Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

niedziela, 14 grudnia 2014

Kruszenie Polski.


W odróżnieniu od lat 1772 – 1795, dzisiejsza Polska nie jest krojona kawałami, a kruszona po trochu tak, żebyśmy nawet tego nie zauważyli.

Wczoraj można było przeczytać, że nagle, ni z tego ni z owego, Niemcy będą kontrolować część polskiej przestrzeni powietrznej ( m.in. nad Szczecinem ), co jest wynikiem ... bezprawnej decyzji ( podjętej z pominięciem kompetencji właściwego ministra i Sejmu )  prezesa Urzędu Lotnictwa Cywilnego z wrzesnia br.
Dziś z kolei czytamy o zamknięciu szlaku wodnego na Odrze:
Wielomilionowe straty wielu podmiotów gospodarczych, narażenie na niebezpieczeństwo wystąpienia powodzi, likwidacja kilku znajdujących się przy Odrze, a uzależnionych od transportu rzecznego stoczni, a co za tym idzie - bankructwo kilkuset podwykonawców świadczących dla nich usługi - to przewidywane skutki dokonanego właśnie zamknięcia śluzy w Brzegu Dolnym.
Po zlikwidowaniu polskich barek i polskich przedsiębiorców, nagle okaże się, że Unia „da pieniądze” na transport rzeczny na Odrze, tylko że będzie on już realizowany niemieckimi jednostkami, a wkrótce na ich terenie.
Jak widać powtarzany jest ten sam swiński numer, który skutecznie doprowadził do likwidacji stoczni szczecińskiej i ... poźniejszej rozbudowy niemieckiej stoczni w Rostoku.
Dodajmy do tego niedawne storpedowanie ( miejmy nadzieję, że nie ostateczne ) projektu Via Carpathia głosami dwojga kretynów-europosłów PO ( Jarosława Wałęsy i Julii Pitery ).
Swego czasu komunista Alfred Lampe, sprzeciwiając się powołaniu przez Sowietow osobnego Wojska Polskiego ( LWP ) miał powiedzieć do Wandy Wasilewskiej: ależ Wando, na ch*j nam wojsko polskie, mamy przeciez Armię Czerwoną!
Jak widac, duch Lampego ciągle swieci, bo na ch*j nam polskie stocznie, jesli mogą być niemieckie, na ch*j polskie barki, polskie koleje, polskie drogi, skoro mogą być niemieckie, w końcu na ch*j nam Polska jako taka?
A ci, którym na Polsce zależy, powinni sobie uswiadomić, że to, kto będzie kontrolował przestrzeń powietrzną nad Wolinem i Szczecinem czy żeglugę rzeczną na Odrze jest stokroć dla nas wazniejsze od przynależnosci państwowej Krymu i Donbasu.
 
http://macgregor.neon24.pl/post/116510,kruszenie-polski
 
 

Tajemnicze zgony zachodnich bankierów


Wyskakują z okna lub pędzącego pociągu, albo ulegają rozmaitym wypadkom komunikacyjnym. Niektórzy piszą wcześniej list pożegnalny.

Pięć dni temu pisały "Deutsche Wirtschafts Nachrichten" (DWN): Zwłoki bankiera ING-Group Geerta Tacka zostały odnalezione w środę 03 grudnia na wybrzeżu w Ostendzie - mieście portowym w Belgii. Przyczyna śmierci jest niejasna. 52-letni wysokiej rangi urzędnik bankowy wyszedł 05 listopada br. ze swej willi do pracy, jednakże tam nie dotarł. 15 listopada został oficjalnie uznany za zaginionego. Geert Tack był odpowiedzialny w banku za obsługę zamożnych prywatnych klientów.


Das Sterben hochrangiger internationaler Banker und Investoren setzt sich fort. (Foto: dpa)


Po dwóch dniach DWN informują: Brytyjski inwestor Scot Young nie żyje. W poniedziałek, 09 grudnia, wyskoczył z okna swego domu w Londynie. Young był doradcą nieżyjącego już oligarchy Borysa Bierezowskiego. W ubiegłym roku rozwiódł się ze swą żoną.


Jest to już od 08 marca 2014 roku 52. śmierć wysokiego urzędnika bankowego w krajach zachodnich. Trzech pierwszych umierało w odstępach około dwumiesięcznych:

---  08 marca 2013 - David Rossi wyskoczył z okna;
---  27 kwietnia 2013 - David William Waygood wyskoczył z jadącego pociągu;
---  23 czerwca 2013 - Rob Evans uległ wypadkowi podczas triathlonu we Francji.


Przyspieszenie tych dziwnych i tajemniczych zgonów nastąpiło w lipcu ub.r. Bankierzy, z których 12 pracowało w JP Morgan, wyskakiwali nadal z okna lub pędzącego pociągu, albo ulegali rozmaitym wypadkom komunikacyjnym. Niektórzy napisali wcześniej list pożegnalny.


Pełną listę samobójstw i nieszczęśliwych zdarzeń można przeczytać w języku niemieckim w artykule, link:  http://deutsche-wirtschafts-nachrichten.de/2014/12/11/london-britischer-top-investor-faellt-aus-fenster-und-stirbt/



 http://zygumntbialas.neon24.pl/post/116568,tajemnicze-zgony-zachodnich-bankierow



Władza przygotowuje plany ewakuacji na wypadek polskiego Majdanu

 przedruk



Państwo, które się zwija


W bulu i bez nadzieji. 

W naszym państwie, które istnieje tylko formalnie, zapanował chaos godny Afganistanu: Marszałek Sejmu otwiera konsulaty honorowe, premier udała się na emigrację wewnętrzną a ORMO poleruje pały na opozycję przed 13 grudnia.

Znaki nie mylą. Władza przygotowuje plany ewakuacji na wypadek polskiego Majdanu. Pamiętamy jak prezydent Janukowicz uciekał z Kijowa dwoma nowoczesnymi helikopterami. Wicepremier rządu Tomasz Siemoniak ogłosił właśnie plany zakupu (cytat): "dwóch małych odrzutowców do przewozu najważniejszych osób w państwie". Według Siemoniaka mają to być (cytat): "dwa małe samoloty na 12-14 miejsc, które - po ograniczeniu liczby pasażerów do ośmiu - byłyby wstanie wykonać lot na dystansie ok. 8 tys. kilometrów, czyli na drugą stronę Atlantyku".
 
Jesteśmy daleko od oszczędnego duńskiego modelu, który zachwalał nam w 2011 roku najoszczędniejszy z ministrów Tuska - Radek Sikorski (cytat) "Mój duński kolega jak potrzebuje szybko gdzieś dolecieć wynajmuje mały samolocik od firmy Lego". Gospodarny Sikorski perorował dalej (cytat): "Mam nadzieję, że jeżeli oszczędzimy 900 mln zł na samolotach dla VIP-ów, to jeśli zajdzie taka potrzeba, będzie przyzwolenie społeczne, żeby wynająć komercyjnie mały samolot".

No ale teraz nie chodzi już o bliskie sercu Sikorskiego "oszczędności", tylko o przeżycie aktualnego reżimu. W razie polskiego Majdanu nowe odrzutowce Siemoniaka przerzucą najważniejsze osoby w państwie idealnie za ocean, gdzie już siedzi były autorytarny prezydent Gruzji Michail Saakaschvili.

Co prawda kilku polskich oligarchów dysponuje wypasionymi prywatnymi odrzutowcami, ale niestety największy z nich, nowoczesny Falcon 7X, został rok temu sprzedany przez padającą panamską ITI. Prywatnych jetów jest tylko kilka a ewentualnych kandydatów na emigrację w razie polskiego Majdanu jest co najmniej kilkuset. Nie wspomnieć już o ciężkich walizkach ze złotem i gotówką.

Tylko kilku szczęśliwców (Arabski, Graś, Tusk i Bieńkowska) zdołało już wyjechać z Polski. Wtedy było "Państwo wyjeżdżają", teraz jest "Państwo się zwija".


Fundamenty ustrojowe III RP leżą w gruzach i kwiczą

Permalien de l'image intégrée




http://monsieurb.neon24.pl/post/116418,panstwo-ktore-sie-zwija


wtorek, 9 grudnia 2014

Dość dziwne - kom potem

"Apel sześćdziesięciu" ujawnia ignorancję




Dzisiaj, 9 grudnia (12:48)
60 niemieckich prominentów ostrzega w liście otwartym przed wojną z Rosją. Jednak ten szlachetny apel ignoruje zasadnicze fakty.


W opublikowanym liście otwartym pod tytułem "Znowu wojna w Europie? Nie w naszym imieniu" 60 znanych i uznanych osobistości życia publicznego w Niemczech ostrzega przed wojną w Europie i opowiada się za dialogiem z Rosją. Mają rację - w Europie nie może być wojny.



Dialog jest zawsze najlepszym i najważniejszym środkiem polityki zagranicznej państw demokratycznych. To samo odnosi się do dzisiejszych relacji z Rosją. Jednak ten szlachetny apel ludzi, którzy bez wątpienia mają wielkie zasługi w polityce, gospodarce i kulturze, nie pasuje do aktualnego konfliktu.

Iluzja zamiast faktów

To wprawdzie całkowicie słuszne, że wojny w Europie być nie może, ale ta wojna już istnieje od dawna. Wiosną rosyjski prezydent Putin zagarnął środkami militarnymi Krym i przyłączył go do Federacji Rosyjskiej. Do otwartej wojny rosyjsko-ukraińskiej nie doszło tylko dlatego, że zaskoczony Kijów nie zdecydował się na wojskową obronę półwyspu. Inaczej na wschodzie Ukrainy - tam toczy się otwarta wojna pochłaniająca tysiące ofiar i powodująca ogromne spustoszenia. A bez dostaw w ludziach i sprzęcie z Rosji ta wojna byłaby nie do pomyślenia. W tym zakresie apel mija się z rzeczywistością. 

Co gorsza - ten apel sugeruje jakoby Zachód i niemiecka polityka dążyła do zbrojnego stawienia czoła Rosji. Nic bardziej absurdalnego. Zarówno niemiecki rząd jak i kierownictwo Unii Europejskiej jednogłośnie wykluczają jakiekolwiek rozwiązanie konfliktu ukraińskiego środkami wojskowymi. Zwłaszcza niemiecka kanclerz Merkel i jej szef dyplomacji Steinmeier pomimo wszelkich trudności stawiają na konieczny dyplomatyczny dialog z Moskwą. Jeśli sygnatariusze apelu chcą przez niego poprzeć ten dialog, to mają rację. Jednak w tym przypadku brakuje wezwania strony rosyjskiej do tego, by "uzmysłowić sobie powagę chwili" i postawić na pokój.

Między bajki trzeba też włożyć sugestię, jakoby dziennikarze i komentatorzy nie zdawali sobie sprawy z lęków Rosjan przed okrążeniem ze strony NATO. Sygnatariusze apelu zdają się nie dostrzegać dwóch rzeczy - po pierwsze nie ma żadnych konkretnych planów NATO przyjęcia Gruzji i Ukrainy. Wprost przeciwnie - w 2008 roku nie pozwolono na przyjęcie tych państw do NATO. Szczyt NATO w Walii w tym roku de facto potwierdził tę decyzję. Po drugie sygnatariusze apelu nie powinni zapominać, że obok rosyjskich interesów istnieją też lęki Ukraińców i Gruzinów, którzy muszą żyć z tym, że ich państwom Rosja odebrała na drodze militarnej całe połacie ich terytorium.

Apel pełen sprzeczności

Kompletnie sprzeczne jest zakończenie apelu. Bo po przypomnieniu nadziei roku 1990, zbudowania zjednoczonej w wolności i demokracji Europy, apel kończy się zdaniem: "aż do momentu wybuchu konfliktu ukraińskiego wydawało nam się, że Europa jest na właściwej drodze". To pod wieloma względami nielogiczne.

To właśnie Ukraińcy chcą być częścią tej wolnej i demokratycznej Europy. Tego, co słusznie należy się Rosjanom, nie wolno odmawiać Ukraińcom. A jeśli europejska polityka wypychała Rosję z Europy - jak twierdzono przedtem - to przez ostatnie dekady Europa nie mogła znajdować się na właściwej drodze. Z tym nie zgodziliby się także politycy rosyjscy. Ich krytyka pod adresem europejskiej polityki sąsiedztwa jest bowiem o wiele starsza niż aktualny konflikt ukraiński. 

Rosyjskie kierownictwo od prawie 20 lat ciągle narzekało na rozszerzenie NATO i unijną politykę w postsowieckiej strefie. Zachód ignorował tę krytykę. Czy było to mądre - to ocenią historycy. W centrum ich zainteresowania znajdą się zachodni politycy z lat 90-tych XX i pierwszych lat XXI wieku, którzy według tej wykładni mieli jakoby ignorować rosyjskie interesy bezpieczeństwa. To zakrawa na pewną ironię, że wśród sygnatariuszy apelu znajdują się właśnie ci politycy.

Ten list otwarty w swoim selektywnym spojrzeniu ujawnia zastraszający brak wiedzy o Rosji i Ukrainie. Państwa te nie są postrzegane w kontekście ich historii, bieżących działań, ich specyfiki i wielowarstwowości, ale jako obiekty (zachodnio-)europejskich projekcji życzeń. Prawdziwe wyzwania kryją się gdzie indziej: w jaki sposób konkretnie obchodzić się z dotkniętą kryzysem, opanowaną rewizjonizmem i coraz bardziej autystyczną Rosją? Jak znaleźć równowagę między ochroną przed niebezpieczeństwem, tłumieniem konfliktu a polityką łagodzenia sporu? Apel oparty ma dobrych intencjach to z pewnością za mało.


Ingo Mannteufel
tł.: Bartosz Dudek, Redakcja Polska Deutsche Welle









http://fakty.interia.pl/swiat/news-apel-szescdziesieciu-ujawnia-ignorancje,nId,1571675#iwa_item=5&iwa_img=0&iwa_hash=12377&iwa_block=facts_news_small






Osobowość manipulatora


 Breivik.


Jak piszą z kolei norweskie media, w ostatnim czasie Breivik był kilkakrotnie przewożony między więzieniami w Ila i Skien. Przedstawiciele służby więziennej utrzymują, że chodzi o zachowanie środków bezpieczeństwa. Tymczasem gazeta "Verdens Gang" twierdzi, że Breivik wykańcza psychicznie pilnujących go strażników. "Ma osobowość manipulatora" - pisze gazeta, powołując się na swoje źródła.

Ponadto Brevik prowadzi szeroką korespondencję. Do obowiązków strażników należy między innymi czytanie listów przed ich wysłaniem. Wynika z nich, że człowiek odpowiedzialny za śmierć 77 osób - w większości dzieci - nie ma wyrzutów sumienia. 

Jego obrońca nie chce komentować sprawy, ale jak stwierdził, "rozumie strażników". "Rozumiem, że Breivik jest bardzo wymagającym więźniem" - powiedział Geir Lippestad gazecie.




Był taki jeden osioł w Gdańsku. 
Podobno "wypalił się zawodowo".








Ponadto Brevik prowadzi szeroką korespondencję. Do obowiązków strażników należy między innymi czytanie listów przed ich wysłaniem. Wynika z nich, że człowiek odpowiedzialny za śmierć 77 osób - w większości dzieci - nie ma wyrzutów sumienia.
Jego obrońca nie chce komentować sprawy, ale jak stwierdził, "rozumie strażników". "Rozumiem, że Breivik jest bardzo wymagającym więźniem" - powiedział Geir Lippestad gazecie.




Krótko - ostatnie wypowiedzi Putina


 

Ciekawa wypowiedź prezydenta Putina.

Proces konstytucyjny nigdy nie może być „na zawsze zakończony”, normy Konstytucji trzeba stale analizować i „dopasowywać” do szybko zmieniającej się rzeczywistości - oznajmił dzisiaj prezydent Rosji Władimir Putin na spotkaniu z sędziami Sądu Konstytucyjnego Rosji.

„Nasza Konstytucja jest dobrze zabezpieczona przed nieuzasadnioną ingerencją, podyktowaną chwilową koniunkturą polityczną. Jednocześnie proces konstytucyjny nigdy nie może być zakończony na zawsze. Czasami samo życie wymaga wniesienia do ustawy pewnych korekt” - powiedział przywódca państwa.


Putin: Rosja powinna zostać dostawcą w sferze technologii przyszłości

Rosja powinna zostać liderem i globalnym dostawcą w sferze technologii przyszłości i produkcji nowego porządku technologicznego – uważa prezydent Rosji Władimir Putin.

„Już obecnie rodzą się technologie, które zmienią świat, sam charakter gospodarki, styl życia milionów, jeśli nie miliardów ludzi. Za 3-5 lat wejdą one na światowy rynek, a do 2030 roku staną się codziennością, jak dzisiejsze technologie komputerowe. I my powinniśmy być liderami w tych procesach. Nie klientami, a globalnymi dostawcami produktów nowego porządku technologicznego, który już dojrzał” – powiedział Putin w poniedziałek na posiedzeniu Rady Prezydenckiej ds. Nauki i Edukacji







 

Rosja - Niemcy - media

 

"Nowaja Gazeta": Kreml zmienia kurs wobec Noworosji?

"Kreml zmie­nił swoją po­li­ty­kę wobec No­wo­ro­sji i nie dąży już do ode­rwa­nia tego te­ry­to­rium od Ukra­iny" - in­for­mu­je dzi­siaj nie­za­leż­na "No­wa­ja Ga­zie­ta", po­wo­łu­jąc się na źró­dła w ad­mi­ni­stra­cji pre­zy­den­ta, rzą­dzie i samej No­wo­ro­sji.

Określenie Noworosja stosowane jest w Rosji w odniesieniu do "konfederacji" Donieckiej Republiki Ludowej (DRL) i Ługańskiej Republiki Ludowej (ŁRL), proklamowanych przez prorosyjskich separatystów na wschodzie Ukrainy przy wsparciu Moskwy. Prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin po raz pierwszy publicznie nazwał tę część Ukrainy Noworosją 17 kwietnia, wkrótce po aneksji Krymu.
 
W Imperium Rosyjskim termin Noworosja był stosowany szerzej - na określenie przyłączonych do Rosji w XVIII wieku, po wojnach z Turcją, ziem na północ od Morza Czarnego i Morza Azowskiego. Utworzono z nich Gubernię Noworosyjską, która istniała za czasów Katarzyny II w latach 1764-1775 oraz Pawła I - od 1796 do 1802 roku. Ówczesna Noworosja obejmowała m.in. część dzisiejszej Ukrainy - obwody: doniecki, dniepropietrowski, zaporoski, mikołajowski, chersoński i odeski.

Według rozmówców "Nowej Gaziety" Kreml nie tylko "ostatecznie wyrzekł się idei niepodległości DRL i ŁRL, ale także chce »wepchnąć« obie republiki z powrotem do Ukrainy na warunkach jakiejś autonomii".
Pismo podaje, że "trzy źródła - na Kremlu, w rządzie i bezpośrednio w DRL oraz ŁRL - potwierdziły, że o niepodległej Noworosji można zapomnieć". "Wpychaniem z powrotem wschodnich obwodów zajmuje się Władisław Surkow. A także - pod kierunkiem Surkowa - nowy wicedyrektor (kremlowskiego) Zarządu ds. współpracy społeczno-gospodarczej z krajami WNP, Abchazją i Południową Osetią Igor Udowiczenko, który zastąpił na tym stanowisku Borysa Rapaporta" - przekazuje.

Surkow jest wieloletnim doradcą prezydenta FR. Utożsamia się go z tym klanem w otoczeniu Putina, który ma krytyczny stosunek do twardej polityki wewnętrznej i zagranicznej prezydenta. Jest w konflikcie z pierwszym zastępcą szefa kremlowskiej administracji Wiaczesławem Wołodinem, jednym z głównych architektów obecnej polityki wewnętrznej Putina.

"Nowaja Gazieta" informuje, że niedawna dymisja Rapaporta również wiązana jest ze "zmianą nastrojów na Kremlu". Pismo zaznacza, że Rapaport cieszył się wśród przywódców separatystów dużym autorytetem i był uważany za ideowego stronnika Noworosji.

W ubiegłym tygodniu media w Moskwie powiadomiły o odejściu z Kremla urzędników, którzy zajmowali się problemami samozwańczych republik w ukraińskim Donbasie. Wśród zwolnionych wymieniły wspomnianego Rapaporta, który odpowiadał za polityczną część relacji z DRL i ŁRL, oraz Władimira Awdiejenkę, nadzorującego gospodarczą część stosunków z dwoma zbuntowanymi regionami Ukrainy.
Obaj urzędnicy pracowali w podlegającym Surkowowi Zarządzie ds. współpracy społeczno-gospodarczej z krajami WNP, Abchazją i Południową Osetią. Wcześniej ze struktury tej odeszło pięciu lub sześciu urzędników niższej rangi.

"Nowaja Gazieta" podaje, że głównym krytykiem Surkowa był i pozostaje Igor Striełkow-Girkin, były dowódca sił zbrojnych Nowrosji, który otwarcie oskarża doradcę Putina o fiasko "rosyjskiej wiosny" na Ukrainie. Zdaniem pisma, Surkow uważany jest też za inicjatora czystek wśród liderów rebeliantów - najpierw wyłączył z gry Striełkowa-Girkina, potem Igora Bezlera "Biesa", a później atamana Nikołaja Kozicyna.

"Wszystkich trzech w Moskwie uważano za zbyt samodzielnych. W żaden sposób nie mieścili się nawet w formalnie istniejących granicach separatystycznych republik" - pisze "Nowaja Gazieta".
Jak wyjaśnia pismo, "»Bies« podawał się za przywódcę Gorłowsko-Jenakijewskiej Republiki Ludowej niezależnej od DRL. W ostatnich miesiącach zmienił taktykę w stosunku do ukraińskich władz i podobno skłonny był zaakceptować autonomię Donbasu wewnątrz integralnej Ukrainy".

"Natomiast Kozicyn zadomowił się w zachodnich rejonach obwodu ługańskiego, gdzie proklamował Kozacką Republikę Ludową. Jego ludzie uczestniczyli w bandyckich napadach i grabieżach. Nie uratowało go nawet to, że w jego gabinecie wisiały portrety Putina i Surkowa" - relacjonuje "Nowaja Gazieta".
Pismo zaznacza, że "z całej trójki bohaterem nadal czuje się tylko Striełkow-Girkin, który rozdaje wywiady w Moskwie, opowiadając o swojej roli najpierw w operacji krymskiej, a później donbaskiej, a także dzieląc się opiniami i nadziejami na przyszłość Noworosji". "W Administracji Prezydenta mówi się, że Igor Iwanowicz niepotrzebnie ściąga na siebie uwagę; że przeszłości już się nie wróci" - informuje "Nowaja Gazieta".

Pismo podaje, że "usunięcie samodzielnych dowódców w Moskwie tłumaczy się jako umocnienie »jednoosobowego kierownictwa« Ołeksandra Zacharczenki". "O postawienie na Zacharczenkę Surkowa prosił najbogatszy oligarcha Ukrainy Rinat Achmetow. I choć byli inni kandydaci - na przykład Ołeksandr Chodakowski - wybór padł na niczym niewyróżniającego się przywódcę donieckiej komórki organizacji sportów walki Opłot" - wskazuje "Nowaja Gazieta".

Pismo ocenia, że "próba ustanowienia »jednoosobowego kierownictwa« spotęgowała napięcie wśród podzielonych ugrupowań rebelianckich; problemy występują również wewnątrz samych ugrupowań". "Największe z nich, liczący 10 tys. bagnetów Opłot uważany jest za gwardię przyboczną Zacharczenki i wykonuje funkcje wojskowe. Jednak w środku tej struktury powstało kilkadziesiąt prawie niesterowalnych grup uczestniczących w biznesowych porachunkach" - przekazuje "Nowaja Gazieta".

"Jeszcze jedną dużą formacją siłową jest Wostok dowodzony przez Ołeksandra Chodakowskiego, byłego dowódcę donieckiego pododdziału Alfy. Do niedawna uważany był za człowieka lojalnego wobec miliardera Achmetowa. Ten ostatni, jak opowiadają w Doniecku, przez długi czas sponsorował Wostok, licząc na utrzymanie wpływów w regionie. Mimo kilku niepowodzeń, w tym dopuszczenia do zdobycia donieckiego lotniska przez ukraińskie wojska, i słabego autorytetu wśród ludności, kuratorzy DRL rozważali Chodakowskiego jako potencjalnego przywódcę separatystów. Za kompromisową postać uważano go w Kijowie" - informuje pismo.
(MP;JS)


 

Tak Kreml walczy o poparcie Niemców

Niedziela, 7 grudnia (16:10)
Rosja próbuje ocieplić stosunki z Niemcami, żeby poprawić napiętą sytuację z Zachodem spowodowaną działaniami zbrojnymi na Ukrainie. Machina propagandowa Kremla rzuciła do walki o sympatię Niemców nową stację telewizyjną - RT Deutsch. Zapraszani do studia eksperci zgodnie piętnują amerykańskie przygotowania do wojny z Rosją, snują teorie spiskowe, nie oszczędzają też Polski.

Kusa spódniczka to główny atut Jasmin Kosubek - głównej prezenterki nadającej od listopada w języku niemieckim propagandowej rosyjskiej stacji telewizyjnej RT (Russia Today) Deutsch. "Młoda i ładna lecz najwidoczniej pozbawiona intelektualnych zdolności" - pisze dziennik "Sueddeutsche Zeitung" o zacinającej się przy trudniejszych słowach dziennikarce. 

Przekaz proponowany przez Kosubek i jej kolegów - na razie w materiałach wideo "Brakujący element" rozpowszechnianych w internecie - jest jasny, prosty i nie wymaga finezji. Według RT Deutsch świat składa się ze złych ukraińskich faszystów, przygotowujących wojnę jeszcze gorszych Amerykanów i ogłupionych  zachodnią propagandą Niemców, którym dopiero trzeba uświadomić, kto jest prawdziwym wrogiem, a kto przyjacielem. To właśnie zadanie dla nowej stacji, która od 2015 roku ma emitować pełny program telewizyjny.          

Niemieckie media przekazują nieprawdziwy, jednostronny obraz wydarzeń na Ukrainie - mówi redaktor naczelny RT Deutsch Iwan Rodionow. My oferujemy "inną perspektywę" - tłumaczy rosyjski dziennikarz, zapewniając, że stacja nie jest "tubą Putina".

Na czym ma polegać "nowa perspektywa" dowiadujemy się już z pierwszej sondy ulicznej przeprowadzonej na inaugurację programu. Pytani przechodnie są zachwyceni informacją o powstaniu rosyjskiej telewizji w języku niemieckim. "Wspaniale", "nareszcie", "dziękujemy ci Putinie" - padają spontaniczne odpowiedzi. 

Zapraszani do studia eksperci zgodnie piętnują amerykańskie przygotowania do wojny z Rosją, snują teorie spiskowe, nie oszczędzają Polski. Publicysta Juergen Elsaesser ujawnia sensacyjną wiadomość o udziale "brygady syjonistów" w wydarzeniach w Kijowie. "To Zachód strzelał na Majdanie" - mówi Elsaesser występując na tle napisu "Zachód prowadzi wojnę przeciwko Putinowi. Kto zatrzyma NATO?". 

Były agent Stasi Rainer Rupp (pseudonim "Topas") sugeruje powiązania prezydenta Niemiec Joachima Gaucka i kanclerz Angeli Merkel z tajną policją NRD i obarcza ukraiński wywiad winą za strącenie w lipcu malezyjskiego samolotu pasażerskiego i śmierć 298 osób. "Skala kłamstw rozpowszechnianych przez stację jest przerażająca" - pisze "Die Zeit".

"Zapraszamy gości, których inne media nie zapraszają, gdyż są poza mainstreamem" - tłumaczy Rodionow. Do negatywnych bohaterów jego stacji należy znany w Polsce amerykański historyk Timothy Snyder, który ośmielił się publicznie skrytykować RT Deutsch. Donald Tusk przedstawiany jest jako "najlepszy przyjaciel Waszyngtonu", i nie jest to w ustach rosyjskich dziennikarzy komplementem. Ukraina to z kolei "51. stan USA".

Skargi Rodionowa na antyrosyjskie media niemieckie, w których nota bene jest częstym gościem, przedstawiając stanowisko Kremla, są absurdalne. Szczególnie w telewizji publicznej frakcja "Putin-Versteher" (dosłownie - rozumiejący Putina, a w rzeczywistości broniący bezkrytycznie jego polityki) jest bardzo silna, a i łamy prasy są dla nich szeroko otwarte.
Dziennikarz tygodnika "Die Zeit" Josef Joffe dzieli niemieckich przyjaciół "Władimira Wielkiego" na trzy kategorie. Do pierwszej zalicza osoby pokroju byłego kanclerza Gerharda Schroedera, będące płatnymi lobbystami Kremla. Trudno wymagać od pracującego dla Gazpromu Schroedera, żeby źle mówił o swoim szefie - tłumaczy Joffe. Drugą grupę stanowią przeciwnicy Ameryki, którym "rosyjska dusza" jest bliższa od zachodniego materializmu i kapitalizmu. Trzecia grupa to osoby myślące w kategoriach XIX wieku i Otto Bismarcka, który był przekonany, że nie wolno dopuścić do zerwania kontaktów z Petersburgiem, ówczesną stolicą Rosji.  
Twórca Ostpolitik Egon Bahr i jego socjaldemokratyczny towarzysz Erhard Eppler, osoby związane z instytucjami dialogu niemiecko-rosyjskiego (Dialog Petersburski i Forum Rosyjsko-Niemieckie) Matthias Platzek i Lothar de Maiziere, ale i byli kanclerze Helmut Schmidt i Helmut Kohl wytykają Zachodowi brak wrażliwości w kontaktach z "okrążaną przez NATO" Rosją i powtarzają, że bez niej niemożliwe jest bezpieczeństwo w Europie. Ale i wielu dziennikarzy podziela te poglądy. "Zachód zlekceważył rosyjskie interesy" - pisze w najnowszym "Spieglu" Jakob Augstein. Mówienie o "aneksji" Krymu jest błędem - twierdzi wieloletnia korespondentka telewizji ARD w Moskwie Gabriele Krone-Schmalz.

Nie dalej jak w piątek media poinformowały o apelu ponad 60 polityków, przedstawicieli biznesu i intelektualistów wytykających Zachodowi błędy w polityce wobec Rosji i wzywających do odwołania sankcji oraz do wdrożenia nowej polityki odprężenia. Oprócz znanych prorosyjskich lobbystów apel podpisali tak znani  politycy jak były prezydent Niemiec Roman Herzog.

Wpływ Bahra na aktualną politykę jest "równy zeru" - zapewnił PAP rzecznik MSZ Martin Schaefer. Jednak źródła w SPD twierdzą, że Bahr cieszy się nadal ogromnym autorytetem i ma wpływ na szefa MSZ Franka-Waltera Steinmeiera. 

Zdaniem "Die Zeit" działalność zwolenników Putina w Niemczech nie jest bez znaczenia. Cel "Putin-Versteher" jest prosty - podzielić Niemców, a jeśli to się uda, to rozpadnie się cały europejski front. Jednak Merkel pozostaje nieustępliwa. "Putin usiłuje zdestabilizować Europę Wschodnią" - ostrzegła w niedzielę kanclerz, wymieniając wśród krajów zagrożonych, oprócz Ukrainy, także Mołdawię i Gruzję. 

Z Berlina Jacek Lepiarz





Tak Kreml walczy o poparcie Niemców

Niedziela, 7 grudnia (16:10)
Rosja próbuje ocieplić stosunki z Niemcami, żeby poprawić napiętą sytuację z Zachodem spowodowaną działaniami zbrojnymi na Ukrainie. Machina propagandowa Kremla rzuciła do walki o sympatię Niemców nową stację telewizyjną - RT Deutsch. Zapraszani do studia eksperci zgodnie piętnują amerykańskie przygotowania do wojny z Rosją, snują teorie spiskowe, nie oszczędzają też Polski.


Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/swiat/news-tak-kreml-walczy-o-poparcie-niemcow,nId,1570407#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox


 http://wiadomosci.onet.pl/swiat/nowaja-gazeta-kreml-zmienia-kurs-wobec-noworosji/28j4w
 

Znowu propaganda pro-wojenna


Litwa: Siły zbrojne w stanie podwyższonej gotowości. Chodzi o Rosję

Dzisiaj, 9 grudnia (16:12)

Litewskie siły zbrojne zostały postawione w stan podwyższonej gotowości bojowej - informują we wtorek litewskie media. Jest to reakcja na rosyjską aktywność wojskową, która wzrosła na lądzie, na morzu i w powietrzu.

"Od soboty obserwujemy zwiększoną aktywność sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej w obwodzie kaliningradzkim, a także w zachodniej części Federacji Rosyjskiej. W związku z tym zapadła decyzja o podwyższeniu gotowości bojowej w naszych jednostkach wojskowych“ - poinformował naczelnik sztabu litewskiej armii generał brygady Vilmantas Tamoszaitis.

Ministerstwo Ochrony Kraju poinformowało, że w ubiegłą sobotę w wodach neutralnych Morza Bałtyckiego zauważono 22 rosyjskie okręty. Towarzyszyły im samoloty bojowe. W niedzielę dyżurne myśliwce biorące udział w misji NATO Baltic Air Policing interweniowały trzykrotnie. Rosyjskie maszyny Tu-95 i Tu-22 nie próbowały nawiązać kontaktu radiowego z NATO-wskimi pilotami.
Generał Tamoszaitis zapewnia, że "sytuacja na granicy jest pod stałą kontrolą wojskowych".
Stan podwyższonej gotowości wprowadzono m.in. w jednostkach szybkiego reagowania stworzonych na Litwie przed miesiącem; zgodnie z założeniem osiągają one gotowość w ciągu dwóch do 24 godzin od wystąpienia zagrożenia. W obecnej sytuacji na zagrożenia jednostki powinny reagować jeszcze szybciej.

Podstawę sił szybkiego reagowania stanowią dwa bataliony piechoty (zmotoryzowanej i zmechanizowanej) wraz z pododdziałami inżynieryjnymi i rozpoznawczymi, które niedawno uczestniczyły w międzynarodowej operacji w Afganistanie. Jednostka szybkiego reagowania ma liczyć łącznie około 2500 żołnierzy.


Z Wilna Aleksandra Akińczo

Estonia. Lęk przed Rosją

Dzisiaj, 9 grudnia (12:33)
Do estońskiego wojska zgłasza się coraz więcej ochotników. Estończycy obawiają się ekspansji Rosji.

Alo Looke i jego koledzy ze studiów dyskutowali ostatnio tylko na jeden temat - o rosyjskiej inwazji na Ukrainę. - Co zrobilibyśmy, gdyby dotknęło to nas? - zastanawiał się Looke, który na co dzień pracuje w estońskiej Operze Narodowej. Looke i jego koledzy mieli na to tylko jedną odpowiedź - wstąpiliby na ochotnika do estońskiej armii.

Ochotnicza formacja wojskowa zwana Kaitselit powstała w 1918 roku po wybiciu się Estonii na niepodległość. Została rozwiązana po zajęciu Estonii przez ZSRR w 1940 roku i reaktywowana ponownie w 1991 roku wraz z odzyskaniem niepodległości. Takiego napływu ochotników jak obecnie, od tamtego czasu jeszcze nie było. 

Estonia liczy zaledwie 1,3 mln mieszkańców. Estońska armia ma tylko 3800 zawodowych żołnierzy, wspieranych przez 14,5 tys. ochotników. 30-letni Looke jest jednym z tysiąca ochotników, którzy zgłosili się w ciągu ostatniego roku do armii. Dwa lata temu zgłosiło się ich raptem 500. Podobnie jest w pozostałych krajach bałtyckich. - Sytuacja na Ukrainie spowodowała ten nawał - ocenia dowódca Kaitselitu Meelis Kiili. - My, Estończycy, jesteśmy bardzo spokojnymi ludźmi, a nawet pacyfistami, ale teraz ludzie pytają: "Co mogę uczynić dla mojego kraju?"

Ochotnicy Kaitselitu wywodzą się ze wszystkich warstw społecznych. Są tu zarówno absolwenci zawodówek, weterani wojny w Afganistanie, jak i dziennikarze czy lekarze.



Wojna w głowach

Estończycy zaniepokojeni są nastrojami wśród rosyjskojęzycznej mniejszości, z której wywodzi się jedna trzecia mieszkańców Estonii. - Wszyscy to wiedzą. Wystarczy, że estoński policjant zabije jakiegoś rosyjskojęzycznego mieszkańca, a wtedy wkroczy Putin twierdząc, że trzeba pomóc rodakom - obawia się 23-letni Mati Sild. - W dzisiejszych czasach wojna zaczyna się w mediach i głowach - dodaje.

Sild zgłosił się do armii na ochotnika w 2007 roku - jeszcze jako uczeń, po tym jak estońskie władze zlikwidowały radziecki pomnik poległych w centrum Tallinna. Był świadkiem, jak rosyjscy chuligani obrzucali policjantów kamieniami i podpalali wystawy sklepowe. Widział, jak ochotnicy z Kaitselitu wspomagali policjantów i pragnął być u ich boku. To wspomnienie wróciło, kiedy rosyjscy żołnierze opanowali Krym. - Jeśli coś takiego miałoby się tu stać, nie chcę stać z boku - mówi Sild, który dziś studiuje biotechnologię. - Chcę umieć obsługiwać broń i nie musieć uciekać na Zachód – dodaje.



Isabelle de Pommereau / Bartosz Dudek, Redakcja Polska Deutsche Welle












Merkel podważa ład w Europie


Merkel po raz kolejny wspomina, że sytuacja na Ukrainie "podważa/ PODWAŻYŁA ład pokojowy w Europie", co należy odczytywać: "teraz mamy prawo zająć Polskę".



Niemcy: Merkel zapewnia Kliczkę o poparciu Niemiec dla Ukrainy

Kanc­lerz An­ge­la Mer­kel w prze­mó­wie­niu na zjeź­dzie CDU w Ko­lo­nii po­twier­dzi­ła twar­de sta­no­wi­sko Nie­miec wobec Rosji w kon­flik­cie na Ukra­inie. Zwra­ca­jąc się do go­ścia zjaz­du, Wi­ta­li­ja Klicz­ki, za­pew­ni­ła, że Niem­cy będą nadal po­ma­gać Ukra­inie.


Wypadki na Ukrainie "podważają ład pokojowy w Europie" - powiedziała Merkel. Szefowa niemieckiego rządu zarzuciła Rosji łamanie prawa międzynarodowego i traktowanie krajów sąsiednich nie jak partnerów, lecz jak państwa znajdujące się w rosyjskiej strefie wpływów. - Nie poradzimy sobie z tymi problemami, jeżeli nie nazwiemy ich po imieniu - zaznaczyła kanclerz.

Merkel powtórzyła, że kryzysu na Ukrainie nie można rozwiązać za pomocą metod wojskowych. Aby znaleźć wyjście z sytuacji, należy podejmować "wszelkie możliwe wysiłki dyplomatyczne" - dodała. Zapewniła, że wspólnie z ministrem spraw zagranicznych Frankiem-Walterem Steinmeierem będzie nadal poszukiwać dyplomatycznego rozwiązania kryzysu. - Jestem przekonana, że możemy to osiągnąć i że to osiągniemy - powiedziała.

Merkel broniła sankcji nałożonych przez UE na Rosję, chociaż - jak przyznała - uderzają one także w niemiecką gospodarkę. - Sankcje nie są celem samym w sobie, lecz zostały uchwalone, gdyż były konieczne - tłumaczyła.

- Naszym celem jest integralna pod względem terytorialnym Ukraina, która bez nacisków sama zdecyduje o swojej przyszłości - zaznaczyła niemiecka kanclerz. Realizacja tego postulatu będzie oznaczać "zwycięstwo prawa".

Zwracając się do Kliczki, jednego z przywódców opozycji w czasie ukraińskiej rewolucji, obecnie mera Kijowa, Merkel zapewniła, że Niemcy pomogą Ukrainie, "wszędzie tam, gdzie będą mogli", i będą nadal ją wspierać.


Przy okazji warto zwrócić uwagę na upierdliwość niemieckiego Onetu.
Przy cofaniu się do strony głównej, trzeba klikać dwa razy, a nie raz jak na wszystkich innych portalach, filmy uruchamiają się automatycznie, a jak raz się uruchomią, to lecą jeden za drugim bez powiązania z tematem artykułu, obciążając łącze i i wytracając abonament..
Filmy zresztą często na tematy niechciane przez nas, mam tu na myśli homo propagandę.



Zaś kalambur poniżej - mało zrozumiały.

Niemcy: kłopoty zdrowotne kanclerz Angeli Merkel, musiała przerwać wywiad

Nie­miec­kie media do­no­szą o kło­po­tach zdro­wot­nych, z ja­ki­mi zmaga się An­ge­la Mer­kel. Wczo­raj, w trak­cie wy­wia­du z te­le­wi­zją ZDF, kanc­lerz Nie­miec była zmu­szo­na nagle prze­rwać roz­mo­wę, bo po­czu­ła za­wro­ty głowy - in­for­mu­je Reu­ters.

- Później sytuacja wróciła do normy. Kanclerz Merkel zdołała zgodnie z planem udzielić pozostałych wywiadów – poinformował jej rzecznik, Steffen Seibert.
Merkel udzielała wywiadu telewizji ZDF. Kanclerz Niemiec ma ostatnio intensywny okres; często udziela się publicznie przed jutrzejszym kongresem jej macierzystej partii. - Gdy rozmawiała na antenie ZDF, nagle poczuła się gorzej i potrzebowała przerwy – tłumaczył Seibert.
- Kanclerz poczuła się przez chwilę źle. Sytuacja wróciła do normy, gdy tylko coś zjadła i wzięła łyk wody – powiedział Seibert w odpowiedzi na doniesienia "Hannoversche Allgemeine Zeitung".
Merkel po zakończeniu serii wywiadów wzięła jeszcze udział w corocznym spotkaniu z mediami.


Merkel chce nazywać rzeczy po imieniu.
Niech powie jak Werwolf zdobył władzę w Polsce.
Może się Polacy obudzą?

Nazywa rzeczy po imieniu - jak to rozumieć?
Wyrwanie Kosowa z granic Serbii to była kradzież i bandytyzm, zaś uznanie Kosowa było niezgodne z prawem międzynarodowym - tego niemcy nie nazywają po imieniu, bo to oni sami przeprowadzili, we własnym interesie i nie zamierzają się przyznawać do swych bezeceństw.

Ale teraz, jak opinia światowa jest już urobiona ws. Kosowa, nazywają po imieniu wydarzenie bardzo podobne.

W Kosowie wygrała opcja niemiecka, która podobnie jak werwolf w Polsce, poprzebierała się za kosowskich Serbów i przejęła władzę, na Krymie zaś władzę dzierżyła od dawna rosyjska mniejszość (czy większość? bo na pewno na Krymie Rosjanie to przytłaczająca większość).

No i Rosjanie na Krymie zdecydowali, że chcą powrócić do Rosji.

Rosyjskie "zielone ludziki" na Krymie, czyli zbrojne ramię władz Krymu zabezpieczające referendum przed agresją wojska ukraińskiego, to niemal ta sama forma walki co niemiecki werwolf w Polsce.

Kto jednak był pierwszy w te klocki? niemcy.




Angela Merkel nie zmieni polityki wobec Rosji. "Nie zaakceptuję aneksji Krymu"



Pomimo apelu intelektualistów ostrzegających przed wybuchem wojny Angela Merkel nie zmieni swojej polityki wobec Rosji. Kanclerz powiedziała telewizji ARD, że nie zaakceptuje aneksji Krymu i że nadal liczy na dyplomatyczne rozwiązanie konfliktu. - Nazywamy rzeczy po imieniu (...) Rosja zaburzyła fundamenty ładu w Europie. Nie ma i nie będzie na to zgody - podkreślała.

- Powinniśmy nazywać rzeczy po imieniu - powiedziała Merkel w poniedziałek w wywiadzie dla ARD pytana, czy opublikowany w zeszłym tygodniu apel będzie miał wpływ na jej politykę wobec Rosji.
- Aneksja Krymu oraz wydarzenia w Doniecku i Ługańsku oznaczają podważenie terytorialnej integralności Ukrainy - zaznaczyła szefowa niemieckiego rządu. Jak dodała, doszło do "poważnych wykroczeń" naruszających fundamenty europejskiego ładu. - Dlatego nie możemy tego zaakceptować - podkreśliła kanclerz.

Jak zaznaczyła, zdaniem Niemiec "nie ma militarnego wyjścia z tej sytuacji". Koncentrujemy się na poszukiwaniu dyplomatycznego rozwiązania - dodała, zapewniając, że jej celem jest "partnerska współpraca z Rosją".


- Jestem przekonana, że znajdziemy takie rozwiązanie. Będziemy jednak zapewne potrzebowali znacznie więcej czasu, niż sobie to wyobrażaliśmy - powiedziała Merkel. Wskazała w tym kontekście o trwające kilkadziesiąt lat starania o zjednoczenie podzielonych po II wojnie światowej Niemiec. Za główny cel uznała obecnie realizację postanowień umowy z Mińska.

Pytana, czy nie jest rozczarowana postawą Putina, który nie dotrzymuje przyjętych ustaleń, Merkel odparła, że "rozczarowanie" nie jest właściwym pojęciem w tej sytuacji. - Moim obowiązkiem, zgodnym z interesami niemieckimi i europejskimi, jest nazywanie rzeczy po imieniu i równocześnie poszukiwanie rozwiązań. Będę nadal tak właśnie postępowała - wyjaśniła szefowa niemieckiego rządu.

Apel do Merkel: odprężenie

Grupa ponad 60 polityków, intelektualistów i przedstawicieli biznesu ostrzegła przed groźbą wojny z Rosją i zaapelowała do władz Niemiec o podjęcie polityki odprężenia i dialogu z Moskwą. Sygnatariusze apelu stwierdzili, że nie wolno "wypychać" Rosji z Europy.

Uważają oni, że Zachód jest współodpowiedzialny za obecny konflikt, ponieważ ignorował interesy bezpieczeństwa Rosji po zakończeniu zimnej wojny. Krytykują też media za ich zdaniem jednostronnie negatywne przedstawianie Rosji i kreowanie jej na wroga.

List podpisali m.in.: były prezydent Niemiec Roman Herzog, reżyser Wim Wenders, naukowiec Ernst Ulrich von Weizsaecker, były kanclerz Gerhard Schroeder, pisarze Ingo Schulze i Christoph Hein oraz aktorzy Hanna Schygulla i Mario Adorf.






Moskwa stwarza trudności nie tylko Ukrainie, ale także Gruzji i Mołdawii. Tak przynajmniej twierdzi kanclerz Niemiec. Według Angeli Merkel, działania Rosji spowodowane są tym, że wymienione kraje podpisały umowę o stowarzyszeniu z Unią Europejską. Komentując słowa kanclerz eksperci wskazują, że nie pozostaje jej nic innego, jak zrzucać winę na innych.

Obwinianie Rosji za własne niepowodzenia i bezsilność stało się normą w Europie. Stworzono wiele przeszkód na drodze do budowy Gazociągu Południowego – winna jest Moskwa, ona zrezygnowała z realizacji projektu, rzekomo z powodu dużych kosztów. Europejskie stolice policzyły, ile będzie je kosztowało stowarzyszenie z Ukrainą - i jakoś od razu spowolniono proces. A winna jest, według Angeli Merkel, ponownie Rosja. To Moskwa, jak się okazuje, przeszkadza w stowarzyszeniu Ukrainy, Mołdawii i Gruzji z Unią Europejską. A prawda jest taka, że Unia Europejska po prostu nie ma pieniędzy, aby postawić te kraje na nogi. Bruksela byłaby szczęśliwa, gdyby w charakterze sponsora występowała Rosja. Jednak projekty integracyjne Moskwy drażnią Europę, uważa zastępca dyrektora Narodowego Instytutu Rozwoju Współczesnej Ideologii Igor Szatrow.

Gruzja, Mołdawia, Ukraina – każde z tych państw jest na własny sposób interesujące dla Europy, ale – jako rynek taniej siły roboczej, rynek sprzedaży własnych towarów i usług oraz jako terytorium do przechowywania pewnych odpadów, do umieszczenia tam pewnych brudnych gałęzi przemysłu, które nie mogą być zlokalizowane w Europie. I oto europejscy politycy wpadli na pomysł: jak by tu zrobić, żeby Rosja zapłaciła za integrację europejską tych krajów, ale nie przeszkadzała w inny sposób w procesie. To znaczy, dała pieniądze, a oni miło i spokojnie „odczepiliby się”. Tymczasem Rosja „przeszkadza”, prowadzi aktywną politykę w zakresie integracji w przestrzeni europejskiej. I to jest to, co najbardziej oburza europejskich polityków.

Jednak prawdziwych powodów skomplikowanej sytuacji na kontynencie europejskim należy szukać w samej Unii Europejskiej, uważa starszy pracownik naukowy Instytutu Filozofii Rosyjskiej Akademii Nauk Władimir Szewczenko.

Unia Europejska stacza się dziś w przepaść kryzysu, który wciąż się pogłębia. Tylko w świetle tej sytuacji można zrozumieć zachowanie Merkel, które nie sprzyja poprawie stosunków z Rosją: mam na myśli przekształcenie Rosji w agresora, winnego za wszystko, co się dzieje na kontynencie europejskim. Dziś wiele osób w Unii Europejskiej rozumie, że nowe kraje, które chcą do Unii Europejskiej, nie tylko nie zmniejszą kryzysu, ale spowodują, że Unia będzie niezdolna do działania.
Europejczycy coraz częściej dostrzegają, że idea rozszerzenia Unii Europejskiej się zużyła, próba wciągnięcia do swojej strefy wpływów nowych państw tworzy tylko nowe problemy, uważa politolog Władimir Szapowałow.

Nie wszyscy mieszkańcy tych krajów są zachwyceni planami rządów w sprawie integracji europejskiej. W tych państwach istnieją poważne konflikty wewnętrzne, które w rzeczywistości trwały przez cały okres postradziecki. Konsekwencją tych konfliktów jest w zasadzie ich podział. Wszystkie te czynniki łącznie prowadzą do wniosku, że integracja europejska, nie spotykając się ze zgodą ze strony większości społeczeństwa, prowadzi do poważnych konsekwencji, zarówno gospodarczych, jak i politycznych - takich jak podział kraju, co bez wątpienia jest dość wątpliwym osiągnięciem. Będącym dla Niemiec i Unii Europejskiej nie tyle korzyścią, co poważnym problemem obecnie i w przyszłości.

Wydarzenia ostatnich miesięcy pokazały, że nawet wewnątrz Niemiec nie wszyscy wspierają antyrosyjską retorykę Angeli Merkel. Co więc tu mówić o całej Unii Europejskiej? W samej Unii Europejskiej już wcześniej było wystarczająco dużo eurosceptyków. A w związku z pogorszeniem stosunków z Moskwą na tle kryzysu ukraińskiego jest ich coraz więcej. Dalsze zrywanie więzi z Rosją może jedynie doprowadzić do wzmocnienia sceptycznych nastrojów.


 
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/niemcy-merkel-zapewnia-kliczke-o-poparciu-niemiec-dla-ukrainy/sdhcw

http://wiadomosci.onet.pl/swiat/niemcy-klopoty-zdrowotne-kanclerz-angeli-merkel-musiala-przerwac-wywiad/m633g

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,Angela-Merkel-nie-zmieni-polityki-wobec-Rosji-Nie-zaakceptuje-aneksji-Krymu,wid,17088569,wiadomosc.html?ticaid=113f37



Krępowanie niemieckich badań naukowych?

Historycy niemieccy przeciwko określeniu "polskie obozy koncentracyjne" 

 

Email Drukuj PDF
Niemieccy historycy wystosowali oświadczenie, w którym sprzeciwiają się używaniu słów "polskie obozy koncentracyjne" określając je jako niedopuszczalne (Unwörter). Jednocześnie jednak historycy zauważają, że odrzucanie błędnych pojęć i interpretacji jest zadaniem przede wszystkim krytycznej opinii publicznej.

Apelują także do opinii publicznej i "historyczno-dydaktycznych multiplikatorów" (środowisk nauczycielskich i dziennikarskich) o przeciwstawienie się używaniu "błędnych sformułowań".




Autorzy oświadczenia powołują się na tzw. "Apel z Blois", w którym autorytety z dziedziny historii wyraziły zaniepokojenie wykorzystywaniem historii do walki politycznej ("historia niewolnikiem polityki") oraz osiąganiu celów polityczno-ideologicznych. Chociaż w Polsce mamy do czynienia z takim zjawiskiem, to jak raz w odniesieniu do określenia "polskie obozy koncentracyjne" Apel nie może mieć zastosowania, nie mamy bowiem do czynienia z wykorzystywaniem historii do celów politycznych, ale z ordynarnym, niebywałym, niespotykanym kłamstwem służącym przerzucaniu winy za największą katastrofę w dziejach świata, jaką była wywołana przez Niemców II wojna światowa. Zafałszowywanie prawdy historycznej o ludobójstwie podczas II wojny światowej w żadnym razie nie jest zamiarem państwa polskiego, które odpiera jedynie bezpodstawne oskarżenia, wiele natomiast wskazuje na to, że jest świadomym działaniem określonych agend państwa niemieckiego.

Niemieckie obozy koncentracyjne w Niemczech i okupowanej Europie. GroBe Konzentrationslager - duży obóz koncentracyjny. Kleine Konzentrationslager - mały obóz koncentracyjny.


Komentatorzy zwracają uwagę, że oświadczenie niemieckich historyków ukazało sie w chwili, kiedy Sejm Rzeczypospolitej rozpoczął pracę nad ustawą o ściganiu przez prawo autorów określenia "polskie obozy koncentracyjne", podobnie jak to się dzieje w przypadku "kłamstwa oświęcimskiego", czyli zaprzeczaniu istnienia komór gazowych. Oznacza to, ze już sama perspektywa wprowadzenia tego prawa, zmusiła czynniki niemieckie do reakcji. W komentarzach podkreśla się także, ze tego typu działania państwo polskie powinno prowadzić w dalszym ciągu i konsekwentnie.

Portal Koszalin7.pl wielokrotnie publikował apele i protesty związane z obrażaniem polskiej pamięci narodowej, historii powszechnej i ludzkiej przyzwoitości. Byliśmy jedynym środowiskiem i medium na Pomorzu Środkowym, a prawdopodobnie też na całym Pomorzu Zachodnim, które zdecydowanie przeciwstawiło się antypolskiej tendencji, publikując serię artykułów

Hmmm.. ja mieszkam na Pomorzu Gdańskim... [ms]

 (Niemcy nie chcą mieć nic wspólnego z hitlerowcami, Podpisujmy petycję przeciwko "polskim obozom koncentracyjnym", Sukces akcji przeciwko kłamstwom prasy amerykańskiej, Petycja do Parlamentu w sprawie uznania sformułowania "polskie obozy koncentracyjne" za "kłamstwo oświęcimskie").


Maciej Świrski z Reduty Dobrego Imienia - Polskiej Ligi Przeciw Zniesławieniom, zamieszcza na swym blogu stanowisko tej organizacji. Odnosząc się pozytywnie do samego oświadczenia, zauważa jednak, że przyszło ono po "wielokrotnych i z rosnącym natężeniem powtarzających się oszczerstwach w niemieckiej prasie i mediach". Dlaczego niemieccy historycy zareagowali dopiero teraz?

Wydaje się pewne, że oświadczenie to jest bezpośrednio wywołane faktem wejścia pod obrady Sejmu Rzeczypospolitej projektu ustawy penalizującej użycie sformułowania "polskie obozy koncentracyjne". Zastanawiające jest, że historycy niemieccy w swoim oświadczeniu protestują przeciwko temu projektowi powołując się na wolność badań naukowych, podczas gdy oszczercze sformułowanie nie ma nic wspólnego z badaniami naukowymi, a za to wszystko z "kłamstwem oświęcimskim", czyli przestępstwem karanym także w niemieckim prawodawstwie.

Maciej Świrski odpiera jednocześnie sugestie niemieckie, żeby zaniechać penalizacji czynu polegającego na użyciu określenia "polskie obozy koncentracyjne".

Ten, kto używa tego sformułowania nie ogłasza przecież wyników badań naukowych lecz wykracza przeciwko prawdzie materialnej, także na gruncie prawa międzynarodowego. Zbrodnicze rządy III Rzeszy Niemieckiej zostały osądzone w Norymberdze. Niemiecka wina za zorganizowanie i prowadzenie obozów koncentracyjnych została udowodniona bez wątpliwości. W Norymberdze jasno stwierdzono, że Niemcy są winni spisku przeciw pokojowi i zbrodni ludobójstwa. Jakie zatem prace badawcze planują niemieccy historycy protestując przeciwko „krępowaniu badań naukowych”, które rzekomo wprowadziłaby polska ustawa?





Poniżej treść oświadczenia Zrzeszenie Historyków i Historyczek Niemiec w języku polskim i niemieckim.
Zrzeszenie Historyków i Historyczek Niemiec odrzuca określenie "polskie obozy koncentracyjne" jako fałszywe.

Sformułowania jak "polskie obozy koncentracyjne" są słowami niedopuszczalnymi (Unwörter) i sugerują fałszywe wyobrażenia o odpowiedzialności za zbrodnie nazistowskie. Jednocześnie, w nawiązaniu do "Apelu z Blois", Zrzeszenie Historyków i Historyczek Niemiec sceptycznie ocenia rozważane w Polsce prawno-karne ściganie określonych pojęć. Błędnym określeniom niemieckich zbrodni z okresu II wojny światowej w Polsce należy przeciwstawiać się na forum krytycznej opinii publicznej. (Frankfurt, 19.01.2014)

"W wolnym kraju nie jest rzeczą jakiejkolwiek władzy politycznej definiowanie prawdy historycznej ani ograniczanie swobód historyków za pomocą sankcji karnych". Tego domagali się w 2008 r. znani kulturoznawcy i historycy w "apelu z Blois". Zrzeszenie Historyków i Historyczek Niemiec podziela wyrażoną wtedy troskę, że zinstytucjonalizowane przez ustawę prawdy państwowe "mogą poważnie ograniczyć wolność historyków i wolność intelektualną".

Dyskutowane obecnie w Polsce nowelizacje ustaw, które przewidują daleko idące prawnokarne sankcje za używanie określonych pojęć i twierdzeń, należy w świetle oświadczenia z Blois ocenić ze sceptycyzmem. Odrzucanie błędnych pojęć i interpretacji jest zadaniem przede wszystkim krytycznej opinii publicznej.

W tym kontekście Zrzeszenie Historyków i Historyczek Niemiec apeluje do niemieckiej opinii publicznej, a szczególnie do historyczno-dydaktycznych multiplikatorów o przeciwstawienie się powtarzającym się błędnym sformułowaniom na temat niemieckich zbrodni podczas II wojny światowej w Polsce. Przewodniczący Zrzeszenia, prof. dr Martin Schulze Wessel, stwierdza: "Zwłaszcza sformułowanie 'polskie obozy koncentracyjne' – w większości przypadków wynikające z bezmyślności - należy traktować jako słowo niedopuszczalne (Unwort). Sugeruje ono całkowicie fałszywe wyobrażenie o odpowiedzialności za zbrodnie nazistowskie". Przede wszystkim w dydaktyce historycznej należy konsekwentnie występować przeciwko błędnym pojęciom przy określaniu zbrodni nazistowskich na okupowanych ziemiach.

Kontakt:
Dr. Nora Hilgert (Zarząd)
Verband der Historiker und Historikerinnen Deutschlands e.V.
Goethe-Universität Frankfurt, Grüneburgplatz 1, 60323 Frankfurt, Tel.: 0049 69 79832571, E-Mail: hilgert@historikerverband.de

Zrzeszenie Historyków i Historyczek Niemiec jest przedstawicielstwem interesów dyscypliny historycznej wobec organizacji społecznych i urzędów państwowych, wspiera międzynarodowe usieciowienie nauk historycznych, wspiera finansowo młodych naukowców i organizuje raz na dwa lata Zjazd Historyków Niemieckich. Zrzeszenie liczy obecnie 2800 członków.

Osoby upoważnione do kontaktów z mediami: prof. dr Martin Schulze Wessel (przewodniczący) / prof. dr Johannes Paulmann (sekretarz)


http://koszalin7.pl/obywatel/polska-niemcy/749-historycy-niemieccy-przeciwko-okreleniu-qpolskie-obozy-koncentracyjneq.html





 

Amerykanie zapewniali nazistom godną starość



Pieniądze w zamian za milczenie. Departament Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych wypłacał milionowe zasiłki socjalne byłym nazistom, którzy dobrowolnie opuścili Amerykę i zrezygnowali z amerykańskiego obywatelstwa. Dziennikarze odkryli tę tajemnicę po kilku latach napiętej pracy detektywistycznej.

Zgodnie z ich danymi, program "przesiedlenia" zaczął się pod koniec lat 80-ych, udział w nim brała ponad połowa nazistów, osiadłych w USA. Ponadto, kilka osób wciąż jeszcze żyje na koszt zwykłych podatników i otrzymuje swoje "uczciwie zapracowane" pieniądze.


W latach zimnej wojny kilka tysięcy byłych nazistów przeprowadziło się do Stanów Zjednoczonych, starając się ukryć przez wiezieniem, które czekało ich w Europie. Amerykanie zagwarantowali im wszystko, co niezbędne – pracę, mieszkanie, gwarancje – w zamian za pomoc w walce ze Związkiem Radzieckim, mówi doradca i członek-korespondent Rosyjskiej Akademii Nauk Wilen Iwanow:

To polityka podwójnych standardów. Oficjalnie nie mogli opowiedzieć o swoich działaniach popierających nazistów. Liczono na to, że w określonym momencie można będzie wykorzystać ich wiedzę i doświadczenie. USA nie popierały nazizmu, ale nazistów w walce z ZSRR.


Po latach polityka Waszyngtonu się zmieniła i trzeba było pozbyć się świadków. Drogą sądową nie można było, obawiano się skandalu. Dlatego emerytom zaproponowano "po cichu" opuścić kraj, zrezygnować z obywatelstwa i otrzymywać swoje milionowe zasiłki już w Europie. Do tej pory nieznana jest nawet liczba emerytów-nazistów którzy otrzymywali pieniądze. Nie wiadomo także, ile pieniędzy z amerykańskiego budżetu na to poszło. Milion więcej czy milion mniej, jaka różnica? Cel uświęca środki, wyjaśnia logikę Białego Domu ekspert Wilen Iwanow:

Polityka wymaga kosztów finansowych. Aby takie kroki były efektywne, trzeba było wydawać pieniądze z amerykańskiego budżetu, co robili wcześniej i co robią nadal. Oczywiście w swojej polityce Amerykanie zawsze byli pragmatykami. Jeśli ci ludzie mogli być w czymś potrzebni, to byli utrzymywani. Nie ma tu mowy o moralnych wartościach. Mowa o cynicznym pragmatyzmie.


Amerykanie rozpatrują politykę wyłącznie jako narzędzie do realizacji swoich ambicji i planów. Moralna strona kwestii mało ich interesuje, opowiada amerykanista Dmitrij Michiejew.

Oni (Amerykanie) nie widzą w tym nic złego. Amerykanie pomagali im przez jakiś czas, ale to przecież zawodowcy. Czyli trzeba im wypłacać pieniądze. A mówić o tym opinii publicznej jest niewygodnie. Nie wszyscy to zrozumieją. Ważne, żeby było z korzyścią dla Ameryki, tak jak oni ją rozumieją. A rozumieją tak: kto nie z nami, ten zły, kto z nami, ten dobry. Tymczasowo naziści są z nami. W długiej perspektywie pracowali w imię dobra.

Amerykańscy urzędnicy próbowali oburzyć się stałym i niesprawiedliwym rozchodem z budżetu. Senatorzy Chuck Schumer i Robert Casey przygotowali specjalny projekt ustawy, która zakazuje byłym nazistom otrzymywać wypłaty. Ale o losie dokumentu dziwnie mało słychać.

 

Kalambury agenturalne

Merkel o rosyjskim destabilizowaniu wschodniej Europy


Kanclerz Niemiec jest przekonana, ze europejska odpowiedz na akcje Rosji jest poprawna.

Kanclerz Niemiec zwrocila uwage na mieszanie sie Rosji w sprawy krajow wschodniej Europy, ktore zmierzaja do bliskich powiazan z Unia Europejska. Relacje miedzy Niemcami i Rosja ulegly pogorszeniu wskutek kryzysu na Ukrainie. Angela Merkel oswiadczyla, ze Rosja stwarza problemy takim krajom jak Gruzja, Moldawia i Ukraina. Kanclerz Merkel uwaza, ze pogwalcenie przez Rosjan integralnosci terytorialnej Ukrainy jest niedozwolone.

Ukraina, Moldawia i Gruzja podpisaly umowy handlowe z Unia Europejska. Natomiast Rosjanie sa podejrzliwi wobec tych umow stowarzyszeniowych i probuja wciagac republiki bedace kiedys czescia ZSRR we wlasna unie celna.

Angela Merkel uznaje, ze te trzy kraje podjely suwerenne decyzje aby podpisac umowy stowarzyszeniowe z UE, jednak Rosja stwarza tym panstwom problemy, za problemy kanclerz Niemiec uwaza konflikty w takich rejonach jak Naddniestrze, Poludniowa Osetia, Abchazja oraz rosyjskie dzialania na wschodzie Ukrainy.

W listopadzie prezydent Putin podpisal tak zwane strategiczne partnerstwo z regionem Abchazji oderwanym od Gruzji, co nie podoba sie NATO i Unii Europejskiej.

Poza tym pani Merkel oskarzyla Rosjan o probe gospodarczego i politycznego uzalezniania zachodnich Balkanow od Moskwy, aby zdobyc wplywy w tym rejonie Europy. Kanclerz Niemiec jest przekonana, ze europejska odpowiedz na akcje Rosji jest poprawna.




www.welt.de/politik/deutschland/article135095580/Merkel-wirft-Moskau-vor-Osteuropa-zu-destabilisieren.html


http://tribune.media.neon24.pl/post/116324,merkel-o-rosyjskim-destabilizowaniu-wschodniej-europy

 

O propagandzie w internecie

Anne Applebaum i jej syjonistyczne poczucie humoru


To właśnie „prawo do wolności wypowiedzi” dało o sobie znać, gdy w ciągu zaledwie sześciu miesięcy agentura żydo-reżimu IIIRP budowanego na europejskich, zachodnich standardach zlikwidowała dwukrotnie strony Stowarzyszenia WPS

images

Anne Applebaum tryska zachodnim poczuciem humoru – to oczywiście humor raczej czarny
     


                            Uwaga, trolle

Za:  http://wyborcza.pl/magazyn/1,142463,17083542,Uwaga__trolle.html



W realnym życiu nie słuchalibyście kogoś, kto określa siebie jako Bonerman26. To dlaczego ulegacie opiniom, które czytacie w sieci?

Jeżeli czytasz ten artykuł w internecie, zastanów się nad nim, kiedy skończysz jego lekturę. Następnie zajrzyj pod tekst i przeczytaj komentarze. Jeżeli ich nie ma, przejdź na portal, który je uwzględnia, najlepiej taki o zdecydowanie politycznym charakterze. A teraz ponownie sprawdź własny pogląd. Możliwe, że się zmienił, zwłaszcza jeżeli przeczytałeś kolejne obraźliwe, negatywne lub ironiczne uwagi – jak ci się to często zdarza.
Niegdyś wydawało się, że internet będzie miejscem, w którym dyskusja będzie otwarta i cywilizowana; dzisiaj nieredagowane fora często przeradzają się w wymianę obelg. A na podstawie wielu eksperymentów wykazano, że postrzeganie artykułu, jego autora czy przedmiotu może ulegać istotnym zmianom pod wpływem anonimowych komentarzy online, zwłaszcza ostrych.

Analityk cyfrowy z „Atlantic Monthly” odkrył, że ludzie czytający negatywne komentarze byli bardziej skłonni do przyjęcia oceny, że dany artykuł cechuje się niską jakością oraz – niezależnie od jego treści – do podawania w wątpliwość prawdziwości zawartych w nim stwierdzeń.

Niektóre organizacje medialne zareagowały zdecydowanym recenzowaniem komentarzy. Jedna z nich, prowadząca kampanie na Twitterze, @AvoidComments, co jakiś czas przypomina czytelnikom, żeby pomijali anonimowe wpisy. „W realnym życiu nie słuchalibyście kogoś, kto określa siebie jako Bonerman26. Nie czytajcie jego komentarzy”. Jednak nic nie zdoła zapobiec okresowemu zalewaniu innych części internetu, infiltrowaniu Facebooka czy zasypywaniu Twittera obraźliwymi komentarzami.

Gdyby wszystkie te komentarze były spontaniczne, stanowiłyby jedynie interesujące zjawisko psychologiczne. Jednak nie są. Pewien mój przyjaciel pracujący w agencji PR w Europie opowiada o firmach, które zatrudniają ludzi do zamieszczania anonimowych pozytywnych opinii o ich klientach, a negatywnych o ich rywalach. W różnych krajach tak samo postępują partie polityczne.
Również państwa zaczęły się przyłączać do takich bojów. W zeszłym roku rosyjscy dziennikarze przyjrzeli się pewnej organizacji z Sankt Petersburga, która płaci ludziom za zamieszczanie co najmniej 100 komentarzy dziennie; jedno z badań wykazało, że pewien ustosunkowany biznesmen płacił rosyjskim trollom za kierowanie dziesięcioma kontami na Twitterze liczącymi do 2 tys. obserwujących. Londyński „Guardian”, relacjonując rosyjską inwazją na Krym, przyznał, że ma kłopoty z moderowaniem czegoś, co określił jako „skoordynowaną kampanię”. Prezydent Estonii zamieścił uwagę „Żegnaj, Eddie”, kiedy zablokował twitterowego trolla.

Działalność rosyjskich trolli została starannie udokumentowana. Ale to nie koniec. Irańska grupa edukacyjna Tavaana podejrzewa, że jej strona na Facebooku została zablokowana wskutek działalności irańskich trolli. Powszechnie wiadomo, że chiński rząd monitoruje internet w Chinach, korzystając z usług setek tysięcy płatnych blogerów.

Dla państw demokratycznych jest to poważne wyzwanie. Komentarze online w subtelny sposób kształtują myśli i odczucia wyborców, nawet jeżeli jedynie wywołują u czytelników wrażenie, że niektóre poglądy są „kontrowersyjne”, albo też skłaniają ich do zastanawiania się nad tym, co takiego ukryto pod „mainstreamową” wersją wydarzeń. Rosyjskie trolle generalnie nie uprawiają klasycznej propagandy mającej np. wychwalać osiągnięcia radzieckiego rolnictwa. Jak napisali dziennikarze Peter Pomerantsev i Michael Weiss w artykule, w którym analizowali nowe taktyki dezinformacji, ich celem jest raczej „wzbudzanie niepewności poprzez lansowanie teorii spiskowych i rozpowszechnianie kłamstw”. W świecie, w którym tradycyjne dziennikarstwo jest słabe, a informacji wiele, nie jest to sprawą bardzo trudną.

Jednak żaden zachodni rząd nie chce też cenzurować internetu. Być może, jak wskazywali Weiss i Pomerantsev, potrzebne są nam organizacje społeczne lub dobroczynne, które będą umiały rozpoznawać rozmyślnie kłamliwe wiadomości i zwracać na nie uwagę. 
Być może szkoły, niegdyś uczące o gazetach, powinny teraz nauczać nowego rodzaju etykiety: jak rozpoznawać internetowego trolla, jak odróżniać prawdę od fikcji sponsorowanej przez państwo.

Prędzej czy później może się okazać konieczne skończenie z anonimowością w internecie czy przynajmniej spowodowanie, żeby każda postać online była powiązana z konkretną osobą; każdy piszący online powinien ponosić odpowiedzialność za swoje słowa, tak jak gdyby wypowiadał je głośno.
Wiem, że są argumenty przemawiające za anonimowością, ale zbyt wielu ludzi nadużywa dziś tego przywileju. Prawa człowieka, w tym prawo do wolności wypowiedzi, powinny należeć do realnych istot ludzkich, a nie do anonimowych trollów.
-
Anne Applebaum – żona R.Sikorskiego (lub raczej on jest mężem swojej żony), oficer Mossadu, amerykańska pisarka i publicystka, zdobywczyni Nagrody Pulitzera za „Gułag”, (c) 2014, „The Washington Post”, przeł. Andrzej Ehrlich
pogrubienia w tekście – D.Kosiur
*                       *                        *
To właśnie „prawo do wolności wypowiedzi” dało o sobie znać, gdy w ciągu zaledwie sześciu miesięcy agentura żydo-reżimu IIIRP budowanego na europejskich, zachodnich standardach zlikwidowała dwukrotnie strony Stowarzyszenia WPS, a przez ostatnie kilka dni uniemożliwiła mi dostęp do tej strony.
Być może „prawo do wolności wypowiedzi” rzeczywiście obowiązuje, tylko żydo-reżim zapomniał podać jego rabiniczną wykładnię.
Dariusz Kosiur

więcej:http://wiernipolsce1.wordpress.com/2014/12/08/anne-applebaum-i-jej-syjonistyczne-poczucie-humoru/#more-306

KOMENTARZE

  • obłąkana żydówka
    jak cała ich toksyczna "nauka", "filozofia", "kultura"...i co tam jeszcze
  • ZAWSZE MÓWIŁEM, ZE PRZYSZŁOŚĆ INTERNETU NALEŻY DO...
    ...osób wypowiadających się nie-anonimowo. I proszę, mamy informację, że czołowa postać WASP-ostwa w Polsce, nadzorująca "przez łóżko" polską dyplomację zgadza się z Sendeckim. Mam wielką satysfakcję.
    Ale zaraz, zaraz... czy mamy się cieszyć? Jeśli prawdziwy Polak i katolik mówi to samo co anty-Polak i anty-katolik (znaczy WASP) to nie zawsze znaczy to samo. Nie wierzę krokodylim łzom nad anonimowym plugastwem internetowym lanym przez tę kobietę. Ani na jotę. Co więcej - uważam, że solidarnie - ani WASP-ostwo, ani NKWD, ani Gestapo, ani Służby Bertone nie ruszą palcem aby ukrócić anonimowe świństwo jako zasadę politycznego komentowania przez internet.Dlaczego? Ano dlatego, ponieważ SAMI TAK ROBIĄ. Anne Apfelbaum tylko tak biada na niby - żeby wśród Polaków-katolików zamieszać, dobre wrażenie zrobić.
    Tyle razy doświadczyłem anonimowego opluwania na katolicko-WASP-owskim portalu Fronda i Rebelya, że wiem co mówię. Nikt nigdy nie odpowiedział za anonimowe opluwanie mnie, anonimowe niszczenie wizerunku, anonimowe oszczerstwa przeciwko Sendeckiemu. A to wszystko za te parę słów prawdy o Janie Amosie Komensky, o Układzie z Dorotheenstrasse, o WASP-ach, o Eligiuszu Niewiadomskim, o aferze na Kolskiej, o haraczu za Holokaust, o Krzyżu z Giewontu, o masońskim zamachu stanu 1926...
  • interesariusz -> Eugeniusz Sendecki @12:26:01
    słusznie, wspierana przez służby sitwa urządzonych niech też sprawuje rząd dusz.