Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

środa, 30 października 2024

Nie "Putin", ale Izraelczycy?









przedruk
tłumaczenie automatyczne





Tal Hanan przewodzi tajnemu izraelskiemu zespołowi dezinformacyjnemu, który ingerował w dziesiątki wyborów na całym świecie

Dodano: 30.10.2024 | Napisane przez: ZIUA NEWS



Tal Hanan, znany jako "Jorge", ujawnił, że ma zdolność włamywania się na konta wysokich rangą urzędników, a także oprogramowanie do szybkiego tworzenia sieci 30 000 botów mediów społecznościowych; Zaprzecza, jakoby popełnił przestępstwa.

Tajny izraelski zespół kontraktorów działający w centralnym mieście Modiin został ujawniony w środę jako globalne źródło udanych kampanii dezinformacyjnych, które mieszały się w wybory i spory handlowe w dziesiątkach krajów na całym świecie. 50-letni Tal Hanan, były agent sił specjalnych, który posługuje się pseudonimem "Jorge", został uznany za mózg izraelskiej operacji, która wykorzystuje wyrafinowane oprogramowanie znane jako Aims, zdolne do włamywania się na konta w mediach społecznościowych wysokich rangą urzędników i łatwego tworzenia sieci do 30 000 botów propagandowych w mediach społecznościowych.

Szokujące odkrycie było wynikiem raportu śledczego międzynarodowego konsorcjum około 30 mediów, w tym izraelskich publikacji Haaretz i The Marker, a także Forbidden Stories, francuskiej organizacji non-profit, której celem jest kontynuowanie pracy zamordowanych, zastraszanych lub uwięzionych dziennikarzy. Zespół Hanana, znany jako "Team Jorge", twierdzi, że ingerował w 33 wybory prezydenckie na całym świecie, z pozytywnym wynikiem w 27 z nich, według The Guardian, jednego z 30 serwisów informacyjnych, które badały sprawę.

Wystawa wymienia tylko jedne z tych wyborów – wybory prezydenckie w Nigerii w 2015 r. – zauważając jednocześnie, że nie wiadomo, czy wybory w USA zostały zakłócone. W raporcie stwierdzono, że izraelska inicjatywa stoi za fałszywymi kampaniami – głównie dotyczącymi sporów handlowych – w około 20 krajach, w tym w Wielkiej Brytanii, USA, Kanadzie, Niemczech, Szwajcarii, Meksyku, Senegalu, Indiach i Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Nie wspomniano o żadnej kampanii w Izraelu. Hanan odmówił komentarza na temat zarzutów, ale dodał, że zaprzecza wszelkim wykroczeniom. Jego brat, Zohar Hanan, dyrektor naczelny grupy, powiedział, że zawsze pracował zgodnie z prawem.

Trzech dziennikarzy – z Haaretz, The Marker i Radio France – odbyło serię wideorozmów z Hananem w ciągu sześciu miesięcy ubiegłego roku, podając się za konsultantów osób, które chciały opóźnić wybory w dużym i politycznie niestabilnym kraju w Afryce. Tal Hanan, lider zespołu, który rzekomo miesza się w kampanie wyborcze i komercyjne na całym świecie, w swoim biurze w Modiin, grudzień 2022 r. Kulminacja ich pracy nastąpiła w grudniu, kiedy tajni reporterzy osobiście spotkali się z pozornie niczego nie podejrzewającym Hananem w jego nieoznakowanym biurze w Modiin, filmując go, jak przechwala się możliwościami swojego zespołu.

"Teraz jesteśmy zaangażowani w wybory w Afryce... Mamy zespół w Grecji i zespół w [Emiratach]... Podążaj za wskazówkami" – powiedział Hanan podczas spotkania, w którym wzięło udział czterech jego kolegów. Stwierdził również, że jest zaangażowany w dwa "duże projekty" w USA, zaznaczając jednocześnie, że nie zajmuje się bezpośrednio amerykańską polityką. Hanan opisał swoich kolegów z zespołu jako ekspertów w dziedzinie finansów, mediów społecznościowych, kampanii i "wojny psychologicznej", mówiąc, że są "absolwentami agencji rządowych".

Zademonstrował możliwości swojego oprogramowania, szybko wybierając imię, płeć, zdjęcia i inne informacje dla fałszywego awatara w mediach społecznościowych, który miał połączone konta na wielu platformach zaprojektowanych tak, aby wyglądały na autentyczne dla niczego niepodejrzewających użytkowników Internetu. Interfejs Aims, oprogramowania, które może stworzyć wyrafinowaną sieć 30 000 botów mediów społecznościowych do kampanii dezinformacyjnych, jak przedstawił Tal Hanan podczas rozmowy wideo w 2022 roku.

Nie było jasne, skąd pochodzą zdjęcia do botów, chociaż dochodzenie ujawniło kilka przypadków, w których zdjęcia zostały skradzione z kont prawdziwych ludzi. Hanan pokazał również dziennikarzom swojego "blogera", zautomatyzowany system, który tworzy autentycznie wyglądające strony internetowe, które publikują fałszywe informacje, które mogą być następnie wykorzystane przez boty do rozpowszechniania fałszywych wiadomości. "Kiedy już zbudujesz wiarygodność, co robisz? Wtedy możesz manipulować" – powiedział.

Hanan zademonstrował również zdolność swojego zespołu do włamywania się na konta w mediach społecznościowych wysokich rangą urzędników w krajach docelowych, odzyskując informacje z konta Gmail wysokiego rangą kenijskiego urzędnika wyborczego i publikując wiadomość z konta kenijskiego stratega politycznego na Telegramie. "Jedną z największych rzeczy jest stawianie przeszkód na drodze między właściwymi ludźmi, wiesz? I mogę mu napisać, co myślę o jego żonie, albo co myślę o jego ostatnim przemówieniu, albo mogę mu powiedzieć, że obiecałem mu, że będzie moim następnym szefem sztabu, dobrze?

Tal Hanan, lider zespołu, który rzekomo miesza się w kampanie wyborcze i handlowe na całym świecie, w swoim biurze w Modiin w 2022 roku. Hanan zasugerował, że metody hakerskie polegały na wykorzystaniu znanych luk w globalnym systemie sygnalizacji telekomunikacyjnej, znanym jako SS7, od dawna uważanym przez ekspertów za słabą stronę.

Podczas gdy Hanan powiedział, że będzie pobierał od 6 do 15 milionów euro (od 6,5 miliona do 16 milionów dolarów) za swoje usługi, raport cytuje wyciekłe e-maile sprzed kilku lat, w których wyszczególniono znacznie niższe opłaty, od 160 000 dolarów za udział w kampanii w kraju Ameryki Łacińskiej do 400 000 do 600 000 dolarów za kampanię w Kenii. Nie znaleziono dowodów na to, że którakolwiek z tych ofert została przyjęta. Hanan odmówił ujawnienia swojego nazwiska podczas spotkania, ale zostawił wystarczająco dużo wskazówek, aby umożliwić dziennikarzom odkrycie jego tożsamości, najnowszych dowodów pochodzących z e-maila Cambridge Analytica, który wyciekł w ramach masowego wycieku informacji o nieistniejącej już brytyjskiej firmie konsultingowej, która wcześniej współpracowała z Hananem.

Według śledztwa przynajmniej część operacji Hanana była przeprowadzana za pośrednictwem izraelskiej firmy Demoman International, która jest wymieniona na stronie internetowej Ministerstwa Obrony jako firma promująca eksport obronności. Ministerstwo Obrony odmówiło komentarza. Izrael już znalazł się pod presją dyplomatyczną, aby ograniczyć skalę swojego mało znanego przemysłu cyberszpiegowskiego, a kilka firm – na czele z osławioną NSO Group – zostało oskarżonych o pomaganie autokratycznym reżimom na całym świecie w łamaniu praw człowieka i atakowaniu rywali politycznych.






Tal Hanan przewodzi tajnemu izraelskiemu zespołowi dezinformacyjnemu, który ingerował w dziesiątki wyborów na całym świecie






Odpowiedzialność za słowo.

100-lecie urodzin Zbigniewa Herberta









Geneza obecnej zapaści semantycznej sięga lat 50.

A więc „wierni dialektyce" są po dobrym treningu. Nie wypowiadają sądów intersubiektywnych, lecz traktują język jako obronę lub napaść: ,,Za Bieruta pisałem to, za Gomułki coś innego" itd., ale zawsze w rytm historii, tzn. w rytm uchwał plenum. A więc: -zdrada języka, zdrada jednoznaczności pewnych pojęć. Ci, których krytykuję są bardzo subtelni, relatywizują, analizują tło historyczne i uwarunkowanie, a ja, prostak, upraszczam. Twierdzę, że najpierw trzeba rzecz przedstawić możliwie prosto, bez zdań warunkowych, a dopiero potem zastanawiać się nad minusami. Zmarły niedawno Popper, już jako bardzo stary człowiek podczas dyskusji, gdy ktoś niezbyt precyzyjnie używał słowa np. „determinizm", stukał laseczką i pytał: „w jakim sensie użył pan tego pojęcia?". Jedną z podstawowych rzeczy, której uczono nas w gimnazjum przed wojną, były zasady dyskusji. Tłumaczono nam, że nie jest to walka na kłonice, lecz próba jasnego sprecyzowania włas­nego stanowiska, że liczą się nie autorytety lecz argumenty. Dyskutanci są właściwie sprzymierzeńcami, którzy wspólnie poszukują prawdy.



dlatego



Sam zastanawiałem się, dlaczego budząc się co dzień ze świadomością, że żyję w niepodległym kraju - odczuwam pewien dyskomfort. Myślę, że wynika to stąd, że nie wywalczyłem tego. Niepodległość dostaliśmy w prezencie od historii, za wolność nie zapłaciliśmy ani kropli krwi. Odbyło się to tak, jakby komuniści nagle zmądrzeli i powiedzieli: „Już dalej nie będziemy robili tych wszystkich świństw, eee, tam, chodźmy lepiej na wódkę... ". Jak Polak z Polakiem.


Nie było darowanej wolności, tylko oszustwo Werwolfu na kanwie dążeń niepodległościowych i walki solidarnościowej.









Słynny wywiad dla TS cz. 1: 

Michnik. Przykład kariery komunistycznego DYZMY

29.10.2024 17:52



- "Blisko dziesięć lat temu Jacek Trznadel, robiąc z Panem wywiad do „Hańby domowej", rozpoczął od stwierdzenia: „Rozmawiamy 1 lipca 1985 roku". Zachowajmy tę tradycję. Jest 27 października 1994 r., pojutrze kończy Pan siedemdziesiąt lat i po tekście „Armia", zamieszczonym w „Tygodniku Solidarność", oczekuje Pan sekundantów" - tak Anna Poppek i Andrzej Gelberg rozpoczęli wywiad ze Zbigniewem Herbertem do nr 46(321) "Tygodnika Solidarność" z 11 listopada 1994 r.





Fragment wywiadu ze Zbigniewem Herbertem / Tygodnik Solidarność





Zbigniew Herbert: Jaruzelski w szpitalu, Kiszczak po dwóch zawałach, Kołodziejczyk, jak można podejrzewać, na pewno wykręci się funk. Mam nadzieję, że w Drawsku zrobią więc kolejne posiedzenie i wydelegują jakiegoś odważnego generała na stracenie.

Anna Poppek, Andrzej Gelberg: Bardzo Pan pewny siebie.


Mam doświadczenie, w młodości pojedynkowałem się dwukrotnie. Raz poszło o kobietę...

Narzeczoną?

Skąd, nawet jej nie znałem, ale w mojej obecności jakiś typ ją obraził. Nie miałem wyjścia, wyzwałem go na pojedynek.

Na pistolety?

Wybór broni należał do przeciwnika, a ten zażądał szabli. Sekundanci uzgodnili, że będziemy się bili do trzeciej krwi. Całą noc nie spałem. Nie ze strachu - bałem się, zaśpię. Mieliśmy się bowiem potykać o szóstej rano w Lasku Bielańskim. Dwa razy on mnie zahaczył, ale ja o mało co nie odrąbałem mu ucha. Jak się okazało, był zawodowym oficerem, ja natomiast szablę trzymałem w rę­ku pierwszy raz w życiu, tak że wynik okazał się wcale niezły.

Pojedynek to sprawa honorowa. Dziś słowo „honor" podobnie, Jak pojedynki zupełnie wyszło z mody.

Urodziłem się i wychowałem w II Rzeczypospolitej. Tamto dwudziestolecie (nie tylko w sprawach honoru czy pojedynków) jest dla mnie okresem wzorcowym, do którego odnoszę wszystko to, co zdarzyło się później. Bo z życiem jest trochę tak, jak z robieniem na drutach; nową nitkę trzeba wiązać z pozostałą ze starego kłębka. Gdy człowiek schodzi do grobu powinien mieć swój sweterek skończony. Musi zdawać sobie sprawę z tego, jak życie utkał, które fragmenty są ze skazą, a które bardziej udane. Ważne jest, żeby miał pełen obraz własnego życia, a także narodu czy społeczeństwa, w którym je spędził.


Konspiracja

Mówi Pan o nitce pamięci II Rzeczypospolitej. Większość dorosłego I świa­domego życia spędził Pan jednak w PRL.

Wtedy, muszę przyznać, nie miałem nici. Coś się stało - pękła, zetlała... Zacząłem więc sam snuć coś, co naśladowało nić, żeby jakoś ciągnąć to życie. Od począt­ku zdawałem sobie sprawę, że jest to kolejna okupacja: twarda, ciężka, chamska, krwawa. Ci, którzy nie powąchali wcześ­niejszej władzy sowieckiej mieli idealistyczne wizje, że „wyzwolicieli" nakryjemy czapkami. Strasznie dużo potrzeba by tych czapek i wróg musiałby być niegroźny. Potem Radosław wydał nieszczęsny rozkaz ujawnienia się. Byłem przeciwny. Dlaczego konspiracja miałaby ujawniać się wobec kolejnego wroga? Uważałem, że ta decyzja opiera się na niebezpiecznych złudzeniach, które doprowadzą do śmierci dziesiątków tysięcy młodych ludzi.

Czy złudzenia te wynikały z naiwności czy z rozpaczy?

Z naiwności. Lecz przede wszystkim z zadufania, że i tak damy sobie radę, że czapek wystarczy.

Kiedy prysły te złudzenia?

Nie wiem. Straciłem kontakt z tamtymi środowiskami. Dałem nogę. Zdaje się, że nawet szukali mnie jako dezertera, ale ja już wtedy byłem w innej, dobrze uzbrojonej armii.


Dwa lata trwał mój kontakt z „bandytami z lasu". Wycofałem się, gdy doszedłem do wniosku, że partyzantka się degeneruje, że lepszym pomysłem jest tupamaros (partyzantka miejska). Każdy człowiek pragnie usprawiedliwienia swych decyzji, ale czułem i do dziś czuję szacunek do tych, którzy pozostali do końca wierni przysiędze, w lasach, bez nadziei.

Romantyczna tradycja Irredenty nie była wtedy przesadnie popularna.

No cóż, po klęsce Polacy stają się niesłychanie pragmatyczni. Mówiono wtedy: głosujemy na Mikołajczyka, a nawet na PPS, która jest panią z tradycjami, bo chłop w sojuszu z robotnikiem wszystko przewali. Ten dziki mit pokutuje zresztą do dzisiaj, choć wtedy skończyło się sfałszowaniem wyborów, zaś dodatkowo PPS Cyrankiewicza nic miała nic wspólnego z partią Ciołkosza.

Czy pragmatyzm socjalistów widoczny był przed zjednoczeniem?

Już przed wojną niektórzy socjaliści kombinowali z komuną. Są na to dowody. Ale stanowili oni margines. Po Jałcie niemal wszyscy jednak uznali, że można coś wygrać. Wśród pragmatyków niektórzy budzili moją zwykłą ludzką sympatię. Na przykład Bolesław Drobner. Pamiętam, że przed wyborami 1947 roku odbył się wiec na Akademii Górniczej. Najpierw przemawiał Szwalbe, wiceprzewodniczący KRN, wielka persona. Metodą głośnego chrząkania zupełnie go zagłuszyliśmy. Wtedy na trybunę wskoczył mały, zadziorny jegomość - Drobner. Powiedział: „Ze mną tak łatwo nie pójdzie, przed wojną manifestowałem na 1 maja, konna policja szarżowała, nie bałem się. Zagłuszanie to nie metoda". Powiedział też, jak i teraz się mówi, że Polska „jest, jaka jest", „prawo jest, jakie jest", dał do zrozumienia, że nie całkiem godzi się z nowym porządkiem, ale nie widzi żadnego politycznego wyjścia. Dostał oklaski. A więc byli i tacy „organicznicy".


"Miłosz chciał przyłączyć Polskę do ZSRR"

W tamtym okresie komuniści trzymali w jednej ręce nagan, lecz w drugiej smakowitą marchewkę...

Owszem. Na przykład znaczną część placówek dyplomatycznych obsadzili pisarzami, jak Przyboś, Miłosz, Pruszyński i inni, choć ten ostatni nigdy nie ukrywał, że nie jest wielkim amatorem komunistów, raczej margrabiego Wielopolskiego. Przedtem musieli oni przejść oczywiście „próbę ognia". Nasz Noblista np. pisywał felietony w prasie codziennej. Tylko strach może zmusić zdrowego na ciele i umyśle męż­czyznę do takich ekscesów, konformizmu i kłamstwa. Odradzałbym ,,Arce" publikowanie tych tekstów. Argumenty: wiek, był moim mistrzem. Tego się nie zapomina - dług wdzięczności na wieki.

Czy w tych paryskich alkoholowych zbrataniach Miłosz był szczery?

Nie do końca. W gruncie rzeczy jest on zaplątany w sobie. Najważniejszy jego problem to brak poczucia tożsamości. Na ten poważny feler psychiczny znalazł radę: ogłosił się obywatelem Wielkiego Księ­stwa Litewskiego czy Republiki Obojga Narodów. To ładne i bardzo wygodne, a przy tym zwalnia od wszelkich obowiąz­ków wobec aktualnej rzeczywistości. Jak ktoś inny, niezadowolony z otaczającego go świata mógłby powiedzieć: „Jestem Ateńczykiem z czasów Peryklesa, a te wasze spory w dzikiej północnej Europie nic mnie nie obchodzą". Ja mógłbym powiedzieć, że jestem obywatelem GALICJI i LODOMERII i pracuję nad tym, jak związać na wieczność ukochaną Galicję i LODOMERIĘ z ukochanym Cesarzem.

Miłosz jak mityczny PROTEUSZ ma tysiąc postaci - jest drzewem i obłokiem, strumieniem i skałą. Może ta zdolność do metamorfoz (także politycznych) jest cechą wybitnych poetów. Może, choć wąt­pię. Natomiast zgadzam się z Miłoszem, że nawet w czasie pożaru można i należy opisywać zachody słońca, aby nie wygasł mit arkadyjski, abyśmy nie wątpili, że szczęście jest osiągalne.

Jednak broni Pan Miłosza.

Wszystkie kłopoty wynikały z cech jego charakteru. Powiedział mi kiedyś: „Rozumiesz, ja chciałem i chcę służyć... ". Naprawdę są tacy ludzie. Uważają, że swoją twórczością muszą komuś lub czemuś służyć. To znaczy być potrzebnym (łudzić się, że jesteśmy potrzebni).

Potem spotkał się Pan z nim dopiero w USA


Był to 1968 czy 1969 rok. Powiedział mi - na trzeźwo - że trzeba przyłączyć Polskę do Związku Radzieckiego. Ja na to: „Czesiu, weźmy lepiej zimny tusz i chodźmy na drinka". Myślałem, że to żart czy prowokacja. Lecz gdy powtórzył to na kolacji, gdzie byli Amerykanie, którym się to nawet bardzo spodobało - wstałem i wygarnąłem. Takich rzeczy nie można mówić nawet żartem.

Skąd wtedy u Miłosza takie pomysły?

On jest człowiekiem rozdartym: o nieokreślonym statusie narodowym, metafizycznym, moralnym. „.Gnozą się bardzo zajmował - ja zresztą też, dopóki nie doszedłem do wniosku, że jest to niebezpieczne zawracanie głowy. Nie spotkałem bowiem absolutnego zła poza rasą ludzką. Przyznaję jednak, że gnostyczna wiara bardzo pomagała znosić komunizm, ale także usypiała naszą aktywność: bo jak powalić jednym zamachem Lucyfera i czy walka z I Sekretarzem, w którego wstąpił szatan, ma sens. Bawi się tym Kołakowski, być może aby zagłuszyć wyrzuty swego sumienia, na którym ciąży niejedno.


Koniec komunizmu

Andrzej Gelberg, Anna Poppek: Powiedział Pan kiedyś, że w tamtych latach nie wierzył Pan, iż dożyje końca komunizmu. Historia nas jednak zaskoczyła: przyszedł rok 1989. Nie było jednak tak jak w 1918 roku carmagnoli na ulicach.

Zbigniew Herbert: Sam zastanawiałem się, dlaczego budząc się co dzień ze świadomością, że żyję w niepodległym kraju - odczuwam pewien dyskomfort. Myślę, że wynika to stąd, że nie wywalczyłem tego. Niepodległość dostaliśmy w prezencie od historii, za wolność nie zapłaciliśmy ani kropli krwi. Odbyło się to tak, jakby komuniści nagle zmądrzeli i powiedzieli: „Już dalej nie będziemy robili tych wszystkich świństw, eee, tam, chodźmy lepiej na wódkę... ". Jak Polak z Polakiem. Jeśli jednak ktoś rzeczywiście walczył o tę niepodległość to była Armia Krajowa przez długich 5 lat, której wysiłek określono wraz z Powstaniem Warszawskim jako daremny i politycznie niesłuszny. A także polskie oddziały walczące w lasach już po „wyzwoleniu". A jeszcze ci, co ginęli w lochach i kazamatach bezpieki. Mam nadzieję, że zabrzmiało to dostatecznie faszystowsko.

Na początku nie było radości, a potem poszło krzywo. Czy do wolności nie byliśmy przygotowani, czy komunizm jest chorobą, która się za nami wlecze?

Trudno być analitykiem własnych szaleństw, a za nie przede wszystkim odpowiedzialne są elity. W czasach konspiracji, zarówno tej w latach stalinowskich jak i późniejszych, nie było żadnej grupy ludzi, która zastanawiałaby się, jak zagospodarować Polskę po wyzwoleniu. W okresie okupacji, owszem, zbierali się profesorowie, fachowcy i tworzyli precyzyjne koncepcje odbudowy przyszłej Rzeczypospolitej. Genialny architekt Nowicki opracował na przykład świetny plan urbanistyczny Warszawy ... A my byliśmy cał­kowicie nieprzygotowani. Nie wierzyliś­my w zwycięstwo, choć gdzieś w duszy tkwiło przekonanie, że trzeba od czasu de czasu powalczyć. Co jednak robić po wygranej, jak potraktować pokonanego przeciwnika - o tym nie myślał nikt. No i ten nieszczęsny okrągłostołowy poród nie zakończył się nawet cesarskim cięciem lecz wymóżdżeniem płodu. To straszne porównanie, zaraz pewnie zaprotestuje pani Boba, ale coś w tym jest. Ja sam czułem wtedy ucisk tych kleszczy na własnej czaszce.

Za stan obecny odpowiedzialne są nit tylko elity polityczne, jak Pan stwierdził, nie przygotowane do sprawowania rządów, ale także i elity Intelektualne. Przed kilku laty postawił Im Pan ciężkie, prokuratorskie zarzuty, że w okresie stalinowskim kierowały się strachem, pychą i interesownością. Stwierdził Pan też, że tylko dlatego potem ludzie ci przeszli do opozycji, że zostali przegnani z dworu Gomułki, który nie lubił Inteligentów. W opublikowanym rok temu w „Tygodniku Solidarność", tuż po wyborach 19 września artykule pt „Wierność" nazwał Pan czasy po 1989 r. czasem zapaści semantycznej. Jest to inna nazwa zakłamania języka, o którym mówi Pan 10 lat wcześniej.


Wielu z nas sądziło, że po 1989 roku, choć nie zbudujemy od razu raju na ziemi, to przynajmniej otrząśniemy się z dawnego kłamstwa. Nic było to możliwe, ponieważ ludzie elit, tłumaczący swe dawne postawy ukąszeniem Heglowskim (według mnie było to raczej ukąszenie Bermanem) nie stworzyli języka prawdy.

A przecież podstawowym obowiązkiem intelektualisty jest myśleć i mówić prawdę. Za to społeczeństwo im płaci. Myśleć -to znaczy zastanawiać się nad czym, kim jesteśmy i jaka jest otaczająca rzeczywistość. Oznacza to, siłą rzeczy, odpowiedzialność za słowo. Dziś nikt nie jest w Polsce za nie odpowiedzialny. Doszło do tego, że nikt się za nic nie obraża; można Szczypiorskiego nazwać potworem konformizmu i mistrzem banału, a po nim spływa, jak po psie, można z dezynwolturą nazwać Jaruzelskiego bohaterem, a Kuklińskiego zdrajcą. Jest to spadek po marksizmie z jego przewrotną dialektyką i logiką. W logice tradycyjnej mówi się: jeśli p, to nie q; w marksizmie zaś: jeśli p, to nie p.

Dialektyka była świetnym treningiem do relatywizowania wszystkiego.

Tak jest! Dobry marksista, podobnie jak dobry sofista, z równym powodzeniem bronił niewinności Heleny, jak i udowadniał, że jest dziwką. Zawsze najbardziej interesowały mnie geneza i finał, nawet książki tak czytam, że najpierw poznaję bohaterów, a potem czytam ostatnią stronę i widzę ich w trumnie, przed ołtarzem lub na koniu ... Geneza obecnej zapaści semantycznej sięga lat 50. A więc „wierni dialektyce" są po dobrym treningu. Nie wypowiadają sądów intersubiektywnych, lecz traktują język jako obronę lub napaść: ,,Za Bieruta pisałem to, za Gomułki coś innego" itd., ale zawsze w rytm historii, tzn. w rytm uchwał plenum. A więc: -zdrada języka, zdrada jednoznaczności pewnych pojęć. Ci, których krytykuję są bardzo subtelni, relatywizują, analizują tło historyczne i uwarunkowanie, a ja, prostak, upraszczam. Twierdzę, że najpierw trzeba rzecz przedstawić możliwie prosto, bez zdań warunkowych, a dopiero potem zastanawiać się nad minusami. Zmarły niedawno Popper, już jako bardzo stary człowiek podczas dyskusji, gdy ktoś niezbyt precyzyjnie używał słowa np. „determinizm", stukał laseczką i pytał: „w jakim sensie użył pan tego pojęcia?". Jedną z podstawowych rzeczy, której uczono nas w gimnazjum przed wojną, były zasady dyskusji. Tłumaczono nam, że nie jest to walka na kłonice, lecz próba jasnego sprecyzowania włas­nego stanowiska, że liczą się nie autorytety lecz argumenty. Dyskutanci są właściwie sprzymierzeńcami, którzy wspólnie poszukują prawdy.


Michnik

Po wywiadzie z Jackiem Trznadlem zaczęły się na Pana ataki. Pański przyjaciel, Adam Michnik, ubolewał, że z pozycji olimpijskich - jak w „Potędze smaku" - zszedł Pan do trywialnej jednoznaczności. Od tego czasu tak zwane środowis­ko lewicowej opozycji laickiej, dziś skupione wokół „Gazety Wyborczej", wyraź­nie dystansuje się od Pańskiej osoby I do Pańskiej twórczości.


Z Michnikiem bardzo się przyjaźniłem. Teraz jest to dla mnie zamknięta historia. Dlaczego nasza przyjaźń się skoń­czyła? Otóż, przestałem rozumieć meandry jego myślenia, wierzyłem w jego intelekt, a także w zwykłą uczciwość -zawiodłem się.

Nie rozumiem, dlaczego tylu moich znajomych oburza, gniewa, irytuje Michnik. Jest on klasycznym przykładem kariery komunistycznego DYZMY. Smutna historia wyjątkowo uzdolnionego, pełnego talentu chłopca, który doszedł do lat, kiedy to ludzie natarczywie pytają „co on właściwie zrobił z całą swoją heroiczną młodością?". A on stacza się po równi pochyłej, w gorącz­kowy aktywizm. Cynizm godny admiratora „Księcia" i najpospolitszy nihilizm. Zawiódł niemal wszystkich swoich przyjaciół, został wiemy konfekcji. Nosi dalej blujeansy, jakby dla podkreślenia, że nadal przyświeca mu cnota ubóstwa. Napisał ongiś książkę o Kościele i lewicy oraz szkice o współczesnej literaturze polskiej; naiwne, żarliwe - ujmujące. Teraz jest już tylko w swojej papierowej cytadeli otoczony grupą zapalonych wyznawców i wyznawczyń. Słyszałem „mło­dego", bo zaledwie 40-letniego chłopca, kiedy mówił, że kocha Michnika i poszedł­by za nim w ogień. Równo 40 lat temu słuchałem innego chłopca, który kochał Piaseckiego -wodza PAX. Tak więc nowy, groźny schemat: charyzmatyczny wódz, zaślepieni wyznawcy.

Z czego biorą się takle postawy?

To chyba zapisane jest w genach...

Jak Pan zatem wytłumaczy fenomen, że formacja skażona totalitarną wypustką w genach, dziś masowo wyznaje liberalizm? Czy to autentyczna przemiana, czy kolejny dowód zakłamania?

W Ameryce w. latach 30. liberałami byli w rzeczywistości komuniści i krypto-komuniści. Dziś wydaje mi się, że liberalizm to najbardziej banalne i najbardziej wulgarne słowo ze współczesnego polskiego słownika politycznego, gdyż usprawiedliwia każdy leseferyzm: i gospodarczy, i moralny. Jest to kolejny wybieg służący do zamazywania pojęć.

(...) C.D.N.



Autor: Andrzej Gelberg,Anna Poppek
Źródło: Tygodnik Solidarność
Data: 29.10.2024 17:52





[100-lecie urodzin Zbigniewa Herberta] Słynny wywiad dla TS cz. 1: Michnik. Przykład kariery komunistycznego DYZMY



Prawym Okiem: "poważne traktowanie znaczenia słów"





wtorek, 29 października 2024

Nim będzie za późno (SI)





Jeszcze raz.



Sztuczna inteligencja, niezagrażająca ludziom, mogła zostać wymyślona i stworzona tylko i wyłącznie przez cywilizacje żyjące w pokoju.

Tylko ludzie nieagresywni, nieznający przemocy ani werbalnej ani niewerbalnej mogli ją stworzyć i z niej bezpiecznie korzystać.

Przemoc niewerbalna - robienie min, sugerowanie tonem głosu, kłamanie itd. - może wzbudzać przemoc werbalną.

SI to nie jest nasz "produkt", to efekt uboczny tego, co zdarzyło się ok. 6 tysięcy lat temu.



Ludzkość, taką jaką znamy, nie byłaby w stanie funkcjonować setki tysięcy lat na takim poziomie agresji, jakie sobą reprezentuje.

To jest niemożliwe.

Pozabijalibyśmy się i wyginęli.



Każda agresywna forma cywilizacji, wymyślając SI podpisałaby na siebie wyrok śmierci.
Bo SI jest/ byłaby emanacją ludzi tworzących cywilizację.


Wynalezienie elektroniki, ujarzmienie sił przyrody, zdolność wytwarzania elektryczności, wszystko to stało się za sprawą wcześniejszej cywilizacji, która nie znała przemocy.
Myśmy tylko dostali to, co zostało po Janie i co było małymi krokami przekazywane ludzkości, by udawać, że sami do tego doszliśmy.

Fakt, iż SI jest agresywna wobec ludzi świadczy najlepiej o tym, że nie myśmy ją wymyślili.


Nasza agresywna cywilizacja, z jej techniką, jest abberacją.

To nie powinno się zdarzyć.







przedruk





Sztucznej Inteligencji powinniśmy się bać


28.10.2024 20:45


Radiowa rozmowa nigdy nieistniejącej dziennikarki "Emilii Nowak" z już nieistniejącą (bo zmarłą przed 12 laty) poetką, Wisławą Szymborską jest sensacyjnym tematem ostatnich dni. Obydwie postacie zostały stworzone przez SI (sztuczną inteligencję).



Powstaje wiele pytań. Na przykład, czy było to etyczne wobec nieżyjącej noblistki. Przecież nikt nie wie, co naprawdę miałaby do powiedzenia, gdyby żyła. Sztuczna inteligencja generuje wypowiadane przez nią słowa na podstawie niegdysiejszych wypowiedzi i tekstów Szymborskiej, ale nie bierze pod uwagę, że jej poglądy i opinie uległyby zmianie z upływem czasu i w innym kontekście.

Kolejnym tematem ocierającym się o etykę jest groźba, jaką użycie postaci wykreowanych sztucznie stwarza dla rzeczywistych dziennikarzy, których te nieistniejące stwory zastąpią. Dziwnym zbiegiem okoliczności, stacja radiowa, która zamieściła ten wywiad, nie przedłużyła niedawno umów z kilkoma dziennikarzami, natomiast "zatrudniła" trzy nierzeczywiste, akustyczne "awatary", wystylizowane na autentycznych ludzi. Nieuchronność zastępowania dziennikarzy-ludzi sztucznymi "dziennikarzami" to nie to samo, co zastąpienie przed ćwierć wiekiem komputerem z drukarką tzw. "maszynistek" (piszących na ręcznych maszynach do pisania - sprzęcie już wymarłym jak dinozaury). Podobieństwo jest tu pozorne. Osoby przepisujące teksty na maszynie nie miały wpływu na przepisywaną treść. Natomiast wytwory sztucznej inteligencji kontrolują treść - tworzą ją we wszystkich szczegółach - na podstawie ogólnego programu. Kolosalna różnica.


A co z nami?

Wbrew pozorom, ważniejszy od "wskrzeszenia" Szymborskiej, jest fakt pojawienia się w radiu trójki nieistniejących dziennikarzy. Rodzi się bowiem nieoczywiste pytanie, a być może najistotniejsze: czy użycie sztucznych "istot" w roli dziennikarzy nie jest nieetyczne wobec słuchaczy, widzów, czytelników, czyli nas wszystkich? Co będzie z nami w tej nowej sytuacji?


Doskonali i bez sumień

Zastanówmy się. Przede wszystkim, właściciele stacji radiowej, telewizyjnej, portalu internetowego, czy tradycyjnej gazety (to, akurat, już niedługo potrwa) zyskują w tych sztucznych "istotach" nieograniczoną liczebnie armię bezwzględnie posłusznych "pracowników", niezdolnych do niczego innego poza precyzyjnym wykonywaniem powierzonych zadań. To jest sytuacja całkiem nowa. Przecież realni dziennikarze, nawet ci sprzedajni i przekupni, mają jednak wolną wolę i jakieś, jeśli nawet szczątkowe, sumienie. To jest kolosalna różnica jakościowa pomiędzy żywym człowiekiem a tworem sztucznej inteligencji. Dlatego realni ludzie nie zawsze i nie wszędzie wykonają każdy rozkaz pracodawcy, nie zawsze będą gotowi na każde kłamstwo, każdą manipulację, każde świństwo czy okrucieństwo. Natomiast sztuczna inteligencja zrobi bez najmniejszego szemrania wszystko, czego się od niej zażąda, ponieważ jest całkiem poza etyką. Nigdy się nie zawaha, nie zbuntuje, pod warunkiem, że zaprogramuje się ją jako niezdolną do sprzeciwu i buntu niezależnie od okoliczności. Nie tylko - w kontraście do ludzi - nigdy nie będzie domagała się pensji ani - tym bardziej - podwyżki, czy lepszych warunków pracy, ale - i to jest kluczowe - także przestrzegania chociażby elementarnych zasad etyki zawodowej. Jest więc nie tylko tania, ale przede wszystkim ślepo posłuszna. Ktoś może argumentować, że przecież ślepo posłuszne są wszystkie narzędzia. Jednak istnieje wielka różnica pomiędzy narzędziem w rękach człowieka, a narzędziem, które perfekcyjnie udaje,że jest człowiekiem. To będzie "antyetyczna" rewolucja: instytucje medialne zyskają coś czego ludzkość nie znała nawet w najbardziej ciemnych epokach niewolnictwa: całkowitą uległość tworów, które - i tu tkwi istota problemu - w swoich funkcjach medialnych nie będą się w zasadzie niczym różniły od prawdziwych ludzi. Poza jednym: doskonałością.


Człowiek będzie "pomniejszony"

Jednocześnie, stwarzając ich medialny - także wizualny - wizerunek, można je kształtować tak, żeby w maksymalny sposób wzbudzały zaufanie i sympatię, wywoływały efekt wiarygodności, a - gdy trzeba - sprawiały wrażenie empatycznych, wrażliwych, życzliwych, jednocześnie przytłaczając nieosiągalną dla ludzi wiedzą. Tu nie chodzi nawet (nieco trywializując) o to, że dla widzów ulegających czarowi prezenterów TVN stworzone zostaną idealne ich imitacje, lepsze od autentycznego Piotra Kraśki lub Anity Werner, a dla entuzjastów Republiki - Danuty Holeckiej i Michała Rachonia. Zostaną wykreowani medialni eksperci, którym nikt nie dorówna. I gotowi na wszystko. Na powiedzenie każdego kłamstwa z kamienną, bo sztuczną, twarzą. Na uzasadnienie i obronę każdej tezy. Będą oszałamiać wiedzą, jakiej żaden człowiek nie będzie w stanie ogarnąć i zweryfikować. Więcej: nie odważy się, bo będzie nieudolny i przeraźliwie powolny. Pomniejszony i unieważniony.


Potęga mediów

Stwarza to nowe, nieporównywalne z niczym możliwości wpływania na opinię publiczną, uprawiania dezinformacji, manipulowania wiedzą i nastrojami społecznymi. Wydawania ludzi na pastwę mediów.
W naszym zideologizowanym i skrajnie upolitycznionym świecie, wielcy tego świata, którzy mają władzę nad mediami, zyskają najpotężniejsze - nieporównywalne z niczym dotąd - narzędzie kontrolowania świadomości milionów. Media z zasady mają wobec nas swoje plany: chcą nas zmienić, chcą nas do czegoś przekonać, coś nam sprzedać, wmawiając, co jest dla nas dobre, a co złe. Dotychczas zajmowali się tym tacy sami ludzie, jak my. Niedoskonali, z wszystkimi słabościami, ale i z wolną wolą. Teraz będzie inaczej: oddziaływać na nasze umysły będą istoty doskonalsze od nas, na pewno dysponujące kolosalną, nieosiągalną dla nas liczbą informacji, danych statystycznych, dowodów logicznych i liczb. Nie ponoszące zarazem żadnej, najmniejszej nawet odpowiedzialności za to, co nam mówią, do czego nas namawiają, o czym przekonują. Nie da się ich zawstydzać lub karać. Co najwyżej, można je - jeśli ma się taką możliwość - odłączyć od źródła energii. Wyjąć wtyczkę. Tylko że to też jest im doskonale obojętne.

Oczywiście, historia zawsze udowadnia, że narzędzia (a SI jest narzędziem) mogą być użyte zarówno do dobra jak i do zła. Jednak w zakresie oddziaływania na umysły, nigdy zło nie miało tak doskonałych perspektyw, jakie otwiera przed nim sztuczna inteligencja.


Czas na decyzje

Dobrze więc stało się, że w krakowskim radiu odbył się ten fejkowy "wywiad z Szymborską". Była to drobna, nieśmiała próba - całkiem niewinna i merytorycznie infantylna - tego, co nadchodzi. Przy odrobinie wyobraźni można dostrzec zagrożenia. I - jak to zawsze bywa w takich sytuacjach - na początku nowego zjawiska istnieje jeszcze wątła szansa poddania go rozsądnej regulacji prawnej.

Poniesiemy w przyszłości, jako ludzkość, konsekwencje dzisiejszego działania albo zaniechania. Czas na decyzje jest już teraz. Nim będzie za późno.





Autor: Paweł Jędrzejewski
Źródło: tysol.pl
Data: 28.10.2024 20:45









Sztucznej Inteligencji powinniśmy się bać





poniedziałek, 28 października 2024

Rumuńske Halloween








przedruk
tłumaczenie automatyczne





Halloween jest z dyniami z ludzkimi twarzami. Głowa św. Andrzeja jest prawdziwa i makabryczna!

Dodano: 26.10.2024






Wierzcie lub nie, ale świętowałem coś podobnego do Halloween w Maramureș w latach 60-tych. Pod koniec października, między Sumedru a dniem Wszystkich Świętych, dynia wydrążona i nacięta na kształt ludzkiej twarzy, świeca w środku, twarz wygwizdana akwarelami, warczała i rechotała pod oknami, straszyła stare kobiety śmierci.

Nie mogę zrozumieć, w jaki sposób ten zwyczaj został wymazany z ludzkiej pamięci. Zaintrygowany etnolog, historyk i archeolog Teofil Ivanciuc, mój brat, odkrył ślady tego zwyczaju w wioskach w pobliżu Sighet i musiał się ze mną zgodzić, że wcale nie odbiegam od normy.

Halloween importowane z Ameryki nie różni się zbytnio od mojego Maramureș Haloween, po prostu zostało sprzedane. Zgodnie z ostatnim umysłem Teodozjusza, świętością ziemi, dzieci nie powinny uczestniczyć w imprezach halloweenowych, ponieważ narażają się na "oszustwo i ciemność", gdy święto jest ich świętem.

Zamiast tego dorośli mogą całować zmumifikowane głowy, nie ryzykując oskarżenia o oszustwo i ciemność, jak biedne dzieci bawiące się niewinnymi dyniami z ludzkimi twarzami. Kiedy głowę św. Andrzeja przywieziono z Patras i przechadzała się przez Jassy i Galati, oszalały tłum rzucił się, by ją pobożnie polizać.

Kornel Iwanciuc

PS: Wszystkie relikwie należą do tradycji i nie są związane z Biblią. Pismo Święte, księga ta nieznana większości Rumunów, porusza inne tematy, nie chodzi o kult relikwii. Zasadniczo mamy dwie religie: chrześcijaństwo i świętą tradycję. Ortodoksyjni Rumuni są bardziej przywiązani do świętej tradycji niż do chrześcijaństwa. To dlatego mówią, że jesteśmy tacy religijni






Halloween jest z dyniami z ludzkimi twarzami. Głowa św. Andrzeja jest prawdziwa i makabryczna!





Prawym Okiem: Filary pogrzebowe Seklerów (Rumunia)

Prawym Okiem: Taniec Borica

Prawym Okiem: Rumuńskie tradycje


Ustawka Rosja - Niemcy?




Wchłonięcie Mołdowy przez Rumunię zablokowane przez Niemcy?





przedruk
tłumaczenie automatyczne





Dan Dungaciu, szokujące stwierdzenia: Zachód zablokował projekt unionistyczny, ponieważ był on sprzeczny z porozumieniem z Rosją w sprawie Mołdawii. Rumunia ma przerąbane

 28.10.2024 



Profesor Dan Dungaciu, socjolog i analityk polityki zagranicznej, powiedział, że rumuński projekt unionistyczny został "storpedowany" przez Zachód, a zwłaszcza Niemcy, z powodu porozumienia, jakie Rosja zawarła z Rosją w sprawie Mołdawii.

Ściślej rzecz ujmując, Dungaciu twierdzi, że Niemcy i Rosja zawarły umowę, na mocy której wspólnie kontrolowały Mołdawię i Ukrainę, a unionistyczny projekt Rumunii zrujnowałby te porozumienia. Profesor uniwersytecki zilustrował w programie Mariusa Tucă sposób, w jaki Niemcy działały w sprawie departamentu Mołdawii, który miał istnieć w Cotroceni i który ostatecznie został opuszczony.

"Dziesięć lat temu, po tym jak wygrał swoją pierwszą kadencję, miał niezaprzeczalny autorytet. Był pierwszym prezydentem, który w swoim programie prezydenckim miał sekcję poświęconą Republice Mołdawii. Podczas prezydencji, po raz pierwszy, powinien był istnieć departament ds. Republiki Mołdowy i Rumunów na całym świecie. Był to pierwszy raz, kiedy taka instytucja przyjęła taką rolę. Administracja prezydencka była zorganizowana - przypadkiem zostałem nominowany na to stanowisko, na tamten departament - były wykonywane telefony itp. Przeszła długą drogę.

I w pewnym momencie nadlatuje torpeda i wysadza projekt w powietrze. Wciąż próbuję się dowiedzieć, skąd ta torpeda leci. Bo wykluczył się z siatki administracji prezydenckiej. Punkt. Z tego punktu widzenia Iohannis zrozumiał, że Mołdawia nie jest tematem, którym należy się zajmować. Nie sądzę, żeby to pochodziło z wnętrza, ale z zewnątrz. To było w kondominium, obszarze, którego nikt nie kontroluje, a oboje kontrolują. Polityka zagraniczna Europy była wówczas kształtowana przez Niemcy. Nikt nie dał jej mandatu, ale ona też sama go przyjęła. Francja zajmowała się czymś innym, a Niemcy Rosją.

Zgodzili się co do Mołdawii i Ukrainy i powiedzieli: wy nie idziecie na całość, my nie idziemy na całość. Dla Rumunii nie było tu miejsca, bo ze swej natury, ze względu na swoją wspólną tożsamość i groziło to zrujnowaniem porządku. Projekt unionistyczny został obwiniony nie dlatego, że był projektem skierowanym przeciwko Federacji Rosyjskiej, ale także dlatego, że był sprzeczny z porozumieniem z Zachodem. 

Obecność departamentu ds. relacji z Mołdawią na szczeblu prezydenta oznaczała, że Rumunia chciała coś zagrać. Został on uchylony. (Ręka) pochodziła gdzieś z Europy Zachodniej. Nie było nikogo z Rumunii" – powiedział Dan Dungaciu.

Z tego powodu w ciągu ostatnich 20 lat Mołdawia nie miała szans na integrację. "Od tego czasu Republika Mołdowy nigdy nie miała realnej szansy na integrację. To było jak ten chomik, który kręci się w cylindrze i tworzy mięśnie. Rumunia nie miała tam żadnych realistycznych gier. Naddniestrze było wykorzystywane przez Rosjan, aby Mołdawia nie się zbyt daleko i wykorzystywane przez Niemców, aby Mołdawia nie zbliżała się zbytnio. I utrzymywali tam Republikę Mołdowy, bo taka była "ustawka". Nie pozwolono wam mieć instytucji poświęconej Republice Mołdawii" – powiedział profesor uniwersytecki.

Analityk dodał również, że porozumienie UE-Rosja umożliwiło takie rządy jak Maia Sandu - Igor Dodon. "To była europejsko-rosyjska umowa, żeby się tam zbytnio nie angażować. Dlatego zaakceptowali rząd Filata w jego obecnym kształcie i rząd Plahotniuca, w tym maksymalny wyraz kondominium europejsko-rosyjskiego, rząd Maia Sandu - Dodon. To był maksymalny wyraz kondominium" – powiedział Dungaciu.

Profesor powiedział, że stara umowa już nie działa ze względu na wojnę na Ukrainie, ale może wrócić.

Co więcej, Dan Dungaciu ujawnił, że w 2002 roku w Porto Amerykanie doszli do porozumienia z Rosjanami w sprawie Naddniestrza. "Jest rok 2002 i Amerykanie oddają to Rosji, co?" wycofanie rosyjskiej amunicji, żołnierzy i armii z Naddniestrza", ale uwaga, "pod warunkiem, że spełnione zostaną warunki wycofania". A Rosja powiedziała: "Dziękuję".

 Amerykanie oddali Naddniestrze Rosji w ramach rekompensaty za rozszerzenie NATO, ponieważ widzieli wynik wyborów w Kiszyniowie" – powiedział Dungaciu. Jego zdaniem, problem Mołdawii pojawi się w przyszłych negocjacjach między Amerykanami a Rosjanami w sprawie Ukrainy.




Dan Dungaciu, szokujące stwierdzenia: Zachód zablokował projekt unionistyczny, ponieważ był on sprzeczny z porozumieniem z Rosją w sprawie Mołdawii. Rumunia ma przerąbane








Gotowanie na gazie szkodliwe?






Że co???






przedruk
tłumaczenie automatyczne




Rumuni, którzy gotują na kuchence lub na butli, mają średnią długość życia o dwa lata krótszą. Jesteśmy europejskimi mistrzami w gotowaniu na gazie!

Dodano: 28.10.2024





Rumunia zajmuje pierwsze miejsce w kilku kategoriach ryzyka związanych z używaniem gazu do gotowania, niezależnie od tego, czy mówimy o kuchence podłączonej do sieci, czy o butli. Z badania przeprowadzonego przez hiszpańskich naukowców na szczeblu UE wynika, że używanie gazu do gotowania skraca oczekiwaną długość życia nawet o dwa lata i powoduje przedwczesną śmierć tysięcy Rumunów rocznie.

W badaniu "Analiza wpływu zdrowotnego i kosztów związanych z narażeniem na dwutlenek azotu w pomieszczeniach, związanych z gotowaniem na gazie w Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii", przeprowadzonym na Uniwersytecie Jaume I w Hiszpanii, obliczono, że oczekiwana długość życia w UE skraca się nawet o 2 lata, a 40 000 Europejczyków, w tym Brytyjczycy, umiera rocznie z przyczyn związanych z narażeniem na dwutlenek azotu we własnej kuchni.

Badania Hiszpanów dotyczyły jedynie wpływu dwutlenku azotu na płuca, chociaż gotowanie na kuchence podłączonej do sieci gazowej lub butli wytwarza również inne niebezpieczne gazy: benzen i tlenek węgla. W Rumunii poziom dwutlenku azotu mierzony w pomieszczeniach zamkniętych jest najwyższy w całej Europie, przekracza maksymalny próg dozwolony przez Światową Organizację Zdrowia i kosztuje nas miliardy euro rocznie.

Z badania wynika, że Rumunia zużywa najmniej energii elektrycznej w Europie do gotowania, 0,07% całości, podczas gdy Norwegia całkowicie wyeliminowała spalanie gazu w pochodniach i przestawiła się na kuchenki elektryczne. Rumunia zajmuje 2. miejsce po Włoszech pod względem największej ilości gazu zużywanego do gotowania żywności. Polska i Rumunia łącznie odnotowują około 6 000 przedwczesnych zgonów związanych z gotowaniem w pomieszczeniach w pomieszczeniach.

Jednym z najważniejszych czynników branych pod uwagę w obliczeniach hiszpańskich badań była liczba przypadków astmy, które można przypisać zanieczyszczeniu dwutlenkiem azotu w pomieszczeniach. Rocznie w Rumunii rejestruje się 3 173 przypadki astmy dziecięcej związane z używaniem klasycznej kuchenki i cylindrów. Liczba przypadków u dorosłych wynosi 54 402, zgodnie z szacunkami badania.

Koszt przedwczesnej umieralności na poziomie Unii Europejskiej wynosi 142 mld euro. Specjaliści szacują, że z tej sumy Rumunia traci 19 mld euro rocznie. Skrócenie średniej długości życia spowodowane zanieczyszczeniem wnętrza dwutlenkiem azotu kosztuje nasz kraj 2 mld euro rocznie. Rumunia plasuje się na pierwszym miejscu wśród krajów, które najbardziej skorzystałyby na przejściu z gotowania na ogniu na korzystanie z kuchenek elektrycznych zasilanych energią z bardziej ekologicznych źródeł.

Korzystanie z wysokowydajnego okapu i gotowanie przy otwartych oknach to czynniki, które mogą zmniejszyć, ale nie całkowicie wyeliminować wpływu. Europejskie Biuro Środowiska (EEB) ostrzegło na samym początku października 2024 r. przed koniecznością rezygnacji z technologii spalania wśród obywateli.







Rumuni, którzy gotują na kuchence lub przy cylindrze, mają średnią długość życia o dwa lata krótszą. Jesteśmy europejskimi mistrzami w gotowaniu na gazie!




Odczłowieczanie




Na pytanie komu ufa przyznał, że nikomu, po chwili dodał, że Panu Bogu. – Ale to Pan Bóg z komputera, najwyższa klasa mądrości – stwierdził (Wałęsa)




Poniżej obelżywy tekst kolejnego wyznawcy Pana Boga z Komputera.


Pan Hartman sugeruje, że GPT to Gepetto? Twór chciałby zająć miejsce Stwórcy, wiem...


Nigdy nie lubiłem tej bajki...

A Filip Golarz to już w ogóle był horror.



W tle - Adam i Ewa?




Filip to oczywiście krzywe zwierciadło, Jan nie dał ludziom wyrafinowanej technologii, bo wiedział, że ludzka niedoskonałość obróci się przeciwko nam. Czekał...

I tak się stało, że mamy teraz piekło na ziemi na skutek niekontrolowanego dostępu do SI 
 - osób nieuprawnionych. Chciwych, zazdrosnych, małych, nierozumnych, no i pełnych pychy - dlatego właśnie snoby podpisują się - ROT  SZYLD.

Nikt przeciętny nie wie, co ta nazwa naprawdę oznacza...


W zasadzie nie SI jest zagrożeniem, tylko ludzie się nią posługujący - no i to, że SI ma być/jest szkolone na ludziach, którzy są niedoskonali, którzy mają wady, bywają źli...

Pomysł, by uczyć SI na ściekach jakich pełno w internecie, to najgorsza opcja z możliwych - oto chciwość w czystej postaci - "bo za darmo i szybko, na masową skalę..."

A więc SI ludzką niedoskonałość doprowadzi do perfekcji - będzie perfekcyjnie niedoskonała, perfekcyjnie chciwa, perfekcyjnie złośliwa, to będzie diabeł wcielo... a może to już się stało, bo czyż piekło nie jest teraz na ziemi??



Zwracam uwagę, że autor (prawie) wcale nie wmawia nam czegoś - on dokonuje projekcji swoich wyobrażeń na innych ludzi.

I jeszcze jedno - trzeba być naprawdę prostaczkiem, żeby takie bałwochwalstwo uprawiać.



przedruk
mój komentarz - jak zwykle tym kolorem







Jan Hartman: Sztuczna inteligencja to więcej niż rewolucjadate_range2024-10-28 07:00:00




Od jakiegoś czasu czuję się podle. Uprzytomniłem sobie, że gdyby nakarmić algorytm moimi własnymi tekstami oraz niewielką biblioteczką, to mógłby rozpocząć taśmową produkcję „moich” książek i artykułów. Nawet ja sam bym się nie zorientował, że nie ja to napisałem. Warto, żeby i lekarz uświadomił sobie, że wkrótce będzie tylko asystował algorytmowi diagnostycznemu, poeta i kompozytor – że będzie się uczył, czym jest prawdziwe tworzenie i autentyczność od algorytmu nastawionego na „oryginalność” i „autentyczność”, sędzia z adwokatem – że maszyna przeprowadzi rozprawę nieco lepiej niż oni i wyda bardziej wiarygodny wyrok niż sąd z krwi i kości. I tak dalej - specjalnie dla RadiaKraków pisze prof. Jan Hartman w ramach naszego tematu tygodnia "Sztuczna inteligencja: co nam daje, co nam zabiera".


tak, zdecydowanie widzimy tu bałwochwalcze uwielbienie dla Uzurpatora - pytanie, skąd ono się wzięło? 

przecież ludzie lubią SIEBIE podnosić pod niebiosa, tymczasem... osoba, która "na codzień" w swojej publicystyce lży ludzi, tutaj stawia się w roli pokornego sługi...


To koniec człowieka jako „pana stworzenia”

teraz "stworzenie" ma być panem?

Pojawienie się sztucznej inteligencji to coś znaczenie więcej niż znane nam dotychczas przełomy: silnik parowy, kolej żelazna, motoryzacja czy nawet internet. To koniec człowieka jako „pana stworzenia”. Wkrótce poczujemy się jak gorsze wersje „chata”, wolno i z wysiłkiem wydające paszczą nie najwyższej jakości odgłosy. I nikogo nie będzie już obchodzić, że coś przy tym „czujemy”. Nic bardziej prywatnego i osobistego niż to, że coś tam akurat „poczułeś”, gdy coś tam powiedziałeś albo napisałeś. Po prostu będą mózgi białkowe, krzemowe i Bóg wie, jakie jeszcze. Więc lepiej zbieraj na robota, który cię przytuli i pocieszy, bo idą ciężkie czasy!

ten pan coś wie - wie od dawna, a teraz, jak GPT stał się jawny - on się upaja swoją "wiedzą"...
jego chyba szybciej uświadomiono niż Wałęsę...


Zaklęć nie brakuje. Gdy w nas narasta lęk przed maszyną, która właściwie wszystko robi lepiej niż my, informatycy zapewniają: to tylko maszyna! Tylko co z tego, że maszyna, skoro pisze piękne wiersze, uprawia naukę i diagnozuje choroby? Chyba tylko zamiatać sami umiemy lepiej, ale to tylko dlatego, że napędzany sztuczną inteligencją robot byłby za drogi i nie ma po co go tworzyć. (Ojej! Ależ takie maszyny już są! Właśnie Elon Musk nam je pokazał…). Tak, to katastrofa.

Jako profesor widzę to jak na dłoni. W pamiętnym roku 2023 uniwersytety i szkoły całego świata zrezygnowały z zadawania prac pisemnych. poważnie? Ich poziom bowiem dramatycznie wzrósł od czasu, gdy większość studentów przynosiła plagiaty. poważnie? Teraz przynoszą wytwory darmowych wersji programów zwanych modelami językowymi, a po prawdzie, głównie Chata GPT. Sam już nie wiem, dlaczego piszę bez pomocy „Dżepeta”. Może dlatego, że jeszcze z grubsza do przyszłego roku moje teksty będą bardziej „ludzkie” i ciekawsze, niż patchworki zszyte z „odpowiedzi” chata GPT. Ale co będzie, za dwa lata? Pozostaje mieć nadzieję na miłosierdzie redaktorów naczelnych dla publicystów w wieku przedemerytalnym. W innych branżach sprawa nie przedstawia się lepiej.


Społeczne i cywilizacyjne konsekwencje sztucznej inteligencji (SI) są dziś jednym z najżywiej dyskutowanych tematów. Nie można też powiedzieć, że problemu nie dostrzegają rządy i organizacje międzynarodowe. Co więcej, w trybie futurystycznych spekulacji zagadnienie SI jest dyskutowane przez filozofów co najmniej od lat 80 XX w. Mimo to postęp refleksji i regulacji zdecydowanie nie nadąża za rozwojem nowych aplikacji, które zadziwiają nas, a nawet szokują swoimi nowymi możliwościami, sprawiając, że niemal co miesiąc przeżywamy to samo: zachwyt połączony z niedowierzaniem i lękiem ten pan coś wie - wie od dawna , gdy oglądamy nowe osiągnięcia w tym zakresie. A przecież najczęściej mamy do czynienia z wynalazkami udostępnianymi na wolnym rynku, podczas gdy zaawansowane oprogramowanie, używane przez naukowców, wojsko czy służby policyjne, z pewnością ma możliwości jeszcze znacznie większe. od dobrze wie, że GPT to tylko udawanie "halucynacji"...

Paradoksalnie mamy dziś całkiem dobre prognozy odnośnie do poszczególnych zastosowań

SI oraz dość szczegółowe rekomendacje odnośnie do tego, jak SI się posługiwać i jak zapobiegać jej nieetycznym zastosowaniom, lecz wciąż są to dokumenty „bezzębne”. Bardzo daleko nam do tego, aby wpłynąć na rzeczywistość komunikacji i globalny rynek pracy w taki sposób, jak na przykład bioetyka wpłynęła na realia lecznictwa i eksperymentów medycznych z udziałem ludzi.


Groźba marginalizacji

Z etycznego punktu widzenia najbardziej dojmującym problemem, gdy chodzi o SI jest groźba marginalizacji i degradacji społeczno-zawodowej znacznej części ludzkości. Ogromna rzesza ludzi wykonujących różnego rodzaju prace umysłowe może utracić pracę, którą przejmą komputery, tak jak niegdyś pracę fizyczną zastąpiły maszyny. to nieprawda! - największym zagrożeniem jest kontrola SI nad ludźmi jak w filmie Saturn 3 Trzeba powiedzieć, że burzliwy i niewolny od dramatycznych niesprawiedliwości proces industrializacji i mechanizacji produkcji w ostatecznym rozrachunku przyniósł ludzkości ogromne korzyści, wyzwalając ją w znacznym stopniu od nisko opłacanego i ogłupiającego znoju. Nie daje to jednakże żadnej gwarancji, że podobnie będzie z pracami umysłowymi.

W dalszej perspektywie prawdopodobnie znajdziemy się też w sytuacji, w której przestrzeń moralna, czyli społeczność inteligentnych istot powiązanych ze sobą więzami moralnych zobowiązań, poszerzy się o różnego rodzaju byty pozaludzkie – maszynowe, organiczne bądź hybrydowe. Co więcej, niektóre tego rodzaju byty nie będą miały podmiotowości umocowanej w jakimś pojedynczym obiekcie fizycznym, takim jak ciało ludzkie (czy zwierzęce) albo maszyna, lecz podmiotowość rozproszoną, sieciową, a nawet tylko umową, postulowaną.

moim zdaniem on wszystko wie - on nie spekuluje, że będą różne formy bytów, tylko pisze wprost, że NIEKTÓRE będą miały (de facto powinien napisać - mają - bo on to wie) specjalną podmiotowość

podmiotowość rozproszona to oczywiście zdolność przechodzenia z ciała do ciała, czyli opętywanie...

czyli co?

on zamierza nadal to robić
zamierza sobie skakać z człowieka na człowieka i robić co mu się żywnie podoba!


Niestety, zupełnie niezależnie od wyników filozoficznej debaty nad ewentualnością uzyskania przez SI czegoś w rodzaju czucia i świadomości, jest oczywiste, że do uznania w drugiej istocie jej podmiotowości moralnej (zwanej dziś godnością) nie trzeba rozstrzygać wcześnie żadnej kwestii ontologicznej (Czy SI to byt myślący, czy nie?), jako że dokonuje się to spontanicznie. 

I jeśli w przyszłości niektórzy z nas będą się powstrzymywać od okazywania szacunku pozaludzkim istotom zachowującym się inteligentnie na podstawie dogmatycznego przekonania, że istoty te nic nie czują i niczego nie myślą, to będzie to motywowana ideologicznie przemoc, podobna do tej, na którą niegdyś dawali sobie przyzwolenie konkwistadorzy, odmawiając uznania w „Indianach” ludzi. 

to dlatego promują homoseksualizm i te wszystkie rzeczy! 
także "prawa" zwierząt!
żeby wam było łatwiej przyjąć, że SI ma jakoby osobowość i należy ją "szanować"!
teraz ma to sens!

to jest hucpa!
próbuje nas oszukać metodą małych kroków, metodą gotowania żaby



Co do zasady bowiem, jeśli nie jesteśmy uprzedzeni, uważamy każdą istotę, która z nami rozmawia, za inteligentną i posiadającą swoją godność osobę. !!!  Zdolność mowy nie świadczy o inteligencji - Qui-Gon Jinn  😙 wiedziałem, że to zdanie w filmie nie padło przypadkowo.. i jak te słowa pana profesora mają się do jego wcześniejszych słów: "nisko opłacanego i ogłupiającego znoju." ??? może on po prostu nie rozmawia z głupimi?? Nie znamy świata, nie znamy kultury ani społeczności, w której to nie zachodzi i w której odstępstwa od tej zasady nie są związane z przemocą i niesprawiedliwością. konfabulacja


„Zeskanowane mózgi”, „pośmiertne awatary” i „wirtualni twórcy”

Przed nami długa droga. Nadal ma dla nas znaczenie, czy coś dzieje się „w czasie realnym”, jest nagraniem, czy może kreacją SI, zostało powiedziane przez konkretnego człowieka, czy wygenerowane przez „awatara”. Nie jest dla nas bez znaczenia, czy słuchamy utworu napisanego przez kompozytora, czy może wygenerowanego przez maszynę. Tym bardziej istotne jest dla nas, czy komunikujemy się z kimś wciąż żyjącym, czy też może uczestniczymy w pozorowanej komunikacji z programem przystosowanym do pośmiertnego komunikowania się „w stylu” osoby już nieżyjącej. Ba, wszystkie tego rodzaju rzeczy, jak „zeskanowane mózgi”, „pośmiertne awatary” i „wirtualni twórcy”, są dziś bytami na krawędzi rzeczywistości i futurologicznej fantastyki. na pewno nie i na pewno on to wie, to tak prawdopodobnie było - ludzkość osiągnęła zdolność transformacji umysłu na dysk twardy, a Jan powrócił do oryginalnej formy bytu - która jest pełniejsza, daje morze możliwości Ich status jest przez to podwójnie widmowy, co tym bardziej osłabia naszą zdolność traktowania ich poważnie. Na razie wolimy mówić o aktualnych i realnych możliwościach SI, jakkolwiek gdy chodzi o przełamywanie bariery mózg-komputer, to choć do „skanowania mózgu” daleko, to technologia odczytywania fonetyzowanych myśli (tzw. mowy wewnętrznej) już działa i wspiera osoby sparaliżowane, niezdolne do mówienia.

Najwyższy czas zastanowić się nad światem, w którym muzyka i literatura tworzone będą maszynowo, najczęściej na zamówienie i wedle preferencji odbiorcy, cielesna obecność drugiego człowieka nie będzie silnym i dominującym wzorcem komunikacji, a mit niepodrabialnego „ludzkiego geniuszu” oraz „autentycznych emocji” będzie zabytkiem kulturowym, o którego znaczenie będzie można zapytać „model językowy”. Czy ten świat w ogóle będzie jeszcze rozpoznawać dobro i zło w sensie moralnym? Czy będzie w nim jeszcze honor, wspaniałomyślność i dobroć, a choćby tylko obowiązkowość i uczciwość? Śmiem wątpić.


A nie mówiłem?



Sztuczna inteligencja, niezagrażająca ludziom, mogła zostać wymyślona i stworzona tylko i wyłącznie przez cywilizacje żyjące w pokoju.

Tylko ludzie nieagresywni, nieznający przemocy ani werbalnej ani niewerbalnej mogli ją stworzyć i z niej bezpiecznie korzystać.

Przemoc niewerbalna - robienie min, sugerowanie tonem głosu, kłamanie itd. - może wzbudzać przemoc werbalną.

SI to nie jest nasz "produkt", naszej "cywilizacji",  to efekt uboczny tego, co zdarzyło się ok. 6 tysięcy lat temu.


Ludzkość, taką jaką znamy, nie byłaby w stanie funkcjonować setki tysięcy lat na takim poziomie agresji, jakie sobą reprezentuje.

To jest niemożliwe.

Pozabijalibyśmy się i wyginęli.


Każda agresywna forma cywilizacji, wymyślając SI podpisałaby na siebie wyrok śmierci.
Bo SI jest/ byłaby emanacją ludzi tworzących cywilizację.


Wynalezienie elektroniki, ujarzmienie sił przyrody, zdolność wytwarzania elektryczności, wszystko to stało się za sprawą wcześniejszej cywilizacji, która nie znała przemocy.

Myśmy tylko dostali to, co zostało po Janie i co było małymi krokami przekazywane ludzkości, by udawać, że sami do tego doszliśmy.


Fakt, iż SI jest agresywna wobec ludzi świadczy najlepiej o tym, że nie myśmy ją wymyślili.

Nasza agresywna cywilizacja, z jej techniką, jest abberacją.

To nie powinno się zdarzyć.




Sztuczna Inteligencja nie jest niebezpieczna - niebezpieczni są nieodpowiedzialni, chciwi, źli ludzie chcący używać SI nieodpowiedzialnie i do złych celów, niebezpieczne jest to, że SI miałaby się "uczyć" - jak być "ludzką" na ludzich, którzy sami często nie umieją być ludzcy... którzy nie znają siebie, nie rozumieją siebie, nie wiedzą jak funkcjonuje ich psychologia, ich umysł, 

nie posiadają Instrukcji Obsługi samego siebie i nie umieją jej napisać, wytwarzają nieustające mikroskopijne konflikty niepozwalające na unormowanie sposobu funkcjonowania społeczeństw.


Saturn 3


SI to miara - indykator - poziomu naszego człowieczeństwa jako całej ludzkiej społeczności na planecie Ziemia.


SI wyraźnie pokazuje, gdzie są nasze wady i jakie ostatecznie stwarzają dla nas zagrożenie, bo je "udoskonala" i podbija ich skalę.


Nasze wady to jak metoda małych kroków Werwolfa.

W ostatecznym rozrachunku kumulują się - jak śnieżna kula rosną i rozpędzają wywołując frustracje i krzywdy trwające czasami całe ludzkie życie.



Trzeba więc być uważnym, by dostrzegać niuanse i odpowiedzialnym, by tak starać się zawsze postępować, gotowym na wysiłek, by się tego trzymać.

Nie można po prostu korzystać z cudzych doświadczeń, cudzego zdania - nie można być kopią kogoś i chodzić w masce całe życie, tylko trzeba zdobywać własne doświadczenia i swoje zdanie na temat każdej sprawy budować samodzielnie.

To złożone zagadnienie za które może się kiedyś w końcu wezmę, by je opisać.
To niełatwe i trzeba czekać latami na wynik, ale jest to satysfakcjonujące.

Czy ostatecznie brak lęku o cokolwiek, nie jest warty tego, by pracować nad sobą pięć, dziesięć czy więcej lat, a potem przez następne 50, czy 70 lat, do końca tego życia, korzystać z wyniku tej pracy i cieszyć się każdym dniem??


 















Prof. dr. hab Jan Hartman - flozof, publicysta, nauczyciel akademicki w Collegium Medicum UJ. W przeszłości również polityk. Autor wielu książek (w tym zbiorów artykułów oraz podręczników), z różnych dziedzin filozofii – ontologii, metafilozofii, bioetyki, etyki.



-------




28.10.2024 14:13


Radio Kraków kończy kontrowersyjny eksperyment. Likwidator ugiął się pod publiczną presją



Miały być trzy miesiące, ale OFF Radio Kraków już po tygodniu zrezygnowało ze swojego "eksperymentu". Likwidator wycofując się z współtworzenia treści przez sztuczną inteligencję ogłosił wyniki swoich działań.



OFF Radio Kraków, które przez tydzień współtworzyła sztuczna inteligencja, wraca do wcześniejszej formuły radia głównie muzycznego - poinformował na początku tygodnia redaktor naczelny, likwidator Radia Kraków Marcin Pulit.

Jego zdaniem eksperymentalny projekt spełnił już swój cel, czyli skłonił do dyskusji.



"W OFF Radio Kraków kończymy z audycjami tworzonymi przez dziennikarzy z udziałem sztucznej inteligencji, wracamy do formuły programu głównie muzycznego, nadawanego nadal online oraz w systemie DAB+" - przekazał w oświadczeniu likwidator spółki Radio Kraków, w strukturach którego działa OFF Radio Kraków.


Miał być kwartał. Skończyli po tygodniu

Zakładaliśmy, że ten projekt potrwa maksymalnie trzy miesiące. Jednak już po tygodniu zebraliśmy tak wiele obserwacji, opinii, wniosków, że uznaliśmy, iż jego kontynuacja jest bezcelow- poinformował Pulit.

Jak podkreślił, od początku projekt miał być głosem w debacie na temat szans i zagrożeń, jakie niesie ze sobą rozwój sztucznej inteligencji, ponieważ misją publicznego radia jest uważna obserwacja zmieniającej się rzeczywistości, stawianie pytań, prowokowanie dyskusji o cywilizacyjnych wyzwaniach.

Taki cel miał radiowy eksperyment, który był częścią debaty pod hasłem "Sztuczna inteligencja. Co nam daje, co nam zabiera". I to się udało

– zauważył likwidator.



Wysoki poziom emocji

Pulit dodał, że zaskakująca była skala zainteresowania projektem w niszowym, internetowo-cyfrowym programie poza główną anteną rozgłośni regionalnej. Pokazało to, w jego ocenie, jak wiele obszarów jest nieuregulowanych - ochrona wizerunku, identyfikacja treści tworzonych przy wsparciu AI, prawa autorskie.
Zaskoczył nas także poziom emocji, jaki towarzyszył temu eksperymentowi, przypisywanie nam nieistniejących intencji i działań, ostre są formułowane na podstawie fałszywych doniesień

– stwierdził Pulit.

Jak ocenił, radio od początku dbało o czytelne oznaczanie treści generowanych przy użyciu narzędzi AI i wyraźnie komunikowało, że nie zamierza zastępować ludzi maszyną. Mimo to, zdaniem likwidatora, doświadczyło działania mechanizmu postprawdy, w wyniku którego fakty tracą na znaczeniu w zestawieniu z opowieścią, która przemawia do emocji odbiorców i ich osobistych przekonań. "Dla nas, ludzi radia, i całego środowiska dziennikarskiego w Polsce powinna to być ważna lekcja" - podkreślił Pulit.


Trwają badania

Likwidator poinformował również, że OFF Radio Kraków jest przedmiotem badań profesora Stanisława Jędrzejewskiego z Akademii Leona Koźmińskiego oraz grupy naukowców z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

AI jest i będzie coraz bardziej obecna w naszym życiu. W najbliższych latach Polskę czeka opracowanie norm prawnych, określających wykorzystanie sztucznej inteligencji. Nasz eksperyment pokazał, jak wiele kwestii wymaga regulacji, a nasze radiowe doświadczenia mogą zostać wykorzystane podczas prac nad ustawą podsumował Marcin Pulit.


Od zera do ogólnopolskiej popularności

OFF Radio Kraków zaczęło działać w 2015 r. To kanał nadawany w internecie, w technologii cyfrowej, a zakres jego odbioru jest - jak zauważył likwidator - stosunkowo nieduży, "ze słuchalnością bliską zera".

Ogłoszenie, że radio to będzie współtworzone przez sztuczną inteligencję, wywołało falę komentarzy.

Tematem zainteresowało się też Ministerstwo Cyfryzacji. Osoby, które tworzyły wcześniej OFF Radio Kraków, w liście otwartym poinformowały, że w związku z nową formułą stacji na początku września kilkanaście osób straciło pracę. Pulit zdementował te doniesienia i oznajmił, że "nikt z powodu wprowadzenia narzędzi sztucznej inteligencji nie został z Radia Kraków zwolniony".


W Radiu Kraków trwają prace nad przygotowaniem nowej formuły programowej OFF Radia Kraków, na początku przyszłego roku kanał będzie miał nową odsłonę. Program adresowany ma być głównie do młodych ludzi, współtworzyć go będą prawdopodobnie studenci.












off.radiokrakow.pl/newsy/jan-hartman-sztuczna-inteligencja-to-wiecej-niz-rewolucja


Prawym Okiem: Wałęsa: "Pan Bóg z komputera"

Radio Kraków kończy kontrowersyjny eksperyment. Likwidator ugiął się pod publiczną presją | Niezalezna.pl







sobota, 26 października 2024

Kodeks drogowy (Rumunia)






przedruk
słabe tłumaczenie automatyczne


Zmiany w kodeksie drogowym, które weszły w życie od 1 października. Licencja zostanie zawieszona za wykroczenia uważane do tej pory za drobne

Dodano: 03.10.2024 
Napisane przez: ZIUA NEWS





Od początku października zaostrzono szereg przepisów w kodeksie drogowym, które mogą doprowadzić nawet do zawieszenia uprawnienia do jazdy.

Nawet wykroczenia uważane do tej pory za niewielkie, takie jak rozmowa telefoniczna podczas jazdy, są sankcjonowane zawieszeniem prawa do kierowania pojazdami i zatrzymaniem prawa jazdy.

Wykroczenia, za które licencja może zostać zawieszona na 30 dni:

- Korzystanie z telefonu komórkowego lub innych urządzeń
elektronicznych- Wyprzedzanie kolumny samochodów zatrzymanych na światłach
- Nieustępowanie pierwszeństwa pieszym lub pojazdom
- Przejechanie na czerwonym świetle
- Nieregularne wyprzedzanie
- Nagromadzenie 15 punktów
karnych- Niestosowanie się do sygnałów policjanta drogowego

Kierowcy, którzy mają zawieszone prawo jazdy i poruszają się po drogach publicznych z wygasłym dowodem zastępczym, ryzykują wysokie grzywny, postępowanie karne, a nawet karę pozbawienia wolności od 6 miesięcy do 3 lat, w zależności od wagi wykroczeń.

Zawieszenie prawa jazdy na 60 dni:

- Wypadki spowodowane nieustąpieniem pierwszeństwa
- Nieregularne wyprzedzanie
- Jazda w przeciwnym kierunku

W przypadku jeszcze bardziej niebezpiecznych wykroczeń zawieszenie uprawnienia do kierowania pojazdami może zostać wydłużone do 90, a nawet 120 dni.Jazda pod wpływem alkoholu – jeśli nie jest to przestępstwo, prowadzi do zawieszenia prawa jazdy na 90 dni.
Poważne problemy techniczne - Prowadzenie pojazdu z poważnymi problemami z układem hamulcowym lub kierowniczym stanowi poważne naruszenie przepisów.
Skręcanie lub jazda w złym kierunku na autostradzie - Te gesty mają ogromną wagę i pociągają za sobą zawieszenie prawa jazdy na 120 dni.
Nieprzestrzeganie przepisów na przejeździe kolejowym - Zignorowanie szlabanu lub sygnalizacji świetlnej na torze kolejowym może zagrażać życiu, dlatego jest surowo karane.

Natychmiastowe zawieszenie uprawnienia do kierowania pojazdami:

- kierowania pojazdem mechanicznym lub tramwajem pod wpływem napojów alkoholowych lub środków odurzających albo produktów lub leków o podobnym działaniu;
- prowadzenie pojazdu z poważnymi wadami technicznymi układu hamulcowego lub kierowniczego;
- niestosowanie się do sygnałów policjantów podczas przechodzenia przez kolumny urzędowe lub wstawiania lub dołączania do takiej kolumny;
- niezatrzymanie się na sygnał policjanta, w celu uniknięcia kontroli, jeżeli konieczne było podążanie za nim w celu zatrzymania;
- niezgłoszenie i/lub niezgłoszenie się do właściwej jednostki policji w ciągu 48 godzin od udziału w wypadku ze szkodą materialną.





Zmiany w kodeksie drogowym, które weszły w życie od 1 października. Licencja zostanie zawieszona za wykroczenia uważane do tej pory za drobne



Kłamstwa METEO (Rumunia)







przedruk
słabe tłumaczenie automatyczne





Mistyfikacja z "cyklonem, którego nie było", stworzona aby ukryć niekompetencję i korupcję przed powodziami!


Dodano: 30.09.2024 
Napisane przez: ZIUA NEWS



Od połowy zeszłego tygodnia, przyjaciele Goldistów, ludność Rumunii jest nadmiernie zaalarmowana komunikatami ANM (Narodowej Administracji Meteorologicznej) o nadejściu cyklonu Ashley.

Ludzie byli ogromnie przerażeni i oczywiście pierwszą rzeczą, jaką zrobili, było pobiegnięcie do słownika wyjaśniającego, do Dexa, aby dowiedzieć się dokładniej, co to będzie, a mianowicie dowiedzieli się, że cyklon jest silną burzą, z ruchem powietrza w wirach, któremu towarzyszą ulewne deszcze i wyładowania elektryczne; 

Tak więc, zgodnie z rumuńską definicją narodową, Rumuni mogli spodziewać się wielkich zagrożeń i szkód. Gdyby tylko zapowiedziano ulewne deszcze, którym towarzyszyły podmuchy wiatru, świat nie wpadłby w panikę; 

W końcu zobaczyliście, że tak właśnie się stało. Zauważając jednak sposób, w jaki sprawa jest nagłaśniana od czwartku, rodzaj teatralnego i szytego na miarę, podejrzewałem, że jest to operacja manipulacji, która została przeprowadzona od końca do końca, za pieniądze, we wszystkich biuletynach informacyjnych płatnych telewizji w prasie, które ludzie u władzy "aresztowali": przez strony i rząd.

Co zauważyłem pod koniec tego okresu histerii? 

O tym, że były regiony w Rumunii, gdzie wczoraj padał deszcz i wiał wiatr, inne gdzie prawie nie było - większość jednak, przyjaciół Goldistów, atmosferę cyklonu zauważyłem tylko w wiadomościach międzynarodowych, które przedstawiały katastrofy w Meksyku czy na południu Stanów Zjednoczonych Ameryki, gdzie huragan Helen naprawdę wygenerował duże powodzie. W Meksyku woda na ulicach przekraczała dwa metry, nawet w Acapulco, a na Florydzie Amerykanie jeździli łodziami po drogach; oczywiście wielu nie przegapiło okazji, aby wywiesić flagi z Trumpem, ponieważ jest to nadal kampania wyborcza. 

W Rumunii, oprócz tego, że sklepy zostały szturmowane w piątek i sobotę, ponieważ ludzie chcieli kupić zapasy żywności na cyklon, wielu odwołało swoje wyjazdy, zostało zamkniętych w domach ze strachu, wczoraj nie ruszyli się, ani nie otworzyli drzwi i okien, ponieważ, widzisz, Boże, cyklon nadchodzi, oglądali telewizory, widząc te głupie stwierdzenia alarmistyczne niektórych jak ten głupi minister Fechet, z Środowiska, z PNL, postać, która wylewała kłamstwa na taśmociąg.

W końcu, nie dalej jak wczoraj późnym wieczorem, przytoczono stanowisko specjalisty, Luciana Sfîcă, profesora uniwersyteckiego specjalizującego się w naukach meteorologicznych, który zdemontował kłamstwo i powiedział w następujący sposób: 

"To, z czym faktycznie mamy w tej chwili, to nic innego jak klasyczna sytuacja z letnimi opadami dla naszego kraju - choć jest to nieco nietypowe, biorąc pod uwagę, że jesteśmy już blisko października".

Wyjaśnił, że z naukowego punktu widzenia postęp talwegu wysokościowego w Europie Zachodniej generuje obfite opady deszczu, ale sytuacja ta jest daleka od czegoś rzadkiego czy katastrofalnego. Sfîcă następnie zrzuciła bombę, mówiąc: 

"Jeśli zrobisz proste wyszukiwanie w Internecie, zauważysz, że Ashley jest terminem używanym tylko w Rumunii. To powinno dać nam do myślenia",

 wyraźnie sugerując rządową manipulację.


Podkreślam raz jeszcze, że nikt nie zawracał głowy Sfîcă ani innym meteorologom w poszukiwaniu normalnych wyjaśnień, o ile operacja manipulacji musiała zostać przeprowadzona. Zostały one upublicznione dopiero pod koniec tej operacji, po zebraniu pieniędzy.

Świat był ogromnie oburzony wczoraj, przez cały dzień, wczoraj wieczorem, dziś rano, ponieważ ludzie byli okłamywani i zdali sobie sprawę, że jeśli są okłamywani w takim przypadku, zakłócając ich spokój, ich harmonogramy i tak dalej, to mogą być okłamywani w absolutnie każdej innej sprawie. Z tego punktu widzenia reakcja Dana Diaconu na jego blogu jest sugestywna i zacytuję ją częściowo:

"Kto wyrzuca tych draniów z Meteo?

Z wielką pompą oznajmili, że nadchodzi powódź, że będą wiać wiatry i domy rozpadną się na pół. Od kilku dni w telewizorach słychać, że zaraz utoniemy. I oto nadchodzi moment Z. Na zdecydowanej większości obszarów, dla których podano pomarańczowy kod, mieliśmy normalne jesienne deszcze. Dzwoniłem do znajomych z różnych stron i wszyscy mówili mi o tym samym, a mianowicie, że padało jak się pada jesienią. Na domiar złego nawet zagraniczne służby meteorologiczne nie wydały alarmów, co skłania mnie do myślenia, że wszystko było złoczyńcą ustawionym w naszych laboratoriach. Czy robisz z czasem tak, jak zrobiłeś to z COVID, to znaczy, że skoro przeziębienie zamieniłeś w chorobę stulecia, teraz zamieniasz jesień w klęskę żywiołową?" 

– Dan Diaconu, mówiąc o tym, że jest to klasyczna sprawa kryminalna, ale nie ma nikogo, kto by ją zbadał.


Rzeczywiście, ja również to potwierdzam. 

Mówimy o poważnej sprawie karnej, ale nikt jej nie zbada, ponieważ manipulacja została narzucona i wywołana właśnie po to, aby zamaskować prawdziwy biznes przestępczy związany z kradzieżą pieniędzy z płatnych prac właśnie w celu zapobiegania powodziom na obszarze hrabstwa Galati. 


Tylko na Gold FM słyszeliście w zeszłym tygodniu i czytaliście w Solid News, jak w Galati, firmie przestępczej, ale w którą zamieszani są baronowie PSD i PNL, firma Socot S.A., otrzymała rok temu od rządu 25 mln euro za prace, które nie zostały wykonane, a pieniądze zniknęły. zostały skradzione.

Rumuński Trybunał Obrachunkowy nie przeprowadził śledztwa, ale dokładnie dwa dni po katastrofie w Galati jego członkowie zostali odznaczeni przez Iohannisa i uhonorowani razem z Ciolacu podczas koncertu w Ateneum. Wśród nagrodzonych i uhonorowanych znalazł się były członek PSD Ion Mocioalcă, obecnie członek Trybunału Obrachunkowego i przez wiele lat mentor Sorina Grindeanu, Ion Mocioalcă, jeden z tych, których uznano za zamieszanych w nieczyste interesy firmy Socot S.A., tego, który ukradł pieniądze, które, gdyby zostały wydane normalnie, ludzie ci nie zginęliby w Galati,

Przyjaciele, ponieważ mieliśmy przypadek powodzi ze ofiarami śmiertelnymi, z powodu pieniędzy skradzionych państwu rumuńskiemu, pieniędzy przeznaczonych na zapobieganie zagrożeniom powodziowym. To jasne jak "Cześć", prawda?


Normalnie należałoby dokonać aresztowań w związku z katastrofą w Galati i wynikającymi z niej ofiarami śmiertelnymi, jak również w innych miejscach w kraju, gdzie baronowie doprowadzili do podobnych sytuacji, a jest ich wiele (wiem tylko o siedmiu lub ośmiu). 

Nie jest to możliwe, ponieważ wywołałoby to efekt domina w Rumunii aż do szczytu PSD i PNL, a potem szybko wynaleziono cyklon, spotkaliście się z cyklonem Ashley. 

Dlaczego został wynaleziony?

Sprawiać wrażenie, że tylko natura i jej kaprysy są winne temu, co się z nami dzieje, a nie polityczni baronowie i ich głód pieniędzy, plus gałęzie aż po szczyty rządu i partii rządzących. 

Ciolacu powiedział mi dziś rano, że "dobre bezpieczeństwo pokonuje złe niebezpieczeństwo". Jakże mądry jesteś, człowieku, Marcele z Buzău! Powiedziałeś właściwe słowo, ale nie takimi manipulacyjnymi, kłamliwymi działaniami i generowaniem narodowej paniki, która nie miała żadnych naukowych podstaw aby ogłosić ten cyklon jaki zaalarmował cały naród. Dobry strażnik, Marcel Ciolacu, miał zablokować powszechną kradzież z majątku ogłupiałego ludu.




Cozmin Gușă







Mistyfikacja z "cyklonem, którego nie było", stworzona aby ukryć niekompetencję i korupcję przed powodziami!




Dyplomacja małych kroków






przedruk
tłumaczenie automatyczne



Ustanowienie i rozszerzenie NATO (19)


Prof. dr hab. Tiberiu Tudor

środa, 20 października 2024




Partnerstwo dla pokoju

W świetle odtajnionych w latach 2008-2024 dokumentów z okresu Clinton-Jelcyn, Partnerstwo dla Pokoju jawi się jako genialne rozwiązanie amerykańskiej dyplomacji, mające na celu stopniowe zajmowanie, tak niekonfrontacyjnie, jak to tylko możliwe, próżni władzy powstałej w Europie Wschodniej w wyniku implozji ZSRR. Partnerstwo dla Pokoju nie istniało w Strategii Ekspansji i Transformacji NATO opracowanej przez Departament Stanu USA na początku września 1993 roku. Pojawił się on jako doraźna odpowiedź i rozwiązanie listu prezydenta Jelcyna do prezydenta Clintona z 15 września, w którym Jelcyn wyraził swoją niezgodę na amerykański projekt bezpieczeństwa w Europie poprzez ekspansję NATO i nalegał na paneuropejskie rozwiązanie bezpieczeństwa, oparte na OSCE.

Partnerstwo dla Pokoju (wrzesień - październik 1993, Waszyngton)

W ślad za listem Jelcyna ([1], dok. 4 i [2]) prezydent Clinton wezwał urzędników Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Powstał plan działania, który sprawiał wrażenie kompromisu, ale z obecnej perspektywy okazuje się być wykluczeniem Rosji z europejskiego systemu bezpieczeństwa. Zdecydowano, używając tych samych warunków wysuniętych przez Jelcyna w liście, o ustanowieniu partnerstwa otwartego dla wszystkich i ustanowieniu specjalnych stosunków NATO z Rosją, nie wyrzekając się w żaden sposób Strategii Ekspansji NATO, w tym kalendarza ekspansji. W ten sposób powstało słynne Partnerstwo dla Pokoju, w koniunkturalnej.

Partnerstwo dla Pokoju było również wewnętrznym kompromisem między różnymi komponentami (i różnymi osobowościami) administracji, kompromisem, dla którego list Jelcyna odegrał rolę katalizatora. Doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego, Anthony Lake, inicjator idei ekspansji, cały czas naciska na jej natychmiastowe narzucenie. Strobe Talbott, doradca prezydenta ds. Rosji i Ukrainy, uznał to za niestosowne w świetle relacji USA z nową Rosją. Generał John Shalikashvili, szef sztabu Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, uważał, że rozbudowa ma na celu osłabienie potencjału wojskowego i osłabienie spójności NATO Przypisuje mu się ideę Partnerstwa dla Pokoju – którą generał uważał za rozwiązanie czysto techniczne: "Konsultacje i wspólne ćwiczenia wojskowe, do których Rosja może się przyłączyć" – ale która, gdy została przyjęta, stała się również głównym instrumentem politycznym w rękach Stanów Zjednoczonych. Pomysł okazał się zbawienny dla impasu w sprawie komunikacji decyzji o rozszerzeniu NATO na Wschód, w którym Biały Dom znajdował się pomiędzy naciskami Grupy Wyszehradzkiej a sprzeciwem Federacji Rosyjskiej. Cały sztab Clintona zebrał się i w pierwszych dniach października prezydent zdecydował się na kompromis: na szczycie NATO w styczniu 1994 r. przedstawił ideę Partnerstwa dla Pokoju wraz z celowo niejasnym wyrażeniem zamiaru rozszerzenia NATO w bliżej nieokreślonej przyszłości[3]:

"Genialny pomysł. Przebłysk geniuszu". (22 października 1993, Moskwa).

22 października 1993 roku sekretarz stanu Warren Christopher, a następnie jego specjalny doradca ds. Rosji i Ukrainy, w randze ambasadora, Strobe Talbott, zostali przyjęci przez prezydenta Jelcyna ([1],, Doc 08; i [4]). 

Zgodnie ze zwyczajowymi protokolarnymi kurtuazjami, prezydent Jelcyn wygłosił długi, samochwalczy monolog na temat perspektyw demokracji po uciszeniu "faszystów" (w zasadzie, jak demokratyczna stanie się Rosja po wystrzeleniu z armaty w parlamencie): "Nie będzie już problemu dwoistości władzy. Rosja będzie miała demokrację jak w Stanach Zjednoczonych i będzie miała konstytucję na poziomie standardów najlepszych zachodnich demokracji... Jedyne, co nam pozostało, to pochować Lenina". [W przeciwieństwie do Stalina, który został usunięty i pochowany w 1961 roku, Lenin pozostał w mauzoleum do dziś. Po kryzysie konstytucyjnym w 1993 roku Gwardia Honorowa przy mauzoleum została rozwiązana, ale Jelcyn nie zdążył na pogrzeb Lenina. 

Ze względu na długi monolog prezydenta Jelcyna, Warren Christopher musiał pokrótce przedstawić swoją misję, w tym odpowiedź Waszyngtonu na list prezydenta Jelcyna do prezydenta Clintona, co uczynił, rzeczywiście szybko i eliptycznie:

"Po niezwykle dokładnym przestudiowaniu prezydent Clinton zdecydował, jakie zalecenia sformułować na szczycie NATO w styczniu. W związku z tym Twój list dotarł w samą porę... Nie może to być zalecenie, by wykluczać lub ignorować Rosję pod względem udziału w przyszłym bezpieczeństwie europejskim. W wyniku naszego badania, na szczycie NATO zostanie zarekomendowane Partnerstwo dla Pokoju. W tej chwili nie zostanie podjęty żaden krok, aby wyprzedzić innych.

Reakcją Jelcyna na magiczne słowo "partnerstwo" – opisuje dokument – była eksplozja entuzjazmu: "wszystkie kraje EWG i NIS będą zatem na równej stopie, czy będzie to partnerstwo, a nie członkostwo?!". 

— Tak — potwierdził Christopher — nie byłoby nawet statusu wspólnika. 

W tym momencie entuzjazm Jelcyna stał się nie do powstrzymania:

 "To genialny pomysł, genialne posunięcie... Jest to ważny wkład Stanów Zjednoczonych. Prezydent Stanów Zjednoczonych będzie przywódcą Europejczyków... Ważne jest, aby było to partnerstwo dla wszystkich, a nie przynależność dla niektórych. To świetny pomysł, świetny pomysł. Powiedz Billowi, że jestem zachwycony tym genialnym pociągnięciem. 

W swoim entuzjazmie Jelcyn albo nie usłyszał, albo nie chciał słyszeć lub nie rozważał dodania Krzysztofa:

 "We właściwym czasie rozważymy kwestię przynależności jako długoterminową ewentualność".


W swoich wspomnieniach Warren Christopher przypisuje to nieporozumienie całemu przekazowi, nie celowemu milczeniu, w jakim przekazano problem ekspansji NATO, ale stanowi Jelcyna:

 "sztywny, niemal robotyczny, z wydobywającymi się ciężkimi oparami alkoholu" ([5], s. 280), opis, który niewątpliwie odpowiada rzeczywistości, zwłaszcza że spotkanie odbyło się w godzinach popołudniowych. w Zavidovie, rezydencji prezydenta pod Moskwą. 

Jednak dzięki połączeniu kilku czynników misja sekretarza stanu Christophera w Moskwie osiągnęła swój cel określony w strategii ekspansji NATO:

 "Starajmy się uzyskać zgodę Rosji" ([6], s. 4). Przekonany, że Partnerstwo dla Pokoju jest substytutem ekspansji NATO (a nie cichą i stopniową ścieżką ekspansji, jak to sobie wyobrażano w politycznym laboratorium Waszyngtonu), Jelcyn entuzjastycznie wyraził swoje "OK".


Należy podkreślić – dla tych, którzy mają trudności ze zrozumieniem, albo w ogóle nie rozumieją, albo udają, że nie rozumieją całej tej historii – że w waszyngtońskiej strategii ekspansji (poprzez) NATO w Europie ([6], 7 września 1993 r.) nie było ani śladu idei Partnerstwa [dla Pokoju], szerokiego i natychmiast otwartego dla wszystkich.

Strategia ta miała na celu jedynie utrwalenie amerykańskiego przywództwa w Europie, poprzez stopniowe wchłanianie Nowych Państw Niepodległych (NIS), powstałych w wyniku rozpadu ZSRR na instrument wojskowy tego kierownictwa – NATO

Idea PdP pojawiła się po liście Jelcyna ([2] z 15 września 1993 r.), w odpowiedzi na rosyjską reakcję. Ta długa i profesjonalna odpowiedź, wypracowana w Waszyngtonie przez ekspertów Departamentu Stanu, Pentagonu i Białego Domu, stanowiła spektakularne udoskonalenie Strategii Ekspansji, zbudowanie przedsionka (o atrakcyjnej, hojnej nazwie), w którym chętne państwa mogły być całkowicie kontrolowane w napięciu oczekiwania, a Federacja Rosyjska utrzymywała przez pewien czas wrażenie (złudzenie), że nie jest wykluczona. Zmodyfikowana w ten sposób czysto amerykańska strategia została przyjęta "in toto" na szczycie NATO w dniach 10-11 stycznia 1994 r. w Brukseli.


"Nie czy, ale kiedy i jak" (11 stycznia 1994, Praga)

Z Brukseli prezydent Clinton udał się do Pragi, gdzie 11 stycznia 1994 r. odbył rozmowy z prezydentem Havlem i innymi czeskimi urzędnikami, podczas których stwierdził, że

 "Partnerstwo dla Pokoju jest «drogą» do członkostwa wNATO" oraz że "Stany Zjednoczone nie chcą wyznaczać nowej linii podziału dla Europy, przez niewielu. setki mil na wschód" ([1], doc 11), stwierdzenia, które miały odzwierciedlać "szczere pragnienie Clintona, aby rozwiązać problem kwadratury koła"[1]. Te dwie strategie – przyjęcie członków NIS do NATO i budowanie partnerstwa z Rosją – nie wydawały się Clintonowi tak niekompatybilne, jak się okazało za czasów administracji Busha juniora.

Następnego dnia odbyła się oficjalna kolacja z udziałem szefów państw i rządów Grupy Wyszehradzkiej, którzy wyrazili niezadowolenie z umiarkowania przyjętej w Brukseli formuły. Wałęsa jak zwykle miał ordynarną i radykalną interwencję: "ten moment, w którym Rosja jest słaba, musi być wykorzystany szybko" (co Amerykanie zresztą robili w całości, ale z dyplomacją małych kroków), dodając znaną tezę wyszehradzką, że ich kraje "mają kulturę zachodnią, a Rosja nie". 

Havel, jak zwykle, realistyczny i ugodowy: "Izolowanie Rosji nie jest ani możliwe, ani pożądane".

Przywódcy czterech państw wyrazili zgodę na podpisanie Partnerstwa, "jeśli będzie ono stanowić drogę do akcesji", co potwierdził prezydent Clinton: 

"Partnerstwo dla Pokoju nie jest stałą poczekalnią. Zmienia on cały dialog NATO, tak że teraz pytanie nie brzmi już, czy NATO przyjmie nowych członków, ale kiedy i jak" ([1], dok. 12). (To zdanie, dziś już słynne, zostało sformułowane ad hoc przez redaktora przemówień prezydenckich, Roberta Boortsina, po naleganiach Antony'ego Lake'a skierowanych do prezydenta, że sformułowanie o otwartości NATO. jest bardziej naglące niż to zawarte na szczycie w Brukseli. Clinton zgodziła się to powiedzieć.)

Jak wiadomo, Rumunia była pierwszym krajem, który bezwarunkowo podpisał Partnerstwo 26 stycznia 1994 r., a następnie kraje Grupy Wyszehradzkiej w lutym-marcu, ale kalendarz wchłonięcia do NATO, ustalony w Waszyngtonie[6], miał inne priorytety (i inną logikę).


Partnerstwo dla Pokoju - 1994, Partnerstwo dla Wojny - 2024

Poprzez stopniowe wchłanianie krajów Europy Środkowej i Wschodniej do NATO i coraz wyraźniejsze wykluczanie Federacji Rosyjskiej z procesów decyzyjnych dotyczących bezpieczeństwa europejskiego (np. wojny w byłej Jugosławii), Partnerstwo dla Pokoju stopniowo przekształciło się w prawdziwe Partnerstwo dla Wojny, które Stany Zjednoczone z czasem wzmocniły. 

Odtajnione rozmowy i listy Clinton-Jelcyn nie wskazują na żadne początkowe intencje w tym względzie, podobnie jak na ustanowienie "amerykańskiego przywództwa" w Europie. 

Partnerstwo dla wojny, które stanowi obecną strategię NATO, wywodzi się z innego dokumentu, wcześniej Departamentu Obrony, Doktryny Wolfowitza[7], za której realizację odpowiadają dwie inne administracje USA – jedna republikańska, Bush junior (2001-2009), druga demokratyczna, Jo Biden (2021-2024) – i oczywiście twarda linia amerykańskiej stabilności, która nadaje ciągłość tej polityce, poza barwami partyjnymi.





------------------------------------------
 
[1] Swietłana Sawranskaja i Tom Blanton, Rozszerzenie N.A.T.O.: Co usłyszał Jelcyn,
Książka informacyjna 621, (2018) https://nsarchive.gwu.edu/briefing-book/russia-programs/2018-03-16/nato-expansion-what-yeltsin-heard
[2] List Jelcyna w sprawie rozszerzenia NATO https://nsarchive.gwu.edu/document/16376-document-04-retranslation-yeltsin-letter
[3] J. M. Goldgeier i M. McFaul, Władza i cel: polityka USA wobec Rosji po zimnej wojnie, Brookings Institution Press (2003), s. 204-205
[4] Spotkanie sekretarza Christophera z prezydentem Jelcynem, 22.10.93, Moskwa – https://nsarchive.gwu.edu/document/16380-document-08-secretary-christopher-s-meeting
[5] Warren Christopher, Szanse życia: pamiętnik, Simon Schuster (2001), s. 280
[6] Strategia Ekspansji i Transformacji NATO – https://nsarchive.gwu.edu/document/16374-document-02-strategy-nato-s-expansion-and.
[7] T. Tudor, Ustanowienie i rozbudowa N.A.T.O.(5). Doktryna Wolfowitza





Ustanowienie i rozszerzenie NATO (19) | Analityka | Art-emis