Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

piątek, 17 listopada 2023

Dobry komunikat

 


To jest komunikat do społeczeństwa, który koncentruje uwagę na sprawach ważnych, a nie tylko głośnych, medialnych.

Pokazuje się szerokiemu ogółowi Polaków ludzi nieznanych, a ważnych i wartościowych, a także pokazuje ich dokonania. 

Teraz każdy widzi, że są w Polsce osoby, ktore dbają o nasz dobrostan, które walczą o niego i o nas wszystkich.

I o to chodzi. To są wzory do pokazywania młodym ludziom, jak można i jak należy postępować.

Tu nie ma lansowania sie ministra - ktoś musi ludziom to pokazać i osoby sprawujące władzę, nie tylko na stopniu państwowoym, najlepiej się do tego nadają.




przedruk



Głos podczas konferencji „Problemy i wyzwania współczesnej onkologii” zabrał minister edukacji, dr hab. Przemysław Czarnek. 

Podkreślał, że jest to miejsce, w którym całościowo podchodzi się do pacjenta onkologicznego. Minister zaznaczył, jak wielką rolę w budowaniu i rozwoju Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej wykonała dyrektor tej placówki, prof. Elżbieta Starosławska.


– Mamy wielką wdzięczność dla pani Profesor, bo wiem, że na przestrzeni ostatnich dekad nie było łatwo o to Centrum. Były boje o Centrum, ale ono dzisiaj jest przede wszystkim dzięki wielkiemu uporowi i misji prof. Elżbiety Straosławskiej. To wszystko jest dla pacjentów, którzy niestety wchodzą – a wszystkie dane na to wskazuje – w okres tsunami onkologicznego. Dlatego ta konferencja jest szczególnie ważna, ponieważ wyzwania i problemy współczesnej onkologii są czymś, nad czym najwybitniejsi profesorowie z całego świata muszą się pochylać, bo najważniejszy jest pacjent – podkreślił dr hab. Przemysław Czarnek.

List do uczestników konferencji skierował premier Mateusz Morawiecki. Szef rządu podkreślił, że Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej to nowoczesna placówka wyznaczająca pionierskie kierunki badań, która każdego dnia daje nową nadzieję tysiącom chorym.

Premier dodał, że osiągnięcia naukowe, uczestnictwo w międzynarodowych projektach badawczych, decydują o pozycji i ważnej roli lubelskiej placówki w polskiej i światowej medycynie.

Poszczególne punkty konferencji transmitowane są w TV Trwam.




Dr hab. P. Czarnek: Wyzwania i problemy współczesnej onkologii są czymś, nad czym najwybitniejsi profesorowie z całego świata muszą się pochylać – RadioMaryja.pl











piątek, 10 listopada 2023

Pruskie "porządki"

 

 Zakon Krzyżacki to Deutscher Orden [Niemiecki Porządek (też - Reguła)]



"żeśmy musieli nadstawiać nasze głowy za nie prawość mistrza i Krzyżaków, którzy nigdy szczerze z nami się nie znosili, a zamknąwszy się sami w warownych twierdzach, woleli raczej widzami być naszych klęsk niżeli obrońcami. 

Wśród wielu zaś i tak wielkich nieszczęść, jeżeli kiedy brakło nieprzyjaciela zewnątrz, większy za to wewnątrz kraju występował. Komturowie i posiadacze zamków nie wstydzili się, bez przeprowadzenia sprawy, bez złożenia sądu, zabierać nam dobra i majątki, żony w oczach mężów i córki wobec rodziców porywać, na pastwę swoich lubieżnych chuci. A tym, którzy się na takie krzywdy uskarżali, miasto wymierzenia sprawiedliwości, ścinano głowy albo wydzierano mienie."



można rzec - dywersja - stara niemiecka reguła

kpią z was w biały dzień, napuszczają na siebie, prowadzą do zguby, plują na was, a wy mówicie, że to deszcz pada


nie miejcie złudzeń







Prusy Królewskie i Malbork 1454-1772
17 godz. ·



9 listopada 1459 r. zmarł Jan Bażyński (Johannes von Baysen). Urodził się około 1390 r. i wywodził z rodu rycerskiego podległego Zakonowi Krzyżackiemu. W młodości przebywał w Portugalii na dworze króla Henryka Żeglarza, gdzie zdobył sławę rycerską. Był jednym z założycieli Związku Pruskiego, powstałego na zjeździe założycielskim 14 marca 1440 r. w Kwidzynie, który był konfederacją miast i rycerstwa pruskiego. Celem jego utworzenia była obrona interesów, praw i przywilejów stanów pruskich przed bezprawiem zakonu krzyżackiego.
 
4 lutego 1454 r. Związek Pruski wypowiedział posłuszeństwo zakonowi krzyżackiemu, a cztery dni później wielkie poselstwo pruskie na czele z Janem Bażyńskim wyruszyło do Krakowa. Celem poselstwa związkowego było poddanie Prus polskiemu monarsze na warunkach, które zapewniłyby stanom pruskim realny wpływ na zarząd kraju. Bażyński, jako stojący na czele poselstwa reprezentant stanów pruskich, przemawiał przed królem Kazimierzem Jagiellończykiem, wymieniając krzywdy, jakich doświadczyli mieszkańcy Prus z winy Zakonu:

„W ciągu zaś tyloletnich, z królestwem twoim prowadzonych wojen, ile potraciliśmy krewnych, dzieci, przyjaciół, ile nam popalono miast znakomitych, poniszczono włości, pogwałcono żon naszych i córek, porozrywano majątków, ślady świeże i skargi uciśnionych głośno poświadczają. 

Ale nad te wszystkie klęski więcej nas jeszcze to dotykało, żeśmy byli zmuszeni do łamania sojuszów i prowadzenia wojen, tym przykrzejszych dla nas, że tak niesprawiedliwych; żeśmy musieli nadstawiać nasze głowy za nie prawość mistrza i Krzyżaków, którzy nigdy szczerze z nami się nie znosili, a zamknąwszy się sami w warownych twierdzach, woleli raczej widzami być naszych klęsk niżeli obrońcami. Wśród wielu zaś i tak wielkich nieszczęść, jeżeli kiedy brakło nieprzyjaciela zewnątrz, większy za to wewnątrz kraju występował. 

Komturowie i posiadacze zamków nie wstydzili się, bez przeprowadzenia sprawy, bez złożenia sądu, zabierać nam dobra i majątki, żony w oczach mężów i córki wobec rodziców porywać, na pastwę swoich lubieżnych chuci. A tym, którzy się na takie krzywdy uskarżali, miasto wymierzenia sprawiedliwości, ścinano głowy albo wydzierano mienie. Przyciśnieni tak wielką niedolą, uczyniliśmy wszyscy między sobą związek […]”.


9 marca król mianował Bażyńskiego swoim przedstawicielem (gubernatorem) w inkorporowanych Prusach, nadając mu też wkrótce starostwa sztumskie i tolkmickie. Podczas oblężenia zamku malborskiego w latach 1457-1460 najpierw wraz z bratem Ściborem przebywał w Elblągu, zaś w 1458 r. brał czynny udział w dowodzeniu obroną stolicy Prus. Ponownie przebywał tutaj od wiosny 1459 r., sprawując dowództwo nad załogą zamkową w zastępstwie nieobecnego polskiego starosty. Tutaj też najprawdopodobniej po krótkiej chorobie zmarł. Dzięki jego wysiłkom zamek malborski nie dostał się ponownie w krzyżackie ręce.




Ilustracja: wizerunek herbu Bażyńskich z dzieła „Stemmata genealogica praecipuarum in Prussia Familiarum Nobilium”.








zakon, ‘reguła’; o ‘mnichach’, wedle ich reguły (»zakon dominikański«); zakonny, ‘regularis’, zakonnik, zakonniczyzakon tłumaczy i ‘Testament’ (starozakonny, o księgach i ludziach); 

już w prasłowiańskiem ze znaczeniem ‘prawa’, t. j. tego, co za konu (t. j. ‘początku’), bywa, p. koniec;

rozeszło się oddawna na Bałkanie i śród Litwy, a doszło nawet Chazarów i Pieczeniegów. 

Zakon i pokon stoją obok siebie, jak zacząćzaczątek, i począćpoczątekpokonnik tyle co ‘naczęlnik’ (naczelnik) w prastarem tłumaczeniu Apostoła; wszystko od kon, ‘początek’ (i ‘koniec’).





engl. wiki:


Nazwa Zakonu Braci Niemieckiego Domu Najświętszej Marii Panny w Jerozolimie brzmi po niemiecku: Orden der Brüder vom Deutschen Haus der Heiligen Maria in Jerusalem i po łacinie Ordo domus Sanctae Mariae Theutonicorum Hierosolymitanorum. 

Tak więc termin "krzyżacki" nawiązuje do niemieckiego pochodzenia zakonu (Theutonicorum) w jego łacińskiej nazwie. 
Niemieckojęzyczni powszechnie odnoszą się do Deutscher Orden (oficjalna skrócona nazwa, dosłownie "Niemiecki Order"), historycznie również jako Deutscher Ritterorden ("Niemiecki Order Rycerski"), Deutschherrenorden ("Order Niemieckich Panów"), Deutschritterorden ("Order Niemieckich Rycerzy"), Marienritter ("Rycerze Maryi"), Die Herren im weißen Mantel ("Panowie w białych pelerynach") itp.

Krzyżacy znani są jako Zakon Krzyżacki w języku polskim ("Order Krzyża") oraz jako ordynariusze Kryžiuočių w języku litewskim, Vācu Ordenis w języku łotewskim, Saksa Ordu lub po prostu Ordu ("Zakon") w języku estońskim, a także różne nazwy w innych językach.

Rękopis Karola Marksa scharakteryzował kiedyś siły Zakonu jako Reitershunde – co oznacza coś w rodzaju "stada rycerzy". 

Rosyjscy czytelnicy Marksa przetłumaczyli to wyrażenie zbyt dosłownie jako "psi rycerze" (Псы-рыцари), co stało się powszechnym, pejoratywnym określeniem Zakonu w języku rosyjskim – zwłaszcza po premierze w 1938 roku filmu Siergieja Eisensteina Aleksandr Newskij, który fabularyzował klęskę Rycerzy w bitwie na lodzie w 1242 roku.



coś tam jednak jest z tymi psiogłowcami...




za: fb












piątek, 3 listopada 2023

Palaikastro Kouros 2

 

Post oznaczam jako "2" ponieważ wydaje mi sie, że zrobilem sobie kiedyś opracowanie na ten temat  - zbiór informacji z internetu - i to na blogu opublikowałem ku pamięci...


A nie znajduję w notatkach - wykasowany?























Skoro odwzorowano takie datale jak żyły pod skórą (zdaje się - niezgodnie z anatomią - artystyczna wizja?), czy mięśnie - chciano tym zasugerować, że to przedstawienie człowieka, a nie boga?

Czy to był On?



Patrząc na proporcje powinien mieć wzrost  od 2,0 do 2,35 m

Nie wiem, czy to możliwe... ale są pewne podobieństwa....







Nogi - faktycznie o dość kobiecych kształtach. 


Ale przy tak wysmukłej sylwetce...




tzw. Książę wśród Lilii - rekonstrukcja fresku z Knosssos, Kreta


































wysmukłość....









potylica


człowiek z St. Bees




Prawym Okiem: Od Zbrucza do Włoch (maciejsynak.blogspot.com)


Khan Academy

Palaikastro Kouros – Wikipedia, wolna encyklopedia


Prawym Okiem: Człowiek z St. Bees - z książęcego rodu Giedyminów? (maciejsynak.blogspot.com)


(1) Evan Levine on X: "While the face of the Palaikastro Kouros is not preserved, the hands, feet, & hair preserve incredible craftsmanship, complete with minutely rendered musculature & vascularity! The hair presents equal skill in another medium, carved from a fine serpentine & attached to the head! https://t.co/QPAUQ06TLI" / X (twitter.com)


Kouros von Palaikastro – Wikipedia




wtorek, 31 października 2023

Przemoc w różnych epokach

 




Uzyskane dane pozwoliły badaczom określić pewien trend: 

w najdawniejszych czasach (w neolicie, czyli ok. 9000–4500 lat p.n.e.) poziom przemocy międzyludzkiej był bardzo niski. 


Ludzie zamieszkiwali wtedy głównie małe, rozproszone wioski. Kiedy zaczęli się organizować w większe osiedla i pierwsze scentralizowane państwa, a więc 

w chalkolicie (około 4500–3200 p.n.e.), liczba urazów gwałtownie wzrosła, szczególnie w Mezopotamii. 


Kolejny okres dziejów to zauważalny spadek poziomu przemocy - sytuacja taka utrzymywała się od wczesnej (ok. 3200-2100 p.n.e.) aż do środkowej (ok. 2100-1500 p.n.e.) epoki brązu. Ponownie trend odwrócił się w późnej epoce brązu (ok. 1500-1200 p.n.e.) i w epoce żelaza (ok. 1200-400 p.n.e.), kiedy częstość urazów wzrosła w stosunku do wczesnej epoki brązu, choć nadal była niższa niż w chalkolicie.

Co ważne - podkreśla polski archeolog w artykule, który zamieścił na blogu Archeowiesci.pl - trend ten wygląda bardzo podobnie w różnych częściach Bliskiego Wschodu, choć ogólna częstość urazów była wyraźnie niższa w Mezopotamii, a wyższa w Anatolii oraz Iranie.





przedruk:



Przemoc jako element ludzkiej natury badał bioarcheolog z UW


13.10.2023



Poziom przemocy wśród dawnych ludzkich społeczności na obszarze Bliskiego Wschodu bardzo wahał się na przestrzeni dziejów i zależał od uwarunkowań życia społecznego w poszczególnych epokach. Badaniami tego zjawiska zajął się międzynarodowy zespół z udziałem bioarcheologa z UW.


W skład zespołu wchodzili dr hab. Arkadiusz Sołtysiak z Wydziału Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego oraz historycy ekonomii - dr Giacomo Benati z Universitat de Barcelona i prof. Jörg Baten z Eberhard Karls Universität Tübingen. Przeprowadzili oni szeroką analizę śladów przemocy międzyludzkiej na Bliskim Wschodzie, czyli w regionie, w którym najwcześniej na świecie pojawiły się rolnictwo, osiadły tryb życia oraz rozwinięte państwa. Wyniki ustaleń naukowców zostały opublikowane w czasopiśmie „Nature Human Behaviour”.

„Biorąc pod uwagę, że dane dotyczące zabójstw są dostępne tylko dla nowszego okresu dziejów, znaczna część historii ludzkości pozostaje poza naszym zasięgiem - piszą autorzy w swojej publikacji. - Dokumentując różnice we wzorcach przemocy w rozległej skali czasowej i geograficznej, w niezwykle bogatym kontekście historycznym, poszerzamy perspektywy wczesnej historii człowieka”. Jest to również, jak podkreśla dr Sołtysiak, bardzo interesujące z punktu widzenia rozważań o tym, jaka jest pierwotna ludzka natura oraz jaką rolę odegrała przemoc w rozwoju ludzkiej cywilizacji.

Dlatego zespół badaczy przeanalizował dane o urazach czaszki w zbiorze ponad 3500 szkieletów odnalezionych w różnych regionach Bliskiego Wschodu: w Turcji, Iranie, Iraku, Syrii, Libanie, Izraelu, Jordanii. Wszystkie one datowane były na różne okresy między 12000 a 400 lat p.n.e.

Skupiono się na czaszkach, które zostały uszkodzone powyżej tzw. linii kapeluszowej (ang. hat-brim line), czyli na wysokości wyznaczanej przez rondo typowo założonego kapelusza. W nauce przyjmuje się bowiem, że urazy powyżej tej granicy mają pochodzenie czynne (są wynikiem celowego uderzenia), natomiast poniżej - bierne (są wynikiem wypadku).

Dodatkowo naukowcy przebadali inne części szkieletów pod kątem śladów obrażeń związanych z użyciem broni. „Jeśli tylko dysponujemy odpowiednio liczebnymi zbiorami szkieletów, jesteśmy w stanie oszacować poziom przemocy w różnych dawnych grupach ludzkich na podstawie częstości urazów wynikających z użycia broni. Zwłaszcza ciosy zadane bronią ręczną o tępej lub ostrej krawędzi mogą zostawić charakterystyczne ślady na kościach, przede wszystkim na sklepieniu czaszki” – tłumaczy naukowiec z UW.

Uzyskane dane pozwoliły badaczom określić pewien trend: w najdawniejszych czasach (w neolicie, czyli ok. 9000–4500 lat p.n.e.) poziom przemocy międzyludzkiej był bardzo niski. Ludzie zamieszkiwali wtedy głównie małe, rozproszone wioski. Kiedy zaczęli się organizować w większe osiedla i pierwsze scentralizowane państwa, a więc w chalkolicie (około 4500–3200 p.n.e.), liczba urazów gwałtownie wzrosła, szczególnie w Mezopotamii. Kolejny okres dziejów to zauważalny spadek poziomu przemocy - sytuacja taka utrzymywała się od wczesnej (ok. 3200-2100 p.n.e.) aż do środkowej (ok. 2100-1500 p.n.e.) epoki brązu. Ponownie trend odwrócił się w późnej epoce brązu (ok. 1500-1200 p.n.e.) i w epoce żelaza (ok. 1200-400 p.n.e.), kiedy częstość urazów wzrosła w stosunku do wczesnej epoki brązu, choć nadal była niższa niż w chalkolicie.

Co ważne - podkreśla polski archeolog w artykule, który zamieścił na blogu Archeowiesci.pl - trend ten wygląda bardzo podobnie w różnych częściach Bliskiego Wschodu, choć ogólna częstość urazów była wyraźnie niższa w Mezopotamii, a wyższa w Anatolii oraz Iranie.

„Rozważania nad skłonnością społeczności do przemocy powinny przede wszystkim brać pod uwagę okoliczności - uważa dr Sołtysiak - Ludzie mogą być mniej skłonni do agresji zarówno wtedy, kiedy państwo nie kontroluje ich zachowania, jak w neolicie, jak i wówczas, gdy istnieje silne państwo pilnujące porządku, jak w epoce brązu. Z analiz wynika, że stosowanie przemocy staje się bardziej powszechne w czasach zwiększonego poziomu stresu, czy to związanego z pojawieniem się nowych instytucji, które jeszcze nie mają wypracowanych sposobów rozładowywania napięcia społecznego związanego z gwałtowną urbanizacją, jak w chalkolicie, czy z upadkiem instytucji, jak w epoce żelaza”.

Naukowcy doszli do wniosku, że ponieważ częstość urazów ani nie spadała, ani nie wzrastała systematycznie w czasie, oznacza to, że poziom przemocy międzyludzkiej mniej zależy od samego postępu cywilizacyjnego, a bardziej od konkretnych uwarunkowań kształtujących życie społeczne w poszczególnych epokach.

Pierwsi rolnicy - pisze badacz na Archeowiesci.pl - żyli w małych, spójnych, do pewnego stopnia izolowanych grupach, które nie musiały konkurować między sobą o zasoby. Kiedy jednak liczba ludności znacznie wzrosła i zaczęły powstawać pierwsze państwa, zaczęło dochodzić do większych napięć społecznych, które mogły skutkować dramatycznym zwiększeniem poziomu przemocy, zarówno wewnątrz nowych państw, jak i między nimi. W miarę rozwoju państwowości pojawiły się instytucje, np. o charakterze policyjnym, pozwalające stopniowo ograniczać przemoc wewnątrz społeczeństw; pilnujące porządku w miastach. Choć nadal prowadzone były wojny, armie zostały w dużym stopniu sprofesjonalizowane, co również znacznie ograniczyło ryzyko urazów u obywateli niebędących żołnierzami.

Po koniec późnej epoki brązu zaczęło jednak dochodzić do poważnych kryzysów, wynikających m.in. z masowych migracji z zewnątrz regionu oraz napięć wewnętrznych. Wiele ówczesnych potęg upadło bądź doznało mocnego osłabienia. „Ten kilkusetletni okres zamętu opisywany jest w źródłach jako czas konfliktów między mieszkańcami miast i pasterzami, ale też niestabilnej sytuacji w samych miastach, gdzie osłabienie lub wręcz upadek centralnej administracji na pewno skutkował zmniejszeniem poczucia bezpieczeństwa” - pisze dr Sołtysiak.

Jego zdaniem jedno jest pewne: głównym czynnikiem sprzyjającym zmniejszaniu poziomu przemocy było istnienie silnej władzy centralnej, która dysponowała odpowiednimi instytucjami (sądy, siły o charakterze policyjnym) zapewniającymi spokój społeczny.

Jednak, jak podkreślają autorzy publikacji, istnieje jeszcze jeden - poza wstrząsami społeczno-gospodarczymi - czynnik, który może wpływać na poziom przemocy interpersonalnej; jest nim zmieniający się klimat. Badania ujawniły bowiem, że np. 300-letnia susza, która miała miejsce w badanym okresie i przyczyniła się do masowych migracji oraz powszechnego głodu, także wiązała się z zauważalnym zwiększeniem częstości urazów głowy wśród ludności.

Odkrycie to jest o tyle znaczące, że aktualnie Ziemia także znalazła się w trudnej sytuacji klimatycznej. Wielu ekspertów obawia się, że postępujący wzrost temperatur nasili konflikty na świecie. Współautor omawianego badania dr Giacomo Benati uspokaja jednak, że nasze czasy dość mocno różnią się od przeszłości. „Istnieją dowody na to, że ekstremalne zjawiska klimatyczne mogą wpływać na poziom konfliktów - mówi. - Ale prawdą jest również to, że (…) gdy istnieją instytucje zdolne do ograniczania przemocy, konflikty mogą sprawnie zostać zażegnane".(PAP)

Katarzyna Czechowicz



Przemoc jako element ludzkiej natury badał bioarcheolog z UW | Nauka w Polsce






sobota, 28 października 2023

Człowiek na szczycie

 


Fabuła filmu (książki?) "Ja, Robot" jest dość prosta do odszyfrowania.


Twórca (Stwórca) ginie, ale pozostawia swojego Synka (Sonny), który właśnie pomaga rozwikłać zagadki i obalić wstrętną Sztuczną Inteligencję...


Film kończy się sceną, kiedy Sonny wchodzi na jakieś wzniesienie, a przed nim tłumy robotów.

To scena zwycięstwa.


Ta scena stała się wzorem dla postaci, która weszła na pomnik  na Placu Piłsudskiego w Warszawie dzień przed wyborami w sobotę 14 października.

To zapewne rebus na mnie.

O ile Sonny odniósł tryumf i WSZYSCY patrzyli w jego stronę, na "mnie" na placu nikt nie przyszedł "popatrzeć".  

Samotna postać opuszczona przez swój rząd... która ma być jakoby poddana SUROWEJ karze.

Skąd ci dziennikarze wiedzą co mają mówić, żeby rebus się domykał??


To też ta sama scena, gdy w Watykanie wybierali ostatniego papieża - jeszcze przed wyborem na placu klęczał jakiś dziad przebrany za Franciszka - i co za niespodzianka! 

Wybrali "Franciszka"!

Wiedzieli, że będzie Franciszek i wiedzieli, że PiS nie będzie miał większości.


Kilka lat temu, też jakoś tak na jesieni, przyszedł do naszej grupy pewien człowiek z aparatem i opowiadał tak jakoś dziwnie, że z utęsknieniem czeka na święta, bo bardzo by chciał dostać pewien prezent. Kiedy to mówił to modulował głosem i niemal łkał, łzy miał w oczach, więc na pewno był nasłany, a zapewne - opętany.

Wtedy to sobie zanotowałem w głowie, ale święta przeminęły... nic się nie wydarzyło...


W tym roku "powiadomiono" mnie, że chcą mnie zrestartować i padła nawet przybliżona data - święta...


Nie śledziłem wyborów, ale widzę, że to zazębia się z wyborami, a dokładnie mówiąc - z ostatecznym terminem powstania nowego rządu.

To będzie jakoś tak na święta...


Może więc chodzi o nową władzę, że ona sprezentuje coś Pajacowi.


Ciekawe co, bo ja nie zamierzam się podddawać.






To Człowiek przed Bramą.


Ten co pilnuje wejścia.


Janus.

Pater matutinus.



Za:

Jaksa.... Jeszua - Jezus - Ozeasz - Ozyrys....:


yaksha Ye Sha - słowiańskie imię Jaksa i..... Jeszua?


Jezus (łac. Iesus, gr. Ἰησοῦς) – imię męskie pochodzenia hebrajskiego. Polska forma imienia wywodzi się z formy łacińskiej i greckiej. Forma grecka jest przekształceniem imienia hebrajskiego, ישוע ,ישו Jehoszua, w formie skróconej Jeszua. Imię to znaczy – „Jahwe jest zbawieniem”. Forma aramejska ma postać ܝܫܘܥ ,ܝܫܘ Jeszua.

Hebrajskie imię Jeszua (יֵשׁוּעַ), będące skrótem od Jehoszua (יְהוֹשֻׁעַ), należy do tzw. imion teoforycznych co oznacza, że zawarte jest w nim imię własne Boga – JHWH. W tłumaczeniu na j. polski – „Jahwe jest zbawieniem”. Jego grecką transkrypcją jest Ἰησοῦς (Iēsous).

Równoznacznymi do imienia Jezus imionami biblijnymi są: Jozue i Ozeasz.


Ozeasz, to może i Ozyrys?             OZYRYS - _z__ys - Z(e)us

Okeanus...?

a jeszcze przekładka z Zeus   =      ZEUS - iEZUS 

Janus - dalej...  


Jakszowie w mitologii

W starożytnych mitach indyjskich jakszowie są często strażnikami skarbów ukrytych pod ziemią lub w korzeniach drzew.

Zasadniczo jakszowie są przedstawiani jako duchy dobroduszne i nieszkodliwe, lecz istnieją również mity przypisujące im wręcz skłonności do kanibalizmu. Pojęcie jakszów istnieje również w mitologii dżinijskiej i buddyjskiej. W krajach buddyjskich jakszowie znani są pod lokalnymi nazwami: chiński : 夜叉 pinyin yè chā, japoński: 夜叉 yasha, birmański: ba-lu, tybetański: གནོད་སྦྱིན་ (gnod sbyin).



Jón – Jasz, Jaszk, Jaszeczk, Jaszink, Jaszulink, Jónk, Janélk, Janulk, Janita, Janitk, Neczk, Nulk

Ian, John, Sean

Janus - Ianus - na pewno inna wersja - Jowisz - Zeus - Jaksza - Yecha - Yasha - Jasz czyli po kaszubsku - Jaś...


Jan z KOLna...




Teraz już wiecie dlaczego pogardliwy epitat na Polaków brzmi:  Janusze.

Nie ma przypadków i także wylansowanie tego epitetu to dzieło agentury, Sztucznej Inteligencji, Światowej Sitwy.... 

Oni po prostu wiedzą skąd pochodzicie - i dorabiają do tego czarny pijar...









Prawym Okiem: Planują to na najbliższe 12 miesięcy (maciejsynak.blogspot.com)

 Mężczyzna wszedł na pomnik smoleński i groził wysadzeniem się w powietrze. Został obezwładniony - rp.pl

Janus (mitologia) – Wikipedia, wolna encyklopedia

Janus – Wikipedia, wolna encyklopedia


Prawym Okiem: Jaksa.... Jeszua - Jezus - Ozeasz - Ozyrys.... (maciejsynak.blogspot.com)

Indeks:Kaszubski - Imiona – Wikisłownik, wolny słownik wielojęzyczny (wiktionary.org)

Prawym Okiem: Hyperborea czyli Polska (maciejsynak.blogspot.com)




środa, 18 października 2023

Trochę teorii

 



nieskoordynowane ruchy, urwania zdania mają świadczyć o własnej osobowości, o chęci zaznaczenia, że to nie on tego chce,

że jest do tego przymuszany, 


ten drugi po prostu wykonuje polecenia, bo zawsze to robił, dlatego w nim nie ma konfliktu - robi wszystko co mu każą


co znaczy Polska?


dla każdego coś innego, a w tym zdaniu to jest ten sam chwyt co "będziecie należeć do bogatych państw zachodu"

będziecie ich własnością


brak kłamstwa, dwuznaczność, bo pouczyła go w tym Sztuczna iNteligencja, "bóg z komputera", jak to powiedział Wałęsa?? czy Lech był wtedy opętany czy "tylko" był oszustem?


Polski nie zdradzi, ale człowieka już tak


----------------------


dlatego przyuczają dziecko do oglądania telewziji


ma to robić jak automat


kto bierze w tym udział - nie jest człowiekiem

niezależnie od tego, jakie tłumaczenie za tym stoi


nie wyrażam zgody

zabraniam wam tego



nieludzie - nie mają prawa do życia

to prawo Jana




Bóg dał - Bóg zabrał











poniedziałek, 16 października 2023

Drobny szkic





przedruk
tłumaczenie automatyczne



paź 04, 2023 11:57 PM





Joe Bonamassa wyjaśnił, dlaczego przestał się rozgrzewać przed występami na żywo, argumentując, że ogranicza to jego zdolność do wymyślania kreatywnych zagrywek podczas samego występu.

Rozgrzewka, podobnie jak codzienna praktyka, jest czymś, na co wielu wirtuozów przysięga, częściowo dlatego, że rozluźnia palce i podobno pomaga wejść "w strefę" przed nadchodzącym występem. Jednak, jak wszystkie zasady, ta jest przeznaczona do łamania, a Joe Bonamassa niedawno ujawnił Dineshowi Lekhrajowi z Gibson Guitar Guide podczas niedawnej rozmowy, jak często je ostatnio łamie.

Zamiast grać w kółko szybkie przebiegi skali, JoBo mówi, że teraz wykonuje tylko numer lub dwa, dopóki wszystko nie wydaje się być na swoim miejscu, zanim rozpocznie sam program (via MusicRadar):

"Próbowałem nowego podejścia na pokazach. Nagrywamy ścieżkę dźwiękową przed każdym koncertem i może nagraliśmy jedną lub dwie piosenki... jak tylko dostanę kciuk w górę z przodu, jesteśmy dobrzy. Zostawiam to na pokaz.

"Kiedyś rozgrzewałem się przy kilku bzdurach, tylko po to, by rozruszać ręce" – wyjaśnia Joe. Przestałem to robić. Zrobię próbę dźwięku i zagram piosenkę, która ma przyzwoitą solówkę, zagłębię się trochę, a potem po prostu wyłączę się do czasu koncertu. Odkryłem, że moje liryczne podejście do solówek jest lepsze, niż gdybym spędził pół godziny [grając szybkie gamy], ponieważ w pewnym sensie programujesz się tak, że jest to twoje domyślne".


Rozgrzewka była właściwie częścią większego obrazu – zmieniło się całe podejście Joego do improwizowanych solówek na żywo. Było to zakorzenione w pewnym zwątpieniu w siebie.


"Jeśli wchodzę w to trochę na zimno, jestem o wiele bardziej liryczny jako solista – opowiadam historię. Zauważyłem, że więcej mówię z gitarą i dokonuję lepszych wyborów nut. Granie rzeczy, których normalnie nie gram – bez rozgrzewki. I wiem, że to zupełnie odwrotne i diametralnie odmienne od tego, co ludzie mówią, żeby robić, ale w zeszłym roku złapałem się na tym, że kiedy jestem na scenie, mówię sobie: "Jesteś do bani, jesteś okropny" – to jest wewnętrzna rozmowa.

Wyjaśniając, jak w końcu odnalazł się na nowo, dodał:

"Po prostu trochę się wycofałem i przyjąłem inne podejście. Uspokoiłem się z pomocą kilku moich bliskich przyjaciół i powiedziałem: "Muszę zmienić sposób, w jaki na to patrzę, ponieważ widzę to w zbyt linearny sposób i widzę zbyt wiele pudełek. Za dużo o tym myślę, myśląc: "Muszę zrobić to i tamto, muszę dojść do tego... "To muzyczne ADD, które dzieje się wewnętrznie. Musisz po prostu zwolnić i cieszyć się chwilą. Nie rozpamiętuj przeszłości i nie martw się o przyszłość. Odkryłem, że takie podejście, a nie rozgrzewka, poprawiło moje frazowanie i podejście do instrumentu, ponieważ podchodzę do tego w znacznie mniej wpływowy i [bardziej] jasny sposób".

Joe podsumował:

Wiem, że to brzmi dziwnie – i znowu, to moja opinia i moje podejście – ale jeśli kiedykolwiek utkniesz w rutynie, zawsze mówię, przestań grać. Nie wyłączaj się z tego, ponieważ sfrustrujesz siebie i wszystkie demony, które leżą w twojej głowie i zaczniesz wkradać się do rzeczywistości".



--

Warming up, like daily practice, is something many virtuosos swear by, partly because it limbers the fingers and supposedly helps one get "in the zone" for the upcoming performance. Like all rules, however, this one is meant to be broken, and Joe Bonamassa recently revealed to Dinesh Lekhraj of Gibson Guitar Guide during a recent chat how he's been breaking it a lot lately.

Instead of playing fast scale runs over and over, JoBo says he now only performs a number or two until everything seems to be in its place, before launching into the show itself (via MusicRadar):

"I've tried a new approach at the shows. We soundtrack [before] every show and maybe do one or two songs… as soon as I get the thumbs up from out the front, we're good. I save it for the show.

"It used to be where I used to warm up with a bunch of nonsense, just to get the hands moving. I stopped doing that. I'll soundcheck and I'll [play] a song that has a decent solo and I'll dig in a little bit and then I'll just shut down until the show. I found that my lyrical approach to soloing is better than if I spent a half hour [playing fast scales] because you're kind of programming yourself that it's your default."

Speaking about the background behind his newfound approach, Joe said:

"If I go in kind of cold, I'm much more lyrical as a soloist – I tell a story. I find I'm speaking more with the guitar and making better note choices. Playing some stuff I don't normally play – without warming up. And I know that's a completely converse and diametrically opposed to what people say to do, but I found myself last year just saying [to myself] when I'm up there on stage, 'You suck, you're terrible' –this is the internal conversation."

Explaining how he eventually found his footing once again, he added:

"I just kind of zend out, and I took a different approach. I calmed myself with the help of a couple of my close friends, and I said, 'I need to reapproach the way I look at this thing because I'm seeing it in too much of a linear way and I'm seeing too many boxes. I'm also overthinking it, going, 'I've got to do this and I've got to do that, I've got to get to that… ' this musical ADD thing that's happening internally. You've got just slow down and enjoy the moment. Don't dwell on the past and fret about the future. I found that approach, and not warming up, has improved my phrasing and my approach to the instrument because I'm coming in a much less affected and [more] clear-minded way."

Joe concluded:

"And I know it sounds weird – and again, it's my opinion and my approach – but if you're ever stuck in a rut I always say, stop playing. Don't power out of it because you're gonna frustrate yourself and all the demons that lie in your head and gonna start creeping up into reality."



-------------




Według Joe Bonamassy nie ma absolutnie żadnego powodu, aby rezygnować z marzenia o osiągnięciu sukcesu jako muzyk, jeśli osiągnąłeś wiek powyżej 30 lat.

Oczywiście nie ma powodu, aby przestać tworzyć muzykę lub pracować nad swoją sztuką, jeśli nie wyprzedajesz ogromnych sal koncertowych podczas światowych tras koncertowych. Jasne, to trudny biznes i prawdopodobnie nie jest najlepszym pomysłem rezygnacja z "planu B". Jednak, jak wyjaśnił Joe w niedawnym wywiadzie dla Tone Talk, nigdy nie miał swojego planu B i po prostu poszedł prosto po swoje najlepsze okazje. Jak wyjaśnił (transkrypcja Ultimate Guitar):

"Myślę, że to właśnie tutaj muzycy są najbardziej niebezpieczni i dobrzy. Kiedy jesteś przyparty do muru, nie masz innego wyjścia, jak tylko iść do przodu. Więc zawsze mówię to ludziom – kiedy miałem 17 lat, zrobiłem karierę, robię to od 35 lat.


Przechodziłem od bycia w zespole, który był w wytwórni, do bycia artystą solowym. Musiałem zacząć od zera. Mieszkałem z rodzicami i powoli, ale pewnie, po prostu wyszedłem z tego".
"Gdybym to zrobił, nie prowadzilibyśmy tej rozmowy"

Jak przyznaje Joe, gdyby zdecydował się wyciągnąć wtyczkę, ponieważ nie osiągnął sukcesu w wieku 30 lat, nie byłby tu, gdzie jest teraz. Mówił dalej:

"Gdybym zrobił jedną z tych staromodnych rzeczy – jeśli moja kariera nie nabierze rozpędu przed 30 rokiem życia, wstąpię do FBI lub czegokolwiek innego... Gdybym to zrobił, nie prowadzilibyśmy tej rozmowy. Znam niektórych ludzi, niektóre poglądy z tamtych czasów – świetnie, powinni byli odejść już dawno temu.

"Mój wielki przełom nastąpił cztery dni przed moimi 32. urodzinami. Nigdy nie wiadomo. Jeśli nie jesteś w grze lub robisz to na boku, istnieje duże prawdopodobieństwo, że nigdy nie osiągniesz tego, co chcesz osiągnąć. Nie znam nikogo, kto zrobiłby to po stronie, kto kiedykolwiek dotarł do miejsca, w którym chciałby być w swojej karierze muzycznej. Musisz iść na całość, bez planu B i po prostu zacząć działać".


Ciężka praca

W tym momencie może się to wydawać dziwne, ale jak dodał Joe, szanse nie były na jego korzyść:

"A kiedy w końcu osiągniesz to, co sobie zaplanowałeś, wtedy przygotowujesz się do naprawdę ciężkiej pracy. Dotarcie tam nie jest ciężką pracą. Najtrudniej jest tam pozostać. Nie pracowałem tak ciężko w życiu od 2009 roku do chwili obecnej. Nawet te wszystkie lata, kiedy nie mogłam odpocząć. Nikt nie dzwonił. Nikt niczego ode mnie nie chciał. Kazali mi odejść. Branża muzyczna chciała mojej śmierci".

"I mam listę ludzi, których znam, którzy widzą, gdzie teraz jesteśmy... I posłuchaj – wiem, że każdy jest sceptykiem, każdy ma radę, każdy ma coś do powiedzenia, kiedy się zbliżasz. – Cóż, może to nie dla ciebie. A oni się wyginają, i robią to w stosunku do młodych muzyków, a to niszczy twoją pewność siebie i takie tam..."
"Złośliwość jest świetnym motywatorem"

Wydaje się jednak, że Bonamassa śmieje się ostatni:

"Cóż, mogę ci powiedzieć, że kiedy wejdziesz na szczyt góry, zatkniesz flagę i spojrzysz z góry na tych ludzi – są szanse, że nie są już w tym biznesie. Nie ma lepszego uczucia na świecie. Tak więc przekora jest świetnym motywatorem".

"Jeśli masz 17 lat, nie powinno być ani krzty myśli o robieniu tego na boku. Tak, może nie mieszkanie w piwnicy rodziców w wieku 45 lat to dobra rzecz. Okej, to dobry cel, który warto sobie wyznaczyć. Ale są ludzie, którzy ciężko pracują w wieku 45 lat, którzy są pasjonatami tego, co robią, i może nie zarobili dużo pieniędzy, ale nadal są w grze. Szanuję więc tę pracę. I nie ma znaczenia, gdzie skończysz w wieku 45 lat. To ważne, czy nadal jesteś pasjonatem tego, co robisz, a nie zgorzkniałym, zblazowanym i tak dalej".









Śmierć Templariuszy

 







716 lat temu - w piątek, 13 października 1307 roku  - król Francji Filip IV Piękny przystąpił do rozprawienia się z bandą templarską, zwaną zakonem templariuszy.


Podobno dzień ten stał się zaczynem mitu o pechowym "piątku 13-ego" - czyżby, żeby ludzie "żałowali" rozgromienia zbójeckiej mafii?




pieczęć zakonu templariuszy - dwóch gejów dosiada jednego wierzchowca, 

a może to jeden, ale opętany człowiek - dlatego dwie postaci?








Mając na uwadze odkrycia ostatnich lat, opisane na tym blogu, można sądzić, że nie było to rozgromienie zakonu, tylko tzw. RESET.


Prawdopodobnie niemieccy zbóje (tj. zakonnicy) do spółki z Filipem Pięknym, pozbyli się swoich kamratów, przejmując znalezioną przez nich technologię oraz ostatecznie utajniając swoje istnienie - i istnienie tej technologii - na setki lat.




Flaga Templariuszy











Tak więc prawie na pewno struktury zakonne to protoplaści dzisiejszych tzw. służb specjalnych - tajnych organizacji stosujących każdą metodę, aby osiągać zamierzone cele - polityczne, gospodarcze i militarne..









Mając na uwadze potężne zmiany jakie obserwujemy na świecie od czasów zarazy (koronocoś 19) można sądzić, że przed nami 


koniec "tego" świata - koniec piekła na ziemi

albo

kolejny RESET


Niezależnie od tego, co się stanie - trzeba dbać o swój kraj, wspierać się nawzajem, trzymać się zasad.





I uważnie się wszystkiemu przyglądać, bo manipulacja może przyjść poprzez ludzi dobrych, ale może naiwnych, których skutecznie okłamano, a którym my będziemy ufać.

 





-----------




P.S.

Tekst antydatowany,  zaplanowany na 13 października






LVG B.I – Wikipedia, wolna encyklopedia

Fokker Dr.I – Wikipedia, wolna encyklopedia

Templariusze – Wikipedia, wolna encyklopedia

Filip IV Piękny – Wikipedia, wolna encyklopedia

Piątek trzynastego (przesąd) – Wikipedia, wolna encyklopedia


Samoloty na zdjęciach:

Fokker DR 1 - niemiecki samolot myśliwski z 1917 roku.

Fokker Dr. I - 3 płatowy

LVG B.I - niemiecki samolot rozpoznawczy z 1913 roku



sobota, 14 października 2023

SI na wojnie - A nie mówiłem? (18)

 






Fragment wywiadu z pułkownikiem WAT.











Przypominam o filmie "Rango" z efektami specjalnymi na poziomie arcywybitnym.

Dlaczego nie stosuje się tak realistycznych efektów w innych produkcjach?



Żebyśmy nie mieli świadomości co można zrobić w ramach serwisów informacyjnych?






Ekspert z WAT: sztuczna inteligencja ma pozwolić na militarną dominację | Polska Agencja Prasowa SA (pap.pl)


Prawym Okiem: Wielki Eksperyment... (maciejsynak.blogspot.com)




piątek, 13 października 2023

Znowu - ktoś usunął zdjęcia

 


brak zdjęć, zrzutów ekranu, które osobiście zrobilem i wkleiłem do artykulu


bez tych zdjęć - fragmentów tekstów w wikipedii - artykuł staje się bezwartościowy




Prawym Okiem: Skarszewy. Nieprawda w wiki - czy to tylko niefrasobliwość? (maciejsynak.blogspot.com)






Maria Konopnicka

 

Na podstawie artykułu:




Kontrowersyjna Maria Konopnicka



z ciekawostkihistoryczne.pl


fragmenty:


Iwona Kienzler w książce "Maria Konopnicka. Rozwydrzona bezbożnica" pisze:


Pozornie była wspaniałą matką, ucieleśnieniem przysłowiowej Matki Polki samotnie wychowującej gromadkę dzieci, ale kiedy tylko choć trochę się usamodzielniły, czym prędzej czmychnęła z Warszawy, by przez bez mała dwadzieścia lat wieść życie nomadki i podróżować po całej Europie. Z dziećmi utrzymywała kontakt, a nawet wspomagała je materialnie i zajmowała się ich sprawami, ale czyniła to bardziej z poczucia obowiązku niż z potrzeby serca. (…) Co gorsza, dzieliła swoje dzieci na lepsze i gorsze, od chorej psychicznie córki zupełnie się odwróciła, a wnuki prawie zupełnie ją nie interesowały.



tu zmienię kolejność wpisów....



W korespondencji ze starszą Zofią nazywała Heleną „tą potworą”. Mówiła o niej „wyrodek”, „okropna istota”. Namawiała też ojca dziewczyny, by podpisał oświadczenie, iż „rodzina wyrzeka się wszelkiej solidarności z H. i nic z nią wspólnego nie ma”. Tymczasem cierpiąca na kleptomanię i histerię córka nieustannie zabiegała o miłość matki. Choć trzeba przyznać – robiła to w napastliwy sposób. Reakcja Konopnickiej? Wyprowadzka z Warszawy, by raz na zawsze odciąć się od wyrodnego dziecka…



... gdy przedostatnia w kolejności urodzeń Helena zapadła na chorobę psychiczną, Konopnica publicznie się od niej odcięła. 

Po nieudanej próbie samobójczej córki w liście do męża wyraziła niezadowolenie z faktu, że… dziewczyna naprawdę nie odebrała sobie życia. „(…) zrobić niesłychany skandal dla całej rodziny (…) i przy tem wszystkiem nie narazić ani na włos swego cennego zdrowia. Gdyby była choć trzy zapałki zeskrobała i połknęła – ale nic. Byłoby to śmieszne, prawda, w takim razie, ale tak – jest do ostateczności podłe”.




Z pierwszych wersów wynika co następuje:

Konopnicka do tego stopnia dopiekła komuś, że ten ktoś opętał jej dziecko - stąd opinia typu „tą potworą” i „okropna istota” - i dokuczał jej "w napastliwy sposób"

stąd jak sądzę, odsunęła się od reszty dzieci, żeby nie zostały też opętane, jako osoby stale będące blisko niej, co się opisuje jako: "czmychnęła z Warszawy"


Z tego wynika, w kolejnych wersach, dlaczego symulowanie "nieudanego" samobójstwa Helenki przez opętańca - czyli zastraszanie? matki  - ona kpiąco - bezuczuciowo - opisuje, że "to śmieszne"





Gdyby przestawić te wersy i pozostawić je w takiej formie, jak ukazano w artykule, możemy faktycznie odnieść wrażenie, że była złą osobą:











Moim zdaniem Konopnicka była mądrą osobą i w przypadku opętania dziecka postąpiła właściwie, nie poddając się presji.







Pogrzeb Konopnickiej odbył się 11 października 1910 roku i, jak się można było spodziewać, stał się wielką manifestacją patriotyczną. 

Na ten dzień przerwano pracę i naukę w lwowskich szkołach, a na ulicę wyległ wielotysięczny tłum.












Kontrowersyjna Maria Konopnicka | CiekawostkiHistoryczne.pl






W nierzeczywistości

 




"Nie znaczy to jednak, że osoby, które cieszą się bogatym życiem towarzyskim, nie reagowały na fikcję. Jak mówi Wagner, w przypadku najbardziej lubianych bohaterów w mózgach wszystkich biorących udział w badaniu zacierały się granice między osobami realnymi a postaciami fikcyjnymi. Mówiąc inaczej, jeśli bardzo polubimy bohatera, to jest on dla nas bardzo realny."




Czyli prawdziwe osoby są równie realne, co te zmyślone?
Czyli tak, jakby nikogo nie było.










przedruk


Naukowcy odkryli, że w mózgach samotnych osób zaciera się granica między prawdziwymi ludźmi a postaciami fikcyjnymi



7 października 2023






Badanie przeprowadzone na Uniwersytecie Stanowym Ohio wykazało, że u osób samotnych granica między prawdziwymi przyjaciółmi a ulubionymi postaciami fikcyjnymi zaciera się w tej części mózgu, która jest aktywna, gdy myślimy o drugich. Do przeprowadzenia testów zaangażowano wielbicieli „Gry o tron”.

Jak twierdzi Dylan Wagner, współautor badania i profesor psychologii na Uniwersytecie Stanowym Ohio, serial na podstawie powieściowej sagi George’a R.R. Martina stanowił doskonały materiał do badania, ponieważ pojawiały się w nim różnorodne postacie, do których odbiorcy mogli się przywiązać.

Do eksperymentu zaproszono dziewiętnaście osób, które identyfikowały się jako fani serialu. Materiał zebrano w 2017 roku podczas emisji siódmego sezonu „Gry o tron”. Mózgi uczestników badania zostały poddane skanowaniu, podczas gdy myśleli o sobie, dziewięciu swoich przyjaciołach i dziewięciu postaciach z produkcji HBO (chodziło o Bronna, Catelyn Stark, Cersei Lannister, Davosa Seawortha, Jaimego Lannistera, Jona Snowa, Petyra Baelisha, Sandora Clegane’a i Ygritte). Wcześniej każdy miał wskazać, kogo w serialu lubi najbardziej i kto jest mu najbliższy. Musiał również wypełnić test mierzący poziom samotności.

Naukowcy szczególnie byli zainteresowani tym, co dzieje się w części przyśrodkowej kory przedczołowej, która wykazuje zwiększoną aktywność wtedy, gdy ludzie myślą o sobie i innych. Do tego celu wykorzystano aparat do rezonansu magnetycznego, pozwalający obrazować aktywność w różnych częściach mózgu na podstawie niewielkich zmian w przepływie krwi.

Uczestnikom eksperymentu znajdującym się w aparacie do skanowania pokazywano szereg imion – czasem ich samych, czasem jednego z przyjaciół, a innym razem jednej z postaci z serialu „Gra o tron”. Każde imię pojawiało się nad jakąś cechą (na przykład: smutny, godny zaufania, mądry). Uczestnicy mieli ocenić, czy dana cecha dokładnie opisuję wymienioną osobę, odpowiadając krótko „tak” lub „nie”. W tym czasie badacze mierzyli aktywność mózgu w części przyśrodkowej kory przedczołowej.

Kiedy przeanalizowano wyniki, okazało się, że istniały znaczące różnice w reakcjach mózgu w zależności od poziomu samotności badanego. U najmniej samotnych osób istniała wyraźna granica pomiędzy tym, gdzie w mózgu następowała reakcja na prawdziwych ludzi, a gdzie na fikcyjne postaci. Natomiast u najbardziej samotnych uczestników eksperymentu granica ta prawie nie istniała.

Zdaniem Dylana Wagnera odkrycie sugeruje, że samotni ludzie mogą zwracać się ku fikcyjnym postaciom w poszukiwaniu poczucia przynależności, którego brakuje im w prawdziwym życiu. Efekty tego możemy zobaczyć w reakcjach mózgu. „Neuralna reprezentacja fikcyjnych postaci zaczyna przypominać reprezentację prawdziwych przyjaciół” – stwierdził.

Nie znaczy to jednak, że osoby, które cieszą się bogatym życiem towarzyskim, nie reagowały na fikcję. Jak mówi Wagner, w przypadku najbardziej lubianych bohaterów w mózgach wszystkich biorących udział w badaniu zacierały się granice między osobami realnymi a postaciami fikcyjnymi. Mówiąc inaczej, jeśli bardzo polubimy bohatera, to jest on dla nas bardzo realny.

Wyniki badania, które Dylan Wagner przeprowadził wspólnie z doktorantem Timothym Broomem, opublikowano niedawno w czasopiśmie naukowym „Cerebral Cortex”.

[am]





Naukowcy odkryli, że w mózgach samotnych osób zaciera się granica między prawdziwymi ludźmi a postaciami fikcyjnymi - Booklips.pl