Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bankowość. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bankowość. Pokaż wszystkie posty

piątek, 31 lipca 2015

Banki z premedytacją przygotowały oszustwo na wielką skalę.


Nie wiem, czy było, u mnie nie było..

Banki w Polsce z pełną premedytacją przygotowały oszustwo na wielką skalę.

 

 

Zagraniczni bankierzy w prywatnych rozmowach przyznają , że absolutnie nie są w stanie zrozumieć, jak można dać się tak rżnąc jak Polacy, przy pełnej akceptacji najwyższych czynników państwowych: od premiera, prezydenta, po urzędy skarbowe – krytykuje Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK, w rozmowie z miesięcznikiem „WPIS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka.”

 


Leszek Sosnowski: Dyskusja o tzw. frankowiczach, gwałtownie nasilona w czasie kampanii wyborczej spowodowała, że decyzja o repolonizacji przynajmniej niektórych banków wisi w powietrzu. W mediach prorządowych, a także w TVP, sprawę oczywiście przedstawia się tak, jakby państwo (czyli  podatnicy) musiało w przypadku przewalutowania dopłacić frankowiczom jakieś 40-50 miliardów, bo tyle te banki zarobiły tylko i wyłącznie na różnicach kursowych.
Janusz Szewczak: Świadoma manipulacja, świadome wprowadzanie w błąd. To tylko banki wymyśliły sobie, że w razie czego poratuje się frankowiczów z publicznych pieniędzy; Związek Banków Polskich złożył tego rodzaju propozycję. Zarówno prezydent elekt Andrzej Duda, jak i Jarosław Kaczyński, powiedzieli wyraźnie: żadnych publicznych pieniędzy nie można tu wydawać.
Inaczej mówiąc, chodzi o to, żeby banki zwróciły ze swoich środków to, co w niezbyt uczciwy sposób, a może nawet niezbyt zgodnie z prawem zarobiły?
Jak najbardziej. Mało tego, stawiam tezę, co potwierdza wielu wybitnych specjalistów z zakresu prawa finansowego, jak profesor Witold Modzelewski, iż zyski te były nie tylko niesprawiedliwe, ale też niezgodne z obowiązującymi wówczas w Polsce przepisami prawa. Przede wszystkim nie były to tylko tzw. kredyty frankowe, bowiem kredytobiorcy ani nie dostali nigdy franków do ręki, ani nikt nie przelał na ich konta szwajcarskiej waluty. Kredyty te były jedynie indeksowane i denominowane. Po drugie, i to jest zasadnicza wątpliwość prawna, czy w ogóle były kredytami? Kredyt to jest postawienie do dyspozycji klienta określonej kwoty pieniędzy z określoną wielkością odsetek, spłacalnej w określonym terminie. Tzw. kredyty frankowe były pewnego rodzaju opcjami spekulacyjnymi, toksycznymi opcjami walutowymi. Ludzie, którzy je wzięli, wciąż przecież nie wiedzą, ile jeszcze będą musieli oddać bankom, choć zobowiązania spłacają już siedem, osiem lat…
Gdyby im ktoś od razu wyraźnie powiedział, że być może za parę lat będą musieli płacić za franka cztery złote, nawet jeden chętny by się nie znalazł.
Równie dobrze może się niebawem okazać, że kurs wyniesie nie cztery, tylko np. sześć albo osiem złotych; tu wszystko jest absolutnie otwarte – i to jest druga wątpliwość prawna. Wreszcie jest kwestia trzecia, którą nazwałbym uwięzieniem tych ludzi w spłacanych przez nich mieszkaniach, bo właściwie nie mogą się ich wyzbyć, sprzedać, przenieść się – nic. Mieszkanie może zmienić właściciela tylko na rzecz banku. Ludzie ci są w nich tam do momentu, aż ich wyrzucą, jeśli nie będą w stanie spłacać dalej tej lichwy. Czegoś takiego nigdzie nie ma, jest to forma wyzysku, autentycznego wyzysku.
Niektórzy „mędrcy” z całą bezwzględnością komentują jednak tę sytuację stwierdzeniem: „widziały gały, co brały”. Ale to przecież nieprawda, bo jednak nie widziały.
Nie tylko te gały w dużej mierze nie widziały, co brały, ale – można niestety powiedzieć – „wiedziały (tamte) gały, co dawały”. To była misternie skonstruowana pułapka, która w moim przekonaniu ma bardzo rozgałęzione macki w polskim systemie władzy, polityki, w sposobie zarządzania centralnymi instytucjami finansowymi w Polsce. Otóż w latach 2005-2008 nagminna była sytuacja, że rodzina, która zgłaszała się do banku po kredyt na mieszkanie w złotych polskich, otrzymywała informacje, że nie posiada zdolności kredytowej, ponieważ nie może utrzymać się przez miesiąc za trzy tysiące złotych w dużym mieście i jeszcze płacić regularnie ratę kredytową. Ta sama rodzina u tego samego doradcy dowiadywała się jednak, że może utrzymać się za trzy tysiące złotych i spłacać kredyt, ale pod warunkiem, że weźmie kredyt walutowy. Wtedy będzie miała zdolność kredytową. Ponadto stawiam tezę – na razie jako jedyny w Polsce – że mogło dojść w tamtych latach do manipulowania stawką WIBOR – Warsaw Interbank Offered Rate. WIBOR jest podstawą wyznaczania oprocentowania dla większości kredytów udzielanych przez polskie banki, w tym dla rodzin i mniejszych przedsiębiorstw. Otóż, proszę sobie wyobrazić, że ten WIBOR przez lata, do bodajże 2013 r. ustalali w Polsce tylko przedstawiciele banków.
Łącznie z Narodowym Bankiem Polskim i Komisją Nadzoru Finansowego?
Ależ skąd, to były banki komercyjne. Spotykało się 16 bankierów i przedstawiali tzw. kwotowania, czyli cenę, po jakiej banki pożyczają sobie wzajemnie pieniądze, a więc tak naprawdę cenę pieniądza, czyli wysokość oprocentowania dla kredytów złotowych.
Czyli mogli ustalać stawkę WIBOR po prostu z kapelusza?
Oczywiście. Niedawno była wielka afera w Londynie w sprawie podobnych manipulacji (LIBOR). Tam udowodniono winę, zapadły wyroki, płacone są dziesiątki miliardów odszkodowań. Płacą znane banki, np. HSBC, UBS itd.
Płacą, bo mają z czego. Nie zwrócili się po pieniądze do podatników.
Mają z czego, u nas też mają, ale to jest oczywiście kwestia do udowodnienia; dwa lata temu zwróciliśmy się z senatorem Grzegorzem Biereckim do szefa Komisji Nadzoru Finansowego z prośbą, żeby zbadał, czy nie mogło dojść do manipulacji stawką WIBOR. Otrzymaliśmy wówczas odpowiedź zarówno z NIK-u, bo i do NIK-u była taka interpelacja, i z KNF-u, że od tej pory NBP zajmie się już tym tematem i będzie nadzorował ustalanie stawki WIBOR wspólnie z KNF, że będą uważniej się temu przyglądać – taka była odpowiedź w tej sprawie.
I na tym koniec? Nie było odpowiedzi odnośnie do tego, co działo się wcześniej?
W tej kwestii odpowiedzi nie było. To wymagałoby poważnej kontroli, czyli postąpienia tak, jak wszystkie instytucje nadzorcze w Londynie i Nowym Jorku, które zbadały dokładnie fałszerstwo stopą LIBOR, w wyniku czego okazało się, że manipulowano tam cenami kredytu na gigantyczną skalę. Polska Komisja Nadzoru Finansowego tak naprawdę tylko wobec małych coś może. Wobec dużych – niewiele. U nas zresztą nie chodzi wyłącznie o kredyty frankowe; są i inne instrumenty finansowe, które, moim zdaniem, są absolutnie bezprawne i oszukańcze, a które banki na wielką skalę stosowały i nadal stosują, np. polisolokaty.
Wyjaśnijmy może, co to są owe polisolokaty, bo nie każdy jeszcze dał się na nie nabrać, nie każdy więc wie, co znaczy to słowo.
Sprzedawało się akcje jakiejś firmy z jakiegokolwiek rejonu świata, obiecując, sugerując, że za 10 lat dużo się na tych akcjach zarobi. Każdy mógł oczywiście wcześniej zrezygnować z tego instrumentu finansowego, z tej polisolokaty, ale – uwaga! – tzw. opłata likwidacyjna sięgała nawet 90 proc.!
Ależ to nie jest instrument finansowy, lecz złodziejstwo.
Otóż to. Okazuje się, że aktuariusze, czyli tacy fachowcy, którzy uprzednio sporządzali dla banków pewne opinie, obliczali stopień ich ryzyka, zeznają w procesach, iż firmy ubezpieczeniowe, banki, instytucje finansowe, które tego typu produkt sprzedawały, miały pełną świadomość, że 70-80 proc. ludzi nie wytrzyma i wcześniej zerwie swoją umowę, na czym straci prawie wszystkie swoje pieniądze. Świadczy to, że z pełną premedytacją przygotowane oszustwo na wielką skalę. Jak w przypadku kredytów bankowych sprawa dotyczy mniej więcej 500 tysięcy ludzi plus rodziny, czyli około półtora miliona osób, tak w przypadku polisolokat sprawa dotyczy czterech do pięciu milionów Polaków, w sumie na kwotę ok. 50 miliardów złotych. Też miałem propozycję takiej polisolokaty, wykupiłem ją, a po dwóch miesiącach już się zorientowałem…
…przepraszam, ale jak Ciebie nabrali, to co dopiero zwykłego klienta bankowego!
Po dwóch miesiącach zorientowałem się, że to jest oszustwo. Poprosiłem o zwrot i dostałem z powrotem 10 procent. Na szczęście, to co ja zainwestowałem, to była mała kwota, bo też był to rodzaj ćwiczenia, by zbadać, o co chodzi w tym całym przedsięwzięciu.
Ale teraz wyobraźmy sobie, że zachęcony intensywną reklamą idzie do banku lub do jakiegoś pośrednika starszy człowiek, który pełen nadziei pakuje w polisolokatę oszczędności całego życia… Skala tego procederu w Polsce, jak mówiłem, jest olbrzymia, to cztery do pięciu milionów osób. Pokrzywdzeni założyli stowarzyszenie pod nazwą „Przywiązani do polisolokat”, skierowali zawiadomienie do prokuratora generalnego przeciwko Komisji Nadzoru Finansowego, że dopuszcza i toleruje rabowanie tych ludzi. Sprawę umorzono.
Bo pewnie to oszustwo, jak i wiele innych tego typu, dokonuje się w majestacie polskiego prawa.
Twierdzę, że w Polsce rządzą duże grupy finansowe i duże koncerny zagraniczne, które traktują osoby zarządzające tym teoretycznym państwem jako marionetki, co np. wyszło na jaw, kiedy pani premier potajemnie posłała list do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, gdzie toczy się sprawa z powództwa rządu węgierskiego, o uznanie kredytów walutowych za opcje spekulacyjne, za toksyczne instrumenty finansowe, które miały być wyłącznie spekulacyjną pułapką. A polski rząd napisał list, żeby Trybunał jednak się zastanowił, bo wyrok skazujący mógłby grozić wielu bankom w Polsce poważnymi stratami.
Innymi słowy rząd zadział przeciwko polskim obywatelom i polskim firmom. Ale właściwie dlaczego akurat w tym przypadku miałoby być inaczej niż zawsze… Wróćmy jeszcze do kredytów frankowych. Jak coś zostało zarobione nieuczciwie, trzeba oddać. To jest poza dyskusją. Dlatego niektóre banki podobno wyprowadzają się z Polski.
To jest zastanawiające, dlaczego przy takich komfortowych warunkach, przy jednej z najlepszych zyskowności banków w całej Europie, sporo z nich nagle wychodzi z Polski. Do sprzedania jest np. Raiffeisen, zaczęto sprzedaż Alior Banku, zamyka działalność w Polsce Royal Bank od Scotland (RBS), nie wyklucza się, że Deutsche Bank również się od nas wyniesie. O tym się nie mówi, ale Millennium też będzie całkowicie sprzedany, już uruchomiono przyspieszoną sprzedaż 15 proc. tego banku. Czy banki – nie tylko tu wymienione – liczą się z tym, że przyjdzie nowa władza, która zdaje sobie sprawę, jak Polacy są grabieni i zastopuje tę grabież?
Kto jak kto, ale bankier sprzedaje chyba po to, żeby zarobić, a nie ratować się przed niechęcią władzy?
Zgadza się, chodzi zatem o to, żeby mieć podwójny zysk: zarobić na sprzedaży banku i zarazem uniknąć kary finansowej ze strony państwa. Pytanie, czy banki nie liczą na to, że  za duże pieniądze kupi je w całości lub częściowo Skarb Państwa? Czyli, że my, Polacy, zapłacimy naszymi podatkowymi pieniędzmi wielokrotnie więcej za coś, co kilka lub kilkanaście lat temu tanio sprzedaliśmy i jeszcze po drodze doinwestowaliśmy?
Nie używałbym sformułowania, że to „my sprzedaliśmy”, bo ani ja, ani Ty, ani nasi Czytelnicy, ani miliony innych Polaków nie brało w tym udziału. Sprzedawali określeni ludzie, rządowi menadżerowie. Sprzedawali bardzo tanio, a teraz ich koledzy lub następcy odkupywać będą za duże pieniądze?
Dokładnie tak to może wyglądać. Najnowszy przykład – spółka Skarbu Państwa, jaką jest PZU, kupiła właśnie 25 proc. udziałów Alior Banku za 1,6 mld złotych; wcześniej na powstanie tego banku wyłożono 400 milionów euro, czyli po przeliczeniu właśnie 1,6 mld zł. Alior Bank bierze zatem tyle, ile włożył w cały bank, ale Skarb Państwa nie bierze całości, bankowi zostaje bowiem aż 75 proc. Wcześniej, w październiku ub. roku, podobnej operacji dokonała inna spółka Skarbu Państwa – PKO BP, która przejęła szwedzki Nordea Bank. Ten miał w puli swych kredytów aż 90 proc. kredytów frankowych; można szacować, że jest to kwota 17-18 miliardów złotych. PKO BP nie wziął Nordei za darmo. Zapłacił prawie 3 miliardy, a kupił potencjalnie olbrzymi kłopot – trzeba się bowiem liczyć z mniejszą lub większą denominacją kredytów frankowych i zwrotem pieniędzy frankowiczom.
Frankowiczom zwracać (prawdopodobnie) będzie zatem już nie Nordea, ale PKO BP. A wtedy okaże się, że koszt przejęcia szwedzkiego banku wyniesie de facto wydane już prawie 3 mld zł na zakup akcji plus ileś tam miliardów zwracanych jako następca prawny z powodu manipulacyjnych kredytów. Jeśli tak ma wyglądać repolonizacja banków, to szykuje się następna manipulacja polegająca na tym, że najpierw wpompuje się pieniądze Skarbu Państwa w niektóre banki drogą zakupu ich udziałów i to po bardzo wysokich cenach, a potem instytucje te „poratują” frankowiczów. Ale będą ich ratowaćde facto nie swoimi zyskami, tylko pieniędzmi publicznymi.
Oczywiście idea repolonizacji jest ze wszech miar słuszna. Przypomnijmy, że w Polsce udział banków zagranicznych w całym sektorze bankowym wynosi prawie 70 proc. W większości krajów Unii Europejskiej jest to wartość od 8 do 25 proc. Jeśli zaś nie ma się własnej struktury bankowej, nie ma się też żadnego wpływu na gospodarkę, na jej realne narzędzia itd. Trzeba więc mieć własne banki, ale nie można kupować czegoś na kształt wydmuszki – niby jajko, ale w środku puste lub zgniłe.
Ludzie zastanawiają się zwykle, na czym te banki w Polsce tak dużo zarabiają? Według mego rozeznania przede wszystkim na setkach albo i tysiącach różnych opłat.
Zarabiają na wszystkim, ale faktem jest, że w Polsce mamy jedne z najwyższych bankowych marż, opłat i prowizji w Europie. Bogatsi od nas Niemcy, Włosi czy Francuzi płacą niższe koszty podstawowych usług i opłat bankowych niż my.
Czy to jest jakaś zmowa banków, że żaden z nich nie chce zejść z tych opłat choćby po to, aby stać się bardziej konkurencyjnym?
Żeby wymusić taki ruch, musiałaby być tym zainteresowana władza publiczna, polski rząd –patriotyczny, zdroworozsądkowy. Mógłby zrobić prostą rzecz – stworzyć własny, nowy bank, który wprowadzi mocno konkurencyjne warunki.
Nie byłoby to lepsze niż repolonizacja?
Na pewno prostsze, dające natychmiastowe efekty i nie tak kosztowne. Zresztą państwo ma większościowe udziały w PKO BP i można by tam uruchomić od zaraz takie warunki kredytowe, opłatowe, licencyjne, leasingowe, ubezpieczeniowe itd., które zmusiłyby zagraniczne banki w naszym kraju do natychmiastowej, radykalnej zmiany ich polityki wobec polskiego społeczeństwa.
Albo do sprzedania tanio swoich akcji, tak jak kiedyś tanio je kupili.
No więc właśnie, środki nacisku są, nie ma tylko kto ich wykorzystać. Śmieszne i bezczelne zarazem jest straszenie Polaków, które uskutecznia pan Petru inspirowany przez pana Balcerowicza, że nie można narzucić bankom żadnego ekstra podatku, nie wolno zaostrzać kursu wobec nich, bo odbije się to na klientach, gdyż banki jakoby natychmiast podniosą opłaty i my wszyscy poniesiemy koszty ich operacji.
Jak podniosą opłaty, to stworzy im się konkurencję i do widzenia panowie!
No więc, odpowiedź jest prosta. To świetnie, niech tylko to zrobią – natychmiast wyrośnie im konkurencja. Nawet tutejsi zagraniczni bankierzy w prywatnych rozmowach przyznają – sam spotkałem się z takimi opiniami – że absolutnie nie są w stanie zrozumieć, jak można dać się tak rżnąc jak Polacy? Przy pełnej akceptacji najwyższych czynników państwowych: od premiera, prezydenta, po urzędy skarbowe.
Załóżmy, że mamy już polskie banki; są to raczej banki państwowe?
Niekoniecznie, to mogą być banki branżowe, sektorowe, np. firmy ubezpieczeniowe zakładają własny bank, eksportowe tworzą export-import bank, powstaje bank pocztowy itp. To mogą być również banki z publicznym udziałem, np. samorządowym – przecież dzisiaj samorządy polskie trzymają swoje konta w bankach zagranicznych, na tym polu tylko PKO BP z nimi trochę konkuruje.
To byłaby lepsza forma niż bank czysto państwowy?
Zdecydowanie tak. Uważam, że powinien istnieć bank – zresztą jestem autorem takiego pomysłu – ZUS-owski. Jeszcze ciągle polski Zakład Ubezpieczeń Społecznych powinien zostać zamieniony na Państwowy Bank Emerytalny, czyli strukturę bankową działającą komercyjnie, będącą własnością państwa i zarabiającą dla nas pieniądze, dla polskich emerytów. Gdyby ZUS przekształcić w Państwowy Bank Emerytalny, mógłby nasze składki inwestować w odkupywanie majątku narodowego, niegdyś tanio i głupio sprzedanego. Stopniowo moglibyśmy zamieniać nasze płacone co miesiąc składki na realną wartość majątku – pracowałoby to realnie na przyszłe emerytury. Byłaby to instytucja, która zarabia i jest oparta na składnikach majątku narodowego.
Czyli w Polsce nie należy szukać nieustannie inwestorów z zagranicy i cieszyć się, że byle Koreańczyk czy Chińczyk wejdzie do nas z paroma milionami, bo może korzystać z państwowych dopłat i potężnych ulg w specjalnych strefach ekonomicznych, lecz samemu trzeba stać się inwestorem i to nie tylko w kraju, ale może właśnie w Chinach na przykład?
Tak jest. Dlaczego w Polsce wpakowano do ZUS-u ponad 130 mld z OFE, a nie utworzono na tej bazie np. banku komercyjnego? Państwowego, ale komercyjnego.
Co robią banki zagraniczne w Polsce z zarabianymi rok w rok pieniędzmi?
W zdecydowanej większości transferują je do swoich centrów zagranicznych pod postacią dywidendy, ale nie tylko. Te zarabiane w Polsce pieniądze idą np. na to, żeby klienci holenderscy, niemieccy, włoscy czy francuscy mogli swobodnie i tanio pożyczać pieniądze w swoim banku, rozwijać się, inwestować, pobudzać konsumpcję. Tu się drenuje, a tam się dofinansowuje.
Repolonizacja zatem jest potrzebna, ale absolutnie musi być realizowana przez ludzi uczciwych, wiarygodnych i o zdecydowanym propolskim myśleniu, broń Boże nie takich, którzy mają za sobą doświadczenia we wcześniejszych procesach prywatyzacyjnych.
 Jest to tylko cześć rozmowy. Całość można znaleźć w miesięczniku „WPIS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka” (nr 6/2015). 


http://ruch-obywatelski.com/polityka/banki-w-polsce-z-pelna-premedytacja-przygotowaly-oszustwo-na-wielka-skale/

  • No news
    .
    A jak np doszło do realizacji projektu "IIws"?
  • @Autor
    Bardzo interesujące, że pan Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK oficjalnie przyznaje się do tego, że
    "Też miałem propozycję takiej polisolokaty, wykupiłem ją, a po dwóch miesiącach już się zorientowałem…"
    Zastanawiać może tylko, ile czasu ten pan potrzebuje na zorientowanie się w skutkach tych podatków które popiera? Porównując złożoność efektów podatków na różne dziedziny gospodarki ze złożonością umowy poliso lokaty można przypuszczać że będzie to czas kilkukrotnie dłuższy.
  • A niby dlaczego coś zwracać "frankowuczom"?
    A niby dlaczego coś zwracać "frankowuczom"?
    Otóż parę dni temu Ryszard Petru powiedział, iż uwierzył D. Tuskowi i też wziął kredyt w CHF. Nikt mi nie wmówi, że ekonomista, uchodzacy za eksperta, nie wiedział na czym "witz" polega. To, że banki zarobiły na zmianach kursowych nie może być podstawą jakichkolwiek roszczeń. Przecież kredyt frankowy nadal jest tańszy od złotowego.
    Poza tym powoływanie sie na opinie J. Biereckiego, capo tutti di capi SKOK, człowieka odpowiedzialnego za wyłudzienie kilku milardów zl z GF, jest co najmniej nie na miejscu.

wtorek, 5 listopada 2013

Jeden z epizodów III wojny światowej




Pięć banków miesiącami wykupywało złotego, żeby sztucznie podnieść kurs i przestraszyć firmy produkujące na eksport.
Spekulanci.
Wszyscy o nich słyszeli, ale nikt nie widział.
Żeby zachwiać gospodarką państwa, potrzebne są naprawdę duże pieniądze, a tych, co te pieniądze posiadają, jest niezbyt wielu.


Dlaczego więc media udają, że nie wiadomo, kto spekuluje?
Kto działa na niekorzyść naszych interesów??




reblogged

Mnie się zdaje, że od wielu lat trwa III wojna światowa. Tym razem jest to wojna ekonomiczna.
Byłem założycielem i wieloletnim redaktorem naczelnym kwartalnika „Rynek Terminowy” poświęconego zarządzaniu ryzykiem finansowym. Pismo upadło w 2005 roku, wraz z moim odejściem z Agencji Informacyjnej Penetrator. Upadło, bo miało niewielu, ok. 2000 czytelników i to głównie spośród studentów i finansistów. Firmy go nie kupowały, bo nasz kwartalnik był dla nich za drogi: 25 zł za numer (100 zł rocznie!!!).
To, co się teraz dzieje  w Polsce, drenowanie polskich firm z gotówki przez banki, które z nimi podpisały umowy opcyjne, jest niestety wynikiem zbyt słabej znajomości naszego pisma i porad w nich publikowanych. Ale ja tu nie o tym… Ja tu bloguję, więc muszę przedstawić jakiś tekst zaczepno-prowokacyjny.
Otóż, mnie się zdaje, że od wielu lat trwa III wojna światowa. Tym razem wojna ekonomiczna. Po upadku muru berlińskiego i kapitulacji dawnego obozu socjalistycznego rozpoczęła się walka o wpływy, firmy i rynki w zglobalizowanym świecie, prowadzona przy pomocy pieniędzy, prawników i dziennikarzy. Wojna równie bezwzględna i bezlitosna jak poprzednie, choć może nieco mniej okrutna. Czy tylko oszołomy to widzą?
Przecież nie ma sensu wysyłać do dalekich krajów swoich żołnierzy, żeby wyrżnąć ludzi i burzyć jakieś nieruchomości. W dobie globalizacji i swobodnego przepływu kapitału prościej i KORZYSTNIEJ jest wykupić akcje i zmusić tych, których chcemy podbić, żeby pracowali dla nas.
A na wojnie - proszę Państwa - nie ma się co z wrogiem certolić. Trzeba mu przyłożyć do głowy pistolet i zmusić, żeby ustąpił. W tym przypadku: zapłacił, sprzedał przekazał swoje akcje i papiery wartościowe, oddał władzę w firmach i korporacjach.
Scenariusz oczywisty
Pięć banków miesiącami wykupywało złotego, żeby sztucznie podnieść kurs i przestraszyć firmy produkujące na eksport. W pewnym momencie - wtedy, kiedy złoty stał już naprawdę nienormalnie wysoko i każdy niewtajemniczony finansista dziwił się, jak może dolar kosztować 2 zł, a euro złotych trzy - do firm zostali wysłani kurierzy, żeby namawiali do podpisywania umów opcyjnych. Kiedy umowy zostały podpisane, na rynek zostały wrzucone zapasy złotówek i kurs gwałtownie spadł. Proste.
Na rynku kapitałowym takie działanie nazywa się zmową inwestorów i jest ścigane z zasady przez KPWiG (KNF). Gdzie tym razem jest KNF? Co robi pan Jacek Socha? - Pracuje dla jednej z międzynarodowych korporacji. Szkoda, bo w tej sprawie on jest expertem.
Problemem jest to, że tym razem trzeba stanąć do walki przeciwko pięciu bankom globalnym. Siłami polskimi trzeba wygrać z 5 graczami międzynarodowymi. Wicepremier Pawlak ma więc rację, kiedy mówi, że rząd musi coś zrobić, bo wyssanie z naszej gospodarki 50-100 mld zł i upadek ponad 200 firm to byłaby tragedia setek tysięcy Polaków. Czy ci, przepraszam, durni dziennikarze, którzy próbują z niego pokpiwać, w ogóle rozumieją o co toczy się gra?
Tylko rząd!
Jedynie rząd ma argumenty, żeby stanąć do walki z tym międzynarodowym przekrętem. Tym, którzy twierdzą, że przecież firmy podpisały te przeklęte umowy opcyjnie, więc nic już nie da się zrobić, odpowiadam: w biznesie wcale nie jest tak, że zawsze się umów dotrzymuje. Czasem można je RENEGOCJOWAĆ. Słyszał ktoś kiedyś o ugodzie?
Jakie mamy argumenty? - Najgroźniejszą naszą bronią jest: podanie nazw tych 5 banków do publicznej wiadomości, napiętnowanie ich praktyk, utrata przez nich dobrego imienia, bo przecież ich emisariusze ewidentnie naciągali niedouczone zarządy!!! No i można jeszcze dołożyć: zakaz działania w Polsce w określonych obszarach, albo odebranie licencji. Okazuje się, że kilka "armat" jednak mamy...
Dlaczego nikt jeszcze publicznie nie wyciera sobie gęby nazwami tych 5 banków, które zagrały w tę śmiertelną grę z małymi dziećmi (nieświadomymi zarządami)? – Mam nadzieję, że jakieś poufne negocjacje jednak się toczą! Krótko mówiąc: sądzę, że banki mogą zgodzić się na odstąpienie od umów opcyjnych za odszkodowaniem rzędu 20% ich wartości (to i tak będzie w wielu wypadkach zysk kilkuletni tych firm), co pozwoli naszym firmom przeżyć. I o to chodzi.
 Ładni z Was politycy i ekonomiści, jeśli chcecie wysyłać bezbronnych polskich żołnierzy (firmy) na walkę przeciwko czołgom (międzynarodowe korporacje finansowe) i obłudnie dbać o czystość reguł kapitalistycznych. To jest wojna, proszę Państwa!
Wojna o nasze przetrwanie!

http://www.orkisz.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=254

Maciej Synak 2009-03-19
Napędzają klientów



W jednej z tzw. biznesowych stacji słuchałem niedawno wypowiedzi członka RPP Mariana Nogi. I tak mi się coś rzuciło na słuch....
Wszyscy tzw. eksperci wymądrzają się, a jednocześnie permanentnie używają wyrażeń typu:
„wydaje mi się...”, „ być może...”, „rynki finansowe czują, że...”, „prawdopodobnie...”, „niewykluczone, że...”.......
Czy to przypadkiem nie nazywa się SPEKULACJA? Czyli Noga to taki Spekulant....
A Spekulanci, którzy grali na osłabienie złotówki? Dlaczego te wszystkie „biznesowe” stacje i programy nie mówią wprost, kto spekuluje – ktoś, kto dysponuje ogromnymi pieniędzmi, czyli z reguły.....BANKI.
A zamiast mówić Banki, Instytucje Takieiowakie lub bardzo bogaci ludzie, to używają enigmatycznego...Spekulanci.
Czy takie odwracanie kota ogonem, to nie przypadkiem Współudział?


„Moim zdaniem, musimy jak najszybciej dokonać jeszcze jednego, małego kroku, o 25 pb i potem rzeczywiście musimy obserwować gospodarkę, żeby zobaczyć, czy np. ceny za wrzesień będą już spadać.”
Co należy rozumieć przez wyrażenie: „potem rzeczywiście musimy obserwować gospodarkę „ – to znaczy, że teraz jej „rzeczywiście” nie obserwują? To na jakiej podstawie „musimy jak najszybciej dokonać jeszcze jednego, małego kroku”?
Co to było, rzut kostką?


http://maciejsynak.blogspot.com/p/nadal-aktualne-uprkartuzypl.html





KOMENTARZE

  • SPEKULUJE SIE RACZEJ DLA ZYSKU...
    Bez dorabiania ideologii...

    Zastanawia jednak dlaczego nie zostaly ruszone rezerwy walutowe, mozna bylo na tym nawet niezle zarobic i zalatwic tych spekulantow...
  • @
    Nie bardzo rozumiem dlaczego słowo SPEKULANT brzmi jakby była to obelga. Ja na GPW nie gram. Gra z zasady dopuszcza możliwość przegranej. Ja tam inwestuje oszczędności lub właśnie spekuluję celem szybkiego zarobienia na jakieś tam wydatki. Na FOREX również próbuję SPEKULOWAĆ, ale niestety... Chociaż przez tyle lat wciąż tam jestem na PLUS! Co wielu z inwestorów grających na FOREX uważa za sukces.
  • @
    Mnie się też tak wydaje, że mamy cichą wojnę w tej chwili i ciężko jest określić kiedy ona się zaczęła i kiedy skończy. Mam jednak wątpliwości czy pasuje do tego co się dzieje termin IIIWŚ. Możliwe, że to jest jakaś faza wstępna, która ma doprowadzić do kryzysu i całkowitego załamania. Czyli tego co był główną przyczyną IIWŚ i jedną z przyczyn tej pierwszej. Spekulacja to w erze globalizmu i połączenia sektorów bankowych, mechanizm wymuszające takie a nie inne działania strony broniącej się.
    Kto za tym stoi? Według niektórych są to dzieci z Lebensbornu, które przejmują dziś powoli władanie Europą a może i światem. Banków czy funduszy nie da się tak po prostu prześwietlić, bo one bronią się przed tym. Także nikt z ekspertów głośno nie powie choćby słowa bank, czy tym bardzie jakieś nazwisko. Operują ogólnikami, bo obracają się w tym systemie.
  • jeśli to będzie, owe 20%, kilkuletnim zyskiem firm
    to obawiam się, że i tak upadną,

    ale z drugiej strony, skoro pisze Pan do ludzi, to dobrze byłoby naświetlić, o co chodziło w tych umowach. Ludziom, nie ekspertom.
  • @WIŚNIA 13:03:37
    bo spekulant jest obelgą,

    spekulant to taki łotr, który innych albo namawia do niekorzystnego rozporządzenia swoim majątkiem,

    albo wręcz kreuje na rynku sztuczną sytuację, która zmusza innych do niekorzystnych dla nich działań, ewentualnie wymusza nadmierną cenę dzięki wytworzonej sytuacji.

sobota, 21 września 2013

Kaczyńskiemu lichwa pasuje?




Polska jest dostarczycielem kapitałów dla zagranicy i w latach 2000-2012, ten transfer sięgnął blisko gigantycznej kwoty 500 mld zł.


reblogged






Kuźmiuk o Orbanie


"1. Kilka dni temu premier Węgier Wiktor Orban na posiedzeniu parlamentu powiedział „dla zagranicznych firm na Węgrzech era kolonizacji się skończyła” i wyjaśnił, że banki i duże zagraniczne firmy korzystające na Węgrzech z pozycji monopolisty, muszą się przyzwyczaić do nowej sytuacji. Kiedyś miały silną pozycję i rządy socjalistyczne (chodzi o 8-letnie rządy poprzedników Orbana), kłaniały się przed ich potęgą ale teraz to my jesteśmy silniejsi. To one muszą się dostosować do Węgrów, a nie odwrotnie”.
Premier Węgier w ten skrótowy ale dobitny sposób przedstawia współobywatelom strategię swojego rządu, realizowaną konsekwentnie od pierwszego dnia po objęciu rządów.
Dodatkowe opodatkowanie banków, sklepów wielkopowierzchniowych, koncernów energetycznych i telekomunikacyjnych podatkiem o charakterze obrotowym, zostało wprowadzone już w 2010 roku.
2. Teraz kiedy poważnym problemem gospodarczym i społecznym na Węgrzech stały się wysokie ceny energii, a także obsługa kredytów walutowych związanych z zakupem mieszkań (takich kredytów udzielono dla około 1 miliona kredytobiorców czyli obciążone nimi jest 1/10 Węgrów), rząd Orbana zdecydował się na administracyjne przeprowadzenie 10% obniżek cen energii dla gospodarstw domowych przy czym koszty tej operacji zostały przerzucone na koncerny energetyczne, a także na wprowadzenie obsługi kredytów walutowych po stałym ustalonym przez rząd kursie walutowym i obciążenie kosztami tej operacji banków udzielających takich kredytów.
Właściciele banków, firm energetycznych, firmy handlowych w większości zagranicznych zgrzytają zębami i protestują (nawet w Brukseli) ale w związku z tym, że gospodarka węgierska pierwszy raz od kilku lat odnotowała wzrost gospodarczy, a Komisja Europejska zakończyła wobec Węgier procedurę nadmiernego deficytu (deficyt całego sektora finansów publicznych na trwałe został sprowadzony poniżej 3% PKB), uznają że Węgry wychodzą na prostą i będzie tu można wypracowywać zyski.
3. Takie mocne stwierdzenia przedstawicieli rządu Wiktora Orbana nie są zaskoczeniem. Od momentu przejęcia władzy na Węgrzech w maju 2010 roku przez tę ekipę, problem wykorzystywania nowych krajów członkowskich UE przez koncerny zagraniczne jest często publicznie nazywany po imieniu.
Ponad rok temu w wywiadzie dla Polskiego Radia wicepremier węgierskiego rządu Zsolte Semjen stwierdził „korporacje zagraniczne wyciągały z Węgier znacznie wyższe kwoty niżby to wynikało z zasady zysku. Tak traktuje się kolonie, a nie równoprawne państwa członkowskie”.
Węgrzy więc już kilka lat temu precyzyjnie zdefiniowali jeden z podstawowych problemów ograniczających ich rozwój gospodarczy i wyciągnęli z tego jednoznaczne wnioski, wprowadzając dodatkowe opodatkowanie tego rodzaju firm, którego podstawą jest obrót, a nie zyski, które często księgowo nie są wykazywane.
4. Kiedy taka diagnoza pojawi się w Polsce? Ona już jest zawarta w programie gospodarczym Prawa i Sprawiedliwości, proponujemy również instrumenty, które będą temu zapobiegały.

My doskonale wiemy, że tzw. saldo dochodów w bilansie płatniczym obejmujące transfery kapitałowe z Polski i do Polski od lat jest ujemne i osiągnęło w 2012 roku astronomiczną kwotę 71,4 mld zł.

Ten olbrzymi transfer kapitału z Polski jest saldem wpływów do Polski środków z budżetu UE, środków zarobionych przez Polaków za granicą przekazywanych rodzinom w kraju i wypływów w postaci dywidend, zysków, zarobków szefów zagranicznych koncernów.
A więc niezamożna Polska jest dostarczycielem kapitałów dla zagranicy i w latach 2000-2012, ten transfer sięgnął blisko gigantycznej kwoty 500 mld zł.
Przejęcie odpowiedzialności za rządzenie w Polsce przez Prawo i Sprawiedliwość będzie oznaczało zdecydowanie „przykręcenie” tego kurka z odpływającymi z naszego kraju kapitałami i zrobimy to równie sprawnie, zgodnie z unijnymi regułami jak rząd Orbana na Węgrzech."



Mój komentarz.

Tylko naiwny wierzy, że Wikileaks hasa sobie po świecie bez smyczy.
Atak wymierzony w Ruch Narodowy ma utrącić konkurencję PiSu do władzy.
Kaczyński jest pupilem amerykanów i amerykanie usuwają mu kłody spod nogi - to czyż nie czynią tego, aby utrzymać prymat swoich banków w Polsce?

Likwidacja OFE ma zatamować dramatyczne narastanie długu.

"Janusz Szewczak”Już od 1999 roku mówiłem, że OFE to jedno wielkie oszustwo – prywatyzacja systemu ubezpieczeń, która da zarobić wyłącznie właścicielom OFE, czyli Powszechnym Towarzystwom Emerytalnym, natomiast nie gwarantuje godziwych emerytur. Dzisiaj mamy tego dowody. OFE zarobiły ponad 16 mld złotych i najchętniej zrezygnowałyby z obowiązku wypłacania emerytur."


"Kaczyński, dopytywany, czy byłby za tym, by OFE zlikwidować, odparł, że „jest to instytucja, łagodnie mówiąc, nic niewnosząca do naszego życia ekonomicznego, ale decyzja powinna należeć do obywateli”.
Ja używam takiej formuły dziesiątki, jeśli już nie setki razy: jeśli ktoś chce swoim życiem, swoją przyszłością, wiekiem późniejszym sędziwym grać w ruletkę, to jego decyzja, jego prawo.
Jest wolność.Jeśli będą tacy ludzie,to mogą być OFE – stwierdził szef PiS."



Czy to znaczy, że amerykańska lichwa jest OK?





http://tvp.info/informacje/polska/pis-potrzebna-kampania-informacyjna-ws-ofe/12298109
http://wpolityce.pl/wydarzenia/50512-nasz-wywiad-janusz-szewczak-przekretem-ofe-powinien-zajac-sie-trybunal-stanu-ten-system-jest-oszukanczy-i-kompletnie-nieprzydatny-dla-emerytow
http://zbigniewkuzmiuk.salon24.pl/532903,na-wegrzech-era-kolonizacji-sie-skonczyla-a-kiedy-w-polsce






KOMENTARZE


niedziela, 6 marca 2011

Kultura bez lichwy

Na razie trudno wyrokować, czy za rewolucją w północnej Afryce stoją klany bankowe, czy może faktycznie niezależne organizacje mahometan.

Prezydent Iranu zapowiedział, że: „powszechne żądania zmian zakończą ucisk ze strony, jak to określił, "aroganckich potęg". Nie podając nazw konkretnych państw zapowiedział, że podobne protesty uderzą w Europę i Amerykę Płn. „


http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,81048,9151980,Iran__Ahmadinezad__protesty_przeniosa_sie_do_Europy.html

Nieokreślone manewry irańskich okrętów wojennych w rejonie kanału Sueskiego sugerują zaangażowanie Iranu.

Czy pożoga islamska ma racje powodzenia we Francji, w Niemczech?
Pan Stanisław chyba nie odpowie nam na to pytanie.

Mając na uwadze ilość muzułmańskiej mniejszości w tych krajach – chyba tak.

A za 20 – 30 lat Niemcy mogą zamienić się w państwo religijne – islamskie państwo religijne, choć islam już się zaczyna degenerować, podobnie jak niegdyś chrześcijaństwo /mam oczywiście na myśli „demokratyczne” przemiany inspirowane przez klany bankowe/

Inaczej rewolucja mogłaby przebiegać w USA. Ale to osobny temat....



U nas nie ma takiego zagrożenia, jeśli w porę (czyli po opanowaniu zbuntowanych służb oczywiście...)zastopujemy degenerowanie przez telewizję – mamy szansę na własny tradycyjny chrześcijański europejski kraj.


Bankowość prowadzona w islamie jest bardzo interesująca – to kompletne przeciwieństwo zachodniego stylu....


O islamskim systemie bankowym - na stronie: pomorski.upr.org.pl

„- Najważniejsza różnica pomiędzy bankiem w klasycznym ujęciu, a bankiem islamskim jest taka, że banki islamskie nie mogą czerpać zysków z obrotu pieniędzmi, podczas kiedy zachodnie właśnie na tym pieniądze zarabiają. Odsetki i oprocentowanie są literalnie zabronione, więc kreacja długu kredytowego nie wchodzi w rachubę. Banki mogą jedynie zarabiać na produkcji dóbr i udziale w zyskach z ich sprzedaży - to w przypadku kredytowania działalności gospodarczej. „

http://biznes.interia.pl/wiadomosci/swiat/news/fenomen-arabskich-bankow,1557723,4201