Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą blog. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą blog. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 22 lutego 2024

Fb usunął mój post

 


Dotyczy tekstu z bloga z 30 marca 2023 r. pt. "Krytyka Hołdu Pruskiego".



Nie widzę powodu, co było tam nie tak - nie wiem.
Ale - może chodzi o to, co właśnie teraz piszę na blogu...?






Wstępny komentarz do posta na fb był wzięty z tekstu artykułu, który w istocie przedrukowałem


niedziela, 14 stycznia 2024

Fakty, ale takie inne




10 listopad 2023



Nie    >>nagle "zniknęło"<<   tylko musieli opuścić te tereny w ramach kary za napaść, wojnę i bestialskie zbrodnie na narodzie Polskim!



przedruk i analiza

Tekst dzielę na mniejsze kawałki - są to odpowiedzi na pytania, a więc stanowią jakby samodzielne wypowiedzi i tak jest rozpatruję

całość poniżej analizy

Polecam uważnej lekturze...



Uwaga:

mój komentarz do tego artykułu nie jest jeszcze zakończony
brakuje mi tu dwóch wątków i ostatecznego podsumowania


przedruk


I.

Za ciasno ci się zrobiło na Górnym Śląsku?


Powędrowałem za intuicją, która podpowiadała, że mój Górny Śląsk łączy wiele z Ziemiami Odzyskanymi. Łączą nas dylematy tożsamościowe, potrzeba znalezienia ciągłości czy układanie się z kłopotliwą przeszłością. Żyjemy w podobnym uniwersum. Ludzie z poniemieckich miast i wsi to moi kuzyni – dalecy, ale kuzyni, bo ja sam jestem kundlem Ziem Odzyskanych, ulepionym z autochtonów i osadników.

czyli to nie geografia i historia umiejscawiajaą Górny Śląsk na Ziemiach Odzyskanych, tylko intuicja "podpowiada"
dlaczego ci wszyscy "autorzy" zawsze akcentują, że są na bakier ze szkolną wiedzą i mają mgliste pojęcie o tym, o czym piszą?



dylematy tożsamościowe - rozumiem, że autor ma problem z określeniem SWOJEJ tożsamości

potrzeba znalezienia ciągłości - on chce ("potrzeba") mieć ciągłość z czym? z niemcami??

układanie się z kłopotliwą przeszłością - jaka kłopotliwa przeszłość?? nie wyjaśnia

przeszłość może być co najwyżej kłopotliwa dla Niemców ze względu na skalę zbrodni jakich dopuścili sie w czasie wojny


zwracam uwagę - są tu same ogólniki, autor nie wyjaśnia o co mu chodzi w tych trzech zwrotach


skoro autor uważa siebie za kundla to czy w taki sposób wyraża się również o innych mieszkańcach zachodniej Polski?


kluczem do tych 4 pierwszych zdań wywiadu jest słowo "łączą" 

"Łączą nas" - kogo z kim tego autor do końca nie wyjaśnia, trzeba patrzeć na cały kontekst wywiadu, ale w wypowiedzi - odpowiedzi na pierwsze pytanie są na pewno nieprzypadkowe słowa 

chodzi prawdpodobnie o 

Ludzie z poniemieckich miast i wsi 
autochtonów


czyli - o połączenie z niemieckimi obywatelami?
pamiętamy termin "wspólna tożsamość narodowa" ? mi zaraz się to przypomina...





Termin "wspólna świadomość narodowa" związany jest z techniką łączenia podbijanej społeczności z własną społecznością.

Ten termin dotyczy więc co najmniej dwóch różnych "świadomości narodowych" - własnej i obcej.

W Polsce stosuje się to poprzez uporczywe powtarzanie w przestrzeni medialnej, głównie w internecie (przede wszystkim fora) pozytywów o niemcach lub Niemczech.

I to najczęściej w sposób zawoalowany z całkowitym pominięciem negatywów i kontekstu historycznego - kulturowego, społecznego i politycznego.

Na przykład prezentuje się różne widokówki z okresu zaborów i cmoka w zachwycie nad tym, jak wtedy było ładnie, jak porządnie, elegancko i w ogóle komu to przeszkadzało, ach, żeby znowu tak było...



całość (nieskończony tekst!) w tekście "Bachus"


II.

Twoja poprzednia książka "Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku" została przyjęta bardzo ciepło, zgarnęła nawet nie jedną, ale dwie nagrody Nike - od jury i od czytelników. To wpłynęło na twoje myślenie o dalszym pisaniu?

Jako dziennikarz stałem się pewniejszy siebie i poczułem, że mogę sobie teraz pozwolić na więcej. "Odrzanię" pisałem tak, jak chcę pisać: dzieląc się wątpliwościami, nie zawsze rozstrzygając dylematy, żartując, częściej szarżując,

Zależało mi, żeby pozostając przy warsztacie reportera i pisząc prawdę, a nie fikcję, wykorzystać jednak w literaturze faktu wiele instrumentów literatury pięknej.

 Chciałem też zamiast na sprawozdawaniu skupić się na rysowaniu nieoczywistych perspektyw, stworzyć "Odrzanię" raczej w nurcie literatury rozkminy niż literatury wiedzy.



pozostając przy warsztacie reportera i 

pisząc prawdę, a nie fikcję - ja już gdzieś to niedawno widziałem, takie podobne zdanie... tylko gdzie?



przekonuje więc Czytelnika, że to co napisał to jest prawda, to są fakty, a nie zmyślenia jak w beletrystyce

ale  rysowanie nieoczywistych perspektyw to nie są fakty, tylko proroctwa

nieoczywistych brzmi złowieszczo...

tak więc na wstępie przekonuje się nas, że w książce opisywane są fakty - jest to teza artykułu, która ustawia stosunek czytelnika do dalszych treści, które przeczyta w tekście

taką tezę podaje się na początku, aby ustawić oczekiwania czytających co do dalszych informacji w tekście


jednak już w następnej linijce twierdzi, że w nurcie literatury rozkminy niż literatury wiedzy

rozkmina, czyli dociekanie - a to nie FAKTY i nie wiedza - jak sam określa

także w kolejnej wypowiedzi poniżej widzimy coś zupełnie innego 

 To nie jest biografia tych ziem, to nie jest klasyczny reportaż.



groch z kapustą - zresztą niczego innego sie nie spodziewałem
trochę prawdy, trochę - lub więcej - zmyślenia, mędrkowania, rozkminiania, fantazjowania...








III.

Czytałem "Odrzanię" jako swego rodzaju kontynuację tego, co rozpocząłeś w "Kajś". Słusznie?


Pozostajemy w podobnym świecie, ale zmienia się temat. Ziemie Odzyskane, które nazwałem w książce Odrzanią, były dla mnie tylko pretekstem. To nie jest biografia tych ziem, to nie jest klasyczny reportaż. Tak jak w "Kajś" Śląsk był pretekstem do opowiedzenia o tym, jak tworzą się tożsamości, tak w "Odrzanii" ziemie poniemieckie są pretekstem do przyjrzenia się temu, jak konstruuje i dekonstruuje się pamięć. W obu książkach próbowałem przetłumaczyć doświadczenie lokalne na język uniwersalności.

W kwestii formy zaś zależało mi na tym, żeby samego siebie z "Kajś" zakwestionować, podważać. Nie chciałem wjechać w utarte koleiny i napisać taką samą książkę o innym miejscu. Zwłaszcza że pisząc o Ziemiach Odzyskanych, tak jak ja o nich piszę - nie tylko o pierwszych powojennych latach, ale ciągnąc opowieść o nich do teraźniejszości - trzeba znaleźć formę dla tej opowieści.

Różnica między poprzednią i tą książką jest też taka, że w "Kajś" interesowali mnie głównie autochtoni, Ślązacy, a w "Odrzanii" skupiam się nie na tych, którzy tam zostali, ale na tych, którzy tam przybyli. Naprawdę nigdzie indziej nie było tak, żeby kilka milionów ludzi nagle "zniknęło", a na ich miejscu pojawiły się miliony nowych osadników. To największy eksperyment demograficzny w dziejach Europy.



ziemie poniemieckie są pretekstem do przyjrzenia się temu, jak konstruuje i dekonstruuje się pamięć

próbowałem przetłumaczyć doświadczenie lokalne na język uniwersalności.


o co mu chodzi? 
nie tłumaczy, taki pseudointelektualny bełkot

i nadal nie wiem, jaki jest cel książki

są pretekstem - do czego

 język uniwersalności - nie ma czegoś takiego, to jest w ogóle niestylistyczne, bełkot po prostu - a więc jest jakiś zamiar ukryty?


jednak

uniwersalność można zrównać z terminem "wspólna tożsamość narodowa"



IV.

To powiedzmy w końcu, co to jest ta Odrzania?

Brakuje nam słowa na polskie ziemie poniemieckie – na popolskie mamy: Kresy. Najbardziej przyjął się termin Ziemie Odzyskane, ale jest on, jak wiemy, propagandowy. I ja sam z braku lepszego słowa używam go w tytule książki, żeby zakomunikować czytelnikom, dokąd w tej książce się wybierzemy, ale zaraz na pierwszej stronie zamieszczam jedyny w książce przypis, w którym rozprawiam się z wiarygodnością tego hasła. Wymyśliłem więc Odrzanię, bo po pierwsze, brzmi ona bajkowo, a po drugie, chciałem w ten sposób podkreślić różnice między Polską wiślańską - Polską-Polską, ziemiami przedwojennymi – a Polską odrzańską, czyli właśnie Odzyskanymi. Jasne, nie wszystkie poniemieckie ziemie leżą nad Odrą, ale to termin kulturowy, nie geograficzny. Żeby nie szukać daleko, Czechy też składają się z kilku krain historycznych: Moraw, Śląska i Czech, a nazywamy je Czechami.


Brakuje nam słowa na polskie ziemie poniemieckie - to nieprawda

mamy słowa: Pomorze, Śląsk, Ziemia Lubuska, Ziemie Odzyskane - mamy takie słowa i takie nazwy, odpowiednika Kresów nie potrzebujemy, bo i po co?

Nawet jeśli termin Ziemie Odzyskane było używane w propagandzie  - co z tego? Ja tego za propagandę nie uważam i to żadna propaganda nie jest, bo

obecność Polaków na tych ziemiach to są fakty, a nie propaganda.



 rozprawiam się z wiarygodnością tego hasła - niestety nie tłumaczy tutaj jak



Wymyśliłem więc Odrzanię - pamiętamy Geograficzno-polityczny atlas Polski ?


Wymyśliłem więc Odrzanię, bo po pierwsze, brzmi ona bajkowo - raczej chodzi o nowomowę i zastępowanie oficjalnych nazw dla tych terenów, tj. jak podważanie obecności państwowości polskiej na tym terenie poprzez "bajkowy" zabieg stylistyczny?

---

Dlaczego komuś przeszkadzają polskie nazwy, a obce już nie?

jak się komuś tu nie podoba nasza kultura niech wyjedzie zamiast sprowadzac obcą kulturę do nas

budowanie "wspólnej tożsamości narodowej" polega na rozmymłaniu polskiej kultury, a potem akceptowaniu przez społeczeństwo obcej kultury, potem akceptowaniu powoływaniu na urzędy obcych, a potem...

jak w średniowiecznej "Pieśni o wójcie Albercie".


"Utwór odnosi się do wydarzeń z lat 1311–1312, znanych jako bunt wójta Alberta, kiedy to mieszczanie krakowscy, głównie pochodzenia niemieckiego, zbuntowali się pod przywództwem Alberta przeciw Władysławowi Łokietkowi. 


Następnie utwór przechodzi w ogólne oskarżenie Niemców, którzy wszędzie usiłują sięgać po władzę.

Po przybyciu do obcego kraju początkowo zabiegają o względy mieszkańców, zawierają małżeństwa, potem utwierdzają swoją pozycję, nabywają dobra, urzędy, aż w końcu pozbawiają miejscowych znaczenia i wpływów.

a potem... 

bunt przeciwko władzy "warszawskiej" ("my tu mamy własny Urząd Marszałkowski!") i wypędzenie Polaków, 

albo - wymordowanie -

jak podczas średniowiecznej rzezi Gdańska kilkuset (?) Słowian

[termin "rzeź" zapewne określa to, że wymordowano nie jakąś nieokreśloną liczbę Polaków, ale WSZYSTKICH Polaków- Wendów mieszkających w  Gdańsku] 

czy jak podczas ostatniej wojny w sposób systemowy wszystkich jak leci...





----


Wymyśliłem więc Odrzanię, bo chciałem w ten sposób podkreślić różnice między Polską wiślańską - Polską-Polską, ziemiami przedwojennymi – a Polską odrzańską, czyli właśnie Odzyskanymi. 

nie ma różnicy między tymi ziemiami, bo wszędzie tam mieszkają Polacy o jednolitej kulturze -

jeżeli występują różnice widoczne np. na mapach powyborczych, tzw. efekt "widać zabory" to trzeba się zastanowić, kto i jak wpływa na wybory ludzi zamieszkujących Ziemie Odzyskane - moim zdaniem to Werwolf aktywnie kopie doły pod polską kulturą na tych ziemiach i sam dokonuje wyborów innych niż w centralnej i wschodniej Polsce.

po co podkreślać różnice między Polakami?
trzeba łączyć, do zgody dążyć, a nie dzielić


Żeby nie szukać daleko, Czechy też składają się z kilku krain historycznych: Moraw, Śląska i Czech, a nazywamy je Czechami.

no i widzisz! - na czeski Śląsk nie ma potrzeby wymyślać nowej nazwy, ale na polski Śląsk już tak - niech lepiej jasno napisze o co mu chodzi, czemu nie pasują mu Polacy i polska kultura!


Ej, panie, w 1945 r. na mocy tzw. Dekretów Beneša ponad 3 miliony Niemców sudeckich zostało wysiedlonych z Czechosłowacji do Austrii i Niemiec. Tam też są tereny "poniemieckie".

Dlaczego pan mówi o Śląsku w Czechach, o krainie historycznej Czechy, a nie na przykład o bajkowej Nibylandii w Czechach, hę??!!


Oto zagadka i  N I E K O N S E K W E N C J A ,  o której już zresztą wielokrotnie pisałem...



Żeby nie szukać daleko, panie pisażu - Niemcy też składają się z kilku krain historycznych, na przykład: Połabie, Pomorze, Śląsk, Łużyce, a nazywamy je Niemcami, a nie Odrzanią Zachodnią.

Pan się lepiej cofnie do szkoły podstawowej, tam się pan dowie wielu z całą pewnością niesłychanych i zaskakujących dla siebie rzeczy! Polecam!!



Dlaczego ta gazeta drukuje coś takiego??




V.

Ta twoja umowność zakłada Odrzanię i Wiślanię. To dwa oddzielne światy?

Nie oddzielne, ale rzeczywiście pod wieloma względami różne. Historię tych dwóch krain najpiękniej opowiadają same cieki. Spójrz na mapę, tam znajdziesz linie papilarne Polski - to bieg dwóch naszych największych rzek. Obie w Polsce płyną ze Śląska. Początkowo równolegle i to jest metafora czasów mieszkowo-bolesławowych. Potem jednak Wisła gwałtownie skręca na Wschód - w stronę Litwy i Rusi, natomiast Odra od początku wie, o co jej chodzi, i delikatnie wychyla się na Zachód, w stronę kultury niemieckiej, czeskiej. Dopiero hen, hen daleko Wisła zawraca, zwraca się na Zachód, aby końcówkę trasy pokonać już wraz z Odrą, raz jeszcze, po metaforycznym tysiącu lat, równolegle. Obie wpadają do Bałtyku, ale oddzielnie, na swoich zasadach i pewnie nawet się tam nie spotkają.



to bieg dwóch naszych największych rzek - Odra licząc w granicach Polski ("naszych") jest trzecią rzeką pod względem długości, po Wiśle i Warcie


natomiast Odra od początku wie, o co jej chodzi, i delikatnie wychyla się na Zachód, w stronę kultury niemieckiej, czeskiej

phe, dyrdymały.... 

Wisła wie, czego chce, dlatego biegnie na wschód, a potem wraca na zachód - bo od początku wie, o co jej chodzi - bo chce i tego i tego.

I co? Pasuje?


A dokładnie, to źródła Odry znajdują się w Czechach na Morawach. Czyli Odra nie chce kultury czeskiej, chce polskiej... Pasuje?



Coś panu nie wyszła ta mniemniecka onomatopeja....

Zdecydowanie ma pan braki w wykształceniu na poziomie szkoły podstawowej, szczególnie z geografii, histori i języka polskiego. Polecam porzucić pisażenie i zająć się kopaniem rowów,
ale na budowach...


Poetyckie dyrdymały, które zakrywaja jakiś cel... jaki cel?


Wisła zawraca, zwraca się na Zachód, aby końcówkę trasy pokonać już wraz z Odrą, raz jeszcze, po metaforycznym tysiącu lat, równolegle.

dlaczego akurat 1000 lat?
no bo chodzi oczywiście o niemieckie panowanie na Śląsku itd.

i dlaczego w stronę kultury niemieckiej ?

bardzo wyraźna deklaracja, o co biega temu panu



równolegle
czyli obok siebie - "wspólnie"??



od początku wie, o co jej chodzi, i delikatnie wychyla się w stronę kultury niemieckiej


zawsze to samo - międlenie, międlenie, a na końcu zawsze wyłazi to samo - NIEMCY



ZAWSZE



Dlaczego?

Dlaczego nie Czesi na przykład??





VI.


Mnie się słowo "Odrzania" szalenie podoba, może wyprze kiedyś Ziemie odzyskane, choć trzeba powiedzieć, że ten komunistyczny wynalazek trzyma się w Polsce zaskakująco mocno. Czy twoja podróż po tych ziemiach była zaplanowana, czy spontaniczna?


Temu pytaniu już trzeba poświęcić wpis, bo "Odzyskane" jest tu z małej litery.

Czy Odrzania ma coś wspólnego z odrzynaniem??? 

"odrzynanie może wyprze kiedyś Ziemie odzyskane"  ???

z polskich granic?


czy termin "Odrzania" oznacza czynność "odrzynania"?


komunistyczny wynalazek trzyma się w Polsce zaskakująco mocno - po pierwsze, nie komunistyczny, tylko polski, po drugie, niby dlaczego miałby się nie trzymać? to jest nie wprost podważanie polskiego nazewnictwa, a zapewne podważanie istoty tej nazwy, tj podważanie przynależności ziemi

 szalenie podoba - inaczej - "bardzo popieram"


VII.


[...] Ale też spontaniczność tej wędrówki wynikała z tego, że do tych ziem nie ma żadnej instrukcji obsługi, nie ma - jak w przypadku Górnego Śląska - katalogu obowiązkowych tematów. Musiałem rozpoznać temat bojem. Błąkałem się więc, pisząc książkę, i tak jak w "Kajś" nie zbierałem materiałów, żeby u finiszu wszystko spisać, ale pisałem na żywo, zapraszając czytelników do dowiadywania się wszystkiego razem ze mną. Zacząłem pisać w momencie, w którym najbardziej zaczynać lubię - gdy temat już mnie kręci, ale gdy jeszcze bardzo wielu rzeczy nie wiem.


spontaniczność tej wędrówki wynikała z tego, że do tych ziem nie ma żadnej instrukcji obsługi, nie ma - jak w przypadku Górnego Śląska - katalogu obowiązkowych tematów - nieprawda, każdy rejon Polski ma opracowane podręczniki "obowiązkowych tematów", Ziemie odzyskane także, ja na przykład korzystałem z wydawnictwa Demart - pełno tego w każdej księgarni

skoro tak, to po co on tak mówi? może po to, by powiedzieć...:

Musiałem rozpoznać temat bojem. - oj! tylko co to znaczy??!

pisałem na żywo, zapraszając czytelników do dowiadywania się wszystkiego razem ze mną - o, to podobnie jak u mnie, ale tylko podobnie, bo tematy, które ja rozgryzam nie są opisane w żadnym przewodniku, więc ja mogę tak powiedzieć, ale nie ten pan

jak wiemy, istnieje nie jeden przewodnik na temat tych ziem

czyli - jak przypuszczam - ten pan opisuje nie fakty, jak nas zapewnia w tezie wstępnej tego wywiadu, tylko swoje przypuszczenia  - i niepełne informacje - a to po prostu pole do pisania bajek, dyrdymałów polityczno- geograficznych o ciekach wodnych i tym podobne banialuki



będzie więc to książka...


 pisząc prawdę, 

wykorzystać jednak wiele instrumentów literatury pięknej.

To nie jest biografia tych ziem



z opowieścią w typie bajki - tylko dlaczego autor ciągle o tych niemcach coś pisze?


zapraszając czytelników do dowiadywania się wszystkiego razem ze mną
Musiałem rozpoznać temat
jeszcze bardzo wielu rzeczy nie wiem

facet napisał książkę o tym, czego nie wie

jest to książka o tym, co nie wie, tylko mu się wydaje - a co mu się "wydaje", to już wiemy - że 

wychyla się w stronę kultury niemieckiej


ale jakby co, to on nic nie wie, jest dyletantem w tych sprawach, więc jak zaufałeś jego dyrdymałom - to twoja "wina"



VIII.

Mnie uczono w szkole, że bitwa pod Cedynią była jedną z najważniejszych w naszej historii, tymczasem z twojej książki wynika, że takiej bitwy najpewniej w ogóle nie było. Historia Ziem Odzyskanych rozchodzi się chętniej z oficjalną historiografią od innych ziem?


No proszę! Panu się wydaje, że bitwy pod Cedynią nie było i to napisał - pamiętajmy:

To nie jest biografia tych ziem

wikipedia:

Informacja o bitwie zachowała się dzięki Kronice Thietmara (1012–1018). Brak jest pewności co do lokalizacji bitwy. Kronika podaje w łacińskiej transkrypcji nazwę miejscowości Cidini. W XVIII wieku ksiądz Adam Tadeusz Naruszewicz w swojej Historii narodu polskiego identyfikował Cidini z obecnym Szczecinem. Wielu historyków lokalizowało miejsce bitwy na lewym brzegu Odry, utożsamiając Cidini z Zehdenick albo z Zeuthen. Jednak stanowcza większość obecnych badaczy wskazuje na jej miejsce Cedynię.


Powojenna komunistyczna propaganda (często zbieżna z kościelną) w odniesieniu do tych ziem wciąż trzyma się mocno. W książce staram się rozprawiać z mitami o krainie mlekiem i miodem płynącej, o odwiecznie polskich ziemiach poniemieckich, o Piastach. Co rusz natykałem się na pozostałości tych plomb pamięci. 


Nie wiadomo, co on nazywa propagandą, ale  "o krainie mlekiem i miodem płynącej " to ja nigdy nie słyszałem. Na Pomorzu na ten przykład, ziemie są raczej słabe i tu zawsze były problemy gospodarcze, Niemcy uciekali stąd do np. Zagłębia Ruhry i władza niemiecka kolonizowała te tereny wręcz na siłę - a wszystko to jak wiemy, ze względu na skarby pod tą ziemią schowane... ale nie ze względu na jakieś kopaliny, złoto, diamenty, zboże na 2 metry i ziemniaki wielkie jak dynie.


Byłem w szoku, gdy dowiadywałem się, że ostatni Piastowie na Dolnym Śląsku byli już niemieckojęzycznymi protestantami i mówili na siebie Die Piasten czy że rzeczywiście nie ma żadnych dowodów, że bitwa pod Cedynią kiedykolwiek się odbyła. Od lat trwają próby zasypywania dziury między światem i antyświatem, między powojenną historią "odzyskanych" miast, a tym, co działo się tam kiedyś. 

Pan nie wiedział, że Słowianie byli germanizowani??
Jak on ukończył szkołę podstawową??

Około 1989 roku rozpoczęło się coś, co nazwałem rewolucją odrzańską, czyli wielkie odpamiętywanie, ćwiczenie z pamięci. Odrzanie co rusz muszą dogadywać się sami ze sobą, jak chcą pamiętać swoje małe ojczyzny, w których są często już czwartym czy piątym pokoleniem. Klasyczny przykład to Uniwersytet Wrocławski, który w 2011 musiał zdecydować, czy obchodzić dwustulecie, czy uznać, że istnieje od 1945 roku. Podejście ludzi na tych ziemiach do przeszłości zaś zmienia się nieustannie. Najtrudniej bowiem, jak mawiano w ZSRR, przewidzieć przeszłość.

Oooooo... czyli jednak coś w rodzaju rewolucji się dzieje... i rozumiem, cały czas o niemcach.

Pan robi słowne wycieczki do komunizmu i ZSRR, ale przecież on neguje nasze polskie nazewnictwo tych ziem, a nie jakieś "komunistyczne".


To są nasze polskie nazwy, a nie komunistyczne.

Czy to nie przypomina metodę niemiecką, by unikać nazwy "Niemcy", a w zamian używać słowa: "naziści"?

albo komuniści, esbecy, zamiast Werwolf, Gestapo...




Piszesz, że w polskiej kulturze, jak się mówi o wyjeździe w góry, to ma się zawsze na myśli Tatry, a nie Sudety, wyjazd nad morze oznacza zwykle Pomorze Gdańskie, a nie Pomorze Zachodnie. Dlaczego tak jest?

Bo ludzie mówią skrótowo, ale wg pana Pisaża...

Polska jest zwiślanizowana, nasze imaginarium - dobór rocznic, lektur, ikonografii - jest kształtowane przez Wiślanię i składa się na nie głównie doświadczenie Polski w granicach przedwojennych, wraz ze Lwowem i Wilnem. Lwów i Wilno 78 lat po zakończeniu wojny wciąż organizują polską wyobraźnię bardziej niż Wrocław czy Szczecin. 


imaginarium - wg definicji - to nierzeczywisty, wyimaginowany świat – czyjejś wyobraźni lub pewnego ogólnego zbioru poglądów


czyli pan twierdzi, że nasz polski  dobór rocznic, lektur, ikonografii - to świat nierzeczywisty 



zapytam się tak - o co tu chodzi??


Może o oczernianie narodu polskiego, o plucie nań?



Kto i dlaczego wydaje wypociny drukiem, kto i dlaczego promuje wypociny w ogólnopolskiej gazecie?? 

Przecież to nie jest żadna wiedza, tylko to - co mu się wydaje.
Istnieją przewodniki i opracowania historyczne w tym temacie, wydawać się nie może zbyt wiele, nie ma tu nieścisłości, nauka ma ugruntowane pojęcie na temat Ziem Odzyskanych.



Dalej:

zwiślanizowana znaczy po prostu spolonizowana?

to normalna rzecz, że w Polsce mówi i myśli się po polsku, 


czy to też ma być obraźliwy epitet?

Może o to chodzić, bo...

... przecież słowo Wisła to nic innego jak spolszczenie niemieckiej nazwy Weischel.

Z kolei niemiecka nazwa Weischel to po prostu kalka z polskiej nazwy Biała. 

To niestety dość często się zdarza w Polsce, tym problemem trzeba też się zająć, tylko akurat nie teraz tu, przy tym artykule...

I może właśnie o to chodzi autorowi, ale tego nam nie wyjaśnia - to ciekawe, że on to wie, jeżeli wie, ale o innych niuansach już "nie wie"... czyli nie mówi, 

a więc słowo zwiślanizowana znaczy, że jesteśmy podwójnie zgermanizowani, i to tak, że nawet nie jesteśmy tego świadomi (to taki przykład na "wspólną tożsamość narodową" - używamy tak naprawdę nazwy Weischel, zamiast Biała)

On to wie, ale nam tego nie mówi - i w tym wypadku termin ten jest jednoznacznie pogardliwy.



podobnie ten drugi termin - Wiślanię - to takie znowu nie wprost negowanie polskiej kultury, odmawianie Polakom prawa do myślenia i mówienia po polsku (no i pogardy cd.)

składa się na nie głównie doświadczenie Polski w granicach przedwojennych - nieprawda, ludzie wojny wymierają, a rzeczywistość tworzą ludzie powojenni, którym często świadomość, że Lwów Wilno były polskie, po prostu wymazano na lekcjach historii, kiedy mówiono, że Chełm był pierwszym wyzwolonym polskim miastem.

ten pan cały czas neguje polskość i mocno wychyla się w stronę kultury niemieckiej


Nie twierdzę, że to źle bądź dobrze, ale wiem, że potrzebujemy na liście lektur choć jednej książki, która opowiedziałaby o doświadczeniu Odrzanii – choćby "Domu dziennego, domu nocnego" Olgi Tokarczuk. Dzieje Odrzanii są zbyt słabo znane, również w samej Odrzanii. Przekłada się to później też na konkrety, np. na ogromne dysproporcje między finansowaniem ochrony zabytków na Dolnym Śląsku, gdzie jest dużo więcej zarejestrowanych zabytków niż w centralnych i wschodnich regionach.


Nie twierdzę, że to źle bądź dobrze - asekuracja, bo przecież cały czas neguje polskość, promuje niepolskość albo bajkowowść - byle nie po polsku - znamy to choćby z wikipedii, gdzie np. podaje się kaszubską nazwę miasta Gniew, który z Kaszubami nie ma nic wspólnego, albo przy haśle Gdańsk podaje nazwę niderlandzką... po co? Bo podobne do Danzig, więc "może to dziwne >>Gdańsk<< to nie jest oryginalne, co??"








Widać to również w rozmaitych sporach, o których piszesz. Czy to o Güntera Grassa w Gdańsku, czy głośnego sporu o patrona szkoły w Wałbrzychu.

W szkole w Wałbrzychu chciano wybrać nowego patrona, a dyrekcja zrobiła coś, co robi się rzadko - spytała o zdanie uczniów, rodziców i pracowników. Można było wybrać między Janem Pawłem II z Galicji, św. Faustyną Kowalską z Kongresówki i księżną Daisy - angielską arystokratką wżenioną w niemiecką rodzinę Hochbergów, panią na Zamku Książ, zasłużoną dla miasta. Przytłaczającą większością głosów wygrała Daisy, co wielu w mieście się nie spodobało. 


Rzecz w tym, że młodzi ludzie nie są rozsądni, ani przewidujący, ani odpowiedzialni - dlatego nikt ich nie zatrudnia po szkole podstawowej i nie powierza im odpowiedzialnych stanowisk. Nie dlatego, że młodzież jest zła, tylko dlatego, że takie są przyrodzone cechy młodych ludzi i to na całym świecie i niestety, nie można tego "przeskoczyć".

Pytanie się młodzieży szkolnej o cokolwiek co leży w gestii dorosłych, to oddawanie w nieodpowiedzialne ręce swojego życia. To niebezpieczne i złe.

Zwracam uwagę, że autor książki jest nadal młodym człowiekiem, podobnie jak dzienikarz prowadzący rozmowę 

Mike Urbaniak
- Jest dziennikarzem kulturalnym weekendowego magazynu Gazeta.pl, Wysokich Obcasów i polskiej edycji Vogue, gdzie prowadzi także swój queerowy podcast Open Mike.

queerowy znaczy o LGTB

osoby młode, a szczególnie mężczyźni,  nie lubią gdy wspomina sie o braku doświadczenia u młodzieży, ponieważ to może podważać ich wiarygodność jako osób jeszcze niedawno (lub nadal) do młodzieży zaliczanych 



co wielu w mieście się nie spodobało. - i słusznie


Był to ciekawy kazus, bo zarysowało się napięcie między pamięcią ogólnonarodową, "wiślańską", a miejscową, "odrzańską". 


to jest kwestia jak opisałem powyżej, braku świadomości u młodzierzy, wybór mógł być też podyktowany przekorą, bo tak młodzież właśnie postępuje, przekornie, albo - 

że ich świadomość jest nasycona mocno proniemieckimi względnie antypolskimi treściami z internetu - i to jest też bardzo prawdopodobne

i bardzo niebezpieczne


I jak widać, ludzie nie uznali Daisy za Angielkę lub Niemkę, ale za wałbrzyszankę, przebili symboliczny mur 1945 roku. To też dobry przykład tego, że spory w Odrzanii są uniwersalne, powtarzają się w wielu innych regionach. Opowieść o Odrzanii jest opowieścią o problemach z pamięcią.

pana to cieszy



Inny problem z tą pamięcią to nieraz jej powierzchowność.

Oczywiście są tacy, którzy wiedzę o Odrzanii pogłębili, i tacy, którzy się zatrzymali na przedwojennych pocztówkach, które po 1989 roku zrobiły zawrotną karierę. Większość ludzi zobaczyła wtedy po raz pierwszy, jak przed przybyciem ich dziadków i pradziadków wyglądały miejscowe ulice, parki i place. Z pocztówkami jest jedynie taki problem, że pokazują tamte światy z lepszego profilu, nie widać na nich pogromów Żydów czy nierówności społecznych.

Ha! 

Nie widać także, że Polacy w tamtych czasach byli szykanowani, wyzyskiwani gospodarczo, jawnie okradani i niszczeni za swą polskość, ale o tym już nie napisał. Dlaczego?


Piękne obrazki zakłamywały ten "utracony świat" i sprawiały, że do dziś często przeceniamy przedwojenne niemieckie miasteczka. Po dekadach odreagowywania przez dopolszczanie później często odreagowywano, doniemczając.

Jedno się za to nie zmienia - jak Odrzanie głosują. Różnica między Odrzanią i Wiślanią jest widoczna gołym okiem.

a jaki jest wpływ Werwolfa i niemieckiej 5 kolumny ?


Paru znajomych napisało mi nawet podczas ostatniego wieczoru wyborczego, że Odrzania pokonała Wiślanię, ale specjaliści, którzy badają preferencje wyborcze na poziomie niższym - gmin i powiatów - zwracają uwagę, że obraz się nieco bardziej komplikuje. Ja partyjną polityką się nie zajmuję, ale piszę w książce trochę żartobliwie, że największy spór polityczny w Polsce jest między dwoma politykami uosabiającymi Odrzanię i Wiślanię. Z jednej strony mamy Donalda Tuska, gdańskiego autochtona i Kaszubę, a z drugiej Jarosława Kaczyńskiego, warszawiaka, w którego rodzinnej biografii zapisały się powstanie warszawskie czy Armia Krajowa.



Czy poczucie tymczasowości miało fundamentalny wpływ na kształtowanie się Odrzanii?

Początkowo tak, utrudniało zakorzenienie się. Ale na podstawie rozmów i wspomnień widzę, że poczucie tymczasowości na masową skalę skończyło się szybciej, niż chcemy to pamiętać – gdzieś w połowie lat 70. XX wieku. Oczywiście jeszcze po 1989 roku byli tacy, którzy bali się powrotu Niemców, ale byli i polscy Ślązacy czy Niemcy, którzy wręcz na to czekali. Nawiasem mówiąc, ten strach przed niemieckim rewizjonizmem inaczej był odczuwany wśród Kresowian, którzy nie mieli dokąd wracać, a którzy stanowili na "odzyskanych" zdecydowaną mniejszość, a inaczej wśród osadników z innych regionów, których była większość – z Wielkopolski, Podkarpacia czy Lubelszczyzny.


Inna dominująca narracja jest taka, że Wrocław został zasiedlony przez lwowiaków. Ten mit do dzisiaj trzyma się bardzo mocno.


Lwowiacy stanowili zaledwie kilka procent nowych mieszkańców Wrocławia, a ogromna część z nich była i tak mieszkańcami lwowskich przedmieść, a nie mieszczaństwem czy inteligencją. Wrocław był ludnym miastem przed wojną, potrzeba było wielu osadników - Lwów i Wilno łącznie miały mniej mieszkańców niż sam Wrocław. Mit o lwowskim Wrocławiu wziął się stąd, że lwowska inteligencja i specjaliści mieli znaczący udział w rozruchu Wrocławia, byli nadreprezentowani wśród studentów, inżynierów czy tramwajarzy.



Nazywasz miasta Odrzanii najpiękniejszymi w Polsce. Zachwycasz się "polskimi blokowiskami lokowanymi na prawie niemieckim" i "dopolszczaniem architektury". Skąd to zauroczenie?

Wiem, że Odrzania nie jest Monicą Bellucci wśród przestrzeni świata, nie jest to piękno oczywiste, ale nieustannie mnie zachwyca. Odrzańska przestrzeń jest intrygująca, drażniąca, bodźcująca. Jak mogą nie robić wrażenia blokowiska w sąsiedztwie renesansowych zamków, XIX-wieczne kamienice barwy wściekłej krwi zderzone z pawilonami i placami, które powstały w wyniku bombardowań czy podpaleń, a chcą podszywać się pod plany urbanistów. Nie znam innego miejsca, w którego przestrzeni tak wyraźnie zapisałaby się jego historia.

lekceważenie innych
lekceważenie  zdania i uwag innych ludzi


mój komentarz do tego artykułu nie jest jeszcze zakończony
brakuje mi tu dwóch wątków i ostatecznego podsumowania




Zbigniew Rokita. Reporter, redaktor, specjalizuje się w problematyce Europy Wschodniej i Górnego Śląska. Autor książek reporterskich "Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku" (wyróżnionej podwójną Nagrodą Literacką Nike: jury oraz czytelników) i "Królowie strzelców. Piłka w cieniu imperium". Autor sztuk teatralnych "Nikaj" (Teatr Zagłębia w Sosnowcu) i "Weltmajstry" (Teatr Korez w Katowicach). Stały współpracownik "Tygodnika Powszechnego". Pochodzi z Gliwic, mieszka w Katowicach.

Mike Urbaniak. Jest dziennikarzem kulturalnym weekendowego magazynu Gazeta.pl, Wysokich Obcasów i polskiej edycji Vogue, gdzie prowadzi także swój queerowy podcast Open Mike. Mieszka w Poznaniu.


--------------------


14 stycznia 2024



poniżej jeszcze opinia z czasopisma "Sudety"

bardzo zresztą podobna do wynurzeń autora, momentami wręcz bardzo wtórna do jego opinii

znam to czasopismo z.... powiedzmy - "dawnych" lat, czyli gdzieś czytywałem je w latach ok. 2012 roku, nie kojarzę, żebym tam widział takie rzeczy jak np. w czasopiśmie "Odkrywca", tak więc w sumie chyba nie mam negatywnych uwag co do zawartości czasopisma "Sudety".




polecam uwadze:


zaczynam odkrywać Dolny Śląsk, próbując go zlepić z moim kąskiem Górnego Śląska. Dotąd nie potrafiłem.
Niektóre wątki śląskości łączyły mi się szybko, inne mimo usilnego naciągania rzeczywistości za chiny nie dało się zlepić.
Aż trafiłem do „Odrzanii” i choć nie wszystko, to wiele spraw stało się zrozumiałych. Wiele potwierdziło to, co czułem gdzieś podskórnie



tu zaś bardzo ciekawe spostrzeżenia:


Bo wiecie, ten świat – Wrocław, Sudety, Dolny Śląsk – przez większość mojego życia był dla mnie niedostępny, bo nieobecny w mojej komunikacyjnej, edukacyjnej, czy medialnej bańce. Nie było go w podręcznikach, nie było go w ofercie szkolnych wycieczek, nie było go w piosenkach, które wyliśmy w górach (nie Sudetach) do świtu, nie było go w pierwszych reklamach, ani nawet w dzienniku telewizyjnym. Nie istniał. Jakby ktoś nałożył barierę informacyjną i bardzo rygorystycznie jej przestrzegał.
Na przykład pełno było wokół mnie informacji o inwestycjach turystycznych w Beskidach, Tatrach, nawet Bieszczady chciały mieć wielki kurort narciarski, a o Sudetach cisza.



















cały tekst nie pocięty komentarzem:


Za ciasno ci się zrobiło na Górnym Śląsku?

Powędrowałem za intuicją, która podpowiadała, że mój Górny Śląsk łączy wiele z Ziemiami Odzyskanymi. Łączą nas dylematy tożsamościowe, potrzeba znalezienia ciągłości czy układanie się z kłopotliwą przeszłością. Żyjemy w podobnym uniwersum. Ludzie z poniemieckich miast i wsi to moi kuzyni – dalecy, ale kuzyni, bo ja sam jestem kundlem Ziem Odzyskanych, ulepionym z autochtonów i osadników.

Twoja poprzednia książka "Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku" została przyjęta bardzo ciepło, zgarnęła nawet nie jedną, ale dwie nagrody Nike - od jury i od czytelników. To wpłynęło na twoje myślenie o dalszym pisaniu?

Jako dziennikarz stałem się pewniejszy siebie i poczułem, że mogę sobie teraz pozwolić na więcej. "Odrzanię" pisałem tak, jak chcę pisać: dzieląc się wątpliwościami, nie zawsze rozstrzygając dylematy, żartując, częściej szarżując, chociaż mój redaktor Artur Wiśniewski lubił mi przypominać, że nie każda szarża musi być zwycięska. Zależało mi, żeby pozostając przy warsztacie reportera i pisząc prawdę, a nie fikcję, wykorzystać jednak w literaturze faktu wiele instrumentów literatury pięknej. Chciałem też zamiast na sprawozdawaniu skupić się na rysowaniu nieoczywistych perspektyw, stworzyć "Odrzanię" raczej w nurcie literatury rozkminy niż literatury wiedzy.









Czytałem "Odrzanię" jako swego rodzaju kontynuację tego, co rozpocząłeś w "Kajś". Słusznie?

Pozostajemy w podobnym świecie, ale zmienia się temat. Ziemie Odzyskane, które nazwałem w książce Odrzanią, były dla mnie tylko pretekstem. To nie jest biografia tych ziem, to nie jest klasyczny reportaż. Tak jak w "Kajś" Śląsk był pretekstem do opowiedzenia o tym, jak tworzą się tożsamości, tak w "Odrzanii" ziemie poniemieckie są pretekstem do przyjrzenia się temu, jak konstruuje i dekonstruuje się pamięć. W obu książkach próbowałem przetłumaczyć doświadczenie lokalne na język uniwersalności.

W kwestii formy zaś zależało mi na tym, żeby samego siebie z "Kajś" zakwestionować, podważać. Nie chciałem wjechać w utarte koleiny i napisać taką samą książkę o innym miejscu. Zwłaszcza że pisząc o Ziemiach Odzyskanych, tak jak ja o nich piszę - nie tylko o pierwszych powojennych latach, ale ciągnąc opowieść o nich do teraźniejszości - trzeba znaleźć formę dla tej opowieści.

Różnica między poprzednią i tą książką jest też taka, że w "Kajś" interesowali mnie głównie autochtoni, Ślązacy, a w "Odrzanii" skupiam się nie na tych, którzy tam zostali, ale na tych, którzy tam przybyli. Naprawdę nigdzie indziej nie było tak, żeby kilka milionów ludzi nagle "zniknęło", a na ich miejscu pojawiły się miliony nowych osadników. To największy eksperyment demograficzny w dziejach Europy.



To powiedzmy w końcu, co to jest ta Odrzania?

Brakuje nam słowa na polskie ziemie poniemieckie – na popolskie mamy: Kresy. Najbardziej przyjął się termin Ziemie Odzyskane, ale jest on, jak wiemy, propagandowy. I ja sam z braku lepszego słowa używam go w tytule książki, żeby zakomunikować czytelnikom, dokąd w tej książce się wybierzemy, ale zaraz na pierwszej stronie zamieszczam jedyny w książce przypis, w którym rozprawiam się z wiarygodnością tego hasła. Wymyśliłem więc Odrzanię, bo po pierwsze, brzmi ona bajkowo, a po drugie, chciałem w ten sposób podkreślić różnice między Polską wiślańską - Polską-Polską, ziemiami przedwojennymi – a Polską odrzańską, czyli właśnie Odzyskanymi. Jasne, nie wszystkie poniemieckie ziemie leżą nad Odrą, ale to termin kulturowy, nie geograficzny. Żeby nie szukać daleko, Czechy też składają się z kilku krain historycznych: Moraw, Śląska i Czech, a nazywamy je Czechami.
Ta twoja umowność zakłada Odrzanię i Wiślanię. To dwa oddzielne światy?

Nie oddzielne, ale rzeczywiście pod wieloma względami różne. Historię tych dwóch krain najpiękniej opowiadają same cieki. Spójrz na mapę, tam znajdziesz linie papilarne Polski - to bieg dwóch naszych największych rzek. Obie w Polsce płyną ze Śląska. Początkowo równolegle i to jest metafora czasów mieszkowo-bolesławowych. Potem jednak Wisła gwałtownie skręca na Wschód - w stronę Litwy i Rusi, natomiast Odra od początku wie, o co jej chodzi, i delikatnie wychyla się na Zachód, w stronę kultury niemieckiej, czeskiej. Dopiero hen, hen daleko Wisła zawraca, zwraca się na Zachód, aby końcówkę trasy pokonać już wraz z Odrą, raz jeszcze, po metaforycznym tysiącu lat, równolegle. Obie wpadają do Bałtyku, ale oddzielnie, na swoich zasadach i pewnie nawet się tam nie spotkają.
Mnie się słowo "Odrzania" szalenie podoba, może wyprze kiedyś Ziemie odzyskane, choć trzeba powiedzieć, że ten komunistyczny wynalazek trzyma się w Polsce zaskakująco mocno. Czy twoja podróż po tych ziemiach była zaplanowana, czy spontaniczna?

Wiedziałem, dokąd i do kogo muszę trafić, ale dużo było też w moich wędrówkach spontaniczności. Dzięki sukcesowi "Kajś" mogłem poświęcić tej książce dużo czasu. Odwiedziłem kilkadziesiąt miejscowości, pomieszkałem parę tygodni tu, parę tam. Często wsiadałem na jakiejś stacji w pociąg i jechałem, po drodze decydując, gdzie wysiądę. Ale też spontaniczność tej wędrówki wynikała z tego, że do tych ziem nie ma żadnej instrukcji obsługi, nie ma - jak w przypadku Górnego Śląska - katalogu obowiązkowych tematów. Musiałem rozpoznać temat bojem. Błąkałem się więc, pisząc książkę, i tak jak w "Kajś" nie zbierałem materiałów, żeby u finiszu wszystko spisać, ale pisałem na żywo, zapraszając czytelników do dowiadywania się wszystkiego razem ze mną. Zacząłem pisać w momencie, w którym najbardziej zaczynać lubię - gdy temat już mnie kręci, ale gdy jeszcze bardzo wielu rzeczy nie wiem.
Mnie uczono w szkole, że bitwa pod Cedynią była jedną z najważniejszych w naszej historii, tymczasem z twojej książki wynika, że takiej bitwy najpewniej w ogóle nie było. Historia Ziem Odzyskanych rozchodzi się chętniej z oficjalną historiografią od innych ziem?

Powojenna komunistyczna propaganda (często zbieżna z kościelną) w odniesieniu do tych ziem wciąż trzyma się mocno. W książce staram się rozprawiać z mitami o krainie mlekiem i miodem płynącej, o odwiecznie polskich ziemiach poniemieckich, o Piastach. Co rusz natykałem się na pozostałości tych plomb pamięci. Byłem w szoku, gdy dowiadywałem się, że ostatni Piastowie na Dolnym Śląsku byli już niemieckojęzycznymi protestantami i mówili na siebie Die Piasten czy że rzeczywiście nie ma żadnych dowodów, że bitwa pod Cedynią kiedykolwiek się odbyła. Od lat trwają próby zasypywania dziury między światem i antyświatem, między powojenną historią "odzyskanych" miast, a tym, co działo się tam kiedyś. Około 1989 roku rozpoczęło się coś, co nazwałem rewolucją odrzańską, czyli wielkie odpamiętywanie, ćwiczenie z pamięci. Odrzanie co rusz muszą dogadywać się sami ze sobą, jak chcą pamiętać swoje małe ojczyzny, w których są często już czwartym czy piątym pokoleniem. Klasyczny przykład to Uniwersytet Wrocławski, który w 2011 musiał zdecydować, czy obchodzić dwustulecie, czy uznać, że istnieje od 1945 roku. Podejście ludzi na tych ziemiach do przeszłości zaś zmienia się nieustannie. Najtrudniej bowiem, jak mawiano w ZSRR, przewidzieć przeszłość.
Piszesz, że w polskiej kulturze, jak się mówi o wyjeździe w góry, to ma się zawsze na myśli Tatry, a nie Sudety, wyjazd nad morze oznacza zwykle Pomorze Gdańskie, a nie Pomorze Zachodnie. Dlaczego tak jest?

Polska jest zwiślanizowana, nasze imaginarium - dobór rocznic, lektur, ikonografii - jest kształtowane przez Wiślanię i składa się na nie głównie doświadczenie Polski w granicach przedwojennych, wraz ze Lwowem i Wilnem. Lwów i Wilno 78 lat po zakończeniu wojny wciąż organizują polską wyobraźnię bardziej niż Wrocław czy Szczecin. Nie twierdzę, że to źle bądź dobrze, ale wiem, że potrzebujemy na liście lektur choć jednej książki, która opowiedziałaby o doświadczeniu Odrzanii – choćby "Domu dziennego, domu nocnego" Olgi Tokarczuk. Dzieje Odrzanii są zbyt słabo znane, również w samej Odrzanii. Przekłada się to później też na konkrety, np. na ogromne dysproporcje między finansowaniem ochrony zabytków na Dolnym Śląsku, gdzie jest dużo więcej zarejestrowanych zabytków niż w centralnych i wschodnich regionach.


Widać to również w rozmaitych sporach, o których piszesz. Czy to o Güntera Grassa w Gdańsku, czy głośnego sporu o patrona szkoły w Wałbrzychu.

W szkole w Wałbrzychu chciano wybrać nowego patrona, a dyrekcja zrobiła coś, co robi się rzadko - spytała o zdanie uczniów, rodziców i pracowników. Można było wybrać między Janem Pawłem II z Galicji, św. Faustyną Kowalską z Kongresówki i księżną Daisy - angielską arystokratką wżenioną w niemiecką rodzinę Hochbergów, panią na Zamku Książ, zasłużoną dla miasta. Przytłaczającą większością głosów wygrała Daisy, co wielu w mieście się nie spodobało. Był to ciekawy kazus, bo zarysowało się napięcie między pamięcią ogólnonarodową, "wiślańską", a miejscową, "odrzańską". I jak widać, ludzie nie uznali Daisy za Angielkę lub Niemkę, ale za wałbrzyszankę, przebili symboliczny mur 1945 roku. To też dobry przykład tego, że spory w Odrzanii są uniwersalne, powtarzają się w wielu innych regionach. Opowieść o Odrzanii jest opowieścią o problemach z pamięcią.
Inny problem z tą pamięcią to nieraz jej powierzchowność.

Oczywiście są tacy, którzy wiedzę o Odrzanii pogłębili, i tacy, którzy się zatrzymali na przedwojennych pocztówkach, które po 1989 roku zrobiły zawrotną karierę. Większość ludzi zobaczyła wtedy po raz pierwszy, jak przed przybyciem ich dziadków i pradziadków wyglądały miejscowe ulice, parki i place. Z pocztówkami jest jedynie taki problem, że pokazują tamte światy z lepszego profilu, nie widać na nich pogromów Żydów czy nierówności społecznych. Piękne obrazki zakłamywały ten "utracony świat" i sprawiały, że do dziś często przeceniamy przedwojenne niemieckie miasteczka. Po dekadach odreagowywania przez dopolszczanie później często odreagowywano, doniemczając.
Jedno się za to nie zmienia - jak Odrzanie głosują. Różnica między Odrzanią i Wiślanią jest widoczna gołym okiem.

Paru znajomych napisało mi nawet podczas ostatniego wieczoru wyborczego, że Odrzania pokonała Wiślanię, ale specjaliści, którzy badają preferencje wyborcze na poziomie niższym - gmin i powiatów - zwracają uwagę, że obraz się nieco bardziej komplikuje. Ja partyjną polityką się nie zajmuję, ale piszę w książce trochę żartobliwie, że największy spór polityczny w Polsce jest między dwoma politykami uosabiającymi Odrzanię i Wiślanię. Z jednej strony mamy Donalda Tuska, gdańskiego autochtona i Kaszubę, a z drugiej Jarosława Kaczyńskiego, warszawiaka, w którego rodzinnej biografii zapisały się powstanie warszawskie czy Armia Krajowa.
Czy poczucie tymczasowości miało fundamentalny wpływ na kształtowanie się Odrzanii?

Początkowo tak, utrudniało zakorzenienie się. Ale na podstawie rozmów i wspomnień widzę, że poczucie tymczasowości na masową skalę skończyło się szybciej, niż chcemy to pamiętać – gdzieś w połowie lat 70. XX wieku. Oczywiście jeszcze po 1989 roku byli tacy, którzy bali się powrotu Niemców, ale byli i polscy Ślązacy czy Niemcy, którzy wręcz na to czekali. Nawiasem mówiąc, ten strach przed niemieckim rewizjonizmem inaczej był odczuwany wśród Kresowian, którzy nie mieli dokąd wracać, a którzy stanowili na "odzyskanych" zdecydowaną mniejszość, a inaczej wśród osadników z innych regionów, których była większość – z Wielkopolski, Podkarpacia czy Lubelszczyzny.
Inna dominująca narracja jest taka, że Wrocław został zasiedlony przez lwowiaków. Ten mit do dzisiaj trzyma się bardzo mocno.


Lwowiacy stanowili zaledwie kilka procent nowych mieszkańców Wrocławia, a ogromna część z nich była i tak mieszkańcami lwowskich przedmieść, a nie mieszczaństwem czy inteligencją. Wrocław był ludnym miastem przed wojną, potrzeba było wielu osadników - Lwów i Wilno łącznie miały mniej mieszkańców niż sam Wrocław. Mit o lwowskim Wrocławiu wziął się stąd, że lwowska inteligencja i specjaliści mieli znaczący udział w rozruchu Wrocławia, byli nadreprezentowani wśród studentów, inżynierów czy tramwajarzy.


Nazywasz miasta Odrzanii najpiękniejszymi w Polsce. Zachwycasz się "polskimi blokowiskami lokowanymi na prawie niemieckim" i "dopolszczaniem architektury". Skąd to zauroczenie?

Wiem, że Odrzania nie jest Monicą Bellucci wśród przestrzeni świata, nie jest to piękno oczywiste, ale nieustannie mnie zachwyca. Odrzańska przestrzeń jest intrygująca, drażniąca, bodźcująca. Jak mogą nie robić wrażenia blokowiska w sąsiedztwie renesansowych zamków, XIX-wieczne kamienice barwy wściekłej krwi zderzone z pawilonami i placami, które powstały w wyniku bombardowań czy podpaleń, a chcą podszywać się pod plany urbanistów. Nie znam innego miejsca, w którego przestrzeni tak wyraźnie zapisałaby się jego historia.












weekend.gazeta.pl/weekend/7,150723,30332965,miejsca-waznych-swiadectw-w-historii-i-kulturze-europy-tak.html

/weekend.gazeta.pl/weekend/7,177333,30363922,mowili-na-siebie-die-piasten-rzeczywiscie-nie-ma-zadnych-dowodow.html

Prawym Okiem: Bachus (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: Metoda Werwolfu w Szwecji (maciejsynak.blogspot.com)










czwartek, 20 lipca 2023

coś się nie zgadza

 


dostrzegam zmiany w tekstach na blogu


czytelnicy muszą się z tym liczyć, że moje treści są podmieniane lub łagodzone i plątane, by sprawiać wrażenie niezasadnych


uważajcie na to


od 2 lipca 2023 r. odstawiłem na bok czytanie internetu, telewizji radia nie słucham nie oglądam, więc nawet nie orientuję sie, co się obecnie dzieje za wschodnią granicą



brak mojej aktywności na fb nie oznacza, że coś się zmieniło u mnie


priorytety pozostają te same


nie zawieszam swojej działalności ani tego nie planuję, nie będę przerywać pisania, nie będę zamykać bloga ani strony na fb


to wszystko będzie



jak pisałem, następnych 11 miesięcy będzie kluczowe 















czwartek, 21 lipca 2022

Statystyki

 






Od kwietnia 2016 roku przez ok. 1,5 roku blog miałem wyłączony z wyszukiwania i chyba też miałem ograniczone do własnego użytku - to była moja decyzja.

Przed tym "skokiem" na wykresie z 1 listopada dostawałem maile od googla, że coś tam nie pasuje w ustawieniach... że niby coś u mnie jest namieszane, ale do dzisiaj nie wiem o co chodzi.

Potem mało wyświetleń było, niż przed 2016 rokiem, teraz posty przed październikiem 2021 mają dwucyfrowe odsłony, po 6 października 2021 trzycyfrowe, czasem powyżej 1000, ale wydaje mi się, że jest jakieś ograniczenie na blogu i statystyki nie pokazują rzeczywistych odsłon.

Na przykład na drugi dzień po poście o stanowisku porozmawiacza (w marcu), sporo ludzi na ulicy przystawało i uśmiechało się na mój widok - znaczy czytali, a odsłon jakoś tak nie za dużo było....



Nigdy specjalnie nie reklamowałem bloga, tylko przygodnie przy okazji.



https://maciejsynak.blogspot.com/2021/06/plik-robotstxt.html




sobota, 12 czerwca 2021

Plik robots.txt

 

Od miesięcy obserwuję pewne nieścisłości tj. w życiu mam sporo sygnałów, że ludzie są na bieżąco z moimi sprawami i dość dobrze orientują się w publikacjach, a na blogu odsłony bardzo nikłe często 1-2 na post.

Uznałem, że najwyraźniej wiadome siły blokują mi licznik, żebym nie wiedział jak mi idzie...


Tymczasem dostałem takiego maila od gogla:




po naprawie:



Wynik:



licznik poprawił się w pewnym niewielkim stopniu, nie wiem jaki to ma wpływ i skąd to...

w każdym razie nadal coś blokuje



środa, 12 października 2016

Z Kroniki Historyczne



dla pamięci, że jest taki blog


Starożytna historia Polaków. Wzlot i upadek i o tym dlaczego kościół katolicki nie cierpi Arian

W naszej historii rzeczą istotną jest jeden podstawowy fakt, że religia katolicka jest religią, która nie buduje a dzieli, zaś Arianie są znienawidzeni i wymazywani z historii Dlaczego tak jest świetnie oddaje poniższy artykuł z blogu Pana Ireneusza Ćwirki.


Starożytna historia Polaków. Wzlot i upadek.

Pokonanie Wawelan był ostatnim wielkim triumfem Cesarstwa Wschodniego. Próba odbicia Europy zachodniej spod władzy Słowian zakończyła się niepowodzeniem a kiedy epidemia dżumy rozprzestrzeniła się na wschód, samo cesarstwo stanęło nad przepaścią a jego dalsza egzystencja zawisła na włosku. Głód i chaos spowodowany dżumą skłonił mieszkańców Bizancjum do zwrócenia się przeciw rządzącym elitom, słusznie zarzucając im bezczynność i nieudolność w zwalczaniu kryzysu. Również oficjalny kościół stał się celem krytyki, szczególnie, że nigdy nie był on kościołem szerokich mas, ale typową dla starożytności instytucją religijną pasożytującą na biedakach i wysługującą się oligarchom. W tej sytuacji arianizm okazał się być atrakcyjną alternatywą i znajdował coraz większe poparcie wśród mas społecznych, chociażby z tego względu, że zwalczał on wyzysk ludzi biednych przez możnowładców i wymuszał na państwie bardziej sprawiedliwy podział dóbr.
Te niepokoje musiały doprowadzić do wybuchu i do społecznej rewolucji. I w roku 602 rzeczywiście doszło do przewrotu w wyniku czego władzę objął Phokas, najprawdopodobniej Słowianin służący w armii bizantyjskiej.
Wprawdzie dowody na to nie są bezpośrednie, ale już sam jego wygląd zewnętrzny wskazuje, że mamy tu do czynienia z członkiem społeczności słowiańskiej. Długie włosy, broda i wąs to cechy słowiańskiej mody i żadnemu bizantyjskiemu władcy nie przyszłoby do głowy bić monety z takim wizerunkiem. 
Również jego niecodzienne imię zastanawia.
Tak naprawdę to nie wiemy jak się nazywał, znamy tylko jego pseudonim - Focas (Phokas). Podstawą tego przezwiska było zapewne jego prawdziwe słowiańskie imię i przy odrobinie wyobraźni daje się ono łatwo zidentyfikować jako słowiańskie imię „Pokosław” które po zgreczeniu przyjęło formę Phokas. Również nienawiść katolickich historyków do tego cesarza jest spowodowana jego pochodzeniem jak i faktem likwidacji przez niego władzy starego katolickiego kościoła.
Rządy Focasa oznaczały w praktyce koniec epoki Cesarstwa Rzymskiego.
Wraz z przejęciem przez niego władzy, stare elity związane z cesarstwem oraz tradycją łacińską zostały odsunięte od koryta i w większości nawet wymordowane, zapewne jeszcze w trakcie rewolucji. Również kościół oficjalny przeszedł dramatyczną przebudowę. Z poparciem Focasa funkcje kościelne zostały obsadzone przez Arian, głownie z zajętej przez Słowian Italii, co umożliwiło przeprowadzenie reform strukturalnych w cesarstwie i wyeliminowanie tak ważnych wcześniej grup nacisku.
Współpraca Focasa ze Słowianami zaszła tak daleko, że podporządkował on oficjalny kościół bizantyjski Arianom z Rzymu, za co zresztą spotkał się z ich entuzjastycznym poparciem. Jest też on ostatnim cesarzem któremu na Forum Romanum wystawiono obelisk, oczywiście w zamian za ustanowienie jedności kościoła tym razem pod egidą Arian. Spowodowało to stabilizację sytuacji na Bałkanach i pozwoliło mu na ratowanie cesarstwa przed inwazją Persów.
Cesarz ten był pierwszym z całego szeregu cesarzy wschodnich wywodzących się od Słowian, którzy przez następne 100 lat rządzili Konstantynopolem. W połączeniu z rządami Słowian na zachodzie dało to w praktyce kontrolę tej grupy ludnościowej nad całą Europą.
Jego następca Herakliusz kontynuował politykę arianizacji i konfiskaty dóbr kościoła oficjalnego. Również on był Słowianinem i wywodził się od potomków Wawelan z Kartaginy, co poznajemy po charakterystycznym „słowiańskim” wyglądzie na bitych przez niego monetach.
W przeciwieństwie do władców bizantyjskich przejął on bezpośrednie dowództwo armii i zwyczajem swoich wawelskich przodków osobiście prowadził oddziały do walki, szturmując w pierwszym szeregu nacierających. Jego polityka w stosunku do Słowian z Bałkanów przyczyniła się do powstania koalicji słowiańskiej mającej głownie na celu połączenie wszystkich chrześcijańskich Słowian we wspólnej politycznej strukturze. Koalicja ta zwrócona była przede wszystkim przeciw Awarom którzy w tym samym czasie kontrolowali znaczne tereny Europy środkowej.
Koalicja ta przeszła do historii pod nazwą Rzeszy Samo i miał ją utworzyć podobnież jakiś niemieckojęzyczny Frank do walki z Awarami. Oczywiście ta wersja jest czystą propagandą lansowaną przez kościół katolicki i skwapliwie podtrzymywaną przez historyków zachodnich i ich „polskich” sługusów. Państwo to wywodziło swą nazwę od określenia „Samostojna” co w języku słowiańskim oznacza „niezależna”. Było więc podkreśleniem tego, że chodzi tu o związek państw i plemion wyznających arianizm i niezależnych zarówno od Awarów jak i Cesarstwa.
W tym momencie wypada nadmienić coś więcej o innych ludach, które odegrały w tym czasie ważną role w historii Europy. Są to przede wszystkim Hunowie, Awarowie i Bułgarzy. Nauka oficjalna rozpowszechnia tu wszelkiego typu bujdy o azjatyckim pochodzeniu tych ludów. Oczywiście jest to durny wymysł aby odwieść społeczeństwa od  prawdziwego pochodzenia tych ludów a które, jak łatwo się domyśleć, było oczywiście  czysto słowiańskie.
Zacznijmy od Awarów. Mimo że pojawili się na scenie Europejskiej stosunkowo późno, to odegrali na niej ważną rolę, przez dziesięciolecia kształtując politykę tej części Europy. Ich pojawienie się było jednoznacznie związane z załamaniem demograficznym w rezultacie epidemii dżumy. Znaczne tereny Europy środkowej uległy w jej wyniku wyludnieniu a istniejące tam struktury plemienne i państwowe przestały praktycznie istnieć. Stworzyło to idealne warunki do ekspansji na te tereny tym ludom które nie uległy wyniszczeniu w wyniku pierwszych fal dżumy. Oczywiście oznaczało to, że musiały one zamieszkiwać tereny na tyle odlegle od ognisk epidemii, aby same nie ulec zarażeniu, ale jednocześnie na tyle bliskie, aby szybko dokonać inwazji po jej wygaśnięciu.
Wyklucza to moim zdaniem w sposób jednoznaczny wszelkiego typu teorie o azjatyckim pochodzeniu Awarów.

Spróbujmy więc przeanalizować fakty związane z tym ludem i poszukać alternatywy dla obowiązujących w „nauce” hipotez. Oczywiście te hipotezy które w niej obowiązują próbują odwieść uwagę społeczeństwa od słowiańskiej ewentualności. Dlatego na zachodzie lansowane są tezy jakoby Awarowie byli Turkami, Irańczykami a nawet ich chińskie pochodzenie uważane jest za prawdopodobne. Tym bezczelnym kłamstwom wtórują również tzw. „polscy historycy”
Oczywiście to są czyste bzdury pomijające najprostszą opcję, a mianowicie taką, że Awarowie musieli pochodzić z Europy, i to z terenów leżących na północ od znanych w tych czasach bizantyjczykom. A więc na północ od tych zamieszkałych przez Wawelan i Polan, bo tylko tam istniały tereny gdzie epidemia dżumy nie znalazła warunków do rozprzestrzenienia.
Tereny te w starożytności określano mianem Hiperborea. Herodot wymienia wśród mieszkańców tej mitycznej krainy również takich o nazwie Abaroi oraz ich przywódcę o imieniu Abaris

jeśli się uwzględni to że starogreckie „β” czyli nasze „B” już w starożytności zaczęto wymawiać jako „W” to widzimy, że nazwa tego ludu przyjmuje formę Awaroi czyli zadziwiająco dobrze oddaje nazwę Awarowie.
W opisach pojawienia się ich poselstwa na dworze cesarza Justyniana przedstawieni są oni jako wojownicy w strojach typowych dla Scytów oraz z włosami splecionymi w warkocze. To właśnie te warkocze są podawane jako argument ich chińskiego pochodzenia, ponieważ w Europie taka fryzura u wojowników była jakoby nieznana. Oczywiście są to jak zwykle „naukowe” kłamstwa.
Również wśród plemion słowiańskich znany był zwyczaj noszenia warkoczy i szczątki takich właśnie wojowników udało się znaleźć w bagnach obecnych północnych Niemiec, czyli tam gdzie według Herodota mieli żyć Abaroi (Awaroi). W Polsce na cmentarzysku w  miejscowości Czarnówka znaleziono również czarę z przedstawieniem głowy mężczyzny z warkoczem zwiniętym w kunsztowny kok, identyczny z tymi z Niemiec.

Ta specyficzna forma fryzury pozwala nam również zrozumieć dlaczego Scytowie posługiwali się tak dziwną formą hełmów bojowych (zdjęcie). Były one dlatego tak komicznie wygięte aby zmieścić w swoim wnętrzu warkocz zwinięty w kok. To podobieństwo do Scytów podkreśla również to, że Awarowie używali łuk refleksyjny oraz walczyli konno.
Zwróćmy uwagę na to, że dokładnie te właśnie tereny zamieszkiwało również plemię Obodrytów. Plemię to w wielu językach ma lekko zmieniona nazwę i zamiast „O” wymawiana jest litera „A”. Jeśli uwzględnimy to co pisałem już wyżej o zastępowaniu spółgłoski „B” w języku greckim przez spółgłoskę „W” to widzimy że grecka wymowa nazwy plemienia Obodrytów musiała przyjąć formę „Avaroiczyli znaną nam formę „Awarowie”
Awarowie nie byli więc żadnymi Azjatami ale słowiańskimi Obodrytami którzy wykorzystali klęskę Wawelan i osłabienie władzy Polan, na skutek dżumy, nad ich pierwotnymi terenami w Polsce, do ekspansji na południe.
W tym znaczeniu nie dziwi więc to, że Awarowie i Słowianie często przedstawiani są jako sojusznicy i w wyprawach przeciw Bizancjum zawsze występują w koalicji z innymi plemionami słowiańskimi.
Utworzenie Rzeczpospolitej Słowiańskiej „Samostojnej” było więc związane z próbą odbudowy państwa Wawelan na jego dawnych ziemiach przez ich potomka cesarza Herakliusza, na bazie wspólnej dla tych plemion religii ariańskiej. Obodryci jako nieliczni Słowianie byli dalej poganami i zwalczali chrześcijańskich Arian tak samo bezlitosne jak ich katoliccy prekursorzy.
W kontekście Awarów występuje jeszcze jedno określenie tego plemienia.
Równie często używano w starożytności określenia Warchuni.
To określenie jest bardzo ciekawe bo w jego skład wchodzi również słowo Chuni (Huni) i to prowadzi nas bezpośrednio do następnego ludu który wpłynął na losy Europy tak jak rzadko inny, czyli do Hunów.
Słowo Warchuni używane było w kontekście „buntownicy” i w tym samym kontekście występuje znane nam w Polsce określenie „Warchoły”. Ciekawe jest zastanowienie się nad tym co to słowo tak naprawdę oznacza. Pierwszym jego składnikiem jest słowo „War”. I to słowo występuje w języku polskim w szeregu wyrazów związanych z walką, wojną oraz obroną przed agresją. Np. znane wszystkim słowo „warownia” oraz w nazwie naszej stolicy „Warszawa”, która zapewne pierwotnie nazywana była określeniem „Warszowa lub Warszów” czyli z typową końcówką dla wielu polskich miast i miejscowości np. Hrubieszów, Boguszów itd. Nazwa ta oznacza w swoim pierwotnym znaczeniu miejsce obronne czyli warownię. Oczywiście legenda o Warsie i Sawie jest bardzo sympatyczna ale nie odpowiada niestety prawdzie.
W podobnym znaczenie słowo to występuje w określeniu rzeki Warty. Pierwotnie rzeka ta broniła tereny Polan przed inwazjami Obodrytów i Pomorzan stanowiąc rzekę graniczną.
Drugi składnik wyrazu Warchoł to „choł” a oznaczający tyle co „chłop” „poddany” co możemy wywnioskować z innego wyrazu a mianowicie z rzeczownika „Hołd”. Razem określenie to dotyczyło „uzbrojonych mężów” ale nie podlegających władzy plemiennej.
Określenie „warchoł” jest zatem równoznaczne z określeniem „banita”albo „rebeliant”. Czyli możemy stwierdzić, że Hunowie nie mogli być żadnym plemieniem które z Azji przywędrowało do Europy, ale byli wolnymi wojownikami, zbiegłymi spod jurysdykcji ich rodzinnych plemion i żyjących na terenach nie kontrolowanych przez jakąś centralną władzę.
Późniejszym odpowiednikiem będą Kozacy.
Tego typu zbrojne grupy zbierały się na bezdrożach Dzikich Pól i w sprzyjających okolicznościach atakowały tereny cesarstwa w poszukiwaniu łupu, albo zaciągały się jako najemnicy tego władcy który był im w stanie zapłacić najwięcej.
Z racji ich pochodzenia można twierdzić, ze Hunowie musieli posługiwać się językiem słowiańskim, ponieważ w przeważającej większości należeli właśnie do tej grupy ludnościowej Europy.
Co do Bułgarów to już sama ich nazwa wskazuje na ich pochodzenie. Tak jak i w przypadku Awarów nastąpiła tu zamiana litery „B” i „W”, tylko że tym razem odwrotnie i z plemienia Wolgarów powstało plemię Bułgarów. Wolgarowie nie mieli więc nic wspólnego z Turkami ani Irańczykami ale byli potomkami Słowian żyjących na obszarach przez które przepływała rzeka Wołga, i są bezpośrednimi przodkami ich wschodnioeuropejskiego odłamu.
To właśnie z tego względu nie zachowały się żadne ślady jakiegoś innego języka wśród Bułgarów, bo od samego początku ich istnienia mówili oni tylko po słowiańsku. Również badania genetyczne ludności Bułgarii potwierdzają, że nie występuje u niej żadna domieszka genów azjatyckich poza normą typową dla Słowian.
Utworzenie sojuszu plemion Słowiańskich powinno obejmować oczywiście również i Polan z terenu Galii zarówno z racji znaczenia jak i starszeństwa wśród władców Słowian. Wynikało to z tego, że po upadku królestwa Wawelan, to właśnie Polanie, a właściwie dynastia Merowingów, przejęła dla siebie przywództwo wszystkich Słowian, albo lepiej powiedziawszy, wysunęła roszczenia do tej roli.
Polanie z Galii i Polanie na terenach Polskich byli dalej związani unią personalną i władza nad Wielkopolska spoczywała dalej w rękach władców merowińskich. Upadek Wawelan spowodował, że Polanie wysunęli roszczenia terytorialne również do ich ziem w Małopolsce i to stało się  przyczyną konfliktu z Awarami a następnie z Rzeczpospolitą „Samostojną”, dla której cesarz Herakliusz przewidział Wawelan jako siłę przewodnią. Król Polan Dagobert nie chciał tej decyzji zaakceptować i wypowiedział wojnę temu jedynemu w swoim rodzaju państwu Słowian.
W tym decydującym dla Słowian momencie zabrakło przywódcy, który w sposób dalekowzroczny byłby w stanie nakreślić cele polityczne akceptowalne przez wszystkich oraz takiej osobowości która byłaby w stanie nadać tym celom słowiańskie ramy. W tym przypadku tak powszechna u Słowian skłonność do wewnętrznych waśni i warcholstwa stanęła na drodze do stworzenia nowego politycznego bloku obejmującego całą Europę.
Niewątpliwie znaczna część tej winy spoczywa też na barkach cesarza Herakliusza. Wprawdzie to on był twórcą idei wspólnoty słowiańskiej, ale traktował ją instrumentalnie, widząc w niej tylko możliwość zabezpieczenia północnych granic cesarstwa a nie jako globalny słowiański projekt polityczny.
Gdyby Herakliusz sam stanął na czele tego państwa, a wraz z nim całe Bizancjum, również Polanie, Geci i wszystkie inne plemiona słowiańskie  nie miałyby innego wyboru jak  przystąpienie do tego związku. Jego pozycja była, dla uzyskania tego celu, wystarczająco silna.
Niestety nie zdecydował się on na to, bo wiązało się to z koniecznością przejęcia przez Bizancjum zarówno języka jak i kultury słowiańskiej. I to było zapewne dla niego za ryzykowne mimo tego, że mieszkańcy Bizancjum byli i tak w większości Słowianami i greka była w praktyce językiem martwym, używanym wyłącznie przez administrację i ludzi wykształconych.
Językiem zwykłych ludzi w Bizancjum był język, że tak powiem, „prapolski”.
W tej nowej formie państwo to byłoby na pewno w stanie przetrwać zarówno najazdy perskie jak i arabskie, a co ważniejsze również ideologicznie byłoby w stanie przeciwstawić się ideologii islamu, dzięki alternatywie w postaci zbliżonego do religii muzułmańskiej Arianizmu
Dzięki typowej dla Słowian innowacyjności i ciekawości w odkrywaniu nowego, oraz skłonności do wyznaczania dalekosiężnych celów, państwo to z pewnością nie poprzestałoby na zachowaniu kontrolowanych przez siebie posiadłości, ale podjęłoby dalszą ekspansję terenów przyległych. Jest więc więcej niż prawdopodobne to, że ani Arabowie ani Turcy nie byliby w stanie osiągnąć takich sukcesów jakie stały się ich udziałem. Możliwe że te dwa narody nigdy nie uzyskałyby szansy aby zaistnieć jako niezależne państwo, a islam nie wyszedłby poza rangę lokalnej sekty. Z kolei nie da się też wykluczyć tego, że to słowiańskie Cesarstwo zjednoczyłoby pod swoją kontrolą cały ówczesny znany ludziom świat.
Ta wyjątkowa i jedyna w swoich możliwościach sytuacja została niewykorzystana a zamiast jedności, doszło do wojny domowej wśród Słowian. To ta właśnie wojna spowodowała ostateczne zerwanie więzi Merowingów ze swoimi słowiańskimi korzeniami i zapoczątkowała upadek religii ariańskiej w Europie.
Oczywiście z punktu widzenia obecnych Francuzów, Niemców i Anglików był to szczęśliwy punkt zwrotny ich historii, bo właśnie w tym momencie zaczęły się rodzić zarówno ich języki jaki i formy ich państwowości.
Dla Słowian natomiast zaczął się długi proces upadku, w wielu przypadkach prowadzący do utraty ich wolności oraz słowiańskiej tożsamości.

 
 
http://kronikihistoryczne.blogspot.com/2016/10/starozytna-historia-polakow-wzlot-i.html