Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

poniedziałek, 11 listopada 2013

Niska wydajność pracy Polaków to mit!





Prawda jest taka, że pracujemy ciężej, dłużej i za mniejsze pieniądze niż większość Europejczyków




Długo czekałem na ten tekst. W końcu jest.
Swoją drogą, świetna strona, polecam.



reblogged
wpis z dnia 08/11/2013

Niemiec pracujący w fabryce akcesoriów biurowych pod Hamburgiem wyprodukuje w ciągu godziny 100 długopisów. Polak, pracujący w należącej do tego samego właściciela fabryce akcesoriów biurowych pod Warszawą, wyprodukuje w ciągu godziny 200 długopisów. Zgadnij czyja praca jest bardziej "wydajna"?

Surowe statystyki mówią, że wydajność pracy w Polsce mierzona wartością PKB w cenach stałych na przepracowaną godzinę w 2012 roku była aż o 67,7 proc. niższa niż średnia dla Unii Europejskiej.

W tym miejscu należy jednak wyraźnie podkreślić - nie oznacza to wcale, że Polacy są leniwi lub wkładają w pracę mniej wysiłku, jak sugerują co niektórzy publicyści mediów establishmentowych.

Słynną "wydajność" pracy mierzy się bowiem przez pryzmat wartości pieniężnej danej czynności czy usługi, która zasili PKB danego kraju.

Odwołując się do przykładu - wspomniany Niemiec z fabryki pod Hamburgiem wyprodukuje w ciągu godziny 100 długopisów. Każdy z nich jest w Niemczech warty 1 euro, tj. równowartość około 4,20 zł. To znaczy, że w ciągu tylko jednej godziny pracy niemiecki robotnik jest w stanie powiększyć PKB swojego kraju o 100 euro (tj. ok. 420 zł).

Polski robotnik spod Warszawy jest w tym samym czasie wyprodukować, aż 200 długopisów. Problem w tym, że każdy z nich jest w naszym kraju warty tylko 0,80 zł, a to oznacza, że jego "wydajność" pracy mierzona wartością dodaną PKB wnosi tylko 160 zł na godzinę.

Na pierwszy rzut oka wydawało się, że bardziej produktywny jest Polak spod Warszawy. Wszak jest w stanie wyprodukować, aż 200 długopisów na godzinę. I to jest prawda - pracownik fabryki w Polsce wyprodukuje więcej, ale to pracownik fabryki za naszą zachodnią granicą będzie uznany w oficjalnych statystykach ekonomicznych jako ten bardziej "wydajny", mimo że w rzeczywistości potrafi wyprodukować w ciągu godziny dwa razy mniej niż Polak.

W tym kontekście chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na dwie inne statystyki, po części związane z kwestią "wydajności" pracy.

Pierwsza z nich mówi o udziale płac otrzymywanych przez Polaków w relacji do PKB wytwarzanego przez nasz kraj.

Wskaźnik ten pokazuje, jaka część wytworzonego PKB została przeznaczona na potrzeby ludzi w formie wynagrodzeń za pracę, składek emerytalno-rentowych i zdrowotnych oraz podatków na sfinansowanie tzw. konsumpcji zbiorowej, np. szkolnictwa i transportu publicznego, przychodni i szpitali itp.

Generalnie zasada jest prosta: im wyższy udział kosztów związanych z zatrudnieniem w relacji do PKB danego kraju, tym większy panuje dobrobyt. Okazuje się, że wskaźnik 'płace do PKB' w naszym kraju jest na dramatycznie niskim poziomie.

W Szwajcarii do pracowniczych kieszeni i fiskusa trafia prawie 60 proc. PKB. W USA – ponad 55 proc. PKB, w Niemczech i większości państw Europy Zachodniej od 42 do 55 proc. PKB. W Polsce w 2008 r. wskaźnik ten wynosił 37,1 proc., a w ciągu kolejnych kilku lat obniżył się do zaledwie 36 procent, co daje nam zaszczytne przedostatnie miejsce w Unii Europejskiej.




Tak niski poziom wskaźnika oznacza, że ogromna część owoców wzrostu gospodarczego z ostatnich lat w ogóle nie trafia do portfeli Polaków.


Z uwagi na niskie płace oraz słabą "wydajność" pracy mierzoną wartością wytworzonego PKB, Polacy - aby wiązać koniec z końcem - muszą pracować o wiele dłużej i intensywniej niż inne nacje w Europie.


W tym miejscu należy odwołać się do drugiej statystyki autorstwa OECD, która mierzy liczbę godzin spędzonych w pracy przez obywateli poszczególnych państw.

Okazuje się, że Polacy w tym zestawieniu są wice-liderami Unii Europejskiej. W 2012 roku statystyczny Polak spędził w pracy 1929 godzin. Dla porównania - statystyczny Brytyjczyk w pracy spędził 1654 godziny, Francuz - 1479 godzin, Niemiec - 1397 godzin, a Holender jedynie 1381 godzin.





Przeciętny Polak przepracował w 2012 roku 1929 godzin. W Unii Europejskiej więcej godzin w pracy spędzili w ubiegłym roku jedynie Grecy. Statystyczny Niemiec spędza w pracy ponad 500 godzin mniej niż Polak.


Liczba godzin spędzonych w pracy w 2012 roku 
(w nawiasie: średnia miesięczna)
=============================================
Grek - 2034(169,5)
Polak - 1929
(160,8)

Estończyk - 1889
(157,4)
Węgier - 1888
(157,3)

Czech - 1800
(150,0)
Słowak - 1785
(148,8)
Włoch - 1752
(146,0)

Austriak - 1699 (141,6)
Portugalczyk - 1691
(140,9)
Hiszpan - 1686
(140,5)
Fin - 1672
(139,3)
Brytyjczyk - 1654
(137,8)
Szwed - 1621
(135,1)
Belg - 1574
(131,2)
Duńczyk - 1546
(128,8)
Irlandczyk - 1529
(127,4)
Francuz - 1479 (123,3)
Norweg - 1420
(118,3)
Niemiec - 1397
(116,4)
Holender - 1381
(115,1)

Źródło informacji: OECD Employment Outlook 2013








Czytaj więcej: Polacy przepracowanym narodem (Niewygodne.info.pl)
Czytaj więcej: Naczelna zasada kolonializmu XXI wieku: drenować ile się da kapitał państw podległych (Niewygodne.info.pl)
wpis z dnia 08/11/2013






http://niewygodne.info.pl/artykul/00602-niska-wydajnosc-pracy-polakow-to-mit.htm

 http://niewygodne.info.pl/artykul/00587-polacy-przepracowanym-narodem.htm






KOMENTARZE

  • *****
    Oczywiście, że to jest mit!
  • Dla mnie to nic nowego
    Jestem w branży usług budowlanych, widzę co się dzieje na polskich budowach. Gdy Niemiec kończy robotę w piątek, to Polacy zasuwają często nawet w niedzielę. Przykład pierwszy z brzegu jak wyceniana jest nasza praca. Opłaca się na przykład zrobić bramę ogrodzeniową (duża przemysłowa) i wieźć ją do odbiorcy w Anglii. Koszty transportu, 2000km i tak jest dużo taniej jak zrobią to robotnicy angielscy.
    Przy czym technologia produkcji jest taka sama w obydwu miejscach.
    Ktoś chyba z nas sobie jaja robi.
  • O jak miło...
    ...w dzisiejszym nagraniu wziąłem "na warsztat" te same kłamstwa - tyle, że na podstawie artykułu ze strony głównej jednego z portali.

    MEDIA I WŁADZA WCISKAJA NAM KIT - bez przerwy, 24h/dobę. Czas się zaczać przed tym bronić:


  • @Freedom
    Autor filmu bezrefleksyjnie powołuje się na artykuł z onet.pl, z którego wynika, że średnia płaca w Czechach wynosi 6500 zł brutto (37 zł x 8 godzin x 22 dni = 6,5 tys.), a w Niemczech ponad 25.000 złotych brutto (144 zł : x 8 godzin x 22 dni = 25 tys.). Trudno w tej sytuacji zrozumieć dlaczego płaca minimalna w Czachach wynosi 1310 zł brutto (wg Eurostatu 312 euro w 2012)? 1310 to około 20% z 6500 zł. To tak jakby w Polsce politycy wprowadzili ustawowe minimum wynoszące 520 zł na rękę czyli 20% średniej płacy. Jaki sens miałoby wprowadzanie tak niskiego minimum gdy w szarej strefie płacą więcej?
  • _
    "Surowe statystyki mówią, że wydajność pracy w Polsce mierzona wartością PKB w cenach stałych na przepracowaną godzinę w 2012 roku była aż o 67,7 proc. niższa niż średnia dla Unii Europejskiej."

    Trzeba dodać, że 67,7% ale w cenach hipotetycznych, wg parytetu siły nabywczej. W cenach realnych, rynkowych dużo mniej. Wzrost wydajności w Polsce ma odbicie we wzroście płac.

    Płaca minimalna brutto w Polsce jako % płacy minimalnej brutto w krajach UE (z uzględnieniem siły nabywczej):

    ...................2003.....2013
    Czechy..........94.......154
    Portugalia......67......101
    Grecja...........47........91
    Hiszpania......56........83
    UK................36........57
    Francja.........30........50
    Holandia.......28........48

    Źródo: Eurostat

    "Odwołując się do przykładu - wspomniany Niemiec z fabryki pod Hamburgiem wyprodukuje w ciągu godziny 100 długopisów. Każdy z nich jest w Niemczech warty 1 euro, tj. równowartość około 4,20 zł. To znaczy, że w ciągu tylko jednej godziny pracy niemiecki robotnik jest w stanie powiększyć PKB swojego kraju o 100 euro (tj. ok. 420 zł)."

    Lepiej odwołać się do świata realnego. Wg Banku Światowego w 1989 r. w polskim rolnictwie pracowało 25% zatrudnionych, a w
    amerykańskim 3%. W związku z 8 razy mnijeszym zatrudnieniem w rolnictwie w USA można by się spodziewać, że produkcja rolna na mieszkańca była dużo niższa. Tymczasem wg ONZ produkcja np. mięsa na głowę mieszkańca USA w 1989 wynisoła 113 kg, jaj - 15,9 kg, a w Polsce odpowiednio - 77 kg i 11,8.

MON "ustawi" przetarg na dostawę podwodnych okrętów tak, aby wygrali go Niemcy?





Ale fajnie. Czy to jest to cudo??


MON oficjalnie: wymagania na okręt podwodny będą zmieniane, ponieważ ... nie spełniał ich niemiecki okręt typu 212A

OPUBLIKOWANO: Poniedziałek, 04 Listopada 2013, 18:17, OSTATNIO EDYTOWANY: Wtorek, 05 Listopada 2013, 7:16


  •  

Ministerstwo Obrony Narodowej poinformowało, że niemiecki okręt podwodny typu 212A nie spełnia obligatoryjnych wymagań taktyczno-technicznych i w związku z tym … te wymagania zostaną zweryfikowane.
 
Nasz artykuł z lipca br. o próbie wprowadzenia do Marynarki Wojennej bocznymi drzwiami okrętu podwodnego typu 212 (poprzez leasing a nie przetarg) spowodował reakcję posła Jacka Sasina, który w swojej interpelacji poselskiej nr 20515 w sprawie planowanego zakupu okrętów podwodnych dla Marynarki Wojennej RP zapytał MON o szczegóły toczącego się postępowania w odniesieniu do okrętu podwodnego.

Czy okręt 212 spełnia polskie wymagania?
Najbardziej zastanawiająca przy tej interpelacji jest odpowiedź MON na pytanie: „Czy okręt typu 212A jest zgodny z technicznymi wymaganiami sporządzonymi przez MON, nad którymi prace miały się zakończyć?

Generał Skrzypczak odpowiedział bowiem: „…analiza dokonana w resorcie wykazała, iż wskazany okrętnie spełnia wszystkich obligatoryjnych wymagań taktyczno- technicznychopracowanych przez gestora sprzętu wojskowego, w tym w szczególności w zakresie układu napędowego, uzbrojenia rakietowego oraz systemu ratowniczego.” Formalnie powinno to oznaczać odrzucenie niemieckiej oferty.


Niestety pomimo tego, że w jednym zdaniu wcześniej w swojej odpowiedzi na interpelację posła Sasina generał Skrzypczak zawarł deklarację, że:

„…okręty podwodne, które mogą być zaoferowane stronie polskiej, będą musiały odpowiadać kryteriom postawionym przez Sztab Generalny WP w wymaganiach operacyjnych” w zdaniu później poinformował on posłów, że w związku z nie spełnianiem wymagań obligatoryjnych przez proponowany przez Niemców okręt podwodny: „…minister obrony narodowej na wniosek szefa Sztabu Generalnego WP wyraził zgodę na powołanie grupy specjalistycznej do weryfikacji wymagania operacyjnego na okręt podwodny 212A.”
Gdyby tych „obligatoryjnych wymagań” nie spełniał żaden z oferentów decyzja MON byłaby całkowicie zrozumiała. Jednak wiadomo jest, że oferta niemiecka nie jest jedyną jaką otrzymała Marynarka Wojenna. Co gorsza dla MON - tamta druga oferta wskazane „obligatoryjne wymagania” spełniała.
Wymagania były „złe” więcnależało wymienić „ekspertów”?
Tryb postępowania MON/IU/MW przy wyborze typu okrętu podwodnego jest więc co najmniej zastanawiający i niestety sprawia wrażenie dalekie od pełnej przejrzystości. Może to się położyć cieniem na bardzo dobrym (być może rzeczywiście najlepszym dla Polski o czym powinien zadecydować przetarg) okręcie podwodnym typu 212.
Obligatoryjne wymagania taktyczno- techniczne zostały opracowane przez gestora sprzętu wojskowego, a więc z założenia przez najlepszych specjalistów w Marynarce Wojennej w tej dziedzinie. Powołanie więc jeszcze jakiejś „grupy specjalistycznej” oznacza, że wymagania te nadal nie są gotowe, oraz że w siłach zbrojnych są specjaliści, którzy mogą pisać wymagania zamiast gestora.
Z nieoficjalnych źródeł wiemy, że w Marynarce Wojennej nie zgodzono się na proponowaną przez MON zmianę wymagań pod niemiecki okręt podwodny. Ciekawe kto więc będzie w tej „grupie specjalistycznej”? I dlaczego wcześniej ta grupa nie brała udziału w pisaniu założeń taktyczno - technicznych na najdroższy przecież system uzbrojenia w polskiej armii.
Pozostawiając samą ocenę tej decyzji, bardziej smuci nas to, że rozpoczęcie właściwego postępowania znowu się opóźni. Według MON „zakłada się, że najpóźniej do dnia 8 listopada br. zostanie zakończony proces weryfikacji przedmiotowego wymagania operacyjnego. Po jego zatwierdzeniu dokonana zostanie weryfikacja dokumentów fazy analityczno- koncepcyjnej systemu pozyskiwania, eksploatacji i wycofania sprzętu wojskowego, takich jak: wstępne założenia taktyczno -techniczne i pełne studium wykonalności na pozyskanie okrętu podwodnego nowego typu.”

Prawo zamówień publicznych a okręty podwodne
Poseł Sasin otrzymał od wiceministra Skrzypczaka jedną, bardzo ważną deklarację, że „Przedmiotowe okręty zostaną pozyskane zgodnie z ustawą z dnia 29 stycznia 2004 r. Prawo zamówień publicznych. Wspomniany akt nie przewiduje trybu gabinetowego, o którym mowa na portalu internetowym Defence24.” Nie będą- to jasne, ale dlaczego były?
Przypomnijmy tylko, że 27 maja 2013 r. podpisywany został list intencyjny pomiędzy ministrami obrony narodowej Niemiec i Polski o współpracy morskiej, w którym już na pierwszym miejscu możliwych dziedzin współpracy wymienia się „polsko –niemiecką współpracę dotyczącą okrętów podwodnych”.

Kłamaliśmy czy nie?
Na pytanie posła Sasina „Czy przytoczone wyżej informacje portalu Defence24 są prawdziwe?” generał Skrzypczak odpowiedział politycznie, ale konkretnie, że w przyszłości „Planowane postępowanie na dostawę okrętów podwodnych nowego typu nie będzie prowadzone w celu zawarcia umowy leasingowej”.
Wiceminister nie zaprzeczył więc informacjom z naszego artykułu, że MON był zainteresowany pozyskaniem okrętu typu 212 i że toczyły się gabinetowe rozmowy (być może nieoficjalne) z Niemcami w celu ich wyleasingowania.
By ten temat zamknąć przytoczmy tylko wypowiedź Inspektora Floty Niemieckiej wiceadmirała Axela Schimpfa:

„W tym nowym początku współpracy wchodzi również możliwy leasing jednego niemieckiego okrętu podwodnego klasy 212A przez polską Marynarkę Wojenną w przygotowaniu zakupu tej klasy okrętu podwodnego w TKMS/HDW.”


Ktoś więc jednak na ten temat z Niemcami rozmawiał…  

http://www.defence24.pl/analiza_mon-oficjalnie-wymagania-na-okret-podwodny-beda-zmieniane-poniewaz-nie-spelnial-ich-niemiecki-okret-typu-212a




KOMENTARZE

  • ...
    Nie mogliśmy wybudować swoich polski Gawronów, to teraz nam je zbudują Niemcy w postaci okrętów podwodnych.

    Po co Polsce przy naszym położeniu geograficznym okręty podwodne, jeżeli Morze Bałtyckie to jedno z najpłytszych mórz na świecie? A może nasze okręty będą wysyłane w misje stabilizacyjne i pokojowe na inne akweny wodne?

    Przecież trzeba podtrzymywać produkcję okrętów w stoczniach niemieckich, a po naszych polskich stoczniach od dawna hula wiatr.

    PO-PSL teraz w ostatnich ich podrygach będą nie takie przetargi ustalali i ustawiali, przecież to może być ich ostatnia szansa na przyszłą wygodną polityczną emeryturę.
  • Czy te łodzie podwodne są "nam" potrzebne do inwazji na Iran?
    Aby wesprzeć starania Usraela?
  • @Paweł Tonderski 17:51:08
    Ten 212A to jest nowoczesny, poważny okręt oceaniczny. Ma pewne bardzo innowacyjne, wyrafinowane i zaawansowane technicznie rozwiązania, dające mu duże możliwości działań na oceanach (nieco podobne do okrętów podwodnych z napędem atomowym). I pewnie odpowiednio do tego poważnie kosztuje. Tylko czy my mamy jakieś interesy na oceanach?
  • @vortex 20:36:49
    A linka zapomniałem dać. Jakby ktoś chciał więcej wyjaśnień na czym polega innowacyjność tych rozwiązań, to ewentualnie jak potrafię wyjaśnię.

    http://pl.wikipedia.org/wiki/Okr%C4%99ty_podwodne_typu_212A

    Tak w ogóle na bazie tego okrętu oni dostarczają Izraelowi coś jeszcze lepszego (tylko dla Izraela), co daje im możliwość drugiego uderzenia. Te okręty od Niemców są zdolne do przenoszenia i odpalania broni atomowej. Nawet w wypadku całkowitego zniszczenia Izraela i naziemnych wyrzutni rakiet z głowicami atomowymi Żydzi będą w stanie zadać uderzenie odwetowe. Taką możliwością dysponuje tylko kilka krajów na Świecie. I to im dali Niemcy, sojusz izraelsko niemiecki w rozkwicie. Czy czasem w rewanżu oni nie dali Niemcom kilku bombek A?
  • @vortex 20:36:49
    Przed wybuchem II wojny światowej też budowaliśmy u innych okręty podwodne i stawiacze min, zupełnie nieprzydatne w momencie wybuchu II wojny światowej, na które wydawaliśmy wtedy krocie, zamiast inwestować nasze pieniądze w broń pancerną artylerię czy samoloty, które przecież mieliśmy! W momencie wybuchu wojny okazało się, że mieliśmy źle uzbrojoną armię i mieliśmy jako pierwsi przyjąć uderzenie wroga.

    Po to chyba chcą naszą armię wyposażyć w tę zupełnie bezużyteczną broń, która będzie nas kosztowała krocie, a co z naprawami, tych okrętów, z serwisem, co z uzbrojeniem i aparaturą nasłuchową oraz radarami. Kto to będzie serwisował i wyposażał te okręty?:))))))) I w ten sposób będziemy naturalnie nie wystawieni na podsłuch i szpiegowanie przez na przykład Niemców, i to jest ta autonomia i wolność?

    Przecież tutaj tak naprawdę chodzi tym panom o kasę i o nic więcej.
  • @vortex 05:48:00
    ORP Orzeł to na ówczesne czasy też był najnowocześniejszy okręt podwodny w swojej klasie na świecie. No i co z tego?
  • @Paweł Tonderski 12:11:35
    Tak też myślę, może słabo to wyakcentowałem, więc można było pomyślał że mi się ten zakup podoba. Ten zakup to nie na potrzeby Polski, na nic nam ten okręt podwodny. Dużo wydanej bez sensu kasy, ale pewnie jakimś tzw. "sojusznikom" kiedyś się przyda.


piątek, 8 listopada 2013

Ciekawy wywiad





Zmiana sojuszy? Czy Snow-den powie coś ciekawego o Polsce?


Co wybrać?


 http://www.youtube.com/watch?v=X0jhW9E60XU







KOMENTARZE

  • Rzeczywiście ciekawy...
    Niemniej z niedosytem konkretnych informacji...

    USA traci hegemonię w wyniku wzrostu potęgi Chin , który to wzrost zafundowały im właśnie Stany Zjednoczone lub, cynicznie, banksterzy rządzący Waszyngtonem...
    Podwójni, potrójni agenci....Zapętlowani...
    Czy Polacy coś wybierają czy są wybierani na coś?

    W całym tym wielosłowiu ani słowa o INDIACH, które są jedynym demograficznym zorganizowanym bytem zdolnym do pohamowania zapędów Państwa Środka, o ile takie są, aby podbić rasę "białych".

    Poza tym wszystko bez zmian: Watykan wybierze za Polaków.
    I to nazywa się POLSKA RACJA STANU.

    Pozdrawiam

Wyrafinowana sztuka złotnicza Słowian






Obalmy niezdrowe mity o naszych przodkach














































http://pik.wroclaw.pl/Skarby-wiekow-rednich-Wystawa-w2717.html
http://galeria1.home.pl/sztuka/modules.php?name=News&file=article&sid=843
http://slowianolubia.blogspot.com/2013/06/projekt-sowianskie-swiaty-czyli_18.html#more
 http://sarmatianinthesca.blogspot.com/2012_06_01_archive.html



KOMENTARZE


Kultura ludowa Słowian





Fragment monumentalnego dzieła Kazimierza Moszyńskiego wydanego w Krakowie w latach 1929-1939



za:http://slowianolubia.blogspot.com/

 

Pismo Słowian, czyli jak pisali niepiśmienni chłopi cz. I

 
 
 

Problem pisma Słowian – tzn. istnienia lub nie tzw. run słowiańskich rozpala namiętności od przeszło wieku. Szeregi zwolenników, jak i przeciwników hipotezy o istnieniu słowiańskiego pisma nie topnieją, dlatego postanowiliśmy na naszych łamach przybliżyć Czytelnikom i ten temat. Stąd decyzja, by sięgnąć po autorytet nie byle jaki, bo prof. Kazimierza Moszyńskiego. Pieczołowicie zebrał i skomentował on wszelkie przykłady zapisywania informacji, jakie obecne były w kulturze ludowej Słowian jeszcze za jego czasów. Dziś pora na pierwszą odsłonę tego fascynującego tematu.

 
"Pokrewne takim zacięciom są niezmiernie rozpowszechnione u Słowian karby, czyli zacięcia na drewnianych prętach, na laskach itp., symbolizujące liczby, co oddawały ilość zwierząt domowych, nabiału, ziarna, snopów..., wysokość podatku etc. Używano ich pospolicie na ogromnych obszarach Słowiańszczyzny i krajów pozasłowiańskich (w Europie oraz poza Europą). W takich wypadkach pręt, na którym wycięto znaki symbolizujące wysokość długu czy ilość wręczonych przedmiotów, rozcinano na dwie części i każdy z biorących udział w danej transakcji zabierał jedną z nich do siebie. Gdy nadchodziła chwila odbioru pożyczki względnie powierzonego materiału, wtedy obaj uczestnicy składali swe cząstki, jak to się mówi, do kupy, i sprawdziwszy ich zgodność, likwidowali umowę. Zwyczaj podobno był szeroko rozpowszechniony na południu i północy Słowiańszczyzny oraz na obszarach innych w Europie i w części Azji.




Co do znaków, którymi oddawano liczby przy karbowaniu, to, jak już I. Jagić zauważył, zdradzają one dość dużą rozmaitość w różnych krajach. Jednakowoż gdy sporządziłem sobie orientacyjną tabelę porównawczą, biorąc dane z dwudziestu kilku różnych stron południowych i północnych ziem słowiańskich, okazało się, że system najbardziej rozpowszechniony przedstawia się całkiem prosto i nie zdradza zbyt daleko idących odchyleń, sięgając - w obrębie Słowiańszczyzny - od Adriatyku przez wschodnie Karpaty aż po Ural (tu m.in. do niesłowiańskich Wotiaków). Według tego systemu jednostki od 1 do 4 oznaczono kreskami pionowymi; piątkę symbolizowała kreska ukośna (pochylona labo w lewo albo w prawo); liczby od 6 do 9 - znaki złożone z kreski skośnej i odpowiedniej ilości prostych[i]; liczbę 10 - znów znak prosty z kształcie X. Symbole dla 50 i 100 były nieco bardziej rozbieżne, ale bądź co bądź urabiono je z dziesiątki przez dodanie jeszcze jednej czy dwu kresek albo wycięć itp. W bardzo wielu stronach Bałkanów system ten o tyle uległ zmianie, że wszystkie znaki dla jednostek zwykłych symbolizują tam „jednostki dziesiątków” czyli- mówiąc krótko- dziesiątki; nie 2 lecz 20...; jedna kreska pochyła to nie 1 lecz 10; dwie kreski to nie 10 lecz 100 itd. W podobnych wypadkach jednostki od 1 do 4 poczęto oznaczać wyciętymi w drzewie punktami: piątkę - cieniutką (nieraz jak włos) kreską pionową, szóstkę - takąż kreską z jednym punktem etc.; pojawiły się też gdzieniegdzie cieniutkie kreski pochyłe w rozumieniu 25.
Karby zacinano czy zarzynano bądź na osobnych, specjalnie do tego celu przeznaczonych prętach, bądź też na zwykłych laskach używanych podręcznie przez mężczyzn, albo - czasem - na kołach od płotu, na ścianach itp., zaś u pasterzy wysokogórskich nawet na rękojeściach ogromnych łyżek potrzebnych przy gospodarce mlecznej. Dla większych czy dłuższych wykazów cyfrowych stosowano obok kijów także płaskie deszczułki względnie tabliczki zaopatrzone w rodzaj trzonka i podobne wtedy do cienkich  płaskich kijanek, z tym, że w płaskiej i krótkiej rękojeści był wydłubany otwór, umożliwiający zawieszenie tabelki na gwoździu czy kołku.
 
Ciekawe, że w zakresie karbowania Słowianie dość wydatnie zapożyczyli się pod względem terminologii u ludów sąsiednich. Tak więc pospolita na Bałkanach nazwa dla karbowanego pręta (bułg. ràboš, róbuš, serb.-chorw. râboš, róboš, słoweń. rovàš), znana także Słowakom (rovàš), Góralom polskim (rovas) i cząstce północno-zachodnich Małorusinów (hucul. ravàš, revàš) oraz Rumunom (raboj) i części południowych Niemców (Rabisch itp.) ma być podobno pochodzenia węgierskiego (rovás), a w każdym razie nie słowiańskiego, jak to sądzono dawniej.- Rodzimego początku jest co prawda jakoby na pewno wieloruska bìrka, posiadająca to samo znaczenie, co „rabosz”; ale tenże wyraz rozumie się jako ‘kostkę do gry’, a pierwotnym jego znaczeniem był na pewno ‘los; kijek z nacięciem używany podczas losowania, inaczej - żreb’ (cf. tu i st.-pol. bierka, birka, biera ‘los, kostka do gry’). Polskie znów słowa: (z a) zakarbować, karby itd. (stąd młrus. karbuvàty etc.), są co do genezy  niemieckie (porówn. nme. kerben, Kerbstock itp.). Mimo to wszystko nie może ulegać wątpliwości, ze karby znane były Słowianom już w pradobie; nazywali je oni tylko inaczej, niż dziś, stosując do nich z pewnością takie określniki jak rĕzъ, narĕzъ ‘nacięcie’, robъ, zarobъ ‘to samo’ itp., które zresztą w znacznej mierze i dziś nie wyszły z użycia u włościan (cf. np. bułg. rĕzka, răb, wkrus. naŕezka, zarubka etc).[ii]
Jak świadczą niektóre dane, karby służyły wieśniakom nie tylko do zapisywania liczb rachunkowych, lecz również do innego użytku i cechowano ponoć nimi czasem daty ważniejszych wydarzeń w rodzaju głodów, pożarów, pomorów itp.: wyjątkowo - nawet genealogie rodzin włościańskich. O. Kolberg opisuje w r. 1867 ze słynnych Płowiec na Kujawach starego pasterza wiejskiego, posiadającego laskę jabłonkową, sięgająca powyżej głowy, a na której właśnie zakarbowano „jakimiś hieroglifami” rodowody płowczan, nieurodzaje, pogorzele etc.; laska ta miała być zgoła „prawdziwą kroniką Płowiec”. Kiedy indziej znów karbują sobie wieśniacy - np. rzeczyccy Poleszucy - na osobnych kijkach czy laskach pomyślne i niepomyślne dnie w roku (na Polesiu czynią to podobno „tylko dlatego, aby wiedzieć, które dni przeważają”). Osobną „birką” posługiwano się na rzeczyckim Polesiu do notatek o deszczach wiosennych (majowych); drugą - do zapisywania deszczów w ciągu pierwszych tygodni lata (od św. Jana st. st. do św. Eliasza)[iii]; na innych znowu karbowano przebieg 40 przymrozków[iv] itd. Jak mi doniósł w liście z dnia 24 X 29 Cz. Pietkiewicz „oprócz jednakowych prostych kresek innych wyraźnych znaków, które by miały charakter powszechny, nie widać; odnosi się wrażenie, że każdy gospodarz tak dobrze zna swe kilka lub kilkanaście „birek”, jak doświadczony owczarz poznaje po pysku każda z kilkuset owiec, których pilnuje.  Każda „birka” musi mu widocznie - poza kreskami - jeszcze coś mówić, czego nam nie powie. Zresztą prócz kresek można przecież  na niej zauważyć to jakiś sęczek, bądź ścięty równo z powierzchnią, bądź nieco wystający, to znów jakąś szramę przypadkową albo zrobioną umyślnie, to takie lub inne ścięcia u obu końców... Są to szczegóły czysto indywidualne, w które Poleszuk samorzutnie nikogo nie wtajemnicza”. Widzimy zatem, że w danym wypadku „birki” mają znaczenie ściśle indywidualnych pomocy mnemotechnicznych.
P. Pežemskij z Irkutska na Syberii umieścił w r. 1852 w jednym z rosyjskich czasopism[v] następujący, bardzo tu dla nas ciekawy urywek. „Przejeżdżając z Jakutska do Irkutska- pisze on- zaszedłem przygodnie do chłopskiej chałupy w jednej ze wsi nad Leną i zobaczyłem tam na stole cienki, obrobiony pręt drzewa długości ok. ¾ arsz.[vi], grubości na werszek[vii], o kwadratowym przekroju. W pierwszej chwili wziąłem to za arszyn... czy też za znane chłopskie birki, które ciągle jeszcze służą wieśniakom przez wzgląd na brak oświaty zamiast ksiąg rachunkowych. Jednakowoż omyliłem się. Na pręcie były powycinane nie proste kreski i nie krzyżyki zastępujące cyfry, lecz znaki zupełnie odmiennego rodzaju podobnie do hieroglifów. Wpatrując się uważniej w te tajemnicze znaki dostrzegłem m. in. prostacki wizerunek jeźdźca na koniu, a później - sochy. Jako rdzenny Sybirak znałem... chłopskich świętych najbardziej czczonych przez wieś; dlatego nie trudno mi się było domyślić, że jeździec na koniu to był Jegorij  chrabryj[viii], a socha wyobrażała Jeremeja  zapŕagalnika[ix]


 
Znalazłszy w ten sposób klucz do tego hieroglificznego kalendarza, zauważyłem na koniec podział na miesiące i dnie, wszystkie prawie święta doroczne i dnie niektórych świętych... Nie ograniczając się jednak mymi własnymi oględzinami..., zapytałem gospodarza, co to jest za przedmiot. „Rodimyj[x]! - odrzekł - to są nasze domowe svatcý[xi]! Myśmy - ludzie nie piśmienni, ale z tego coś nie coś rozumiemy! To, batuška[xii], nasze svatcýdziedziczne, dostaliśmy ich od dziada... Dziadowie to nasi, rodymyj, nosili ze sobą w ostępy (leśne), kiedy wprawiali się tam na czas dłuży, by polować na wiewiórkę i innego zwierza. Byli oni przecie pobożni, więc w lesie nie chcieli zapomnieć o jakim wielkim świecie, by nie pracować tego dnia i nie rozgniewać Boga na siebie...” Požemskij chciał nabyć ten jedyny w swoim rodzaju zabytek jako bardzo rzadki już w owych czasach przedmiot, ale nie oddano mu go i pozwolono tylko sporządzić rysunek.
Gdy w dwadzieścia lat później podobnymi kalendarzami zajęła się bliżej nauka rosyjska w osobie V. Sreznevskiego, autora książki „Sĕvernyj rĕznoj kalendaŕ”, należały już one po wsiach niemal że do białych kruków. W każdym razie jednak pewną ich ilość, bardzo co prawda niewielką, udało się ocalić od zupełnej zagłady i bądź zachować w muzeach czy zbiorach prywatnych, bądź też przynajmniej opisać.


 
 
Pręty kalendarzowe niewątpliwie istniały także w Polsce. Znany etnograf Kurpiów p. A. Chętnik mówił mi, że we wsi Laski (gm. Gawrychy pow. Kolno) jeszcze przed wielką wojną znajdował się „kalendarz na kiju”; ludność miała się tam ponoć schodzić z różnych siół, aby się dowiedzieć, kiedy przypada jakie święto. Zabytek ten zaginął dopiero podczas wojny. Ze wsi Sitaniec pod Zamościem w Lubelskiem otrzymałem przed kilku laty wiadomość, wedle jakiej ostatni kalendarz-laska istniał tam w r. 1878. Dawniej bywały one jakoby używane powszechnie i sporządzano je podobno „prawie w każdym domu” (czemu jednak nie daję wiary). Znalazł się nawet  w Sitańcu 74 - letni starzec, obdarzony doskonałą pamięcią, który, opierając się na tym, co widział i o czym mu opowiadano, sporządził model obchodzącego nas przedmiotu. Trudno jest dziś powiedzieć, w jakim stopniu ten model zasługuje na zaufanie: że jednak posiada orientująca wartość, to nie podobna wątpić. Starzec wykonał go w ciągu krótkiego czasu, ale niegdyś miano przygotowywać sobie takie kalendarze przez cały rok, znacząc dzień za dniem kreskami, zostawiając na „niedzielę” szerszy odstęp i przecinając ją dla lepszego wyróżnienia dodatkową kreską ukośną, koniec zaś miesiąca znacząc punktem lub gwiazdką, a na koniec kwartału- dwoma punktami lub gwiazdkami. Oprócz tego zaznaczano tez dni stałych świąt (na modelu ich brak). Dla szybszego orientowania się „niedziele” (tzn. kreski niedzielne) zabarwiano, jak głosi wieść, na zielono barwnikiem sporządzonym z młodego zielonego żyta lub owsa, a „miesiące” kolorowano na rudo barwnikiem z cebuli zaparzonej wrzątkiem. Z drugiego końca rdzennej Polski, ze wsi Glinki w gminie Ujsoły (pow. Żywiec) w Karpatach, inny, również 74 - letni starzec podał, iż według opowiadania jego ojca, co żył 86 lat, dawnymi czasy ludzie z jego sioła nie bardzo wiedzieli, kiedy i jakie przypadają święta, bo do kościoła mięli nader daleko. Dlatego ksiądz wprowadził taki zwyczaj: „każdemu kumotrowi, który był z dzieckiem do chrztu, dawał kij, a na nim sam poznaczył święta. U góry był Nowy Rok; Zwiastowanie Matki Boskiej miało znak XXV itd.”[xiii]
Całkiem swoisty typ przedstawia uderzający drewniany kalendarz ze zbiorów ks. Londzina w Muzeum Cieszyńskim na Śląsku. Ma on kształt listwy szerokiej - na oko- ok. 5-6 cm, długiej ok. 60 cm Na powierzchni tej listwy znajduje się 13 kółek, wyobrażających 13 miesięcy; wnętrze każdego z nich jest przekreślone dwiema liniami na krzyż, przecinającymi się pod prostym kątem; dzięki temu obwody kół są podzielone na 4 równe części; 6 krótkich kresek, zaznaczonych po wewnętrznej stronie każdej ćwiartki obwodu, symbolizuje 6 dni; w każdym punkcie przecięcia się ramienia krzyża z obwodem jest punkt - „niedziela”. Osobnymi znaki zamarkowano święta, a na marginesach listwy poza miesięcznymi kołami są prymitywne wizerunki ludzi, zwierząt, kos itp.
Analogii dla tego wyjątkowego zabytku nie znam dotychczas zupełnie: proweniecji jego nie znam również; dokładniejszy jego opis wymagałby lepszej znajomości przedmiotu od tej, jaką w swoim czasie zdobyłem w ciągu krótkiego pobytu w Cieszynie. Zaznaczę więc, jeszcze tylko, że wykonawca omawianego tu kalendarza miał być niepiśmienny, dotknięty wadą wymowy i od 7 roku życia głuchy (!); wykonanie obiektu sprawia wrażenie dość tandetne; koła są określone czerwono, a znaki wyciskane ołówkiem czarnym.
Bez porównania lepiej niż z Polski poświadczony jest drewniany kalendarz z Bałkanów, aczkolwiek i tam bynajmniej nie występował licznie. Z Bułgarii pierwszy opisał obchodzący nas zabytek S. Argirov w r. 1896; po nim dał dwa przyczynki D. Marinov. 



Obiekty przez nich poświadczone pochodziły głównie czy nawet wyłącznie z środkowo-południowej części kraju (z okolic miast Stara-Zagora, Čirpan, Chaskovo i - zdaje się - Plovdiv). Długość kalendarza, ogłoszonego przez Argirova a nadesłanego do zbiorów w mieście Plovdiv z miejscowości zwanej T.-Sejmen, wynosi 1,315 m; kształt jest podobny do podanego prze Marinova; znaki są dość proste; wizerunków ludzi itp. - brak. Zupełnie ten sam mn. w. charakter mają tu należące nieliczne zabytki znalezione w okolicach Kjustendilu w zachodniej Bułgarii, w okolicach Samokova w Tracji wschodniej oraz w niektórych stronach Jugosławii: naprzód w Bośni, a później na dalmackiej wyspie Olib. Kalendarz z wyspy Olib jest to czerwonograniasty niezbyt długi pręt (74 cm) o przekroju ok. 4 cm; na każdej grani ma nacięcia obejmujące trzymiesięczny okres. Używali go zwłaszcza pasterze, gdy zapuszczali się z bydłem na czas dłuższy w oddalone od wsi okolice pasterskie (cf. z tym wyżej, gdzie mowa o wielkoruskich, syberyjskich myśliwych).

Nie ulega wątpliwości, że ta postać, w jakiej kijowaty czy laskowaty kalendarz dochował się sporadycznie śród włościan słowiańskich - a chyba z pewnością nie był on nigdy pospolity po wsiach - jest w zupełności zależna od form kalendarzy, używanych niegdyś przez warstwy wyższe i mających punkt wyjścia w dawnym Kościele chrześcijańskim. 



Oprócz Słowian hołdowały zwyczajowi posługiwania się kalendarzami na kijach także inne ludy na południowym wschodzie (np. Albańczycy, Gagauzi), północnym wschodzie (w Azji, np. Jakuci etc., i w Europie, np. Czuwasi, Zyrianie, Lapończycy, Finowie, Estowie), północy (Skandynawowie) i zachodzie (Anglicy). Jakiś kijowaty kalendarz został zawleczony  na wyspę Annobom u brzegów środkowo-zachodniej Afryki, gdzie się przyjął u miejscowej ludności dla celów związanych z kultem (katolickiego obrządku): inny zaś przedmiot pokrewny, bliżej mi jednak nie znany, znaleziono na Nikobarach u wybrzeży południowo-wschodniej Azji. W Szwecji używano takich przyrządów do wieku XVII i zebrano ich tam ostatnimi czasy sporą ilość; do znakowania ich stosowano w północnej Europie m.in. run (stąd mówimy o północnych  drewnianych kalendarzach runicznych); najstarszy zabytek tego rodzaju datuje się z wieku XII.
Zwykłą formą tych drewnianych kalendarzy był i w Skandynawii czworo- czy sześciograniasty pręt; ale obok niej trafiały się też kalendarze ryte czy wycinane na kilku drewnianych płytkach, złączonych ze sobą w ten sposób, ze dawały się rozsuwać wachlarzowato. Również u tubylców i Rosjan w Syberii oraz w Rosji europejskiej napotykamy- obok pospolitszych kalendarzy kijowatych i mniej lub więcej graniasto-cygarowatych, tzn. z zwężających się ku obu końcom- takie lub inne płytkowate. Z Polski natomiast ani z Bałkanów tych ostatnich form dotychczas nie znam, wyjąwszy Słowenię, gdzie jednak znaleziono podobne zabytki nie w rękach włościan ( i gdzie były one - dodajmy nawiasem - stosowane do końca wieku XVIII). Płytkowate kalendarze były tez w obiegu śród Francuzów i Niemców (zwłaszcza południowych), od których to ostatnich przyszły do Słowenii.).

Dla nas jako zajmujących się kulturą ludową wszystkie powyższe przedmioty mają o tyle mniejsze znaczenie, że, jak już napomknięto, na pewno nie są ludowej genezy, ani też nie można ich uważać za powstałe bardzo dawno.
 
W tym związku warto by jednak zadać sobie pytanie, czy śród zabytków podobnych - bodajby egzotycznych - nie ma jakich „kalendarzy”, które by demonstrowały wcześniejsze stadia rozwojowe od poznanych dotychczas, to znaczy - takie stadia, co mogły istnieć, dajmy na to, m.in. również śród pogańskich Słowian, zanim przyjęli chrześcijaństwo i wraz z nimi (choć oczywiście niekoniecznie równocześnie) kalendarze typu jak na fig. 396-99. Niestety brak mi dotychczas wiadomości w tej mierze (Autor pisał te słowa przed II wojną, wykopaliska powojenne dostarczyły nowego materiału, jak choćby birki z Opola - Odo). 







Mogę więc li tylko wskazać bardzo od nas oddalony w sensie geograficznym, swoisty „kalendarz” Bataków, opisany w r. 1913 przez J. Winklera. Służył on nie do precyzyjnego orientowania się w długich okresach czasu - co Batakom przed przybyciem do nich Europejczyków było równie obce, jak zapewne i dawnym nie cywilizowanym Słowianom-, lecz dla wykrywania czy raczej definiowania szczęśliwych i nieszczęśliwych dni. Dodajmy wreszcie, ze według dość niejasnej notatki H. Rosenthal obserwował w północnej Rosji „ściany chat pokryte znakami wskazującymi przemijające dni”.   
 
Prof. Kazimierz Moszyński
„Kultura ludowa Słowian”
 
Warszawa 1967



[i] Niekiedy - np. w zachodniej Chorwacji - kreska skośna zlewała się z prostą, która sama też stawała się ukośną w odwrotnym kierunku; wtedy 6 upodobniało się do Λ, tj. do (odwróconej) rzymskiej piątki; 7 miało takiż kształt, uzupełniony przez dodanie jeszcze jednej kreski, równoległej do jednego z jego boków itd.
[ii] Co do stosunków dawnych ob. Ciszewski 1. c. S. 131.
[iii] Te dwa okresy mają szczególnie wielkie znaczenie w gospodarce wiejskiej. W ciągu pierwszego z nich deszcze są bardzo pożądane; w ciągu drugiego- odwrotnie- łatwo mogą się stać klęską dla rolnika.
[iv] Aby wiedzieć, kiedy nastąpi ostatni, i będzie można bez obawy siać w ogrodach to wszystko, co jest wrażliwe na silny spadek ciepła.
[v] „Selskij derevjannyj kalendaŕ”. Moskvitjanin, r. 1852 I 2, dział VII (ob. V. Srezenevskij, Sěvernyj rěznoj kalendaŕ, r. 1874, s. 45).
[vi] Tzn. ok. 0,5 m.
[vii] Wereszek = 0,044 m (tj. niespełna 4,5 cm).
[viii] Inaczej Jegórij - l ’enìva - sochà albo Jegórij  vèšnij - św. Jezry, 23 kwietnie st. St. (K. M.).
[ix] Dzień proroka Jeremiasza „zaprzężnika” jest to 1 maj st. st. = początek orki (K  M.)
[x] Dosłownie: ‘rodzony krewny’- zwyczajowy zwrot w rozmowie, stosowany do osoby, z którą się mówi.
[xi] Dosłownie: ‘święci’, tu ‘kalendarz’ (poza tym ‘książka cerkiewna, książka z modlitwami kościelnymi itp.; kalendarz liturgiczny’).
[xii] Dosłow. ‘ojczulku’- zwyczajowy zwrot j. W. (ob. odn. 1).
[xiii] Zapisała w lipcu 1933 mgr J. Klimaszewska.



Birka to przedmiot ułatwiający liczenie. Wykonany z kawałka wydłużonego drewna z nacięciami (w przypadku birek jednorazowych) lub otworami zrobionymi na całej długości przedmiotu. Birki do wielokrotnego używania były wykonane staranniej. Posiadały otwory, do których wkładano kołeczki. W ten sposób odliczano dziesiątki i ich wielokrotności. Większość birek ma 10 otworów. Ale występują też z dwunastoma lub piętnastoma otworami.


Trochę w nawiązaniu do:
http://talbot.nowyekran.pl.neon24.pl/post/101323,banki-centralne-i-prywatna-kontrola-pieniadza#comment_885043




http://slowianolubia.blogspot.com/2013/08/pismo-sowian-czyli-jak-pisali.html
http://www.muzeum.miejskie.wroclaw.pl/CMS/muzeum_archeologiczne/ciekawostki.html





KOMENTARZE

  • Autor
    Birka z 12 nacięciami i 15, nie nadawały się do pobierania dziesięciny i służyły do liczenia tego co nie można dzielić na części.
  • ----------------------- SŁOWIANIE ??? kto zacz ? :))))
    --- na JUDEOCHRZEŚCIJAŃSKIM portalu -temat mało nośny / jak widać !/

Rosja ćwiczy atak na cele w Europie Centralnej




Manewry. NATO - kwiatek do kożucha


Cele w Polsce, Szwecji i krajach nadbałtyckich.


Szwedzkie media, powołując się na tamtejsze władze wojskowe, podały, że 28 października grupa rosyjskich samolotów wojskowych odbyła ćwiczenia nad wodami międzynarodowymi, ale w maksymalnej bliskości szwedzkiej wyspy Olandii.
W ćwiczeniach brały udział między innymi strategiczne bombowce TU-22M, mogące przenosić broń jądrową.

 
Szwedzkie media, powołując się na tamtejsze władze wojskowe, podały, że 28 października grupa rosyjskich samolotów wojskowych odbyła ćwiczenia nad wodami międzynarodowymi, ale w maksymalnej bliskości szwedzkiej wyspy Olandii.
W ćwiczeniach brały udział między innymi strategiczne bombowce TU-22M, mogące przenosić broń jądrową.


Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/swiat/news-u-wybrzezy-szwecji-rosjanie-cwicza-atak-lotniczy-na-cele-m-i,nId,1054940?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Kierujące się ku Olandii rosyjskie samoloty zostały wykryte przez szwedzkie radary i na ich spotkanie skierowano dwa myśliwce typu Jas-Gripen, które cały czas pozostawały w pobliżu rejonu rosyjskich ćwiczeń.
Tym razem reakcja szwedzka zdecydowanie różniła się od tej z wiosny, gdy podczas podobnych ćwiczeń Szwedzi nie wysłali w powietrze swych samolotów. Wówczas zareagowało na tę sytuację dowództwo NATO kierując do akcji dwa duńskie F-16 uczestniczące w NATO-wskiej operacji patrolowania przestrzeni powietrznej nad Estonią, Litwą i Łotwą.
Wysoki oficer szwedzkich sił zbrojnych - komentując ostatnie rosyjskie ćwiczenia - stwierdził, że oprócz szkolenia ich celem było też zaznaczenie stałej obecności Rosji na obszarach południowego Bałtyku.
Od 2 listopada na terenie m.in. Polski trwają ćwiczenia NATO Steadfast Jazz 2013. Bierze w nich udział 28 państw sojuszu i trzy spoza NATO: Finlandia, Szwecja i Ukraina. Ćwiczy ok. 6 tys. żołnierzy, w tym ok. 3 tys. z Polski.


Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/swiat/news-u-wybrzezy-szwecji-rosjanie-cwicza-atak-lotniczy-na-cele-m-i,nId,1054940?utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox

Kierujące się ku Olandii rosyjskie samoloty zostały wykryte przez szwedzkie radary i na ich spotkanie skierowano dwa myśliwce typu Jas-Gripen, które cały czas pozostawały w pobliżu rejonu rosyjskich ćwiczeń.
Tym razem reakcja szwedzka zdecydowanie różniła się od tej z wiosny, gdy podczas podobnych ćwiczeń Szwedzi nie wysłali w powietrze swych samolotów. Wówczas zareagowało na tę sytuację dowództwo NATO kierując do akcji dwa duńskie F-16 uczestniczące w NATO-wskiej operacji patrolowania przestrzeni powietrznej nad Estonią, Litwą i Łotwą.
Wysoki oficer szwedzkich sił zbrojnych - komentując ostatnie rosyjskie ćwiczenia - stwierdził, że oprócz szkolenia ich celem było też zaznaczenie stałej obecności Rosji na obszarach południowego Bałtyku.
Od 2 listopada na terenie m.in. Polski trwają ćwiczenia NATO Steadfast Jazz 2013. Bierze w nich udział 28 państw sojuszu i trzy spoza NATO: Finlandia, Szwecja i Ukraina. Ćwiczy ok. 6 tys. żołnierzy, w tym ok. 3 tys. z Polski.


Okolice Kaliningradu to najbardziej zmilitaryzowany obszar Federacji Rosyjskiej,  istnieje tu największe skupisko obiektów militarnych w Europie.  


 
W skład Sił Zbrojnych RP wchodzą jako ich rodzaje:

Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej
statystyka
wiek poborowych 19 lat
mężczyźni w wieku od 19 do 50 lat
mężczyźni w wieku 19-50 lat podlegający obowiązkowi służby wojskowej 24 000 000 osób (2012)
liczba poborowych 2 200 000 (2012)
służba czynna 3 075 000 (2013), 2. miejsce na świecie
stan mobilizacyjny 6 300 100 (2012), 4. miejsce na świecie



"Dobrze obecną zdolność bojową armii rosyjskiej ilustrują dane dotyczące operacji militarnych w Czeczeni oraz w Gruzji.
Przeciwko kilkunastotysięcznej armii Czeczeńskiej walczyło w latach 1999-2000 ok. 60 tys. Rosjan, z czego zginęło prawie 2 tys., a działania wojenne trwały pół roku.

Niecałą dekadę później, w 2008 roku, w walkach z liczniejszą, blisko 30-tysięczną i lepiej uzbrojoną armią gruzińską Rosja użyła tylko ok. 15 tys. żołnierzy a walki trwały zaledwie 5 dni przy stratach własnych wynoszących zaledwie 71 żołnierzy."
Andrzej Wilk, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich




"Posłanka do Parlamentu Europejskiego i była minister spraw zagranicznych Estonii Kristiina Ojuland skomentowała wspólne rosyjsko-białoruskie manewry wojskowe „Zapad–2013”. Tłumacząc, dlaczego kraje bałtyckie były mocno nimi przestraszone , stwierdziła:
Nie tylko kraje bałtyckie, ale także cała wspólnota europejska była zaniepokojona. Ewentualne scenariusze tych manewrów są, moim zdaniem, nie do przyjęcia. [...] Niestety, nie wierzę w bezstronność  Białorusi i  Rosji, więc jestem  przekonana, że w tym przypadku chodzi o coś więcej .
Białorusko-rosyjskie strategiczne manewry wojskowe „Zapad–2013” (Zachód 2013) rozpoczęły się 20 września na poligonach Białorusi oraz w obwodzie kaliningradzkim i trwały do 26 września.

W ich trakcie wykorzystano około 400 pojazdów bojowych, w tym 70 czołgów i ponad 50 samolotów oraz śmigłowców.
Udział wzięło 12,9 tys. żołnierzy, z czego 2,5 tys. Rosjan.
 
 
( największe od 7 lat manewry NATO - Steadfast Jazz 2013 - 6 tysięcy żołnierzyz 22 państw - 3 tyś. Polaków i 3 tysiąceobcokrajowcówz 21 krajów, czyli średnio po 142 os. z każdego kraju.)
 
 
 
Jak zapowiadały Moskwa i Mińsk, podczas  manewrów ćwiczona będzie obrona granicy państwa związkowego,wprowadzanie  stanu wyjątkowego w regionie przygranicznym,poszukiwania i likwidacja grup dywersyjnych oraz nielegalnych ugrupowań zbrojnych."



"Kowal przypomniał, że poprzednie manewry Zapad w 2009 roku "wzbudziły znacznie więcej emocji". - W ich scenariuszu był bowiem zawarty wariant powstania wywołanej przez mniejszość polską na Białorusi.
W tegorocznych ćwiczeniach najbardziej kontrowersyjną kwestią jest prewencyjny atak na Warszawę. To musi budzić emocje - mówił prezes PJN."


"...trwają największe od 7 lat manewry NATO - Steadfast Jazz 2013. Scenariusz ćwiczeń: fikcyjne państwo zajmuje część terytorium Estonii. W ćwiczeniach bierze udział 28 państw NATO i kraje partnerskie: Szwecja, Finlandia i Ukraina.


Polska wystawiła do manewrów około trzech tysięcy żołnierzy i prawie połowę sprzętu, potrzebnego do realizacji planowanych zadań (300 pojazdów polskiej armii, 30 samolotów i śmigłowców oraz 10 okrętów). W naszym kraju odbędą się najważniejsze części ćwiczeń, czyli działania bojowe.


- Manewry to chyba za duże słowo, skoro bierze w nich udział zaledwie sześć tysięcy żołnierzy - ocenia tymczasem w wywiadzie dla RMF FM gen. Roman Polko.

- Jeżeli za naszą granica wschodnią prowadzone są manewry na dużą skalę, gdzie celem, nikt tego nie ukrywa, jest wojna z NATO, jeśli Rosjanie do spółki z Białorusią ćwiczą to, w jaki sposób będą prowadzić działania na terytorium Polski, to odpowiedź musi być przynajmniej adekwatna, czyli równa. A okazuje się, że ta odpowiedź jest o takiej skali, że te wojnę tak naprawdę przegraliśmy. Myślę, że to nie sześć tysięcy, ale sześćdziesiąt tysięcy żołnierzy powinno się zgrywać, wówczas moglibyśmy mówić o rzeczywistych manewrach - dodał w rozmowie ze stacją radiową"


Największe od 7 lat manewry NATO - Steadfast Jazz 2013 - 6 tysięcy żołnierzyz 22 państw -
3 tyś. Polaków i 3 tysiące obcokrajowców z 21 krajów,
czyli średnio po 142 os. z każdego kraju










http://pl.wikipedia.org/wiki/Si%C5%82y_Zbrojne_Rzeczypospolitej_Polskiej
http://pl.wikipedia.org/wiki/Si%C5%82y_Zbrojne_Federacji_Rosyjskiej
http://www.blogpress.pl/node/11565
http://www.studium.uw.edu.pl/?post/17401
http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/kowal-prewencyjny-atak-na-warszawe-to-budzi-emocje/pc8xd
http://konflikty.wp.pl/kat,1329,title,Wielkie-manewry-NATO-w-Polsce,wid,16136427,wiadomosc.html

KOMENTARZE

  • No proszę
    Jak ruskie przebiegają nóżkami. Juz nie wystarcza im obecność militarna w Syrii, chcą rozszerzenia swego imperializmu na kraje europejskie w tym Polskę.
  • Okej..
    Więc jakie cele powinni ćwiczyć, a jakich nie, aby być politycznie poprawnymi :D

    Art. nawet nie czytam, bo szkoda czasu. Zapytajcie szwei co oni o tym sądzą, albo jakiegoś logika, może JKM?
  • @fan-wolności 18:10:09
    Po pierwsze POdPiSali taki kontrakt na GAZ (nie Wołgę GAZ), że teraz nie będą zarzynać złotodajnej kury :)
  • Nie wiem, czy innym czytelnikom
    artykułu nasuwa się też wniosek, że lepiej było pozostać w sojuszu z Rosją, gdyż ten układ był dla nas dużo lepszy niż NATO, które nie chroni nas przed niczym.
  • Straszył nas Pan V kolumną rodem z Niemiec. Teraz straszy nas Pan Rosjanami.
    W międzyczasie odgrzewał Pan stary kotlet WSI wkręcając w to Zakajewa.
    Czym teraz Pan nas zaskoczy ?
  • No cóż, bez złudzeń.
    Od lat obserwuję wspólne wysiłki żydokomuny i Werwolfu w celu wysłania Polaków na front wschodnim, mamy umierać jak najliczniej my za ich interesy (tych co nie umrą oni sami później dobiją).
    Ta cała jawnie agenturalna impreza polegająca na próbach demontażu Białorusi polskimi rękami. I nie w polskim interesie, i robiona przez jawną antypolską agentur, przez jakiś śmieć antypolski. Wiadomo że po Białorusi ma być Rosja. Więc że oni też pokazują że coś mogą, to nic dziwnego. A że Warszawa na celowniku? Toż to najmniej polskie z polskich miast, czy to jest w ogóle miasto polskie, czy raczej kwatera okupantów? Tych okupantów co teraz kombinują, jakby tu wymordować na froncie wschodnim jak najwięcej Polaków.
  • @vortex 07:53:26
    Słusznie i naukowo :)

    Nawet na NE buszuja ich ludzie - taki Mind albo Ranger.
    Cyrkówa tez sie ostatnio wyraźnie zdeklarowała.

    Pozdrawiam.
  • @Mind Service 18:05:18
    "Juz nie wystarcza im obecność militarna w Syrii, "

    No widzisz? Już twoim idolom znad Jordanu nawet wystawianie pomników bohaterskiej armii czerwonej nie pomogło...
    Aj waj... Tyle geldu wyrzuconego w błoto :)))
  • @AlexSailor 01:42:30
    Ano, wszystkim sie przejedli ruscy za PRL i w postPRL wiekszosc ludzi ma alergie na ruskich. Tak wiec z protektoratu ruskich weszlismy pod niemiecko-amerykansko-izralerski.
    Co wiecej ojciec narodow, chorazy pokoju, zastosowal taki maly trik w jalcie. Dajac polsce tereny sporne niemiec - chcial w ten sposob przywiazac polske na zsrr, na zasadzie wrog mojego wroga.
    W postPRL o tym zapomnieli, a o ziemie odzyskane niemcy sie jeszcze upomna, tym bardziej ze ponoc maja ku temu podstawy prawne.
  • @detektywmjarzynski 01:54:39
    Nikogo nie straszę, tylko staram się pokazać zakulisowe działania. To, że to jest straszne to inna sprawa.

    Nie straszę też Rosjanami, tylko pokazuję dysproporcje sił, tym, którzy poddają się amerykańskiej indoktrynacji antyrosyjskiej.

    Pokazuję również, że nato ma nas w nosie i że to my jesteśmy na pierwszej linii ognia anglosaskich interesów (3 tyś. naszych żołnierzy i po kropli z obcych państw)
    Oni nie potrzebują nato, bo mają broń jądrową, nato jest potrzebne, żeby przyciągnąć do siebie naiwniaków, których będzie można wkręcić na pierwszą linię ognia.

    Nie odgrzewam kotletów wkręcając Zakajewa - pokazuję absurdy antyrosyjskiej propagandy - guru Michałkowicz wkręca prawicę w termin "razwiedka" udając, ze nie dostrzega konsekwencji z użycia rosyjskiego terminu.

    Skoro ruska agentura rządzi Polska, to dlaczego nie sprzątnęła Zakajewa zgodnie z interesami Rosjan??

    Bo to zachodnia agentura, której interesy są rozbieżne z rosyjskimi.
  • @AlexSailor 01:42:30
    Po co im nato, skoro mają atomówki?

    Nato im potrzebne tylko po to, żeby było kogo na pierwszy ogień posłać, co by mniej angoli, francuzów zginęło.

    Jak zwykle zresztą.
  • @vortex 07:53:26
    "...poszukiwania i likwidacja grup dywersyjnych oraz nielegalnych ugrupowań zbrojnych."
  • @Maciej Piotr Synak 09:45:46
    Skoro interesują Pana sprawy zakulisowe, to na pewno słyszał Pan o tzw.planie /projekcie/harwardzkim wobec Rosji w zakresie dezintegracji jej terytorium i depopulacji ludności. Jestem ciekaw co Pan o tym sądzi i kto za tym stoi ? czy Pana zdaniem ten projekt nie narusza praw człowieka?
  • @detektywmjarzynski 13:39:50
    Nie słyszałem o takim projekcie, ale czytając to co pokazały gugle mogę jedynie dodać, że mam podobne odczucia: zachód dąży do wyniszczenia Słowian i zagarnięcia naszego dziedzictwa.

    Dlaczego?

    No, cóż, niech pan przeczyta to:

    http://argo.neon24.pl/post/84128,pieprzyc-tajemnice

    Opisałem to szerzej w innym miejscu.

    Myślę, że w ciągu 5 lat prawda wyjdzie na jaw.