Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą roszczenia terytorialne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą roszczenia terytorialne. Pokaż wszystkie posty

piątek, 30 kwietnia 2021

Zjednoczenie zachodniej Białorusi z BSRR cz.3

 

Wypowiedź docenta Daniłowicza i w ramach komentarza tekst ze strony news.tut.by.



Wydarzenia jesieni 1939 roku to dla Białorusinów akt historycznej sprawiedliwości. Powiedział o tym dziennikarzom rektor Akademii Zarządzania przy Prezydencie Białorusi, kandydat nauk historycznych, docent Wiaczesław Daniłowicz. Bierze udział w przesłuchaniach parlamentarnych „Integralność terytorialna i jedność narodowa Białorusi. Historyczne i prawne aspekty zjednoczenia zachodnich ziem białoruskich w ramach BSRR” - dowiedziała się BelTA.

Przede wszystkim musimy pamiętać i zrozumieć, że wydarzenia jesieni 1939 r. są dla Białorusinów aktem historycznej sprawiedliwości. Pokój ryski nie odpowiadał narodowym interesom Białorusinów, podzielił nasz naród na dwie części. Dokonano tego siłą zbrojną, w wyniku czego pokój ryski został utrwalony ”- powiedział Wiaczesław Daniłowicz.


Zwrócił uwagę, że tak postrzega to wydarzenie większość mieszkańców zachodniej Białorusi. „Świadczą o tym dobitnie wyniki prac Zgromadzenia Ludowego Białorusi Zachodniej, które odbyły się w październiku 1939 roku w Białymstoku i gdzie jednogłośnie zapadły deklaracje o ustanowieniu władzy radzieckiej na Białorusi Zachodniej i ponownym zjednoczeniu Białorusi Zachodniej z BSRR.

Zgromadzenie było reprezentowane przez praktycznie wszystkie narodowości żyjące w tym czasie na Zachodniej Białorusi, różne warstwy społeczne. A wybory do Zgromadzenia Narodowego były bardzo masowe: 96% wyborców (tych, którzy mieli prawo głosu) wzięło udział.

Był to zatem ogólnonarodowy plebiscyt, w wyniku którego nastąpiło zjednoczenie zachodniej Białorusi z BSRR ”- powiedział rektor Akademii Zarządzania.

[ И очень массовыми были выборы в Народное собрание: 96% избирателей (те, кто имел право голоса) приняли участие в этих выборах.

Поэтому это, если хотите, всенародный плебисцит, результатом которого и стало воссоединение Западной Беларуси с БССР", - отметил ректор Академии управления.]


Wiaczesław Daniłowicz dodał, że jeszcze w Białymstoku zdecydowano o ogłoszeniu 17 września dniem zjednoczenia Białorusinów i postawieniu pomnika bojowników o wolność Białorusinów. „Ale niestety ta decyzja nie została zrealizowana. Dlatego myślę, że nadszedł już czas, kiedy musimy odpowiednio utrwalić te wydarzenia, aby Dzień Jedności Narodowej wiązał się właśnie z wydarzeniami jesieni 1939 roku, a pomnik do zjednoczenia Białorusi powstaje w ramach jednego państwa - podkreślił - To bardzo ważne wydarzenia z punktu widzenia historii białoruskiej państwowości, ponieważ nasz naród zjednoczył się w ramach jednego integralnego państwa. . I to jest podstawa, gwarancja pomyślnego rozwoju każdej formacji narodu i państwa ”.

Podczas przesłuchań w Izbie Reprezentantów omawiane są międzynarodowe i geopolityczne konsekwencje zjednoczenia Białorusi, historia i nowoczesność stosunków białorusko-polskich, sposoby legislacyjnego utrwalenia podstaw działań państwa na rzecz zachowania dziedzictwa historycznego i inne zagadnienia. omówione.

Wśród uczestników są przedstawiciele Ministerstwa Sprawiedliwości, Akademii Zarządzania Prezydenta Białorusi, Narodowej Akademii Nauk, Białoruskiego Instytutu Studiów Strategicznych, Białoruskiego Naukowego Instytutu Dokumentacji i Archiwów, organizacji naukowych i szkolnictwa wyższego.



8 mitów o „zjednoczeniu” zachodniej i wschodniej Białorusi


tłumaczenie przeglądarki


17 września 2014 o godz. 10:18
Aleksandr Gelagae T, TUT.BY


Niemal co roku na Białorusi niektórzy publicyści i organizacje społeczne proponują ustanowienie święta na cześć 17 września 1939 r., twierdząc, że ten dzień symbolizuje zjednoczenie Białorusinów w granicach jednego państwa. W ramach tego paradygmatu Zachodnia Białoruś została wyzwolona spod ucisku ziemiańców i polonizacji, naród białoruski zaczął radośnie i pokojowo żyć w Białoruskiej Republice Radzieckiej, a to szczęśliwe życie przerwała dopiero wojna między ZSRR, a Niemcami w czerwcu 1941. Zdaniem zwolenników tego punktu widzenia Białoruś nadal korzysta z owoców tego wydarzenia.

Przeciwnicy zauważają, że wtedy nie istniało niepodległe państwo białoruskie, że do 17 września terytorium Białorusi było podzielone przez Polskę i ZSRR, co nie pozwalało nawet na myśl o niepodległości Białorusi, a we wrześniu 1939 roku Białoruś po prostu znalazła się pod kontrolą samego ZSRR. 

Jednocześnie, choć przywódcy bolszewików w Moskwie poszli na ustępstwa wobec Białorusinów w zakresie organizacji życia kulturalnego, bezprecedensowy masowy terror, który uderzył najpierw we wschodnią, a potem zachodnią Białoruś, doprowadził do egzekucji, śmierci w więzieniu, deportacji na Syberię i Daleki Wschód setek tysięcy Białorusinów, rusyfikacja i niszczenie tradycyjnej kultury narodowej.

W świadomości wielu osób 17 września 1939 r. - dzień, w którym wojska radzieckie w porozumieniu z nazistowskimi Niemcami wkroczyły do ​​zachodniej Białorusi i na Ukrainę, dźgając Polskę w plecy, w stanie wojny z Hitlerem - albo w ogóle nie istnieje, albo jest pokryty mitami.

Część z tych ostatnich postaramy się rozwiać w tej publikacji.



1. Czy terytorium BSRR po 17 września 1939 r. jest terytorium Republiki Białoruś?


12 listopada 1939 r. Trzecia Nadzwyczajna Sesja Rady Najwyższej Białoruskiej SRR zdecydowała: „Przyjąć Zachodnią Białoruś do Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej i tym samym zjednoczyć naród białoruski w jednym państwie białoruskim”.

W grudniu BSRR składała się z 10 obwodów, 5 „starych” wschodnich regionów - Witebsk, Homel, Mińsk, Mohylew, Polesie; i 5 „nowych” zachodnich - Baranowicza, Białostocka, Brześcia, Wilejska, Pińska.






Jednak po około roku, po cichu i bez fanfar, nowo zjednoczeni Białorusini w Moskwie zdecydowali się ponownie podzielić - oddając część białoruskiego terytorium niedawno zaanektowanej Litwie. W listopadzie 1940 r., w związku z przekazaniem części terytorium BSRR do Litewskiej SRR, zlikwidowano 3 okręgi: Godutishkovsky i Sventsiansky, obwód wilejski, obwód porecki, obwód białostocki.


Podobnie, traktując białoruską ziemię tylko jako kartę przetargową w wielkich rozgrywkach politycznych, w 1944 r., po kolejnej okupacji terytorium Białorusi przez Armię Czerwoną, Stalin odebrał od BSRR nowy kawałek - Białostocczyznę i część obwodu brzeskiego.

Wówczas pojawiło się pytanie, jaki będzie rząd w Polsce, a Stalin, planując tam postawić swoje marionetki, pokazał USA, Wielkiej Brytanii i polskiej opinii publicznej, że jest gotowy na ustępstwa. Status BSRR jako jednego z krajów założycielskich ONZ w ogóle mu nie przeszkadzał, Republika Białoruska, która istniała wyłącznie na papierze, nie korzystała z realnej suwerenności.

Z pozostałości Białostocczyzny i części obwodu brzeskiego powstał rejon grodzieński.






Mniejsze fragmenty terytorium Białorusi w latach 1946-1955 były jeszcze cztery razy przenoszone przez Moskwę do Polski.


Jeśli w 1940 roku terytorium BSRR miało 223 tysiące kilometrów kwadratowych, to w 1959 roku było to 207 tysięcy, więc współczesne terytorium Białorusi nie jest bynajmniej wynikiem 17 września 1939 roku.



2. Bolszewicy stali jak góra za wschodnią Białorusią w 1921 roku i bronili jej?


Podział Białorusi na zachodnią i wschodnią był wynikiem zawartego w 1921 roku pokoju ryskiego między Polską, a Rosją Radziecką (ZSRR jeszcze nie istniał, a porozumienie było omawiane i podpisywane przez delegację Rosyjskiej Socjalistycznej Federalnej Republiki Radzieckiej), który zakończył wojnę polsko-radziecką 1919-1920.

Jednak choć polska delegacja negocjowała z pozycji silnej, to w okresie wielkich sukcesów polskiej armii na froncie granica radziecko-polska na Białorusi przebiegała dalej na zachód niż było to możliwe.


Sekretarz polskiej delegacji Aleksandr Ladas pisał później, że w sprawie białoruskiej dla Polski:
„... były różne możliwości, a decyzja zależała wyłącznie od woli polskiej delegacji, gdyż Sowieci byli gotowi do podjęcia wszelkie ustępstwa pod presją działań wojskowych . "

Delegacja radziecka była naprawdę gotowa na wszystko dla pokoju - faktycznie, podpisany wcześniej przez Lenina traktat pokojowy brzeski dawał Niemcom całą Białoruś, a w razie potrzeby to doświadczenie można z łatwością powtórzyć - opinia Białorusinów w tej sprawie tak samo niewiele obchodziła bolszewików w 1921 r., jak w 1918.

Dlatego to nie stanowisko delegacji moskiewskiej, ale dyskusje między polskimi negocjatorami Janem Dobskim i Stanisławem Grabskim z jednej strony a Leonem Wasilewskim i Witoldem Kameneckim z drugiej doprowadziły do ​​opuszczenia przez Polskę ziem środkowo-wschodniej Białorusi. 

Jeśli Wasilewski i Kamieniecki pozwolili na utworzenie federalnego państwa białoruskiego w sojuszu z Polską i byli za przesunięciem granicy na wschód, to przeciwnie, większość polskiej delegacji postrzegała Białoruś jako przedmiot polonizacji, a zatem obawiano się włączenia do kraju terenów ze zbyt dużą populacją niepolską.


Inicjator budowy Czerwonego Kościoła w Mińsku Edward Wojniłowicz pisał z żalem i wstydem do polskich polityków:

„... Sama Polska opuściła wschodnie regiony. Białorusini nas nie zrozumieją, bo my sami, od tylu lat narzekając na podział państwa między trzech sąsiadów, teraz bez pytania Białorusinów poćwiartowaliśmy ich kraj ...

Jednak negocjując za plecami delegacji Grabski doszedł do wniosku, że Polska musi raz na zawsze pozbyć się tego „białoruskiego wrzodu” i był zadowolony z linii ówczesnego rozejmu, która pozostawiła Mińsk bolszewikom i przechodziła koło Nieświeża w połowie drogi między Nieświeżem i Timkowiczami do rzeki Łania i wzdłuż niej do Prypeci ”.

Bolszewicy oddaliby Polskę i większość Białorusi, ale Polacy tego nie wzięli.



3. Czy na Białorusi Zachodniej prawosławni byli prześladowani przez polskie władze?


Polityka Polski w latach trzydziestych XX wieku opierała się na chęci asymilacji Białorusinów, w tym z wykorzystaniem czynnika wyznaniowego - uważano, że przeszkadza temu prawosławie większości białoruskiej populacji. Ponadto wiele kościołów rzymskokatolickich i grekokatolickich w XIX wieku zostało skonfiskowanych przez władze rosyjskie i zamienionych na prawosławne - dało to podstawy zarówno lokalnym społecznościom katolickim, jak i polskim władzom do zainicjowania procesów zwrotu budynków ich pierwotnym właścicielom. 

Problemy prawosławia w Polsce nie były jednak związane per se z pobudek religijnych - w 1935 r. władze zainicjowały nawet tworzenie Towarzystw Prawosławnych Polaków na Białorusi Zachodniej i pomagały tym organizacjom, stymulując posługiwanie się językiem polskim w kulcie, zachęcanie do śpiewania po liturgii polskich pieśni patriotycznych.

W tym samym czasie prześladowano księży katolickich i grekokatolickich, którzy w swoich kazaniach posługiwali się językiem białoruskim i próbowali walczyć z asymilacją.



Artykuł w białoruskim alfabecie łacińskim w gazecie "Belaruskaya Krynitsa" z 18 października 1925 r. O prześladowaniu przez władze polskie za działalność patriotyczną księdza katolickiego i białoruskiego nacjonalistę Wincentego Gadlevsky'ego. Pod koniec 1942 roku zostanie rozstrzelany przez Niemców.


Tak więc problemy prawosławnych Białorusinów w międzywojennej Polsce wynikały nie z przynależności wyznaniowej, ale, podobnie jak wśród Białorusinów-katolików, z identyfikacji narodowej, oporu wobec asymilacji.


W tym samym czasie dziesiątki tysięcy prawosławnych księży i ​​setki tysięcy wiernych zostało poddanych w ZSRR surowym prześladowaniom, w tym masowym egzekucjom.

Jeśli do początku Wielkiej Wojny Ojczyźnianej na Białorusi Zachodniej, pomimo aresztowań przez NKWD kilkudziesięciu księży, działało jeszcze około 800 cerkwi i 5 klasztorów, to na Białorusi Wschodniej Cerkiew praktycznie przestała istnieć – nie istniała ani jedna otwarta świątynia w Mińsku, latem 1939 roku zamknięto ostatni kościół - w Bobrujsku.

Sytuacja prawosławia na wschodzie Białorusi radykalnie poprawi wojna i okupacja niemiecka, która pozwoliła wiernym na ponowne legalne gromadzenie się, pozyskiwanie kościołów i sprawowanie w nich nabożeństw. Od 1941 do 1944 r. we wschodniej Białorusi otwarto 306 cerkwi .


4. Do września 1939 r. ZSRR opowiadał się za zjednoczeniem zachodniej i wschodniej Białorusi w jedną republikę?


Potrzeba „spełnienia aspiracji narodów białoruskich i ukraińskich do zjednoczenia” pojawiła się w sowieckich dokumentach dyplomatycznych dopiero w momencie, gdy trzeba było jakoś uzasadnić wprowadzenie wojsk radzieckich do Polski.


Wcześniej ZSRR wielokrotnie uznawał granice Polski, a w 1932 r. zawarł pakt o nieagresji z Warszawą, który został zerwany 17 września 1939 r.

Niemcy będą postępować w podobny sposób w stosunku do ZSRR 22 czerwca 1941 r.

Co więcej, nawet na mocy traktatu ryskiego z 1921 r. delegacja moskiewska zrzekła się wszelkich roszczeń do ziemi na zachód od ustalonej granicy polsko-sowieckiej, tym samym wyraźnie wyrażając swoją opinię w tej sprawie.


5. Wojska radzieckie wkroczyły do ​​zachodniej Białorusi, aby chronić ludność przed nacierającą armią niemiecką?


Tę wersję można czasem usłyszeć - to echo tamtych czasów, kiedy pakt Ribbentrop-Mołotow nie był jeszcze opublikowany, a sowieccy historycy przekonywali, że atak wojsk radzieckich 17 września 1939 r. na tyłach Polski toczącej  wojnę z Niemcami, nie był skoordynowany z najwyższymi przywódcami Rzeszy.

Jednak szczegóły tych wydarzeń są obecnie dobrze znane. Niemcy zaatakowali Polskę 1 września, a już w sierpniu ZSRR i Rzesza podpisały pakt o nieagresji z tajnym protokołem do niej - o wyznaczeniu sfer wzajemnych interesów w Europie Wschodniej w przypadku „reorganizacji terytorialnej i politycznej”.



Na trzy dni przed wojną, 27 sierpnia, ambasador Niemiec wyraził zaniepokojenie wycofaniem wojsk radzieckich z granicy radziecko-polskiej i zwrócił się do Moskwy o oficjalne obalenie plotek na ten temat. W duchu wzajemnej współpracy ZSRR nie tylko zniechęcił ambasadora, ale także opublikował raport TASS, w którym dowództwo radzieckie postanowiło wzmocnić zgrupowanie wojsk radzieckich na zachodniej granicy „z uwagi na zaostrzenie sytuacji”. Zdaniem kierownictwa Rzeszy obecność wojsk radzieckich na granicy mogła nie tylko odciągnąć część polskich oddziałów z frontu, ale także wpłynąć na pozycję sojuszników Polski - Francji i Anglii.

1 września Niemcy oficjalnie powiadomili ZSRR o rozpoczęciu wojny z Polską, a także poprosili o dostosowanie pracy radzieckiej rozgłośni w Mińsku tak, aby mogła być wykorzystywana przez niemieckie lotnictwo. Żądanie zostało spełnione.

W tym czasie białoruscy poborowi w armii polskiej prowadzili już wojnę z wojskami niemieckimi na zachodzie i północy Polski.

W przyszłości ZSRR zaopatrywał Niemcy w surowce i zapewniał tranzyt dla niemieckiego handlu, koordynował kroki dyplomatyczne - do lata 1941 roku i na wiele innych sposobów współpracował z Hitlerem na tle trwającej II wojny światowej.

Ale z pewnością nie uchronił zachodnio-białoruskiej ludności przed Niemcami w 1939 roku.

Przecież sam Berlin już 3 września 1939 r. zapytał Moskwę, czy planuje wysłać wojska do Polski. I dostał odpowiedź - tak, zgodnie z ustaleniami, na pewno to wprowadzimy.




Niemiecka kronika działań lotnictwa niemieckiego w Polsce we wrześniu 1939 roku


Rosyjski historyk Michaił Meltyuchow pisze:

„14 września [przewodniczący Rady Komisarzy Ludowych i Ludowy Komisarz Spraw Zagranicznych ZSRR] Mołotow powiedział [ambasadorowi Niemiec] Schulenburgowi, że:

„ Armia Czerwona osiągnęła stan gotowości wcześniej niż oczekiwano. Dlatego działania sowieckie mogą rozpocząć się wcześniej niż w okresie wskazanym przez niego podczas ostatniej rozmowy. Biorąc pod uwagę polityczne motywy działań sowieckich (upadek Polski i ochrona rosyjskich „mniejszości”), byłoby niezwykle ważne, aby nie podejmować działań przed upadkiem centrum administracyjnego Polski - Warszawy. ”Dlatego Mołotow zapytał, aby uzyskać informacje o tym, kiedy można spodziewać się upadku."

Niemcy w telegramie z 15 stycznia poinformowali Moskwę, że w ciągu kilku dni zdobędą Warszawę.


17 września wojska radzieckie zaatakowały tyły polskiej armii. 


Warszawa spadła dopiero 28 września.


W przemówieniu wygłoszonym 31 października 1939 r. w Radzie Najwyższej ZSRR Mołotow podsumował radziecką politykę wobec nazizmu:

„Ideologię hitleryzmu, jak każdy inny system ideologiczny, można uznać lub zaprzeczyć - to kwestia poglądów politycznych. Ale każdy zrozumie, że ideologii nie można zniszczyć siłą, że nie można jej zniszczyć wojną. Dlatego jest nie tylko bezsensowne, ale także zbrodnicze prowadzenie wojny takiej jak wojna o „zniszczenie hitleryzmu” ...

Jak powiedziałem, nasze stosunki z Niemcami uległy radykalnej poprawie.

Tutaj sprawa rozwija się w ramach zacieśniania przyjaznych stosunków, rozwijania praktycznej współpracy i politycznego wsparcia Niemiec w ich dążeniu do pokoju ”..



6. Czy białoruscy nacjonaliści na Zachodniej Białorusi od samego początku byli zdecydowanie antyradzieccy i potępiali wkroczenie wojsk radzieckich?


Białoruscy nacjonaliści na Zachodniej Białorusi, czyli ludzie, którzy dążyli do utworzenia niepodległego państwa białoruskiego, w latach 20. i 30. praktycznie wszyscy zajęli stanowiska antypolskie - była to naturalna reakcja na oficjalną antybiałoruską politykę władz Warszawy.


Wielu, prawie bez wiarygodnych informacji, patrzyło z nadzieją na wschód, uważając Białoruską SRR za prawdziwe białoruskie państwo, w którym rozwija się białoruska kultura i edukacja, gdzie gospodarka działa na rzecz całej ludności, a prawa wszystkich narodowości są chronione.



Wieś Iwachnowicze koło Brześcia wita wyzwolicieli spod polskiego ucisku - sowieckiego i niemieckiego. Jest rok 1939. 

Źródło: bel-reenact.clan.su


W dużym stopniu sprzyjało temu także patriotyczne stanowisko Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi (KPZB), która również nieustannie krytykowała polską politykę narodowościową.



List uczniów białoruskiego gimnazjum Radoshkovichi protestujących przeciwko „zastraszaniu i prześladowaniu naszych praw kulturalnych i polityków oraz całej naszej narodowości” oraz polskiej „reformie szkolnej, która nie pozwala naszej młodzieży na naukę w języku ojczystym. " Na stronie widnieją podpisy młodych mężczyzn, z których część po 1939 roku rozczaruje się BSRR, zajmie ostro antyradzieckie stanowisko i od 1941 roku będzie walczyć przeciwko Związkowi Radzieckiemu.




Jednak pojawienie się władzy radzieckiej na Zachodniej Białorusi szybko położyło kres tym złudzeniom.



Boris Ragulya, oficer Wojska Polskiego, który zbiegł z niewoli niemieckiej w maju 1940 roku:

W końcu udało nam się przekroczyć granicę z Białorusią. W pierwszej chacie, do której weszliśmy, powiedziano nam, że jesteśmy głupcami i lepiej, żebyśmy wrócili [do niemieckiej strefy okupacyjnej] i razem z Niemcami pojechali na wyzwolić ich. był straszny cios ... Potem dostałem pracę w Lubczy jako nauczyciel w szkole - na zamku. Szkoła była rosyjska. Kiedy spytałem dyrektora, dlaczego tutaj, w Lubczy, gdzie nikt oprócz księdza nie mówi po rosyjsku, jest rosyjska szkoła, zapytał mnie: „Kim jesteś, nacjonalistą?”. Mówię: "Tak, kiedyś z Polakami walczyliśmy o białoruską szkołę, teraz Białoruską Republikę Radziecką - i znowu o szkołę rosyjską" ... Miesiąc później zostałem aresztowany ... "


7. Czy kolektywizacja na Zachodniej Białorusi rozpoczęła się natychmiast po ustanowieniu władzy radzieckiej?

Konfiskata gruntów właścicieli na Białorusi Zachodniej była ogłaszana przez władze sowieckie natychmiast - w październiku 1939 r. I często była to całkowicie spontaniczna - dawni właściciele już uciekli, a chłopi po prostu podzielili między siebie nie posiadającą właściciela ziemię i sprzęt. Wraz z przybyciem sowieckich urzędników do wsi przystosowano gospodarstwa rolne dawnych właścicieli ziemskich na potrzeby przyszłych kołchozów, utworzono w nich różnego rodzaju biura ewidencji i zbierania produktów, rady, magazyny, stacje maszynowe i traktorowe (MTS). .

Przywództwo bolszewickie planowało stworzyć kołchozy na zachodniej Białorusi płynniej niż na terenach wschodnich, nie powodując tych społecznych i ekonomicznych wstrząsów, które doprowadziły do ​​masowego głodu w ZSRR na początku lat trzydziestych.


Dlatego od końca 1939 r. do czerwca 1941 r., w związku z tworzeniem kołchozów, liczba gospodarstw chłopskich zmniejszyła się tylko o 7 proc. Ogółem powstało 1115 kołchozów, głównie na terenach przyległych do dawnej granicy polsko-sowieckiej

W tym samym czasie rozpoczęły się prześladowania bogatszych chłopów, zwanych kułakami, a wielkość gospodarstwa została ograniczona do 10, 12 i 14 ha, w zależności od jakości ziemi. Zakazano wynajmowania siły roboczej lub dzierżawy ziemi.


Bolszewicy mogli rozpocząć masową kolektywizację na Zachodniej Białorusi dopiero po wojnie - jeszcze w 1946 r. było tylko 133 kołchozów, a do 1949 r. - tylko 909.

Niejednoznaczność agitacji za „socjalistycznymi sposobami robienia interesów” zmusiła władze w 1949 r. do sięgnięcia po stare wypróbowane metody - represje, wypędzenia i terror. Około 30 tysięcy chłopów i członków ich rodzin zostało deportowanych na północ i Daleki Wschód ZSRR.


Tym samym pod koniec 1950 roku liczba kołchozów wzrosła do 6054. Pełną kolektywizację na Zachodniej Białorusi zakończono dopiero w 1952 roku.



8. Nastroje antyradzieckie na Zachodniej Białorusi w czasie wojny 1941–1945 i po niej - efekt „polskich rządów”?


Dość często w sowieckiej historiografii i w niektórych niedawno wydanych książkach można znaleźć opinię, że ludność zachodniej Białorusi była przeciwna władzy radzieckiej ze względu na niezdrowy wpływ polskiej propagandy dwudziestolecia międzywojennego i generalnie przyzwyczajenie do burżuazyjnego stylu życia.

Wręcz przeciwnie, we wrześniu 1939 r. na Białorusi Zachodniej większość ludności naprawdę z nadzieją witała wojska radzieckie - polityka ucisku narodowego przez Polskę była dla wszystkich oczywistym faktem, a spoza sowieckiej granicy szła głównie komunistyczna propaganda o radosnym życiu robotników na wolnej radzieckiej Białorusi. 

Ci, którzy przekroczyli granicę ZSRR w poszukiwaniu szczęścia, prawie nigdy nie wracali.


I choć wielu okolicznych mieszkańców, jak świadczą wspomnienia, było zaskoczonych biednym, nieco poszarpanym wyglądem Armii Czerwonej, i tym, że miejscowe dzieci nazywają oni burżuazyjnymi - jeśli zobaczą rower u nich rower, chłopa zaś nazywają kułakiem, jeśli ma kilka sztuk bydła na swoim podwórku, pierwotnie nie prowadziło to do zmiany nastawienia.

Ludność zachodnio-białoruska stopniowo zmieniała się z proradzieckiej na antyradziecką - najpierw skończyły się towary z „czasu polskiego” w sklepach, a radzieckie nie zostały sprowadzone dostatecznie, był chroniczny sowiecki deficyt i nieznane wcześniej kolejki. Rozpoczęły się aresztowania księży i ​​zamykanie kościołów, zamknięto granicę ze wschodnią Białorusią i pozostawiono ją zamkniętą dla wszystkich oprócz sowieckich urzędników i wojska. Wreszcie w nocy zaczęli łapać ludzi i wysyłać całe rodziny na Syberię lub do więzień.


Tego wszystkiego doświadczyli wcześniej mieszkańcy Białorusi Wschodniej.

„W oficjalnej wersji historycznej zjednoczenie Białorusi jest wydarzeniem absolutnie pozytywnym. Ale w rzeczywistości nie wszystko było takie szczęśliwe. Prawie wszystkie wspomnienia zawierają rozczarowanie. Ludzie z niecierpliwością czekali na pozytywne zmiany, bo życie w międzywojennej Polsce było trudne. Ale tamtejsze problemy, jak się okazało, nie dały się porównać z tym, co w tamtym czasie było na wsiach BSRR ” - zauważył doktor nauk historycznych, profesor Ales Smalyanchuk.

Rozpoczął się sowiecki terror masowy.



21 lutego Ludowy Komisarz Spraw Wewnętrznych BSSR L. Tsanava wysłał notatkę do pierwszego sekretarza Komitetu Centralnego KP (b) B Pantelejmona Ponomarenko o wynikach:

„Operacja rozpoczęła się o świcie 10 lutego. koniec dnia w zasadzie zakończono. Ze względu na silne mrozy (-37-42 st.), śnieżycę i duże zaspy, załadunek do pociągów wleczonych do 13 lutego wyeksmitowano 9810 gospodarstw domowych (52 892 osób). Do pociągów załadowano 50224 osoby, 307 osób zostało aresztowanych, zmarło i zabito podczas akcji 4 197 osób zostało stłumionych po 13 lutego i umieszczonych w izolatkach do późniejszego wydalenia. Łączna liczba represjonowanych wyniosła 9854 gospodarstw domowych (50 732 osoby ). ”


Przed rozpoczęciem wojny z Niemcami Zachodnia Białoruś doświadczyła jeszcze trzech takich „operacji”. 


W kwietniu 1940 r. - 26 777 osób, w czerwcu 1940 - 22 897, w maju - czerwcu 1941 - 24 412. Wiele tysięcy innych werbowano przymusowo do różnych organizacji budowlanych, wysyłano na roboty przymusowe w przedsiębiorstwach i kopalniach w innych rejonach ZSRR.
Ostatni pociąg z wygnańcami opuścił Brześć 21 czerwca 1941 r.

Tysiące aresztowano i potajemnie rozstrzelano. Na Zachodniej Białorusi było za mało więzień - musieli oni przewozić więźniów z Zachodniej Białorusi do więzień w „starej” BSRR.


To wystarczyło, aby wielu zachodnich Białorusinów zrozumiało wszystko, co jest potrzebne, o ZSRR i metodach władzy radzieckiej.
Polska propaganda przedwojenna nie odniosła sukcesu, ale w niecałe dwa lata sowiecka rzeczywistość wykonała "świetną" robotę, reedukując ludność zachodnio-białoruską.


Nic dziwnego, że latem 1941 r. oficerowie armii niemieckiej pisali, że witano ich z radością - podobnie jak oficerowie Armii Czerwonej w raportach z 1939 r.… 

”3 Raport Grupy Pancernej z działań Armii Czerwonej. wroga nr 13 11 lipca 1941 r. należy zaznaczyć, że podczas gdy ludność białoruska (czyli ludność regionu w przybliżeniu do linii Homel - Kostiukowicze - Klimowicze, Gorki, Dubrowna, Witebsk, Gorodok) zachowywała się nienagannie. ..
Zaufanie ludności cywilnej do niemieckich sił zbrojnych i przypływ wyzwolenia miejscowej ludności spod sowieckiego reżimu nie mogą być podważane przez niewłaściwe lub nieprawidłowe działania personelu wojskowego lub jednostek pozostających w dyspozycji armii. ”

(Archiwa Narodowe Publikacja Microfilm T314, rolka 1471, oprawka 91-92. Captured German Records Microfilmed w Alexandria, Virginia, USA.)



całość tutaj:

https://news.tut.by/society/415857.html







https://www.belta.by/society/view/danilovich-sobytija-oseni-1939-goda-akt-istoricheskoj-spravedlivosti-v-otnoshenii-belorusskogo-naroda-439364-2021/

https://news.tut.by/society/415857.html








niedziela, 2 kwietnia 2017

Banderyzacja Przemyśla



Czas wyciągnąć wnioski

Niedziela, 2 kwietnia 2017 (19:20)

Z dr. Andrzejem Zapałowskim, historykiem, wykładowcą akademickim, ekspertem ds. bezpieczeństwa, prezesem rzeszowskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego, rozmawia Mariusz Kamieniecki.
 
 Jak skomentuje Pan inicjatywę Piotra Tymy, szefa Związku Ukraińców w Polsce dotyczącą utworzenia w Przemyślu Centrum Ukraińskiej Kultury Ziem Przygranicznych? 
 
– Jest to niezwykle niebezpieczna inicjatywa, zresztą nie tylko dla Polski, ale także dla Ukrainy. Obecne kierownictwo Związku Ukraińców w Polsce, które nad tą inicjatywą będzie sprawować kontrolę, ma bardzo głębokie sympatie probanderowskie. To zaś w przełożeniu na bieżące relacje może prowadzić do trwałych napięć w rejonie pogranicza polsko-ukraińskiego. 
 
Czy mamy do czynienia z budowaniem w Przemyślu krok po kroku struktur niekoniecznie przychylnych Polsce i Polakom?
 
 
 – Takie działania obserwujemy już od lat 70., kiedy w sposób zorganizowany zaczęto ściągać w rejon Przemyśla osoby o sympatiach nacjonalistycznych. Tę kwestię można zauważyć w publikacji IPN opisującej rozpracowanie tego środowiska przez SB. Do ponowienia tej akcji doszło w 2002 r. i nosiła ona nazwę „Powroty”. Powołano przy tym w środowisku ukraińskim specjalną komisję, która weryfikowała osoby, które następnie wspomagano w osiedlaniu się w rejonie Przemyśla. Można zatem śmiało powiedzieć, że to, co się dzieje w przestrzeni medialnej, a dotyczy mniejszości ukraińskiej w rejonie Przemyśla, jest koordynowane i sterowane. Natomiast wszystkie osoby, które stają temu środowisku na drodze, są stygmatyzowane etykietką „agenta Moskwy”. 
 
Piotr Tyma oburza się na polskie władze, że nie zgodziły się na dofinansowanie obchodów 70. rocznicy akcji „Wisła” organizowanych przez Związek Ukraińców w Polsce i innych projektów mniejszości ukraińskiej... 
 
 
– Działacze Związku Ukraińców w Polsce przyzwyczaili się, że przez dwie dekady dostawali od polskich władz to, co chcieli. Mało tego, to oni niejednorodnie recenzowali, kto może, a kto nie może sprawować określone stanowiska w polskiej administracji. Kiedy okazało się, że obecny rząd bardziej realnie podszedł do tych kwestii, to wywołało oburzenie ukraińskiej mniejszości. Zresztą Piotr Tyma wielokrotnie podkreślał, że czeka, aż Platforma wróci do władzy. Po tym pragnieniu widać, że temu środowisku za poprzedniej władzy też żyło się lepiej. 
 
Jak w ostatnich latach wyglądało dofinansowanie Związku Ukraińców w Polsce z budżetu? 
 
 – Tylko w tym roku Związek Ukraińców w Polsce otrzyma z budżetu naszego państwa ponad 1,5 miliona złotych, w tym ponad 400 tysięcy złotych dofinansowania na tygodnik „Nasze Słowo”, w którym promuje się banderyzm, a marszałka Józefa Piłsudskiego nazywa się większym terrorystą od Stepana Bandery. W poprzednich latach poziom finansowania był podobny. Do tego dochodzą dodatkowe fundusze z poszczególnych resortów na projekty Związku Ukraińców w Polsce. Dodatkowo z budżetu państwa polskiego są sygnowane pieniądze na remonty siedzib wspomnianego związku. 
 
Warto przypomnieć, że „Dom Ukraiński” w Przemyślu, obiekt wart wiele milionów złotych, państwo polskie bezpłatnie przekazało tej społeczności na własność, a dodatkowo rząd wyasygnował i przekazuje miliony złotych na jego remont. Dla porównania: we Lwowie Polacy nadal nie mają na własność siedziby, w której mogliby prowadzić działalność kulturalną i społeczną. 
 
Wspomniał Pan, że w przygranicznym Przemyślu i w okolicach żyje wielu przedstawicieli mniejszości ukraińskiej. Na jakie przywileje mogą liczyć?
 
 – Według spisów powszechnych w rejonie Przemyśla mieszka ok. czterech tysięcy Ukraińców. Mają oni do dyspozycji cały szereg obiektów i nieruchomości przekazanych w latach 90. przez państwo polskie. Dotyczy to także edukacji, gdzie tylko szkoła nr 17 w Przemyślu (szkoła podstawowa, gimnazjum i liceum) z ukraińskim językiem wykładowym, w której uczy się ok. dwustu uczniów, jest traktowana na specjalnych warunkach. Mianowicie do utworzenia klasy wystarczy tam siedmioro dzieci. Dodatkowo pomoce naukowe i podręczniki dzieci mają tam za darmo. Pod względem standardu nauki jest to najlepsza szkoła w Przemyślu. 
 
Czy nasze, polskie dzieci mogą liczyć na podobne przywileje? A na jakie wsparcie ze strony ukraińskich władz mogą liczyć Polacy na Ukrainie i czy tam byłby możliwy do zrealizowania np. projekt Centrum Polskiej Kultury Ziem Przygranicznych? 
 
– Rząd Ukrainy wydaje na żyjących tam Polaków rocznie poniżej stu tysięcy złotych. W większości lokale są wynajmowane i Polska płaci za nie czynsz. Istniejące szkoły polskie we Lwowie działają na ogólnych warunkach i nie ma mowy o przywilejach podobnych do tych, na jakie mogą liczyć dzieci ukraińskie w Polsce. Wsparcie dla polskich szkół na Ukrainie płynie tylko z Polski. Od 25 lat społeczność polska bezskutecznie czeka na swój dom we Lwowie. 
 
Także Polacy żyjący w tym mieście mniej więcej taki sam okres czekają na zwrot kościołów oraz innych obiektów związanych z kultem religijnym. Sztandarowym przykładem jest kościół pw. św. Marii Magdaleny, nad którym opiekę duszpasterską sprawują ojcowie ze Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. To jedna z 28 świątyń we Lwowie, które po II wojnie światowej władze najpierw sowieckie, a teraz ukraińskie mimo szeregu monitów nie chcą zwrócić prawowitym właścicielom – parafiom rzymskokatolickim. 
 
Tak wygląda pojmowanie polityki wzajemności przez ukraińskie władze. Inną kwestią jest brak skuteczności kolejnych polskich rządów w egzekwowaniu naszych słusznych roszczeń. Polska angażuje się w sprawy Ukrainy, stając się jej rzecznikiem na arenie międzynarodowej. Często z tego tytułu niepotrzebnie zaostrzamy swoje relacje z innymi państwami. Co mamy w zamian? Brak szacunku dla polskich symboli, wzrost antypolskich nastrojów w zachodniej Ukrainie, włącznie z incydentami o charakterze terrorystycznym jak ostatnio w Łucku. Warto z tego wyciągnąć wnioski. 
 
 
Czym była akcja „Wisła”, którą Ukraińcy nazywają niesprawiedliwością dziejową?
 
 
 – Słowo „akcja” ma wymiar głównie propagandowy. Tak naprawdę była to operacja wojskowa o kryptonimie „Wisła”. Przypomnę tylko, że w lecie 1946 r. zasadniczo skończyła się akcja wyjazdów Ukraińców z Polski na sowiecką Ukrainę. Pomimo to działania terrorystyczne Ukraińskiej Powstańczej Armii nie ustały i nadal płonęły wsie, mordowano ludność polską i ukraińską. W związku z tym, że ówczesna władza nie potrafiła sobie poradzić z tym problemem, gdyż UPA poprzez terror doprowadziła do włączenia całej społeczności ukraińskiej w te działania, postanowiono wysiedlić ludność ukraińską z południowo-wschodniej Polski. Przy okazji władze wysiedliły także w tym czasie setki rodzin polskich związanych z PSL. Tym samym odpowiedzialność za wymuszenie na ówczesnej władzy przesiedlenia tej ludności spada na podziemie ukraińskie. 
 
Jakie mogły być konsekwencje, gdyby odstąpiono od przesiedleń? 
 
– Zapewne obecnie mielibyśmy na tych terenach sytuację podobną do tej, jaką obserwujemy w niektórych rejonach byłej Jugosławii. Jeżeli tak mała grupa ukraińskich ideologów nacjonalistycznych próbuje obecnie manipulować w większości spokojną społecznością ukraińską liczącą kilka tysięcy osób, to co by było, gdyby ich szeregi liczyły ponad sto tysięcy? Związek Ukraińców zbiera środki na organizację III Kongresu Ukraińców w Polsce, który miałby się odbyć w Przemyślu, którego jednym z tematów ma być „wzrost antyukraińskich nastrojów” w Polsce.
 
 
Szykuje się antypolska impreza? 
 
– Przed kilkunastu laty, kiedy do Przemyśla na ukraińską imprezę przyjechał ówczesny premier Włodzimierz Cimoszewicz, przywitała go pieśń chóru „Żegnajcie Połoniny, Polacy nam je zabierają…”. Opisywała to w swojej książce Maria Strońska związana z „Paryską Kulturą”. Czy teraz będzie inaczej? Z całą pewnością nie. Wiele działań tego środowiska jest koordynowanych z zagranicy. To już kolejny raz, kiedy zbliżające się obchody rocznicowe akcji „Wisła” stają się dla środowisk ukraińskich pretekstem do wysuwania roszczeń pod adresem polskich władz. 
 
Czy nie powinno się to spotkać z reakcją władz lokalnych, a przede wszystkim centralnych?
 
 – Próby wymuszania na państwie specjalnych przywilejów przez tak roszczeniową grupę jak Związek Ukraińców w Polsce są zwyczajnie nieprzyzwoite. I tutaj państwo polskie powinno jednoznacznie wskazać przedstawicielom Związku Ukraińców, że granice przyzwoitości zostały przekroczone. Dziękuję za rozmowę. Mariusz Kamieniecki

Artykuł opublikowany na stronie: http://naszdziennik.pl/polska-kraj/179325,czas-wyciagnac-wnioski.html
 
 
 

niedziela, 19 marca 2017

Grabież na wielką skalę w czasie Powstania Warszawskiego



Grabież na wielką skalę w czasie Powstania Warszawskiego

Ostatnia aktualizacja: 18.03.2017 13:50

– Pierwsze impulsy dzikiej grabieży prywatnej niemieckich żołnierzy odbywały się już od pierwszego dnia Powstania Warszawskiego. No przykład żołnierze codziennie rano odwozili z Pałacu Brühla pakunki, które przesyłali do Niemiec do swoich rodzinnych miejscowości – mówił w audycji dr Mariusz Klarecki – historyk sztuki.


Żołnierze niemieccy co parę dni wysyłali od sześciu do dziesięciu walizek zgarbowanych obiektów do swoich domów. Możemy domniemywać, że te walizki zawierały głównie to, co było najłatwiej wywieźć, czyli biżuterię i kosztowności.
– Te przedmioty były często pozyskiwane w bardzo drastyczny sposób – kolczyki były zrywane z uszu bez odpinania, a palce ucinano, żeby zdjąć obrączkę – mówił dr Mariusz Klarecki. – Młodzi chłopcy ze szturmówek SS, prawdopodobnie Hitlerjugend, w asyście żołnierzy niemieckich wchodzili do mieszkań, czyścili i zabierali to, co się dało, a resztę zrzucano na środek pokoju i podpalano – opowiadał. 
Na początku grabież odbywała się na własną rękę, jednak po 15 sierpnia, została ona usankcjonowane przez władze Generalnego Gubernatorstwa w postaci regularnych transportów. W ciągu doby przetaczało się 407 wagonów i 4 składy, co stanowiło w przybliżeniu ok. 520 wagonów. Biorąc więc pod uwagę 5-miesięczny okres rabunku łącznie wywieziono 640 tys. wagonów.
– Byli do tego wykorzystywani zakładnicy, czyli Polacy. Były do tego przeznaczone specjalne samochody transportowe. Było to tak intensywne, że na granicach Woli tworzyły się korki – powiedział gość Polskiego Radia 24.

W czasie II wojny światowej Polska straciła ok. 517 tys. dzieł sztuki. Zbiór kwestionariuszy rejestracyjnych osób, które po Powstaniu Warszawskim wróciły do Warszawy, liczy ok. 100 tys. rodzin. Przeglądu archiwum Miasta Stołecznego Warszawy w poszukiwaniu danych o utraconych dziełach sztuki i obiektach dokonał gość Polskiego Radia 24. Dzięki temu udało mu się zebrać informacje o ok. 2 tys. kolekcji z warszawskich zbiorów przedwojennych.
Całość rozmowy do odsłuchania w nagraniu.
Audycję prowadziła Magdalena Ogórek.
Polskie Radio 24/dds


http://www.polskieradio.pl/130/5820/Artykul/1741010,Grabiez-na-wielka-skale-w-czasie-Powstania-Warszawskiego

Złe podpisy - celowo?




Tu z kolei:

 "Osobną kwestią jest mienie Żydów okradzionych przez Niemców w latach 30. np. we Wrocławiu. Te ziemie Polska otrzymała jako rekompensatę za utracone tereny wschodnie i za te grabieże powinni płacić Niemcy."

napisano to tak, że wygląda jakby Polska "zagrabiła" Żydom jakieś ziemie.

Co mają roszczenia Żydów względem niemców za ukradzione mienie PRZED LUB W CZASIE WOJNY - do Polski, która te tereny OTRZYMAŁA po wojnie drogą ustaleń pojałtańskich?


http://polskaniepodlegla.pl/opinie/item/10901-ida-po-nasze-niemcy-juz-dostaja-pieniadze-bo-polskie-sady-coraz-czesciej-przyznaja-im-odszkodowania





Tak mnie to ciekawi... dlaczego słowo >>niemieckie<< jest napisane z wielkiej litery i >>odzyskanych<< w cudzysłowiu i z małej litery?
To nie są tereny odzyskane???


--- "Po wojnie w okolicach działały grupy Niemieckich sabotażystów, których zadaniem było utrudnianie życia nowym mieszkańcom ziem „odzyskanych” i uniemożliwienie odkrycia tajemnic III Rzeszy."




https://www.gorytajemnic.pl/ciekawe-miejsca/tajemnice-starego-ksiaza.html

 

sobota, 11 marca 2017

Niemcy chcą zwrotu Gdańska!




TYLKO U NAS! Niemcy chcą zwrotu Gdańska! Sprawa jest poważna 

  

Borys Mikołajewski 

 

Od ponad 10 lat działa rząd Wolnego Miasta Gdańsk (WMG) na uchodźctwie. Nie uznaje on obecnych granic Polski i lobbuje społeczność międzynarodową za odtworzeniem Wolnego Miasta w kształcie sprzed 1939 r. Działająca „Rada Gdańska” (Rat der Danzig), która uznaje się za prawowitego następcę prawnego senatu rządzącego WMG przed wojną, złożona jest z 36 „senatorów”.

Sprawa jest o tyle poważna, że pomorscy przeciwnicy obecnego rządu coraz bardziej otwarcie spiskują z „senatem” WMG. W tej sprawie Tomasz Jaskóła z klubu Kukiz ’15 złożył interpelacje, ale sensownej odpowiedzi od Ministerstwa Spraw Zagranicznych nie dostał. Polskie władze bagatelizują problem, co kiedyś może się zemścić.

Gdańsk formalnie nie jest Polski?
Wystarczy przeczytać dwa akapity, godne hitlerowskiej propagandy, pochodzące z oficjalnej strony Rządu Wolnego Miasta Gdańska (wspomniany Rat der Danzig):

Dziś Polacy są narodem próżnym i aroganckim, szczególnie tyczy się to wyższych warstw społeczeństwa. Nie są szczególnie obdarowani, nie są produktywni ani kreatywni, w żaden sposób nie wzbogacili świata. Ponieważ przez całe wieki nie było im dane się rozwijać, nastąpiło u nich rozwinięcie cech negatywnych. Przez to żądają coraz więcej, nie dając nic w zamian, chciwie patrzą na cudzą własność, myślą tylko o sobie i są przekonani, że są pępkiem świata. Nie żyją w realnym świecie, lecz pławią się w marzeniach i poczuciu wyższości.

Polacy dostrzegają swoją niższość, lecz nie są w stanie rozpoznać przyczyny tego stanu. Myślą, że są uprawnieni, by stawiać żądania, ale te żądanie kierują przeciw Niemcom, nie zaś swoim prawdziwym zniewolicielom, którzy z wielką umiejętnością sterują ich żądaniami i ich nienawiścią.

Wolne Miasto Gdańsk powstało na mocy kończącego pierwszą wojnę światową traktatu wersalskiego. Przestało istnieć w 1939 r., kiedy to III Rzesza dokonała aneksji jego terytorium. Hitlerowskie wojska i administracja opuściły miasto na początku 1945 r., uciekając w popłochu przed nacierającą Armią Czerwoną. Ustanowiono polską administrację. Najpierw tymczasową, później już stałą w ramach województwa gdańskiego. Sytuacja tego terenu jest bardzo specyficzna i różni się od pozostałych powojennych zmian polskiej granicy.

Jeszcze w 1945 r., na mocy traktatu poczdamskiego Polska otrzymała „pod tymczasową administrację” tzw. Ziemie Odzyskane, czyli Śląsk, Ziemię Lubuską oraz Pomorze Zachodnie ze Szczecinem. Ten traktat wygasł po 50 latach od podpisania, czyli w 1995 r. Ale to ma mniejsze znaczenie, gdyż umowa nie dotyczyła (jeżeli by czytać ją literalnie) do terytorium dawnego Wolnego Miasta. A to dlatego, że odnosiła się do terenów, które Rzesza Niemiecka kontrolowała przed 31 sierpnia 1939 r. Formalne przyłączenie Gdańska do Niemiec miało zaś miejsce 1 września.

Jak stwierdza w oficjalnym stanowisku nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych: Uchwały Konferencji Poczdamskiej zakładały, że ostateczne ustalenie zachodniej i północnej granicy Polski nastąpi w ramach konferencji pokojowej, której zorganizowanie w przyszłości przewidywały wielkie mocarstwa. Z uwagi jednak na rozwój sytuacji międzynarodowej po II wojnie światowej, a zwłaszcza ze względu na okres „zimnej wojny”, który rozpoczął się niedługo po zakończeniu Konferencji Poczdamskiej, konferencja pokojowa nie odbyła się.

Jest problem
Na jakiej więc podstawie przyłączono do Polski Gdańsk z okolicami? Wcielenie tego terytorium do Polski miało miejsce w drodze przyłączenia opuszczonych ziem, a nie w drodze aneksji (nie mogła ona mieć miejsca w przypadku tworu niebędącego państwem) – brzmi oficjalne stanowisko naszego MSZ.
Sprawą możliwego odrodzenia się niemieckiego państewka zainteresował się poseł Tomasz Jaskóła z klubu Kukiz ’15. Rodzi się problem terytorium Wolnego Miasta Gdańska, którego nie obejmowały w/w traktaty i umowy międzynarodowe. Sytuacja jest niestety bardzo niebezpieczna dla integralności Rzeczypospolitej Polskiej – czytamy w interpelacji Jaskóły. Sprawa jest poważna, bo do dziś w Niemczech są organizacje, które nie uznają naszych praw do stolicy Pomorza. W 1947 r. ukonstytuowała się samozwańcza „Rada Gdańska”. Sama siebie określa jako prawnego następcę przedwojennego Senatu Wolnego Miasta. Dla niej Polska jest „okupantem”, tak samo jak po 1 września 1939 była nim III Rzesza. Rada jest złożona z 36 senatorów, wybieranych przez obywateli byłego Wolnego Miasta i ich potomków. Prowadzi aktywną antypolską propagandę i nawet zwracała się do ONZ, by uznano ją jako legalnie działającą władzę.

MSZ: Nie ma problemu!
Mimo że odpowiednie traktaty wygasły już ponad 20 lat temu, to kolejne polskie rządy nie zrobiły zupełnie nic, by ten problem jakoś uregulować. W listopadzie 1990 r. Polska zawarła porozumienie o granicy na Odrze i Nysie z nowo zjednoczonymi Niemcami. Ale nie było tam ani słowa o terenach byłego Wolnego Miasta. Nasze MSZ nigdy w tej sprawie nie nawiązało nawet wstępnych, sondażowych rozmów.

Poseł Jaskóła zadał ministrowi spraw zagranicznych m.in. następujące pytanie: Mając na uwadze, że RFN jest naszym sojusznikiem w NATO i Unii Europejskiej, a podstawą traktatu waszyngtońskiego jest wzajemne poszanowanie integralności terytorialnej członków państw sygnatariuszy, Rada Ministrów zamierza wystąpić do rządu Republiki Niemiec ws. działania na terytorium naszego sojusznika grup dążących do rozbicia integralności Rzeczypospolitej Polskiej?”

MSZ bagatelizuje problem. Nie można mówić o zagrożeniu suwerenności terytorialnej RP w odniesieniu do kwestii b. Wolnego Miasta Gdańska. Potwierdzeniem prawa Polski do obszaru b. Wolnego Miasta Gdańska jest także wykonywanie w sposób efektywny i nieprzerwany zwierzchnictwa terytorialnego przez Polskę od 1945 roku z zamiarem, wskazanym wyraźnie w Konstytucji PRL z 1952 r., aby ziemie zachodnie (w tym rozumieniu również Gdańsk) na wieczne czasy powróciły do Polski – czytamy w odpowiedzi na interpelację posła Jaskóły. Nasz resort spraw zagranicznych traktuje Radę Gdańszczan jako zjawisko marginalne, pozbawione jakiegokolwiek znaczenia, o minimalnym zasięgu oddziaływania.

I nie jest to tylko stanowisko obecnej władzy. Od lat nie zwracamy uwagi na działalność czy to samozwańczego senatu czy też innych niemieckich organizacji, bezpośrednio kontynuujących linię polityczną Hitlera. Znaczenie tych organizacji ma charakter marginalny. Mają one w społeczeństwie niemieckim opinię rewanżystowskich, a ich przedstawiciele reprezentują poglądy zbliżone do skrajnie prawicowej NPD. MSZ RP nie jest jednak władny, aby ocenić, czy działalność tych organizacji jest zgodna z konstytucją RFN. Faktyczne istnienie organów uważających się za reprezentację Wolnego Miasta Gdańska jest z pewnością sprzeczne z literą i duchem traktatów z 1990 i 1991 r., ale ze względu na bardzo ograniczony zakres działalności nie stanowi zagrożenia dla stosunków polsko-niemieckich – pisał w odpowiedzi na interpelację posła Jana Dobrosza z 2001 r. ówczesny minister spraw zagranicznych Władysław Bartoszewski. Żeby było jeszcze ciekawiej, teraz nasz rząd twierdzi, że kompletnie nie zna sprawy i nigdy o problemie wcześniej nie słyszały. Rada Gdańszczan (niem. Rat der Danziger) jest tworem nieznanym MSZ ani niemieckim urzędom, które nie spotkały się np. z prośbą o wsparcie (finansowe lub polityczne) czy z ofertą jakiejkolwiek współpracy –odpowiada MSZ. To zdanie brzmi nieco dziwnie nie tylko dlatego, że już ponad 15 lat temu resortowi zwracano uwagę na działalność pogrobowców Wolnego Miasta, ale też w kontekście ostatniego, uspokajającego zdania z odpowiedzi wiceministra Jan Dziedziczaka na poselską interpelację: Ministerstwo Spraw Zagranicznych we współpracy z polskimi placówkami dyplomatycznymi stale monitoruje w RFN przestrzeń publiczną, w kontekście ewentualnej działalności grup i jednostek, która mogłaby zostać odczytana jako zagrażająca integralności i interesom państwa polskiego.

Czyli MSZ nie wie, co to jest Rada Gdańszczan, ale jednocześnie wie o niej przynajmniej od 16 lat. Dodatkowo nie zna tej organizacji, ale wie, że nie stanowi ona żadnego zagrożenia. To straszliwa naiwność, bo czy zagrożeniem nie jest każdy, kto podważa kształt naszych granic?


https://warszawskagazeta.pl/kraj/item/4643-tylko-u-nas-niemcy-chca-zwrotu-gdanska-sprawa-jest-powazna

 

piątek, 10 marca 2017

Święta Warmia

Święta Warmia
 
10 marca 2017
Była kiedyś "Święta Warmia", była także "Warmia Nie-Święta". Rok 1952. Alojzy Śliwa, Maria Zientara-Malewska, Michał Lengowski w doskonałych humorach pozują do fotografii z Bierutem i Cyrankiewiczem... Zadziwiająca jest ludzka pamięć. Bardzo krótka i wybiórcza. Wszystko wydaje się grą. Dziś owi "Warmiacy-kolaboranci", mają w Olsztynie swe "ulice i tablice", a jednocześnie zapala się znicze ku czci rozstrzeliwanych wtedy ludzi, zwanych "żołnierzami wyklętymi". Kto więc ostatecznie wygrał? - można by spytać przewrotnie..










Michał Poniewski Historia nie ma czerni i bieli. Kto nie umie tego pojąć nigdy nie zrozumie historii.
Święta Warmia
Święta Warmia Zgadza się, sztuczne wybielanie, na dłuższą metę w tej materii nie skutkuje...
Ryszard Poplawski
Ryszard Poplawski Dlaczego nie przytoczona tu jest historia tych Warmiakow z okresu miedzywojennego,czasu Plebiscytu i zakladania Polskich Szkol na Warmiin w latach 30tych ubieglego wieku. Ludzie ci walczyli o zachowanie polskiej mowy na terenach Warmii w najgorszym czasie - a tutaj opluwa sie tych bohaterow WARMINSKICH. Czasy po II WS byly dla tych ludzi bardzo trudne, cieszyli sie z wlaczenia tych ziem do Polski, jednoczesnie nie mieli wyboru i musieli podporzadkowac sie nowym wladzom komunistycznym. Nie zapominali jednak o tutejszej ludnosci i bronili ja przed samowola komuny. Gdy moj ojciec powrocil z Angli w 1947 roku ( a tylko dlatego ze nie mogl zyc bez Warmii), zostal aresztowany w Gdyni przez UB. Moja Matka z jednorocznym synem i bedaca w ciazy ze mna, musiala sama dojechac na Warmie do rodziny Ojca. Dopiero interwencja Lengowskiego u wladz komunistycznych, doprowadzila do zwolnienia Ojca z aresztu UB. 

"Swieta Wamia" jest tylko wasza podszywka dla zamydlania oczow, ale na prawde powinniscie sie nazwac "Niemiecka Warmia", tak jak sie do tego przyznaliscie 6 godzin temu. Czytajac wasze wypowiedzi nie spotkalem sie nigdzie z krytyka ludnosci niemiecko-warminskiej, ale zawsze krytykujecie i ponizacie ludnsc polsko-warminska. Dla tych wszystkich co sa przeciwko dzieleniu Warmii na strony Niemieckie czy Polskie, mam porade - zaznajomcie sie z historia tych ziem w okresie miedzywojennym i moze w koncu odkryjecie kto wlozyl "kij w mrowisko" i rozbil przewazajaco polsko-warminska wies. Polodniowa Warmia prawie calkowicie byla osiedlona przez ludnosc naplywajaca z Ziemi Chelminskiej oraz Mazowieckiej, mowa jest tutaj o osadnictwie wiosek. Jeszcze pod koniec XIX wieku w 90% ludnosci wiejskiej na tych terenach poslugiwala sie w domu jez.polskim, i wiekszosc nie mowila wcale po niemiecku. Wtenczas nie bylo podzialu, wszyscy byli jednoscia przy rodzimym jezyku. Sa to fakty historyczne, jednak tak uporczywie ukrywane na tym portalu. Kiedys dawno za czasow Prus Krolewskich, ludnosc Warmii zyla w zgodzie bez wzgledu jakim jezykiem mowiono w domu rodzinnym, wszyscy czuli sie Warmiakami. Dopiero powstanie panstwa niemieckiego, zaczelo proces rozlomu i podzial na strony sie rozpoczol !!! Czytelnicy tego portalu - badzcie ostrozni, nie dajcie sie zmylic i sprowokowac - celem tego portalu jest sklocenie nas Warmiakow, tak jak to probowaly to zrobic Niemcy Faszystowskie. Jak latwo sie ukrywac za pieczecia "Swieta Warmia" i opluwac bochaterow tej ziemi Warminskiej, nie majac nawet odwagi tak jak ja podpisywac sie swoim nazwiskiem.
 
 
 

niedziela, 5 marca 2017

Na Pomorzu ~ 730 tysięcy osób podpisało Niemiecką Listę Narodowościową.


Polacy czy Niemcy?

 

 

Na Pomorzu prawie 730 tysięcy osób podpisało Niemiecką Listę Narodowościową.

Część mieszkańców naszego regionu miała dziadka lub ojca w Wehrmachcie



8 października 1939 roku Adolf Hitler wydał dekret o nowym podziale administracyjnym terenów wschodnich, który wszedł w życie już 26 października. Na jego mocy zachodnie i północne ziemie polskie, m.in. tereny Pomorza Gdańskiego, zostały wcielone do III Rzeszy. Obszary byłego województwa pomorskiego, Wolnego Miasta Gdańsk oraz kilku powiatów z Prus Wschodnich utworzyły Okręg Rzeszy Gdańsk – Prusy Zachodnie (Reichsgau Danzig – Westpreussen). Tym samym mieszkańcy ówczesnego powiatu wąbrzeskiego, w tym miast Wąbrzeźno, Golub, Dobrzyń, Kowalewo Pomorskie, znaleźli się w Rzeszy. Jednak nie od razu i nie wszyscy stali się obywatelami tego kraju.  4 marca 1941 roku na polskich ziemiach wcielonych do III Rzeszy wprowadzono Niemiecką Listę Narodowościową (Deutsche Volksliste - DVL), by podzielić ludność na zajętych terenach Polski, również obszaru Generalnego Gubernatorstwa. Szczególnym naciskom poddawani byli mieszkańcy Pomorza, Śląska, Wielkopolski oraz Kaszub. Stosowano wobec nich całą gamę środków przymusu: od nacisków administracyjnych (grożenie eksmisją z mieszkania, odebranie kartek żywnościowych, przeniesienie do gorszej pracy), poprzez represje policyjne (uporczywe wzywanie na posterunek, bicie), kończąc na wywożeniu członków rodziny do obozów koncentracyjnych lub przesiedleńczych. Aby tego uniknąć, należało podpisać DVL. Lista dzieliła ludzi na cztery kategorie: kategoria 1 – Volksdeutscher – były to osoby narodowości niemieckiej, aktywne politycznie, działające na rzecz III Rzeszy w okresie międzywojennym (tzw. Reichslista). kategoria 2 – Deutschstämmige – osoby przyznające się do narodowości niemieckiej, posługujące się na co dzień językiem niemieckim, kultywujące kulturę niemiecką, zachowujące się biernie. kategoria 3 – Eingedeutschte – skupiała osoby autochtoniczne, uważane przez Niemców za częściowo spolonizowane (Górnoślązacy, Kaszubi, Mazurzy) oraz Polaków niemieckiego pochodzenia (osoby pozostające w związkach małżeńskich z Niemcami). kategoria 4 – Rückgedeutschte – były to osoby pochodzenia niemieckiego, które się spolonizowały i czynnie współpracowały w okresie międzywojennym z władzami polskimi, bądź aktywnie działały w polskich organizacjach społeczno-politycznych.  Mieszkańcy naszego regionu byli zmuszani do podpisania DVL i trafiali najczęściej do III, a rzadko do IV grupy. Zaszeregowani w III kategorii otrzymywali niemieckie obywatelstwo na 10 lat. Nie mogli być członkami NSDAP, obejmować stanowisk kierowniczych, urzędów honorowych ani studiować na niemieckich uczelniach.  Zapełnianie listy przebiegało różnie, w zależności od regionu. Na Śląsku i Pomorzu zmuszano do tego, natomiast w Wielkopolsce na DVL wpisywano ostrożnie. W Generalnym Gubernatorstwie wpis był dobrowolny.  Na Pomorzu, a tym samym w Wąbrzeźnie i okolicach, przez pierwszy rok na listę wpisanych zostało bardzo niewiele osób. Profesor Jan Sziling podaje liczbę 128 osób z trzeciej grupy.  Po 1942 roku władze okupacyjne masowo wciągały Polaków na DVL. Zaczęto wówczas stosować środki przymusu. Osoby, które nie chciały się zapisać były uważane „za wrogów narodu niemieckiego”. Do grupy trzeciej trafiło wówczas ponad 18 tysięcy mieszkańców powiatu wąbrzeskiego.  Do 1944 roku na listę wpisano 727 tysięcy pomorskich Polaków. W wielu przypadkach do III lub IV grupy zapisywali się nawet członkowie organizacji konspiracyjnych, aby móc lepiej infiltrować wroga.  Głównym celem funkcjonowania listy było jednak pozyskanie przez Niemców rekrutów do Wehrmachtu. Tuż po podpisaniu jej przez całą rodzinę, mężczyźni otrzymywali wezwanie do wojska. Musieli się stawić do jednostki, w przeciwnym wypadku wszyscy trafiliby do obozu. Również po dezercji żołnierza rodzina była zsyłana na śmierć. Wielu mieszkańców naszego regionu służyło w niemieckim wojsku.  Oceniając ludzi, którzy znaleźli się na DVL pamiętajmy, że w większości przypadków nie mieli oni możliwości wyboru. Musieli podpisać listę, w przeciwnym wypadku czekałaby ich śmierć. Po wojnie dopuszczono rehabilitację przed sądem grodzkim osób, które podpisały niemiecką listę narodowościową (II, III, i IV grupę). Większość osób zrehabilitowano pozytywnie. 


Szymon Wiśniewski,  fot. internet 


 
http://wabrzezno-cwa.pl/artykul/polacy-czy-niemcy/39760


piątek, 24 lutego 2017

Samozwańczy senat „Wolnego Miasta Gdańsk” kwestionuje polskie granice!

  • Napisane przez  fit

Tylko u nas! Niemcy chcą zwrotu Gdańska! Samozwańczy senat „Wolnego Miasta Gdańsk” kwestionuje polskie granice!

MSZ nie wie, co to jest Rada Gdańszczan, ale jednocześnie wie o niej przynajmniej od 16 lat. Dodatkowo nie zna tej organizacji, ale wie, że nie stanowi ona żadnego zagrożenia. To straszliwa naiwność, bo czy zagrożeniem nie jest każdy, kto podważa kształt naszych granic? – pisze w najnowszym numerze tygodnika Warszawska Gazeta Borys Mikołajewski.
Od ponad 10 lat działa rząd Wolnego Miasta Gdańsk (WMG) na uchodźctwie. Nie uznaje on obecnych granic Polski i lobbuje społeczność międzynarodową za odtworzeniem Wolnego Miasta w kształcie sprzed 1939 r. Działająca „Rada Gdańska” (Rat der Danzig), która uznaje się za prawowitego następcę prawnego senatu rządzącego WMG przed wojną, złożona jest z 36 „senatorów”.
Sprawa jest o tyle poważna, że pomorscy przeciwnicy obecnego rządu coraz bardziej otwarcie spiskują z „senatem” WMG. W tej sprawie Tomasz Jaskóła z klubu Kukiz ’15 złożył interpelacje, ale sensownej odpowiedzi od Ministerstwa Spraw Zagranicznych nie dostał. Polskie władze bagatelizują problem, co kiedyś może się zemścić.Gdańsk formalnie nie jest Polski?

Wystarczy przeczytać dwa akapity, godne hitlerowskiej propagandy, pochodzące z oficjalnej strony Rządu Wolnego Miasta Gdańska (wspomniany Rat der Danzig):

Dziś Polacy są narodem próżnym i aroganckim, szczególnie tyczy się to wyższych warstw społeczeństwa. Nie są szczególnie obdarowani, nie są produktywni ani kreatywni, w żaden sposób nie wzbogacili świata. Ponieważ przez całe wieki nie było im dane się rozwijać, nastąpiło u nich rozwinięcie cech negatywnych. Przez to żądają coraz więcej, nie dając nic w zamian, chciwie patrzą na cudzą własność, myślą tylko o sobie i są przekonani, że są pępkiem świata. Nie żyją w realnym świecie, lecz pławią się w marzeniach i poczuciu wyższości.
Polacy dostrzegają swoją niższość, lecz nie są w stanie rozpoznać przyczyny tego stanu. Myślą, że są uprawnieni, by stawiać żądania, ale te żądanie kierują przeciw Niemcom, nie zaś swoim prawdziwym zniewolicielom, którzy z wielką umiejętnością sterują ich żądaniami i ich nienawiścią.
Wolne Miasto Gdańsk powstało na mocy kończącego pierwszą wojnę światową traktatu wersalskiego. Przestało istnieć w 1939 r., kiedy to III Rzesza dokonała aneksji jego terytorium. Hitlerowskie wojska i administracja opuściły miasto na początku 1945 r., uciekając w popłochu przed nacierającą Armią Czerwoną. Ustanowiono polską administrację. Najpierw tymczasową, później już stałą w ramach województwa gdańskiego. Sytuacja tego terenu jest bardzo specyficzna i różni się od pozostałych powojennych zmian polskiej granicy.

(…)
Więcej w najnowszym numerze tygodnika Warszawska Gazeta!


http://warszawskagazeta.pl/kraj/item/4595-tylko-u-nas-niemcy-chca-zwrotu-gdanska-samozwanczy-senat-wolnego-miasta-gdansk-kwestionuje-polskie-granice

Do kogo należy Gdańsk?



Do kogo należy Gdańsk?

 
 
Pytanie zawarte w tytule wydaje się szalenie głupie, jednak jak słusznie zauważył swego czasu Stanisław Michalkiewicz, czasami warto jest zadawać głupie pytania, bowiem te bywają niekiedy szalenie inspirujące. Podobnie w XVIII wieku pewien holenderski astronom zadał z pozoru głupie pytanie – dlaczego w nocy jest ciemno? Odpowiedź na to pytanie innym astronomom zajęła bez mała 100 lat, a przy okazji odkryto, że wszechświat wcale nie jest nieskończenie wielki. Może w takim razie wróćmy do naszego z pozoru arcy-głupiego pytania – do kogo należy Gdańsk?


Faktycznie Gdańsk należy do państwa polskiego. Jednak jego status formalno-prawny wcale już nie jest taki oczywisty. Obecna granica polsko-niemiecka została ustalona przez Aliantów na Konferencji Poczdamskiej na przełomie lipca i sierpnia 1945. Przez NRD została uznana w układzie zgorzeleckim 6 lipca 1950. RFN uznało granicę NDR z PRL dopiero 7 grudnia 1970 w układzie Brandt/Cyrankiewicz. W okresie zimnej wojny partia CDU sprzeciwiała się zaniechaniu roszczeń do „landów wschodnich”, uważając przy tym, że jedynie zjednoczone Niemcy mogą uznać granicę z Polską w sposób ostateczny. Do takiego też uznania doszło zaraz po zjednoczeniu Niemiec i upadku muru berlińskiego podczas posiedzenia Bundestagu 16 grudnia 1991. Od tamtej pory państwo niemieckie oficjalnie uznaje granicę z Polską za nienaruszalną i wyrzekło się wszelkich roszczeń terytorialnych wobec Polski.

Jednak zupełnie inaczej wygląda sytuacja Gdańska, który przed II wojną światową nie należał do Rzeszy Niemieckiej, tylko był niepodległym państwem. Na wspomnianej już Konferencji Poczdamskiej terytorium do tej pory okupowanego przez III Rzeszę Gdańska Alianci oddali na 50 lat pod jurysdykcję Polski. Jak nie trudno policzyć te postanowienia wygasły w 1995! O ile z roszczeń pewnych środowisk w Niemczech wysuwanych pod adresem Polski, mówiących o terytoriach niemieckich pod tymczasową administracją polską możemy nic sobie nie robić, o tyle w przypadku Gdańska sprawa jest już co najmniej niepokojąca, ponieważ wszelkie ustalenia pomiędzy Polską i Niemcami dotyczącymi wspólnej granicy w ogóle nie dotyczą terenów dawnego Wolnego Miasta Gdańska! 

Aby było jeszcze mniej śmiesznie należy dodać, że 15 czerwca 1980 w Koblencji na spotkaniu Zrzeszenia Gdańszczan wybrano Radę Wolnego Miasta Gdańska, która faktycznie stała się wybranym parlamentem Wolnego Miasta Gdańska na uchodźstwie. Uprawnionymi do wyboru byli wszyscy mieszkańcy Wolnego Miasta Gdańska oraz ich potomkowie z tytułu dziedzicznego obywatelstwa. Powstały w ten sposób Senat przejął polityczną reprezentację wszystkich obywateli Wolnego Miasta Gdańska. Ponadto postawił sobie za zadanie uregulowanie problemu Gdańska. Nie chodzi tu jedynie o roszczenia polityczne ale także majątkowe, bowiem roszczenia prawne posiadają wszyscy potomkowie obywateli Wolnego Miasta Gdańska.


Wspomniany już Senat Wolnego Miasta Gdańska uznaje Polskę za kolejnego okupanta, który całkowicie ignoruje istnienie legalnego rządu Wolnego Miasta Gdańska, który rezyduje we Frankfurcie nad Menem i w czerwcu 1998 wystąpił z wnioskiem o przyjęcie do ONZ! Jednak to nie koniec niepokojących wiadomości. Warto wspomnieć, że w ostatnich latach garnizon Wojska Polskiego został wykwaterowany z Gdańska i przeniesiony do Gdyni. Ostatnie oddziały polskiego lotnictwa z Pruszcza Gdańskiego ( terytorium dawnego Wolnego Miasta Gdańska ) zostały wykwaterowane we wrześniu 2009. Dyrekcję Poczty Polskiej przeniesiono z Gdańska do Lublina. Polska prasa w Gdańsku została zlikwidowana, a ostatni tytuł jaki pozostał – Dziennik Bałtycki, ma niemieckiego właściciela. Także w dziwnych okolicznościach państwowa spółka niemiecka przejęła Gdańskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej, które posiada monopol na ogrzewanie miasta. Od momentu naprawy carillonu na ratuszu przy ul. Długiej kilka lat temu zaniechano regularnego odgrywania Roty Marii Konopnickiej. W serii znaczków miast polskich nie znajdziemy Gdańska, za to znajdziemy np. Elbląg. Przypadek? Czy my o czymś nie wiemy?


W świetle całkowitej bierności legislacyjnej w ciągu ostatnich 20 lat polskiego rządu i parlamentu oraz ostatnich orzeczeń sądownictwa krajowego na temat własności materialnej na terenie historycznego Wolnego Miasta Gdańska sprawa Gdańska i jego przynależności państwowej wydaje się bardzo poważna. Mogą przy tym stanowić dla nas pewną pociechę słowa Gerwazego Rębajły z Pana Tadeusza: „zrobić zajazd, najechać, wygrasz w polu, to wygrasz i w sądzie!” Gdańsk faktycznie jest integralną częścią terytorium państwa polskiego. Jednak jego status formalno-prawny pozostaje w dalszym ciągu nieuregulowany, a nasi Umiłowani Przywódcy jakoś wcale się nie kwapią, by sprawę formalnej przynależności Gdańska rozwiązać raz na zawsze. Z pewnością właśnie w tym upatrują swoją szansę członkowie Rady Wolnego Miasta Gdańska na uchodźstwie, by podważyć przynależność Gdańska do Polski. Jaka zatem pozostaje przyszłość Gdańska? To pytanie do naszych Umiłowanych Przywódców oczywiście! Ciekawe tylko czy w ogóle zechcą nam odpowiedzieć? Chyba nikt z nas nie życzyłby sobie, by w przyszłości Gdańsk stał się dla Polski problemem podobnym jak Palestyna dla Izraela w charakterze formalnie uznanego terytorium okupowanego?
na podstawie: 3obieg.pl 

https://parezja.pl/do-kogo-nalezy-gdansk/

czwartek, 2 lutego 2017

Muzeum Nowoczesności umacnia niemieckość tych ziem?


Olsztyn: Muzeum Nowoczesności umacnia niemieckość tych ziem?



Niektórzy z mieszkańców Olsztyna mieli wyrazić zaniepokojenie umacnianiem się w mieście tożsamości niemieckiej. Zwróciła na to uwagę ich przedstawicielka w miejscowej radzie. Jednym z przejawów promowania niemieckości mają być działania pracowników olsztyńskiego Muzeum Nowoczesności.


Z pytaniami "największego kalibru" wystąpiła do prezydenta Olsztyna radna Elżbieta Wirska. Dopytywała o politykę władz miasta w zakresie utrwalania tożsamości historycznej i kulturowej. Mieszkańcy Olsztyna mieli bowiem stwierdzić, że bardzo umocniły się stowarzyszenia, które promują niemieckość tych terenów. - A my wiemy, że Warmia nie była polska tylko pod zaborami – zaznaczyła przedstawicielka tychże mieszkańców.

Wirska wyjaśniła, że jej wypowiedź nawiązuje do zapytania "obywatela Kowalskiego". Radna przyznała, że w jakimś sensie podziela jego wątpliwości. Chodzi m.in. o nazwę Muzeum Nowoczesności. Według Wirskiej nazwa jest prowokacyjna.
Nie tylko nazwa prowokuje pytania. - Dlaczego na zarządcę Muzeum Nowoczesności mianowano pana Rafała Bętkowskiego, który nie ma kwalifikacji, nie jest historykiem, jest tylko pasjonatem? Jeżeli zajmuje się historią, to tylko w bardzo wąskim zakresie, zakresie utrwalania historii z epoki Bismarcka i tendencyjnie promuje tutaj niemieckość - stwierdziła radna.
Pytania te trafiły do prezydenta Olsztyna Piotra Grzymowicza. Zapewnił, że radna otrzyma odpowiedź na piśmie.

MOK nie kryje zdumienia

Sam Rafał Bętkowski nie chciał komentować opinii radnej wyrażonej na temat swej osoby. Jako pracownik Miejskiego Ośrodka kultury w Olsztynie odesłał nas do swego pracodawcy. Na prośbę Onetu MOK wystosował komentarz w sprawie. "Możemy jedynie wyrazić głębokie zdumienie wypowiedzią Pani Radnej dotyczącej Centrum Techniki i Rozwoju Regionu Muzeum Nowoczesności w Olsztynie " – napisali na wstępie przedstawiciele placówki.
Następnie zaznaczają, że tezę o "umacnianiu się środowisk promujących tożsamość niemiecką w Olsztynie" uważają za kuriozalną i nie znajdującą żadnego potwierdzenia w rzeczywistości.
MOK odniósł się również do kompetencji Rafała Bętkowskiego zatrudnionego w Muzeum Nowoczesności. "Stoimy na stanowisku, że przeświadczenie o konieczności wykształcenia kierunkowego nie jest w żaden sposób uzasadnione. Pan Bętkowski wielokrotnie potwierdził - zarówno w swej pracy muzealnika, jak i dzięki rozlicznym publikacjom, prelekcjom i spotkaniom - swą olbrzymią wiedzę na temat historii miasta i regionu, a także niezrównaną pasję autentycznego miłośnika dziejów minionych" - czytamy w oświadczeniu.

Przypomniano również o kluczowej roli, jaką Bętkowski odegrał w projekcie rewitalizacji Tartaku Raphaelsohnów, w którym znajduje się muzeum. "To nie kto inny, ale właśnie Pan Bętkowski jest głównym pomysłodawcą tej placówki, autorem bądź współautorem tematów wystaw i ekspozycji Muzeum oraz osobą, która nieodpłatnie użyczyła Muzeum większej części ikonografii ze swych gromadzonych przez lata zbiorów prywatnych (...)" – napisano.

Natomiast jeśli chodzi o merytoryczny zakres działalności Muzeum Nowoczesności, to według MOK-u siłą rzeczy jest on ściśle i jednoznacznie powiązany z historią naszego miasta. "Posiadającym luki w elementarnej wiedzy historycznej przypominamy, że w wyniku I rozbioru Polski w 1772 r. Warmia została wcielona w obszar Królestwa Prus i m.in. z jej ziem utworzona została prowincja Prusy Wschodnie. Natomiast niezwykle dynamiczny okres rozwoju Olsztyna przypada na drugą połowę XIX wieku i to właśnie głównie na tym okresie koncentruje się działalność Muzeum. Do Polski Olsztyn został formalnie włączony po zakończeniu II wojny światowej" – przypominają w odpowiedzi udzielonej Onetowi przedstawiciele Miejskiego Ośrodka Kultury.
Zaznaczają tym samym, iż nie ma wątpliwości, że złożona historia miasta pozostaje w nierozerwalnym związku również z obecnymi zachodnimi sąsiadami Polski. "Wypowiedź Pani Radnej umacnia nas w przekonaniu, że nasza działalność na rzecz przypominania historii Olsztyna w dalszym ciągu jest ze wszech miar wskazana" – oświadczają władze MOK-u.

"Zaskakująca forma prezentacji dziejów techniki dawnego Olsztyna"

Co prawda Rafał Bętkowski nie chce się wypowiadać na temat wątpliwości radnej, za to prezentuje Księgę Pamiątkową muzeum oraz zawarte w nich wpisy, jak ten:
"Zaskakująca pozytywnie forma prezentacji dziejów techniki w dawnym Olsztynie. Szkoda, że trudno dowiedzieć się o istnieniu muzeum, jeśli się nie jest mieszkańcem Olsztyna. - napisał Andrzej Pawlak, profesor PAN z Łodzi".
I zaprasza do placówki, by osobiście zapoznać się z przekazywanymi przez Muzeum Nowoczesności treściami.


http://olsztyn.onet.pl/olsztyn-muzeum-nowoczesnosci-umacnia-niemieckosc-tych-ziem/1ww7k3g