Soczysty przedruk z Gazety Bałtyckiej.
Domyślam się, że pomyłka w imieniu nieprzypadkowa i ma nawiązywać do mazowieckiego na usługach ub.
Jest to rzeczywiście zastanawiające, że Chiny nie biorą trwałego udziału w infopandemii.
Biorąc nawet pod uwagę fakt, że może chodzić o coś innego niż grypa covid, nawet Chiny winny
jakoś się asekurować - patrz np. filmy: "Inwazja" z N. Kidman, "Jestem legendą" czy "World War Z..."
Tajemnicza choroba i ustawa 447. O co tak naprawdę chodzi?
Wiele wskazuje na to, że jednym z niewielu krajów, które praktycznie nie odczuły tego, co na świecie nazwano pandemią koronawirusa, jest Chińska Republika Ludowo – Demokratyczna.
Od lat zabiegająca o zwiększenie swojego udziału w szeroko rozumianej gospodarce światowej, o wyrugowanie Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej z roli największej gospodarki świata, światowego hegemona militarnego, jedynego państwa nadzorującego to, co na ziemskim globie jest realizowane. Sądząc po efektach, w realizacji swoich dalekosiężnych (?) planów Chińczycy uczynili znaczący krok naprzód.
To, co nie udało się przy pomocy świńskiej grypy, ptasiej grypy – zrealizowano przy pomocy grypy, której nadano naukową nazwę „covid-19”. Jeśli SARS-CoV-2 był zaplanowaną operacją chińskich służb specjalnych, to chwała im za pomysłowość i sprawność działania. I nagana dla takich służb innych krajów, które nie tylko nie potrafiły przewidzieć Armagedonu przygotowanego przez Chińczyków, ale także nie potrafiły przeciwstawić się jego realizacji.
Gospodarki większości państw świata będą długo jeszcze podnosiły się po wszelkiego rodzaju lockdownach, wyłączeniach, restrykcjach i t.p. Gigantyczne ilości dodrukowanych pieniędzy praktycznie wszystkich walut spowodują znaczący wzrost inflacji. Równoczesne ograniczenie skłonności konsumpcyjnych społeczeństw obu Ameryk, Australii i Europy może na tyle poważnie zachwiać światową gospodarką, że już teraz można zacząć zastanawiać się, co za kilka lat będzie podstawowym środkiem rozliczeniowym pomiędzy poszczególnymi państwami (jeśli te w ogóle pozostaną jako gospodarcze byty).
Na te pytania odpowiedzieć nie sposób. Można zastanawiać się jeszcze, jak niektóre państwa (te poważne, a do tego grona Polski zaliczyć w żaden sposób nie można) będą starały się przekuć sromotną porażkę w sukces (czy to gospodarczy, czy w zakresie zwiększenia kontroli i nadzoru nad ludnością, czy w zakresie współpracy z innymi, równie poważnymi państwami). Pewne symptomy działań w tym zakresie są już widoczne nawet dla przeciętnych ludzi. To tyle jeśli chodzi o ŚWIAT.
Maseczki i respiratory
Teraz POLSKA. Jestem skłonny oddzielić tu działania premiera Tadeusza Morawieckiego od działań pozostałych członków tak zwanej „rady ministrów”. Dlaczego – o tym w dalszej części tekstu. Dla mnie niespotykane jest wyjątkowo szybkie podjęcie przez premiera decyzji o zamrożeniu gospodarki i głębokości tego zamrożenia. W marcu 2020 roku świat dopiero dowiadywał się o tajemniczej chorobie. A nasz premier już zamykał hotele, szkoły, restauracje, zakazywał wchodzenia do lasu, przemieszczania się i tak dalej, i tak dalej. Wszystko to w sytuacji, gdy dosłownie trzy miesiące wcześniej z dumą ogłaszał, że w roku dwa tysiące dwudziestym Rzeczpospolita będzie miała zrównoważony budżet.
Odnoszę wrażenie, że premier wyjątkowo szybko zorientował się (otrzymał informacje?), co będzie się działo i natychmiast skorzystał z okazji, by zagwarantować sobie możliwość wydawania pieniędzy praktycznie bez ograniczeń. Do swych działań zaprzągł niektórych ministrów. Natychmiast rozkwitła ich radosna twórczość. A przy okazji mogliśmy poznać ich wiedzę i umiejętności. W tym drugim zakresie na szczególny podziw zasługują akcje, które ja nazwę symbolicznie: „maseczki i respiratory”. Przy czym jeśli o maseczki chodzi, to mam na myśli nie tylko sposób ich kupowania (przypomnę, po uprzednim upłynnieniu przez Agencję Rezerw Materiałowych znaczących ich ilości z powodu zbliżającego się terminu przeprowadzenia koniecznych badań certyfikujących), ale także sprowadzania (tu wspomnę piękny samolot Mrija) i uzasadniania ich przydatności. W tej roli minister Łukasz Szumowski odegrał rolę zaiste niezapomnianą. Gdyby rzecz dotyczyła aktorstwa, Oscar murowany.
Oczywiście na maseczkach i respiratorach zagadnienie się nie kończy. Prawdziwy biznes realizowany jest na szczepionkach – „nieszczepionkach”. Tak zupełnie na marginesie: informacja rządzących, że „szczepionki” będą bezpłatne – jest nieprawdziwe. Każdy z polskich podatników łoży na nie gigantyczne pieniądze. Tyle jeśli chodzi o umiejętności rządzących.
Łamanie prawa
A teraz kilka słów o wiedzy. Dziś już każdy przeciętny Polak wie, że wprowadzając różnego rodzaju ograniczenia, nakazy i zakazy, rządzący wielokrotnie na przykład złamali zapisy polskiej Konstytucji. Osobiście widzę tylko jedną możliwą przyczynę takich działań. Jest nią gigantyczne, kompletne nieuctwo i brak znajomości obowiązującego prawa. (Jakoś żadna spiskowa teoria dziejów nie przemawia do mojej wyobraźni – mimo, że wiele może wyjaśnić). „Grupa trzymająca władzę”, opanowana dziejową misją naprawiania Rzeczpospolitej albo nie zdaje sobie sprawy ze swoich braków edukacyjnych i ograniczeń wynikających z przepisów hierarchicznego prawa, albo doszła do wniosku, że w realizowaniu owej misji „dla dobra Polski i Polaków” może robić wszystko. I jedna i druga motywacja w zasadzie wyklucza tych ludzi z grona rządzących. Mam głębokie przekonanie, że społeczeństwo potwierdzi to stanowisko w czasie najbliższych wyborów.
Ten brak wiadomości i niechęć (niemożność) ich zgłębiania dał się zauważyć już przy próbie odwołania przed upływem kadencji Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego. Zakazy przemieszczania się (wprowadzane kolejnymi rozporządzeniami) tylko potwierdziły stan prawniczej wiedzy (lub szacunku dla zapisów ustawy zasadniczej) w kręgach rządzących. Do szczególnie śmiesznych, ale i strasznych chwil doszło, gdy premier rządu publicznie oświadczył, że „bez zmian legislacyjnych” (to takie retoryczne „obejście” sformułowania – bez zmiany Konstytucji) nie można skutecznie ograniczyć prawa do swobodnego przemieszczania się, a dwie godziny po nim jego ministrowie dalej stwierdzali, że policja będzie takie ograniczenia egzekwowała.
Tu pozwolę sobie na kolejne niewielkie wtrącenie. Jeśli ktoś będzie posiadał umiejętności pana Antoniego Macierewicza (tego od wyjaśniania katastrofy smoleńskiej), to może szybko wysnuć wniosek, że: kwarantannę można podciągnąć pod pozbawienie wolności bez wyroku sądu, zakaz wychodzenia z domu w celach innych niż dla zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych – również, pozbawienie młodzieży do szesnastego roku życia możliwości wychodzenia z domu bez opieki dorosłych w okresie na przykład ferii – można zakwalifikować jako sprowadzenie powszechnego zagrożenia zdrowia dużej grupy ludności, że nakaz zasłaniania nosa i ust można zakwalifikować jako – zakazane w Konstytucji – tortury lub (również zakazane) nieludzkie, niegodne traktowanie.
Metoda przekazywania decyzji administracyjnych drogą krótkich wiadomości tekstowych nie jest przewidziana w polskim prawie. Nie ma w nim również żadnych zapisów pozwalających wprowadzać jakiekolwiek ograniczenia, zakazy lub nakazy drogą informacji przekazywanych przez premiera w czasie konferencji prasowych.
Kaczyński jak Gomułka
Niektóre z wymienionych przeze mnie czynów kwalifikują się jako przestępstwa nie podlegające przedawnieniu. I tu kolejna refleksja. Jaka jest w tym wszystkim rola Jarosława Kaczyńskiego? Sięgnę do analogii historycznej. Pan Kaczyński zapewne wzoruje się na Władysławie Gomułce. Nic w tym dziwnego. Najwyraźniej Prezes Prawa i Sprawiedliwości widzi, że tamto państwo było o wiele lepiej zorganizowane niż dzisiejsza Rzeczpospolita.
Niektórzy twierdzili, że pod koniec lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku ten, wówczas już niemłody „wódz naczelny” PRL-u, był całkowicie odcięty od wiadomości na temat sytuacji panującej w kraju. Ówczesna plotka głosiła, że I sekretarz PZPR na przykład otrzymywał Trybunę Ludu (codzienna gazeta, „organ KC PZPR”) drukowaną specjalnie dla niego na kredowym papierze. Mam wrażenie, że ci, którzy dzisiaj mają łatwy dostęp do „ucha prezesa”, również przekazują mu informacje na takim „kredowym papierze”.
Ustawa 447
Wrócę na chwilę do Prezesa Rady Ministrów. Swoją przewagę intelektualną i w zakresie wiedzy merytorycznej nad większością członków Rady Ministrów pokazał, gdy próbował wycofać się z zapisów rozporządzenia łamiących wprost zapis Konstytucji („godzina policyjna”). Nie wierzę, że Mateusz Morawiecki nie zdaje sobie sprawy ze skutków gospodarczych swoich działań. A w takiej sytuacji pojawia się pytanie – dlaczego to robi? Jakoś dziwnie kojarzy mi się to wszystko z amerykańską ustawą 447.
Wyobrażam sobie na przykład, że praktycznie większość polskich restauracji, hoteli, pensjonatów po prostu splajtuje. Za tanie pieniądze zostanie przejęta (kupiona?) przez organizację typu „narodowy holding nieruchomości”. Za dwa, najdalej za dwa i pół roku władze Rzeczpospolitej w skład rady nadzorczej owego holdingu powołają przedstawicieli wielkiego narodu mieszkającego gdzieś w odległej Palestynie. Skoro pani Kopacz nie udała się „prywatyzacja” lasów państwowych, to może obecnym władzom uda się z innymi nieruchomościami? Wszak temat trzeba w końcu załatwić! Polacy będą mogli przypomnieć sobie stare, przedwojenne porzekadło: „wasze są ulice, nasze – kamienice”. Cóż pozostaje nam?
Mam wrażenie, że najgorszym rozwiązaniem byłoby obrazić się na Polskę, machnąć ręką i ewentualnie wyjechać z kraju. Teraz, gdy państwo jest w kompletnym rozkładzie, gdy skapitulowało na wszystkich frontach, jego obywatele powinni po prostu wziąć się do roboty!
Młodzież powinna rozpocząć proces samokształcenia. Zacząć poszukiwać wiadomości w bibliotekach, czytać klasykę i wartościowe podręczniki. Wymieniać się wiadomościami, dzielić problemami, dyskutować, wyciągać wnioski. Korzystać z wiedzy nauczycieli. Zapewniam, że wśród pedagogów jest wielu, bardzo wielu rzetelnych, z bogatym zasobem wiedzy, chcących ją przekazywać młodszemu pokoleniu. Teraz, gdy państwo jest w upadku, czas upowszechniać postawę tych ludzi, którzy ciągle jeszcze zachowują się zgodnie z naszymi, tradycyjnymi, polskimi wartościami. Dla których etyka, moralność, uczciwość – nie są pustymi hasłami. Wielu takich jest i wśród sędziów, i lekarzy, i profesorów, i dziennikarzy. Po prostu wielu ich jest wśród nas. Trzeba ich pokazywać.
Żeby nie być gołosłownym. Przesłano mi ostatnio wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Opolu w sprawie o sygnaturze II SA/Op 219/20. Polecam wszystkim uzasadnienie do tego wyroku. W tym uzasadnieniu sędziowie w składzie: przewodniczący – sędzia WSA Krzysztof Sobieralski, sędzia WSA (spr). Krzysztof Bogusz, sędzia WSA Elżbieta Kmiecik dokonali całościowej, kompleksowej oceny sytuacji prawnej dotyczącej kar nakładanych w drodze administracyjnej na przedsiębiorców.
Mówiąc wprost, na obecnych regulacjach prawnych, sposobie egzekwowania (a właściwie – próbach wymuszania na obywatelach posłuchu) przez władze „prawa” sędziowie nie zostawili suchej nitki. Ich praca dowodzi, że są niezależnymi sędziami, że znają prawo i potrafią je stosować. Dowiedli także, że w żaden sposób nie można ich zastraszyć. Tak, stawiam wymienionym sędziom Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Opolu swego rodzaju pomnik. Bo to Ich należy stawiać za wzór społeczeństwu. Takich ludzi, Ich działania, Ich postawy należy popularyzować.
Czas przestać „zachwycać się” wszelkiej maści celebrytami, ludźmi władzy, gwiazdkami jednego sezonu polującymi na swoje pięć minut w telewizorze. Oni nie pomogą Polsce ani Polakom, gdy zajdzie potrzeba bronienia naszych swobód i wolności.
I jeszcze słowo o mandatach.
Policjant ma mieć nad nami jeszcze większą władzę! Oto najnowszy pomysł rządzących
Najwyraźniej władza PiS trzęsie się w posadach. Widać to po kolejnych projektach regulacji „prawnych” proponowanych przez poszczególnych funkcjonariuszy tej partii. Cudzysłów nie był przypadkowy! Wiele z przedkładanych propozycji łamie Konstytucję, narusza fundamenty porządku prawnego mającego swe podstawy gdzieś w starożytnej Grecji i Rzymie. Przykład z ostatnich dni jest porażający. Mam na myśli przekazany do Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej projekt „ustawy o zmianie ustawy – Kodeks postępowania w sprawach o wykroczenia”.
Jedną z ważniejszych zmian proponowanych w tym wiekopomnym projekcie jest zapis pozbawiający obywatela prawa do odmowy przyjęcia mandatu nakładanego przez funkcjonariusza. Oznacza to, że z chwilą wejścia w życie ustawy funkcjonariusz będzie arbitralnie uznawał, że obywatel popełnił czyn karalny (wykroczenie) i będzie mógł go ukarać grzywną. (Jak to enigmatycznie rozszerzają co bardziej „światli” prawnicy, nakładaną w drodze mandatu karnego).
Jak się to ma do zapisu Konstytucji mówiącego o tym, że „każdego uważa się za niewinnego, dopóki jego wina nie zostanie stwierdzona prawomocnym wyrokiem sądu”, nawet nie będę się zastanawiał. Jak też nad innymi problemami, które pociągnie za sobą przyjęcie tego projektu (sejmowa większość, posłuszna prezesowi, naczelnikowi, wicepremierowi, posłowi Jarosławowi Kaczyńskiemu niewątpliwie ten dokument przegłosuje, a pan Prezydent Rzeczpospolitej, mocą autorytetu swego długopisu, zatwierdzi go do stosowania).
Widać wyraźnie, że „przewodnia siła narodu” dąży za wszelką cenę do odbudowania Polski silnej jak niegdyś. Zastanawiam się tylko, czy ideałem, do którego prowadzi nas Jarosław Kaczyński, jest Polska wczesnego Władysława Gomułki, czy może raczej późnego Bolesława Bieruta.
Napiszę wprost. Żaden z tych ideałów nie jest godzien ani pożądania, ani polecenia. Ponieważ nie jestem prawnikiem, nie będę się znęcał nad dalszymi prawnymi konsekwencjami, jakie przyjęcie tego potworka może na nas sprowadzić. Ale nie mogę pominąć innych aspektów sprawy.
Pierwszy z nich to wyjątkowe potraktowanie ogółu obywateli Rzeczpospolitej w uzasadnieniu ustawy, dołączonym do projektu. Okazuje się, że zdaniem posłów, autorów projektu, obywatele odmawiający przyjęcia mandatu niejednokrotnie działają w sposób impulsywny i nieprzemyślany. Gratuluję szacunku dla współobywateli.
Inny niezwykle interesujący aspekt sprawy. Zgodnie z projektem obywatel ukarany grzywną w drodze mandatu karnego może odwołać się od tej kary w ciągu siedmiu dni, przedstawiając sądowi wszystkie znane mu dowody mogące stanowić o jego niewinności bądź bezzasadności nałożenia kary.
W dotychczasowym systemie to policjant, mający do dyspozycji cały aparat państwa, przygotowywał materiały dowodzące, że obywatel popełnił wykroczenie. Miał na to bodaj trzydzieści dni. Jakie możliwości ma w tej sytuacji przeciętny Kowalski. On nawet nie może na ulicy poprosić człowieka, który ewentualnie mógłby świadczyć na jego korzyść, o dokumenty. O przepisach symbolicznie nazwanych RODO nawet nie wspomnę.
Żeby nie było całkiem łatwo, w postępowaniu sądowym odwołujący się, ukarany obywatel, nie może przywoływać nowych dowodów w sprawie chyba, że dowody te nie były mu znane w dacie złożenia odwołania! Kolejne kuriozum: mandat uważa się za odebrany także w razie odmowy odbioru mandatu, odmowy lub niemożności pokwitowania odbioru mandatu przez ukaranego. Wystarczy, że funkcjonariusz sporządzi na mandacie stosowną adnotację! Jak widać, społeczne przywoływanie funkcjonariuszy do przestrzegania Konstytucji, skutkujące coraz liczniejszymi przypadkami umarzania przez sądy spraw kierowanych do rozpoznania w związku z bezprawnie nakładanymi na ludzi restrykcjami „covidowymi” już się władzy przestały podobać. Czas najwyższy wziąć społeczeństwo krótko za twarz. W związku z tym przypominam mój wcześniejszy pomysł. Pisałem kiedyś o konieczności wprowadzenia „mandatów przedpłaconych”. W sytuacji gospodarczej klęski zgotowanej nam przez rządzących pozwoli to jeszcze przez jakiś czas udawać, że nic się nie stało. A po nas – choćby potop.
Xawery Lopiński
http://gazetabaltycka.pl/promowane/tajemnicza-choroba-i-ustawa-447-o-co-moze-chodzic
http://gazetabaltycka.pl/promowane/policjant-ma-miec-nad-nami-jeszcze-wieksza-wladze-oto-najnowszy-pomysl-rzadzacych