Co również ciekawe Garlicki nie potrafił albo nie chciał
ustosunkować się do tak ważnego fragmentu biografii Marszałka jak np.
autorstwo planu bitwy warszawskiej czy np. zaginięcia (czytaj:
zamordowania) generała Zagórskiego. Jest to o tyle zastanawiające, że
innym nawet bardzo błahym sprawom poświęca w biografii bardzo dużo
miejsca a z komentarza nie zwalnia przecież fakt opisania tych problemów
w innych opracowaniach. Stąd tak ważne jest wnikliwe analizowanie
różnych punktów widzenia i umiejętne wyciąganie najbardziej
prawdopodobnych wniosków z tych konfrontacji.
Należy także wyzbyć się dość powszechnej maniery krytykowania
pewnych postaci i ich decyzji wyłącznie z punktu widzenia obecnych
warunków geopolitycznych i naszej wiedzy o przeszłości ale starać się
wyważyć na ile te wiadomości i przewidywania mogły być udziałem
ocenianych postaci. Wreszcie trzeba mieć dobrą wolę tj. nie szukać
jedynie faktów potwierdzających z góry upatrzoną hipotezę ale
rzeczywiście szukać prawdy o tamtych ludziach i wydarzeniach. Sam
wyrastałem w otoczeniu, dla którego zła była komuna a II RP i jej symbol
– Piłsudski stanowiły coś na obraz „raju utraconego”. Taką wersję
między wierszami przemycali nam nauczyciele, tak twierdziła opozycja i
co może najważniejsze w tym nas utwierdzali nasi bliscy czerpiący ową
wiedzę także najczęściej z ludowych legend.
Być może Giertychowi można zarzucić genetyczny krytycyzm wobec
piłsudczyzny ale dla mnie ów krytycyzm zakiełkował, wzrastał i
przekształcił się w niechęć do Piłsudskiego na drodze mozolnego szukania
i chłodnego porównywania faktów, analizowania wydarzeń i ich skutków,
weryfikowania opinii i wspomnień. Każdy człowiek ma trochę inny punkt
krytyczny, od którego zaczyna bardziej wnikliwie przyglądać się pewnym
problemom i osobom podejrzewając, że być może jego dotychczasowe sądy
były błędne. Maciej Rataj, który nawet w czasie zamachu majowego nie
wyzbył się jeszcze pewnych złudzeń co do Piłsudskiego taki punkt zwrotny
przeżył już wcześniej bo w czasie krytycznych dni wojny polsko –
bolszewickiej. Pisze o tym w swoich „Pamiętnikach” w następujący sposób:
„Tak w sentymencie, jak i w szacunku swoim do Piłsudskiego
zachwiałem się bardzo silnie właśnie w okresie krytycznym dla państwa.
Piłsudski zmalał w moich oczach. i to nie z powodu klęsk (…) –
doświadczyli ich najwięksi wodzowie. Piłsudski stracił pod wpływem klęsk
głowę. Opanowała go depresja, bezradność (…) sugerowano mu, by udał się
do jednego lub drugiego oddziału wojska, pokazał się, dodał otuchy
żołnierzom –daremnie!”
No właśnie, w moim przypadku szukanie prawdy zainspirowały
faktograficzne sprzeczności w różnych opiniach i relacjach, do tego
stopnia różnych, że nie mogły wynikać jedynie z luk w pamięci czy
przekłamań powstałych w trakcie kolejnego przekazu, zwłaszcza że te
opinie pochodziły tak jak w przypadku Rataja z pierwszej ręki świadków
tych wydarzeń. Bo jak pogodzić chociażby wspomnianą opinię Rataja z
utrwaloną w legendzie Piłsudskiego i często cytowanym zdaniem Weyganda,
jak to Marszałek elektryzował żołnierzy wlewając w nich nowego ducha
bojowego. W jaki sposób Marszałek
„przelał z własnej duszy w dusze walczących ufność i wolę pokonania wszelkich przeszkód”
skoro jak wspominali nad podziw zgodnie różni ludzie z jego
najbliższego otoczenia sam potrzebował duchowego wsparcia i pomocy.
Nawet jego ówczesna konkubina a późniejsza żona Aleksandra
Szczerbińska w opublikowanych wspomnieniach pisała, że nie wierzył w
powodzenie i ona musiała podnosić jego wiarę na duchu („gdy żegnał się z
nami, przed wyjazdem do Puław, był zmęczony i posępny (…) pożegnał się z
dziećmi i ze mną, tak jak gdyby szedł na śmierć. Niecierpliwiła go moja
absolutna pewność, że bitwa skończy się naszym zwycięstwem”).
Cechy charakteru i życie osobiste
Piłsudski jako małe dziecko był rozpieszczany i już wtedy zdradzał
objawy narcyzmu, które objawiały się także w okresie dorosłym. Zapewne
nie nauczony takiej umiejętności wcześniej, praktycznie przez całe życie
był niezdolny do samoorganizacji i zadbania o najprostsze nawet sprawy
bytowe. Owa tak często sławiona w legendzie skromność i prostota miała
także swoje źródło w zwykłym lenistwie i niechlujstwie (jak opisywała
wygląd Marszałka zauroczona nim Iłłakowiczówna:
„Ma wygnieciony, jak
psu z gardła wyciągnięty, mundur. Cały jest w poprzeczne fałdy,
obsypany popiołem z papierosów, ręce i paznokcie ma szare od tego
popiołu”).
Piłsudski mieszkając w Sulejówku raz jeden postanowił pomóc żonie w
niezbyt zresztą ciężkich pracach ogrodowych co skończyło się dla niego
tak podobno dokuczliwym nadwyrężeniem, że była to pierwsza i ostatnia
praca fizyczna jaką w Sulejówku wykonał. Jak relacjonuje jego żona
budził się późnym popołudniem, śniadanie i gazety dostawał „do łóżka” po
czym znowu zasypiał i spał do godziny dwunastej w południe. Taki sam
leniwy żywot pędził zresztą podczas syberyjskiego zesłania (a na carskim
zesłaniu mógł czytać i pisać do woli korzystając ze świetnie
zaopatrzonej biblioteki i regularnie dostarczanych gazet, co może
szokować współczesnych mających jedynie wyobrażenie sowieckich zsyłek), o
czym świadczą najlepiej jego własne listy z tego okresu.
Niewątpliwie (świadczą o tym zgodne opinie zarówno przeciwników jak
i zwolenników Marszałka) Piłsudski miał psychikę neurotyczną (w
późniejszym okresie te neurozy były połączone z koprolalią, czyli
niepohamowaną skłonnością do wypowiadania słów nieprzyzwoitych) a
potwierdzone w wielu relacjach skłonności do depresji świadczyły również
o tym bardzo istotnym i negatywnym z punktu widzenia pełnionych funkcji
znamieniu jego psychiki. „Dołek” psychiczny przeżywany w kulminacyjnym
okresie wojny polsko – bolszewickiej nie był ani pierwszy ani ostatni,
dla przykładu krytyczny moment zamachu majowego Piłsudski przeleżał na
kanapce w koszarach 36p.p. snując legionowe wspominki przed nieco
zaskoczonym majorem Ziemskim (gdyby nie przejęcie dowództwa i wydania
rozkazów przez Orlicz – Dreszera zamach mógł spalić na panewce już u
swego zarania – pozostali spiskowcy byli zbyt zdeterminowani aby zamach
uskutecznić, gdyż oni w przeciwieństwie do Piłsudskiego ponieśliby
bardzo dotkliwe skutki zaniechania puczu).
Legenda przedstawia Piłsudskiego jako męża opatrznościowego w
znaczeniu politycznym, wyrozumiałego „dziadka” dla legionowych kompanów
oraz opiekuńczego męża i ojca. Taki sielsko – anielski obrazek wyjęty z
infantylnego sztambucha Iłłakowiczówny („Ścieżka obok drogi”) czy
wspomnień kapitana Lepeckiego. Niestety te sielskie obrazki widziane
oczami dorosłych dzieci (Iłłakowiczówna w pewnym momencie sama
przyznaje, że
”Te cztery lata utrwaliły we mnie w sposób
niezrozumiały, racjonalny, zupełną, żarliwą i bezwzględną wiarę w Józefa
Piłsudskiego” i dalej
„Nigdy – i aż do dzisiaj – nie umiałam
rozróżniać partii politycznych, to też przeciwnicy Legionów to byli dla
mnie konserwatyści, czy narodowi lub socjaldemokraci, ale po prostu
ciotki, przyjaciółki, doktorzy, oficerowie, siostry – nieznośnie
wszystko tępe i agresywne – z chwilą, kiedy była mowa o czynie Józefa
Piłsudskiego” – są to typowe wyznania zauroczonej fanki i
wyznawczyni a nie trzeźwego obserwatora) nie wytrzymują konfrontacji z
wieloma faktami.
Życie osobiste człowieka jest z pewnością wizytówką jego charakteru
stąd trudno tego elementu nie uwzględniać w analizie danej jednostki.
Leonarda Lewandowska, z którą Piłsudski „żył” podczas zesłania na
Syberii popełniła samobójstwo najprawdopodobniej na skutek tej
zawiedzionej miłości, samobójstwo (taka jest przynajmniej oficjalna
wersja) popełniła również Eugenia Lewicka, która nieoficjalnie
towarzyszyła Piłsudskiego podczas słynnego pobytu na Maderze. Piłsudski
był już wtedy mężem Aleksandry Szczerbińskiej, z którą miał obie córki
urodzone jeszcze w czasie kiedy jego żoną była Maria Juszkiewiczowa. W
tym panteonie żon i kochanek pojawia się jeszcze nazwisko Jadwigi
Burhardt nie licząc mniej znaczących skoków w bok (w liście do Leonardy
pisanym z Syberii Ziuk sam przyznaje się do niewierności co czyni na
pewien sadystyczny sposób jakby po to aby osłabić jej chęci do
kontynuowana wcześniejszego związku). Dla Piłsudskiego nieskrępowane
porzucanie jednych kobiet dla drugich wydaje się zachowaniem naturalnym
co być może w oczach wielu niewiast nadawało mu aury atrakcyjności ale
przeczyło o jego możliwościach nawiązania głębszego związku.
Piłsudski i E.Lewicka
Dzisiaj takie zachowanie określa się jako „instrumentalne
wykorzystywanie” i nie byłoby może warte uwagi, gdyby odnosiło się ono
tylko do spraw sercowo – łóżkowych, jednakże w podobnie instrumentalny
sposób Piłsudski traktował również swoich politycznych współpracowników,
których wartość uzależniał od ich bieżącej przydatności dla swojej
kariery. Tak samo traktował również sprawy światopoglądowe i religijne.
Dla ożenku z rozwiedzioną Juszkiewiczową zmienił wyznanie, by – jak
głosi przekaz – powrócić do katolicyzmu w czasie choroby, która dopadła
go podczas I wojny światowej.
Jego oświadczenie o powrocie do poprzedniego wyznania miał przyjąć
ksiądz Ciepichałł – notka biograficzna o tym kontrowersyjnym księdzu
jest umieszczona m.in. na
stronie pijarów
– tylko co bardzo ciekawe tenże ksiądz po 1920 r. zrzucił duchowną
sukienkę, został oficerem – urzędnikiem w resorcie spraw wojskowych i
przeszedł z katolicyzmu na protestantyzm. Już sam fakt, że konwersję z
wyznania ewangelicko – augsburskiego przyjmował ksiądz, który następnie
sam porzucił katolicyzm na rzecz wyznania ewangelicko – augsburskiego
wydaje się wystarczająco znamienny i zarazem zastanawiający (dodatkowo
według przywołanych wcześniej ojców pijarów:
„nie wiadomo, gdzie i kiedy (ks. Ciepichałł) przyjął święcenia kapłańskie”).
Pozostałe sprawy z religijnym życiem a raczej jego brakiem
obszernie opisał m.in. ks. Warszawski w książce pt. „Piłsudski a
religia” i chociaż autorowi można zarzucić, że jako zwolennik endecji
mógł być nieobiektywny, to niestety najbardziej istotne elementy tej
analizy potwierdzają także inni autorzy. Jednakże tłumaczenie
indyferentyzmu religijnego Marszałka (delikatne określenie na
bezwyznaniowość i brak praktyk religijnych) dość powszechnym wtedy w
kręgach inteligenckich racjonalizmem (Dmowski też do starości nie
praktykował) jest też ułomne w świetle świadectw o jego zainteresowaniu
praktykami okultystycznymi. Pisze o tym wprost m.in. pani Piłsudska w
swoich wspomnieniach a trudno chyba małżonkę Marszałka podejrzewać o
produkowanie jego czarnej legendy. Opisuje to także Sławomir Koper w
niedawno wydanej książce pt. „Życie prywatne elit Drugiej
Rzeczpospolitej”.
Z kolei wspomniany egocentryzm i megalomanię Piłsudskiego najlepiej
ilustrują dwa przykłady wzięte z mnóstwa innych ale mające tę zaletę w
konfrontacji z ewentualną krytyką, że pochodzą również ze strony
zwolenników towarzysza Wiktora (tylko jeden z kilku pseudonimów
Piłsudskiego z okresu działalności w PPS – ie). Profesor Zdziechowski,
człowiek uczciwy aż do granicy naiwności (którą niekiedy niestety
przekraczał) w eseju pt. „Ze wspomnień o Piłsudskim i jego epoce”
(opublikowany m.in. w zbiorze „Widmo przyszłości”) opisuje swoje zabiegi
mające na celu osobiste spotkanie z Marszałkiem i wrażenie z tego
pierwszego „wychodzonego” spotkania, które miało miejsce w październiku
1919 r. z okazji ponownego otwarcia Uniwersytetu Wileńskiego.
Zagajając rozmowę z Naczelnikiem profesor Zdziechowski wspomniał jego brata Bronisława dodając, że był
„szlachetnym marzycielem”, na co Piłsudski odparł
„Więc Pan ma mnie za nieszlachetnego” po czym jak wspomina Zdziechowski
„odwrócił się do kogoś w pobliżu stojącego. Rozmowa ze mną była skończona” Dalej Zdziechowski dodaje, że
„Ów żarcik nie mógł oczywiście wywołać we mnie uczuć podziwu czy uwielbienia, które budził Piłsudski u innych”.
Tę megalomanię i sprowadzanie wszystkiego do własnej osoby najlepiej
też podsumował Zdziechowski oceniając przemówienie Piłsudskiego z okazji
nadania mu honorowego doktoratu w 1922 r. „W przemówieniu Piłsudskiego
najbardziej uderzyła mię rzecz inna, mianowicie automesjaniczna nuta ”Ja
i ojczyzna to jedno”…Nazywam się Miljon”. A uwagi te pisał zwolennik
Piłsudskiego.
Drugi przykład wiąże się z przekonaniem Piłsudskiego o wyjątkowych
zaletach swojego umysłu skutkiem czego jak pisze jego żona Aleksandra
Piłsudska
„prosił mnie, że jeśli żyć będę dłużej niż on, abym mózg
jego oddała do naukowego zbadania. Sądził, że ponieważ myśli i rozumuje
inaczej niż inni, inną też może mieć budowę mózgu”. Za czasów PRL –
u na złość komunie kpiono sobie z podobnych zabiegów czynionych wokół
mózgu Lenina, niestety w Polsce przedwojennej w ramach kultu Pierwszego
Marszałka wyprawiano takie same szaleństwa. Przebywający wówczas na
przymusowej emigracji w Czechosłowacji Witos, do którego dochodziły
krajowe echa tych wydarzeń podsumował to w swoich pamiętnikach zdaniem:
„…wyznaczył dla siebie miejsce na Wawelu. Nie chcąc za wiele
robić zaszczytu polskiemu Panteonowi, kazał serce złożyć gdzie indziej, a
w przekonaniu, że mózg jego stanowi jakiś rzadki cudowny wyjątek,
polecił go oddać uczonym lekarzom. Co o tym wszystkim myśleć?”
Oprócz tych dwóch przykładów megalomanii warto być może jeszcze
przypomnieć, że tytuł i buławę Pierwszego Marszałka Polski Piłsudski de
facto przyznał sam sobie. Wniosek złożony w tej sprawie do sejmu latem
1919 r. został przez konwent seniorów uznany za przedwczesny, dlatego
też zwolennicy Naczelnika w wojsku zgłosili się kilka miesięcy później z
takim samym wnioskiem do samego Piłsudskiego, który jak gdyby nigdy nic
łamiąc obowiązującą procedurę legislacyjną, natychmiast bo jeszcze tego
samego dnia wydał dekret o przyjęciu i zatwierdzeniu tego stopnia.
Następnie w listopadzie przyjął buławę z rąk swoich podwładnych pod
nieobecność wszystkich najważniejszych wtedy osób w państwie czyli
marszałka sejmu i premiera (ten mało dzisiaj znany fakt opisuje m.in.
Daria i Tomasz Nałęcz w biografii Piłsudskiego, Zbigniew Dworecki w
niedawno wydanej książce „Poznańskie i Piłsudski” oraz opozycyjna prasa
tamtego okresu)
Błędy strategiczne
O wyborach ideowych i politycznych Piłsudskiego napisano wiele i
poddając te sprawy uczciwej ocenie trzeba przyznać, że trudno w owych
politycznych decyzjach znaleźć jakąś istotną sprawę świadczącą na
korzyść Marszałka. Jak wspomina generał Haller, Piłsudski miał mu
pewnego razu oświadczyć, że w sprawach religijnych jest bezwyznaniowcem (
„Choć sam jestem bezwyznaniowy, ale szanuję zapatrywania innych”)
i przez analogię można postawić hipotezę, że w sprawach ideologicznych
też był bezideowcem. Ale tak samo jak w sprawach religijny był zabobonny
tak samo zabobonność ową przenosił na każdą sferę swojego działania –
vide szczególne i przesądne przywiązanie do daty 6 sierpnia (dzień
wymarszu kadrówki do Królestwa w celu wywołania antyrosyjskiego
antyrosyjskiego powstania).
Niezależnie od stopnia emocjonalnego zaangażowania, to z punktu
widzenia osoby o prawicowych poglądach trudno uznać wieloletnią
działalność Piłsudskiego w PPS – ie za godną pochwały, zwłaszcza, że owa
działalność polegała także na rabunkowych napadach (nazywanych dla
niepoznaki „akcjami ekspropriacyjnymi” – jak to wtedy dzielni
ekspropriatorzy śpiewali:
„W innych partiach bryndza/ Ogórkowe czasy
– / U nas złoto płynie/ Oj dana, dana, dana/spluwo ukochana!/ Nie masz
nic nad spluwę/ Nie!”)), w których ginęły nie tylko oszczędności
kas powiatowych ale także prości żandarmi i konwojenci, czyli de facto
niewinni ludzie. Żeromski był również socjalistą ale jego komitywa z
Piłsudskim załamała się, gdy pisarz zaczął krytykować sposób działania
PPS a później orientację proniemiecką aktywistów,
burzliwie
zakończyło się także spotkanie w 1920 r., na którym Żeromski próbował
namówić Naczelnika do poparcia polskich racji w plebiscytach
organizowanych na spornych ziemiach zachodnich i północnych.
Same wypowiedzi Piłsudskiego i to już w czasie kiedy oficjalnie
przestał identyfikować się z polityką państw centralnych, świadczą że
pogodził się on z utratą ziem polskich będących pod zaborem pruskim (
lub nigdy nie dążył do ich odzyskania)
stąd też te strategie określano mianem „małej Polski” – sam Piłsudski
mówił, że o ziemiach zaboru pruskiego możemy myśleć w perspektywie 50
lat albo dłużej, Marian Seyda wspominał („Polska na przełomie”)
delegację poznaniaków, która w 1916 r. rozmawiała z Piłsudskim o
przyszłości zaboru pruskiego, słysząc w odpowiedzi, że
„(Piłsudski) sprawą zaboru pruskiego głowy sobie zaprzątać nie myśli”.
Było to zaprzeczeniem endeckiej wizji „wielkiej Polski”, która w
gorszym scenariuszu miała być realizowana na drodze jednoczenia ziem
polskich wszystkich zaborów pod patronatem Rosji oraz uzyskiwania dla
nich coraz większej autonomii. Przebieg wojny oraz rozpad imperium carów
umożliwił odbudowanie wielkiej Polski od razu jako państwa
niepodległego.
Koncepcja opowiedzenia się po stronie państw centralnych miała
wielu zwolenników także wśród osób, których trudno posądzać o niskie
pobudki, koncepcję taką doradzały też Polakom koła watykańskie
popierające Austrię ale nie ulega wątpliwości, że zwycięstwo państw
centralnych a de facto Niemiec nie rozwiązałoby kwestii polskiej
niepodległości natomiast pewnym było, że do owego państwa polskiego pod
patronatem Niemiec nie zostałaby przyłączona ani piędź ziemi zaboru
pruskiego a prawdopodobnie kilka dodatkowych piędzi polskiej ziemi
zostałoby jeszcze od kraju oderwane (nawet taki germanofil i zwolennik
Piłsudskiego jak Władysław Studnicki przyznawał, że w sztabie niemieckim
widział mapę z tak zaznaczoną kadłubową Polską, sam zresztą snuł
koncepcje polskiego portu w Lipawie zamiast Pomorza i Gdańska oraz w
broszurze wydanej po niemiecku de facto doradzał Niemcom jak utworzenie
Polski z ziem zaboru rosyjskiego przyśpieszy pokojową germanizację
zaboru pruskiego).
Co tam zresztą Niemcy skoro Janusz Franciszek wielu imion Radziwiłł
typowany nawet na króla Polski odrodzonej pod nadzorem zwycięskich
państw centralnych, miał 5 października 1916 r. w Berlinie takimi m.in.
słowami przekonywać niemieckich polityków i dziennikarzy do utworzenia
niepodległej ojczyzny:
„My, Polacy, wiemy, że Poznańskie stanowi część Niemiec i część Niemiec stanowić będzie po wszystkie czasy”.
I to ten właśnie Radziwiłł po zamachu majowym stał m.in. na czele
prosanacyjnych konserwatystów i współorganizował m.in. słynną wizytę
Marszałka w Nieświeżu. Na szczęście okoliczności ułożyły się pomyślnie
dla idei wielkiej Polski ale Polacy musieli użyć sporo argumentów by
przekonać zwycięskie mocarstwa do swoich racji (tę pracę wykonał Dmowski
i Polski Komitet Narodowy) i mieć chociażby cień pretekstu aby
zwycięska Ententa mogła uznać nas za swoich wojennych sprzymierzeńców.
Tego pretekstu dostarczyła tzw. Błękitna Armia oraz jednostki
walczące po stronie rosyjskiej (korpus Dowbora – Muśnickiego, korpus
Michaelisa, dywizje syberyjskie, korpus Żeligowskiego), także te
jednostki np. austriackie, które po układach brzeskich przedarły się na
rosyjską stronę (w końcu w efekcie tej eskapady do Francji przedostał
się Józef Haller, późniejszy dowódca Błękitnej Armii). Koniec końców dla
Polski sprawy ułożyły się dobrze ale nie ulega wątpliwości, że
wcześniejsi zwolennicy państw centralnych obawiali się o swoje miejsce i
znaczenie w tak odrodzonym państwie stąd wykonywali różne działania,
które niekoniecznie wzmacniały naszą pozycję ale na pewno tworzyły
metodą faktów dokonanych (utworzenie tzw. rządu lubelskiego z premierem
Daszyńskim i Komendantem Rydzem – Śmigłym, przekazanie przez Radę
Regencyjną władzy Piłsudskiemu etc.) określoną rzeczywistość, którą
można było zmienić jednie na drodze porozumienia lub wojny domowej.
Te uczucia wcześniejszych germanofilii najlepiej oddaje fragment
deklaracji sporządzonej przez Leona Bilińskiego polskiego konserwatysty,
posła do parlamentu austriackiego i przewodniczącego NKN:
„Losy
wojny światowej rozstrzygnęły sprawę polską nie w myśl naszej trzeźwej,
jak się zdawało, polityki realnej, lecz po myśli idealistycznej wiary
innych stronnictw politycznych w zwycięstwo Ententy. (…) Nie możemy się
przyznać do błędu, ale przyznajemy z najwyższą radością tamtym
stronnictwom szczęśliwy instynkt polityczny…” Według tych słów
orientacja proniemiecka była „trzeźwa” zaś orientacja na Ententę
„idealistyczna” przeto potwierdzenie racji „idealistycznej” musiało być
jedynie wynikiem szczęścia by nie rzec ślepego losu. Ale jak w takim
razie pogodzić z tym fakt, że zwolennikiem owej „trzeźwej”
proniemieckiej opcji był „Ziuk – wariat”, jak przezywano Piłsudskiego,
co ten sam przyznawał i co opisał m.in. cytowany wcześniej profesor
Zdziechowski.
Sprawa orientacji Piłsudskiego w czasie wojny jest ogólnie znana
(nawet jak pisała przedwojenna prasa prawicowa słynna pieśń legionowa
była wzorowana na melodie pieśni pt. „Blue Huzaren”)i na tle orientacji
innych znaczących polskich polityków wojskowych nie stanowiłaby jakiegoś
szczególnego zarzutu natomiast od polityków takich jak np. cytowany
wyżej Biliński czy wojskowych jak Rozwadowski, Sikorski czy Haller,
dzieliły Piłsudskiego dwie sprawy a to:
tajna i płatna
współpraca Piłsudskiego, Sławka etc. m.in. z austriackim wywiadem mająca
na celu wywołanie zbrojnego powstania w zaborze rosyjskim oraz
zawodowe dyletanctwo tych wiecznych spiskowców w działalności
pozakonspiracyjnej. Owa tajna współpraca przez długie lata stanowiła
jedynie publiczną tajemnicę, natomiast obecnie żaden rozsądny historyk
nie może jej poddawać w wątpliwość.
Wbrew przeświadczeniu części osób znających trochę ten temat to nie Ryszard Świętek w swojej obszernej pracy pt.
„Lodowa ściana”pierwszy
dotknął tego problemu podpierając się zachowanymi dokumentami. Jeszcze w
roku 1967 czyli 43 lata temu, Stefan Arski (właściwie Artur Salman)
oraz Józef Chudek wydali książkę pt.
„Galicyjska działalność wojskowa Piłsudskiego 1906 – 1914”,
którą znany współczesny apologeta Piłsudskiego tj. profesor Janusz
Cisek w serii wydawanej pod patronatem „Rzeczpospolitej” nazwał
tworzeniem „czarnej legendy” nie omieszkając – pomimo przestrzeganej
wcześniej politycznej poprawności – zaznaczyć prawdziwego nazwiska i
zarazem pochodzenia Arskiego.
Oczywiście większość nigdy nie potrudzi się by osobiście sprawdzić
na czym polegał ów „paszkwil” duetu Arski (vel Salman) i Chudek,
tymczasem książka ich autorstwa to nic innego niż ponad czterysta stron
fotokopii dokumentów wygrzebanych w austriackich archiwach
(Kriegsarchiv, Haus – Hof – und Staatsarchiv i Verwaltungsarchiv) i prawie drugie tyle ich tłumaczenia na język polski.
Komentarz autorski i wprowadzenie to zaledwie ok. 5 proc. całego
opracowania ale także o wiele mówiącej dla nas współczesnych treści.
Autorzy wspominają bowiem o wyraźnych śladach niszczenia dokumentacji
pisząc m.in.:
„z polecenia Rongego zniszczono więc w listopadzie
1918 r. listy konfidentów, pokwitowania pieniężne, tudzież wycięto
żyletką z dziennika podawczego (Kundchafts Exhibiten Protokoll) Biura
Ewidencyjnego wszystkie nazwiska konfidentów”.
Jednym słowem co ci przypomina widok znajomy ten… Kim był
Maxymilian Ronge (vide jego wspomnienia pt: „Kriegs und
Industriespionage. Zwolf Jahre Kundschafsdienst”) raczej wiadomo tak jak
z różnych wspomnień wiadomo, że austriackie archiwa czyścił już w
listopadzie 1918r. w Krakowie brygadier Bolesław Roja późniejszy generał
niesławny z defetystycznej postawy podczas wojny polsko – bolszewickiej
i za taką postawę odesłany na wcześniejszą wojskową emeryturę.
Drugi problem to zawodowe dyletanctwo Piłsudskiego i innych jego
wspólników z konspiracji, dyletanctwo raczej typowe dla ludzi, którzy
faktycznie nigdy ani nie zdobyli fachowego wykształcenia ani nie
wykonywali żadnego konkretnego zawodu, gdyż żyli ze spiskowania.
Stanisław Dzierzbicki, który był razem z Piłsudskim członkiem
proniemieckiej Tymczasowej Rady Stanu w swoich pamiętnikach tak
scharakteryzował późniejszego Naczelnika Państwa: „Mylnie wyobrażałem go
sobie jako intelektualistę o wielkiej sile argumentacji i rozumowania,
tymczasem spotkałem umysł raczej artysty, prosty, który rozumowanie
bardzo mało ceni, argumenty nazywa wytartymi liczmanami, a całą swoją
działalność opiera na wrażeniach i intuicji.” Jeszcze gorszą opinię miał
wystawić Marszałkowi jego poplecznik Rydz – Śmigły, co lakonicznie ujął
późniejszy komendant policji nb. mason gen. Kordian Zamorski w
następującym zdaniu:
“Wieczór
u Śmigłego. Zdaniem jego, człek to (Piłsudski – przyp.) nienormalny, co
ukryć się nie da, a skoro się wyda, uważać nas będą za trzodę głupców,
żeśmy tego nie spostrzegli”.
Część oficerów polskich w służbie austriackiej ukończyła solidne
wojskowe szkoły i zdobywała wojskową praktykę co bardzo przydało się
później w wojnie polsko – bolszewickiej i budowaniu polskiej armii.
Oficerowie ci byli zawodowcami, część wojskowych i polityków jak np.
Sikorski ukończyła także wyższe szkoły cywilne. Niestety z drugiej
strony dość często się zdarza, że ludzie tacy jak Piłsudski , czyli
wyjątkowo ambitni i mający duże mniemanie o sobie a zarazem dyletanci
zawodowi, nie potrafią przyznać się do niekompetencji forsując swoje
decyzje nawet na przekór fachowym opiniom otoczenia. Piłsudski nie był
wojskowym i nie znał się na dowodzeniu przynajmniej na szczeblu sztabu
głównego.
Tytuł Pierwszego Marszałka Polski przyznał – o czym było wcześniej –
de facto sam sobie, stopień brygadiera nie istniał formalnie w wojsku
cesarstwa austro – węgierskiego, biorąc zaś pod uwagę stawkę uposażenia
odpowiadał on stopniowi wojskowemu pułkownika. Jednocześnie
skoncentrowany na sobie i magalomańsko przekonany o własnej
nieomylności, skonfliktowany z innymi politykami i wysokimi oficerami,
których uważał za konkurentów –
najpierw zawarł tajny pakt z Petlurą a następnie podejmując tzw. wyprawę kijowską wciągnął Polskę w wojnę z bolszewicką Rosją– powtarzając w chwili początkowych sukcesów, że może bolszewików bić kiedy chce i gdzie zechce.
Jak wiemy z historii
wojna ta o mało nie zakończyła się utratą dopiero co odzyskanej niepodległości, kosztowała życie tysiące Polaków a uzyskane
granice były terytorialnie mniej korzystne od granic możliwych do
uzyskania na drodze pertraktacji zaproponowanych przez bolszewików w
grudniu 1919r.. Pomimo funkcjonującego sejmu i rządu
posłowie i ministrowie nic lub bardzo niewiele wiedzieli o celach
ofensywy kijowskiej, tajnych postanowieniach pomiędzy Piłsudskim a
Petlurą czy rzeczywistych zamiarach Piłsudskiego dotyczących
prowadzonych pertraktacji rozejmowych z bolszewikami (w tej ostatniej
sprawie bardzo znamienna jest tzw. sprawa Borysowa od nazwy miasta na
Białorusi, którą wyjaśniają m.in. w swoich pamiętnikach socjalista Adam
Próchnik i endek Stanisław Grabski).
Na pewno wojnę rozpoczął Piłsudskii do czasu
powołania rządu Witosa na premiera a generała Rozwadowskiego na szefa
sztabu właśnie Piłsudski odpowiadał za dowodzenie polskimi armiami.
Sprawa autorstwa bitwy warszawskiej i zasług w jej wygraniu innych osób
niż Naczelnik jest oczywista nawet nie poprzez lekturę wspomnień i
opracowań osób mu wrogich lub obojętnych ale przede wszystkim ze względu
na własną relację Piłsudskiego („Rok 1920” wydany pod pretekstem
odpowiedzi na podobną pozycję opublikowaną przez Tuchaczewskiego)
spisaną pod jego dyktando przez już wtedy żonę Aleksandrę. A już opis
tak rozsławionego kontrataku znad Wieprza w kontekście przypisywanego mu
przez legendę przełomowego znaczenia dla bitwy warszawskiej wywiera na
czytelniku wychowanym na legendzie dość przygnębiające wrażenie.
W czasie kiedy Piłsudski zaatakował znad Wieprza bitwa warszawska
była już wygrana, natomiast kontratak ten miał duże znaczenie
strategiczne dla unicestwienia wojsk sowieckich tak by wygraną była nie
tylko bitwa ale i cała wojna (co zresztą zostało osiągnięte ale nic by
nie dało gdyby przegrana została bitwa pod Warszawą i na północ od
stolicy, gdzie największy ciężar bitwy trzymała V armia Sikorskiego).
Piłsudski sam przyznaje się, że już po przybyciu do Puław kiedy
faktycznie nie miał żadnego wpływu na decyzje sztabu,
„pewne zdziwienie” wywoływały u niego
„wiadomości o zwiększającym się nacisku wojsk
p.Tuchaczewskiego w kierunku zachodnim, w kierunku Płocka, a nawet
Włocławka i Brodnicy… Była w tym jakaś zagadka, której rozwiązać nie
mogłem, gdyż przewracało to w pewnej mierze moje dotychczasowe pojęcie,
że p.Tuchaczewski koncentrował wszystkie swoje siły na Warszawę”.
A przecież wiadomo, że taki obrót sprawy wcześniej zauważył
Rozwadowski wydając odpowiednie rozkazy zmieniające, które tak bardzo
krytykował właśnie Piłsudski, gdyż wzmocnienie sił na północy osłabiało
jego południowy front. Sam kontratak podobno tak decydujący dla bitwy
warszawskiej Piłsudski opisywał następująco:
„16 (sierpnia – przyp. ) rozpocząłem atak, o ile w ogóle
atakiem nazwać to można. Lekki i bardzo łatwy bój prowadziła przy
wyjściu tylko 21 Dywizja (…) Inne dywizje szły prawie bez kontaktu z
nieprzyjacielem (…)główną zagadką, którą chciałem sobie rozstrzygnąć,
była tajemnica tak zwanej Grupy Mozyrskiej. Właściwie nie było jej
wcale. (…) Wydawało mi się, że śnię. Jako wynik, do którego doszedłem,
był pogląd, że czeka mnie gdzieś jakaś zasadzka. (…) Dzień 17 sierpnia
nie przyniósł mi żadnego wyjaśnienia tych zagadek. (…) Spędziłem znowu
dzień cały w samochodzie szukając śladów tajemnicy i choć pozoru
zasadzek. (…) Nie rozumiałem właściwie, gdzie jest sen, a gdzie prawda.
(…) Pamiętam, jak dziś, tę chwilę gdy pijąc herbatę obok przygotowanego
do snu łóżka, zerwałem się na równe nogi, gdy wreszcie usłyszałem odgłos
życia, odgłos realności, głuchy grzmot armat, dolatujący gdzieś z
północy. (…) Jeszcze ułożywszy się do snu, raz po raz głowę z poduszki
unosiłem, by sprawdzić swoje wrażenie”.
W stosunku do opisu bezsennej trwogi Warszawy (vide wspomnienia
Witosa czy Rataja) oraz zmagań dywizji stojących na przedmościu Warszawy
(vide praktycznie samobójczy atak batalionu kapitana Stefana
Pogonowskiego ratujący odsłonięte skrzydło obrony Warszawy) oraz
zażartych walk na północ od stolicy, opis tej fazy bitwy przedstawiony
przez Piłsudskiego widziany z punktu widzenia jego odcinka frontu
wygląda prawie na sielankowy.
Piłsudski pomylił się także (
chyba, że była to pomyłka kontrolowana)
co do wskazania przyszłego najgroźniejszego wroga Polski, który to
temat był omawiany podczas słynnej narady na początku lat 30 – tych
mającej ocenić, które zagrożenie jest groźniejsze: niemieckie czy
sowieckie. Większość obecnych podobno wyraziła opinię, że w najbliższej
perspektywie zagrożenie niemieckie jest większe (tak też to widział
m.in. odsunięty już wtedy od wojska Sikorski czego dowodzi jego
autorstwa „Przyszła wojna” wydana w 1934 r.), co także – wbrew od lat
suflowanej legendzie – Piłsudski zanegował wskazując w dalszym ciągu na
kierunek wschodni (jakiekolwiek poważne przygotowania na froncie
zachodnim Polacy przedsięwzięli z marnym zresztą skutkiem dopiero na
kilka miesięcy przed wrześniem 1939 r. o czym pisze m.in. generał
Sosnkowski w książce „Cieniom września” – nb. gospodarki w tym budżetu
Polska nie przestawiła na tryb wojenny aż do samego wybuchu wojny)
Przeciw Polakom i przeciw Polsce
Piłsudskiemu wyraźnie przeszkadzała świadomość (lub podświadomość),
że w dziele obrony a następnie budowania niepodległego bytu kraju
zaczynają wybijać się inne uzdolnione osoby, że zaczyna się dostrzegać
realne zasługi innych osób, że część tych osób była w krytycznych
chwilach świadkami jego słabości, że naród głosuje na endeków i
ugrupowania politycznie niechętne jego planom politycznym (np. PSL
Piast).
Miał też zapewne świadomość korzeni swojej obecnej władzy,
sięgających współpracy z blokiem niemieckim i namaszczenia na Naczelnika
przez proniemiecką Radę Regencyjną oraz – co niebagatelne – świadomość
owej niezbyt chlubnej karty życiorysu związanej ze współpracą z
austriackim wywiadem. Dzisiaj po latach doświadczeń z lustracją
doskonale wiadomo jak bardzo takie obciążenia wpływają na zachowania i
polityczne decyzje ludzi– vide przypadek Wałęsy. Ten amalgamat z jednej
strony własnych błędów i niedoskonałości a z drugiej wybujałych ambicji
wzmacnianych podszeptami swoich stronników (być może także jakichś
podjętych wcześniej zobowiązań) spowodował, że do zamachu majowego
Piłsudski nie dał spokojnie rządzić żadnemu gabinetowi co sam zresztą
bez ogródek a raczej w formie pewnej chwalby potwierdził.
Obecnie większość rodaków ma utrwalone przekonanie, że Piłsudski
przeciwstawił się parlamentarnej anarchii prowadzącej nasz kraj ku
zgubie w co współcześni Polacy o tyle łatwo wierzą, że widzą jak
wyglądają obecne parlamentarne rządy. Tymczasem nie negując, że w ciągu
tych kilku lat parlamentaryzmu dochodziło do nadużyć i nieprawidłowości,
to przecież były one także niechlubną zasługą tych ludzi i partii,
które raczej Piłsudskiego popierały, jak PPS, PSL – Wyzwolenia czy
ugrupowania mniejszości narodowych, głównie posłów żydowskich i
ukraińskich. Tymczasem wystąpienie Piłsudskiego było tak naprawdę
skierowane przeciwko prawicy skupionej wokół szeroko rozumianej endecji i
prawicy chłopskiej reprezentowanej przez PSL – Piast. Nie ma krzty
prawdy w opinii Stanisława Mackiewicza ps. Cat, który w „Zielonych
oczach” zanotował, że
„Tak samo jak w ojczyźnie, na emigracji endecy się bynajmniej
do rządów nie pchali. Nic nie robiąc, wszystko krytykując, daleko
łatwiej jest utrzymywać za sobą większość opinii”.
Każdy kto nieco wnikliwiej przestudiował historię tego okresu mógł bez problemu zauważyć, jak bardzo
Piłsudski i jego stronnicy sabotowali każdą próbę sięgnięcia po władzę przez prawicę narodową,
która była najliczniejszą partią sejmową. Prawica ta chciała rządzić,
wystarczy przypomnieć okoliczności nieudanej – z powodu odmowy
Piłsudskiego – próby powołania na premiera Wojciecha Korfantego, czy
sprowokowane przez piłsudczyków zajścia krakowskie w listopadzie 1923 r.
mające na celu obalenie pierwszego rządu Chjeno – Piasta oraz zamach
majowy obalający drugi koalicyjny rząd Witosa (pierwszy z trzech rządów
Witosa był rządem obrony narodowej).
Najpierw w 1922 r. Piłsudski odmówił kandydowania na prezydenta
chociaż według wszelkiego prawdopodobieństwa zostałby wybrany, następnie
w 1926 r. parlament wybrał Piłsudskiego na prezydenta a ten z kolei nie
przyjął wyboru już po jego dokonaniu, przy czym działo się to jeszcze
wszystko za kadencji owego tak krytykowanego przez Naczelnika
parlamentu. Aby było ciekawiej wybór w 1926 r. został dokonany
kilkanaście dni po zamachu majowym i Piłsudski celowo nie zrezygnował z
kandydowania przed wyborem ale dopiero po wyborze odmówił przyjęcia tego
stanowiska. Jak sam przyznał, chciał sobie pośrednio zalegalizować
przewrót co sam tłumaczył następująco:
„Dziękuję Zgromadzeniu
Narodowemu za wybór. Po raz drugi w mojem życiu mam w ten sposób
zalegalizowanie moich czynności i prac historycznych, które niestety dla
mnie, spotkały się przedtem z oporem i niechęcią dość szeroką”. W
wypowiedzi tej mamy zresztą nie tylko przyznanie się do chęci
przyklepania dokonanego przewrotu ale również potwierdzenie, że jego
wcześniejsze czynności i jak to określił „prace historyczne” spotykały
się z szerokim oporem.
Sam zamach majowy, który zaważył na obliczu II RP i – można
postawić taką hipotezę – jej losach, został przeprowadzony w czasie,
kiedy wbrew propagowanej legendzie sytuacja Polski zaczęła się poprawiać.
Stało się tak również za sprawą reform gospodarczych przeprowadzonych
przez ów – tak podobno nieudolny – parlament. Zmiany konstytucji i
wzmocnienia władzy wykonawczej chciała tak samo prawica, co zresztą
kładziono na karb dążności tejże prawicy do rządów dyktatorskich (widać w
tym zresztą typowy przykład logiki Kalego: jak endecja chciała rządów
autorytarnych to było źle, jak zamach zrobił Piłsudski to ratował kraj z
odmętów anarchii).
Tymczasem wydaje się, że jedyną okolicznością, która doprowadziła
do zamachu była obawa Piłsudskiego i jego stronników o swoje wpływy,
którym mogły realnie zagrozić drugie rządy koalicji Chjeno – Piasta.
Rząd Witosa prawdopodobnie nie dopuściłby do powtórzenia tych samych
sekwencji, których konsekwencją były wypadki krakowskie, obecne zaplecze
polityczne rządu wydawało się bardziej zdeterminowane wytrwać w
koalicji i zająć twardszą postawę wobec opozycji, także tej z Sulejówka.
Widocznym przejawem było chociażby natychmiastowe zarekwirowanie
wydania „Kuriera Porannego”, w którym Piłsudski w niewybrednych – ale
sobie właściwych – słowach atakował rząd i ministrów.
Zamach majowy zmienił nie tylko politykę wewnętrzną ale i
zagraniczną. W polityce wewnętrznej doprowadził do rządów monopartii,
czyli BBWR, która to partia miała w nazwie „bezpartyjność”i stanowiła
tym samym najlepszy symbol podwójnych standardów i politycznego cynizmu
zwanego obecnie piarem. Z życia politycznego została wyrzucona
jakakolwiek opozycja, która swoje postulaty brała na serio. Tym samym
rządzący samodzielnie sanatorzy wiedząc, że ich oparcie w społeczeństwie
jest wątpliwe zamiast prowadzić politykę nakierowaną na interes kraju
ale wymagającą czasami niepopularnych decyzji,
bardziej dbali o
swoje postrzeganie i propagandę tak jak to się dzieje także i dzisiaj.
Systematycznemu psuciu ulegały także obyczaje życia nie tylko
politycznego ale i społecznego.To wtedy zaczęły doskonalić swoje rzemiosło komanda „nieznanych sprawców”[patrz - ostatnie rajdy po Monciaku, "szaleńcy" bijący przypadkowo napotkane kobiety itd - MPS], to wtedy karierę zaczęli robić „bierni, mierni ale wierni” co opozycyjna prasa tego okresu przedstawiała następująco:
„Nie było ani jednego rządu w Polsce, któryby się poważył na
takie rugi i przenoszenia jak rząd obecny. Wywodząc się z zamachu jest
on trapiony niepokojem nowych zamachów i ciągle stara się umocnić
usuwając z wojska, ze stanowisk urzędowych ludzi, których do kategorii
„swoich” zaliczyć nie może”.
Przychylny Piłsudskiemu generał Jan Romer w swoich „Pamiętnikach” notował m.in. , że
„…około
Marszałka pozostają sami Piłsudczycy a wśród nich wielu tylko –
karierowiczów, wielu czy to zdolnościami, czy wiedzą, czy charakterem
miernych”. Felicjan Składkowski, późniejszy premier, jeszcze jako
sanacyjny komisarz Warszawy okazał podobno szczere zdumienie, gdy po
wydaniu władzom Banku Polskiego rozkazu „ustabilizowania złotego”
dowiedział się, że potrzeba do tego środków dewizowych.
sabotaż armii - jedna z odsłon
Jeżeli piszemy w Polsce o stalinowskich czystkach w armii
sowieckiej, których ofiarą padł np. Tuchaczewski, to nie należy
zapominać, że takie same czystki po zamachu majowym przeżyła polska
armia (pisze się o minimum 700 oficerach zmuszonych do przejścia na
emeryturę) a jeżeli czystki osłabiły armię sowiecką to dlaczego czystki
pomajowe nie miałyby osłabić armii polskiej? Aby zwalczyc konkurenta –
Józefa Hallera i osłabić siłę jego Błękitnej Armii Piłsudski w dniach
zmagań z armiami sowieckimi zamykał amerykańskich ochotników (polskiego
pochodzenia) z tej armii w obozach koncentracyjnych pod Grudziądzem,
gdyż
„rządził w ten sposób, żeby zużywać wszystkich ludzi, będących na widoku i wszystkie urządzenia”.
Najważniejsi i najbardziej zasłużeni politycy i oficerowie okresu
przedmajowego zostali odesłani na emeryturę i emigrację a część z nich
była więziona (Witos, Korfanty, Sikorski, Rozwadowski, obydwaj
Hallerowie, Malczewski etc; nawet Sosnkowski pełnił do wojny praktycznie
tylko funkcje dekoracyjne) a kto wie czy nawet nie otruta (Rozwadowski,
Korfanty). Morderstwo na generale Zagórskim i inne tajemnicze zgony
osób mających pewną wiedzę na niewygodne tematy (vide generał Jan
Hempel; wymienia się także inne nazwiska jak kontradmirał Anzelm
Zierkowski, generałowie: Oswald Frank, Bolesław Jaźwiński, Jan Thullie)
tylko dopełnia tego obrazu upadku stojącego w sprzeczności do
rozpowszechnianych ciągle wierzeń o nieskalanym honorze przedwojennego
oficera.
Zamach majowy wyniósłszy na ministerialne stanowiska
najpierw Zaleskiego a następnie Becka przeorientował politykę
zagraniczną, skutkiem czego Polska – zamiast umacniać sojusz z Francją
oraz Czechosłowacją, Rumunią i Jugosławią – zaczęła uprawiać „politykę
mocarstwową”, kumać się z Niemcami i przyklepywać układ monachijski poprzez udział w rozbiorze Czechosłowacjiprzyczyniając się tym samym do podkopania i obalenia porządku wersalskiegobędącego fundamentem państwowego bytu ówczesnej RP.
Legendy a rzeczywistość
Jeżeli można mówić o zbiorowej pamięci to tylko w rozumieniu
postaw, które prezentuje większość zainteresowanych. W takim rozumieniu
Polacy przypominają typowego bohatera thrillerów filmowych, który na
skutek wypadku i intrygi traci pamięć a po odzyskaniu świadomości
otaczający go intryganci wykorzystując ową amnezję dla własnych celów
wmawiają mu takie wersje przeszłości jakie odpowiadają ich samolubnym
interesom. Polacy dostali po głowie najpierw pałką germanizacji i
rusyfikacji, następnie niemieckiej i sowieckiej agresji i okupacji oraz
kilkudziesięciu lat PRL – u pilnowanego przez UB i SB.
Obudziliśmy się w III RP, w której natychmiast różni „przyjaciele”
rozpoczęli prace historyczne nad ustanowieniem tej właściwej wersji
naszej niedawnej przeszłości. Nieprzypadkowo również rozpoczęto starania
aby III RP przedstawić jako sukcesorkę II RP, którą w tym celu należało
odpowiednio wyliftingować. W kolportowanej legendzie dotyczącej
Piłsudskiego pomija się fakt, że Niemcy wkraczając do Krakowa wystawili
przed sarkofagiem Naczelnika wartę honorową, natomiast chętnie eksponuje
się niechęć do piłsudczyzny ze strony władz prl – owskich.
Podkreśla się przy okazji, że endecy krytykując Piłsudskiego są w
tym punkcie zgodni z komunistami. W ten sposób z rewolucjonisty,
socjalisty i bezwyznaniowca, któremu zamach majowy pomagał realizować
m.in. Władysław Gomółka, zrobiono obrońcę wiary i polskości a endeków
zrównano jednocześnie z komunistami zacierając fakt, że źródła i powody
opozycji prawicy i komunistów wobec sanacji były całkiem przeciwne.
Komuniści odwrócili się od Piłsudskiego dopiero gdy zauważyli, że ten
wykorzystał ich (tak samo jak wielu przedtem i potem) dla własnych
celów, chociaż tak naprawdę wiele resentymentów środowisk lewicowych i
żydowskich do sanacji (nie można zapominać, że podstawy PRL – u budowało
wielu komunistów żydowskiego pochodzenia) dotyczy okresu już po śmierci
Piłsudskiego, kiedy sanacja zaczęła używać retoryki narodowej (projekt
zakazu uboju rytualnego wniosła posłanka Janina Prystorowa, żona
pułkownika Prystora, motywując to zresztą czynnikami humanitarnymi).
Przykładem takiej zawiedzionej miłości jest chociażby sławny poseł
Herman Lieberman, który był przez długie lata zwolennikiem Piłsudskiego
aż do czasów pomajowych a szczególnie wyborów brzeskich. Wspomina Witos,
że dopiero dzieląc z nim los politycznego więźnia Liebermann
przypomniał sobie pewne fakty (
„opowiadał mi na ten temat poseł dr Lieberman w więzieniu brzeskim, oburzając się na te straszne praktyki”) w tym wypowiedź Piłsudskiego wypowiedzianą jeszcze podczas kampanii przeciw bolszewikom u zarania niepodległości.
Na zwróconą wtedy uwagę o dużych stratach wśród żołnierzy niektórych polskich pułków Piłsudski miał odpowiedzieć „a cóż to szkodzi, że trochę więcej Polaczyszków wyginie?”
To, że Piłsudski niezbyt przejmował się ludzkim życiem a nawet nim
nadmiernie szafował świadczą także zapiski Stanisława Grabskiego, bardzo
wpływowego wtedy polityka (chociaż dzisiaj bardziej znany jest jego
brat Władysław), który w swoich pamiętnikach zanotował, iż
zwracając Naczelnikowi uwagę na ryzyko wojny i związane z tym straty usłyszał w odpowiedzi, że „nie
należy zanadto się przejmować stratami w ludziach na polach bitew, gdy
kraj nie jest w stanie wyżywić całego swego przyrostu ludności i część
jej zabiera mu zawsze liczna emigracja zarobkowa”.
Dzisiaj wielu publicystów chcących uchodzić za prawicowych często
wytyka niektórym politykom stwierdzenia mające jakoby obrażać naród
polski, tak jak to uczyniono onegdaj np. na łamach „Naszego Dziennika” z
jakimś – dość błahym w istocie – cytatem z dawnej wypowiedzi Tuska.
Jednocześnie te same osoby ze ślepym uporem alergicznie reagują na każdą
próbę odbrązowienia Piłsudskiego, którego obelgi rzucane nie tylko
wobec polityków, ale i wobec Polaków in gremio były stokrotnie gorsze – a
przy tym wypowiedziane rzeczywiście z intencją ubliżenia (na zjeździe
legionistów w 1927 r.
Piłsudski sam przyznawał, że „…wytworzyłem
całe mnóstwo pięknych słówek i określeń, które po mojej śmierci
zostaną, a które naród polski stawiają w rzędzie idiotów”)
– od tych tak potępianych wypowiedzi współczesnych polityków. Piłsudski
miał szczęście, że jego działalność przypadła na okres kiedy kamera
filmowa i mikrofon należały do rzadkości. Gdyby jego wypowiedzi i
działalność była rejestrowana – tak jak to się dzieje obecnie –
wszechobecnymi kamerami, aparatami, dyktafonami etc. to nawet
największym propagandystom trudno byłoby przykroić jego faktyczną
postawę do powszechnych dzisiaj wierzeń na temat tej postaci.
Do budowania legendy zaprzęgano literatów, z których niektórzy jak
Kaden – Bandrowski czy Andrzej Strug vel Tadeusz Gałecki byli także
legionistami. O tym, że powieściowy „Generał Barcz” to literacka wersja
Piłsudskiego a „Mateusza Bigda” karykaturą Witosa raczej nikt nie ma
oporów przypominać, natomiast mało kto ma odwagę przypominać, że kariera
Nikodema Dyzmy to kariera Piłsudskiego w Polsce a ostatnie wersy
powieści Dołęgi – Mostowicza odnoszą się właśnie do tych Polaków, którzy
tego nie chcą dostrzec.
Otwarcie przyznał to np. Tomasz Nałęcz, który wraz z żoną Darią
także zajmowali się zawodowo biografią Piłsudskiego nie tając zresztą
swojej sympatii do marszałka. Powieść Dołęgi – Mostowicza okazała się
ponadczasowa i przetrwała ale inni autorzy znani są już tylko badaczom
literatury. Czasami jeszcze ktoś przypomni sobie o ostrych esejach
Nowaczyńskiego ale „Cudna i ziemi cudeńskiej” Józefa Weysenhoffa mało
kto kojarzy. Zapewne dlatego, że pisarz mieszkańców Cudna czyli Polski
podzielił na Robów, którzy działali mądrze i roztropnie ale przeciwnicy
nadali im
„okrutne przezwisko: endecy!” i Popsujów,
„którzy się podobno mają za socjalistów”.
Aleksandra Piłsudska w swoich podretuszowanych wspomnieniach pisze,
że Naczelnik nie pochwalał przynależności do masonerii i nakazał nawet
swoim oficerom występowanie z takich organizacji. Dość wyraźnie w
poprzek takim stwierdzeniom stoją inne świadectwa np. Władysława
Baranowskiego, legionisty i masona, który na podstawie swoich
konferencji z Marszałkiem napisał książkę pt. „Rozmowy z Piłsudskim 1916
– 1931”. Jedna z tych rozmów jest poświęcona odbudowaniu w niepodległej
Polsce masońskiej sieci (co referował Baranowski) i co miało według
niego spotkać się ze strony Piłsudskiego z życzliwym przyjęciem. W
jednym z wywiadów Baranowski wspominał, że
„O masonerii w ogóle rozmawiał ze mną Marszałek kilkakrotnie w
latach 1920 i 1921, w szczególności zaś o wolnomularstwie polskim (…)
Pragnął, by odrodzone w Polsce niepodległej, nawiązało nić tradycji
historycznych i by zdołało śród pokrewnych organizacji na terenie
światowym zdobyć szacunek i odegrać swoistą rolę”.
Dodatkowo z artykułu opublikowanego (także na podstawie tych
rozmów) w „Wolnomularzu Polskim” (dostępny w wersji elektronicznej)
można dowiedzieć się, że Piłsudski polecał nawet z nazwiska tych
oficerów, którzy mogliby ową sieć wolnomularską zasilić. Pośrednim
potwierdzeniem tych informacji była nadreprezentacja członków masonerii w
najbliższym otoczeniu Piłsudskiego i w składzie kierowanych i
popieranych przez niego rządów. Symptomatyczne było m.in. objęcie
ministerstwa spraw zagranicznych zaraz po zamachu majowym przez Augusta
Zaleskiego (dopiero w 1932 r. zastąpił go Beck), którego Piłsudski
uważał za nieroba a jednak pomimo tego zgodził się na objęcie przez
niego tak ważnego stanowiska. Sprawa staje się bardziej zrozumiała
zważywszy, że Zaleski będąc masonem utrzymywał dobre kontakty z masonami
angielskimi a o sprzyjanie zamachowi majowemu (a nawet jego
finansowanie) opozycja antysanacyjna podejrzewała także rząd angielski.
Oczywiście dosyć powszechna jest już wiedza, że Piłsudski cieszył
się także sympatią ze strony środowisk żydowskich, stąd też obok takich
ironicznych przezwisk, którymi mieli go obdarzać polityczni przeciwnicy
jak Koniugas (marszałek Trąmpczyńsk) czy Bonaparstek (gen. Rozwadowski)
nazywano Piłsudskiego także
„bożyszczem Żydów” a jedna z gazet
niemieckich całkiem poważnie i w ramach komplementowania nazwała nawet
Piłsudskiego „prorokiem Starego Testamentu”. W gabinecie Adama
Czerniakowa, przewodniczącego judenratu w getcie warszawskim cały czas
wisiał portret Piłsudskiego, tego samego Piłsudskiego, któremu w tym
samym czasie Niemcy (tychże Żydów mordujących) wystawiali warty honorowe
na Wawelu.
Co ciekawe dzisiaj ze szczególną atencją do Piłsudskiego i
piłsudczyzny odnoszą się te środowiska, które szermują hasłami
prawicowymi a nawet narodowymi. Otwarcie do tego nurtu i osoby przyznaje
się Kaczyński i zapewne większa część PiS – u, laurki wystawiają
Piłsudskiemu także publicyści „Naszego Dziennika” (Szaniawski, Nowak) i
szeroko rozumiana tzw. prawica niepodległościowa (Szeremietiew,
Moczulski).
Do dzisiaj w sieci można przeczytać niskiego poziomu merytorycznego
atak „narodowca” Jerzego Roberta Nowaka na Giertychów, wypominający
Jędrzejowi Giertychowi krytyczną książkę o Marszałku. Jak zwykle w
takich sytuacjach mało dyskutuje się o faktach za to bardzo dużo o
uczuciach i swojej w istocie dziecięcej wierze w Marszałka co w
rzeczywistości sprowadza taką publicystykę do wspomnianych wcześniej
wynurzeń Iłłakowiczówny.
Logiki w tym za grosz biorąc np. pod uwagę nieustępliwość
Kaczyńskich i wielu innych w wypominaniu Wałęsie jego agenturalnej
przeszłości a zakrzykiwaniu jakichkolwiek napomknięć o agenturalnej
współpracy Piłsudskiego. A przecież Piłsudski nawet mówił Wałęsą czy
raczej odwrotnie, chociaż Wałęsa być może nawet sobie z tego nie zdawał
sprawy. Wystarczy przeczytać fragment wystąpienia Piłsudskiego na
posiedzeniu Rady Gabinetowej 1930 r., kiedy to perorował:
„Ja zawsze mówię, że nie jestem Polakiem, bo bym się często za
panów wstydził i wstydzę [...] W Polsce nigdy jednej rozmowy zrobić nie
można. Tylko ja robię jedną rozmowę, ale – nie jestem Polakiem”.
Przecież takie wyrażenia jak
„jednej rozmowy zrobić nie można. Tylko ja robię jedną rozmowę..”
to wałęsizmy w czystej postaci. Ale Wałęsę potępiamy bo go znamy,
słyszymy i widzieliśmy jak puszczał komunistów w skarpetkach, natomiast
Piłsudskiego wielbimy bo znamy tylko legendy o nim i jego czynach.
Tak samo idealizujemy i chwalimy się II RP przez przeciwieństwo do
beznadziei PRL – u, nie znając i de facto nie chcąc zrozumieć jak było
naprawdę. Trudno się tedy dziwić, że wszyscy apologeci Marszałka głoszą
jego wielkość jedynie za tzw. całokształt, który to całokształt sami
wcześniej urobili i nadal urabiają. Tymczasem analizując każdą sferę
osobowości Marszałka i jego działalności trudno nawet przy maksimum
dobrej woli znaleźć te istotne obszary, które stawiałyby Piłsudskiego na
tak wysokim miejscu w panteonie polskich przywódców.
Mieliśmy tak jak i inne narody złych przywódców ale dobrych ludzi,
mieliśmy niegodnych naśladowania jako ludzie ale bitnych i zdolnych jako
wodzowie, najlepiej kiedy dobry charakter łączył się talentami
przywódczymi, natomiast kiedy brak talentów szedł w parze z niskim
charakterem to nie bez powodu o takich przywódcach wolimy milczeć.
Legenda Piłsudskiego jest tego niechlubnym wyjątkiem. O ile czymś
normalnym jest dyskutowanie nad błędami takich historycznych postaci i
wodzów jak Sobieski, Kościuszko czy Sikorski to krytyka Piłsudskiego
urasta do rangi zamachu na narodowe i państwowe imponderbilia. Piłsudski
– co wspomina w pamiętnikach m.in. M. Rataj – miał dziwny zwyczaj
otaczania się młodzikami, którzy z racji swojej zawodowej
niesamodzielności i braku doświadczenia byli nie tylko zawodowo
uzależnieni od kariery ich mentora ale także bezkrytycznie – prawie jak
świętość – przyjmowali i powtarzali każde słowo Naczelnika.
Owi janczarzy byli później najbardziej gorliwymi głosicielami
propagandy nazywanej uprzejmie legendą Piłsudskiego, z tym że z wiekiem
ubywało im idealizmu a przybywało cynizmu i prywaty. Ta pogłoska trwa w
narodzie polskim do dnia dzisiejszego, gdyż wielu nadal czerpie z tego
duże profity i polityczne kapitały. Na pewno w tym postrzeganiu naszej
historii nie pomoże także kręcona przez Hoffmana kolejna superprodukcja o
roku 1920, w której Piłsudskiego ma zagrać Olbrychski a jego żonę
Aleksandrę (chociaż była wtedy konkubiną) Natasza Urbańska. Dostaniemy
więc zapewne kolejną wersję legendy o Piłsudskim – Kmicicu i jego
ukochanej Oleńce.
autor:
Krzysztof Mazur