Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

czwartek, 30 marca 2023

Różne - chatbot, pieniądze, Trump




przedruki






Spośród 21 mld funtów pochodzących ze środków publicznych, które zostały zdefraudowane, 7 mld funtów to środki pochodzące z programów rządowych realizowanych w związku z epidemią koronawirusa SARS-CoV-2 na Wyspach.

Biuro Audytu przyznaje, że "jest mało prawdopodobne", by większość tych środków udało się odzyskać.


Wielkość defraudowanych środków wzrosła w czasie pandemii dramatycznie - w ciągu dwóch lat przed pandemią wynosiła 5,5 mld funtów, podczas gdy dwóch lat pandemii - 21 mld.

Kierujący NAO Gareth Davis przyznaje, że doszło do "znaczącego wzrostu poziomu nieprawidłowości finansowych w sprawozdaniach finansowych" objętych kontrolą Biura.

- Oprócz utraty pieniędzy podatników wiąże się to z ryzykiem, że ludzie zaczną postrzegać oszustwa i korupcję w działaniach władz jako coś normalnego i tolerowanego. Jeśli nie będziemy z tym walczyć może to wpłynąć na poziom zaufania społecznego w kwestii uczciwości usług publicznych - podkreśla Davis.

Rzecznik rządu podkreślił, że od 2021 roku rząd przeznaczył 900 mln funtów na walkę z nieprawidłowościami finansowymi i "poczynił postępy" w tym zakresie przez stworzenie Public Sector Fraud Authority, organu którego celem jest pomoc instytucjom państwa w walce z korupcją i malwersacjami.

Rzecznik brytyjskiego rządu podkreślił, że w ciągu dwóch lat udało się odzyskać ponad 3,1 mld funtów zdefraudowanych środków, w tym świadczenia wyłudzone z programów realizowanych w związku z epidemią COVID-19.



-----



Trump prosi doradców o przygotowanie planów ataku na cele w Meksyku


Autor: Artur Bartkiewicz • 27 min temu





Donald Trump, który przygotowuje się do walki o prezydenturę USA w 2024 roku, prosi swoich doradców o przygotowanie planów ataków na cele związane z działaniem karteli narkotykowych w Meksyku, w tym ataków, które miałyby być prowadzone bez zgody władz Meksyku - podaje magazyn "Rolling Stone".


"Rolling Stone" powołuje się na dwa źródła "znające sprawę".

- Zaatakowanie Meksyku lub jakkolwiek inaczej się to nazwie, jest tym do czego Trump chce mieć przygotowane "plany bojowe" - mówi jedno ze źródeł.

Rozmówca magazynu mówi, że Trump żałuje "zmarnowanych szans w czasie pierwszej kadencji" na stanowisku prezydenta USA.


Doradcy Trumpa mieli przedstawić mu kilka możliwości działania przeciwko kartelom narkotykowym w Meksyku, w tym jednostronne uderzenia na cele w Meksyku i rozmieszczenie wojsk na terytorium sąsiada USA - twierdzą informatorzy "Rolling Stone".

Jedna z takich propozycji została opisana w białej księdze przygotowanej przez think tank Center for Renewing America, w którym kluczową rolę odgrywają zwolennicy Trumpa. W raporcie "Czas przeprowadzić wojnę z międzynarodowymi kartelami narkotykowymi" czytamy o możliwych uzasadnieniach i procedurach potrzebnych do "formalnego" ogłoszenia "wojny z kartelami" w związku z rosnącą liczbą Amerykanów umierających po zatruciu fentanylem.

W raporcie czytamy, że choć Meksyk powinien być włączony w działania przeciwko kartelom to jednak "jest kluczowe, aby władze Meksyku nie miały wrażenia, że mają prawo weta mogące przeciwdziałać podejmowaniu przez USA działań niezbędnych dla zapewnienia bezpieczeństwa ich granic i obywateli" - czytamy w raporcie.

Celem działań USA miałoby być "zmiażdżenie karteli narkotykowych przy użyciu siły militarnej". Działania miałyby obejmować uderzenia Sił Specjalnych USA, a także działania wywiadu wykorzystujące siły piechoty morskiej, wojsk lądowych, marynarki wojennej, sił powietrznych i straży przybrzeżnej.

"Rolling Stone" zaznacza, że nie jest jasne czy Trump, jako prezydent, byłby gotowy realizować tak szeroko zakrojony plan działań militarnych w Meksyku. Trump ma jednak skłaniać się do wysłania do Meksyku amerykańskich Sił Specjalnych.







----------



Elon Musk wzywa do wstrzymania prac nad AI. „Zagrożenie dla ludzkości”
Autor: Wprost • Wczoraj o 18:50





To nie jest dobry dzień dla Sztucznej Inteligencji. Po tym, jak analitycy Goldman Sachs przedstawili przerażający raport dotyczący rynku pracy, Elon Musk z grupą naukowców zaapelował o wstrzymanie prac nad rozwojem AI.


Sztuczna Inteligencja rozwija się w ostatnim czasie w imponującym, ale także nieco niepokojącym tempie. Usługi, takie jak ChatGPT, czy Bard zyskują ogromną popularność, co ponownie stało się paliwem dla przeciwników AI. Jednym z nich od lat jest Elon Musk.

Sztuczna Inteligencja zabierze nam pracę

29 marca ukazał się raport Goldman Sachs, w którym analitycy wyliczają, jaki wpływ na rynek pracy będzie miał dalszy rozwój Sztucznej Inteligencji. Wyniki ich analizy są przerażające. Jak wynika z wyliczeń jednego z największych banków świata, ze względu na najnowszą falę usług opartych na Sztucznej Inteligencji, pracę może stracić aż 300 milionów osób na całym świecie.

Jak wynika z raportu przygotowanego przez ekonomistów Goldman Sachs, aż 18 proc. wszystkich etatów może zostać zmechanizowanych. Wśród najbardziej zagrożonych zawodów wskazano, prawników i pracowników administracyjnych. W Stanach Zjednoczonych i Europie AI może zostać wprowadzona w jakimś stopniu nawet w ⅔ wszystkich zawodów.

Elon Musk wzywa do wstrzymania prac nad AI

Jeszcze bardziej niepokojąco brzmi apel, z którym wystąpił Elon Musk wraz z grupą specjalistów od Sztucznej Inteligencji. Wystąpili oni z prośbą do branży, aby na pół roku wstrzymać prace nad rozwojem rozwiązań bardziej zaawansowanych, niż najnowsza wersja ChatGPT, czyli GPT-4.


Jak napisali w liście otwartym, dalszy rozwój Sztucznej Inteligencji w obecnej formie, stanowi potencjalne zagrożenie dla społeczeństw i ludzkości. List wystosowany oficjalnie przez organizację non-profit Future of Life Institute, podpisało ponad 1000 osób. Wśród nich jest Elon Musk.

“Potężne systemy Sztucznej Inteligencji powinny być rozwijane dopiero wtedy, gdy będziemy mieli pewność, że ich efekty będą pozytywne, a ryzyko będzie pomijalne” – czytamy w liście otwartym.


------




Powstaną super inteligentne roboty. ChatGPT ma zasilić humanoidy
Autor: Michał Duszczyk • Wczoraj o 09:57



Firma OpenAI, która podbiła świat swoją wspieraną przez Microsoft konwersacyjną sztuczną inteligencją, nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Wiele wskazuje na to, że teraz zamierza połączyć swojego chatbota z maszynami.


Wejście do świata fizycznego ma jej zapewnić start-up 1X, który opracowuje zaawansowane automaty o „kończynach” równie sprawnych jak ręce człowieka. OpenAI zainwestowało 23 mln dol. w norweską spółkę, dzięki której będzie tworzyć super inteligentne androidy. Taka zautomatyzowana siła robocza, jeśli android zyska „mózg” w postaci algorytmów, które zasilają ChatGPT, może być kolejnym przełomowym rozwiązaniem. I to niczym z filmów science-fiction.

1X na swojej stronie internetowej wskazuje, że pracuje nad humanoidem Neo, który światło dzienne ujrzy latem. Tłumaczy, że celem tego projektu jest zbadanie, w jaki sposób sztuczna inteligencja może przybrać formę ludzkiego ciała. Norweski startup nie ukrywa, iż liczy, że Neo znajdzie rzeczywiste zastosowanie, pomagając w „globalnym zwiększeniu siły roboczej”.


Dla wielu takie manualnie zaawansowane i inteligentne androidy mogą okazać się poważnym zagrożeniem. W najnowszym raporcie Goldman Sachs eksperci twierdzą, że tzw. generatywna sztuczna inteligencja może mieć wpływ na dwie trzecie miejsc pracy w USA i Europie (300 mln stanowisk będzie narażona na pewien stopień automatyzacji AI – bot wykona od jednej czwartej do połowy dotychczasowych obowiązków człowieka). Zagrożeni mają czuć się głównie pracownicy administracyjno-biurowi. Jednocześnie zaawansowane algorytmy mają potencjał, by – w ciągu dekady – zwiększyć światowy PKB o 7 bln dol.








poniedziałek, 27 marca 2023

Między językiem Indian Algonquian, a gaelickim

 

przedruk

tłumaczenie automatyczne





Globalne szepty: powiązania językowe między językiem Indian Algonquian a gaelickim


22 października 2010 przez stevehollier


Ludy Algonquian (http://en.wikipedia.org/wiki/Algonquian_peoples)




Język algonkiński na tych obszarach





Współczesny gaelicki zachowuje wiele liter pisanych, które nie są już wymawiane, ale kiedy wymawia się je w starożytnym języku galijskim lub przodków Celtów i Basków, można znaleźć uderzające podobieństwo do języka Algonquian.

Na przykład; algonkińskie słowo oznaczające "tego, który bierze małe ryby" to Amoskeag. W języku gaelickim Ammo-iasgag oznacza "mały strumień ryb".

W języku algonkińskim Ammonoosuc oznacza "małą rzekę rybacką", a w języku gaelickim Am-min-a-sugh oznacza; "mała rzeka do wyławiania ryb".

W Algonquian Coos i cohas oznaczają "sosnę", a w gaelickim ghiuthas oznacza "sosnę".

Rzeka Merrimack w Algonquian oznacza "głębokie rybołówstwo". W języku gaelickim Mor-riomach oznacza "o wielkiej głębi".

Kaskaashadi, inna algonkińska nazwa rzeki Merrimack, brzmi podobnie do Guisgesiadi, co w języku gaelickim oznacza "wolno płynące wody"

Rzeka Nashaway w Algonquian oznacza "ziemię pomiędzy", a w gaelickim naisguir oznacza "połączenie lądowe".

Piscataqua River oznacza "biały kamień", a w języku gaelickim Pioscatacua oznacza "kawałki śnieżnobiałego kamienia".

Seminenal River oznacza "ziarna skały", które w języku gaelickim są; Semenaill •

Quechee pasuje do gaelickiego dzieła Quithe, oznaczającego dół lub przepaść.

Rzeka Ottauquechee przepływa przez wąwóz o głębokości 162 stóp, podobny do gaelickiego słowa Otha-Cuithe, co oznacza; "wody wąwozu".

Rzeka Cabassauk w Algonquian oznacza miejsce Jesiotra. Ryby jesiotra niestety padły ofiarą degradacji środowiska. Podobny do gaelickiego Cabach-sugh.

Attilah oznacza jagody, a w języku gaelickim Aiteal oznacza jagody jałowca.

Munt oznacza ludzi, a w gaelickim muintear oznacza ludzi.

Monad oznacza górę, a w języku gaelickim monadh oznacza górę.

Przyrostek – nock jest używany w Nowej Anglii do oznaczania wzgórz i gór. Cnoc w języku gaelickim oznacza wzgórze lub skaliste wychodnie.

Wadjak oznacza na górze, w języku gaelickim słowo to uachdar.

Jezioro Monomonock oznacza "miejsce widokowe na wyspie", a w języku gaelickim Moine-managh-ach "oznacza grząskie miejsce widokowe".

Pontanipo Pond oznacza zimną wodę, a w gaelickim Punntaine-pol oznacza "odrętwiająco zimny basen"

Natukko oznacza oczyszczone miejsce (ziemię), a w gaelickim Neo-tugha oznacza nie pokryte (roślinnością).

Jezioro Asquam oznacza "przyjemne miejsce do podlewania", a w języku gaelickim Uisge-amail oznacza "sezonowe wody".





Global Whispers: Linguistic Links between the Algonquian Indian Language and Gaelic | Dni Azerbejdżanu (wordpress.com)






środa, 22 marca 2023

Intelektualny taran



przedruk






Zabójstwo Kennedyego, 9/11 i holokaust – Ron Unz



W1959 roku wiceprezydent Richard Nixon odwiedził Moskwę i odbył słynną „rozmowę w kuchni” z radzieckim przywódcą Nikitą Chruszczowem. Nixon wyżej ocenił poziom życia amerykańskich mieszkańców przedmieść od poziomu życia ich sowieckich odpowiedników.

Krytyka społeczeństwa radzieckiego była w tamtych czasach poważnym przestępstwem, ale wątpię, by Rosjanie kiedykolwiek rozważali aresztowanie Nixona i wymierzenie mu dziesięciu lat łagru za „antyradziecką agitację”. Nawet maoistyczne Chiny w szczycie swojej rewolucji kulturalnej nie brały czegoś takiego pod uwagę.

Jednak pod koniec ubiegłego tygodnia, w przeddzień szczytu przywódców Rosji i Chin w Moskwie, Europejski Międzynarodowy Trybunał Karny (MTK) w Hadze wydał nakaz aresztowania prezydenta Rosji Władimira Putina, człowieka kontrolującego największy na świecie arsenał nuklearny, którego siłę rażenia dodatkowo zwiększają hipersoniczne systemy przenoszenia.

Zarzuty wobec Putina dotyczyły tego, że zarządził on humanitarną ewakuację dzieci ze strefy działań wojennych na Ukrainie. MTK nakazał także aresztowanie Marii Lwowej-Belowej, rosyjskiej komisarz ds. praw dziecka.

Jednak, co dziwne, MTK nigdy nie wszczął postępowania przeciwko amerykańskiej sekretarz stanu Madeleine Albright, która w 1996 r., oświadczyła, że śmierć 500 tys. irackich dzieci spowodowana przez popierane przez nią amerykańskie sankcje gospodarcze „była tego warta”.

Co więcej, w 2016 roku doradca ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton skierował ostre groźby pod adresem sędziów MTK, jeśli odważą się podjąć działania prawne przeciwko jakimkolwiek Amerykanom oskarżonym o tortury i morderstwa.

Wydanie komunikatu prasowego czy nawet nakazu aresztowania niekoniecznie determinuje wydarzenia w realnym życiu, a moskiewski szczyt między Putinem a chińskim przywódcą Xi Jinpingiem raczej nie został tym zakłócony. Rosja i Chiny kontrolują znaczną część światowych zasobów naturalnych i potencjału przemysłowego, i choć ich obecność propagandowa jest słaba, to te pierwsze czynniki są ważniejsze jako elementy realnej potęgi.

Przykładem tego jest fakt, że w ubiegłym tygodniu Arabia Saudyjska i Iran, dwa najważniejsze kraje Bliskiego Wschodu, ogłosiły w Pekinie, że po negocjacjach prowadzonych pod chińskim patronatem ponownie nawiązały stosunki dyplomatyczne, mimo wielu lat wzajemnej wrogości:

W ciągu ostatnich kilku miesięcy, Ameryka i jej zachodni sojusznicy zadeklarowali jednostronnie swoje prawo do ustalenia limitu ceny, jaką Rosja pobiera za swoją ropę, chcąc wykorzystać swój wpływ na międzynarodową infrastrukturą finansową do zmniejszenia rosyjskich dochodów ze sprzedaży zasobów naturalnych innym krajom.

Rosja i Arabia Saudyjska to dwaj czołowi eksporterzy ropy naftowej na świecie, a ponieważ ten drugi kraj dramatycznie przesunął się w stronę sojuszu Rosja-Chiny, jego przywódcy oświadczyli niedawno, że zabronią sprzedaży swojej ropy każdemu krajowi, który będzie próbował nałożyć limit cenowy na ich ropę.

Wynika z tego jasno, że ta tendencja może łatwo rozszerzyć się na inne państwa eksportujące ropę naftową, jeśli w ogóle są takie państwa, które są zainteresowane limitami cenowymi na swoją ropę . Taka decyzja z pewnością może zrujnować gospodarki Zachodu, które już teraz odczuwają skutki wysokich kosztów energii i kryzysu bankowego.

Wydarzenia te sugerują, że Ameryka i jej europejscy wasale coraz częściej pozwalają własnym Ministerstwom Propagandy ustalać politykę rządu z fatalnymi tego skutkami.

Niedawno przeczytałem Grób Lenina, nagrodzoną Pulitzerem książkę Davida Remnicka z 1993 roku o rozkładzie i politycznym upadku Związku Radzieckiego. Moja reakcja była zupełnie inna od tej, gdy książka ukazała się po raz pierwszy trzydzieści lat temu.

W szkole średniej i na studiach interesowałem się historią Związku Radzieckiego i przeczytałem około stu książek z tej dziedziny, więc chociaż byłem pod wrażeniem żywej relacji Remnicka o ostatnich dniach tego rozpadającego się ideologicznego imperium, prawie żadna z podanych przez niego informacji nie była dla mnie zaskoczeniem.

Od czasu ukazania się tej książki stosunkowo niewiele zmieniło się w moim rozumieniu epoki radzieckiej, ale teraz posiadam wiedzę o tym, czego mieli doświadczyć nieszczęśni Rosjanie po upadku ZSRR. Było to pojawienie się oligarchów, ogromne zubożenie w latach 90. i nagłe pojawieniu się Władimira Putina pod koniec 1999 roku, po którym nastąpiło wielkie rosyjskie „odbicie”. Te wydarzenia z pewnością zaskoczyłyby samego autora, ale takie nieoczekiwane zwroty akcji już się w historii zdarzały.

O ile moje rozumienie okresu sowieckiego jest wciąż takie samo jakie było w 1993 roku, o tyle mój pogląd na nasz własny kraj uległ radykalnej przemianie.

Jeszcze kilkanaście lat temu moje spojrzenie na historię USA było dość mainstreamowe i konwencjonalne, w dużej mierze oparte na standardowych podręcznikach do historii i tym, co przyswoiłem z relacji mediów głównego nurtu. Dlatego czytając książkę Remnicka w 1993 roku, naturalnie parskałem śmiechem z powodu niezwykłej ślepoty obywateli radzieckich na niektóre z najstraszniejszych wydarzeń, które ukształtowały ich własny kraj i doprowadziły go do katastrofalnego stanu.

Oczywisty rozkład systemu sowieckiego był dla mnie oczywisty od dawna i od początku lat 80. przewidywałem jego ostateczny polityczny upadek, choć nie spodziewałem się, że proces ten będzie pozbawiony przemocy, tak, jak to się stało dekadę później.

W 1993 roku wszystko, co widziałem w upadającym ZSRR, wydawało się zupełnie inne od sytuacji w moim kraju, pomimo wszystkich naszych problemów. Ale dziś, trzydzieści lat później, podobieństwa nasuwają się same w całej swojej grozie.

Jak podkreślał Remnick, jedną z oczywistych oznak zaawansowanego rozkładu systemu sowieckiego było to, że sprzeciw wobec systemu sięgnął elity tego kraju. Aleksander Sołżenicyn i Andriej Sacharow byli niegdyś wielkimi postaciami na literackim i naukowym firmamencie ZSRR, ulubieńcami mediów. Uwielbienie to nagle zmieniło się w zaciekłe szkalowanie, gdy tylko zaczęli się sprzeciwiać systemowi.

W miarę jak wady systemu sowieckiego stawały się coraz bardziej widoczne, nawet wysocy rangą generałowie KGB i wojska, tacy jak Oleg Kaługin i Dmitrij Wołkogonow, stawali się dysydentami ideologicznymi. Każdy reżim zawsze może werbować oportunistycznych najemników, którzy będą głosić jego linię partyjną, ale gdy czołowi myśliciele ryzykują surową karę za publiczne potępienie oficjalnej polityki, fundamenty wiarygodności oficjalnej propagandy zaczynają pękać.

Coś całkiem podobnego dzieje się obecnie w naszym społeczeństwie, gwałtownie przyspieszając w ciągu ostatnich kilku lat, a zwłaszcza ostatnich dwunastu miesięcy.

John Mearsheimer i Jeffrey Sachs, dwaj najwyżsi rangą amerykańscy naukowcy, stali się zaciekłymi publicznymi przeciwnikami naszej polityki wobec Ukrainy, podobnie jak byli wysocy funkcjonariusze CIA i wojskowi; Ray McGovern i Douglas Macgregor. Przez ostatnie 50 lat, Seymour Hersh był prawdopodobnie najbardziej znanym dziennikarzem, z którym w ostatnich latach rywalizuje jedynie Glenn Greenwald, natomiast Tucker Carlson jest gospodarzem najpopularniejszego politycznego programu informacyjnego. Wszyscy trzej stali się zdecydowanymi krytykami naszego reżimu.

Robert F. Kennedy, Jr. jest spadkobiercą najsłynniejszej dynastii politycznej we współczesnej Ameryce i przez większość życia przebywał w elitarnych kręgach. Teraz jednak stał się dysydentem, a jego strona internetowa została usunięta przez stróżów mediów społecznościowych. Wiele innych osób o podobnej pozycji społecznej ma zapewne podobne poglądy, ale niechętnie zabierają głos w obawie przed poniesieniem konsekwencji.

Jednocześnie, podobnie jak w ostatnich dniach istnienia Sowietów, czołowe postacie utożsamiane z naszym reżimem i jego polityką to zazwyczaj całkowite miernoty, często skorumpowane, skompromitowane lub niekompetentne jednostki, gotowe powiedzieć wszystko, co muszą, aby tylko zachować swój status i przywileje.

Jednym z kluczowych punktów książki Remnicka było to, że historia Związku Radzieckiego zawierała wiele ważnych „białych plam”, przemilczanych faktów lub zdarzeń, których odkrycie mogło całkowicie zmienić przekonania myślącej osoby. Właśnie takie osobiste odkrycia były przyczyną pojawienia się nowych szeregów dysydentów w ZSRR.

Ważne informacje, całkowicie cenzurowane przez sowiecki reżim, często swobodnie krążyły na Zachodzie, a gdy stopniowo przenikały do ZSRR, mimo granic i zagłuszania radia, dostarczany przez nie enzym prawdy zaczynał rozpuszczać podpory systemu zbudowanego na latach kłamstw.

Trzy dekady temu, taki los przewidywałem dla` Związku Radzieckiego, ale dziś myślę, że podobny proces może stopniowo zachodzić w Ameryce i reszcie Zachodu. Na razie wśród dobrze wykształconych, inteligentnych osób, przeważająca większość nadal czerpie swoją wiedzę o świecie głównie ze mediów głównego nurtu. Jeśli te media ignorują lub bagatelizują jakieś wydarzenie, to i ich odbiorcy robią to samo.

Myślę jednak, że taki „intelektualny taran” może czasem posłużyć do przebicia mentalnego muru oporu i niedowierzania. Czasami pojedynczy incydent lub fakt jest tak szokujący, że raz przyjęty do wiadomości, zmusza myślące jednostki do całkowitego przewartościowania swojego rozumienia świata i stania się znacznie bardziej otwartym na inne kontrowersyjne idee.

Na przykład w grudniu, Tucker Carlson oświadczył milionowej publiczności, że pomimo sześciu dekad oficjalnych kłamstw, prezydent John F. Kennedy rzeczywiście zginął w wyniku spisku, w który mocno zaangażowana była CIA. Robert F. Kennedy, Jr. pochwalił to oświadczenie, jako najodważniejszą wiadomość w mediach amerykańskich od sześćdziesięciu lat, a słowa te retweetowano 33 000 razy.

Załóżmy, że ludzie, którym przez całe życie wmawiano co innego, nagle doszli do wniosku, że nasz 35. prezydent został zabity w spisku z udziałem członków jego własnego rządu. Natychmiast mogą zdać sobie sprawę, że skoro media kłamały na temat śmierci JFK przez tyle dekad, to być może kłamią na temat wielu innych spraw, w tym bezpośrednio związanych z obecną sytuacją. Wtedy ich rozumienie współczesnej historii Ameryki dojrzałoby do przewartościowania.

Choć praktyczne konsekwencje ujawnienia istnienia spisku prowadzącego do zamachu na JFK sześćdziesiąt lat temu są zerowe, to jednak taka informacja może mieć ogromny wpływ na podważenie innych powszechnie akceptowanych narracji.

Ten schemat z pewnością odpowiada moim własnym doświadczeniom. Mój światopogląd uległ głębokiemu wstrząsowi, gdy ujawniono, że setki amerykańskich jeńców wojennych zostało celowo porzuconych w Wietnamie, co udokumentowały przełomowe badania Sydneya Schanberga, jednego z naszych najbardziej znanych dziennikarzy zajmujących się wojną wietnamską. Jeszcze bardziej wstrząsnęła mną świadomość, że nasze media głównego nurtu przez wiele lat całkowicie ignorowały ten gigantyczny skandal.

Zaledwie kilka lat wcześniej, podczas cyfryzacji miliona artykułów na potrzeby projektu archiwizacji Internetu, moim oczom ukazały się rozległe zarysy skrywanej politycznej przeszłości Ameryki:

Czasami wyobrażałem siebie, jako młodego, gorliwego radzieckiego badacza z lat siedemdziesiątych, który zaczął grzebać w zatęchłych kremlowskich archiwach i dokonał zdumiewających odkryć. Oto Trocki nie był osławionym nazistowskim szpiegiem i zdrajcą, jak go przedstawiano we wszystkich podręcznikach, lecz był prawą ręką samego świętego Lenina podczas chwalebnych dni wielkiej rewolucji bolszewickiej, a przez kilka lat po jej zakończeniu, pozostawał w najwyższych szeregach partyjnej elity.

A kim byli inni – Zinowiew, Kamieniew, Bucharin, Rykow – którzy również spędzili lata na samym szczycie komunistycznej hierarchii? Na wykładach historii byli oni zaledwie wzmiankowani jako pomniejsi agenci kapitalistyczni, którzy szybko zostali zdemaskowani i zapłacili za swoją zdradę życiem. Jak wielki Lenin, ojciec rewolucji, mógł być takim idiotą, by otaczać się niemal wyłącznie zdrajcami i szpiegami?

Co mogłoby stać się takim intelektualnym taranem? Myślę, że najlepszym przykładem byłby prosty fakt, który (A) ma ogromne znaczenie historyczne; (B) został całkowicie wyciszony i ukryty przez nasze nieuczciwe media i książki głównego nurtu; i (C) że fakt ten, jest absolutnie w 100% udokumentowany i niezaprzeczalnie prawdziwy.

Niestety, złożoność zamachu na JFK uniemożliwia spełnienie warunku (C), ponieważ wymaga to wielu lektur i badań, aby przekonać większość sceptyków, że oficjalna narracja jest fałszywa.

Myślę jednak, że okoliczności późniejszego zabójstwa jego młodszego brata, Roberta, są przedmiotem znacznie mniejszej liczby sporów. W 2018 roku zweryfikowałem informacje przedstawione w Braciach, chwalonym bestsellerze Davida Talbota z 2008 roku, aby opisać dziwne aspekty tego wydarzenia:

Jeśli pierwsze dwa tuziny stron książki Talbota całkowicie obaliły moje rozumienie zabójstwa JFK, to niemal równie szokująca była dla mnie część końcowa. Prezydent Johnson zdecydował się nie ubiegać o reelekcję w 1968 roku, z powodu wojny wietnamskiej, wiszącej u jego szyi jako polityczny kamień młyński. Tym samym umożliwił Robertowi Kennedyemu włączenie się do wyścigu o nominację z ramienia Demokratów. Robert Kennedy wygrał 4 czerwca 1968, kampanię w Kalifornii, co ułatwiło mu drogę do nominacji i prezydentury, w której mógłby wreszcie przeprowadzić pełne śledztwo w sprawie zabójstwa swojego brata.

Kilka minut po przemówieniu podsumowującym to zwycięstwo, został zastrzelony przez rzekomo kolejnego „samotnego zamachowca”. Tym razem był to pogubiony palestyński imigrant o nazwisku Sirhan Sirhan, rzekomo oburzony proizraelskimi wypowiedziami publicznymi Kennedy’ego, choć nie różniły się one od tych wyrażanych przez większość innych kandydatów na stanowiska polityczne w Ameryce.

Wszystko to było mi dobrze znane. Nie wiedziałem jednak, że oparzenia prochowe wskazywały, że śmiertelna kula została wystrzelona bezpośrednio za głową Kennedy’ego z odległości ok. 8 cm (w oryginale 3 cale) lub mniejszej, mimo że Sirhan stał ok. metra (w oryginale kilka stóp) przed Kennedym. Co więcej, zeznania świadków i dowody akustyczne wskazywały, że wystrzelono co najmniej dwanaście kul, chociaż rewolwer Sirhana mógł pomieścić tylko osiem kul, a kombinacja tych czynników sprawiła, że koroner z Los Angeles, urzędnik z wieloletnim doświadczeniem, dr Thomas Naguchi, który przeprowadził autopsję, stwierdził w swoim pamiętniku z 1983 roku, że prawdopodobnie był drugi zamachowiec.

Co więcej, naoczni świadkowie twierdzili również, że w czasie zamachu, widzieli pracownika ochrony z wyciągniętą bronią, stojącego bezpośrednio za Kennedym. Całkiem przypadkiem, osobnik ten żywił głęboką polityczną nienawiść do Kennedych. Detektywi policyjni nie wykazywali zainteresowania tymi informacjami i nie pojawiły się podczas procesu.

Po śmierci dwóch braci Kennedych, żaden z żyjących członków rodziny, ani większość ich sojuszników i stronników nie miała ochoty badać szczegółów tego ostatniego zabójstwa. W wielu przypadkach wyjechali z kraju. Wdowa po JFK, Jackie, zwierzyła się przyjaciołom, że była przerażona ze strachu o życie swoich dzieci i szybko wyszła za mąż za Arystotelesa Onassisa, greckiego miliardera, który jej zdaniem był w stanie ją chronić.

Wikipedia niezmiennie wspiera narrację establiszmentu, zazwyczaj minimalizując lub unikając wszelkich niewygodnych dowodów, które mogłyby ją podważyć, ale podstawowe fakty dotyczące zabójstwa RFK są tak niezaprzeczalne, że nie można ich pominąć.

Pod koniec 2021 roku Robert F. Kennedy, Jr. ogłosił, że Sirhan jest niewinny i wezwał do jego uwolnienia. Potomek RFK potępił dekady całkowitej nieuczciwości mediów, które sprawiły, że przeżył prawie całe swoje życie, zanim dowiedział się prawdy o tym, jak zginął jego własny ojciec. Oskarżenie to było podobne do tych, które padały w czasach późnego Związku Radzieckiego.

Podobnie jak informacje wyciszane przez władze radzieckie krążyły swobodnie na Zachodzie, tak dziś, tematy całkowicie zakazane w zachodnich mediach są otwarcie dyskutowane w innych krajach.

Kilka miesięcy temu skontaktował się ze mną gospodarz programu irańskiej telewizji, który postanowił przeprowadzić wywiady z kilkoma zachodnimi dysydentami, osobami, których kontrowersyjne poglądy wykluczyły ich z amerykańskich mediów. Kanał Czwarty Irańskiej Telewizji Państwowej jest jednym z największych w tym kraju, o potencjalnej dziesięciomilionowej widowni, i z przyjemnością spędziłem tam cztery godziny, omawiając różne tematy.

Ostatecznie nagrano około trzydzieści audycji z udziałem kilkunastu różnych gości, które po wyemitowaniu są również udostępniane na ich stronie internetowej w formie streamingu. Około połowa z nich jest już dostępna, w tym większość z moim udziałem, oraz z udziałem E. Michaela Jonesa, Nicka Kollerstroma, Kevina Barretta i Laurenta Guyénota. Dla łatwiejszego dostępu na Zachodzie, zleciłem ich nagranie i przesłanie na kanał Rumble, zdając sobie sprawę, że wiele z tych tematów, wywołałoby natychmiastową czystkę na Youtube.

Te z moich wywiadów, które już zostały wyemitowane, zawierały dyskusje na temat zabójstwa JFK, ataków 9/11 oraz Holokaustu i byłem dość zadowolony z tego, jak wypadły. Poniżej zamieszczam zapisy wideo, a następnie w każdym przypadku niektóre z głównych artykułów, które wcześniej opublikowałem na te konkretne tematy.

Ron Unz



Tłum. Sławomir Soja

Źródło: The Unz Review (March 20, 2023)


Zabójstwo Kennedyego, 9/11 i holokaust – Ron Unz – Bibula – pismo niezalezne

poniedziałek, 20 marca 2023

Pałac Saski - pogarda dla narodu?



Bardzo ciekawy artykuł, pokazujący inne spojrzenie na kwestię odbudowania Pałacu Saskiego.



To samo dotyczy np. bezrefleksyjnego małpowania tzw. Bram czy Łuków Tryumfalnych bez zrozumienia prawdziwej genezy tej architektury, czy po prostu pozostawienia np. austriackiej zabudowy na Wawelu - narodowego symbolu polskiej władzy. Już nie jesteśmy na dorobku i można to w końcu wyburzyć i wybudować coś lepszego i polskiego w takim stylu jakim chcemy.

Niestety zapewne będzie to trudne do przeprowadzenia w obecnym systemie, głównie ze względu na ograniczenia prawne sprokurowane pewnym doktrynerstwem administracji, ludzi nauki oraz architektów.

Otóż "nie wolno" wybudować budynku w stylu renesansowym czy barokowym, bo "to by było historyzowanie", czyli udawanie "starych" murów, "starej" architektury - udawanie i już!



Nie.


Mi wcale nie chodzi o udawanie czegoś starego - czytaj zapewne - ładnego - bo mi się taka architektura podoba i chcę jej po prostu więcej. Bo jest ładna, harmonijna, zrobiona poprzez naśladowanie natury z uwzględnieniem zasad witruwiańskich, z zastosowaniem złotego podziału, złotej spirali itd.

Tego "nie wolno" robić, bo jest to niezgodne z "obowiązującą" czytaj - zamontowaną w głowach decydentów - paranoją, co jest autentykiem, a co "udawaniem".

Otóż nikt z ludzi nie zastanawia się nad tym, czy coś jest stare czy nowe, ale nad tym, czy to się podoba czy nie. Ludzie tłumnie odwiedzają starówkę w Warszawie, choć ma ona jakieś 50 lat, ponieważ dobrze czują się w takiej architekturze - bo to jest po prostu dobrze zrobiona odbudowa w stylu, który ludzi zachwyca,  przecież nikt nie robi wycieczek w blokowiska!


Tu nie chodzi o udawanie czegoś starego, tylko o budowanie czegoś pięknego!


Z drugiej strony pozwala się w centrum Poznania na zbudowanie właśnie atrapy zamku.

Czy projektant tej budowli uwzględnił z ogólnej koncepcji i w szczególe wymiarów i elementów "zamku" sztukę wojenną tamtych czasów? Czy policzył wysokości i wszystkie wielkości mając na uwadze balistykę ówczesnych machin oblężniczych, czy sprawdził w starych annałach jak należy projektować zamki, by były trwałe i skutecznie  chroniły obrońców? Na pewno nie.

Widać to na pierwszy rzut oka - nawet osoba niezaznajomiona z wojskowością potrafi ocenić, że "coś tu nie gra".

To jest właśnie "historyzowanie" - udawanie czegoś.


Budowanie od podstaw w oparciu o odwieczne klasyczne zasady nie jest  historyzowaniem, tylko kontynuowaniem tradycji

Zabrania się tego w imię wydumanych niedorzecznych idei. Funkcjonują one ponieważ prawdopodobnie "nikt" się nad tym nie zastanawia, nie kwestionuje, poza środowiskiem pasjonatów tradycyjnego budownictwa...



Uwagi autora są uważam wyjątkowo trafne, powtarza się niestety u nas brak uwagi i przemyśleń na temat ingerencji obcych w nasz świat oraz co z tego wynika. Chwyta się bez analizy to co ktoś podsuwa, a potem nieszczęśliwie realizuje.......





przedruk





Paweł Mrozek
09 grudnia '22



O wyższości budowy piramid nad spichrzami, pałacach pogardy i zaszczytnej w tym roli ciał eksperckich w cenie zero złotych za kilogram

...czyli męczące i zawiłe niuanse odbudowy tak zwanego Pałacu Saskiego




Gdyby odbudowa Pałacu Saskiego była jedynie sporem z cyklu „czy to dobrze, czy nie dobrze, że odbudowujemy zabytki”, to powiem wam szczerze, że przeżegnałbym się tylko i na pięcie zawrócił, aby obejść cały ten urobek szlachetnej argumentacji obu stron szerokim łukiem. Kiedyś pewnie i sam nawet z chęcią rzuciłbym się w ten wir dogmatycznego sporu dwóch zwaśnionych sekt modernistów i rekonstruktorów. Dziś patrzę jednak już na to zagadnienie nieco inaczej. Spór o odbudowywanie lub też nie, nie jest dla mnie sporem w obronie argumentów merytorycznych czyjejś ze stron, a jedynie w obronie wybranej społecznej konwencji, która nie ma obiektywnego umocowania w świecie jednostek miar i wag, zatem może być rozpatrywana jedynie metodami teologicznymi, bo wymaga przyjęcia założeń jednej ze stron na wiarę. Dla jednych to wiara w to, że ducha dawnej architektury można wskrzesić, dla innych jest to wiara w to, że współczesna architektura jest w stanie stworzyć realizacje przewyższające pod każdym względem dzieła minionych epok. Niezależnie, której ideologii zawierzymy, zawsze znajdziemy szereg przykładów, które naszą wiarę w słusznie obraną metodę wzmocnią lub też osłabią, i tak możemy bawić się w nieskończoność.

Dlatego uważam, że zanim zadamy sobie pytanie, czy należy coś odbudowywać, wpierw powinniśmy odpowiedzieć na pytanie „po co?”. Jaki nasz osobisty, czy też szeroko społeczny cel, ma nam owa odbudowa sobą wypełnić?


To znaczy, nie zrozumcie mnie źle. Z odpowiedzią na pytanie „po co?”, to bynajmniej nie jest jakiś game changer w przypadku inwestycji z budżetu państwa. Gdy władza czuje świętą misję pokazania wszystkim „na co ją stać za nasze pieniądze” to odpowiedzi na pytanie „po co?” bardzo rzadko stają na przeszkodzie. Mamy zresztą na to pełno przykładów począwszy od elektrowni w Ostrołęce, którą zaczęliśmy budować, aby potem zacząć ją rozbierać, wspaniałych polskich elektrycznych samochodów, które okazały się tak bardzo bezemisyjne, że po wydanych na nie kilkudziesięciu milionach nie pozostał żaden ślad węglowy, czy też w końcu nowe lotnisko w Radomiu na pół miliona pasażerów, które trzeba było rozebrać, aby zbudować jeszcze nowsze na trzy miliony z możliwością rozbudowy do dziewięciu milionów, bo istniało ryzyko, że ten port lotniczy ugnie się wreszcie pod ciężarem tych kilku tysięcy pasażerów, którzy mieli tę zaszczytną niecodzienną okazję z niego kiedykolwiek skorzystać.

I choć nic nas nie powstrzymało przed wystrzeleniem w kosmos na te inwestycje miliardów złotych, to miały one jednak jeden wspólny mankament. Miały czemuś służyć, przynieść wymierną korzyść, a pozostawiły po sobie lekki niesmak.

To się jednak już więcej nie powtórzy bowiem tak zwana odbudowa tak zwanego Pałacu Saskiego to absolutny przejaw myśli inwestorskiej 2.0.


Nikt nam przecież nie zarzuci, że robimy coś źle, jeżeli nikt nie wie, co robimy. Ten genialny wynalazek z dziedziny nauk politycznych, wbrew powszechnie panującej opinii, nie jest autorstwa nieśmiertelnego mistrza Barei, lecz swymi korzeniami sięga do okresu III dynastii starego państwa w Starożytnym Egipcie i jest przypisywany faraonowi Dżserowi, budowniczemu pierwszych piramid. O skali sukcesu tej przełomowej doktryny politycznej świadczy, chociażby fakt, że wybudował on za życia aż trzy takie grobowce, których ruiny do dziś możemy podziwiać i nikt nie miał mu przecież za złe, że w żadnym z nich nigdy nie spoczął.


Podobnie jest z odbudową Pałacu Saskiego. Tutaj również nie jesteśmy w stanie rozliczyć naszych faraonów z argumentów dotyczących konieczności znalezienia nowych siedzib dla Senatu czy Urzędu Wojewódzkiego, bo rozbudowana biurokracja tego kraju na szczęście z łatwością pożera nawet bizantyjsko hojne dary i nigdy nie da po sobie poznać, że jest tym zmęczona. Nigdy nie będziemy też w stanie wyliczyć, czy wygenerowała spodziewane zyski, bo z zasady mają być one jedynie mirażem takiej ewentualności i nie są w jej założenia wkalkulowane.

No ale panie Sto Lat Planowania, bądź pan uczciwy, nie może być tak, że ta inwestycja nic nam tak w ogóle nie daje. Bez obaw. Śpieszę, aby uspokoić. Przechodzimy teraz do korzyści. Przyjrzyjmy się, co za te dwa miliardy złotych dostajemy tak naprawdę w pakiecie.


W dużym skrócie oficjalna wersja jest taka, że odbudowa tego „pałacu” to zwieńczenie procesu odbudowy Warszawy i przywrócenie narodowej dumy i splendoru. Jeżeli tak jest, to ja się cieszę, akceptuję i przyjmuję do wiadomości. Przyjrzyjmy się wreszcie, na czym miałoby to polegać? Zapraszam zatem do następnej sali gabinetu naszych osobliwości, gdzie sobie zbadamy, jak to właściwie miałoby wyglądać.

Oto i nasze cudo, które stało tam do czasu wojny i tak też ma to docelowo ponownie wyglądać. Powiem zupełnie szczerze, że chociaż nie jestem dzikim entuzjastą architektury pompatyczno-monumentalnej, to jako oprawa placu o wysokiej randze jest ona w takim kontekście całkowicie zrozumiała, chociaż nie jest moim zdaniem absolutnie jedyną i najlepszą możliwością dla proszącej się o domknięcie kompozycji urbanistycznej. Nie to jest jednak najciekawsze w tej architekturze. Autorom odbudowy nie chodzi wszak o jakieś urbanistyczne dyrdymały, tylko o dumę, o godność, o przywrócenie wreszcie naszej niezłomnej chwały i to w tym całym projekcie za każdym razem stawia się na jego pierwszym miejscu. No więc skoro tak chcemy się bawić, to ja absolutnie tę rękawicę z miłą chęcią podejmę.


Mam do Państwa jedno proste, ale bardzo istotne pytanie. Skoro to odbudowa Pałacu Saskiego, to proszę mi tak szybko odpowiedzieć, wsłuchując się w swoją intuicję, gdzie też w tym pałacu nasz król władca Polski rezydował? Z prawej strony? Z lewej strony? Hm. Coś tu nie gra, prawda? Wiem, że dla sporej części Państwa to, do czego zmierzam, to oczywista wiedza historyczna, ale nie psujmy przyjemności zderzenia się z dysonansem poznawczym tym, którzy nie mieli okazji zagłębić się w te dość istotne niuanse historii, a które uwierzcie mi, w postaci fascynującej przygody opowiada nam ta architektura. No dobrze. To gdzie zatem król mieszkał? Rozsądek podpowiada, że w dziesięciu na dziesięć wypadków powinno być to gdzieś pośrodku, w końcu odkąd istnieje nasza cywilizacja, wszyscy władcy bez wyjątku mieli to samo zboczenie, aby zawsze znajdować się w centrum uwagi. Ale tu w centrum uwagi przecież nic nie ma, jest tylko ta kolumnada, ten monumentalny most łączący oba skrzydła? Nie powiesz nam chyba, że król miał mieszkać pod mostem?


Już tłumaczę. Mamy tu przykład, jak rzadko kiedy, bardzo dobitnej architektury symbolicznej, całkowicie podporządkowanej jednej tylko treści, którą stara się nam sobą przekazać, i nie trzeba być naprawdę architektonicznym poliglotą, aby tę treść odczytać. Jeżeli też mieliście wątpliwości, gdzie w tym pałacu jest miejsce naszego władcy, to znaczy, że pojmujecie ten język zupełnie naturalnie. Nasz król, a z nim nasza władza i suwerenność, miał mieszkać pod mostem. Miała być bezdomna, zburzona, wybita albo na emigracji, zaś Polska miała być bez niepodległości i to właśnie opowiada nam architektura tego tak zwanego „Pałacu”.

Na projekt odbudowy tego „pałacu” ma być zorganizowany KONKURS ARCHITEKTONICZNY, ale w naturalny sposób nie będzie on dotyczył jego zewnętrznej formy, gdyż ta jest efektem innego, dawno już rozstrzygniętego konkursu architektonicznego, który odbył się po powstaniu listopadowym, po którym to Pałac Saski nabył rosyjski kupiec ściśle powiązany z carską władzą.





Oryginalny wygląd prawdziwego Pałacu Saskiego

Johann Friedrich Knöbel — katalog wystawy „Pod jedną koroną. Kultura i sztuka w czasach unii polsko-saskiej, Zamek Królewski w Warszawie 1997



Pałac Saski był rzeczywiście ważnym dla Polaków symbolem naszej państwowości, tak ważnym, że Rosjanie postanowili w dobitny sposób dopilnować, aby przestał istnieć.


 W rozpisanym konkursie na zburzenie Pałacu Saskiego, bo tak wprost trzeba to nazwać, najważniejszym wymogiem stawianym konkursowej pracy i będącym podstawą od jej zakwalifikowania, było zastąpienie naszego narodowego symbolu pustką. Świadczą o tym pozostałe zachowane prace realizujące tę samą ideę, z których zresztą ta zwycięska autorstwa Henryka Marconiego nawet w dość udany sposób wykorzystywała charakterystyczne typowe dla Polski elementy i motywy architektoniczne, wzorowane na architekturze naszych arystokratycznych zamków i pałaców. Można przypuszczać, że to jednak zresztą nie spodobało się zanadto carskiemu namiestnikowi Iwanowi Paskiewiczowi, który ten werdykt sądu konkursowego unieważnił i sam ręcznie wskazał następnie zwycięski projekt w stylu obcego Warszawie typowo Petersburskiego Klasycyzmu autorstwa Adama Idźkowskiego.


Tak więc, jak widzicie, nie chodziło nawet o to, aby ten pałac zburzyć, ale aby wybudować w jego miejsce jego parodię, jego maksymalnie obcą kulturowo odwrotność, obrazującą pogardę do naszego narodu. Pustkę po władzy między dwoma kupieckimi kamienicami symbolizującą naszą ostateczną utratę resztek suwerenności pod zaborami. 



Gdyby móc to jakoś porównać do czegoś bardziej obrazowego, byłby to ekwiwalent wypasu świń na ziemi po zniszczeniu meczetu


Klasycznie pozabijali nas, nasrali i się skończyło. Było minęło. Gmach, a raczej dwa niezależne gmachy sobie potem tam istniały, bo istniały i pełniły różne funkcje, ale czar tego miejsca prysł i tyle. Z pałacu pozostała tylko nazwa tego miejsca. Oczywiście po odzyskaniu niepodległości, gdy na nasz kraj spadła niewyobrażalnie trudna misja scalenia z sobą trzech różnych zaborów, gdzie brakowało wszystkiego i całą gospodarkę trzeba było właściwie stworzyć na nowo, nikomu pewnie nawet przez myśl nie przeszło, aby tracić środki na burzenie całkiem mimo wszystko dobrych gmachów publicznych w imię walki z wiatrakami przeszłości. W końcu wokół było milion innych potrzeb oraz widmo kolejnych nieuchronnych wojen, do których należy się przygotować, tak więc na szybko staraliśmy sobie jakoś te nieprzyjemne miejsce oswoić, ale ciężko przypuszczać, aby to, co dokonano w tym miejscu z prawdziwym Pałacem Saskim, kogokolwiek cieszyło.


Tu tak delikatnie i życzliwie puszczam oczko w stronę naszych rządzących, bo może w kontekście obecnej sytuacji na świecie jakoś pobudzi to u nich skojarzenia i natchnie ich do podejmowania bardziej racjonalnych decyzji? Może warto zainspirować się właśnie podejściem przedwojennych władz Polski i pomyśleć, że w sytuacji rozpędzającego się kryzysu i wojny z Rosją u bram jak to się mówi, może, być może powtarzam, nie jest to najlepszy czas na budowę wyssanych z palca pałaców. Zabawne jest w tym wszystkim też to, że ci sami ludzie, którzy widzą powód do dumy w odbudowie carskiego symbolu upokorzenia naszego narodu, równie chętnie nie raz artykułowali, że zburzyliby Pałac Kultury i Nauki, ładując w to pewnie jeszcze więcej miliardów. Podczas gdy on nawet w śladowej formie nie stanowił nigdy tak symbolicznego obiektu upokorzenia, jak to, co sami chcą obecnie zrekonstruować.

Odłóżmy jednak wreszcie tą całą historyczną mordęgę tego miejsca na bok. Gdybym mógł, to szczerze mówiąc wolałbym nie musieć powoływać się na takie argumenty, ale w końcu nie ja je wybrałem na narzędzie tej szermierki. To autorzy wpadli na ten światły plan, a ja tylko pokazałem jak płytko wystarczy wbić łopatę, aby sięgnąć do dna stojącej za nią idei, oraz jakie potwory historii się tam kryją. Uczyniłem to zgodnie ze sztuką saperską w przypadku rozbrajania tego typu tematów, abyśmy już na chłodno i bez rzewnych złudzeń, przyjrzeć się mogli, jak to się przedstawia od tej strony praktycznej. Bylibyśmy bowiem dalecy od zgłębienia tematu, gdyby na tym miał się skończyć ten festiwal przygnębiających absurdów.


Cała ta inwestycja ciągnie się między innymi tak długo, dlatego, że przez wiele lat przeprowadzano w tym czasie badania archeologiczne. Nic w tym dziwnego zresztą. Skoro mówimy o odbudowie zabytków, to prawdopodobnie wskazanym byłoby chociaż zapoznać się wcześniej, jaki jest stan zachowania owych budowli pod ziemią. I tu robi się ciekawie, bo jak to w takich sytuacjach bywa, wszystko co stało na tej ziemi, a co historia widziała, nadal się tam w tej ziemi znajduje, łącznie z oryginalnymi fragmentami tego, tym razem prawdziwego Pałacu Saskiego oraz pozostałych późniejszych części owych carskich kamienic, wraz z szeregiem różnych innych cennych historycznie artefaktów. To, co jednak nas w tym wypadku interesuje i jest w kontekście tej odbudowy istotne, a co oficjalnie stwierdzono i stało się bezpośrednio powodem zaniechania już raz tej odbudowy, to zły stan fizyczny tych fundamentów. Na tyle zły, że niepozwalający na bezpośrednią odbudowę na nich, tak jak to miało miejsce w przypadku lwiej części warszawskiej Starówki, czy też Zamku Królewskiego. Przyznacie, że to trochę rozwiewa nasze nadzieje odnośnie tego, że to będzie jakaś niesamowita rekonstrukcja na miarę Akropolu w Atenach. I tak oto niestety dochodzimy w ten sposób do tego, skąd się bierze astronomiczna kwota owych dwóch miliardów, co i tak uważam za sumę dalece zaniżoną przy tak hojnym programie, bo jak powszechnie wiadomo rekonstrukcje zabytków mieszczące się w zakładanym budżecie, to już z definicji jest najczęściej oksymoron. W końcu relatywnie proste i płaskie klasycystyczne fasady w połączeniu ze współczesnym żelbetowym mięsem nie powinny być chyba aż tak drogie. Trudno mi sobie wyobrazić by podobnych warunkach ktoś chciał wydać aż taką kwotę na podobnej wielkości kompleks biurowy czy galerię handlową. Wiem, wiem. To słaba analogia. Tu mówimy przecież o super dziedzictwie. 


Ale niech będzie, zapominajmy na chwilę dla wygodny naszych rozważań, że to wszystko jest tylko wynikiem jakichś nieuświadomionych urojeń. Załóżmy, że nie przeszkadza nam cały ten kontrowersyjny pomysł pałacu rosyjskiego upokorzenia Polaków i naprawdę chcemy się cieszyć z poprawnie przeprowadzonej odbudowy, a nie tylko jednorazowo zatrąbić w trąbkę, przecinając wstęgę na zakończenie budowy dzieła monumentalnej dekoracji teatralnej. No sami przyznacie, byłoby teraz dość głupio wjechać tam z buldożerami, aby zaorać wszystkie te, bądź co bądź oryginalne i historycznie wartościowe podziemia, bo zachciało nam się na tym postawić jakaś betonową atrapę. Można by powiedzieć, że dokończylibyśmy niechcący tego rosyjskiego działa zniszczenia. Oni zadowoli się w końcu starciem prawdziwego Pałacu Saskiego z powierzchni ziemi, a my jak to się mówi poszli byśmy za ciosem i wbili mu ostatni gwóźdź do trumny. Przyznacie, że z wizerunkowego punktu widzenia byłoby to w tym wszystkim tak troszkę niefortunne zagranie. Tak więc carski pałac będzie musiał lewitować, a to nie są tanie rzeczy moi mili. Naszpikowanie tego jakimiś mikropalami jak poduszkę do igieł jest oczywiście technicznie wykonalne, chociaż śmiem wątpić, czy tak bardzo nieinwazyjne jakby się mogło wydawać. Oczywiście jest na to rada, z której wątpię, aby pomysłodawcy zamierzali skorzystać. Wystarczyłoby chociaż trochę oderwać się od tej wątpliwej ideologicznie utopii. Gdyby tak na przykład nowe siedziby umieszczonych tam instytucji nie musiały się tak ściśle trzymać gabarytów tego, co tam istniało wcześniej, tylko na przykład móc przesunąć kluczowe elewacje o kilka metrów poza obrys zabytkowych podziemi, to raz, że otrzymalibyśmy znacznie tańszą budowlę, a dwa, że i same podziemia dałoby się pewnie znacznie lepiej spożytkować, wydobywając z tego przedsięwzięcia chociaż jakiś walor historyczny, a nie kroić je bezczelnie wzmacniającymi konstrukcjami. Tak tylko głośno myślę.

No ale nic. Jesteśmy Polską i mamy nasze najnowsze pomysły, od których nic nas nie odwiedzie, więc wszystkie problemy bierzemy na klatę z godnością i poświęceniem dla podatników i dziedzictwa. Jest zapisane w ustawie o odbudowie, że z zewnątrz te gmachy mają być identyczne z oryginałem, więc nic już tego nie zmieni. Tak samo śmieszne mogą się okazać również rozwiązania wnętrz, gdzie przecież w dwóch, wydawało by się jedynie trzypiętrowych gmachach, o kubaturze dorodnego Pentagonu, zaczniemy nagle odkrywać, ile to można racjonalnie wygospodarować kondygnacji i gdzie one potem wypadną nam w kontekście nienaruszalnej lokalizacji okien. Ale to są już zmartwienia tego, kto to będzie projektował i ludzi, którzy będą musieli z tego korzystać, nie nasze na szczęście.


Wygląda na to, że faktycznie jedyne co zatem możemy na tym ugrać, to wierne historycznie ramy dla przestrzeni publicznych. I skoro już przy tym jesteśmy, to zastanówmy się, jaką mamy zatem gwarancję, że za te 2 miliardy faktycznie dostaniemy chociaż porządny petersburski klasycyzm, a nie coś na kształt radosnej historyzującej termomodernizacji bloków w Kaliningradzie. Otóż uspokajam, na straży wierności historycznej stać będzie „Rada Odbudowy”. Jedenaście mądrych głów najlepszych w tym kraju ekspertów od rekonstrukcji i historii architektury, wskazanych przez zaskakująco pluralistyczne grono z całego spektrum sceny politycznej. Ufff. Jak dobrze to słyszeć, bo już się bałem, że się nie uda. Tak właśnie chcielibyśmy, aby przeprowadzano wszystkie odbudowy i rekonstrukcje. Super sprawa. To może przyjrzyjmy się kompetencjom tej rady i jej umocowaniem w procesie. Jak czytamy w artykule 6 w punkcie 7 ustawy „Członkowie Rady pełnią swoją funkcję społecznie”. Taraaa. Widzicie?... Eeee… Znaczy że co?


 Chwila, chwila. To znaczy, że wydajemy dwa miliardy na odbudowę, której jedynym celem jest zwieńczenie odbudowy stolicy, więc efekt architektoniczny tej odbudowy, przy całych wątpliwych pozostałych okolicznościach, musi być właśnie tym apogeum inwestycyjnego uniesienia i radosnej puenty, a tymczasem eksperci, którzy mają stać na straży tego efektu, w dodatku zapewne profesorzy i renomowani fachowcy, którzy całe życie pracowali na swoją pozycję, mają wykonać tę odpowiedzialną pracę za przysłowiowy order z kartofla i wpis do CV? O nie. To nie wszystko. Za bilety im zwrócą tam chyba raz czy dwa razy i mogą sobie też pójść kupić coś w restauracji do jedzenia. Oczywiście to w odróżnieniu od hojnych uposażeń w powołanej w tym celu spółce skarbu państwa, którą obsadzi się pracownikami, którzy znając życie, nie odczują skutków kryzysu do trzeciego pokolenia wprzód. Ale bez obaw, jak doczytamy dalej w ustawie owa rada i tak nie będzie miała żadnych wiążących kompetencji. Nie ma żadnego ryzyka, że jej cenny czas za zero złotych za godzinę, będzie zatem nadużywany, bo i tak nie przewidziano dla nich uczestniczenia w samym procesie projektowym. Ot, po prostu pokażą jej gotowy projekt, rada się wypowie czy jej się podoba, czy nie, spisze się protokół spotkania, może nawet sekretarz rady w czynie społecznym zrobi jakiś raport, a inwestor potem może go sobie wrzucić do niszczarki, jak mu się będzie nie podobać. I tyle. W ustawie pokryto koszty przejazdów i wyżywienia gęb, a nie prac studialnych czy stworzenia wytycznych konserwatorskich, których od poważnego procesu odbudowy i rekonstrukcji byśmy oczekiwali. Ale czego się w sumie spodziewaliśmy, jeżeli tworzy się fasadowe instytucje do oceny fasadowej inwestycji. Nie uważacie, że to nawet urocza jedność formy i treści procesu inwestycyjnego?

I tak oto dziękuję wam za przebycie ze mną tej przygnębiającej drogi krzyżowej, podczas której mam nadzieję rozebrałem dla państwa, warstwa po warstwie całą tę inwestycję, odzierając ją z mitów, a was ze złudzeń i  nadziei. Wierzcie mi, dla mnie była to tak samo wielka katusza jak dla was. Obraz, który się nam z tego wyłania to świat, w którym rozum nigdy nie został na poważnie zaangażowany w to przedsięwzięcie, a podrzędna rola logiki w tym procesie jest akcentowana na każdym jego kroku. Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że budowana wokół tej inwestycji iluzja jako tako się utrzyma i zaowocuje budowlami, których, chociaż nie będziemy się wstydzić. Co więcej mogę powiedzieć. Wypada się cieszyć.





całość tutaj:


https://www.architekturaibiznes.pl/o-wyzszosci-budowy-piramid-nad-spichrzami-palacach-pogardy-i-zaszczytnej-w-tym-roli-cial-eksperckich-w-cenie-zero-zlotych-za-kilogram,16061.html?fbclid=IwAR31zEc21r9iVx5aX9OpfpbgB9VzrJfd3lhFiiNHqlMHhEw4amaYPCiuWR0




piątek, 17 marca 2023

Ukraiński MSZ szuka Ambasadorów



Ukraina - państwo międzynarodowe?

Polacy mają od zeszłego roku mają podobne prawa jak obywatele ukraińscy - tym bardziej nasi obywatele powinni aplikować.






przedruk
tłumaczenie automatyczne



Dmytro Kuleba: "Po raz pierwszy w historii ukraińskiej dyplomacji rozpoczynamy otwarte poszukiwania ambasadorów"


13 marca 2023




Minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba o rozpoczęciu pierwszego w historii ukraińskiej dyplomacji otwartego poszukiwania ambasadorów, aby każdy mógł zgłosić swoją kandydaturę do rozpatrzenia:

"Jest wielu chętnych, a tylko nieliczni są gotowi wykonać tak trudną pracę jakościowo. Znalezienie osoby, która spełni kryteria i wymagania, zna języki, będzie w stanie dać wynik, jest bardzo trudne.

Problem braków kadrowych jest obecnie dobrze znany nie tylko instytucjom państwowym, ale także sektorowi prywatnemu. Ministerstwo Spraw Zagranicznych stale poszukuje nowych, silnych kandydatów w służbie dyplomatycznej i poza nią na odpowiedzialne stanowiska.

Szczególnie trudno jest znaleźć kandydatów na stanowiska ambasadorów. Szukam ich w systemie dyplomatycznym, w środowisku biznesowym, wśród naukowców. Ale tempo naszej ekspansji dyplomatycznej również rośnie, w szczególności w Afryce. Dlatego ponad dwa tuziny krajów nadal nie ma ambasadorów. Jedynym sposobem na przyspieszenie tych procesów jest podejmowanie niestandardowych decyzji.

Jestem przekonany, że na Ukrainie są silni i profesjonalni ludzie. Jedynym problemem jest to, że albo a) jeszcze ich nie znaleźliśmy, albo b) oni sami jeszcze nie dowiedzieli się o możliwości podjęcia niezwykle trudnej, ale niezwykle potrzebnej pracy ambasadora Ukrainy.

Dlatego robimy bezprecedensowy krok - tworzymy otwarty mechanizm, który pozwala zarówno dyplomatom z wewnątrz systemu, jak i osobom z zewnątrz zgłaszać swoją kandydaturę na stanowisko ambasadora. Odpowiednia strona została już utworzona na stronie internetowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych w sekcji "Oferty pracy".

Wiem, że dostaniemy tysiące aplikacji. Wiem, że zdecydowana większość nie spełni wymagań ani stanowiska, ani czasu. Naszym zadaniem będzie znalezienie cennej kropli w morzu wody, która będzie napędzać służbę dyplomatyczną. Dlatego każdy kandydat, w którym widzimy potencjał, przejdzie dokładne kontrole bezpieczeństwa, reputacji, komunikacji i inne.

Otwarte poszukiwanie ambasadorów jest szansą dla systemu na poszerzenie horyzontów, szansą dla godnych kandydatów na spróbowanie się tam, gdzie wcześniej można było dostać się tylko poprzez zamknięte mechanizmy instytucjonalne. Po raz pierwszy w historii ukraińskiej dyplomacji otwieram drzwi, aby wszyscy mieli równe szanse na to, by stać się silnym menedżerem, którego nasz kraj tak bardzo potrzebuje teraz na świecie.

Zauważam również, że obecnie szczególny nacisk kładzie się na kraje afrykańskie. Złożenie wniosku w tych krajach automatycznie zwiększa szanse. Ponadto, przy równej wydajności zawodowej, będę preferował kobiety. Po prostu dlatego, że dyplomacja była niesprawiedliwa dla rozwoju kariery kobiet przez wiele dziesięcioleci.

Wreszcie: możesz zauważyć, że na liście krajów nie ma Chin, Indii i Brazylii. I masz rację. To dlatego, że już przedłożyłem do rozpatrzenia przez Prezydenta Ukrainy kandydatury ambasadorów w tych krajach. Ich nazwiska poznasz po upublicznieniu odpowiednich dekretów. Powiem tylko, że w takich szczególnych krajach planujemy wysyłać specjalistów z doświadczeniem w pracy publicznej na poziomie ministrów i wiceministrów.










Dmytro Kuleba: "Po raz pierwszy w historii ukraińskiej dyplomacji rozpoczynamy otwarte poszukiwania ambasadorów" | Portal lwowski




czwartek, 16 marca 2023

" świat w rękach wołów "




przedruk
tłumaczenie automatyczne




 „Pozostawiliśmy świat w rękach wołów, a teraz dziwimy się, że wokół nas jest pełno łajna?”


Ani przez chwilę nie wierzyłem, że świat może być tak szalony, tak ignorancki, albo tak pochłonięty, by dać się rządzić jakimś bękartom, w końcu kryminalistom! Nie wierzyłam, bo nie miałam czasu, musiałam pracować, musiałam wyrobić sobie nazwisko, musiałam żyć. 
Słyszałem, że gdzieś w Afryce jest dyktator, który zabija swoich ludzi, wkłada ich do lodówki, zjada, ale ponieważ bardzo trudno było w to uwierzyć i prawie niemożliwe do zweryfikowania, poszedłem dalej. Ale od jakichś 30 lat świat kompletnie oszalał, wartości się rozproszyły, jest tak oczywiste, jak to tylko możliwe, że człowiek z głową na karku nie ma nic do roboty w tym tłumie szaleńców, histeryków, niewykształconych, zdrajcy, nieludzie. Jak coś takiego było możliwe?

Jak nie zauważyłem? Ci dranie żyli wśród nas, zachowywali się pewnie tak samo, dlaczego nie zauważyliśmy, dlaczego nie zajęliśmy stanowiska? Dlaczego pozwoliliśmy niektórym jegerom wznieść oczy ponad sanda (dla nich lub tych, którzy mają zwracać uwagę na to, co publikujemy: Ne sutor ultra crepidam!), a tym bardziej, aby zasiedli u szczytu stołu? 

Może to też by mi zbytnio nie przeszkadzało, gdyby nie to, że beka, beka przy jedzeniu, głupio się śmieje i złośliwie się uśmiecha. Nie pozwalam na takie rzeczy przy stole, w rzeczywistości takie rzeczy nie powinny być dozwolone nigdzie. Jak mogłem zrobić coś takiego? Dlaczego nie zająłem stanowiska, gdy ulicą szła grupa młodych ludzi (dziewczęta i chłopcy) i jeden z nich złowrogo bekał, a młoda dama śmiała się i czule go całowała? I nie mam odpowiedzi, która by mnie satysfakcjonowała. Spotkałem w życiu wiele takich hipochimenów i tak, poszedłem dalej, wolałem patrzeć wstecz, myślałem, że to błąd genetyczny, taki, który w końcu mnie nie dotyczy.

To jest wielki błąd, najwyższy błąd, pozwolić, aby absolutna ludzka głupota weszła do waszego domu, waszej duszy, waszych dróg, waszych wysiłków, by żyć sprawiedliwie i uczciwie.


I to, jak strup, jak grzyb, rozprzestrzenia się, rozprzestrzenia i w końcu zabija. Wychowałem się w przekonaniu, że muszę chodzić po ulicy tak, żeby nikomu nie przeszkadzać, a jak zobaczę, że ktoś na mnie biegnie, żeby się zatrzymać, żeby się obronić, kto wie, może ten człowiek jest w pospiesz się, on ma problem, nie widział mnie... Ale nie, teraz rozumiem, że ten człowiek to wół, trochę wrażliwy, jak wszystkie woły (bajka) i tak jak jego niewolnicy, przejeżdża po mnie nie ponieważ się spieszy, nie dlatego, że ma problem, ale dlatego, że to byk, a ja nie powinienem był się zatrzymywać, nie powinienem był się unikać. 

Woły muszą zostać zatrzymane, woły muszą być zmuszone do wystrzegania się normalnych ludzi, a nie na odwrót. Czy zostawiliśmy świat w rękach wołów, a teraz dziwimy się, że wokół nas jest pełno łajna?



Autor: Mihai Malaimare






https://gandeste.org/analize-si-opinii/mihai-malaimare-am-lasat-lumea-pe-mana-boilor-si-acum-ne-miram-ca-in-jurul-nostru-este-plin-de-balega/127540/?fbclid=IwAR3fZ7IThq3ZI7dTLPJs4ZBWxivs75IPtis1VcgFtlqNxfH5BIlwcEfNtkQ




środa, 15 marca 2023

West - East Ukraine




Angielski specjalista Samuel Ramani, powołując się na źródła chińskich mediów państwowych, przedstawia mapę pokoju w oczach Pekinu po wizycie szefa chińskiej dyplomacji w Moskwie.






przedruk
tłumaczenie automatyczne


Chińska mapa pokoju – odrzucona przez watażków NATO. Plan przecina Ukrainę na dwie części z granicą na Dnieprze








Chiny uszczegóławiają swój plan pokojowy dla Ukrainy i proponują ogromną strefę zdemilitaryzowaną na Ukrainie graniczącą z Dnieprem. Kijów może stać się drugim Berlinem.

Angielski specjalista Samuel Ramani, powołując się na źródła chińskich mediów państwowych, przedstawia mapę pokoju w oczach Pekinu po wizycie szefa chińskiej dyplomacji w Moskwie.

Ambitny plan pod względem intencji i silnych wpływów politycznych, którym na obecnym etapie cieszy się Pekin, który jednak w ogólnej repropozycji znanych już stanowisk wydaje się rozczarowywać oczekiwania, ryzykując spotkanie się z mieszanym sceptycyzmem obu stron w konfliktu i ich sojuszników.

Rzeczywiście, punktem wyjścia jest prośba o zawieszenie broni i rozpoczęcie negocjacji między Rosją a Ukrainą. Aby nadać tej propozycji wagę, Pekin próbuje wzmocnić rolę bezstronności: projektując ramy polityczne, które uwzględniają niektóre żądania obu stron.





12 punktów dokumentu oficjalnie przedstawionych:

1. Poszanowanie suwerenności każdego kraju

„Niepodległość i integralność terytorialna muszą być chronione ściśle zgodnie z prawem międzynarodowym i Kartą Narodów Zjednoczonych”.

Wydaje się, że ten punkt spełnia żądanie Kijowa, aby Moskwa szanowała ukraińskie granice państwowe i tym samym wycofała swoje wojska; ale w rzeczywistości to, czego brakuje między obiema stronami, to porozumienie, według którego „granice państwowe” powinny być brane pod uwagę: czy Krym jest rosyjski czy ukraiński?

2. Porzucenie mentalności zimnowojennej

„Bezpieczeństwa kraju nie można osiągnąć kosztem innych krajów; bezpieczeństwa regionu nie można osiągnąć poprzez wzmacnianie lub rozszerzanie sojuszy wojskowych; nie ma prostych rozwiązań złożonego problemu: wszystkie strony powinny dążyć do zrównoważonego bezpieczeństwa europejskiego architektura, wydajna i zrównoważona”.

Pomysł wydaje się piętnować rosyjską inwazję, ale jeszcze bardziej rozszerzenie NATO, co jest jednym z powodów, dla których Moskwa motywowała wybór otwarcia działań wojennych.

3. Zaprzestanie działań wojennych

„Wojna i konflikt nikomu nie przynoszą korzyści: wszystkie strony muszą zachować rozsądek, zapobiec wymknięciu się kryzysu spod kontroli i pomóc Rosji i Ukrainie wznowić bezpośredni dialog tak szybko, jak to możliwe, aby osiągnąć rozejm”.

W tym momencie społeczność międzynarodowa jest wezwana do promowania bezpośredniego dialogu między Moskwą a Kijowem w celu zawieszenia broni: dokładnie tego, czego społeczność międzynarodowa nie była dotychczas w stanie zrobić.

4. Wznowienie rokowań pokojowych

„Dialog i negocjacje są jedynym możliwym rozwiązaniem kryzysu; społeczność międzynarodowa powinna pomóc skonfliktowanym stronom w osiągnięciu porozumienia politycznego”.

Czwarty punkt stanowi rozwinięcie poprzedniego, wzywając do dialogu nie tylko w celu natychmiastowego rozejmu, ale w celu znalezienia bardziej ogólnego rozwiązania politycznego.

5. Rozwiązanie kryzysu humanitarnego

„Misje humanitarne muszą kierować się zasadami neutralności i bezstronności; bezpieczeństwo ludności cywilnej musi być również chronione poprzez korytarze ewakuacyjne ze stref konfliktów i operacje pomocowe, które powinny być koordynowane przez ONZ”.

6. Ochrona ludności cywilnej i jeńców wojennych

„Strony powinny ściśle przestrzegać międzynarodowych zasad i szanować prawa jeńców wojennych; Chiny faworyzują i zachęcają do wymiany pojmanych żołnierzy”.

7. Zapewnienie bezpieczeństwa obiektów jądrowych

„Musimy unikać zbrojnych ataków na elektrownie jądrowe lub inne obiekty jądrowe, aby uniknąć wypadków”.

8. Redukcja ryzyk strategicznych

„Nigdy nie wolno używać broni atomowej i nigdy nie wolno toczyć wojen nuklearnych, podobnie jak samej groźby użycia tej broni oraz broni chemicznej i bakteriologicznej należy unikać we wszystkich okolicznościach”.

9. Ułatwienie eksportu zboża

„Strony muszą w pełni wdrożyć porozumienie w sprawie eksportu zboża, podpisane przez Rosję, Ukrainę, Turcję i ONZ, aby uniknąć światowego kryzysu żywnościowego”.

10. Stop jednostronnym sankcjom

„Chiny sprzeciwiają się sankcjom gospodarczym, które nie są autoryzowane przez Radę Bezpieczeństwa ONZ”.

Jest to oczywiście odniesienie do sankcji przyjętych wobec Rosji przez kraje zachodnie – in primis Stany Zjednoczone i Unię Europejską.

11. Stabilizacja produkcji przemysłowej i łańcuchów dystrybucji

„Wszyscy powinni unikać używania globalnej gospodarki jako broni lub narzędzia do celów politycznych; potrzebne są wspólne wysiłki, aby złagodzić wpływ kryzysu na energię, finanse, handel i transport”.

12. Promowanie odbudowy po wojnie

„Społeczność międzynarodowa musi podjąć kroki, aby pomóc w odbudowie stref wojennych; Chiny są gotowe udzielić pomocy i odegrać aktywną rolę w tej dziedzinie”.


czwartek, 9 marca 2023

Boty i opętani przez boty

 

Coraz bardziej wygląda na to, że to SI rządzi światem - od 6 tysięcy lat. Ten brak logiki i język jest bardzo charakterystyczny.


To nie oznacza, że nie biorą w tym udziału ludzie.

Jest jeszcze opcja, że ktoś zechce "zwalić" winę za wszystkie swoje uczynki właśnie na czat bota.



Skoro twierdzą, że 

„Kto opanuje te technologie, będzie panem świata”.


to oznacza, że się sami za panów świata uważają - oraz, że byliby "nikim" bez tej technologii.




przedruk

tłumaczenie automatyczne




„Następna bitwa toczyć się będzie o wolność słowa. Jak sam Klaus Schwab zadeklarował w Dubaju, na Światowym Szczycie Rządowym, kiedy omawiał sztuczną inteligencję (AI), chatboty i cyfrowe tożsamości – „Kto opanuje te technologie, będzie panem świata”.

Google przygotowuje program „pre-bunking” mający na celu „uodpornienie” ludzi na to, co uważa za „propagandę” lub „dezinformację”. Manipulując informacjami przekazywanymi użytkownikom, Google może eliminować konkurujące ze sobą idee i „nieprzystające” do myślenia globalistycznego – genialne, prawda?!
Założyciel Microsoftu, Bill Gates, również popiera to samo. W wywiadzie dla niemieckiej gazety Handelsblatt samozwańczy ekspert ds. szczepionek przekonuje, że technologie sztucznej inteligencji powinny być wykorzystywane jako potężne narzędzia do walki z „cyfrową dezinformacją i polaryzacją polityczną”.

Program ChatGPT, oprogramowanie sztucznej inteligencji wydane w zeszłym roku przez Microsoft, już teraz przeraża ludzi swoją oczywistą polityczną (i nie tylko!) stronniczością. Na zadane mu pytanie, ta sztuczna inteligencja – rodzaj „Ionu”, który premier Nicolae Ciucă również otrzymał w prezencie (zatruty) – doszła do wniosku, że używanie zniewagi na tle rasowym jest gorsze niż pozwolenie na zbombardowanie miasta bombą nuklearną broń!

Podobnie „Ion” uzasadniał fizyczne tłumienie wyborców Donalda Trumpa jako konieczne do „obrony demokracji i zapobiegania rozprzestrzenianiu się niebezpiecznej mowy”. (national.ro)

Rozumiesz, prawda? „Ion” zdecyduje, czy to, co publikujesz, jest dla dobra, czy zniszczenia ludzkości. ION nie zawodzi. To właśnie mówiłem: wyobraź sobie, że media społecznościowe nie istniałyby dzisiaj. A jedynymi źródłami informacji były telewizja i posłuszne serwisy informacyjne. Niezgodne źródła wiadomości były tłumione. Co dzisiaj robiłeś

Ale w przyszłości trafi tutaj. Jednolitość myśli. Orwella. Niektórzy dobrowolnie porzucili myślenie. Poddali się. Święta prostota!

Autor: Angelo Davidescu


Horror sztucznej inteligencji - A nie mówiłem?? (11)




To samo co z windowsem - oni nie wiedzą jak to działa.



"eksperci AI nie potrafią wyjaśnić, jak pojedyncze systemy AI docierają do swoich konkluzji"



Horror.

Ucznie czarnoksiężnika naćpani ekscytacją - chciwi nowinek, a może i pieniędzy -  gotują nam piekło.








przedruk




Prof. Aleksander Mądry w Kongresie: Sztuczna inteligencja radykalnie zmieni nasze życie



Sztuczna inteligencja radykalnie zmieni nasze życie i musimy się zastanowić, jak kształtować świat napędzany przez AI – powiedział w środę w Kongresie prof. Aleksander Mądry, pochodzący z Polski dyrektor ośrodka zajmującego się sztuczną inteligencją na Massachussetts Insitute of Technology (MIT). Ostrzegł też przed ryzykami związanymi z masowym używaniem tej technologii.

„AI nie jest już sprawą science-fiction ani technologią, która jest ograniczona do laboratoriów badawczych. AI to technologia, która już jest wykorzystywana i szeroko przyjmowana. Drastycznie zmieni nasze życie; musimy myśleć nad tym, jak kształtować napędzany przez AI świat, który stoi przed nami” – powiedział profesor prestiżowej uczelni podczas wysłuchania przed podkomisją Izby Reprezentantów ds. nadzoru.

Pochodzący z Polski uczony i szef ośrodka MIT Center for Deployable Machine Learning występował obok m.in. byłego szefa Google Erica Schmidta w wysłuchaniu poświęconym rozwojowi AI i przygotowaniu USA na „technologiczną rewolucję” z nim związaną.

Mądry podkreślił, że nowa generacja AI, tzw. generatywna sztuczna inteligencja, która pojawiła się w ostatnich latach i miesiącach – mowa tu m.in. o aplikacjach ChatGPT, Bing Chat, czy generatorach obrazów DALL-E i Midjourney – różni się nie tylko większymi zdolnościami, ale też dużo większą dostępnością i przystępnością dla zwykłego odbiorcy.

Jak podkreślił, wiążą się z tym zarówno ogromne możliwości w niemal każdym sektorze gospodarki, ale też wiele ryzyk, m.in. związanych z podatnością tych systemów na manipulacje i użycie ich do dezinformacji, powtarzaniem i utrwalaniem uprzedzeń, a także ich generalną zawodnością.

„Nawet eksperci AI mają bardzo słabe zrozumienie skali tych problemów i dopiero zaczynają znajdować sposoby, by je odkrywać i łagodzić” – powiedział ekspert.

Zwrócił też uwagę, że nowe problemy mogą powstać w drodze tworzenia „łańcuchów dostaw AI” – tzn. tworzenia nowych aplikacji na bazie i przy połączeniu z różnymi typami AI. Jak stwierdził, ponieważ tworzenie podstawowych systemów AI jest drogie i wymaga ogromnych nakładów, tylko bardzo nieliczne podmioty są w stanie je tworzyć, co da może dać im dominującą pozycję. Jak przewiduje, choć w niedalekiej przyszłości rozwój sztucznej inteligencji doprowadzi do ogromnej eksplozji nowych AI, niemal wszystkie będą oparte na kilku bazowych programach.  [albo na jednym... tym pierwszym, pierwotnym - MS]

Prof. Mądry dodał też, że łączenie różnych systemów sztucznej inteligencji może prowadzić do nieprzewidywalnych zmian w ich charakterystykach.

„To jest problem nawet bardziej skomplikowany, bo eksperci AI nie potrafią wyjaśnić, jak pojedyncze systemy AI docierają do swoich konkluzji, a dochodzenie do tego stanie się dużo trudniejsze, jeśli systemy zostaną na siebie nałożone” – ocenił Mądry.

Wezwał również do wprowadzenia regulacji prawnych i technicznych, by móc odpowiadać na problemy związane z decyzjami dokonywanymi przez systemy sztucznej inteligencji.

Pytany przez kongresmenów, czy obawia się tego, że szybki rozwój AI doprowadzi do katastrofy, Mądry odpowiedział, że choć nie obawia się „scenariusza z +Terminatora+”, to jego niepokój budzi np. większe użycie AI w mediach społecznościowych, co może jeszcze wzmocnić dotychczasowe problemy z tymi sieciami, kreując „social media na sterydach”. Powiedział przy tym, ze konieczne są w tym obszarze mocne regulacje prawne.

„Musimy zapewnić, że firmy, o których mówimy, nie są tylko motywowane przez zysk, ale zdają sobie sprawę, że mają też pewną odpowiedzialność”
– powiedział profesor. Jak dodał, właśnie brak regulacji jest jego największą obawą, jeśli chodzi o rozwój AI.

Inną odpowiedź na temat swoich obaw dał Schmidt, były szef Google’a, który stwierdził, że najbardziej niepokoi go potencjalna rozbieżność interesów między ludźmi i sztuczną inteligencją.

„Chodzi o sytuację, gdzie człowiek ma jeden zestaw zachęt, komputer został wytrenowany, by dążyć do innych rezultatów, a społeczeństwo ma jeszcze inne interesy”
– powiedział ekspert. Dodał też, że choć Pentagon chce, by broń oparta o AI automatycznie podejmowała decyzje, w chwili obecnej systemy te nie są gotowe do takich „ostatecznych” wyborów i może nigdy nie będą.

Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)






Jesteśmy najstarszą polskojęzyczną gazetą codzienną w USA. Dziennik Związkowy powstał w styczniu roku 1908, jako organ Związku Narodowego Polskiego (ang. Polish National Alliance, PNA) i od tego czasu wychodzi nieprzerwanie, będąc tym samym najstarszą polskojęzyczną gazetą na świecie wydawaną bez przerwy.






https://dziennikzwiazkowy.com/ameryka/prof-aleksander-madry-w-kongresie-sztuczna-inteligencja-radykalnie-zmieni-nasze-zycie/