Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

niedziela, 10 grudnia 2023

Krytyka

 


"Jeszcze niedawno obowiązywała filozofia „zwijania" kolei.

W latach 2008-2015 zawieszono ruch pociągów na ponad 800 km linii, w latach 2016-2022 przywróciliśmy ruch pociągów na 900 km"


Prezes Zarządu PKP Polskich Linii Kolejowych S.A. Ireneusz Merchel

06.09.2023





 "kolej się, panie, nie opłaca"

"sprzedać Niemcom"




Pamiętacie??


 
I tu taka strona, ktorą sobie obserwuję jakiś czas...





a zaczęło się od tego...






i znowu...


To był dobry komunikat.

"Służby przygotowane do zimy"

O "dobrych komunikatach" strony rządowej już pisałem, że to bardzo dobry pomysł, no bo i kto - w tym zalewie negatywów - ma zamieszczać pozytywne informacje, jak nie rząd??

Jest to działanie prospołeczne, mające na celu budowę wspólnotowości..


A teraz "odzew" ze społeczeństwa....








Administrator niestety nie odpowiedział na mój post - nawet żartem - i po prostu usunął moje wpisy bez słowa wyjaśnienia


Zajrzałem dzisiaj...








Jest obfity śnieg - już pod koniec listopada. Warunki naprawdę zimowe, takie coś z reguły to mamy w styczniu - lutym, a nie na początku sezonu.

Służby meteo cały czas ostrzegają przed oblodzeniem na drodze, są mgły, wahania temperatury i - po prostu ślisko, niebezpiecznie na drogach i chodniakach.

Nie wyrabianie się służb - może się zdarzyć.





















Za czasów PIS kolej została uratowana, a mimo to - prawie wyłącznie krytyka: narzekanie, szyderstwa, śmichy-chichy... każdy powód jest okazją....

albo "bardzo niewygodnie" ("bardzo" - rozumiecie??? co za krzywda się dzieje...), 

albo "jest przystanek, ale po co", 

"a gdzie pisowskie dynamo?"


Naprawdę, przesada.


A to tylko ostatnie dni,  wcześniej... tego.... nie było.....








P.S. 13 grudnia 2023


nie widzę ww. strony na fb, więc dostałem bana...


W ramach odtrutki: P.S.



Dzień dobry drodzy obserwatorzy,
Ostatni atak zimy pewnie wielu z Was pokrzyżował te większe lub mniejsze podróżnicze sprawy, stąd zdjęcie w zimowej scnererii, które mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Ale dzisiejszy post nie będzie o zimowych utrudnieniach. Dzisiejszy post będzie o utrudnieniach, tak po prostu. Chociaż, jak tak sobie analizuję to przynajmniej w jednej z przytoczonych przeze mnie sytuacji, zima miała prawdopodobnie swój udział.
Zacznijmy chronologicznie. Jakiś czas temu, miałem niemiłą sytuację podczas służby. A mianowicie podczas przyjęcia "z ręki do ręki" w peronie zauważyłem, że w perony Wrocławia Głównego wjeżdża mój Impuls, wszystko elegancko na pierwszy rzut oka (oprócz dziesięcio minutowego opóźnienia XD) wygląda okej. Lecz po chwili zauważyłem, że pojazd przyjechał na przednim pantografie (jak wiemy zazwyczaj jeździmy na tylnym) co podczas panującego wówczas mrozu i oszronienia sieci trakcyjnej, zwiastowało utrudnioną podróż. Kilka minut wcześniej, do Wrocławia sam przyjechałem z opóźnieniem, spowodowanym między innymi koniecznością jechania na dwóch "patykach", co skutkowało jazdą ze zmniejszoną prędkością.
Po kilku minutach opóźnienia - udało Nam się ruszyć. W rozkładzie jazdy jako stacja końcowa widnieje Lichkov, więc przed Nami spory kawałek do przejechania. Na szczęście w rozkładzie widać również, że jest to lekko przyśpieszkony pociąg. Haratamy sobie, mijamy kilometr za kilometrem i nagle moim oczom pokazuje się zanik napięcia. Automatycznie ręka wędruje na hebelek opuszczania pantografu, bo nie wiadomo co jest przyczyną tego zaniku. Podgląd na pantografy, sieć nie buja, więc zmniejszam prędkość do umożliwiającej ponowną próbę podniesienia pantografu.
Hebel w górę, pantograf dotknął druta, na monitorze pojawiło się napięcie - uff haratamy dalej, rozpędzamy się, wzrok kieruję po raz kolejny na monitoring, i na moich oczach pantograf znowu opada. Kolejne próby podniesienia nie przynoszą rezultatu. Kontaktuję się z dyżurnym najbliższej stacji, informuję o sytuacji i próbie dotoczenia się do stacji z rozbiegu. Niestety jazda pod wzniesienie z każdą sekundą mocno osłabiała nadzieję, którą w głowie miałem.
Po przejechaniu kilku kilometrów, siedemset metrów przed semaforem wyjazdowym do stacji, niestety prędkość spadła do zera.
Stanęliśmy w szczerym polu, w mrozie, bez prądu, bez ogrzewania... Kolejne próby podniesienia pantografu pierwszego oraz drugiego, wcześniej wyłączonego nie przynoszą rezultatu. Ostatnia deska ratunku - reset pojazdu ale nie przynosi oczekiwanego efektu. W głowie pewne podejrzenia już mam, telefon do serwisu niestety potwierdził moje obawy. Niestety w najmniej odpowiednich warunkach doszło do nadmiernego przetarcia wkładki pantografu. Wkładki, która ma bezpośredni styk z siecią trakcyjną, oraz która ma zabezpieczenie, że w momencie przetarcia tego ślizgu powoduje opadniecię pantografu w celu ochrony sieci i pantografu przed uszkodzeniem. Drugi patyk prawdopodobnie, po prostu zamarzł... Ehh.
Informacja przekazana dyzurnemu. Czekamy na pomoc. Pada informacja, że niedługo po lewym mijał będzie Nas pociąg "konkurencji", która te kilka set metrów dalej kończy bieg. Pasażerowie poinformowani o sytuacji, mimo utknięcia w polu są wyrozumiali. Niestety, gdy wszyscy zbieramy się przy drzwiach wyjściowych, czekając na pociąg konkurencji, dostajemy informacje, że nie ma zgody z góry, by ten pociąg się zatrzymał. Po minucie ów pociąg przelatuje obok Nas bez zatrzymania, a na Naszych twarzach pokazuje się wielkie wtf... Szkoda, że kolej dzieli a nie łączy w takich ekstremalnych sytuacjach...
Po kilkudziesięciu minutach, pozostałem na składzie sam. Podróżni wraz z kierownikiem opuścili pojazd, a ja z coraz zimniejszym wnętrzem, oraz z coraz słabsza baterią akumulatorów oczekiwałem na pomoc. Wraz ze wschodzacym słońcem, co kilkanaście minut próbowałem podnieść zamarznięty tylny pantograf. Niestety - również bez skutku.
Po blisko czterech godzinach, pojawiła się iskierka nadziei. Mija mnie pociąg towarowy, którego to maszyna ma zjechać i mi pomóc. Po kolejnych kilkudziesięciu minutach - udało się. Lokomotywa podjechała i po kilku minutach udało Nam się spiąć oba pojazdy tak, by bezpiecznie sprowadzić mnie do stacji. (wielu z Was zrobi duże oczy jak to możliwe bo przecież lokomotywa ma inny sprzęg, a ezt inne - jak to możliwe? Zapraszam do kolejnego odcinka Dziennika Maszynisty).
Robimy próbę hamulców, wszystko hamuje i luzuje, więc możemy przystąpić do próby ściągnięcia ze szlaku.
Według schematów - wszystko zrobiliśmy dobrze, ale do tej pory oprócz teorii na szczęście nie miałem możliwości, by przetestować te łączenie w praktyce. Pierwsza próba ciągnięcia przez lokomotywę zakończona sukcesem. Więc głosimy swoją gotowość. Na semaforze pojawia się sygnał zastępczy, więc wjeżdżamy w stacje. Po odłączeniu się od lokomotywy postanowiłem, że spróbuję jeszcze raz podnieść tylny pantograf.
Ku mojemu zdziwieniu tylny pantograf się podniósł, a na pojeździe pojawiło się napięcie. Możecie sobie wyobrazić jakie słowa padły z moich ust... 😅
Dosłownie dwie minuty wcześniej powiedziałem maszyniście, który przyjechał mi pomóc, że serwis wezwany, więc nie zdziwię się, że nagle się naprawi. I tak też się stało - masakra. (z tego miejsca chciałbym życzyć wszystkiego najlepszego dla tego maszynisty, bo gdy pisze ten post prawdopodobnie jest już na emeryturze).
Druga sytuacja miała miejsce we Wrocławiu, kilka dni temu. A wszystko spowodowane awaria sieci trakcyjnej. Co niestety, miało wpływ przez cały dzień na opóźnienia w całej Polsce. Piszę i piszę, aż zapomniałem już co było na początku. 😅 Więc nie będę przedłużał, jak to mam w zwyczaju. Może będzie to okazja, by za kilka dni wstawić kolejny post. Dziękuję, że dotrwaliście do końca.
Pozdrawiam serdecznie
Piotr.




P.S. 2


Oups!!!!












Polecam artykuły:


Jak wygaszono popyt na linii kolejowej Bielsko-Biała – Cieszyn?

Prawym Okiem: Dziura od szóstej do dziesiątej (maciejsynak.blogspot.com)


Inwestycje kolejowe nabierają rozpędu - rp.pl







Rothschild




A pamiętacie taki film "Nieśmiertelny" z Ch. Lambertem w roli głównej?
On też miał mnóstwo starych artefaktów, nie tylko rzadkie monety.

Pod spodem śmieszna historyjka o tym jak od zera do miliardera.






przedruk




Rotszyldowie w Imperium Habsburgów


10 grudnia 2023


Dynastia Rorszyldów (niem. Rothschild; znani też jako Dom Rotszyldów lub po prostu Rotszyldowie) była europejską dynastią bankierów i działaczy społecznych żydowskiego pochodzenia, znaną od XVIII w. Wpłynęli również na historię imperium Austrio-Węgierskiego – o czym to chcę naszym Czytelnikom dziś opowiedzieć.


Założycielem dynastii jest Mayer Amschel Rothschild (1744–1812), był założycielem banku we Frankfurcie nad Menem. Biznes kontynuowali jego synowie (Amschel Mayer, Salomon Mayer, Natan Mayer, Kalman Mayer i James Mayer), a po nich jego wnukowie.

Jak wiadomo – wszystko zaczyna się w dzieciństwie. Żydowski chłopczyk Mayer Amschel urodził się w rodzinie drobnych kramarzy, zamieszkujących żydowskie getto na obrzeżach Frankfurtu. Nazywano ich Rotszyldami od kolor szyldu nad sklepem (z niemieckiego tłumaczy się jak „Czerwona deszczułka” lub „Czerwona tarcza”). Po śmierci ojca Mayer jako młodzieniec porzucił naukę w szkole i rozpoczął poszukiwanie pracy. Dobrego zajęcia nie mógł jednak znaleźć. Ale założyciel przyszłej dynastii bogaczy nie zmartwił się tym i zajęcie dla siebie znalazł. Gdzie byście pomyśleli – na śmietnisku! Znajdował tu stare monety, które wyszły z obiegu, spłowiale medale i antykwariat. Nadając tym przedmiotom odpowiedni wygląd, sprzedawał je kolekcjonerom. Po kilku miesiącach jego biznes kwitł. Zarobiwszy w taki sposób odpowiednie pieniądze, w 1750 r. Mayer dzierżawi niewielki pokoik w taniej karczmie „Pod zielonym abażurem” i otwiera w niej własny antykwariat.

Niemcy pod koniec XVIII wieku były zlepkiem drobnych księstewek, które biły własne monety. W swoim sklepiku Mayer otwiera swój pierwszy bank o powierzchni aż…4 m kw. Przychodzą do niego na wymianę kupcy z różnych niemieckich państewek. Zarobiwszy znaczne sumy na wymianie, Meyer stopniowo skupuje inne punkty wymiany mniej obrotnych bankierów lub te, które zbankrutowały. W wyniku tej działalności antykwariat jedynie się rozrastał. Rotszyld zyskuje coraz większy szacunek wśród mieszkańców miasta. Udaje mu się zebrać rzadkie kolekcje staroci. Podróżując po niemieckich księstwach sprzedaje swe kolekcje lokalnym arystokratom, nawiązując jednocześnie korzystne znajomości.

Kilka rzadkich starych monet Mayer sprzedaje księciu Frankfurtu Wilhelmowi IX. Książę był nadzwyczaj zamożnym człowiekiem, ale tytuł książęcy nie zawsze dawał mu możliwość prowadzenia operacji finansowych osobiście. Dla delikatnych spraw Wilhelm obrał sobie Mayera, który okazał się naprawdę utalentowanym finansistą z możliwościami przyszłego menadżera.


W ten sposób Rotszyld wspaniale wykorzystał możliwości, jakie pojawiły się w wyniku narastającej rewolucji przemysłowej w Anglii. Sprzedając z zyskiem towary angielskie, dzięki przemyślanym mechanizmom uniknął przewożenia znacznych sum pieniędzy. Sam książę otrzymywał przy tym dodatkowy zarobek. Gdy Wielkie Księstwo Essen zajął Napoleon, jego władca zmuszony został do ucieczki. Jednak Rotszyld nie tylko zachował jego finanse, ale zapewnił księciu materialnie spokojne życie na emigracji.

Jednocześnie Mayer zaczął budowę własnego imperium finansowego. Pomagali mu w tym synowie. Za sprawy rodziny w Brytanii odpowiedzialny był Natan, we Francji – Jakub, w Wiedniu – Salomon, w Neapolu – Kalman, a we Frankfurcie pomagał mu starszy Amschel. Interesujące jest to, że kompanie, założone przez synów były samodzielnymi instytucjami, ale w rzeczywistości finanse były wspólne. Dzięki tak przemyślanemu i sprytnemu systemowi komunikacji i służbie kurierskiej można było łatwo uzgadniać działania właścicieli. W odróżnieniu od konkurencji, Rotszyldowie mogli pozwolić sobie na pożyczanie wielkich sum i to pod umiarkowane odsetki.

Imperator Francuzów Napoleon Bonaparte I z nieufnością odnosił się do bankierów, zwłaszcza tych, którzy nie byli Francuzami. Starał się jednak wykryć tajemne sprawy Rotszyldów i zniszczyć ich imperium finansowe. Ale na nic zdały się jego wysiłki. Odwrotnie, wszystko to jedynie skierowało Mayera na wspieranie porażki Napoleona. Rotszyld jako pierwszy zajął się organizacją kontrabandy, która naderwała kontynentalną blokadę. Interesujący jest fakt, że jego synom Natanowi i Jakubowi udało się nawet przesłać złoto dla armii Welligntona do Hiszpanii, walczącej z francuskimi wojskami okupacyjnymi. Niewiarygodne, ale przewieźli złoto przez tereny Francji.

Fundusze, zarobione na tej sprawie, pozwoliły Rotszyldom zwrócić księciu Wilhelmowi wszystkie jego pieniądze i to z odsetkami. W chwili śmierci Meyera w 1812 r. jego pieniądze przewyższały kapitał Banku Francji! Walczyć z takimi pieniędzmi Napoleonowi było trudno.

Baron Salomon Mayer von Rothschild (1774–1855) był założycielem austriackiej gałęzi finansowej dynastii Rotszyldów. Był on trzecim dzieckiem Mayera. W 1800 r. ożenił się z Karoliną Schtern (1782-1854), z którą doczekał się dwójki dzieci: Anzelma Salomona (1803–1874) i Betti Salomon (1805–1886).

Salomon Rotszyld był akcjonariuszem banku de Rothschild Frères, założonego w Paryżu w 1817 r. przez jego starszego brata Jamesa Mayera. Posiadając wykształcenie finansowe i doświadczenie, Salomon w 1820 r. przenosi się do Austrii, by prowadzić tu interesy rodziny i finansować projekty rządowe.

We Wiedniu zakłada bank S M von Rothschild stając się z czasem jednym z głównych finansistów domu Habsburgów i wielu rządowych projektów (między innymi pierwszej austriackiej kolei Nordbahn i innych wielkich inicjatyw rządowych). Przy poparciu ministra spraw zagranicznych Imperium księcia Metternicha i Fryderyka von Hentza Salomonowi udaje się nawiązać kontakty z austriacką arystokracją i elitą polityczną. Rotszyldowie zaczęli odgrywać ważną rolę w rozwoju gospodarki Austrii. W uznaniu zasług dla kraju Salomon Mayer Rotszyld w 1822 r. zostaje przyjęty do austriackiej arystokracji, otrzymując z rąk cesarza Franciszka II dziedziczny tytuł barona. W 1843 r. jako pierwszy Żyd zostaje honorowym obywatelem Wiednia.

W 1855 r. Rotszyldowie zakładają bank Creditanstalt, który z czasem staje się największą instytucją finansową monarchii Austro-Węgierskiej. Dochody wiedeńskiej gałęzi Rotszyldów pomnożyli syn Anzelm i wnuk Albert (1844–1911). Ten ostatni stał się pierwszym Żydem, obdarzonym przywilejami dworskimi. W tym czasie Rotszyldowie posiadali znaczne majątki ziemskie, przedsiębiorstwa na terenach imperium Habsburgów, oraz kilka zamków w samej Austrii i w Bohemii, a również pałace we Wiedniu z unikalnymi kolekcjami dzieł sztuki. Albert znany był ze swej dobroczynności. Sfinansował powstanie obserwatorium astronomicznego w Wiedniu.

Rotszyldowie przeżyli monarchię Habsburgów, ale wkrótce po anschlusie Austrii zmuszeni byli za bezcen sprzedać swe instytucje i wyjechać z Wiednia. Po II wojnie światowej Rotszyldowie przez dziesięciolecia przywracali sobie cząstkę swoich majątków i dzieł sztuki w Austrii. Ostatni z przedstawicieli austriackiej gałęzi Rotszyldów zmarł w 1980 r. nie pozostawiając spadkobierców.

Na podstawie:






Мустафін О. Справжня історія пізнього нового часу. Х., 2017. 432 c.

Ротшильди // Шевченківська енциклопедія: –Т. 5: Пе – С: у 6 т. / Гол. ред. М. Г. Жулинський. – Київ : Ін-т літератури ім. Т. Г. Шевченка, 2015. – С. 568.

Шарий А., Шимов Я. Коріння та корона. Нариси про Австро-Угорщину: доля імперії. Київ:ДІПА, 2018. 419 с.

Petro Hawryłyszyn

Tekst ukazał się w nr 22 (434), 30 listopada – 18 grudnia 2023


-------------



"ukraińskie" kolory w herbie nie wyjaśnione



Herb Rothschildów






Istnieją różne wersje herbu Rothschildów i przez lata pojawiał się on w różnych formach. Poniżej opisano pochodzenie herbu oraz wyjaśnienie niektórych przedstawionych symboli.


Patent na pierwszy herb Rothschildów, 1817

Tytuł szlachecki nadany Rotszyldom przez Austrię zezwalał na użycie "von" w nazwie i wywodzi się z Zakonu Soboru Franciszka I z 21 października 1816 roku. Do projektu zgłoszonego przez braci dołączono list z wyjaśnieniami odręczny przez Salomona. Zaproponowany projekt obejmował:

Pierwsza ćwiartka, sobol orła przeładowany w dexterze przez gules polny (nawiązujący do herbu Cesarstwa i Królewskiego Herbu Austrii); Druga ćwiartka, gules, lampart właściwy passant (nawiązujący do angielskiego herbu); Trzecia ćwiartka, szalejący lew (odnosząc się do herbu elektorskiego Hesji); Czwarta ćwiartka, lazurowa, ramię z pięcioma strzałami (symbol jedności pięciu braci). Na środku płaszcza tarcza gules. Kibic prawej ręki, chart, symbol lojalności; Lewy kibic, bocian, symbol pobożności i zadowolenia. Herb: korona zwieńczona lwem Hesji.

Rotszyldowie poprosili o osobne patenty szlacheckie dla każdego z czterech braci, ponieważ mieszkali w różnych krajach. Przyznano osobne patenty, ale projekt uznano za zbyt wielki. Odpowiedź na wniosek zawierała "odpowiedni" wzór, bez korony, heraldycznych zwierząt podtrzymujących tarczę czy lwa i lamparta. Poza tym ręka chwyciła tylko cztery strzały. W liście Amschela do Salomona i Nathana z listopada 1816 roku czytamy: "..... Jakub i Karol otrzymali szlachectwo. Szkoda, że Nathan tego nie chciał.





Fragment pięciu strzał z herbu rodziny Rothschildów



pięć strzał, a potem cztery















Herb Rotszyldów z 1918 r.,





Angielskie nadanie herbu, 1818

Dotacja dla Nathana i jego spadkobierców, a także dla jego braci i ich spadkobierców, odnosi się do braci Nathana jako "de" Rothschild. Towarzyszył mu następujący projekt herbu:

Lazur, lew passant guardant erminois chwytający pięć strzał feonów w dół, albo, i dla herbu na wieńcu barw, z korony vallery gules demi lion erminois trzymający między łapami pięć strzał jak w ramionach.

Baronia austriacka nadana dekretem cesarskim w 1822 r.

Na tym etapie zmodyfikowano projekt herbu: przywrócono siedmioramienną koronę, przyznano lwa, było pięć strzał, lew i jednorożec jako podpory, trzy hełmy i łacińskie motto. Lew był ważnym ustępstwem dla braci i uważali, że włączenie go do herbu angielskiego było triumfem, który pomógł w negocjacjach z austriackimi heroldami. Baronia została przyznana pięciu braciom oraz ich spadkobiercom i potomkom obojga płci. Opis broni jest następujący:

Herb: Spiczasta złoto-niebieska tarcza ćwiartkowa z czerwoną tarczą centralną, pośrodku której znajduje się tarcza skierowana w prawo; powyżej po prawej stronie na złotej tarczy znajduje się prosty czarny orzeł z otwartą paszczą, czerwonym rozpostartym językiem, rozpostartymi skrzydłami, zdjęty z ramion; Powyżej lewej i poniżej prawej strony w dwóch niebieskich polach wychodzi z każdej krawędzi tarczy nagie ramię, którego dłonie trzymają pięć strzał z białymi piórami skierowanymi w dół; Poniżej, po lewej stronie, na złotym polu, znajduje się wyprostowany, naturalny lew z otwartą paszczą, czerwonym wyciągniętym językiem.

Herb: Tarcza zwieńczona jest koroną magnacką, owinięta małymi perłami i ozdobiona pięcioma dużymi perłami, zwieńczona trzema koronami, które są otoczone z prawej strony czarno-złotym pokryciem, a z lewej niebiesko-srebrnym pokryciem, na szczycie szlachetnych hełmów "turniejowych"; z korony umieszczonej nad daszkiem hełmu pośrodku stoi orzeł jak opisano powyżej, hełmy po prawej i lewej stronie są zwrócone ku sobie, z korony po prawej stronie hełmu unosi się złota gwiazda między dwoma naprzemiennie kolorowymi złotymi i czarnymi rogami bawolymi, z korony na lewym hełmie wychodzą trzy strusie pióra, a mianowicie dwa niebieskie i jeden srebrny.

Zwolennicy: Na pierwszym planie, jako zwolennicy, po prawej, wyprostowany złoty lew z otwartymi szczękami, czerwonym wyciągniętym językiem, trzymający tarczę przednimi łapami; pozostawił srebrnego jednorożca, również wspierając ramiona przednimi łapami.

Motto: Pod tarczą widnieje napis na powiewającej biało-czerwonej wstędze łacińskie słowa: "Concordia, Integritas, Industria" (Harmonia, Uczciwość, Pracowitość).





piątek, 8 grudnia 2023

Napoleon

 



Nie widziałem filmu Ridleya Scotta NAPOLEON, ale patrząc na to ile i jakie komentarze wzbudza - sądzę, że to nie jest film o Napoleonie, tylko o WAS właśnie. 

O tym, jak widzicie świat, jak się wam wydaje jaki on jest, jak reagujecie na rzeczywistość, na fakty i na "fakty" i na siebie nawzajem....

Nie było cię tam, a się kłócisz jak było -  i tak dalej... i tak dalej...

Już Lucas lata temu wam pokazał, że Jedi to nie dobrodzieje tylko zamaskowane łotry,  oni tak samo "I love democracy" jak i ten naczelny Sith..... a wy nadal podążacie za iluzją... za "oficjalną" wersją....


Panie Scott !

Dziękuję.... 





P.S.

Tak, nadal nie jesteśmy "na ty"....











poniedziałek, 4 grudnia 2023

Metoda powolnego przyzwyczajania

 



Błędne przekonania tej pani mogą brać się stąd, że zawsze widziała tylko fasadę "polskiej" telewizji - i to ją zadowala... fasadę traktuje jak prawdę - metoda Werwolfu (metoda powolnego przyzwyczajania) działa jak widać - ludzie od dziecka karmieni iluzją, przyzwyczajeni do kłamstwa mają wielki problem, by je rozpoznać...


przedruk




Telewizja publiczna jest przeznaczona do likwidacji m.in. dlatego, że bez ogródek mówi, kto jest kim, bez ogródek prowadzi debatę publiczną. Jeśli nie ma bata w postaci mediów, które grożą palcem, władza się patologizuje, dochodzi do najgorszych możliwych sytuacji – mówiła w poniedziałkowych „Aktualnościach dnia” na antenie Radia Maryja red. Anita Gargas, dziennikarka śledcza.

Red. Anita Gargas, prowadząc dziennikarskie śledztwo ws. zamordowania Czcigodnego Sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego, dotarła do wielu nowych źródeł i świadków. Informacje te przedstawione zostały w filmie „Operacja Baxis”, wyemitowanym w TVP w miniony piątek. Tymczasem dojście obecnej opozycji do władzy może zablokować takie wartościowe inicjatywy.


– Telewizja publiczna jest przeznaczona do likwidacji m.in. dlatego, że bez ogródek mówi, kto jest kim, bez ogródek prowadzi debatę publiczną z otwartą przyłbicą, a nie jak to się robi w mediach prywatnych – TVN-ie czy Polsacie – gdzie wszystko jest po myśli Donalda Tuska – podkreśliła rozmówczyni Radia Maryja.

Zaznaczyła przy tym, że walka o TVP toczy się od samych początków III RP.


– Kolejne ekipy rządzące, które były związane z poprzednim systemem – systemem komunistycznym – próbowały się tam zagnieździć na tyle mocno, żeby sterować opinią publiczną nawet po zmianach władz, np. za premiera Jana Olszewskiego czy za pierwszego rządu PiS-u – zwróciła uwagę dziennikarka.

Dodała przy tym, że wcześniej walka o TVP odbywała się mimo wszystko w ramach obowiązującego prawa, nie było m.in. siłowego usuwania ze stanowiska prezesów telewizji.


– Teraz słyszymy o tym, że koalicja zemsty nie będzie przebierać w środkach i nie będzie zastanawiać się nad tym, że to jest psucie państwa, bo telewizja publiczna jest bardzo ważnym elementem funkcjonowania całego państwa. Telewizja publiczna nie kieruje się tylko zyskiem, telewizja publiczna kieruje do widzów taką ofertę, której nie zobaczymy na antenach innych stacji – mówiła red. Anita Gargas.

Na antenach innych stacji (może z wyjątkiem TV Trwam, na co zwróciła uwagę dziennikarka) nie miałyby szansy znaleźć się chociażby takie filmy, jak „Operacja Baxis”.


– Ten film mówi o funkcjonariuszach SB, funkcjonariuszach MSW PRL, których przecież odchodząca ekipa rządząca pozbawiła apanaży za wszystko, co robili w czasach PRL-u – a robili bardzo złe rzeczy i nigdy nie zostali za te haniebne, zbrodnicze działania rozliczeni. Jedyne, co ich spotkało to to, że zostali pozbawieni superwysokich emerytur w porównaniu z emeryturami ich ofiar. To oni stanowią bardzo potężną grupę wyborców koalicji zemsty – wskazała rozmówczyni Radia Maryja.

Co prawda możliwe byłoby wprowadzenie rozwiązań, które pozwoliłyby zachować w telewizji publicznej pewną równowagę światopoglądową, ale obecnej większości sejmowej na tym nie zależy, bo taki pluralizm nie jest jej na rękę.


– Koalicja zemsty nie dopuści do takiej sytuacji, nie dopuści do takiego rozwiązania, które pozwoli docierać konserwatywnym środowiskom, antyliberalnym czy aliberalnym partiom do szerszej publiczności. Oni będą chcieli ich pozbawić możliwości kontaktu ze społeczeństwem. To jest najgorsze, co tu się dzieje. To jest psucie państwa, to jest psucie tego, na czym polega demokracja – zwróciła uwagę red. Anita Gargas.

Bez dostępu konserwatystów do społeczeństwa, władza liberalno-lewicowa będzie się patologizować, bowiem zaniknie kontrolna funkcja demokracji.


– Jeśli nie ma bata w postaci mediów, które grożą palcem (…), władza się patologizuje, dochodzi do najgorszych możliwych sytuacji – podkreśliła dziennikarka.

Wolne media stanowią również zabezpieczenie przed uzależnieniem rządzących od władz innych państw, co z kolei przekłada się na bezpieczeństwo państwa.


– Trzeba się opierać na myśleniu propaństwowym, długofalowym. Musi być miejsce, gdzie znajdzie się informacja na temat propaństwowych – a gdzie, jeżeli nie w mediach publicznych? – zaznaczyła gość Radia Maryja.

Wskazała również, że większość wyborców tzw. koalicji zemsty wiedzę o TVP czerpie wyłącznie z mediów liberalno-lewicowych, stąd też mają mocno zafałszowany obraz tych mediów.











Red. A. Gargas: Jeśli nie ma bata w postaci mediów, władza się patologizuje – RadioMaryja.pl







Mazowsze



Co tu dużo mówić.... WSPANIAŁE!!!




przedruk



04.12.2023 

Zespół "Mazowsze" świętuje jubileusz 75-lecia. "Porusza wnętrza publiczności w każdym zakątku globu"

Historia pokazała, że "Mazowsze" jest wspaniałe, od 75 lat rozpoznawalne, że jest wizytówką i prawdziwym Ambasadorem Kultury Polskiej - mówi dyrektor zespołu Jacek Boniecki. Koncertu jubileuszowy "Mazowsza" odbędzie się 5 grudnia w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej.



Jubileuszowy koncert stanowi kompilacja najpiękniejszych suit tanecznych i wokalnych z repertuaru zespołu oraz archiwalnych filmów, przedstawiających historię "Mazowsza". Podczas wydarzenia zostaną wręczone odznaczenia resortowe "Gloria Artis", "Zasłużony dla kultury polskiej" oraz medale za długoletnią służbę.

Dyrektor zespołu "Mazowsze" Jacek Boniecki zaznaczył, że "historia pokazała, że 'Mazowsze' jest wspaniałe, od 75 lat rozpoznawalne, że jest wizytówką i prawdziwym Ambasadorem Kultury Polskiej".

- Takie "Mazowsze" było u początków swego istnienia i takie jest dziś - dodał. 

"Z drugiej strony wspominamy to, co wydarzyło się jeszcze przed śmiercią Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej - współzałożycielki, wieloletniej dyrektor zespołu - przy okazji transformacji ustrojowej" - zwrócił też uwagę.

- Zespół został zapomniany, opuszczony, wtrącony w ramy ikony komunizmu, reliktu przeszłości. Obcinane były dotacje, a artystów "Mazowsze" liczyło coraz mniej. To było 20 lat wyrwane temu zespołowi, który borykał się z ogromnymi trudnościami. To lata, w których zespół bronił się jedynie pięknym programem, osobą Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej. Teraz odbudowujemy to, co powinno trwać od początku, przez całe 75 lat istnienia. Bo "Mazowsze" na to ze wszech miar zasługuje. Zasługuje na to, by zajmować bardzo istotne miejsce w polskiej kulturze z wielu powodów. Przede wszystkim z powodu samego genialnego pomysłu i jego niesamowitej realizacji, z powodu niepowtarzalnej i jedynej formuły, komunikatywności dzieła na świecie

- podkreślił Boniecki.


Zauważył też, że "Mazowsze pokazuje to, co nam, Polakom, jest bardzo bliskie, ale nie jest bliskie innym narodom świata". 

"Mimo to porusza wnętrza publiczności w każdym zakątku globu. A należy pamiętać, że zespół odwiedził 51 krajów, koncertował na wszystkich kontynentach, a widowiska Mazowsza obejrzało dotąd ponad 30 mln ludzi na całym świecie".

"Dzisiaj odbudowujemy potęgę Mazowsza, grając odpowiednio zapisane partytury Tadeusza Sygietyńskiego, założyciela zespołu, który muzykę dla Mazowsza pisał na orkiestrę symfoniczną" - dodał dyrektor zespołu. "Wróciliśmy do jego struktury harmonicznej, struktury orkiestry, wreszcie instrumentacji i gramy muzykę tak, jak Sygietyński sobie wyobrażał. Równolegle przywracamy właściwą liczebność zespołu, by ukazać blask, jaki był w zamyśle twórców. Jednak, co za tym idzie, trudniej jest, bez ogromnego wsparcia, mówić o roli Ambasadora Kultury Polskiej. A to właśnie dzisiaj jest czas, by Polskę odkrywać światu, pokazywać i reprezentować" - mówił.

Wyjaśnił, że "Mazowsze" to "rodzaj teatru muzycznego, opartego oczywiście na innym gatunku muzyki niż operetka czy musical".

"Dysponujemy zespołami artystycznymi od solistów przez chór, balet po orkiestrę, i są to zespoły, które muszą być profesjonalne, gdyż wykonanie nawet najprostszych wydawałoby się pieśni, napisanych przez Tadeusza Sygietyńskiego, nastręcza sporych trudności nawet zawodowcom, a co dopiero mówić, że miałoby to być wykonywane przez amatorów. Pokazanie na scenie programu artystycznego o tak dużym stopniu trudności wymaga kunsztu. Mazowsze to zawodowy zespół artystyczny, który cały ten pomysł na zespół, począwszy od muzyki przez taniec, choreografie i śpiew, przekazuje na scenie w postaci widowiska muzycznego. Zespół dzisiaj to ok. 170 artystów, w znakomitej większości ludzi bardzo młodych, ale gruntownie przygotowanych do zawodu, jaki wykonują" - wyjaśnił Boniecki.

Repertuar zespołu nie ogranicza się do stylizowanych utworów ludowych. Podczas koncertów "Mazowsze" prezentuje również polskie kolędy, pieśni patriotyczne oraz muzykę sakralną, sięgając po dzieła najwybitniejszych kompozytorów światowej literatury muzycznej. Wykonuje także muzykę liturgiczną i pieśni kościelne, uczestnicząc w najważniejszych wydarzeniach o charakterze państwowym i religijnym.

Obecnie zespół liczy 170 artystów chóru, baletu i orkiestry oraz ok. 140 pracowników obsługi i administracji; rocznie "Mazowsze" daje 150-180 koncertów. Dyrektorem zespołu od dekady jest dyrygent i menedżer kultury Jacek Boniecki, kierownictwo nad baletem sprawuje Zofia Czechlewska, nad chórem Mirosław Ziomek, a nad orkiestrą Rafał Piłasiewicz.






















Może jeszcze .... równie wspaniały, choć inna stylistyka - Capella Gedanensis, który to zespół miałem okazję wysłuchać lata temu w Kartuzach...


















Zespół "Mazowsze" świętuje jubileusz 75-lecia. "Porusza wnętrza publiczności w każdym zakątku globu" | Niezalezna.pl




środa, 29 listopada 2023

Chłopi polscy





przedruk








Historycy nie zgadzają się z uproszczonym obrazem historii polskich chłopów. Snucie opowieści o chłopach eksploatowanych tak jak niewolnicy w USA lub koloniach południowoamerykańskich jest bezsensowne – mówi PAP prof. Cezary Kuklo, historyk z Uniwersytetu w Białymstoku, kierownik projektu badań nad dziejami chłopów na ziemiach polskich.


16 listopada w ramach Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki Ministerstwa Edukacji i Nauki historykom z Uniwersytetu w Białymstoku przyznano grant na kilkuletnie badania dziejów polskich chłopów. Podstawą prac nad nową syntezą będą źródła historyczne. Kierownikiem projektu jest prof. Cezary Kuklo.



Polska Agencja Prasowa: W 1936 r. Maria Dąbrowska we wstępie do wydawanych przez Ludwika Krzywickiego „Pamiętników chłopów” napisała, że przemawia w nich do czytelników „wielki nieznany”. Kiedy historiografia rozpoczęła przełamywanie „milczenia” chłopów, największej niegdyś warstwy polskiego społeczeństwa?

Prof. Cezary Kuklo: Ten proces rozpoczął się po II wojnie światowej. Mamy do czynienia z pewnego rodzaju paradoksem. Wiele badań dotyczących dziejów chłopów podjęto w okresie najgłębszej stalinizacji polskiej nauki. Podczas Pierwszej Konferencji Metodologicznej Historyków Polskich w Otwocku na przełomie 1951 i 1952 r. uczeni sowieccy wymusili na swoich polskich „kolegach” podjęcie badań nad sytuacją na wsi polskiej. Wytyczonym przez nich celem miało być znalezienie wyzysku klasowego. Służyć temu miała słynna kwerenda wiejska, w trakcie której polscy historycy zasiedli w archiwach i przewertowali dziesiątki ksiąg sądowych. Mój mistrz prof. Andrzej Wyczański mówił, że był to najlepszy okres dla polskich historyków, bo dzięki tym kwerendom mogli dodatkowo zarobić. Co równie ważne, wynik tej kwerendy był jednoznaczny: walki klasowej nie znaleziono. Rezultaty tej kwerendy do dziś zalegają w magazynach Archiwum Głównego Akt Dawnych. Podejmowano też liczne badania dotyczące funkcjonowania folwarków szlacheckich.

Podsumowaniem tych badań z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych była trzytomowa „Historia chłopów polskich” pod redakcją prof. Stefana Inglota. Oddają one stan wiedzy na drugą połowę lat sześćdziesiątych. W latach osiemdziesiątych pojawiła się ciekawa próba powrotu do tych badań, podjęta w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk. Ówcześni badacze mieli świadomość braków poprzedniej syntezy. W 1987 r. ukazał się nawet tom mający w założeniu inaugurować całą, aż siedmiotomową, serię zatytułowaną „Chłopi w społeczeństwie polskim” pod redakcją prof. Czesława Madajczyka. Był nim tom pióra prof. Karola Modzelewskiego „Chłopi w monarchii wczesnopiastowskiej”. Potem zapanowała cisza.

PAP: Na podstawie jakich źródeł można badać dzieje chłopów w odległych epokach, takich jak średniowiecze i wczesna nowożytność?

Prof. C. Kuklo: Bardzo ważnym źródłem są wspomniane już księgi sądowe wiejskie, zachowane dla Małopolski, pogranicza polsko-ruskiego, Wielkopolski, Mazowsza, a także księgi dla okręgu Mierzei i Szkarpawy, których chłopi podlegali sądowi i administracji Gdańska, będącego właścicielem tych terenów. Najstarsze z nich pochodzą z XV wieku. Gromada wiejska i reprezentujący ją sąd ławniczy rejestrowała w tych księgach nie tylko sprawy sporne, ale również sprawy niesporne, większość ważniejszych transakcji. Księgi te pełniły funkcję notariatu. Jesteśmy więc w stanie zrekonstruować zarówno przebieg spraw kryminalnych, rodzinnych, jak i życie codzienne chłopów – sprzedaż gruntów, ruchomości, sprawy spadkowe, np. podziały ojcowizny. To bardzo ważne i dobre źródło do poznania życia społecznego.

Przykładem ich wykorzystania jest praca „Przemoc i honor w życiu społecznym wsi na Mierzei Wiślanej w XVI–XVII wieku” Jaśminy Korczak-Siedleckiej. Do tej pory wiedzieliśmy na temat tego obszaru obyczajowości chłopów bardzo niewiele. Te badania znacząco poszerzyły naszą wiedzę o honorze chłopskim, definiują, czym był i w jaki sposób walczono o jego zapewnienie. W tej samej epoce pojawiają się instruktaże magnackie definiujące, jak powinna przebiegać codzienna praca chłopów i wykonywanie przez nich narzuconych obowiązków. Anna Paulina z Sapiehów Jabłonowska, pani na Kocku i Siemiatyczach, w końcu XVIII w. przygotowała osiem tomów „Ustaw powszechnych dla dóbr moich rządców”, w których regulowała nie tylko sprawy gospodarcze, ale i społeczne, jak np. pracę akuszerek wiejskich i ich kształcenie.

Wiele światła na dzieje wsi rzucają też lustracje dóbr królewskich znane od drugiej polowy XVI w., nie mówiąc już o inwentarzach majątkowych powstałych w dużej własności prywatnej szlacheckiej i kościelnej. Dowiadujemy się z nich wiele na temat zaludnienia wsi, zajęć i obowiązków chłopów. Ważne dla historyków są również kościelne księgi metrykalne ślubów, chrztów i pogrzebów. Do tej pory były one wykorzystywane głównie do badań genealogicznych, ale przecież ich uważna obserwacja pozwala choćby na zaobserwowanie doboru terytorialnego małżonków oraz związków pomiędzy przedstawicielami różnych warstw społeczności wiejskiej. Księgi chrztów pozwalają na zaobserwowania mód imienniczych, postaw prokreacyjnych chłopów, doboru rodziców chrzestnych, np. czy w tej roli występowali wśród nich przedstawiciele szlachty. Źródeł i ich rodzajów jest więc bardzo wiele, choć oczywiście najmniej dla średniowiecza.

Warto również wymienić źródła pisane pochodzące z miast. Nie możemy ulegać nieprawdziwemu obrazowi chłopa, który był przywiązany do ziemi. Analiza źródeł przynosi często zaskakujące rezultaty, takie jak zawarte w książce Mateusza Wyżgi „Homo movens. Mobilność chłopów w mikroregionie krakowskim w XVI–XVIII wieku”. Podstawą tej pracy były księgi miejskie, w których udokumentowane jest m.in. zdobywanie przez chłopów wykształcenia rzemieślniczego, a także istnienie sieci migracyjnych, pozwalających na przyciąganie chłopów do miast.

PAP: Dlaczego zatem przez niemal cztery dekady nie powstała żadna wielka synteza ukazująca życie chłopów?

Prof. C. Kuklo: Dzisiaj pisanie wielkiej syntezy najczęściej przekracza możliwości jednego badacza. Specjalizacja jest dziś bardzo wyraźna i stale postępuje. Wydaje się więc, że syntezy powinny być przygotowywane przez zespoły badawcze. Sądzę, że zabrakło takich inicjatyw m.in. z powodu zejścia na drugi plan badań historii gospodarczej. To sprawiło, że nie ma opracowań dotyczących dziejów chłopów na Kresach dawnej Rzeczypospolitej. Na szczęście dostęp do części archiwów, m.in. litewskich, jest dziś nieograniczony.

PAP: Nie pojawiały się nowe prace historyków, ale wiele było książek publicystów historycznych stawiających niezwykle daleko idące tezy, przedstawiające chłopów jako bezwolną, ciemiężoną masę. Pozycja chłopów w Rzeczypospolitej była porównywana do pozycji niewolników w Ameryce. Skąd wziął się ten obraz odbiegający od rzeczywistości wyłaniającej się ze źródeł i z ich opracowań?

Prof. C. Kuklo: To raczej pytanie do autorów tych książek. Nie będę ukrywał, że w zespole, który udało się zbudować, nie zgadzamy się z kreśloną przez nich jednostronną wizją. Oczywiście nie ma społeczeństw, w których nie dochodzi do głębokich konfliktów. Dawne społeczeństwa charakteryzowały się także zróżnicowaniem pozycji prawnej różnych warstw społecznych. Sytuacja prawna szlachty bardzo różniła się od sytuacji chłopów, ale snucie opowieści o chłopach eksploatowanych tak jak niewolnicy w USA lub koloniach południowoamerykańskich jest bezsensowne. Mógłbym wymienić wiele krytycznych recenzji tych publikacji.

Najbardziej smuci mnie, że autorzy tych popularnych książek znają podstawowe ustalenia historyków, ale tylko częściowo. W 1978 r. na łamach „Kwartalnika Historycznego” ukazał się artykuł prof. Andrzeja Wyczańskiego „Czy chłopu było źle w Polsce XVI wieku?”. Na zawarte w tytule pytanie autor odpowiedział, że nie było źle: chłop miał całkiem przyzwoite gospodarstwo, do odrabiania pańszczyzny wysyłał raczej najemną siłę roboczą, miał kontakt z miastem, umiał sprzedawać i liczyć, a nawet poddzierżawiał grunty folwarczne. W bibliografii jednej z tych książek znajduje się ten artykuł, ale autor w żaden sposób nie odnosi się do ustaleń prof. Wyczańskiego. To tak, jakbyśmy dziś pisali dzieje współczesnych rodzin w Polsce wyłącznie na podstawie akt sądu rodzinnego, z których siłą rzeczy wyłoni się maksymalnie krzywy obraz. Taka narracja byłaby poczytna, ale miałaby niewiele wspólnego z prawdą.

Oczywiście nie należy iść w stronę przeciwną i nie zauważać konfliktów pomiędzy szlachtą a chłopami. Historycy mają obowiązek pokazywania także tych elementów rzeczywistości społecznej, ale przedstawianie chłopa jako igraszki w rękach szlachcica lub magnata jest absurdalne również ze względów społecznych. Chłopi decydowali o swoich związkach rodzinnych, małżeństwa były kalkulowane, także od strony ekonomicznej, również szlachcie zależało, aby chłopom się wiodło, wszak to ich parobkowie częściej i rzadziej oni sami wychodzili odrabiać pańszczyznę. Często udzielali chłopom pomocy w postaci różnych zapomóg, m.in. ziarna na zasiew. Nie można zatem wykrzywiać obrazu historii. Musimy więc doprowadzić do powstania bardziej obiektywnego obrazu historii społeczeństwa chłopskiego.

PAP: Kiedy więc możemy się spodziewać pierwszych rezultatów rozpoczynającego się programu badań?

Prof. C. Kuklo: Projekt zakłada trzyletnie prace. W gronie liczącym 21 osób z kilku uniwersytetów chcemy się spotkać już na początku lutego, aby przedyskutować problemy uznawane za kluczowe, godne już teraz umieszczenia w przyszłej syntezie, oraz te, które wymagają szczególnego wysiłku badawczego. Po półtora roku chcielibyśmy urządzić kolokwium, podczas którego chcielibyśmy przedstawić historykom pierwsze efekty prac. Podsumowaniem trzyletnich prac będzie potężny tom, który ukaże się pewnie za cztery lata. Zależy nam na włączeniu do tego tomu także efektów prowadzonych wcześniej badań uczestników projektu. Problemów godnych poruszenia w tym tomie jest mnóstwo. Myślę, że przed upływem wspomnianych wcześniej czterech lat będą ukazywać się prace cząstkowe. Sądzę, że pierwsze rezultaty będzie można poznać już za mniej niż rok, w trakcie XXI Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich w Białymstoku, który odbędzie się pod hasłem „Człowiek twórcą historii”.(PAP)

Rozmawiał Michał Szukała





Prof. C. Kuklo: historycy nie zgadzają się z uproszczonym obrazem historii polskich chłopów | Nauka w Polsce




poniedziałek, 27 listopada 2023

Haft - ukraińska wyszywka

 



skany w pdf

post będzie co jakiś czas uzupełniany nie tylko o haft






ДНАББ (dnabb.org)


catalog.dnabb.org/cgi-bin/irbis64r_14/cgiirbis_64.exe?LNG=uk&C21COM=F&I21DBN=RK1_READER&P21DBN=RK1&Z21ID=12260175217551517&Image_file_name=%5CCards%5C8134.pdf&mfn=4879&FT_REQUEST=&CODE=37&PAGE=1



8276.pdf (dnabb.org)


catalog.dnabb.org/ViewerJS/#/irbis64r_14/rk1/cards/8276.pdf




New PDF Document (uartlib.org)


uartlib.org/downloads/TetyanaPata_uartlib.org.pdf




Ольга Косач

«Українські народні узори з Київщини, Полтавщини й Катеринославщини. Вип. 1. Вирізування й настилування» (Київ, 1928)

"Ukraińskie wzorce ludowe z Kijowszczyzny, Poltawszczyzny i Katerynosławszczyzny"
(Катеринослав - obecnie Dniepr)

ДНАББ (dnabb.org)

catalog.dnabb.org/cgi-bin/irbis64r_14/cgiirbis_64.exe?LNG=uk&C21COM=F&I21DBN=RK1_READER&P21DBN=RK1&Z21ID=&Image_file_name=%5CCards%5C10576.pdf&mfn=9389&FT_REQUEST=&CODE=7&PAGE=1




Pierwszy i jedyny numer "Kolekcji Sekcji Sztuki" ukazał się w 1921
«Збірник секції мистецтв»      167 stron

catalog.dnabb.org/ViewerJS/#/irbis64r_14/rk1/cards/3442.pdf





Architektura

Українські архітектурні форми  
Домашенко. Київ.1924.

ДНАББ (dnabb.org)

catalog.dnabb.org/cgi-bin/irbis64r_14/cgiirbis_64.exe?LNG=uk&C21COM=F&I21DBN=GRAF_READER&P21DBN=GRAF&Z21ID=&Image_file_name=images%5C252330.pdf&mfn=4380&FT_REQUEST=&CODE=49&PAGE=1



Pawłucki Hryhorij Hryhorowycz


(19.01.1861, m. Kijów – 15.03.1924, m. Kijów) – antykwariusz, historyk sztuki ukraińskiej, nauczyciel, doktor historii i teorii sztuki, honorowy profesor zwyczajny Cesarskiego Uniwersytetu św. Włodzimierza (obecnie Kijowski Uniwersytet Narodowy im. Tarasa Szewczenki).




"Historia ukraińskiego ornamentu" G. Pawłuckiego:
http://www.dnabb.org/modules.php?name=Pages&go=page&pid=1799
dnabb.org/modules.php?name=Pages&go=page&pid=1799


Pawluckiy G. G. Starożytna Ukraina. Wyp. 1. Drewniane i kamienne świątynie. Kijów, 1905.
http://catalog.dnabb.org/ViewerJS/...
catalog.dnabb.org/ViewerJS/#/irbis64r_14/rk1/cards/23966.pdf


Pawluckiy G. Historia ukraińskiego ornamentu. Kijów, 1927.
http://catalog.dnabb.org/ViewerJS/...
catalog.dnabb.org/ViewerJS/#/irbis64r_14/rk1/cards/22753.pdf


Pawluckiy G. O drewnianych rzeźbionych obrazach puttów w południoworosyjskich kościołach XVII-XVIII wieku. Kijów, 1904.
catalog.dnabb.org/ViewerJS/#/irbis64r_14/rk1/cards/8542.pdf


Pawluckiy G. O pochodzeniu ukraińskich drewnianych form kościelnych. M. , 1911.
http://catalog.dnabb.org/ViewerJS/...
catalog.dnabb.org/ViewerJS/#/irbis64r_14/rk1/cards/8548.pdf


Pawluckiy G. O budynkach kościelnych w stylu "Imperium" w prowincji Poltawa. M. , 1911.
http://catalog.dnabb.org/ViewerJS/...
catalog.dnabb.org/ViewerJS/#/irbis64r_14/rk1/cards/8182.pdf




Malarstwo ludowe ścienne

Berczenko Jewhenia Wasyliwna (ur. 08.04.1884 (lub 1889), Charków – po 1934) – krytyk sztuki, kulturoznawca, badacz ludowych malowideł ściennych

dnabb.org/modules.php?name=Pages&go=page&pid=1844


catalog.dnabb.org/ViewerJS/#/irbis64r_14/rk1/cards/22201.pdf


catalog.dnabb.org/ViewerJS/#/irbis64r_14/rk1/cards/8273.pdf


catalog.dnabb.org/ViewerJS/#/irbis64r_14/rk1/cards/29381.pdf



Кржемінський К. "Стінні розписи на Уманщині" - мотиви орнаменту 1927

4266.pdf (dnabb.org)
catalog.dnabb.org/ViewerJS/#/irbis64r_14/rk1/cards/4266.pdf










Бушен В. Д. "Альбом матеріалів настінного розпису на Уманщині та Кам'янець-Подільщин" 1946

268116.pdf (dnabb.org)
catalog.dnabb.org/ViewerJS/#/irbis64r_14/rk1/cards/268116.pdf












Бушен В. Д. Настенная роспись в народной архитектуре Украины : зарисовки по настенной розписи. Киев, 1952

ze wsi Петриківка na Дніпропетровщині ze szkoły Поли Глущенко
 
catalog.dnabb.org/ViewerJS/#/irbis64r_14/rk1/cards/241661.pdf












W latach 1927-1928 na polecenie Wydziału Naukowo-Badawczego Sztuki i Wydziału Przemysłu Buszowego Kijowskiego Muzeum Rolnictwa historyczka sztuki, artystka i badaczka sztuki dekoracyjnej i użytkowej Elżbieta (Lizawieta) Anatolijewna Lewitska (1899-1933) zbierała materiały malarskie w powiecie sołobkowetskim i cynkiwskim (obecnie region Chmielnicki). 

Podsumowanie badań terenowych L. Levits витkoí ̈ stał się dziełem "malarstwa ścian wiejskiego na podillí: (zinkívs діkij i solobkovec писkij r. )» (Kijow. 1928)

У 1927–1928-х рр. за дорученням Науково-дослідної кафедри мистецтвознавства й відділу кустарної промисловості Київського сільськогосподарського музею мистецтвознавиця, художниця й дослідниця декоративно-ужиткового мистецтва Єлизавета (Лизавета) Анатоліївна Левитська (1899–1933) зібрала матеріали з розпису в Солобковецькому й Зіньківському районах (нині Хмельницької обл.). Підсумком польових досліджень Л. Левитської стала праця «Селянський стінний розпис на Поділлі: (Зіньківський та Солобковецький р.)» (Київ. 1928)



catalog.dnabb.org/ViewerJS/#/irbis64r_14/rk1/cards/52629.pdf




Rzeźbienie i malowanie.
Kijów 1962

ДНАББ (dnabb.org)


catalog.dnabb.org/cgi-bin/irbis64r_14/cgiirbis_64.exe?LNG=uk&C21COM=F&I21DBN=RK1_READER&P21DBN=RK1&Z21ID=&Image_file_name=%5CCards%5C92497.pdf&mfn=9407&FT_REQUEST=&CODE=138&PAGE=1




Różne kształty pierników i płytek.
Poltawa. 1912.

1325%D0%B8.pdf (dnabb.org)

catalog.dnabb.org/ViewerJS/?fbclid=IwAR3khxy9Slb83Wyc-d4JW23V2doxP5Q2YVEtlnIs6iPM1Drc0zFuxDvmlx8#/irbis64r_14/rk1/cards/1325и.pdf




Świetny notatnik ukraińskiego artysty, ilustratora, grafika i etnografa

Amwrosija Andriejewicza Żdacha   POLECAM!!

художник, ілюстратор, графік й етнограф Амвросій Андрійович Ждахи



catalog.dnabb.org/cgi-bin/irbis64r_14/cgiirbis_64.exe?LNG=uk&C21COM=F&I21DBN=RK1_READER&P21DBN=RK1&Z21ID=132215033900031214&Image_file_name=Cards\21502.pdf&mfn=11371&FT_REQUEST=&CODE=244&PAGE=1&fbclid=IwAR0fKlhIg7zkJaf_G0x280pEq5245iWedkk19qqhQSaDjsJf-gcUWnPX8nw












Ceramika

Państwowa Biblioteka Naukowa Architektury i Budownictwa im. V.G. Zabolotnego



dnabb.org/modules.php?name=Pages&go=page&pid=1495&fbclid=IwAR1hiM4a-dX6eEVdH5p3e4_jJ1Dy6OaIXPvDZrfn890ds9IlYb4yFVbLxoE





Bułgaria




drive.google.com/file/d/1i5G1McwiZFa48oYeZGOLfRM4OwW6dS9G/view?fbclid=IwAR0NKPQ7lim5AHuy4qHAhr2hHOIsT9FpoqW1e-Trj6YPlkneJExFTfsveLQ&pli=1







Ilustracja dla dzieci - okres ZSRR



kid-book-museum.livejournal.com/18840.html

kid-book-museum.livejournal.com/698384.html?view=comments

kid-book-museum.livejournal.com/1301916.html?utm_source=3userpost



chytanka.com.ua/ebooks/index.php?action=url/painters










fb:

Державна наукова архітектурно-будівельна бібліотека імені В.Г. Заболотного








Niemcy i brak rozliczenia zbrodniarzy



przedruk






25.11.2023 17:58



„Zbrodnie trzeba nazwać i podać nazwiska zbrodniarzy”. 

A jak to wygląda w rzeczywistości?



- W czasie wojny co piąty dorosły Niemiec należał do NSDAP, w Wehrmachcie służyło 15,6 mln młodych Niemców i Austriaków, a Hitlera popierały wielkie koncerny przemysłowe. Niechęć do rozliczeń w RFN po wojnie była więc naturalną niechęcią do przyznania się do winy swojej lub swoich bliskich – ocenia historyczka dr Joanna Lubecka z IPN. Według szacunków historyków około 30 tys. zbrodniarzy zdołało po wojnie uciec z kraju tzw. „szczurzymi szlakami” (niem. „Rattenlinien”), głównie do Ameryki Łacińskiej.


Obecnie Niemcy generalnie uznają swoją odpowiedzialność za zbrodnie II wojny światowej, ale jednocześnie zwolenników zyskują skrajnie prawicowe partie AfD czy NPD, których członkom „zdarzają się niefortunne wypowiedzi, na przykład nazwanie pomnika Holokaustu pomnikiem hańby lub relatywizowanie zbrodni i roli Hitlera” – zaznacza badaczka.

- Niemiecki kryminolog Dieter Schenk nazwał politykę rządu, administracji i wymiaru sprawiedliwości w latach 50. i 60. "strukturalnym nieściganiem morderców". Odsetek byłych członków NSDAP w organach decyzyjnych i wymiaru sprawiedliwości był stosunkowo duży. Schenk podaje, iż w 1950 roku 66-75 procent sędziów i prokuratorów było dawnymi członkami NSDAP



Wielu nazistów zrobiło po wojnie kariery polityczne.

- Jak podaje w swoim tajnym raporcie dla CIA szef niemieckiego wywiadu BND Reinhard Gehlen, w 1950 roku 129 deputowanych Bundestagu należało w okresie III Rzeszy do NSDAP, co stanowiło 26,5 procent


W 1952 r. 33,9 proc. pracowników MSZ RFN – łącznie 184 osoby - było dawnymi członkami NSDAP.

- Głośnych było też kilka pojedynczych przypadków karier osób podejrzewanych o udział bądź współudział w zbrodniach. Była to m.in. historia Hansa Globke, współtwórcy ustaw norymberskich dyskryminujących Żydów, który w latach 1953 do 1963 był szefem Urzędu Kanclerskiego i doradcą kanclerza Konrada Adenauera


- Z polskiej perspektywy najbardziej oburzający jest przypadek gen. Heinza Reinefartha, dowódcy odpowiedzialnego za zbrodnie popełnione w trakcie Powstania Warszawskiego, który po wojnie robił karierę polityczną jako deputowany do Landtagu Szlezwik-Holsztyn oraz burmistrz Westerlandu na wyspie Sylt


Według szacunków historyków około 30 tys. zbrodniarzy zdołało po wojnie uciec z kraju tzw. „szczurzymi szlakami” (niem. „Rattenlinien”), głównie do Ameryki Łacińskiej. Byli wśród nich „Anioł Śmierci” z KL Auschwitz Josef Mengele, „architekt Holokaustu” Adolf Eichmann (złapany później przez Mosad, osądzony i stracony), a także twórca ruchomych komór gazowych Walter Rauff.


Niektórzy funkcjonariusze III Rzeszy byli chronieni przez aliantów, a ich wiedzę i umiejętności wykorzystywano w konflikcie Wschód-Zachód. W tej grupie był m.in. generał Wehrmachtu Gehlen, którego Amerykanie zaangażowali do stworzenia służby wywiadowczej BND, a także naukowiec Wernher von Braun, twórca niemieckich rakiet V-2, a później współautor programu kosmicznego USA.

- Procesy, które odbywały się w RFN, m.in. proces frankfurcki w latach 60., czy proces w Düsseldorfie w drugiej połowie lat 70., wpłynęły na wzrost wiedzy Niemców o zbrodniach, ale nie zmieniły procedur karnych, które nadal pozwalały sprawcom żyć w spokoju i cieszyć się społecznym szacunkiem




- Dobrym przykładem byłby tu przedsiębiorca Josef Neckermann – nazista, który dorobił się na przejmowaniu żydowskich majątków, prawnik Paul Reimers, który w latach 1941–1943 pracował w sądzie specjalnym w Berlinie, a później w Trybunale Ludowym i dopiero w 1984 roku oskarżono go o 62 morderstwa i 35 usiłowań morderstwa, czy stojący na czele akcji T-4 lekarz Werner Heyde, którego w 1962 roku oskarżono o "podstępne, okrutne i celowe zabicie co najmniej 100 tys. osób"




Jej zdaniem okres alianckiej okupacji Niemiec był intensywny, jeśli chodzi o sądzenie zbrodniarzy i denazyfikację. Sytuacja zmieniła się po powstaniu dwóch państw niemieckich w 1949 roku. W NRD kontrolę nad sądownictwem utrzymali Sowieci, a władze budowały tajne służby STASI na dawnych funkcjonariuszach SS. W RFN liczba procesów znacznie spadła, co wynikało z nieprzystosowania zachodnioniemieckiego prawa do tzw. zasad norymberskich, ale też z szeregu obiektywnych czynników.


- Po pierwsze, wraz z narastaniem zimnej wojny, zabrakło nacisku i determinacji ze strony aliantów, aby mobilizować Niemców do przeprowadzenia rozliczeń. Coraz bardziej oczywisty stawał się fakt, że RFN jest niezbędnym sojusznikiem w walce z Sowietami. Rozdrażnianie i zniechęcanie niemieckiej opinii publicznej poprzez przypominanie niedawnej, niechlubnej przeszłości wydawało się nierozsądne z politycznej perspektywy



Jednak również społeczeństwo RFN było niechętne rozliczeniom. „Żeby zrozumieć stosunek Niemców do narodowego socjalizmu, należy przyjrzeć się w jaki sposób naród niemiecki współuczestniczył w tworzeniu systemu III Rzeszy. Liczba wydanych legitymacji partyjnych NSDAP osiągnęła 10,7 mln, co oznacza, że co piąty dorosły Niemiec należał do partii nazistowskiej. W Wehrmachcie służyło od 1939 do 1945 r. 15,6 mln Niemców i Austriaków. Najbardziej ostrożne szacunki niemieckich historyków dotyczące udziału Wehrmachtu w zbrodniach, szczególnie na froncie wschodnim, – wynoszą 5 procent. Oznaczałoby to, że zbrodnie mogło popełnić ponad 700 tys. żołnierzy” - wylicza ekspertka.

- Jeśli dodamy do tych liczb członków formacji SS, urzędników Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa SS, a także przedstawicieli wielkich koncernów przemysłowych wspierających Hitlera, otrzymamy obraz "uwikłania" i skalę poparcia, jakiej udzielił Hitlerowi naród niemiecki. Niechęć do rozliczeń była więc naturalną niechęcią do przyznania się do winy swojej lub swoich bliskich




Kolejnym powodem był fakt, że dla władz nowo powstałej RFN, na czele których stał kanclerz Konrad Adenauer, ważniejsza była integracja społeczeństwa i odbudowa gospodarki.

- Sprawę rozliczenia zbrodni niemieckich uznawał za "załatwioną" w procesach norymberskich, a wracanie do niej za działanie szkodliwe i antypaństwowe. Niechęć wobec rozliczeń zbrodni III Rzeszy demonstrowały również oba kościoły niemieckie, katolicki i protestancki




Według niej w historii państw nie istnieje „gruba kreska”, a do budowy nowego państwa trzeba było wykorzystać ludzi byłego reżimu, często podejrzanych o zbrodnie.

- Jeśli już ktoś stawał przed sądem, obrońcy i sędziowie stosowali kilka prostych procedur, przede wszystkim oskarżano o zabójstwo, które ulegało przedawnieniu, a nie o morderstwo. Uznawano, że oskarżeni działali w systemie totalitarnym, a więc nie mogą odpowiadać jako sprawcy, gdyż działali "w stanie wyższej konieczności wywołanej rozkazem". Krótko mówiąc, RFN świetnie wykorzystała sytuację międzynarodową, aby zająć się ważniejszymi z perspektywy młodego państwa sprawami, niż sądzenie własnych obywateli


Ekspertka zwraca uwagę, że stosunki międzynarodowe rządzą się swoimi prawami, a każde państwo realizuje i chroni własne interesy. „Przyznanie się i rozliczenie zbrodni, szczególnie w świetle reflektorów i na arenie międzynarodowej nie sprzyja budowaniu własnej silnej pozycji. Dlatego robią to jedynie państwa przegrane” – zaznacza.

- Jeśli miałabym więc odpowiedzieć na pytanie, czy Niemcy właściwie i w pełnym stopniu rozliczyli się z nazizmem i sprawcami zbrodni, to odpowiem: nie. Ale być może rozliczyli się lepiej niż inne państwa. Zbrodnie komunizmu zarówno na terenie byłych republik sowieckich, jak i w strefie wpływów sowieckich w przeważającej części w ogóle nie zostały rozliczone, co więcej w zasadzie zostały całkowicie wyparte



Obecnie Niemcy generalnie uważają, że rozliczyli się ze swoją nazistowską przeszłością, a w kraju wykonano ogromną pracę na rzecz poszerzania wiedzy o zbrodniach wobec Żydów, Romów i Sinti. Naukowcy niemieccy, którzy badają te zagadnienia, twierdzą jednak, że wiedza dotycząca Holokaustu, szczególnie wśród młodych Niemców jest dość powierzchowna, natomiast wiedza dotycząca zbrodni wobec innych narodów w zasadzie nie istnieje.

Zdaniem dr. Lubeckiej mimo starszego wieku oskarżonych należy im wytaczać procesy, ponieważ wymaga tego poczucie sprawiedliwości wobec ofiar. „Zbrodnie trzeba nazwać i podać nazwiska zbrodniarzy. Obecnie w Niemczech toczy się kilkanaście takich procesów, a w ostatnich latach udało się postawić przed sądami m.in. Iwana vel Johna Demianiuka, strażnika z Sobiboru (2011 r.), Oskara Gröninga, strażnika i księgowego z Auschwitz (2015 r.), w grudniu 2022 r. skazano sekretarkę komendanta KL Stutthof Irmgard Furchner na karę dwóch lat więzienia” – wymienia historyczka z IPN.




„Zbrodnie trzeba nazwać i podać nazwiska zbrodniarzy”. A jak to wygląda w rzeczywistości? | Niezalezna.pl






Konsolidacja wokół spraw ważnych





przedruk







PREZYDENCI LUBUSKICH MIAST

PRZECIWNI POMYSŁOM LIKWIDACJI WOJEWÓDZTWA



27 listopada 2023 12:39

Radio Maryja


Prezydenci Gorzowa Wlkp., Zielonej Góry i Nowej Soli zorganizują konferencję pt. „Nowe Porozumienie Paradyskie”. To ich reakcja na pojawiające się pomysły dot. zmiany podziału administracyjnego kraju mogące skutkować m.in. likwidacją woj. lubuskiego – poinformował rzecznik UM Gorzowa Wlkp., Wiesław Ciepiela.

Jak wskazano w komunikacie, lubuscy prezydenci chcą wskazać na zagrożenia dla woj. lubuskiego oraz porozmawiać o przyszłości, konsolidować się wokół spraw ważnych dla całego regionu w kolejnych latach, na przykład działań na rzecz równomiernego rozwoju komunikacyjnego regionu.


„Ostatnio w przestrzeni publicznej pojawiają się mapy z nowymi propozycjami podziału administracyjnego. Nie można wykluczyć, że poza czyjąś aktywnością jest to jakaś forma prezentacji, swego rodzaju testowanie możliwych do przyjęcia w przyszłości rozwiązań. W ramach tych propozycji województwo lubuskie przestanie istnieć i zostanie przyłączone do nowych powstających dużo większych niż obecne województw” – powiedział cytowany prezydent Gorzowa Wlkp., Jacek Wójcicki.

Dodał, że takie rozwiązanie jest absolutnie nie do zaakceptowania i wraz z prezydentami Zielonej Góry, Januszem Kubickim, oraz Nowej Soli, Jackiem Milewskim, chcą podjąć próbę zwrócenia uwagi na te plany nie tylko przez mieszkańców woj. lubuskiego, ale także wszystkich Polaków.

Jacek Wójcicki przypomniał, że woj. lubuskie – utworzone z województw gorzowskiego i zielonogórskiego – funkcjonuje od początku 1999 r., ale jego powstanie poprzedziły ustalenia gorzowskich i zielonogórskich parlamentarzystów w Gościkowie-Paradyżu, których efektem był list w sprawie utworzenia woj. lubuskiego skierowany 13 marca 1998 r. do ówczesnego premiera Jerzego Buzka. Ten list określany jest mianem Umowy paradyskiej.

Prezydent Gorzowa podkreślił, że prezydenci trzech największych lubuskich miast na zapowiadanej konferencji będą także chcieli zwrócić uwagę na fakt, iż samorząd od chwili swojego powstania jest nadmiernie przeciążony obowiązkami, za którymi nie idą wystarczające środki do ich realizacji.

„Pora zerwać z tą złą tradycją. Skoro stać nas na monumentalne inwestycje centralne, to również powinno być nas stać na faktyczne, a nie pozorne, finansowanie zleconych działań. Chcemy też konsolidować ludzi sprzyjających równomiernemu rozwojowi województwa, sprzyjających samorządności, rozumiejących, jak ważny dla rozwoju kraju jest rozwój miast, gmin i regionów” – zaznaczył Jacek Wójcicki.

Konferencja pn. „Nowe Porozumienie Paradyskie” została zaplanowana na 7 grudnia br., w pocysterskim zespole klasztornym w Gościkowie-Paradyżu. Na konferencję zostaną zaproszeni lubuscy wójtowie, burmistrzowie, starostowie i prezydenci, parlamentarzyści i politycy, również ci, którzy podpisywali pierwsze Porozumienie paradyskie – zapowiedział Wiesław Ciepiela.







Prezydenci lubuskich miast przeciwni pomysłom likwidacji województwa – RadioMaryja.pl






niedziela, 26 listopada 2023

Polska po lodzie










Badanie: przed pojawieniem się Homo sapiens cała Europa nie była porośnięta gęstymi lasami


2023-11-26




Podręczniki biologii i leśnictwa zapewniają, że zanim do Europy przybyli współcześni ludzie, duże obszary były gęsto porośnięte lasami (oczywiście poza epokami lodowcowymi). Potem przyszli nasi przodkowie, wycięli drzewa, osuszyli bagna i uprawiali rolę. W ten sposób jeszcze przed pojawieniem się nowoczesnego rolnictwa stworzyli różnorodne krajobrazy łąk, wrzosowisk i użytków zielonych.


Tymczasem nowe badania sugerują, że terenów otwartych i tylko częściowo porośniętych drzewami i krzewami było dużo więcej niż oczekiwano. W skład miedzynarodowego zespołu autorów badania i publikacji weszli naukowcy z Polski - z uniwersytetów: Łódzkiego, Śląskiego, Warszawskiego, Wrocławskiego, Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu i Państwowyego Instytutu Geologicznego. Pracami kierowali naukowcy z Aarhus University (Dania).


Jak wyjaśnia Elena Pearce, postdoc na wydziale biologii Aarhus University i główna autorka badania, "pogląd, jakoby krajobraz większości kontynentu pokrywał gęsty las jest po prostu błędny. Nasze wyniki pokazują, że musimy ponownie ocenić nasz pogląd na to, czym jest europejska przyroda".


Jej współpracownik i współautor, profesor Jens -Christian Svenning kontynuuje: "Przyroda podczas ostatniego okresu międzylodowcowego – okresu o łagodnym klimacie podobnym do dzisiejszego, ale przed przybyciem współczesnego człowieka – była pełna różnorodności. Co ważne, krajobrazy charakteryzowały się dużą ilością otwartej i półotwartej roślinności z krzewami, wymagającymi dużo światła drzewami i ziołami obok drzewostanów wysokich drzew dających cień".


Wahania orbity Ziemi wokół Słońca i przesunięcia płyt tektonicznych oznaczają, że na naszą planetę wpływają długie okresy niższych temperatur. Okresy te nazywamy epokami lodowcowymi lub okresami zlodowacenia. Naukowcy są zgodni co do tego, że w czteromiliardowej historii Ziemi miało miejsce co najmniej pięć głównych okresów zlodowacenia. Najwcześniejszy - około 2 miliardów lat temu - trwał około 300 milionów lat. Wbrew pozorom obecnie też znajdujemy się w okresie zlodowacenia. Badacze dzielą także okresy zlodowacenia na okresy zimne i ciepłe, a mianowicie na poszczególne epoki lodowcowe oraz okresy cieplejsze - interglacjały.




Obecny okres zlodowacenia trwa prawie 2,6 miliona lat, ale teraz znajdujemy się w okresie międzylodowcowym, który prawdopodobnie przedłuża się z powodu emisji gazów cieplarnianych przez człowieka. Badanie dotyczy poprzedniego okresu międzylodowcowego, który trwał od 129 000 lat temu do około 115 000 lat temu.
W Europie ten okres międzylodowcowy nazywa się Eem.



Próbki pyłku kopalnego z dużych części Europy pomogły zespołowi badawczemu zidentyfikować, które rośliny rosły ponad 100 000 lat temu w ostatnim okresie międzylodowcowym. Okazało się, że duża część zbadanego pyłku należała do roślin, które nie rosną w gęstym lesie.



„Wysokie drzewa dające cień, takie jak świerk, lipa, buk i grab, będą najbardziej rozpowszechnione w gęstych lasach. Wyniki pokazują jednak, że leszczyna często pokrywała duże obszary. Leszczyna to krzew, który nie rośnie w dużych ilościach w gęstym lesie” – podkreślił Jens-Christian Svenning.


W świecie roślin rywalizacja o światło słoneczne jest zacięta. Drzewa, których korony są najwyżej, mogą wychwycić najwięcej światła słonecznego i wygrać tę konkurencję. W lasach bukowych drzewa pochłaniają prawie całe światło słoneczne. Oznacza to, że inne, mniejsze drzewa i krzewy, takie jak leszczyna, nie mogą rosnąć w lesie bukowym.


„Leszczyna rośnie na otwartej przestrzeni oraz w otwartym lub naruszonym lesie i toleruje niepokojenie ze strony dużych zwierząt. Podczas gdy gatunki takie jak buk i świerk są często poważnie uszkadzane lub giną w wyniku cięcia lub zgryzania, leszczyna radzi sobie bez problemów. Nawet jeśli wytniesz leszczynę nadal wypuści mnóstwo nowych pędów” – mówił prof. Svenning.


Prawie wszystkie drzewa, kwiaty i krzewy wydzielają pyłek. Pyłek jest dla roślin tym, czym plemniki dla zwierząt. Aby roślina mogła wytworzyć nasiona, jej komórki jajowe muszą zostać zapylone. Duża część pyłku ląduje na glebie, gdzie nie może zapylić innych roślin. Zamiast tego jest zjadany przez owady lub rozkładany przez mikroorganizmy. Niewielka ilość pyłku ląduje jednak w jeziorach, torfowiskach czy strumieniach, gdzie opada na dno. Pod powierzchnią często nie ma tlenu ani życia, a pyłek utrzymuje się w warstwach gleby przez setki tysięcy lat.


Analizując skład różnych rodzajów pyłków w warstwach gleby na pradawnych, zasypanych terenach podmokłych, badacze mogą wywnioskować, jak roślinność wyglądała ponad 100 000 lat temu.


Według obliczeń przeprowadzonych w ramach nowego badania od 50 do 75 proc. krajobrazu pokrywała roślinność otwarta lub półotwarta. Było tak najprawdopodobniej za sprawą dużych ssaków, które żyły w tamtych czasach.


„Wiemy, że w Europie żyło wówczas wiele dużych zwierząt. Tury, konie, żubry, słonie i nosorożce. Musiały one zjadać duże ilości biomasy roślinnej i dzięki temu były w stanie kontrolować wzrost drzew – wyjaśniał profesor Svenning. - Oczywiście prawdopodobne jest, że również inne czynniki, takie jak powodzie i pożary lasów odegrały pewną rolę. Nie ma jednak dowodów sugerujących, że spowodowało to wystarczające zakłócenia. Na przykład pożary lasów sprzyjają wzrostowi sosny, ale w większości przypadków nie znaleźliśmy sosny jako gatunku dominującego".


Chociaż grupa badawcza nie może być w 100 proc. pewna, w jakim stopniu duże zwierzęta były odpowiedzialne za otwarte obszary, istnieją mocne przesłanki, że tak było. Po pierwsze, duże zwierzęta, takie jak żubry, wywierają dokładnie taki efekt na obszarach, gdzie nadal można je spotkać w europejskich lasach. Co więcej, skamieniałości chrząszczy z ostatniego okresu międzylodowcowego pokazują również, że żyło w tym czasie wiele dużych zwierząt.


„Przyjrzeliśmy się wielu znaleziskom skamieniałości chrząszczy z tamtego okresu w Wielkiej Brytanii. Chociaż istnieją gatunki chrząszczy, które żyją w lasach, w których często występują pożary lasów, nie znaleźliśmy żadnego z nich. Zamiast tego znaleźliśmy dużo żuków gnojowych, co pokazuje, że części krajobrazu są gęsto zasiedlone przez duże zwierzęta roślinożerne” – stwierdził profesor.


Wiele wskazuje na to, że duże zwierzęta utrzymywały różnorodność krajobrazu, zanim pojawił się człowiek, z dużymi obszarami roślinności otwartej i półotwartej.


Jak wskazał prof. Jens-Christian Svenning, teorię wspiera dodatkowo bardzo szczególne badanie przeprowadzone w Polsce.


„W Polsce badacze przyjrzeli się bliżej skamieniałościom nosorożca leśnego (Dicerorhinus kirchbergensis, nazywany też nosorożcem Mercka), aby zobaczyć, czym żywiło się to duże zwierzę. Między jego zębami znaleźli resztki pyłku i gałązek, a gdy je przeanalizowali, okazało się, że duża ich część pochodziła z leszczyny. Zatem nosorożce włóczyły się po okolicy, zjadając gałęzie i liście leszczyny. Potwierdza to teorię, że duże zwierzęta wpłynęły na roślinność. Jednocześnie ślady na ich zębach sugerują, że przez całe życie dużo żerowały na trawie i turzycach" - opisał.


Jak wyjaśniła Elena Pearce, wyniki badania potwierdzają, że duże zwierzęta odgrywają zasadniczą rolę w restytucji różnorodności biologicznej.


„Teraz wiemy, że istniało duże zróżnicowanie krajobrazu. Wszystko wskazuje na to, że zróżnicowanie to powstało w wyniku wpływu dużych zwierząt na strukturę roślinności. Wiele dużych zwierząt z okresu międzylodowcowego już wymarło, ale nadal mamy żubry, konie i bydło. Bez dużych zwierząt obszary naturalne stają się zdominowane przez gęstą roślinność, w której na przykład wiele gatunków roślin i motyli nie może się rozwijać. Dlatego ważne jest, abyśmy przywracali duże zwierzęta do ekosystemów, jeśli mamy wspierać różnorodność biologiczną” - dodała.












Badanie: przed pojawieniem się Homo sapiens cała Europa nie była porośnięta gęstymi lasami (tvp.pl)