Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fałszowanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fałszowanie. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Czym są Prusy Zachodnie?




No, czym??

Otóż na stronie Muzeum prus Zachodnich w Munster, jest to miejsce, gdzie "Niemcy i Polacy w tym regionie żyli ze sobą długo w zgodzie. Dopiero od końca XIX wieku obszar ten stał się miejscem konfliktów etnicznych i nacjonalno – politycznych, które doprowadziły w konsekwencji – na skutek wywołanej przez nazistów wyniszczającej wojny – do ucieczki oraz do systematycznego wypędzenia ludności niemieckiej"

Tak oto naukowcy niemieccy piszą historię i politykę Europy.
Dlaczego nie napisali niemieccy naziści, a tylko naziści ?








Czy Mazowieckie pisane przez S to prztyczek w polski mazowiecki nos?








Najciekawsze jest jednak to, dlaczego Prusy Zachodnie piszą w cudzysłowiu (bo, w otoczeniu słowa >>obecnie<<)


Może chodzi o to, że na co dzień, albo w dokumentach funkcjonuje inna nazwa zgodna z obowiązującym niemieckim prawem, np. Wolne Miasto Gdańsk.

Jeśli prawdą jest, że WMG prawnie współcześnie istnieje, o czym większość Polaków nie ma pojęcia, to cudzysłów staje się bardziej zrozumiały.



Ja to zawsze coś muszę znaleźć...




http://westpreussisches-landesmuseum.de/pl/muzeum/czym-sa-prusy-zachodnie/




czwartek, 13 marca 2014

Zakłamywacze historii





Gdański Desant.

Myślałby kto, że fach przewodnika turystycznego to odpowiedzialna praca.
Oto jak zabawiają się przewodnicy po Gdańsku - >> przewodnicy z długim stażem i tzw. “nazwiskami” <<.


Taka inicjatywa, jak poniżej, może wpłynąć na postrzeganie Werwolfu, jako niegroźnej zabawowej inicjatywy.

Hasło: „fałszowanie historii” może ulec trywializacji.

Jeżeli przewodnicy uważają (ja zresztą też), że dopuszczenie do zawodu ludzi bez papierów jest naganne, grozi obniżeniem standardów, a wręcz może służyć fałszowaniu historii – to należy poważnie to potraktować, a nie zabawowo – poniekąd przyłączając się do zakłamywania historii.


Nazwa inicjatywy jest tak dobrana, że jeżeli ktoś w rozmowie w towarzystwie – a tak się przecież ludzie między sobą najczęściej komunikują - podniesie temat fałszowania historii przez tajną organizację, inna osoba może stwierdzić, że na pewno nie chodzi o żaden Werwolf, tylko o inicjatywę gdańskich przewodników - „nie ma się czym przejmować, to tylko takie żarty były..”


Pod tekstem ze strony 
http://czaykowska.wordpress.com/2014/02/27/zaklamywacze-historii/

mój żartobliwy komentarz....


Zakłamywacze Historii.

Ewa Jaroszyńska wpadła na genialny pomysł.
Oto co napisała do nas (czyli do Gdańskiego Desantu: Danki Lietke, Arka Zygmunta,  Agi Syroki (i mnie. )
“primo: 1. kwietnia zbliża się wielkimi krokami. Gdańszczanie obchodzili Prima Aprilis bardzo dowcipnie.
secundo: brać przewodnicka łapie się za głowę, słysząc samozwańczych oprowadzaczy nazywających np. Ratusz Głównomiejski Kościołem Mariackim czy opowiadających historie o usypywaniu Biskupiej Górki, itp., itd.
Zróbmy primaaprilisowy spacer z przewodnikami, opowiadającymi wymyślone, absolutnie nieprawdziwe historie, z nadaniem tytułu bajarza roku, co wy na to?”
Oczywiście byliśmy natychmiast na tak!
Zresztą nam akurat niewiele potrzeba, by się skrzyknąć (czy do wyjazdu w Polskę na szkolenie, czy na wyprawę całkiem niedaleko, czy na spotkanie ot, dla przyjemności)…  Jak  w popularnym powiedzeniu: “mówisz, masz”.
Natychmiast też Ewa utworzyła na niezawodnym facebook-u wydarzenie:
Tuesday, April 1, 2014       godz. 17:00
Start: Wielka Zbrojownia (od ul. Piwnej)
Całkowicie nieodpowiedzialnie i zupełnie bez troski o fakty grupa założona ad hoc „Zakłamywacze Historii” zaprasza na primaaprilisowy spacer z przewodnikiem i partaczem po Głównym Mieście
Postanowiliśmy, że nie zachowamy tego wariactwa dla siebie tylko, ale rozpropagujemy. Poprzez Facebook-a, maile, i sms-y zaprosiliśmy do udziału nasze Rodziny, Znajomych bliskich i dalszych, także nasze ulubioneKoło PTTK w Elblągu .. Ewa dokooptowała także paru innych przewodników.
Odzew był niemal natychmiastowy. Zrobiła nam się pokaźna grupka zaciekawionych i chętnych posłuchania. I także współopowiadania.
I tylko jedna osoba zapytała mnie mailowo dlaczego – czemu ma to służyć… Czemu my akurat – przewodnicy z długim stażem i tzw. “nazwiskami” chcemy robić z siebie “pośmiewisko”.
Już wyjaśniam:
Otóż, czas jakiś temu pewien kolejny minister zderegulował zawody. (N.B. sam był wybitnym przykładem na to, że NIE powinno się zatrudniać na odpowiedzialnym stanowisku człowieka absolutnie nie przygotowanego do tak ważnej funkcji…)
W tym amoku deregulacji wszystkiego, ówże zderegulował też zawód przewodnika. Turystycznego przewodnika.  Teraz, aby oprowadzać, nie trzeba licencji, wiedzy, lat nauki, szkoleń, kursów, nie trzeba wydawać ciężkiej kasy na książki, czy kolejne kursy dokształcające… Nie trzeba też ogłady ani żadnej metodyki… Teraz wystarczy “pasja” (jak bardzo się zdeprecjonowało to słowo dzięki indolencji urzędniczej).
W związku z tym – na ulicach wszystkich miast Polski można obecnie usłyszeć, co tacy samoistni oprowadzacze plotą. A często plotą jak przysłowiowy Piekarski na mękach.
Owszem, ktoś powie, że słynny Chrisoph Mauher  też był partaczem.
Ale – Maucherów ci u nas niewielu, oj niewielu :D za to partaczy z krwi i kości (w najgorszym tego słowa znaczeniu) – wprost przeciwnie.
Jednego wszakże nie wziął ów deregulator pod uwagę.
Ci z tzw. nazwiskami są sprawdzeni, mają markę. Można im zaufać, że nie powiedzą np. w Muzeum Stuthoff, że tu zagazowano miliony (wskazując przy tym na Krematorium) – podając pierwszy przykład, jaki podsłuchałam. Można im też powierzyć kasę imprezy, wiedząc, że będą wiedzieli jak się z tego rozliczyć, można zaufać ich zawodowej uczciwości, że turysta dowie się prawdy, a nie usłyszy “Bajki z Mchu i Paproci”… Można im powierzyć tzw. trudną grupę, z którą sobie poradzą, bo mają lata praktyki.
No i niebagatelna sprawa, na licencjonowanego przewodnika można złożyć skargę w razie rażących uchybień (tak, jak to można zrobić w wypadku nieuczciwych  biur podróży). A na takiego bez licencji – już nie, bo nie figuruje w żadnej ewidencji (podatkowej także ;) ). No, chyba, że ktoś lubi robić interesy z przysłowiową firmą “Krzak” ;)
Mogłabym wymieniać całą listę – ale nie czas i miejsce po temu.
I znowu od razu zaznaczam, że i wśród licencjonowanych przewodników trafiają się czarne owce, które niestety przekłamują obraz prawdziwego przewodnictwa. Jak wszędzie, w każdym zawodzie. Jeśli napiszę że nauczyciele to dno, 5 m mułu i szuwarki, czy że każdy lekarz to konował, lub że każdy ksiądz to klecha… to natychmiast dostanę stos maili z pretensjami. I słusznymi. Ale niestety widzi się przeważnie to, co złe, bo bardziej się rzuca w oczy.
A więc – 1 kwietnia chcemy pokazać CZYM grozi deregulacja. I jakie ma skutki. To, co będziemy opowiadali, będzie kompilacją rewelacji, jakie podsłuchaliśmy w biegu, po drodze, natknąwszy się na takich właśnie samozwańczych deregulacyjnych oprowadzaczy.
Zdziwicie się Państwo, CO potrafi taki ktoś przekazywać grupie, która przecież przyjeżdża zwiedzić, i niekoniecznie zna historię tak miejsca jak i obiektu.
W imieniu Ewy Jaroszyńskiej, Danki Lietke, Agi Syroki, Ewy Heliosz, Arka Zygmunta, Koleżanek i Kolegów Przewodników Licencjonowanych, a także swoim:
ZAPRASZAM na niezapomnianą wyprawę po Gdańsku.
:D





Jak zacząć, żeby zneutralizować krytykę?
Genialność ma to do siebie, że nie należy jej krytykować, bo się można wygłupić.

"Ewa Jaroszyńska wpadła na genialny pomysł.”



Trzeba sobie postawić pytanie, na które będziemy musieli odpowiedzieć: po co to robimy?
 „Gdańszczanie obchodzili Prima Aprilis bardzo dowcipnie.”

Słaby powód, każdy prima aprilis ma to do siebie, że jest dowcipny – WSZĘDZIE.


A teraz jakaś bzdura.
„ Ratusz Głównomiejski Kościołem Mariackim”

Nie wierzę, że są aż tacy głupi ludzie.



Absurd można połączyć z prawdą, tak aby ją ukryć. Łączenie zysków, dwie pieczenie na jednym ogniu.
„czy opowiadających historie o usypywaniu Biskupiej Górki, itp., itd.”

Ojej, to znaczy, że to prawda????



Do meritum.
„Zróbmy primaaprilisowy spacer z przewodnikami, opowiadającymi wymyślone, absolutnie nieprawdziwe historie, z nadaniem tytułu bajarza roku, co wy na to?”

Ale czemu ma to służyć? Ludzi kultury to nie zachwyci, po co komu włóczyć się po mieście i zamiast słuchać o historii – słuchać głupot wyssanych z palca?
Ludzie zainteresowani kulturą, architekturą i historią nie gustują w takiej szkolnej rozrywce.
Więc dla kogo ta „akcja”?



Teraz dorzucam emocje.

„Oczywiście byliśmy natychmiast na tak!
Zresztą nam akurat niewiele potrzeba, by się skrzyknąć (czy do wyjazdu w Polskę na szkolenie, czy na wyprawę całkiem niedaleko, czy na spotkanie ot, dla przyjemności)…  Jak  w popularnym powiedzeniu: “mówisz, masz”.”
  

Oczywiście.
Oczywiście natychmiast.
Zaraz potem tłumaczenie się, poparte wieloma argumentami.
Po co się tak tłumaczyć?




Podgrzewam emocje, dzieciaki lubią facebooka.
„ na niezawodnym facebook-u”


Euforyczne przysłonięcie.
Euforia mi się udziela, euforia przysłania mi widok, nie wiem o co chodzi, co tu się dzieje, jaka akcja, po co, czy to ma sens, no nie ważne, bo facebook nas nie zawiedzie...jestem w euforii, grunt to emocje...



A teraz wprost...
„Całkowicie nieodpowiedzialnie i zupełnie bez troski o fakty grupa założona ad hoc „Zakłamywacze Historii” zaprasza na primaaprilisowy spacer z przewodnikiem i partaczem po Głównym Mieście”

Zupełnie wprost, czarno na białym.



To wariactwo, nikt w to nie uwierzy, przecież to bzdura jest, coraz głupsze te pomysły.... Nie jeśli się napisze, że to wąskie grono, tak czasami jest, że ktoś wymyśli coś głupiego przy piwie i wszyscy się śmieją, a potem – zróbmy z tego aferę, ale będą jaja itd.
Dobra, to pisz...niech będzie tak....

„Postanowiliśmy, że nie zachowamy tego wariactwa dla siebie tylko, ale rozpropagujemy. Poprzez Facebook-a, maile, i sms-y zaprosiliśmy do udziału nasze Rodziny, Znajomych bliskich i dalszych, także nasze ulubione Koło PTTK w Elblągu… Ewa dokooptowała także paru innych przewodników.”
Odzew był niemal natychmiastowy. Zrobiła nam się pokaźna grupka zaciekawionych i chętnych posłuchania. I także współopowiadania.


https://www.facebook.com/events/1416249358623954/?ref=22

Stan zaciekawionych na 12 marca, facebook: 96 zaproszonych, 29 przyjdzie, 18 niezdecydowanych.
Facebook - stan nieobowiązkowy.
Maile i sms-y: stan nieznany



A jak Synak się wmiesza? Znowu będzie pytał: A czemu to ma służyć....

„I tylko jedna osoba zapytała mnie mailowo dlaczego – czemu ma to służyć… Czemu my akurat – przewodnicy z długim stażem i tzw. “nazwiskami” chcemy robić z siebie “pośmiewisko”.

No, właśnie, czemu robicie z siebie „pośmiewisko”?



Zaznacz wyraźnie.
„Już wyjaśniam:
 … W tym amoku deregulacji wszystkiego, ówże zderegulował też zawód przewodnika. Turystycznego przewodnika.  Teraz, aby oprowadzać, nie trzeba licencji, wiedzy, lat nauki, szkoleń, kursów, nie trzeba wydawać ciężkiej kasy na książki, czy kolejne kursy dokształcające… Nie trzeba też ogłady ani żadnej metodyki… Teraz wystarczy “pasja” (jak bardzo się zdeprecjonowało to słowo dzięki indolencji urzędniczej).
W związku z tym – na ulicach wszystkich miast Polski można obecnie usłyszeć, co tacy samoistni oprowadzacze plotą. A często plotą jak przysłowiowy Piekarski na mękach....

A więc jakiś minister pozwolił na to, że jacyś samoistni oprowadzacze mogą fałszować historię?
Hmmm. Jak to wytłumaczyć????

  
„Ci z tzw. nazwiskami są sprawdzeni, mają markę. Można im zaufać, że nie powiedzą np. w Muzeum Stuthoff, że tu zagazowano miliony (wskazując przy tym na Krematorium) – podając pierwszy przykład, jaki podsłuchałam. Można im też powierzyć kasę imprezy, wiedząc, że będą wiedzieli jak się z tego rozliczyć, można zaufać ich zawodowej uczciwości, że turysta dowie się prawdy, a nie usłyszy “Bajki z Mchu i Paproci”… Można im powierzyć tzw. trudną grupę, z którą sobie poradzą, bo mają lata praktyki.”

Naprawdę takie głupoty opowiadają?
To jak nic będę słuchał wyłącznie licencjonowanych przewodników.

„Można im powierzyć tzw. trudną grupę, z którą sobie poradzą, bo mają lata praktyki.”
Trudna grupa. To pewnie o mnie.

W Malborku na przykład nikt mnie nie poinformował, że te i tamte freski na ścianach to rekonstrukcja (czytaj: fantazja) Steinbrechta, sam to musiałem z nich wyciągać.
Niezbyt chętnie udzielali takich informacji.

A na przykład kierownik schroniska (co prawda to nie przewodnik) na zamku Chojnik w Sudetach twierdziła, że „Niemcy tu byli od zawsze, to zawsze było ich. I oni już tu nie będą wracać”, choć na tablicy przed zamkiem napisane jest jak byk: zamek zbudował książę piastowski Bolko....

No, chyba że Bolko był niemcem, może szefowa na zamku wie lepiej, kto wie..?



Ale niektórzy wiedzą, na przykład Synak, że i przewodnik z papierami potrafi lawirować.
Okej...
Tylko nie napisz, że kłamią o historii.
Napisz że przekłamują, przekłamują.... obraz prawdziwego przewodnictwa, większość nie zakapuje o co chodzi, ja sam nie wiem co to znaczy...

„I znowu od razu zaznaczam, że i wśród licencjonowanych przewodników trafiają się czarne owce, które niestety przekłamują obraz prawdziwego przewodnictwa.”

A widzisz...czyli jednak.


Jeszcze o dezinformacji, kumulacja zysków, pamiętaj.
„A więc – 1 kwietnia chcemy pokazać CZYM grozi deregulacja. I jakie ma skutki. To, co będziemy opowiadali, będzie kompilacją rewelacji, jakie podsłuchaliśmy w biegu, po drodze, natknąwszy się na takich właśnie samozwańczych deregulacyjnych oprowadzaczy.
Zdziwicie się Państwo, CO potrafi taki ktoś przekazywać grupie, która przecież przyjeżdża zwiedzić, i niekoniecznie zna historię tak miejsca jak i obiektu.”

Tak to właśnie funkcjonuje.... Ludzie nie uważnie słuchają, połowę pozapominają i potem cuda na kiju wiedzą o historii Skarszew, Malborka, Gdańska, Gniewa czy Chełmna.
Odsyłam do mojego bloga i tekstów nt. jakoby niemieckiej genezy polskich miast, nt. manipulacji w wikipedii.


Jeszcze tytuł.
Wiadomo. Musi być wprost.

Zakłamywacze Historii



Jak zneutralizować teksty Synaka?


-------------------------------------------------

Na koniec tradycyjnie polecam





Na pierwszym planie Bazylika Mariacka.
Wieża ratusza z prawej strony zdjęcia.


 P.S.

Bym zapomniał o sympatycznym przerywniku, który ma was do mnie pozytywnie nastroić.


 :D     ;)    ;)     :D



 No i robota skończona.







poniedziałek, 3 marca 2014

Gniew wg wiki










Kolejna porcja nieprawdy z wikipedii.

Znowu.


Tym razem miasto Gniew i ważna w historii wieś Junkrowy na Pomorzu.

  



 
 
Pierwsza ilustracja to oczywiście pytanie: dlaczego podano kaszubską nazwę Gniewa?
Kociewie, to nie Kaszuby.


W linii prostej do Kościerzyny jest 70 km, pomiędzy Kaszubami, a Wisłą, nad którą leży Gniew, rozpościera się prastary region Kociewie.
W dalszej części wiki jest nawet napisane:

„Gniew leży w widłach utworzonych przez Wisłę oraz uchodzącą do niej Wierzycę. Na tym odcinku Wisła płynie w Dolinie Kwidzyńskiej, która stanowi końcowy fragment tzw. Doliny Dolnej Wisły. Terytorialnie Gniew leży na skraju Pojezierza Starogardzkiego oraz Kociewia. „

Co mają Kaszuby do Gniewa – do Kociewia i Powiśla???
Miasto nigdy nie nosiło nazwy kaszubskiej Gniéw, po co to?
Czyżby po to, aby uniknąć nazwy polskiej?


Drugie pytanie – dlaczego ta „kaszubska” nazwa brzmi Gniéw ??
Istnieje kaszubska wersja wikipedii i tam stoi jak byk – Gméw.



  
Nie podaje się brzmienia nazwy w innej gwarze lub języku, nie obowiązującej na terenie do którego należy dana miajscowość. Podaje się (ewentualnie) nazwy, jakie miejscowość nosiła w swej historii. Po co więc nazwa “kaszubska”?
Równie dobrze można podać nazwę po flamandzku, albo w gwarze śląskiej. To taki sam absurd.

Czy w brytyjskiej encyklopedi piszą:
London (polish: Londyn)?
Nie, bo London nigdy nie nazywał się Londyn.


Więc o co tu chodzi?
Gméw to prawie jak XIII w. nazwa Gmewam.
Czyżby autor wpisu wpisał co bądź, byle nie było po polsku?

Lepiej jak jest wpisane "kaszubskie", niż by miało być "polskie".
Bez wątpienia chodzi o wymazanie z historii Gniewa jego polskich początków.




I dalej.




 

Zwracam uwagę na precyzyjnie dobrane słowa.

 
Pierwotna nazwa polska jest dobrze znana: to Wońsk, także zniekształcone Wańsk (zamiana „o” na „a” w wymowie niemieckiej, a dokładnie: „W postaci Wańsk widzimy niemiecką substytucję o → a przed spółgłoską półotwartą ń”.), nazwa zaginęła po XIII w.
  
Gniew jest rodzimą nazwą słowiańską.


Wońsk od rzeki Wonia (Wierzyca) najwyraźniej cuchnącej – woniejącej – przy ujściu której został założony.

Wg książki „Toponimia byłych powiatów Gdańskiego i Tczewskiego”:

Wansca 1229 r., Wanzeka 1276 r., Wansca 1281 r. równorzędnie istniała nazwa Gymeu (ordinis terram Gymeu cum tota Wansca 1229 r.), Gmewam 1235 r., Gimen, Gymeu, Gimeo, Gymew, Gnyf, Gneva (od czasownika „gnić” - skojarzone z Wońsk – wonieć, bo zgnilizna cuchnie)



Niektórzy wywodzą nazwę od gъm – góra, wzniesienie, a bez wątpienia miasto jest na wysokiej górze pobudowane.



Niemieckie Mewe pochodzi od zniekształconego Gmewe – i nijak się ma do mewy w herbie.
Niemcy mają problem z wymową polską, dlatego Gdańsk zamienił się w Dańsk, a potem w Danzig, podobnie Gmewe w Mewe.

Był okres, kiedy miasto nosiło nazwę Mewa – po niemiecku Möwe – i to niemiecki wymysł, który zarzucono. Być może po tym okresie pozostała w herbie mewa.


Poniżej, w kwestii nazwy mamy zdania:
„Pierwsze wzmianki o Gniewie w źródłach pisanych pochodzą z 1. poł. XIII w. Jeden z dokumentów określa tę okolicę nazwą "Terra Gymeu"[3]


Czy terra (ziemia) odnosi się do Gniewu? Czy do Wansca?

ordinis terram Gymeu cum tota Wansca


W literaturze funkcjonuje termin „ziemia wańska”, nie spotkałem się z osobnym terminem  terra Gymeu.
Kwestia do wyjasnienia (trzeba wykonać tłumaczenie).


Odnośnik 3 to: Karol Górski, Starostowie malborscy latach 1457-1510 : pierwsze półwiecze polskiego Malborka . Wyd TNT Państwowe Wydawnictwa Naukowe. Łódź, Toruń 1960, s. 32 i 52

Na stronie Kujawsko - Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej znajdujemy tą książkę, dokładnie tą książkę, z roku 1960 wydanie wg opisu.

Oto rzeczone strony 32 i 52.







Czy z lektury można wywnioskować cokolwiek, co jest napisane w zdaniach powyżej?
NIE, NIE MOŻNA.

Autor napisał coś i słowa swoje podparł CZYMKOLWIEK !!!!

Ten sam numer co w przypadku Chełmna i (też) Skarszew!!!


O ile pierwsze zdanie od biedy można uznać za zgodne z prawdą, bo ogólnie mówią tak różne źródła, o tyle drugie nie ma pokrycia w podanym źródle!!

No i co o tym myśleć?
Czyż to nie jest fikcja????


Następne zdanie winno brzmieć: „Pierwotna nazwa miejscowości brzmiała Wońsk, ale w średniowieczu funkcjonowała też nazwa Gmiew – i to ona się przyjęła.”
Widzimy więc tu odwróconą chronologię.



Ostatnie zdanie „Niemiecka nazwa to Mewe – stąd do dziś w herbie miasta mewa.”
jest bez sensu, bo nie chodzi o mewę, tylko o zakłamanie historii, o wymazanie polskiej nazwy Gmewe.

Słowo mewa po niemiecku to möwe, a nie mewe.

Był okres, kiedy miasto nazywało się Möwe (po polsku Mewa) – i to niemiecki wymysł, który zarzucono. Być może po tym okresie pozostała w herbie mewa, jako zakłamanie historii miasta, a może powód był inny.

Niektórzy łączą mewę z legendą, lecz jest na odwrót – to legendę dorobiono do herbu.


 ----------------------------------

A teraz Junkrowy, wieś niedaleko omawianych już przeze mnie Skarszew.

Podnoszę ten temat, ponieważ jest to bardzo stara osada, pozostałość po Keneszinie (Gnosna) prawdopodobnie centralnym grodzie Kociewia. Widnieje na wielu mapach, też średniowiecznych, ale nie tylko.





Znowu "kaszubska" nazwa bez pokrycia w faktach - nawet kaszubska wiki nie zna tego miana.

Dlaczego brak polskiej nazwy?

Nazwa wywodzona od junkra – bzdura kompletna, informacja z gatunku „lud sobie dopowiada” - albo raczej: werwolf fałszuje historię.

Wieś została założona przez cystersów na obszarze grodu Gnosna, noszącego też nazwę Panina Góra. Prawdopodobnym powodem upadku grodu w XII wieku i przeniesienia roli głównego miasta do Starogardu(Gdańskiego) były podpalenia.



Junkrowy to kalka słowiańskiej nazwy Panina Góra – Jungfernberg, potem Jungwrowe, Jungfirowe.
A nie żaden junkier.


Oto co mówi Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich:

 





Co do drugiej wersji, znalazłem taką informację:

Legendy Skarszew i okolic - zbiór podań dotyczących miejscowości z terenu
gminy Skarszewy ilustrowany przez uczniów szkół podstawowych
Zbioru i opracowania dokonali poloniści gminy Skarszewy: Maria Gołuńska, Joanna Ebertowska, Maria Myszkier, Bożena Szczęsna, Małgorzata Gołuńska-Went, Anna Wryk, Beata Zdrowowicz. Skarszewy 1998 r.
(Jak opisano, książka wydana „własnym sumptem”).


i należy domniemywać, że jako źródło, ma się ona tak jak Starostowie malborscy....do "Terra Gymeu" ….


Etymologia nazwy Junkrowy jest jedna i jednoznaczna.
Pochodzi od Paninej Góry.





Polecam przeczytać i propagować:






 --------------------------------------------------------------------------------------
Źródła:
Halina Bugajska „Toponimia byłych powiatów Gdańskiego i Tczewskiego” (zeszyt nr 6) 1985 r.

Starostowie malborscy w latach 1457-1510 : pierwsze półwiecze polskiego Malborka:

Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich. T. 3, [Haag – Kępy]
Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich. T. 2, [Derenek – Gżack
[z lewej strony klikamy: Struktura ]







P.S. 9 maja 2014 wiki poprawiła wpisy zgodnie z moją sugestią


http://pl.wikipedia.org/wiki/Wikipedia:Pro%C5%9Bby_o_przejrzenie_edycji






środa, 31 sierpnia 2011

"ze zdrajców robili oni zawsze bohaterów"

. Inna wersja ....ale bliska prawdy. Cytat z bloga: "- Panie starszy żyję też trochę na tym podłym świecie i niemało widziałem, lecz dlaczego tak jest doprawdy nie umiem powiedzieć i wniknąć w sedno nie mogę - dlaczego? - Widzisz Karolku, kiedyś mój dziadek opowiadał mojemu ojcu swoją rozmowę z pewnym wysokim działaczem partyjnym, który opowiedział mu swoją rozmowę z I-szym sekretarzem KC PZPR​. Mój dziadek zadał mu podobne pytanie, właśnie partyjniakowi, którego spotkał w Warszawie w 1968 roku. Działacz ten, zaczął wtedy od zdania, które mego przodka zdumiało: - Widzisz Panie Kowalski. Naród, który jest niewolnikiem słów, jest najlepszym materiałem na niewolnika. A po chwili namysłu mówił dalej:Panie Kowalski, I sekretarz wysyłając mnie z sekretną misją w Polskę powiedział mi te oto słowa a dotyczyły one planów ZSRR dotyczących naszego kraju, które to usłyszał od jednego z rosyjskich sekretarzy na jakiejś naradzie w Moskwie: - Istnieją różne narody, a raczej różne narody mają różnego ducha. Jedne można podbić i przesiedlić w celu zagarnięcia ich ziem, a świat nawet nie warknie – to małe narody, plemiona. Z innych można uczynić małym wysiłkiem niewolników i będą chętnie lizali rękę Pana – to nacje o podłej duszy, od kolebki niegodne samostanowienia, w wielkich obszarach Eurazji roztopią się bez śladu. Z trzecimi wreszcie nie można zrobić ani tego, ani tego, przynajmniej nie od razu – to wy - Polacy. Nie można zaanektować naszego państwa, bo trzeba byłoby się dzielić z Niemcami, Francją, Anglią i Bóg wie jeszcze z kim; narzuca to europejska równowaga sił. Po drugie nie można tego zrobić od ręki, gdyż jesteście znakomitymi żołnierzami, a cały wasz naród gdy otwarcie zagrożony, przypomina wściekłego wilka w nagonce. Zbyt dużo by nas to kosztowało, a więc należy zdemoralizować was… do szpiku kości. Trzeba ... rozłożyć wasz naród od wewnątrz, zabić jego moralność... Jeśli nie da się uczynić zeń trupa, to należy przynajmniej sprawić, żeby był jako chory ropiejący i gnijący w łożu. Już dawno ( jeszcze za czasów Katarzyny II) wszczepiliśmy wam zarazę, która zaczęła wywoływać dziedziczny trąd, wieczną anarchię i niezgodę... Nauczyliśmy brata donoszenia na brata, a syna skakania do gardła ojcu. Skłóciliśmy was tak, żebyście byli wiecznie podzieleni i szarpali, się między sobą jak psy i zawsze wśród obcych wrogich wam krajów szukając arbitra. Ogłupiliśmy was i zdeprawowaliśmy, zniszczyliśmy waszego ducha, doprowadziliśmy do tego, byście przestali wierzyć w cokolwiek oprócz mamony i pajdy chleba. Będziecie między sobą walczyć długo, bardzo długo, prochy waszych wrogów przepadną, lecz przyjdzie czas gdy sami sprzedacie swój kraj, sprzedacie go jak najgorszą dziwkę. My rozpoczęliśmy ten proces ! Korupcją „milczących psów”, którzy będą wami rządzić. Bogactwem i głodem, które biednych podjudzą przeciw możnym, tych drugich zaś napełnią takim strachem i podłością, że uczynią wszystko dla zachowania swego bogactwa. Zepsujemy was kultem prywaty, złodziejstwa, rozpusty, wszelaką demoralizacją i wiodącym ku niej alkoholem. Stworzymy wam nową oligarchię, która będzie okradać własny naród nie tylko z godności i siły, lecz po prostu ze wszystkiego, głosząc przy tym, że wszystko co czyni, czyni dla dobra ojczyzny i obywateli. Niższe szczeble tych krwiopijców będą uzależnione od wyższych w nierozerwalnej strukturze formalnej i nieformalnej piramidy. Postaramy się, by w piramidę wpasowany był każdy zdolny i inteligentny człowiek, by zechciwiał w niej, spodlał i się squrwił. Nieodpowiedzialnych szaleńców, nieuleczalnych fanatyków, nałogowych wichrzycieli a każdą inną wartościową jednostkę wyeliminujemy operacyjnie. Zadanie to jest wielkie, lecz i efekty będą wielkie. Polska zniknie w samych Polakach! Wtedy właśnie, gdy będzie wydawało się im, że mają wolność. Może ja tego nie doczekam, Zaczęliśmy jednak ten proces, a wiesz dlaczego tak nienawidzimy ten kraj? - Dlaczego ? - - A dlatego, że ze zdrajców robili oni zawsze bohaterów. - I dlatego jeszcze, że nigdy nie chcieli się z nami zjednoczyć przeciw Zachodowii, a byli naszymi braćmi Słowianami i…. zdradzili nas. - I dlatego kiedyś zginą, unicestwią się sami! Nie mogłem wymówić słowa, zmartwiałem."



 http://blogmedia24.pl/node/23152

niedziela, 6 marca 2011

Kontestowanie guru.


Wiosną 2009 roku byłem na spotkaniu z Michalkiewiczem w Trójmieście. Były to w sumie trzy spotkania – min. na Uniwersytecie Gdańskim i w centrum Gdyni.
Drugie , bardziej kameralne dla Kolibra i UPR w biurze senator Arciszewskiej przy Świętojańskiej w Gdyni. Jeden z Kolibrów wystąpił w roli prowadzącego – jak zauważyłem, był to rodzaj treningu. Kolejna wprawka przed publicznym wystąpieniem. Zauważyłem zresztą to nie tylko ja, bo Pan Stanisław również uśmiechał się pod nosem obserwując pozy i mowę Kolibra...

Michalkiewicz konsumował poczęstunek i odpowiadał zgromadzonym. Jako szeregowy UPRowiec zadałem mu dwa pytania.

Pierwsze dotyczyło terminu razwiedka, którego tak często używa.
Nie rozumiem, dlaczego Michalkiewicz uważa, że władzę w Polsce pełnią WSI, a nie służby cywilne – UB, SB.
[Ponadto słowo to pochodzi z rosyjskiego, a więc ma rosyjskie konotacje – sugeruje powiązania z wywiadem rosyjskim, a nie niemieckim.]

Przytoczyłem wtedy historię „słynnych” francuskich rakiet Roland odnalezionych na pustyni w Iraku przez WSI właśnie. Dukaczewski pochwalił się w mediach, że Polacy odkryli tę poszukiwaną przez USA atomową broń Saddama Husaina.


Czy służby kontrolujące olbrzymi kraj zasiedlony przez blisko 40 mln ludzi mogą popełnić taki błąd?
Czy to normalne, że boss bossów pcha się do kamery jak pierwsza lepsza małpa?
Chyba jednak Dukaczewski to nie jest boss nawet.....

Pan Stanisław opowiedział mi historię, którą już wcześniej znałem, o przewodniej roli Kiszczaka w przemianach po '89 roku – i „prostym” wniosku, że skoro Kiszczak był wojskowy – to jasne jest, że Polskę mają w kleszczach wojskowi.

Drugie pytanie.
Zapytałem go o to, czy mając na względzie naszą sytuację w Polsce, czy aby nie czeka nas opcja islamska. Czy ona nie będzie rozwiązaniem? / przy czym nawet nie zdążyłem wyjaśnić do końca co miałem na myśli/

Odpowiedziało mi najpierw parsknięcie ze strony prowadzącego - co było bardzo niegrzeczne, ale i głupie - po czym sam miszcz szybko spławił mnie swoją niewiedzą w tym temacie i zaczął odpowiadać na inne pytania.


Nie wiedziałem, że bycie prawicowcem oznacza klepanie z grubsza o tym samym o czym piszą inni.
Myślałem, że bycie prawicowcem polega min. na niezależnym nieszablonowym myśleniu, no
ale może ja się nie znam....

Tak więc, po prawej stronie życia niestety również są "dogmaty" i coś, co nazywamy mainstream, czyli główny nurt.