Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą opętanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą opętanie. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 4 kwietnia 2022

Atak zielonki

 


Pojawiają się informacje o samosądach na Ukrainie, gdzie ofiary są związywane, bite i mają twarz pomazaną na zielono. 


Osoby na zdjęciu poniżej - związane jak w kokonie - ale raczej - jak egipskie mumie.





Wcześniej w Rosji i na Ukrainie pojawiła się "moda" na ataki z użyciem zielonej farby...


Atak Zelyonki to forma protestu, prowokacji lub gwałtownej napaści, definiowana jako akt rzucania roztworem jaskrawozielonej zelyonki ( ros . зелёнка ), antyseptycznego barwnika triarylometanowego , na ciało (zwykle twarz) ofiary. Oprócz potencjalnego niebezpieczeństwa utraty wzroku bardzo trudno jest go szybko usunąć; całkowite naturalne usunięcie może potrwać do tygodnia.

W latach 2010-tych ataki Zelyonki rozpowszechniły się w Rosji i na Ukrainie przez prorządowych działaczy przeciwko antyrządowym osobistościom politycznym i innym.



A. Nawalny.


A tu - Pussy Riot-Punk Prayer.mp4 z 2012 r.





To rebus nawiązujący do Ozyrysa.



Od lewej - Ozyrys, Anubis i Horus







Podobieństwo - tu akurat do postaci Horusa - zielona sukienka, czerwone rajstopy pod kolor czerwonego ciała i biała(?) czapka ...z pomponem... Horus to jakby zmartwychwstały Ozyrys - jego kolejne wcielenie... 

Ten zielony kolor ma bardzo podobny - jeśli nie identyczny - odcień w każdym wypadku.




Był synem Ozyrysa i Izydy lub Geba i Nut. Gdy Ozyrys został podstępnie zamordowany i poćwiartowany przez Seta, Izyda pozbierała rozrzucone kawałki swego małżonka (poza prąciem, które zostało zjedzone przez suma nilowego) i przy pomocy magii przywróciła Ozyrysowi życie (stał się pierwszą mumią), dodając mu złote prącie i spółkowała z nim. W innej wersji Izydę zapłodnił boski ogień. Gdy Izyda była w ciąży, musiała schronić się w Delcie Nilu przed Setem, który chciał zabić dziecko, gdyż ono było prawowitym następcą zmarłego Ozyrysa. Tam urodziła boskiego syna.

Po śmierci Ozyrysa Horus walczył (jako prawowity następca tronu) z Setem (bratem Ozyrysa) o tron faraona. Po kilku konkurencjach Dwunastka Bogów przyznała prymat Horusowi.


A tu -  tzw. masakra w Buczy pod Kijowem.




Ręka trupa powinna być biała jak śnieg, czyż nie? Trup to nie człowiek, tylko skorupa po człowieku... A trzymanie łapy we wodzie wcale nie pomaga.





Herb i flaga miasta Bucza.


uk.wikipedia.org/wiki/Буча



Herb ma kształt zielonej tarczy. W centrum kompozycji znajduje się główny element herbu - stylizowany znak symbolizujący drzewo genealogiczne wsi. Ma 4 odgałęzienia (są to cztery wsie: Jabłonka, Melnyky, Lisowa Bucza i Jastremszczina, które zostały zjednoczone i stanowiły podstawę współczesnej Buczy) i mocne korzenie, które opierają się na fragmencie toru kolejowego.

Wielki herb obramowany jest wieńcem z gałęzi dębu i lauru (symbole siły i chwały), przewiązanych wstążkami zieleni, bieli i żółci, barw flagi wsi Bucha.

Górna część herbu obramowana jest wstążką, której linie powtarzają linie herbu, podkreślając w ten sposób wizerunek otwartej księgi, która symbolizuje księgę życia.

Wieniec herbowy wykonany w formie dekoracyjnego malarstwa, typowego dla tradycji ukraińskich. W sercu herbu – „1901” – rok założenia wsi Bucha.

KTO
WIE, TEN ROZUMIE




"prowokacja" ukraińska, jak twierdzą Rosjanie  (i nie tylko), gdzie nieudolnie symulowano zmarłych - ponoć się poruszali pod koniec zdjęć.

A może to było specjalnie - "nieudolnie"?


A więc znowu rebus o "zmartwychwstaniu" i - niemożności zabicia Odrażającego Władcy Międzynarodowej Sitwy.....?


Bardzo mnie zastanawia postawa prezydenta Zeleńskiego - jak na kogoś, kto ma na sobie odpowiedzialność, kto ma wojnę we własnym kraju, gdzie giną ludzie i kraj doświadcza spustoszenia - z wyglądu jest zadziwiająco  W Y L U Z O W A N Y .


Ja wiem, że to aktor, ale przecież pamiętamy go z najróżniejszych oficjalnych sytuacji, gdzie po prostu nie radził sobie. Nie wiedział co powiedzieć, ani jak się zachować.  



A teraz...



I też na zielono..


Ta cała wojna to jest jakiś przekręt - jak wszystkie wojny zresztą...



UPA chwytali niemowlęta za nogi i rozbijali im głowy o drzewo - i  Czerwoni Khmerzy też tak robili.... zadziwiająca moda... inne czasy... inne bestie.... a jednak to samo.. te same bestie...



naprawdę ??





wstawaj... już wystarczy....









Kpiny z ludzi.











https://en.wikipedia.org/wiki/Zelyonka_attack

https://thepressunited.com/updates/roma-tied-to-lamp-posts-and-sprayed-with-dye-in-ukraine-reports/

https://pl.wikipedia.org/wiki/Horus

https://www.google.com/search?q=Ukraine+face+smeared+with+paint&sxsrf=APq-WBsluDd3Ec4H8_zZrmrVtnLlKuqoFg:1649085983721&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=2ahUKEwjkz42C3Pr2AhXio4sKHcF8CMAQ_AUoAXoECAEQAw&biw=1536&bih=758&dpr=1.25#imgrc=ZoUxObPQ8N8VsM

https://www.youtube.com/watch?t=3&fbclid=IwAR3wu62w7m_VnxI2C2fDracBlZEsB56HoaTwyX5oLFdy_02BXv0FYUNJ7Zk&v=ALS92big4TY&feature=youtu.be

https://gandeste.org/analize-si-opinii/dan-diaconu-razboiul-prin-prisma-stirilor-care-nu-se-vad/123991/

https://pl.wikipedia.org/wiki/Bucza

https://www.rp.pl/konflikty-zbrojne/art36006951-masakra-w-buczy-rosja-prowokacja-usa-i-nato?fbclid=IwAR1xA5nZxoAdSELqKybWqW664r91eCnpiq-Tov2d8Zm0HRODfoEcaflZBEQ

https://pl.wikipedia.org/wiki/Kolorowe_rewolucje

https://maciejsynak.blogspot.com/search?q=kolorowa


https://www.google.com/search?q=podniesiona+pi%C4%99%C5%9B%C4%87+kolorowa+rewolucja&tbm=isch&ved=2ahUKEwiDzI-s5fr2AhXHN-wKHe5NCXYQ2-cCegQIABAA&oq=podniesiona+pi%C4%99%C5%9B%C4%87+kolorowa+rewolucja&gs_lcp=CgNpbWcQAzoHCCMQ7wMQJzoECAAQGFCgAli2HmDTIGgAcAB4AIABcogBkwySAQQxOS4xmAEAoAEBqgELZ3dzLXdpei1pbWfAAQE&sclient=img&ei=5xdLYsO8LcfvsAfum6WwBw&bih=758&biw=1536#imgrc=FFMd5tWc-qcnjM


https://uk.wikipedia.org/wiki/%D0%93%D0%B5%D1%80%D0%B1_%D0%91%D1%83%D1%87%D1%96





wtorek, 15 marca 2022

I wszystko się zgadza



Gallerie degli Uffizi


1 godz. 


Dziecko przedstawione przez malarza Paolo Veneziano na tym obrazie właśnie się urodziło, a jednak udaje mu się stać samotnie, aby modlić się, wśród zaskoczenia kobiet, które się nim opiekują.
Pszczelarz robi mu pierwszą kąpiel z ręcznikiem na kolanach, gotowy go owinąć, żeby mu nie było zimno.

W tle obrazu mama dziecka jest „refocylowana”, po cierpieniu porodowym, przez dwie kobiety, które dają jej spacer po restauracji.
Scena koncentruje się w przestrzeni wewnętrznej, w centrum której duże łóżko z zdobioną kołdrą, natomiast w tle na drugim piętrze widać detal sufitu szuflady.

Jak noworodek może stać na własnych nogach?
Odpowiedź jest prosta!

Nie chodzi o zwykłe dziecko, ale o #SanNicola, jak napis z jego imieniem, S. NICOLAUS, który przejeżdża aureolę dziecka, przeznaczony do świętości jeszcze przed jego narodzinami.
Jak głosi legenda, święta Nicola urodziła się 15 marca 270 p.n.e. w Patarze, mieście starożytnej Licji, w obecnej Turcji Jak mały Nicola dorastał, wykazywał szczególną chęć sprawowania cnót, w szczególności dobroczynności, aby stać się protagonistą nie kilku cudów na korzyść potrzebujących.

Skąd pochodzi ten obraz?

Opera ta wraz z kolejną znikniętą z Elemosine del Santo, obie zachowane w Uffizi, była prawdopodobnie częścią ołtarza poświęconego San Nicoli, którego relikwie z XI wieku zachowane są w mieście Bari.

Paolo Veneziano, Narodziny św. Nicoli, 1340-1347 ok. , Galeria Uffizi












Il bambino raffigurato dal pittore Paolo Veneziano in questo dipinto, è appena nato, eppure riesce a tenersi prodigiosamente in piedi da solo per pregare, fra lo stupore delle donne che lo accudiscono.
La levatrice gli sta facendo il suo primo bagnetto con un telo sulle ginocchia, pronta ad avvolgerlo per non fargli prendere freddo.

Sullo sfondo del dipinto, la madre del piccolo viene “rifocillata”, dopo le fatiche del parto, da due donne che le porgono una pietanza ristoratrice.
La scena è concentrata in uno spazio interno, al centro del quale spicca un grande letto con il copriletto decorato, mentre sullo sfondo in secondo piano è visibile il dettaglio del soffitto a cassettoni.
Ma come può un neonato reggersi in piedi sulle proprie gambe?

La risposta è semplice!

Non si tratta di un bambino qualunque, ma di #SanNicola, come ricorda l’iscrizione col suo nome, S. NICOLAUS, che corre sopra l’aureola del piccolo, già destinato alla santità ancor prima di nascere.
Come narra la leggenda, San Nicola nacque il 15 marzo 270 d.C. a Patara, città dell’antica Licia, nell’attuale Turchia. Man mano che il piccolo Nicola cresceva, mostrava una particolare disposizione all’esercizio delle virtù, in particolar modo alla Carità, tanto da diventare protagonista di non pochi miracoli a favore dei bisognosi.

Da dove proviene questo dipinto ?

Quest’opera, insieme ad un altro scomparto con l’Elemosina del Santo, entrambe conservate agli Uffizi, era probabilmente parte di una pala d’altare dedicata San Nicola, le cui reliquie dal XI secolo si conservano nella città di Bari.

Paolo Veneziano, Nascita di San Nicola, 1340-1347 ca., Galleria degli Uffizi











niedziela, 9 stycznia 2022

Dziki człowiek

 


przedruk

tłumaczenie automatyczne



The Renaissance Experience

Anne Marie Moinet Soucek

 

 · 41 min

 

 · 


Od średniowiecza styczeń często nazywany był miesiącem maskarad. Ludzie lubili przebierać się za dzikich mężczyzn.
Dzicy mężczyźni, czyli wodewosy, przedstawione przez Albrechta Dürera (1499)-Alte Pinakotek-Monachium)
Koncepcja dzikiego człowieka:
Ten motyw dzikiego człowieka jest bardzo popularny pod koniec średniowiecza. Pokryty włosami, groźny, jest też istotą czystą, żyjącą w zgodzie ze swoim środowiskiem naturalnym i zachowaną przed przywarami społeczeństwa.
Dzicy ludzie lub dzikusy – zazwyczaj przedstawiani noszący kije lub pałki, żyjący poza granicami cywilizacji bez schronienia i ognia, bez uczuć i dusz – byli metaforą człowieka bez Boga. Powszechny przesąd utrzymywał, że długowłosy dzicy mężczyźni, znany jako lutins, którzy tańczyli do ognia albo do wyczarowania demony albo jako część rytuałów płodności, żyła na terenach górskich, takich jak Pireneje. W pewnej wiosce charivaris podczas żniw lub sadzenia tancerze przebrani za dzikich mężczyzn, aby reprezentować demony, zostali ceremonialnie schwytani, a następnie symbolicznie spalono ich wiązkę, aby uspokoić złe duchy. Kościół jednak uznał te rytuały za pogańskie i demoniczne.
Dzicy mężczyźni przedstawiani w granicach XIV-wiecznej księgi godzin. Wierzono, że przebierając się za dzikich mężczyzn, wieśniacy rytualistycznie „wyczarowują demony, naśladując je” – choć w tym okresie pokutni zabraniali wiary w dzikich mężczyzn lub ludzi imitacja ich, jak np. taniec w kostiumie w Wydarzenie Isabeau. W rytuałach folklorystycznych „palenie nie nastąpiło dosłownie, ale w effigie”, pisze, „w przeciwieństwie do Bal des Ardents, gdzie sezonowy rytuał płodności rozlewał się do dworskiej rozrywki, ale gdzie spalenie zostało przeniesione do strasznej rzeczywistości Lity. "Kronika z XV wieku opisuje Bal des Ardents jako demona una corea procurance ("taniec, aby odpędzić diabła")






From the Middle Ages on, January was often referred to as the month of masquerades. People enjoyed to dress as wild men.

Wild men, or wodewoses, depicted by Albrecht Dürer (1499)-Alte Pinakotek-Munich)

The concept of the wild man:

This theme of the wild man is very popular at the end of the Middle Ages. Covered in hair, menacing, he is also a pure being, living in harmony with his natural environment and preserved from the vices of society.

Wild men or savages—usually depicted carrying staves or clubs, living beyond the bounds of civilization without shelter or fire, lacking feelings and souls—were then a metaphor for man without God. Common superstition held that long-haired wild men, known as lutins, who danced to firelight either to conjure demons or as part of fertility rituals, lived in mountainous areas such as the Pyrenees. In some village charivaris at harvest or planting time dancers dressed as wild men, to represent demons, were ceremonially captured and then an effigy of them was symbolically burnt to appease evil spirits. The church, however, considered these rituals pagan and demonic.

Wild men depicted in the borders of a late 14th-century book of hours It was believed that by dressing as wild men, villagers ritualistically "conjured demons by imitating them"—although at that period penitentials forbade a belief in wild men or an imitation of them, such as the costumed dance at Isabeau's event. In folkloric rituals the "burning did not happen literally but in effigie", he writes, "contrary to the Bal des Ardents where the seasonal fertility rite had watered down to courtly entertainment, but where burning had been promoted to a dreadful reality." A 15th-century chronicle describes the Bal des Ardents as una corea procurance demone ("a dance to ward off the devil")



WODEWOSES -  woodwose / wodewose - dziki - satyr - faun

wo-dewose - deva?

kojarzy się też z Weles

LUTINS - z francuskiego - złośliwe elfy

lutins - skojarzenie z lutnią i z.... Latynami 





Normalnym terminem średnioangielskim , również używanym do dziś, był woodwose lub wodewoose (również pisane woodehouse , wudwas itp., rozumiane być może jako różnie w liczbie pojedynczej lub mnogiej).


podobne - Kuwasa - diabeł u Nienackiego, a w rzeczywistości - rozległe torfowisko w Kotlinie Biebrzańskiej



Wodwos występuje u Sir Gawaina i Zielonego Rycerza (ok. 1390). Bliski angielskie słowo jest najpierw potwierdzone na 1340, w odnośnikach do dzikiego człowieka popularnego w tym czasie w sztuki zdobniczej, jak w opisie przykładu Łacińskiej gobelin z Wielkiej Szafa z Edwarda III , ale jako nazwisko znaleziono je już w 1251 roku niejakiego Roberta de Wudewuse .

W odniesieniu do rzeczywistej legendarnej lub mitologicznej istoty, termin ten występuje w latach 80. XIII wieku, w Biblii Wycliffe'a , tłumacząc שעיר ( LXX δαιμόνια , łac. pilosi oznaczające „włochaty”) w Izajasza 13:21 Zdarzenia w Sir Gawain i Green Knight datuje się wkrótce po Biblii Wycliffe'a, do około. 1390.

Staroangielski forma woodwose jest unattested, ale byłoby albo * wudu-Wasa lub * Wude-Wasa . Pierwszy element jest zwykle tłumaczony jako od wudu „drewno, las”.

przypomina mi się:   wati-kutjara



Wać

Watico

Wati - k_utjara

Watik_an? - Vatican - Vaticano

Vatica lub Vaticum

vaticinor

wetico

sprawdź tutaj:  to kim oni są?


Drugi element jest mniej jasny. Został zidentyfikowany jako hipotetyczny rzeczownik * wāsa „być”, od czasownika wesan , wosan „być, żyć”. Może alternatywnie oznaczać osobę opuszczoną lub opuszczoną, spokrewnioną z niemieckim Waise i holenderskim wees, które oba oznaczają „sierotę”.


Wotan - Weles ??

Porównaj także film "Homo orcus - nasz dziki krewniak" - dziwny film o tym, że człowiek może przyswoić sobie bzdury, jeśli mu się to "sprzeda" na naukowy sposób. Pisałem już o tym filmie, ale nie mogę znaleźć tego tekstu - jak znajdę, to uzupełnię.


https://www.telemagazyn.pl/bannedbook-index.php/film/homo-orcus-nasz-dziki-krewniak-27105/




Staro-wysoko-niemiecki miał terminy schrat , scrato lub scrazo , które pojawiają się w glosach łacińskich dzieł jako tłumaczenia fauni , silvestres lub pilosi , identyfikujące stworzenia jako włochate leśne istoty.

Niektóre z nazw lokalnych sugerują skojarzenia z postaciami z mitologii starożytnej. W Lombardii i włoskojęzycznych częściach Alp powszechne są terminy salvan i salvang , które wywodzą się od łacińskiego Silvanus , imienia rzymskiego boga opiekuńczego ogrodów i wsi.

Podobnie folklor w Tyrolu i niemieckojęzycznej Szwajcarii do XX wieku obejmował dziką kobietę zwaną Fange lub Fanke , która wywodzi się z fauny łacińskiej , żeńskiej formy fauna .

Średniowieczne źródła niemieckie podają nazwy dzikiej kobiety lamia i holzmoia (lub jakaś odmiana); pierwszy wyraźnie odnosi się do greckiego demona puszczy Lamii, podczas gdy drugi wywodzi się ostatecznie od Maia , grecko-rzymskiej bogini ziemi i płodności, która gdzie indziej jest utożsamiana z fauną i która wywarła duży wpływ na średniowieczną wiedzę o dzikich ludziach. 

Słowiański ma leshy „człowieka lasu”.

Różne języki i tradycje zawierają nazwy sugerujące pokrewieństwo z Orcusem , rzymskim i italskim bogiem śmierci.

Od wielu lat ludzie w Tyrolu zwany dziki człowiek Orke , Lorke lub Noerglein , podczas gdy w niektórych częściach Włoch był Orco lub huorco .  Francuski ogr ma tę samą derywację, co współczesne orki literackie .

Co ważne, Orcus kojarzy się z Maią w tańcu celebrowanym na tyle późno, że został potępiony w hiszpańskim pokutnym IX lub X wieku .

Termin ten był zwykle zastępowany w literaturze okresu nowożytnego angielskiego przez klasycznie wywodzące się odpowiedniki, czyli „dziki człowiek”, ale przetrwał w postaci nazwiska Wodehouse lub Woodhouse (patrz rodzina Wodehouse ). „Dziki człowiek” i jego pokrewne to wspólne określenie stworzenia w większości współczesnych języków; pojawia się po niemiecku jako wilder Mann , po francusku jako homme sauvage, a po włosku jako uomo selvatico "człowiek lasu".



selvatico ? to po włosku "dziki"


Watico

Wati - k_utjara

Watik_an? - Vatican - Vaticano

Vatica lub Vaticum

vaticinor

wetico





Postacie podobne do europejskiego dzikiego człowieka pojawiają się na całym świecie od bardzo wczesnych czasów. Najwcześniejszym odnotowanym przykładem tego typu jest postać Enkidu ze starożytnego mezopotamskiego eposu o Gilgameszu .





Enkidu – myśliwy i wojownik, towarzysz Gilgamesza.

Według eposu o Gilgameszu lud Uruk błagał bogów, aby zesłali kogoś, kto pomógłby powściągnąć surową rękę ich władcy, Gilgamesza. Bogini Aruru stworzyła więc Enkidu, kudłatego barbarzyńcę o nadludzkiej sile, mieszkającego na pustyni razem ze zwierzętami, pośród których się wychował.

 Gilgamesz postanowił pojmać Enkidu, posłał więc prostytutkę, aby go uwiodła. Enkidu odbył z nią stosunek, w wyniku czego odkrył w sobie człowieczeństwo i z tego powodu zwierzęta zaczęły uciekać od niego. Wówczas pozwolił się zaprowadzić do cywilizacji. Kiedy kobieta przywiodła Enkidu przed oblicze Gilgamesza, ci natychmiast starli się w zapasach. Po walce stali się przyjaciółmi i razem wyprawili się, aby zabić potwora Humbabę. 

Kiedy obaj powrócili zwycięsko, bogini Isztar usiłowała uwieść Gilgamesza, ale ten nią wzgardził. Rozgniewana, zesłała Byka Niebiańskiego, aby zabił Gilgamesza, jednak Enkidu przybył mu z pomocą i razem go zabili. Lud Uruk uradował się, ale bóstwa postanowiły, że Enkidu musi umrzeć ze względu na rolę, jaką odegrał w zabiciu Humbaby i Byka. Zmarł w ramionach Gilgamesza.



Zwróć także uwagę na tradycyjnych przebierańców z okresu świąt bożonarodzeniowych szczególnie u południowych Słowian i na zachodzie -  jak np. tu:

https://maciejsynak.blogspot.com/2021/12/taniec-borica.html



























https://pl.wikipedia.org/wiki/Kukierzy

https://it.wikipedia.org/wiki/Kukeri


https://pl.wikipedia.org/wiki/Enkidu

https://en.wikipedia.org/wiki/Wild_man


sprawdź także:

https://maciejsynak.blogspot.com/2020/10/to-kim-oni-sa.html

https://maciejsynak.blogspot.com/2019/11/trolle-albo.html

https://maciejsynak.blogspot.com/2020/04/dzikie-dziecko.html

Tekst o filmie Homo orcus... brak linka


https://maciejsynak.blogspot.com/search?q=castaneda










piątek, 7 stycznia 2022

Czapka

 





Magi w Sant'Apollinare Nuovo w Rawennie






















Karabas śpiewa: „ Teatralna kopuła świeci , Mój namiot jest gościnny! Jestem panem szczęśliwych lalek i suwerennym dyrygentem . Pokażę ci wprowadzenie, Ach, to tylko przejadanie się ... ” Lalki odpowiadają:„ Niech żyją nasze Karabasy, kochanie! Jak miło jest żyć pod jego brodą! I nie jest dręczycielem , ale ukochanym nauczycielem

Od samego początku pracy zaczyna się przed nami ujawniać straszny sekret . Ze starożytnej greckiej Βαραββᾶς jest ona czytana jako „Barabbas” - dosłownie „ Syn Ojca ”. Piosenka zawiera ślad biblijnej płaskiej Ziemi, zamkniętej niebiańską kopułą, Boga , który „… kogo kocha, karze ; bije każdego syna, którego otrzymuje ”(Hebr. 12: 6). Istnieje oczywista czarna parodia pewnego kultu, kultu Boga.






"Jeszcze dziś będziesz ze mną w Raju..."

Było ich co najmniej trzech.



chciwość, zdziwienie, radość


Zakończenie filmu jest również dość symboliczne: za pomocą złotego klucza Pinokio otwiera tajemnicze drzwi w szafie Papa Carlo, a bohaterowie schodzą w dół . W tym momencie wskazówka minutowa zaczyna szybko obracać się na głównym zegarze kwadratu , a wskazówka godzinowa stoi w miejscu . W tym samym momencie słychać głośny śmiech dzieci. Wszystko to jest bardzo przerażające Karabas-Barabas. W końcu zegar nagle wstaje o północy i zaczyna bić niepokojąco ... Nadchodzi koniec świata ... Początek NOWOŚCI ...

Zgadzam się, że w przypadku bajki dla dzieci jest to raczej dziwne szczęśliwe zakończenie. Bohaterowie otwierają tajemnicze drzwi, schodzą długo, do jakiejś piwnicy lub lochu i znajdują tam inny teatr - własny. Teraz nie powinni już służyć Karabas-Barabas. Mogą pracować dla siebie. Warto zauważyć, że ich własny teatr w lochu jest już pełen widzów, wśród których sami bohaterowie siedzą bez makijażu : Pinokio, Pierrot, Malwina i Artemon. Odpowiedź jest prosta: wszyscy nie żyją .



więcej tutaj:  Pinokio wg Tołstoja











Było ich co najmniej trzech.




Uwielbienie Magów, sarkofag z IV w., Muzea Watykańskie










Wg podania - i kolęd - najpierw byli pasterze, a potem królowie.
Atrybuty władzy faraona to przedmioty związane z rolnictwem - pasterstwem - a nie np. z walką (jak miecze czy tarcze) czy budownictwem (np. młotek u masonów - ale może to akurat nie budownictwo...).

Również Bóg, czy też Jezus nazywany jest pasterzem.


Faraon (stgr. Φαραώ) – jedno z określeń władcy starożytnego Egiptu, będące zniekształconą wersją staroegipskiego Per-āa – „wielki dom”. Od XVIII dynastii termin ten zaczęto odnosić również do zarządcy tego „wielkiego domu” (pałacu), czyli władcy.

Insygnia władzy

Nakrycia głowy

  • Biała korona Hadżet – symbol królów Górnego Egiptu. Wysoka i biała korona, znana jest już z Palety Namera. Nie posiadała żadnych zdobień.

  • Czerwona korona Deszeret – niska, czerwona korona, symbolizująca Dolny Egipt. Król zwykle przedstawiany był w dwóch koronach jednocześnie. Jej pierwsze znalezione wizerunki to hieroglif z czasów predynastycznych.

  • Podwójna korona Pszent – połączenie Czerwonej i Białej Korony. Symbolizuje zjednoczenie Dolnego i Górnego Egiptu. Jej egipska nazwa oznacza dwie potężne. Jej najwcześniejsze przedstawienie pochodzi z czasów I dynastii. Każda z dwóch koron (a więc faraon), pozostawała pod opieką bóstwa świętych miast: Nechen – gdzie czczono Nechbet, przedstawianą pod postacią sępa i Buto – gdzie czczono Uadżet wcieloną w kobrę.

  • Korona atef – korona przypominająca swoim kształtem Hadżet z dwoma strusimi piórami po bokach. Była powiązana z niektórymi rytuałami, wykonywanymi przez króla. Był w niej przedstawiany Ozyrys.

  • Błękitna korona cheperesz – faraonowie przedstawiani byli w niej w trakcie scen walki. Szczególnie popularna w okresie Nowego Państwa. Przypominała turban i była zdobiona drobnym deseniem z kółeczek.

  • Nemes – chusta w pasy, zwykle niebieskie i złote. Była noszona przez faraonów od czasów I dynastii. W okresie Nowego Państwa była łączona z innymi koronami.

  • Chat – biała chusta okalająca głowę. Podobne chusty nosiły między innymi boginie Izyda i Neftyda.


Berła i laski

  • Berło heka (laska pasterska) – posiadało zakrzywioną górną część. Najstarsze znane egzemplarze pochodzą z czasów predynastycznych.

  • Bicz nachacha – wywodzi się z narzędzi rolniczych. Wyglądem przypominał cep z ruchomą częścią w kształcie wachlarza.

  • Berło uas – zwykle trzymane przez boga; oparte o ziemię, u góry posiadało zwierzęcą głowę, a u dołu było rozdwojone.



Trzech pasterzy, co stali się królami. 

Wg zmyślonej legendy o Hiramie - byli to robotnicy.
Hiram odrodził się podobnie jak Ozyrys (Ojciec).


Według legendy[, Hiram Abiff pochodził z Tyru, był synem wdowy oraz głównym architektem Króla Tyru Hirama I, który oddelegował go na głównego architekta świątyni Salomona.

Hiram Abiff jako jedyny na świecie człowiek znał najistotniejszy sekret mistrza masońskiego „Grand Masonic Word” (Wielkie Kamieniarskie Słowo), którym jest imię Boga. Według nauk okultystów, poznanie imienia ducha jest kluczem do władzy nad nim, a więc Hiram Abiff dzierżył potężną moc. Obiecał on, że po zakończeniu budowy świątyni zdradzi sekret wszystkim robotnikom, aby i oni mogli stać się mistrzami oraz pobierać odpowiednią dla mistrza zapłatę.

Pewnego dnia, około godziny dwunastej, jak zwykle poszedł do „secrets of a Master Mason”, aby pracować nad projektem prac na najbliższe dni. Gdy Hiram Abiff skończył prace i wyszedł, podszedł do niego jeden z robotników (Jubela) i zażądał wyjawienia sekretu, nie czekając na zakończenie budowy. Gdy Hiram Abiff odmówił mu, potraktował go grubiańsko, ale uciekł. Podobnie było przy wizycie drugiego robotnika (Jubelo). Podobną odpowiedź dostał trzeci robotnik Jubelum, nie dostawszy czego chciał, zabił Hirama Abiffa uderzając go młotkiem w czoło. Początkowo ciało ukryto w śmieciach świątynnych, później przeniesiono ciało na szczyt góry i tam pochowano, grób oznaczono gałęzią akacji. Trzech łotrzyków po nieudanej próbie ucieczki statkiem z kraju, schroniło się w górach.

Gdy zauważono zniknięcie głównego architekta, powiadomiono o tym fakcie króla Salomona. Poszukiwania nie przyniosły rezultatu, wtenczas dwunastu robotników opowiedziało królowi Salomonowi, że razem z trzema innymi próbowali wymusić na architekcie wyjawienie sekretu, ale zrezygnowali, a tamci trzej zabili wielkiego Mistrza Hirama. Król rozesłał ich na poszukiwania, po trzech w każdą stronę świata. Po przesłuchaniu właściciela statku, którym łotrzyki chcieli opuścić kraj, trzej poszukujący udali się w kierunku grobu zaznaczonego gałęzią akacji. Po odnalezieniu ciała, robotnicy powiadomili o tym króla.

Ten kazał zidentyfikować ciało oraz ożywić za pomocą „grip of an Entered Apprentice” (uścisku Ucznia). Tak uczynili, lecz nie udało się ożywić zmarłego, gdyż już mięso oddzielało się od kości. Robotnicy powiadomili o tym króla Salomona, a ten kazał ożywić ciało za pomocą „grip of a Fellowcraft” (uścisku czeladnika). Również ta metoda nie poskutkowała, gdyż skóra pękała i ześlizgiwała się z ciała. Wtenczas król Salomon udał się osobiście do ciała Hirama Abiffa, aby ożywić jego ciało za pomocą uścisku „grip of a Master Mason” (uścisku Mistrza Kamieniarskiego) o nazwie „Strong Grip of a Lions Paw” (Silny uścisk łapy lwa). Hiram Abiff nie tylko powstał z grobu, ale również powrócił do życia. Pierwsze słowo, które wypowiedział, zostało uznane za odpowiednik utraconego Wielkiego Słowa Kamieniarskiego, które zostało utracone wraz ze śmiercią Hirama. Słowo to przekazywane jest masońskim mistrzom po dzień dzisiejszy.


Postać Hirama Abiffa nie występuje w Biblii, być może postać Hirama została zaczerpnięta ze Starego Testamentu. Pismo św. wspomina o dwóch mężczyznach noszących imię Hiram, jeden to król Tyru, a drugi nazywany „synem wdowy z pokolenia Naftalego”, który nie był architektem, a pracował w mosiądzu przy odlewaniu kolumn, podstaw z kadzidłami i kotłów. Wykonał całą zleconą pracę i prawdopodobnie wrócił do domu.




Śledztwo w toku.






P.S. 

19 stycznia 2022

normalnie czułem, że to oto chodzi...




John William Waterhouse - Pandora, 1896.






i nieszczęście się rozlało....







https://pl.wikipedia.org/wiki/Psa%C5%82terz_paryski

https://maciejsynak.blogspot.com/2021/12/motyle-jowisza.html




https://maciejsynak.blogspot.com/2019/11/morfeusz-albo-antropomorfizacja.html

https://maciejsynak.blogspot.com/2020/01/pinokio-wg-tostoja.html

https://maciejsynak.blogspot.com/2021/09/phersu-2.html

https://maciejsynak.blogspot.com/2021/10/jocker-jack-jacek-phersu.html



czwartek, 6 stycznia 2022

Ostatnia Wieczerza

 


Akt II rozpoczyna się „Ostatnią Wieczerzą”, samodzielną, wieloczęściową suitą, która po mistrzowsku łączy elementy rockowe i teatralne. Na przemian z ludowym chórem Apostołów i kilkoma innymi częściami składającymi się z kolejnego porywającego dialogu między Jezusem a Judaszem, z Gillanem i Headem w najwyższej formie wokalnej, przy akompaniamencie świetnego pianina elektrycznego i bardziej wyrafinowanego basu Spennera. Zajmując się tekstem ewangelicznym, Rice używa również wzmianek o narkotykach


„Co jest w chlebie, wpadło mi do głowy”


i spowalnia chór Apostołów, gdy odpływają od pijaństwa, nieświadomi głębokiego przepowiadania Jezusa. „Gethsemane” jest prawdziwą wizytówką Gillan i najbardziej przypominającą „Child In Time”, piosenkę Deep Purple, która dała Gillanowi występ na pierwszym miejscu. 



Na pewno chodzi o narkotyki??




Act II begins with “The Last Supper”, a self-contained, multi-part suite which masterfully blends the rock and theatrical elements. Alternating between the folk chorus of the Apostles and several other parts consistng of another spirited dialogue between Jesus and Judas, with Gillan and Head at top vocal form, accompanied by a great electric piano and more exquisite bass by Spenner. While dealing with Gospel text, Rice also uses drug references “What’s that in the bread, it’s gone to my head” and slows the Apostles chorus as they fade from drunkenness, unaware of the profound proclamation made by Jesus. “Gethsemane” is the real showcase for Gillan and the most like “Child In Time”, the Deep Purple song which got Gillan the gig in the first place.




https://www.classicrockreview.com/tag/ian-gillan/









sobota, 16 października 2021

Notatka za 2 lata

 

Sprawdziłem pobieżnie swoje notatki nieopublikowane.


2021 rok do dzisiaj:

- dotyczące ubeków na ulicy - 45 notatek

- dotyczące opętanych - 24

- dot. śnienia - 8



2020 rok:

- dotyczące ubeków na ulicy - 25 

- dotyczące opętanych - 25

- dot. śnienia - 16



Nie zawsze robię notatkę jak coś się dzieje, czasami jest tego za dużo w krótkim okresie czasu, czasami rzeczy są mało konkretne i wtedy też nie zapisuję. Czasami zapomnę. Więc generalnie jest tego więcej.

Ubecy najczęściej nachodzą mnie w pobliżu dużego sklepu - w strefie przed wejściem, czasami w strefie za drzwiami i za wyjściem. Potem najczęściej: na ostatniej prostej do domu, narożniki budynków, główny plac miasta, przejścia dla pieszych, u lekarza, mniejszy duży sklep, utarte szlaki.


Spotkanie samych ubeków na ulicy - statystycznie wypada raz w tygodniu, a praktycznie - każde wyjście z domu obarczone jest ryzykiem.


2019 rok - jeszcze nie miałem zwyczaju wszystkiego notować.





poniedziałek, 27 września 2021

Xenoboty - pierwsze żywe roboty

 

mam obawy...

w sumie to było już o tym w marcu - z polskiej strony - tu większy artykuł, w linku również filmy



przedruk

tłumaczenie automatyczne


14 stycznia 2020 r.

Poznaj Xenoboty: pierwsze żywe roboty, które są w stanie chodzić, pływać, a nawet leczyć się w razie uszkodzenia.


W ramach rewolucyjnego – przerażającego – naukowego osiągnięcia, grupa badaczy z powodzeniem stworzyła pierwsze żywe roboty z komórek macierzystych żab. Roboty nazywają się Xenobots, od afrykańskiej żaby szponiastej (Xenopus laevis).

Naukowcy z uniwersytetów Vermont i Tufts ponownie wykorzystali żywe komórki – zarodki żab – i zdołali stworzyć zupełnie nowe formy życia, uważane za żywe roboty.

Nazywane „Xenobotami” stworzenia mają rozmiar jednego milimetra i mogą poruszać się w wyznaczonym obszarze, a nawet wykonywać różne zadania.

Naukowcy, którzy stworzyli Xenoboty, ujawnili, że maszyny są wystarczająco małe, aby wejść do ludzkiego ciała. Potrafią pływać, chodzić i mogą przetrwać bez jedzenia przez wiele tygodni. Potrafią również pracować zespołowo w grupach.


„To są zupełnie nowe formy życia. Nigdy wcześniej nie istniały na Ziemi” – wyjaśnił Michael Levin , dyrektor Allen Discovery Center na Uniwersytecie Tufts w Medford w stanie Massachusetts.

„Są żywymi, programowalnymi organizmami”.

Roboty zostały zaprojektowane przez „ewolucyjny algorytm”, który działa na superkomputerze, wysoce zaawansowanym elemencie sztucznej inteligencji.





To zdjęcie przedstawia Xenobota z czerwonym mięśniem sercowym. Źródło obrazu: Douglas Blackiston.


Powstanie żywego robota

Według komunikatu prasowego naukowcy wykorzystali komórki macierzyste z afrykańskiej bicza szponiastego do stworzenia tych stworzeń. Wykorzystano komórki macierzyste, ponieważ są to niewyspecjalizowane komórki, które mogą rozwijać się w wiele różnych typów komórek.

Po pobraniu komórek macierzystych z zarodków żab naukowcy pozostawili je do inkubacji.

Po inkubacji komórki zostały pocięte i ukształtowane w pożądany korpus stworzony przez superkomputer, który wytwarzał formy „nigdy wcześniej nie widziane w naturze”.

W końcu komórki skóry związały się ze strukturą. Pulsujące komórki mięśnia sercowego umożliwiły Xenobotowi samodzielne chodzenie.

Oprócz tego, że potrafią chodzić i pływać, naukowcy odkryli, że roboty mogą same się leczyć.

Eksperymenty, w których naukowcy pokroili roboty, wykazały, że stworzenie potrafiło się leczyć i kontynuować ruch. Udało się to osiągnąć, ponieważ zamiast tworzyć robota z metalu lub plastiku, stworzenie zostało zbudowane z żywej tkanki.

To przerażające, ale zdumiewające osiągnięcie.

„To są nowe żywe maszyny. Nie są ani tradycyjnym robotem, ani znanym gatunkiem zwierząt. Zamiast tego jest to nowa klasa artefaktów: żywy, programowalny organizm., wyjaśnił Joshua Bongard z Uniwersytetu Vermont.

Xenoboty mogą okazać się pomocne w wielu sprawach. Na przykład eksperci powiedzieli, że stworzenia te mogą zostać wykorzystane w niedalekiej przyszłości do oczyszczania oceanów z zanieczyszczeń, eliminowania toksycznych odpadów, a nawet dostarczania leków pacjentom.

Ich możliwości są na razie niemożliwe do przewidzenia.

„Nie można wiedzieć, jakie będą zastosowania dla jakiejkolwiek nowej technologii, więc możemy się tylko domyślać” — powiedział Joshua Bongard z Uniwersytetu Vermont.

Dla tych, którzy martwią się, że sprawy mogą wymknąć się spod kontroli, nie bójcie się. Naukowcy twierdzą, że nie ma powodu do niepokoju . Xenoboty mają własne zapasy żywności, co pozwala im na „działanie” przez około tydzień. Mogą jednak przetrwać przez dłuższy czas, jeśli zostaną umieszczone w środowiskach bogatych w składniki odżywcze.

Pomimo posiadania kontroli nad robotami, naukowcy uznają pojęcie robotów atakujących swoich twórców za przerażający apokaliptyczny koszmar, ale nic więcej.

„Ten strach nie jest nieuzasadniony… Kiedy zaczniemy bawić się złożonymi systemami, których nie rozumiemy, poniesiemy niezamierzone konsekwencje. To badanie jest więc bezpośrednim wkładem w zrozumienie tego, czego ludzie się boją” – ujawnił Levin.

Xenoboty nie mają zdolności do reprodukcji ani ewolucji.

Stworzenie Xenobotów zostało opisane w artykule naukowym opublikowanym w Proceedings of the National Academy of Sciences .



https://curiosmos.com/the-rise-of-the-robot-scientists-create-first-living-robots/




piątek, 24 września 2021

Jak działa Phersu? 2

 

Pamiętacie, jak mówiłem, że oni jak gdyby chcą uzyskać ode mnie jakąś zgodę - nie wiem na co, ale mam wrażenie, że pod dziwnymi pytaniami o jakieś banały, gdzie wyraźnie czuć, że bardzo im zależy na mojej odpowiedzi - nie wiem, czy sama zgoda ich interesuje, bo może niezgoda również -  kryje się jakieś inne pytanie - i bardzo im zależy na odpowiedzi.

I tu patrz, coś takiego:



Podczas konferencji w Kalifornii, zatytułowanej Contact In The Desert, David Wilcock, wieloletni badacz okultystyczny podczas wywiadu wspomniał, że tak zwana Oświecona Elita wierzy, że musi w pewnym sensie przekazać swoje zamiary całej ludzkości, aby w istocie uzyskać od nas pozwolenie na ich realizację. Przejawia się to w rytuałach realizowanych podczas masowych imprez sportowych i symboliki występującej w społeczeństwie oraz w różnych popularnych branżach, takich jak film i muzyka.




Bardzo to wszystko dziwne - a tu całość tekstu - przedruk i tłumaczenie automatyczne.




Mroczny sekret sali audiencyjnej papieża Pawła VI. Wąż, symbol biblijnego diabła konstrukcją auli.

Posted By globalne-archiwum.pl on 22 czerwca, 2019






Podczas konferencji w Kalifornii, zatytułowanej Contact In The Desert, David Wilcock, wieloletni badacz okultystyczny podczas wywiadu wspomniał, że tak zwana Oświecona Elita wierzy, że musi w pewnym sensie przekazać swoje zamiary całej ludzkości, aby w istocie uzyskać od nas pozwolenie na ich realizację. Przejawia się to w rytuałach realizowanych podczas masowych imprez sportowych i symboliki występującej w społeczeństwie oraz w różnych popularnych branżach, takich jak film i muzyka.


,,Kiedy po raz pierwszy zdałem sobie sprawę z prawdziwej wielkości tego, co ukazuje projekt Papieskiej Sali Audiencyjnej, byłem zszokowany. Pomimo dziesięciu lat badań nad elitą, okultyzmem, iluminatami, świadomością i nie tylko, to utkwiło w mojej głowie jako coś, o czym musiałem napisać więcej.’’

Joe Martino.



Czy słyszeliście o sali audiencyjnej papieża? Znana również jako Sala Audiencyjna Pawła VI lub Sala Papieskich Audiencji, częściowo znajduje się w Watykanie, a częściowo w Rzymie, we Włoszech. Zbudowana w 1971 roku przez włoskiego architekta Pier Luigiego Nervi. To wszystko brzmi całkiem prosto, ale zagrajmy w to, co czyni ten budynek tak dziwnym. Zaczniemy od mniej dziwnych rzeczy i będziemy coraz bardziej dziwaczni, gdy pójdziemy dalej.


Budynek został zaprojektowany z betonu zbrojonego. Nervi jest znany z prostych, ale praktycznych wzorów, które są mocne i trwałe. Prosta krzywizna budynku może wydawać się skromna z zewnątrz, ale jest to część tego, co zaczniemy analizować o tym budynku. Spójrz na obrazek poniżej i porównaj jego kształt z wizerunkiem węża obok. Zwróć uwagę na ogólny kształt – szerokie plecy, wąski, zaokrąglony przód, oczy pośrodku, nozdrza z przodu i zakrzywiona góra.


Jak widać już na powyższym obrazku, po obu stronach budynku znajdują się dwa okna przypominające oczy. Wykonane są z witraży i siedzą w połowie długości budynku po obu stronach. W centrum kształtu oka dostrzegamy szczelinę, która może przypominać oko gada.


Dostrzegacie to, co my? Jeżeli nadal nie, to może samo spojrzenie na jedno okno nie jest najbardziej jasne, więc spójrzmy teraz na oba z nich razem.



Nagle zaczynamy dostrzegać, jak tu się kształtują gadzie oczy, wpatrujące się w ciebie, gdy obserwujesz scenę papieskiej hali audiencyjnej. Mamy tutaj dwoje gadzich oczu, coś w rodzaju warg i oczywiście kły. Drodzy Czytelnicy, spójrzcie jeszcze raz na powyższy obrazek, co zauważacie w centrum? Otóż w samym środku stoi coś, co wygląda jak posąg, a następnie po obu stronach dwa ostre, spiczaste kły. Z kolei sam dach i boki budynku przypominają również łuski.



Pośrodku sceny umiejscowiono posąg Jezusa Chrystusa powstającego z atomowej apokalipsy. Posąg został zaprojektowany przez Pericle Fazziniego i wprowadzony do Sali audiencyjnej w 1977 roku. Zobacz go poniżej. Czy zauważasz coś nietypowego w głowie Jezusa?

Trudno jest to dostrzec z przodu, ale kiedy patrzysz na posąg z boku to z obu stron uderzająco wyraźnie widać, że głowa Jezusa ma wyglądać jak wąż. Pomyślcie o tym przez chwilę: gdyby tylko jedna strona posągu sprawiała wrażenie głowy węża, moglibyśmy odrzucić to jako przypadek, ale kiedy wygląda to tak ze wszystkich stron, a cały budynek przypomina również węża, dużo trudniej jest zignorować taki fakt.

Trzeba zacząć zdawać sobie sprawę, że celowo zaprojektowano to w taki sposób. Myśl i planowanie, które weszły w ten projekt, musiały być ogromne. Zatem jakie jest wyjaśnienie tej niesamowitej zależności, zwłaszcza, że wąż symbolizuje diabła a nawet samego Lucyfera z Biblii. Czy połączenie Lucyfera z salą audiencyjną papieża nie jest sprzeczne, gorszące i napawa podejrzliwością?

Niemniej jednak najbardziej rozpowszechnionym wytłumaczeniem takiego stanu rzeczy jest hipoteza zakładająca istnienie tak zwanego głębokiego państwa, które w dużej mierze rządzi naszym światem. Ten twór tworzy grupa ludzi, którzy nie są Amerykanami, Europejczykami, Rosjanami, Kanadyjczykami itp., Ale wykraczają oni poza tożsamość narodową. Od dawna mówi się, że istnieje tam również wpływ pozaziemski, duchowy czy wręcz ingerencja demoniczna.

Nieoficjalnie mówi się, że w momencie gdy Papież Jan Paweł II po raz pierwszy wszedł do tego budynku, miał bardzo szybko zauważyć tę diabelską zależność słowami: ,,Dym zła wdarł się i tutaj.’’ Nawet najwyżsi urzędnicy państwowi stwierdzili, że dobrze wiedzą o istnieniu tak zwanych obcych cywilizacji, ale utrzymują to w tajemnicy przed opinią publiczną. Jak ujawnił były minister obrony Kanady Paul Hellyer: „Postanowili więc przeprowadzić dochodzenie i przez trzy lata prowadzili dochodzenie, i postanowili, że z absolutną pewnością, istnieją cztery gatunki, cztery różne gatunki odwiedzające tą planetę od tysięcy lat.’’

Gadzi wpływ, czy też po przez symbolikę węża, wpływ demoniczny, na teorię głębokiego państwa nie jest nowy i można go znaleźć w wielu tradycjach i kulturach. Jednak został on spopularyzowany przez twórczość Davida Icke, która, co zrozumiałe, otrzymała za to wiele śmieszności. Niezależnie od tego miliony podążają za jego pracą i wierzą w nią.

Podczas konferencji w Kalifornii, zatytułowanej Contact In The Desert, David Wilcock, wieloletni badacz okultystyczny podczas wywiadu wspomniał, że tak zwana Oświecona Elita wierzy, że musi w pewnym sensie przekazać swoje zamiary całej ludzkości, aby w istocie uzyskać od nas pozwolenie na ich realizację. Przejawia się to w rytuałach realizowanych podczas masowych imprez sportowych i symboliki występującej w społeczeństwie oraz w różnych popularnych branżach, takich jak film i muzyka.





http://globalne-archiwum.pl/mroczny-sekret-sali-audiencyjnej-papieza-pawla-vi-waz-symbol-biblijnego-diabla-konstrukcja-auli/


ostatnie zdjęcie  - internet



czwartek, 17 czerwca 2021

Fiasko Goda

 


Nigdy nie czytałem Lema.

Ze szkoły pamiętam, chyba fragmenty bajek robotów przerabialiśmy i ten wymyślny język, nazwy dosyć mnie odstręczył.

Film widziałem - ten o pilocie Pirxie - pewnie już chodziłem do podstawówki - nie za bardzo pamiętam fabułę, ale niezły był, największe wrażenie wywarły te rozrywające się dłonie...

A tak to nic - może czas zacząć go czytać, bo widzę, że w jego twórczości sporo odniesień do tych spraw, które tu opisuję..

Ciekawe, czy Lem wiedział, że ludzkość tkwi w indukowanej zaprogramowanej paranoi?



Tu poniżej przedruk recenzji profesora Jarzębskiego - bardzo ciekawa, szczególnie zwracam uwagę na dwie kwestie:

- "wszyscy" są chciwi technologii - tak jak w naszym tutaj życiu - zamiast skupiać się na uwolnieniu od cierpienia drogą uwolnienia dystansu od jego źródła.... ich tylko skręca na samą myśl o technologicznych frykasach

- komputer GOD:

 "Potrafi zaprojektować konflikt i „wygrać” go, nie umie jednak poruszać się w sferze irracjonalnych odruchów, jakie są domeną żyjących istot."

To mi bardzo przypomina Skynet, który staram się opisać na tych stronach - ludzkość pozostaje w wymyślonym napięciu i konflikcie, a zainteresowane strony są odgórnie sterowane, by stan ten był permanentny - potrafi jedynie przerabiać na nowo to, co już wie. 

Tę samą historię "sprzedaje" ludzkości w niezliczonych wariantach.

Wie jak zaprojektować konflikt i wie, jak go wygrać. 

Czasami jego zombi łapię na nieracjonalnych nielogicznych propozycjach jak to, że odstąpią od nękania w pewnej trywialnej sprawie w zamian za współpracę...

Jakby nie rozumieli wagi tych dwóch rzeczy.

Jakby to nie byli ludzie.




Fiasko jest chyba najbardziej ponurą powieścią Lema. Wystarczy powiedzieć, że jej główny bohater dwakroć w jej trakcie ginie, nie spełniwszy zresztą ani za pierwszym, ani za drugim razem swej misji.

Historia powstania tej książki była niecodzienna, autor bowiem napisał zrazu pierwszy rozdział, Las Birnam, by zarzucić rozpoczęte dzieło i dokończyć je dopiero w wiele lat później, kiedy przyszedł mu pomysł na domknięcie fabuły. Fiasko ukazało się drukiem w 1987 roku, jako ostatnia spośród powieści Lema. Potem publikował już tylko nieliczne krótkie opowiadania i kilka tomów esejów; do większych form prozatorskich nie powrócił już nigdy.

A zatem pożegnanie z powieścią? Poniekąd; ale też pożegnanie z ulubionym przez wielu czytelników bohaterem Lema — Pirxem. Ten ostatni nie pojawia się zresztą bezpośrednio: najpierw istnieje tylko w relacji mieszkańców zagubionego na pustkowiach Tytana kosmodromu, a potem wiedzie coś w rodzaju hipotetycznego półżycia, wskrzeszony (w całości? częściowo?) z martwych, nie znający jednak swej prehistorii ani nawet prawdziwej tożsamości.

Problemów domagających się komentarza jest w Fiasku cała masa, ale na plan pierwszy wysuwa się naturalnie pytanie o możliwości kontaktu z kosmicznymi braćmi w rozumie. Na to pytanie Lem udziela dość radykalnie przeczącej odpowiedzi — i to na kilku poziomach czy etapach. Kontakt jest najpierw mało prawdopodobny po prostu dlatego, że nie widać, aby ktokolwiek się o niego starał. Pierwszym dowodem na nieziszczalność marzenia o międzyplanetarnych rozmowach jest sławetne silentium universi. Kosmos, skanowany przez nasłuchujące hipotetycznych sygnałów urządzenia, statecznie milczy, z czego wniosek, że jeśli gdzieś w nim istnieją jakieś psychozoiki, to z pewnością są rzadkie i nieskore do wymiany doświadczeń z Ziemią. I nic dziwnego: przegląd niezliczonych warunków, które kosmos musiał spełnić, aby się w nim — na Ziemi — narodziło życie, skłania dziś uczonych do rezerwy w ocenie szans powstania biosfery na innych planetach.

Lem dodaje inny jeszcze powód, dla którego kosmos się nie odzywa, formułując pojęcie „okna kontaktu”, czyli takiego przedziału dziejów rozumnych gatunków, w którym cywilizacje w ogóle pragną z kimś z zewnątrz się porozumiewać. Przed początkiem tego okresu rozmawiać nie są w stanie, po jego zakończeniu — z takich lub innych powodów nie chcą. Wąskość tych okien dodatkowo ogranicza możliwości kosmicznego dialogu. Wyprawa z Ziemi, która rusza w Fiasku w międzygwiezdną podróż, próbuje wstrzelić się w rzeczone okno — i ponosi spektakularną klęskę! Cywilizacja planety Kwinty nie pragnie kontaktu, więcej: z całym samozaparciem przed nim się broni.

Dlaczego się broni, do końca nie wiadomo — i w ogóle wiadomo o mieszkańcach Kwinty tyle tylko, ile są w stanie dowiedzieć się kosmonauci, czyli bardzo niewiele. Lem nie stosuje tu żadnych sztuczek służących jak gdyby nielegalnemu nasyceniu ciekawości czytelnika. Żadnych tu więc „narratorów wszechwiedzących”, przenoszących nas z łatwością do sztabów obmyślających na Kwincie przyjęcie dla Ziemian, żadnych złudzeń co do „obiektywizmu” cechującego jakieś obserwujące zdarzenia oko. Kwintanie jawią się w dwóch jedynie postaciach: jako autorzy konkretnych posunięć skierowanych przeciwko gościom z kosmosu — i jako istoty wymodelowane na tej podstawie przez przybyszów i ich przemądry superkomputer.

Czy zatem czegoś się naprawdę o Kwintanach dowiadujemy? Rzecz w tym, iż nigdy tego nie sprawdzimy. Ludzie jakoś ich sobie oczywiście wyobrażają — więcej jako pewien typ społeczności (porównywalny z ziemskimi) niż jako posiadające określoną postać fizyczną istoty. Ale wszystko to na zawsze pozostanie jedynie supozycją, Kwintanie nie pokażą się bowiem lądującemu na planecie wysłannikowi. A może właśnie — pokażą się, ale on nie będzie w stanie ich rozpoznać?

W powieści wraca obsesyjnie jedna scena: bohater przemierza coś, co nazwać by można „przestrzenią obcości”, usiłując rozeznać się w rządzących nią prawach, ale obcy świat zazdrośnie strzeże swojej tajemnicy. Tak jest najpierw, gdy dzielny Angus Parvis, spiesząc na ratunek Pirxowi, kroczy poprzez niezwykłą depresję na Tytanie i w końcu — mimo potęgi kierowanego przez siebie wielkochodu — pada ofiarą panujących tam warunków. Druga podróż przez Nieznane to opis wędrówki przez niesamowite miasto termitów w Afryce. Ten fragment ma w Fiasku szczególnie oryginalne pochodzenie, trafił tam bowiem z młodzieńczego opowiadania Lema, Kryształowej kuli, drukowanego niegdyś w zbiorze Sezam z 1954 roku. Autor odciął z tej historii wszystko, co było w latach stalinowskich obowiązkowym w literaturze wątkiem politycznym (tu: walki z imperializmem), pozostawiając jedynie fascynujący obraz zetknięcia człowieka ze światem istot radykalnie odmiennych, tworzących wszelako coś w rodzaju cywilizacji. Ta historia, w oryginalnej wersji opowiadania zdemaskowana w końcu jako zmyślenie — na dłuższą metę okazała się „prawdziwsza” od wietrzejącej szybko ideologii i stanęła w rzędzie wszystkich innych Lema opisów Obcości: obrazu Wenus z Dziennika pilota w Astronautach, wizji planety Eden w Edenie, opisów powierzchni oceanu w Solaris, górskiej siedziby mechanicznych owadów w Niezwyciężonym, Kurdlandii i Luzanii w Wizji lokalnej itd. Obcość u Lema zawsze jest w samej swej istocie nieprzenikniona, choćbyśmy umieli jej przypisać jakieś antropomorfizujące określenia. Jest tak nawet w Kryształowej kuli — choć od biologów wiemy przecie sporo o budowie i zwyczajach termitów. Tak będzie zatem i w scenie kończącej Fiasko, gdy Marek Tempe próbować będzie za wszelką cenę realizacji swego marzenia o ujrzeniu Kwintan.

Zbrojny w swe poselskie immunitety (za którymi czai się pancerna pięść sideratorów „Hermesa”), Tempe ląduje na planecie, nieludzko zrujnowanej w trakcie uprzednich prób przyjaznego kontaktu, i znajduje tam to, co znaleźć może, tzn. scenę powitania, zaaranżowaną podług tego, co Kwintanie sądzą o ziemskich rytuałach tego typu, bezosobową tedy i poniekąd szyderczą, jak każda próba deklamacji w języku, którego nie znamy. Najbardziej dramatyczne wszelako jest fiasko wszelkich prób bezpośredniego zetknięcia się z mieszkańcami planety. Biosensor, który dźwiga Tempe, sygnalizuje życie w najmniej spodziewanych miejscach, milczy zaś wszędzie tam, gdzie spodziewalibyśmy się go, stosując ziemskie standardy rozpoznawania przedmiotów. A zatem dotknięcie obcości, choć fizycznie możliwe, okazuje się najzupełniej bezowocne: Tempe na koniec obtłukuje w desperacji saperską łopatką coś, co zdaje się być siedliskiem kwintańskiego życia, ale żaden rzeczywisty kontakt z tego nie wynika, a chwila zapomnienia owocuje na koniec gorzko: klęską marzeń o porozumieniu, nowym zniszczeniem planety i — zapewne — śmiercią samego pilota.

W historii kontaktu Ziemian z Kwintanami mamy od początku do czynienia z asymetrią: ci pierwsi do porozumienia dążą — ci drudzy przed nim się wzdragają. Ale po cóż właściwie podróżnikom z Ziemi kontakt? W samej rzeczy uzasadnienie tej obsesji tkwi u zarania w naszej mitologii. Ludzie pragną kontaktu, bo pęd do poznawania nowych lądów i ich mieszkańców leży u podstaw śródziemnomorskiej kultury, która wykołysała w sobie racjonalistyczną i techniczną cywilizację europejską — decydującą o kierunku rozwoju całej ludzkości. Ale sama ta namiętność podróży i wciąż nowych kontaktów, która zdeterminowała — jak dowodził jeszcze Stefan Czarnowski — powstanie klasycznej myśli greckiej, podszyta jest czymś, co racjonalizmowi się wymyka. Nie darmo nazwy, które nadano w Fiasku ziemskim statkom i programom, z mitologii Greków pochodzą. Chodzi chyba o to, że myśl ludzka — w wersji, jaką wybraliśmy — nie potrafi egzystować bez wizji stałego poszerzania obszaru swego zastosowania, pomnażania punktów widzenia, przedmiotu i stylów rozumowania. Stąd namiętne pragnienie zdobycia nowych przyczółków Obcości, z których można byłoby rewidować dotychczasowe osiągnięcia, mierzyć przebytą drogę etc. Można sobie jednak bez większego trudu wyobrazić kulturę, która takiego, wpisanego w siebie imperatywu nie posiada, mało tego, która pod grozą całkowitej destabilizacji na żaden kontakt z kosmitami nie może wyrazić zgody.

Załoga z „Hermesa” jakoś to nawet rozumie, choć niechęć Kwintan tłumaczyć sobie potrafi wyłącznie w ziemskich, najlepiej militarnych kategoriach, nie może jednak „przestać”, bo... No właśnie! Bo jest cząstką jakiejś większej społeczności, która w kosmiczną podróż zaangażowała swe marzenia, wysiłki i kapitały. Mitologia, na której nas wychowano, nie przewiduje powrotu z podróży z tego prostego powodu, że mieszkańcy obcych lądów nie chcieli wędrowców przyjąć, a nawet zamienić z nimi kilku grzecznościowych słów. Zamiast pogodzić się z wieczystym a nieuchronnym nie-porozumieniem z Kwintą, Ziemianie poczynają działać według innego mitologicznego programu, który z sobą przywieźli: konkwisty lub przynajmniej „wojny światów” — skąd płyną kolejne klęski.

Istnieją inne jeszcze, bardziej prozaiczne powody, dla których kontakt nigdy nie dochodzi do skutku. Otóż obie strony w swych poczynaniach — całkiem racjonalnie — nie dowierzają partnerom i skłonne są do wiarołomstwa. Sami nie dotrzymujemy układów, bo i któż zaręczy, że Obcy nie przygotowują na nas zasadzki? W ten sposób nieporozumienia nawarstwiają się — a każde brzemienne jest kolejnymi zniszczeniami. I tu Lem — ateista i racjonalista — daje nam dość zaskakującą naukę. Otóż poczynania Ziemian nadzorowane są stale przez swoistego „Boga z maszyny”, którym jest GOD — supersprawny komputer pokładowy. 

GOD jednak jest „Bogiem” ograniczonym w swoich rozumowaniach do wskazań i decyzji opartych na chłodnym ratio i algebrze konfliktu. Ludzkość na takich podstawach opiera swe działanie, ale na nich nie kończy. Jest w samej swej głębi podatna na motywacje irracjonalne i emocjonalne odchyłki od normy. Nie darmo GOD pełni dodatkowo w stosunku do członków załogi funkcje lekarza psychiatry i kontrolera weryfikującego ich „normalność”. Pod koniec powieści mało kto spośród bohaterów na tym prokrustowym łożu mógłby się zmieścić bez konieczności jakiejś znaczącej amputacji. Ale jako doradca w sprawach kontaktu z Kwintanami „normalny” GOD jest diabła wart. Potrafi zaprojektować konflikt i „wygrać” go, nie umie jednak poruszać się w sferze irracjonalnych odruchów, jakie są domeną żyjących istot. Tu lepszym doradcą zdaje się być ojciec Arago — nie jako obrońca katolickich dogmatów, ale jako wyznawca dwóch najprostszych, a zarazem najtrudniejszych do wypełnienia wskazań: „primum non nocere” i „miłujcie nieprzyjacioły wasze”. Szczególnie ta ostatnia zasada — jak Lem często twierdził — budzi jego podziw i decyduje o przychylnym ogólnie stosunku do chrześcijaństwa.

Fiasko jest więc także książką o moralności kontaktu. A moralność nie daje się sprowadzić do logicznych operacji — wymaga czasem heroizmu szczególnego typu, polegającego na umiejętności zaprzeczenia sobie, ustąpienia i poświęcenia własnej sprawy dla jakiegoś wyższego dobra. Wymaga też — czasem wbrew rozumowi — pamięci o kilku prostych zasadach, na jakich opiera się człowieczeństwo i to, co nazywamy czasem „przyzwoitością”. Tego — bez większych sukcesów — próbuje kosmonautów nauczyć ojciec Arago. Jego votum separatum rozbrzmiewa w powieści kilkakrotnie i za każdym razem zmusza do zastanowienia. Arago protestuje nie tylko przeciw porozumieniu z Kwintą par force — wcześniej wyraża się też sceptycznie na temat projektu swoistej rezurekcji, jakiej dokonują lekarze, z ciał dwu zwitryfikowanych ludzi składając jednego — i to, co gorsza, o nieokreślonej tożsamości. Arago nie może zatrzymać postępów wiedzy i technologii, może tylko bronić paru niekoniecznie racjonalnych przykazań i reguł, które decydują o tożsamości człowieka jako przedstawiciela gatunku.

Z racjonalnością i misją ludzkości stało się tedy coś dziwnego na przestrzeni lat, które Lem poświęcił pisaniu. Jako młody pisarz zdawał się w nie wierzyć bez większych zastrzeżeń: kler katolicki we wczesnych opowieściach jest obiektem kpin, dogmaty wiary nie wytrzymują bowiem konfrontacji z prawdami logiki i nauki. Misja ludzkości także zdaje się być zadaniem nie budzącym wahań. Astronauci z pierwszych dwu powieści science fiction Lema wybierają się na inne planety, nie mając najmniejszych wątpliwości, że niosą samym swym przybyciem Dobrą Nowinę. I choć Wenusjanie z Astronautów nie zdążą już z tej wiedzy skorzystać, to mieszkańcy Białej Planety z Obłoku Magellana bardzo prędko wyzbywają się wobec Ziemian podejrzeń, jakie w nich zrodziła inspekcja dokonana kiedyś na martwym sztucznym satelicie wystrzelonym przez niedobrych militarystów z NATO.

Któryś z krytyków powiedział po ukazaniu się Fiaska, że jest to replika Obłoku Magellana, dokonana z perspektywy lat i rosnącego sceptycyzmu co do szans kosmicznego kontaktu. I rzeczywiście: wszystkie te rozważania z młodzieńczej powieści, w myśl których kosmici muszą nie tylko być, na modłę ziemską, racjonalni i skłonni do porozumienia, ale nawet powinni ludzi przypominać zewnętrznie, brzmią w dobie powstania Fiaska poczciwie i nieprzekonywająco. Pod jednym jeszcze względem ostatnia powieść Lema daje świadectwo zaszłego od tamtych czasów postępu: autor wykorzystuje w projekcie kosmicznej podróży oszałamiające możliwości, jakie stawia do jego dyspozycji fizyka odkrytych niedługo wcześniej „czarnych dziur”. „Gea” — by dotrzeć za życia kosmonautów do Obłoku Magellana — po prostu pędzi jak tylko można najszybciej, „Eurydyka” korzysta z odwróconego w pobliżu „czarnej dziury” biegu czasu ze zręcznością równą tej, z jaką autor do znanej sobie fizyki dokleił jej część „prospektywną”, pozwalającą na realizację technicznego majstersztyku, jakim było w powieści obejście paradoksu Einsteina i powrót wyprawy na Ziemię niedługo po jej opuszczeniu.

Fiasko jest więc jak gdyby technologicznie optymistyczne, nasycone opisami nowych urządzeń i nowych źródeł energii, jakie ludziom w powieści dają ogromną przewagę nad Kwintanami. Ale satysfakcja z tego mizerna, tzn. nie większa niż w Edenie czy Niezwyciężonym, gdzie miotacze antymaterii także nie pomogły rozwiązać zasadniczych dylematów obydwu powieści.

Wiatyk na dalszą drogę, jaki w swej ostatniej książce daje Lem ludzkości, tak więc można określić: technologiczny postęp będzie się na Ziemi nadal dokonywał — niekiedy zagrażając samym podstawom ludzkiej tożsamości. Obrona owych podstaw, choć bezowocna i niekiedy śmieszna, będzie się dokonywać z pozycji irracjonalnej wiary w wartość tradycji i anachronicznej moralności, którym, tak czy inaczej, należy się szacunek, bez nich bowiem ludzkość nie będzie mogła przetrwać.

Same postępy technologiczne nie dadzą jednak ludziom ani rozwiązania problemów egzystencjalnych, ani narzędzi pozwalających wyjść z materialistycznej wersji Platońskiej jaskini, w której są zamknięci. Na ścianach tej jaskini nie tyle odbicie idei się wyświetla, ile — jakaś zniekształcona, ludzka wersja świata fizycznego i obiektywnego, do którego drogi bezpośredniej nie ma. Jak u Kartezjusza, jak u Berkeleya, jak u Kanta — Lem tkwi tutaj w centrum problematyki filozoficznej kilku ostatnich stuleci. Z jaskini owej nie ma więc też wyjścia do prawdziwej, nie stworzonej tylko na ludzką miarę Obcości. Obcy siedzą bowiem w swej własnej jaskini i nawet jeśli kosmiczne „mrugnięcie”, na jakie otwiera się „okno kontaktu”, wpuści nas do środka, niczego i tak nie będziemy w stanie zrozumieć, niczego innych nauczyć ani sobie przyswoić. Cóż więc w istocie ujrzymy? Pewnie jakąś kolejną wersję mitologii, która rządzi naszym widzeniem świata i w końcu nie jest godna potępienia, jeśli pozwala nam zachować tożsamość.

Dostaniemy więc od przyszłych wieków prezenty, ale może nie takie, jakich byśmy chcieli. Szansę wskrzeszenia z martwych — ale bez poczucia kontynuacji, więc trochę bezsensowną, bo i po cóż nowe życie lepić z resztek zamrożonych ciał, zamiast, jak chce natura, niecić je w biologicznym zarodku? Szansę podróży poza Układ Słoneczny, ale znów wątpliwą, bo i po cóż lecieć tak daleko, skoro nigdy nie uda się nam opuścić samych siebie? I wreszcie szansę porozumienia z Obcymi — bolesną, bo porozumienie i tak jest niemożliwe, a tam, gdzie go być nie może, najłatwiej wybucha walka i ścielą się stosy trupów.

Wiatyk na drogę daje nam więc Lem gorzki, choć nie przypuszcza pewnie ani na chwilę, abyśmy — przestrzeżeni — zeszli z drogi, którą idziemy. Zahamowanie postępu nauk i technologii jest tak samo niemożliwe, jak niemożliwe jest osiągnięcie dzięki nim szczęścia. Ale może losem ludzkości nie jest wcale szczęście budować, ale wprost przeciwnie: recytować wciąż formuły mitologii, wchodzić w stare koleiny, przeżywać klęski i rozczarowania, aby — z bolesnym poczuciem nieuchronnego fiaska naszych usiłowań — zaczynać wciąż od początku. Bo choć Kwintan w istocie zobaczyć nie można, trzeba wierzyć, jak Marek Tempe, w ziszczalność tego mitu — przynajmniej w godzinę śmierci.

 

Jerzy Jarzębski





https://solaris.lem.pl/ksiazki/beletrystyka/fiasko/73-poslowie-fiasko