Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

poniedziałek, 12 października 2020

O propagandzie słów kilka

 


przedruk z Antidiplomatico - uwaga - słabe tłumaczenie automatyczne

Zautomatyzowana” propaganda: komunikatywne arcydzieło elity



autor: Thomas Fazi *


Aby zrozumieć, w jaki sposób teoria ekonomiczna głównego nurtu, konstruowana i powielana w kręgach intelektualnych i akademickich, jest przekazywana za pośrednictwem mediów w kulturze masowej, musimy najpierw zrobić krótkie wprowadzenie na temat tego, jak działa propaganda we współczesnych zachodnich tak zwanych reżimach liberalno-demokratycznych (tj. w którym, żeby było jasne, są wybory w wyborach powszechnych, wolność zrzeszania się i wolność prasy).


W krajach tych propaganda przybiera bardzo odmienne formy od tych, które zwykle przybiera w reżimach niedemokratycznych - czyli takich, w których powyższe warunki nie mają zastosowania - gdzie z reguły istnieje bezpośrednia i niemal absolutna odgórna kontrola przepływu informacji obywateli, zarówno za pośrednictwem oficjalnych mediów (które w większości są bezpośrednio kontrolowane przez rząd), jak i coraz częściej za pośrednictwem sieci społecznościowych, a nawet systemów czatów. Pomyślmy na przykład o Chinach.


Teraz taki poziom kontroli - ale przede wszystkim taka jawna kontrola informacji - byłby oczywiście uważany za niedopuszczalny w krajach zachodnich (przynajmniej na razie). Tak więc na Zachodzie, zwłaszcza w następstwie powstania masowej komunikacji po II wojnie światowej - a zatem postępującej proliferacji „niezależnych” źródeł informacji (to znaczy niepodlegających kontroli rządu, w przeciwieństwie na przykład do telewizji publicznej), które obecnie z Internetem dążą praktycznie do nieskończoności - zachodnie elity polityczno-gospodarcze musiały uciekać się do alternatywnych strategii, aby zapewnić kontrolę nad narracją publiczną (kontrola, która - uwaga - jest jeszcze bardziej fundamentalna w reżimach demokratycznych,


Teraz, oczywiście, najłatwiejszym sposobem na to jest zapewnienie sobie własności głównych grup ekonomicznych głównych mediów - formalnie „wolnych” i „niezależnych”. Z tego punktu widzenia Włochy są przypadkiem podręcznikowym. Jest nie tylko przykład Berlusconi-Mediaset, który wszyscy znamy. Jeśli spojrzymy na media drukowane, zobaczymy, że wszystkie główne gazety są zasadniczo kontrolowane przez garstkę potentatów gospodarczych:
 

  • rodzina Agnelli, która poprzez holenderski holding finansowy (Exor) jest właścicielem La Repubblica, L'Espresso, HuffPost, La Stampa, Il Secolo XIX, Limes, MicroMega itd .;

  • grupa Rizzoli (kontrolowana w większości przez Urbano Cairo), która jest właścicielem Corriere della Sera);

  • Caltagirone, rodzina rzymskich budowniczych, do której należą Il Messaggero, Il Mattino, Leggo i il Gazzettino;

  • Confindustria, która jest właścicielem Sole 24 Ore.


Krótko mówiąc, pół tuzina rodzin - ważna część tego, co moglibyśmy skutecznie zdefiniować włoską oligarchię - kontroluje prawie wszystkie „oficjalne” informacje - i powtarzamy formalnie „wolne” i „niezależne” - Z naszego kraju. Otóż, posiadanie tych mediów nie ma czysto ekonomicznego celu (w istocie wiemy, że papierowe informacje opłaca się coraz mniej), ale raczej cel polityczny wydaje mi się oczywisty.


A funkcja polega nie tylko na sprzyjaniu partykularnym interesom poszczególnych rodzin - patrz na przykład relacje z wydarzeń FIAT na łamach Republiki, aby dać przykład - ale także, a może przede wszystkim, gwarantowanie ogólne interesy wielkich włoskich grup kapitalistycznych, a tym samym utrzymanie obecnego układu sił w społeczeństwie.


Jednym ze sposobów, w jaki to się robi, jest właśnie przekazanie dominującej teorii ekonomicznej, która z kolei ma swoją rację bytu w obronie i uzasadnianiu status quo lub w jej zdolności, jak powiedział Keynes, do „wyjaśnienia „niesprawiedliwość społeczna i okrucieństwo [naszych społeczeństw] jako nieunikniony przypadek we wzorcu postępu i każda próba zmiany stanu rzeczy jako nieuchronnie skazana na wyrządzenie większej szkody niż udziały poszczególnych kapitalistów ”.


Krótko mówiąc, dominująca ideologia ekonomiczna pełni funkcję obrony istniejących w społeczeństwie stosunków własności i produkcji, a więc i władzy, a tym samym obrony interesów elit. Czyni to właśnie poprzez naturalizację, normalizację wszystkich najbardziej szkodliwych skutków kapitalizmu: masowego bezrobocia, biedy, nierówności itd. - krótko mówiąc, ogromne cierpienie ludzkie i społeczne, indywidualne i zbiorowe, spowodowane przez system gospodarczy.


Ostatecznie celem jest skłonienie nas do zaakceptowania jako normalne lub przynajmniej nieuniknione tego, co nie jest ani normalne, ani nieuniknione. To właśnie, jak zawsze powtarzał Keynes, powoduje, że dominująca teoria ekonomiczna „otrzymuje wsparcie dominujących sił społecznych”.


Innymi słowy, elity, za pośrednictwem kontrolowanych przez siebie mediów, nie działają jako bęben basowy dla dominującej ideologii ekonomicznej, ponieważ podzielają jej teoretyczne założenia (które są całkowicie błędne), ale ponieważ działają jako mechanizm ochronny i reprodukcyjny. w rzeczywistości tych samych elit. Rola środków masowego przekazu jest zatem fundamentalna, bo to dzięki nim teorie te wychodzą z chłodni akademii i są przekazywane w kulturze masowej, stając się zdrowym rozsądkiem.


Odbywa się to głównie poprzez konstrukcję „ramy”, czyli układu odniesienia, który ma na celu wyznaczenie granic debaty, określenie, co jest prawdą, a co fałszem, co jest dopuszczalne, a co nie. w wystąpieniach publicznych. Innymi słowy, rzeczywistość nie jest po prostu opisywana w selektywny i stronniczy sposób, ale jest budowana od zera, poprzez ciągłe i obsesyjne wbijanie serii pojęć. Jak pisze kanadyjski mediator masowy:


Przekazy medialne są potężnymi agentami kontroli społecznej, których reprezentacje rzeczywistości są skonstruowane, a nie tylko odzwierciedleniem rzeczywistości. Konstrukcja tych konwencji jako naturalnych i normalnych jest w większości ukryta przed wzrokiem, w postaci medialnego spojrzenia, które zakłada milcząco cały szereg wartości, norm, przekonań itp. I które jest w stanie zmienić postawy [i opinie] ludzie nie zdając sobie z tego sprawy ”.


Jest to szczególnie widoczne w debacie ekonomicznej, która jest prawdopodobnie obszarem, w którym manipulacja rzeczywistością osiąga najbardziej ekstremalne poziomy. Pomyślmy o niektórych mitach, które szerzyły się z większą siłą w ostatnich latach:
 

  • Państwo jest jak rodzina (i jako takie musi być administrowane i jako takie może zabraknąć mu pieniędzy, może zbankrutować itp.).

  • Musimy ciąć wydatki publiczne (emerytury, opieka zdrowotna itp.), Ponieważ „nie ma pieniędzy”.

  • Deficyty budżetowe są złe i i tak nie możemy ich zrobić, ponieważ w przeciwnym razie rynki ukarzą nas, sprawiając, że rozprzestrzenianie się gwałtownie wzrośnie.

  • Nie możemy spieniężyć deficytu i / lub długu, ponieważ spowoduje to inflację.


Etcetera, et cetera. Mógłbym ciągnąć godzinami.


Wszystkie te stwierdzenia w żaden sposób nie odzwierciedlają rzeczywistości funkcjonowania współczesnych systemów monetarnych. Z pewnością nie odzwierciedlają tego w krajach, które mają suwerenność monetarną, gdzie państwo jest absolutnie nieporównywalne z rodziną, ponieważ nie jest zwykłym użytkownikiem pieniędzy, ale emitentem pieniądza, z czego wynika, że ​​oczywiście nie może zabraknąć pieniędzy. ale nie podlega też wewnętrznym ograniczeniom poziomu deficytu i długu, jaki może osiągnąć. Ale nie odzwierciedlają tego nawet w przypadku kraju, takiego jak Włochy, które zrzekły się suwerenności monetarnej, z prostego faktu, że pomijają podstawową kwestię: to znaczy do tego stopnia, że ​​jesteśmy w rzeczywistości bardzo ograniczeni na naszych marginesach rentowności ekonomicznej. wynika to z dokonanego przez siebie wyboru (euro),


Warto zauważyć, jak pandemia obala po kolei wszystkie mity i dogmaty, które leżą u podstaw narracji liberalnej: wystarczy podać przykład, dziś wszystkie banki centralne monetyzują deficyt i dług, bez ani wzrostu stóp procentowych i spreadów (z prostego faktu, że jest to kontrolowane przez bank centralny, a nie rynki), ani inflacji. Krótko mówiąc, jesteśmy świadkami rażącego zaprzeczania narracji ekonomicznej, której serwowano nam w ostatnich latach, a jedynym celem jest skłonienie nas do przyjęcia szeregu środków, które - dziś powinno być jasne - miały charakter czysto polityczny, a nie techniczny. Tak jak zwiększamy deficyt w walce z pandemią,


Ale właśnie taki jest cel tej propagandy: naturalizacja i normalizacja status quo, jak wspomniano, aby przekonać nas, że stan rzeczy jest faktem nieuchronnym, niezmiennym, a tym samym ograniczyć naszą zdolność wyobrażenia sobie innej rzeczywistości. Ale to nie koniec. Ponieważ fałszywe mity teorii dominującej ekonomicznie są następnie dodatkowo wzmacniane przez uciekanie się do bardzo wyrafinowanych technik manipulacji, do których należy na przykład szerokie użycie języka metaforycznego.


Pomyślmy na przykład o frazach takich jak:
 

  • „Dług publiczny wisi jak głaz na naszych barkach”: przedstawienie długu publicznego jako głazu automatycznie prowadzi nas do skojarzenia długu z fizycznym uczuciem zgniatania, wywołując w ten sposób poczucie niepokoju i irracjonalnie prowadząc nas do odrzucenia długu publiczne i przeciwne jego zwiększeniu.

  • „Pogarszanie się stanu finansów publicznych” wiąże się ze wzrostem deficytu, co prowadzi do analogii na poziomie nieświadomym ze stanem zdrowia pacjenta, który widzi „pogarszający się” stan fizyczny.

  • „Krajowi grozi bankructwo”, co ponownie prowadzi nas do analogii między finansami państwa a naszymi osobistymi finansami lub finansami naszej firmy, wzmacniając pogląd, że rząd musi działać jak dobry człowiek rodzinny, prowadzenie rachunków w porządku.

  • Dług publiczny, który „ciąży na przyszłych pokoleniach”, który wzmacnia nasze poczucie winy. To samo dotyczy wyrażenia „zastawiamy naszą przyszłość”, co, co zrozumiałe, wywołuje u odbiorcy poczucie niepokoju i udręki.

  • Myślimy o tym samym pojęciu „deficytu”, który instynktownie kojarzy nam się z czymś negatywnym: brakiem, brakiem. Tak jak w naturalny sposób wydaje nam się, że posiadanie „nadwyżki”, „ekstra” czegoś jest lepsze niż posiadanie deficytu.

  • Albo myślimy o tym, jak narzędzia takie jak MES i fundusz naprawczy są zawsze określane jako „pomoc”, co natychmiast prowadzi nas do powiązania z naszym indywidualnym doświadczeniem, w którym pomoc jest zwykle czymś bezwarunkowym, darmowym, bezinteresownym - którym oczywiście te mechanizmy nie są.


I tak dalej. Teraz, niektórzy z głównych bohaterów tej narracji z pewnością spotkaliście się z nimi w telewizji lub przeglądając gazety: są to postacie takie jak Carlo Cottarelli, Veronica De Romanis, Elsa Fornero, Federico Fubini itp.: Postacie, które wypełniają nasze telewizyjne debaty, a także strony wszystkich głównych gazet.


Ważne jest, aby zrozumieć, że służy to stworzeniu ramy nie tylko dla nas wszystkich, ale także dla samych dziennikarzy, którzy pracują dla oficjalnych mediów, którzy w ten sposób nie zostaną poddani indywidualnemu praniu mózgu, ponieważ - w dobrej wierze lub dla samego przetrwania zawodowi - ograniczą się z własnej woli do papugowania ramy (praca ułatwiona przez analfabetyzm ekonomiczny, który charakteryzuje większość włoskich dziennikarzy).


Teraz możesz powiedzieć: «Ale kto już ogląda telewizję? Kto najczęściej czyta gazety? ».


To prawda, coraz mniej ludzi czyta gazety i coraz mniej osób (zwłaszcza młodych ludzi) ogląda telewizję, ale informacje czerpią gdzie indziej, głównie w mediach społecznościowych. Ale to nie wpłynęło na siłę głównych mediów w tworzeniu ramy. A to częściowo dlatego, że dzisiaj, w dobie internetu - w którym każdy ma dostęp do nieskończonej ilości informacji, które oczywiście nie są pod bezpośrednią kontrolą dużych grup ekonomicznych - konstrukcja kadru jest ważniejsza niż kiedykolwiek (i w rzeczywistości jest realizowany ze szczególną gwałtownością), ponieważ spełnia trzy podstawowe funkcje:
 

  1. Zatwierdzać wszystkie mikro-głowice bojowe, które są faktycznie niezależne od dużych grup. Mechanizm polega na zapewnieniu, że ci sami dziennikarze, blogerzy itp. które nie znajdują się pod skuteczną kontrolą nikogo, a więc teoretycznie mogłyby być rzecznikami alternatywnych wizji ekonomicznych, działać nieświadomie i często w dobrej wierze jako pas transmisyjny dominującej ideologii: pomyślmy na przykład o „młodych” i fałszywych ” alternatives ”jako Vice).

  2. Dyscyplinowanie dziennikarzy aspirujących do dyscypliny, którzy są świadomi korzyści zawodowych wynikających z poślubienia dominującej narracji oraz kosztów, jakie poniosą, sprzeciwiając się jej, czyli zazwyczaj wykluczenia z głównych obwodów medialnych i politycznych. Jednym z najbardziej sensacyjnych przypadków - który wyraźnie pokazuje zalety homologacji - jest przypadek samozwańczej ekonomistki społecznej Imen Jane, która szybko stała się gwiazdą Instagrama dzięki swoim „15-sekundowym lekcjom ekonomii” - w których nie zrobiła nic, tylko powtórzyła mity głównego nurtu - tylko po to, by powitać ją w salonach dobrobytu Partii Demokratycznej, na dużych konferencjach biznesowych (obok Cottarellego i innych), a nawet posunąć się do spotkania z Mattarellą. Szkoda, że ​​w przeciwieństwie do tego, co twierdził, nie ukończyła nawet studiów i dlatego szybko wypadła z łask. Ale jego przypadek bardzo dobrze pokazuje, jakie są potencjalne zalety homologacji w dziedzinie ekonomicznej.

  3. Z góry delegitymalizuj alternatywny punkt widzenia. Pomyślmy na przykład o używaniu takich etykiet jak „populizm”, „suwerenność”, „zaprzeczenie” i tak dalej. zidentyfikować każdego, kto ośmieli się mieć inne zdanie niż dominujące na temat imigracji, Unii Europejskiej, zarządzania pandemią itp. oraz kontekstowe mniej lub bardziej wyraźne skojarzenie tych terminów z niemal powszechnie stosowanymi terminami, takimi jak „faszyzm”, „nacjonalizm” itp.


To świetny sposób na przezwyciężenie mnożenia się źródeł informacji, które nie są pod bezpośrednią kontrolą elit. A na razie strategia nadal działa bardzo dobrze: każdemu zdarzyło się napisać coś w sieciach społecznościowych tylko po to, by inteligentni ludzie, niewątpliwie w dobrej wierze, oskarżyli go o bycie „populistami”, „suwerenami”, być może „faszystami” itp.


I tak elitom udało się stworzyć idealne warunki dla formy „zautomatyzowanej” i samoreplikującej się propagandy, przekształcającej całe obywatelstwo (lub jego znaczną część), dzięki mediom społecznościowym, w nieświadome wehikuły dominującej ideologii i w szczególności teorii ekonomii całkowicie sprzecznej z ich materialnymi interesami. Chapeau.
 

* [Tekst przemówienia Thomasa Faziego na temat ekonomicznej reprodukcji elit podczas  festiwalu wydawniczego i dziennikarskiego Libropolis ]




https://www.lantidiplomatico.it/dettnews-la_propaganda_automatizzata_il_capolavoro_comunicativo_delllite/33535_37722/




piątek, 9 października 2020

Rzymska willa

 

Rzym odsłania pozostałości rzymskiej willi ukrytej od 2000 lat na wzgórzu Awentyn


Rzymscy archeolodzy odsłonili pozostałości wspaniałej rzymskiej willi lub domus, zakopanej przez prawie 2000 lat pod blokiem mieszkalnym u podnóża Awentynu .

Spektakularnego odkrycia dokonano w 2014 roku podczas prac nad odpornością na trzęsienia ziemi fundamentów budynku z lat 50. XX wieku na Piazza Albania, niedaleko Circus Maximus.




Archeolodzy znaleźli szereg dużych pokoi ozdobionych okazałymi mozaikami i śladami fresków, a także przedmioty z codziennego rzymskiego życia, takie jak fragmenty misek i amfor, młotek, gwóźdź, chochle kuchenne, igły do ​​szycia i lampy oliwne.

Znaleźli również pozostałości kamiennej wieży z VI wieku pne - informuje włoska agencja informacyjna ANSA .


Po kilku latach wykonywania wykopów pod ziemią i prac budowlanych powyżej, które miały na celu przekształcenie inwestycji w 180 luksusowych apartamentów, kompleks mieszkaniowy szczyci się teraz własnym podziemnym muzeum, które zostanie otwarte dla publiczności w przyszłym miesiącu.














Kopanie o wartości 3 milionów euro, nadzorowane przez specjalny nadzór Rzymu, zostało sfinansowane przez właścicieli nieruchomości, BNP Paribas Real Estate, co jest okrzyknięte szlachetnym przykładem współpracy publicznej i prywatnej.


Dygresja:

Film dokumentalny "Na ratunek Pompejom" odcinek 2 - o płaskorzeźbie fallusa na ścianie jednego z budynków - "miały przynosić pomyślność"


Film dokumentalny "Skarby starożytnego świata: Odkrywanie Pompejów" odcinek 4 - Villa Misteriów i  czerwień pompejańska - pozyskiwana z  Hiszpanii z minerału - cynobru - prace z nim były bardzo szkodliwe dla zdrowia, bo barwnik zawierał rtęć. Barwnik ten był średnio 35 razy droższy niż inne.  

Lunapar - dosłownie "leże wilczycy"



https://www.wantedinrome.com/news/rome-unveils-remains-of-roman-villa-hidden-for-2000-years-on-the-aventine-hill.html?fbclid=IwAR0AJ4ZxGSX0dwP6U9xhyxWWp9Xlmijx0JFYnfl3VW99FQlPcMkXJ7mhyXw






czwartek, 8 października 2020

Wałęsa: "Pan Bóg z komputera"

 

przedruk


Wałęsa twierdzi, że "Pan Bóg z komputera" jest bardzo mądry - szczerze w to wątpię, moje doświadczenie jest takie, że to skończony imbecyl.


Czy poniższe wypociny to też jego suflerka?





Wałęsa mówi o piekle po śmierci. „Nie chcę tam być ze Stalinem”

FA, ADOM 19.09.2020, 12:54 |aktualizacja: 13:25



Już tęsknię do życia wiecznego – oznajmił Lech Wałęsa. Mówił też o piekle. Stwierdził, że nie chce tam być „ze Stalinem i Leninem”, bo będą go męczyć. Zapytany „jak świat powinien zapamiętać Lecha Wałęsę” oznajmił, że świat powinien go „zapomnieć”. Na pytanie komu ufa przyznał, że nikomu.


Były prezydent Polski, znany obecnie z nietypowych wypowiedzi i ostrej krytyki obozu rządzącego, na kilka dni przed swoimi 77. urodzinami w rozmowie z Faktem mówił o przemijaniu i o swojej wizji śmierci.

Wałęsa oznajmił, że „już tęskni do wiecznego życia”. – Chcę zobaczyć, co tam jest. To tutaj mnie już nudzi, tylko samego przejścia się boję. Choroby się boję, nieprzyjemności. Niczego poza tym – przyznał.

Dalej mówił, że musi zrobić wszystko, by nie trafić do piekła. – W piekle jest dobór negatywny – powiedział. Na pytanie, czy Lech Wałęsa trafi do piekła odparł: „No właśnie nie chcę być ze Stalinem, z Leninem. Bo wtedy będą mnie męczyć”.

Dostał też pytanie, czy na polskiej scenie politycznej jest ktoś obiecujący. – To nie jest takie proste. No proszę mi powiedzieć, kto by pomyślał, że można postawić na elektryka? Do dziś się wszyscy zastanawiają, jak to możliwe. Byli mądrzejsi, bardziej wykształceni, z lepszą tradycją, z lepszym przygotowaniem, no i co? – mówił o sobie.


Ocenił też Rafała Trzaskowskiego. – Ma szansę, ale nie ma praktycznego doświadczenia – powiedział otwarcie. Mówił, że „oni nie mają praktyki” jaką on ma.

Jakiej praktyki? – Takiej ludzkiej: wstać o 6., iść do roboty, wiedzieć, jak ludzie reagują. Proszę pani, ja musiałem przeskoczyć przez płot i zaskoczyć komunę. Musiałem być robotnikiem, bo z robotnikami ciężko było walczyć, cały ustrój był robotniczo-chłopski. Teraz jest już inna koncepcja. Już nie przeskakujcie przez płoty, bo sobie nogi połamiecie. Teraz trzeba to inaczej robić – powiedział.

Zapytany „jak świat powinien zapamiętać Lecha Wałęsę” oznajmił, że świat powinien go „zapomnieć”. – Był, minął, koniec. Są nowe czasy – dodał.


Na pytanie komu ufa przyznał, że nikomu, po chwili dodał, że Panu Bogu. – Ale to Pan Bóg z komputera, najwyższa klasa mądrości – stwierdził.



Los wyznaczył mi zburzyć stary porządek”. Wałęsa dla włoskich mediów

SJ, KF 08.10.2020, 20:06


  • Wszystko co wielkie i duże udało mi się idealnie rozwiązać. Oczywiście są jakieś grzecznościowe… ale to nie są duże poprawki, które naniósłbym na swoje życie (…) Los mi wyznaczył – zburzyć stary, niedobry porządek świata, który hamuje rozwój i oddać zwycięstwo narodom. I to wykonałem – powiedział w rozmowie z włoskimi mediami były prezydent Lech Wałęsa. Rozmowę zamieścił Wałęsa na Facebooku.

  • Resztę ma zrobić demokracja i najlepsze wybory. Oczywiście będąc prezydentem próbowałem trochę pokierować tym wszystkim, ale to nie do końca wyszło – mówił.

    Jak stwierdził, „uczestniczył w łańcuchu zdarzeń”.

    – W tym łańcuchu jest wiele ogniw, jednym z nich jest moje przeskoczenie przez płot. Walka była trudna – powiedział.

    – Okręt, na czele którego stałem, tracił szybkość. Nobel był powiewem w nasze żagle. To nas tak wzmocniło, że walczyliśmy lepiej, mocniej i dłużej. Bez Nobla trudno byłoby zwyciężyć – mówił były prezydent.

    – Nie mam wątpliwości, że taka była wola Nieba. Niebo mnie prowadziło. Taka była wola Nieba z nią się zawsze zgodzić trzeba. Zawsze bałem się Pana Boga i trochę żony – dodał.





https://www.tvp.info/49942544/walesa-mowi-o-piekle-po-smierci-nie-chce-tam-byc-ze-stalinem

https://www.tvp.info/50244743/los-wyznaczyl-mi-zburzyc-stary-porzadek-walesa-dla-wloskich-mediow







Niemiecki rząd Piłsudskiego

 


rząd Moraczewskiego stanowczo sprzeciwiał się rekrutacji i tworzeniu armii polskiej, pragnął poprzestać na milicji ludowej, która w jego opinii była bojówką socjalistyczną, organizowaną z żywiołów niekarnych[5]. Także w krajach Ententy niechętnie widziano rząd składający się z byłych sojuszników Niemiec.


https://pl.wikipedia.org/wiki/Rz%C4%85d_J%C4%99drzeja_Moraczewskiego



https://maciejsynak.blogspot.com/2019/02/bajeczki-zamiast-historii.html





środa, 7 października 2020

Głodzenie, a inne groźby

 

Wypowiedź byłej minister sprawiedliwości Niemiec nie jest ani przejęzyczeniem, ani pomyłką.

Jest to wypowiedź typu "głodnemu chleb na myśli" i jest jak najbardziej aktualna w polityce niemieckiej.


Przypominam fragment z mojego opracowania Wewrolf:


W 2009 roku Irlandia przyjęła Traktat Lizboński (czyli Konstytucję Europejską pod inną nazwą, po kosmetycznych zmianach).


Po referendum w Irlandii ws. przyjęcia tego Traktatu, kanclerz Niemiec Aniela Merkel w wypowiedzi dla mediów pogratulowała sukcesu narodowi niemieckiemu.


Polityczny plan Erharda - a właściwie pokoleniowy plan Niemców - jest w Niemczech tajemnicą poliszynela.



Większość Niemców po wojnie była przeciwna denazyfikacji, zaś w roku 1953 „byli” naziści wrócili na swe stanowiska w administracji państwowej...

Polecam książkę Alfreda Wahl'a:

 „Druga historia nazizmu w federalnych Niemczech po 1945 roku.”







Niestety konkluzja po lekturze jest dosyć smutna, a może przerażająca.. Niemcy po wojnie nie uległy żadnej zmianie, a co gorsza – nie uległa zmianie polityka niemiecka. 
Polacy po wojnie w olbrzymim stopniu zostali pozbawieni instynktu patriotycznego, a co gorsza – politycznego.



Pod linkiem znajdują się skany wybranych stron z książki:
http://maciejsynak.blogspot.com/p/pomorski-upr.html

*denazyfikacja - chodzi oczywiście o „wyczyszczenie” z nazistów...


Jak widać, pobyt w jednej unii (UE) z - że tak się wyrażę - byłymi nazistami - politykom PiS (o pruskiej Platformie nie wspominając) aż tak bardzo nie przeszkadza, jak przeszkadza im niezależna władza prezydenta Łukaszenki na Białorusi.

Białoruś to kraj, z którym przez kilkaset lat mieliśmy wspólną historię, język i kulturę, a przez ponad 200 lat - wspólne państwo.

A mimo tego, zamiast dążyć do ponownego zjednoczenia z Białorusinami, my koniecznie chcemy bratać się z ukrytym wrogiem za zachodnią granicą, KTÓRY NADAL PROWADZI PRZECIWKO NAM WOJNĘ - TYM RAZEM W FORMIE UTAJONEJ.

No i to utajenie czasami im nie wychodzi i oficjalnie padają słowa zazwyczaj wypowiadane tylko w zaciszu  gabinetów...


Białorusini mają takie same prawo odwoływać się do tradycji Unii polsko - litewskiej, jak i my.

Kiedyś polska szlachta zgodziła się oddać koronę "dzikusowi" z Litwy, co skończyło się utworzeniem jednej z największych potęg w Europie i jednym z najlepszych okresów  w naszej historii.


A wy? 


Myślicie o Polsce i jej przyszłości, czy o swoich posadach?




– Państwa takie jak Polska i Węgry muszą zostać finansowo zagłodzone – taką wypowiedź Barley, wiceszefowej Parlamentu Europejskiego zacytowała publiczna rozgłośnia radiowa Deutschlandfunk. Po fali krytyki w Polsce stacja złagodziła artykuł dostępny na jej stronie internetowej i poinformowała, że doszło do pomyłki. Miało chodzić jedynie o „zagłodzenie” premiera Węgier Wiktora Orbana. 

Polski wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński odsłuchał jednak wywiad z byłą minister sprawiedliwości Niemiec. 

Wbrew sprostowaniu słowa o „zagłodzeniu finansowym” Polski i Węgier padły.


Unia polsko-litewska – związek Korony Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Zapoczątkowany unią w Krewie w 1385 roku, potwierdzany w kolejnych aktach unii i wspólną osobą władcy, wzmocniony aktem unii lubelskiej 1569 roku, tworzącym wspólne państwo Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Realnie istniał do 1795.


  


http://werwolfcompl.blogspot.com/search?q=wahl

https://pl.wikipedia.org/wiki/Unia_polsko-litewska

https://www.tvp.info/50149228/niemiecka-polityk-chciala-glodzic-polske-jej-rodacy-mieli-w-tym-doswiadczenie-wideo



niedziela, 4 października 2020

Chwyt babiloński

 

Opowieść o wieży Babel pojawia się w Biblii w Księdze Rodzaju:

1Mieszkańcy całej ziemi mieli jedną mowę, czyli jednakowe słowa. 2A gdy wędrowali ze wschodu, napotkali równinę w kraju Szinear i tam zamieszkali. 3I mówili jeden do drugiego: „Chodźcie, wyrabiajmy cegłę i wypalmy ją w ogniu”. A gdy już mieli cegłę zamiast kamieni i smołę zamiast zaprawy murarskiej, 4rzekli: „Chodźcie, zbudujemy sobie miasto i wieżę, której wierzchołek będzie sięgał nieba, i w ten sposób uczynimy sobie znak, abyśmy się nie rozproszyli po całej ziemi”. 5A Pan zstąpił z nieba, by zobaczyć to miasto i wieżę, które budowali ludzie, 6i rzekł: „Są oni jednym ludem i wszyscy mają jedną mowę, i to jest przyczyną, że zaczęli budować. A zatem w przyszłości nic nie będzie dla nich niemożliwe, cokolwiek zamierzą uczynić. 7Zejdźmy więc i pomieszajmy tam ich język, aby jeden nie rozumiał drugiego!” 8W ten sposób Pan rozproszył ich stamtąd po całej powierzchni ziemi, i tak nie dokończyli budowy tego miasta. 9Dlatego to nazwano je Babel, tam bowiem Pan pomieszał mowę mieszkańców całej ziemi. Stamtąd też Pan rozproszył ich po całej powierzchni ziemi[3] (Biblia Tysiąclecia, Księga Rodzaju 11,1-9)



Inne tradycje

  • Także u różnych ludów Ameryki Środkowej znajdowały się podobne podania.

    • Od Indian Cholula, w których mieście znajdowała się piramida schodkowa zajmująca powierzchnię trzykrotnie większą od piramidy Cheopsa pochodzi historia spisana przez dominikanina Diego Durana (1537–1588) w jego dziele „Historia Antiqua de la Nueva Espana”. Według legendy, którą miał przekazać autorowi stuletni kapłan z Choluli tuż po podboju Meksyku: na początku pojawili się olbrzymi, którzy zawładnęli ziemią i zafascynowani słońcem po nieudanych próbach odnalezienia jego wschodu i zachodu postanowili zbudować bardzo wysoką wieżę, która dosięgałaby nieba. Prace były prowadzone przez olbrzyma Xelhua, jednego z siedmiu, którzy uratowali się z potopu. Za surowiec posłużyła im bardzo lepka glina oraz bitum. Bogowie zniszczyli ją ogniem i pomieszali języki budowniczych.

    • Inna historia przypisywana przez historyka Don Ferdynanda d’Alva Ixtilxochitl (1565–1648) Toltekom podaje, że po tym jak ludzie rozmnożyli się w następstwie wielkiego potopu wznieśli oni wysoką zacuali, czy też wieżę w celu uratowania się na wypadek drugiego potopu. Jednakże ich języki uległy pomieszaniu i rozeszli się w różne części Ziemi.

  • W Ameryce Północnej podobną historię przypisuje się Indianom Tohono O’odham. Według tej legendy Montezuma uciekł wielkiej powodzi. Potem stał się zły i zajął się budową domu sięgającego Nieba, ale Wielki Duch zniszczył tę budowlę błyskawicami.(Bancroft, vol. 3, p. 76; oraz History of Arizona)

  • Ślady podania odznaczającego się pewnym stopniem podobieństwa do historii wieży Babel zostały odnotowane u plemienia Taru zamieszkującego Nepal oraz północne Indie. (Raport ze spisu ludności Bengalu, 1872, p. 160)

  • W Afryce według dr Davida Livingstone’a ludzie zamieszkujący okolice jeziora Ngami, których odwiedził w 1879, mieli podobną tradycję. W ich wersji budowniczy „rozbili sobie głowy podczas upadku rusztowania” (Missionary Travels, rdz. 26)

  • W Estonii występuje mit o „Gotowaniu Języków” (Kohl, Reisen in die 'Ostseeprovinzen, ii. 251-255), który także jest rozpatrywany w związku z historią wieży Babel.



Jak już pisałem wcześniej, wędrująca Cywilizacja Śmierci dokonywała zmian w świadomości i życiu ludzi poprzez bardzo powolną - opartą w dużej mierze o zastępowalność pokoleń - podmianę znaczeń.


Zmieniano znaczenie słów, zmieniano same słowa i mowę, tworząc nowe języki i kulturę, coraz bardziej zaciemniając pamięć o przeszłości.


Celem ułatwienia, metodę tą będę nazywał:

 metodą lub chwytem babilońskim (babelońskim).






https://pl.wikipedia.org/wiki/Wie%C5%BCa_Babel


środa, 23 września 2020

Kania u Kaszubów



kania nie mówi po aramejsku

więc w zasadzie nie ma to związku z kanią u Leonarda i Castanedy.

Ale jak najbardziej ma to wielkie znaczenie, bo ma związek z obaleniem Raju.















Kania u Castanedy



A mówiąc dokładniej - latawiec u Castanedy.

Artykuł ściśle powiązany z poprzednim:

https://maciejsynak.blogspot.com/2020/09/kania-u-leonarda.html

oraz:

https://maciejsynak.blogspot.com/2020/09/kania-u-kaszubow.html
https://maciejsynak.blogspot.com/2019/11/morfeusz-albo-antropomorfizacja.html

https://maciejsynak.blogspot.com/2020/04/legion.html



Poszedłem na łatwiznę, więc fragmenty dotyczące latawca poszukałem w sieci. Na stronę trafiłem przypadkowo i nie weryfikowałem, czy tłumaczenie jest poprawne.

Temat wetico to dla mnie nowość – ja widzę to inaczej – dla mnie to raczej aluzja do nanobotów.


Sednem sprawy jest „zwyczajne” pranie mózgów dokonywane w bardzo długim czasie – co prawda przy udziale „zainfekowanych” osób - manipulacje i kłamstwa stopniowo coraz bardziej zaciemniają rzeczywisty obraz świata i to min. potęgują konflikty między ludźmi.

Przy bardzo aktywnym udziale owych „zainfekowanych”.

Opisy dotyczące wetico traktuję jako ciekawe uzupełnienie do analizy tematu.



Ludzie dokonują projekcji "własnych" wyobrażeń, a potem na nie reagują – owi posłańcy zła pracują dokładnie nad tym, byśmy mieli właśnie te określone wyobrażenia.


Chciałem zaznaczyć, że dzisiaj jak i ponad 20 lat temu kiedy czytałem książkę mam nieodparte wrażenie, że opisy obrzydzenia jakie odczuwa Castaneda podczas rozmowy są absolutnie nieszczere, sztuczne i co najmniej zastanawiające.



Oto fragmenty - kolorem odznaczyłem frazy godne zastanowienia, jak i bardzo istotne.




Bańka percepcji




„Znajdujemy się wewnątrz bańki, w której zostaliśmy umieszczeni w momencie narodzin. Z początku bańka, jest otwarta, ale potem zaczyna się zamykać, aż w końcu, zostajemy w niej zapieczętowani. Ta bańka to nasza percepcja. Przez całe życie pozostajemy w jej środku. A to, co postrzegamy na jej zakrzywionych ściankach, jest naszym własnym odbiciem. To co się odbija jest naszym obrazem świata (opis, który stał się obrazem). Zadanie nauczyciela polega na przemianie obrazu tak, aby przygotować świetlistą istotę na moment otwarcia bańki z zewnątrz przez dobroczyńcę. Bańkę otwiera się, żeby pozwolić świetlistej istocie zobaczyć swoją pełnię.”

~Carlos Castaneda






Poniżej cytat z ostatniej napisanej przez Carlosa Castanedę książki „Aktywna strona nieskończoności”




* * *




… Mamy towarzysza na całe życie – powiedział tak dobitnie, jak tylko potrafił. – Drapieżcę, który przybył z otchłani kosmosu i zawładnął naszym życiem. Ludzie są jego więźniami. Ten drapieżca jest naszym panem i władcą. Zrobił z nas potulne, bezradne baranki. Jeżeli chcemy się zbuntować, bunt zostaje zdławiony. Jeżeli chcemy działać niezależnie, rozkazuje nam, byśmy tego nie robili.
[…]
– Tylko dzięki samodzielnym staraniom dotarłeś do czegoś, co szamani starożytnego Meksyku nazywali kwestią nad kwestiami – rzekł don Juan. – Tym razem cały czas owijałem rzeczy w bawełnę, sugerując ci, że jesteśmy przez coś więzieni. I rzeczywiście, coś nas więzi! Dla czarowników starożytnego Meksyku był to fakt energetyczny.Zawładnęli nami, ponieważ jesteśmy ich pożywieniem, i uciskają nas bezlitośnie, ponieważ utrzymujemy ich przy życiu. My hodujemy kurczęta na kurzych fermach, gallineros, drapieżcy zaś hodują nas na ludzkich fermach, humaneros. Dlatego zawsze mają co jeść.

Poczułem, że gwałtownie kręcę głową na boki. Nie potrafiłem wyrazić swego głębokiego zaniepokojenia i niezadowolenia, ale moje ciało zaczęło się poruszać, by dać upust tym uczuciom. Trząsłem się cały, od włosów na głowie po czubki palców stóp, zupełnie bezwolnie.

– Nie, nie, nie, nie – usłyszałem swój głos. – To absurd, don Juanie. To, co mówisz, jest potworne. To po prostu nie może być prawda, ani dla czarowników, ani dla przeciętnych ludzi, ani dla nikogo.
– Dlaczego nie? – zapytał chłodno don Juan. – Dlaczego nie? Bo cię to doprowadza do szału?
– Tak, doprowadza mnie to do szału – odparłem sucho. – Twoje sugestie są potworne!
– No cóż – powiedział – nie wysłuchałeś jeszcze wszystkich moich sugestii. Poczekaj chwilkę i potem oceń, co na ten temat sądzić. Zaraz dostaniesz się w prawdziwą nawałnicę. To znaczy, że twój umysł zostanie wystawiony na zmasowany atak, a ty nie będziesz mógł się poddać i sobie pójść, bo jesteś w pułapce. Nie dlatego, że cię uwięziłem, ale dlatego, że coś ukryte głęboko w tobie nie pozwoli ci odejść, choć jakaś część ciebie po prostu wpadnie w szał. Tak więc, przygotuj się!
– Chcę przemówić do twojego analitycznego umysłu – rzekł don Juan. – Zastanów się przez chwilę, a potem mi powiedz, jak byś wytłumaczył sprzeczność pomiędzy inteligencją człowieka-inżyniera i głupotą jego przekonań albo głupotą jego pełnego sprzeczności zachowania.
Czarownicy są przekonani, że to drapieżcy dali nam przekonania, nasze pojęcia dobra i zła, nasze prawa społeczne. To oni stworzyli nasze nadzieje i oczekiwania, sny o powodzeniu i myśli o porażce. Dali nam pożądanie, chciwość i tchórzostwo. To przez drapieżców jesteśmy tak zadowoleni z siebie, schematyczni i egoistyczni.

– Ale jak można tego dokonać, don Juanie? – zapytałem, jakby bardziej jeszcze rozeźlony tym, co mówi. – Szepcą nam to wszystko do ucha, kiedy śpimy?

– Nie, nie robią tego w ten sposób. To idiotyczny pomysł! – odparł z uśmiechem. – Są nieskończenie skuteczniejsi i bardziej zorganizowani, niż ci się zdaje. Aby zapewnić sobie naszego posłuszeństwo, uległość i słabość, drapieżcy wykonali fantastyczne posunięcie – fantastyczne, oczywiście, z punktu widzenia strategii wojennej, a przerażające z punktu widzenia tych, przeciwko którym zostało skierowane. Oddali nam swój umysł! Słyszysz, co mówię? Drapieżcy oddają nam swój umysł, który staje się naszym umysłem. Umysł drapieżców jest barokowy, pełen sprzeczności, posępny, przepełniony obawą przed zdemaskowaniem, które może nastąpić lada chwila.

Wiem, że choć nigdy nie cierpiałeś głodu – ciągnął – odczuwasz niepokój związany z jedzeniem, który nie jest niczym innym, jak niepokojem drapieżcy, że w każdej chwili jego posunięcie zostanie odkryte i zabraknie mu pożywienia. Poprzez umysł, który w końcu jest ich umysłem, drapieżcy wtłaczają w życie ludzi wszystko, co im pasuje. W ten sposób zapewniają sobie pewne bezpieczeństwo, które niczym bufor neutralizuje nieco ich strach.

– To nie o to chodzi, don Juanie, że nie mogę przyjąć tego ot tak – powiedziałem. – Mógłbym to zrobić, ale jest w tym coś tak ohydnego, że mnie po prostu odrzuca. Zmusza mnie do zajęcia w tej sprawie stanowiska oponenta. Jeżeli to prawda, że nas zjadają, jak to się odbywa?

Na twarzy don Juana malował się szeroki uśmiech. Był zadowolony jak wszyscy diabli. Wyjaśnił mi, że czarownicy widzą niemowlęta jako dziwne, świetliste kule energii, pokryte od samej góry do samego dołu czymś w rodzaju lśniącej otoczki, przypominającej plastykową pokrywę, ciasno dopasowaną do ich kokonu energii. Powiedział, że to właśnie ta lśniąca otoczka świadomości stanowi pożywienie drapieżców i że do czasu osiągnięcia przez człowieka dorosłości pozostaje z niej jedynie wąski strzęp, który biegnie od podłoża do czubków palców u stóp. Strzęp ten pozwala ludzkości zaledwie na przeżycie, ale nic ponadto.

Zupełnie jak we śnie słyszałem, jak don Juan Matus wyjaśnia mi, że o ile mu wiadomo, człowiek jest jedynym gatunkiem istot, u którego lśniąca otoczka świadomości leży poza tym świetlistym kokonem. Dlatego też jest łatwą zdobyczą dla świadomości innego rzędu, takiej jak ciężka świadomość drapieżcy.

Następnie powiedział coś, co zdruzgotało mnie doszczętnie. Stwierdził, że ów wąski strzęp świadomości stanowi samo centrum autorefleksji, w której człowiek nieuleczalnie się pogrążył. Grając na naszej autorefleksji, która jest jedynym ocalałym punktem świadomości, drapieżcy tworzą rozbłyski świadomości, które następnie bezwzględnie pożerają. Podsuwają nam idiotyczne problemy, które wymuszają powstanie tych rozbłysków świadomości, i w ten sposób utrzymują nas przy życiu, żeby później móc się odżywiać owymi energetycznymi rozbłyskami powstałymi dzięki naszym niby-problemom.

Musiało być coś w tym, co mówił don Juan; byłem w tym momencie tak zdruzgotany, że najzwyczajniej w świecie zrobiło mi się niedobrze.

Po chwili, wystarczająco długiej, bym zdążył dojść do siebie, zapytałem go:
– Ale dlaczego czarownicy starożytnego Meksyku i współcześni czarownicy nic z tym nie robią, choć widzą drapieżców?
– Ani ty, ani ja nic nie możemy z tym zrobić – odrzekł don Juan poważnym, smutnym głosem. – Jedyne, co nam pozostaje, to poddać się dyscyplinie, dzięki której w końcu nie będą mogli nas tknąć. Jak chcesz wymagać od innych, by wzięli na siebie taki trud? Wyśmieją cię i wyszydzą, a co bardziej agresywni dadzą ci taki wpierdol, że popamiętasz. I zasadniczo nie dlatego, żeby nie chcieli ci wierzyć. Głęboko w każdym człowieku tkwi atawistyczna, intuicyjna świadomość istnienia drapieżców.

Mój analityczny umysł podnosił się i opadał niczym jo-jo. Puszczał mnie i wracał, puszczał i znowu wracał. Twierdzenia don Juana były po prostu niedorzeczne, niewiarygodne, a jednocześnie tak niezwykle sensowne i proste. Tłumaczyły każdą sprzeczność ludzkiego zachowania, która tylko przyszła mi na myśl. Ale jakżeż można było traktować to wszystko poważnie? Don Juan wpychał mnie pod lawinę, która mogła pochłonąć mnie na zawsze.

Uderzyła we mnie kolejna fala poczucia zagrożenia. Choć nie ja byłem jego źródłem, było ono jednak ze mną związane. Don Juan coś ze mną robił, coś niejawnie dobrego i potwornie złego zarazem. Odczuwałem to jako próbę przecięcia cienkiej warstewki czegoś, czym byłem jakby oklejony. Jego oczy wpatrywały się we mnie nieruchomo. Odwrócił wzrok i zaczął mówić, nie patrząc już w moją stronę.

– Jeżeli tylko kiedyś zaczną cię niebezpiecznie trapić jakieś wątpliwości – powiedział – zareaguj pragmatycznie. Wyłącz światło. Przeniknij ciemność; przekonaj się, co dostrzegasz.
Wstał, żeby wyłączyć światło. Powstrzymałem go.
– Nie, nie, don Juanie – odezwałem się – nie wyłączaj światła. Wszystko w porządku.
Czułem w tamtej chwili bardzo niezwyczajny jak na mnie strach przed ciemnością. Na samą myśl o niej zaczynałem ciężko dyszeć. Nie miałem wątpliwości, że intuicyjnie coś sobie uświadamiam, ale nie śmiałem tego dotknąć ani w pełni sobie uzmysłowić, za żadne skarby tego świata!
– Dostrzegłeś ulotne cienie na tle drzew – powiedział don Juan, siadając z powrotem na swoim krześle. – To bardzo dobrze. Chciałbym, żebyś zobaczył je w tym pokoju. Nie będziesz niczego widział. Będziesz zaledwie wychwytywał ulotne obrazy. Na to masz dość energii.
Obawiałem się, że don Juan i tak wstanie i zgasi światło; tak też zrobił. Dwie sekundy później darłem się na całe gardło. Nie dość, że faktycznie kątem oka dostrzegłem owe ulotne obrazy, to jeszcze usłyszałem, jak brzęczą mi koło ucha. Don Juan skręcał się ze śmiechu, włączywszy na powrót lampę.

– Ależ ten gość ma temperament! – orzekł. – Z jednej strony totalny sceptyk, a z drugiej totalny pragmatyk. Będziesz musiał sobie zaaranżować tę wewnętrzną walkę. Inaczej napuchniesz jak wielka ropucha i w końcu strzelisz. Coraz głębiej wbijał mi szpilę.
– Czarownicy starożytnego Meksyku – powiedział – widzieli drapieżcę. Nazwali go latawcem, bo skacze w powietrzu. Nie jest to urzekający widok. To wielki cień, mroczny i nieprzenikniony, czarny cień, który w podskokach przemieszcza się w powietrzu. Potem ląduje płasko na ziemi. Czarowników starożytnego Meksyku niezwykle nurtowało pytanie, kiedy pojawił się on na Ziemi. Rozumowali tak, że człowiek w pewnym okresie musiał być istotą doskonałą, obdarzoną fenomenalnym wglądem, zdolnym do takich wyczynów percepcji, że dziś są one przedmiotem legend. A potem wszystko jakby zniknęło i oto mamy obecnie człowieka uśpionego.

Chciałem się rozgniewać, nazwać go paranoikiem, ale gdzieś zniknęło to poczucie prawa do słusznego gniewu, które zawsze miałem. Coś we mnie wyrosło ponad poziom, na którym zawsze zadawałem sobie ulubione pytanie: “A co, jeśli wszystko to, co mówi, jest prawdą?” Wtedy, tamtej nocy, kiedy ze mną rozmawiał, w głębi mego serca czułem, że wszystko, co mówi, jest prawdą; jednocześnie jednak równie silne było przekonanie, że wszystko, co mówi, to czysty absurd.

– Co ty opowiadasz, don Juanie? – zapytałem słabo. Gardło miałem ściśnięte. Z trudem oddychałem.
– Opowiadam, że naszym przeciwnikiem nie jest zwykły drapieżca. Jest bardzo przemyślny i zorganizowany. Metodycznie przestrzega planu, który czyni z nas istoty bezużyteczne. Człowiek, istota magiczna, nie jest już magiczny. Jest zwykłym kawałkiem mięsa. Człowiekowi nie pozostały już żadne marzenia oprócz marzeń zwierzęcia hodowanego dla mięsa: marzeń wyświechtanych, konwencjonalnych i kretyńskich.

Słowa don Juana wywoływały we mnie dziwną fizyczną reakcję, podobną do mdłości. Czułem się znów tak, jakbym miał za chwilę zwymiotować. Ale źródłem nudności były najgłębsze pokłady mojej istoty, sam szpik kości. Zacząłem konwulsyjnie drżeć. Don Juan potrząsnął mnie mocno za ramiona. Poczułem, jak szyja mi się trzęsie pod wpływem jego uścisku. Uspokoiłem się od razu. Odzyskałem nieco kontroli nad sobą.

– Ten drapieżca – powiedział don Juan – który jest, rzecz jasna, istotą nieorganiczną, nie jest dla nas tak całkowicie niewidzialny jak inne istoty nieorganiczne. Myślę, że jako dzieci go widzimy; jest to dla nas jednak tak przerażający widok, że nawet nic chcemy o tym myśleć. Dzieci, rzecz jasna, czasem się upierają i chcą zwrócić na niego baczniejszą uwagę, lecz wszyscy dokoła zniechęcają je do tego.

Jedyną alternatywą dla ludzkości – ciągnął – jest dyscyplina. Dyscyplina to jedyny środek zaradczy. Ale gdy mówię o dyscyplinie, nie chodzi mi o jakieś ascetyczne praktyki. Nie chodzi mi o to, żeby wstawać o piątej trzydzieści każdego ranka i polewać się zimną wodą aż do zsinienia.
Poprzez dyscyplinę czarownicy rozumieją umiejętność niewzruszonego stawiania czoła przeciwnościom losu, których nie braliśmy pod uwagę w naszych oczekiwaniach. Dla nich dyscyplina jest sztuką: sztuką stawiania czoła nieskończoności bez mrugnięcia okiem i to nie dlatego, że są oni silni i twardzi, lecz dlatego, że przepełnia ich nabożna cześć.

Dyscyplina sprawia, iż lśniąca otoczka świadomości staje się dla latawca niesmaczna. Efekt jest taki, że drapieżcy są zdezorientowani. Lśniąca otoczka świadomości, która jest niejadalna, nie mieści się, jak sądzę, w ich systemie poznawczym. Zdezorientowani, nie mają innego wyjścia, jak tylko odstąpić od swych nikczemnych zamiarów.

Jeżeli drapieżcy nie będą przez jakiś czas zjadać naszej lśniącej otoczki świadomości – ciągnął – ta będzie dalej rosnąć. Upraszczając tę kwestię maksymalnie, mogę powiedzieć tak, że czarownicy, dzięki zachowywaniu dyscypliny, odpychają drapieżców wystarczająco długo, by ich lśniąca otoczka świadomości rozrosła się powyżej poziomu palców stóp. Kiedy już przekroczy ten poziom, urasta z powrotem do pierwotnych rozmiarów. Czarownicy starożytnego Meksyku mawiali, że lśniąca otoczka świadomości jest jak drzewo. Jeżeli go nie przycinać, rozrasta się do naturalnych rozmiarów i osiąga naturalną gęstość. Gdy świadomość osiąga poziomy ponad poziomem palców stóp, jej fenomenalne wyczyny stają się oczywistością.

Wspaniała sztuczka dawnych czarowników – ciągnął don Juan – polegała na obciążeniu umysłu latawca dyscypliną. Stwierdzili oni, że jeśli narzucić umysłowi latawca wewnętrzną ciszę, wówczas obca instalacja się rozprasza; daje to każdemu, kto wykonuje ten manewr, absolutną pewność zewnętrznego pochodzenia umysłu. Obca instalacja powraca, tego możesz być pewien, ale już nie tak silna, i tak oto rozpoczyna się proces, w którym rozpraszanie umyslu latawca staje się zabiegiem rutynowym; proces ten trwa tak długo, aż pewnego dnia umysł latawca rozprasza się na dobre. Smutny to dzień, doprawdy! Od tego dnia będziesz musiał się opierać na własnej inwencji, która jest bliska zeru. Nie będzie już nikogo, kto by ci powiedział, co masz robić. Nie będzie już żadnego zewnętrznego umysłu, który mógłby ci dyktować kretyństwa, do których zostałeś przyzwyczajony.
Mój nauczyciel, nagual Julian, zawsze przestrzegał wszystkich swoich uczniów – kontynuował don Juan – że jest to najcięższy dzień w życiu czarownika, ponieważ prawdziwy umysł – ten, który należy do nas, łączna suma wszystkiego, czego doświadczyliśmy – po trwającym całe życie poddaństwie, jest nieśmiały, niepewny i nie można na nim polegać. Osobiście powiedziałbym, że dla czarownika prawdziwa bitwa rozpoczyna się dopiero w tym momencie. Cała reszta to tylko przygotowania.

Byłem naprawdę głęboko poruszony. Chciałem dowiedzieć się czegoś więcej, a z drugiej strony coś dziwnego gdzieś w głębi mnie głośno się domagało, bym się nie odzywał, podsuwając mi myśl o mrocznym finale całej sprawy i karze – czymś w rodzaju boskiego gniewu, który mnie dosięgnie za grzebanie przy czymś, co sam Bóg okrył tajemnicą. Musiałem się zdobyć na ogromny wysiłek, żeby przechylić szalę zwycięstwa na korzyść mojej ciekawości.

– Co… co… co znaczy – usłyszałem własne słowa – obciążanie umysłu latawca?
– Dyscyplina niesamowicie obciąża obcy umysł – odrzekł. – Tak więc, dzięki niej czarownicy przełamują obcą instalację.

Jego słowa mnie przygniotły. Byłem przekonany, że albo don Juan kwalifikuje się do zakładu zamkniętego, albo mówi mi coś tak potwornie niesamowitego, że to we mnie wszystko zamiera. Zauważyłem jednak, jak szybko wykrzesałem z siebie dość energii, by sprzeciwić się wszystkiemu, co powiedział. Po chwili paniki zacząłem się śmiać, zupełnie jakby don Juan opowiedział jakiś dowcip. Usłyszałem nawet, jak mówię:
– Don Juanie, don Juanie, jesteś niepoprawny!

Rozumiał chyba wszystko, co się we mnie działo. Kiwał głową na boki i wznosił oczy w górę w geście udawanej rozpaczy.
– Jestem tak niepoprawny – powiedział – że zaraz zafunduję umysłowi latawca, który w sobie nosisz, jeszcze jeden wstrząs. Wyjawię ci jeden z najbardziej niesamowitych sekretów magii. Opiszę ci odkrycie, którego weryfikacja i uporządkowanie zajęła czarownikom tysiące lat.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się złowrogo.

– Umysł latawca rozprasza się na zawsze – powiedział – kiedy czarownikowi uda się pochwycić wibrującą siłę, która utrzymuje w jednej całości skupisko naszych pól energii. Jeżeli utrzymają w tym uchwycie dostatecznie długo, umysł latawca zostaje pokonany i się rozprasza. I to właśnie zaraz zrobisz: uchwycisz się energii, która utrzymuje nas w jednej całości.
Zareagowałem na to w tak niewytłumaczalny sposób, że aż trudno to sobie wyobrazić. Coś we mnie zadrżało, zupełnie jakby pod wpływem silnego wstrząsu. Ogarnął mnie niezrozumiały strach, który natychmiast skojarzyłem z moim religijnym wychowaniem.
Don Juan zmierzył mnie spojrzeniem od stóp do głów.

– Boisz się gniewu boskiego, co? – odezwał się. – Bądź spokojny, to nie twój strach. To strach latawca, bo on wie, że zrobisz dokładnie to, co ci każę.
Jego słowa wcale mnie nie uspokoiły. Poczułem się jeszcze gorzej. Ogarnęły mnie mimowolne, konwulsyjne drgawki i nie było żadnego sposobu, by je opanować.
– Nie martw się – powiedział spokojnie don Juan. – Wiem z doświadczenia, że te ataki bardzo szybko tracą na sile. Umysłu latawca nie stać nawet na odrobinę koncentracji.
Po chwili wszystko ustało, tak jak przepowiedział don Juan. Słowo “oszołomiony” w odniesieniu do mojego stanu w tamtym momencie byłoby eufemizmem. Po raz pierwszy w życiu, z don Juanem czy bez, naprawdę nie miałem pojęcia, co się ze mną dzieje. Chciałem wstać z krzesła i przejść się, ale paraliżował mnie śmiertelny strach. Byłem wypełniony racjonalnymi sądami, a jednocześnie przepełniał mnie infantylny strach. Zacząłem głęboko oddychać, a całe moje ciało pokrył zimny pot. W jakiś sposób moje oczy otwarły się na potworny widok: gdziekolwiek się obróciłem, skakały czarne, ulotne cienie.

Przymknąłem powieki i oparłem głowę na oparciu krzesła.
– Nie wiem, dokąd teraz pójść, don Juanie – odezwałem się. – Dzisiaj naprawdę ci się udało zupełnie poplątać moje ścieżki.
– Rozdziera cię wewnętrzna walka – powiedział don Juan. – Głęboko w środku wiesz, że nie jesteś w stanie odrzucić przyzwolenia na to, by nieodłączna część ciebie, twoja lśniąca otoczka świadomości, stała się w niepojęty sposób źródłem pożywienia dla istot o niepojętej dla nas naturze. A inna część ciebie będzie się temu przeciwstawiać całą swoją mocą.
Przewrót czarowników – ciągnął – polega na tym, że odmówili oni honorowania umów, w których nie byli stroną. Nikt mnie nigdy nie pytał o to, czy nie zgodziłbym się zostać pożarty przez istoty o odmiennym rodzaju świadomości. Moi rodzice po prostu wprowadzili mnie na ten świat po to tylko, bym został czyimś pożywieniem, tak samo jak i oni – koniec, kropka.

[…]

Po powrocie do domu, z biegiem czasu, idea latawców stała się jedną z największych obsesji mojego życia. Doszedłem do takiego punktu, że czułem, iż don Juan miał w tej materii absolutną rację. Bez względu na to, jak bardzo się starałem, nie udawało mi się podważyć jego logiki.

Im więcej o tym myślałem, im więcej rozmawiałem z samym sobą i innymi ludźmi, im więcej samego siebie i innych obserwowałem, tym silniejsze było moje przekonanie, że coś czyni z nas istoty niezdolne do jakiegokolwiek działania, jakiejkolwiek relacji i jakiejkolwiek myśli, która nie ogniskowałaby się na ,ja”. Moje troski, podobnie jak troski każdego, kogo znałem lub z kim rozmawiałem, koncentrowały się właśnie na tym. Ponieważ nie umiałem znaleźć wytłumaczenia tak uniwersalnej homogeniczności, byłem przekonany, że tok rozumowania don Juana jest najbardziej odpowiednim sposobem objaśnienia tego fenomenu.

Poświęciłem się głębszej analizie literatury dotyczącej mitów i legend. Uświadomiłem sobie wówczas coś, czego nigdy wcześniej nie odczuwałem: każda z przeczytanych przeze mnie książek była interpretacją mitów i legend. Przez każdą z nich przemawiał ten sam, homogeniczny umysł. Style były odmienne, lecz ukryty pod warstwą słów zamiar jednakowy: pomimo tego, że temat pracy dotyczył czegoś tak abstrakcyjnego jak mity i legendy, autorowi zawsze udało się zawrzeć w niej jakieś opinie o sobie. Celem każdej z tych książek nie było omówienie rzeczonego tematu; była nim autoreklama. Nigdy wcześniej sobie tego nie uświadamiałem.

Przypisywałem moją reakcję wpływowi don Juana. Pytanie, które sobie stawiałem, brzmiało tak: czy to on wpływa na mnie tak, że coś takiego dostrzegam, czy też rzeczywiście istnieje jakiś obcy umysł, który dyktuje wszelkie nasze poczynania? Siłą rzeczy odruchowo znów popadłem w negację, i niczym wariat zacząłem po kolei przechodzić od negacji do akceptacji i tak w kółko. Coś we mnie wiedziało, że bez względu na to, do czego pije don Juan, jest to fakt energetyczny; jednak inny wewnętrzny głos mówił, że to wszystko brednie. Wynikiem tych wewnętrznych zmagań były bardzo złe przeczucia, wrażenie, że zawisło nade mną wielkie niebezpieczeństwo.

Przeprowadziłem szeroko zakrojone badania, poszukując śladów koncepcji latawców w innych kulturach, ale nigdzie nie udało mi się znaleźć żadnej wzmianki na ten temat. Wyglądało na to, że don Juan jest jedynym źródłem informacji w tej materii. Kiedy zobaczyłem się z nim następnym razem, natychmiast przeszedłem do tematu.

– Robiłem, co mogłem, by podejść do tego zagadnienia racjonalnie – powiedziałem – ale nie mogę. Są takie chwile, kiedy absolutnie się z tobą zgadzam w kwestii drapieżców.

– Skup swoją uwagę na ulotnych cieniach, które obecnie widzisz – odrzekł don Juan z uśmiechem.
Powiedziałem mu, że owe ulotne cienie staną się końcem mojego racjonalnego życia. Widziałem je wszędzie. Od czasu gdy wyszedłem wówczas z jego domu, nie byłem w stanie zasnąć po ciemku. Spanie przy włączonym świetle w ogóle mi nie przeszkadzało. Jednak z chwilą gdy je gasiłem, wszystko dokoła mnie zaczynało skakać. Nigdy nie dostrzegałem kompletnych postaci ani kształtów. Widziałem jedynie ulotne, czarne cienie.
– Umysł latawca jeszcze cię nie puścił – rzekł don Juan. – Został ciężko ranny. Robi wszystko, by zreorganizować swoją relację z tobą. Ale coś w tobie zostało na zawsze przerwane. Latawiec o tym wie. Prawdziwe niebezpieczeństwo leży w tym, że umysł latawca może zwyciężyć, doprowadzając cię do wyczerpania i zmuszając do zarzucenia dalszej walki, jeśli dobrze rozegra kartę sprzeczności pomiędzy tym, co on ci mówi, i tym, co ja ci mówię.

Bo widzisz, umysł latawca nie ma konkurencji – ciągnął dalej don Juan. – Kiedy coś orzeka, zgadza się z własnym zdaniem i każe ci wierzyć, że zrobiłeś coś wartościowego. Umysł latawca powie ci, że to, co ci mówi Juan Matus, to wierutne bzdury, po czym ten sam umysł zgodzi się ze swym własnym stwierdzeniem. A ty powiesz: “Tak, oczywiście, że to bzdury”. W taki właśnie sposób zostajemy pokonani.

Latawce są niezbędnym elementem wszechświata – ciągnął – i należy je traktować tak, jak na to zasługują – jako istoty potworne i budzące grozę. Dzięki nim wszechświat wystawia nas na próbę.
Jesteśmy energetycznymi sondami, stworzonymi przez wszechświat – mówił dalej, jak gdyby nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności – a ponieważ posiadamy energię obdarzoną świadomością, jesteśmy środkiem, dzięki któremu wszechświat staje się świadom samego siebie.
Latawce to nieprzebłagani rywale. Tylko tak można ich postrzegać. Jeśli nam się uda, wszechświat pozwoli nam trwać dalej.”






~ Carlos Castaneda






***



“Podczas gdy nie zawsze jesteśmy źródłem i przyczyną wszelkich niesprawiedliwości jakie się nam przydarzają, to my sami jednak powodujemy, że wkraczają w nasze życie. Matrix, nawet z całym swoim zepsuciem i brakiem balansu spowodowanym przez byty, które przekroczyły swoje naturalne miejsca, jest uczącym się programem całkowicie responsywnym na naszą ignorancję i słabości. Może decyzją drapieżcy jest zaatakować, ale naszą decyzją jest zaakceptowanie i podanie się atakowi.
System kontroli Matrixa może powodować nasze potknięcia poprzez elementy/cechy znajdujące się w nas, a które odpowiadają na te same niskie wibracje. Jeśli ignorujemy naszą intuicję, mamy „ślepe punkty” w naszej świadomości lub popełniamy haniebne czyny, poddajemy się niskim uczuciom – tym samym dajemy ścieżkę dostępu na podpięcia. Ataki energetyczne służą identyfikacji naszych własnych słabości, a tym samym wskazują dalszą ścieżkę w rozwoju duchowym.”

~ Tom Montalk



***************



Ten sam temat obecny jest w tradycyjnych wierzeniach Indian Ameryki Północnej, używających na ten sam fenomen nazwy wetiko.

W oparciu o te przekazy, Paul Levy napisał książkę pt. „Rozpraszając wetiko: łamanie klątwy zła” (2013), która jest dosyć udaną próbą przełożenia tej tematyki przekazów Indian Ameryki Północnej w kontekście tradycyjnie znanej nam psychologii i przybliżenia nam tematu w sposób, do którego nasz racjonalny umysł jest bardziej przyzwyczajony. Książka z tego co wiem nie została wydana jeszcze w języku polskim, dlatego poniżej przytaczam obszerny jej fragment w moim tłumaczeniu, które zapewne nie jest doskonałe, ale wierzę, że przybliży tematykę każdej zainteresowanej osobie.
„Jako gatunek, jesteśmy w trakcie ogromnej epidemii psychicznej, która warzyła się w kociołku ludzkości od początku czasu. Ta psycho-duchowa choroba duszy – którą rdzenni Amerykanie nazywali wetiko – może być uważana za błąd w systemie. Ożywia szaleństwo, które rozgrywa się w naszym życiu, zarówno indywidualnie, jak i zbiorowo, na arenie światowej.

Mitologie rdzennych Amerykanów przedstawiają mityczną postać wetiko jako wampirycznego ducha przejmującego władzę nad ludźmi, a który ucieleśnia chciwość i nadmiar. Wetiko był kiedyś człowiekiem, ale jego chciwość i egoizm przekształciły go w drapieżnego potwora. W rdzennej mitologii uważa się, że wetiko pobudza własną pobłażliwość i  autodestrukcyjne nawyki. Według poglądów Indian Ameryki Północnej, osoby, które stały się wetikosami, „straciły rozum”, co jest wyrażeniem  kojarzącym się nie tylko z szalonym umysłem, ale także z niewiedzą i nieświadomością tego co się tak naprawdę robi. Rdzenni Amerykanie często przedstawiali wetiko jako kogoś, kto ma lodowate, pozbawione miłosierdzia serce. Podobnie jak wampiry, osoby przejęte przez wetiko żerują na sile życiowej innych – ludzi i istot nieludzkich – bez dawania w zamian niczego o prawdziwej wartości.

Wydaje się, że słowo używane w języku Ojibwa służące opisaniu wetiko, windigo lub weendigo pochodzi od ween dagoh, co oznacza „wyłącznie dla siebie” lub od weenin igooh, co oznacza „nadmiar”. Według tradycji Indian Ameryki Północnej, potwór wetiko może żerować tylko na ludziach, którzy podobnie jak on, pobłażają sobie i nurzają się w nadmiarze. Skłonność ludzi do nadmiaru czyni ich podatnymi na przejęcie przez wetiko.

Podobnie jak wilkołak, wetiko jest czasami przedstawiany jako zmiennokształtny, który może pojawiać się w przebraniu za dobrego ducha. W rdzennych legendach, gdy wetiko zjada inną osobę, rośnie ona proporcjonalnie do posiłku, który właśnie zjadł, tak że nigdy nie może być pełna lub zaspokojona. Buddyzm przedstawia podobną postać, głodnego ducha, który swoimi otworami, zwężoną szyją i ogromnym, niewypełnionym żołądkiem, nigdy nie zaspokoi swoich nienasyconych pragnień. Na poziomie zbiorowym ten przewrotny proces wewnętrzny znajduje odzwierciedlenie w oszalałym społeczeństwie konsumpcyjnym, w którym żyjemy, kulturze, która nieustannie kibicuje niekończącym się pragnieniom, warunkując nas, by zawsze chcieć więcej.

Tak jak wirusy lub złośliwe oprogramowanie infekują komputer i programują go do samozniszczenia, wetiko programuje ludzki biokomputer do myślenia i zachowywania się w sposób autodestrukcyjny. Potajemnie operując przez nieświadome ślepe plamy (nieuświadomione problemy/cechy) w ludzkiej psychice, wetiko czyni ludzi nieświadomymi własnego szaleństwa, zmuszając ich do działania wbrew ich najlepszym interesom. Ludzie pod jego niewolą mogą, jak ktoś w ferworze uzależnienia lub w stanie traumy, nieświadomie stworzyć ten sam problem, który próbują rozwiązać, rozpaczliwie przywiązując się do rzeczy, która ich torturuje i niszczy.

Osoby przejęte przez wetiko cierpią na chorobę autoimmunologiczną psychiki. W zespole niedoboru autoimmunologicznego układ odpornościowy organizmu przewrotnie atakuje samego siebie czyli życie, które próbuje chronić. Próbując żyć, niszczy życie, ostatecznie niszcząc nawet siebie. W ten sam sposób, gdy wetiko przejmie żywą istotę, działa jak wypaczone przeciwciało, traktując zdrowe części systemu jako guzy nowotworowe, które chce wytępić.

Ten problem dotyczy nas wszystkich. Ludzie niszczą biosferę planety, od której zależy nasze przetrwanie. Wetiko znajduje się na dnie pozornie niekończącej się destrukcji, którą powodujemy w tej biosferze. Jednym z przykładów jest zniszczenie lasów deszczowych Amazonii, płuc planety. Innym przykładem jest wytworzenie nasion modyfikowanych  genetycznie, pozbawionych możliwości rozmnażania i tworzenia kolejnego pokolenia, co zmusza rolników co sezon do zakupu nowych nasion i uniemożliwia życie wielu biednym rolnikom. Gdyby planeta była postrzegana jako organizm, a ludzie postrzegani jako komórki w tym organizmie, takie nasiona byłyby rozpoznane jako komórki rakowe lub pasożytnicze, które  zwróciły się przeciwko zdrowym komórkom, niszcząc organizm, którego były częścią. Wydaje się, że nasz gatunek dokonuje masowego rytualnego samobójstwa w skali globalnej.

Bez względu na to jakiej nazwy użyjemy, wetiko jest bez wątpienia jednym z najważniejszych odkryć w historii ludzkości. Wskazując najwyższą wagę upowszechniania wiedzy o tym, jak działa ten drapieżnik umysłu, don Juan z książek Carlosa Castanedy określa go jako „temat tematów”, nie używa jednak nazwy „wetiko”, ale „latawiec”.

Ten rak duszy zarządza naszą percepcją ukrywając się i działając podstępnie, jest w nas i działa przez nas, ukrywając się przed byciem widzianym. Wetiko oślepia świadomość w taki sposób, że nie widzimy ukrytych przyczyn ukrytych za naszymi doświadczeniami. Wetiko jest formą psychicznej ślepoty, której nie widzimy, ale wydaje nam się widzialna.

Wetiko nastawia nasz geniusz kreacji rzeczywistości przeciwko nam, abyśmy byli oczarowani projekcyjnymi możliwościami naszego własnego umysłu. Ludzie dotknięci wetiko reagują na własne projekcje w świecie tak, jakby obiektywnie istniały i jakby funkcjonowały niezależnie nich, mylnie myśląc, że nie mają nic wspólnego z tworzeniem tego, na co reagują. Z biegiem czasu to bezustanne reagowanie i uwarunkowanie przez własną energię ma tendencję do generowania szalonych zachowań, które mogą manifestować się wewnętrznie lub na zewnątrz, na prawo i lewo. Jakby pod wpływem zaklęcia, jesteśmy w transie urzeczeni naszymi własnymi darami i talentami do śnienia naszego świata, nieświadomie hipnotyzując się daną nam przez Boga mocą tworzenia rzeczywistości, która obraca się przeciwko nam, torpedując nasz potencjał ewolucji.


Chociaż pochodzenie wetiko leży w psychice, w pewnym momencie rozwija się bardzo szybko,  staje się samowystarczalne i osiąga pozorną autonomię jak potwór Frankensteina. Ten patologiczny fragment może wchłonąć zdrowe części psyche, robiąc z nich niewolników. W ciągu dalszym tego procesu wetiko uzyskuje zwierzchnictwo nad psychiką, jak legendarny tygrys, który po przywróceniu do życia ze swoich kości pożera maga, który go wskrzesił. Po czym trzyma w niewoli swojego stwórcę, który nie jest w stanie uciec od piekła stworzonego przez samego siebie. Osoba tak dotknięta staje się twórcą swojego własnego koszmaru „science-fiction” z sobą w roli głównej.

Jesteśmy w tak zaawansowanym stopniu nieświadomie przejęci przez ducha wetiko, że pasożyt przejmujący kontrolę nad naszymi mózgami i psychiką oszukuje nas, swojego gospodarza, a my jesteśmy przekonani, że ​​karmimy się i wzmacniamy siebie, podczas gdy w rzeczywistości odżywiamy pasożyta. Zauważając naszą niemal nieograniczoną zdolność do samooszukiwania się, psychiatra R.D. Laing pisze, że „oszukujemy się własnym umysłem” (Laing, 73). Ludzie są szczególnie podatni na zaklęcia dzisiejszych mistrzów oszustwa, gdy nie mają kontaktu z żywą i samo-uwierzytelniającą się rzeczywistością ich własnego doświadczenia. Niewystarczająco znając naturę własnych umysłów, są nadmiernie podatni na przyjmowanie punktów widzenia i perspektywy innych, padają ofiarą dominujących przekonań stada i pasożyta wetiko. Kiedy zostajemy przejęci przez silniejsze siły psychiczne, nie wiemy, że jesteśmy przejęci przez coś innego niż my sami, co jest dokładnie tym, czego chce „wirus”  wetiko.


Wetiko może także podświadomie sączyć formy myślowe i przekonania do naszych umysłów, które po nieświadomym uruchomieniu karmią wirusa i ostatecznie zabijają gospodarza. Wetiko pragnie naszej twórczej wyobraźni, której jemu brakuje. W rezultacie, jeśli nie użyjemy boskiego daru naszej twórczej wyobraźni do tworzenia własnego życia, wetiko użyje naszej wyobraźni przeciwko nam, ze śmiertelnymi konsekwencjami. Drapieżnik wetiko konkuruje z nami o nasz własny umysł, chcąc znaleźć się na naszym miejscu. Zamiast suwerennych istot, które świadomie tworzą za pomocą własnych myśli, stajemy się nieświadomie kreacją autorstwa wetiko, bo patogen wetiko myśli dosłownie za nas.


Jeśli nie zdajemy sobie sprawy z ukrytych operacji jakie wetiko wykonuje na nas, jest tak jakby obcy, metafizyczny „inny” byt skolonizował nasz umysł i ustanowił pozornie autonomiczny reżim, „rząd cienia” w psychice, na zewnątrz odzwierciedlony również jako przez „rząd cienia”, uciskający nas w obrębie naszej własnej istoty. Wirus wetiko paraliżuje ego sprowadzając je do stanu unieruchomienia i bezsilności, z którego wampirycznie wysysana jest siła życiowa i potencjał energetyczny. Podobnie jak zombie, jesteśmy bezwolni, popycha się nami jak figurkami na szachownicy, gra i manipuluje jak marionetkami na sznurku. Te bezosobowe, niematerialne siły, trzymają nas pod kontrolą, bez naszej wiedzy i świadomości grają z ukrytej pozycji wykorzystując naszą własną nieoświeconą psychikę. Wirus wetiko może istnieć tylko dzięki „brakowi zalet” naszych zaciemnionych  i niezbadanych umysłów.


Gdy ta nieuczciwa, odrębna część włącza się w psychikę, zaczyna narzucać ego swoją wolę, manipulując, by uwierzyło, że to ono rządzi. Wetiko pozwala nam zachować naszą pozorną wolność i zdolność do przeżywania naszego „normalnego” życia, o ile nie stanowią one wyzwania ani nie zagrażają głębszym zamiarom tych złowrogich sił, aby scentralizować władzę i przejąć kontrolę. Ten wewnętrzny proces manifestuje się na zewnątrz w postępującej tendencji  do odradzania się faszyzmu w społeczeństwach i polityce.


Zmiennokształtne wetiko, przyjmujące naszą formę, ten nieprzewidywalny i bystry drapieżnik dostaje się pod naszą skórę i „wkłada nas” jako swoje przebranie, podszywając się pod nas, a my dajemy się nabrać na jego fałszywą wersję tego, kim jesteśmy. Oszołomieni jego sztuczną i zatrważającą inteligencją, stajemy się dla siebie nierealni. Oszukani i otumanieni, stajemy się fałszywymi duplikatami naszych oryginalnych, prawdziwych jaźni. Kiedy zostajemy przejęci przez byt wetiko, paradoksalnie możemy subiektywnie doświadczyć siebie w przekonaniu, że doświadczamy siebie samych, ironicznie będąc najbardziej od siebie oddalonymi. Jest to równoczesny stan zespolenia i rozdzielenia, ponieważ części psychiki, które oddzieliły się od świadomości, przytłaczają i przejmują całość poprzez nasze nieuświadomione martwe punkty, niewidoczne dla nas. Nie należąc już do siebie, zaczynamy identyfikować się z tym, kim nie jesteśmy, zapominając, kim naprawdę jesteśmy, a czyniąc to, skutecznie tracimy kontakt z naszą duszą.


Psychiatra C.G. Jung używa dla wetiko określenia Antimimos, którym opisuje „naśladowcę i zasadę zła” (Jung, 371). Antimimos odnosi się do rodzaju oszustwa, które można by uznać za kontr mimikrę. Ta antymimon pneuma lub inaczej „fałszywy duch”, jak nazywa się to w Gnozie (Apokryf Jana, Robinson, 120), imituje coś (w tym przypadku nas samych), ale z zamiarem uczynienia kopii służącej celom przeciwnym tym oryginalnym. Antimimos to nikczemna siła, która próbuje nas uwieść, aby sprowadzić nas na manowce; powoduje odwrócenie wartości, przekształcając prawdę w fałsz i fałsz w prawdę, prowadząc nas do zapomnienia kim jesteśmy. Kiedy dajemy się nabrać na podstęp ducha będącego w rzeczywistości wilkiem w owczej skórze, stajemy się zdezorientowani, tracimy poczucie naszego powołania duchowego,  celu naszego życia, a nawet nas samych. Pisarz i poeta Max Pulver powiedział, że „antymimon pneuma jest źródłem i przyczyną wszelkiego zła nękającego ludzką duszę”. Szanowany tekst gnostyczny Pistis Sophia mówi, że „antymimon pneuma przyczepiła się do ludzkości jak choroba” (Campbell, 254; por. Mead, 247ff.).


Gnostycy („ci, którzy wiedzą”) nazywają ten wywrotowy pasożyt umysłu „archonami”. [Arcona?? - MS] Każda tradycja mądrości ma swój własny sposób symbolizowania wetiko; rzeczywiście, oświecenie wetiko czyni tradycję mądrości godną tej nazwy. Te tradycje obejmują buddyzm, kabałę, hawajską hunę, mistyczny islam, szamanizm i alchemię. Pomocne jest znalezienie innych linii i tradycji, które objaśniają chorobę wetiko na swój własny sposób. W ten sposób nasze  wieloperspektywiczne spojrzenie może pozwolić nam zobaczyć coś, czego nie ujawnia żadna konkretna mapa lub model.

Wirusy, takie jak wetiko kopiują same siebie. Ale wirus nie może się sam replikować; musi użyć jakiegoś innego nośnika jako środka reprodukcji. Podobnie jak wampir, wirus wetiko pragnie tego, czego mu najbardziej brakuje – mistycznej esencji życia – „krwi” naszej duszy, naszej siły życiowej.

Wampiryczny „nieumarły” wirus wetiko jest zasadniczo „martwą”, nieorganiczną materią przyjmującą pozornie żywą formę; tylko w żywej istocie i poprzez nią jest w stanie mieć jakiekolwiek życie. Te psychiczne wampiry są zmuszone do replikowania się przez nas, abyśmy mogli następnie przekazywać je innym. W wetiko istnieje kod lub logika, która infekuje świadomość, podobnie jak DNA wirusa przenika do komórki i infekuje ją. Psychoza wetiko jest wysoce zaraźliwa, rozprzestrzeniając się przez kanały naszej wspólnej kolektywnej nieświadomości.

Ale wektory infekcji nie podróżują jak fizyczne patogeny. Ten wirus zarówno wzmacnia, jak i karmi się naszymi nieuświadomionymi ślepymi punktami, w ten sposób rozprzestrzeniając się w zamkniętym obszarze psyche. Największym niebezpieczeństwem zagrażającym dzisiejszej ludzkości jest prawdopodobieństwo, że miliony z nas tkwią w nieświadomości, wzmacniając nawzajem własne szaleństwo w taki sposób, że staniemy się nieświadomie współwinni naszej własnej destrukcji.

Najbardziej przerażającą częścią poddania się wpływowi wirusa wetiko jest to, że ostatecznie zanim ten akt nastąpi, konieczna jest akceptacja przez naszą wolną wolę, a konsekwencji czego, chętnie, choć nieświadomie i w niewiedzy jakie są skutki, poddajemy się naszemu niewolnictwu. Oznacza to, że nikt inny oprócz nas samych nie jest ostatecznie odpowiedzialny  za naszą własną sytuację. Choć „relatywnie” realny, z absolutnego punktu widzenia, wirus wetiko nie ma obiektywnego istnienia bez możliwości korzystania z naszych własnych umysłów. Na zewnątrz nie ma istoty, która mogłaby ukraść nasze dusze, wymyślony fenomen wetiko, powstaje całkowicie w sferze umysłu i podstępem skłania nas samych do oddania go we władanie.


W przypadku choroby wetiko nie jesteśmy zainfekowani przez fizyczny, obiektywnie istniejący poza nami wirus, dlatego w rzeczywistości nie ma się czego obawiać, poza samym sobą. Pochodzenie psychozy wetiko leży całkowicie w ludzkiej psychice. Fakt, że wetiko jest wyrazem czegoś wewnątrz nas, oznacza, że ​​lekarstwo na nas jest również w nas. Chociaż nie istnieje obiektywnie, patogen wetiko ma własną wirtualną rzeczywistość, która może potencjalnie zniszczyć nasz gatunek. Fakt, że to coś, co istnieje tylko jako funkcja nas samych, może nas zniszczyć, wskazuje nam tę niewiarygodnie ogromną, niewidzialną, ale w sumie niewykorzystywaną moc twórczą, która jest naszym prawem przysługującym z urodzenia.


Wetiko jest nielokalne, nie ograniczone do jednego miejsca, ponieważ jest wewnętrzną chorobą duszy, która wyraża się także  w  świecie zewnętrznym. Zatem nie jest ono ograniczone przez fałszywą dychotomię tematu/przedmiotu lub konwencjonalne prawa trójwymiarowej przestrzeni i czasu.

W rzeczywistości jedną z unikalnych sztuczek wetiko jest wykorzystanie faktu, że nie ma rzeczywistej granicy między wnętrzem, a zewnętrzem. Wetiko nielokalnie przekazuje informacje i konfiguruje zdarzenia na świecie, aby synchronicznie wyrazić siebie, co oznacza, że ​​tak jak we śnie wydarzenia w świecie zewnętrznym symbolicznie odzwierciedlają stan głębokiej psychiki każdego z nas. 


Jeśli nie rozumiemy, że nasz obecny światowy kryzys ma swoje korzenie i jest wyrazem ludzkiej psychiki, jesteśmy skazani na nieświadome powtarzanie i odtwarzanie niekończącego się cierpienia i zniszczenia w coraz bardziej wzmocnionej formie, jak gdybyśmy mieli powtarzające się koszmary.

W stopniu, w jakim nie jesteśmy świadomi istnienia tego wirusa umysłu, jesteśmy współwinni jego rozprzestrzeniania się. Ponieważ wetiko przenika podstawowe pole świadomości, potencjalnie wszyscy jesteśmy zainfekowani wetiko. Każdy z nas subiektywnie doświadcza wirusa wetiko na swój własny unikalny sposób, niezależnie od tego, jakich pojęć lub słów używamy, aby opisać swoje doświadczenia, a także niezależnie od tego czy wierzymy w takie rzeczy, czy nie. Jeśli zobaczymy kogoś, kto wydaje się być przejęty przez wetiko, prowadząc nas do myślenia, że ​​to on ma chorobę, a my nie, oznacza to, że jesteśmy pod kontrolą wirusa, ponieważ wetiko żywi się separacją, polaryzacją i strachem przed innymi.


Zaczynamy stawać się odporni na wetiko, kiedy rozwijamy w sobie pokorę i uświadamiamy  sobie, że każdy z nas, w każdej chwili, może potencjalnie być nieświadomie narzędziem działania tego wirusa. Podobnie jak wampir, wetiko nie znosi światła i oświecenia, gdy sobie to uświadomimy i zobaczymy jak potajemnie działa poprzez naszą własną świadomość, odbieramy mu pozorną autonomię i władzę nad nami, jednocześnie wzmacniając siebie.


Psychoza wetiko jest śnionym fenomenem, co oznacza, że ​​wszyscy każdego dnia potencjalnie uczestniczymy i aktywnie współtworzymy epidemię wetiko. Wetiko karmi się naszą zasadą przymykania oczu na jego działanie; im mamy niższą świadomość jego istnienia, im słabiej go rozpoznajemy, tym staje się potężniejszy i niebezpieczniejszy. Ponieważ pochodzenie wetiko tkwi w ludzkiej  psychice, rozpoznanie, jak ten wirus umysłu działa poprzez naszą nieświadomość, jest początkiem zdrowienia. Zwykle myślimy o oświeceniu jako o widzeniu światła, ale widzenie ciemności jest również formą oświecenia. Wetiko zmusza nas do zwrócenia uwagi na fundamentalną rolę, jaką psyche odgrywa w tworzeniu naszego doświadczania siebie i świata zewnętrznego. O naszej wspólnej przyszłości zadecydują przede wszystkim zmiany, które zachodzą w psychice ludzkości i to jest prawdziwym sednem świata.


Wetiko można zobaczyć tylko wtedy, gdy zaczynamy zdawać sobie sprawę z sennej natury naszego wszechświata, gdy rezygnujemy z punktu widzenia oddzielnej jaźni i rozpoznamy   głębsze pole, którego wszyscy jesteśmy ekspresją, którego jesteśmy częścią i przez które wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni. Energetycznym wyrazem tego uświadomienia i sposobem na rozpraszanie wetiko par excellence jest współczucie.


A także, największą ochroną przed przejęciem przez wetiko jest pozostawanie w kontakcie z naszym wewnętrznym Ja, wewnętrzną całością, która w rzeczywistości jest spokojna i opanowana, wtedy nasza Jaźń, całość naszej istoty staje się „nieprzejmowalna”. Kontakt z naszą prawdziwą naturą działa jak święty amulet lub talizman, osłaniając nas i chroniąc przed groźnym wetiko. Pokonujemy zło nie walcząc z nim (w tym przypadku, grając w jego grę, już od początku jesteśmy na straconych pozycjach), ale kontaktując się z częścią nas, która jest niewrażliwa na jego skutki. Dostrzegając wielowymiarowe sposoby, w jakie wirus wetiko zniekształca psychikę, możemy odkryć i doświadczyć niezniszczalnej części nas samych, która jest miejscem, z którego możemy mieć prawdziwy i trwały wpływ na nasz świat. To tak, jakby zło wirusa wetiko było samo w sobie narzędziem wyższej inteligencji, zaprojektowanej, by połączyć nas ze świętym, twórczym źródłem w nas samych. Testerzy ludzkości, te nielokalne siły wampiryczne są strażnikami progu naszej świadomej ewolucji.


Tak więc, mimo że wetiko jest dla ludzkości źródłem nieludzkości, jest jednocześnie największą katalityczną siłą ewolucji znaną ludzkości (jak również nieznaną), ponieważ jest ona impulsem do przebudzenia się z sennej natury Wszechświata. Podczas gdy typowy wirus mutuje, aby stać się odporny na nasze próby wyleczenia, zmienny wirus wetiko zmusza nas i staje się czynnikiem ewolucji. W sensie paradoksalnym nie leczymy wetiko; wetiko nas leczy. To niesamowite – to samo, co potencjalnie nas niszczy, jednocześnie nas budzi! Wetiko jest prawdziwym połączeniem przeciwieństw: jest najbardziej śmiercionośną trucizną i jednocześnie najskuteczniej uzdrawiającym lekiem. Czy wetiko nas zabije? Czy może nas obudzi? Wszystko zależy od uświadomienia sobie tego, co nam się ujawnia w doświadczaniu siebie i świata. Rokowania na epidemię wetiko zależą od tego, w jaki sposób będziemy ją śnili.”



~ Paul Levy, „Rozpraszając wetiko: łamanie klątwy zła” (Disspelling wetiko: breaking the curse of evil), 2013




http://regresja.net/tag/carlos-castaneda/