Znowu
gdańskie. Czy to przypadek?
Już
w 2012 roku zwracałem uwagę na niemieckich „patronów”
gdańskich tramwajów:
>>
Gdańsk staje się powoli dwujęzyczny - a zaczyna się od
zasłużonych ( w dawnych wiekach) niemieckich obywateli - od pewnego
czasu ich nazwiska widnieją na gdańskich tramwajach.
Patroni....mają się opatrzeć i tyle....
(zdjęcie ma tytuł: bilde)
[niestety
zdjęcie zostało zniknięte...]
http://www.zkm.pl/patroni
http://www.gs24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20110407/SZCZECIN/916344066
A ja się po prostu czepiam. Przecież wiadomo, że Polską rządzi
KGB....
<<
Przeczucie
mnie nie myliło, wystarczyło pogrzebać w życiorysach niektórych
tych osób i oto okazuje się, że patronem gdańskiego tramwaju jest
ANTYPOLAK - Georg Forster.
Co
więcej, „ kilku sołtysów i radnych gminy” Pruszcz Gdański
zapragnęło widzieć go patronem szkoły w Wiślinie pod Gdańskiem.
Jak donosi gazeta „Nasz Dziennik” 6
lutego br. dyrekcja szkoły w Wiślinie złożyła wniosek do Rady
Gminy Pruszcz Gdański o nadanie ich placówce imienia Danuty
Siedzikówny „Inki”. W ankiecie, którą wcześniej
przeprowadzono w szkole, za sanitariuszką z oddziału mjr. Zygmunta
Szendzielarza „Łupaszki”, zakatowaną przez wojskową bezpiekę,
zagłosowało ponad 70 proc. dzieci i ich rodziców.
Jednak sołtysi z okolicznych wiosek wraz z
niektórymi radnymi rozpoczęli kampanię na rzecz przekonania
mieszkańców do innej kandydatury, osiemnastowiecznego niemieckiego
podróżnika i przyrodnika Georga Forstera.
O jego antypolskim nastawieniu opowiedział „Naszemu
Dziennikowi” Piotr Szubarczyk z gdańskiego IPN.
-
Miał nastawienie wybitnie antypolskie. Z
jego korespondencji, opublikowanej już po śmierci, wiemy, że
uważał Polaków za „woły w ludzkiej formie”. Jego obelżywe
opinie o Polakach chętnie cytowano w Niemczech w czasach
hitlerowskich, zaś po wojnie nadano jego imię stacji badawczej w
NRD - zauważa Szubarczyk.
Skąd
pomysł, aby tramwajom nadać „patronów”?
„Od kilku miesięcy możemy zachwycać
się w Szczecinie pojazdami z zupełnie innej epoki: wygodniejszymi,
naszpikowanymi technologią oraz bardziej przyjaznymi pasażerom. Po
rozmowach z mieszkańcami wpadliśmy na pomysł: dlaczego każdy z
nich nie miałyby pełnić również funkcji edukacyjnej? Zrobili to
gdańszczanie za namową miłośników tamtejszej komunikacji
miejskiej. Skąd pomysł?
– To wspólna inicjatywa, nasza
oraz miłośników transportu – mówi Izabela Kozicka-Prus
z Zakładu Komunikacji Miejskiej w Gdańsku. – Jak się zrodziła?
W Dortmundzie mamy zaprzyjaźnionych Niemców, którzy przyjechali
do nas i powiedzieli, że takie coś wprowadzono w niektórych ich
miejscowościach. Tam nazwano tramwaje od dzielnic. To u nas nie
sprawdzi się, bo kursują lub będą kursowały na różnych
trasach. Stwierdziliśmy, że warto odświeżyć ludziom
pamięć i wykorzystać nazwiska osób, które znacząco
wpłynęły na historię naszego miasta. „
Jak
widać – edukacja, edukacja i jeszcze raz – edukacja – oto czym
zajmują się w ZKM Gdańsk.
Skąd
taka troska o poziom nauczania w Trójmieście?
A
więc na niemieckich tramwajach znajdują się nazwy dzielnic
miasta....
Brzmi
logicznie. Szczególnie, jeśli tramwaj przemieszcza się od
dzielnicy do dzielnicy...
U
nas na przykład też są takie tradycje – poniżej rzeczony
tramwaj nr 1026 z napisem dzielnicy – OLIWA.
Może
ktoś z ZKM słabo rozumie po niemiecku i coś przekręcił?
Niestety
nie mam zamiaru przeszukiwać internetu w poszukiwaniu zdjęć
ilustrujących niemieckie tramwaje z nazwami dzielnic... W ZASADZIE
KAŻDY TRAMWAJ NA ŚWIECIE OPISANY JEST JAKĄŚ NAZWĄ DZIELNICY. A
„w niektórych miejscowościach” - nazwą ulicy.
A
może przyjaciele z niemiec co innego mieli na myśli, doradzając
naszym specom z ZKM?
Kto
wie.
A może po prostu każdy pretekst, żeby uczcić antypolaka jest dobry?
Czy
Pani Prus zajmuje się wietrzeniem pamięci, czy czczeniem
antypolskich zachowań?
Sądzę,
że ZKM odświeżył sobie pamięć, zanim zdecydował się
antypolaka uczynić patronem gdańskiego tramwaju. Sądzę więc, że
uczyniono go patronem rozmyślnie.
Podnoszenie
tematu jakiejś osoby głoszącej antypolskie hasła i uczynienie z
niej patrona – szkoły czy tramwaju – jest popieraniem tych
haseł.
Kto
odpowiada za to logo ZKM?
Kim
był Jan Jerzy Forster?
Nie
tylko był antypolakiem, ale też wielbicielem Rewolucji Francuskiej
łącznie z jej morderczym obliczem.
Wg
ZKM:
Jan
Jerzy Forster - patron tramwaju nr 1026
Urodzony w 1754 r., zmarł w 1794 r. – syn pastora z Mokrego
Dworu pod Gdańskiem, podróżnik i utalentowany pisarz. Zaliczany do
klasyków niemieckiej prozy, profesor Uniwersytetu Wileńskiego,
gdzie na wiele lat przed Darwinem głosił teorię ewolucji. Jako
18-letni chłopiec wraz z ojcem wziął udział w wyprawie Jamesa
Cooka dookoła świata. Zostawił pasjonujący opis podróży w
książce pt.: A Voyage Round The Word. Podczas Rewolucji Francuskiej
udał się do Paryża, aby w niej uczestniczyć. Zmarł we Francji.
A
wg wikipedii (mimo, że to źródło informacji wątpliwej
rzetelności)
Georg
Forster urodził się urodził się jako poddany króla
Polski we wsi Mokry
Dwór niedaleko Gdańska,
w Prusach
Królewskich, w Koronie
Królestwa Polskiego. Był najstarszym dzieckiem Johanna
Reinholda Forstera i jego żony Justiny Elisabeth z domu Nicolai;
jego rodzina wywodziła się od Szkotów,
którzy osiedli w Polsce w XVII wieku. Jego ojciec był naturalistą,
naukowcem i kalwińskim
pastorem.
Szybko
nauczył się języków wysp Polinezji.
Jego opisy ludzi z tamtego rejonu są cenione po dziś dzień, gdyż
ukazują one wysiłki Forstera, aby opisać miejscowych z empatią,
sympatią i w dużym stopniu bez zachodnich,
chrześcijańskich
uprzedzeń. Jednocześnie opisy te nie zawierają idealizacji stanu
"szlachetnej dzikości"[11].
Jego
utwór wyróżniał się wśród typowych dzieł literatury
podróżniczej, gdyż stanowił nie tylko zestawienie danych, ale
przedstawiał spójne, kolorowe i rzetelne etnograficzne
fakty zebrane w wyniku wykonywania szczegółowych i nacechowanych
sympatią do spotykanych ludzi obserwacji. Autor często przerywał
opis, aby wzbogacić go o związane z treścią filozoficzne
uwagi[5]
i nie unikał też odniesień do literatury.
Forster
z radością przyjął w roku 1784
propozycję polskiej Komisji
Edukacji Narodowej i został szefem katedry historii
naturalnej na Uniwersytecie
Wileńskim[24].
Początkowo był on tam przyjmowany dobrze, jednak czuł się tam
coraz bardziej wyizolowany. Stwierdził, że "panowie polscy
dookoła są krańcowo obojętni w stosunku do nauki, a szczególnie
w stosunku do historii naturalnej"[25].
Większość z jego kontaktów stanowili wciąż naukowcy z Niemiec;
szczególnie godna wspomnienia jest tutaj jego dyskusja z Immanuelem
Kantem nad definicją rasy
w odniesieniu do człowieka[26].
Dodatkowo
jego ambicje stworzenia prawdziwego centrum badawczego historii
naturalnej nie uzyskały odpowiedniego wsparcia finansowego ze strony
polskich władz. Co więcej jego słynny wykład o historii
naturalnej z roku 1785 przeszedł raczej bez echa i nie był nawet
wydrukowany (nastąpiło to dopiero w roku 1843). Te okoliczności
doprowadziły do silnych napięć między nim a lokalną
społecznością[29].
W wyniku tego zerwał na sześć lat przed zakończeniem swój
kontrakt, gdy caryca Katarzyna
zaoferowała mu możliwość wzięcia udziału w podróży dookoła
świata za wysokie wynagrodzenie wraz z obietnicą posady profesora w
Petersburgu[30].
Doprowadziło to do silnego konfliktu między nim i Jędrzejem
Śniadeckim. Ostatecznie rosyjska propozycja nie doszła do
skutku z powodu wybuchu wojny
rosyjsko-szwedzkiej, a Forster musiał opuścić Wilno
w końcu sierpnia 1787[25].
Warto
też zwrócić uwagę na ten fragment:
Jego
ciekawość przyciągały powstania narodowe we Flandrii
i Brabancji
oraz oczywiście rewolucja
francuska. Podróż przez te kraje oraz przez Niderlandy i
Anglię, gdzie wolności obywateli były równie dobrze rozwinięte,
pozwoliły mu na ustalenie swoich własnych politycznych preferencji.
Od czasu tej podróży zaczął on być zagorzałym przeciwnikiem
ancien
régime'u. Podobnie jak inni niemieccy uczeni tamtych czasów
uznał on wybuch rewolucji za oczywistą konsekwencję ruchu
oświecenia.
Już 30 lipca
1789, niedługo po
tym, jak dowiedział się o zburzeniu
Bastylii, pisał do swojego teścia, filologa Christiana
Gottloba Heyne:
- "Schön
ist es aber zu sehen, was die Philosophie in den Köpfen gereift und
dann im Staate zustande gebracht hat. (...) Also ist es doch der
sicherste Weg, die Menschen über ihre Rechte aufzuklären; dann
gibt sich das übrige wie von selbst."[37]
(Można to
odczytać po polsku tak:
Pięknie jest widzieć, co
filozofia rozwinęła w głowach i czego dokonała w tym państwie.
(...) Zatem edukowanie ludzi o ich prawach jest przecież najlepszą
drogą; reszta wyniknie jakby sama z siebie.).
Tryb
przypuszczający to pole do manipulacji. A może chodzi o następny
zwrot..
W
tym czasie francuska rewolucja weszła w fazę rządu
terroru wprowadzonego przez Komitet
Ocalenia Publicznego pod kierownictwem Maksymiliana
Robespierre'a. Forster mógł naocznie przekonać się o różnicy
między obietnicami szczęśliwości dla wszystkich, jakie dawała
rewolucja, a jej okrutną praktyką. Jednak inaczej niż inni
niemieccy zwolennicy rewolucji, jak na przykład Friedrich
Schiller, widząc skutki terroru, nie odwrócił się od ideałów
rewolucyjnych. Zdarzenia we Francji były dla niego naturalnym
zjawiskiem, którego nie dało się spowolnić i które musiało
wyzwolić swoje własne energie, aby nie przekształcić się w coś
jeszcze bardziej niszczącego[40].
Tuż przed śmiercią napisał:
- "Die
Revolution ist ein Orkan. Wer kann ihn hemmen? Ein Mensch, durch sie
in Tätigkeit gesetzt, kann Dinge tun, die man in der Nachwelt nicht
vor Entsetzlichkeit begreift"[41]
(Po polsku można to odczytać tak:
"Rewolucja jest jak huragan. Kto ją może zatrzymać?
Człowiek wysunięty przez nią do działania może dokonać czynów,
które przyszłe pokolenia nie będą rozumiały przez ich
okrucieństwo".).
Wybielanie
postaci?
Dalej:
Według
Forstera wszyscy ludzie mają takie same możliwości jeśli chodzi o
rozum, uczucia i wyobraźnię, ale te podstawowe składniki są
używane na różne sposoby oraz w różnych środowiskach, w wyniku
czego powstają różne kultury i cywilizacje. Według niego
oczywistym jest, że kultura Ziemi
Ognistej jest na niższym poziomie rozwoju, niż kultura
europejska, jednak przyznaje on również, że warunki życia na tej
wyspie są o wiele trudniejsze i w związku z tym tamtejsi ludzie
mają bardzo małe szanse na rozwinięcie wyższej kultury. Te opinie
zadecydowały o tym, że Forster jest uważany za jednego z głównych
reprezentantów niemieckiego kosmopolityzmu
w XVIII wieku[45].
Z tym stosunkiem wyrażonym w jego pismach oraz jego oświeceniową
postawą kontrastują jego obraźliwe wypowiedzi o Polakach, jakie
zamieścił w swoich prywatnych listach wysyłanych w czasie pobytu w
Wilnie oraz w
dzienniku podróży przez Polskę (był m.in. autorem słów: Polacy
to woły w ludzkiej formie)[46][47][48].
Za jego życia słowa te nie zostały opublikowane[49]
i stały się publicznie znane dopiero po jego śmierci, gdy jego
prywatna korespondencja oraz dzienniki wyszły w druku. W związku z
tym, że informacje o innych narodach zamieszczone w oficjalnych
publikacjach uczonego były uznawane za bezstronne naukowe
obserwacje, te pochodzące z listów i dzienników słowa dotyczące
Polaków były w Cesarstwie
Niemieckim i Trzeciej
Rzeszy uważane za wiarygodne i wykorzystywane jako swego rodzaju
naukowe poparcie dla rzekomej wyższości Niemców[50].
Listy Forstera mogły też mieć znaczący wpływ na
rozpowszechnienie się stereotypu "polnische
Wirtschaft"[51]
wśród wyższych sfer społeczeństwa niemieckiego w XVIII i XIX
wieku[52][53].
Nasilenie się prądów
nacjonalistycznych
w końcu XVIII wieku i w wieku XIX spowodowało, że kosmopolityczne
idee Forstera nie były nigdzie mile widziane. Dla Niemców był on
zbyt związany z rewolucją i zbyt mało z narodem
[54],
w stosunku do Anglików był zbyt dumny i nieustępliwy
[55],
dla Polaków zbyt niedbały jeśli chodzi o polską naukę
[56][53],
dla Francuzów zbyt mało znaczący
[57].
Tu
też warto się zastanowić:
W
Niemczech Wilhelma
II, a także i to nawet bardziej w III
Rzeszy[61],
wspominanie Forstera było ograniczone do jego wyrażonego w
prywatnej korespondencji stosunku do Polaków.
Z
kolei w Niemczech
Zachodnich poszukiwania tradycji demokratycznych w historii kraju
doprowadziły w latach
70. do bardziej zróżnicowanego przedstawiania tej postaci. Jego
imię nosi program stypendiów fundacji Alexandra von Humboldt dla
zagranicznych naukowców z krajów rozwijających się[64].
Niektórzy
twierdzą, że nieużywanie terminów „niemcy, niemieccy” itd. na
pomnikach ku czci pomordowanych podczas II Wojny Światowej, to wyraz
przyjaźni względem bratniego NRD.
Jak
widać NRD przyjaźń z PRL miała głęboko gdzieś, a może po
prostu już w 1987 roku werwolf poczuł się już pewnie w Polsce.
-----
Jakoś
nie odpowiada mi Inka jako patron szkoły.
Kiedy
odbył się pogrzeb Inki, telewizja zrobiła małą sondę – między
innymi zapytano małego chłopca o to, co wie na ten temat. Chłopiec
odpowiedział, że należy umrzeć za Polskę.
Ja
bym jednak wolał, żeby on żył - dla Polski.
Poniżej
inna wersja informacji nt. Szkoły pod Pruszczem Gdańskim.
Warto
się zastanowić nad sposobem przedstawienia sprawy przez autora
tekstu. Niestety, ale mam wrażenie, że jakby bezwiednie stosuje
jakby antypolską retorykę... Czy się mylę?
Samorządowcy nie chcą "Inki"
na patrona podgdańskiej szkoły. Preferują Niemca, który całe
życie nas nienawidził. "Odpolszczanie" Polski trwa...
Czy
piękny życiorys Danuty Siedzikównej „Inki”, to dla
urzędników samorządowych gminy Pruszcz Gdański to za
mało, aby jej imieniem nazwać jedną ze szkół?
Tak, jeśli „kontrkandydatem” Polki jest Niemiec. Ale czy tym
Niemcem musi być ten, którego poglądy posłużyły
nazistom do kreowania antypolskiej polityki rasowej?
Historia, o której napisał „Nasz Dziennik” wydaje się
nieprawdopodobna. A jednak się dzieje.
W przeprowadzonej pięć miesięcy temu ankiecie na temat wyboru
patrona szkoły w Wiślinie wśród dzieci i rodziców
gminy Pruszcz Gdański bezapelacyjnie zwyciężyła „Inka”.
Komuniści zamordowali ją w 1946 r. w
nieodległym Gdańsku.
Wszystko szło gładko do czasu i wydawało się, że
patronka szkoły – Danuta Siedzikówna, to tylko formalność,
aż do czasu, gdy kilku sołtysów i radnych gminy
złożyło wniosek o nadanie szkole imienia Georga Forstera.
To
niemiecki uczony z okresu Oświecenia. Był wielkim naukowcem,
etnologiem i obieżyświatem. Zasłużył na bycie w
każdej szanującej się encyklopedii; co do tego nie ma
żadnych wątpliwości.
Ale ten wielki Niemiec i humanista miał jedną
indywidualną cechę: nienawidził nas. Uważał Polaków za
niższą rasę, w zasadzie za zwierzęta.
Polacy to woły w ludzkiej formie
— powiedział do przyjaciół słowa, które wyszły na jaw
dopiero po jego śmierci w 1794 r.
To właśnie Forster rozpowszechniał z sukcesem zwrot
„Polnische Wirtschaft”, który ukuto na dworze króla
pruskiego w dobie I rozbioru, gdy szukano propagandowego
uzasadnienia dla zagarnięcia polskiej własności. Wcześniej na
słaby stan Polski mocno pracowały Prusy, które biły
bezwartościową monetę, wprowadzaną potem w obieg na
terenie Rzeczypospolitej, co
doprowadziło ją do stanu „Polnische Wirtschaft”.
Warto pamiętać, że to określenie nie służyło (i
czasami służy nadal) tylko do
definiowania
niegospodarności Polaków, ale także naszej mentalności i
„podłej” rasy.
Nic dziwnego, że Forster bardzo przydał
się ideologom niemieckiej „rasy panów”. Cytowali go bardzo
chętnie politycy niemieccy w latach 30. i 40. XX wieku.
Jego poglądy przejął
zamachowiec na Hitlera Claus von Stauffenberg -
polakożerca, nowy niemiecki idol odchodzącego w niesławie
prezydenta Bronisława Komorowskiego.
No i teraz decyduje się, czy taki człowiek zostanie
patronem szkoły.
Patron szkoły nie musi być naukowcem z
encyklopedii, lecz przede wszystkim przyzwoitą osobą, która może
być wzorem dla dzieci
— mówi „Naszemu Dziennikowi” Piotr Szubarczyk z
gdańskiego oddziału IPN, który sprzeciwia się nadaniu szkole
imienia Forstera.
Warto się dowiedzieć, co zadecydowało, że mimo wyboru
„Inki” na patrona szkoły przez samych zainteresowanych,
forsowany jest na niego Forster. Można założyć wstępną
tezę, że komuś bardzo zależy na podlizywaniu się Niemcom.
Zwłaszcza jeśli dysponują oni „szeleszczącymi
argumentami” w postaci grantów czy innego wsparcia
„społeczności lokalnej”. „Odpolszczanie” Polski idzie dość
sprawnie. Polskimi rękoma…
Czy o taką Polskę walczyła Inka?
Trudno mi uwierzyc, ze nie bedzie prob manipulowania wynikami bo w Grecji ciagle jest silne lobby oligarchow i finansow.
No i Unia na razie nie daja za wygrana. A rzad Grecji sie miota i oscyluje miedzy Moskwa i Berlinem.
A Soros czuwa. NATO tez.
To co nas łączy to peryferyjność. Polska i Grecja są peryferyjnymi państwami Zachodu. I za tę pozycję oba kraje słono płacą. Zgodnie z teorią Immanuela Wallersteina relacje pomiędzy centrum a peryferiami nigdy nie są symetryczne, albowiem to właśnie centrum jest ich głównym beneficjentem.
Dowodem tej tezy jest przebieg kryzysu w strefie euro. Wspólna waluta okazała się dla Greków pułapką. Brali w niej kredyt taniej, aniżeli przedtem drachmie i zadłużyli się na potęgę. Pożyczone euro wracało jednak szybko do gospodarczego centrum, ponieważ Grecy kupowali za nie produkty i usługi, których nie wytwarzała ich słaba gospodarka. W efekcie najbogatsze państwa, a przede wszystkim Niemcy, dzięki eksportowi odnotowywały zysk, a Grecja - dług. Ateny spłacają go już od 5 lat. I dlatego zbankrutowały! Powtórzmy, Grecy zbankrutowali, ponieważ spłacali dług, a nie dlatego że kupowali sobie wille z basenem. Dobrze rozumieją to polscy frankowicze, którzy, skuszeniu tanim kredytem, mają dziś dług przekraczający wartość zakupionej przez nich nieruchomości.
Czy powinniśmy się cieszyć, że nie znaleźliśmy się w sytuacji Greków? Nie za bardzo. My też oddajemy trybut gospodarczemu centrum - tylko w innych formach. Wielkie korporacje działające w Polsce z reguły nie płacą w naszym kraju podatków. Jest na to prosty sposób: sztucznie zawyżają koszty, przez co nie odnotowują zysku, od którego musiałyby zapłacić podatek. Ale to bardzo subtelna metoda. Zazwyczaj stosują metodę na tzw. rympał. Tak się składa, że za publiczne pieniądze nasi decydenci kupują najdroższe na świecie zabawki: szybką kolej, helikoptery, pociski manewrujące, gaz itd. Ktoś powie, że to zwykła korupcja. Nie do końca. Ta korupcja to typowe zjawisko w relacjach pomiędzy gospodarczym centrum i peryferiami, których elity polityczne są łatwo podatne na demoralizację.
Tak, jak Polacy nie dali zgody, by ich okradano, tak samo Grecy, przyjmując euro, nie mieli świadomości wszystkich tego kroku konsekwencji. Trudno ich za to winić. Obywatele UE nie są w stanie kontrolować decyzji swoich przedstawicieli w Brukseli. Parlamenty narodowe mogą tylko zajmować się naruszeniami zasady subsydiarności, czyli nie mogą nic. Deputowani Parlamentu Europejskiego, jakkolwiek biorą udział w procesie stanowienia prawa europejskiego, w praktyce nie są w żaden sposób związani ze swoimi wyborcami. Ci bowiem w ogóle nie wiedzą, co ich wybrańcy robią w dalekiej Brukseli.
Od dekad politycy europejscy skarżą się na „deficyt demokracji” w UE, ale nie podejmują działań, by go zmniejszyć. Jest im wygodnie, gdy nie patrzy się im na ręce. Dlatego takie oburzenie wywołała decyzja premiera Grecji Alexisa Ciprasa o referendum w sprawie polityki oszczędnościowej. To będzie precedens, który może zagrozić wszechwładzy brukselskich lobbystów i biurokratów.
A zatem nic o nas bez nas. To nauczka, jaką obywatele Europy winni wyciągnąć z greckiej tragedii. Nie wolno ślepo ufać politykom, ponieważ ponad dobro obywateli często przedkładają oni interesy różnorodnych grup oligarchicznych.
Grecki filozof Platon 25 wieków temu opisał mechanizm psucia demokracji przez oligarchów. Jak widać historia zatoczyła właśnie koło. Autor: Krzysztof Rak
Podobnie kombinuje dzisiaj grecki rząd premiera Ciprasa. Zachodni bankierzy chcieliby mu pożyczyć pieniądze, żeby mógł im spłacić poprzednie pożyczki, a on już nie chce i najwyraźniej woli zbankrutować. Bankructwo Grecji przedstawiane jest, zwłaszcza przez pozostające na garnuszku zachodnich bankierów niezależne media głównego nurtu w Polsce, jako coś w rodzaju końca świata. Tymczasem warto przypomnieć, że nie takie państwa bankrutowały i to nawet wielokrotnie. Bankrutowała Hiszpania, bankrutowała Francja, bankrutowała nawet Anglia – i nic strasznego się nie stało – oczywiście poza bankructwami banków, którym zbankrutowane państwa nie oddały pieniędzy. Nawiasem mówiąc, kiedyś było to nawet bardziej dramatyczne, niż dzisiaj. Kiedyś bowiem banki obracały prawdziwym pieniądzem, to znaczy – pieniądzem kruszcowym, który najpierw musiały jakoś zdobyć. Tymczasem dzisiaj banki oferują kredytobiorcom pieniądz fiducjarny, którego mogą sobie wydrukować, ile tylko chcą – i w zamian za ten papierowy pieniądz próbują przechwytywać ludzką pracę i własność całych narodów.
I niektóre narody zaczynają to rozumieć. Przed kilkoma laty Islandia przeprowadziła referendum i odmówiła spłacania lichwiarskich długów. Wynajęci przez bankierów i poprzebierani za ekonomistów agitatorzy zapowiadali „izolację” Islandii – ale nic takiego się nie stało, poza tym, że islandzki rząd nie bardzo mógł zadłużać państwa za granicą. Ale to chyba dobrze, bo przecież powiększanie długu publicznego przez rządy to nic innego, jak rabunek przyszłych pokoleń – bo na poczet długu publicznego rządy zastawiają u bankierów dochody z przyszłych podatków, a więc tak naprawdę – przyszłe dochody obywateli. Jeśli z takich czy innych powodów nie będą mogły już tego robić – to właśnie o to chodzi. Teraz takie referendum zapowiada Grecja, w związku z czym włosy stają dęba nie tylko zachodnim – głównie niemieckim bankierom, ale również politykom, którym właśnie wali się strategia budowy w Europie IV Rzeszy środkami pokojowymi. W panikę wpadają również dygnitarze brukselscy, bo jak tak dalej pójdzie, to rozpadnie się Eurokołchoz, a oni przestaną być dygnitarzami i będą musieli wrócić z Brukseli do domu. Stanisław Michalkiewicz
1. najlepiej byłoby Grecji, gdyby ona sama wróciła do drachmy i sobie tę własną walutę dewaluowała w miarę potrzeb - to się sprawdzało przez całe dekady po II wojnie światowej
2. Niemcy też już nie chcą euro tylko nie bardzo wiedza jak się z tego idiotyzmu wycofać, a teraz jest okazja - całą winę wizerunkową zwali się na złodziei Greków, długi przepadną, ale wróci bardzo mocna waluta jaką była marka niemiecka. Waluta duuużo mocniejsza niż było kiedykowiek euro. Waluta duuużo równiejsza, solidniejsza, niż euro oparte o nierówne gospodarki krajów, które od siebie nawzajem odstają gospodarczo tak bardzo jak choćby Hiszpania i Niemcy
3. Niestety, niestety, niestety, najbardziej prawdopodobne wydaje mi się, że Grecję uratuje Putin - da Grecji forsę, ale w zamian za to
odzyska dostęp do portów wojennych oraz połknie kawałek Unii
Europejskiej. Jemu o to chodzi - o rozwalenie Unii oraz o odzyskanie starej sowieckiej strefy wpływów. Grecja przez dekady po II wojnie światowej komunizowała i była sowieckim sojusznikiem... Putin ma więc teraz doskonałą okazję. Forsy mu brakuje? Hmm.. owszem, ale jednocześnie wciąż ma komu zabrać. Najwyżej ktoś tam w Rosji zdechnie z głodu, gdzieś tam w Rosji czegoś niezbędnego nie zbudują, nie naprawią. Forsa na wykupienie Grecji znajdzie się, jeśli chęć jest.
4. A gdyby chęci nie było u Putina, to przypominam Państwu, że już 5 lat temu Chińczycy chcieli Grecji zapłacić całe miliardy w twardej walucie w zamian za dzierżawę portów wojennych i handlowych...
Więc z punktu widzenia naszego bezpieczeństwa najlepiej byłoby gdyby euro upadło i to już. Bo alternatywę stanowią Putin i Mao (jakkolwiek nazywa się dzisiaj..)
Wojciech Cejrowski
Pozdrawiam Pana przyjaźnie. BJ