Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą psychologia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą psychologia. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 17 marca 2024

Literatura, a umysłowość młodzieży







przedruk






W dobie wszechobecnej cyfryzacji, gry komputerowe, filmy i Internet są często postrzegane jako główne źródła negatywnego wpływu na młodych ludzi. Jednakże rosnąca tendencja wśród wydawnictw do publikowania książek niskiej jakości, pełnych kontrowersyjnych treści, stawia pod znakiem zapytania rolę literatury w kształtowaniu młodych umysłów.


Ewolucja rynku książki i jego skutki

Współczesny rynek wydawniczy często kieruje się logiką zysku kosztem wartości edukacyjnych i artystycznych. Wynika to z publikowania powieści, które charakteryzują się niską wartością literacką, wulgarnym językiem, przedstawieniem seksu w sposób wykorzystujący i nadmiernie uprzedmiotawiający, a także promują negatywne wzorce postępowania. Natomiast kwestie etyczne i moralne są często zaniedbywane.

Niska jakość korekty tekstów stanowi kolejny problem w dzisiejszej literaturze dla młodzieży. Książki często zawierają liczne błędy stylistyczne, logiczne i ortograficzne, a także ujawniają brak dogłębnego researchu. Taki stan rzeczy nie tylko obniża ogólną wartość literacką, ale także może wpływać negatywnie na rozwój językowy i intelektualny młodych czytelników.

Czytając materiały pełne błędów, można nieświadomie przyswajać niepoprawne formy językowe i błędne schematy myślenia. Z kolei prezentowanie niedokładnych informacji lub zniekształconych faktów może prowadzić do błędnych wyobrażeń o świecie i historii, wpływając na poziom edukacji i świadomości nastolatków (i nie tylko).


Psychologiczne konsekwencje dla młodzieży

Nastolatki znajdują się w kluczowym okresie rozwoju, gdzie ich wartości, postawy i schematy zachowań są wrażliwe na wpływy zewnętrzne. Literatura promująca negatywny obraz świata i ludzkich relacji, może mieć destrukcyjny wpływ na ich rozwój emocjonalny i moralny. Postacie antybohaterów przedstawiane w pociągającej formie mogą skutkować nieodpowiednimi wzorcami do naśladowania.


Rola rodziców i opiekunów

W obliczu tego wyzwania, rodzice i opiekunowie muszą być bardziej czujni i zaangażowani w proces wyboru literatury przez ich dzieci. Warto nie tylko monitorować, co młodzi ludzie czytają, ale także rozmawiać z nimi o treściach książek, kształtując krytyczne myślenie i zdolność do rozróżniania wartościowych treści.

Co możemy zrobić?

Zacieśnienie współpracy między szkołami a rodzicami: tworzenie paneli dyskusyjnych, warsztatów oraz klubów czytelniczych, które będą promować wartościową literaturę.

Wdrożenie programów edukacyjnych: szkoły mogą włączyć do swoich programów zajęcia z zakresu literatury, które uczą, jak analizować treści i rozpoznawać ich wpływ na emocje i postawy.

Apel do wydawnictw i Instytucji kultury: potrzeba większej odpowiedzialności za treści publikowane dla młodych czytelników. Bardzo ważne jest tworzenie i przestrzeganie kodeksów etycznych w branży wydawniczej, stworzenie wytycznych dotyczących odpowiedzialności społecznej w publikacji książek.

Równowaga między rozrywką a edukacją w literaturze dla młodzieży

Literatura dla młodzieży nie musi być wyłącznie edukacyjna. Rozrywka jest równie istotna i może stanowić ważny element w rozwoju. Trzeba tylko pamiętać, by rozrywka ta była oferowana na odpowiednim poziomie, łącząc zabawę z wartościowymi treściami.

Taka literatura ma ogromny potencjał w rozwijaniu wyobraźni, empatii, a także w stymulowaniu zainteresowań i pasji. Powieści przygodowe, fantastyczne, a nawet dobrze napisane romanse mogą oferować nie tylko ucieczkę od rzeczywistości, ale również mogą być źródłem inspiracji i nauki o świecie, życiu i relacjach międzyludzkich.


Jakość literatury young adult

Książki dla młodzieży powinny być tworzone z myślą o ich dobru, bez podtekstów szkodzących ich rozwojowi emocjonalnemu czy intelektualnemu.

Poprzez identyfikację z bohaterami i ich doświadczeniami, młodzi ludzie uczą się empatii, odpowiedzialności i krytycznego myślenia. Jest to niestety zadanie trudne i często niemożliwe do realizacji, gdy książka promuje złe wzorce postępowania czy bohaterów, którzy reprezentują negatywne cechy charakteru lub destruktywne zachowania, pokazane, jako coś fajnego. W takich przypadkach, nastolatkowie mogą być narażeni na ryzyko nieodpowiedniego kształtowania swoich wartości i postaw, a także na błędną identyfikację z postaciami, które powinny być postrzegane krytycznie, a nie naśladowane.

Takie obserwacje podkreślają wagę starannego dobierania lektur przez rodziców i wychowawców oraz znaczenie roli nauczycieli w rozwijaniu umiejętności krytycznej analizy czytanych materiałów wśród młodzieży. Niestety, niektóre wydawnictwa pomijają te aspekty, nie przywiązując do nich należytej wagi.

Ostatecznie, to, czym karmimy nasz umysł przez długi czas, ma znaczący wpływ na nasze zachowanie, postawy i sposób postrzegania świata. Literatura, jak każdy rodzaj pożywienia dla umysłu, kształtuje nasze przekonania, emocje i decyzje.

Niezwykle istotne staje się więc, by cała społeczność – rodzice, edukatorzy, wydawcy i twórcy kultury – współpracowała w celu ochrony młodych umysłów przed negatywnym wpływem niskiej jakości literatury. Tylko przez wspólne działania i wzajemne wsparcie możemy zapewnić, że książki pozostaną źródłem dobrej rozrywki, wiedzy, inspiracji i zdrowego rozwoju dla następnych pokoleń.






Po prostu - pewne rozwiązania rodem z PRL były i są dobre jak np. instytucja zatwierdzająca publikacje dla 
młodzieży.

Książki dla młodzieży wydane przed 1990 rokiem spokojnie można polecać młodym Czytelnikom.




całość tutaj:

funkydiva.pl/ksiazki-a-psychika-mlodych/




sobota, 16 marca 2024

Otępienie mas



takie coś...



przedruk




2024-02-12




W 1956 roku niemiecki filozof żydowskiego pochodzenia Günther Anders napisał tę proroczą myśl:

“Aby z góry stłumić wszelkie bunty, nie należy robić tego brutalnie. Archaiczne metody jak Hitler, są zdecydowanie przestarzałe. Wystarczy stworzyć zbiorowe uwarunkowanie tak potężne, że sama idea buntu nie przyjdzie już nawet do głowy. Najlepszym sposobem byłoby formatowanie ludzi od urodzenia poprzez ograniczenie ich wrodzonych zdolności biologicznych…”


I dalej kontynuował:

“Następnie kontynuujemy uwarunkowanie poprzez drastyczne obniżenie poziomu i jakości edukacji, sprowadzając ją do formy bezwysiłkowego zajęcia. Osoba niewykształcona ma ograniczony horyzont myślenia, a im bardziej ograniczone jest jego myślenie – materialne, mierne, tym mniej może się buntować. Należy sprawić, aby dostęp do wiedzy stał się coraz trudniejszy i elitarny… 

Niech pogłębia się przepaść między ludźmi, a nauką tak, aby informacje skierowane do ogółu społeczeństwa zostały znieczulone wszelkimi możliwymi treściami – szczególnie bez filozofii. Znów należy użyć przekonywania, a nie bezpośredniej przemocy: będziemy transmitować masowo za pośrednictwem telewizji rozrywkę, która zawsze pochlebia emocjom i instynktowi.


Zajmiemy umysły tym, co jest daremne i zabawne – nieustanną gadką i muzyką, aby nie zadawać sobie pytań, nie uruchamiać myślenia.

Seksualność będzie najważniejsza – jako znieczulenie społeczne, nie ma nic lepszego. Ogólnie rzecz biorąc, należy zabronić powagi egzystencji, wyśmiewać wszystko, co ma wysoką wartość, utrzymywać ciągłe apologię lekkości, tak aby euforia reklamy i konsumpcji stała się cenną składową standardu ludzkiego szczęścia i wzorem wolności.


Tego typu napór na zbiorowość sam w sobie spowoduje taką integrację, że jedynym lękiem (który trzeba będzie podtrzymywać) jest wykluczenie z systemu i tym samym utrata dostępu do warunków materialnych niezbędnych do szczęścia. 

Masowy człowiek, tak wyprodukowany, powinien być traktowany takim, jakim jest: produktem, cielęciem i musi być monitorowany tak, jak powinno być stado. Wszystko, co pozwala uśpić jego jasność, jego krytyczny umysł jest dobre społecznie, zaś to co mogłoby go obudzić, musi być zwalczone, wyśmiewane, duszone…

Wszelkie doktryny kwestionujące system muszą być najpierw określone jako wywrotowe i terrorystyczne, a ci, którzy ją popierają, traktowani jako wrogowie publiczni.”




Powyższy cytat pochodzi z książki „Ludzka przestarzałość” 1956 r.



Anders Günther, ur. jako Günther Siegmund Stern (1902 Wrocław – 1992 Wiedeń) – niemiecki eseista, krytyk sztuki i filozof żydowskiego pochodzenia. Był synem słynnych psychologów: Williama i Clary Sternów. W 1915 rodzina Sternów przeniosła się z Wrocławia do Hamburga. W latach 1929–1937 Anders był pierwszym mężem Hannah Arendt. W 1936 wyemigrował do Stanów Zjednoczonych i zamieszkał w Nowym Jorku. W 1950 powrócił do Europy i osiedlił się w Wiedniu.


Anders przejawiał pacyfistyczne poglądy. Aktywnie angażował się w ruch przeciwko działaniom wojennym, a także był prekursorem ruchu antyatomowego. W 1982 na znak protestu przeciwko wojnie izraelsko-libańskiej wystąpił z wiedeńskiej gminy żydowskiej.



-------




A więc wystarczy postępować odwrotnie do tego, co pisze Günther.



byłoby formatowanie ludzi od urodzenia poprzez ograniczenie ich wrodzonych zdolności biologicznych…to oznacza, że człowiek jest bardziej zdolny niż się przyjmuje, trzeba więc te zdolności cały czas pobudzać w sobie i dzieciach poprzez zachętę do odkrywania świata




drastyczne obniżenie poziomu i jakości edukacji, sprowadzając ją do formy bezwysiłkowego zajęcia
- proces nauki musi prezentować sobą pewną trudność, na tyle angażującą by stanowić wyzwanie, ale nie za trudną, by nie zniechęcać

ograniczony horyzont myślenia - czytać książki historyczne, popularnonaukowe, nie beletrystykę, chociaż jak ktoś nic nie czyta, niech chociaż zacznie od tego... oglądać programy typu kanał Planete, czytać różne strony zagraniczne, w tym chińskie, rosyjskie, irańskie, brazylijskie, indyjskie, i inne, poznawać odmienne punkty widzenia, zastanawiać się nad nimi i samemu szukać i rozgryzać zagadnienia

a im bardziej ograniczone jest jego myślenie – materialne, mierne - interesować się także sztuką, może poezją, nie ograniczać się tylko do swojego zawodu, skupienie na profesjonaliźmie w jednej danej dziedzinie daje klapki na oczy na inne sprawy

Należy sprawić, aby dostęp do wiedzy stał się coraz trudniejszy i elitarny… - czytać  i uczyć się, pożyczać książki z biblioteki, skoro nie chcesz kupować, samemu pisać bloga i podtrzymywać kulturę polską

Niech pogłębia się przepaść między ludźmi, a nauką - interesować się odkryciami, program Planete

tak, aby informacje skierowane do ogółu społeczeństwa zostały znieczulone wszelkimi możliwymi treściami – szczególnie bez filozofii - czytać de Mello, ewentualnie Coello, Krishnamurti itp. - niczego nie przyjmowac na wiarę, analizować 


należy użyć przekonywania, a nie bezpośredniej przemocy - zwracać uwagę na chwyty erystyczne, uważać na słowa, co kto mówi, czy to jest logiczne, czy stosuje emocje, łamanie się głosu, zmiany modulacji itp.


będziemy transmitować masowo za pośrednictwem telewizji rozrywkę, która zawsze pochlebia emocjom i instynktowi - ograniczać rozrywkę i telewizję, zamiast słuchać popularnego radia z muzyką, słuchać radia "gadającego" jak PR1  


Zajmiemy umysły tym, co jest daremne i zabawne – nieustanną gadką i muzyką - nie oglądać big brotherów, patostrimów, ograniczyć kanały muzyczne i rozrywkowe - wtedy będzie więcej czasu na czytanie czy Planete czy myślenie

aby nie zadawać sobie pytań, nie uruchamiać myślenia - zadawać sobie i innym pytania, samemu szukać odpowiedzi, interesować się historią swojego regionu, szukać ciekawostek, zagadek, ruin, dowiadywać się histori miejsc szukać informacji o nich, map, itd, dedukować itd. pisac bloga, ale nie gloryfikować niemczyzny...


Seksualność będzie najważniejsza – jako znieczulenie społeczne, nie ma nic lepszego - unikać pornografii

zabronić powagi egzystencji - im mniej gadasz, a więcej patrzysz tym więcej widzisz,
zabieganie o "dobrą" opinię między ludzmi, o dobry socjal zabiera czas i uwagę, wycisz się, nie gadaj, skup na obserwacji

wyśmiewać wszystko, co ma wysoką wartość - uważnie przypatruj się się rzeczom, nie dołączaj do śmiechów chichów, analizuj co jest nie tak 

utrzymywać ciągłe apologię lekkości - przywołuj fakty z II Wojny światowej, pogłębiaj swoją wiedzę o lokalnych doświadczeniach wojennych, pamiętaj, że ludzie ginęli, przywołuj te obrazy jak rozstzelania ludzi i miej refleksje, że oni się tego nie spodziewali, czego ty się teraz nie spodziewasz, zastanów się


tak aby euforia reklamy i konsumpcji stała się cenną składową standardu ludzkiego szczęścia i wzorem wolności - nie oglądaj reklam, nie słuchaj, one są bardzo podstępne i szkodliwe, wyłącz głos, zmień kanał gdy są reklamy


jedynym lękiem (który trzeba będzie podtrzymywać) jest wykluczenie z systemu - nie wierz kolegom, krytycznie oceniaj, pamiętaj, że młodzi ludzie nie mają doświadczenia życiowego i często się mylą, mimo to udają mądrych, kiedy wszyscy myślą tak samo, nikt nie domyśli się prawdy, nie zobaczy czegoś odmiennego

i tym samym utrata dostępu do warunków materialnych niezbędnych do szczęścia -nie uzależniaj swojego szczęścia od opinii innych ludzi, ani od ilości pieniędzy

Masowy człowiek, tak wyprodukowany, powinien być traktowany takim, jakim jest: produktem, cielęciem i musi być monitorowany tak, jak powinno być stado - nie pozwalaj na to, unikaj reklam, obserwuj


Wszystko, co pozwala uśpić jego jasność, jego krytyczny umysł jest dobre społecznie - nie wierz we wszystko, nie trzymaj się kurczowo jednej opcji, zakładaj zawsze, że możesz się mylić

to co mogłoby go obudzić, musi być zwalczone, wyśmiewane, duszone… - uważaj na to, co jest wyśmiewane, analizuj czy na pewno tak trzeba

Wszelkie doktryny kwestionujące system muszą być najpierw określone jako wywrotowe i terrorystyczne, a ci, którzy ją popierają, traktowani jako wrogowie publiczni.

czytaj inne punkty widzenia, prasę zagraniczną, przeglądarki automatycznie tłumaczą z  angielskiego, rosyjskiego czy chińskiego, porównuj



Wszystko z umiarem, z umiarem czytaj, z umiarem nie oglądaj tv, z umiarem stosuj opinie, z umiarem osądzaj innych i siebie. Ufaj sprawdzonym przez wieki metodom postępowania, nie nowościom z tv czy gazety. Ogranicz telewizję, radykalnie.

Droga środka.




Ludzka przestarzałość — Stowarzyszenie Pamięci i Świadectwa Arthura Bliss Lane (sablane.pl)






środa, 13 marca 2024

Zwycięstwo bez walki

 


Uczyć się od Chin.


I od innych też.



To co Departament Obrony USA nazywa nową koncepcją ("zwycięstwo bez walki") ma w istocie tysiące lat i zostało opisane przez Sun Tzu w "Sztuce wojny". 


Oto znajomość cudzej (i własnej) kultury w praktyce.

Oto dlaczego przeciwnik ruguje z naszego otoczenia naszą kulturę, zastępując ją zachodnią popkulturą, zniekształacając naszą kulturę do postaci "biesiadnej" czy "europejskiej".

W PRL w mediach i gazetach było więcej polskiej kultury niż jest dzisiaj. 

Ale przede wszystkim - nikt nigdy polskiej kultury nie negował, a dzisiaj jest to bardzo częste.
Osoby mówiące po polsku w polskojęzycznych mediach kontestują polską kulturę i traktują jako coś gorszego.

Negacja odbywa sie również bez udziału słowa mówionego... na ulicy naszych miast na każdym kroku spotykamy witryny opisane po angielsku: shop, style, sale, barber...






tłumaczenie automatyczne
poniżej także w temacie dodałem artykuł nt. służb wywiadowczych




"Jesteśmy w długoterminowej strategicznej rywalizacji z Chinami i Rosją. Ostatecznie ta rywalizacja jest nie tylko rywalizacją o potęgę militarną czy gospodarczą, ale także ideologiczną. 

Senator Reed, demokrata z Rhode Island, przewodniczący Senackiej Komisji Sił Zbrojnych Kongresu USA, powiedział nawet: "Stany Zjednoczone mogą zostać pokonane, zanim zaczną walczyć, tak jak Chiny uczą się od amerykańskiego sposobu prowadzenia wojny, tak i my musimy uczyć się od nich". "


Wcześniej Wu Qian, rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej, powiedział w odpowiedzi na wyolbrzymianie przez stronę amerykańską tzw. "chińskiego zagrożenia militarnego", że w Chinach istnieje idiom zwany "złodziej krzyczy, aby złapać złodzieja". Bezpodstawne oskarżenia wysuwane przez amerykańskich urzędników pod adresem Chin dotyczą samych Stanów Zjednoczonych. W ostatnich latach Stany Zjednoczone prowadziły wojny na całym świecie i naruszały suwerenność innych krajów.

Wu Qian zwrócił uwagę, że złe działania wynikają z błędnych pomysłów. Tłumienie i powstrzymywanie przez USA rozwoju Chin wynika z ich błędnego "poglądu na Chiny". Stany Zjednoczone nadmiernie dążą do absolutnego bezpieczeństwa z powodu swojego wąskiego i egoistycznego poglądu na bezpieczeństwo. Wpływ USA na porządek międzynarodowy wynika z faktu, że ich "światopogląd" poszedł w złym kierunku. Wu Qian podkreślił: "Współpraca między Chinami a Stanami Zjednoczonymi przyniesie korzyści obu stronom, a walki zaszkodzą obu stronom. Mamy nadzieję, że strona amerykańska będzie miała oko na ogólną sytuację, naprawi swoje błędy, będzie współpracować z Chinami w tym samym kierunku i dążyć do osiągnięcia bezkonfliktowości, niekonfrontacji, wzajemnego szacunku i współpracy korzystnej dla obu stron.



--------

Fragment transkrypcji z 24 kwietnia 2023 r., rozmowy między amerykańskim senatorem Jackiem Reedem (D-RI) a Stacie Pettyjohn, starszym pracownikiem naukowym i dyrektorem programu obronnego w Center for a New American Security w USA.



Senator Jack Reed:

Gra się zmieniła, a nasza zdolność do bezpośredniego zwycięstwa dzięki sile militarnej nie powinna być naszą jedyną miarą sukcesu. Departament Obrony musi lepiej zrozumieć, w jaki sposób Chiny konkurują, opracować nowe narzędzia rywalizacji z Chińczykami i zintegrować nasze działania z działaniami naszych sojuszników i partnerów.

Aby zrozumieć sposób konkurowania Chin, musimy przyjrzeć się ich celom

Przez kilka dziesięcioleci Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza studiowała sposób prowadzenia wojny przez Stany Zjednoczone i koncentrowała swoje wysiłki na przeciwdziałaniu naszym przewagom. Chiny zainwestowały w technologie kompensacyjne, takie jak systemy antydostępowe i systemy odmowy dostępu z powietrza, sztuczna inteligencja, hipersonika i, oczywiście, zwiększenie broni jądrowej. Co więcej, ChRL wykorzystała kombinację siły wojskowej i cywilnej przeciwko swoim sąsiadom, w tym sztukę rządzenia, narzędzia ekonomiczne, przymus i oszustwo. Pekin znalazł sposoby na konkurowanie tuż poniżej progu konfliktu zbrojnego ze Stanami Zjednoczonymi lub z naszymi sojusznikami.

Jak ujmuje to nowa wspólna koncepcja konkurowania Departamentu Obrony:

"Chiny dążą do zwycięstwa bez walki". 

Strategia ostrzega, że jeśli nie dostosujemy naszego podejścia do skuteczniejszego konkurowania, Stany Zjednoczone ryzykują utratę strategicznych wpływów, przewagi i wpływów, przygotowując się do wojny, która nigdy nie nastąpi. Rzeczywiście, dokument ostrzega, że Stany Zjednoczone mogą przegrać bez walki.

Tak jak chińscy przywódcy studiowali nasz sposób prowadzenia wojny, tak my musimy studiować ich.

Departament Obrony, a także amerykański przemysł obronny i międzyagencyjne powinny rozwijać własne zdolności asymetryczne. Wspólna koncepcja konkurowania stanowi cenne ramy dla podejścia do tego wyzwania. Oczywiście, będziemy nadal przygotowywać nasze wojsko, aby było gotowe do walki i zwycięstwa w konflikcie zbrojnym, jeśli zajdzie taka potrzeba, ale musimy zdać sobie sprawę, że wojna z Chinami może być wyniszczająca zarówno dla naszych narodów, jak i dla świata, a zwycięstwo może być pyrrusowym zwycięstwem.

Mając to na uwadze, koncepcja ta zakłada, że konkurencja strategiczna jest trwałym stanem, którym należy zarządzać, a nie problemem, który należy rozwiązać. 

Zmiana paradygmatu powinna skłonić przywódców obronnych do wykorzystania każdej dostępnej okazji do realizacji naszych interesów narodowych, w tym poprzez inteligentne inwestycje w infrastrukturę i technologię. Kluczowe znaczenie dla tego wysiłku będzie miała nasza zdolność do budowania jedności w całej armii.


Ostatecznie nasza strategiczna rywalizacja z Chinami to nie tylko rywalizacja potęgi militarnej czy gospodarczej, ale także rywalizacja idei. 

Wymaga to od nas zrozumienia filozofii, celów, mocnych i słabych stron oraz kultur naszego przeciwnika, a także naszej własnej. Poznanie ich kultury i zrozumienie naszej kultury to wyzwania, które dotykają nas w każdym konflikcie, w który się angażujemy. W rzeczywistości w wielu przypadkach były one jeśli nie decydujące, to z pewnością krytycznie ważne.

I znowu, to właśnie tutaj praca Center for New American Security jest tak cenna. Wychodząc poza stereotypy, wchodząc w szczegóły sił kulturowych, biurokratycznych, ekonomicznych, technologicznych, które łączą się i nadają przeciwnikowi określony status, a z pewnością, miejmy nadzieję, dają Stanom Zjednoczonym jeszcze bardziej wiarygodną i jeszcze bardziej zdecydowaną przewagę.







złe działania wynikają z błędnych pomysłów

błędnego poglądu



nasza zdolność do bezpośredniego zwycięstwa dzięki sile militarnej nie powinna być naszą jedyną miarą sukcesu

tak jak chińscy przywódcy studiowali nasz sposób prowadzenia wojny, tak my musimy studiować ich

konkurencja strategiczna jest trwałym stanem, którym należy zarządzać, a nie problemem, który należy rozwiązać


kluczowe znaczenie będzie miała nasza zdolność budowania jedności




na jedność wpływa jakość kultury narodu

idea kulturowa




rywalizacja idei


liczy się nie tylko rywalizacja militarna czy gospodarcza


wymaga to od nas poznania i zrozumienia:

- własnej kultury
- filozofii oraz kultury naszego przeciwnika



znajomość kultury była decydująca, a z pewnością krytycznie ważna

wychodząc poza stereotypy

wchodząc w szczegóły sił kulturowych, biurokratycznych, ekonomicznych, technologicznych





Dążyć do zwycięstwa bez walki.

Walka to ostateczność.






"Najważniejszą i najpotężniejszą bronią, jaką dysponuje Rosja, jest zjednoczenie rosyjskiego społeczeństwa.

Ci, którzy planowali zdławić Rosję za pomocą sankcji gospodarczych, przy pomocy siły zbrojnej, nie wzięli tego pod uwagę."








-----------


Warto sobie czytać te strony i porównywać z bełkotem np. Sikorskiego


guancha.cn/internation/2024_03_13_728252.shtml


03 MAJ 2023

cnas.org/publications/transcript/fireside-chat-with-senator-jack-reed


Sztuka wojenna – Wikipedia, wolna encyklopedia


P.S.




Brytyjska agencja wywiadowcza, bezpieczeństwa i cyberbezpieczeństwa GCHQ opublikowała łamigłówkę, która ma przemawiać do potencjalnych nowych rekrutów, którzy potrafią "myśleć nieszablonowo".

Wizualna łamigłówka, która jest ukłonem w stronę historycznych powiązań agencji z łamaniem szyfrów, prosi ludzi o zidentyfikowanie liter zawartych na zdjęciu przed złożeniem ich w całość, aby ujawnić ukrytą wiadomość.

W puzzlach znajduje się 13 elementów, które reprezentują litery alfabetu.

GCHQ twierdzi, że układanka, stworzona z artystą z Manchesteru, Justinem Eagletonem, została zaprojektowana tak, aby przemawiać do ludzi, którzy "przetwarzają informacje w inny sposób i posiadają silne umiejętności myślenia lateralnego".

Agencja poinformowała również, że wypuszcza puzzle, aby uczcić uruchomienie swojej strony na platformie mediów społecznościowych LinkedIn.

Rozwiąż poniższą łamigłówkę

GCHQ twierdzi, że założyło stronę LinkedIn w celu "rekrutacji mieszanki umysłów, aby stawić czoła najtrudniejszym wyzwaniom stojącym przed Wielką Brytanią i przeciwdziałać zagrożeniom w świecie rzeczywistym i online ze strony państw narodowych, grup przestępczych, terrorystów i osób prywatnych".

Dodała, że jej "nowa obecność w mediach społecznościowych" jest częścią jej "zobowiązania, aby stać się prawdziwie zróżnicowaną i reprezentatywną organizacją".


Dyrektor GCHQ, Anne Keast-Butler, powiedziała: "Świat staje się coraz bardziej złożony i zawsze będziemy wyprzedzać te zagrożenia tylko wtedy, gdy połączymy odpowiednią mieszankę umysłów, która pozwoli nam stawić czoła nadchodzącym wyzwaniom.

"Dla nas oznacza to angażowanie ludzi z różnych środowisk, różnych doświadczeń, różnych spostrzeżeń, różnej wiedzy i tworzenie zespołu, w którym każdy z nas może odegrać swoją rolę. Dla nas oczywiste jest, że ta różnorodność ma kluczowe znaczenie.

"Jesteśmy więc w podróży, aby upewnić się, że docieramy i łączymy się z ludźmi, którzy nigdy nie myśleli o współpracy z nami. A dzisiaj uruchamiamy LinkedIn, aby zacząć prezentować trochę więcej pracy, którą wykonujemy, i niektórych niesamowitych ludzi, którzy pracują w GCHQ.

"A w ramach startu na LinkedIn jesteśmy w prawdziwym stylu GCHQ - i aby pomóc Ci myśleć nieszablonowo - uruchamiamy również łamigłówkę. Sprawdź, czy potrafisz zidentyfikować litery zawarte na obrazku i połączyć je w wiadomość".





środa, 6 marca 2024

Zadania domowe uczą systematyczności.



No, nie znam tego radia..

wypowiedź pani Dyrektor dobra, opinia psychologa negatywna, moim zdaniem po pierwsze - najprościej wrócić do podręczników z okresu PRL usuwając z nich ówczesną propagandę, uzupełniając je o obecnie wymagane treści, współczesne podręczniki są wydane na bardzo dobrym papierze, co sprawia, że niewielka książka jest naprawdę ciężka, źle się z tego korzysta, 

a zadania domowe były od zawsze.



przedruk




Zadania domowe dla uczniów szkoły podstawowej - tak czy nie?

Elżbieta RACZYŃSKA


date_rangePoniedziałek, 2024.03.04 16:44 
( Edytowany Poniedziałek, 2024.03.04 16:45 )

Na to pytanie chce odpowiedzieć kadra Szkoły Podstawowej nr 2 w Krakowie za pomocą... swojego eksperymentu. Ten będzie trwał cały marzec. Cel – sprawdzenie przez nauczycieli i rodziców uczniów co dzieci robią z czasem wolnym, kiedy prac nie mają, czy robią zadania dla chętnych oraz jak traktują swoje obowiązki i szkołę. Co o pracach domowych i eksperymencie mówi kadra szkoły, jak prace domowe komentują dzieci i czy według psychologa prace domowe mają sens?



Chcieliśmy po prostu stworzyć warunki, aby rodzice mogli samodzielnie wyrobić sobie zdanie na temat tego, czym jest zadanie domowe, jaką pełni funkcję i jak bardzo ich dzieci są zaangażowane. Zadanie domowe ma funkcję nie tylko dydaktyczne, ale przede wszystkim wychowawczą, ponieważ uczy takiej systematyczności. Powoduje to, że dziecko ma świadomość, że generalnie szkoła jest ważna, że to nauka jest ważna, że to jest istotne w jego życiu, a przecież, nie ukrywajmy, chodzenie do szkoły i uczenie się to jest ogromna i ciężka praca dla naszych dzieci

– mówi Jolanta Gajęcka, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 2 w Krakowie.




W szkole podstawowej generalnie zadania domowe nie działają, dopiero zaczynają działać na poziomie szkoły ponadpodstawowej. Dodatkowo jeszcze badacze zauważyli, że szkoła zaczyna monopolizować czas dzieci. Dzieci w szkole spędzają bardzo dużo czasu, a do tego jeszcze popołudnia, które powinny być przeznaczone na odpoczynek i zabawę, niestety są przeznaczane właśnie na mozolne odrabianie lekcji

– komentuje psycholog Stanisław Bobula.



"generalnie zadania domowe nie działają" skoro nie rozumiem, o co temu panu chodzi i skoro on tego nie tłumaczy, widocznie nic to nie znaczy, należy więc postępować odwrotnie do tej opinii ...





"Dla nie-niemieckiej ludności Wschodu nie mogą istnieć szkoły wyższego typu niż czteroklasowa szkoła ludowa. 

Zadaniem takiej szkoły ludowej ma być tylko: proste liczenie najwyżej do 500, pisanie nazwiska, nauka, że przykazaniem boskim jest posłuszeństwo wobec Niemców, uczciwość, pilność i grzeczność."




Heinrich Himmler 

Komisarz Rzeszy do spraw Umacniania Niemieckości, przywódca SS (od 1929), Gestapo (od 1934), niemieckiej policji (od 1936), przewodniczący Rady Ministrów III Rzeszy, ministerstwa spraw wewnętrznych (od 1943)





Zadania domowe dla uczniów szkoły podstawowej - tak czy nie? (radiokrakow.pl)


Prawym Okiem: Podprogowo - o szkole (maciejsynak.blogspot.com)






środa, 21 lutego 2024

Propaganda

 

31 stycznia 2024 r. Gdańsk Matarnia - centrum handlowe




pranie mózgu negatywami - przekaz podprogowy









ułożenie słów w pionie utrudnia natychmiastowe odczytanie informacji, pozostają czytelne słowa:


nie  dbaj o świat...

i te słowa jesteśmy w stanie zidentyfikować natychmiast


potem próbujemy odczytać resztę (całość) i wychodzi albo bez sensu, albo negatywnie, ponieważ informację nadal czytamy od początku tj. 


nie dbaj o świat jak ci wygodnie


może to brzmieć jak konstatacja:

skoro nic nie robisz i jest ci tak wygodnie, to dalej nic nie rób








spodziewając się informacji podprogowej,  plakat można odczytać jako coś negatywnego o Polsce, ponieważ 


"zegar" na plakacie swoim kształtem kojarzy się z wizerunkiem Polski na mapie

tu pokazana jako artystyczna - schematyczna wizja tego, co każdy zna na pamięć 


porównanie graficzne:


przestrzeń ograniczona wskazówkami nawiązuje do Zatoki Gdańskiej, ponadto - wskazówki są dwuznaczne, pokazują co należy np. zrobić...

ale też - może nawiązywać do tego wycięcia z prawej strony mapy, pomiędzy Brześciem, a Białowieżą

dwie nogi pod zegarem mogą nawiązywać do charakterystycznych i odznaczających się na mapie południowych fragmentów granicy, gdzie umiejscawiamy Kotlinę Kłodzką i Ustrzyki Dolne, noga z prawej strony jest dłuższa niż z lewej i nawiązuje do wydłużonego fragmentu Polski w tym miejscu

całości dopełnia głowa, która odchyla się w lewo i przypomina umiejscowienie wyspy Bornholm






do tego dochodzi kolorystyka biało-czerwona, ale też czarno-biało-czerwona, jak kolory flagi cesarstwa niemieckiego...


widzimy wykrawanie kawałka - wydzieranie serca Polski

ponad tym wszystkim tytuł:


dziel się

dzielisz się


mamy tu umocowanie czasowe - najpierw pada polecenie

dziel się, a w konsekwencji - dzielisz się


czyli rzecz, na którą patrzymy, rozgrywa się w czasie - ona się dzieje

zaczyna się i toczy


Co ciekawe, plakaty spotkamy wychodząc z niemieckiego sklepu kierując się do miejsca, gdzie zlokalizowano wiele sklepów.


Najpierw widzimy plakat nr 1 z napisami


nie dbaj o świat jak ci wygodnie

skoro nic nie robisz i jest ci tak wygodnie, to dalej nic nie rób

(śpij dalej)



parę kroków dalej spotykamy kolejny plakat nr 2 z "zegarem"


który uzupełnia pierwszy plakat







a więc zachowana jest chronologia

najpierw nic nie rób

a potem dziel się

















Nie śpij.


Mamy do wygrania II Wojnę Światową.

Mamy do wygrania wojnę z Niemcami.


Wygrajmy wojnę z Niemcami.







Prawym Okiem: Jesteśmy w stanie wojny (z Niemcami) (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: Czarne - białe - czerwone (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: Zygzaki - czerwone z białym (maciejsynak.blogspot.com)


wtorek, 13 lutego 2024

Przeciążenie informacyjne




przedruk




Naukowcy:

Jesteśmy przeciążeni informacyjnie

redakcja FilaryBiznesu.pl

12/02/2024






W XXI w. wiedza to potęga, ale obecnie otrzymujemy więcej informacji, niż jesteśmy w stanie przetworzyć. A to może mieć dla nas groźne skutki. Problemem natłoku informacji zajął się międzynarodowy zespół naukowców, w którym znaleźli się także badacze z Politechniki Wrocławskiej. Wyniki swoich prac przedstawili w prestiżowym czasopiśmie Nature Human Behaviour.

Autorami są naukowcy z Niemiec, Wielkiej Brytanii, USA, Izraela, Austrii, Słowenii i Polski, w tym prof. Przemysław Kazienko i dr hab. inż. Tomasz Kajdanowicz, prof. uczelni z Wydziału Informatyki i Telekomunikacji PWr. Badania prowadzono w ramach europejskiego projektu Omino (Horyzont Europa), który będzie kontynuowany do 2026 r.


– Przestrzeń informacyjną należy traktować tak samo jak otaczające nas środowisko naturalne, w którym zanieczyszczenie wpływa na nasz dobrostan. Codzienne przeładowanie informacjami powoduje przeciążenie poznawcze, a połączone ze zmęczeniem, presją czasu oraz ograniczoną pojemnością pamięci roboczej utrudnia nam wykonywanie zadań. Także w pracy naukowej stykamy się z dużym problemem odfiltrowania nieistotnych lub niskiej jakości prac
mówi prof. Przemysław Kazienko z Katedry Sztucznej Inteligencji.


Badacze zwracają uwagę, że z podobną sytuacją mieliśmy już do czynienia w trakcie rewolucji przemysłowej, kiedy to ogromny wzrost produkcji żelaza i chemikaliów uznano za niezbędny dla postępu. Obecnie rozumiemy jednak, że niosło to ze sobą poważne zagrożenia – niekontrolowane emisje dymów z kominów fabrycznych mogą prowadzić do degradacji i stanowić poważne zagrożenie dla ludzkości.

Pojawienie się ruchów środowiskowych pomogło zmienić naszą świadomość i postawy wobec eksploatacji przyrody. Wymusiło także zmiany prawne i ekonomiczne w celu ochrony powietrza, wody, gleby i jakości żywności.
Jak chronić przestrzeń informacyjną?

– W XXI wieku mamy inne, pilne wyzwania związane z przeładowaniem informacyjnym. Ważne, abyśmy zaczęli myśleć o naszej przestrzeni informacyjnej jako o dodatkowym składniku naszego środowiska naturalnego. Oznacza to potrzebę opracowywania metod ochrony owej przestrzeni przed przeciążeniem i zanieczyszczeniem – podkreśla prof. Kazienko z Politechniki Wrocławskiej.

W publikacji naukowcy wyróżnili trzy poziomy postrzegania przeciążenia informacyjnego, które są od siebie wzajemnie zależne: mechanizmy neuronalne i poznawcze na poziomie pojedynczej osoby, decyzje i percepcja informacji w ramach grup społecznych i ogólnospołeczny poziom interakcji między jednostkami, grupami i dostawcami informacji.

– Podczas pracy zespołowej informacje są przetwarzane na poziomie indywidualnym, ale są one również wymieniane między członkami zespołu. Możemy zatem traktować przepływ informacji jako wielopoziomową sieć z węzłami, które reprezentują jednostki, grupy i całe społeczeństwa oraz połączeniami odzwierciedlającymi interakcje między nimi. Tworzy to złożony system z własną dynamiką – wyjaśnia naukowiec z Wydziału Informatyki i Telekomunikacji PWr.

Badacze postawili zatem hipotezę, że o ile przejście od zarządzalnego przepływu informacji do „przeciążenia informacyjnego” może być łatwe w zamkniętej grupie, to podczas łączenia dwóch lub więcej grup możemy spodziewać się nagłej zmiany.


– Gdy kilku członków zespołu zaczyna cierpieć na przeciążenie informacyjne, może to prowadzić do gwałtownego spadku zdolności przetwarzania informacji i ogólnej wydajności całego zespołu. Aby lepiej zrozumieć skutki i przyczyny przeciążenia informacyjnego, niezbędne jest zatem opracowanie miar i modeli dla takiego wielopoziomowej, złożonej grupy, a następnie skutecznych metod zaradczych
zaznacza prof. Przemysław Kazienko z Politechniki Wrocławskiej.

Są rozwiązania

Na poziomie indywidualnym możemy np. ograniczyć i kontrolować nadmierne korzystanie ze smartfonów poprzez aplikacje ochronne mierzące czas spędzany online. Natomiast w przypadku organizacji, możemy szkolić pracowników w zakresie właściwego wykorzystania z codziennych narzędzi komunikacyjnych i internetowych.


– Niektóre rozwiązania mogą być jednak mieczami obosiecznymi. Generatywne modele sztucznej inteligencji takie jak ChatGPT mogą pomóc zmniejszyć przeciążenie informacyjne poprzez przygotowywanie streszczeń i wsparcie wyszukiwania informacji. Z drugiej strony, mogą one powodować ogromny wzrost ilości publikowanych treści, tworzyć nieprawdziwe informacje i wzmacniać stereotypy
zwraca uwagę naukowiec.


Autorzy artykułu sugerują rozpoczęcie zorganizowanych działań prowadzonych jednocześnie w trzech różnych obszarach: nauki, edukacji i prawodawstwa.

Pierwszy z nich wymaga finansowania interdyscyplinarnych projektów badawczych w zakresie ekologii wielopoziomowego przeciążenia informacyjnego. Drugi, podobnie jak w przypadku recyklingu odpadów, to nauczanie ekologii informacji na poziomie szkolnym. Trzeci oznacza z kolei zainicjowanie dyskusji na temat odpowiednich regulacji w tym zakresie.

Oprócz naukowców z PWr w przygotowanie publikacji zaangażowani byli również polscy badacze z Politechniki Warszawskiej, Uniwersytetu Warszawskiego i Społecznej Akademii Nauk w Łodzi.







Naukowcy: Jesteśmy przeciążeni informacyjnie | Filary Biznesu






środa, 13 grudnia 2023

Architektura, a zdrowie psychiczne





Nowy Urbanizm




Jest to ruch w architekturze i urbanistyce, który narodził się w latach 70. ubiegłego wieku, w odpowiedzi na błędy modernistycznej urbanistyki. Głównym postulatem był powrót do tego to co moderniści tak ostro zwalczali, do wzorca tradycyjnego europejskiego miasta.

Tradycyjne miasto/osiedle o ludzkiej skali to bowiem miejsce gdzie wszystko jest na miejscu, infrastruktura, praca, szkoły, lekarz, sklepy, atrakcyjna architektura, relaks, zieleń. Nie trzeba z niego wyjeżdżać, uciekać, ba, nawet nie trzeba używać samochodu, wystarczy rower. Takie miasto buduje wspólnotę bo każdy może być w nim szczęśliwy i każdy za to szczęście jest odpowiedzialny.



Architektura tradycyjna

Choć tradycyjna architektura nie jest koniecznym warunkiem nowego urbanizmu to właśnie ona jest najczęściej z nim łączona. Architektura tradycyjna odwołuje się do sprawdzonych oraz weryfikowalnych rozwiązań i jest przez społeczeństwo po prostu lubiana. Potwierdzają to kolejne badania opinii publicznej, ankiety. Skąd wynika przewaga architektury tradycyjnej – odpowiadają nam naukowcy, którzy zajmują się oddziaływaniem architektury na ludzki umysł. Według ich badań, tzw. ”nowoczesna” architektura, współczesny minimalistyczny modernizm wywiera negatywny wpływ na nasz umysł i samopoczucie. 

Tradycyjna architektura bogata w detal i posługująca się naturalnym dla nas systemem skal ma z kolei sprawiać, że jesteśmy szczęśliwsi. Pobudza umysł, redukuje stres a nawet pomaga walczyć z psychicznym zmęczeniem. Sprawia, że chcemy się zatrzymać i odpocząć, gdy w tym samym czasie nagie ściany nowoczesnych budynków odpowiadają za podświadomy brak poczucia bezpieczeństwa oraz ucieczkę. Dodatkowo wartym podkreślenia jest też fakt, że deweloperom jest jak najbardziej po drodze z popularnym wśród architektów minimalizmem zawierającym się w haśle ”less is more”. Dzięki temu każda inwestycja pozbawiona detalu i nawiązania do otoczenia nie tylko jest dla nich łatwiejsza, ale może być też reklamowana jako ”nowoczesna” i ”odważna”.






- Dla dobra zdrowia psychicznego ważne jest, by krajobraz, który nas otacza na co dzień, nie wywoływał w nas agresji, tylko był przynajmniej neutralny - mówi nam Robert Jacek Moritz, prezes spółki Alta.





przedruk




Detroit jest przestrogą dla Polski. Popełniamy te same błędy




Skąd pomysł, by zaangażować się w taką inicjatywę, czyli budowanie nowoczesnych, przyjaznych ludziom miast?

- Na pewno ciekawość świata. Poza tym zarówno moja mama, jak i mój ojczym byli ekonomistami i zajmowali się mieszkalnictwem. U nas w domu ciągle rozmawiało się o problemie mieszkaniowym w Polsce i kiedy czytam programy polityczne dotyczące tego zagadnienia, mam déjà vu.
Najpierw można budować ulice, infrastrukturę, dopiero potem domy

Dlaczego?

- Dyskusja na ten temat toczy się od lat 60. Na przykład Ściana Zachodnia w Warszawie jest nieustannie dyskutowana i – jak widać – bardzo trudno jest znaleźć na nią pomysł.

To zawsze bardzo mnie interesowało.

Do tego mój bunt przez całe życie budził widok placu budowy, po którym jeżdżą wielkie ciężarówki zakopane w błocie. Panował tam nieprawdopodobny brud i bałagan. Niestety, w dużej części jest tak do dzisiaj.

Ten brud jest przenoszony poza place budów.

- Oczywiście. Pamiętam, kiedy w Warszawie budowano Centrum LIM (Marriott) i szok, jaki wywołał gość, który mył opony ciężarówek, by nie rozwoziły błota po mieście. Proszę sobie wyobrazić lata 70., głównym tematem przy obiedzie nie jest brak zaopatrzenia, tylko to, że ktoś myje koła ciężarówkom.

Potem, mając lat 14, pojechałem do Stanów Zjednoczonych do ojca i przekonałem się, że najpierw można budować ulice, infrastrukturę, dopiero potem domy i że teorie, że tak się nie da, są nieprawdziwe.

W końcu 30 lat temu dzięki Maciejowi Mycielskiemu, właścicielowi Mycielski Architecture and Urbanism, poznałem innych urbanistów, architektów, działaczy, teoretyków miejskich, charyzmatycznych myślicieli jak np. Elżbietę Plater-Zyberk z Miami i jej męża Andresa Duany'ego, którzy założyli Kongres Nowego Urbanizmu i zaczęli projektować takie fragmenty miast, które były ukierunkowane przede wszystkim na ludzi, na to, by im się dobrze mieszkało.

Były to miasta przełomu XX i XXI wieku. To miasta, w których zachowuje się równowagę pomiędzy pieszymi i samochodami, wygodą, gęstością zabudowy, liczbą sklepów.

Dla dobra zdrowia psychicznego ważne jest, by krajobraz, który nas otacza na co dzień, nie wywoływał w nas agresji, tylko był przynajmniej neutralny.
Nowy urbanizm: na tym też można zarobić

Co pana szczególnie zainteresowało w filozofii new urbanism?

- Bardzo ciekawa historia wiąże się z pierwszym projektem nowego urbanizmu, czyli zaprojektowanym przez Andresa Duany’ego i Elizabeth Plater-Zyberk Seaside nad Zatoką Meksykańską. Okazało się, że wbrew sceptykom był on niebywale zyskowny.

Dowiedzieliśmy się, że także w Ameryce ludzie chcą mieszkać blisko siebie, na małych działkach, przy wąskich ulicach. Chcą, by architektura była skoordynowana, by były wspólne przestrzenie, czego wcześniej nie obserwowano.

Okazało się, że Amerykanie wolą mieszkać w takich miejscach - i są w stanie zapłacić za nie cztery razy więcej - niż kilka mil dalej w typowym osiedlu amerykańskim.

Dla mnie jako prowadzącego firmę komercyjną było to fascynujące, bo okazuje się, że tworzenie w ten sposób projektów miejskich jest bardziej dochodowe niż w sposób uproszczony, jaki króluje do dzisiaj.

Proszę podać przykład z Polski.

- Na początku mojego zarządzania spółką Alta kupiliśmy kilkuhektarową działkę w centrum Poznania, na Jeżycach. To było miejsce, gdzie można było z sukcesem próbować społecznego, transparentnego projektowania z uczestnictwem wielu stron. I działo się to nie na drodze wymieniania pism, chodzenia po sądach, tylko rozmowy, wspólnego myślenia.



Detroit dla naszych ośrodków miejskich może być przestrogą

Wracając do Stanów Zjednoczonych - pana zdaniem miasta amerykańskie mogą być punktem odniesienia dla polskich miast? Czy bardziej Skandynawia, Europa Zachodnia?

- Można oczywiście patrzeć na Skandynawię, Europę Zachodnią, ale bardzo dużo polskich miast podlegało intensywnej rozbudowie, przede wszystkim w latach 70., w stylu amerykańskim, modernistycznym. Mam na myśli bardzo szerokie ulice, dość rzadką zabudowę, co było podporządkowane transportowi samochodowemu, pojawił się przecież mały fiat.

Nie zapominajmy też o ośrodkach przemysłowych budowanych w miastach. O ile zachód i południe Europy były już uprzemysłowione, Polska uprzemysławiała się przede wszystkim w okresie 1952-79. To jest okres, w którym miasta naszej części Europy zaczęły przypominać miasta amerykańskie.

Jeżeli mówimy o odniesieniach, to negatywnym będzie Detroit. To miasto dla naszych ośrodków może być przestrogą przed kontynuowaniem takiego myślenia.

Jakiego? Co tam jest niedobrego?

- To miasto, w którym moja rodzina mieszkała przez wiele pokoleń.

Pierwsza rewitalizacja tego miasta miała miejsce w latach 70. Powstało Renaissance Center, czyli grupa wieżowców, zbudowano kolejkę do transportu ludzi, co jest rzadkością w Ameryce, stadion hokejowy.

Powstało tam dużo wieżowców, betonu, płaskich przestrzeni, poszerzono autostrady, wiadukty. Żadna z tych rzeczy nie była miastotwórcza. To wszystko było imponujące, monumentalne, tylko... nie było tam miasta.
Chcemy mieszkać jak w Barcelonie, Wiedniu, Paryż, a nie na betonowej pustyni w cieniu biurowców

Widzi pan analogię z polskimi miastami?

- Otóż to. Widzimy, że polskie miasta 50 lat później niż Detroit idą w tym samym kierunku. Tworzą skupiska wieżowców, poszerzają ulice etc. Co z tego, że przy poszerzonej ulicy jest ścieżka rowerowa, kiedy dalej nie jest to miasto.

Detroit jest cieniem dawnej metropolii i to powinno być przestrogą. Jego centrum jest straszne, jeszcze niedawno można było tam kupić sto domów za 100 tys. dolarów. W zasadzie resztek domów.

Dzisiaj urbaniści, aktywiści miejscy, duża część architektów przyznaje, że nie tędy droga, ale w naszych miastach wciąż widzimy nowe inwestycje idące w tym samym kierunku.

Powiedział pan o kardynalnych błędach dzisiejszych planistów, czyli skupiskach wieżowców czy poszerzaniu ulic. Co jeszcze pana razi?

- Przede wszystkim nie tworzymy miast z ciasnymi ulicami, restauracjami, sklepami, lokalami rzemieślniczymi, gdzie jest bezpiecznie.

Dla mnie kierunek jest oczywisty. Chcemy mieszkać w miastach jak Barcelona, Paryż czy Wiedeń, a nie wśród 40-piętrowych wieżowców otoczonych pustymi, betonowymi placami.

Dla zdrowia miasta i naszego ważne jest, by istniały w nim rzemiosło, usługi, kawiarnie, restauracje. By one wszystkie działały, musi być odpowiednia gęstość ludzi i to przez 24 godziny. Bo w biurowcach komercyjnych mamy gastronomię, tylko ona żyje do godz. 17, na kolację już nikt tam nie przyjdzie.

Na Times Square Jan Gehl przeprowadził słynny eksperyment - zamknięto tam ruch samochodowy. Właściciele lokalnych sklepów byli przerażeni potencjalnym spadkiem obrotów. Okazało się jednak, że obroty wzrosły im czterokrotnie. Bo ludzie, którzy przemieszczają się pieszo, wchodzą częściej do sklepów i wydają tym samym więcej pieniędzy.

W innym ciekawym badaniu sprawdzano, jak człowiek reaguje, idąc wzdłuż szklanej ściany wieżowca. Ludziom, którzy chodzili po mieście, zakładano czujniki i badano reakcje psychofizyczne: tętno, ciśnienie, pocenie się. Wszystkie te parametry im mocno reagowały. Powodem jest niepewność, badani nie wiedzieli, co jest po drugiej stronie szkła.

Z polskich przykładów który jest interesujący?

- Przykładem, który jest bardzo dobry i zły jednocześnie, jest Miasteczko Wilanów. Z jednej strony jest to jedno z najfajniejszych miejsc w Polsce, ale popełniono tam dużo błędów, na przykład zbudowano szerokie ulice przedzielone płotem pośrodku, z przejściami dla pieszych co 100-200 m. W takiej sytuacji sklepik z jednej strony ulicy obsługuje tylko klientów z jednej. Gdyby ulica była o połowę węższa, obsługiwałby klientów z obu stron.

Dlatego podkreślam, że gęstość zamieszkania jest tak bardzo potrzebna, podobnie jak potrzebne są zielone obszary, na których nie będzie domu co 50 metrów.

Teoria nowego urbanizmu mówi m.in. o tym, że najważniejsza jest przestrzeń pomiędzy budynkami, bo to ona kształtuje zachowania społeczne. Jeżeli są one pozytywne, ludzie chcą tam mieszkać. A to z kolei powoduje, że są gotowi zapłacić nieco więcej za mieszkania w takim miejscu i trochę bardziej się starają. W ciasnych miastach jest też lepsze zaopatrzenie, czego efektem jest większa liczba biznesów.
W Siewierzu powstaje miasteczko. Na początku nie było łatwo przekonać deweloperów

Alta rozwija inwestycję Miasteczko Siewierz Jeziorna. Ile osób mieszka tam w tym momencie?

- W tej chwili mamy tam zagospodarowanych 520 mieszkań i domów, co daje 1,5 tys. osób. W budowie jest kolejne 245 mieszkań i domów. Docelowo w 4,5 tys. jednostek ma tam mieszkać 15 tys. osób.

Do tego około 100 tys. metrów kwadratowych powierzchni komercyjnej, czyli parku technologicznego i handlowego. Przewidujemy, że powstanie tam co najmniej 500-600 miejsc pracy, a jeżeli zlokalizowana będzie produkcja, w Miasteczku Siewierz Jeziorna może być ulokowanych do 4 tys. miejsc pracy.

Do kogo skierowana jest ta oferta?

- By unikać stratyfikacji, oferujemy tam bardzo różny produkt, dla różnych grup docelowych.

Co to znaczy tanie mieszkanie w Siewierzu Jeziornej?

- Tanie są w tej chwili w cenie poniżej 8 tys. zł, drogie - około 11 tys. zł. Najtańsze domy, szeregówki, można jeszcze kupić za 650-700 tys., najdroższe - za blisko milion złotych.

Co mówią mieszkańcy o zaletach i wadach życia w Siewierzu Jeziornej?

- Robimy badania społeczne, powstają prace naukowe. Ludzie wymieniają w nich bardzo różne zalety, jak również bardzo różne potrzeby, które nie są zaspokojone.

Nie ma jednego, konkretnego zbioru zalet, który odpowiada wszystkim. Cały pomysł nowego urbanizmu polega na stworzeniu matrycy potrzeb, a także grup docelowych, do których adresujemy produkt. Jednym odpowiadają psie parki, innym udogodnienia dla niepełnosprawnych, jeszcze innym duża liczba dzieci, które mogą bawić się razem.

Jest jednak jeden ogólny temat, który przebija pozostałe. Większość mieszkańców mówi, że kiedy wraca z pracy do domu, czuje się bezpiecznie, są u siebie.

Jak wygląda finansowanie tego przedsięwzięcia?

- Póki co finansujemy inwestycję kapitałem własnym.

Nie ma żadnych rozmów z zewnętrznymi inwestorami?

- Nasz model biznesowy polega na tym, że sprzedajemy działki deweloperom. Kontrolujemy urbanistykę, w pewnym zakresie nadzorujemy architekturę, nasz kod architektoniczny dotyczy przede wszystkim kolorów i wymiarów budynków, amerykański architekt Duane Philips akceptuje koncepcje naszych deweloperów.

W tej chwili w Siewierzu Jeziornej buduje dwóch dużych deweloperów, czyli Murapol i Millenium Inwestycje oraz czterech mniejszych, którzy stawiają głównie domy jednorodzinne i wille miejskie.
Miasto jak galeria handlowa: pokaż produkt, wskażemy lokalizację

Jak deweloperzy zareagowali na koncept w Siewierzu Jeziornej? Ta koncepcja była dla nich nowością?

- Oczywiście! Na początku nie było ich łatwo przekonać, by zamiast kupić działkę i wcisnąć tam, ile się da, mocno z nami współpracowali.

Kiedy pojawia się deweloper, pierwszym pytaniem, jakie mu zadaję, jest: „co chcesz zbudować, jakiego rodzaju produkt masz?”. Dopiero potem zastanawiamy się, gdzie to postawić, jak to ma wyglądać. Zarządzamy trochę tak, jak zarządza centrum handlowe. Każdy sklep w zależności od branży musi mieć swoją lokalizację.

Odwróciliśmy sytuację: najpierw produkt, potem działka. Są jednak zalety takiego rozwiązania. Powoduje ono, że proces inwestycyjny jest bardzo łatwy i szybki. My zarządzamy uzbrojeniem, ulicami, plan miejscowy jest uchwalony przez gminę zgodnie z naszą koncepcją.

Dla deweloperów to jest bardzo bezpieczny i sprawny proces.

Wiemy, że prowadzicie rozmowy w sprawie kolejnych lokalizacji.

- Tak, w sprawie dwóch. Też w metropolii katowickiej. Jesteśmy na etapach rozmów. By zrealizować taki projekt, musimy mieć co najmniej 20 ha. Będziemy to chcieli zrobić z jednym lub dwoma partnerami.

Śląskie miasta się wyludniają, jednym z powodów jest brak dobrych miejsc do mieszkania. Przez lata mało które władze miejskie myślały o tym, jak wygląda codzienne życie ich mieszkańców. Odpowiadały na potrzeby jednorazowe. Potrzebny basen, budujemy basen. Ale nikt już nie pomyślał na przykład, jak tam się dostać. To są proste rzeczy, ale trzeba je planować.

W Siewierzu Jeziornej wyzwaniem jest samowystarczalność energetyczna.

- Zgadza się. W ogóle energetyka jest wyzwaniem. Na szczęście planowaliśmy to miasto od początku i dostawcy energii odpowiedzieli na nasze planowanie. Mamy doprowadzony gaz ziemny, a lokalny dystrybutor energii, czyli Tauron, prowadzi do nas kolejne dwie sieci średniego napięcia. To jest bardzo ważne, bo można produkować energię lokalnie, ale bez podłączenia do sieci krajowej nic się nie wskóra.

Razem z EON przygotowaliśmy masterplan energetyczny, który pokazuje sposoby, które pozwolą zaspokoić lokalne potrzeby w ponad 70 proc.


To także olbrzymia szansa przede wszystkim dla mieszkańców, którzy będą mogli uczestniczyć w społecznościach energetycznych.

W miasteczku obecny jest temat systemu wymiany ciepła na zimno i zimna na ciepło.

- Tak, jest on niezwykle ciekawy. W naszym przypadku to wyjątkowo korzystne rozwiązanie, bo komercyjne budynki będziemy mieli blisko mieszkaniowych. Komercyjne głównie potrzebują zimna, oddają ciepło. Mieszkaniówka głównie potrzebuje ciepła. To kierunek, w którym idą teraz wszystkie miasta na zachodzie i północy Europy.

Nasze ogrzewanie dla kamienic wielomieszkaniowych jest organizowane przez małe lokalne kotłownie gazowe, które potem mogą być połączone ze sobą i podłączone do centralnego systemu wymiany ciepła na zimno. W tym przypadku jednak dużo zależy od wsparcia rządu dla tego systemu.
Ukraina może odbudować się w mądry sposób. To szansa także dla polskich deweloperów

Jak pan widzi temat odbudowy Ukrainy?


– W wyniku tej strasznej wojny i zniszczeń Ukraina ma wyjątkową szansę, by zamiast odbudowywać blokowiska, odbudować się w mądry sposób.

Kluczową sprawą jest teraz zaplanowanie, przygotowanie się do momentu, kiedy tam będzie można inwestować. Bardzo możliwe, że tamtejsze samorządy zostaną zalane pieniędzmi i będą musiały w bardzo krótkim czasie podejmować decyzje, co i jak budować.

Będzie dużo pokus, by budować wręcz fawele dla uchodźców, które potem mogą trwać 50 lat.

Dla mnie bardzo dziwne jest to, że wśród polskich deweloperów nie ma gotowości, by wydać relatywnie niewielkie pieniądze na współpracę ze stroną ukraińską. Moim zdaniem najważniejszym kierunkiem dla nas jest wsparcie Ukraińców planowaniem. W organicznym interesie Polski jest to, by w tym kraju tworzyły się dobre społeczności, a takie tworzą się w dobrych miastach.








całość tutaj:


www.wnp.pl/budownictwo/detroit-jest-przestroga-dla-polski-popelniamy-te-same-bledy,776581.html



Nowy Urbanizm jako alternatywa dla patodeweloperki. 28 przykładów nowych miast/osiedli z Europy – Rekonstrukcje i Odbudowy













piątek, 8 grudnia 2023

Napoleon

 



Nie widziałem filmu Ridleya Scotta NAPOLEON, ale patrząc na to ile i jakie komentarze wzbudza - sądzę, że to nie jest film o Napoleonie, tylko o WAS właśnie. 

O tym, jak widzicie świat, jak się wam wydaje jaki on jest, jak reagujecie na rzeczywistość, na fakty i na "fakty" i na siebie nawzajem....

Nie było cię tam, a się kłócisz jak było -  i tak dalej... i tak dalej...

Już Lucas lata temu wam pokazał, że Jedi to nie dobrodzieje tylko zamaskowane łotry,  oni tak samo "I love democracy" jak i ten naczelny Sith..... a wy nadal podążacie za iluzją... za "oficjalną" wersją....


Panie Scott !

Dziękuję.... 





P.S.

Tak, nadal nie jesteśmy "na ty"....











sobota, 30 września 2023

Pułapka instagrama

 


przedruk

tłumaczenie automatyczne





Francesco Marino

Instagram vs rzeczywistość:

jak overtourism zamienia Włochy w tło selfie





"W Rasiglii Instagram i jedno lub dwa zdjęcia ad hoc sprowadziły lawiny turystów do bardzo małej wioski, która tak naprawdę ma trzy lub cztery trasy i która nie była znana nawet umbryjskim mieszkańcom pobliskich obszarów".



W zeszły weekend próbowałem na Instagramie zadać pytanie ludziom, którzy mnie obserwują: jak media społecznościowe zmieniły miejsce, które kochasz? Odpowiedzi otwierają dość szeroką przestrzeń do refleksji, która zaczyna się od overtourism i tego, jak media społecznościowe zmieniły relacje, jakie mamy z przestrzeniami, w których mieszkamy, aż po sposób, w jaki cyfryzacja zasadniczo zmieniła samo postrzeganie wolnego czasu.



To włoskie lato to nie tylko niebotyczne wpływy, coraz wyraźniejsze dowody zmian klimatycznych i nieuchwytny pojedynek między Elonem Muskiem a Markiem Zuckerbergiem. Było to również, a może przede wszystkim, lato, w którym zdaliśmy sobie sprawę, że mamy do czynienia z overtourismem. Albo, mówiąc prościej, ten moment, w którym turystyka negatywnie wpływa na miejsce, w szczególności na postrzeganą jakość życia obywateli i jakość doświadczeń odwiedzających.

Kanapki podzielone na dwie, zatłoczone i coraz droższe plaże, ośrodki turystyczne odpowiednie dla zagranicznych turystów: geografia naszego kraju zmieniła się tak bardzo, że coraz więcej Włochów szuka wakacji gdzie indziej. To tak, jakby wielu w pewnym momencie przestało w pełni uznawać Apulię, Wybrzeże Amalfitańskie, Cinque Terre, jezioro Como, miasta sztuki, takie jak Rzym czy Wenecja. Coś się zmieniło.

Według analizy Banku Światowego przedstawionej przez Financial Times, od 1990 do 2019 roku liczba podróżujących w celach wypoczynkowych na całym świecie podwoiła się, osiągając 2,4 miliarda rocznie. To dość prosty proces. Średnie dochody na Zachodzie wzrosły niemal wszędzie, technologia skróciła odległości, a tanie loty obniżyły bariery wejścia. Podróżowanie stało się w ciągu ostatnich 15-20 lat definiującą czynnością, poprzez którą projektujemy naszą tożsamość, w odniesieniu do siebie i innych.


W drodze szukamy tego, co widzieliśmy w mediach społecznościowych

Chodzi o to, że w ciągu ostatnich dwóch dekad wzrosła nie tylko liczba podróżnych w wartościach bezwzględnych. Zmieniły się również sposoby, w jakie podejmujemy decyzje dotyczące podróży, trajektorie, przez które orientują się nasze pragnienia. Internet zawsze był potężnym narzędziem dostępnym dla każdego, kto chce zorganizować jakikolwiek ruch. Absurdem jest nawet wyobrażanie sobie, że jeszcze jakiś czas temu, aby zrobić bilet lotniczy, trzeba było fizycznie przenieść się z domu lub zadzwonić do centrali telefonicznej.

Jednak Internet nie tylko ułatwił rezerwacje. Stworzył również system informacyjny, w którym bardzo łatwo jest znaleźć informacje o podróży, sugestie tras, miejsca do odwiedzenia. Sieci społecznościowe sprawiły również, że turystyka stała się walutą społeczną, sposobem na zaprojektowanie naszej obecności w Internecie. Według jednego z najczęściej cytowanych badań naukowych na ten temat, platformy społecznościowe mogą stworzyć coś w rodzaju FOMO (Fear of Missing Out), strachu przed przegapieniem czegoś. Zasadniczo każdy może publikować zdjęcia z dowolnego miejsca na świecie, widzimy je i jesteśmy zmuszeni do szukania odrobiny tego piękna. I nie tylko to: szukamy również tych rzeczy, które widzieliśmy w sieciach społecznościowych.

Jednym z pierwszych artykułów, które przeczytałem na temat zjawiska overtourismu, jest artykuł dziennikarki Vox Rebeki Jennings. Jest to bardzo osobisty artykuł, niemal strona pamiętnika, w którym Jennings opowiada o niezbyt satysfakcjonującej podróży do Positano, które nazywa "instagramową stolicą świata".

"Problem polega na tym, że zbyt wiele osób chce mieć dokładnie takie same doświadczenia, ponieważ wszyscy weszli na te same strony internetowe i przeczytali wszystkie te same recenzje. Istnieje pomysł, że jeśli w ogóle nie pójdziesz do tej konkretnej restauracji lub nie odwiedzisz tej okolicy, wszystkie pieniądze i czas, które spędziłeś, zostały zmarnowane. Jakbyś zadowolił się czymś, co nie jest tak doskonałe, jak mogłoby być". Jennings nazywa to naszą "kulturową obsesją na punkcie wszystkiego, co najlepsze".


Szukamy oceny społecznej nawet na wakacjach. Czy to koniec wolnego czasu?

Jest to dyskurs, który ma związek z turystyką, ale bardziej ogólnie z relacją, jaką mamy z czasem wolnym. Być może dlatego, że wydaje się, że mamy mniej, ale potrzebujemy coraz więcej i lepiej organizować te przestrzenie rekreacyjne, które mamy dostępne. Aby je zaplanować, zaplanować je, szukać recenzji.

Jest to proces, który rozpoczął się kilka lat temu. W pięknej książce, która wydaje się mieć z tym niewiele wspólnego i która nosi tytuł Historia chodzenia, Rebecca Solnit dobrze opisuje czasy, kiedy technologie zbudowane z myślą o wydajności i, teoretycznie, aby uwolnić nasz czas, doprowadziły nas do myślenia, że wszystko musi być skwantyfikowane. "To, czego nie można zmierzyć, nie istnieje" – pisze Solnit.

W artykule opublikowanym na początku sierpnia Business Insider mówi o "śmierci hobby". Oznacza to, że kontekst, w którym technologia cyfrowa oferuje nam możliwość zarabiania na wszystkim, co robimy. Wszystko, co robimy, ma potencjalną wartość, społeczną, a nawet ekonomiczną budującą tożsamość. "Czas staje się zasobem ekonomicznym", pisze Jenny Odell w książce zatytułowanej How to Do Nothing.

Jeśli każda aktywność, nawet rekreacyjna, ma wartość, wszystko musi być zaplanowane. Chodzi o to, że konieczność planowania wszystkiego ma dwie zasadnicze konsekwencje. 

Po pierwsze, kiedy wszyscy informują się mniej więcej na tych samych kanałach, wszyscy będą chcieli zrobić to samo, trochę tak, jak napisała Rebecca Jennings. 

Drugi to poczucie frustracji, jeśli wszystko nie idzie zgodnie z planem. A więc jeśli pada deszcz, jeśli jest zbyt duża kolejka, jeśli schody do pokonania są niewygodne lub jeśli zachód słońca nie jest dokładnie tym, co chcieliśmy zobaczyć. 

Ponieważ czas, który poświęcamy sobie, poddawany ciągłej ocenie osobistej i społecznej, przestaje być czasem wolnym. Innymi słowy, przestaje być szansą na rozwój, na relację z otaczającą nas przestrzenią i z czasem, w którym żyjemy.


"Transformacja Wenecji? Straciłem teraz swoje serce, ponieważ zostało przekształcone z pięknej i ludzkiej wiejskiej tawerny w stołówkę, na której zawsze ustawia się kolejka turystów na zewnątrz.


"Pochodzę z Salento i latem moja ziemia staje się nie do poznania. Zachowuję dla siebie te farmy / trattorie, które jeszcze nie są społeczne"


Instagram vs rzeczywistość. Niektóre referencje z Włoch

"Transformacja estetyczna w Wenecji rozpoczęła się od Canaletta – mówi mi inny z użytkowników, którzy odpowiedzieli na moją ankietę – ale teraz tempo tej transformacji jest bardzo gwałtowne. Mówię miastu w mediach społecznościowych i, aby dać wam przykład, dzięki temu, że teraz powiem moje miejsce serca, straciłem je, ponieważ zostało przekształcone z wiejskiej karczmy, pięknej i ludzkiej, w stołówkę, na której zawsze ustawia się kolejka turystów".

Chodzi o to, że ten sposób relacji z przestrzenią i czasem zmienia miejsca, pozbawia je znaczenia. Tego lata brytyjski dziennikarz Tobias Jones powiedział Guardianowi o tym, jak overtourism zamienia wszystko w tło dla selfie. 

"Problem z masową turystyką polega na tym, że sprawia, że miejsca docelowe są przeciwieństwem tego, czym były kiedyś. Atrakcją Cinque Terre jest ich niezwykła prostota: nie mają wielkich zabytków jako takich, wielkich katedr ani zamków, tylko poczucie spokoju, ludzkiej pomysłowości i wielkości krajobrazu. Ale spokój i prostota miejsc nie wytrzymają milionów odwiedzających

"Jestem z Salento - wyjaśnia inny - i chociaż kocham moją ziemię, uważam ją za nierozpoznawalną latem, kiedy jest dosłownie atakowana przez turystów. Od dawna rozumiem, że wcześniej nieznane miejsca są łatwo usuwane, prosty geotag jest znacznie szybszy niż poczta pantoflowa. Te kilka plaż wciąż mało uczęszczanych i farmy / trattorie jeszcze nie towarzyskie trzymam dla siebie, mając nadzieję, że turyści (a więc chaos, brud, parkowanie i nielegalne parkowanie, nagłe bary i mało prawdopodobne budynki, kolejki, głośna muzyka) trzymają się z daleka tak długo, jak to możliwe ".

Na TikTok hashtag #InstagramVsReality, używany do pokazania różnic między mediami społecznościowymi a rzeczywistymi krajobrazami, ma ponad 2,6 miliarda wyświetleń. Jest wszystko: zatłoczona Fontanna di Trevi, Positano bez centymetra do przejścia, kolejki do vaporetti w Wenecji. To wyraz frustracji, o której mówiliśmy wcześniej, tej idei, że to, co zaplanowałem, nie poszło dokładnie tak, jak sobie wyobrażałem.

To także moment odsłaniania koncepcji, którą powinniśmy już znać: media społecznościowe nie są neutralnymi narzędziami informacyjnymi, tak jak gazety, wobec których jednak mamy znacznie większy sceptycyzm. Aby to zadziałało, treść musi być zgodna z pewnymi zasadami, aby zadowolić algorytmy wybierające posty i zachęcić ludzi do dalszego oglądania. Rezultatem są doskonałe obrazy, zapierające dech w piersiach widoki: z ekranu znika całe tarcie.

Rzeczywistość nagina się do reguł algorytmicznych i właśnie tej rzeczywistości szukamy.


Rozwiązania wymyślone do tej pory przez administrację włoską i międzynarodową koncentrują się – słusznie – na potrzebie ochrony miejsc przed przeludnieniem. Wenecja idzie w tym kierunku, który zainauguruje w 2024 roku bilet wstępu w wysokości 5 euro, aby odwiedzić miasto. Inną możliwością jest ograniczona liczba, która już jest rzeczywistością w autonomicznej prowincji Bolzano.

Odpowiedź na to zjawisko jest jednak bardziej kulturowa. I ma to związek z turystyką, ale prawdopodobnie z dość szerokim zakresem aspektów związanych z zarządzaniem naszym czasem i przestrzeniami, w których żyjemy.

I zaczyna się od centralnej refleksji: nie wszystko może i musi być treścią; Nie każda chwila naszego czasu potrzebuje społecznego potwierdzenia, jakiegoś pomiaru. Zaakceptowanie tego oznacza przyzwyczajenie się do niego, jak pisze Sheila Liming w książce zatytułowanej Hanging Out, do "zatrzymania czasu, poświęcenia się tylko interakcji z innymi ludźmi lub z przestrzeniami wokół nas".










www.today.it/opinioni/social-turismo-overtourism.html






poniedziałek, 22 maja 2023

Poparcie Niemców dla II Wojny Światowej




przedruk




Niemiecki historyk:

Niemcy w zdecydowanej większości do końca popierali wojnę




Niemcy nawet jeśli nie w pełni popierali narodowy socjalizm czy Hitlera, do końca w zdecydowanej większości popierali wojnę – mówi prof. Thomas Weber, niemiecki historyk wykładający na Uniwersytecie w Aberdeen.


Wyjaśnia, że bardzo trudno jest mierzyć poziom niemieckiego poparcia, bo trzeba to rozdzielić na trzy elementy – poparcie dla narodowego socjalizmu, dla Hitlera i dla prowadzenia wojny – które często były zbieżne, ale nie zawsze.


– Było wielu Niemców, którzy uważali, że narodowy socjalizm jest trochę dziwaczny, ale Hitler jest wspaniały. Inni mówili: nie jesteśmy całym sercem za narodowym socjalizmem ani za Hitlerem, ale wciąż popieramy wojnę – mówi Weber.

Jego zdaniem, z tych trzech elementów poparcie dla wojny było najwyższe, szczególnie pod koniec II wojny światowej.


– Jeśli spojrzymy na drugą połowę wojny, jak wytłumaczymy ciągłe zaangażowanie tak wielu Niemców w wojnę? Można wprawdzie wskazać na dyscyplinę i surowość represji, ale nie sądzę, żeby to było wyjaśnieniem. Jak wytłumaczyć, że ostatni rok wojny był najkrwawszy? W ostatnim roku w walkach zginęło tyle samo ludzi, co przez wszystkie poprzednie lata na europejskim teatrze działań wojennych. Gdyby Niemcy prowadzili wojnę niechętnie, z pewnością w tym momencie po prostu by się poddali, zamiast dalej umierać – wskazuje historyk.

Ale zwraca uwagę, że powszechne poparcie dla wojny narodziło się dopiero w jej trakcie.

Wyjaśnił, że w odróżnieniu od 1914 r., gdy w Niemczech istniało silne przekonanie, iż wojna będzie dobra dla kraju, przed II wojną światową nie było pragnienia wojny; Hitler był postrzegany jako ktoś, kto poprawił sytuację Niemiec, zerwał z postanowieniami traktatu wersalskiego, ale uczynił to bez wojny.

– Kiedy pierwsze kampanie wojenne przebiegały dobrze z niemieckiej perspektywy, ludzie zaczęli popierać ten wysiłek wojenny, a naziści zaczęli „sprzedawać” wojnę na dwa sposoby. Swoim zakorzenionym zwolennikom – jako narodowo-socjalistyczną wojnę, jako niemal europejską wojnę przeciw zagrożeniu ze strony międzynarodowego żydostwa, w eschatologiczno-apokaliptyczny sposób, że tylko jeśli ta wojna zostanie wygrana, Europa może zostać ocalona, a może nastąpić odkupienie – mówił historyk.

– Tym, którzy nie byli ideologicznie zwolennikami Trzeciej Rzeszy, przedstawiali ją, szczególnie gdy wojna już nie szła tak dobrze, w tradycyjny sposób, jako narodową wojnę w celu przetrwania. Mimo że w oczywisty sposób to Niemcy były agresorem, zdołali to przedstawić jako wojnę defensywną, gdzie Niemcy musiały po prostu dokonać wyprzedzającego ataku – wskazał.

Jeśli chodzi o stopień poparcia dla narodowego socjalizmu, Weber zwraca uwagę, że stosunkowo łatwo to mierzyć do 1933 r. – liczbą głosów oddawanych w wyborach na NSDAP, ale w kolejnych latach staje się to coraz trudniejsze.

– Problem w tym, że większość twierdzeń o powszechnym poparciu dla Hitlera opiera się na dowodach, które naziści sami stworzyli – wyborach, w których można było głosować tylko tak lub nie czy wielotysięcznych wiecach – mówił.

– Myślę, że wszyscy zgadzają się co do tego, że poparcie w 1938 r. było wyższe niż w 1933 r., ale czy było wyższe o 50, 80 czy 100 proc., trudno powiedzieć – ocenił.

Jak dodaje, jeszcze trudniejsza ta ocena staje się po wybuchu wojny, bo dochodzi wspomniany przed chwilą czynnik poparcia dla wojny.


Weber wskazuje, że mierzenie poparcia dla nazistów liczbą członków NSDAP jest niewłaściwe, bo to pomija okoliczności w danym momencie. Jak wyjaśnia, do 1933 r. do partii nazistowskiej mógł wstąpić praktycznie każdy, ale po przejęciu władzy, w obawie przed napływem oportunistów, przyjmowanie nowych członków zostało praktycznie wstrzymane na kilka lat.

Później były fale, gdy partia otwierała lub zamykała swoje szeregi. Z kolei pod koniec wojny NSDAP wręcz zachęcała, by wstępować, co miało podbudowywać morale wobec pogarszającej się dla Niemców sytuacji na froncie.


Historyk przyznał, że biorąc pod uwagę powszechność poparcia Niemców dla narodowego socjalizmu czy wojny, słowa takie jak wypowiedziane przez kanclerza Olafa Scholza w rocznicę zakończenia II wojny światowej to tym, że „8 maja 1945 r. Niemcy i świat zostały wyzwolone od nazizmu”, mogą brzmieć dziwnie, choć niekoniecznie oznacza to sugerowanie, iż niemal wszyscy Niemcy przeciwstawiali się nazistom.

Zwrócił uwagę, że do lat 80. w Niemczech o końcu wojny mówiono jako o porażce, a zaczęło się to zmieniać od przemówienia prezydenta Richarda von Weizsaeckera w 1985 r., który powiedział, że było to zarazem wyzwolenie się Niemiec od dyktatury.

Weber dodał, że w Niemczech wyraźnie brakuje prób spojrzenia na wojnę z polskiej perspektywy.


– Myślę, że jednym z problemów jest to, że Niemcy nigdy tak naprawdę nie zastanawiali się wystarczająco nad tym jak wojna wpłynęła na Polskę ani jak wpływa na dzisiejsze pokolenia Polaków. Cały czas padają słowa, że musimy wyciągnąć wnioski z przeszłości, upewnić się, że to się nigdy nie powtórzy, i dlatego nigdy nie możemy występować przeciwko Rosji i tak dalej. Ale podobnego myślenia nie ma w stosunku do Polski czy Ukrainy – podkreślił.




Olaf Scholz o wyzwoleniu Niemiec. Historyk: Niemcy w większości popierali wojnę - tvp.info


Niemiecki historyk: Niemcy w zdecydowanej większości do końca popierali wojnę. Słowa kanclerza Scholza o wyzwoleniu brzmią dziwnie | Polska Agencja Prasowa SA (pap.pl)







środa, 12 kwietnia 2023

Psychopatia i jej projekcje




przedruk
tłumaczenie automatyczne




Sprzeciw w szaleństwo: projekcje psychopatów





autor: James Corbett
corbettreport.com
26 marca 2023






W części 1 tej serii o sprzeciwie do szaleństwa opowiedziałem o brudnych szczegółach "Uzbrojenia psychologii", zauważając, jak zawód psychiatry został przekształcony w instrument represjonowania i marginalizowania dysydentów politycznych.

W części 2 tej serii, "Szaleni teoretycy spiskowi", szczegółowo opisałem, w jaki sposób teoretyzowanie spiskowe jest patologizowane jako zaburzenie psychiczne i jak ta fałszywa diagnoza jest wykorzystywana do usprawiedliwiania przymusowego zatrzymania psychiatrycznego i leczenia osób prawdomównych 9/11 i dysydentów COVID.

W tym tygodniu zbadam wielką ironię sytuacji, w której się znajdujemy: że ci, którzy dzierżą broń psychologiczną przeciwko potencjalnym dysydentom, sami kierują się zaburzeniem psychopatologicznym.
Bycie zdrowym na umyśle w szalonym społeczeństwie




Jeśli czytasz ten felieton, prawdopodobnie już wiesz, jak szalone może być nasze społeczeństwo.

Być może po raz pierwszy zdałeś sobie sprawę, że coś jest głęboko nie tak z naszym światem, kiedy zauważyłeś rozbieżność między tym, w co większość ludzi naprawdę wierzy – na przykład, że JFK został zamordowany w wyniku spisku – a tym, co oczekuje się od ciebie w "uprzejmym" społeczeństwie – a mianowicie, że Komisja Warrena dotarła do sedna sprawy i że każdy, kto kwestionuje jej ustalenia, jest szalonym teoretykiem spiskowym.

A może grosz spadł, gdy usłyszałeś, jak była sekretarz stanu USA Madeleine Albright beztrosko oświadczyła w programie 60 Minutes, że śmierć pół miliona irackich dzieci w kampanii Departamentu Stanu przeciwko Saddamowi Husseinowi była "tego warta".

A może ty, podobnie jak wiele milionów innych na całym świecie, zacząłeś kwestionować zdrowie psychiczne naszego społeczeństwa, kiedy zobaczyłeś szaleństwo ostatnich trzech lat, z rządami zamykającymi ludzi w domach i poddając najbiedniejszych spośród nas głodowi i wymuszając nigdy wcześniej nie stosowane interwencje medyczne na miliardach ludzi w imię "zdrowia publicznego".

Ja też miałem swoje własne takie chwile świadomości. Czując frustrację wynikającą ze uświadomienia sobie, jak chory i pokręcony może być świat, często przypomina mi się słynna obserwacja Jiddu Krishnamurtiegosłynna obserwacja: "Nie jest miarą zdrowia być dobrze przystosowanym do głęboko chorego społeczeństwa".

Ale odkryłem też, że po pewnym czasie przyzwyczajasz się do szaleństwa tego chorego społeczeństwa. W rzeczywistości zaczynasz się tego spodziewać.

Oczywiście politycy zawsze okłamują opinię publiczną.

Oczywiście ci, którzy są u władzy, nie zastanawialiby się dwa razy nad zabiciem tysięcy swoich współobywateli – nie mówiąc już o niezliczonych milionach na Bliskim Wschodzie – aby osiągnąć swoje cele.

Oczywiście przygotują fałszywe oszustwo, aby wprowadzić swój stan bezpieczeństwa biologicznego i oczywiście nie ma to nic wspólnego z utrzymaniem ludzi w zdrowiu.

W rzeczywistości, kiedy przejrzasz kłamstwa i zdasz sobie sprawę, jak głęboko chore stało się nasze społeczeństwo, okazuje się, że to nie wielkie rzeczy cię już szokują. Chodzi o małe rzeczy.

Jak znak powyżej. Jest otynkowany nad pisuarem w toalecie w mojej lokalnej kawiarni i jest dość powszechnym znakiem w męskich toaletach tutaj w Japonii. Zachęca czytelnika do zrobienia "jednego kroku naprzód", ponieważ nawet tutaj, w Japonii, pomimo reputacji Japonii z obsesyjnej czystości, mężczyźni mogą czasami być nieostrożni i przegapić pisuar. Jednak nie to przykuło moją uwagę.

Nie, to, co przykuło moją uwagę w tym znaku, to wywołanie "SDGs: GOAL.6". To prawda, że większość ludzi w Japonii nie zastanawiałaby się dwa razy nad tą prośbą. Ale dla mnie było to jedno z tych małych, ale niewiarygodnie ostrych przypomnień o chorobie naszego społeczeństwa.

Dla tych, którzy nie śledzą w domu, "SDGs" oznacza "Cele Zrównoważonego Rozwoju", "cele i zadania transformacyjne", które ONZ uwolniła na świecie w 2015 r. w ramach "Agendy 2030 na rzecz zrównoważonego rozwoju". Cel 6 w szczególności obiecuje "Zapewnienie dostępności i zrównoważonego zarządzania wodą i urządzeniami sanitarnymi dla wszystkich", co jest jednym z tych mdłych, niewinnie brzmiących stwierdzeń, które ukrywają znacznie bardziej nikczemny program monopolizacji zasobów i kontroli populacji – tyrańskie cele charakterystyczne dla tak wielu SDG.

Tymczasem z konsternacją obserwuję, jak cele zrównoważonego rozwoju zaczynają coraz bardziej ingerować w codzienne życie tutaj w Japonii. Nie jest niczym niezwykłym, że reklama produktu wyświetla charakterystyczne kolorowe pudełka wskazujące, które SDG (lub SDG) ten produkt rzekomo promuje (jakkolwiek słabo), lub że widzi szpilki do klap z tęczowym kółkiem logo SDG, teraz powszechnym dodatkiem na garniturach japońskich pensjonariuszy.

Ale żeby zobaczyć tutaj SDGtu? Na znaku nad pisuarem? Czy naprawdę nie możemy pójść dokąd, gdzie nie zostaniemy nie poddani propagandzie Agendy na rzecz Zrównoważonego Zniewolenia 2030 i całemu Wielkiemu Resetowi / Czwartej Rewolucji Przemysłowej / neofeudalnym / transludzkim koszmarom, które przywołuje?

Być może najdziwniejsze jest to, że gdybym miał zwrócić uwagę na to szaleństwo przeciętnemu człowiekowi, spojrzeliby na mnie jak na wariata. A gdybym miał poprzeć swój punkt widzenia tomami udokumentowanych informacji o perwersyjnej naturze tej globalistycznej agendy ONZ – informacjami zawartymi w licznych filmach dokumentalnych i podcastach, wywiadach i artykułach na ten temat – bez wątpienia wydawałbym się jeszcze bardziej szalony.

"O co chodzi? To tylko znak".

Jak się okazuje, znak jest rzeczywiście znakiem. Znak, że nasze społeczeństwo faktycznie cierpi z powodu skutków choroby psychicznej.
Nasi (nie)przywódcy są psychopatami





"bezlitosnymi drapieżnikami, którzy używają uroku, zastraszania i, jeśli to konieczne, impulsywnej i zimnokrwistej przemocy, aby osiągnąć swoje cele".

"Bezlitośnie orają swoją drogę przez życie, pozostawiając szeroki ślad złamanych serc, zrujnowanych oczekiwań i pustych portfeli".

Nie mają "poczucia winy ani wyrzutów sumienia bez względu na to, co robią, nie mają ograniczającego poczucia troski o dobre samopoczucie obcych, przyjaciół, a nawet członków rodziny".

Czy mówię o politykach? Technokratów? Miliarderzy "filantropiści"? Tantiema? Kapitanowie przemysłu?

Oczywiście, że jestem. Ale też mówię też o psychopatach.

Wszyscy wiemy, czym jest psychopata, a przynajmniej tak nam się wydaje. To uzbrojeni w piłę łańcuchową, szaleni seryjni mordercy, jak Leatherface z Teksańskiej masakry piłą mechaniczną. Albo są uzbrojonymi w noże, szalonymi seryjnymi mordercami, jak Buffalo Bill z Milczenia owiec. Albo są oszalałymi seryjnymi mordercami z kwasem, jak Joker z Batmana.

Ale jeśli to jest jest to, o czym myślimy, kiedy myślimy o psychopacie, odkrywamy, że po raz kolejny jesteśmy ofiarami hollywoodzkich programistów predykcyjnych, konstruujących nasze rozumienie rzeczywistości nie z rzeczywistego, przeżytego doświadczenia, ale z fikcyjnych postaci wyśnionych przez pisarzy i wyświetlanych na ekranie.

W prawdziwym świecie psychopaci są podzbiorem populacji, której brakuje sumienia. Pełne implikacje tego dziwnego stanu psychicznego nie są oczywiste dla ogromnej większości z nasrobić, którzy posiadają sumienie i którzy zakładają, że życie wewnętrzne większości ludzi jest w dużej mierze podobne do naszego.

W The Sociopath Next Door dr Martha Stout, psycholog kliniczny, która poświęciła temu tematowi większość swojej kariery, pokazuje, co naprawdę oznacza brak sumienia, zapraszając swoich czytelników do udziału w tym ćwiczeniu:


Wyobraź sobie – jeśli możesz – że nie masz sumienia, żadnego, żadnego poczucia winy lub wyrzutów sumienia bez względu na to, co robisz, żadnego ograniczającego poczucia troski o dobro obcych, przyjaciół, a nawet członków rodziny. Nie wyobrażaj sobie żadnych zmagań ze wstydem, ani jednego w całym swoim życiu, bez względu na to, jakiego rodzaju samolubne, leniwe, szkodliwe lub niemoralne działania podjąłeś. I udawajcie, że pojęcie odpowiedzialności jest wam nieznane, chyba że jako ciężar, który inni zdają się akceptować bez pytania, jak łatwowierni głupcy. Teraz dodaj do tej dziwnej fantazji umiejętność ukrywania przed innymi ludźmi, że twój psychologiczny makijaż jest radykalnie różny od ich. Ponieważ wszyscy po prostu zakładają, że sumienie jest uniwersalne wśród ludzi, ukrywanie faktu, że jesteś wolny od sumienia, jest prawie łatwe. Nie powstrzymuje cię od żadnego ze swoich pragnień poczucie winy lub wstydu i nigdy nie jesteś konfrontowany z innymi za swoją zimną krew. Lodowata woda w twoich żyłach jest tak dziwaczna, tak całkowicie poza ich osobistym doświadczeniem, że rzadko nawet zgadują twój stan.

Możliwości manipulacji, oszustwa, przemocy i zniszczenia, które przedstawia ten stan, powinny być oczywiste w tym momencie. I rzeczywiście, ponieważ wiele książek psychologów i badaczy badających psychopatię – od przełomowej pracy Howarda Cleckleya z 1941 roku, The Mask of Sanity, przez popularną książkę Roberta Hare'a, Bez sumienia, po uratowane ze śmietnika historii dzieło Andrzeja Łobaczewskiego, Political Ponerology – wielokrotnie próbowało ostrzec opinię publiczną na przestrzeni lat, psychopaci to robią Stanowią około 4% populacji i są odpowiedzialne za znaczną część spustoszenia w naszym społeczeństwie.

Skąd więc wiemy, kto jest psychopatą? To, jak można sobie wyobrazić, jest wysoce kontrowersyjne pytanie. Podczas gdy w ciągu ostatniego półwiecza zaproponowano różne biomedyczne wyjaśnienia tego stanu – na przykład dysfunkcję ciała migdałowatego i brzuszno-przyśrodkowej kory przedczołowej – i przeprowadzono dziesiątki badań w celu określenia związku między fizjologią mózgu a psychopatią, psychopatia jest najczęściej diagnozowana za pomocą Psychopathy Checklist, Revised, znanej jako PCL-R.

Opracowany przez Roberta Hare'a – najbardziej wpływowego badacza psychopatii ostatniego półwiecza – PCL-R obejmuje, między innymi, częściowo ustrukturyzowany wywiad, w którym badany jest testowany pod kątem 20 cech osobowości i zarejestrowanych zachowań, od "egocentryzmu / wspaniałego poczucia własnej wartości" do "patologicznego kłamstwa i oszustwa" do "braku wyrzutów sumienia lub winy" do "wczesnych problemów z zachowaniem".

Chociaż żadna z tych cech osobowości sama w sobie nie wskazuje na psychopatię, obecność pewnej ich liczby (odpowiadającej wynikowi 30 lub wyższemu w teście PCL-R) jest wykorzystywana do diagnozowania stanu.

Jak więc przeciętny polityk wypadłby w tym teście? Zobaczmy.

Egocentryzm / wspaniałe poczucie własnej wartości?

Sprawdź.

Patologiczne kłamstwo i oszustwo?

Sprawdź.

Conning / brak szczerości?

Sprawdź.

Brak wyrzutów sumienia lub poczucia winy?

Sprawdź.

Bezduszność / brak empatii?

Sprawdź.

Pasożytniczy styl życia?

Czy to nie jest definicja zawodowego polityka?

Wczesne problemy z zachowaniem?

Sprawdź. (<-Właściwie, ten jest prosto z książki Stouta... ale jej historia o młodym chłopcu, który używa petard "Star-Spangled Banner" w pudełku z czaszką i skrzyżowanymi piszczelami, aby wysadzić żaby, jest tylko "złożonym" przypadkiem, który oczywiście nie ma reprezentować nikogo konkretnego.)

Mógłbym wymieniać dalej, ale rozumiecie, o co chodzi.

Aby być uczciwym, wybrana lista odosobnionych przykładów zachowań polityków nie wystarczy, aby zdiagnozować kogokolwiek jako psychopatę i sama w sobie nie powinna cię do niczego przekonać. Nie powinni cię też przekonywać psychologowie, którzy przedstawili swoją profesjonalną opinię na temat polityków, których sami nie zbadali – jak neuropsycholog Paul Broks, który w 2003 roku spekulował, czy Tony Blair był "prawdopodobnym psychopatą? " lub profesor psychologii David T. Lykken, który w Handbook of Psychopathy twierdzi nie tylko, że Stalin i Hitler byli wysoko funkcjonującymi psychopatami, ale że Lyndon B. Johnson "był przykładem tego syndromu".

Czy zatem można podejrzewać, że psychopaci są nadreprezentowani w klasie politycznej? Według Marthy Stout jest to:


Tak, politycy częściej niż ludzie w populacji ogólnej są socjopatami. Myślę, że nie znalazłbyś eksperta w dziedzinie socjopatii/psychopatii/antyspołecznego zaburzenia osobowości, który by to zakwestionował. To, że niewielka mniejszość istot ludzkich dosłownie nie ma sumienia, było i jest gorzką pigułką do przełknięcia dla naszego społeczeństwa – ale wyjaśnia wiele rzeczy, bezwstydnie kłamliwe zachowanie polityczne jest jednym.

Niezależnie od tego, co jest warte, niektórzy członkowie rządu brytyjskiego wydają się zgadzać. W 1982 roku jeden z urzędników brytyjskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych zasugerował "rekrutację psychopatów, aby pomóc przywrócić porządek w przypadku, gdy Anglia zostanie dotknięta niszczycielskim atakiem nuklearnym". A uzasadnienie zaskakującej sugestii tego urzędnika? Fakt, że psychopaci "nie mają uczuć do innych ani kodeksu moralnego i wydają się być bardzo inteligentni i logiczni" oznacza, że byliby "bardzo dobrzy w kryzysach".

Oczywiście, aprioryczny argument za użytecznością cech psychopatycznych w urzędzie politycznym jest dość oczywisty, ale dane empiryczne na poparcie tej intuicji są trudne do zdobycia. W końcu politycy, przywódcy korporacji, członkowie rodziny królewskiej i bankierzy nie są poddawani testowi PCL-R przed objęciem urzędu lub stanowiska.

Niemniej jednak wielu badaczy przedstawiło pewne dane, które wspierają tezę o politycznej i korporacyjnej psychopatii. Należą do nich:

Clive Boddy, profesor na Anglia Ruskin University, który twierdzi, że "istnienie psychopatów w białych kołnierzykach pochodzi z wielu badań, które wykazały psychopatię wśród populacji białych kołnierzyków";


Dr Kevin Dutton, psycholog z Uniwersytetu Oksfordzkiego, który użył standardowego narzędzia psychometrycznego – Psychopathic Personality Inventory (Revised) – aby ocenić wiele obecnych i historycznych osobistości politycznych, stwierdzając, że Donald Trump, Hillary Clinton i Ted Cruz uzyskali stosunkowo wysokie wyniki w teście (wraz z Winstonem Churchillem, Adolfem Hitlerem i Saddamem Husajnem);


Scott O. Lilienfeld, profesor psychologii na Emery University, który prowadził badania 43 prezydentów USA aż do George'a W. Busha. wykazanie, że pewne psychopatyczne cechy osobowości bezpośrednio korelują z sukcesem politycznym; oraz


Ryan Murphy, profesor nadzwyczajny na Southern Methodist University, którego badanie z 2018 r. wykazało, że Waszyngton ma najwyższą częstość występowania cech osobowości odpowiadających psychopatii w kontynentalnych Stanach Zjednoczonych (a także odkrył, że koncentracja prawników jest skorelowana z występowaniem psychopatii na obszarze geograficznym).

Nawet Robert Hare – który jest współautorem jednego z niewielu badań empirycznych potwierdzających częstsze występowanie cech psychopatycznych wśród profesjonalistów korporacyjnych w programach szkoleniowych dla menedżerów niż w populacji ogólnej – powiedział, że żałuje, iż spędził większość swojej kariery badając psychopatów w więzieniu, a nie psychopatów na stanowiskach władzy politycznej i ekonomicznej. Zapytany o ten żal, zauważył, że "seryjni mordercy rujnują rodziny", podczas gdy "korporacyjni, polityczni i religijni psychopaci rujnują gospodarkę. Rujnują społeczeństwa".

Fakt, że kluczowe stanowiska władzy politycznej, finansowej i korporacyjnej w naszym społeczeństwie są zdominowane przez psychopatów, z pewnością pomaga wyjaśnić, dlaczego nasze społeczeństwo jest tak głęboko chore, jak my, nie-psychopaci, wiemy, że jest. Dla tych, którzy wciąż wierzą, że nasze chore społeczeństwo można wyleczyć poprzez odwołanie się do procesu politycznego, wydaje się to najgorszą wiadomością, jaką można sobie wyobrazić.

. . . Ale jest jeszcze gorzej. Ci polityczni psychopaci nie tylko rujnują społeczeństwa. Przekształcają przekształcić społeczeństwa na swój własny obraz.
Projekcje psychopatów




W psychologii "projekcja" odnosi się do aktu przeniesienia własnych uczuć na inną osobę. Jak Psychology Today wyjaśnia:


Termin ten jest najczęściej używany do opisania projekcji obronnej – przypisywania własnych niedopuszczalnych popędów innym. Na przykład, jeśli ktoś nieustannie znęca się i wyśmiewa rówieśnika z powodu jego niepewności, prześladowca może projektować własną walkę z poczuciem własnej wartości na drugą osobę.

Ta koncepcja projekcji pozwala nam lepiej zrozumieć, dlaczego polityczni psychopaci patologizują teoretyków spiskowych i dysydentów politycznych: projektują własne zaburzenia psychiczne na swoich ideologicznych przeciwników.

Ale jest też inny sens, w którym psychopaci "projektują" swoją patologię na światową scenę. Widzicie, psychopaci nie tylko wykorzystują swój brak sumienia do zdobycia władzy politycznej czy ekonomicznej. Używają tej mocy, aby kształtować organizację, którą prowadzą, w projekcję własnych psychopatycznych tendencji.

W jednej z pamiętnych scen z filmu dokumentalnego "Korporacja " z 2003 roku, Robert Hare wskazuje, że korporacja zarządzana przez psychopatę może sama zostać zdiagnozowana jako psychopatyczna. Tak więc egocentryczne i narcystyczne tendencje psychopatycznego szefa znajdują odzwierciedlenie w rozwoju public relations korporacji. Zdolność psychopaty do oszukiwania i manipulowania innymi bez poczucia winy znajduje odzwierciedlenie w materiałach reklamowych i marketingowych firmy. Gotowość psychopaty do popełniania przestępstw bez wstydu w dążeniu do swoich celów znajduje swój odpowiednik w gotowości korporacji do rażącego łamania prawa. A całkowity brak skruchy psychopaty za swoje zbrodnie znajduje odzwierciedlenie w cynicznych kalkulacjach korporacji, że grzywny i kary za nielegalne działania są jedynie "kosztem prowadzenia interesów".

Ale psychopata nie poprzestaje na przekształceniu organizacji w projekcję własnej perwersyjnej osobowości. Czy to biznes, bank, czy, w przypadku politycznego psychopaty, cały naród, organizacja pod jego kontrolą w końcu zaczyna zmieniać charakter i zachowanie pracowników lub obywateli pod jego kciukiem.

Pomysł, że systemy psychopatyczne mogą sprawić, że nie-psychopaci będą zachowywać się jak psychopaci, może na pierwszy rzut oka być sprzeczny z naszymi intuicjami moralnymi. Z pewnością, rozumujemy, ludzie są albo "dobrymi ludźmi", albo "złymi ludźmi". Są albo psychopatyczni, albo zdrowi na umyśle. Albo są typem osoby, która popełnia straszną zbrodnię, albo nie.

Jak się jednak okazuje, nasze rozumowanie zostało udowodnione przez badania nad "wtórną psychopatią". Ta kategoria psychopatii, czasami określana jako socjopatia, ma na celu odróżnienie pierwotnych psychopatów – tych, którzy urodzili się z "brakiem sumienia" i związanymi z nim zaburzeniami neuropoznawczymi omawianymi przez Hare'a, Stouta i innych – od wtórnych psychopatów, którzy rozwijają cechy psychopatyczne w wyniku środowiska, w którym funkcjonują.

Przez dziesięciolecia przeprowadzono wiele eksperymentów badających zjawisko wtórnej psychopatii i to, jak "dobrzy ludzie" mogą być umieszczani w sytuacjach, w których będą robić "złe rzeczy", z pozornie przyziemnego eksperymentu konformizmu Ascha, który pokazał, że ludzie często są skłonni twierdzić, a nawet wierzyć w możliwe do udowodnienia kłamstwa, aby uniknąć złamania konsensusu grupowego. do naprawdę szokującego eksperymentu Milgrama, który zasłynął wykazaniem, że zwykli ludzie mogą zostać nakłonieni do dostarczenia nieznajomym tego, co uważali za potencjalnie śmiertelne wstrząsy.

Ale być może najbardziej odkrywczym eksperymentem dla zrozumienia wtórnej psychopatii jest Stanfordzki Eksperyment Więzienny.

Prowadzony przez profesora psychologii ze Stanford, Philipa Zimbardo, eksperyment z 1971 roku polegał na rekrutacji uczestników z lokalnej społeczności z ofertą 15 dolarów dziennie za udział w "psychologicznym badaniu życia więziennego". Rekruci zostali następnie sprawdzeni, aby wyeliminować każdego, kto ma zaburzenia psychiczne, a pozostali kandydaci zostali losowo przydzieleni jako strażnicy lub więźniowie i kazano im przygotować się na dwa tygodnie życia w piwnicy budynku psychologii Stanforda, który został przekształcony w prowizoryczne więzienie.

Wyniki tego eksperymentu są już niesławne. Zanurzając uczestników w odgrywaniu ról z realistycznymi niespodziewanymi "aresztowaniami" więźniów przez prawdziwych policjantów z Palo Alto, ćwiczenie szybko zeszło do studium okrucieństwa. Strażnicy więzienni szybko wymyślali coraz bardziej sadystyczne sposoby potwierdzania swojej władzy nad "więźniami", a dwóch studentów musiało zostać "zwolnionych" z więzienia w pierwszych dniach gehenny z powodu cierpienia psychicznego, jakie na nich nałożyło. Eksperyment został odwołany po zaledwie sześciu dniach, a naukowcy odkryli, że zarówno więźniowie, jak i strażnicy wykazywali "patologiczne reakcje" na pozorowaną sytuację więzienną.

Jak do tego doszło? Jak to się stało, że przeciętni, zdrowi młodzi mężczyźni popadli w takie barbarzyństwo w mniej niż tydzień? W swojej książce The Lucifer Effect: How Good People Turn Evil, która dokumentuje to badanie, a także kolejne dekady badań, które przeprowadził nad psychologią zła, Zimbardo zastanawia się, w jaki sposób system może odzwierciedlać patologie tych, którzy go stworzyli i jak może z kolei wpływać na jednostki do popełniania złych czynów: "Jeśli nie staniemy się wrażliwi na prawdziwą moc Systemu, który jest niezmiennie ukryty za zasłoną tajemnicy, i w pełni nie zrozumiemy własnego zestawu zasad i przepisów, zmiana zachowania będzie przejściowa, a zmiana sytuacyjna iluzoryczna".

Prawdziwe znaczenie tej lekcji było odczuwalne trzy dekady później, kiedy Stany Zjednoczone rozpoczęły przetrzymywanie więźniów w więzieniu Abu Ghraib w Iraku. Fizyczne, psychiczne i seksualne znęcanie się nad więźniami w Abu Ghraib zostało przedstawione światu w kwietniu 2004 roku, kiedy drastyczne obrazy nadużyć zostały po raz pierwszy opublikowane w amerykańskich mediach.

Po raz kolejny opinia publiczna zaczęła zastanawiać się, jak przeciętni młodzi Amerykanie, którzy zostali przydzieleni do więzienia jako strażnicy żandarmerii wojskowej, mogli popełnić tak niewiarygodnie sadystyczne czyny.

Na to pytanie odpowiedział częściowo raport Senackiej Komisji Sił Zbrojnych w sprawie nadużyć w Abu Ghraib. Raport szczegółowo opisuje zatwierdzenie przez ówczesnego sekretarza obrony Donalda Rumsfelda wniosku o stosowanie "agresywnych technik przesłuchań" wobec zatrzymanych, w tym pozycji stresowych, wykorzystywania lęków zatrzymanych (takich jak strach przed psami) i podtapiania. Opowiada, jak Rumsfeld dodał odręczną notatkę do zalecenia prośby, aby ograniczyć stosowanie pozycji stresowych na więźniach: "Stoję przez 8-10 godzin dziennie. Dlaczego stanie jest ograniczone do 4 godzin?" I potępia Rumsfelda za stworzenie warunków, w których jego aprobata może być interpretowana jako carte blanche do rozpoczęcia tortur zatrzymanych: "Sekretarz Rumsfeld autoryzował te techniki, nie dostarczając żadnych pisemnych wskazówek, jak powinny być stosowane".

Nie powinno więc dziwić, że – jak wykaże nawet pobieżny przegląd kariery Donalda Rumsfelda – wykazywał on kilka cech osobowości na liście kontrolnej PCL-R, w tym patologiczne kłamstwo i oszustwo, bezduszne zachowanie i nieprzyjmowanie odpowiedzialności za własne czyny.

Związek między Stanfordzkim Eksperymentem Więziennym a tym, co wydarzyło się w Abu Ghraib, nie umknął uwadze śledczych. Tak zwany "Raport Schlesingera" na temat nadużyć wobec więźniów zawierał cały dodatek opisujący eksperyment Stanforda i to, czego nauczył o tym, jak wtórna psychopatia może być wywołana u osób pracujących w systemie lub instytucji.

Związek między Stanford i Abu Ghraib nie umknął uwadze opinii publicznej. Po ujawnieniu nadużyć w Abu Ghraib w 2004 roku, ruch na stronie Stanford Prison Experiment eksplodował do 250 000 odsłon dziennie.

Większość opinii publicznej nie wie jednak, że fundusze na Stanford Prison Experiment pochodziły z Biura Badań Marynarki Wojennej, które zapewniło grant "na badanie zachowań antyspołecznych". Wygląda na to, że wojskowi psychopaci z pewnością wyciągnęli wnioski z tego eksperymentu – a następnie natychmiast ich uzbroili.

W każdym razie, chociaż nic w żadnym z tych eksperymentów lub badań nie zwalnia nikogo z popełnionych złych czynów, odkrycia te rzucają światło na problem wtórnej psychopatii.

Ile szaleństwa naszego społeczeństwa jest projekcją psychopatów, którzy nim kierują?
Rządzone przez szaleńców


W tym momencie naszego badania doszliśmy do wniosku równie zaskakującego, co niezaprzeczalnego: rządzi nami szaleńcy, a żyjąc i pracując w ich szalonych systemach kontroli, sami ryzykujemy, że staniemy się szaleni.

Co gorsza, ostatnie kilka lat szaleństwa COVID pokazało nam, że polityczni psychopaci doskonalą swoją broń kontroli psychologicznej i że duży procent społeczeństwa jest bardziej niż szczęśliwy, że jest egzekutorem państwa więziennego bezpieczeństwa biologicznego.

W zakończeniu tej serii przyjrzymy się patokracji, którą skonstruowali ci polityczni psychopaci i omówimy, w jaki sposób możemy uwolnić się od domu wariatów, który tworzą.

Stay tuned...