od potencjału, jakim dysponuje Krajowy System Ratowniczo-Gaśniczy. 

31 tysięcy funkcjonariuszy Państwowej Straży Pożarnej, 220 tysięcy druhen i druhów przygotowanych do działań z pełnym wyszkoleniem i badaniami. Ponad 400 tysięcy ludzi, którzy są stowarzyszeni w OSP, którzy są zdolni do niesienia najprostszej pomocy, która nie wymaga specjalistycznych kwalifikacji

- mówił.


Podkreślił, że „nie ma większej armii w Polsce niż straż pożarna - i ochotnicza, i państwowa; mamy do dyspozycji ćwierć miliona ratowników, gotowych do działania”.

I dalej: „komendant główny pierwsze dyspozycje wydał 11 września, sprawdzając gotowość bojową w szkołach strażackich, aspirantów w akademii pożarniczej. Pierwsze zapotrzebowanie przyszło z Wrocławia 11 września. Wysłano 36 strażaków i kilkanaście samochodów”.

- W pewnym momencie nie mogłem usiedzieć w domu; zacząłem bardziej interesować się sprawą. Wykonałem kilka telefonów i dowiedziałem się, że w kulminacyjnym momencie operacji 13 września zaangażowanych było 700 strażaków z Polski - przekazał.

Dodał, że niedługo później podano komunikat, że zaangażowane jest 9 proc. KSRG. - Mówimy o powodzi, która jest największa od 14 lat. Nietrudno poczuć, że nie wszystko zostało zrobione tak jak trzeba - przyznał.

- Przebieg Wisły i Odry nie jest dla nikogo zaskoczeniem. Z ubiegłych lat możemy wysnuć wnioski, gdzie są nasze mocne i słabe strony. Czy do Głuchołaz nie można było zadysponować kompanii odwodowej? Czy w Lądku-Zdroju taka kompania nie mogła czekać? Nawet, gdyby ta woda nie przyszła, można by to potraktować jako ćwiczenia przeciwpowodziowe, których swoją drogą dawno nie mieliśmy. Siły i środki, choćby ludzkie, były za małe – ocenił gen. brygadier Bartkowiak.


- Tylko w 2023 roku na rzece Odrze kupiliśmy sto płaskodennych łodzi do ratowania ludzi. 

Teraz czytam wpisy w mediach społecznościowych, że cywile mają się zrzucać na łódki, mamy przywozić swoje prywatne skutery itd. Tego naprawdę nie trzeba robić. Cały sprzęt jest w Polsce.

Jesteśmy ogromną siłą ratowniczą. Żeby jeszcze bardziej podkreślić, jesteśmy czwartą siłą ratowniczą na świecie, jeśli chodzi o ratowników - wyszkolonych strażaków

- przekazał.

- Mogliśmy czekać na wodę, a nie ją gonić - skonkludował.




Ludzie chętni i zaangażowani są, systemu brak, informacji brak.

Brak zaangażowania - decydentów (?)  i świadomości - także stałej informacji, bo bez niej nie ma świadomości...





P.S.

29.09.2024










piątek, 27 września 2024

Doktryna Gierasimowa, czyli wojna kognitywna

 


Tak zwana doktryna Gierasimowa, czy też wojna hybrydowa, wojna informacyjna albo ostatni termin - wojna kognitywna, to jest wszystko to samo - i to jest to, co ja opisuję od lat na blogu i w opracowaniu Werwolf.



To, co opracowują/ studiują wojskowi specjaliści i służby specjalne, to ja to sam zauważyłem i samodzielnie opisałem.

Napisałem to wszystko na podstawie obserwacji i ogólnodostępnych źródeł.



Co oznacza, że KAŻDY ma dostęp do tych informacji i KAŻDY mógłby to opisać.


Dlaczego więc ja - zebrałem tak obszerne kompedium na ten temat, a inni nie?


Ponieważ najwyraźniej inni nie dość interesują się sprawami państwa, nie dość interesują się swoim krajem.

Nie są nauczeni tego robić, nie mają zwyczaju, za to mają zwyczaj iść na łatwiznę i zamiast samemu analizować sprawy  - sięgają po gotowe cudze formuły - często fałszywe i specjalnie kolportowane celem dezinformacji.


I to trzeba zmienić.


Potrzebne jest wychowanie patriotyczne i zaangażowanie obywateli, głównie mężczyzn, w budowanie permanentnej odporności państwa na atak hybrydowy, na wojnę kognitywną, na wojnę w ogóle.


Treść artykułu potwierdza to co zapisałem na blogu - wojna kognitywna właśnie teraz trwa.


Trwa zresztą od 1944 roku, a więc od 80 lat - czas się obudzić i wziąść za to!


Wojna tradycyjna nie odeszła do lamusa, ale wojna jako taka zmieniła się i tradycyjne postrzeganie wojny nie ma już zastosowania.


Teraz polityka jest kontynuacją wojny - ale też mass media, 5 kolumna, a środkiem wojny staje się szeroko rozumiana "potoczność" przekonań.



opis wojny jako "kontynuacji polityki, ale innymi środkami" nie ma już zastosowania w "doktrynie Gierasimowa", ponieważ nie traktuje wojny jako kontynuacji polityki, ale politykę jako kontynuację wojny, podkreślając, że skuteczne prowadzenie polityki może obejmować szerszy arsenał środków i metod niemilitarnych


Chciałem jeszcze zauważyć, że Gierasimow opublikował swój artykuł w marcu 2013 roku, czyli niemal dwa lata po mnie, bo tekst Werwolf opublikowałem 28 sierpnia 2011 roku.


"Doktryna Gierasimowa" to tylko termin umowny i na wyrost, mowa jest o artykule, w którym rosyjski generał nakreślił pewne problemy współczesnej wojny.



poniżej fragmenty z angielskiej wikipedii
tłumaczenie automatyczne




Doktryna Gierasimowa, nazwana tak na cześć szefa Sztabu Generalnego Sił Zbrojych FR generała Walerija Gierasimowa, jest pseudomilitarną doktryną stworzoną przez zachodnie media i niektórych rosyjskich analityków. 

Opiera się na poglądach Gierasimowa na temat współczesnej wojny USA, stawiając konflikty międzypaństwowe i działania wojenne na równi z działaniami politycznymi, gospodarczymi, informacyjnymi, humanitarnymi i innymi działaniami niemilitarnymi.

Stało się o nim głośno po tym, jak Mark Galeotti ukuł ten termin na swoim blogu "In Moscow Shadows" oraz po inwazji i aneksji Krymu przez Rosję w 2014 r. Niektórzy zachodni analitycy byli przekonani, że działania Rosji odzwierciedlają "doktrynę Gierasimowa", przyczyniając się do rozpowszechnienia tego terminu i czyniąc go modnym hasłem.

Idea istnienia "doktryny Gierasimowa" jest kwestionowana przez wielu badaczy i specjalistów od rosyjskiej myśli i doktryny wojskowej. Według nich kluczowe elementy doktryny Gierasimowa leżą u podstaw koncepcji Wojny Nowej Generacji. Wielu twierdzi również, że Gierasimow nigdy nie chciał przedstawiać doktryny, a raczej prosił naukowców z Rosyjskiej Akademii Nauk Wojskowych o przeprowadzenie badań, które pomogłyby mu zrozumieć nowe sposoby prowadzenia wojny na Zachodzie.


Artykuł Gierasimowa był transkrypcją jego dorocznego przemówienia i prezentacji w Rosyjskiej Akademii Nauk Wojskowych w marcu 2013 roku, kiedy próbował wyjaśnić sposób, w jaki Zachód angażuje się w działania wojenne i rosnące znaczenie instrumentów pozawojskowych dla osiągania celów wojskowych. 

Innymi słowy, były to poglądy Gierasimowa na temat współczesnych amerykańskich metod prowadzenia wojny.  Artykuł ten został przedrukowany w anglojęzycznym czasopiśmie Military Review, a następnie wielokrotnie cytowany w prasie zachodniej.




Poglądy Gierasimowa na temat przyszłych działań wojennych


Doktryna zakłada stosunek działań niewojskowych do wojskowych w stosunku 4:1. 

Gierasimow podkreśla "znaczenie kontrolowania przestrzeni informacyjnej i koordynacji w czasie rzeczywistym wszystkich aspektów kampanii, a także stosowania ukierunkowanych uderzeń głęboko na terytorium wroga i niszczenia krytycznej infrastruktury cywilnej i wojskowej". 

Proponuje również maskowanie regularnych jednostek wojskowych "w przebraniu sił pokojowych lub sił zarządzania kryzysowego". 


Działania zbrojne


Wojskowe środki odstraszania strategicznego
Strategiczne wdrożenie
Warfare (działania wojenne)
Operacje pokojowe
Etapy i procesy wojny hybrydowej



Działania niemilitarne

Tworzenie koalicji i sojuszy
Naciski polityczne i dyplomatyczne
Sankcje gospodarcze
Blokada gospodarcza
Zerwanie stosunków dyplomatycznych
Formowanie się opozycji politycznej
Działania sił opozycyjnych
Konwersja gospodarki kraju konfrontującego się z Rosją na tory wojskowe[potrzebne wyjaśnienie]
Znalezienie sposobów rozwiązania konfliktu
Zmiana przywództwa politycznego kraju wobec Rosji
Wdrożenie zestawu działań mających na celu zmniejszenie napięć w relacjach po zmianie przywództwa politycznego

szczególnie ta dwa ostatnie punkty są istotne odnośnie wojny na Ukrainie - MS


Ponadto doktryna zakłada "konfrontację informacyjną", nie precyzując, czy działania te mają charakter militarny, czy niemilitarny.






wikipedia dla Polaków



Wykład i publikacja


9 listopada 2012 r. Gierasimow został mianowany szefem Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej. 25 stycznia 2013 r. zaproszono go jako prelegenta na konferencję Akademii Nauk Wojskowych w Moskwie, podczas której wygłosił wykład o wojnach przyszłości i zreferował koncepcję wojny nowej generacji.

Kluczowe tezy z wykładu Gierasimow zawarł w artykule „Wartość nauki w przewidywaniu. Nowe wyzwania wymagają ponownego przemyślenia form i metod prowadzenia wojny”. Tekst został opublikowany 27 lutego 2013 r. w gazecie „Kurier Wojskowo-Przemysłowy” (ros. „Военно-промышленный курьер”), następnie w serwisie internetowym gazety (vpk-news.ru)



Streszczenie artykułu


Główne tezy Gierasimowa:

Wydarzenia Arabskiej wiosny pokazują, że prawidłowo funkcjonujące państwo może w krótkim czasie, nawet kilku dni, pogrążyć się w chaosie, stać areną walki, obcej interwencji, wojny domowej i katastrofy humanitarnej [prawie moje słowa! - MS]


Wojna nowej generacji różni się od tradycyjnych konfliktów zbrojnych.

Metody pozamilitarne (ekonomiczne, polityczne, informacyjne) mogą być równie dobre, a być może nawet skuteczniejsze od tradycyjnego ataku. 

Można wykorzystać również potencjał protestującej ludności, walkę informacyjną, działania służb specjalnych, a sił wojskowych używać pod pozorem utrzymania pokoju i opanowania kryzysu w zdestabilizowanym regionie.

[kryzys związany z aktywnością Werwolfa [demokracja walcząca?] mógłby być wykorzystany np. przez USA, które obecne jest teraz w Polsce - pamiętamy przestrogi Machiavelliego - MS]

Przewagę przeciwnika można zniwelować dzięki wewnętrznej opozycji, sterowanej przez służby specjalne, która utworzy przyjazny front na terenie wrogiego państwa.

Jedną z form wykorzystania sił zbrojnych za granicą może być operacja pozornie pokojowa, a faktycznie militarna (prowadzona jako: humanitarna, ratunkowa, kordon sanitarny, ewakuacja itp.).


Gierasimow przywołał radzieckiego stratega Aleksandra Swieczina, który stał na stanowisku, że każda wojna wymaga indywidualnej analizy oraz osobnej metodologii i zgodził się z jego opinią. 

Ponadto przytoczył książkę „Nowe formy walki” autorstwa radzieckiego teoretyka wojskowości, naczelnika sztabu 7 Armii i wykładowcę Akademii Wojennej Sztabu Generalnego pułkownika Gieorgija Samojłowicza Issiersona, która została wydana w 1940 roku.

Gierasimow chwalił autora za spostrzeżenia dotyczące nowego sposobu prowadzenia wojen bez ich wypowiedzenia, które nie spotkały się z aprobatą ówczesnych dowódców. Nazwał Issiersona „prorokiem”, niezrozumianym w swojej ojczyźnie.



Koncepcja wojny nowej generacji

Podstawowa różnica między tradycyjną wojną i wojną nowej generacji, opisaną przez Gierasimowa, polega na uwzględnieniu ważnej roli, jaką w konflikcie zajmują działania takie jak: dezinformacja, chaos, destabilizacja regionu. Określił je mianem strategii działań pośrednich i użyciem środków pozamilitarnych, dosłownie „niewojskowych”.







Nazwa doktryny sugeruje, że Gierasimow jest autorem i pomysłodawcą wszystkich rozwiązań. Faktycznie wymienione przez niego pozamilitarne sposoby wspierania lub wywoływania wojen są znane i stosowane od czasów starożytnych. 

Gierasimow podczas wykładu w Akademii Nauk Wojskowych powołał się na Sztukę wojenną Sun Zi, spisaną w VI wieku p.n.e. i zawartą w niej koncepcję wygrywania wojny bez działań bojowych. 

Z kolei w artykule przywołał książkę Issiersona z 1940 r. w kontekście prowadzenia wojny bez jej wypowiedzenia, co również nie było nowym zjawiskiem z perspektywy Issiersona, gdyż w taki sposób III Rzesza Niemiecka oraz Związek Radziecki zaatakował Polskę rok przed wydaniem jego publikacji.

[to by trzeba sprawdzić, czy to się zgadza z treścią książki - MS]


W XX wieku rosyjscy wojskowi opisali koncepcję „małej wojny” (badania nad nią prowadził Boris Smysłowski) oraz „wojny buntowniczej” (opisaną przez Jewgienija Messnera).

Analizowano również zagadnienie „asymetrycznych odpowiedzi” wojennych. Powyższe koncepcje zawierają wiele elementów wspólnych z wojną nowej generacji opisaną przez Gierasimowa, np.: brak formalnego wypowiedzenia wojny, chaos w formacjach zbrojnych, niemożność przypisania formacji do konkretnego państwa, chaos na linii frontu lub jej zupełny brak, działania militarne prowadzone wewnątrz państwa lub z dala od granic, zatarcie różnic między okresem wojny i pokoju.

W maju 2013 r., jeszcze przed opublikowaniem artykułu Gierasimowa, podobną wizję przedstawił Igor Girkin, który stał na stanowisku, że: „Podstawą sukcesu w wojnach nowego typu są prewencyjne operacje specjalne, a nie operacje wojskowe na dużą skalę”.

[w maju, w marcu ? - wydaje się, że autor wpisu ma problemy z kalendarzem - MS]


Płk Mirosław Banasik zakładał, że Gierasimow nie jest autorem koncepcji, ponieważ przedstawił ją po zaledwie trzech miesiącach pełnienia stanowiska i nie zajmował się wcześniej analizą taktyki wojennej, zaś faktycznym pomysłodawcą mógł być Nikołaj Makarow, poprzedni szef Sztabu Generalnego.

Michael Kofman (Wilson Center, dyrektor Studiów Rosyjskich w NCA) stał na stanowisku, że Gierasimow specjalizuje się w wojnie pancernej, a opracowanie taktyki wojskowej wymaga skoordynowanej pracy sztabu ludzi. Dlatego zakładał, że Gierasimow zreferował dyskutowane w kręgach wojskowych, powszechnie znane założenia, przywołując myśli różnych analityków i autorów, przy czym część postulatów ma charakter tak ogólny, że można je zastosować praktycznie do każdego konfliktu.





Temat obszerny, polecam uwadze i własnym studiom.





Georgii Samoilovich Isserson (1898–1976) był płodnym pisarzem zajmującym się taktyką i operacjami wojskowymi. Do jego najważniejszych prac na temat sztuki operacyjnej należały: The Evolution of Operational Art (1932 i 1937) oraz Fundamentals of the Deep Operation (1933). Ta ostatnia praca pozostaje utajniona do dziś. [16]

Isserson skoncentrował się na głębi i roli, jaką odgrywała ona w operacjach i strategii. Jego zdaniem, strategia odeszła od czasów napoleońskich i strategii jednego punktu (decydującej bitwy) oraz od epoki Moltkego strategii linearnej. Ciągły front, który rozwinął się podczas I wojny światowej, nie pozwolił na ruchy oskrzydlające w okresie przed 1914 rokiem. Isserson argumentował, że front stał się pozbawiony otwartych flanek, a sztuka wojskowa stanęła przed wyzwaniem opracowania nowych metod przełamywania głęboko rozwiniętej obrony. W tym celu pisał, że "stoimy u progu nowej epoki w sztuce wojennej i musimy przejść od strategii linearnej do strategii głębokiej". 


Po wojnie domowej ukończył Akademię Wojskową Armii Czerwonej (w 1924 r.) i pracował jako szef wydziału wywiadowczego sztabu frontu zachodniego, szef wydziału operacyjnego sztabu Leningradzkiego Okręgu Wojskowego i 1. wydziału Zarządu Operacyjnego Dowództwa Armii Czerwonej. W 1926 r. przebywał w podróży służbowej do Niemiec. W latach 1927-1930 był szefem sztabu 10 Korpusu Strzeleckiego. W latach 1930-1931 był adiunktem Akademii Wojskowej im. M.V. Frunzego. Od czerwca 1931 r. był nauczycielem, a w latach 1932-1933 kierownikiem wydziału operacyjnego tejże uczelni. W grudniu 1933 r. został mianowany dowódcą i komisarzem 4 Dywizji Strzelców. Od lutego 1936 r. pracował jako zastępca szefa I Oddziału Sztabu Generalnego Armii Czerwonej. W maju 1936 r. został mianowany szefem Wydziału Operacji Wojskowych nowo utworzonej Akademii Sztabu Generalnego. Pośrednio dotknęły go represje wobec elity Armii Czerwonej – od września 1937 r. był do dyspozycji Zarządu Sztabu Dowódczego. Od maja 1938 r. pracował jako kierownik Wydziału Sztuki Operacyjnej Akademii Sztabu Generalnego. W 1939 roku, na początku wojny między ZSRR a Finlandią, został wysłany na front wraz z grupą nauczycieli Akademii, gdzie wkrótce został mianowany szefem sztabu 7 Armii. Po zdymisjonowaniu ze stanowiska i obniżeniu stopnia wojskowego, G.S. Isserson został mianowany dowódcą pułku kadrowego na froncie. Po zakończeniu działań wojennych Gieorgij Samojłowicz złożył petycję o przywrócenie go do pracy dydaktycznej w akademii.

Dowódca dywizji (1939), zdegradowany do stopnia pułkownika (1940).


Poniżej fragment opracowania Issersona.
Trudno ocenić ile w tym propagandy, a ile rzetelnej analizy.

Ale - czy wojskowy, oficer, strateg  i nauczyciel może pozwalać sobie na emocjonalność w swoich pismach? Ten emocjonalny język może świadczyć o tym, że Isserson wiedział o agenturze w polskim dowództwie, o zdradzie. Tym pogardliwym językiem stara się wzmocnić wersję o nieudolności polskiej generalicji - a było inaczej...

Pamiętajmy uwagi Seweryna Osińskiego z książki "5 kolumna na Pomorzu Gdańskim" o tym, że najwyższe władze (Józef Beck - min. na stronie 187) bagatelizowały alarmujące donosy z Pomorza, co może potwierdzać te domysły, że w dowództwie znajdowała się niemiecka agentura, albo po prostu - opętańcy.

A jak jest dzisiaj?


Słowa Issersona zdają się potwierdzać istnienie wpływów... a w 2009 pokazała się taka informacja: 

Służba Wywiadu Zagranicznego (SWR) Rosji uznała ministra spraw zagranicznych przedwojennej Polski Józefa Becka za agenta niemieckiego wywiadu.


Z całej książki Osińskiego wynika, że:

wojna była pewna





Seweryn Osiński - "5 kolumna na Pomorzu Gdańskim" strona 266







Isserson:

Nie podjęto też żadnej poważnej próby wzniesienia fortyfikacji polowych w dniach poprzedzających wybuch działań wojennych. Polski Sztab Generalny beztrosko oświadczył, że nie ma takiej potrzeby: wojna będzie prowadzona jako wojna mobilna.

W ten sposób wojsko polskie maszerowało w kierunku huraganu, który przygotowywał się do zmamienia go z powierzchni ziemi.
 



w jaki sposób udało się skoncentrować prawie półtoramilionową armię potajemnie i niepostrzeżenie na polskim pograniczu i rozmieścić ją do inwazji na całym froncie.

W rzeczywistości nie było w tym nic szczególnie ukrytego. Koncentracja sił niemieckich zwiększała się z miesiąca na miesiąc, z tygodnia na tydzień. Aby ustalić datę jej rozpoczęcia, musimy cofnąć się do 1938 roku, do okresu po przyłączeniu Czech i Moraw do Niemiec. Gdy siły kumulują się tak stopniowo, najpierw w jednej, potem w drugiej, a potem w trzeciej, proces koncentracji nie otrzymuje żadnego niezależnego wyrazu w czasie i zostaje wchłonięty przez szereg innych zdarzeń, które mu towarzyszą. [metoda małych kroków - MS]

Zanurzając palec na przemian w naczyniu z zimną, a następnie gorącą wodą, możesz natychmiast określić różnicę temperatur. Ale jeśli zanurzysz palec w naczyniu z wodą stopniowo podgrzewaną na małym ogniu, bardzo trudno jest ustalić stopniową zmianę temperatury.

W ten sam sposób koncentracja, skompresowana w krótkim czasie i tworząca wyjątkowe napięcie w pracy transportu, staje się zjawiskiem dominującym w danym okresie i może być łatwo wykryta.

Jednak koncentracja, która odbywa się stopniowo i konsekwentnie oraz wydłuża się w czasie, jest bardzo trudna do policzenia, a raczej rozprasza i przytępia obserwację. I taki charakter miała koncentracja wojsk niemieckich.

Koncentracja ta nie była już jedną, pojedynczą w czasie akcją, która zaczynała się i kończyła o określonych, z góry określonych godzinach, a czas trwania mógł być z grubsza obliczony przez wroga.

Koncentracja nabrała głębokiego charakteru. Nikt nie jest w stanie w ogóle zapisać jego początków. Jej kontynuacja zawsze pozostawia wątpliwość, czy szykuje się do prawdziwego zbrojnego powstania, czy też jest ono jedynie wzmocnieniem zagrożenia dyplomatycznego. Jej koniec ujawnia jedynie sam fakt działania zbrojnego.

Tak więc współczesna wojna zaczyna się przed walką zbrojną.



Wojna polsko-niemiecka

3. Błędy polskiego dowództwa

Polskie dowództwo popełniło również strategiczne błędy i błędne kalkulacje, które nie mogą być bezpośrednio zależne wyłącznie od wewnętrznej zgnilizny politycznej byłego państwa polskiego. Są one zakorzenione w uderzającym braku zrozumienia nowych warunków, w których może nastąpić przystąpienie do nowoczesnej wojny.

Pod tym względem wojnę przegrał przede wszystkim polski Sztab Generalny. co było przykładem potwornego niezrozumienia sytuacji strategicznej i jej fundamentalnie błędnej oceny. Ogromny błąd w ocenie sytuacji strategicznej popełnił francuski Sztab Generalny, przystępując do wojny 1870 roku. Polscy stratedzy znacznie przewyższyli jednak smutne lekcje historii, które okazali ich nauczyciele. Pomyłki polskiego dowództwa można sprowadzić do trzech głównych.

1. Po stronie polskiej uważano, że główne siły Niemiec zostaną związane na zachodzie przez działania Francji i Anglii i nie będą w stanie skoncentrować się na wschodzie. Zakładano, że około 20 dywizji zostanie pozostawionych przeciwko Polsce, a wszystkie inne siły zostaną rzucone na zachód przeciwko inwazji angielsko-francuskiej. Tak wielka była wiara w siłę i szybkość ofensywy aliantów. Tak więc plan strategicznego rozmieszczenia Niemiec na wypadek wojny na dwa fronty był całkowicie błędny. Oceniano również możliwości Niemiec w powietrzu. Wreszcie mocno liczyli na bezpośrednią i skuteczną pomoc Anglii ze strony sił powietrznych i morskich. Bez śladu przeszły lekcje historyczne z przeszłości, które wielokrotnie pokazały prawdziwą cenę obiecanej pomocy dla Anglii, która zawsze potrafiła walczyć tylko z obcymi żołnierzami.

Z tych wszystkich fałszywych wyliczeń wyciąga się jeszcze więcej fałszywych wniosków. Uważają, że można sobie poradzić z prawie jedną armią w czasie pokoju. Dlatego nie spieszą się z mobilizacją dywizji drugiej linii. Jest to jednak szeroko ogłaszane, zapowiadające mobilizację dwumilionowej armii. Uważano, że taka dezinformacja ma przestraszyć wroga. Efekt był jednak zupełnie odwrotny, gdyż w odpowiedzi dowództwo niemieckie skoncentrowało przeciwko Polsce jeszcze większe siły. [ok. 1,8 mln - MS]

2. Po stronie polskiej uważano, że jeśli chodzi o aktywne działania ze strony Niemiec, to może chodzić tylko o Gdańsk, a nie nawet o cały Korytarz Gdański i Poznań, oderwany od Niemiec na mocy traktatu wersalskiego. Tym samym w ogóle nie rozumieli prawdziwych celów i intencji wroga, sprowadzając całą kwestię dawno spóźnionego konfliktu wyłącznie do Gdańska.

W związku z tym bardzo mało uwagi poświęcono kierunkowi śląskiemu, skąd faktycznie pochodziło główne uderzenie wojsk niemieckich.

3. Po stronie polskiej uważano, że Niemcy nie będą w stanie od razu przerzucić wszystkich sił przeznaczonych przeciwko Polsce, gdyż wymagałoby to ich mobilizacji i koncentracji. Tak więc przed nami jeszcze początkowy okres, który umożliwi Zerom zajęcie Gdańska, a w międzyczasie nawet Prus Wschodnich.

Tym samym gotowość mobilizacyjna Niemiec i ich przystąpienie do wojny wszystkimi przeznaczonymi do tego w tym celu siłami pozostają jednocześnie nieświadome polskiego Sztabu Generalnego.

Polacy nie rozumieli sytuacji strategicznej, a to już była przegrana przynajmniej pierwszego etapu wojny, jeśli nie całej wojny.

Pod tym względem wojna była dla Polski przegrana jeszcze przed jej rozpoczęciem.






Niemieckie plany budowy dróg z 1935 roku.



O złożoności operacji wojsk polskich przeciwko Niemcom decydował również fakt, że dawna Polska przez cały okres swego godnego ubolewania istnienia przygotowywała się do wojny nie na Zachodzie, lecz na wschodzie, przeciwko Związkowi Radzieckiemu.

Jej zachodni pas graniczny nie był traktowany jako baza operacyjna. Była to raczej baza tylna, zupełnie nie przeznaczona do roli teatru działań wojennych. Nie posiadał on żadnych fortyfikacji, ale był obficie nasycony tylnymi bazami i magazynami. Ponadto [33] na zachodzie dawnej Polski znajdowały się wszystkie obiekty wojskowo-gospodarcze oraz centrum polskiego przemysłu. Na Górnym Śląsku znajdowały się: 95% polskiego górnictwa węglowego, 10 zakładów i ołowiu, dostarczających 100% i ołowiu (108 tys. ton rocznie) oraz zakłady azotowe, zapewniające 50% całej polskiej produkcji azotu. W ogóle cała baza gospodarcza dawnej Polski znajdowała się na zachodzie. Wszystkie szlaki komunikacyjne i handlowe z Europą Zachodnią przechodziły przez regiony zachodnie.

W ten sposób, rozmieszczając się na zachód przeciwko Niemcom, Polacy zaakceptowali wojnę swoimi tyłami, a nie frontem.



Polska miała około 3 mln wyszkolonych żołnierzy, z których ponad połowa została przeszkolona po 1920 roku. Jednak ogromna część tego wyszkolonego stado była całkowicie nieużywana. W efekcie we wrześniu 1939 r. nawet 50% zdolnych do służby wojskowej pozostawało poza wojskiem.




Stutthof cz. 4 (Autostrada czy wojna?):



W Święto Pracy 1 maja 1935 r. opublikowano mapę z siecią podstawową rządu Rzeszy o długości 6900 km z maja 1934 r. oraz nawierzchnią dróg, która miała zostać ukończona w 1935 r. [7][8] 

Odcinki Berlin–Szczecin i Elbing–Königsberg oznaczono jako w budowie, z czego odcinek Bernau–Angermünde i odcinek pod Królewcem miały być przejezdne w 1935 roku. Przez Pomorze zarejestrowano stosunkowo schematyczną i prostą trasę przez Labes, Polzin, Bublitz i Bütow, a za wyrwą w korytarzu w rejonie Gdańska do Elbląga.

To wszystko pokazuje, że wojna była pewna na 100% i na pewno była planowana już od 1920 roku, a okupacja Polski była uwzględniona w planach z 1926 r.

A czy władze polskie szykowały się do wojny? 
Polecam książkę Seweryna Osińskiego - V kolumna na Pomorzu Gdańskim - link na końcu artykułu.

Rewizjonistyczna polityka Republiki Weimarskiej z lat 20. XX wieku dążyła do aneksji Pomorza polskiego w trybie arbitrażu międzynarodowego. Rząd niemiecki proponował też nieoficjalnie Polsce dostęp do morza kosztem Litwy (przez port w Połądze).

Ultymatywne żądanie Adolfa Hitlera z października 1938 co do wyrażenia przez Polskę zgody na aneksję Gdańska przez III Rzeszę, mimo iż Gdańsk nie był w ówczesnych granicach Polski i na eksterytorialną autostradę oraz linię kolejową, przechodzące w poprzek Pomorza polskiego, w zamian Polska miała otrzymać przedłużenie paktu o nieagresji na 25 lat. 

w zamian Polska miała otrzymać przedłużenie paktu o nieagresji na 25 lat - ich celem była i jest eksterminacja Polaków



Dla Niemiec bez podporządkowania sobie Polski - nie ma przyszłości.

Agresja Niemiec jest nieunikniona




co zresztą opisuję na tym blogu już 14 lat





Wygrajmy w końcu tę wojnę, wygrajmy wojnę z Niemcami.

















------------




29 stycznia 2020

Józef Beck agentem niemieckim






Moje zdanie o agenturalności Becka wynika min. z lektury książki S. Osińskiego "5 kolumna na Pomorzu Gdańskim" (brak reakcji Becka na doniesienia z regionu), ponadto przemyślenia ogólne o polityce piłsudczyków, dochodzi do tego moje ostatnie doświadczenia z wypchnięciem, czyli być może nie było już Becka, była tylko jego zewnętrzna skorupa... a teraz tutaj: 



"A Józef Beck, polski minister spraw zagranicznych, został kupiony przez Goeringa. Opublikowaliśmy o tym dokumenty. Co więcej, wynika to z protokołu przesłuchania generała porucznika Alfreda Gerstenberga, wojskowego attaché w Bukareszcie. 

Był wcześniej w Warszawie, a następnie w Bukareszcie. Nie zadawano mu pytań, po prostu powiedział, że Goering podczas polowania spotkał się z Józefem Beckiem i zaprosił go, by tak rzec, do pracy dla Niemiec.

Zapłata była czekiem na 300 tysięcy marek Rzeszy. Nawiasem mówiąc, potwierdzają to dokumenty z zagranicznego wywiadu, które kilka lat temu napisała również, że Józef Beck w rzeczywistości postawił Polskę pod niemieckim toporem. "


" А Юзеф Бек, министр иностранных дел Польши, был куплен Герингом. Мы об этом публиковали документы. Причём это из протокола допроса генерал-лейтенанта Альфреда Герстенберга, военного атташе в Бухаресте. Он был до этого в Варшаве, а потом в Бухаресте. Ему не задавали вопросы, он просто рассказывал, что Геринг во время своей охоты встретился с Юзефом Беком и предложил ему, так сказать, работать на Германию.
Платой был чек на 300 тысяч рейхсмарок. И это подтверждается, кстати, и документами службы внешней разведки, она несколько лет назад тоже писала о том, что и Юзеф Бек, по сути дела, положил Польшу под германский топор. "

2009 rok:






en.wikipedia.org/wiki/Deep_operation

ru.openlist.wiki/Иссерсон_Георгий_Самойлович

https://archive.ph/20120802040038/http://www.innenministerium.bayern.de/bauen/strassenbau/baukultur/08090/






chomikuj.pl/fotopomnik/Dokumenty/Skany





Pamięć typu Flash








przedruk




Niech pamięć nim będzie nieulotna - Fujio Masuoka




Przez dekady Japonia była oskarżana o kopiowanie cudzych rozwiązań technicznych i sprzedawanie ich taniej niż oryginały. Gdy pojawił się japoński wynalazca, który wyprzedził swoim wynalazkiem USA, nie został należycie doceniony, a jego innowacje uważano za amerykańskie. Taki był los Fujio Masuoki, któremu po latach jednak oddano sprawiedliwość i należyte zasługi.


Urodził się podczas II wojny światowej w Takasaki w Japonii. Kiedy rozpoczął naukę w szkole średniej w swoim rodzinnym mieście, dołączył do szkolnego klubu miłosników fizyki i elektroniki. W wieku 10 lat zbudował podobno samodzielnie radioodbiornik. W szkole dowiedział się o nowym wynalazku pochodzącym ze Stanów Zjednoczonych - układzie scalonym. Zdobył punkty z matematyki na poziomie uniwersyteckim jeszcze w szkole średniej, co oczywiście pomogło mu w dostaniu się na wymarzone studia na renomowanym Uniwersytecie Tohoku. Tam szybko zdobywał kolejne tytuły w naukowej hierarchii, uzyskując doktorat w 1971 roku.


Flash, czyli pamięć szybka jak błysk

Wkrótce po ukończeniu studiów doktoranckich Masuoka dołączył do centrum badawczo-rozwojowego firmy Toshiba. W tamtym czasie firma ta ze szczególnym zainteresowaniem prowadziła badania nad rozwojem pamięci nieulotnych. Masuoka opowiadał później, że jednym z głównych bodźców dla jego firmy była prezentacja Intela na temat pamięci nieulotnych podczas International Solid-State Circuits Conference w 1970 roku. Jednym z największych wyzwań stojących przed branżą półprzewodników w latach 70. było znalezienie sposobu na zachowanie pamięci, tak aby nie znikała po każdym wyłączeniu zasilania. Inżynierowie uznawali, że tworzenie nieulotnej pamięci dla każdego bitu informacji jest zbyt uciążliwe. Masuoka zauważył, że informacje muszą być przechowywane w dużych partiach, a nie w pojedynczych bitach. Tak łatwiej było zaprojektować przechowywanie danych, ponieważ można to było zrobić za pomocą prostszych, bardziej kompaktowych obwodów.

Jednym z pierwszych wyzwań, z jakimi zmierzył się Masuoka w dziedzinie pamięci nieulotnych, była szybkość usuwania danych. W 1972 roku on i jego zespół wynaleźli tranzystor MOSFET typu SAMOS (stacked-gate avalanche-injection type). Wymazywanie pamięci wymagało rozładowania tranzystorów za pomocą światła UV lub elektrycznego odprowadzania ładunku. W 1976 zespół zaprezentował układ znacznie szybciej zapisujący i wymazujący dane. Do 1980 roku złożył wniosek o przyznanie podstawowych patentów na typ pamięci flash, znany obecnie jako pamięć flash typu NOR.

Chociaż światło ultrafioletowe (UV) zapewniało znaczne przyspieszenie kasowania pamięci, uważano je za czynnik ograniczający powszechne zastosowanie. Masuoka szukał sposobów wyeliminowania UV przy zachowaniu wydajności. W 1984 roku opublikował pracę dotyczącą pamięci flash typu EEPROM, Electrically Erasable Programmable Read-Only Memory, która, jak czytamy „[kasowała komórki pamięci] za pomocą emisji elektronów z bramki pływającej do bramki kasującej w pamięci flash”. Nazwę „pamięć flash” Masuoka zawdzięcza koledze Shoji Ariizumi, który opisał proces kasowania jako odbywający się „w mgnieniu oka” jak błysk lampy w aparacie fotograficznym.

Po opracowaniu pamięci flash NOR Masuoka i jego współpracownicy zaprezentowali wynala-zek pamięci flash NAND na konferencji IEEE 1987 International Electron Devices Meeting (IEDM), która odbyła się w San Francisco. Firma Toshiba wprowadziła produkty wykorzystujące to ostatnie rozwiązanie na rynek w 1987 roku.


Kilkaset dolarów za wynalazek wart dziesiątki miliardów

Toshiba wypłaciła Masuoce kilkaset dolarów premii za wynalazek, jednak z pewnych powodów, które można wyjaśnić chyba tylko specyficzną japońską mentalnością, nie tylko nie eksponowała swojej roli jako firmy, w której powstały przełomowe rozwiązania, ale też nie honorowała szczególnie Masuoki. Wręcz przeciwnie próbowała go przenieść na inne stanowisko, co w jego własnej ocenie oznaczało degradację. Jednocześnie amerykański Intel szybko zaczął zarabiać miliardy dolarów na sprzedaży produktów wykorzystujących pamięć flash, opracowawszy na wieść o pracach Japończyków własną wersję tej techniki.


Sytuacja ta była tak kłopotliwa dla Toshiby, że aby zachować twarz, firma publicznie przyznała, że wynalazcą układów pamięci tego typu była firma Intel. Jednak Intel nie ukrywał japońskiego pochodzenia innowacji. W książce pamiątkowej z okazji 25-lecia firmy, opublikowanej w 1993 roku, Intel chwalił się nawet, że odwrócił schemat przekształcania amerykańskich wynalazków w produkty japońskie. W ciągu dekady stał się jednym z najbardziej dochodowych produktów Intela. W 1997 r. Instytut Inżynierów Elektryków i Elektroników w Nowym Jorku przyznał Masuoce nagrodę Morrisa N. Liebmana w uznaniu za wynalezienie pamięci flash podczas jego pracy w firmie Toshiba. Gdy przypomniano o tym firmie Toshiba, ta przyznała, że faktycznie pamięć flash to jej wynalazek, ale nie zdołała wykorzystać swojej początkowej przewagi.

Wprawdzie Masuoka kontynuował swoje badania w Toshibie i w 1988 roku zademonstrował pierwszy tranzystor MOSFET z otaczającą bramką (GAA), bardzo wczesne rozwiązanie tranzystora 3D, to jak opowiadał później w wywiadach, czuł się niedoceniony i pomijany przez swoją firmę. Stosunki w japońskich firmach są inne niż te, które znamy z europejskich czy amerykańskich korporacji. Odchodzenia, demonstracyjnego zwalniania się z firmy, w której pracowało się od lat, raczej się nie praktykuje, jednak Masuoka w końcu to zrobił, choć nie od razu.

W 1994 roku Masouka zdecydował się przyjąć posadę profesora, wykładowcy na swojej macierzystej uczelni, Uniwersytecie Tohoku. Prowadził tam własne laboratorium badawcze skupiające się na elektronice półprzewodnikowej. Podobno prosił kandydatów na studentów podczas rozmów kwalifikacyjnych, aby wyobrazili sobie jogging przy akompaniamencie całej kolekcji muzycznej zgromadzonej na małym urządzeniu przypiętym do ucha, dodając, że praca jego laboratorium pomoże to urzeczywistnić. Wtedy, w latach 90. rządził wciąż kasetowy walkman lub discman z CD-ROM-em. Odtwarzacze MP3 i smartfony były odległą o dekadę przyszłością.

...


Po jedenastu latach pracy na Uniwersytecie Tohoku, Masouka stanął na czele działu rozwoju firmy Unisantis Electronics, japońskiej firmy specjalizującej się w technologiach półprzewodnikowych tranzystorów z bramką otaczającą. 

W maju 2021 roku firma założona przez wynalazcę pamięci NAND, dr. Fujio Masuokę, podała, że opracowała technologię zastępującą pamięć DRAM o nazwie Dynamic Flash Memory (DFM), z odświeżaniem i kasowaniem bloków w trybie flash. Artykuł na temat DFM, „Dynamic Flash Memory with Dual Gate Surrounding Gate Transistor (SGT)”, został zaprezentowany na Międzynarodowych Warsztatach Pamięci IEEE (IMW). 

Unisantis ma ponad siedemset patetentów związanych z techniką SGT, z których największa część to wynalazki Masuoki, od czasów Toshiby dbającego o ochronę swoich własnych pomysłów. Wielu widzi w pracach nad bramką otaczającą przyszłość układów pamięci SRAM, DRAM, MRAM, RRAM/RERAM, obwodów logicznych i czujników obrazu CMOS.

Pamięć flash weszła do ogromnej liczby urządzeń elektronicznych, takich jak komputery, telefony komórkowe, aparaty fotograficzne, pendrive’y i karty pamięci. 



Mirosław Usidus





mlodytechnik.pl/technika/31658-niech-pamiec-nim-bedzie-nieulotna-fujio-masuoka






"Duchy" - A nie mówiłem? (29)

 


Swego czasu pisałem o tym, że jak ktoś jest uważany za jasnowidza, to może potem mówić ludziom, żeby nie głosowali na tę czy inną osobę, bo ona "nie wygra wyborów, to po co tracić na nią głos?"

Kto nie posłucha jasnowidza?


Żeby jednak mieć taką moc nad społeczeństwem, najpierw trzeba zostać wylansowanym.



No i mamy w Polsce jasnowidza, któremu "duchy" mówią, gdzie leży jaka zaginiona osoba i w ten sposób pomógł policji te osoby odnaleźć, co policja potwierdza swoimi listami z podziękowaniami...



Co jakiś czas możemy dowiedzieć się z prasy światowej, że doszło do jakiejś zbrodni, a sprawca twierdził, że: "duchy kazały mu to zrobić".


Podejrzany o morderstwo 34-latek został zatrzymany w środę, 29 marca. Adwokat Efraim Dimr, który reprezentuje go przed sądem, powiedział dziennikarzom, że "boski duch" kazał mu zabić byłą żonę. Mężczyzna twierdzi, że ten sam duch powiedział mu, że przyczyny tego zachowania może zdradzić po ośmiu dniach, kiedy "cud zostanie ujawniony".


Skoro "duchy" każą komuś zabijać ludzi, to najwyraźniej "duchy" są ZŁE.

To skąd polska policja wie, że "duchy" mówiące jasnowidzowi, gdzie leżą zwłoki - są dobre?

Jakim sposobem policja to sprawdziła, jakim aparatem zważyła, zbadała  - i czy w ogóle sprawdziła?



SEKWENCJA ZDARZEŃ


"duchy" omotują jakiegoś człowieka, każą mu jechać nad jezioro i wejść do wody i iść w tę wodę i iść i iść...

aż się utopi


a potem "duchy" nawiedzają jakiegoś faceta i podpowiadają mu, gdzie leży trup tego człowieka, którego one wcześniej omotały i utopiły i proszą, żeby go "odnalazł", bo nie może znaleźć spokoju, czy coś...


a potem "duchy" muwio jasnowidzu:

"a ten facet XY przegra wybory, to po co oddawać na niego głos?" - o czym wspominałem lata temu przy jakiejś okazji


albo jeszcze gorzej...




A nie mówiłem?


Każą mu powtarzać brednie za manipulacją pod tytułem:

Geopolityczni eksperci ułożyli prawdopodobną mapę Europy 2035 roku

I co wtedy, jak ludzie zaczną w to wierzyć?


Komu zależy na rozpowszechnianiu takich plotek - takich opcji - podważających integralność państwa?





Skąd policja wie, czy "duchy" są dobre, czy złe?


Sprawdzili to?


Zamiast wierzyć w gusła, policja powinna zaalarmować opinię światową, że jacyś bandyci opanowali technologię mówienia komuś w myślach i wykorzystują tę technologię w złych celach.

Rozpocząć jakieś międzynarodowe śledztwo, badania itd.

Już pomijam milczeniem fakt opętywania ludzi i to, że prawdopodobnie nie dochodziło do wmówienia komuś, że ma się utopić, tylko po prostu - przejęli kontrolę nad czyimś ciałem i utopili ją (tę osobę), uchodząc z tego ciala, tuż przed śmiercią...

Wiedząc jednak o fakcie medycznym jakim jest osobowość mnoga i o tzw. opętaniach w chrześcijaństwie, można się było tego domyślić, że procesem "przechodzenia" z ciała do ciała można sterować...




Więc, sprawdzili to?



Czy policja to zrobiła?


Nie?


A czemu nie?



To jak takie działania wpływają na wiarygodność tej instytucji?



Odblaski, mandaty, jasnowidze, co jeszcze?





Komu zależy na rozpowszechnianiu takich opcji - podważających integralność państwa?

Wiemy z poprzednich artykułów, a przede wszystkim z historii, że



otwarta agresja Niemiec na Polskę jest tylko kwestią czasu.






czwartek, 26 września 2024

Propaństwowa i proobywatelska postawa.



Postawa aktorów i cała sytuacja - ta sytuacja - bardzo dobra, oby tylko pomoc powodzianom była skuteczna i żeby Kierwińskiemu faktycznie się powiodło, życzymy sukcesu...

Inna sprawa, że poza tą jedną sytuacją - niestety warcholstwo nadal wylewa się ze strony KO.





przedruk




Prezydent i premier przemówili jednym głosem? "Jestem pod wrażeniem"


- Trzymam za pana kciuki - powiedział prezydent Andrzej Duda, zwracając się do Marcina Kierwińskiego, którego właśnie powołał na członka rządu. Wtórował mu premier Donald Tusk, który stwierdził, że "jest pod wielkim wrażeniem" słów głowy państwa.



Marcin Kierwiński został powołany przez Andrzeja Dudę na stanowisko ministra. Kierwiński został pełnomocnikiem ds. odbudowy po powodzi, w związku z czym wrócił do składu Rady Ministrów, rezygnując tym samym ze swojego mandatu europosła.

W czwartek odbyła się uroczystość zaprzysiężenia nowego ministra, podczas której głos zabrał m.in. prezydent Duda. Zapewnił, że "trzyma kciuki" za jego pracę.


Andrzej Duda powołuje Kierwińskiego do rządu. I obiecuje pomoc

- Mogę pana zapewnić, że ja - jako prezydent RP i także ja jako po prostu człowiek - będę ze swojej strony dokładał wszelkich sił, żeby panu pomóc, jeżeli będą jakieś potrzeby, kiedy pan uzna, że moje, nasze wsparcie - tutaj Kancelarii Prezydenta - jest potrzebne, to proszę o sygnał, proszę o informacje - powiedział Andrzej Duda.

Prezydent stwierdził, że kataklizm powodziowy "przyszedł w okresie praktycznie jesiennym, kiedy ta zima zaraz jest za pasem".

 - I zadanie jest ogromnie trudne. Dlatego proszę, żeby pan minister brał poważnie pod uwagę pomoc także z naszej strony, jeżeli będzie taka potrzeba - zaapelował Duda.


Dziękował też Kierwińskiemu za przyjęcie nominacji. A dokładniej - za "przyjęcie na siebie bardzo trudnego zadania, na które nie ma wiele czasu i które wymaga wielkiego poświecenia, biegłości i serca, które trzeba włożyć w to, żeby pomóc ludziom".

Andrzej Duda dziękuje Kierwińskiemu. "Jestem wdzięczny"

- Bardzo dziękuję, że pan minister przyjął tę nominację, bo złożył pan minister mandat do Parlamentu Europejskiego. Mandat z wyboru, po to, żeby objąć tę funkcję, żeby pomagać ludziom - mówił prezydent.

- Jestem za to w imieniu Rzeczypospolitej wdzięczny. Myślę, że byliby tacy, którzy by tego nie zrobili, bo były już takie przypadki, że politycy odmawiali złożenia mandatu do PE i nie podejmowali funkcji w polskim rządzie. Pan minister to zrobił w sprawie bardzo ważnej, bardzo trudnej, ale bardzo ważnej społecznie. I bardzo ważnej także i państwowo - zaznaczał.


- Dziękuje za to panie ministrze. To jest poważna propaństwowa i proobywatelska postawa. Dziękuję ogromnie za to - dodał.


Tusk: słowa pana prezydenta brzmią jak doniosły apel

Głos zabrał również szef rządu, Donald Tusk. Premier odniósł się bezpośrednio do słów głowy państwa.

- Jestem pod wielkim wrażeniem słów pana prezydenta, zabrzmiały jak bardzo doniosły apel do nas wszystkich w Polsce - oznajmił.

Apel - jak tłumaczył - "o to, żeby niezależnie od przeszłości, od tego, co czasami dyktują ludziom emocje, polityka - żeby w sprawie powodzi być razem".


Kierwiński pełnomocnikiem ds. odbudowy do powodzi. "Zadzwonił, że jest gotów"

Tusk jednocześnie podkreślił, że uściśnięcie dłoni Kierwińskiemu przez prezydenta było gestem symbolicznym i dzięki niemu Polska mogła zobaczyć, że ludzie z innych frakcji politycznych jednoczą się w obliczu kataklizmu i jego skutków.

Premier dodał, że to właśnie Marcin Kierwiński zadzwonił do niego i zadeklarował chęć pomocy tam, gdzie odczuwalne są skutki katastrofalnej powodzi.

- Jestem pełen uznania dla decyzji ministra Kierwińskiego, to nie są takie częste rzeczy w życiu publicznym [...]. To on do mnie zadzwonił, że jest gotów, ja go do tego nie namawiałem -dodał Tusk.





Prezydent i premier przemówili jednym głosem? "Jestem pod wrażeniem" - Polska - PR24.PL (polskieradio24.pl)






Człowiek, który wie, o czym mówi





Jest aż tak źle z uczniami??





przedruk



"Pacyfikacja" uczniów i odbieranie rodzicom prawa do opieki. "Na początku też mi nie było łatwo"



25 września 2024, 14:46
tvn24.pl


"Część (uczniów - red.) niestety będę musiał brutalnie spacyfikować" - napisał do czwarto- i szóstoklasistów chodzących do Szkoły Podstawowej nr 206 w Łodzi ich nauczyciel biologii i przyrody. W dalszej części wiadomości ostrzegał podopiecznych, że ich rodzice stracą prawa rodzicielskie albo rodziny będą objęte "nadzorem pracownika socjalnego". 

- Zrobił to, bo chciał, żeby na lekcjach panował spokój - komentuje dyrektorka placówki, która mówi nam o "bulwersujących słowach" i "dużym błędzie niedoświadczonego nauczyciela".


Wiadomość, która w poniedziałek wieczorem trafiła do uczniów przynajmniej dwóch klas łódzkiej podstawówki, zbulwersowała jednego z rodziców, który przesłał nam jej treść na Kontakt24. Czytamy w niej, że nauczyciel ma nadzieję, iż "z części uczniów zrobi biologów/przyrodników". A co z resztą?


Cytujemy nauczyciela:

"Pozostałą część niestety będę musiał brutalnie spacyfikować, bo nie jest możliwe prowadzenie zajęć, gdy będziemy wzajemnie sobie przeszkadzać" - zaznacza nauczyciel, który w dalszej części straszy podopiecznych tym, że… ich rodzice stracą prawa rodzicielskie. 

Pisze tak:

"Tryb jest taki 3 uwagi wezwanie rodziców, po dwukrotnym wezwaniu rodziców wizyty pracownika socjalnego i ewentualne odebranie praw rodzicielskich albo objęcie rodziny nadzorem pracownika socjalnego. Więc proszę osoby niezainteresowane lekcją przynajmniej zachowanie ciszy na tyle, ile to możliwe" - przekazuje nauczyciel (pisownia oryginalna).
 


O wiadomości, którą nauczyciel wysłał do uczniów, rozmawiamy z dyrektorką łódzkiej placówki Dorotą Michałkiewicz. 

- Dostałam sygnał o niej, jeszcze zanim państwo poprosiliście o komentarz - mówi.


Przekazuje, że o wpisie nauczyciela powiedzieli jej wychowawcy klas, do których chodzą adresaci wiadomości. 

- Rodzice uczniów klasy szóstej byli zaniepokojeni tym, co napisał wskazany pracownik. Nie dziwię się, bo też uważam, że treść wiadomości jest bulwersująca i nigdy nie powinna być wysłana w takiej formie - mówi.


Zaznacza jednocześnie, że w całej sytuacji widzi pewne okoliczności łagodzące.


- Mówimy o bardzo młodym nauczycielu. To jego pierwsze półrocze w tej roli. Pracę rozpoczął 2 września, a potem na dwa tygodnie poszedł na bezpłatny urlop. Ciągle uczy się tej pracy, która jest bardzo wymagająca - podkreśla.


Dorota Michałkiewicz zaznacza, że nauczyciel biologii - chociaż niedoświadczony w tej roli - ma świetne referencje, żeby przekazywać wiedzę dzieciom. 

- Jest pasjonatem, ma bardzo dobre wykształcenie. Wcześniej pracował z młodzieżą przy różnych eventach. Podejrzewam, że zderzył się ze ścianą, kiedy zobaczył, że nie wszyscy uczniowie pozwalają mu na wykonywanie obowiązków. Chciał pokazać, że u niego to nie przejdzie, ale wyraźnie przeholował. Sam teraz już to widzi - mówi dyrektorka.

Na dywaniku


Wspomniany nauczyciel został w środę rano wezwany przez panią dyrektor.


- Opowiedział, że chciał sprawić, żeby na jego lekcjach panował spokój, żeby nikt nie przeszkadzał mu w wykonywaniu obowiązków. Przekazałam mu, że rozumiem jego motywację, ale podjęte przez niego środki są nie do przyjęcia - mówi dyrektorka.


- Co zatem mu pani poradziła? - pytamy.


- Jestem nauczycielką od 33 lat, ale pamiętam, że na początku też mi nie było łatwo. Pracownik oświaty musi wznieść się swoją dojrzałością nad emocje dzieci, być ponad czyjeś popisy. Musi znaleźć w sobie siłę, żeby zainteresować uczniów, przekonać do siebie. Przy tym musi wyznaczyć jasne granice, ale trzeba być w tym szczerym. Pisanie o systemowym odbieraniu prawa do opieki to nonsens i nieprawda. A na braku prawdy trudno cokolwiek zbudować - zaznacza Dorota Michałkiewicz.


Podkreśla przy tym, że nie podjęła wobec nauczyciela żadnych kroków dyscyplinarnych. - Każdy popełnia błędy. Zwłaszcza na początku swojej drogi. Przykro mi, że do naszych uczniów trafiła wiadomość o takiej treści, ale ze wszystkiego można wyciągnąć wnioski - zaznacza.


Na lekcji

W czasie przygotowywania tego tekstu mogliśmy przez chwilę przyglądać się lekcji prowadzonej przez autora niezręcznej wiadomości. Uczniowie - przynajmniej tym razem - z uwagą słuchali, kiedy nauczyciel opowiadał im o genetyce.


- To jest człowiek, który wie, o czym mówi. Wie, jak o tym mówić. Musi się jeszcze tylko nauczyć, jak radzić sobie z tymi, którzy - przynajmniej na początku - nie chcą o tym słuchać - kończy dyrektorka.










tvn24.pl/lodz/lodz-nauczyciel-o-pacyfikacji-uczniow-i-odbieraniu-rodzicom-prawa-do-opieki-popelnil-blad-zoltodzioba-st8106651




Ja też protestuję.



przedruk



"Protestuję". Znany polski aktor powiedział to wprost

25.09.2024 20:31

Znany polski aktor Jan Englert, który ma na swoim koncie ponad 100 ról teatralnych, filmowych i telewizyjnych wyznał, jak wspomina początki swojej kariery.


Jan Englert przyznał, że karierę rozpoczął od roli w legendarnym filmie "Kanał" Andrzeja Wajdy. Aktor, który pomimo swoich 81-lat wciąż jest aktywny zawodowo, wyznał, że jego początki w tej branży nie były łatwe. Szczególnie młode osoby nie miały zbyt wielu szans na otrzymanie atrakcyjnej oferty.

Englert zauważył, że w dzisiejszych czasach okoliczności bardziej sprzyjają. W dodatku nie brakuje aktorów amatorów, którzy angażują się w różnego rodzaju paradokumenty, byleby tylko zostać zauważonymi. Artysta nie przebierał w słowach, dając wyraz swojemu niezadowoleniu.


- W tej chwili w telewizji mamy 60 proc. amatorów, którzy grają w różnych serialikach, a paradokumenty mają większą oglądalność od teatru telewizji na przykład. I z tym trzeba się pogodzić albo protestować. Ja protestuję. Uważam, że to, że żyjemy w czasach, gdzie ilość wygrywa z jakością, jest rzeczą determinującą moją niechęć do ułatwień, które technika wymyśliła. Z przerażeniem myślę, co będzie nawet z filmem w dobie sztucznej inteligencji

- powiedział Jan Englert.





Kim jest Jan Englert?

Urodził się 11 maja 1943 roku w Warszawie. Jest znanym aktorem teatralnym i filmowym, a ponadto reżyserem teatralnym i pedagogiem. Ma na swoim koncie wiele ciekawych ról. Od lat pełni funkcje dyrektora artystycznego Teatru Narodowego w Warszawie. W jego reżyserii wystawiono ponad 30 spektakli teatralnych oraz 35 spektakli Teatru Telewizji. Aktor w ciągu swojego życia pomieszkiwał w różnych miejscach; m.in. w Sosnowcu, Polanicy, Kłodzku, Częstochowie i Warszawie.





"Protestuję". Znany polski aktor powiedział to wprost (tysol.pl)




Bezpieczeństwo





przedruk




Droga Sulmin - Otomin. Ustawiono szykany, więc duży autobus nie przejedzie


13:33, 29.09.2017



Jak informują nasi Czytelnicy, na wyremontowanym właśnie odcinku drogi Sulmin - Otomin znów postawiono betonowe szykany, co sprawia, że problem z przejazdem będą miały autobusy.

- Taki był wymóg gminy Kolbudy - mówi Sylwia Bobkowska, kierownik referatu remontowo-budowlanego gdańskiego starostwa powiatowego.

Dobiegają końca prace związane z budową drogi Sulmin - Otomin. Droga ma zostać otwarta w ten weekend, ale mieszkańcom nie podoba się, że ustawiono na niej betonowe szykany.






- Szykany ustawione w odstępie 8 metrów eliminują przejazd autobusu. ZTM Gdańsk poinformował starostwo, że wymagana przestrzeń pomiędzy kręgami to 10 metrów - napisała nam pani Alina. - Mieszkańcy Sulmina na pewno będą apelować o ich zlikwidowanie i pisać skargę do wojewody pomorskiego.


Jak podkreśla Sylwia Bobkowska, kierownik referatu remontowo-budowlanego Starostwa Powiatowego Powiatu Gdańskiego, szykany zostały ustawione by ograniczyć możliwość przejazdu samochodom ciężarowym.


- Szykany stały przed przebudową i władze gminy Kolbudy zażądały, by ustawiono je z powrotem.


Chodzi o to, by z drogi nie korzystały ciężarówki - mówi Sylwia Bobkowska. - Rzeczywiście problem z przejazdem mogą mieć też autobusy, zwłaszcza przegubowe. Stąd nasza sugestia do przewoźników korzystających z tej trasy, by używać mniejszych autobusów lub busów i w ten sposób zapewnić mieszkańcom transport.






(Wojciech Drewka)







Starsze małżeństwo zginęło w wypadku w Otominie. Uderzyli w betonowy krąg

15:29, 25.09.2024


Do tragicznego wypadku doszło w środę po godz. 13 na drodze powiatowej nr 1930G w miejscowości Otomin w gm. Kolbudy, tuż przy granicy z gminą Żukowo.

Według wstępnych ustaleń 77-latek jadąc w kierunku Kartuz uderzył w betonowy krąg spowalniający ruch, umieszczony na jezdni.






- Policjanci wstępnie ustalili, że 77-letni mężczyzna kierujący hyundaiem jadąc w kierunku Kartuz uderzył w betonowy krąg stanowiący element urządzenia mającego spowolnić ruch umieszczony na jezdni. W tym zdarzeniu śmierć na miejscu poniósł kierujący oraz 75-letnia pasażerka hyundaia - powiedział PAP oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Pruszczu Gdańskim mł. asp. Karol Kościuk.





Po tragicznym wypadku z trasy Sulmin-Otomin usunięto betonowe szykany



15:26, 26.09.2024






Jak informują mieszkańcy wsi Sulmin - z drogi powiatowej do Otomina (gm. Kolbudy, pow. gdański) usunięto dziś cztery betonowe szykany. Wczoraj na tej trasie zginęło starsze małżeństwo. Ich samochód rozbił sie o betonowy krąg.

Droga Sulmin-Otomin łączy powiat kartuski i gdański. Szykany mające ograniczyć tamtędy ruch ciężarówek ustawiono w 2015 r. Wróciły także po remoncie drogi powiatowej w 2017 r. Zdecydowało o tym Starostwo Powiatowe w Pruszczu Gdańskim.


Niektórzy mieszkańcy byli im przeciwni - sugerowali, że stwarzają zagrożenie. Inni chwalili mówiąc, że nie tylko ograniczają ruch ciężarówek, ale wpływają na mniejszą prędkość samochodów na tej trasie.


W sieci pojawiło się mnóstwo opinii krytykujących istnienie na tej drodze betonowych kręgów.

- Czemu nie zrobiono tam progów tylko zapory betonowe! - pytał jeden z naszych Czytelników.

- Kto tam jeździ to wie, ile trzeba się nagimnastykować jadąc na trzeźwo i powoli- w tych bardzo niebezpiecznych labiryntach. Już nie mówię po ciemku i w dodatku jak nie zna ktoś tej trasy, to są śmiercionośne "niespodzianki" - twierdzi nasza Czytelniczka.

Jak donoszą mieszkańcy wsi Sulmin, dzień po tragedii, betonowe szykany zostały usunięte z drogi.


- Zapadła odgórna decyzja o usunięciu „szykan śmierci”. Właśnie trwają prace z tym związane. Będę usunięte wszystkie 4 betonowe szykany - czytamy na stronie sołectwa.






W kwestii odblasków - ta sama śpiewka.





Jesienią dzień jest coraz krótszy, a za oknem coraz szybciej robi się ciemno. To niebezpieczna pora zwłaszcza dla pieszych. Policja rozpoczyna akcję "Świeć przykładem" i apeluje o noszenie odblasków. - Nawet mały odblaskowy element poprawia naszą widoczność, a jednocześnie może uratować nam życie - podkreślają policjanci.

Jesienią pieszy jako niechroniony uczestnik ruchu drogowego jest najbardziej narażony na niebezpieczeństwo na drodze i to on bardzo często staje się ofiarą tragicznych wypadków drogowych. Odblaski mogą znacznie zwiększyć widoczność pieszych i znacząco poprawić bezpieczeństwo na drogach.

- Elementami odblaskowymi mogą być przedmioty doczepiane do ubrania, opaski, kamizelki oraz smycze. Ważne jest ich umieszczenie: odblaski zaleca się umieszczać na wysokości kolan, dłoni, w okolicy środka klatki piersiowej i pleców – wówczas będziemy mieli pewność, że są dobrze widoczne dla innych uczestników ruchu drogowego. Pieszym, idącym lewą stroną drogi, zaleca się noszenie odblasków na prawej ręce lub nodze - informują policjanci.



Odblask obowiązkowy poza obszarem zabudowanym

Poza obszarem zabudowanym z reguły drogi nie posiadają wydzielonych chodników i w większości nie są oświetlone lub też są słabo doświetlone. Dodatkowo kierowcy rozwijają o wiele większe prędkości niż w obszarze zabudowanym, a piesi w ciemnych ubraniach, bez odblasków, niestety są zupełnie niewidoczni dla kierujących.

- Prawidłowo noszone elementy odblaskowe mogą uratować życie pieszym - podkreślają policjanci i apelują, aby niezależnie od pory roku, zawsze mieć przy sobie element odblaskowy.

- Zachęcamy do noszenia odblasków także w mieście. Nie wszystkie odcinki drogi czy przejścia dla pieszych są dobrze oświetlone, a widoczność kierującemu często ograniczają elementy architektoniczne, w tym drzewa lub padający deszcz - wymieniają policjanci.

Zgodnie z ustawą Prawo o ruchu drogowym piesi, którzy poruszają się po drodze po zmierzchu poza obszarem zabudowanym, są obowiązani używać elementów odblaskowych w sposób widoczny dla innych uczestników ruchu.

Za niestosowanie się do obowiązku używania elementów odblaskowych grozi mandat w wysokości 100 zł.

Pamiętaj o tych zasadach!

Warto zapamiętać kilka zasad, które poprawią nasze bezpieczeństwo:

1. Gdy nie ma chodnika, to poruszaj się lewą stroną drogi – dzięki temu będziesz widział zbliżający się z naprzeciwka pojazd;

2. Stosuj zasadę „widzieć i być widzianym”. To, że widzisz samochód, nie znaczy, że kierowca samochodu widzi Ciebie!


3. Odblaski zakładaj na tę stronę ciała, która znajduje się bliżej osi jezdni, na nogę lub rękę, ponieważ na tych wysokościach odblaski są najlepiej oświetlone przez reflektory samochodów, które bardziej doświetlają prawą stronę drogi;

4. Korzystaj z dróg zgodnie z przepisami. Przechodzenie w miejscach zabronionych, niekorzystanie z odblasków po zmierzchu poza obszarem zabudowanym, wchodzenie bezpośrednio przed nadjeżdżający pojazd, niestosowanie się do sygnalizacji świetlnej, to najczęstsze wykroczenia popełniane przez pieszych.

5. Noś odblaski także w mieście. Kup dziecku widoczny plecak, świecące buty, odzież z wszytymi odblaskami.

(info: KWP Gdańsk, oprac. M.Dz.)




wówczas będziemy mieli pewność, że są dobrze widoczne dla innych uczestników ruchu drogowego

widzisz samochód, nie znaczy, że kierowca samochodu widzi Ciebie!








Pieszym, idącym lewą stroną drogi, zaleca się noszenie odblasków na prawej ręce lub nodze - informują policjanci

co oznacza, że policja zakłada, że odblask może być niewidoczny na lewej stronie ciała?

tak?


piesi w ciemnych ubraniach, bez odblasków, niestety są zupełnie niewidoczni dla kierujących

pieszy w ciemnym ubraniu jest zupełnie niewidoczny dla kierujących

i policja to wie?

a jak pieszy sięgnie ręką by poprawić sobie torbę na ramieniu, albo coś - i na moment zasłoni odblask ciemnym ubraniem, to nie będzie widoczny?



widoczność kierującemu często ograniczają elementy architektoniczne, w tym drzewa lub padający deszcz

widzisz samochód, nie znaczy, że kierowca samochodu widzi Ciebie!

pieszy mimo odblasków może zostać zasłonięty przez drzewa, elementy architektoniczne, więc noszenie odblasków nie znaczy, że kierowca widzi pieszego

tak?




widzisz samochód, nie znaczy, że kierowca samochodu widzi Ciebie!




Pieszym, idącym lewą stroną drogi, zalecam schodzenie z drogi, gdy słyszą zbliżający się z przeciwka samochód.







Po tragicznym wypadku z trasy Sulmin-Otomin usunięto betonowe szykany - expresskaszubski.pl

Droga Sulmin - Otomin. Ustawiono szykany, więc duży autobus nie przejedzie - expresskaszubski.pl

Starsze małżeństwo zginęło w wypadku w Otominie. Uderzyli w betonowy krąg - expresskaszubski.pl

Nawet mały odblask może uratować życie. Co grozi za jego brak? - expresskaszubski.pl






"Powódź w Polsce miała ocalić Brandenburgię"



przedruk






26.09.2024 09:26

Powódź w Polsce miała ocalić Brandenburgię. 

Poseł PiS pyta wprost: Tusk znów zagrał na interes Niemiec?

Czy po raz kolejny Donald Tusk przekładał interes Niemców nad interes Polski, ukrywając przed Polakami wiadomość powodzi? - pytała na czwartkowej konferencji prasowej poseł PiS Agnieszka Wojciechowska van Heukelom. Chodzi o doniesienia niemieckiego dziennika mówiące o tym, że przerwane tamy w naszym kraju uratowały przed katastrofą Brandenburgię. Politycy PiS na spotkaniu z mediami przed Kancelarią Premiera podsumowali wczorajsze wystąpienia rządzących w Sejmie. Zdaniem Przemysława Czarnka, miały one na celu obronę szefa rządu, na którym ciążyć ma odpowiedzialność prawno-karna.






W środę w Sejmie rząd przedstawił informację na temat działań w związku z powodzią. Z sejmowej mównicy głos zabrał sam szef rządu Donald Tusk oraz 14 podległych mu ministrów. Choć punkt obrad przeciągnął się do bardzo późnych godzin to jeszcze w czasie jego trwania na koalicję rządzącą spadła lawina krytyki. Zdaniem opozycji przedłużanie zdawania informacji miało na celu ukrycie niekompetencji władz.


"Zawiódł jako premier"

Do wystąpienia premiera odnieśli się w czwartek na konferencji prasowej posłowie Prawa i Sprawiedliwości. Rzecznik partii Rafał Bochenek podkreślił, że mimo tego, iż Tusk z mównicy zszedł "zadowolony", to "wiemy, że zawiódł jako premier".

Polityk przypomniał, że do rządzących informacje o możliwej katastrofie napływały już kilka dni przed jej nadejściem. Mimo to szef rządu na konferencji prasowej 13 września uspokajał mówiąc, że "prognozy nie są przesadnie alarmujące".


"Niemiecki interes"

Agnieszka Wojciechowska van Heukelom wskazała z koeli, że wczorajsze wystąpienia w Sejmie były pokazem "arogancji władzy". - Nie padło słowo "przepraszam", a przecież Donald Tusk powinien powiedzieć "przepraszam" tym wszystkim Polakom, których naraził ukrywając informację o powodzi - oznajmiła.

Poseł odniosła się też do informacji przekazanej w ostatnich dniach przez dziennika Berliner Zeitung. W rozmowie z gazetą jeden z ekologów wskazał, że przerwane tamy w Polsce ocaliły przed katastrofą Brandenburgię. - Czy po raz kolejny Donald Tusk przekładał interes Niemców nad interes Polski, ukrywając przed Polakami wiadomość powodzi? - pytała poseł.


"Odpowiedzialność prawno-karna"

Zdaniem Przemysława Czarnka, podczas środowych wystąpień w Sejmie, rządzący chcieli "zagadać sprawę". - Państwo z koalicji 13 grudnia wczoraj, przez kilka godzin, w sposób absolutny, rzeczywiście koncertowo zorganizowany - i tutaj podziw wielki - próbowali bronić, aczkolwiek nieudolnie, pana Donalda Tuska i jego pomagierów przed odpowiedzialnością prawno-karną za zaniedbania największe w historii tego państwa od kilkudziesięciu lat - oznajmił.


Zaznaczył, że przez to, iż Polacy nie dowiedzieli się wcześniej o zagrożeniu, wielu z nich straciło dobytek życia. - Kto jest temu winien? Donald Tusk, który miał tutaj informacje w KPRM-ie - 10 września, 11 września, 12 września po to, żeby 13 września powiedzieć ludziom: "prognozy nie są przesady alarmujące, nie ma powodu do paniki" - oznajmił.
"Panie Donald Tusk, powody do paniki to ma pan dlatego, że prawno-karna odpowiedzialność ciąży na panu, a ten spektakl wczorajszy, kilkugodzinny, który miał przykryć pana odpowiedzialność, niestety się nie powiódł"

– skwitował.







Powódź w Polsce miała ocalić Brandenburgię. Poseł PiS pyta wprost: Tusk znów zagrał na interes Niemiec? | Niezalezna.pl