Jest ciekawie. A nawet bardzo ciekawie.
Porada dnia: trzymaj oszczędności w realisach
15:05 30.06.2015
Naukowcy z Rosyjskiego Uniwersytetu Ekonomicznego im. Plechanowa uważają, że wprowadzenie niezależnej waluty narodowej pozwoli uniknąć dyktatury dolara amerykańskiego w handlu międzynarodowym i znacznie zwiększy efektywność narodowego i światowego systemu walutowego.
Teoretyczne uzasadnienie konieczności wprowadzenia w obieg przy międzynarodowych rozliczeniach waluty narodowej zwanej umownie „realis" przedstawił kierownik katedry gospodarki przemysłu Rosyjskiego Uniwersytetu Ekonomicznego im. Plechanowa Andriej Bystrow podczas odbywającej się w Moskwie Międzynarodowej Konferencji „Rola współpracy międzybankowej w zapewnieniu stabilnego wzrostu gospodarczego na przestrzeni SOW, BRICS i EUG".
„Wady światowego systemu walutowego hamują rozwój gospodarczy większości krajów i są znaczącym czynnikiem braku równości politycznej. Obecnie kraj emitujący walutę międzynarodową cieszy się nieuzasadnionymi preferencjami, a błąd statystyczny w ocenie siły nabywczej walut na giełdzie wynosi 300%.Pozbawia to system rynkowy efektywności i stawia przed nami aktualne zadanie, polegające na stworzeniu waluty narodowej z niezmienną siłą nabywczą" — powiedział Bystrow.
Według słów eksperta z Rosyjskiego Uniwersytetu Ekonomicznego im. Plechanowa, „możliwość stworzenia etalonu narodowego związana jest z tym, że obecnie we wszystkich państwach rozwiniętych już istnieje system oceny wahań siły nabywczej w stosunku do pewnego nieokreślonego wobec absolutnego znaczenia, lecz stałego poziomu. Chodzi o pomiar inflacji i deflacji".
Na pytanie, dotyczące możliwości wprowadzenia „realisa" w obieg, Bystrow odpowiedział, że specjaliści nie rozpatrują takiej możliwości. Przewiduje się, że państwa będą emitować „realis" wyłącznie w postaci wirtualnej.
Według słów Bystrowa, obecnie wiele państw na świecie jest zaniepokojonych dominującą pozycją dolara na międzynarodowym rynku walutowym, a szereg państw i unii szuka mechanizmów wzajemnych rozliczeń bez uwzględnienia wartości giełdowej dolara amerykańskiego. Wszystkie państwa SOW i BRICS są zaniepokojone negatywnym wpływem powszechnego rozprzestrzenienia dolara i zastanawiają się nad prawdopodobnymi drogami rezygnacji z niego. Jednak bardzo trudno jestnatychmiast zrezygnować ze znanego systemu, który przez dłuższy czas wydawał się niepodważalny. Przestawienie się na coś zasadniczo nowego zawsze jest trudne.Jednocześnie rezygnacja państw SOW i BRICS z dolara zainicjowałaby konkurencję walut. Natomiast konkurencja zawsze jest dobra dla gospodarki. Na początku waluta może być wirtualna. Dzięki temu wprowadzenie „realisa" pozwoliłoby wszystkim wykorzystującym go krajom na zachowanie narodowych systemów walutowych z jednej strony, a z drugiej — na wykorzystanie przewagi waluty ponadnarodowej" — stwierdził ekspert z Rosyjskiego Uniwersytetu Ekonomicznego im. Plechanowa.
Interia odwraca kota ogonem - kto jest właścicielem tego portalu?
Poniżej "wnętrze" artykułu.
Polska podzieli los Grecji? Czy ciągle powiększany przez ekipę Platformy dług naszego kraju stał się już trwale niespłacalny?
wpis z dnia 30/06/2015
W ciągu ostatnich kilku dni Grecja stała się faktycznym bankrutem. Władze tego kraju wyłączyły zwykłym ludziom możliwość wypłacania z rachunków bankowych własnych oszczędności. Całkowite zadłużenie Grecji przekroczyło 320 mld euro (równowartość ok. 1 bln 330 mld zł) i cały czas się powiększa. Niestety wiele wskazuje na to, że podobny scenariusz w najbliższych latach może czekać także i nasz kraj. Fatalna polityka finansowa Platformy Obywatelskiej, polegająca na ciągłym rolowaniu starych długów i zaciąganiu nowych, nieuchronnie prowadzi do dramatycznego finału w postaci trwałej niespłacalności wymagalnego zadłużenia.
W kontekście informacji jakie płyną do nas z Grecji warto zadać sobie jedno, acz zasadnicze pytanie - dlaczego kolebka cywilizacji europejskiej musiała zbankrutować? Dlaczego rządowi w Atenach zabrakło pieniędzy na realizację podstawowych zadań jakie oczekuje się od sprawnie działającego państwa? Dlaczego greckie władze zdecydowały się na drastyczny ruch polegający na zablokowaniu kont bankowych własnych obywateli? Odpowiedź jest tylko jedna - doprowadziła do tego polityka nieustannego rolowania długów i ciągłego zaciągania nowych.
Warto w tym miejscu wspomnieć, że od czasu uruchomienia przez MFW i UE międzynarodowego programu pomocowego dla Grecji, dług publiczny tego kraju wzrósł z poziomu 142,8 proc. PKB (w 2010 roku) do poziomu 175 proc. PKB. (w 2015 roku). Nie mogło być inaczej, bowiem wspomniany "międzynarodowy program pomocowy" to nic innego jak tylko nowe pożyczki na procent, które miały posłużyć do rolowania (spłaty) starych długów!
Dokładnie taką samą politykę (rolowanie długów i nieustanne zaciąganie nowych) stosuje od kilku dobrych lat ekipa Platformy Obywatelskiej. Gdyby nie operacja związana z grabieżą pieniędzy Polaków zgromadzonych na rachunkach emerytalnych w OFE, to dziś oficjalne statystyki GUS mówiłyby o całkowitym zadłużeniu naszego kraju przekraczającym 1 bln zł! Zamiast próbować reformować i uzdrawiać finanse publiczne rząd Tuska, a potem także i Kopacz, działał według "greckiego" schematu polegającego na ciągłym wzroście wydatków na administrację publiczną, który był finansowany z pożyczek i kredytów zaciąganych w zagranicznych bankach i instytucjach finansowych.
Mimo stosunkowo dobrej koniunktury makroekonomicznej Polski w latach 2007 - 2014 platformiana ekipa za każdym razem przyjmowała mało ambitne budżety zakładające utrzymanie wysokiego deficytu, wysokich obciążeń podatkowych oraz rosnącego zadłużenia. Ubiegły rok był tego doskonałym przykładem: przy stosunkowo przyzwoitym wzroście gospodarczym sięgającym 3,5 proc. PKB, rząd powiększył zadłużenie naszego kraju o kolejne 74,6 mld zł. Niestety ten rok, pod względem wzrostu zadłużenia, zapowiada się jeszcze gorzej. W ciągu tylko trzech pierwszych miesięcy b.r. zadłużenie naszego kraju zostało powiększone o następne 26,5 mld zł... Ekipa Ewy Kopacz robi naprawdę wiele, aby "scenariusz grecki" zrealizował się w Polsce szybciej niż nam się wydaje.
Niemcy innych upominają, a sami długów nie płacą. Na przykład Polsce
Dodano: 28.06.2015 [22:03 ]
Francuski ekonomista Thomas Piketty, w związku z greckim kryzysem, w jednym z wywiadów dla niemieckiej prasy przypomniał Niemcom, że nie powinni pouczać innych i stawiać im trudnych do spełnienia warunków, bo sami nie spłacili do końca swoich długów. Na przykład według części ekspertów, nadal pozostaje otwarta kwestia odszkodowań dla Polski za straty spowodowane II wojną światową.
W wywiadzie dla hamburskiego tygodnika „Die Zeit” Thomas Piketty przypomniał, że niemieccy politycy i ekonomiści mają słabą pamięć historyczną i zapominają, że w przeszłości Niemcy, ale także Francja, a nawet Wielka Brytania, były w podobnej sytuacji jak dzisiaj Grecja, a nawet ich ówczesny dług publiczny był relatywnie większy. Dlatego Berlin powinien rozważyć także inne rozwiązania dla zadłużonej Grecji, poza tymi, które obecnie na siłę forsuje razem z Francją.Na pytanie autora, czy Grecja jednak musi spłacić swoje długi, francuski ekonomista odrzekł, że właśnieNiemcy są znakomitym przykładem, tego jak nie spłacać swoich długów.
„Niemcy nie spłaciły swoich zobowiązań ani po pierwszej, ani po drugiej wojnie światowej” –przypomniał Thomas Piketty. „Kiedy teraz od Niemców słyszę, że moralnym obowiązkiem jest płacić swoje długi, to ogarnia mnie pusty śmiech” –stwierdził Piketty i dodał:„Udzielanie przez Niemcy lekcji w tym zakresie innym krajom to jakiś żart w niemieckim wykonaniu, przecież to państwo nigdy nie spłaciło do końca swoich długów”.
Francuski ekonomista wyjaśnił też niemieckim czytelnikom na czym m.in. polegał ich cud gospodarczy.„Niemieckie państwo pod koniec wojny w 1945 roku posiadało dwustuprocentowe zadłużenie swojego socjalnego produktu(200 Prozent seines Sozialproduktes), ale już dziesięć lat później zostało tylko 20 procent długu. Tylko, że ten wspaniały skok redukcji zadłużenia nie został osiągnięty w wyniku jakiś wspaniałych reform gospodarczych Berlina, czego się obecnie żąda od Grecji, lecz został osiągnięty w wyniku umorzenia Niemcom 60 procent zagranicznego długu podczas londyńskiej konferencji w 1953 roku.
[ zadłużenie dodajmy, na poczet łupów w Polsce w 1939 r...]
I tylko to było powodem, że wewnętrzny dług młodej Bundesrepublik mógł tym sposobem zostać zrestrukturyzowany” –stwierdził Thomas Piketty. Na sugestie, żewielu Niemców uważa Greków za „nierozsądnych”, którzy nie chcą wprowadzać reform, francuski ekonomista odparł, że tak samo Europa w latach 50. mogła Niemcom zarzucić coś identycznego, ale była na szczęście bardziej inteligentna. Na pytanie, czy jego zdaniem Niemcy są za mało szczodrzy wobec Greków, Francuz odparł, że nie tylko nie można w tym wypadku mówić o szczodrości, ale wręcz odwrotnie, toNiemcy najwięcej zyskały dzięki Grecji.
Według niego, w obecnej sytuacji musi dojść do międzynarodowej konferencji europejskiego zadłużenia. To powinna być konferencja podobna do tej odbytej w Europie po drugiej wojnie światowej. Restrukturyzacja długów jest konieczna nie tylko w Grecji, ale także w innych unijnych krajach.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że zdaniem wielu polskich historyków problem niemieckich reparacji wojennych za drugą wojnę światową wobec Polski, mimo niemieckich dementi, ciągle jest sprawą otwartą. Przypomnijmy, że jeszcze w 2004 roku posłowie domagali się, aby Polska wyegzekwowała reparacje od Niemiec za straty poniesione w II wojnie światowej. W zamówionej wtedy przez Sejm ekspertyzie (Reparacje wojenne w stosunkach polsko-niemieckich) prawnicy uznali, że takie reparacje są możliwe.
Stanowisko to poparł wtedy profesor Jan Sandorski, który także jest przekonany, żewedług prawa międzynawowego, Polska nigdy nie zrzekła się reparacji od Niemiec. W swojej ekspertyzie Sandorski napisał m.in.: „Oświadczenie rządu PRL z 23 sierpnia 1953 r., dotyczące zrzeczenia się z dniem 1 stycznia 1954 r. spłaty odszkodowań na rzecz Polski, było nieważne i jako takie nigdy nie wywierało i nie wywiera skutków prawnych”.
[błąd? czy "błąd"?]
Także historyk (znawca tego okresu) prof. Bogdan Musiał w jednej z rozmów z nami stwierdził, że Polska nigdy oficjalnie nie zrzekła się roszczeń wojennych wobec Niemiec. – Nie ma żadnej ustawy na ten temat, to Sowieci podjęli za Polskę decyzję, że jakoby zrzekamy się takich reparacji –powiedział profesor, dodając, że w 1953 roku Związek Sowiecki wyrzekł się roszczeń, ale w stosunku tylko do dawnego NRD i zrobił to także w polskim imieniu. Zdaniem historyka ówczesny komunistyczny polski rząd nie miał innego wyjścia, jak tylko zaakceptować decyzje pochodzące z Moskwy.
Onet nie umie zająć stanowiska - nikt nic nie wie jak będzie...
wSieci: "Biliony za II wojnę światową"
29 września 2014
Dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas pisze o wynikach śledztwa, które prowadził przez ponad rok, i które dostarczyły nowych, szokujących informacji na temat reparacji wojennych za II wojnę światową.
Autor przypomina o panującym przekonaniu, że w 1953 r. Polska zrzekła się niemieckich odszkodowań, a wyjątkiem były rekompensaty dochodzone indywidualnie wprost od Niemiec, bez udziału państwa polskiego. Przekaz ten opiera się m.in na dokumentach i ustnych wypowiedziach władz PRL.
Historyczne teksty opublikowano ze szczegółami, w tym datami dziennymi sporządzenia lub wygłoszenia. Ale nie w przypadku dokumentu najważniejszego. To dokument dyplomatyczny, przy którego pomocy – jak twierdzi MSZ – zrzeczenie się odszkodowań zostało „zarejestrowane i opublikowane w zbiorze umów międzynarodowych Organizacji Narodów Zjednoczonych w 1969 r. Lecz tekst pominięto w półoficjalnym zbiorze dotyczącym odszkodowań, wydanym przez Polski Instytut Spraw Międzynarodowych. MSZ nie podaje tytułu ani daty dokumentu, lecz tylko rok. Te wyjątkowe okoliczności wzbudziły moją profesjonalną czujność
- pisze o początkach swojego śledztwa dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas.
Autor nawiązując do wyników swojego śledztwa, według którego Polska może ubiegać się o odszkodowania, podaje ich szacunkową wartość.
Łączną wartość strat materialnych, które poniosła Polska z powodu III Rzeszy, oszacowano na 258 mld zł z sierpnia 1939 r. – równowartość 49 mld ówczesnych dolarów amerykańskich. Według Zarządu Rezerw Federalnych USA kwota 49 mld dol. z sierpnia 1939 r. odpowiadała w sierpniu 2014 r. kwocie 845 mld dol. Takie nominalne zwielokrotnienie wynika tylko ze skumulowanej inflacji, bez oprocentowania za zwłokę
- tłumaczy historyk.
Dla porównania autor podaje szacunkowe wyliczenia strat innych krajów.
Kilka razy mniejsza od Polski Grecja – gdzie agresja i okupacja niemiecka były także okrutne, ale dalekie od polityki zupełnego wyniszczenia kraju – swoje straty wyliczyła półoficjalnie na 208 mld dolarów amerykańskich, czyli 674 mld zł
- porównuje dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas.
Na jakiej podstawie Polska może ubiegać się o odszkodowania? Jakie są możliwe drogi dochodzenia polskich roszczeń publicznych – pisze dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas w najnowszym numerze tygodnika w sprzedaży od 29 września br., także w formie e-wydania.Szczegóły na http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.
Rosja chce podważyć niepodległość państw bałtyckich
30.06.2015, 14:23
Rosja chce podważyć niepodległość Litwy, Łotwy i Estonii. Jak informuje agencja Interfax, rosyjska Prokuratura Generalna bada, czy w 1991 roku władze Związku Radzieckiego miały prawo uznać niezawisłość tych trzech byłych radzieckich republik.
Informator agencji Interfax twierdzi, że decyzja sprzed 24 lat najprawdopodobniej okaże się prawnie wadliwa, bowiem podejmował ją niekonstytucyjny organ państwa. Już wcześniej Prokuratura Generalna za niezgodną z konstytucją uznała decyzję władz ZSRR z 1954 roku o przekazaniu Półwyspu Krymskiego Ukraińskiej Socjalistycznej Republice Ludowej.
Anonimowy urzędnik, na którego powołuje się rosyjska agencja dodaje, że rozpatrując tego typu kwestie trzeba zachować ostrożność, bowiem można dojść do bardzo daleko idących wniosków. Wskazał przy tym na nielegalność powstania ZSRR i innych państw.
Niezależni komentatorzy reagują na tego typu informacje śmiechem ironizując, że rosyjska rzeczywistość potrafi być gorsza od ponurego żartu.
No i ...
http://argo.neon24.pl/post/123846,kilka-ostatnich-informacji
Trudno mi uwierzyc, ze nie bedzie prob manipulowania wynikami bo w Grecji ciagle jest silne lobby oligarchow i finansow.
No i Unia na razie nie daja za wygrana. A rzad Grecji sie miota i oscyluje miedzy Moskwa i Berlinem.
A Soros czuwa. NATO tez.
To co nas łączy to peryferyjność. Polska i Grecja są peryferyjnymi państwami Zachodu. I za tę pozycję oba kraje słono płacą. Zgodnie z teorią Immanuela Wallersteina relacje pomiędzy centrum a peryferiami nigdy nie są symetryczne, albowiem to właśnie centrum jest ich głównym beneficjentem.
Dowodem tej tezy jest przebieg kryzysu w strefie euro. Wspólna waluta okazała się dla Greków pułapką. Brali w niej kredyt taniej, aniżeli przedtem drachmie i zadłużyli się na potęgę. Pożyczone euro wracało jednak szybko do gospodarczego centrum, ponieważ Grecy kupowali za nie produkty i usługi, których nie wytwarzała ich słaba gospodarka. W efekcie najbogatsze państwa, a przede wszystkim Niemcy, dzięki eksportowi odnotowywały zysk, a Grecja - dług. Ateny spłacają go już od 5 lat. I dlatego zbankrutowały! Powtórzmy, Grecy zbankrutowali, ponieważ spłacali dług, a nie dlatego że kupowali sobie wille z basenem. Dobrze rozumieją to polscy frankowicze, którzy, skuszeniu tanim kredytem, mają dziś dług przekraczający wartość zakupionej przez nich nieruchomości.
Czy powinniśmy się cieszyć, że nie znaleźliśmy się w sytuacji Greków? Nie za bardzo. My też oddajemy trybut gospodarczemu centrum - tylko w innych formach. Wielkie korporacje działające w Polsce z reguły nie płacą w naszym kraju podatków. Jest na to prosty sposób: sztucznie zawyżają koszty, przez co nie odnotowują zysku, od którego musiałyby zapłacić podatek. Ale to bardzo subtelna metoda. Zazwyczaj stosują metodę na tzw. rympał. Tak się składa, że za publiczne pieniądze nasi decydenci kupują najdroższe na świecie zabawki: szybką kolej, helikoptery, pociski manewrujące, gaz itd. Ktoś powie, że to zwykła korupcja. Nie do końca. Ta korupcja to typowe zjawisko w relacjach pomiędzy gospodarczym centrum i peryferiami, których elity polityczne są łatwo podatne na demoralizację.
Tak, jak Polacy nie dali zgody, by ich okradano, tak samo Grecy, przyjmując euro, nie mieli świadomości wszystkich tego kroku konsekwencji. Trudno ich za to winić. Obywatele UE nie są w stanie kontrolować decyzji swoich przedstawicieli w Brukseli. Parlamenty narodowe mogą tylko zajmować się naruszeniami zasady subsydiarności, czyli nie mogą nic. Deputowani Parlamentu Europejskiego, jakkolwiek biorą udział w procesie stanowienia prawa europejskiego, w praktyce nie są w żaden sposób związani ze swoimi wyborcami. Ci bowiem w ogóle nie wiedzą, co ich wybrańcy robią w dalekiej Brukseli.
Od dekad politycy europejscy skarżą się na „deficyt demokracji” w UE, ale nie podejmują działań, by go zmniejszyć. Jest im wygodnie, gdy nie patrzy się im na ręce. Dlatego takie oburzenie wywołała decyzja premiera Grecji Alexisa Ciprasa o referendum w sprawie polityki oszczędnościowej. To będzie precedens, który może zagrozić wszechwładzy brukselskich lobbystów i biurokratów.
A zatem nic o nas bez nas. To nauczka, jaką obywatele Europy winni wyciągnąć z greckiej tragedii. Nie wolno ślepo ufać politykom, ponieważ ponad dobro obywateli często przedkładają oni interesy różnorodnych grup oligarchicznych.
Grecki filozof Platon 25 wieków temu opisał mechanizm psucia demokracji przez oligarchów. Jak widać historia zatoczyła właśnie koło. Autor: Krzysztof Rak
Podobnie kombinuje dzisiaj grecki rząd premiera Ciprasa. Zachodni bankierzy chcieliby mu pożyczyć pieniądze, żeby mógł im spłacić poprzednie pożyczki, a on już nie chce i najwyraźniej woli zbankrutować. Bankructwo Grecji przedstawiane jest, zwłaszcza przez pozostające na garnuszku zachodnich bankierów niezależne media głównego nurtu w Polsce, jako coś w rodzaju końca świata. Tymczasem warto przypomnieć, że nie takie państwa bankrutowały i to nawet wielokrotnie. Bankrutowała Hiszpania, bankrutowała Francja, bankrutowała nawet Anglia – i nic strasznego się nie stało – oczywiście poza bankructwami banków, którym zbankrutowane państwa nie oddały pieniędzy. Nawiasem mówiąc, kiedyś było to nawet bardziej dramatyczne, niż dzisiaj. Kiedyś bowiem banki obracały prawdziwym pieniądzem, to znaczy – pieniądzem kruszcowym, który najpierw musiały jakoś zdobyć. Tymczasem dzisiaj banki oferują kredytobiorcom pieniądz fiducjarny, którego mogą sobie wydrukować, ile tylko chcą – i w zamian za ten papierowy pieniądz próbują przechwytywać ludzką pracę i własność całych narodów.
I niektóre narody zaczynają to rozumieć. Przed kilkoma laty Islandia przeprowadziła referendum i odmówiła spłacania lichwiarskich długów. Wynajęci przez bankierów i poprzebierani za ekonomistów agitatorzy zapowiadali „izolację” Islandii – ale nic takiego się nie stało, poza tym, że islandzki rząd nie bardzo mógł zadłużać państwa za granicą. Ale to chyba dobrze, bo przecież powiększanie długu publicznego przez rządy to nic innego, jak rabunek przyszłych pokoleń – bo na poczet długu publicznego rządy zastawiają u bankierów dochody z przyszłych podatków, a więc tak naprawdę – przyszłe dochody obywateli. Jeśli z takich czy innych powodów nie będą mogły już tego robić – to właśnie o to chodzi. Teraz takie referendum zapowiada Grecja, w związku z czym włosy stają dęba nie tylko zachodnim – głównie niemieckim bankierom, ale również politykom, którym właśnie wali się strategia budowy w Europie IV Rzeszy środkami pokojowymi. W panikę wpadają również dygnitarze brukselscy, bo jak tak dalej pójdzie, to rozpadnie się Eurokołchoz, a oni przestaną być dygnitarzami i będą musieli wrócić z Brukseli do domu. Stanisław Michalkiewicz
1. najlepiej byłoby Grecji, gdyby ona sama wróciła do drachmy i sobie tę własną walutę dewaluowała w miarę potrzeb - to się sprawdzało przez całe dekady po II wojnie światowej
2. Niemcy też już nie chcą euro tylko nie bardzo wiedza jak się z tego idiotyzmu wycofać, a teraz jest okazja - całą winę wizerunkową zwali się na złodziei Greków, długi przepadną, ale wróci bardzo mocna waluta jaką była marka niemiecka. Waluta duuużo mocniejsza niż było kiedykowiek euro. Waluta duuużo równiejsza, solidniejsza, niż euro oparte o nierówne gospodarki krajów, które od siebie nawzajem odstają gospodarczo tak bardzo jak choćby Hiszpania i Niemcy
3. Niestety, niestety, niestety, najbardziej prawdopodobne wydaje mi się, że Grecję uratuje Putin - da Grecji forsę, ale w zamian za to
odzyska dostęp do portów wojennych oraz połknie kawałek Unii
Europejskiej. Jemu o to chodzi - o rozwalenie Unii oraz o odzyskanie starej sowieckiej strefy wpływów. Grecja przez dekady po II wojnie światowej komunizowała i była sowieckim sojusznikiem... Putin ma więc teraz doskonałą okazję. Forsy mu brakuje? Hmm.. owszem, ale jednocześnie wciąż ma komu zabrać. Najwyżej ktoś tam w Rosji zdechnie z głodu, gdzieś tam w Rosji czegoś niezbędnego nie zbudują, nie naprawią. Forsa na wykupienie Grecji znajdzie się, jeśli chęć jest.
4. A gdyby chęci nie było u Putina, to przypominam Państwu, że już 5 lat temu Chińczycy chcieli Grecji zapłacić całe miliardy w twardej walucie w zamian za dzierżawę portów wojennych i handlowych...
Więc z punktu widzenia naszego bezpieczeństwa najlepiej byłoby gdyby euro upadło i to już. Bo alternatywę stanowią Putin i Mao (jakkolwiek nazywa się dzisiaj..)
Wojciech Cejrowski
Pozdrawiam Pana przyjaźnie. BJ