Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Myśl Polska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Myśl Polska. Pokaż wszystkie posty

środa, 25 maja 2022

Przemoc psychiczna



Poniższy tekst jest ze strony internetowej czasopisma "Myśl Polska".

Strona ta jest blokowana, więc jeśli chcesz poczytać, co polecam, zastosuj bezpłatny VPN lub przeglądarkę Opera, która posiada VPN wbudowany - po instalacji trzeba go osobno kliknąć, aby zadziałał.



przedruk




Rozumiesz. Jest taka cierpienia granica,
Za którą się uśmiech pogodny zaczyna,
1 mija tak człowiek, i już zapomina,
O co miał walczyć i po co.

Jest takie olśnienie w bydlęcym spokoju,
Gdy patrzy na chmury i gwiazdy, i zorze,
Choć inni umarli, on umrzeć nie może
I wtedy powoli umiera.”
Czesław Miłosz, Walc, 1942

Gwałt to jedna z najokrutniejszych zbrodni przeciwko drugiemu człowiekowi a tym samym najcięższych występków etycznych. W prawie polskim to przestępstwo z artykułu 197 § 1 Kodeksu Karnego, który określa ten czyn, jako doprowadzenie przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem drugiej osoby do obcowania płciowego. Art. 197 § 2 k.k. określa też drugą postać zgwałcenia, polegającą na doprowadzeniu przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem do poddania się lub wykonania „innej czynności seksualnej”.
Samo słowo „gwałt „ pochodzi od niemieckiego słowa gewalt (ɡəˈvalt) oznaczającego władzę, przemoc, siłę. Najważniejszą cechą gwałtu rozumianego fizycznie jest przemoc i konotacja seksualna. Sprawca siłą albo podstępem wymusza na ofierze realizację swojej woli w zakresie czynności seksualnych. Po stronie ofiary gwałt kojarzony jest z głębokim upokorzeniem osoby poddawanej przemocą obcej woli. Jest to niewątpliwie cios w fizyczność, ale również trauma psychiczna, bowiem ofiara obdzierana jest z godności osoby i stawiana na równi ze zwierzęciem użytkowym lub rzeczą.

Oprócz gwałtu, jako czynu o kojarzonego ze przemocą fizyczną Kodeks Karny penalizuje także przemoc o charakterze psychicznym. Mówi o tym art. 207, który za tego rodzaju przestępstwo polegające na znęcaniu się nad osobą najbliższą lub nad inną osobą pozostającą w stałym lub przemijającym stosunku zależności od sprawcy, przewiduje karę pozbawienia wolności do lat pięciu.

Według psychologów znęcanie psychiczne, tak jak gwałt jest jedną z form przemocy. Polega ono na stopniowym zastraszaniu, manipulowaniu, kontrolowaniu, wywieraniu coraz silniejszego wpływu na osobę słabszą, podporządkowaną, często zależną w jakiś sposób od sprawcy. Skoro mówimy o przemocy możemy z cała odpowiedzialnością te czyny określać, jako gwałt psychiczny.

Z przemocą psychiczną, z gwałtem psychicznym spotykamy się coraz częściej w publicznej przestrzeni informacyjnej. Jest to przemoc masowa, gwałt dokonywany na setkach czy tez tysiącach odbiorców treści naraz. Gwałciciele ci nie są przeważnie jakimiś wyrzutkami społecznymi, ale obecnie to dystyngowana elita urzędnicza, dziennikarska i naukowa, która ma ambicje kierować „rzędami dusz”. Nie chce przekazywać nikomu rzetelnych treści, nie chce informować o rzeczywistych problemach społecznych. O Broń Boże. Elita nie uważa odbiorców narracji za swoich klientów, a nawet za sobie równych. Przeciwnie. Z ich zachowania domyślamy się, że uważają się za specjalną kastę, nadludzi, którzy otrzymali za zadanie uformowanie powierzonej im masy ludzkiej do „konsystencji „ zaplanowanej przez różnych decydentów. Pozbawieni jakichkolwiek hamulców moralnych, medialni nadludzie, upajają się swoją wszechwładzą i z lubością oddają się przemocy na psychice odbiorców.

To, co robią wyczerpuje definicję przemocy psychicznej. Zastraszanie – niegdyś fałszywą pandemią, a teraz fałszywym zagrożeniem rosyjskim powoduje u odbiorców nienaturalne reakcje. Od lęków i depresji – do histerii i paranoi. Masowa dezinformacja i manipulacje przekazem odbierają widzom szansę na rozeznanie się w otaczającej rzeczywistości i uniemożliwiają prawidłowe reakcje. Długotrwała ekspozycja na treści i formy będące w istocie gwałtem psychicznym powoduje u osób słabszych pewną formę uzależnienia i podporządkowania, o co w głównej mierze chodzi tym zawodowym zboczeńcom. Ofiary, które przemocą nakłoniono do podległości biernie i posłusznie realizują potem wszystkie inne polecenia swoich dominatorów – oprawców. Ludzie, których zgwałcono psychicznie zgadzają się następnie na wszystko, nawet na najbardziej absurdalne rzeczy. Doświadczaliśmy tego naocznie. Zgwałceni narracją o tzw. pandemii bez jakichkolwiek zahamowań wkładają na twarz stare, zapocone i zawilgocone maseczki. Pozwalają wykonywać na sobie eksperymenty medyczne preparatami, których nikt poważnie nie przebadał. Dobrowolnie zamykają się w aresztach domowych. Zgwałceni psychicznie grozą rosyjskiego zagrożenia i konieczności pomocy „braciom” z Ukrainy godzą się na zuchwałe kradzieże swoich majątków i ruganie z nabytych praw, niebotyczne podwyżki cen paliw i żywości i ograniczenie wolności. I nawet, kiedy naświetli się im całą absurdalność zajmowanych przez nich postaw- to większość z nich reaguje agresją- bronią z pasją swoich katów i ich fałszywych narracji.

Takie zachowanie ofiar przemocy nazwano kiedyś „syndromem sztokholmskim”, czyli swoistym silnym związkiem powstałym pomiędzy ofiara i katem. Związek ten rodzi się w wyniku długotrwałej, silnej przemocy psychicznej lub fizycznej. Ofiara zniewolona i regularnie poniżana myśli, że jej przetrwanie zależy od oprawcy, nie widzi wyjścia z sytuacji, nie bierze pod uwagę możliwości ucieczki. Uzmysławia sobie, że jej przeżycie i komfort życia zależy od woli kata. Kiedy lepiej poznaje oprawcę to zauważa, co dokładnie powoduje jego złość czy agresję. Uczy się wtedy unikania sytuacji, które mogą wywołać kłótnię lub sprowokować oprawcę. Każde, najmniejsze pozytywne zachowanie kata jest zapamiętywane i wyolbrzymiane. Ofiara przekształca oprawcę w obraz wybawcy lub przyjaciela. Jest mu wdzięczna za chwilowy brak przemocy, możliwość skorzystania z toalety lub zjedzenia posiłku. Tak samo po dwóch latach tzw. „pandemii”, przygnieceni terrorem maseczkowym i lockdownem najmniejsze poluzowanie tzw. „obostrzeń” fetowaliśmy i dziękowaliśmy „dobrodziejom” z rządu. Mogliśmy pójść do restauracji, lub pojechać na wakacje. A przecież za tą całą nieuzasadnioną przemoc i łamanie praw podstawowych, olbrzymie szkody materialne – powinniśmy rządzących, zgodnie z elementarna logiką, natychmiast powsadzać do więzienia na długie lata. Także i teraz – ludzi, którzy chcą bez powodu wprowadzić Polskę do wojny światowej, którzy obniżają celowo standard życia społeczeństwa, oddając obcym bez uzasadnienia jedyny sprzęt wojskowy, zadłużając kolejne pokolenia pod pozorem wojny – to ich powinniśmy – jako szaleńców i hochsztaplerów – natychmiast odsunąć. Ale jednak nie robimy tego. Przeciwnie. Fetujemy ich, prześcigamy się w tzw. „pomocy”, chociaż jest zupełnie idiotyczne i szalone. Nasze zachowania to klasyczny wykwit syndromu sztokholmskiego – kochamy naszych katów i chcemy być przez nich upokarzani.

Prawo polskie definiując przestępstwo gwałtu karze winowajcę już za samo doprowadzenie ofiary do poddania się określonej czynności. Dlatego też w przypadku nawet biernego uczestnictwa w takich haniebnym zdarzeniu, wszyscy jego uczestniczy będą ukarani za gwałt tak samo jak i sprawca. Czy możemy odnieść tą wykładnię także do przemocy psychicznej? Jak ukarać tych wszystkich „pożytecznych idiotów”, którzy przez dwa lata tzw. „pandemii a teraz także w obliczu histerii wojennej swoim postepowaniem przyczyniali się do powiększania zakresu cierpień polskiej wspólnoty? Co zrobić z tysiącami denuncjatorów „braku maseczki” i tropicieli wolnej myśli? Czy wydalić ze służby tych policjantów, którzy łamiąc prawa konstytucyjne niszczyli miejsca pracy i prywatna własność? Czy pozbawić prawa wykonywania zawodu lekarzy, którzy za ogromne, nienależne im wynagrodzenia firmowali fałszywy stan epidemii i zmuszali nieświadomych ludzi do eksperymentów medycznych gwałcąc przysięgę Hipokratesa? Co zrobić z wojskowymi, którzy dokonując gwałtu na zdrowym rozsądku, niepomni rzeczywistych możliwościach armii, wzywają do wojny z Rosją, która może skończyć się hekatombą? Rozum i sprawiedliwość nakazywałaby natychmiastowe ich odsunięcie, napiętnowanie i skazanie. Dlaczego brak nam odwagi, aby sprzeciwić się tym mentalnym gwałcicielom oraz ich pomocnikom ( tak samo winnym), którzy zamienili nasze życie w piekło, albo planują nas jego pozbawić?

Penalizując przestępstwo gwałtu prawodawca szczególnymi restrykcjami okłada tych wszystkich, którzy dopuścili się tego przestępstwa na małoletnich lub ułomnych. Całkowicie słusznie, bo przecież wykorzystanie osób niemających jeszcze doświadczenia życiowego albo nieświadomych z tytułu własnego upośledzenia jest czymś wyjątkowo ohydnym. To w teorii. W praktyce zaś właśnie osoby małoletnie, upośledzone lub w jakiś sposób wykluczone są grupą docelową gwałtu informacyjnego, atakującego sferę psychiczną. Dla takich osób nie trzeba tworzyć jakiś wysublimowanych i karkołomnych narracji. Wystarczy nacechowany emocjami prosty przekaz, wzbudzeniem lęku przed chorobą, śmiercią, brakiem żywności etc. Koryfeusze głównych mediów z lubością oddają się tej wyuzdanej orgii kłamstwa i krzywdzą z całą premedytacja właśnie tych najsłabszych, najmniej świadomych, starszych, bez dostępu do mediów innych niż telewizja. Przekazując im zupełnie sfałszowany obraz rzeczywistości, objaśniając na odwrót sens zaszłych wydarzeń, manipulując znaczeniami – doprowadzają ich właśnie do złych wyborów, które kosztują niejednokrotnie zdrowie i życie. Ile tysięcy osób umarło po zaszczepieniu eliksirem Phizera? Ilu nie doczekało się pomocy pogotowia, ile kobiet poroniło, bo medialni gwałciciele – groźbą lub przemocą zniszczyli naturalną ostrożność przed narzucanymi nowinkami medycznymi. W ich gronie najwięcej jest właśnie osób starszych, ubogich i nieporadnych. Gwałciciele z mediów i urzędów pozostają zupełnie bezkarni, ba nawet szczycą się wielością i zakresem popełnianiach perwersji – szczególnie na tych najsłabszych. W „ dobrym tonie „ jest nawet licytowanie się wzajemne, – kto odważy się na jeszcze gorsze wszeteczeństwo i przebije innych w podłości. Wybijające się w perwersji kanalie bardzo szybko awansują i są hojnie wynagradzane.

Wielu zadaje sobie pytanie: Dlaczego nas z takim uporem gwałcą? Po co te wszystkie podchody i fałsze? Przecież decydenci i tak dzierżą pełną władzę nad wojskiem, sejmem, administracją, mediami. Oczywiste jest, że mogą zrobić, co będą chcieli i w niczym nie możemy im przeszkodzić. Skoro jednak robią to z takim uporem, to chyba do czegoś jesteśmy im jeszcze potrzebni. Odpowiedź na to znajdziemy analizując dzieje systemów totalitarnych- w szczególności zaś – III Rzeszy i ZSRR. W tych państwach upodlony, zniewolony gwałtem psychicznym człowiek, odarty z normalnej świadomości dobra i zła oraz właściwej oceny rzeczywistości – stawał się radosnym narzędziem w pochodzie tzw. „postępu”. „Natchniony” wielkimi ideami dawał z siebie wielokroć więcej niż bity, zwykły niewolnik. Był doskonale sterowalny- potrafił oddać ostatni dobytek na potrzeby partii i państwa, pracował za darmo, potrafił wydać rodziców na śmierć, a jak mu kazano zabijać podludzi, czy kułaków– robił to z satysfakcją. Tak samo i teraz, gwałt psychiczny jest po części metodą na wyhodowanie aktywu tzw. „patriotów”, którzy momentalnie podchwycą i będą z gorliwością nuworyszy rozpowszechniać wszelkie podsunięte przez aparat propagandy nowinki oraz zaciekle tępić wskazywanych wrogów. Ale w większej chyba mierze przemoc psychiczna ma dostarczyć decydentom bezwolnej masy ludzkiej, która dla świętego spokoju zgodzi się na każdą podłość, przymknie oczy na kradzież mienia publicznego, zaakceptuje kolejne ograniczenia wolności – bo przecież być może tych wyrzeczeń wymaga postęp ludzkości, zmagania z zagrożeniem CO2, czy też walka o demokratyczne ideały na świecie?

Piotr Panasiuk







https://myslpolska.info/2022/05/23/milosc-do-gwalcicieli/



Modzelewski o wojnie




Poniższy tekst jest ze strony internetowej czasopisma "Myśl Polska".

Strona ta jest blokowana, więc jeśli chcesz poczytać, co polecam, zastosuj bezpłatny VPN lub przeglądarkę Opera, która posiada VPN wbudowany - po instalacji trzeba go osobno kliknąć, aby zadziałał.



przedruk




W ciągu dwóch miesięcy nasz kraj zmienił się w sposób wręcz nie do poznania. Nie ma już wolności słowa, bezwzględnie eliminowane są jakiekolwiek wypowiedzi sprzeczne z narzuconą nam antyrosyjską i proamerykańską poprawnością.

Cenzura dotyczy oczywiście zwłaszcza jakiejkolwiek krytyki pod adresem Ukrainy (nie wolno wypowiadać się nawet na temat strat jej wojsk, a kapitulacja tzw. pułku Azów jest nazywana jego „ewakuacją”). Bezwzględne zakazy cenzorskie obowiązujące przede wszystkim w sprawach rosyjskich, jej polityki, historii, a nawet sztuki (którą należy tylko nienawidzić). Także nie wolno powiedzieć nic krytycznego pod adresem Stanów Zjednoczonych.

Dziennikarz jednej z „Gazet” (jest ich kilka) potwierdził pośrednio w jednym ze skierowanych do mnie listów istnienie cenzury, która wykonywana jest przez podmioty zagraniczne (jacyś „eksperci z NATO”); oni orzekają, która wypowiedź jest „propagandą kremlowską”, czyli „słowem zabronionym”. Upadek części naszych mediów jest haniebny, bo cenzura z ochotą jest wspierana przez większość dziennikarzy i nie dotyczy tylko owych „Gazet”. Co do stacji lub rozgłośni „międzynarodowych koncernów” nie miałem złudzeń, ale że tak nisko musiały stoczyć się prawdziwe wolne media? Wiemy, są wyjątki, ale prawdopodobnie zostaną szybko wytępione.

Z rozrzewnieniem można dziś tylko przypomnieć wolność panującą w polskiej prasie w czasie przed stu laty, gdy Polska była w stanie rzeczywistej wojny, a bolszewicy podchodzili pod Warszawę: wtedy wolno krytykować posunięcia rządzących, nawet kpić z ich głupoty (Piłsudskiego i Daszyńskiego, którzy po zdobyciu Warszawy przez bolszewików chcieli bronić się w klasztorze Częstochowskim, okrzyknięto w mediach, że jeden z nich będzie „Kmicicem” a drugi „Babiniczem”).

Było, minęło. Może kiedyś wróci. Cenzurą objęto również debatę ekonomiczną dotyczącą wręcz egzystencjalnych problemów naszych obywateli: obowiązująca poprawność nakazuje, abyśmy z radością cierpieli biedę, żyjąc w niedogrzanych mieszkaniach, niedojadając ze względu na drożyzny żywności, stracić oszczędności, bo ponoć dzięki naszej nędzy spadną ceny surowców energetycznych na rynkach światowych oraz „Ukraina zwycięży Rosję”. Już nawet nikt nie dba o to, jak absurdalna jest owa „narracja”. Mamy cierpieć, tracić, w pełni pogodzić się z ekonomiczną, cywilizacyjną a nawet intelektualną degradacją, bo taką rolę narzuciło nam „światowe przywództwo”.

Dopóki cenzura („eksperci z NATO”) nie usuną niniejszego tekstu, pozwolę sobie odnieść się do najważniejszych z „prawd etapu”, które powtarza cała nasza klasa polityczna oraz wszystkie „wolne” i „reżimowe” media. Jej treścią jest ponoć istniejący związek przyczynowo skutkowy między naszą biedą a zwycięstwem „samostijnej” Ukrainy w wojnie z Rosją. Jeśli dobrze rozumiem odkrywczość myśli, to mamy do czynienia z następującą zależnością: czym będzie u nas gorzej i biedniej, tym szybciej Putin przegra tę wojnę.

Może nie jestem w stanie pojąć głębię tej odkrywczej myśli, ale postaram się zrozumieć jej istotę. Z tego co wiem Rosja nie kupuje od Polski uzbrojenia, surowców a także żywności. To my kupowaliśmy węgiel (którego już nam brakuje, po wprowadzeniu zakazu importu), kupujemy wciąż rosyjski gaz (od Niemców), ropę naftową a ceny tych surowców poszybowały w górę. Z powszechnie dostępnych danych wynika, że Rosja nie importuje uzbrojenia: jest jego drugim po USA eksporterem. Nie potrzebuje dochodów z eksportu do Polski aby finansować tą wojnę.

Jest największym eksporterem zbóż i od lat żywi (nie za darmo) setki milionów ludzi w Azji i Afryce. Ceny pszenicy również biją historyczne rekordy i bogacą rosyjską gospodarkę oraz państwo. Obiektywnie nasza bieda nie zaszkodzi Rosji; więcej: jest w jej interesie, bo zgodnie z odwieczną prawdą czym gorzej wiedzie się wrogom, tym szybciej osłabnie ich determinacja. Czy doprawdy ktoś wierzy, że wraz z naszą nędzą wzrośnie poparcie dla dalszych wyrzeczeń? A co powiemy naszym obywatelom, gdy ich wyrzeczenia okażą się (co jest wysoce prawdopodobne) całkowicie bezowocne, bo ten prawdziwy Zachód wymusi na wyniszczonej wojną Ukrainie kompromisowe zawieszenie broni, bo bez rosyjskiego gazu i ropy ów Zachód nie chce się obejść?

Tu często decydują przypadki i zbiegi okoliczności. A gdy ŚLEPY LOS pozbawi władzy jednego a może dwóch schorowanych starców, którzy nie umieją lub nie chcą zakończyć tej najgłupszej z wojen? Żyjemy w czasie najgłębszych przewartościowań („resetu”), które nie ma granic. Już wiadomo, że PKB Ukrainy spadnie w tym roku o ponad 50%, a gdy wojna potrwa jeszcze kilka miesięcy, wyniszczenie tego regionu przekroczy wszelkie wyobrażalne granice.

Możliwości mobilizacyjne tego państwa są już na wyczerpaniu, wyginie większość jego obrońców, a ci, którzy przeżyją, nie będą mieli gdzie wrócić, bo ich rodziny wyemigrowały i jak wiemy z przeszłości – raczej do nich nie wrócą. Prawdziwy Zachód jest w stanie wchłonąć nawet 15 milionów białych imigrantów, a zwłaszcza kobiet, które najszybciej potrafią się dostosować do nowej sytuacji. Przecież świat, do którego uciekają, jest bogatszy, ciekawszy i umie unikać wojny.

Dugin




Poniższy tekst jest ze strony internetowej czasopisma "Myśl Polska".

Strona ta jest blokowana, więc jeśli chcesz poczytać, co polecam, zastosuj bezpłatny VPN lub przeglądarkę Opera, która posiada VPN wbudowany - po instalacji trzeba go osobno kliknąć, aby zadziałał.


przedruk



Rosja oczekuje na niezbędne reformy wewnętrzne.
Cywilizacyjny wybór

Wymaga tego Specjalna Operacja Wojskowa (SOW), która skrajnie zaostrzyła sprzeczności z Zachodem i całą współczesną cywilizacją zachodnią. Każdy widzi dziś, że dalsze opieranie się na normach, metodach, koncepcjach i wytworach tej cywilizacji nie gwarantuje bezpieczeństwa.

Wraz ze swymi technologiami Zachód rozpowszechnia swą ideologię, przenikającą wszystkie sfery życia. Jeśli uznamy się za część cywilizacji zachodniej, musimy godzić się dobrowolnie na całkowitą kolonizację i wręcz się z niej cieszyć (jak w latach 1990.).

Jednak w czasach obecnego konfliktu na śmierć i życie stanowisko takie jest nie do przyjęcia. Wielu zwolenników Zachodu i liberałów dobrze to zrozumiało i opuściło Rosję w chwili, gdy jej zerwanie z cywilizacją zachodnią stało się nieodwracalne. Miało to miejsce 24 lutego 2022 roku, a właściwie dwa dni wcześniej, 22 lutego, gdy doszło do uznania niepodległości Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej.

Każdy ma oczywiście prawo do dokonania cywilizacyjnego wyboru między lojalnością a zdradą.
Liberałowie nadal w elitach

O tych, którzy wyjechali, wszystko już wiemy i w sumie widzieliśmy już wcześniej. Byli oni przynajmniej konsekwentni; gdy liberalizm przegrał w Rosji, udali się do swoich.

Sprawa jest trudniejsza z tymi, którzy wciąż są tutaj. Mam tu na myśli tych zwolenników Zachodu i liberałów, którzy w dalszym ciągu podzielają podstawowe normy współczesnej cywilizacji zachodniej, lecz z jakichś przyczyn nadal pozostają w Rosji, a niektórzy z nich ciągle zajmują eksponowane stanowiska we władzach, niezależnie od rozłamu, który dokonał się między nią a Zachodem.

I właśnie oni stanowią główną przeszkodę na drodze do reform patriotycznych.
22 czerwca 1941 i 24 lutego 2022

Reformy te są niezbędne, bo Rosja nie tylko została od Zachodu odcięta, lecz w istocie znalazła się z nim w stanie wojny. W przededniu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej w ZSRR było sporo ważnych, strategicznych przedsiębiorstw stworzonych przez nazistowskie Niemcy. Stosunki między ZSRR a Trzecią Rzeszą dalekie były od wrogości. Jednak po 22 czerwca 1941 roku sytuacja się diametralnie zmieniła. W nowych warunkach kontynuowanie współpracy z Niemcami, która była jak najbardziej uzasadniona i wspierana przed wojną, nabrało całkowicie innego wydźwięku.

Dokładnie to samo zdarzyło się 22 lutego 2022 roku; ci, którzy nadal pozostają w ramach paradygmatów wrogiej nam cywilizacji liberalno-faszystowskiej, z którą walczymy, znaleźli się poza obszarem ideologicznym, który wyraziście zarysował się wraz z rozpoczęciem SOW.

Na dodatek, obecność Niemiec w przededniu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej w ZSRR była zaledwie wyspowa, podczas gdy obecność liberalno-faszystowskiego, rusofobicznego Zachodu tuż przed SOW była niemalże totalna.
Wszechobecny Zachód

Społeczeństwo nasze zostało przeniknięte zachodnimi technologiami, metodologiami, normami, know-how, a nawet wartościami. I to wymaga radykalnej zmiany. Kto miałby jej dokonać? Ludzie, których ukształtowała pieriestrojka w liberalnych i przestępczych latach 1990.? Ci, których w latach 2000. uczyli oraz wychowywali ludzie epoki lat 1980. i 1990.? Przecież wszystkie te lata mijały pod przemożnym wpływem właśnie liberalizmu rozumianego jako ideologia, paradygmat, podstawowe i powszechne założenia w filozofii, nauce, polityce, edukacji, kulturze, technologii, gospodarce, mediach, nawet w modzie i stylu życia. Współczesna Rosja żyje wyłącznie inercją resztek paradygmatu radzieckiego, a wszystko pozostałe to czysto liberalne zapadnictwo.

Nie istnieje żaden alternatywny paradygmat, przynajmniej na poziomie władzy, elity, na tym poziomie, na którym powinno odbywać się dziś cywilizacyjne starcie.
Babcia z flagą nie wystarczy

Stawiamy dziś czoła Zachodowi jak cywilizacja walcząca przeciwko innej cywilizacji. I musimy wyraźnie określić jaką jesteśmy cywilizacją. Bez tego nie pomogą nam żadne sukcesy militarne, polityczne i gospodarcze. Będą zaledwie przejściowe. Gdy tylko dojdzie do zmiany trendu, wszystko obróci się w gruzy.

Nie wspomnę już o konieczności określenia tego, kim w końcu jesteśmy, tym Ukraińcom, którzy będą mieszkać w naszej strefie wpływów albo wprost na terytorium Rosji.

Na razie mamy tymczasem do czynienia z inercją pamięci radzieckiej („babcia z flagą”), zachodnią propagandą nazistowską („watnicy”, „okupanci”) oraz całkowitą dezorientacją miejscowej ludności, pomimo naszych pierwszych sukcesów militarnych. A powinien tu wybrzmieć głos cywilizacji rosyjskiej.

Głos wyraźny, treściwy i przekonywujący. Jego echo powinno być słyszane i na Ukrainie, i w Eurazji, i na całym świecie. To nie tylko po prostu potrzeba, lecz żywotna konieczność, tak jak niezbędne na froncie pociski, rakiety, śmigłowce i kamizelki kuloodporne.
Zacząć od filozofii

Najbardziej logiczne byłoby rozpoczęcie całej reformy od filozofii. Konieczne staje się powołanie sztabu generalnego Rosyjskiego Logosu na bazie jakiejś istniejącej już instytucji (tymczasem żadna jednostka humanistyczna dziś się tym nie zajmuje; nie może i nie chce tego robić, bo wciąż jeszcze dominuje wszędzie liberalizm i orientacja na Zachód), albo na bazie czegoś zupełnie nowego.

Georg W. F. Hegel mawiał, że wielkość narodu zaczyna się od wielkości jego filozofii. Nie tylko to powiedział, lecz również przekuł w czyn. Właśnie tego, a nie niemrawej akceptacji dla SOW, powinniśmy dziś wymagać od filozofów rosyjskich. Potrzebujemy niczym tlenu nowej filozofii rosyjskiej. Rosyjskiej z treści i istoty.

Właśnie od tego paradygmatu powinna rozpocząć się reforma wszystkich pozostałych dziedzin wiedzy humanistycznej oraz nauk stosowanych.

Na filozofii bazuje, stanowiąc jej pochodną, socjologia, psychologia, antropologia, kulturoznawstwo, ekonomia, a nawet fizyka, chemia, biologia itd. Naukowcy często o tym nie pamiętają, więc przypomnijmy jak nazywa się zachodni odpowiednik stopnia doktora nauk, nie tylko humanistycznych, ale też przyrodniczych: Ph.D. czyli Philosophy Doctor, „doktor filozofii”. Jeśli nie jesteś filozofem, możesz być co najwyżej wyrobnikiem, a nie uczonym (doctor po łacinie to „uczony” bądź „nauczony”).
Wrogi paradygmat

Zaczyna się bitwa o filozofię rosyjską; będzie to najważniejsze starcie wewnętrzne po zapoczątkowaniu reform cywilizacyjnych w Rosji (a także na całym obszarze naszej ekspansji i strefy wpływów).

Jesteśmy tu w stanie wyraźnie wskazać wrogie ośrodki zewnętrzne. To reprezentanci paradygmatu liberalnego, począwszy od filozofii analitycznej, poprzez postmodernizm, filozofię IT, aż do intelektualnie ograniczonych kognitywistów oraz transhumanistów, maniakalnie upierających się przy redukcji człowieka do maszyny.

Nie wspomnę już o wykarmionych z sorosowskich grantów otwartych liberałach i liberalnych postępowcach, zwolennikach totalitarnej koncepcji „społeczeństwa otwartego”, feminizmu, studiów queer, cancel culture. To już typowa „piąta kolumna”, coś w rodzaju zabronionego w Federacji Rosyjskiej pułku „Azow”.
Portret przeciwnika

Nietrudno naszkicować portret wroga Idei Rosyjskiej i cywilizacji rosyjskiej. Kryterium są nie tylko związki z zachodnimi ośrodkami naukowymi i wywiadowczymi (to pojęcia nierzadko prawie tożsame), lecz także opowiadanie się po stronie szeregu całkiem konkretnych poglądów:

– wiary w uniwersalny charakter współczesnej cywilizacji zachodniej (eurocentryzmu, rasizmu cywilizacyjnego);

– hipermaterializmu wiodącego do ekologii głębokiej i zorientowanej na przedmiot poznania ontologii;

– indywidualizmu metodologicznego i etycznego, z którego bierze się filozofia gender (płci rozpatrywanej jako jedna ze społecznych opcji), a następnie transhumanizm;

– technicznego progresywizmu, prac nad Sztuczną Inteligencją i „myślącymi neurosieciami”;

– nienawiści do klasycznych teologii, Tradycji duchowej, filozofii wieczności;

– odrzucania tożsamości bądź jej ironicznego wyśmiewania;

– antyesencjalizmu.
Filozoficzna Ukraina

To taka swoista „filozoficzna Ukraina”, rozsiana praktycznie po wszystkich jednostkach naukowych i oświatowych, mających jakikolwiek związek z filozofią lub fundamentalnymi epistemami naukowymi.

Ci, którzy nadają dziś ton współczesnej filozofii rosyjskiej, gorliwie bronią poglądów liberalnych i równie gorliwie odrzucają poglądy rosyjskie. Są mocnym przyczółkiem liberalnego nazizmu w Rosji.

Przejście do kolejnego etapu wiąże się z koniecznością przejęcia tego punktu strzelniczego, tego wzniesienia wciąż kontrolowanego przez przeciwnika.

Liberalni naziści w filozofii bronią się równie zaciekle jak „Azow” czy oszalali ukraińscy terroryści z Popasnej.

Prowadzą wojny informacyjne, piszą donosy na patriotów, wykorzystują wszystkie narzędzia korupcyjne i wpływy w aparacie władzy.
Centrum Badań Konserwatywnych

W tym miejscu chciałbym przypomnieć niewielki, lecz bardzo symptomatyczny, wątek osobiście mnie dotyczący: sprawę mojego zwolnienia z Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego (MGU) latem 2014 roku (proszę zwrócić uwagę na datę). W latach 2008-2014, wraz z dziekanem Wydziału Socjologii MGU, Władimirem Dobreńkowem, kierowaliśmy intensywnymi pracami Centrum Badań Konserwatywnych, które zajmowało się właśnie opracowywaniem rosyjskiego cywilizacyjnego paradygmatu epistemologicznego. Bez wahania poparliśmy Rosyjską Wiosnę. W reakcji na to pojawiła się złośliwa petycja filozofów ukraińskich (zainicjowana przez kijowskiego nazistę, Siergieja Daciuka), w której wzywano do usunięcia mnie i Dobreńkowa z MGU. Najdziwniejsze było to – choć w tamtych czasach wcale nie tak dziwne – że kierownictwo MGU tak właśnie zrobiło. Dobreńkowa odwołano ze stanowiska dziekana, a ja, szczerze mówiąc, odszedłem sam, choć wyglądało to na wyrzucenie. Proponowano mi pozostanie, lecz na poniżających warunkach. Oczywiście, decyzję w tej sprawie podjął nie rektor Wiktor Sadowniczy, który był do tej pory raczej przychylny i otwarty, zatwierdził moją nominację na szefa katedry, która przeszła wszystkie procedury akceptacji przez Radę Naukową uniwersytetu.

Wkrótce jednak coś się zmieniło. Zatrzymano Rosyjską Wiosnę. Sprawa świata rosyjskiego, cywilizacji rosyjskiej i rosyjskiego Logosu w ogóle zniknęła z przestrzeni publicznej. Symboliczne było to, że inicjatorami likwidacji Centrum Badań Konserwatywnych na MGU byli ukraińscy naziści – teoretycy i praktycy ludobójstwa Rosjan na Donbasie i na całej Ukrainie Wschodniej. Ci sami, z którymi dziś walczymy.

W ten sposób liberalny faszyzm przeniknął do Rosji. A dokładniej – zrobił to już dawno, ale tak właśnie działają jego mechanizmy. Przychodził donos z Kijowa, ktoś w administracji go podchwytywał i kolejna inicjatywa skierowana przeciwko Idei Rosyjskiej legła w gruzach. Rzecz jasna, mnie to nie powstrzymało; napisałem przez ten czas 24 tomy Noomachii, z czego trzy ostatnie poświęciłem właśnie Rosyjskiemu Logosowi. Jednak instytucjonalizacja Idei Rosyjskiej znów została odłożona w czasie. Oczywiście, mój przypadek nie był jedynym. Podobne doświadczenia mają wszyscy lub prawie wszyscy myśliciele i teoretycy, którzy zajmowali się uzasadnianiem odrębności cywilizacji rosyjskiej. Mamy do czynienia z wojną filozoficzną. Prawdziwą wojną z ostrym i świetnie zorganizowanym oporem wobec Idei Rosyjskiej, koordynowanym z zagranicy, ale realizowanym rękoma lokalnych liberałów lub zwykłych urzędników, biernie podążających za modą, trendami i profesjonalnie przygotowaną strategią informacyjną bezpośrednich agentów wpływu.
Najważniejsza z władz

Dziś jesteśmy w punkcie, w którym niezbędna jest instytucjonalizacja Rosyjskiego Dyskursu. W trakcie tej wojny informacyjnej wszyscy przekonaliśmy się do jakiego stopnia nastroje i procesy społeczne podlegają kontroli i manipulacji. To jednak tylko skutki. Najpoważniejsze starcia odbywają się na poziomie paradygmatów i epistem. Jak twierdził Michel Foucault, ten, kto kontroluje wiedzę, ma prawdziwą władzę. Prawdziwa władza to władza nad umysłami i duszami ludzkimi.

Filozofia to najważniejsza z linii frontu, w sferze konsekwencji wielokrotnie istotniejsza od wiadomości z Ukrainy, których dziś tak chciwie wyczekuje każdy Rosjanin, od „jak tam nasi?”. Jakie nowe terytoria zdobyliśmy? Czy wróg się zawahał? Tymczasem tu mamy główną przeszkodę na drodze do naszego Zwycięstwa.

Potrzebna jest nam filozofia Zwycięstwa. Bez niej wszystko będzie daremne, wszystkie nasze sukcesy łatwo będzie przekształcić w porażki.

Wszystkie prawdziwe reformy należy zaczynać od sfery Ducha. I, podobnie jak wieści z frontu, warto szukać też informacji o tym, co z Instytutem Filozofii, jakie twarde, podnoszące na duchu tezy w nim sformułowano?

prof. Aleksandr Dugin

Źródło: https://t.me/russica2/46192, https://t.me/russica2/46193, https://t.me/russica2/46194.

Tytuł i śródtytuły pochodzą od Redakcji.




https://myslpolska.info/2022/05/24/dugin-filozofia-zwyciestwa/



wtorek, 29 marca 2022

24 miliardy



Ponoć właśnie taką kwotę wydatkujemy w tym roku na utrzymanie uchodźców wojennych z Ukrainy. A na pewno pozostaną oni z nami na dłużej, niż rok.

Kto pokryje taki wydatek?

Zapewne
ten, kto przegra tę wojnę.





Poniższy tekst jest ze strony internetowej czasopisma "Myśl Polska".

Strona ta jest blokowana, więc jeśli chcesz poczytać, co polecam, zastosuj bezpłatny VPN lub przeglądarkę Opera, która posiada VPN wbudowany - po instalacji trzeba go osobno kliknąć, aby zadziałał.



przedruk




24 miliardy złotych to dla większości Polaków wysoce abstrakcyjna kwota. To zresztą zrozumiałe, tak skonstruowane są nasze umysły. Powyżej pewnego rzędu wielkości wszystkie liczby to po prostu „bardzo dużo”. Najlepiej sobie zatem pewne rzeczy zwizualizować. Co można zatem kupić za 24 miliardy złotych?

Sensownej jakości tomograf komputerowy kosztuje około 3 miliony złotych, więc w zakładanym budżecie kupimy ich sobie 8 tysięcy, czyli nieco ponad 3 na każdą gminę. To dużo więcej niż kiedykolwiek potrzebowała polska służba zdrowia.

Za 24 miliardy złotych możemy także wybudować 480 kilometrów nowych autostrad lub ponad 650 kilometrów dróg ekspresowych. Na pewno bardzo by nam się przydały.
Rzeczone środki moglibyśmy wydać także na budowę szkolnych basenów. Powstał by ich wtedy tysiąc. Imponująca liczba. Na pewno byłoby to korzystne dla zdrowia i prawidłowego rozwoju naszych dzieciaków.

Czasy zrobiły się niebezpieczne i zaczynamy poważnie myśleć o modernizacji armii. Za 24 miliardy złotych moglibyśmy kupić 34 nowoczesne samoloty F-35A albo 600 nowoczesnych czołgów.

Rzecz jasna nie kupimy niczego z powyższej listy. Polski rząd ma znacznie prostszy sposób na utylizację 24 miliardów złotych. Jak poinformował minister funduszy i polityki regionalnej Grzegorz Puda, przyjęcie i integracja imigrantów z Ukrainy będzie wymagać poniesienia przez budżet państwa dodatkowych kosztów na poziomie właśnie 24 mld zł, i to tylko w samym roku 2022.

„Integracja migrantów, zapewnienie dla nich dostępu do systemu świadczeń socjalnych, usług publicznych i rynku pracy oznacza konieczność poniesienia przez budżet państwa w 2022 r. dodatkowych wydatków w wysokości 24 mld zł – min. @Grzegorz Puda na spotkaniu z @NIcolasSchmitEU” – czytamy na profilu resortu na Twitterze. 







Kto bogatemu zabroni? – można spytać.



Pan Puda nie poinformował rzecz jasna skąd rząd te 24 miliardy złotych weźmie. Wiemy już, że UE nie będzie skora do pokrycia choćby większości tej kwoty. Zatem do szerokiego gestu dobrych wujków z PiS dopłacimy my wszyscy. Poprzez jeszcze wyższe podatki, jeszcze wyższą inflację, jeszcze droższe paliwa.

Dobroczynność kosztuje. Dobroczynność w wielkiej skali kosztuje wielkie kwoty. Kiedy odbywa się z czyjejś kieszeni jest indywidualną sprawą darczyńcy. Jednak przymuszanie całego społeczeństwa do wielkich wyrzeczeń w celu zrealizowania „altruistycznych” zapędów rządu jest zwykłym bandytyzmem.

Naszym obowiązkiem jest zapewnienie bezpieczeństwa uchodźcom a nie „migrantom”, o których mówił minister. W naszym interesie jest dopuszczenie ich do naszego rynku pracy a nie „zapewnienie dla nich dostępu do systemu świadczeń socjalnych”. Z oczywistych przyczyn winniśmy dać im szansę na korzystanie z naszego systemu edukacji i opieki zdrowotnej. Jednak za każde świadczenie, za każdą godzinę lekcyjną winniśmy wystawić rachunek państwu ukraińskiemu bądź jego sukcesorowi. Nie dlatego, że jesteśmy mało empatyczni. Dlatego, że państwo polskie ma stać na straży interesu własnego i narodu polskiego. A nie wszystkich pokrzywdzonych na świecie.

Dlatego pomagajmy, ale z głową. Uważnie licząc każdą złotówkę. W końcu jeśli ktoś uzna, że to za mało, może dać od siebie więcej. Byle czynił to z własnej kieszeni.

To wojna amerykańsko - rosyjska





Poniższy tekst jest ze strony internetowej czasopisma "Myśl Polska".

Strona ta jest blokowana, więc jeśli chcesz poczytać, co polecam, zastosuj bezpłatny VPN lub przeglądarkę Opera, która posiada VPN wbudowany - po instalacji trzeba go osobno kliknąć, aby zadziałał.



przedruk





Kolejni amerykańscy eksperci, w tym byli dyplomaci, rzucają krytyczne spojrzenie na politykę Waszyngtonu na obszarze postradzieckim i zwracają uwagę na błędy tzw. Zachodu, które doprowadziły do wybuchu obecnego konfliktu zbrojnego na Ukrainie. Chas Freeman był swego czasu asystentem sekretarza obrony ds. Bezpieczeństwa Międzynarodowego, ambasadorem w Arabii Saudyjskiej, dyrektorem ds. chińskich w Departamencie Stanu oraz uczestnikiem procesu normalizacji stosunków z ChRL w administracji prezydenta Richarda Nixona. Emerytowany dyplomata udzielił niedawno interesującego wywiadu portalowi „The Gray Zone”.
Improwizacja

Freeman do końca nie wierzył w możliwość rosyjskiej interwencji zbrojnej na Ukrainie, będąc przekonany, że Moskwie chodzi o stosowanie argumentu militarnego służącego do wywierania presji dyplomatycznej. „Byłem zaskoczony, gdy Władimir Putin rzeczywiście zaatakował Ukrainę. Nie sądzę, by jego wojska były na to przygotowane. Nie ma dowodów na to, że były przygotowane logistycznie, ani nawet poinformowane dokąd i po co są wysyłane” – twierdzi, kwestionując tym samym tezę o zaplanowanym charakterze operacji rosyjskiej.

Amerykanin uznaje decyzję władz rosyjskich za błąd. Wskazuje jednocześnie na jej źródła, wspominając lata 1990., gdy pracował przy programie Partnerstwo dla Pokoju w administracji Billa Clintona. „Od 28 lat Rosja ostrzegała, że w którymś momencie jej cierpliwość się skończy; i tak się stało, przy czym w sposób bardzo destrukcyjny, zarówno dla jej własnych interesów, jak i szerzej – perspektyw pokoju w Europie” – podkreśla.

Wszystko ma jednak swoje źródła. Freeman przypomina, że w 2014 roku, wraz z ostatnim Majdanem i przewrotem, Ukraina stała się de facto częścią strefy wpływów amerykańskich, swoistym przedłużeniem i wysuniętą placówką NATO. I tak właśnie traktowana była przez Moskwę, co doprowadziło w konsekwencji do decyzji o zajęciu Krymu w imię utrzymania Floty Czarnomorskiej. Wsparcie amerykańskie dla Kijowa przejawiało się przede wszystkim w coraz bardziej intensywnych zbrojeniach:

 „mniej więcej od 2015 roku Stany Zjednoczone zbroiły i szkoliły Ukraińców przeciwko Rosji”.

Putin został więc do interwencji zbrojnej zmuszony przez Zachód, wbrew własnej woli. Do ostatniej chwili wierzył, że atlantyści siądą do negocjacji, bo przecież wyraźnie ostrzegał, jakie będą konsekwencje ignorowania obaw Moskwy.


Humanitarna wojna?

Były amerykański urzędnik i dyplomata wskazuje, że Rosjanie faktycznie dążyli w ostatnich tygodniach do minimalizacji strat wśród ludności cywilnej Ukrainy:

 „…uznaje się, że Rosjanie świadomie ostrzeliwują cywilów. Sądzę jednak, że w większości wojen stosunek strat wojskowych do cywilnych wynosi 1 do 1, a w tym przypadku odnotowane straty cywilne są dziesięciokrotnie mniejsze od wojskowych, co pokazuje, że Rosjanie starali się ich unikać”.



Zełeński i jego telewizyjna trupa

Chas Freeman zwraca uwagę, że pierwszą ofiarą także tej wojny jest prawda.

 „Wojna wytwarza zasłonę dymną kłamstw wszystkich stron. Praktycznie niemożliwe jest ustalenie co się dzieje, bo każda strona reżyseruje swój spektakl” – twierdzi.

 Podkreśla przy tym, że zdecydowaną przewagę w tym zakresie ma Ukraina: 

„Znakomity w tym jest Wołodymyr Zełeński, który – jak się okazało – jest mistrzem komunikacji. Jest aktorem, który dobrze sprawdza się w swojej roli i zapewne Ukrainie bardzo pomaga fakt, że ma prezydenta – zawodowego aktora, który objął urząd wraz z całą ekipą telewizyjną, z której umiejętnie korzysta. Powiedziałbym wręcz, że został wybrany prezydentem kraju o nazwie Ukraina, ale naród ukraiński udało mu się dopiero stworzyć”.


Zachodowi zależy na długiej wojnie

Stany Zjednoczone nie podejmowały do tej pory, w przeciwieństwie do Turcji, Izraela i Chin, żadnych działań mających zbliżyć strony do kompromisu dyplomatycznego.

 „Wszystko, co robimy, prowadzi raczej nie do przyspieszenia końca konfliktu i jakiegoś kompromisu, lecz do wydłużenia go, wspierania ukraińskiego oporu, co jest – jak mniemam – szlachetne, ale doprowadzi do zwiększenia liczby zabitych Ukraińców i Rosjan” – mówi Freeman.

Stosowane przez tzw. Zachód sankcje również mają dość osobliwy charakter. Amerykański ekspert zwraca uwagę, że wprowadzone środki i ograniczenia pozbawione są jasno określonego celu:

 „Nie określiliśmy żadnych warunków, których spełnienie spowodowałoby ich zdjęcie”.

Zdaniem Freemana, również określanie Putina przez Amerykanów i Brytyjczyków mianem zbrodniarza wojennego jest działaniem wzmacniającym determinację kierownictwa rosyjskiego do kontynuowania działań zbrojnych i usztywniania stanowiska.

Wszystko to sprawia, że można uznać, iż Waszyngton i Londyn opowiadające o konieczności „ukarania” Rosji i odrzucające wszelki dialog, chcą ugrzęźnięcia Rosji w wieloletnim konflikcie; „kontynuowania konfliktu, który będzie katastrofalny w skutkach dla Ukraińców, dla Rosjan, dla Europy, a w końcu i dla Stanów Zjednoczonych”.



Do ostatniego Ukraińca

„Zachód właściwie mówił: ‘Będziemy walczyć o niepodległość Ukrainy do ostatniego Ukraińca’ i w sumie nadal tak mówi. To wyjątkowo cyniczne, mimo całej tej patriotycznej otoczki”
– powiedział Freeman. Zauważył też, że trudno o jakiekolwiek obiektywne oceny w przestrzeni publicznej, bo ich autorzy od razu mierzyć muszą się z zarzutem bycia agenturą Kremla.

Tymczasem Freeman zgadza się z neokonserwatystą Eliotem Cohenem, byłym doradcą Departamentu Stanu, który stwierdził niedawno, że Stany Zjednoczone toczą w istocie wojnę zastępczą (ang. proxy war) przeciwko Rosji. Nie podziela jego poglądów, ale docenia, że jest jednym z niewielu jastrzębi odważających się to przyznawać.

Inni, jak John McCain, nawoływali do wojny już od dawna, podgrzewając emocje na Ukrainie i lobbując na rzecz amerykańskich korporacji zbrojeniowych i militarnych. Robili to jednak pod pretekstami ideologicznymi, odwołując się fałszywie do interesów ukraińskich. Jedną z przyczyn odsunięcia od władzy Donalda Trumpa mogło być to, że blokował dostawy broni na Ukrainę, a jednocześnie mówił publicznie o interesach rodziny Bidenów w tym kraju.

Amerykański dyplomata przestrzega przed korzystaniem ze scenariusza fałszywych oskarżeń pod adresem Rosjan o stosowanie przez nich broni masowego rażenia, o którym mówią ostatnio media i politycy amerykańscy. 

Przypomina w tym kontekście podobne fałszywe zarzuty administracji Baracka Obamy wobec Syrii.

„Z militarnego punktu widzenia nie dostrzegam żadnego powodu, by Rosjanie mieli stosować broń chemiczną. Zazwyczaj jest ona bronią defensywną przeciwko zmasowanemu atakowi, a przecież nic takiego nie ma miejsca na Ukrainie. Nie potrzebują broni chemicznej. Mają wystarczająco dużo innych rodzajów broni” – uważa Freeman.



Wojna utrudnia kompromis

Freeman ocenia, że najlepszym rozwiązaniem dla Ukrainy byłoby przyjęcie zobowiązań analogicznych do tych, które ustalono w sprawie Austrii w 1955 roku. Polegały one na z jednej strony gwarancji neutralności i poszanowania praw mniejszości, a z drugiej – wielostronnych gwarancjach bezpieczeństwa. Wzmożenie wojenne i przelana krew utrudniają wszakże osiągnięcie takiego kompromisu, mimo wysiłków podejmowanych w ostatnim okresie w tej sprawie przez Turcję.

Rosja w wyniku obecnej operacji wojskowej będzie prawdopodobnie zdeterminowana do zachowania kontroli nad zdobytymi obszarami – przede wszystkim nad wybrzeżem Morza Azowskiego, łączącym Krym z Donbasem.



Neonaziści wśród zwolenników władz kijowskich

Freeman zauważa, że Zełeński jest zakładnikiem środowisk skrajnie prawicowych, nacjonalistycznych a nawet neonazistowskich na Ukrainie.

 „Antysemityzm jest jednym z tragicznych elementów nazizmu, lecz nie jest kluczowy; jak widać, możesz być nazistą i mieć żydowskiego prezydenta, którego akceptujesz. Myślę więc, że zbyt uproszczony jest argument, że skoro prezydentem Ukrainy jest świecki Żyd, który nie bardzo o tożsamości żydowskiej mówi, lecz jest jako Żyd postrzegany, to nie mogą za nim stać naziści. To śmieszne” – mówi były amerykański dyplomata.


Widmo zmierzchu potęgi dolara

W związku z jednostronnymi, sprzecznymi z prawem międzynarodowym sankcjami wobec Rosji, przekształceniu ulec może cały międzynarodowy system finansowy i układ sił między kluczowymi walutami.

Zagrożona jest przede wszystkim pozycja amerykańskiego dolara, utrzymującego do tej pory swą wartość przede wszystkim dzięki dominacji w rozliczeniach w handlu surowcami. „Niedawno skonfiskowaliśmy cały skarb Afganistanu, teraz skonfiskowaliśmy połowę rezerw rosyjskich. Skonfiskowaliśmy też rezerwy wenezuelskie. Nasi brytyjscy sojusznicy skonfiskowali zapasy złota Wenezueli. Reputacja angloamerykańska, naszych bankierów i powierników, stoi pod znakiem zapytania. Pojawia się pytanie, dlaczego będąc krajem, który może mieć w przyszłości jakieś spory polityczne ze Stanami Zjednoczonymi, ktoś miałby trzymać swe rezerwy w dolarach?” – zauważa Freeman.


Chiny ostatnim bastionem wartości westfalskich

Zdaniem Chasa Freemana, który w 1972 roku był tłumaczem podczas słynnej, przełomowej dla stosunków amerykańsko-chińskich wizyty prezydenta Nixona w Pekinie, przewodniczący Xi Jinping nie spodziewał się wyboru drogi siłowej rozwiązania problemu przez swego rosyjskiego sojusznika.

Chińczycy są mocno przywiązani do zasady suwerenności państwowej i integralności terytorialnej, są ostatnimi zwolennikami ładu westfalskiego i przeciwnikami budowy stref wpływów. Dlatego ze zrozumieniem odniosły się do obaw związanych z bezpieczeństwem zgłaszanych przez Rosję w kontekście ekspansji atlantyckiej (militarnej i politycznej) w pobliżu jej granic.

Wojna na Ukrainie jest, zdaniem Freemana, konfliktem amerykańsko-rosyjskim i dlatego wiele państw będzie wolało zająć postawę neutralną i zdystansowaną. 

Konflikt to:

„starcie między Stanami Zjednoczonymi a Rosją o strefę wpływów na Ukrainie. Stany Zjednoczone kontra Rosja. Nie Rosja kontra Europa. Dlaczego w tej sytuacji inne mocarstwa przywiązujące wagę do swej współpracy z Rosją miałyby ją izolować?” 

– pyta retorycznie były urzędnik Departamentu Stanu.




Rosja musi być w koncercie europejskim

Chas Freeman reprezentuje stanowisko realistyczne wśród amerykańskich dyplomatów i ekspertów, niezwykle rzadko spotykane w naszym kraju.

„Powinno nam zależeć na przywróceniu równowagi pozwalającej na utrzymanie pokoju w Europie. Wymaga to włączenia Rosji do swego rodzaju rady zarządzającej Europą. Historycznie na kontynencie panował pokój wyłącznie wtedy, gdy wszystkie mocarstwa mogące go naruszyć miały zapewnione miejsce przy stole. Znakomitym przykładem jest tu kongres wiedeński po wojnach napoleońskich, na którym idol Henry’ego Kissingera usiadł do stołu z innymi, którzy rozumieli, że Francję trzeba przywrócić w skład gremiów rządzących Europą. To dało nam sto lat pokoju. Oczywiście, mieliśmy lokalne konflikty, lecz obyło się bez tych większych. Natomiast po I wojnie światowej, gdy zwycięskie Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Francja skutecznie doprowadziły do pozbawienia Niemiec i powstałego niedawno Związku Radzieckiego głosu w sprawach europejskich, skończyło się to II wojną światową i zimną wojną” – przypomina.

MP



https://myslpolska.info/2022/03/29/freeman-to-wojna-amerykansko-rosyjska/



wtorek, 22 marca 2022

Skąd wojna na Ukrainie?

 

Bardzo ciekawy artykuł, autor bardzo logicznie i prosto wykłada jak doszło do interwencji Rosji na Ukrainie.

Zwraca min. uwagę na to, że za zajścia na Ukrainie odpowiedzialne są również władze niemieckie i francuskie - sygnatariusze Porozumień Mińskich.



Uwaga!

Poniższy tekst jest ze strony internetowej czasopisma "Myśl Polska".

Strona ta jest blokowana, więc jeśli chcesz poczytać, co polecam, zastosuj bezpłatny VPN lub przeglądarkę Opera, która posiada VPN wbudowany - po instalacji trzeba go osobno kliknąć, aby zadziałał.



przedruk


Thierry Meyssan jest znanym francuskim dziennikarzem antyglobalistycznym i antyatlantyckim, jego artykuł wyraża poglądy części francuskiej niezależnej lewicy na konflikt ukraińsko-rosyjski.


Zachodnia opinia publiczna pogrążona jest w skrajnych emocjach z powodu wojny na Ukrainie i mobilizuje się do pomocy walczącym Ukraińcom. Dla wszystkich wydaje się oczywiste, że dyktator Władimir Putin wystąpił przeciwko młodej demokracji ukraińskiej.

W każdym konflikcie przekonywani jesteśmy, że to ci inni są tymi złymi, zaś nasi to wyłącznie ci dobrzy. Stajemy się podatnymi odbiorcami wojennej propagandy również dlatego, że nie pamiętamy historii wcześniejszych konfliktów i nie wiemy prawie nic o Ukrainie. Warto zatem wszystkiemu przyjrzeć się bliżej.

Kto zaczął?

Podobnie jak na podwórku, gdzie bawiliśmy się z rówieśnikami w dzieciństwie, także i w tym przypadku chcielibyśmy poznać odpowiedź na pytanie: kto zaczął? I nie ma tu żadnych wątpliwości: osiem lat temu Stany Zjednoczone zorganizowały przy pomocy uzbrojonych grup przewrót w Kijowie. W szeregach tych grup byli ludzie, którzy określali się mianem nacjonalistów, choć w rzeczywistości bardzo dalecy byli od tego, co powszechnie za nacjonalizm się uznaje. Twierdzili, że są prawdziwymi Ukraińcami pochodzenia skandynawskiego czy pragermańskiego, nie mającymi nic wspólnego ze Słowianami, jakimi są Rosjanie. Bardziej niż spadkobiercami Stepana Bandery, przywódcy ukraińskich kolaborantów z nazistami, odpowiednika Philippe’a Pétaina dla Francuzów, uznali się oni za kontynuatorów linii, którą we Francji uosabiał Joseph Darnand oraz żołnierze francuskiej dywizji Waffen SS Charlemagne. Ci Ukraińcy, którzy uznawali swoje pochodzenie za słowiańskie, określili tych, którzy uznawali się za potomków Skandynawów i plemion pragermańskich mianem „neonazistów”.

We Francji określenie „nazista” przybrało charakteru obelgi, za pomocą której obrazić można każdego. Ujmując rzecz historycznie, nazizm był ruchem uznającym rasową wizję ludzkości pozwalającą uzasadniać istnienie imperiów kolonialnych. Według niego, ludzie należą do różnych „ras”, dziś powiedzielibyśmy – „gatunków”. Nie mogą mieć one wspólnego potomstwa, tak jak klaczy nie wolno mu go mieć z osłem. Ten ostatni przypadek w przyrodzie skutkuje narodzinami muła, który zazwyczaj jest bezpłodny. Na bazie takich argumentów naziści zakazali mieszania się ras. W latach 1930. ich ideologia uznawana była za naukę i wykładana była na uniwersytetach, nie tylko w Niemczech, lecz także w Skandynawii i w Stanach Zjednoczonych. Jej tez bronili słynni uczeni. Na przykład, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny z 1973 roku, Konrad Lorenz był gorliwym nazistą. Pisał m.in., że zachowanie czystości rasy wymaga wyeliminowania homoseksualistów, niczym skalpel chirurga wycina nowotwór, bo ich mieszane dziedzictwo genetyczne pozwala im na niezauważalne wtapianie się pomiędzy przedstawicieli innych ras.

Uczeni ci nie byli bardziej poważni od tych, którzy ogłaszali apokalipsę podczas epidemii Covid-19. Mieli wprawdzie tytuły naukowe, lecz brakowało im jakiegokolwiek warsztatu.

Współczesna Rosja ufundowana jest na pamięci wydarzeń, które my określamy II wojną światową, a Rosjanie – Wielką Wojną Ojczyźnianą. Jej znaczenie dla nas i dla nich jest odmienne. U nas, we Francji, wojna trwała zaledwie kilka miesięcy, po czym uwierzyliśmy w zwycięstwo nazistów i zdecydowaliśmy się na kolaborację. Patrzyliśmy jak naziści i pétainiści uwięzili po 1940 roku 66 tys. osób, zazwyczaj za „terroryzm” (udział w ruchu oporu). Po 1942 roku zatrzymano 76 tys. Żydów, których wysłano na Wschód, do obozów zagłady, za przynależność do „rasy niższej”. W Związku Radzieckim naziści nikogo nie aresztowali. Chcieli unicestwić lub zniewolić wszystkich Słowian po to, by po 30 latach zwolnić „przestrzeń życiową”, na której mieli zbudować swoje imperium kolonialne (Generalplan Ost). To dlatego straty ZSRR wyniosły 27 mln istnień. W odróżnieniu od naszej pamięci, w pamięci Rosjan naziści stanowią egzystencjalne zagrożenie.


Gdy do władzy w Kijowie trafili nowi ludzie, nie określali się oni mianem „nazistów”, lecz „nacjonalistów” na podobieństwo Stepana Bandery, który również za nacjonalistę się uważał, a w pewnym momencie odciął się od ludobójczych zamiarów wobec Słowian i Żydów. Nowa ekipa uznała poprzednie władze za „prorosyjskie”, choć było to bezpodstawne, oraz zabroniła wszelkich nawiązań do kultury rosyjskiej. Chodziło przede wszystkim o język rosyjski. Większość Ukraińców była dwujęzyczna, posługiwała się rosyjskim i ukraińskim. Powiedziano im nagle, że od tej pory nie będą mogli używać swojego języka w szkołach i urzędach. Zbuntował się w zdecydowanej większości rosyjskojęzyczny Donbas. Niezadowoleni byli również przedstawiciele mniejszości węgierskiej, która wcześniej, mając wsparcie Węgier, korzystała z węgierskojęzycznych szkół. Ukraińcy z Donbasu zażądali autonomii dla obwodu donieckiego i ługańskiego oraz praw językowych. Oba obwody ogłosiły się wkrótce niezależnymi republikami. Nie oznaczało to jednak, że chciały docelowo owej niepodległości; zależało im raczej na autonomii na wzór niegdysiejszej Republiki Kalifornii w Stanach Zjednoczonych, czy republik związkowych ZSRR.


W 2014 roku prezydent Francois Hollande i kanclerz Angela Merkel posadzili za jednym stołem przedstawicieli Kijowa i Donbasu oraz doprowadzili do wynegocjowania porozumień mińskich. Ich gwarantami były Francja, Niemcy i Rosja.


Choć Kijów się pod nimi podpisał, nigdy nie zamierzał ich realizować. Zamiast tego zbroił „nacjonalistyczne” oddziały i wysyłał je w pobliże Donbasu. Zachodni ekstremiści przyjeżdżali sobie postrzelać na Ukrainę. 

Miesiąc temu, według samego Kijowa, różne formacje paramilitarne liczyły w sumie 102 tys. osób. 

Stanowią teraz 1/3 całych ukraińskich sił zbrojnych i weszły w skład Sił Obrony Terytorialnej.

 Dodatkowo, na Ukrainę dotarły posiłki złożone z 66 tys. zagranicznych „nacjonalistów” z całego świata, mających odeprzeć inwazję rosyjską.


Według samych władz w Kijowie, w ciągu ośmiu lat od podpisania porozumień mińskich, bojówki te zabiły w sumie 14 tys. ludzi. Liczba ta zawiera również ofiary w ich własnych szeregach, jednak nie były one zbyt liczne. Rosja powołała w tej sprawie własny zespół śledczy. Policzyła nie tylko ofiary śmiertelne, lecz również rannych. Wyszło ich w sumie 22 tys. Prezydent Władimir Putin mówił w tym kontekście na temat „ludobójstwa” nie w sensie etymologicznym, czyli zniszczenia jakiegoś narodu, lecz w sensie prawnym – przestępstwa popełnionego na polecenie władz przeciwko określonej grupie etnicznej.

Problem polega na tym, że władze w Kijowie nie stanowią monolitu i nikt nie wydawał bezpośrednich rozkazów dokonania tej rzezi. Rosja przypisuje wszakże odpowiedzialność za nią prezydentowi Petrowi Poroszence i jego następcy Wołodymyrowi Zełeńskiemu. My (tj. Francja - MS) również za to odpowiadamy, jako gwaranci nigdy nie wprowadzonych w życie porozumień mińskich. Tak, jesteśmy współodpowiedzialni za tą hekatombę.

Najgorsze miało dopiero nastąpić. 1 lipca 2021 roku prezydent Zełeński, który wcześniej dozbrajał „nacjonalistyczne” bojówki i odmawiał realizacji porozumień mińskich, podpisał ustawę nr 38 – O ludności rdzennej. 

Ustawa ta gwarantuje prawa Tatarów i Karaimów (Żydów nieuznających Talmudu), w tym językowe, nie przyznając żadnych praw Słowianom. Ci ostatni, według niej, nie istnieją. Nie chroni ich żadne prawo. Są Untermenschen, podludźmi. 

Po raz pierwszy od 77 lat parlament europejskiego kraju przegłosował rasistowskie przepisy. Powiecie, że przecież są organizacje broniące praw człowieka, że pewnie protestowały. Nic podobnego. Cisza. A nawet zachwyty Bernarda-Henriego Lévy.


Po co ta wojna?

Nasze postrzeganie wydarzeń deformowane jest przez nasze stereotypy. Funkcjonują one przede wszystkim w krajach bałtyckich oraz państwach objętych niegdyś działaniem „doktryny Breżniewa”. Ludzie uznają a priori, że Rosjanie są spadkobiercami Związku Radzieckiego. Tymczasem najważniejsi radzieccy przywódcy nie byli Rosjanami. Josif Stalin był Gruzinem, Nikita Chruszczow – Ukraińcem itd. Ukraińcem był też Leonid Breżniew.

Dopóki Doniecka Republika Ludowa i Ługańska Republika Ludowa uznawane były za część Ukrainy zabijanie ich mieszkańców było jej wewnętrzną sprawą. Nikt nie był w stanie ich bronić. Jednak Francja i Niemcy, będąc gwarantami porozumień mińskich zatwierdzonych następnie przez Radę Bezpieczeństwa ONZ, wzięły na siebie odpowiedzialność za zakończenie tego konfliktu. Nie uczyniły tego.

Wymiar sprawy uległ zmianie, gdy 21 lutego 2022 roku Rosja uznała niepodległość dwóch republik Donbasu. Mordowanie ich mieszkańców przestało być sprawą wewnętrzną i stało się kwestią międzynarodową. 23 lutego, w przededniu interwencji rosyjskiej, zebrała się Rada Bezpieczeństwa. Na tym spotkaniu sekretarz generalny ONZ António Guterres nie kwestionował legalności uznania przez Rosję republik, ani rosyjskiej interwencji wojskowej przeciwko neonazistom. Zaapelował jedynie do Rosji, by ta dała szansę na pokojowe rozwiązanie.

Prawo międzynarodowe nie zakazuje prowadzenia wojny, lecz dąży do jej uniknięcia. Wobec faktu, że posiedzenie rady nie przyniosło efektów, Rosja miała prawo udzielić pomocy mieszkańcom Donbasu mordowanym przez neonazistów. Zrobiła to już następnego dnia, 24 lutego.

Prezydent Władimir Putin, który czekał od ośmiu lat, nie mógł już dłużej czekać. Nie tylko dlatego, że codziennie ginęli ludzie; nie tylko dlatego, że armia ukraińska szykowała się do popełnienia kolejnych zbrodni 8 marca; lecz dlatego, że prawo rosyjskie zobowiązuje go do ochrony własnych obywateli. Przygotowując się do emigracji, zdecydowana większość mieszkańców Donbasu uzyskała w ostatnich latach obywatelstwo rosyjskie.

Ucieczka 2 milionów Ukraińców

Podobnie jak w przypadku pozostałych wojen wzniecanych przez NATO, jesteśmy świadkami ucieczki ludności. Francuzom może to przypominać 1940 rok, gdy ludzie uciekali przed zbliżającymi się wojskami niemieckimi. Obawiali się oni wówczas, że Wehrmacht może dopuszczać się masowych gwałtów, podobnie jak Deutsches Heer na początku I wojny światowej. Niemcy okazali się jednak zdyscyplinowani i nie uciekali się do tego rodzaju przemocy. Okazało się zatem, że masowa ucieczka Francuzów pozbawiona była obiektywnych przyczyn i wynikała wyłącznie ze strachu.

Od czasów wojny w Kosowie NATO rozwinęło koncepcję sterowania ruchami ludności 

(zob. Kelly M. Greenhill, Strategic Engineered Migration as a Weapon of War, „Civil War Journal”, Volume 10, Issue 1, July 2008; Kelly M. Greenhill, Understanding the Coercive Power of Mass Migrations, [w:] Kelly M. Greenhill, Weapons of Mass Migration: Forced Displacement, Coercion and Foreign Policy, Ithaca 2010; Kelly M. Greenhill, Migration as a Coercive Weapon: New Evidence from the Middle East, [w] Kelly M. Greenhill, Coercion: The Power to Hurt in International Politics, Oxford 2018).  


W 1999 roku Sojusz zorganizował ewakuację ponad 290 tys. mieszkańców Kosowa z Serbii do Macedonii  w ciągu trzech dni. Jeśli macie więcej niż 30 lat, pamiętacie zapewne przygnębiające obrazki długiego szeregu ludzi maszerujących dziesiątki kilometrów wzdłuż linii kolejowej. Wykorzystano je, by pokazać rzekome represje etniczne dokonywane przez administrację Slobodana Miloševicia i uzasadnić nadciągającą wojnę. Kosowarzy nie wiedzieli dokąd idą, ale wierzyli, że czeka ich tam lepsza przyszłość. Pamiętacie też syryjskie migracje sprzed siedmiu lat. Chodziło w niej o osłabienie kraju poprzez zmniejszenie populacji. Tym razem nasze emocje ma wzbudzić widok kobiet i dzieci; mężczyźni mają pozostać na miejscu, by walczyć z Rosjanami.

Za każdym razem działa to na nas przygnębiająco. Jednak fakt, że Kosowarzy, Syryjczycy czy Ukraińcy cierpieli w tych warunkach, nie oznacza, że mieli rację, podejmując decyzję o wyjeździe.

Unia Europejska przyjmuje wszystkich ukraińskich uchodźców. Kraje strefy Schengen wpuszczają każdego, kto stwierdzi, że ucieka przed wojną na Ukrainie. Według władz niemieckich, co czwarty z tych „uchodźców” przysięgających, że pracowali i mieszkali na Ukrainie, nie ma paszportu ukraińskiego, lecz algierski, białoruski, indyjski, marokański, nigeryjski czy uzbekistański; to ludzie, którzy korzystają z otwartych drzwi, by znaleźć się legalnie w UE. Nikt nie weryfikuje ich wcześniejszego miejsca pobytu na Ukrainie.


Warto zadać pytanie dlaczego Ukraińcy nie wspierają władz swego kraju. 

Podczas wojny w Kosowie mieszkańcy Belgradu stali dzień i noc na miejskich mostach, by uniemożliwić bombardowanie ich przez NATO. 

Podczas wojny w Libii miliony ludzi gromadziły się w Trypolisie, by wyrazić poparcie dla swojego przywódcy Muammara Kaddafiego

Podczas wojny syryjskiej milion osób wyraziło swoje poparcie dla prezydenta Baszara al-Asada.

 Na Ukrainie nie dzieje się nic podobnego. Przeciwnie, mówi nam się o tym, że oddziały Obrony Terytorialnej polują na „rosyjskich sabotażystów”, choć OBWE stwierdziła, że przed rozpoczęciem operacji na Ukrainie nie było rosyjskich żołnierzy.


Szokujące obrazki

Powinniśmy nauczyć się z poprzednich konfliktów, że pierwszą ofiarą wojny jest prawda. Od czasów wojny w Kosowie NATO opanowało do perfekcji propagandę wojenną. Doszło wtedy do zmiany rzecznika prasowego Sojuszu w Brukseli. Jego następca, Jamie Shea, codziennie dzielił się szczegółowymi historyjkami o okrucieństwach serbskich „zbrodniarzy” i o rzekomym oporze Kosowarów. Redagowałem wówczas codzienną gazetę „Journal of the War in Europe”. Porównałem te przekazy NATO z przekazami niewielkich agencji prasowych na Bałkanach. Z każdym dnie różnice pomiędzy nimi stawały się coraz większe. W moim przekonaniu, prawda leżała pośrodku. Po wojnie okazało się jednak, że opowieści Jamie’go Shea oparte były na kompletnych wymysłach, którymi zapełniał on całe kolumny naiwnych gazet, zaś doniesienia niewielkich mediów bałkańskich okazały się prawdziwe. Prawda nie była po stronie NATO.

Dlatego podchodzę do konsensusu zachodnich mediów z nieufnością. Gdy mówi nam się o tym, że Rosjanie ostrzelali elektrownię jądrową, myślę o kłamstwach prezydenta George’a W. Busha  w sprawie broni masowego rażenia „dyktatora” Saddama Husajna. Gdy słyszymy o Rosjanach, którzy mieli zbombardować szpital dziecięcy w Mariupolu, wspominam historię o kuwejckich dzieciach rzekomo porwanych wprost z inkubatorów przez strasznych irackich żołnierzy. Gdy słyszę, że zły prezydent Putin oszalał i przypomina Adolfa Hitlera, przypominam sobie, jak Zachód potraktował Muammara Kaddafiego czy prezydenta Baszara al-Asada.

Dlatego nie biorę tych wszystkich oskarżeń poważnie. Ukraińscy żołnierze na Wyspie Wężowej nie zginęli w wyniku ostrzału, jak twierdził Zełeński, lecz poddali się oddziałom rosyjskim, co później i on musiał przyznać. Miejsce pamięci egzekucji Żydów w Babim Jarze nie zostało zniszczone przez Rosjan, którzy z szacunkiem odnoszą się do ofiar nazistowskiego barbarzyństwa. Zaporoska Elektrownia Jądrowa nie została przez nich ostrzelana. Ochraniały ją przez kilka dni wspólnie jednostki rosyjskie i ukraińskie. Co więcej, Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej potwierdziła, że nie wystąpiły żadne zagrożenia skażeniem radioaktywnym. Szpital dziecięcy w Mariupolu nie został zbombardowany. Ewakuowany został trzy dni wcześniej i przekształcony w koszary pułku „Azow” (neonazistów), o czym Rosja od razu informowała ONZ.

Nie ruszają mnie zatem wezwania do zabójstwa „dyktatora” Putina.

Bitwy

Nietrudno zauważyć, że obrazki ze zwycięskich „bitew” toczonych przez armię ukraińską są wciąż te same. Łatwo też spostrzec, że na każdym z nich widać zaledwie kilka zniszczonych pojazdów. Czyżby nasi reporterzy wojenni nigdy dotąd nie widzieli prawdziwych wojen? Interpretujemy obrazki nie na podstawie tego, co widzimy, lecz na podstawie towarzyszących im komentarzy.

Już od tygodni słyszymy, że wojska rosyjskie okrążają Kijów i znajdują się w odległości 15 kilometrów od miasta, że posuwają się każdego dnia do przodu (choć ciągle brakuje im tych 15 kilometrów) i że przygotowują się do zadania ostatecznego ciosu. Robię krok wstecz za każdym razem, gdy słyszę jak zły „dyktator” Putin pragnie obedrzeć ze skóry sympatycznego prezydenta Zełeńskiego (tego samego, który uzbraja neonazistów i podpisał rasistowską ustawę).

W planach wojsk rosyjskich nigdy nie było zajęcia dużych miast. Trzymają się od nich z daleka, za wyjątkiem Mariupola. Walczą z „nacjonalistycznymi” bojówkami i z neonazistami. Moja sympatia, jako Francuza, któremu bliska jest tradycja ruchu oporu przeciwko nazizmowi, jest po ich stronie.

Armia rosyjska stosuje na Ukrainie taktykę taką samą, jak w Syrii: okrąża miasta, w których chroni się przeciwnik, następnie otwiera korytarze humanitarne dla ludności cywilnej, by w końcu zniszczyć jednostki bojowe chowające się na terenie miejskim. To dlatego bojówki neonazistowskie blokują te korytarze i uniemożliwiają ewakuację cywilom. To taktyka stosowania żywej tarczy.

Obecna wojna charakteryzuje się dużą mobilnością. Wszyscy muszą poruszać się bardzo szybko. Oddziały rosyjskie przemieszczają się ciężarówkami i wozami opancerzonymi. Nie używają czołgów bojowych. Byłyby one obecnie mało przydatne w realiach działań operacyjnych. W 2006 roku widzieliśmy, jak Hezbollah dziesiątkował izraelskie Merkavy. Wojska rosyjskie korzystają z szybkich wozów opancerzonych. W związku z tym, że Zachód dostarczył armii ukraińskiej i bojówkom neonazistowskim dziesiątki tysięcy sztuk broni przeciwpancernej, ciężarówki ostrzeliwane są właśnie z niej. Nie są to bitwy, lecz po prostu zasadzki.

Trzy zapalniki

Jakby sytuacja nie była już aż nadto skomplikowana, prezydent Zełeński ogłosił na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, tuż przed wojną, swój zamiar uzyskania broni jądrowej, wbrew temu, że jego kraj jest sygnatariuszem Traktatu o nierozprzestrzenianiu broni atomowej.

Następnie okazało się, że rosyjskie wojska zdobyły i opublikowały plany robocze władz w Kijowie zakładające zbrojną inwazję na Krym i Donbas 8 marca.

Wreszcie, rosyjska armia odkryła 15 pracujących na rzecz Pentagonu laboratoriów prowadzących badania nad bronią biologiczną. Ogłosiła również, że przejęła dokumentację i zneutralizowała 320 pojemników z patogenami. Stany Zjednoczone są sygnatariuszem Konwencji ONZ o broni biologicznej, której przestrzegają na własnym terytorium, lecz lekceważą zagranicą. Dokumenty na ten temat zostały opublikowane już dwa miesiące temu przez bułgarskiego dziennikarza. 8 marca chińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zwróciło się do Pentagonu o wyjaśnienia dotyczące utrzymywanych przez niego 330 laboratoriów biologicznych pod różnymi nazwami, w 30 krajach. Departament Stanu zaprzeczył ich istnieniu. Jednak zastępca sekretarza stanu Victoria Nuland podczas przesłuchania w Senacie potwierdziła, że Pentagon uczestniczy w zagranicznych programach tego rodzaju i wyraziła niepokój związany z możliwością przejęcia ośrodków badawczych przez Rosjan. Gdy Rosja poruszyła tą kwestię w Radzie Bezpieczeństwa, Zachód skierował całą sprawę przeciwko niej, oskarżając ją o przygotowywanie operacji pod fałszywą flagą. Z kolei Światowa Organizacja Zdrowia potwierdziła, że została poinformowana o ukraińsko-amerykańskich cywilnych programach badań biologicznych i zwróciła się do Ukrainy o zniszczenie patogenów, by zapobiec ich rozprzestrzenianiu się.

A zatem Ukraina utrzymuje ponad 100 tys. uzbrojonych „nacjonalistów”, których włączyła do obrony terytorialnej, przyjęła rasistowskie ustawy, pracowała nad bronią biologiczną i miała nadzieję na pozyskanie broni jądrowej. My tymczasem zapomnieliśmy o odwadze Jeana Moulina i Charlesa De Gaulle’a i woleliśmy wspierać prezydenta Zełeńskiego!



Thierry Meyssan

 


https://myslpolska.info/2022/03/22/meyssan-bez-wojennej-propagandy/