Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

piątek, 21 lipca 2023

Nie! Nie zgadzam się!

 


Nie zgadzam się na żadne rozdzielenie.

Nie zgadzam się na żadne Rozdzielenie.

Nie zgadzam się na żadne  ROZDZIELENIE.

Nie zgadzam się na żadne "rozdzielenie".


Nie zgadzam się na żadne oddzielenie.

Nie zgadzam się na żadne Oddzielenie.

Nie zgadzam się na żadne ODDZIELENIE.

Nie zgadzam się na żadne "oddzielenie".


Ani na nic podobnego!



Z  NICZEGO NIE  REZYGNUJĘ !


Zabraniam ataków na mnie i na moje połączenie z moim ciałem!

Zabraniam prób rozdzielenia mnie!


Z niczego nie rezygnuję, moim celem jest żyć tu dalej i czynić swoją wolę!

Nie rezygnuję z mojego ciała, ani z mojego życia, ani z kobiet, ani z mojej płci, ani z mojego wieku i charakteru, ani z mojego pisania i bloga!

Nigdzie się nie wybieram, ani nigdzie się nie przeprowadzam!


Zabraniam przenoszenia mnie!



 



czwartek, 20 lipca 2023

coś się nie zgadza

 


dostrzegam zmiany w tekstach na blogu


czytelnicy muszą się z tym liczyć, że moje treści są podmieniane lub łagodzone i plątane, by sprawiać wrażenie niezasadnych


uważajcie na to


od 2 lipca 2023 r. odstawiłem na bok czytanie internetu, telewizji radia nie słucham nie oglądam, więc nawet nie orientuję sie, co się obecnie dzieje za wschodnią granicą



brak mojej aktywności na fb nie oznacza, że coś się zmieniło u mnie


priorytety pozostają te same


nie zawieszam swojej działalności ani tego nie planuję, nie będę przerywać pisania, nie będę zamykać bloga ani strony na fb


to wszystko będzie



jak pisałem, następnych 11 miesięcy będzie kluczowe 















środa, 21 czerwca 2023

Wczoraj

 



















2 dni 
Grono odbiorców: Publiczne
Publiczne
USG, okulista, neurolog - "nie ma terminów", "niech pan pyta w sierpniu" "niech pan zapyta za jakiś czas"


dzisiaj:

- niech mi pani powie.... czy jest może teraz neurolog?
- nie, nie ma
- a może.... a może pani mnie po prostu zarejestruje??
- nie ma terminów, najbliższe terminy na październik, pani doktor wczoraj podała
- wczoraj?? ja byłem dwa dni temu i nie było terminów
wzrusza ramionami
- pani doktor wczoraj podała














Ja tworzę to, co mówię







James Cameron has written & directed 3 of the top 4 highest-grossing movies of all time (Avatar, Avatar: The Way of Water, and Titanic).


Before he made movies, Cameron was a truck driver.


He didn't go to film school.


Instead, on the weekends, he would go to the library and..


"I'd pull any thesis that [University of Southern California] graduate students had written [on] anything that related to film technology," Cameron explained.


"And for the cost of xeroxing (photocopying), I [got] all these doctoral dissertations [and] build up these big binders on how everything was done."

"So I literally gave myself a full graduate course on film technology for about $120.

I didn’t have to enroll in school because it was all there in the library. I’d set it up to go in like I was on a tactical mission, find out what I needed to know, and take it all home."


Takeaway 1:
When asked what motivated him to read those big binders full of information on filmmaking, Cameron said he was just following what excited him.

"People seek out the information and knowledge they need," he said. "It's like a divining rod."
The mythologist Joseph Campbell similarly talked about how reading is like "a divining rod," a way to find what you are uniquely attracted to and meant to do.
"You’ve got to read," Campbell said. "Find [what] excites you. And if it doesn’t excite you…It’s not yours.”


Takeaway 2:

Of course, at some point, Cameron had to put the binders down and pick up a camera.
When he eventually attempted to make his first movie, Cameron said, “It was a bit like a doctor doing his first appendectomy after having only read about it."

The bestselling author and learning expert, Scott Young, has a great article with a great title, "Do The Real Thing."

"When you examine case studies of people who have had major accomplishments," Scott writes, "you expect there to be some trick or shortcut...More often, however, the strategy used is dead simple: doing the real thing."



Takeaway 3:

Leonardo da Vinci used to sign off his letters, “Leonardo da Vinci, disscepolo della sperientia” ("disciple of experience").
 
He used to believe that one learns best by solely "doing the real thing."
Over time, however, he evolved out of this belief and, biographer Walter Isaacson writes, "became a disciple of both experience and received wisdom."

When you examine case studies of people who have mastered their craft, you usually find they are "disciples of both experience and received wisdom."

Like Cameron, they read the library and they do the real thing.


- - -
“Those who are in love with practice without theoretical knowledge are like the sailor who goes onto a ship without rudder or compass and who never can be certain whither he is going.” — Leonardo da Vinci


Written by Billy Oppenheimer
Kindly follow my page
Thank you for reading


James Cameron napisał i wyreżyserował 3 z 4 najlepszych filmów wszech czasów (Avatar, Avatar: The Way of Water i Titanic).

Zanim nakręcił filmy, Cameron był kierowcą ciężarówki.

Nie chodził do szkoły filmowej.

Zamiast tego w weekendy chodził do biblioteki i..


"Wyciągnąłbym każdą tezę, którą studenci absolwenci [University of Southern California] napisali [na temat] wszystkiego, co związane z technologią film


"A za koszt kseroksowania (fotokopiowania) [dostałem] te wszystkie doktoranckie [i] zbudowałem te wielkie segregatory na temat tego, jak wszystko było zrobione. "


"Więc dosłownie dałem sobie pełny kurs dyplomowy z technologii filmowej za około 120 $.
Nie musiałam się zapisywać do szkoły, bo wszystko było w bibliotece. Ustawiłbym to tak, jakbym był na misji taktycznej, dowiedzieć się, co muszę wiedzieć i zabrać to wszystko do domu. "


Na wynos 1:

Na pytanie, co go zmotywowało do przeczytania tych wielkich segregatorów pełnych informacji na temat tworzenia filmów, Cameron odpowiedział, że podąża za tym, co
"Ludzie szukają informacji i wiedzy, której potrzebują", powiedział. "To jak wróżka. "

Mitolog Joseph Campbell podobnie mówił o tym, że czytanie jest jak „wróżbita”, sposób na znalezienie tego, co Cię wyjątkowo pociąga i co robić.

"Musisz czytać" - powiedział Campbell. "Znajdź [co] Cię ekscytuje. A jeśli to nie ekscytuje you...It nie jest Twoje.


 
Na wynos 2:
Oczywiście w pewnym momencie Cameron musiał odłożyć segregatory i podnieść aparat.
Kiedy w końcu próbował nakręcić swój pierwszy film, Cameron powiedział: „To było trochę tak, jakby lekarz robił swoją pierwszą wyrostek wyrostek po tym, jak dopiero o tym przeczytał. "
Autor bestsellerów i ekspert uczenia się Scott Young ma świetny artykuł o świetnym tytule "Do The Real Thing. "


"Kiedy badasz przypadki osób, które osiągnęły duże osiągnięcia", pisze Scott, "oczekujesz, że będzie jakiś trik albo skróty... Częściej jednak stosowana strategia jest śmiertelnie prosta: robienie czegoś prawdziwego. "



Na wynos 3:
Leonardo da Vinci podpisywał swoje listy „Leonardo da Vinci, disscepolo della sperientia” („uczelnia doświadczenia”).


Kiedyś wierzył, że człowiek uczy się najlepiej, wyłącznie „robiąc to, co prawdziwe. "
Z czasem jednak ewoluował z tego przekonania i, biograf Walter Isaacson pisze, „został uczniem obu doświadczeń i otrzymał mądrość. "

Kiedy badasz case study osób, które opanowały swoje rzemiosło, zazwyczaj okazuje się, że są „ucznikami zarówno doświadczenia, jak i otrzymanymi mądro "
Jak Cameron, czytają bibliotekę i robią coś prawdziwego.


- - -
„Ci, którzy kochają praktykę bez wiedzy teoretycznej, są jak marynarz, który wchodzi na statek bez steru i kompasu i nigdy nie ma pewności, dokąd zmierza. ” — Leonardo da Vinci




----





Professor X
4 dni ·

Vi siete mai chiesti cosa significa Abracadabra?
 
Da bambini avrete certamente sentito questa parola. Non tutti sanno sanno però che deriva dall’aramaico Avrah KaDabra: «io creo quello che dico». Che cosa significa? Che le parole creano la realtà. Non c’è pensiero senza parole. E senza pensieri non esistono pensieri critici. Pensate che cinquant’anni fa un ginnasiale conosceva in media 1600 parole; oggi non ne conosce più di 500. È una cosa grave, si domanderanno alcuni?
Ecco, ricordate le sirene del mito Ulisse? Con il loro canto seducono i marinai e li spingono a gettarsi in mare. Perché ci riescono? Perché le loro parole sono così persuasive che riescono ad ingannare gli uomini. O ricordate il latinorum di Don Abbondio, il linguaggio forbito dell’Azzeccagarbugli? Tutti questi personaggi hanno una cosa in comune: distraggono, sviano, ingannano. Ma riescono ad avere la meglio sugli altri perché sanno parlare.
Quando prendo in mano un giornale o leggo un libro pubblicato recentemente, mi prende proprio una gran rabbia. Perché questi libri e questi articoli sono scritti come se noi lettori avessimo cinque anni e fossimo tutti preda di un istupidimento collettivo! Ma l’importante è che siano facilmente comprensibili! Sbagliato! Perché oggi, non mi stancherò mai di ripeterlo, i ragazzi hanno bisogno di conoscere più parole, perché non puoi esprimere ciò che hai dentro, non puoi avere un pensiero critico, non puoi dare voce al tuo dissenso se non hai le parole per farlo. E non soltanto i ragazzi ne hanno bisogno.
E a coloro che sostengono la necessità di semplificare il linguaggio e di abolire la punteggiatura, voglio rispondere con questa frase del poeta Julio Cortàzar: «Se l’uomo sapesse realmente il valore che ha, la donna andrebbe continuamente alla sua ricerca.» Però se adesso sposto la virgola dopo la parola donna, una semplice virgola che molti reputano inutile come lo studio della grammatica e della letteratura, guardate come cambia la frase: «Se l’uomo sapesse realmente il valore che ha la donna, andrebbe continuamente alla sua ricerca.»
G.Middei, anche se voi mi conoscete come Professor X (Cari amici, con un senso di commozione vi comunico che il mio romanzo Clodio è alla sua ultima ristampa. Se vi piacciono la storia e la filosofia, vi lascio il link per leggerne un estratto gratuito: https://www.amazon.it/Clodio-G-Middei/dp/8832055848
#istruzione #cultura #scuola #letteratura #linguaitaliana


Zastanawialiście się kiedyś, co oznacza abrakadabra?


Jako dziecko z pewnością słyszeliście to słowo. Nie każdy wie, jednak pochodzi to z aramejskiego Avrah KaDabra: «Ja tworzę to, co mówię». Co to znaczy? Te słowa tworzą rzeczywistość. Nie ma myśli bez słów. I bez myślenia nie ma krytycznej myśli. Pomyśl, że pięćdziesiąt lat temu licealista znał średnio 1600 słów; dziś nie zna więcej niż 500. Czy to poważna sprawa, ktoś się zastanawia?
Tutaj, pamiętacie syrenki z Ulyssesa? Swoją piosenką uwodzą marynarzy i pchają do morza. Dlaczego oni to robią? Bo ich słowa są tak przekonujące, że potrafią oszukać ludzi. Pamiętacie latinorum Don Abbondio, zakazany język Azzeccagarbugli? Wszystkie te postacie łączy jedno: rozpraszają, błądzą, oszukują. Ale udaje im się zdobyć to, co najlepsze z innych, bo potrafią mówić.


Kiedy łapię gazetę lub czytam niedawno wydaną książkę, bardzo się wkurzam. Dlaczego te książki i artykuły są pisane jakbyśmy my czytelnicy mieli pięć lat i wszyscy jesteśmy ofiarą zbiorowej głupoty! Ale ważne jest to, że łatwo je zrozumieć! Źle! Bo dzisiaj nigdy nie znudzi mi się powtarzanie tego, chłopaki muszą znać więcej słów, bo nie da się wyrazić tego, co masz w środku, nie można mieć krytycznej myśli, nie można wyrazić swojego sprzeciwu, jeśli nie masz słów, żeby to zrobić. I nie tylko dzieci tego potrzebują.


A tym, którzy popierają potrzebę uproszczenia języka i zniesienia interpunkcji, odpowiem takim cytatem poety Julio Cort àzara: "Gdyby mężczyźni naprawdę wiedzieli, ile są warci, kobiety ciągle by ich szukały. » Ale jeśli teraz przesunę przecinek po słowie kobieta, prosty przecinek, który wielu uważa za bezużyteczny jako studium gramatyki i literatury, spójrzcie jak zmienia się zdanie: „Gdyby mężczyzna naprawdę znał wartość kobiety, to ciągle by jej szukał. "


G. Middei, nawet jeśli znacie mnie jako Profesora X (Drodzy przyjaciele, z poczuciem szoku informuję, że moja powieść Clodio jest w ostatnim dodruku. Jeśli podoba Ci się historia i filozofia, oto link do przeczytania darmowego fragmentu:



poniedziałek, 19 czerwca 2023

Jan Cierpiący

 



"To tylko świr, który cieszy się byle czym. 

Po co mu te miliardy, skoro potrafi się cieszyć byle czym??

To tylko nawiedzony świr!"



"To tylko świr, który chce mieć wszystko!

Po co mu te miliardy? To my je potrzebujemy!!

To tylko nawiedzony świr!"


dla każdego coś innego...













Jest i biały ręcznik...







Czy jesteś chciwy?

Czy masz pragnienia?


Kiedy oddajesz życie za swoją rodzinę, albo za kogokolwiek na przykład na wojnie - to czym się kierujesz? 


Chciwością?


Kiedy nie chcesz się narażać "służbom" wszelakim, to czym się kierujesz?


Chciwością?

Pragnieniem spokojnego życia?

Może po prostu -  WYGODĄ?


Jesteś wygodny?


Pragniesz wygód?




"Będę udawać, że nic nie widzę, bo wtedy stracę swoje wygodne życie".

"Nic nie chcę wiedzieć!"


Tak jest w twoim wypadku?


A w moim?

Czy ja kieruję się wygodą?

Albo chciwością?

Czy prowadzę wygodne życie?


CZY JA PROWADZĘ WYGODNE ŻYCIE??


Dlaczego zakładasz, że jestem chciwy???

Bo sam taki jesteś??

To, że ty taki jesteś, nie znaczy, że inni tacy są. Ludzie są różni.


Wielokrotnie wystawiałem się na śmierć.

Wtedy, gdy walczyłem o prawdę, o wolność, o niezależność, gdy przeciwstawiałem się wrogom mojego kraju.

Także wtedy, gdy stwierdziłem, że stanowię wielkie zagrożenie dla wszystkich ludzi i wezwałem wielkich do tego, by .....


Nic wtedy nie wiedziałem ani o Janie ani o technologiach ani o niczym podobnym.

To wszystko "wyszło" dopiero w ostatnich 4-5 latach.



W moim postępowaniu nic się nie zmieniło.

Nie kieruję się chciwością.


Chciwością kierują się ci, co SUGERUJĄ, że chodzi im o bezpieczeństwo.

A może chodzi im tylko o selfiki pod obrazem w muzeum? I dlatego zawierają pakty z diabłem...


Ci, co pragną żyć wiecznie, sami ze sobą nie potrafią dojść do ładu. Cierpią, gdy ktoś ich urazi, zlekceważy, krzyczą wtedy w emocjach, wyją jak ranione zwierzę... Sami cierpią i innych okaleczają wylewając swoje frustracje na otoczenie. Ja tych głupków znam i wiem, że wcale nie są szczęśliwi.


Może gdyby potrafili żyć tu i teraz, to potrafiliby cieszyć się nawet byle czym?


Cierpią, a mimo to chcieliby wiecznie zaspokajać swoją chciwość - i jednocześnie cierpieć, bo przecież od cierpienia nie potrafią się uwolnić. W istocie chcą cierpieć wiecznie, bo przecież nie znają innego życia...


Jedyne co potrafią wymyślić, to to, że w zamian za swoje wieczne cierpienie, będą mogli wiecznie pastwić się nad innymi...


Kim oni są, co z nich za ludzie, że potrafią tysiącami lat znęcać się nad bezbronnym jednym człowiekiem?

Kim oni są, co z nich za ludzie, że ze swej chciwości organizują światowe wojny i dręczą miliony nurzając je wcześniej w wyimaginowanym świecie kłamstw - i napuszczając jednych na drugich?

Prawdziwe diabły i prawdziwe piekło.


Może właśnie to mówią freski z Akrotiri - człowiek żyje, by zbierać krokusy doświadczenia, by być lepszym, doskonalszym po powtórnych narodzinach i by ostatecznie - móc żyć wiecznie. Albo cieszyć się nawet byle czym...

I nawet małpa może zebrać swoje krokusy i stać się człowiekiem....


Nie jestem psem ogrodnika.

Jestem ogrodnikiem, co mówi, że zgniłe jabłka trzeba usunąć z koszyka, bo zepsują zdrowe jabłka.

Wielu tak mówi, nie tylko ja. Jest wielu takich ogrodników.



Kto porzuca swe życie, zyskuje Życie.

Kto pragnie Życia, traci..... rozum


Zamiast chcieć uwolnić się od cierpienia, chcą wiecznie cierpieć.





Dżon Hart, Stary Wół:

Harold Oxley | Indiana Jones Wiki | Fandom


Prawym Okiem: Malarstwo ścienne i architektura w Epoce Brązu Egejskiego (maciejsynak.blogspot.com)




niedziela, 18 czerwca 2023

Poświęcenie

 



Wielokrotnie ryzykowałem dla ludzi życiem.

Mimo to, nawet mnie nie szanujecie.

A może nawet wręcz odwrotnie.

W sumie to mnie nie obchodzi, to tylko o was świadczy.






Dobieranie sie do tego, co jest przed wami zamknięte, jest zamachem na cudzą własność.

 
TO NIE JEST WASZA WŁASNOŚĆ I NIE MACIE DO TEGO ŻADNYCH PRAW.

 
Podsuwanie mi pod oczy spreparowanych zdjęć, żebym rozwiązał dla was zagadkę, traktuję jako napaść na mnie i tak będę to rozliczał.


Jeżeli nie znajdzie się nikt, kto na czas zakończy władzę wiadomej sitwy na światem - to nie pozostawiacie mi wyboru...



Nie mam takiego zwyczaju, żeby od raz podjętej decyzji - odstępować.







Szach - mat

 














znalezione na fb





wtorek, 13 czerwca 2023

Reparacje od Niemiec cz. 2











Grecy zjednoczeni w walce o reparacje wojenne od Niemiec. 

Chcą współpracować z Polską



28.05.2023 08:20



Dr Aristomenis Syngelakis, szef Greckiego Komitetu ds. Niemieckich Odszkodowań powiedział, że "wszystkie partie polityczne w Grecji, a także ponad 90 proc. społeczeństwa popierają kwestie reparacji od Niemiec, ale nie mamy dowodów zdecydowanych działań rządu w tej sprawie, jak to ma miejsce w przypadku Polski". Jak wskazał proponuje konfiskatę niemieckich nieruchomości na poczet wypłat, zwrócenie się do sądu międzynarodowego i ścisłą współpracę z Polską.

Wszystkie partie polityczne w Grecji, a także ponad 90 proc. społeczeństwa popierają kwestie reparacji od Niemiec, ale nie mamy dowodów zdecydowanych działań rządu w tej sprawie, jak to ma miejsce w przypadku Polski - powiedział dr Aristomenis Syngelakis, szef Greckiego Komitetu ds. Niemieckich Odszkodowań. Jak wskazał proponuje konfiskatę niemieckich nieruchomości na poczet wypłat, zwrócenie się do sądu międzynarodowego i ścisłą współpracę z Polską.

Według niego wystosowanie not przez rząd grecki do Niemiec w sprawie reparacji, co miało miejsce 1995, 2019 i 2020 roku, jest koniecznym, ale niewystarczającym działaniem, ponieważ mogą one zostać po prostu odrzucone przez Berlin – co też miało miejsce.

Biorąc pod uwagę aktywne działania ze strony polskiej w kwestii ubiegania się o reparacje, rząd grecki powinien zrobić dużo więcej niż dotychczas. „Polska nie ograniczyła się do przekazania noty Niemcom, ale podjęła działania na forum ONZ oraz zaproponowała międzynarodową konferencję na temat odszkodowań” – przypomniał Syngelakis.

Dlatego proponuje on kilka kroków, mających pchnąć sprawę reparacji do przodu, w tym taką zmianę prawa w Grecji, które umożliwiłoby konfiskatę niemieckich nieruchomości bez zgody ministerstwa sprawiedliwości na rzecz ofiar niemieckich okrucieństw w czasie II wojny światowej.

„Wobec nieustępliwości Niemiec, konieczne jest odwołanie się również do sądu międzynarodowego” – dodał. „Rząd w Atenach musi dać sygnał Berlinowi, że rzeczywiście chce dochodzić należnych Grecji odszkodowań” – podkreślił Syngelakis.

Kluczowa jest też kwestia współpracy z Polską w sprawie reparacji – twierdzi przewodniczący Komitetu. Przypomniał w tym kontekście słowa niemieckiego historyka dr. Karla Heinza Rotha, że „Niemcy bardzo obawiają się polsko-greckiej współpracy w dochodzeniu reparacji i odszkodowań”.

„Działania podejmowane przez Polskę są bardzo pomocne dla nagłośnienia kwestii reparacji na poziomie międzynarodowym” – dodał.

Syngelakis twierdzi, że w celu efektywnego dochodzenia roszczeń od Niemiec potrzebne jest w Grecji utworzenie stałej komisji parlamentarnej, która zajmowałaby się tą kwestią, ale także ciała rządowego. W tym kontekście przywołał przykład stanowiska pełnomocnika rządu polskiego w sprawie reparacji, które zajmuje obecnie wiceminister spraw zagranicznych Arkadiusz Mularczyk.

Grecja podjęła pierwsze działania w sprawie uzyskania reparacji od Niemiec od razu po zakończeniu II wojny światowej. Rząd grecki oszacował wysokość odszkodowań na równowartość dzisiejszych 350 mld euro i przedstawił je na paryskiej konferencji pokojowej w 1946 roku. Podjęto wówczas decyzję, że Grecji należą się reparacje, ale w niższej kwocie.

Przez następne dekady Niemcy odmawiały zapłacenia odszkodowań dla Grecji, przekazując jedynie w 1960 roku 115 mln marek niemieckich zadośćuczynienia dla grecko-żydowskich ofiar wojny. „Grecja nigdy nie zrzekła się swoich roszczeń w stosunku do Niemiec. Jest to ważne z politycznego, a jeszcze bardziej z prawnego punktu widzenia” - powiedział Syngelakis.

Według niego zadośćuczynienie z 1960 roku nie rozwiązuje sprawy. Rząd w Berlinie do 2013 roku utrzymywał, że jest za wcześniej na negocjacje w sprawie ewentualnych reparacji.


„Według układu londyńskiego z 1953 roku o spłacie niemieckich długów zagranicznych, który podpisały 33 państwa alianckie, kwestia reparacji dla Grecji miała zostać zamrożona do czasu zjednoczenia Niemiec i podpisania traktatu pokojowego” – zaznaczył.

Do 2013 roku rząd niemiecki twierdził, że nie podpisano jeszcze traktatu pokojowego, więc na razie nie ma podstaw do rozmów o reparacjach.

 „Nagle stanowisko Berlina uległo całkowitej zmianie: od tego czasu Niemcy twierdzą, że podpisany w 1990 roku układ w Moskwie w sprawie zjednoczenia Niemiec był traktatem pokojowym, który zamknął kwestię odszkodowań. Jednak ani Grecja, ani też Polska nie były jego stronami” – powiedział Syngelakis.


Podkreślił jednocześnie, że Niemcy unikają prezentowania swojej pozycji oficjalnie i w szczegółach, bo stoi to w sprzeczności z tym, co twierdzili do 2013 roku. „Z punktu widzenia prawa pozycja Grecji jest bardzo mocna” – dodał.

Przypomniał też, że w kraju działa aktywnie ruch społeczny, domagający się reparacji od Niemiec, w którym działają między innymi córki Lakisa Santasa i żona Manolisa Glezosa – dwóch greckich bohaterów wojennych, którzy usunęli flagę hitlerowskich Niemiec z Akropolu 30 maja 1941 roku.

Jak wynika z opublikowanego w 2017 roku raportu greckiej Międzypartyjnej Komisji Parlamentarnej ds. Dochodzenia Niemieckich Należności, rząd w Atenach powinien domagać się od rządu niemieckiego 269,5 mld euro odszkodowań za straty poniesione w czasie II wojny światowej.

W 2019 roku, w oparciu o ten raport, grecki parlament podjął jednogłośnie uchwałę o dochodzeniu odszkodowań od strony niemieckiej, zobowiązując rząd w Atenach do podjęcia wszelkich koniecznych środków politycznych i prawnych.



Rząd niemiecki odrzucił jednak złożone przez greckie MSZ noty w 2019 i 2020 roku, powołując się między innymi na zapłacenie w 1960 roku 115 mln marek niemieckich (dziś około 67 mln euro).

„Reparacje ze strony Niemiec za szkody w czasie II wojny światowej to historyczna, moralna, ale i polityczna oraz prawna powinność” – podkreśla przewodniczący Greckiego Komitetu ds. Niemieckich Odszkodowań. „Grecy była w pierwszej linii oporu wobec Niemców w czasie wojny i domagają się sprawiedliwości” – zaznaczył.

Historycy szacują, że straty osobowe w Grecji w latach niemieckiej okupacji 1941-1945 wyniosły około 530 tys. osób, a zniszczeniu uległo około 80 proc. greckiego przemysłu. Ponadto Niemcy zmusili Bank Grecji do udzielenia im pożyczki w wysokości obecnych 54 mld euro, której nigdy nie spłacili. W dodatku masowy zabór produktów rolnych przyczynił się do klęski głodu, której ofiarą padło co najmniej 100 tys. Greków.



--




2017 rok:


„Niemcy żądają Gdańska - tzw. „rząd Wolnego Miasta Gdańsk na uchodźctwie”:

Jak stwierdza w oficjalnym stanowisku nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych: Uchwały Konferencji Poczdamskiej zakładały, że ostateczne ustalenie zachodniej i północnej granicy Polski nastąpi w ramach konferencji pokojowej, której zorganizowanie w przyszłości przewidywały wielkie mocarstwa.

Z uwagi jednak na rozwój sytuacji międzynarodowej po II wojnie światowej, a zwłaszcza ze względu na okres „zimnej wojny”, który rozpoczął się niedługo po zakończeniu Konferencji Poczdamskiej, konferencja pokojowa nie odbyła się.”



Do 2013 roku rząd niemiecki twierdził, że nie podpisano jeszcze traktatu pokojowego, więc na razie nie ma podstaw do rozmów o reparacjach.

 „Nagle stanowisko Berlina uległo całkowitej zmianie: od tego czasu Niemcy twierdzą, że podpisany w 1990 roku układ w Moskwie w sprawie zjednoczenia Niemiec był traktatem pokojowym, który zamknął kwestię odszkodowań. Jednak ani Grecja, ani też Polska nie były jego stronami” – powiedział Syngelakis.



Jeszcze w 1945 r., na mocy traktatu poczdamskiego Polska otrzymała „pod tymczasową administrację” tzw. Ziemie Odzyskane, czyli Śląsk, Ziemię Lubuską oraz Pomorze Zachodnie ze Szczecinem. Ten traktat wygasł po 50 latach od podpisania, czyli w 1995 r. Ale to ma mniejsze znaczenie, gdyż umowa nie dotyczyła (jeżeli by czytać ją literalnie) do terytorium dawnego Wolnego Miasta. A to dlatego, że odnosiła się do terenów, które Rzesza Niemiecka kontrolowała przed 31 sierpnia 1939 r. Formalne przyłączenie Gdańska do Niemiec miało zaś miejsce 1 września.


Jak stwierdza w oficjalnym stanowisku nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych: Uchwały Konferencji Poczdamskiej zakładały, że ostateczne ustalenie zachodniej i północnej granicy Polski nastąpi w ramach konferencji pokojowej, której zorganizowanie w przyszłości przewidywały wielkie mocarstwa. Z uwagi jednak na rozwój sytuacji międzynarodowej po II wojnie światowej, a zwłaszcza ze względu na okres „zimnej wojny”, który rozpoczął się niedługo po zakończeniu Konferencji Poczdamskiej, konferencja pokojowa nie odbyła się.












poniedziałek, 12 czerwca 2023

Planują to na najbliższe 12 miesięcy

 

Powtarzają się rebusy i pranie mózgu.

Planują to na ten rok albo do lata przyszłego roku.


Dlaczego taka decyzja?


Może po tym:


Czy organizowano wam masowe spotkania na których mówiono wam coś o mnie i nakazano wykonywać jakieś polecenia np. na swojej stronie umieszczać teksty, które oni wam będą wysyłać?




uznali, że nie dam się dłużej nabierać i nic ze mnie nie wyciągną.



To bardzo źle, bo to oznacza, że ta sprawa jest ustalona z tymi, co winni mi pomóc.

Co też wskazuje na dalsze powiązania.

"Jesteście tacy sami"


Podczas gdy rząd przejmuje moją narrację o Werwolfie,  mnie "w odstawkę".




Może chcą umieścić GO w jego rodzinie.




Wałęsa:

Marzę, by się nie dostać do piekła za moje wyczyny, bo tam w piekle jest dobór negatywny. Stalin, Lenin na kierowniczych stanowiskach. A ja będę małym diabełkiem i będą mnie bardzo mocno niszczyć. Dlatego myślę, żeby się tam nie dostać.



A może to zapowiedź piekła dla mnie - jak go przebudzą...



Jeśli mam wielu wrogów, którzy mi złorzeczą, proszę wszystkich o jedną dobrą myśl o mnie i jedno dobre, życzliwe mi, zdanie na głos - o mnie, każdego dnia, aż do pozytywnego rozwiązania.









Małpa z brzytwą nie jest waszym dobroczyńcą.





























środa, 31 maja 2023

Stal i węgiel...


przedruk





Zużycie stali to papierek lakmusowy stanu gospodarki.


Z perspektywy branży stalowej ów pomiar nie wygląda dziś dobrze. Nadzieję budzą zapowiedzi państwowego wsparcia hutnictwa, niepokój - tempo zmian... Rozmawiamy o tym z Henrykiem Orczykowskim, prezesem Stalprofilu.


- Ilość używanej stali jest wprost proporcjonalna do aktywności inwestycyjnej czy w ogóle aktywności gospodarki. My, jako dystrybutorzy współpracujący bezpośrednio z klientami, widzimy w pierwszej kolejności, ile stali się zużywa i jaki jest trend - mówi Henryk Orczykowski, dodając, że od maja 2022 r. branża sygnalizowała spadek zużycia stali, który w statystykach ujawnił się po kwartale, półroczu.

Doszło do tego, że w styczniu tego roku zużycie stali spadło aż o 33 proc. rok do roku! Spadły także ceny - i to znacząco.


- Obecnie obserwujemy stabilizację cenową, w porównaniu do szczytu z marca-kwietnia ub. roku ceny niektórych wyrobów są natomiast niższe nawet o 50 proc. - wskazuje prezes Stalprofilu, wyjaśniając, że na spadek popytu natychmiast zareagowali producenci, obniżając w Europie podaż.

Spadek zamówień pozostaje widoczny nie tylko w segmencie infrastruktury, ale i inwestycji publicznych (także gminnych) oraz prywatnych.
Bardzo ważne unijne pieniądze i zapowiedź państwowego wsparcia

- Pozytywny impulsem do ożywienia rynku mogą stać się środki europejskie. Czekają na nie inwestorzy. Są już gotowe projekty, są pozwolenia na budowę. Nawet już sama deklaracja, kiedy pieniądze napłyną, będzie dobrą wiadomością - ocenia Henryk Orczykowski.

- Państwo polskie utraciło kontrolę nad produkcją tak strategicznego materiału, jakim jest stal. Nie ma wpływu, co produkują w Polsce zagraniczni przedsiębiorcy, a 80 proc. stali zużywanej w naszym kraju pochodzi z importu - wylicza przedstawiciel branży.

Jego zdaniem ważne, aby dobrze przemyśleć - wobec wielkich potrzeb związanych z transformacją polskiego hutnictwa, ale też energetyki - jak ma wyglądać państw wsparcie i kto ma je otrzymać - tak, aby można było produkować na miejscu kluczowe dla naszego kraju asortymenty stali.

Nadzieję budzą plany budowy nowej huty ze stalownią przez państwowy Węglokoks w Rudzie Śląskiej. Obawy - słabe tempo wprowadzania w życie tego pomysłu.
Wpływ na kształtowanie cen i obronność państwa

Dlaczego produkcja w kraju jest tak ważna, skoro stal można stosunkowo łatwo sprowadzać zza granicy?

- Wpływ na asortyment, jaki się produkuje, pozwala stabilizować ceny. Chodzi też o bezpieczeństwo narodowe i zaspokajanie przez branżę potrzeb przemysłu zbrojeniowego. Żadne państwo nie powinno sobie pozwolić na brak kontroli nad produkcją stali - komentuje Henryk Orczykowski






- Mamy znaczące zasoby węgla brunatnego. I powinniśmy wzorem Niemców wykorzystywać ten węgiel brunatny - zaznacza w rozmowie z portalem WNP.PL prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej, ekspert ds. energetyki.



Czy ludzie zdają sobie w Polsce sprawę z konsekwencji wdrażania pakietu Fit for 55?

Społeczeństwo poniesie koszty i nie będzie efektów. Wprowadzający te rozwiązania nie zdają sobie nawet sprawy ze zmian, które są realizowane i jakie będzie to miało konsekwencje dla gospodarki i funkcjonowania społeczeństwa.
Czy ten pakiet Fit for 55 jest jeszcze do zatrzymania?

- Dalekosiężne plany tego pakietu są nierealne, a w szczególności szybkie dążenie do osiągnięcia neutralności klimatycznej. Unia Europejska zamierza, aby jej gospodarka i społeczeństwo stały się neutralnie klimatycznie do 2050 roku. To nie jest możliwe do osiągnięcia w tak krótkim czasie.

Olbrzymie środki zostaną po prostu zmarnowane zamiast służyć ludziom. Oczywiście na tych technologiach ktoś zarobi, ale nie Polska i nie polskie firmy. Widoczna jest również zmiana na tzw. modus operandi szeregu gałęzi biznesu.

Na czym ta zmiana polega?

- Kiedyś było tak, że firmy produkowały coś użytecznego dla ludzi, a potem to sprzedawały, żeby zarobić. A teraz wiele firm działa głównie tak, aby uzyskać dotacje. Są całe grupy biznesu oparte na dotacjach. Mamy do czynienia z olbrzymimi przepływami zysków do tych grup. Regulacje prawne w energetyce powodują, że coraz częściej mamy do czynienia z socjalizacją kosztów przy prywatyzacji zysków.

Wiele działów energetyki opiera się głównie na subsydiach: jak odnawialne źródła energii, magazyny energii, pompy ciepła, technologie wodorowe czy pojazdy elektryczne i wodorowe. Na przykład w Polsce chce się zainstalować 6000 MW energetyki wiatrowej morskiej do 2035 roku kosztem około 200 mld zł. Pytanie tylko, ile zarobią na tym polskie firmy. Chodzi przecież o zaawansowane technologie, z którymi polskie firmy nie mają doświadczenia.

A ileż my zarobimy na tym, że będą u nas składowiska łopat do morskich farm wiatrowych? Prowadzi to do drenażu krajowych środków na rzecz inwestorów z innych krajów, którzy są uprzywilejowani poprzez regulacje prawne i systemy subsydiów. Za wszystko zapłacą polscy odbiorcy energii elektrycznej. Podobnie jest z innymi technologiami.
Dało się takiej sytuacji uniknąć?

- Można było przynajmniej to ograniczyć. Należało nie zgodzić się na pakiet Fit for 55. Niestety Polska tego nie uczyniła. I zgodziła się na ten pakiet. Komisja Europejska wprowadza określone rozwiązania, bowiem otrzymała zgodę krajów członkowskich, w tym Polski.


Na siłę próbowaliśmy bowiem otrzymać środki w ramach Krajowego Planu Odbudowy (KPO). Nie warto było tego robić, również dlatego, że to w większości pożyczka, zresztą dziwnie skonstruowana. Niestety, zgodziliśmy się na wiele rzeczy niemożliwych do zrealizowania. No cóż, nasza władza powinna być bardziej asertywna.

Nie chodzi tu o wychodzenie z UE, ale wskazanie, czego nie jesteśmy w stanie zrobić. Tu zresztą nie chodzi tylko o rządzących, bo przecież u nas również opozycja ściga się w obszarze polityki klimatycznej. Nasi politycy, niczym grupa lemingów, zmierzają ku przepaści, niosąc hasła o nierealizowalnej neutralności klimatycznej.

Czy rola węgla pozostanie u nas znacząca?

- Przede wszystkim węgiel będzie nam potrzebny jako paliwo dla elektrowni i elektrociepłowni. Obecnie około 70 proc. energii elektrycznej jest wytwarzane z węgla, 20 proc. ze źródeł odnawialnych i około 7 proc. z gazu ziemnego. I my tego węgla tak łatwo nie zastąpimy, bowiem nie mamy niczego w zamian.

A przecież aby zachować bezpieczeństwo energetyczne, czyli dostarczać odbiorcom energię elektryczną 24 godziny na dobę i 7 dni w tygodni, trzeba mieć elektrownie dyspozycyjne cały czas. Mogą to być elektrownie jądrowe, jednak to u nas odległa przyszłość i nie wiadomo, czy ich budowa w ogóle będzie zrealizowana. Mogą to także być elektrownie gazowe, ale perturbacje na gazowym rynku nie nastrajają optymistycznie. Zatem zostają nam tylko elektrownie węglowe.

Gdybyśmy całkowicie uzależnili się od importu węgla, to byłby to rodzaj samobójstwa energetycznego

Niezwykle istotna jest kwestia krajowego wydobycia. Niestety, likwidujemy kopalnie, niszcząc je, jak choćby kopalnie Makoszowy czy Krupiński. Wiadomo, że węgiel dla elektroenergetyki będzie nam potrzebny, więc nie mając własnego wydobycia, będziemy zmuszeni go importować z odległych kierunków.

To raczej ponura wizja.

- Trzeba by rocznie sprowadzać co najmniej 30 mln ton węgla dla elektrowni. Jeżeli jednak nie będziemy posiadać własnego wydobycia, importerzy podniosą nam ceny sprowadzanego węgla i dużo zapłacimy za likwidację własnego górnictwa. Gdybyśmy całkowicie uzależnili się od importu węgla, to byłby to drugi rodzaj samobójstwa energetycznego.

Mamy też bogate zasoby węgla brunatnego. Od długiego czasu toczy się dyskusja na temat odkrywki Złoczew. Należy ją uruchomić?

- Mamy znaczące zasoby węgla brunatnego. I powinniśmy wzorem Niemców wykorzystywać ten węgiel brunatny. W Niemczech rozbudowuje się odkrywki węgla brunatnego, a przykładem jest wielka kopalnia odkrywkowa Hambach niedaleko Kolonii. Niemcy zużywają ponad 150 mln ton rocznie węgla brunatnego do produkcji energii elektrycznej, podczas gdy Polska tylko 50 mln ton.

W Polsce złoża Bełchatów i Szczerców, które są obecnie eksploatowane, skończą się około roku 2037. I kiedy te złoża się wyczerpią, to Elektrownia Bełchatów będzie do zamknięcia. A to przecież w miarę nowoczesna elektrownia mogąca pracować jeszcze przez wiele lat. Gdyby uruchomiono odkrywkę Złoczew, to o jakieś 10-12 lat wydłużyłoby się funkcjonowanie Elektrowni Bełchatów. Złoczew umożliwiłby przedłużenie działania bełchatowskiej elektrowni, która zapewnia około 20 proc. krajowej produkcji prądu. A jest ona w dobrym stanie technicznym.

Rozmawiał: Jerzy Dudała





Zbrojeniówka potrzebuje stali, a państwo nie ma nad tym kontroli (wnp.pl)

Polska ma tyle węgla brunatnego, że powinna naśladować Niemcy (wnp.pl)





czwartek, 25 maja 2023

Interesy niemieckie w Polsce - A nie mówiłem? (17)






przedruk




25.05.2023

09:10


Czarnek o opozycji: „Ci ludzie mają skrzywienie na punkcie służalczości wobec Niemców”



"Ci ludzie mają skrzywienie na punkcie służalczości wobec Niemców. Ci ludzie rzeczywiście reprezentują interesy niemieckie i w Europie i w Polsce. Jest ich kilkudziesięciu. A w polskim parlamencie - więcej niż kilkudziesięciu. Interesują wyłącznie niemiecki punkt widzenia i wyłącznie niemieckie interesy - na czele z Donaldem Tuskiem, którego - na szczęście - nie ma w parlamencie polskim. 

W PE mamy tzw. 'dwudziestkę', która jest absolutnie opcją niemiecką, polskojęzyczną" - tak na temat większości polskiej - na pozór - opozycji wypowiadał się minister edukacji i nauki - Przemysław Czarnek w programie #Jedziemy. Odniósł się tymi słowami od nagany, jaką został ukarany wczoraj przez komisję etyki. Za co? O tym poniżej.




Nie tak dawno temu z Parlamentu Europejskiego do Polski przybyła delegacja. Po to, by "przekonać się na własne oczy, jak wygląda w Polsce swoboda mediów, instytucji kulturalnych i artystycznych oraz edukacja". W tej ostatniej kwestii wybrali się do gmachu Ministerstwa Edukacji i Nauki, by spotkać się z ministrem Przemysławem Czarnkiem. Tam, jak przypominamy, czyli przy alei Szucha 25, mieściła się główna siedziba gestapo. Traf chciał, że na czele delegacji stała Niemka Sabine Verheyen, której z historią jest wyraźnie nie po drodze.

Delegacja PE zainteresowana była kwestiami polityki historycznej czy praworządności oraz spraw dotyczących LGBT. Po spotkaniu jednak, strona niemiecka wypuściła do mediów przekaz, jakoby minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek miał reagować agresywnie i stosować brutalność słowną.

My opublikowaliśmy nagrania ze spotkania. Nie słychać tam ani brutalności, ani agresji. W zasadzie nic, poza przytaczaniem faktów historycznych.

Dziś na antenie TVP Info podczas rozmowy z red. Michałem Rachoniem odniósł się do tej sytuacji, jak i szumu medialnego wokół niej, sam minister Czarnek.

"To mnie najbardziej uderzyło. Ja tam byłem niezwykle grzeczny, kulturalny, witałem, żegnałem... Te panie mówiły o jakiejś brutalności. Gdzie tam była brutalność i agresja? Nie było. No chyba, że brutalnością jest mówienie o tym, że na Szucha byli mordowani Polacy. Ale taka jest prawda.

Wyjaśniłem im, że jestem szefem MEiN państwa polskiego, więc jeśli interpretuje fakty, to tak, aby odczytywać, jakie miały one konsekwencje dla Polski, a nie dla Niemiec. Kiedyś pisałem z tą komisją, ale skoro chcieli się spotkać, to się spotkałem, bo potem byłoby, że unikam spotkań... Skoro kłamliwie te panie poszły i rozmawiały z m.in. z oko.press, to trzeba było te nagrania ujawnić i wyszło z worka to, co wyszło"

– mówił minister.




Polityk poinformował, że "już 2 lata temu w liście od tejże Komisji Kultury i Edukacji PE, Sabine Verheyen pisała, że trzeba patrzeć na historię z różnych punktów widzenia".

"Czyli co? Trzeba było stwierdzić, dlaczego ewentualnie Hitler i gestapo mieli racje, robiąc to, co robili. Tak to rozumiem... Tu nie chodzi o relacje polsko-niemieckie. Myślę, że największą bombą na koniec było to, że podkreśliłem, iż ja bardzo szanuje Niemców. Doprecyzowałem, że jeden z moich największych przyjaciół i autorytetów moralnych jest Niemiec - kardynał Gerhard Muller. Myślę, że to ją dobiło"
– stwierdził pół żartem, pół serio Czarnek.




"Mają skrzywienie na punkcie służalczości wobec Niemców"

Przytoczył również sytuację z wczoraj, kiedy to został ukazany przez komisję etyki.

"To jest najbardziej przykre, że tak działają nie tylko Niemcy, ale i Polacy - tak jak pani Lubnauer.

Wczoraj na komisji etyki, która mnie ukarała naganą za to, że nie pamiętam całości nazwiska pani Róży von Thun, która bezczelnie kłamie na Polskę, nagrywa filmy dla obcych telewizji, że w Polsce to jest koniec świata. Lubnauer stwierdziła, że ja powinien zostać ukarany przez komisję etyki, dlatego że stwierdzam, że to co niemieckie, nie może być polskie, nie może reprezentować interesów Polski"

– przyznał.




Zwrócił się bezpośrednio do posłanki KO, że chociażby "hub w Berlinie jest niemiecki i nie reprezentuje interesów Polski". "Proszę mnie za to ukarać jeszcze raz w komisji etyki" - powiedział ironicznie minister.



Odnosząc się zarówno do tej sytuacji, jak i do wielu innych zachowań opozycji, przyznał:
 

"Ci ludzie mają skrzywienie na punkcie służalczości wobec Niemców. Ci ludzie rzeczywiście reprezentują interesy niemieckie i w Europie i w Polsce. Jest ich kilkudziesięciu. A w polskim parlamencie - więcej niż kilkudziesięciu. 

Interesują wyłącznie niemiecki punkt widzenia i wyłącznie niemieckie interesy - na czele z Donaldem Tuskiem, którego - na szczęście - nie ma w parlamencie polskim. W PE mamy tzw. 'dwudziestkę', która jest absolutnie opcją niemiecką, polskojęzyczną".



Zapytany o to, dlaczego uważa, że Donald Tusk reprezentuje niemiecki interes, odparł:

 "Dlaczego, że przez lata budował swoją karierę polityczną wyłącznie na służalczości wobec Angeli Merkel i służył Niemcom - jak i ich interesom. Przez cale lata akceptował politykę Niemiec względem Rosji. Akceptował wyhodowanie Putina".

Jak dodał - "teraz jego ludzie reprezentują te interesy w parlamencie polskim i Lubnauer jest tego przykładem".




"Co Komisji Europejskiej do tego?"

Temat rozmowy zszedł na budowę tunelu pod Świną, o co społeczność niemiecka, rękoma opozycji, jak i Komisji Europejskiej wywołała pewne spięcie. Pisaliśmy o tym w tekście poniżej:

"Niemców ten temat bardzo drażni. Na tyle, że nawet KE zaprotestowała przeciwko Pana słowom, że to jest inwestycja wykonana przez rząd pis. Tak, to jest inwestycja wykonana przez rząd PiS i pan redaktor miał rację, a politycy PE niech się od tego odczepią"

– zwrócił się do red. Michała Rachonia szef MEiN, bo to właśnie na profilu dziennikarza rozpętała się w tej sprawie burza.


"Jak wygląda rola państwa polskiego w decyzjach odnośnie tego, gdzie kierowane, a gdzie nie są kierowane środki z puli w ramach różnych programów?" - zapytał red. Rachoń, pytając o pieniądze z puli tzw. europejskiej.

"Każde państwo członkowskie płaci składki do wspólnego budżetu UE, dlatego każdy kraj ma takie europejskie pieniądze do swojej dyspozycji. To my, jako rząd decydujemy na co przeznaczamy te pieniądze, bo płacimy składki. Co KE do tego, skoro są to nasze pieniądze?"

Ambasador Niemiec w Polsce - wywiad





przedruk







Ambasador Niemiec w Polsce: 

w relacjach polsko-niemieckich nic nie jest łatwe 


[WYWIAD]





Panie Ambasadorze, zacznijmy od polskich roszczeń reparacyjnych wobec Niemiec. Czy Berlin wciąż stoi na stanowisku, że sprawa została definitywnie zamknięta?



Sądzę, że z punktu widzenia rządu niemieckiego w kwestii reparacji powiedziano już wszystko. Rząd polski przedstawił swoje oczekiwania w nocie wysłanej do niemieckiego MSZ-u w październiku ub. roku, a rząd niemiecki, odnosząc się do tej noty w oficjalnej odpowiedzi ze stycznia tego roku, potwierdził swoje dotychczasowe stanowisko.

Według "Frankfurter Allgemeine Zeitung" specjalni sprawozdawcy przy ONZ skrytykowali porozumienie pojednawcze między Namibią i Niemcami z maja 2021 r i podnieśli kwestię reparacji dla byłej niemieckiej kolonii. Do rządu federalnego wpłynęła zaś interpelacja klubu parlamentarnego Linke dotycząca reparacji dla Grecji, gdzie pojawia się również wątek odrzucenia roszczeń polskich przez rząd federalny. Dlaczego państwo niemieckie ma taki problem z zadośćuczynieniem za wyrządzone krzywdy?

Żaden z tych faktów nie zmienia nic w stanowisku rządu niemieckiego. A to, że w Niemczech, w państwie pluralistycznym, ścierają się różne poglądy, uważam za oczywistość. Stanowisko rządu federalnego pozostaje jednak niezmienne. Od dłuższego czasu jako członkowie Unii Europejskiej żyjemy w innym paradygmacie, a ten temat jest puszką Pandory i lepiej, by ta puszka pozostała nietknięta.


Dla kogo takie rozwiązanie będzie lepsze?


Dla wszystkich, dla Europejczyków.


Nie sądzi Pan jednak, że Niemcy, ponosząc winę za zbrodnie III Rzeszy i otwarcie przyznając się do odpowiedzialności za nie, powinny jednak dążyć do zadośćuczynienia ofiarom?

Proszę spojrzeć - mamy za sobą bardzo intensywne tygodnie spotkań, które dotyczyły kwestii odpowiedzialności za historię w stosunkach polsko-niemieckich. Prezydent Frank-Walter Steinmeier złożył wizytę w Warszawie, przyjechał na zaproszenie prezydenta Andrzeja Dudy i wraz z prezydentem Izraela uczestniczyli w uroczystościach upamiętniających 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim. To była pierwsza w historii sytuacja, że prezydent Niemiec brał udział w tych uroczystościach i mógł podczas nich przemawiać. I powiedział to, co z perspektywy niemieckiej powinno zostać powiedziane. Mówił o odpowiedzialności, która nie przemija, ale mówił to mając przed oczyma naszą wspólną przyszłość. 

Kolejna sprawa - niedawno przyjechał do Polski generał w stanie spoczynku, Wolfgang Schneiderhan, przewodniczący organizacji, która zajmuje się opieką nad grobami ofiar przemocy totalitarnej i rozmawialiśmy wspólnie w ambasadzie niemieckiej z przedstawicielami polskiego ministerstwa spraw zagranicznych, resortu kultury, Instytutu Pamięci Narodowej i Polskiego Czerwonego Krzyża. W ubiegłą sobotę w Siemianowicach gen. Schneiderhan wygłosił ponadto poruszającą mowę, w której poruszył kwestie historyczne. Niemcy rozumieją, że muszą z pełną powagą odnosić się do bólu i emocji Polaków związanych z II wojną światową , zarówno dziś, jak i w przyszłości. Ale to jest odrębna sprawa, a nie otwieranie puszki Pandory. Europie nie przyszłoby z tego nic dobrego. A zjednoczona Europa jest naszą przyszłością, nie tylko przyszłością Niemiec, ale i Polski.


Chce Pan przez to powiedzieć, że w tej zjednoczonej Europie są tematy, których lepiej nie poruszać, tematy tabu?

Ale przecież trudna historia Polaków i Niemców nie jest żadnym tematem tabu. Ten temat jest stałym elementem debaty.


Ale z pominięciem konkretnych wątków.

Nie, rzecz raczej w tym, że istnieją różnice stanowisk naszych rządów i sposobu traktowania pewnych kwestii, w końcu na innych polach również występują różnice.

A jednak by mieć możliwość zaprezentowania różnych stanowisk niezbędny jest dialog i państwo niemieckie przy wielu okazjach podkreśla jego wagę, ale kiedy dochodzimy do tematu reparacji, dialogu się odmawia.

Owszem, ale z punktu widzenia prawa sprawa reparacji jest zamknięta, poza tym istnieje przecież więcej tematów historycznych, które są przedmiotem dialogu polsko-niemieckiego.


Jak to, że "Niemcy zostały wyzwolone spod tyranii narodowego socjalizmu"?


To dobre pytanie, jestem za nie wdzięczny. Śledziłem debatę, jaką wywołał w Polsce wpis twitterowy kanclerza Scholza i krytykę, z jaką go przyjęto. To dla mnie ciekawe zjawisko, proszę więc pozwolić, że odniosę się do niego nieco szerzej. Jest pewna fraza Willego Brandta z 1969 r, kiedy został kanclerzem Niemiec o "szczerym podejmowaniu wysiłku zrozumienia". To nie padło w kontekście polityki zagranicznej, ale przypomniałem sobie słowa Brandta, kiedy rozpętała się burza wokół tweeta kanclerza Scholza. Ponieważ w relacjach polsko-niemieckich nic nie jest łatwe, poza niezrozumieniem, a jeżeli chce się coś zrozumieć, trzeba w to włożyć nieco wysiłku. Mamy zupełnie inne doświadczenia historyczne, operujemy innymi pojęciami. Strona polska jest teraz na etapie demontażu sowieckich pomników, na których wyryto słowo "wyzwolenie" ponieważ uważa, że to nie było wyzwolenie tylko okupacja.


I słusznie, ponieważ nie było żadnego wyzwolenia.


Do tego zmierzam, chcę tylko powiedzieć, że to jest polski dyskurs, debata, która ma teraz miejsce. W Niemczech 8 maja 1945 r bardzo długo uważano za dzień klęski, katastrofy.


Godziny zero?


Tak, również godziny zero. Ale to się zmieniło za sprawą Richarda von Weizsäckera uznawanego w Niemczech za jednego z najważniejszych prezydentów, ponieważ w swoim przemówieniu z maja 1985 r w Bundestagu, czyli w czterdziestą rocznicę zakończenia II wojny światowej, jako pierwszy prezydent federalny powiedział o "wyzwoleniu" również w odniesieniu do Niemców. Czy przez to umniejszył wagę tego dnia? Nie, przydał tej rocznicy nowego historycznego sposobu postrzegania, w tym sensie, że nawet my Niemcy nie powinniśmy patrzeć na 8 maja 1945 r. tylko jako na dzień klęski i upadku, ponieważ II wojna światowa nie była "zwykłą wojną" zakończoną klęską. 

To była wojna na wyniszczenie, która obróciła całą Europę i świat w perzynę, a Niemcy nie byli w stanie sami się wyzwolić, ani przez opór, ani poprzez wybory, tylko musieli zostać wyzwoleni z zewnątrz, przez aliantów. Weizsäcker był pierwszym, który potrafił to ubrać w odpowiednie słowa, wytłumaczyć, że mimo całego zniszczenia i upadku związanego z zakończeniem wojny, w dniu 8 maja znalazł się również element wyzwolenia dla samych Niemców. Pokazał, że czterdzieści lat po zakończeniu wojny można na 8 maja patrzeć inaczej niż dotąd. W dzisiejszych Niemczech takie rozumienie końca wojny jest już oczywistością. To ciekawe, że 38 lat od przemówienia Weizsäckera, wpis kanclerza Scholza o wyzwoleniu jest odbierany jako zrównywanie wyzwolenia Niemiec np. z wyzwoleniem obozów koncentracyjnych, tak jakby to nie Niemcy, a ktoś inny przyniósł Europie narodowy socjalizm. Tylko, że nikt przecież nie dyskutuje z faktami, kanclerz Scholz również nie, mówimy o pewnym terminie, który - jeżeli się chce - można zrozumieć opacznie. To jest moja opinia w związku z tą sprawą - brak woli by podjąć wysiłek zrozumienia. Bo co oznacza 8 maja 1945 roku dla Niemców? Oczywiście, że coś zupełnie innego niż dla Polaków. Ale co do tego, że ten dzień oznaczał wyzwolenie Niemiec i świata od narodowosocjalistycznego terroru, powinniśmy umieć się zgodzić. Dlatego z mojego punktu widzenia kontrowersje wokół wpisu kanclerza, to tylko kolejny dowód na to, że trzeba nam więcej starań o wzajemne zrozumienie. Nieporozumienia przychodzą nam łatwiej.


Wspomniał Pan, przywołując mowę prezydenta Weizsäckera, o "nowym historycznym sposobie postrzegania" i nieporozumieniu wynikającym z odmiennego rozumienia pojęć. W Polsce słowo "wyzwolenie" kojarzy się z wolnością przyniesioną ofiarom, a nie sprawcom. 8 maja 1945 roku Niemcy były państwem sprawców, nie tylko w oczach Polski, ale całej Europy. To nie podlega dyskusji. Stąd wzięły się kontrowersje wokół wpisu kanclerza Scholza, a nie z uprzedzeń. Debata wyrosła z obawy, że Niemcy próbują odwrócić pewne pojęcia.

Mogę Panią tylko zapewnić, że to nieprawda. Ani kanclerz Scholz, ani prezydent Weizsäcker, ani żaden inny polityk niemiecki, przywołujący ten termin, nie odwraca pojęć. Niemcy poprzez doświadczenie zniszczenia i totalnej klęski musiały zostać wyzwolone do demokratycznego, nowego początku, tak to rozumiemy i jak wynika z mojego doświadczenia w innych europejskich państwach, które cierpiały na skutek terroru narodowo-socjalistycznego, nie budzi to żadnych kontrowersji. Jedynie w Polsce.


W Polsce historia jest ważną częścią tożsamości i wrażliwości narodowej, zainteresowanie historią jest też znacznie większe niż na zachodzie Europy.


Zgadzam się, po roku spędzonym w Polsce mogę powiedzieć, że w żadnym innym społeczeństwie, które do tej pory bliżej udało mi się poznać, historia nie gra tak istotnej roli jak tu. I są ku temu wszelkie powody. A jednak mam wrażenie, że tak jak w przypadku tematu reparacji, historia jest i pozostanie istotna, ale jak siedzi się za kierownicą, nie można patrzeć tylko we wsteczne lusterko. Wspominając przeszłość należy to robić z twarzą zwróconą ku przyszłości. A to jest coś, czego brakuje mi w polskiej debacie.


A nie sadzi Pan, że perspektywa zależy zazwyczaj od własnej pozycji? Podczas II wojny światowej Polska nie splamiła się rządem kolaborującym z okupantem, nie było Vichy ani Quislinga, było zaś najwięcej w Europie świadectw ratowania Żydów - to jest narracja zgodna z faktami, nie ma powodu by o niej nie mówić.


Polska ma wiele powodów do dumy ze swojej historii, nie ma co do tego wątpliwości. Ale patrzę na to inaczej, w tym sensie, że ciągłe patrzenie wstecz może zniekształcić postrzeganie teraźniejszości i przyszłości.


Wracając do tego, co Pan powiedział o Weizsäckerze, zdaje się, że już Ludwig Erhard, następca Konrada Adenauera, znacznie wcześniej użył terminu "wyzwolenie" w odniesieniu do Niemiec. A Helmut Kohl posłużył się tym słowem na kilka dni przed mową Weizsäckera, podczas uroczystości w byłym obozie Bergen-Belsen, a zatem "wyzwolenie" w kontekście niemieckim zaistniało w niemieckiej przestrzeni publicznej znacznie wcześniej.

Tak, ale zmiana perspektywy była też związana ze zmianą pokoleniową zachodzącą w społeczeństwie niemieckim, stąd też szczególne znaczenie Weizsäckera, nie jako tego, który odkrył dla Niemców pojęcie wyzwolenia, ale tego, który uczynił je bardziej zrozumiałym. W miejsce godziny zero, bezwarunkowej kapitulacji i klęski powstało przekonanie, że zakończenie wojny dla Niemiec stało się szansą na nowy początek. Dla młodszego pokolenia była to możliwość innego spojrzenia niż to ich rodziców i dziadków.


Konrad Adenauer nigdy nie użył "wyzwolenia" w kontekście niemieckim.


Nie, ponieważ w tamtym czasie miano inna perspektywę.


Ludwig Erhard posłużył się tym pojęciem, a należał do pokolenia Adenauera.

A jednak w jego przypadku mówienie o "wyzwoleniu" nie odbiło się szczególnym echem. Stało się to dopiero w 1985 roku.


Dobrze, zostawmy historię, przejdźmy do aktualiów. Okazuje się, że Gerhard Schröder, mimo kilku prób, nie może być pozbawiony legitymacji partyjnej SPD, tak orzekł w tym tygodniu sąd arbitrażowy. Dlaczego były kanclerz jest aż tak ważny dla niemieckiej polityki?


Gerhard Schröder to już przeszłość, on nie jest ważny dla niemieckiej polityki.


To, dlaczego SPD nie może się z nim rozstać?


Musiałaby Pani zapytać socjaldemokratów.


Dyplomatyczna odpowiedź

Naprawdę nie mam nic do powiedzenia na temat Gerharda Schrödera, on nie odgrywa żadnej roli w dzisiejszej polityce Niemiec.


Ale był czas, gdy odgrywał dużą rolę

To już jednak element niemieckiej przeszłości.


A zgodnie z pewnym mechanizmem, o przeszłości lepiej nie rozmawiać

Nie jest moją rolą, jako przedstawiciela Republiki Federalnej Niemiec w Polsce, w jakikolwiek sposób oceniać tę kwestię.


Czy może Pan w takim razie ocenić dzisiejszą politykę europejską rządu niemieckiego?

Co Panią interesuje w tym temacie?


Czy praskie i strasburskie przemówienia kanclerza Olafa Scholza, uznawane w pewnym sensie za programowe dla przyszłości Unii Europejskiej, stanowią "kontrwizję" do mowy heidelberskiej premiera Mateusza Morawieckiego?


Przemówienia kanclerza Scholza w Pradze i Strasburgu były w pewnym sensie kontynuacją i poszerzeniem mowy inaugurującej Zeitenwende z 27 lutego 2022 roku. Pytanie, co wyniknie z Zeitenwende, czyli przełomu, jaki po rosyjskiej napaści na Ukrainę dokonał się nie tylko w niemieckiej polityce, ale i dalej. Dla mnie najważniejszymi elementami, które przebijają się w obu przemówieniach kanclerza Scholza, to pytanie o rozszerzenie Unii Europejskiej o kolejne państwa.


Państwa Bałkanów Zachodnich, czy również Ukrainę?


Poszerzenie o Ukrainę, Mołdawię, możliwe, że Gruzję i państwa Bałkanów Zachodnich, wszystko to wybrzmiewa w przemówieniach kanclerza, ponieważ stanowi część pewnej nowej rzeczywistości, której my sobie przecież nie wybraliśmy, ona jest następstwem nieodpowiedzialnych działań Władimira Putina. Spostrzeżenie, że Ukraina leży po naszej stronie nowej linii podziału w Europie, którą wyznaczyła sama Rosja, do tego musimy się politycznie odnieść. I mam wrażenie, że to jest ten punkt, w którym wizja Olafa Scholza i Mateusza Morawieckiego się przecinają. Polska też jest za tym by jak najszybciej poszerzyć Unię Europejską o Ukrainę. Ale kanclerz Scholz zwraca uwagę, że poszerzenie Unii o tak duże państwo jak Ukraina i o państwa Bałkanów Zachodnich, Mołdawię, wymusi zmianę dotychczasowych polityk unijnych. Kiedy UE będzie miała 35 członków, będziemy musieli zmierzyć się z wyzwaniem zmian w UE. I będziemy musieli się nad tym wspólnie zastanowić. Dlatego traktuję te przemówienia jako wkład do dyskusji, która odbędzie się w Europie. Emmanuel Macron nakreślił swoją wizję Europy, Olaf Scholz i Mateusz Morawiecki swoją. Wspólnie będziemy się musieli zastanowić nad przyszłym kształtem Unii Europejskiej, zwłaszcza, że mamy w Polsce i w Niemczech w tej dziedzinie często zupełnie odmienne wizje.

Jedną z tych różnic jest forsowanie przez Emmanuela Macrona i Olafa Scholza wizji bardziej scentralizowanej Unii Europejskiej, podczas gdy w naszym regionie podkreśla się wagę suwerennych państw narodowych. Pytanie, dlaczego w ujęciu francusko-niemieckim rozszerzenie UE jest uzależniane od silniejszej centralizacji wspólnoty?


Nie sądzę by Olaf Scholz mówił o zmianach posługując się pojęciem centralizacji, niemiecka perspektywa zakłada wzmocnienie Unii Europejskiej i jej zdolności do działania. Przy czym istnieje podział na konkretne rozdziały polityczne dotyczące współpracy w UE, jak chociażby wspólna, zintegrowana obrona. W Pradze Olaf Scholz mówił o zintegrowanym systemie obrony przeciwlotniczej Europy zbudowanym pod niemieckim przewodnictwem, czyli European Sky Shield Initiative. Ale oczywiście rzecz dotyczy nie tylko pewnych pól działania, ale i mechanizmów decyzyjnych. W ciągu ostatnich 15 miesięcy, m.in. przy okazji uzgadniania dziesięciu pakietów sankcyjnych, w których forsowanie Polska była bardzo mocno zaangażowana, często doświadczyliśmy tego, że jedno państwo potrafiło zawetować wysiłek reszty państw wydłużając tym samym procesy decyzyjne. Nie chcemy, by w przyszłości Unia poszerzona o kolejne państwa cierpiała na skutek tego typu sytuacji i uważamy, że należy to zmienić, nawet jeżeli w Polsce, w polskim rządzi widzi się tę kwestię inaczej.


W przeszłości i to nie tak odległej, w Unii Europejskiej toczono spór o budowę gazociągu Nord Stream II i Niemcy, mimo sprzeciwu wielu państw, dopięli swego, nie licząc się ze zdaniem sąsiadów. Aby kontynuować budowę Nord Stream II nie potrzebowano ani większej centralizacji, ani ściślejszej integracji. Ten przykład może chyba świadczyć, że w pewnych okolicznościach procedury bywają drugorzędne.

Ależ Unia Europejska nigdy nie będzie przestrzenią wolną od konfliktów. Jest raczej metodą pokojowego równoważenia interesów swoich członków, jest pewnego rodzaju zinstytucjonalizowanym sporem, który toczy się wedle ustalonych reguł. Co nie znaczy, że wszystkie decyzje podejmowane w ten sposób są właściwe, jestem ostatnim, który by stwierdził, że Niemcy podejmowali zawsze właściwe decyzje. Nord Stream II, ale i Nord Stream I były błędem.


A kto podjął te decyzje?

Różne niemieckie rządy federalne, jeden po drugim.


W tym rządy byłej kanclerz Angeli Merkel

Tak, też rządy Angeli Merkel.


Angeli Merkel, która w kwietniu została przez prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera uhonorowana najwyższym niemieckim odznaczeniem państwowym. Można się zastanawiać, czy prezydent nagrodził byłą panią kanclerz za jej politykę względem Rosji, czy mimo niej.


Nie przystoi mi interpretować intencji prezydenta federalnego, ale nie można redukować szesnastu lat rządów do jednej decyzji. Przecież Pani wie, że w samych Niemczech trwała żywa dyskusja o odznaczeniu byłej kanclerz, ale jak to zwykle bywa, historyczne dokonania niemieckich szefów rządów są oceniane dopiero z pewnej perspektywy przez historyków, co nie oznacza, że z czasem ocena ich spuścizny nie może ulec zmianie. Nie ma wątpliwości, że nie można sprowadzać szesnastu lat rządów do jednej kwestii.

Dobrze, nie redukujemy więc polityki Angeli Merkel do relacji z Rosją czy budowy Nord Streamu II, ale co w takim razie z jej polityką migracyjną? Przecież obecny rząd walczy dziś ze skutkami polityki migracyjnej byłej kanclerz Niemiec. Ostatni, burzliwy szczyt migracyjny w Berlinie był na to najlepszym dowodem.


Tak, ale nie mogę teraz oceniać, czy decyzje podjęte w latach 2015-16 były słuszne, czy nie. Chodzi o to, byśmy dziś jako Niemcy, ale i jako Unia Europejska, w konfrontacji z rosnącą falą migracyjną, ze zwiększającą się z roku na rok liczbą ludzi przybywających do Europy, wypracowali wspólną politykę migracyjną, nie tracąc przy tym wolności przemieszczania się w obrębie strefy Schengen. To wyzwanie dla całej wspólnoty. Zniesienie kontroli granicznych między naszymi państwami były i są z korzyścią nie tylko naszej gospodarki, ale i obywateli, więc trzeba się zastanowić nad takim modelem, który nie zaszkodzi strefie Schengen. W Niemczech kwestia polityki migracyjnej budzi wiele kontrowersji, w łonie rządu również istnieją różne pomysły, wspomniany szczyt migracyjny tylko to potwierdza. W Europie też istnieją różnice, rozmawiamy od pewnego czasu przecież o wypracowaniu wspólnej polityki azylowej. Nie chodzi o jakieś technokratyczne decyzje, ale o kwestie tożsamości, emocje. Zawsze ostrożnie podchodzę, zwłaszcza gdy chodzi o stosunki polsko-niemieckie, do takiego kategorycznego stwierdzania, że to podejście jest nietrafione, a inne lepsze. Mamy różne podejście do tematu migracji, co wynika również z innych doświadczeń. To, z jaką serdecznością polskie społeczeństwo przyjęło w ubiegłym roku miliony ukraińskich uchodźców, wzbudziło szacunek i uznanie, również w Niemczech, ale i wielu Niemców ta postawa Polaków zaskoczyła, ponieważ pamiętano o debacie wokół migracji z lat 2015-2016 i wtedy to wyglądało zupełnie inaczej.


Ale wtedy debata dotyczyła innego zjawiska. Ukraińcy uciekający przed wojną są uchodźcami wojennymi, osiem lat temu do Europy przybyli głównie imigranci poszukujący lepszych perspektyw, a nie schronienia przed wojną.

To była polska perspektywa, a niemiecka zakładała przyjmowanie m.in. syryjskich uchodźców wojennych, którzy uciekali przed wojną domową. Ale zgadzam się z tym, że debata nie jest czarno-biała. W przyszłości najważniejszym zadaniem w Europie będzie umiejętność odróżnienia, kto do nas przybywa, bo potrzebuje ochrony, ucieka przed wojną, a kto wybiera Europę w nadziei na zbudowaniu tu sobie lepszego życia, ale nie ma prawa do azylu i dlatego nie może zostać. Ale w wielu przypadkach bardzo trudno podzielić ludzi na te dwie grupy, to nie jest proste.


Owszem, ale patrząc z drugiej strony - w Niemczech podnoszą się głosy o konieczności zabezpieczenia granic, taki postulat zgłasza np. klub parlamentarny CDU/CSU, nośnym tematem jest też deportacja imigrantów, dyskusja toczy się też wokół poszerzenia listy państw uznawanych za bezpieczne, czyli takich, do których można odsyłać imigrantów. To są problemy niemieckiej polityki migracyjnej. I kiedy kanclerz Olaf Scholz wymaga "więcej solidarności w unijnej polityce azylowej", powstaje wrażenie, że model niemiecki, który sprawia problemy samym Niemcom, ma stanowić wzór dla całej wspólnoty. To rodzi sprzeciw.


To prawda, ale polski rząd również stara się w Europie pozyskać sojuszników dla spraw, które są dla Polski istotne, Niemcy też to robią. I to naturalne, że mamy inne podejście. Polska stara się przeforsować swoje stanowisko, Niemcy też. Można oczywiście krytykować niemieckie działania, ale koniec końców wszystko sprowadza się do tego by wypracować rozwiązania kompromisowe, które będą do przyjęcia dla każdej ze stron.


Jak, po roku pobytu w Warszawie i jednocześnie pod koniec tego pobytu, opisałby Pan stosunki polsko-niemieckie?

Jako pełne sprzeczności, ponieważ z jednej strony mogłem się sam przekonać, jak niesamowicie różnorodne i gęste są te stosunki, między miastami i gminami, w rejonie przygranicznym, na poziomie gospodarki, gdzie cały czas doświadczamy boomu, w kulturze. Jednocześnie, na poziomie politycznym, ze strony rządu polskiego wobec Niemiec przebija czasem ton, który - wyrażając się dyplomatycznie - wśród sojuszników, wśród partnerów Unii Europejskiej nie ma sobie podobnego, przez co te wzajemne stosunki polityczne pozostają poniżej swoich możliwości. Mam nadzieję, że w przyszłości uda nam się lepiej wykorzystać potencjał, bo nawet patrząc na zmiany, jakie zachodzą w polityce Niemiec w kluczowych kwestiach muszę przyznać, że spojrzenie Niemiec na świat i Europę zbliżyło się do tego polskiego. W czasie mojego pobytu Niemcy i Polska przestały importować rosyjskie surowce, mogłem to wszystko obserwować z bliska. W ubiegłym tygodniu w Gdańsku przedstawiciele federalnego ministerstwa gospodarki i polskiego ministerstwa klimatu byli razem obecni przy rozładunku ropy dla rafinerii PCK Schwedt, mamy więc wspólne interesy, które nas łączą. Bardzo duży potencjał upatruję też w polsko-niemieckim działaniu na rzecz Ukrainy, jej odbudowy i utorowaniu drogi do Unii Europejskiej. Z pewnością będziemy z żoną tęsknić za Polską, ponieważ - tak jak czasem powtarzam - Polska to dla nas wciąż tylko na wpół odkryta tajemnica.




Z Ambasadorem Republiki Federalnej Niemiec w Polsce Thomasem Baggerem rozmawiała Olga Doleśniak-Harczuk (współprowadząca audycję Geopolis)







ten temat jest puszką Pandory i lepiej, by ta puszka pozostała nietknięta.


Oczywiście to Niemcy otworzyli Puszkę Pandory w 1939 roku i czas najwyższy, by za to zadośćuczynili.


mamy za sobą bardzo intensywne tygodnie spotkań, które dotyczyły kwestii odpowiedzialności za historię w stosunkach polsko-niemieckich

to nie jest kwestia historii, tylko zbrodni i rabunku


I powiedział to, co z perspektywy niemieckiej powinno zostać powiedziane. Mówił o odpowiedzialności, która nie przemija, ale mówił to mając przed oczyma naszą wspólną przyszłość. 

zawijas słowny, chwyt erystyczny


W ubiegłą sobotę w Siemianowicach gen. Schneiderhan wygłosił ponadto poruszającą mowę, w której poruszył kwestie historyczne. Niemcy rozumieją, że muszą z pełną powagą odnosić się do bólu i emocji Polaków związanych z II wojną światową , zarówno dziś, jak i w przyszłości. Ale to jest odrębna sprawa, a nie otwieranie puszki Pandory. Europie nie przyszłoby z tego nic dobrego. A zjednoczona Europa jest naszą przyszłością, nie tylko przyszłością Niemiec, ale i Polski.


"poruszającą" - gra na emocjach, i znowu odnośnik do emocjonalnie obojętnego terminu "historia" zamiast "zbrodnie"

"historia" to też coś, co było, a czego już nie ma - coś, co nie istnieje... rozmówca sugeruje więc, że rozmowa dotyczy czegoś, czego nie ma - jest to rozmowa o niczym.


rzecz raczej w tym, że istnieją różnice stanowisk naszych rządów i sposobu traktowania pewnych kwestii, w końcu na innych polach również występują różnice.

no i stanowisko Niemiec jest takie, że "nic nie było" (załatwia to termin "historia") i Niemcy nie chcą i nie będą płacić odszkodowań za swoją politykę. 



sprawa reparacji jest zamknięta, poza tym istnieje przecież więcej tematów historycznych

znowu łączy odszkodowanie za zbrodnie z terminem "historia" czyli "nic"


To dobre pytanie, jestem za nie wdzięczny. Śledziłem debatę, jaką wywołał w Polsce wpis twitterowy kanclerza Scholza i krytykę, z jaką go przyjęto. To dla mnie ciekawe zjawisko, proszę więc pozwolić, że odniosę się do niego nieco szerzej. Jest pewna fraza Willego Brandta z 1969 r, kiedy został kanclerzem Niemiec o "szczerym podejmowaniu wysiłku zrozumienia". To nie padło w kontekście polityki zagranicznej, ale przypomniałem sobie słowa Brandta, kiedy rozpętała się burza wokół tweeta kanclerza Scholza. Ponieważ w relacjach polsko-niemieckich nic nie jest łatwe, poza niezrozumieniem, a jeżeli chce się coś zrozumieć, trzeba w to włożyć nieco wysiłku. Mamy zupełnie inne doświadczenia historyczne, operujemy innymi pojęciami. Strona polska jest teraz na etapie demontażu sowieckich pomników, na których wyryto słowo "wyzwolenie" ponieważ uważa, że to nie było wyzwolenie tylko okupacja.


To dla mnie ciekawe zjawisko - debata o wybielaniu Niemców ze swych zbrodni to "ciekawe zjawisko" - jak o studiowaniu życia mrówek - lekceważenie


 burza wokół tweeta kanclerza Scholza - połączone z - "szczerze podejmowany wysiłek zrozumienia"

zawijas słowny sugerujący, że debatujący szczerze próbowali zrozumieć treść komunikatu, ale byli zbyt głupi, by go pojąć...

Ponieważ w relacjach polsko-niemieckich nic nie jest łatwe, poza niezrozumieniem, a jeżeli chce się coś zrozumieć, trzeba w to włożyć nieco wysiłku. - bełkot z którego nic nie wynika, ponieważ można to interpretować dwojako - w każdym razie powtarza to co wyżej - sugestia, że Polacy tu głupki, co nic nie rozumieją


Mamy zupełnie inne doświadczenia historyczne, operujemy innymi pojęciami. 

bełkot byle zbyć

Strona polska jest teraz na etapie demontażu sowieckich pomników, na których wyryto słowo "wyzwolenie" ponieważ uważa, że to nie było wyzwolenie tylko okupacja.

to jest podejrzane, w każdym razie podoba mu się, że obalamy te pomniki


 (Weizsäcker) przydał tej rocznicy nowego historycznego sposobu postrzegania

no, czyli zaczął zmieniać opinię o Niemcach, zaczął wybielać


To była wojna na wyniszczenie, która obróciła całą Europę i świat w perzynę, a Niemcy nie byli w stanie sami się wyzwolić, ani przez opór, ani poprzez wybory, tylko musieli zostać wyzwoleni z zewnątrz, przez aliantów. - no i właśnie to robi - kłamie, że Niemców trzeba było wyzwalać, jakby byli okupowani, jakby byli ofiarami - patrz wyżej wers o obalaniu pomników w Polsce.


Pokazał, że czterdzieści lat po zakończeniu wojny można na 8 maja patrzeć inaczej niż dotąd. 

można kłamać po prostu

W dzisiejszych Niemczech takie rozumienie końca wojny jest już oczywistością. To ciekawe, że 38 lat od przemówienia Weizsäckera, wpis kanclerza Scholza o wyzwoleniu jest odbierany jako zrównywanie wyzwolenia Niemiec np. z wyzwoleniem obozów koncentracyjnych, tak jakby to nie Niemcy, a ktoś inny przyniósł Europie narodowy socjalizm. 

Tylko, że nikt przecież nie dyskutuje z faktami, kanclerz Scholz również nie, mówimy o pewnym terminie, który - jeżeli się chce - można zrozumieć opacznie. To jest moja opinia w związku z tą sprawą - brak woli by podjąć wysiłek zrozumienia.

cały czas unika pozycjonowania Niemców jako agresorów, którzy wywołali straszną wojnę , podczas której dopuścili się barbarzyńskich mordów - cały czas unika tego jak ognia!


To jest moja opinia w związku z tą sprawą - brak woli by podjąć wysiłek zrozumienia. 

"jesteście głupi"


Bo co oznacza 8 maja 1945 roku dla Niemców? Oczywiście, że coś zupełnie innego niż dla Polaków.

oznacza przegranie wojny - ale czy na pewno, skoro dzisiaj pozycja Niemiec jest taka, jaka jest?

ale tego nie powie...


Ale co do tego, że ten dzień oznaczał wyzwolenie Niemiec i świata od narodowosocjalistycznego terroru, powinniśmy umieć się zgodzić. 

tu wkracza pożądana przez Niemców narracja zdejmująca z nich odium za wojnę


Dlatego z mojego punktu widzenia kontrowersje wokół wpisu kanclerza, to tylko kolejny dowód na to, że trzeba nam więcej starań o wzajemne zrozumienie. Nieporozumienia przychodzą nam łatwiej.

"jesteście głupi"


"nowym historycznym sposobie postrzegania"

słowo "wyzwolenie" kojarzy się z wolnością przyniesioną ofiarom, a nie sprawcom.

Niemcy próbują odwrócić pewne pojęcia.

Mogę Panią tylko zapewnić, że to nieprawda. Ani kanclerz Scholz, ani prezydent Weizsäcker, ani żaden inny polityk niemiecki, przywołujący ten termin, nie odwraca pojęć. Niemcy poprzez doświadczenie zniszczenia i totalnej klęski musiały zostać wyzwolone do demokratycznego, nowego początku, tak to rozumiemy i jak wynika z mojego doświadczenia w innych europejskich państwach, które cierpiały na skutek terroru narodowo-socjalistycznego, nie budzi to żadnych kontrowersji. Jedynie w Polsce.


cały czas unika pozycjonowania Niemców jako agresorów, którzy wywołali straszną wojnę , a jednocześnie uparcie powtarza swoje kłamliwe tezy - to bardzo charakterystyczne, to powtarzanie w kółko tych samych wersów, to jest po prostu pranie mózgu i oni wiedzą, mają takie doświadczenie, że to przynosi skutek - stąd ciągle tak mówi, takie frazy powtarza

spotkałem się z tym wielokrotnie - i to na pewno jest w ubeckim podręczniku


A jednak mam wrażenie, że tak jak w przypadku tematu reparacji, historia jest i pozostanie istotna, ale jak siedzi się za kierownicą, nie można patrzeć tylko we wsteczne lusterko. Wspominając przeszłość należy to robić z twarzą zwróconą ku przyszłości. A to jest coś, czego brakuje mi w polskiej debacie.

zestaw bełkotu

"mam wrażenie" - wrażenie to "nie fakt" - i zbija to z: "tematu reparacji" kończy jednak zdanie:

"historia jest i pozostanie istotna" czyli znowu odwraca kota ogonem i reparacje nazywa historią, czyli przeszłością, co dodatkowo akcentuje w następnym zdaniu:

 nie można patrzeć tylko we wsteczne lusterko. Wspominając przeszłość należy to robić z twarzą zwróconą ku przyszłości - czyli - nie wspominajcie już o przeszłości, czyli niewygodnych  dla nas sprawach!

cały czas wierzy, że SŁOWA załatwią sprawę - dotychczas tak było, nikt nie podnosił tematu, bo...?

Bo Werwolf tego pilnował od strony formalnej?


ciągłe patrzenie wstecz może zniekształcić postrzeganie teraźniejszości i przyszłości.

bardzo ciekawe, dlaczego on twierdzi, że "ciągle" patrzymy wstecz? To nieprawda, po prostu sugeruje, ze jesteśmy upierdliwi, a to niegrzeczne... może zechcemy przez grzeczność zaprzestać "nękać" niemców o nasze odszkodowanie?

no i "postrzeganie przyszłości" - termin o niczym, enigmatyczne, ani słowa co on ma na myśli mówiąc "przyszłość" - a poza tym - przyszłość jako taka jest NIEZNANYM... pitolenie o niczym



dokończyć...





pamiętamy:

"Nie wiem co ma tu do rzeczy wzmianka o Krzyżakach. Jeśli uważasz, że szufladkuję Krzyżaków na złych, a Prusów na dobrych lub odwrotnie, to się mylisz. Historia nie jest zero-jedynkowa, i nie upolityczniajmy jej."


niczego nie mówi 'do końca"

w każdym razie jest bardzo dobrze wyszkolony, widać, że trolle w polskim internecie i pan ambasador studiowali ten sam podręcznik

"Traktat o Rabowaniu Głupków"







Ambasador Niemiec w Polsce: w relacjach polsko-niemieckich nic nie jest łatwe [WYWIAD] - Polskie Radio 24 - polskieradio24.pl


Prawym Okiem: Sekcja Archeologii Średniowiecza KNSA UJ (maciejsynak.blogspot.com)